Wydarzenia


Ekipa forum
Ognisko artystyczne
AutorWiadomość
Ognisko artystyczne [odnośnik]17.07.17 2:04
First topic message reminder :

Ognisko artystyczne

★★
Szkoła rysunku została założona jakieś trzydzieści lat temu przez dzisiaj już starszą kobietę, niejaką Winifredę Pinkstone, niespełnioną artystkę, która wzięła sobie za cel nauczanie czarodziejskiej młodzieży tajnik rysunku i malarstwa. Z biegiem czasu udało jej się zatrudnić artystów nauczających także innych dziedzin sztuki, jak rzeźba czy muzyka, choć to właśnie malarstwo pozostało ulubionym tematem pani Pinkstone.
Ognisko znajduje się w spokojnej okolicy, w jednej z zadbanych londyńskich kamienic. Żeby wejść do środka, należy wypowiedzieć odpowiednie hasło do starego i nieco przykurzonego obrazu wiszącego na ścianie na pierwszym piętrze. Ten odsłania przejście do zupełnie innego świata przesyconego wonią farb i łagodnymi dźwiękami delikatnej muzyki. Lokal zawiera kilka pomieszczeń, urządzonych i wyposażonych w zależności od przeznaczenia. Wszystkie łączy gustowny i elegancki, choć pozbawiony nadmiaru zbędnych ozdobników wystrój. Na ścianach każdej sali wiszą tematyczne obrazy – te w pracowni malarzy przedstawiają znanych artystów i ilustracje procesu tworzenia, w sali rzeźbiarzy znajduje się natomiast mnóstwo rzeźb z różnych materiałów; niektóre wyglądają na niedokończone. Młodzi czarodzieje witani są tutaj z otwartymi ramionami, uczą się również zaklinać swoje dzieła w taki sposób, by farba na płótnie poruszała się jak żywy widok, a rzeźba - poruszała się jak prawdziwa istota. W ognisku mile widziany jest każdy, z zewnątrz przychodzą zarówno artyści, jak i osoby, które im pozują. Często organizowane są również wystawy prac.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:33, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ognisko artystyczne - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ognisko artystyczne [odnośnik]03.10.20 22:41
Magiczny balet? Czy to znaczyło, że jej twarz, jej ciało, cokolwiek wybrane przez artystę i uwiecznione na zaplanowanym obrazie, zawiśnie przed widownią ze sfer, do których zwykły śmiertelnik nie miał dostępu? Dreszcz podniecenia przeszył ją od stóp po samą głowę, spojrzenie błysnęło, lecz mimika pozostała względnie niewzruszona. Obojętna. W kontrolowanej, prywatnej ciszy skinęła głową na znak zrozumienia, fasadą przypominając raczej nęcący lód, do którego w absurdalnym popisie głupoty człowiek pragnął przyłożyć kraniec języka, niż ogień, który w rzeczywistości trawił przez moment jej wnętrze. O Merlinie, Bojczuk zdecydowanie zaskoczył ją tą informacją. Nadmorskie klimaty, najpiękniejsze dziewczęta - i ona wśród nich, wśród jego wymarzonych, wybranych modelek, egzotyczna i dość dziwna. Ale może tego właśnie potrzebował. Urody nietutejszej, wszak w nieodkrytych połaciach głębin wód odnaleźć można było istoty wszelkich kształtów, kolorów i smaków; po prostu bądź sobą, powiedział, trochę psując jej zabawę. To sobie wymyślił. Ale Wren nie poddawała się bez walki, bezpardonowo wcisnęła na jego własne ramię pasek przepastnej torby i zwinniej niż dotychczas obróciła się na pięcie, podążając za magiem w kierunku jego prac. Obrazy lewitowały w powietrzu, prezentowały się dumnie i kolorowo, mnogością nieznanych jej stylów inspirowanych artystami ze świata, o którym wiedziała niewiele.
- Strasznie to wszystko... europejskie, Bojczuk. - mruknęła. - Nie rozumiem. Naprawdę chcesz mnie namalować w jednym z tych, jak to się mówi, nurtów? - spytała z powątpiewaniem, może nawet nieco karcąco. Wzrok przykuła jedynie abstrakcja pokrewna szalonemu Salvadorowi, ale reszta w jej oczach pozostawiała tak wiele do życzenia. Nawet jeśli jego technika wydawała się przyjemna i nienaganna, to wybrane tematy bardziej usypiały niż faktycznie inspirowały. Wren spojrzała na niego spod pochmurnie ściągniętych brwi. - Ten magiczny balet, czy płaci ci za to, żebyś przedstawiał kobiety, jakie wszyscy widzimy na co dzień? Piękne, złotowłose, o niebieskich oczach i zbyt łagodnych twarzach. To okropnie nudne - zdecydowała jakby nagle urażona, że do tak wątpliwie szlachetnego grona miała dziś dołączyć. Stać się jedną z nich. Nigdy. Westchnienie ulgi wyrwało się spomiędzy ciepłych ust kiedy usłyszała, że miał przy sobie nielegalny w Wielkiej Brytanii alkohol; jeśli kojarzyła poprawnie, był halucynogenny, a to może - może - będzie w stanie uratować dzisiejsze popołudnie i plan Bojczuka. - Niech będzie, tylko ręce trzymasz przy sobie - upomniała go kurtuazyjnie, układając wargi w kapryśnym uśmiechu, po czym sięgnęła do zawieszonej na jego ramieniu torby, zanim zdążył się oddalić by wydobyć z jakiejś zapyziałej kryjówki na dnie rzeczonej szafy zielony alkohol. - Pokaż im coś, czego nie widzą. Coś z kraju, którego nie znają, spraw, by go poznali. I sam go poznaj - rzuciła enigmatycznie. Jedna dłoń pomknęła do guzików scalających ze sobą materiał torby i odpięła je prędko, niemal natychmiast zmuszając czarownicę do przytrzymania rozkwitającej ze środka zawartości. Wypełniały ją materiały. Kreacje kolorowe, zwiewne i półprzezroczyste, zdecydowanie nietutejsze, a chińskie, prawdziwe, z rodzinnych stron - gromadzone w jej rodzinie przez pokolenia. Były starsze od niej samej o przynajmniej dwa stulecia, jeśli nie więcej. Przechodziły z rąk do rąk, nacechowane tradycyjnym splotem i stylem, rzadko kiedy w ogóle noszone; ich funkcja była bardziej reprezentacyjna, historyczna, ale tego dnia Wren czuła, że musi wziąć je ze sobą - bo w innym wypadku Bojczuk za swoje przywiązanie do angielskiej nudy zbierze cięgi. Towarzyszyły im też popakowane przedmioty, takie jak tradycyjne zastawy na herbatę czy alkohol, wachlarze, drewniane fajki czy talizmany.
- Patrz, ile przyniosłam dla ciebie prezentów. To nie jest nudne. Masz czyste ręce? - zgromiła go spojrzeniem, jeśli planował łapskiem dotknąć delikatnych materiałów, egzotycznych wzorów czy złotej biżuterii, pamiątek wzorowanych na błyskotkach dawnych dynastii. - Możemy z tego stworzyć naprawdę piękną scenę, piękną historię, zamiast proponować magicznemu baletowi kolejną brytyjską balerinę. Co ty na to? - Oczy Wren błysnęły raz jeszcze, w widocznym teraz podekscytowaniu.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Ognisko artystyczne [odnośnik]03.10.20 23:39
Przejmuję torbę i wieszam ją sobie na ramieniu, później odstawię ją na wieszak, teraz mieliśmy inne rzeczy na głowie, a chociaż była dosyć ciężka, nie ciążyła aż tak jak się spodziewałem. Nie aż tak, jak jej słowa - odwracam twarz w kierunku dziewczyny, wyginając brwi w wyrazie niemego zdziwienia - Europejskie?... - powtarzam - Och, nie, zdecydowanie w żadnym z tych tutaj, tamte obrazy będą bardziej... - i gryzę się w język, bo nie chcę zdradzać za wiele - Po prostu trochę inne - wzruszam ramionami, zachowując szczegóły dla siebie; przesuwam spojrzeniem po obrazach, na nowo poprawiając pasek torby na ramieniu - Problem w tym, moja droga, że oni wszyscy są bardzo przywiązani do swojej nudy - wzdycham. Myśleliśmy podobnie, a ja naprawdę chciałem pokazać im coś nowego i wierzyłem, że uda mi się to zrobić; nie mogłem jednak palić za sobą wszystkich mostów i wyskoczyć z czymś zbyt nowoczesnym, ale miałem także plan, który być może zadziała i tchnie trochę nowości we wszystkim znane, stare style - współczesność współgrająca, ale nie przeważająca nad klasyką, idealnie utrzymany balans oraz harmonia - uda się czy nie uda, oto jest pytanie! - Jak zwykle - wywracam oczami i unoszę nieznacznie dłonie, żeby jej pokazać, że te mam zawsze na wodzy (no to się jeszcze okaże jak alkohol przytępi zmysły); później uderza mnie coś innego - znowu to robiłem, znowu miałem pracować, a zamiast być profesjonalistą, to sam proponowałem mojej modelce halucynogeny, KURWA, chyba już mnie kompletnie popierdoliło (przecież jeszcze przed chwilą się zarzekałem, że nie popełnię tego samego błędu co z Morganem), ale słowo się rzekło, a ja trochę się bałem, że jak teraz odmówię polania to mnie podjebie na psiarskie, że przetrzymuję w szafie nielegalne alkohole. Oby tylko żadna zabłąkana duszyczka nie wbiła nam nagle do pracowni, jak już będziemy w wybornych nastrojach. Już mam zamiar się oddalić, jednak zanim to zrobię dziewczęce dłonie sięgają do wnętrza torby, a ja zatrzymuję się w miejscu i zerkam w dół, na to, co tam chowa; oczy mi świecą na widok tych wszystkich błyskotek - ile to było warte? Przyniosła ze sobą wszystkie klejnoty rodu Chang, czy co? Mój zjebany mózg już kalkuluje ile moglibyśmy na tym zarobić, gdybyśmy... NIE, WRÓĆ, nie po to to przecież przyniosła, a ja nie zamierzałem jej okradać. Chwytam w palce lekki, półprzezroczysty materiał - Założysz to? - zerkam na Wren - Mam czyste - no, powiedzmy, że względnie, czystsze i tak nie będą, nawet jakbym je szorował tydzień; w mojej branży (właściwie w każdej, w której się obracałem, tak to niestety wyglądało) - Co to właściwie jest? Co to za rzeczy? - chętnie poznam historie zapisane w tych przedmiotach oraz na skrawkach materiałów. Przez chwilę dumam nad jej propozycją, bądź co bądź dosyć ryzykowną, jednak - Dobra, zróbmy to - kiwam głową; arte nuova (bo to o ten styl miały zahaczać moje nowe kompozycje) narodziła się w Europie, ale inspiracje czerpała ze sztuk wschodnich i ja chętnie przyjrzę się im bliżej, prowadzony przez kogoś, komu tamte tereny nie są obce - Rozpakuj się, a ja tymczasem zajmę się polewaniem - kiwam głową; przygotowanie Zielonej Wróżki chwilę trwa i z pewnością jest bardzo widowiskowe, ale w końcu wręczam pannie Chang wysoki kieliszek i stukam weń własnym szkłem - Zdaję się na ciebie - zapewniam, po czym przykładam wargi do krawędzi, spijając pierwszy, niewielki łyk; oby to było słabsze niż grzyby.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Ognisko artystyczne [odnośnik]04.10.20 22:41
Przywiązani do swojej nudy - takimi właśnie byli, w jego oczach, w jej oczach, urzeczeni tysięcznym widokiem tej samej, nieskazitelnie młodej buźki uwiecznionej na płótnie w łagodnej grze wyważonego światłocienia. Galerie sztuki musiały pękać w szwach, tylko po co? Dlaczego? Każdy z umieszczonych w nich obrazów jawił się jako kopia drugiego, aż nazwiska autorów zamazywały się w nieskładnej brei podobnie brzmiących słów, traciły znaczenie, bo każdy namalować mógł wszystko. Dosłownie wszystko.
- Myślałam, że ktoś tak szalony jak ty będzie w stanie przekonać ich do poszerzenia horyzontów - rzuciła niby beznamiętnie, za słowami kryjąc jednak pewnego rodzaju wyzwanie. Może walczyła dziś z wiatrakami - może klient był na tyle wymagający, by wyłamanie się z odgórnie narzuconych ram uznano za profanację tematu zamiast jego kreatywne oddanie, a Bojczuk doskonale o tym wiedział. Ale może nie. Wciąż istniała iskierka nadziei, że będzie w stanie przekonać go do spróbowania czegoś nowego, zaczerpnięcia inspiracji z historii, które dla niego przygotowała, wiedząc, że potrzebuje stosownej motywacji; kwaśny, kapryśny uśmiech zwieńczył wówczas jego zapewnienie o elegancji i profesjonalizmie w nieklejeniu się do modelki, bo nie starczyło już czasu, by mogła odnieść się do tego werbalnie. Na wokandę wkroczyły bowiem materiały. Repliki dawnych sukien, eleganckich hanfu, satynowych szat, niemal przezroczystych, aksamitnych peleryn - wszystko to wykwitło z wnętrza torby i oczy Wren błysnęły w zadowoleniu, gdy te należące do Bojczuka ujawniły zdumienie. Pozytywne - negatywnym być nie mogło. Wybrał też dobrze, może nie do końca świadomie, ale trafnie; uchwycony między jego - zbawiennie czystymi - palcami materiał był biały, pozbawiony jakichkolwiek ornamentów, przypominał wewnętrzną warstwę hanfu, na którą winno się założyć jeszcze nieprzezroczystą spódnicę wiązaną pod biustem. Poradzą sobie bez tego.
- Założę - zadeklarowała z zadowoleniem i wyjęła kilka przedmiotów z wnętrza torby, przygotowując swoją kreację. Przez moment dopasowywała jej elementy, nie było ich przecież tak wiele, jednocześnie uchylając rąbka tajemnicy przed Bojczukiem. - Mam ghula na strychu. Okropne, obrzydliwe stworzenie, do tego strasznie głośne - ale zmusiło mnie do wydobycia kilku skrzyń, żeby ich nie zniszczył. Znalazłam tam rodzinne pamiątki. Piękne, prawda? - Wbrew pozorom wcale nie czekała na jego odpowiedź. Była oczywista.
Po chwili w pracowni zostawił ją samą; Wren rozebrała się z ubrań, w których do Ogniska Artystycznego przybyła, po czym nasunęła na ramiona szerokie rękawy śnieżnobiałej szaty, ułożyła ją na sobie. W pasie przewiązała długą, jedwabną wstęgą. Półprzezroczysty materiał więcej odsłaniał, niż winien zakrywać, ale po ostatnich harcach z Bojczukiem raczej oboje nie mieli się czego wstydzić; zanim wrócił zaklęciem spięła także czarne włosy, w podstawę wysoko uplasowanego, luźnego koka wprowadzając złotego koloru spinkę. Długą, zwieńczoną jadeitowym okiem. Replikę - na prawdziwe tego typu błyskotki jej rodziny nigdy nie było, nie będzie też stać. A gdy mag wracał do głównego pomieszczenia, właśnie kończyła związywać sznur złotych dzwonków nawleczonych na czerwoną szarfę wokół wcześniej zaplecionego pasa wokół talii.
- I co? - spytała spokojnie, choć gdzieś na dnie melodii czaiła się niepewność. Nie była tak piękna jak konkubiny cesarzy, nie była tak piękna jak mityczne niewiasty zdolne rzucić na kolana całe Chiny; może to właśnie w niej widział? Dla rozluźnienia sięgnęła po zaoferowany alkohol i szybkim haustem, chyba zbyt szybkim, wypiła kilka łyków zielonego trunku. O Merlinie, jak palił. A jednocześnie jaki był słodki - poczuła, jak wraz z gorącem podążającym do żołądka troski odchodzą w powolną niepamięć. - Gdzie będziesz mnie malował? Rysował? Cokolwiek chcesz robić - spytała i miękkim krokiem ruszyła w stronę centrum całego pomieszczenia. Może tam. Stopy stawiała przy tym ostrożnie, lekko - jak tradycyjna, chińska tancerka, łagodna, delikatna, ulotna, zmysłowa. I piła nadal. Piła dużo, by wróżka zadziałała jak najszybciej. - Czyją historię ci dziś opowiedzieć, Bojczuk? - wymruczała trochę zbyt cicho. - Daji, kochanki cesarza Zhou? Podobno okrutnej, pięknej? W jej ciele zamieszkał tysiącletni duch lisa o dziewięciu ogonach, który zniszczeniem dynastii miał uzyskać nieśmiertelność - mówiła, spoglądając na niego przez ramię. - Yuhuan, synowej, a potem żony Xuanzonga, której śmierć miała uratować jego rządy? A może bogini księżyca, Chang'e? Twój wybór. - Lekcje nie tyle tańca, co i języka pod czujnym okiem mistrzyni Mei Ling zaczynały przynosić widoczne efekty. Nie tyle poruszała się płynniej, zwinniej, co i chińskie wyrażenia w jej ustach przestały brzmieć tak nieporadnie, jak robiły to wcześniej.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Ognisko artystyczne [odnośnik]11.10.20 0:49
No cóż, jej słowa traktuję jako swego rodzaju, dosyć oryginalny komplement - kto wie co przyniesie przyszłość? Moje usta wykrzywiają się w lekkim, być może trochę tajemniczym uśmiechu - Kto wie, Wren, kto wie? - wzruszam delikatnie ramionami; w balecie nie mogłem sobie pozwolić na zbyt wiele, chociaż już w marcowej scenografii udało mi się przemycić trochę świeżości. Różniła się od poprzednich, była bardziej plastyczna, bardziej impresyjna i co? Spodobała się, przecież gdyby było inaczej nie dostałbym kolejnego zlecenia, być może połamano by mi palce, żebym nie mógł więcej tworzyć; toć taka profanacja wymagałaby ofiar. Szczęście dla mnie, że odbiór był w większości pozytywny, żałowałem tylko, że sam nie mogłem zobaczyć zadziwionych wyrazów twarzy - w ciemności nie było ich widać, a mnie nie pozwolono przyjść na późniejszy bankiet. Czy tym razem będę mógł wziąć udział w wernisażu? Okaże się. Mój uśmiech robi się szerszy, mrużę delikatnie ślepia i przesuwam spojrzeniem po sylwetce panny Chang, wyobrażając sobie jak będzie wyglądać w tej zwiewnej, transparentnej szacie. Z rosnącym zainteresowaniem przyglądam się wszystkim po kolei wyjmowanym rzeczom; nie wiedziałem, że czeka mnie dzisiaj poznawanie odmiennych kultur, ale wchodzę w to. Z natury byłem ciekawski, głodny nowości, z dziecięcą wręcz radością poznawałem świat, a ostatnio, przez fakt, że od dawna nie pływałem, wyjątkowo mi tego brakowało. Wren nieświadomie rozpalała te uczucia, o których istnieniu chyba zdążyłem zapomnieć. Byłem więc jej tym bardziej wdzięczny - Ghula? Mieliśmy kiedyś jednego w piwnicy, także powiedzmy, że wiem jak to jest. Nie zazdroszczę - nie mam pojęcia czemu Bertie trzymał go w Ruderze... z drugiej strony mieliśmy tam też ducha rezydenta, krwiożerczą kanapę i mini zoo, więc chyba nic już nie powinno mnie dziwić; w zasadzie trochę mi tego brakowało, chociaż w mieszkaniu Philippy też nie mogłem narzekać na nudę, a przede wszystkim na brak dziwacznych lokatorów - Piękne, to prawda - kiwam głową, przyglądając się jej ruchom. A potem zostawiam ją samą, ale tylko na chwilę i kiedy wracam muszę zbierać szczękę z podłogi, bo z wrażenia opada mi aż na parkiet. Otwieram szerzej oczy, przesuwając spojrzeniem po dziewczęcej sylwetce, skrytej jedynie pod cieniutkim, prawie przezroczystym materiałem. Chyba mam flashbacki z tamtego szalonego wieczora, z którego bądź co bądź nie pamiętałem za wiele - Mógłbym się zakochać - kiwam głową. Patrzę jak moczy wargi w trunku i sam spijam kilka kolejnych łyków, chociaż zdecydowanie ostrożniej. Ja muszę malować, chociaż rysować, oby Zielona Wróżka okazała się bardziej pomocna niż mniej - Chciałbym uchwycić cię w ruchu, właściwie masz do dyspozycji całą pracownię - wzruszam lekko jednym ramieniem. Nie wiem czy dzisiejsze dzieła nadadzą się do baletu, ale w tym momencie to nie miało żadnego znaczenia, to już była inna historia, taka, której chciałem się poddać, zdecydowanie ciekawsza. Sięgam po duży szkicownik i ołówki, po czym usadzam się na jednym z szerokich parapetów, tuż obok układając swój wysoki kieliszek, wciąż do połowy pełny. Poczekam aż nadejdzie pierwsza fala upojenia, wtedy pomyślę co dalej - Chcę poznać wszystkie, zacznij od tej, która jest ci najbliższa - kiwam głową, po czym otwieram szkicownik i wygładzam dłonią puste kartki. Cóż, przedstawienie czas zacząć!




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Ognisko artystyczne [odnośnik]12.10.20 19:09
Mógłbym się zakochać, powiedział, a ona uśmiechnęła się kapryśnie. Nie nieśmiało, nie kokieteryjnie, trochę za to dumnie i wyzywająco; to na dnie świadomości zapłonął płomień zawstydzenia, szybko i umiejętnie ugaszony jednak przez bezpieczniejsze, narcystyczne emocje dochodzące do pełni głosu. Biodra przesunęły się lekko w bok a dłonie splotły ze sobą, pozwalając palcom wygiąć się nieznacznie w nienaturalnej, rozciągającej pozycji; kilka łyków zielonej wróżki wystarczyło, by rozluźniła się niemal całkowicie. Wyzbyła wstydu, uwierzyła w to, że mogła wyglądać dziś korzystnie, w szatach i biżuterii dawnych dynastii, które powoli w jej mniemaniu przestawały być tańszymi replikami, a stawały się autentykiem. Im więcej zielonego płynu przepływało przez jej gardło, tym historia stawała się bardziej wiarygodna. Cieplejsza. Bardziej podniecająca - i dobrze. Wren rozejrzała się po pracowni, oceniając, czy na swojej drodze dostrzeże jakiekolwiek przeszkody podczas ruchu, którego oczekiwał od niej Johnatan; sztalug na szczęście nie było już na środku pomieszczenia, mogła pląsać gdzie chciała.
- Jak przez przypadek coś zniszczę, nie będziesz się gniewał - niby miało być to pytaniem, ale na końcu wypowiedzi zabrakło jego esencji; oznajmiała mu nadchodzące wielkimi krokami możliwości, jednocześnie obmywając się z potencjalnej winy i grzechu. Wolną dłonią sięgnęła do torby i wydobyła z niej swój wachlarz do tańca. Długi materiał barwił się bielą przechodzącą w błękit. Drugą ręką natomiast wciąż przystawiała szklankę do ust; wlewała w siebie alkohol sprawnie, aż zbyt sprawnie, dopóki jego ciężar nie odsłonił dna, pozostawiając tam jedynie kilka zielonych kropel. Pustego drinka odstawiła gdzieś na bok, na wieżę ułożoną z palet zabrudzonych zaschniętą farbą; szkło zakołysało się niebezpiecznie, ale nie spadło na ziemię. I ona również na nią nie spadła - bo wydawało jej się, że lewituje gdzieś nad podłożem, lekka, zrodzona z niematerialnego, ciepłego pyłu przynoszącego spełnienie. Innymi słowy - do jej głowy powoli wdawały się obiecane halucynacje.
Czarownica uniosła się na palcach, kroki po deskach pracowni stawiając ostrożnie. Zmysłowo, tak, jak uczyła ją nauczycielka tańca; jednocześnie pozwalała płynnemu aksamitowi wstęgi wachlarza przesunąć się po klatce piersiowej, od jednej strony szyi do drugiej, przypominając ni to szal, ni dawną szarfę z białego jedwabiu oferowaną zhańbionym konkubinom do powieszenia się i godnego odejścia.
- Zaczniemy od Daji - zapowiedziała gorącym, szczęśliwym półszeptem, nieustannie poruszając się po pracowni. Wirując po niej, przechadzając się wolniejszym, kocim krokiem, raz na jakiś czas powtarzając taneczne figury z użyciem orientalnego wachlarza. - Biednej, słodkiej Daji, na której historia nie pozostawiła suchej nitki. Wierzysz w to, że naprawdę była tysiącletnim lisem? Zesłanym na ziemię przez boginię Nüwa, by położyć kres linii królów? - głos raz po raz przenikał krótkim, ujmującym chichotem. Ten jednak szybko zacierał się w nicość. Tańczył z ciszą, jak ona tańczyła z powietrzem, przekonana, że świat poruszał się teraz razem z nią. - Dla pięknej konkubiny, Zhou porzucił politykę. Zaszył się w jej komnacie i jej łożu, przysiągł, że spełni każdą jej zachciankę. A ona była głodna ich spełnienia - widok kołysał się przed jej oczami w rytm nieistniejącej melodii; kiedy ostatnio czuła się tak dobrze? Tak wyzuta z problemu, troski czy smutku? Nie pamiętała, lecz uczucie to niosło ją w powietrzu, sprawiało, że pełne gracji ruchy przyszło jej powtarzać z o wiele większą łatwością niż zwykle. - Cesarz stworzył dla niej jezioro z wina. Las z mięsa. Nakazał dworzanom gonić się po nim nago, dla jej uciechy. Gdy służka odmówiła udziału w zabawie, kazał ją zabić - a reszcie podobno ją zjeść - rozmarzone westchnienie zwieńczyło się parsknięciem. Cóż za historia, czy prawdziwa, czy nie, to dziś bez znaczenia. Legendy były tylko legendami. - Daji lubiła słuchać krzyku. Płaczu. Próśb - kontynuowała łagodnie. - Stworzyła torturę przypominającą taniec... A może nie stworzyła jej wcale? Może poniosła winę za nieudolność swojego męża, oczerniona przez historię, wrogów, nieprzyjaciół? Jak myślisz, Johnatanie? - Wren obróciła się na palcach, ręce rozkładając na boki; materiał wachlarza owiał ją dokoła, a transparentna szata odsłoniła pierś; nieważne. Poprawi się później. - Mówią, że Nüwa skazała ją na śmierć. Bo o ile wypełniła swe zadanie, a cesarz poległ wraz z całą dynastią, Daji była w tym zbyt okrutna. Zamiast nieśmiertelności lisa czekała nicość. - Biel i błękit zmieszały się w jedno, opadając na podłogę z rozłożonego wachlarza. Nie znajdowali się już w pracowni, dookoła majaczyło złoto i granat nadwornej sali tanecznej samego cesarza.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Ognisko artystyczne [odnośnik]14.10.20 15:45
Oczywiście, że nie będę; nawet jeśli rozpętamy tu mały armagedon - to nieistotne, posprząta się, Łapserdak na pradwę znał się na rzeczy, a jeśli z nędznego salonu Philippy potrafił zrobić uroczy buduar, to jestem wręcz przekonany, że zapanuje nad pracownianym nieporządkiem. Zresztą robił to już wielokrotnie, uprzątając bałagan zostawiony przez moich uczniów. Tak wyglądał artystyczny świat - zawsze towarzyszył mu jakiś chaos i chyba to było w nim najbardziej pociągające. Przesuwam spojrzeniem po błękicie wachlarza i podobnie jak moja modelka ponownie unoszę naczynie do ust, spijając z niego kilka łyków soczyście zielonego, mocnego trunku. Palił przełyk, ale to dobrze, później wypali także spojrzenie rzucając nam prosto pod nos, to co nie istniało w materialnym świecie. Wchodzi powoli, subtelnie otula umysł procentami, niespiesznie przechodząc w znajomą lekkość bytu. Wbijam spojrzenie we Wren, w każdy jej ruch, niepozbawiony pociągającej zmysłowości; przesuwam wzrokiem za materiałem wachlarza, zauważając, że zostawia na jej skórze świetliste pręgi; to już halucynacje, bo i za całą, dziewczęcą sylwetką ciągną się barwne powidoki. Jej ciało otula tylko delikatna, prawie niewidoczna mgiełka, zwijająca się gęstszymi kłębami w okolicach stóp. Płynie w swoim tańcu tak, jakby w ogóle nie dotykała ziemi, a ja wsłuchuję się w mruczący szept. Wróżka działa korzystnie, nie tak brutalnie jak tamte grzyby - wciąż wiem kim i gdzie jestem, zaś dłonie jakby same prowadzą ołówek, odwzorowując na papierze ten zmysłowy taniec. Trrrach!... Wyrywam pierwszą zapełnioną kartkę i zaczynam kreślić kolejną; wkrótce podzieli los swojej poprzedniczki, opadając miękko tuż obok niej, połączą się jak klatki na mugolskim filmie. Oto mój hołd dla futuryzmu, niepozbawiony jednak płynnych linii rodem ze wschodnich drzeworytów. Znowu zapijam się trunkiem, tym samym kończąc swój kielich, przesuwam językiem po wargach, zbierając z nich gorzki smak piołunu. Milczę, a opowiadana historia owija się wokół moich dłoni, zostawiając na papierze własne ślady. Teraz to Wren jest tysiącletnim lisem, zesłanym na ziemię przez bogów - była tą, która uwiodła chińskiego cesarza, tą, dla której stworzył to wszystko, dla której zabijał służących i zmuszał do kanibalizmu, tą, dla której być może postradał zmysły, tą, która czerpała rozkosze z cierpienia i w końcu tą, która najpierw doprowadziła do upadku, a później sama upadła. I to wszystko było także tam, na kartkach wijących się gdzieś pod moimi nogami, zamknięte w szkicach sensualnego tańca. Słyszę padające pytania, ale milczę, kręcąc delikatnie głową, bo nie chcę jej przerywać, nie chcę przerywać tego fantastycznego spektaklu. Poza tym odpowiedzi nie poznamy nigdy. To już nie była malarska pracownia, teraz znajdowaliśmy się w salach cesarskiego dworu - ona, prawdziwa gwiazda tego wieczora i ja, cichy obserwator, gotowy na więcej historii. Wbijam spojrzenie w pannę Chang, wprost w jej skośne oczy i chociaż wciąż milczę, moje ślepia wołają o kolejne słowa, o kolejne opowieści; rysik w oczekiwaniu zawisł nad przygotowaną, czystą kartką.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Ognisko artystyczne [odnośnik]15.10.20 23:44
Johnatan milczał - dobrze. Płynął z nią tą zakazaną rzeką, płynął w dół rwącego nurtu ujawniającego na świetle dziennym powidoki zamazanych wspomnień. Byli w tym razem, on przenoszący wizję oczu na papier, ona pogrążona w tysiącletnim tańcu, niepewna, czy chciała uwieść nim jego, czy nieistniejących dookoła nich mężczyzn w bogatych, zdobionych koronach, tych, którzy towarzyszyli im z odległych królestw. Byli rozmazani, niewyraźni, może nie było ich wcale - to bez znaczenia. Zanim rozpoczęła kolejną historię, bezwstydnie sięgnęła do butelki halucynogennego alkoholu i pociągnęła z niej kilka głębokich łyków, pozwalając bezwiednie na to, by zielone krople zagubiły się w kącikach ust, spłynęły z nich w dół, po bladej, odsłonionej skórze szyi. Odstawiła ją potem na bok, gdzieś w pobliże zapomnianej szklanki, w której gospodarz dzisiejszego popołudnia zaserwował jej pierwszego drinka.
- Daji umarła zhańbiona. Nie wiemy o niej nic prócz namiętnych kłamstw; historię spisali jej mordercy, uzurpatorzy cesarza - finalnie zwieńczyła opowieść, układając wargi w nieodgadnionym, złośliwym uśmiechu. Uśmiechać się w ten sposób mogła właśnie okryta wstydem konkubina. Brutalna, rozkochana w krzyku i widoku gorącej krwi buchającej z ciał, rozkochana w melodii ostatniego tchnienia śmiertelników; grymas ten szybko przeszedł jednak w nicość, w przywołaną na licu delikatność, niewinność. Rozpocząć miał się kolejny dział - mówił przecież, że chciał poznać wszystkie z przywiedzionych tu dziś historii.
Powolny, zwinny krok poniósł ją w kierunku serca sali. Zatrzymała się tam, obróciła do Bojczuka plecami, unosząc w górę dłonie. To dla nich przeznaczony był pierwszy akt; poruszały się w rytmie nieistniejącej orkiestry, łagodnej chińskiej piosenki, którą słyszały wyłącznie jej uszy. Gesty te były niemal perfekcyjne, łabędzie, pobudzone do życia zbawiennym działaniem alkoholu i licznych lekcji tańca, chińskiego sposobu ruchu. Potem jedną z nich, ujmującą wachlarz, opuściła do dołu, pozwoliła by płachta ponownie dotknęła ziemi, głowę obróciła zaś do boku, patrząc na Bojczuka kątem oka.
- A co czyni cesarz, który pragnie żony swego syna, Johnatanie? - podjęła po dłuższej chwili ciszy, która dla niej ciszą wcale nie była. Biodra zakołysały się lekko - ale nie wulgarnie, robiły to z wyczuciem, robiły to urzekająco. - Najpiękniejszą kobietą swego czasu była Yuhuan, z domu Yang. Żona księcia Mao, wyniesiona ponad prosty lud przez urodę, przez taniec, który zapierał dech w piersi - poruszyła się znowu, zawirowała lekko, raz, potem drugi, wyginała przy tym plecy, ręce, każdą kończynę, która tego potrzebowała. Zaczynało kręcić jej się w głowie, ale to nic. Wytrzyma. Wytrzyma dla piękna sztuki, jaka miała ich dziś złączyć. - Cesarz Xuanzong chciał mieć ją dla siebie. Odebrał ją synowi, na jakiś czas zamknął w zimnym klasztorze, by potem uczynić ją najwyższą rangą konkubiną. Swoją własną, ukochaną, kobietą zrodzoną z jego najśmielszych snów - ta historia była jej szczególnie bliska, być może przez nieuchronnie zbliżający się jej epilog, który był w stanie cisnąć łzy do nawet najwytrwalszych oczu. Podpięty złoconą spinką kok rozluźnił się przez jej pląsy a twarz przyrumieniła z wysiłku, szata związana w pasie falowała razem z aksamitem wachlarza raz po raz wprawianym w wyuczony ruch. - Kochał ją do szaleństwa. Nie tak jednak jak Zhou kochał Daji; jego miłość była czysta, dobra; aż do dnia, w którym kraj pochłonęła rebelia. Lud domagał się reakcji cesarza, domagał się głowy jego ukochanej, naiwnie obwiniał ją za nieudolność męża - Xuanzong wzbraniał się długo, gotów wybrać ukochaną zamiast kraju - mówiąc to Wren opadła miękko na kolana, zwrócona bokiem do Johnatana. - Udusił ją jego najbliższy, najlojalniejszy sługa, eunuch Gao - materiał wachlarza owinął się wokół szyi czarownicy, nie pozbawiał jej powietrza, obrazował jednak to, co obrazować miał w zamyśle. Chang odchyliła się do tyłu, wygięła plecy w łuk. - Pochowano ją w zimnej ziemi bez trumny, wśród kwiatów. Piękną Yuhuan, poświęconą w imię utrzymania władzy w ryzach - po nic, bo gdy tylko cesarz dotarł do stolicy, zmuszono go do abdykacji. Nie miał władzy, nie miał też słodkiej, dobrej Yuhuan. Nigdy nie pogodził się z tym, co zrobił. Nigdy nie pogodził się z jej śmiercią - odnalazł jej ciało i stworzył dla niej mauzoleum, w którym spoczął z nią na zawsze - uniosła najpierw ręce ku górze, a potem wygięła je zgodnie z kątem pleców, niezdolna jednak dotknąć nimi podłogi. To nieważne. Była teraz pomnikiem, pomnikiem wzniesionym dla złożonej w ofierze w imię niczego Yuhuan.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Ognisko artystyczne [odnośnik]21.10.20 0:08
Uśmiecham się widząc jak sięga po butelkę - czysta nie smakowała tak dobrze, ale chyba nie robiło jej to różnicy, a ja w tym czasie łapię ten widok umieszczając go na papierze w kilku zaledwie prostych kreskach. Wren i Zielona Wróżka. Impresja. Spływający po długiej (chyba nawet trochę wyciągniętej przez halucynacje?) szyi trunek dostrzegam bardzo dokładnie, tak samo jak krople zalegające w kącikach ust; a może tylko mi się tak wydaje? Może nie widzę już tego co jest, tylko co chcę zobaczyć?... - Tragiczna historia, a takie są najbardziej inspirujące - rzucam szeptem, kwitując jej słowa. Teraz czekam na kolejne opowieści, tę zwieńczając ostatnim szkicem - tajemniczym uśmiechem kobiety fatalnej.
Zaczyna się nowy spektakl i my jesteśmy już gdzieś indziej - wbijam spojrzenie w dziewczęce dłonie i mam wrażenie, że to teatr cieni; cienie więc zaczynają zdobić kolejne kartki, co rusz opadające na podłogę. W roztargnieniu unoszę do ust swój kielich, ale nawet kropla nie spływa mi do gardła - przecież ostanie spiłem już wcześniej i chociaż zaczyna mnie suszyć, nie mogę oderwać spojrzenia od ciała mojej modelki. Nie ruszam się nawet o krok, jak zahipnotyzowany wbijając oczy w jej ruchy - bo hipnotyzuje każdym subtelnym, zmysłowym gestem. Patrzę na rozkołysane biodra i jawi mi się jako ta najpiękniejsza, już nie tak krwiożercza jak jeszcze przed chwilą, chociaż kto wie, być może zaskoczy mnie kolejnym zwrotem akcji. Wstaję kiedy zaczyna wirować i zmieniam perspektywę, zbliżając się do osamotnionej butelki. Zaciskam palce na wąskiej szyjce, unosząc ją do ust, by spić kilka sporych łyków. Gorzkie i mocne, ale nie przeszkadza mi to, bo Wren roztacza wokół siebie kojącą słodycz. Jest jak senne imaginacje i sam już nie do końca jestem pewien czy to jawa czy jednak sen? Jeśli to drugie - wyjątkowo przyjemny, jeśli pierwsze - nie mogłem marzyć o lepszym rozwoju tego spotkania. Oto rodził się oddzielny cykl, egzotyczny i elegancki, inny niż to, co znane na angielskich ziemiach, może nawet inny od wszystkiego co królowało w całej Europie. Nie ustaję w szkicach - te posłużą wkrótce jako pomoc przy dużych płótnach i ufam, że będę w stanie przedstawić owe historie tak samo czarująco jak teraz robiła to Wren. Byłem zauroczony, całkowicie pogrążony w opowieści, która z czasem okazywała się równie tragiczna; piękna, ale tragiczna, wciskająca łzy w oczy bo autentycznie czuję, że zaczynają mnie piec powieki. Ale daję jej płynąć dalej i sam płynę z każdym kolejnym słowem rzucanym w eter. Wciąż stoję, szkicownik opierając na ręce. A później przejmująca cisza, cisza dla niewinnej Yuhuan, która niczym nie zasłużyła na paskudną śmierć, opadam z westchnieniem na podest, na którym zwykle spoczywali modele, przysiadając na brzegu, notes układam na kolanach, wygładzając dłonią puste strony - Okrutne - rzucam, bo paradoksalnie było w tej historii więcej okrucieństwa niż w poprzedniej. To chyba nie koniec? Chcę więcej!...




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Ognisko artystyczne [odnośnik]21.10.20 1:32
Kolejna opowieść dobiegła końca. Zwieńczył ją łzawy epilog, zanim czerń usłaną bezimiennymi kwiatami zostawili za sobą, a świat zatańczył feerią kolorowych tint. Niebo mknęło nad jej głową gwałtownie, chmury ścierały się w białą plamę gdzieniegdzie szarpaną błękitem - i już byli w innym miejscu, w innej historii, przekraczali złote wrota następnej legendy. Wedle zapowiedzianej wcześniej listy miała opowiedzieć mu o bogini Chang'e, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie - ślina na języku zasmakowała bowiem innym pragnieniem. Wren leniwie obróciła głowę, wciąż nie podnosząc się ze swej wygiętej pozycji; odszukała wzrokiem usadzonego na podeście Bojczuka, przyglądała mu się przez dłuższą chwilę - a na jej rumianej twarzy znów malował się kapryśny uśmiech. Nie tak złośliwy jak ten należący do Daji, nie niewinny jak ten we władaniu słodkiej Yuhuan. Znów była dla niego kimś innym. W zamyśleniu oblizała usta, zaśmiała się cicho.
- Trwa wojna. Nie musisz sobie tego wyobrażać, znasz wojnę, widziałeś ją - ale ta wojna jest inna. Trawi dwa królestwa. Wu, Yue - rozpoczęła enigmatycznym, miękkim głosem, pragnąc wprawić go w odpowiedni nastrój. By w pełni pojął znaczenie nadchodzących morałów, musiał wiedzieć, z czym należało je łączyć. - Yue upada. Ugina się pod ciężarem inwazji Wu, którego cesarz pojmuje swojego przeciwnika. Sprowadza go do roli stajennego. Każe zajmować się końmi swych żołnierzy, wiernych wojowników, którzy wymordowali ludzi zhańbionego władcy - powoli wyprostowała się w końcu, uniosła, poruszając w rytm jeszcze innej melodii. Słyszała ją wyraźnie w swych zmysłach, czuła w oczach, słyszała dotykiem; znów tańczyła przed nim w wymyślnej kompilacji nęcących gestów. Wciąż delikatnie. Ulotnie. Jak duch przemierzający skąpane w krwi i pyle dawne pole bitwy. - Po trzech latach godnej służby Gou Jian, cesarz upadłego królestwa, zostaje wypuszczony na wolność. I poprzysięga zemstę swemu oprawcy. Oprawcy swojego ludu - wirując lekko zbliżyła się do miejsca, w którym znajdował się Johnatan, na moment podrzucając wachlarz w powietrze i zwinnie łapiąc go w drugą dłoń, tak, by gest sprawiał wrażenie pozbawionego wysiłku. W rzeczywistości podobny wyczyn zajął jej wiele prób - by wyglądał elegancko, a taneczny przyrząd nie uderzył o podłogę. - Od swego doradcy słyszy cichy szept sugestii, by wysłać cesarzowi Wu piękną kobietę. Odnajdują ją na wioskowych zieleniach - śliczną Xi Shi, idealnej budowy, o perfekcyjnym, doskonałym licu. Przez trzy lata szkolą ją w sztuce uwodzenia - Johnatan mógł poczuć na skórze swojej twarzy omiatający delikatnie policzek materiał wachlarza. - Fan Li przyprowadza ją na dwór cesarza Wu, który zakochuje się w niej do szaleństwa. Znasz już ten motyw, prawda? - na moment zatrzymała się tuż przed nim. Wolną dłoń ułożyła na jego policzku, górowała spoglądając w dół, spod kurtyny długich, czarnych rzęs, w ekscytacji pompowanej do krwi za sprawą halucynogennego trunku. Czy widziała przed sobą Bojczuka? Nie była pewna, wydawał się mieć rysy mężczyzny każdego i żadnego. - Potem było tylko gorzej - zapewniła go melodyjnie. - Zakochany, cesarz Wu poddał się manipulacjom Xi Shi, coraz mniej uwagi poświęcając rządom. Gospodarce. Zabił swojego doradcę. W tym czasie Gou Jian zbierał siły... - Palec wskazujący przesunął się wzdłuż kości policzkowej maga a potem sięgnął ust, drocząc się z nimi opuszką; Wren uniosła nogę i oparła ją na podeście, stając między nogami Bojczuka. Wachlarz wylądował na trzymanych przez niego kartkach - zasłoniła mu to, co było najważniejsze, tak jak konkubina pociągająca za sznurki łatwowiernego, skorego do ulegania pokusom męża. Nachyliła się nad nim, następne słowa szepcząc wprost do skrytego pomiędzy czarnymi lokami ucha. - A gdy Xi Shi do cna omotała cesarza, król Yue uderzył. W całej swej potędze. Wu runęło - cesarz w rozpaczy popełnił samobójstwo - zachichotała cicho i odskoczyła od niego, od razu powracając do tańca. Szybszego, szalonego, energicznego.
Była coraz bardziej zmęczona, ale odczuwało to wyłącznie jej ciało. Nie umysł, wędrujący pomiędzy płatami rozpościerającej się dookoła niej historii; wszystko drżało wokół jakby w rytm fal dźwiękowych jej muzyki a nogi wydawały się lekkie, ruchy łatwe. Wszystko było łatwe. I przyjemne. Bardzo przyjemne. Z ekstatycznym uśmiechem zatrzymała się znów, wyciągnęła lewą nogę do boku, prawą rękę z wachlarzem unosząc natomiast do góry. Jego materiał opadł na nią niczym śliczny, ślubny welon.
- Mówią, że po tym doradca króla Yue utopił Xi Shi w rzecze. By nigdy nie opętała już swym urokiem żadnego mężczyzny - wyjawiła; smutny koniec, ale nie zamierzała nim wieńczyć tej opowieści. Istniała alternatywa, smakowała bajecznie. - Inni mówią jednak, że odpłynęła na łodzi razem z Fan Li, człowiekiem, który dostarczył ją w ramiona cesarza Wu. Zakochali się - odpłynęli i nikt ich więcej nie widział. Co o tym myślisz, Johnatanie? Odpłynąłbyś ze mną w nieznane? - spytała z urzekającym uśmiechem, oddychając ciężko z fizycznej fatygi. - Narysowałeś to, co miałeś narysować?



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Ognisko artystyczne [odnośnik]21.10.20 22:17
Czekam na ciąg dalszy, w skupieniu mrużąc oczy, nie spuszczam z niej spojrzenia, ciekaw gdzie znajdziemy się teraz - na powrót w bogatych salach cesarzy, w subtelnym teatrze cieni czy może gdzieś zupełnie indziej, gdzie jeszcze nie było nam dane się spotkać... Wkrótce uchyla rąbka tajemnicy, a my przenosimy się do odległych czasem Chin pogrążonych w wojennej zawierusze. Niewidoczny dreszcz biegnie mi wzdłuż kręgosłupa, kiedy wyobrażam sobie jak mogło to wyglądać - mam wrażenie, że jeszcze po stokroć gorzej niż w Europie dawnych wieków, a miękki szept wydaje mi się jakiś złowieszczy. Podążam za nią przez usłane martwymi ciałami pola krwawych bitew, ale nie czuję lęku, kiedy jest moją przewodniczką. W końcu Yue pada i czuję upokorzenie władcy, zdegradowanego do roli stajennego. To musiały być podłe lata służby tym, którzy zhańbili go najbardziej i w pewnym sensie nie dziwiłem się, że zawładnęła nim wola zemsty. Przesuwam spojrzeniem za wirującą po sali sylwetką dziewczęcia, później za podrzuconym wachlarzem, który wciąż zostawia w powietrzu świetliste pręgi, może nawet jeszcze wyraźniejsze niż wcześniej? Czuję delikatne muśnięcie materiału na swojej twarzy i kolejny dreszcz, tym razem znacznie przyjemniejszy, biegnie po moim ciele, na rękach wykwita gęsia skórka, bo oto na scenę wkracza następna kobieta i obawiam się, że jak każda inna skończy tak samo tragicznie. Jej doskonałe lico jawi mi się teraz jako twarz Wren, bo czy i ona nie jest w tym momencie najpiękniejszą kobietą jaką kiedykolwiek widziałem? Czy nie jest najpiękniejszą, jaka stąpa po świecie? Zadzieram głowę żeby spojrzeć w te oczy, otoczone czernią długich rzęs, głębokie i roziskrzone procentami buzującymi w naszych żyłach. Uwodziła jak profesjonalistka i nie mogłem (a przede wszystkim chyba zwyczajnie nie chciałem) się temu oprzeć, bo i po co? Zawsze byłem wrażliwy na kobiece wdzięki, a tym bardziej pod wpływem przyjemnego odurzenia nielegalnych środków. Z tą Wróżką to był jednak strzał w dziesiątkę. Przestaję rysować zbyt zaaferowany sylwetką Wren znajdującą się tak nieprzyzwoicie blisko. Nie dziwiłem się tamtym wszystkim mężczyznom, ich zauroczeniom ani poświęceniu, bo gdyby w tym momencie poprosiła mnie bym wyszedł na ulicę i zebrał dla niej tysiąc ludzkich serc, to chyba bym to zrobił. Rozchylam delikatnie wargi, kiedy przesuwa po nich palcem, a dziewczęcej stopie robię miejsce między swoimi udami; sięgam dłonią jasnej, napiętej łydki, sunąc powoli w górę... Sztuka na moment przestała mnie interesować, skryta pod błękitem wachlarza, zaś palce biegną dalej, przez kolano, wzdłuż gładkiego uda i wkrótce dołączają do nich usta, bo odwracam głowę, składając kilka krótkich pocałunków na skórze po wewnętrznej stronie. Szept dociera do mnie dopiero po chwili, a sens w momencie, w którym odskakuje - dlaczego mi umyka, kiedy robiło się tak przyjemnie? Wzdycham przeciągle i odpinam guzik koszuli, bo zrobiło mi się wykurwiście gorąco od tych sensualnych doznań. Obserwuję energiczny, szalony taniec, ale nie potrafię zebrać myśli, a co dopiero przelać ich na papier - historia zapisana w obrazkach urywa się w połowie, jest urzekająco niepełna. Uśmiecham się, przyjmując alternatywne zakończenie jako to, w które chcę wierzyć - miła odmiana w stosunku do poprzednich historii. Zamykam szkicownik i odkładam go na bok, chociaż wyrwane kartki walają się wszędzie - Jeśli taki byłby twój kaprys, popłynąłbym z tobą nawet poza kraniec świata - mówię, wstając niespiesznie z podestu. Chwytam flaszkę i zbliżam się do Wren, wolną dłoń wspierając na dziewczęcej talii, zaś palce drugiej splatając z jej palcami, zamykając we wspólnym uścisku szyjkę butelki, w której kołysały się resztki soczyście zielonego płynu. Ruszamy w spokojny, niespieszny pląs - Narysowałem więcej. Zagościsz w panteonie muz oddanych w ręce Fantasmagorii, ale... zasłużyłaś na własny cykl, poświęcony tylko tobie, w którym zawrze się historia trzech zwodniczych kobiet, historia fatalnych zauroczeń, złych decyzji, bezlitosnych działań, to będzie opowieść o wojnie, zemście, zawiści i cierpieniu, ale także o poświęceniu i prawdziwej miłości; zmysłowa, tajemnicza i egzotyczna, utrzymana w duchu sztuk wschodnich, ale tak, by trafiła prosto w serca Anglików. Gotowa na... zimę, może na początek przyszłego roku, a ja postaram się by wystawiono ją wówczas w najlepszych galeriach. Co o tym myślisz, Wren? Godzisz się na to bym w taki sposób okazał swoją wdzięczność za wprowadzenie mnie w nieznany dotąd świat? Chcesz razem ze mną odkrywać niedostępne sztuki odległego wschodu?... - mówię cicho i tym razem to ja sięgam dłonią dziewczęcej twarzy, przesuwając kciukiem wzdłuż dolnej wargi. Jeszcze przez chwilę wbijam ślepia w jej oczy, by ostatecznie zbliżyć się bardziej i musnąć krótko kącik dziewczęcych ust.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Ognisko artystyczne [odnośnik]21.10.20 23:04
Jego dotyk przypominał języki ognia. Czuła go pod swoją skórą, czuła jak wpełzał pod nią całym sobą i od środka rozgrzewał mięśnie. Mogliby tak razem spłonąć - na stosie zapomnianych legend i przeżytych istnień, w imię sztuki, którą Bojczuk tak kochał, a której ona, ignorantka, jeszcze nie rozumiała. Ale to nic, spłonęłaby z nim. Dla tych ust wędrujących w górę nogi, składających delikatne pocałunki na wewnętrznej stronie uda. Czarownica odchyliła na chwilę głowę, przymknęła powieki, mrucząc w zadowoleniu, zanim uciekła od niego, od jego płomienia - do którego lgnąć mogły ćmy, ale nie ona. Nie ona.
Wszystko nagle ucichło. Rozmyły się historie, rozmył świat, pozostawiając ich wśród pulsujących, bezkształtnych barw; chciała napić się jeszcze, zwilżyć czymś gardło po męczącym tańcu, lecz nie dostrzegała porzuconej wcześniej butelki. Znikła. Zaginęła pośród nurtu historii, ten pojmał ją jak puszczony na taflę kosz, w dół rzeki, wprost do wyżłobionych kłami szczęk wielkiego potwora spoczywającego na samym jej krańcu - tak musiało być, Wren westchnęła zatem przeciągle, rozleniwiona. Powoli opuściła nogę na podłogę, obróciła wachlarz w dłoni, chowając połowę swej twarzy za jego miękką fasadą, gdy natchniony artysta opuszczał swoją kołyskę na drewnianym podium i maszerował w jej stronę z zielonym trunkiem. Dobrze, chodź tu, chodź do mnie. Sięgnęłaby po nią - lecz Bojczuk ujął jej dłoń i zaprosił do spokojnego, łagodnego tańca. Ich stopy musiały oderwać się od podłogi bezpowrotnie - a niewidzialna siła uniosła ich w powietrze, otaczając ładem nicości. Trwajmy tak wiecznie; zmącone halucynacją oczy dostrzegały w nim teraz utęsknione lico, surowsze, o nieprzejednanym, stalowym spojrzeniu zielonych oczu, wpatrywała się zatem w niego z rozczuleniem. Bezwiednie rozwarła wargi, chętna wypowiedzieć znajome imię - bo był tu z nią w końcu, był, wybaczył, znów należał do niej - ale i wtedy pragnienie ukorzyło się przed kaskadą słów wypływającą z ust Johnatana. Mówił do niej tak pięknie, znów on, o burzy czarnych loków i podłużnej twarzy, odrobinę suchych już wargach. W gołębim zwyczaju przechyliła głowę lekko do boku.
- Tylko mi - powtórzyła za nim w zadowolonym rozmarzeniu; podobała jej się ta obietnica, smakowała słodyczą i cytrusem, smakowała dumą rozpierającą widoczne pod transparentną, rozwianą szatą piersi. - Jeśli tak ma być, opowiem ci więcej. Mam w sobie tyle historii, Johnatanie, tyle historii... Opowiem ci o Wu Zetian, o Chang'e, o Jingwei, o Mu Guiying, o czym tylko zechcesz - przyrzekła miękko, ułożyła dłonie na jego ramionach a potem oplotła rękoma szyję, gdy pozwolił sobie na zbyt wiele. Złożył na jej ustach pocałunek, w samym kąciku, sięgał po to, czego nie była skora sama mu dać, musiał za to zapłacić. Wren uśmiechnęła się kapryśnie lecz słodko, krańcem języka dotykając palca, który jeszcze na moment zawisł przy jej ustach, a potem bezczelnie pochyliła się do przodu, chwytając między zęby dolną wargę Bojczuka. Gryzła ją. Przez chwilę, krótką, prawie nieistniejącą, zacisnęła na niej zęby i przerwała skórę, a potem przesunęła prędko językiem jeszcze po tym miejscu, smakując krwi, by znów odskoczyć od niego figlarnie. Śmiała się. Radośnie, rozanielona odwetem, wyrywająca mu z dłoni butelkę, z której szybko upiła kilka następnych łyków. Dość już mieli alkoholu, oboje, a jednak ten zapraszał nieprzerwanie, nęcił i kusił.
- Chcę. Ale w zamian dasz mi siebie - zdecydowała, jakby perspektywa poświęconej jej opowieściom i urodzie wystawy okazała się nagle niewystarczająca. Na chwiejnych od upojenia nogach powróciła do przeznaczonego dla modeli podium i opadła na nie w zmęczeniu, usiadła bokiem, wodząc dłonią po odsłoniętej szyi. - Co możesz mi dać, Johny? Jaką opowieścią mi się odpłacisz, jakim sekretem? Tańcz, mów - zarządziła z uśmiechem, poganiając go wachlarzem.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Ognisko artystyczne [odnośnik]26.10.20 20:42
Byłem gotów wysłuchać wszystkich tych historii - teraz albo później, kiedy tylko zechce mi je opowiedzieć; mogłem poświęcić ten wieczór tylko jej, może i całą noc, albo kolejne, jeśli będzie trzeba. Mogłem zaaranżować inne spotkanie, innej daty, może w innym miejscu, chociaż tutejsze pracownie sprzyjały twórczej atmosferze, a ja, choć byłem względnie świeżym nabytkiem ogniskowej kadry, czułem się tu bardzo swobodnie; więc kiwam lekko głową i wyciągam usta w uśmiechu, palce zaciskając wokół szyjki butelki, kiedy Wren przesuwa dłonie na moje ramiona, a potem kark. Przez chwilę znowu jest całkiem przyjemnie, ale i to trafia szlag, bo czuję jak jej ostre zębiska zaciskają się coraz mocniej na mojej wardze. Przeklęta pirania, wampirzyca... Ała, naprawdę pożałowałem. Marszczę gniewnie brwi, ale chyba sam się o to prosiłem. Znowu mi umyka, a ja już nie chcę jej gonić, wypuszczam z uścisku także butelkę, oddając ją w ręce panny Chang, nadgarstkiem przesuwam po obolałym miejscu, rozmazując krew od kącika ust, przez cały policzek. Śledzę ją spojrzeniem, krzyżując ręce na piersi, palce zaś zaciskając na rękach nieco ponad ugiętymi łokciami. Więc teraz moja kolej? Niech będzie, mogę na to przystać - Dobrze, jeśli lubisz brutalne historie to opowiem ci jedną z nich - kiwam głową. Będę tańczył, chociaż bliżej było mi do aktora niż tancerza, mniemam więc, że moje przedstawienie będzie nosiło więcej śladów teatralnej sztuki - Apollo był jednym z bogów zamieszkujących górę Olimp - zaczynam, wprawiając w ruch ręce, układając je na kształt najwyższych gór - synem Zeusa oraz tytanki Leto, tym który przyszedł na świat wraz ze swoją bliźniaczą siostrą Artemidą, w ukryciu, z dala od gniewu zazdrosnej Hery - powoli wypluwam z siebie kolejne słowa, dołączając do ich znaczeń odpowiednią gestykulację, zaś wraz ze mną po podłodze wiją się podłużne cienie, być może układające w znaki łatwiejsze do rozszyfrowania - był patronem sztuk pięknych oraz zwierzchnikiem dziewięciu muz, które tańczyły w jego orszaku - i może nie byłem tak dobrym tancerzem jak one, ale serio, starałem się! - młodzieńcem o gładkim, pięknym licu oraz burzy złotych loków - przesuwam dłonią wzdłuż swojej twarzy, ostatecznie wplatając palce w moją własną burzę loków - wreszcie mistrzem gry na cytrze - kiwam delikatnie głową, udając, że i ja szarpię nieistniejące struny, chociaż przez uroczy wpływ Zielonej Wróżki, mam wrażenie, że naprawdę dzierżę instrument, a co więcej znajdujemy się właśnie w jednym z greckich gajów - raz wdał się w muzyczny pojedynek ze wspaniałym flecistą Marsjasem, który rzucił mu wyzwanie. Sędziami zostali pasterze i pasterki, którzy pilnowali swoich stad na górze Nysa. Marsjas grał pierwszy i robił to naprawdę pięknie, wydobywając ze swojego instrumentu wspaniałe dźwięki natury - tym razem to flet ląduje w moich dłoniach, kiedy hasam z nim beztrosko po barwnych, górskich polach. Słyszę te dźwięki - fantastyczne i czyste, piękniejsze od najpiękniejszych ptasich treli. Ale nagle się zatrzymuję i unoszę jeden palec, a wokół znowu robi się dziwnie cicho - Ale to Apollo został okrzyknięty zwycięzcą, być może ze względu na swoje boskie pochodzenie, ze strachu przed gniewem syna Zeusa, a może faktycznie okazał się lepszy? W ramach nauczki chwycił pokonanego przeciwnika, przywiązał go do drzewa i w akompaniamencie krzyków cierpienia, obdarł żywcem ze skóry - kończę, podobnie jak wcześniej Wren opadając ciężko na kolana. Przez chwilę trwam w bezruchu, zalega między nami cisza, a ja niespiesznie, sunąc kolanami po podłodze, zbliżam się do podium na którym spoczywa moja muza i wspieram na nim łokcie, sięgając palcami szklanej butelki - Podobała ci się moja historia, Wren? - pytam, wbijając w nią spojrzenie; przechylam flaszkę, zalewając usta kolejną porcją alkoholu - piecze tam, gdzie zostawiła po sobie odcisk zębów, ale chyba to jakoś przeżyję.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Ognisko artystyczne [odnośnik]27.10.20 16:47
Był aktorem na deskach spalonego teatru - bo teatr rzeczywiście płonął wokół nich w rytmie ruchów Johnatana. Najpierw buchnął niezadowoleniem, gdy jej zęby złowieszczo przerwały delikatną skórę wargi, a potem układał się już w kształty odpowiadające snutej przez niego opowieści. Ukazywał to, czego ukazać nie mogły dłonie Bojczuka. Z płomieni powstał najpierw Apollo, lśniący, piękny, o doskonałym ciele i niemal kocich oczach wpatrujących się w nią spośród kurtyny czerwieni, a w tle wznosił się wspomniany Olimp. Wren zastygła w bezruchu, obserwowała ten specyficzny spektakl znad szyjki butelki przyciśniętej do rozwartych warg, urzeczona zwinnością, jaką prezentował jej artysta, jego coraz pochmurniejszymi słowami. Wokół Apolla pląsały muzy, a gdzieś po drugiej stronie naradzał się jego oponent, satyr, ujmujący w swe dłonie flet tak pięknie, jak czynił to Johnatan. Azjatka uśmiechnęła się na ten widok, był nieprzyzwoity, był dwuznaczny, lecz nie wypowiedziała tych słów na głos, jedynie rechocząc pod nosem dość tępo, by dźwięk ten utopić później w haustach zielonej wróżki. A wzbudzone przez niego halucynacje trwały dalej - ukazywały walkę, jednak nie mieczem, nie włócznią, a za pomocą tylko i wyłącznie sztuki; walkę, której Marsjas nie miał szansy wygrać.
- Pasterze i pasterki winni oceniać kozy - nie starcia, których nie rozumieją ich skromne zmysły - orzekła, wchodząc mu w słowo, lecz równie szybko zamilkła, gdy Johnatan uwidocznił przed nią ponury los jaki spotkał przegranego. Nie dość, że na jego ramiona spadło upokorzenie najgorsze z możliwych, Apollo okazał mu boski brak litości, który w dół kręgosłupa czarownicy posłał dreszcz podniecenia. Cóż za wyśmienita kara. Cóż za wyśmienita nauczka, by nigdy nie stawać w szranki przeciwko mocy, której dorównać nie mógłby żaden śmiertelnik. Patrzyła na malarza gdy ten na kolanach sunął pod podium, niczym ukorzony sługa zmierzający w stronę pięknej konkubiny - ale w takim wypadku musiałby być eunuchem, czyż nie?
- To piękna melodia, te krzyki. Wyobrażam ją sobie, słyszę w mojej głowie; to hymn na cześć Apolla. Najrozkoszniejszy dowód porażki - rozmarzyła się, zaś Bojczuk wdrapał się w tym samym momencie na unoszącą ich ku górze drewnianą konstrukcję. Wciąż trzymała w swych dłoniach butelkę, którą przechylił, by zasięgnąć zbawiennego łyku czy dwóch - i w nagłym przypływie premedytacji przechyliła ją głębiej, zalewając usta Johnatana alkoholem bezczelnie, bezwstydnie, bezwzględnie, jak Apollo mógłby czynić to Marsjasowi. Nie chciała go skrzywdzić - pragnęła tylko by zakrztusił się smakiem tej opowieści, wolna dłoń wystrzeliła z kolei do jego policzka, przytrzymując twarz blisko, na tyle blisko, by nie uciekł jej w razie niechybnie zbliżającego się kaszlu.
- Całkiem, całkiem - odparła mrukliwie, na twarzy rozkwitł zaś złośliwy uśmiech. Wciąż było jej mało - nie tylko jego tańca, tego pięknego teatru zrodzonego z ognia Westy, ale przede wszystkim historii, które czaiły się gdzieś uśpione w jego umyśle. Lubiła słuchać. Poznawać. Zapamiętywać. - Opowiedz mi jeszcze jedną baśń, może być grecka. Opowiadaj, a ja odpocznę - zarządziła, odkładając na bok trunek i układając się niemal do snu. Głowę oparła o złożone ręce, odnajdując na podium choć odrobinę komfortu, nogi ułożyła potem na nogach Johnatana. Ciało winno niby powoli ostygać, ale wciąż od środka rozpalał ją alkohol kołyszący światem rozpościerającym się przed oczyma. I w tym wszystkim wpatrywała się w Bojczuka leniwie, oczekując spełnienia swojego życzenia.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Ognisko artystyczne [odnośnik]29.10.20 22:25
Zerkam na Wren kątem oka, cóż, dla mnie było to zwykłe okrucieństwo, a lament przegranego wcale nie brzmiał rozkosznie, ale milczę na ten temat, bo i tak byśmy się nie dogadali; instynktownie nie podejmuję takich dyskusji - po co niszczyć sobie tę uroczą chwilę we dwoje, w zielonych oparach halucynogennej wróżki? Chang jak zwykle brutalna, zarówno w słowach jak i działaniach, bo oto z jej pomocą alkohol zalewa mi gardło, cieknie z kącików ust, kiedy zaczynam się krztusić, w nagłym ataku kaszlu wylatuje nawet przez nos - okropne, palące uczucie. Odtrącam jej rękę, zaś zapach piołunu, który wydostał się ze szkła, wiruje w powietrzu i mam wrażenie, że widzę go w zielonkawych smugach - Czemu to zrobiłaś? - rzucam, pomiędzy kolejnymi kaszlnięciami, przysłaniając usta nadgarstkiem; później przecieram twarz, zmywając z niej resztki zaschniętej już krwi - Jeszcze jedną? Hm, no dobrze - przez chwilę myślę nad tym co by tutaj? Bez zrzędzenia przyjmuję jej nogi i opieram na nich dłonie, w zamyśleniu głaszcząc gładkie łydki - Już wiem, teraz opowiem ci historię pochodzącą z ziem moich słowiańskich przodków - ta, sraty-pierdaty, taki był ze mnie Słowianin jak z koziej dupy trąba, czyli generalnie żaden, ale w papierach miałem wpisane inaczej, więc tego się trzymajmy. Myślę, że spodoba jej się ta historia - były w niej okrutne kobiety, źli władcy, fatalne przepowiednie i podstępne intrygi, więc zaczynam, wbijając we Wren spojrzenie - Nad wodami Gopła wznosił się potężny gród Kruszwica, którym rządził król Popiel. Znany był ze swojego okrucieństwa, ale do najpodlejszych czynów podjudzała go żona Gerda - wraz z każdym kolejnym słowem przenosimy się na inne ziemie, uszy pieści szum jeziora opowiadający tę starą legendę, a my jesteśmy w zimnych salach surowego zamczyska. Zdejmuję z siebie dziewczęce nogi, coby wstać, bo i tę historię chcę opowiedzieć nie tylko słowem; odwracam się do panny Chang plecami i wspieram dłoń na biodrze, puszczając jej przez ramię zalotne oczko, bo teraz przecież jestem Gerdą - piękna i podstępna Niemka, to ona uwielbiała męczyć swoich ludzi, wymyślając dlań coraz to nowe i okrutniejsze udręki. Miał król Popiel także swoją radę starszych - odwracam się powoli, przybierając na twarz poważny wyraz, wysoko wznoszę podbródek, bo z ponętnej Gerdy zmieniam się w statecznego radnego - ale Popiel nie chciał słuchać ich rad, a małżonka bez przerwy podsycała jego niechęć mówiąc - co z ciebie za król, skoro słuchasz się tych starców? Ty jesteś panem, ty jesteś władcą, pozbądź się tamtych staruchów zanim stracisz przez nich swój tron - macham gniewnie palcem i tupię nogą, po czym zakładam ręce na piersi jak obrażona dama, bo czyż w tej chwili nie nią jestem? A potem wraca spokojny ton narratora i przechadzam się po sali, splatając dłonie za plecami - W końcu uknuli intrygę by faktycznie pozbyć się radnych, ale najpierw, jak kazał zwyczaj, Popiel udał się do wróżbity, by powiedział co się wydarzy i jaki los czeka króla oraz tron - pochylam się nad nieistniejącą, szklaną kulą, zaglądając w przyszłość i posyłając Wren tajemniczy uśmieszek - Królu, twoja władza jest silna, ale ponad nią są myszy! Strzeż się MYSZY! - usłyszał Popiel, ale nie przejął się tą wróżbą - co to za głupoty? - macham ręką, po czym biję się w pierś - Ja! Który nie boi się wilków, nie boi niedźwiedzi ani żubrów, mam się lękać małych myszy?! Bzdura! - rzucam ze śmiechem, odprawiając swojego wróżbitę kolejnym machnięciem dłoni - Nie zaniechał Popiel planu pozbycia się rady i gdy minęła pora siewów wysłał do nich posłańca z pokłonami oraz zaproszeniem na kruszwicki zamek - kłaniam się w pas - Panowie byli zaskoczeni nagłą zmianą, ale ostatecznie zdecydowali się pojawić w grodzie i gdy tylko zawitali na zamku, król powitał ich uniżonymi przeprosinami - znowu się kłaniam, ale już nie jak posłaniec, a jak władca, który z szacunkiem chyli głowę przed swymi doradcami - Przyjmijcie moją skruchę i zapomnijcie urazy, kłaniam się waszej mądrości i proszę o rady, ale wpierw trzeba wam odpocząć i się posilić, zapraszam na ucztę - gestem dłoni zapraszam gości na salony, wciąż tak samo chłodne i surowe; grubym murom zamczyska nie udzielił się biesiadny nastrój - Nawet Gerda, zawsze wyniosła, była teraz przemiła i z uśmiechem częstowała gości jadłem oraz napitkiem - znowu krążę wokół długich stołów jak ta Gerda, z dzbanem miodu w smukłych dłoniach - a kiedy w starczych głowach zaczął szumieć alkohol, odprawiła służbę i sama przyniosła z piwnicy naczynie najlepszego trunku, uprzednio zaprawiając je trucizną, polała gościom, uważnie omijając puchar małżonka. Wtedy dopiero Popiel zrozumiał co się stało i przeraził się własnym podstępem, ale było już za późno, bo po chwili radni zaczęli zwijać się z okrutnego bólu i wołać w agonii - teraz scena śmierci, trzeba dać z siebie wszystko - więc i ja cierpię, umieram w potwornych męczarniach, już po chwili wijąc się po podłodze - Zdrada! Napoił nas trucizną! Pomsta mordercy! - wołam, wyrzucając drżące ręce w górę - Klątwa na was! Na cały ród Popielów! Przeklinam was, a śmierć wasza niech straszniejsza będzie od naszej!... - krzyczę po raz ostatni, zaś moje ręce opadają martwe na podłogę. Przez chwilę trwam w stanie śmierci, w ciszy, odwracając twarz w kierunku Wren, ale to nie koniec opowieści, więc kontynuuję cicho - Wszystko ucichło, tylko wiatr dął poza grubymi murami, a błyskawice przecinały niebo. Gerda szybko wzięła się do sprzątania ciał, nakazując oniemiałemu Popielowi sobie pomóc. Nocą przywiązali każdemu kamień do nóg i wrzucili otrutych do huczącego jeziora, zaś kiedy w kolejnych dniach ktoś pytał o gości odpowiadali - niespiesznie zbieram się z ziemi - Pewnie nie podobało im się u nas, wyjechali nocą, chociaż ostrzegaliśmy przed burzą, och! Oby tylko nic im się nie stało! - rzucam z udawaną troską - Szukano zaginionych, ale bez skutku. Rozpaczano po nich sądząc, że utonęli w czasie burzy podczas przeprawy przez rzekę - łkam, wycierając dłońmi wyimaginowane łzy, które ciekną mi teraz po policzkach - i choć niektórzy podejrzewali, że w zamku wydarzyło się coś strasznego, w trosce o własne bezpieczeństwo i w strachu przez okrutnym Popielem, milczeli. A król? Teraz już pewny swego tronu bezkarnie łupił swój lud w coraz większe obrastając bogactwa, które trwonił na biesiadach i pijaństwie - unoszę w geście toastu nieistniejący kielich, po czym przechylam go z lubością spijając całą zawartość i oddycham przeciągle, wycierając usta rękawem - Aż nadszedł dzień kary. W zamku niespodziewanie pojawiły się myszy. Tysiące myszy, które dziwnie dysząc maszerowały od strony jeziora, z każdej przepołowionej mieczem - i ja próbuję teraz z nimi walczyć, machając ostrzem, ale niestety nic to nie daję, a na mojej twarzy maluje się prawdziwe przerażenie - pojawiały się dwie następne, a ilość wciąż rosła i rosła. Wtedy Popiel zrozumiał, że oto spełniła się klątwa, a plaga lęgnie się z martwych ciał. Cóż, zostało mu tylko uciekać. Wraz z małżonką ruszyli na wyspę, na sam szczyt znajdującej się tam wieży, w nadziei, że myszy nie przedrą się przez solidne, okute żelazem drzwi - w popłochu wskakuję na jeden z taboretów, chwieję się na nim niebezpiecznie, ale wystawiam ręce na boki i udaje mi się utrzymać równowagę - wychylił się Popiel z wieży i aż cofnął z osłupienia! Myszy przepłynęły jezioro, a drobnymi ząbkami przegryzły potężne wrota i z piskiem popędziły na górę by w jednej chwili zjeść króla oraz jego żonę. Wokół zaległa cisza, zaś jedynym dźwiękiem był brzęk królewskiej korony spadającej ze schodów wieży - milknę na chwilę. Korzystając z okazji ściągam z góry swój hamak i wprost ze stołka wpadam w materiał, zagłębiając się w jego miękkości. Z kieszeni spodni dobywam skręconego papierosa, powoli umieszczając go między wargami, już po chwili wypuszczam z płuc pierwszą chmurę gęstego dymu - Przyszła zima, a kruszwicką ziemię ogarnął spokój. Jednak wszechobecna cisza na zamku budziła niepokój ludzi, więc w końcu młody kmieć odważył się tam pójść i przyniósł przerażającą, ale także radosną wieść - król nie żyje! W wieży tylko myszy grasują! Patrzcie co zostało po Popielu! Tylko korona! - radośnie wyrzucam w górę ręce, zaciskając palce na koronie Popiela, w międzyczasie zakładając jedną nogę na hamak, drugą delikatnie odpycham się od podłoża, powoli bujając - Taka była kara za podstępny i okrutny mord oraz za udrękę ludu i do tej pory, nocą, o tym właśnie opowiada uderzające o brzeg jezioro - kończę, ponownie zaciągając się dymem. Daję jej chwilę na przetrawienie całej tej historii, aż w końcu odzywam się ponownie - A co sądzisz o tej legendzie? - przekrzywiam nieznacznie głowę - Więcej ci dzisiaj nie powiem, muszę coś zostawić na kolejne spotkania - chociaż podobnie jak Wren, miałem w sobie wiele opowieści.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Ognisko artystyczne [odnośnik]03.11.20 0:29
Czemu to zrobiłaś?
Doszukiwał się sensu tam, gdzie nie miało prawa go być. Bo tak naprawdę - czemu nie? Widok kaszlącego, czerwonego Bojczuka z zaschniętą krwią na policzku wprawiał ją w doskonały nastrój; w krzywym zwierciadle zmąconego wróżką spojrzenia przypominał jej lgnące do niej szczenię, które raz po raz odstawiała na drugi koniec rozległego korytarza, a ono wracało niczym zahipnotyzowane, spragnione choćby cienia dotyku. Był zabawny. Był uroczy. Zamiast odpowiedzieć, w dziecięcym geście uniosła kciuk własnej, ściśniętej w pięść dłoni do ust i przyłożyła do niego koniec języka, uśmiechając się przy tym promiennie - w sposób, w jaki nigdy, na co dzień, uśmiechnąć by się chyba nie potrafiła.
A potem zaczął ciskać w nią nieznanymi, twardo brzmiącymi słowami.
Rzucał klątwy? Wplatał je do nowej historii, licząc, że nie zauważy ich istnienia? Ciemne brwi spotkały się w wyrazie głębokiej zadumy; niezrozumienie sprawiło, że wolniej pojmowała sens jego opowieści, musiała uważniej analizować słowa i łapała się na tym, że czasem nie pamiętała, co powiedział chwilę temu. Gopło, Kruszwica, król Popiel, żona Gerda, Niemka, która do jej wspomnień bezwiednie przywiodła obraz Schmidta. Ale jego nie mogło tu dziś być. Odszedł, zniknął za szpitalnymi drzwiami i już nie wróci, połknął jej kłamstwo jak truciznę, bezmyślnie, tępo. Trudno. Wren podparła głowę na wolnej ręce, wpatrzywszy się w Bojczuka w wyrazie głębokiej konsternacji. Grecka epopeja była o wiele łatwiejsza do rozłożenia na czynniki pierwsze - szczególnie w ich obecnym stanie - niż to, co prezentował przed nią teraz. Może po prostu do reszty oszalał.
- Ci twoi Słowianie mają strasznie brzydkie nazwy, Johny - podzieliła się swym przemyśleniem i parsknęła, gdy ten przybrał powabną pozę rzeczonej królewskiej małżonki. Było mu z tym nawet do twarzy, choć wydawał się trochę zbyt chuderlawy i nieumięśniony, by rzeczywiście przykuwać wzrok w miejscach, w których powinien. - Brzmi trochę jak Daji - wtrąciła na wspomnienie o pasji do tortur i utrudniania egzystencji masom. Chińska konkubina również wymyśliła znaną do dziś metodę kaźni, która miała przynosić jej zmysłom głęboką uciechę. A potem Azjatka zamilkła, zachwycona jego impresją stetryczałych doradców i rozwijanych przed nią losów króla Popiela. - Ty to się powinieneś wystrzegać białych myszy, wiesz? - mruknęła rozbawiona; Bojczuk chwilę temu enigmatycznie pochylał się nad kulą i roztaczał nad głową władcy ponurą wizję, apogeum mające nadejść wraz z chmarą gryzoni, a teraz wcielał się w rolę Popiela, bijąc się w pierś. Słuchała go uważnie, z leniwym uśmiechem i połowicznie przymkniętymi powiekami; co jej pokazywał, to widziała, wciąż pod działaniem halucynogennego alkoholu.
Ciche hm? wyrwało się spomiędzy jej warg, bo jakim cudem król nie zrozumiał, że pod jego dachem dojść miało do mordu? Był tak głupi, tak nierozsądny, by nie zauważyć zarówno własnych skrytych zamiarów, jak i tych ewidentnych, którymi epatowała małżonka? Co za bęcwał. Na dźwięk krzyków otworzyła znów oczy, wpatrzona w maga z fascynacją, bo padał właśnie na podłogę martwy, otruty, rzucający klątwę ostatnim oddechem. - Obrzydliwe - jęknęła przeciągle, oczy teatralnie zasłoniwszy dłonią, choć w rzeczywistości wizja myszy wypełzających z tonącego w zimnej wodzie truchła wydawała się jej całkiem... nowatorska. Intrygująca.
Gdy skończył, ułożywszy się na hamaku, Wren powoli podniosła się z twardego piedestału i podeszła do niego na chybotliwych, nie tyle zmęczonych, co po prostu pijanych nogach, bezwstydnie ładując się na wylegującego się Bojczuka. Ułożyła się na nim, nagie piersi przyciskając do jego torsu, a głowę przykładając do jego ramienia; zmusiła, by otulił ją wolną od papierosa ręką. Zaczynało być jej chłodno. I sennie.
- Nie słyszałam jeszcze takiej opowieści. Zagrałeś ją jak aktor, każdą z ról, każdą scenę - westchnęła z nieukrywanym zadowoleniem, chyba zbyt zmęczona, by dalej wybrzydzać i zadziornie kąsać. - Dużo masz takich słowiańskich legend? Nic nie wiem o tych ziemiach, nic. Często zjadają ich tam myszy? - spytała Azjatka i przymknęła powieki, ziewając. Kto wie, może rzeczywiście gryzonie na tamtych terenach były zdecydowanie bardziej krwiożercze?



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Ognisko artystyczne
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach