Wydarzenia


Ekipa forum
Pałac zimowy
AutorWiadomość
Pałac zimowy [odnośnik]17.07.17 1:58
First topic message reminder :

Pałac zimowy

Dawna rezydencja królewska, która wieki temu przejęta została przez czarodziejów. Dzięki zaklęciom nałożonym na pałac oraz okolicę, wszędzie panuje wieczna zima. Dzięki temu żyją tu magiczne stworzenia, dla których angielski klimat zwykle jest zbyt ciepły. Podziwiać można je przez okna restauracji lub hotelu, które powstały w pałacu. Wycieczki po ogrodach możliwe są tylko z przewodnikiem, który doskonale wie, którędy chodzić, by nie płoszyć zwierząt. Czasem jednak da się go przekonać, by pozwolił na chwilę swobody wśród zaśnieżonych drzew.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pałac zimowy - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Pałac zimowy [odnośnik]14.11.21 3:41
Stojąc przed dwójką młodych czarodziejów nabierał animuszu, nawet jeżeli był do tej pory roztrzęsiony i czuł ojcowskie zmartwienia, to teraz wszystko zaczęło z niego schodzić, jakby rodzina raczyła go spokojem. W obecnym towarzystwie czuł się jak ryba w wodzie, w pracy niejednokrotnie musiał się obracać pośród tych nader poważnych, zdecydowanie od niego mądrzejszych i bardziej umiejętnych czarodziei, jednak nigdy nie czuł się gorszy i ta myśl towarzyszyła mu również dziś, pośród tych wszystkich ludzi, otaczającego go tłumy nieznajomych twarzy. Wydawał się naturalny, jakby za jedyny cel obrał syna, tego, który był dziś najważniejszą postacią. Powstrzymał chichot, który próbował wydostać się spomiędzy jego płuc. – Och tak, z pewnością istnieje pokój dla jemu podobnych gwiazd, byleby sam zainteresowany pamiętał skąd się wziął. – Ethan miał umiejętność prowadzenia uprzejmych, wymijających rozmów, które stosował w momentach poddenerowania, czyli takich, jak teraz. Nie do końca był pewien, jak ma się zachować, choć przecież samą etykietę znał na wskroś i nie peszyła go publika, jednak odczuwanie na sobie wzroku tych, którzy go rozpoznawali jako ojca Jaydena nie było do końca tym, czego się wcześniej spodziewał, jakby oceniali go przez pryzmat syna, nie na odwrót. Wziął jednak głębszy, uspokajający i przede wszystkim cichy wdech, wypuszczając go powoli. Wiedział i doceniał syna ponad siebie, jakby to dopiero młody Vane był wschodzącą gwiazdą rodziny, ich nadzieją na sukces, który rozpracowywali przez lata. Podziękował Jade, ocierając po chwili mimowolnie twarz chusteczką, zatrzymując się przy oczach, próbując ukryć wzruszenie, które go ogarniało. – Za Jaydena – przytaknął, unosząc własny kieliszek w toaście, który zaledwie kila chwil później przyszło mu konsumować. Płyn rozlał się przyjemnym ciepłem po organizmie, jakby wiedział, że przyda mu się teraz odrobina otuchy.
Dostrzegł sylwetkę Jaydena od razu, a jego uśmiech rozpromienił się nader znacznie, jakby doczekał się czegoś, co złożył już na karb niepowodzenia. Wtulił się w syna, klepiąc go z otuchą po plecach, co najmniej tak, jakby ten miał przed sobą jedynie kolejne małe wyzwanie, któremu podoła z łatwością, jak zawsze. – Mama? Och, posłała mnie przodem, sama wstąpiła po dziadków, chyba nie sądziłeś, że mogliby to pominąć? – zaśmiał się krótko, jakby przypominając sobie całą wewnątrzrodzinną kłótnię o tym kto pójdzie na sympozjum, jednak stary dziadek Vane był na tyle nieugięty, że mimo własnych zmartwień miał zamiar dziś przybyć, siejąc niejaki postrach w psychice Ethana, który wiedział, że będzie musiał odeskortować własnego ojca do domu zanim ten rozpocznie uzewnętrznianie się na temat poglądów z niewłaściwymi ludźmi, nie bacząc na słowa. Zupełnie inne pokolenia i inne sposoby rozwiązywania konfliktów miały się tu dziś spotkać i najlepiej dla Jaydena byłoby, gdyby każdy z nich siedział grzecznie cicho przez całe sympozjum, a uzdrowiciel musiał to jakoś zorganizować, najpewniej sadzając własną żoną obok ojca, który ją wielbił ponad wszystko. Chyba jakoś przetrwają dzisiejszą rozłąkę, prawda? – Powodzenia, synu – otulił słowa w ciełpo, którego używał jedynie w stosunku do najbliższej rodziny i posłał je w przestrzeń. Nie widział nawet możliwości, że ten wieczór skończy się inaczej, niżeli sukcesem.
- Lepiej zajmijmy stolik – zawyrokował w stronę Everetta i Jade, a w tej samej chwili otworzyły się przed nimi wielkie, mahoniowe drzwi, ukazując im docelową na dzisiejszy wieczór salę. Idealnie, w samą porę, pomyślał, krocząc bez zawahania w stronę Sali. Obserwował zdobienia taczające pomieszczenie, uśmiechając się z zadowoleniem na widok, który raczył jego oczy niemałym zachwytem. Wszystko wydawało się być idealne, starannie dobrane dla oka, przyciągające nawet dla tych, którzy nie cenili sztuki na co dzień. Rozejrzał się wprzód, dostrzegając mównicę, gdzie zapewne będzie przemawiać jego syn, pozostało już jedynie wybrać stolik, choć ludzie kręcili się na tyle gęsto, by mu to utrudnić. Przedarł się pomiędzy wkraczającym do Sali tłumem i dostrzegł momentalnie kilka wolnych miejsc przy jednym z samotnie siedzących mężczyzn. Zaraz mało gustownie pomachał do rodzeństwa Sykes i zwrócił się do siedzącego przy stole ElricaDzień dobry, Ethan, Vane – przedstawił się wpierw z lekkim, niemal niezauważalnym skinieniem głowy w dozie szacunku. – Tłumy tu dzisiaj, mam nadzieję, że możemy się dosiąść? – spytał uprzejmie, choć już od razu zaczął zajmować miejsce koło mężczyzny, co zrobić, Ethan nie był zbyt subtelny w kontakcie z obcymi, jak to na uzdrowiciela przystało, nadrabiał za to urokiem osobistym i postawą godną nader pewnego siebie człowieka.

stolik 5, numer 2
Ethan Vane
Ethan Vane
Zawód : uzdrowiciel na oddziale Chorób Wewnętrznych w św. Mungu
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9703-ethan-vane#294844 https://www.morsmordre.net/t9714-ophelia#295129 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f363-enfield-town-apple-grove-13 https://www.morsmordre.net/t9715-skrytka-bankowa-2222#295136 https://www.morsmordre.net/t9716-ethan-vane#295138
Re: Pałac zimowy [odnośnik]14.11.21 14:09
... dobrze wychowanego mężczyznę? Przewróciłem oczami, bądźmy poważni, do tego było mi niezwykle daleko. – Nawet gdybyś zostawiła mnie tutaj na calutki rok, i tak nic by z tego nie wyszło – odparłem entuzjastycznie, z uśmiechem i nieskrywaną dumą, za nic nie chcąc stać się jednym z nich, spętanym wydumanymi regułami sztywniakiem, który stracił wolność na rzecz poprawności. Względnie powoli prowadziłem siostrę w kierunku wskazanym nam przez broszurę, z uwagą wysłuchując ciętych uwag, którymi przybliżała mi sylwetki kolejnych mijanych czarodziejów, choć wszechobecny ścisk odzywał się we mnie podskórnym, tylko przybierającym na sile napięciem; nie lubiłem tłumów. – Na pewno by mnie poznały, tego uśmiechu się nie zapomina, Jade – wniosłem sprzeciw z udawanym oburzeniem, wzrokiem poszukując opisywanego czarodzieja; nie obchodziło mnie, czy nieznajomy zauważy moje nie-aż-tak-nienachalne spojrzenie. Mulciber? Był z nią na roku? Może i naprawdę był to on, powinienem go kojarzyć, nie miałem jednak zbyt dobrej pamięci do twarzy osób, które nie przewijały się przez boisko do Quidditcha. – Poza tym, przyganiał kocioł garnkowi. Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem cię w sukience. – Przelotnie spojrzałem ku niej kątem oka, ku zwieńczonej ametystem aksamitce, odsłoniętym obojczykom, czarnemu, eleganckiemu materiałowi kreacji; w niczym nie przypominała Jade, którą widywałem przy rodzinnym stole, nie mogłem jednak powiedzieć, by nie pasowało jej to, ten wyciągnięty z dna kufra strój. Nosiła go z pewną dozą naturalności, nie wyglądała, jak gdyby miała na sobie przebranie – przeciwnie do mnie, już dusiłem się od uwiązanego pod szyją krawata. – Lovegood, tego kojarzę. Fascynat magicznych stworzeń, zgadza się? – dopytałem cicho, nie zatrzymując się; wzniosłem kieliszek do ust, próbując ominąć stojących nam na drodze siwiutkich naukowców. – Wychodzi na to, że wszyscy geniusze zdecydowali się poczekać, byle tylko nie trafić ze mną do tej samej klasy... No, oprócz Jaydena oczywiście. – Wzruszyłem ramionami; nie rozpoznawałem nikogo, kogo jeszcze siostra nie postanowiłaby wspomnieć. Może byłem mało spostrzegawczy, a może brakowało nam tęgich głów na roku. Chociaż przyznaję, chętnie wysłuchałbym jakiegoś wykładu mistrza Macmillana o sztuce tworzenia dobrych trunków – domyślałem się jednak, że miał teraz, cóż, poważniejsze zmartwienia na głowie niż dywagacje na temat nowej whisky, a pokazywanie się na ziemiach Averych byłoby proszeniem się o kłopoty. – Och, Vanessa. Jeśli tylko odważy się podejść, też chętnie powiem jej o kilka słów za dużo – dodałem wesoło, może nawet zbyt wesoło, ze złowróżbnym błysku w oku; próbowałem zachować lekkość i swobodę, choć i wspomnienie tej Urquart, i bufona Crabbe'a sprawiło, że coś zaczęło się we mnie gotować. Niech się udławią tymi swoimi wężowymi językami, albo niech ich garboróg kopnie, jedno z dwóch. Jednak najbardziej nie spodobał mi się Sallow, oczywiście, któremu nawet nie skinąłem głową; miałem uczulenie na to nazwisko, odkąd doszło do tamtego wypadku, a raczej – odkąd zaczęto kamienować Jade, przypisując jej winę za śmierć męża. – No tak, poznaję tę gębę. Nie podejrzewam, by szukał u nas oświecenia. – Niechęć była wzajemna, toteż powinniśmy mieć od niego święty spokój, tak przynajmniej sądziłem. – Na szczęście my nie jesteśmy frajerami i nie odważylibyśmy się przychodzić tu z pustymi rękoma, prawda? – Przekrzywiłem głowę, głośno stukając się z nią kryształowymi kieliszkami. – Daj znać, gdybyś musiała znieczulić się czymś, co naprawdę doprawiono procentami. – Poklepałem się po szacie, po miejscu, w którym skryłem wypełnioną miodem piersiówkę; dodałem do niej paczuszkę z tytoniem, gdyby przypadkiem naszła mnie – nas – ochota na puszczenie dymka. Zanim jednak rozwinąłbym tę myśl, dołączył do nas ojciec Jaydena. – Wuju, dobrze cię widzieć – przywitałem z szerokim, szczerym uśmiechem, mocno ściskając przy tym jego dłoń. Oczywiście, nie mogło go tutaj zabraknąć, tak samo jak i jego żony. Tylko gdzie się podziewała? Nie widziałem jej u jego boku. Pokręciłem zamaszyście głową, mimowolnie lawirując wzrokiem między otaczającymi nas czarodziejami; nie odnajdowałem wśród nich samego Jaydena, gwiazdy wieczoru. – Na pewno uda nam się go złapać zanim jeszcze rozpocznie swój wykład. – Nawet ja dostrzegałem w wujku znamiona nerwowości, a może to tylko ekscytacja, wzruszenie, w końcu jego jedyne dziecko miało dziś zaprezentować wszystkim zebranym w pałacu czarodziejom swe naukowe dokonania. – Za Jaydena – zgodziłem się, znów wznosząc szkło do ust, pijąc zdrowie utalentowanego kuzyna. Chyba zaczęły go piec uszy, bo ledwie chwilę później wyrósł obok nas jak spod ziemi. Skąd on wytrzasnął ten strój? Elegancik. – Proszę, oto i on! – Poklepałem krewniaka po plecach, może odrobinę za mocno, kiedy poufale ściskaliśmy się na powitanie. – Nie moglibyśmy tego przegapić – dodałem, by zaraz później ścisnąć dłoń podchodzącemu do nas Lovegoodowi. Nie miałem pojęcia, że zna się z Jaydenem, lecz przecież – skąd miałbym wiedzieć. – Powodzenia – zwróciłem się do astronoma, na krótką chwilę stając się całkowicie poważny; nie wątpiłem w niego, w jego elokwencję czy wiedzę, tą zawsze nade mną górował. Dopiero wtedy ruszyłem śladem wuja do Sali Tronowej, znów użyczając Jade ramienia, o ile oczywiście tego chciała. – Chodźmy, może znajdziemy miejsce przy stoliku bez nadętych bufonów – mruknąłem porozumiewawczo, spoglądając w górę, ku bogato zdobionemu sklepieniu komnaty; na rany Merlina, co to był za żyrandol? A gdyby spadł nam na głowy? Przepych mnie przytłaczał, nie zamierzałem jednak narzekać, przynajmniej nie na głos.
Niewiele robiąc sobie z tego, co wypada, a co nie, odmachałem wujkowi Ethanowi, kierując się wprost w jego stronę – najwidoczniej udało mu się odnaleźć odpowiednio dobre miejsca. – Everett Sykes – powiedziałem, gdy okazało się, że przy stoliku zasiada ten sam czarodziej, który powstrzymał się przed uraczeniem Jaydena kopniakiem na szczęście. Szkoda, nie pogardziłbym takim widokiem.

| stolik 5, numer 3 + Jade na numer 4
Everett Sykes
Everett Sykes
Zawód : wagabunda
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I'm a free animal, free animal
My heart pitter-patters to the broken sound
You're the only one that can calm me down
OPCM : 12+1
UROKI : 6
ALCHEMIA : 16 +4
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10 +3
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9528-everett-sykes#289810 https://www.morsmordre.net/t9569-freya#291015 https://www.morsmordre.net/t12306-everett-sykes#378173 https://www.morsmordre.net/f356-lancashire-forest-of-bowland-gawra https://www.morsmordre.net/t9570-skrytka-bankowa-nr-2189#291016 https://www.morsmordre.net/t9530-jareth-everett-sykes#289896
Re: Pałac zimowy [odnośnik]14.11.21 19:55
Odetta była kobietą specyficzną, lecz podczas ich licznych spotkań związanych z nauką anatomii Elvira nauczyła się znosić jej pretensjonalne obycie i nieco nazbyt melodyjny tembr głosu. Były rodziną i choć wcześniej podobne więzi Elvira zwykła zbywać pogardliwym prychnięciem, obecnie doceniała każdą okazję do tego, by poszerzyć sieć kontaktów. Zwłaszcza, że pozostawanie w dobrych stosunkach z rodziną ze strony matki mogło jej wyjść tylko na dobre - i żałowała, że wcześniej była zbyt zaślepiona własnymi ambicjami, aby to dostrzec.
- Bliskie osoby, powiadasz. O kim dokładnie mowa? Widziałam program, czyżby chodziło o lorda Blacka? - Elvira spojrzała na obrazy z lekkim westchnieniem, udając, że podziwia kunszt malarza, a w rzeczywistości kątem oka przypatrując się gromadzącym się gościom. Łagodny dreszcz przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa, gdy w masie twarzy spostrzegła charakterystyczne rysy Ramseya Mulcibera. Odwróciła się do niego plecami wystarczająco szybko, aby nie musieć krzyżować wzroku z jego chłodnymi oczami. - Mam nadzieję, że sympozjum zaowocuje interesującymi ideami do omówienia. Sama chętnie wygłosiłabym wykład, obawiam się jednak, że rodzaj... nauki, który praktykuję nie nadawałby się na to konkretne spotkanie - skwitowała cicho, gdy na wielkich dwuskrzydłowych drzwiach pojawił się plan wraz z tytułem tegorocznego sympozjum. - Piękna zima i jeszcze piękniejszy zamek, nie sądzisz?
Wraz z Odettą weszły do sali tronowej ramię w ramię, zadzierając głowy, aby przyjrzeć się freskom. Elvira miała wrażenie, że zadawane przez nią pytania są nienaturalne, jej język zbyt sztywny i pozbawiony lekkości, z którą inne damy na tego typu wydarzeniach wymieniały się komentarzami. Nigdy nie była przesadnie towarzyska, co w czasach jej lat nastoletnich stanowiło przyczynek wielu nieprzychylnych, złośliwych komentarzy ze strony koleżanek. Nie potrafiła odnaleźć się w takich warunkach, ale osiągała powoli dojrzałość wystarczającą do tego, by nie zareagować złością na własną niedoskonałość. Mogła nauczyć się etykiety galowej, mogła osiągnąć perfekcję i w tym, tak jak osiągnęła ją w wielu innych dziedzinach.
Pozwoliła kuzynce wybrać miejsca, w duchu wyrażając zadowolenie z faktu, że wybrała jeden z bliższych stolików. Po prawdzie Elvirę mniej niż goście i potrawy interesowały przygotowane prelekcje. Upiła niewielki łyk apertifu i postawiła kieliszek dość daleko od własnych dłoni, powstrzymując ochotę oparcia łokci na stole. Miast tego skrzyżowała nogi w eleganckim tonie, mimowolnie kopiując posturę Odetty. W swojej pięknej spódnicy, z upięciem i makijażem prezentowała się zapewne dość porządnie, by ujść za damę.
- Mówisz? - posłała kuzynce ostrożne spojrzenie, niepewna, czy ta naprawdę chciała wciągnąć ją teraz w rozmowy na temat mody. Cóż, jeśli dzięki temu nie będzie później gadać w trakcie wykładów... - Który dekolt twoim zdaniem wykracza poza standardy? - zapytała z cieniem uśmieszku, dyskretnie przyglądając się kobietom przy stoliku za plecami Odetty. Można byłoby uwierzyć, że jest tego szczerze ciekawa.

Stolik 2 miejsce 2
[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Pałac zimowy [odnośnik]15.11.21 0:38
Ciężko było nie zwrócić uwagi na żywe dyskusje istnej śmietanki towarzyskiej w środowisku naukowców. Rozprawiali głośno o powodzie dzisiejszego naukowego spędu, ciszej szeptali o oczekiwaniach. Mimo to zerknęła tylko raz w ich kierunku, nie chcąc nachalnie skupiać swej uwagi. Ryzykowanie, że jeszcze bardziej przyciszą głosy, sprawiało, że wolała przyglądać się przedstawionej historii, a im jedynie przysłuchiwać, póki była w stanie. Dopiero kiedy przypomniała sobie cały los Sigurda, odwróciła się do ściany plecami. Upiła nieduży łyk alkoholu, prześlizgując wzrokiem po konkretnych sylwetkach. Już wcześniej dostrzegła lorda Blacka, Corneliusa oraz Ramseya stojących nieco z boku. Nadal nie zdecydowała się podejść do nich, nawet, aby przywitać się z mężczyznami, których znała lepiej bądź gorzej. Dla rodu pierwszego z nich pracowała, kolejny był wątpliwym przyjacielem rodziny, a trzeci pozostawał całkowicie neutralny. W niedużym tłumie dostrzegła również Elvirę w towarzystwie młodej dziewczyny, prezentującej się, jak lady, ale nie miała pojęcia, kim była dokładnie. W końcu zauważyła również Jaydena, który pojawił się wśród oczekujących na otwarcie drzwi do Sali Tronowej. Gdyby ich znajomość nie posypała się tak mocno w ostatnich tygodniach, może przywitałaby się z nim, ale tak wolała nie prowokować dziwnego napięcia. Wątpiła, aby potrzebne to było Vane’owi przed rozpoczęciem sympozjum. Odczekała w samotności te ostatnie minuty, wykorzystując moment w którym naprawdę mogła skupić myśli na pewnych kwestiach. Takie chwile zdarzały się coraz rzadziej, gdy sporadycznie była sama ze sobą, częściej miała towarzystwo. Uniosła wzrok, gdy wybiła godzina, a masywne drzwi otworzyły się, odsłaniając wnętrze sali. Odczekała krótką chwilę, zanim ruszyła w kierunku wejścia, przystając przy rozpisce stolików. Spojrzała na możliwości, dostrzegając zajęte już miejsca. Zawahała się, finalnie woląc zająć jeden z wolnych stolików, zamiast dosiadać się do kogokolwiek. Zerknęła, gdy w zasięgu wzroku ponownie pojawili się ci, którym poświęciła wcześniej trochę uwagi.
Skinęła im głową, uśmiechając się łagodnie.
- Lordzie Black, lady Burke, panie Sallow.- podjęła najpierw, by w trzecim przypadku nacisnąć nieco na fałszywie uprzejmą nutę, której Cornelius powinien się domyślić. Po ich ostatnim spotkaniu i tym jak mężczyzna uniósł się dumą, nie potrafiła inaczej odnosić się do niego.- panie Mulciber.- kącik jej ust uniósł się odrobinę wyraźniej, bardziej szczerze. Tylko raz zwróciła się do niego w podobny sposób, kolejnym pozostawiając przesadną formę per Pan dla innych.- Dołączysz? – spytała miękko, ale nie naciskała, pozostawiając mu wybór. W końcu ich znajomość była mocno powierzchowna, jednak miała wrażenie, że na ten moment był idealnym towarzystwem.

stolik 1, miejsce 1

[bylobrzydkobedzieladnie]



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.



Ostatnio zmieniony przez Belvina Blythe dnia 15.11.21 2:06, w całości zmieniany 2 razy
Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Pałac zimowy [odnośnik]15.11.21 1:42
Znajomy głos przerwał kontemplację. Obrócił głowę za źródłem, napotykając spojrzeniem młodego, ambitnego i rezolutnego czarodzieja. Uprzejmy uśmiech pojawił się na jego twarzy, wypogadzając ją nieco, chociaż jasne oczy pozostały zimne i niedostępne.
— Rigelu — powitał go bezpośrednio, jako przełożony, skinając mu głową oszczędnie, lecz tak, by nie okazać braku szacunku, który przecież żywił do jego krewnych. Ród Black był rodziną, która pielęgnowała tradycję i najważniejsze dla czarodziejskiego świata wartości. Opowiedziała się po jedynej słusznej stronie, po stronie Czarnego Pana. Miał nadzieję, że młody lord aspirował do zostania następcą Alpharda. — Cieszę się, że znalazłeś swoją inspirację. Wierzę, że rozwiałeś wątpliwości, które Ttobą targały i odpowiednio ukierunkowałeś siły. Ministerstwo potrzebuje wciąż otwartych umysłów, badaczy, który będą mogli zgłębiać dręczące nas nieustannie zagadnienia i problemy. — Upił łyk lekkiego alkoholu, od razu dostrzegając zbliżającą się sylwetkę Corneliusa Sallowa, któremu także skinął głową na powitanie. — Zachwycające — przyznał kłamliwie bez mrugnięcia okiem. Nigdy nie dostrzegał sensu w zachwycaniu się otaczającą przyrodą, a jednak wyznanie czarodzieja skłoniło do podjęcia tematu. — Szczególnie ujęło mnie Wenlock Edge, choć nie bawiłam tam zbyt długo. Legenda mówi, że da się tam usłyszeć jęki Fineasa Rowle'a. Nie miałem szansy potwierdzić tych historii, a szkoda — dodał z rozbawieniem. Wątpił, by Sallow czy ktokolwiek inny zdawał sobie sprawę z jego pochodzenia, nigdy nie trzymał zbyt głębokiej komitywy z rodziną matki. Na pytanie o książkę, skinął głową. — Owszem. Interesujące dzieło – przyznał, nie mówiąc jednak więcej. Z zaciekawieniem zerknął na Corneliusa, jakby oczekiwał, że sam odpowie. Kiedy jednak zwrócił uwagę na demony uśmiechnął się powoli, wilczo. Ogma był w nim silny, był potężny. Czynił go potężnym.
— W rzeczy samej — dodał enigmatycznie, zachowując swoje myśli wyłącznie dla siebie. Kobiecy głos poznał od razu, błyskawicznie kojarząc go z wyjątkowym talizmanem, chociaż za nic nie mógł sobie przypomnieć, gdzie go stracił. — Lady Burke — powitał ją, kłaniając się grzecznie z czarującym uśmiechem. — Jak moglibyśmy odmówić takiemu towarzystwu — odparł, łapiąc szybko spojrzenie czarownicy i lekko skinął głową. — Z żalem muszę stwierdzić, że zbyt rzadko miewam do czynienia z kobietami o takim umyśle, jestem ciekaw twojej opinii, lady, na temat dzisiejszych wykładów. Proszę — gestem dłoni zachęcił kobietę do prowadzenia w stronę wybranego stolika, kiedy punktualnie, drzwi sali tronowej otwarły się, aby wpuścić wszystkich gości.
Wokół było wiele znajomych twarzy, ale obecności Belviny się nie spodziewał. Kącik ust drgnął mu, kiedy spojrzał w jej stronę, witając się uprzejmym ruchem głowy. Wyglądała oszałamiająco — spojrzenie przemknęło po jej twarzy, na kilka wyraźnych sekund zatrzymując się na jej wargach. Była dobrą uzdrowicielką, zawdzięczał jej powrót do zdrowia po przedsylwestrowych perypetiach z sojusznikami zdrajców w Dziurawym Kotle, ale przy tym wyjątkowo atrakcyjną kobietą.
— Panno Blythe. A może ty zechcesz do nas dołączyć. Właśnie wspomniałem o tym, jak niewiele jest kobiet, z którymi można podjąć dyskurs w trakcie takich wydarzeń.— Mało było inteligentnych kobiet, — tę uwagę pozostawił już dla siebie — a on lubił otaczać się takimi. Nim jeszcze wkroczyli do sali tronowej, zaczepił pracownika pałacowego i zwrócił się do niego z prośbą o dostawienie jeszcze jednego krzesła dla damy, która powinna zasiąść koniecznie w ich towarzystwie, a następnie ruszył za lady Burke, której odsunął krzesło nim usiadła, w końcu zajmując własne tuż obok.

| rzucam na opętanie, bo zapomniałam... i przekazuje pracownikowi 10 pm za fatygę



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Pałac zimowy - Page 6 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Pałac zimowy [odnośnik]15.11.21 1:42
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pałac zimowy - Page 6 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pałac zimowy [odnośnik]15.11.21 2:09
Uśmiechnął się promiennie, gdy do ich towarzystwa dołączyła sama lady Burkę. No proszę, wystarczy stanąć w towarzystwie arystokraty, a szlachcianki i piękne damy same zlatują się niczym ćmy do światła. Nic dziwnego, że Mulciber wybrał sobie takie towarzystwo. Śmierciożerca - o ile Cornelius się orientował - wciąż pozostawał nieżonaty. Dobrze będzie go obserwować zanim Sallow samemu zdecyduje się na kroki w kierunku stabilizacji. Przekonać się, na jaką partię może liczyć osoba o podobnym nazwisku, jak wysoko można awansować dzięki walce u boku Czarnego Pana.
Co prawda, ostatnio myśli Corneliusa zajmowała głównie widziana na spotkaniu Rycerzy panna Dolohov - jej roziskrzone oczy, gdy legilmpntował przy niej mugola. Szeroki uśmiech karminowych warg, sposób w jaki powoli sączyła wino, głęboki akcent, zgrabne nogi. Nie był jednak przekonany, czy powinien zalecać się do panny z zagranicy, w dodatku jawnie uczestniczącej w wojnie. Kobiety powinny w końcu siedzieć w domu i pięknie wyglądać - w innym wypadku kończą jak Deirdre i stają się nieznośne.
-Mój brat twierdził kiedyś, że go słyszał. - odpowiedział odruchowo Mulciberowi, gdy zaczęli rozmawiać o Wenlock Edge. Zamrugał, zły na siebie za to, że rozproszył się myślami o pięknych kobietach. Nie chciał wspominać dziś Solasa. Lepiej wykorzystać rozmowę politycznie. -Liczę, że wojna zbliży do siebie Shropshire i sąsiadujące hrabstwa. - zauważył, sygnalizując, że - pomimo wychowania na ziemiach Averych - jego lojalność leży w Londynie, że pragnie silnej i scentralizowanej Anglii. Waśń Rowlów i Averych, ciągnąca się od wieków, zdawała się mniej istotna niż nowy, wspaniały świat.
-Tak, niektóre wnioski są zaiste interesujące. Szczególnie dobór cytatów w "Horyzontach Zaklęć." - przytaknął Ramsey'owi, ale w głosie zabrzmiała zimna, metaliczna nuta.
"Żeby tego było mało - szokujące okazało się krótkotrwałe, niekontrolowane objawienie się magii w niemagicznej części eksperymentu! Napromieniowanie homoiomeriami zaprezentowało się na tyle skutecznie, iż pozwoliło na wykazanie cech związanych typowo z naszą codziennością! Po jakimś czasie ów stan wygasł, lecz to wystarczyło, by otworzyć kolejną rzeszę pytań tyczących się pierwotności czarodziejów, ekskluzywności magii oraz granic między naszym światem a światem wyzbytym z czarów." - studiował ten cytat tyle razy, zastanawiając się nad dziennikarskimi przeinaczeniami, że aż napisał do Vane'a z prośbą o wyjaśnienia. Te okazały się mało satysfakcjonujące i Sallow niecierpliwie oczekiwał pytań od publiczności. Musiał tylko z kimś się naradzić, by nie wyjść na ignoranta - dobrze będzie siąść przy jednym stole z naukowcami.
-Lady Burke. Będę zaszczycony. - odparł promiennie, gdy zaproponowała im udanie się do jednego stolika. Mimochodem dotknął pięknej przypinki przy klapie marynarki i spojrzał na Primrose porozumiewawczo. Talizman doskonale spełniał swoją rolę.
-Panno Blythe. Zapraszamy, przy okazji omówimy szczegóły naszej współpracy. Panna Belvina jest na tyle uprzejma i zaznajomiona z magią leczniczą, że wypowie się dla mojego nowego artykułu o fizycznej wyższości czarodziejów nad innymi... - nie dokończył zdania, nie chcąc nazywać mugoli ludźmi. Jeśli mieli pozbyć się ich z Anglii, to lepiej pomyśleć nad zgrabnym synonimem.
Udał się do stolika, puszczając panie przodem. Przy okazji rozejrzał się po sali, obserwując resztę przybyłych. Nieco zbyt sztywno skinął głową Elvirze, a potem zatrzymał spojrzenie na Jade. Już wymiana spojrzeń w korytarzu była mniej niż przyjemna, ale teraz wzrok Sallowa złagodniał. Przechylił lekko głowę, zerkając w stronę mosiężnych drzwi. Powinna znać ten gest - w podobny sposób zapraszał ją na stronę po rodzinnych zbiegowiskach, pod lodowatym spojrzeniem ojca i w ogniu ciętych uwag matki. Wtedy jeszcze pani matka miała cięty język, wtedy jeszcze nie opuścił jej rozum. Oszalała przez Jade, przynajmniej tak najpierw myślał. Legilimencja rozjaśniła potem parę spraw.
Musimy porozmawiać. Po wszystkim. - chciał zakomunikować szwagierce. Listy były ryzykowne, nie mógł przepuścić takiej okazji. Miał do omówienia pewną palącą kwestię, a mimo wszystko pozostawali rodziną. Solas by tego chciał.
Odsunął dla siebie krzesło i odruchowo obejrzał się na Mulcibera, chcąc zająć miejsce u jego boku. Możliwe, że w trakcie sympozjum będzie miał kilka pytań - a głupio szeptać je do szlachcica albo do kobiet.

Zajmuję miejsce 3 przy stoliku #3 i zapraszam Ramsey'a by usiadł obok, na 4
rzucam na spostrzegawczość - patrzę na zgromadzonych, a na końcu na Mulcibera


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Pałac zimowy - Page 6 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Pałac zimowy [odnośnik]15.11.21 2:09
The member 'Cornelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 79
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pałac zimowy - Page 6 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pałac zimowy [odnośnik]15.11.21 8:43
Wyglądała tego dnia z narastającą niecierpliwością i chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że właśnie ze względu na to jej oczekiwania względem sympozjum systematycznie rosły, wciąż liczyła na to, że ostatecznie nie okaże się ono być rozczarowaniem. Świat nauki pochłaniał ją i fascynował wbrew wszystkiemu i wszystkim - mówiono wszak, że był to męski świat, że miejsce kobiet było w domach, a nie w laboratoriach, pracowniach astronomicznych czy na konferencjach bystrych umysłów. Z wrodzoną upartością nie zamierzała jednak ulegać zbyt łatwo i z tą też myślą zadbała o to, by piętnasty dzień lutego był jej dniem wolnym i by mogła wziąć udział w wydarzeniu. Przygotowania zaczęła wcześnie, odświeżając wydobytą z dna kufra elegancką suknię, najprawdopodobniej jedyny przynależący do niej tak niepraktyczny element garderoby, którego jedynym zadaniem było wyglądać. Brak jej było wprawy w czesaniu fikuśnych fryzur, włosy upięła więc w kok, a odsłonięte uszy przyozdobiła drobnymi kolczykami, nim przywdziała ciepłe futro z czarnych lisów i ignorując napięcie skręcające wnętrzności w supeł, ruszyła do sąsiedniego hrabstwa, do zachwycającego zimowego pałacu, którego wnętrze po przekroczeniu marmurowego wejścia powitało ją całym swym dostojeństwem. Usłużny pracownik odebrał jej odzienie wierzchnie, w jej dłoni znalazł się program wydarzenia, a naokoło mrowiło się od ludzi wypachnionych drogimi perfumami, wyszykowanymi zgodnie z najnowszą modą, gawędzących radośnie i żartujących w mniejszych lub większych grupkach, obcych. Przełknęła ślinę, zmuszając się do wygięcia ust w uśmiechu i dopiero teraz spłynęła na nią myśl, że być może błędem było przychodzenie tu bez nikogo znajomego; wydarzenie ciekawiło ją i przyciągało, nie zadbała jednak o podstawową kwestię towarzystwa, tym samym pozbawiając siebie samej bezpiecznej warstwy buforowej oddzielającej ją od tego, do czego nie była przyzwyczajona. Chwyciwszy kieliszek aperitifu, przystanęła więc z boku pomieszczenia, by skupić się na ruchomych obrazach przywodzących na myśl dawne historie, które w innym życiu opowiadał jej Halfdan, przyglądała się więc im przez dłuższą chwilę, aż do momentu, w którym porównanie to stało się nieznośne i dopiero wtedy odwróciła się ponownie w stronę przybywających do pałacu ludzi, a jej spojrzenie padło akurat na Ritę. Bagman odczekała jeszcze parę uderzeń serca, by zobaczyć czy panna Runcorn przyszła tu z kimś, lecz gdy nikt dodatkowy nie pojawił się u jej boku, ruszyła w jej kierunku zdecydowanym krokiem, nie pozwalając sobie na przepuszczenie takiej okazji.
- Rito, co za niespodziewane spotkanie. Czy to nie ekscytujące wydarzenie? - przywitała ją, uśmiechając się szczerze. Była jej deską ratunku w środowisku, w którym sama się nie odnajdowała; czy zdawała sobie z tego sprawę? - Która prelekcja interesuje cię najbardziej? - zapytała, upiwszy drobny łyk trunku, który rozgrzał nieco jej wnętrze. Wtem drzwi do kolejnej sali zostały otwarte, a zebrani zaczęli wchodzić do środka i zajmować miejsca przy stołach - i one ruszyły ich śladem. - Usiądziesz ze mną czy jesteś z kimś umówiona? - Revna spojrzała na Ritę z cieniem nadziei pobłyskującej w oczach, a gdy ciemnowłosa przystała na jej propozycję, pozwoliła jej wybrać dogodne miejsce i usiadła na miejscu obok, by rozejrzeć się uważnym spojrzeniem po wszystkim i wszystkich dookoła.

siadamy przy stoliku #4, Revna na miejscu nr 1 i Rita Runcorn na miejscu nr 2
Revna Bagman
Revna Bagman
Zawód : alchemik, łowca ingrediencji
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
let it hurt
until it can't hurt anymore
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10569-revna-bagman#320253 https://www.morsmordre.net/t10660-rangvaldr#323147 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f401-cheshire-delamere-forest-lesniczowka https://www.morsmordre.net/t10659-skrytka-bankowa-nr-2333#323142 https://www.morsmordre.net/t10661-revna-bagman#323148
Re: Pałac zimowy [odnośnik]15.11.21 10:20
Krótka rozmowa z bratem przebiegała jak zawsze spokojnie. Można niemal uznać, że nieco na boku, pozostawali w cieniu tych wszystkich zagadanych ze sobą czarodziejów i czarownic. Calypso musiała przyznać, że chociaż rzeczywiście dostrzegła kilka znajomych twarzy, to niektóre pozostały jej zupełnie nieznane. Czy to może zagraniczni goście? Albo ludzie statusu krwi nie do końca czystej? Zerknęła na brata, w nim opatrując w razie czego oparcia, nawet nie jeśli chodziło o koligacje między rodami, ale być może na sali byli ludzie, których nie kojarzyła, chociaż przed laty poznała. Nie chciała popełnić żadnej towarzyskiej wpadki, więc w zasadzie chyba nawet lepiej, że mogli cieszyć się swoim towarzystwem. Tylko jedna rzecz powracała do głowy Calypso i nie mogła przestać się dyskretnie rozglądać raz na jakiś czas.
- Czy myślisz drogi bracie, że lady Travers przybędzie? - Wydawało jej się, że spotkanie przyszłej żony brata w takim miejscu będzie dla niej ulgą. W zasadzie to wczorajszego dnia były walentynki, a jej nie było wiadomo, czy Ares spędził je właśnie z przyszłą żoną, czy może znów trzeba wymyślić zwinną wymówkę przed panem ojcem, by nie wysłuchiwać komentarzy.
Calypso zawsze gotowa była bronić brata, chociaż jako kobieta nie miała teoretycznie zbyt wiele powiedzenia. Oczywiście nie chodziło o to, że nie mogła się zupełnie wyrażać no i w dodatku, jako córka pozostawała pupilką ojca, ale nigdy nie chciała tego nadwyrężać.
Dostrzegła w tłumie byłą narzeczoną Aresa, Primrose i jeśli była ku temu sposobność, uśmiechnęła się do niej. Miała nadzieję, że nie było między nimi złej krwi. Zwłaszcza że w ostatnim czasie była na ich zamku w celu wykonania portretu dla córki lorda Xaviera.
Prześlizgując się wzrokiem po zgromadzonych, dostrzegła lady Parkinson i odpowiedziała zadowolonym gestem na jej powitanie.
Wtedy właśnie ruszyli do zajęcia stolików. Mijając w przejściu Lady Odettę, Calypso nie mogła się powstrzymać przed uśmiechem — ta drobna lady miała w sobie takie naturalne ciepło, że wzbudzała same przyjemne odczucia.
- Mówiłam ci Aresie, że pomagałam ostatnio lady Parkinson w lekcji malarstwa? To wyjątkowo zdolna uczennica. - Powiedziała cicho do brata, gdy zajmowali miejsce przy stoliku.
Dwa wolne miejsca, które wybrali, znajdowały się akurat przy stoliku wspomnianej Lady.
- Dobry wieczór lady Parkinson. Pani Multon. - Uśmiechnęła się Calypso, odsuwając jedno z krzeseł. - Wspaniałe kreacje muszę przyznać. - Obie kobiety prezentowały się bardzo szykownie. To nic, że przyszły tutaj w celach naukowych — można być przecież i mądrą i piękną, czego byli wszyscy idealnym przykładem.

Zajmujemy z Aresem miejsce 3 (Calypso) i 4 (Ares) przy stoliku nr 2



Calypso Carrow


But he that dares not grasp the thorn
should never crave the rose

Calypso Carrow
Calypso Carrow
Zawód : Malarka, Arystokratka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I won't be silenced
You can't keep me quiet
Won't tremble when you try it
All I know is I won't go speechless

OPCM : 10
UROKI : 5 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9571-calypso-carrow https://www.morsmordre.net/t9765-tea#296315 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t10558-skrytka-bankowa-2196#319978 https://www.morsmordre.net/t10406-c-carrow#314672
Re: Pałac zimowy [odnośnik]15.11.21 11:29
-Liczę, że to, nad czym rozpocząłem badania, pomoże nam w przyszłości. - odpowiedział Niewymownemu. Blackowi przede wszystkim chodziło o to, co nadejdzie po wojnie. Odbudowa kraju będzie kosztowała wiele sił i zasobów, ale może właśnie pojawiła się szansa, aby to usprawnić?
Black kątem oka dostrzegł Odtettę, która również pojawiła się na sympozjum. Odpowiedział ciepłym uśmiechem na jej uśmiech. Może uda im się porozmawiać podczas przerwy? Może nawet po jego wystąpieniu, gdyż z wielką chęcią posłuchałby, co ona, jako alchemiczka, sądzi o temacie, który zostanie przez niego poruszony.
Usłyszawszy za sobą kroki, odwrócił się i dostrzegł, Corneliusa Sallow, który raczył dołączyć do ich małego grona.
-Dzień dobry, Panie Sallow. To przyjemna okolica i bardzo żałuję, że bywam tu dość rzadko. - upił łyk napoju ze swojego kieliszka. - Może poleciłby mi Pan miejsca, jakie jeszcze warto tu zobaczyć?
Ostatnio prawie w ogóle nie ruszał się z Londynu, skupiając się na badaniach w Szkocji, którą zdążył nawet polubić, jak i Irlandię. Na północy było spokojniej, z dala od działań wojennych, w końcu wymiana ognia tuż nad głową nie jest czymś, co pomaga się skupić.
-Pana brat był naukowcem? - Rigel wiedział, że Wenlock Edge przyciągało wielu badaczy z racji swojej niezwykłej flory oraz cennych minerałów, ukrytych w głębi ziemi.
-Nie mogę się już doczekać, kiedy będzie można zadać profesorowi więcej pytań. - szczególnie że tematy ich badań w pewnym stopniu były dość bliskie.
Rigel powoli przeniósł wzrok na gobelin, przede wszystkim wpatrując się w hipnotyczne płomienie. Lubił ogień, podobała mu się jego żarłoczność, siła. Oraz to, że jeden nieostrożny ruch i mała iskierka mogła zmienić się w ogniste piekło, niszczące wszystko na swojej drodze.
-Jeśli ma się w tym konkretny cel… to chyba warto... - powiedział cicho. Nie zdążył jednak dokończyć swojej myśli, gdyż usłyszał głos swojej przyjaciółki.
-Albo można i tak. Dobrze cię widzieć, Primrose. - uśmiechnął się do niej ciepło. - Dlaczego nie zdecydowałaś się również dziś wystąpić?
Kiedy drzwi do Sali Tronowej w końcu się otworzyły, uznał, że dołączy do Primrose. Obecnośc lady Burke zawsze działała na niego kojąco. Dopiero po chwili zauważył, że i Odetta dała mu wyraźny znak, aby dostał się do niej. W tłumie dostrzegł także Elvirę. Chyba już zawsze będą na siebie wpadać podczas imprez towarzyskich.

|Stolik 3, miejsce 2


HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8887-rigel-black https://www.morsmordre.net/t9011-apt#270971 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t9012-skrytka-bankowa-nr-2091#270977 https://www.morsmordre.net/t9026-rigel-a-black#271647
Re: Pałac zimowy [odnośnik]15.11.21 20:56
- Gratuluję, prawdziwy z ciebie Sykes. - Z chytrym uśmiechem malującym się na twarzy poklepałam brata po plecach. Sława o braku dobrych manier wyprzedzała nasze nazwisko, ale nikt w rodzinie nie wydawał się szczególnie przejęty łatką dzikusów, przyjmując ją raczej za komplement. Nie potrzebowaliśmy poklasków, nie żyliśmy dla pucowania się innym, nigdy nie wstydząc się przed głoszeniem własnych, choćby niepopularnych opinii. Oczywistym było też, że głośne bekanie stanowiło najlepszy rodzaj pochwały dla osoby przygotowującej posiłek. Natura nas takimi stworzyła - co więc mogło być w tym niewłaściwego? - Masz na myśli swoją parszywą gębę? Rzeczywiście, trudno wyrzucić z głowy. - Uraczyłam brata uszczypliwą ripostą, choć znał mnie wystarczająco, by wiedzieć, że był to mój sposób na wyrażanie sympatii. - Tak bardzo schlałeś się w Nowy Rok i na Samhain, że wyczyściło ci pamięć? Czasem umiem się ubrać jak kobieta… - Żachnęłam się z udawanym smutkiem, wyginając wargi w podkówkę. Nie miałam jednak żalu do Everetta. Nie było tak za czasów Hogwartu, ale przy Solasie w pełni odnalazłam swoją kobiecą stronę, uświadamiając sobie, że nie musiałam wciskać się w niewygodne stroje, by odczuwać jedność z własną naturą, posiąść lekkość w poruszaniu się i rozmowie, roztaczać zalotny czar i swoją obecnością wywoływać u innych niewymuszony uśmiech. W moich trzewiach brzmiała pieśń o wojowniczej Morvoren, niesiona przez głosy wszystkich moich przodkiń, ale i celtyckiej Eponie, bogini płodności i uosobieniu matki - nawet jeśli sama nigdy nią nie zostałam. - Myślę, że znaleźlibyście wspólny temat. - Przytaknęłam bratu na pytanie dotyczące profesji Elrica. Z pewnością widzieli się na moim weselu - ale ten dzień wydawał się oddzielać od teraźniejszości całą wiecznością - podobnie jak dzień, w którym po raz ostatni usłyszałam jego głos, w zduszonym krzyku wołającym do mnie uciekaj.
Czy gdybym podjęła próbę uratowania go, byłby tu dzisiaj ze mną, czy może nie byłoby już nas oboje?
- Oprócz Jaydena i ciebie, bystrzaku. Brakuje tylko Macmillana, prawda? - Swoimi nieoczywistymi komplementami wspinałam się na wyżyny sarkazmu, nie pozostawiając na bracie suchej nitki. Humor wyostrzał mi się zwykle w miarę pogłębienia upojenia alkoholowego, a ja ledwie co zmoczyłam usta. - Doceniam, ale to chyba ten typ osobowości, na którym nie warto strzępić języka. - Wzruszyłam ramionami, dając mu do zrozumienia, że zdołałam się uodpornić na słowa Urquart. - Lepiej od razu wyczarować łopatę. - Dodałam konspiracyjnie po chwili namysłu, a uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Podążyłam wzrokiem za braterską dłonią, kiedy ten poklepał się po piersi, domyślając się, co próbował przekazać. - Ciężko teraz dostać cokolwiek, lepiej oszczędzać zapasy. Zamierzam bawić się na koszt dzisiejszych mecenasów. - A także zachować względnie trzeźwy umysł na czas wykładów - ominęło mnie kilka lat sympozjów, zdecydowanie chciałam nadrobić nagromadzone zaległości.
I przy okazji nie rozkleić się, myśląc o tym, że równie dobrze mógłby to być wieczór Solasa.  
- Jeśli odfrunie, to poślemy za nim Jocundę. - Mrugnęłam porozumiewawczo do wuja, którego ukrywane wzruszenie wydało mi się ujmujące; siostra była chyba najsłynniejszą lotniczką obecnych czasów. Swoim toastem musiałam nieświadomie przyciągnąć Jaydena, który zmaterializował się przed nami, kiedy tylko wznieśliśmy kieliszki ku górze. Ciepło powitałam kuzyna, dziękując za komplement, i choć sam również prezentował się wytwornie, wiedziałam, że dzisiejszego wieczoru najistotniejsze miały być jego słowa, na które wszyscy czekaliśmy.
- Domyślam się, że jesteś dziś rozchwytywany. - Przyznałam ze zrozumieniem, chcąc uświadomić Jaydena, że nie musiał się przed nami tłumaczyć. Mogliśmy się domyślić, że równie szybko jak się pojawił, tak szybko zostanie nam odebrany; już po chwili podszedł do nas Lovegood, którego uprzejme, choć krótkie powitanie sprawiło, że zgromiłam go nieco podejrzliwym spojrzeniem drapieżnego ptaka, z którego chyba nic sobie nie zrobił. W ostatnich latach nie utrzymywaliśmy zbyt bliskich stosunków, ale pamiętałam jeszcze czasy, kiedy potrafiliśmy powiedzieć sobie coś więcej niż tylko dzień dobry. Były Krukon szybko się ulotnił, a kiedy otworzono drzwi sali tronowej, życzyłam Jaydenowi powodzenia i jednym haustem opróżniłam zawartość swojego kieliszka, sięgając po kolejny - nie miałam zamiaru siedzieć o suchym gardle. Rozglądając się w poszukiwaniu wolnego stolika moje spojrzenie zupełnie przypadkiem - ponownie - skrzyżowało się ze spojrzeniem Sallowa, jakby jakaś niewidzialna siła pchała nas ku sobie. Odruchowo zmrużyłam powieki, zastanawiając się, czy szwagier celowo szukał ze mną kontaktu wzrokowego, czy tylko mi się wydawało. Kiedy jednak wykonał znajomy gest, w lot złapałam, co miał na myśli. Nie odpowiedziałam w żaden sposób, przez chwilę jeszcze mierząc go badawczym spojrzeniem, po czym odwróciłam głowę. Nie byłam jeszcze pewna, czy chcę z nim rozmawiać, ale zasiana ciekawość miała nie dać mi już spokoju do końca wieczoru.
- Sallow chyba czegoś ode mnie chce. Wysyła niepokojące sygnały. Albo po prostu jest zacofany. - przyznałam się bratu, ubarwiając tę niewerbalną komunikację na swój sposób, zanim jeszcze ruszyliśmy w stronę wuja Ethana, który najwyraźniej znalazł wolny stolik. Przypadek chciał, że wybrał akurat ten, przy którym siedział już Lovegood - tym razem nie zamierzałam już odpuścić mężczyźnie.
- Elric - przywołałam na język jego imię z wyraźnie zaczepną nutą. - Za to chłodne powitanie w holu należą ci się bęcki, ale skoro już ubrałam sukienkę, to przynajmniej zachowam pozory dobrego wychowania. - Zrugałam przyjaźnie dawnego znajomego, uważnie lustrując jego męską twarz. W niczym nie przypominał chłopca, który zapisał się w mojej pamięci - może poza wiecznie niewyspanym wzrokiem. - To już będzie dobre kilka lat, prawda? - Pamiętałam, że po raz ostatni widziałam się z nim, kiedy jeszcze żył mój mąż. - To mój wuj oraz brat. - Wyjaśniłam, kiedy panowie wymienili już uprzejmości. - Powinniśmy zarezerwować jeszcze kilka krzeseł, prawda? Dla cioci, dziadków Jaydena... kogoś pominęłam? - Zwróciłam się do Vane’a, nie chcąc, by ktokolwiek poczuł się pominięty.

stolik 5, miejsce 4
Jade Sykes
Jade Sykes
Zawód : łamaczka klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa

her attitude kinda savage
but her heart is gold

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7327-jade-sykes https://www.morsmordre.net/t7337-carnelian#200427 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f266-lancashire-abbeystead-peregrine-hill https://www.morsmordre.net/t7338-skrytka-bankowa-nr-1785#200430 https://www.morsmordre.net/t8674-jade-sykes#256273
Re: Pałac zimowy [odnośnik]16.11.21 10:47
« Nauka uwolniła człowieka od lęku przed bogami »
Żałował, że nie było przy nim wszystkich, których chciał zobaczyć. W końcu Melanie zawsze ciekawiło to, co miał do powiedzenia w temacie gwiazd, nawet jeżeli nie wszystko rozumiała; Maeve nie miała okazji powiedzieć mu, co sądziła o jego prelekcjach, a Rose... Po prostu chciał, aby tam z nim była. Zdawał sobie jednak sprawę z faktu, że marzeniem naiwnego było sądzić, iż zebrani zachowaliby zdrowy rozsądek, gdyby przyszło im stanąć twarzą w twarz z przeciwnikami. Nie było możliwości zawieszenia broni na czas jednej nocy, nieważne jak silnych czarów by się używało. Już i tak, planując sympozjum Jayden zdawał sobie sprawę, iż sami jego koledzy po fachu mieli stanowić spore wyzwanie. Nie było wszak nic bardziej bezlitosnego nad naukowców, kłócący się we własnym gronie i wyszarpujących sobie z gardeł argumenty na obalenie teorii tudzież jej poparcie. Profesor znał ową społeczność wystarczająco dobrze i nie raz widział sytuacje prowadzące niemal do rękoczynów, a wówczas kwestia tyczyła się nauki — co dopiero byłoby, gdyby przedmiotem sporu była trwająca wojna? Nie miał wpływu na to, kto miał się pojawić, ale zdecydowanie mógł przewidzieć to, co mogło się tam wydarzyć. Augustus Worme przesłał mu wcześniej plan sympozjum, omawiali go wspólnie, dlatego uwzględnili także możliwość reakcji na pojawienie się — oczywistego — konfliktu. Schodząc po schodach ku Sali Tronowej, astronom słyszał oburzone słowa, zaczepiano go, próbowano wciągnąć w dyskusję — co było naturalnym procesem dla badaczy — jednak na wszystko miał przyjść czas. Po prelekcjach. Aktualnie mieli oczekiwać na otwarcie nawy głównej i chociaż znajdowało się tam już trochę gości, Jayden znalazł bez problemu swoją rodzinę. Zarówno ojciec jak i kuzyn przewyższali większość zebranych, dlatego ich dostrzeżenie nie stanowiło aż tak przesadnego wyzwania.
- Pradziadkowie też mówili, że się pojawią - odpowiedział ojcu, wiedząc, że zarówno Ronan z Lovellą, jak i Jayden z Katrioną nie mieli tego przegapić. Oba pokolenia wciąż były silne, ale na pewno pomoc w dotarciu do Pałacu Zimowego była im potrzebna. Wojenny czas nie pomagał w komunikacji... Zaraz też Jareth dał wyraz swojej ekscytacji, gdy jego ręka nieco mocniej uderzyła w ramię profesora, jednak ten jedynie odwzajemnił szczery uśmiech. Pojawienia się Elrica nie zaskoczyło go, ale zdecydowanie jego nieobecność na liście wykładowców już tak. - Powinieneś być tam ze mną. Ale dziękuję. Mam nadzieję, że będzie warto - dodał, patrząc już po wszystkich, gdy zarówno ojciec, kuzyn, kuzynka jak i przyjaciel życzyli mu powodzenia. Nie zamierzał ich zatrzymywać, samemu udając się w głąb Sali Tronowej, wzrokiem szukając kogoś jeszcze. Ciekawiło go, co też przygotował młody prelegent, którego nazwisko oczywiście znał — ze szkolnych murów raczej dość słabo, lecz szlacheckie pochodzenie było nowością wśród pionierów naukowych. Zanim profesor odszukał samego arystokratę, dostrzegł imiona okalające ten sam stolik, przy którym czarodziej zajmował miejsce. I sądząc po towarzystwie, zdecydowanie było to interesujące zgromadzenie. Vane udał się tam jednak bez większych obiekcji. Przemowa otwierająca sympozjum jeszcze się nie zaczęła, dlatego zamierzał wykorzystać krótkie okno możliwości i poznać pierwszego z wykładowców.
- Dobry wieczór. Lady Burke. Panie Mulciber. Panie Sallow - przywitał się z zebranymi przy trzecim stoliku, przesuwając spojrzeniem po znanych, jak i nieznanych sobie twarzach, by skinąć im głową na powitanie. Znał Rigela, znał Corneliusa — oczywistym więc było, domniemanie kto pozostał z rozpiski. Sallow wydawał się dużo młodszy w bezpośredniej interakcji, jednak Jayden nie zamierzał w żaden sposób go bagatelizować. Pamiętał słowa listu. Jak i własną odpowiedź. Nie zatrzymywał się jednak na trójce gości zbyt długo — jego obecność nie była dyktowana poprzez ich prezencję. Po oddaniu należytego szacunku profesor zwrócił się do najmłodszego z mężczyzn, pozwalając, by usta wykrzywiły się w szczerym uśmiechu. - Lordzie Black, wyczekuję z niecierpliwością pańskiego wykładu. Jak zawsze z uwagą śledzę poczynania młodych badaczy, którzy mogą wnieść odświeżenie do naszych zakurzonych umysłów. Życzę powodzenia - dodał na koniec, a skłoniwszy się po raz ostatni zebranym, skierował ku własnemu miejscu. Po drodze jednak natrafił na Belvinę, której obecność nieco go zaskoczyła. A nie powinna. Przecież doskonale zdawał sobie sprawę z jej przywiązania do podobnych wydarzeń. Na jednym z nich przyszło im się spotkać... To po prostu wrażenia ostatnich spotkań sprawiły, że nie czuł się już tak swobodnie w jej towarzystwie jak niegdyś. - Panno Blythe - wyrwało się spomiędzy jego warg, gdy w końcu zwalczył suchość w gardle. Powinien dać jej odejść i przejść dalej. Zawahał się jednak i jeszcze zanim się rozeszli, zabrał głos ponownie. - Będę mógł z tobą później porozmawiać? - Niekoniecznie po sympozjum. Niekoniecznie tej samej nocy, bo przecież takowy czas był niezwykle ograniczony.

stolik 1, miejsce 2


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Pałac zimowy [odnośnik]16.11.21 13:49

Goście powoli zajmowali miejsca przy stolikach — jedni z większym zaintrygowaniem śledząc wnętrze Sali Tronowej, inni pochłonięci przez własne rozmowy. Badacze mieszali się z nieznanymi sobie postaciami nowo przybyłych, dostrzegając, iż dzisiejsze wydarzenie ściągnęło więcej hobbystów naukowych aniżeli kiedykolwiek wcześniej. Niektórzy z niezrozumieniem kręcili głowami, jednak większość zdawała się być miło zaskoczona takim obrotem sytuacji. Gdy tylko obecni zasiadali na swoich miejscach, na każdym ze stolików pojawiały się malutkie notesy, przy których wyczarowano także pióra, dzięki którym chętni mogli zapisywać swoje uwagi, spostrzeżenia oraz zapytania do wykładów. Po pomieszczeniu chodzili również pracownicy Pałacu Zimowego, pilnując porządku, a także rozdając ciepłą herbatę z domieszką miodu, po której można było poczuć przyjemne natchnienie i otwarcie umysłów — tym razem nie podawano alkoholu, by nie stępić zmysłów. Te musiały być gotowe na przyjmowanie nadchodzących wiadomości. Jeden z pracowników — ten, któremu Ramsey przekazał pieniądze — spojrzał z zawahaniem na czarodzieja. - Będzie państwu ciasno. A przed nami długa noc - powiedział ostrożnie, zerkając wymownie w stronę niektórych z prelegentów. Spełnił jednak prośbę czarodzieja i zniknął, by zająć się powierzoną sprawą.
Tymczasem Odetta wraz z Elvirą zdecydowały się na zajęcie miejsc przy stoliku najbliżej mównicy. Przechodząc koło grupki uczonych, mogły usłyszeć ciche słowa padające z ust jedynej kobiety w gronie. - Od kiedy arystokracja zaczęła się interesować nauką? - Ta sama kobieta pociągnęła spojrzeniem za mijającym ją Elriciem i najwidoczniej zamierzała z nim porozmawiać, jednak widok Jade szybko ją odstraszył. Gdyby Jade zdecydowała się rozejrzeć, z łatwością mogłaby rozpoznać w kobiecie Vanessę Urquart, którą dostrzegła wcześniej przed wejściem do Sali Tronowej.
Po odejściu profesora Vane'a od stolika numer trzy jego miejsce zajął Augustus Worme. Sporych rozmiarów czarodziej o wiecznie uśmiechniętej, lecz wyjątkowo wiekowej twarzy był właścicielem wydawnictwa Książnica Obskurus, które odpowiedzialne było za wydanie O pochodzeniu magii. A co za tym szło również za sympozjum promujące naukową pozycję. - Lordzie Black, ciekawe uczesanie! Chyba nie leciał tu lord na miotle? - zaśmiał się wesoło, jednak nawet nie czekał na odpowiedź. - Czekam na lordowskie wystąpienie z zapartym tchem! - powiedział podekscytowany, po czym ukłonił się i odszedł zaaferowany w kierunku mównicy. W międzyczasie Cornelius — dzięki swej spostrzegawczości — mógł dostrzec wiele ciekawych osobowości wśród zebranych. Prócz oczywiście znanych sobie postaci zauważył przy jednym ze stolików tuż za nim ducha, w którego postaci mógł rozpoznać Stanisława Augusta Poniatowskiego. Sylwetka króla Polski, była mu znana ze swej kariery politycznej oraz historycznego śladu, jaki pozostawił, jednak Cornelius mógł sobie przypomnieć, iż — czytając jego życiorys — władca był wielkim mecenasem nauki, sztuki i literatury. Patrząc dalej u boku profesora Vane'a dostrzegł Williama Rowana Hamiltona, królewskiego astronoma Irlandii, a kawałek za nimi również Elroya Crabbe w towarzystwie Edwarda Burnetta Tylora — obaj historycy byli znani szczególnie z artykułów pisanych do Walczącego Maga.
Rozproszenie ucichło w momencie, gdy Augustus Worme stanął za mównicą i zabrał głos, uprzednio odchrząkując delikatnie. Niewerbalny Sonorus pozwolił, aby usłyszał go każdy ze zgromadzonych. - W imieniu wydawnictwa Książnica Obskurus mam zaszczyt powitać państwa na naszym sympozjum! Gościem szczególnym jest postać profesora Vane'a, dzięki któremu jesteśmy tu wszyscy i który doskonale zdaje sobie sprawę z wagi naukowego myślenia w naszym życiu - urwał na moment, by złapać oddech. - Myślenie naukowe dąży do tego, aby jak najbardziej usunąć z procesu naukowego subiektywizm, zastępując go szeroko rozumianym obiektywizmem. Poznanie naukowe wynika z myślenia analitycznego, takiego, które w szerszym – globalnym – ujęciu nie straci swojej aktualności i będzie uznawane zarówno przez naszych rodowitych naukowców, jak i tych z każdego zakątka świata za sensowne. Nowe teorie winny być klarowne, rozwijające tudzież obalające stare. Takie dodawanie myśli naukowych służy uszczegółowieniu wiedzy, rozpatrzeniu jej w możliwie jak największej ilości aspektów i choć trudno tu mówić o dedukcyjnym procesie, to ku temu – a więc ku pełnej prawdziwości – dąży myślenie naukowe. Tego właśnie jesteśmy świadkami, to zamierzamy promować i dlatego zachęcam wszystkich do poszerzenia swojej wiedzy. Zanim jeszcze przejdziemy do części wykładowej, zachęcam do wspierania naszych młodych talentów — nie wszyscy mają pieniądze, aby przeprowadzić badania, dlatego właśnie naszym obowiązkiem jest umożliwienie im tego. Dziękuję i życzę miłego wieczoru! - Augustus zakończył swoją przemowę, ukłoniwszy się w stronę profesora Vane'a i dając równocześnie znak, aby kilka czarownic w prostych, eleganckich szatach zaczęło przechodzić między stolikami. Zbierały one datki od chętnych oraz w zamian oferowały małe upominki. Spóźnialscy mieli ostatnią okazję dołączyć, zanim drzwi do Sali Tronowej miały zostać zamknięte.


Belvina może, lecz nie musi dołączyć do zajętego już stolika.

Aby wylosować upominek, należy rzucić kością k6 i zinterpretować ją według legendy:
k1: Czarownica ofiarowuje Ci szklaną kulę. Gdy się jej przyjrzysz, dostrzeżesz we wnętrzu rozsiane gwiazdy — postaci z biegłością astronomii na min. I poziomie rozpoznają Gwiazdozbiór Smoka. Po potrząśnięciu kulą gwiazdy zmienią się w prawdziwego smoka, który — po opadnięciu wstrząśniętego śniegu — znów osiądzie na szklanym nieboskłonie i na powrót zmieni się w gwiazdozbiór.
k2: Czarownica ofiarowuje Ci kompas. Po jego otwarciu zamiast tarczy z kierunkami świata dostrzegasz dokładną, miniaturową kopię Księżyca w jego aktualnej fazie.
k3: Czarownica ofiarowuje Ci naszyjnik z małą klepsydrą. Gdy przyjrzysz się uważnie, dostrzeżesz, że zamiast piasku w jej wnętrzu przesypuje się nocne niebo usiane gwiazdami.
k4: Czarownica ofiarowuje Ci książeczkę rozmiaru kieszonkowego. W jej wnętrzu znajdziesz rozpisaną oś czasu dalekiej przyszłości — możliwe, najważniejsze, przyszłe wydarzenia mające wydarzyć się we Wszechświecie.
k5: Czarownica ofiarowuje Ci okulary. Po ich ubraniu pod gołym, nocnym niebem będziesz w stanie dostrzec gwiazdozbiory w ruchomej postaci — np. Wielki Wóz zmieni się na Twoich oczach w niedźwiedzicę, Pegaz stanie się skrzydlatym koniem pędzącym po nieboskłonie, Wilk uniesie łeb, by zawyć do księżyca.
k6: Czarownica ofiarowuje Ci pierścień, który zamiast kamienia szlachetnego posiada gorejącą miniaturę Słońca. Niewielka gwiazda nie parzy, gdy spróbujesz jej dotknąć, lecz bije od niej przyjemne, kojące ciepło.

Postaciom, które nie dotarły, nie można zajmować miejsc, do których pierwszeństwo posiadają obecni. Zamknięcie drzwi Sali Tronowej odbędzie się 18 listopada o 14:00. Możecie pisać więcej niż 1 post na kolejkę. Do wydarzenia wciąż można dołączać po uprzednim poinformowaniu organizatora. W razie pytań zapraszam na PW do profesora.



I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Pałac zimowy - Page 6 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pałac zimowy [odnośnik]16.11.21 20:44
Zjawiłam się w Pałacu Zimowym chyba po raz pierwszy w życiu. Było to miejsce szczególne, ale ja zastanawiałam się, jakby wyglądało, gdyby był środek lasa. Zamarznięte runo zapewne robiło wrażenie, gdy wokół panowały wysokie temperatury. Zawsze wolałam zimno, ale najbardziej lubiłam wiatr.
Byłam tu na polecenie Corneliusa Sallowa, przyznam szczerze, że nigdy nie miałam drygu do nauki. Znacznie bardziej zależało mi na słuchaniu. Wiedziałam jednak, a przynajmniej podejrzewałam, że będzie ciekawie. Nawet jeśli nic bym z tego nie zrozumiała, nawet jeśli to dla mnie zbyt trudne, to Augustus od wielu miesięcy skrupulatnie nauczał mnie numerologii. Potrzebowałam jedynie podstaw, ale w miarę upływu czasu zaczynałam mieć wrażenie, że jest to dziedzina nie tylko ciekawa, ale i inspirująca. Nie potrafiłam jednak dopuścić do siebie myśli, że mogłabym być zainteresowaną nią z jakiegokolwiek powodu. W głębi duszy zresztą podejrzewałam, że nie chodziło nigdy o mnie, tylko że w jakiś sposób chciałam przypodobać się Rookwoodowi, który przecież nic dla mnie nie znaczył, co udowodniło ostatnie spotkanie. Kogo ja próbuję oszukać?
Kiwnęłam głową panu Sallowowi, a potem Ramseyowi, którego dostrzegłam w tłumie. Było tu kilka osób, które spotkałam w Wywernie, ale i wiele nowych twarzy. Polityk chciał upewnić się, że treści tu przedstawiane będą stosowne z doktrynami Malfoya, ja miałam upewnić się, co mówi tłum. Nie spodziewałam się, by w czasie prelekcji ktokolwiek rozmawiał, ale być może potem.
Revna — uśmiechnęłam się do znajomej, którą przecież spotkałam nie tak dawno, która pomogła w temacie molo. — Sama nie wiem... Tyle tego. Ostatnio więcej czytam o numerologii... Jest ciekawsza niż mówili nam w Hogwarcie — przecież nie mogłam jej przyznać się, w jakim tu jestem celu i że ma on niewiele wspólnego z nauką. Byłam ubrana dość elegancko, pasowałam do tego grona, chyba... Na pewno o wiele bardziej niż na sabacie.
Swoje kroki, gdy tylko otworzyły się drzwi, skierowałam do stolika z Revną. Nie byłam pewna czego się tu spodziewać, ale usiadłam możliwie jak najbliżej tego stolika, do którego dosiadali się inni ludzie. Miałam tylko słuchać, to potrafiłam najlepiej. — Będziesz tu przemawiać, czy przyszłaś się uczyć? Aż dziw, że wyszłaś z lasu — tą kąsającą uwagę puściłam tylko do jej ucha, ale bez złośliwości. Właściwie lubiłam tę kobietę, była ciekawa, choć zupełnie inna niż ja. Nie odnajdywałam się do końca pomiędzy drzewami, wolałam wysokie kamienice, bruki na ulicach i kanały. Ale przeżyłyśmy razem wspaniałą przygodę. W imię Czarnego Pana.
Zamilkłam gdy na scenę wszedł człowiek, który rozpoczynał całą tę ceremonię. Przywitał gości, wliczając to i stawiając na piedestale profesora Vana. Słyszałam o nim i o jego pracy, chociaż przyznaję, że na pewno Cassandra byłaby nią znacznie bardziej zainteresowana. Cieszyłam się, że siedzę niedaleko, chociaż wydawał mi się być samotnikiem. Przez sekundę pomyślałam nawet, że mogłybyśmy się do niego dosiąść. Który dżentelmen odmówiłby towarzystwa kobiet? Ale ostatecznie nie zaproponowałam tego, nie znałam do końca etykiety spotkania i wolałam się nie wychylać, aby pozostać niezauważoną na swój sposób. Na razie podziwiałam, obserwowałam i chłonęłam szum szali, bijąc brawo wtedy kiedy powinnam i milcząc wtedy kiedy powinnam. Widziałam, że pomiędzy stolikami chodzą czarownice, zbierały datki. Powinnam coś dać? Eh. Pewnie tak. Potem zamierzałam poprosić Sallowa o wyrównanie tego datku do wypłaty, ale na razie zupełnie go nie znałam. Przekazałam więc parę monet.

przepraszam za spóźnienie! przekazuję czarownicy 10PM i losuję prezent


dobranoc panowie

Teacher says that I've been naughty, I must learn to concentrate. But the girls they pull my hair and with the boys, I can't relate. Daddy says I'm good for nothing, mama says that it's from him.
Rita Runcorn
Rita Runcorn
Zawód : wiedźmi strażnik, szpieg
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
different eyes see
different things
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9622-rita-runcorn https://www.morsmordre.net/t9822-raido#297856 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f367-borough-of-enfield-chase-side-21 https://www.morsmordre.net/t9823-skrytka-bankowa-nr-2203 https://www.morsmordre.net/t9824-rita-runcorn#297859

Strona 6 z 12 Previous  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 10, 11, 12  Next

Pałac zimowy
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach