Podziemny korytarz
Strona 2 z 25 • 1, 2, 3 ... 13 ... 25
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Podziemny korytarz
Nie do końca wiadomo, kto go zbudował i w jakim celu. Dziś trzeba się bardzo postarać, żeby w leśnym poszyciu wypatrzeć ukrytą klapę – ta, porośnięta mchem, dobrze wpasowuje się w podłoże. Niewiele osób wie o tym miejscu, ale tych, którzy o nim słyszeli, mogą skusić opowieści o rzekomo znajdujących się tam skarbach. Nie wiadomo, ile w nich prawdy, tym bardziej, że na przestrzeni lat ktoś już dawno mógł go stamtąd zabrać. To nie przeszkadza ciekawskim w próbach poszukiwania wejścia do ukrytego korytarza w celu poszukiwania przygód.
Rzut kością k100: ST znalezienia klapy to 60. Do rzutu dodaje się biegłość spostrzegawczości. Można próbować rzucać do skutku.
Klapa po znalezieniu i otwarciu odsłania głęboki na mniej więcej trzy metry tunel, pod którym znajduje się wydrążony w ziemi korytarz. Wnętrze jest ciemne, ciche i wilgotne, z sufitu gdzie niegdzie zwieszają się korzenie roślin. Korytarze przed zawaleniem się chroni najprawdopodobniej magia. Kawałek dalej korytarz rozwidla się na trzy odnogi...
Rzut kością k3:
1 – Wybrany przez ciebie korytarz ciągnie się kawałek i kończy się niewielką, kolistą komnatą. Ta niestety okazuje się pusta, jeśli nie liczyć kilku starych butelek po magicznych trunkach, starego buta i rozmokłych gazet. Być może to miejsce kiedyś służyło komuś za tymczasową kryjówkę?
2 – Idąc wybranym przez siebie korytarzem nagle słyszysz pisk i po chwili czujesz, jak otaczają cię chochliki kornwalijskie. Są wyraźnie niezadowolone z twojej obecności – lepiej się wycofać, zanim zaczną atakować cię większą chmarą.
3 – Ten tunel wydaje się dość długi, ale po drodze nie napotykasz żadnych dziwnych niespodzianek. Na samym końcu znajdujesz starą skrzynię; na jej zamku widnieje zatarty, ale wciąż możliwy do odczytania runiczny napis. Żeby go odczytać, potrzebna jest biegłość starożytnych run.
Jeśli twoja postać posiada odpowiednią biegłość, może otworzyć skrzynkę. Należy rzucić także kością k3, by określić, co zostało znalezione.
1 – W skrzyni znajduje się kilka starych, zaśniedziałych monet.
2 – W skrzyni znajduje się zabytkowa szklana kula.
3 – W skrzyni znajduje się stary, nadgryziony zębem czasu obraz przedstawiający grubą kobietę oraz stara gazeta sprzed dobrych trzydziestu lat.
Lokacja zawiera kości.Rzut kością k100: ST znalezienia klapy to 60. Do rzutu dodaje się biegłość spostrzegawczości. Można próbować rzucać do skutku.
Klapa po znalezieniu i otwarciu odsłania głęboki na mniej więcej trzy metry tunel, pod którym znajduje się wydrążony w ziemi korytarz. Wnętrze jest ciemne, ciche i wilgotne, z sufitu gdzie niegdzie zwieszają się korzenie roślin. Korytarze przed zawaleniem się chroni najprawdopodobniej magia. Kawałek dalej korytarz rozwidla się na trzy odnogi...
Rzut kością k3:
1 – Wybrany przez ciebie korytarz ciągnie się kawałek i kończy się niewielką, kolistą komnatą. Ta niestety okazuje się pusta, jeśli nie liczyć kilku starych butelek po magicznych trunkach, starego buta i rozmokłych gazet. Być może to miejsce kiedyś służyło komuś za tymczasową kryjówkę?
2 – Idąc wybranym przez siebie korytarzem nagle słyszysz pisk i po chwili czujesz, jak otaczają cię chochliki kornwalijskie. Są wyraźnie niezadowolone z twojej obecności – lepiej się wycofać, zanim zaczną atakować cię większą chmarą.
3 – Ten tunel wydaje się dość długi, ale po drodze nie napotykasz żadnych dziwnych niespodzianek. Na samym końcu znajdujesz starą skrzynię; na jej zamku widnieje zatarty, ale wciąż możliwy do odczytania runiczny napis. Żeby go odczytać, potrzebna jest biegłość starożytnych run.
Jeśli twoja postać posiada odpowiednią biegłość, może otworzyć skrzynkę. Należy rzucić także kością k3, by określić, co zostało znalezione.
1 – W skrzyni znajduje się kilka starych, zaśniedziałych monet.
2 – W skrzyni znajduje się zabytkowa szklana kula.
3 – W skrzyni znajduje się stary, nadgryziony zębem czasu obraz przedstawiający grubą kobietę oraz stara gazeta sprzed dobrych trzydziestu lat.
Na ulicy było tyle ludzi, że naprawdę była zszokowana, że udało mu się ją dostrzec. Jej mały wzrost też nie był w takich chwilach zbyt pomocny. Miała jednak wrażenie, że gdyby im się do siebie przedostać to wzbudziłoby to niepotrzebną ciekawość magicznych policjantów. Lucinda wiedziała, że teraz wychodzenie przed szereg nie mogło przynieść niczego dobrego. Najważniejszy był spryt, działanie po cichu. Dochodziło do absurdów, których wcześniej nie dostrzegała. Jeszcze rok temu to Zakon był tą stroną frontu, która mogła działać jawniej. Przy współpracy z Ministrem, policją i aurorami. Teraz musieli się ukrywać by móc zrobić cokolwiek. – Ja ciebie w ogóle nie widziałam. Starałam się trzymać jak najdalej od policjantów. Nie chciałabym trafić na kontrolę. Chociaż… mogłoby być ciekawie. – odparła i choć sytuacja wcale nie była zabawna to kącik ust drgnął jej w uśmiechu. Zastanawiała się jakby zareagowała jej rodzina gdyby Lucinda nagle trafiła do Tower jako jeden z członków Zakonu Feniksa.
- Wiesz, że oni będą teraz łapać każdego? Mam wrażenie, że większość ich działań to zasłona dymna. Wiesz co dzieje się z ludźmi działającymi w strachu? Czarodzieje zmienią front tylko po to by chronić swój dom i rodziny. Nic tak nie warunkuje posłuszeństwa jak przerażenie. Mogli szukać kogoś, a mogli robić to z czystej przyjemności. – przerażało ją to jak ludzie zmieniali się pod wpływem takich wydarzeń. Z czarodziei, którzy kiedyś dbali i porządek i życie obywateli stali się zwierzętami żerującymi na czyimś strachu i cierpieniu. Czym się tak naprawdę różnili od tych wszystkich jawnie wybijających mugoli i czarodziei innej krwi niżeli czysta?
Ledwo zdążyła skończyć zdanie, a jej oczom ukazała się bariera stworzona przez kolejny patrol policji. Czemu wybrali sobie to miejsce? Naprawdę nie mogli już sobie odpuścić? Widząc wyrwę w barierze skinęła głową. Nie byłaby sobą gdyby teraz odwróciła się na pięcie i odpuściła, bo kolejny raz trafili na niebezpieczeństwo. – Widzimy się po drugiej stronie – odparła i puściła do niego oczko. Miała nadzieje, że im się uda i w końcu dotrą do tego lasu. Mówią jednak, że nadzieja matką głupich. Ona przeszła na drugą stronę choć miała wrażenie, że jeden z policjantów spojrzał w jej kierunku. Może właśnie to sprawiło, że Keat, który szedł tuż za nią niestety padł ofiarą zaklęć patrolujących czarodziejów.
Blondynka zachowała zimną krew obserwując jak zabierają go prawdopodobnie do Tower. Misji nie mogła wykonać w pojedynkę, a nawet jeśli by chciała to zbytnio zmartwiło ją to co stało się z jej towarzyszem by móc się skupić. Szlachcianka wycofała się obiecując sobie, że jak nie dostanie do wieczora żadnej informacji od Keata to zgłosi to. Nie mogła go tak zostawić.
z.t
rzut kością
- Wiesz, że oni będą teraz łapać każdego? Mam wrażenie, że większość ich działań to zasłona dymna. Wiesz co dzieje się z ludźmi działającymi w strachu? Czarodzieje zmienią front tylko po to by chronić swój dom i rodziny. Nic tak nie warunkuje posłuszeństwa jak przerażenie. Mogli szukać kogoś, a mogli robić to z czystej przyjemności. – przerażało ją to jak ludzie zmieniali się pod wpływem takich wydarzeń. Z czarodziei, którzy kiedyś dbali i porządek i życie obywateli stali się zwierzętami żerującymi na czyimś strachu i cierpieniu. Czym się tak naprawdę różnili od tych wszystkich jawnie wybijających mugoli i czarodziei innej krwi niżeli czysta?
Ledwo zdążyła skończyć zdanie, a jej oczom ukazała się bariera stworzona przez kolejny patrol policji. Czemu wybrali sobie to miejsce? Naprawdę nie mogli już sobie odpuścić? Widząc wyrwę w barierze skinęła głową. Nie byłaby sobą gdyby teraz odwróciła się na pięcie i odpuściła, bo kolejny raz trafili na niebezpieczeństwo. – Widzimy się po drugiej stronie – odparła i puściła do niego oczko. Miała nadzieje, że im się uda i w końcu dotrą do tego lasu. Mówią jednak, że nadzieja matką głupich. Ona przeszła na drugą stronę choć miała wrażenie, że jeden z policjantów spojrzał w jej kierunku. Może właśnie to sprawiło, że Keat, który szedł tuż za nią niestety padł ofiarą zaklęć patrolujących czarodziejów.
Blondynka zachowała zimną krew obserwując jak zabierają go prawdopodobnie do Tower. Misji nie mogła wykonać w pojedynkę, a nawet jeśli by chciała to zbytnio zmartwiło ją to co stało się z jej towarzyszem by móc się skupić. Szlachcianka wycofała się obiecując sobie, że jak nie dostanie do wieczora żadnej informacji od Keata to zgłosi to. Nie mogła go tak zostawić.
z.t
rzut kością
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
4 maja, podejście trzecie
mam ze sobą:
- eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 26, moc +5)
- eliksir Volubilis (1 porcja, stat. 5)
- maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 28)
- amulet wyciszenia
- kryształ - pochłania wszystkie zaklęcia rzucone w danej turze
- kryształ - +5 do sprawności na 3 tury
- scyzoryk
Autentycznie zaczął się obawiać, co jeszcze spotka ich w tym miejscu; przedwczoraj otarł się o śmierć, wczoraj o przymknięcie w Towar - co przyniesie (równie łaskawe?) dzisiaj?
Spotkali się niemal w tym samym miejscu, w pobliżu spalonego sklepu i ulicy, wzdłuż której rozciągniętą świetlistą barierę; skinął Lucindzie głową na powitanie, posyłając jej uśmiech, nieco zmęczony, choć szczery. Nie było mu łatwo kolejny miesiąc tkwić w tym młynku - pomiędzy kursem, dorywczą pracą a zakonnymi powinnościami, które teraz angażowały go tak bardzo, że ledwie starczało mu czasu na złapanie oddechu. A wciąż miał wrażenie, że robi za mało.
- Przepraszam za wczoraj - zawalił, zdawał sobie z tego sprawę - ona przedostała się przez wyrwę z taką łatwością, że i on uwierzył w to, iż bez trudu przemknie koło policjantów niezauważony, ale coś poszło wybitnie nie tak. Dobrze, że przynajmniej udało mu się wyłgać. - Wcisnąłem im kit, że jestem czystej krwi, pomęczyli mnie chwilę w Tower, ale jak zacząłem ściemniać o tej czystości, to trochę spoważnieli i od razu zaczęli mnie traktować inaczej... - nie mógł napisać jej tego w liście, lakoniczne kilka słów musiało jej wystarczyć, teraz jednak, twarzą w twarz, mógł sobie pozwolić na wyjaśnienia - od dzisiaj mów mi Oliver - nie przez przypadek wybrał akurat to imię, choć w połączeniu z nazwiskiem było czymś w rodzaju pokazania Ministerstwu środkowego palca; ciekawe, kiedy ktoś się połapie... - mam nadzieję, że bez przeszkód udało ci się wydostać z tego terenu - o niczym mu co prawda nie wspominała listownie, ale przecież mogła to zrobić ze względów bezpieczeństwa, papier zachłannie spijał słowa, które zdradzały czasem zbyt wiele. - Myślisz, że to nasz dzień? - chciało by się dodać: w końcu. Uśmiechnął się krzywo, nie brnąc już dalej w żarty na temat tego, ile razy można ponieść porażkę, zanim nadejdzie moment zwycięstwa. Liczył na to, że dzisiaj naprawdę uda im się dostać do podziemnego korytarza, a przynajmniej, że zaczną szukać tej klapy (zamiast tylko je ponosić...), bo dotychczas nie weszli nawet do lasu.
mam ze sobą:
- eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 26, moc +5)
- eliksir Volubilis (1 porcja, stat. 5)
- maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 28)
- amulet wyciszenia
- kryształ - pochłania wszystkie zaklęcia rzucone w danej turze
- kryształ - +5 do sprawności na 3 tury
- scyzoryk
Autentycznie zaczął się obawiać, co jeszcze spotka ich w tym miejscu; przedwczoraj otarł się o śmierć, wczoraj o przymknięcie w Towar - co przyniesie (równie łaskawe?) dzisiaj?
Spotkali się niemal w tym samym miejscu, w pobliżu spalonego sklepu i ulicy, wzdłuż której rozciągniętą świetlistą barierę; skinął Lucindzie głową na powitanie, posyłając jej uśmiech, nieco zmęczony, choć szczery. Nie było mu łatwo kolejny miesiąc tkwić w tym młynku - pomiędzy kursem, dorywczą pracą a zakonnymi powinnościami, które teraz angażowały go tak bardzo, że ledwie starczało mu czasu na złapanie oddechu. A wciąż miał wrażenie, że robi za mało.
- Przepraszam za wczoraj - zawalił, zdawał sobie z tego sprawę - ona przedostała się przez wyrwę z taką łatwością, że i on uwierzył w to, iż bez trudu przemknie koło policjantów niezauważony, ale coś poszło wybitnie nie tak. Dobrze, że przynajmniej udało mu się wyłgać. - Wcisnąłem im kit, że jestem czystej krwi, pomęczyli mnie chwilę w Tower, ale jak zacząłem ściemniać o tej czystości, to trochę spoważnieli i od razu zaczęli mnie traktować inaczej... - nie mógł napisać jej tego w liście, lakoniczne kilka słów musiało jej wystarczyć, teraz jednak, twarzą w twarz, mógł sobie pozwolić na wyjaśnienia - od dzisiaj mów mi Oliver - nie przez przypadek wybrał akurat to imię, choć w połączeniu z nazwiskiem było czymś w rodzaju pokazania Ministerstwu środkowego palca; ciekawe, kiedy ktoś się połapie... - mam nadzieję, że bez przeszkód udało ci się wydostać z tego terenu - o niczym mu co prawda nie wspominała listownie, ale przecież mogła to zrobić ze względów bezpieczeństwa, papier zachłannie spijał słowa, które zdradzały czasem zbyt wiele. - Myślisz, że to nasz dzień? - chciało by się dodać: w końcu. Uśmiechnął się krzywo, nie brnąc już dalej w żarty na temat tego, ile razy można ponieść porażkę, zanim nadejdzie moment zwycięstwa. Liczył na to, że dzisiaj naprawdę uda im się dostać do podziemnego korytarza, a przynajmniej, że zaczną szukać tej klapy (zamiast tylko je ponosić...), bo dotychczas nie weszli nawet do lasu.
from underneath the rubble,
sing the rebel song
sing the rebel song
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Keat Burroughs' has done the following action : Rzut kością
'Londyn' :
'Londyn' :
Ktoś by pewnie powiedział, że głupotą jest wracać trzeci raz w to samo miejsce, kiedy dwa poprzednie razy dały im jasno do zrozumienia, że zwyczajnie nie jest im to pisane. Lucinda jednak doskonale znała przekorność losu i wiedziała, że ten lubi kłaść kłody pod nogi, ale ustępowanie mu także niczego nie polepsza. Zresztą… chyba oboje przez to wszystko nabrali jeszcze większej motywacji do tego by doprowadzić sprawę do końca. Ona nie była człowiekiem, któremu łatwo przychodzi godzenie się z porażką. Za pierwszym razem to tłum zablokował im wejście do lasu i tak naprawdę nic nie mogli z tym zrobić. Za drugim razem owszem wszystko zależało od nich, ale Merlin jej świadkiem, że czasami nawet na własne błędy nie ma się większego wpływu. Podchodziła do tego jak do kolejnego wyzwania i wcale nie przeszkadzało jej to, że znaleźli się przed wejściem do lasu kolejny raz. Dlatego słysząc jego przeprosiny od razu pokręciła głową. – Równie dobrze mogli usłyszeć moje kroki i dlatego spojrzeli w twoją stronę. Na szczęście skończyło się to tylko tak. – odparła szczerze zaskoczona, że pracownicy Ministerstwa tak szybko go wypuścili. Skłamałaby mówiąc, że jej tym nie zaimponował. Blondynka nie potrafiła kłamać chociaż wszyscy zawsze powtarzali, że Selwynowie to urodzeni kłamcy. Może Lucindzie naprawdę było daleko do swojej szlacheckiej rodziny.
Wybuchła śmiechem słysząc o jego nowych personaliach. Cóż… trzeci dzień pod rząd? Chyba byli już przyjaciółmi. – Idioci – skomentowała zachowanie policjantów i uniosła kącik ust w uśmiechu. – Dobrze, że tak z tego wybrnąłeś. Powiedziałam sobie, że jak nie wyślesz mi sowy do końca dnia to ruszam z odsieczą. – dodała rozglądając się po otoczeniu. Miała nadzieje, że tym razem nikt im nie przerwie misji. Kolejna obława policjantów byłaby dla blondynki naprawdę dziwna.
- Powiedźmy, że bez przeszkód. Chciałam znaleźć inną drogę i wpadłam w jakieś bagna. Na szczęście ucierpiała tylko moja godność. – odparła kręcąc głową na samo wspomnienie. Lucinda lubiła właśnie tego typu drogi na skróty. Zawsze kończyło się to w podobny sposób.
Sama zastanawiała się co dzisiaj ich tutaj spotka. Jak na razie to nawet nie dotarli do miejsca docelowego, a przecież to właśnie tam miało być najtrudniej. – No nie wiem, patrząc na nasze ostatnie poczynania… mam nadzieje, że nie pokona nas kwiatek. – zażartowała w tym samym momencie, w którym zauważyła wyrwę w ulicy. Zaskoczona zatrzymała się i odwróciła w stronę mężczyzny. – Mało brakowało – powiedziała tym samym dając mu do zrozumienia, że powinien uważać. Blondynka zwinnie przeskoczyła nad zapadniętą ulicą i spojrzała w stronę lasu. Byli już blisko.
mam ze sobą:
- Eliksir wzmacniający krew (1 porcja)
- Antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 20, 115 oczek)
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 20)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 30, moc +5)
rzut kością
Wybuchła śmiechem słysząc o jego nowych personaliach. Cóż… trzeci dzień pod rząd? Chyba byli już przyjaciółmi. – Idioci – skomentowała zachowanie policjantów i uniosła kącik ust w uśmiechu. – Dobrze, że tak z tego wybrnąłeś. Powiedziałam sobie, że jak nie wyślesz mi sowy do końca dnia to ruszam z odsieczą. – dodała rozglądając się po otoczeniu. Miała nadzieje, że tym razem nikt im nie przerwie misji. Kolejna obława policjantów byłaby dla blondynki naprawdę dziwna.
- Powiedźmy, że bez przeszkód. Chciałam znaleźć inną drogę i wpadłam w jakieś bagna. Na szczęście ucierpiała tylko moja godność. – odparła kręcąc głową na samo wspomnienie. Lucinda lubiła właśnie tego typu drogi na skróty. Zawsze kończyło się to w podobny sposób.
Sama zastanawiała się co dzisiaj ich tutaj spotka. Jak na razie to nawet nie dotarli do miejsca docelowego, a przecież to właśnie tam miało być najtrudniej. – No nie wiem, patrząc na nasze ostatnie poczynania… mam nadzieje, że nie pokona nas kwiatek. – zażartowała w tym samym momencie, w którym zauważyła wyrwę w ulicy. Zaskoczona zatrzymała się i odwróciła w stronę mężczyzny. – Mało brakowało – powiedziała tym samym dając mu do zrozumienia, że powinien uważać. Blondynka zwinnie przeskoczyła nad zapadniętą ulicą i spojrzała w stronę lasu. Byli już blisko.
mam ze sobą:
- Eliksir wzmacniający krew (1 porcja)
- Antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 20, 115 oczek)
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 20)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 30, moc +5)
rzut kością
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Uśmiechnął się tylko do niej, nie komentując już tego, z jakiego powodu wczoraj wpadł; dywagacje na ten temat pozbawione były sensu - jej kroki nie miały szans zostać usłyszane w tym gwarze, który powstał, gdy kotłując się tłum, wstrzymany po jednej ze stron świetlistej bariery, generował ogromny hałas, uciążliwie brzęczący w uszach. Był jednak wdzięczny, że nie ma za złe tego, że przez niego musieli wracać tu ponownie.
Jako mały chłopiec bawił się w chowanego z własnym cieniem, czasem zamieniał się z nim, stając się niematerialny, a przynajmniej to sobie wyobrażał, przeciskając się przez szczeliny, przez które żaden człowiek nie powinien się przedostać; przemykając niezauważony obok portowych rekieterów, żądających haraczy za samo oddychanie.
I wczoraj chciał to powtórzyć, nie powinien zostać złapany - ale tak się stało. A jemu przyszło się zmierzyć z konsekwencjami.
- Ruszyłabyś mi na ratunek? - wprawdzie roześmiał się cicho, ale w spojrzeniu, które jej posłał, kryło się też coś więcej - wdzięczność za te słowa, dobrze było wiedzieć, że gdyby to wszystko skończyło się inaczej, to wciąż miałby na kogo liczyć. Po raz kolejny przyszło mu się przekonać, że Zakonnicy stali za sobą murem. - Jak księżniczka w wieży czekałbym na wybawienie, niekoniecznie na rycerza, tych chyba wolałbym tam nie spotkać... - obrócił to wszystko w żart, i choć sprawiał wrażenie rozluźnionego, oczy pozostawały czujne - znowu znaleźli się w tej okolicy, kto wie, co czeka ich tutaj dzisiaj? - a więc los był całkiem sprawiedliwy, każde z nas wpadło w bagno, chociaż nieco innego rodzaju - dodał jeszcze, a kąciki ust zadrgały w rozbawieniu. - Wiesz... oby to nie były jasnowidzkie słowa, jestem pewien, że w tym lesie znalazłby się niejeden taki kwiatek, który dałby radę nas spetryfikować czy coś w tym stylu - i niejedno takie zwierzę, a droga przed nimi była długa... mieli do przejścia spory kawałek.
Razem z Lucindą przeskoczył nad wyrwą bez większego problemu, a zabudowania stawały się coraz rzadsze, w końcu udało im się wedrzeć do lasu, mieli trzymać się głównej ścieżki, przynajmniej na razie. - Za drzewem, który przecina drogę w poprzek, mamy przejść jeszcze z dwadzieścia kroków, po prawej stronie powinien być rozłożysty krzew, a za nim ścieżka prowadząca wprost do przejścia, od tego momentu powinniśmy też zachować większą czujność, bo ponoć naprawdę trudno wypatrzyć tę zamaskowaną klapę - dodał jeszcze, wyciągając różdżkę z kieszeni. Tak na wszelki wypadek.
rzut
Jako mały chłopiec bawił się w chowanego z własnym cieniem, czasem zamieniał się z nim, stając się niematerialny, a przynajmniej to sobie wyobrażał, przeciskając się przez szczeliny, przez które żaden człowiek nie powinien się przedostać; przemykając niezauważony obok portowych rekieterów, żądających haraczy za samo oddychanie.
I wczoraj chciał to powtórzyć, nie powinien zostać złapany - ale tak się stało. A jemu przyszło się zmierzyć z konsekwencjami.
- Ruszyłabyś mi na ratunek? - wprawdzie roześmiał się cicho, ale w spojrzeniu, które jej posłał, kryło się też coś więcej - wdzięczność za te słowa, dobrze było wiedzieć, że gdyby to wszystko skończyło się inaczej, to wciąż miałby na kogo liczyć. Po raz kolejny przyszło mu się przekonać, że Zakonnicy stali za sobą murem. - Jak księżniczka w wieży czekałbym na wybawienie, niekoniecznie na rycerza, tych chyba wolałbym tam nie spotkać... - obrócił to wszystko w żart, i choć sprawiał wrażenie rozluźnionego, oczy pozostawały czujne - znowu znaleźli się w tej okolicy, kto wie, co czeka ich tutaj dzisiaj? - a więc los był całkiem sprawiedliwy, każde z nas wpadło w bagno, chociaż nieco innego rodzaju - dodał jeszcze, a kąciki ust zadrgały w rozbawieniu. - Wiesz... oby to nie były jasnowidzkie słowa, jestem pewien, że w tym lesie znalazłby się niejeden taki kwiatek, który dałby radę nas spetryfikować czy coś w tym stylu - i niejedno takie zwierzę, a droga przed nimi była długa... mieli do przejścia spory kawałek.
Razem z Lucindą przeskoczył nad wyrwą bez większego problemu, a zabudowania stawały się coraz rzadsze, w końcu udało im się wedrzeć do lasu, mieli trzymać się głównej ścieżki, przynajmniej na razie. - Za drzewem, który przecina drogę w poprzek, mamy przejść jeszcze z dwadzieścia kroków, po prawej stronie powinien być rozłożysty krzew, a za nim ścieżka prowadząca wprost do przejścia, od tego momentu powinniśmy też zachować większą czujność, bo ponoć naprawdę trudno wypatrzyć tę zamaskowaną klapę - dodał jeszcze, wyciągając różdżkę z kieszeni. Tak na wszelki wypadek.
rzut
from underneath the rubble,
sing the rebel song
sing the rebel song
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ostatnie miesiące zmieniły tak drastycznie ich system prawny, że zostawienie Keata w Tower równałoby się prawdopodobnie z wieloma negatywnymi skutkami. Nie myślała już nawet o uszczerbku na zdrowiu fizycznym i przede wszystkim psychicznym, ale tak naprawdę nikt teraz nie wiedział co zwolennicy Ministra robili z więźniami w Tower. Może i nie był na liście poszukiwanych czarodziejów, ale i tak sama nieudana próba kłamstwa mogłaby się skończyć naprawdę źle. Blondynka wzruszyła ramionami na jego pytanie i uśmiechnęła się delikatnie. – Może rycerzem na białym koniu bym nie była, ale wiesz co mówią… lepszy rydz niż nic. Nie miałabym wyjścia, ten teren musimy już zdobyć razem. – odparła zdając sobie sprawę z tego, że nadal nie mogli być pewni czy cokolwiek im wyjdzie. To, że zostali zawróceni dwa razy na samym początku wcale nie znaczyło, że mogą już odpuścić, bo później będzie już tylko łatwiej. Intuicja jej podpowiadała, że może być całkiem ciekawie, a ta rzadko się myliła.
Blondynka parsknęła śmiechem i pokręciła głową na słowa mężczyzny. – Sprawiedliwy? – powtórzyła za nim. – Ja jestem niedojdą, a ty jesteś głośny? Dobry team. – dodała kiwając głową przetwarzając ich szanse na powodzenie tej misji.
Oczywiście brała pod uwagę to, że po drodze mogą natknąć się na śmiercionośny kwiatek czy mięsożerną stonogę. Nadal żyli w świecie magii, a ten bardzo często zahaczał o absurdy, z którymi nauczyła się już żyć. Może nie ze wszystkimi, ale na pewno z większością. A może jej się tylko tak wydawało. Na słowa czarodzieja blondynka machnęła ręką. – A na nagrobku napis „zadeptana przez chwast”. Brzmi dumnie. – odpowiedziała kiedy wchodzili już do lasu.
Nie pomyślałaby, że kiedykolwiek aż tak ucieszy się z wejścia do lasu. Po dwóch dniach próby to był wyczyn, który zasługiwał na pochwałę. Wiedziała, że muszą się już skupić. W miejscu takim jak to łatwo było coś przeoczyć. Drzewa rosły bardzo gęsto, a krzewy ograniczały widoczność w niższych partiach lasu. Blondynka skinęła głową kierując się w odpowiednią stronę.
Lucinda wiedziała, że zastać ich tu mogą magiczne stworzenia choć nie chciała dać wiary, że po tym wszystkim będą mieć takiego pecha. A jednak znowu się pomyliła. Jakie było jej zaskoczenie gdy przed nią jakby wyrósł spod ziemi pojawił się garboróg. Zatrzymała się od razu spoglądając na Keata. – Mamy towarzystwo – powiedziała szeptem nie chcąc zwrócić większej uwagi stworzenia.
zaczynamy etap II i wybieramy ścieżkę pokojową (panie i panowie taniec w wykonaniu Keata Burroughs!)
Blondynka parsknęła śmiechem i pokręciła głową na słowa mężczyzny. – Sprawiedliwy? – powtórzyła za nim. – Ja jestem niedojdą, a ty jesteś głośny? Dobry team. – dodała kiwając głową przetwarzając ich szanse na powodzenie tej misji.
Oczywiście brała pod uwagę to, że po drodze mogą natknąć się na śmiercionośny kwiatek czy mięsożerną stonogę. Nadal żyli w świecie magii, a ten bardzo często zahaczał o absurdy, z którymi nauczyła się już żyć. Może nie ze wszystkimi, ale na pewno z większością. A może jej się tylko tak wydawało. Na słowa czarodzieja blondynka machnęła ręką. – A na nagrobku napis „zadeptana przez chwast”. Brzmi dumnie. – odpowiedziała kiedy wchodzili już do lasu.
Nie pomyślałaby, że kiedykolwiek aż tak ucieszy się z wejścia do lasu. Po dwóch dniach próby to był wyczyn, który zasługiwał na pochwałę. Wiedziała, że muszą się już skupić. W miejscu takim jak to łatwo było coś przeoczyć. Drzewa rosły bardzo gęsto, a krzewy ograniczały widoczność w niższych partiach lasu. Blondynka skinęła głową kierując się w odpowiednią stronę.
Lucinda wiedziała, że zastać ich tu mogą magiczne stworzenia choć nie chciała dać wiary, że po tym wszystkim będą mieć takiego pecha. A jednak znowu się pomyliła. Jakie było jej zaskoczenie gdy przed nią jakby wyrósł spod ziemi pojawił się garboróg. Zatrzymała się od razu spoglądając na Keata. – Mamy towarzystwo – powiedziała szeptem nie chcąc zwrócić większej uwagi stworzenia.
zaczynamy etap II i wybieramy ścieżkę pokojową (panie i panowie taniec w wykonaniu Keata Burroughs!)
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
- Żadną tam niedojdą, po prostu lubisz chodzić swoimi ścieżkami, a akurat przypadkiem jedna z nich okazała się prowadzić prosto do darmowych kąpieli błotnych, siostra mi mówiła, że mugole sobie to zamiast eliksirów nakładają na twarz, nie wiem, czy dla zdrowia, czy... eee, urody? W sensie, może liczą na to, że jak to błoto zaschnie, to jakby... ich twarz nie będzie się już starzała, bo się zrobi taka całkiem sztywna? Znaczy, zmarszczki nowe nie powstaną! Oni ogólnie mają trochę gorzej, ich ciała się paskudnie szybko starzeją, ale mimo wszystko chodzenie z błotem na twarzy brzmi jak desperacja - rozgadał się, brnąc przed siebie, a las stawał się coraz gęstszy, otulał ich z każdej strony, w cieniu potężnych drzew zrobiło się chłodnawo i jakby ciszej, nieliczne tylko ptasie trele odzywały się co jakiś czas, ta cisza... zaczęła go chyba niepokoić.
- Poprosiłbym, żeby specjalnie dla ciebie ktoś wyrzeźbił tę roślinkę na twoim nagrobku, upamiętniając ją na wieki, mogłaby się jakoś magicznie poruszać na wietrze, wyglądałoby to chyba całkiem nieźle... no i ten napis dobrze byłoby uzupełnić jakoś, wiesz, chociażby tu spoczywa Lucinda Selwyn, wybitny klątwołamacz, a potem dopiero ta urocza wstawka o chwaście - kontynuował swój wywód, wypełniając ciszę; oczy jednak uważnie śledziły podłoże, w miękkiej ściółce wypatrując dwa głębsze ślady - ciężkich, masywnych nóg jakiejś istoty. Pierwszy sygnał.
Drugi był już nieco mniej subtelny - gdzieś za grubym pniem, gdy skręcili już na wąską ścieżkę biegnącą wprost do miejsca, w którym znajdować się miało przejście, dostrzec można było masywne cielsko stworzenia, pochylającego się nad krzewem; macki istoty pochwytywały co większe liście, pakując je do pyska.
Błysk entuzjazmu pojawił się w jego oku, gdy po pospiesznej obserwacji doszedł do wniosku, że to - samica garboroga - odparł szeptem i wbrew temu, co podpowiadałby zdrowy rozsądek, schował różdżkę do kieszeni spodni, podciągając rękawy kurtki. - Pamiętaj, że od informacji na nagrobku, że zabił cię chwast, wciąż może być jakaś gorsza, na przykład umarła ze śmiechu - ostrzegł, wiedząc, jak to wszystko, co teraz zrobi, będzie wyglądało z jej perspektywy. Po czym odsunął się od niej w lewo, kilka metrów, żeby - w razie czego, gdyby coś poszło nie tak - stworzenie ruszyło tylko na niego. Następnie przyłożył ręce do ust, odchylając głowę do tyłu, żeby powietrze bez oporów przedostało się przez gardło, rezonując mocno - wydobył z siebie głośny ryk, który przypominał nieco gulgotanie. Stworzenie zareagowało błyskawicznie - miał naprawdę mało czasu; przytknął ręce do twarzy, zasłaniając ją przedramionami, a dłonie uformował tak, by przypominały dwa rogi.
Dopiero wtedy pochylił się nisko w stronę ziemi, osadzając się na szeroko rozkraczonych nogach - w takiej pozycji skoczył do przodu, zbliżając się do gaboroga przypatrującego mu się wciąż z wyraźnym niepokojem, szpikulce jego rogów - prawdziwie ostrych - skierowane były wprost na Burroughsa.
Ten zaciekle kontynuował popis, podskakując i ustawiając się bokiem do stworzenia, dopiero wtedy zakreślił biodrami szerokie koło w jedną, potem w drugą stronę; znowu wydobył z siebie ryk, a następnie skoczył raz jeszcze, tym razem ustawiając się tyłem do garboroga. Uniósł dłonie, wykonując nimi jakieś bliżej niesprecyzowane gesty, po czym znowu, wciąż zbliżając się do istoty, podskoczył, skracając w ten sposób dzielący ich dystans. Gdy był już naprawdę blisko, rozłożył wachlarz z rąk, szeroko, jak najszerzej, a sam - przodem - zrobiłsłowiański przykuc, po raz ostatni imitując odgłosy wydawane przez garboroga. I spojrzał się samicy prosto w jej ogromne, fioletowe oczy, powstrzymując się od mrugania.
Serce zabiło mu kilka razy szybciej, gdy zamarł, czekając na swoistego rodzaju werdykt.
etap II,robię z siebie idiotę tańczę przed garborogiem, opcm III, zwinność 10 (łącznie +80 do rzutu)
- Poprosiłbym, żeby specjalnie dla ciebie ktoś wyrzeźbił tę roślinkę na twoim nagrobku, upamiętniając ją na wieki, mogłaby się jakoś magicznie poruszać na wietrze, wyglądałoby to chyba całkiem nieźle... no i ten napis dobrze byłoby uzupełnić jakoś, wiesz, chociażby tu spoczywa Lucinda Selwyn, wybitny klątwołamacz, a potem dopiero ta urocza wstawka o chwaście - kontynuował swój wywód, wypełniając ciszę; oczy jednak uważnie śledziły podłoże, w miękkiej ściółce wypatrując dwa głębsze ślady - ciężkich, masywnych nóg jakiejś istoty. Pierwszy sygnał.
Drugi był już nieco mniej subtelny - gdzieś za grubym pniem, gdy skręcili już na wąską ścieżkę biegnącą wprost do miejsca, w którym znajdować się miało przejście, dostrzec można było masywne cielsko stworzenia, pochylającego się nad krzewem; macki istoty pochwytywały co większe liście, pakując je do pyska.
Błysk entuzjazmu pojawił się w jego oku, gdy po pospiesznej obserwacji doszedł do wniosku, że to - samica garboroga - odparł szeptem i wbrew temu, co podpowiadałby zdrowy rozsądek, schował różdżkę do kieszeni spodni, podciągając rękawy kurtki. - Pamiętaj, że od informacji na nagrobku, że zabił cię chwast, wciąż może być jakaś gorsza, na przykład umarła ze śmiechu - ostrzegł, wiedząc, jak to wszystko, co teraz zrobi, będzie wyglądało z jej perspektywy. Po czym odsunął się od niej w lewo, kilka metrów, żeby - w razie czego, gdyby coś poszło nie tak - stworzenie ruszyło tylko na niego. Następnie przyłożył ręce do ust, odchylając głowę do tyłu, żeby powietrze bez oporów przedostało się przez gardło, rezonując mocno - wydobył z siebie głośny ryk, który przypominał nieco gulgotanie. Stworzenie zareagowało błyskawicznie - miał naprawdę mało czasu; przytknął ręce do twarzy, zasłaniając ją przedramionami, a dłonie uformował tak, by przypominały dwa rogi.
Dopiero wtedy pochylił się nisko w stronę ziemi, osadzając się na szeroko rozkraczonych nogach - w takiej pozycji skoczył do przodu, zbliżając się do gaboroga przypatrującego mu się wciąż z wyraźnym niepokojem, szpikulce jego rogów - prawdziwie ostrych - skierowane były wprost na Burroughsa.
Ten zaciekle kontynuował popis, podskakując i ustawiając się bokiem do stworzenia, dopiero wtedy zakreślił biodrami szerokie koło w jedną, potem w drugą stronę; znowu wydobył z siebie ryk, a następnie skoczył raz jeszcze, tym razem ustawiając się tyłem do garboroga. Uniósł dłonie, wykonując nimi jakieś bliżej niesprecyzowane gesty, po czym znowu, wciąż zbliżając się do istoty, podskoczył, skracając w ten sposób dzielący ich dystans. Gdy był już naprawdę blisko, rozłożył wachlarz z rąk, szeroko, jak najszerzej, a sam - przodem - zrobił
Serce zabiło mu kilka razy szybciej, gdy zamarł, czekając na swoistego rodzaju werdykt.
etap II,
from underneath the rubble,
sing the rebel song
sing the rebel song
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Keat Burroughs' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 25
'k100' : 25
Londyn należał do nich. Myśl ta dawała Rookwood wiele satysfakcji, lecz to wciąż był tylko (albo aż) Londyn, do opanowania pozostawała reszta Wysp Brytyjskich. Aby posunąć się jednak dalej, musieli wypędzić z największego angielskiego miasta wszystkie szlamy, zdrajców krwi i mieszańców. Wszystkich. Uniemożliwić im wstęp, zabezpieczyć każdą możliwą kryjówkę i tajne przejście. Przy tak ogromnym mieście wcale nie było to proste - przeklęci zdrajcy i Zakon Feniksa nie ustawali w starań, by je odbić. Daremny był ich trud, tak jak zawsze, nie minie wiele czasu, a wyłapią ich wszystkich - tego była pewna. Prędzej, czy później.
Usłyszawszy pogłoski o podziemnych korytarzach w Waltham Forest nie zwlekała z próbą odnalezienia ich; czas mógł zadziałać na ich niekorzyść. Natychmiast posłała Astrid ze zwitkiem pergaminu, na którym nakreśliła kilka słów, wezwanie jednego z Rycerzy Walpurgii do towarzyszenia jej - wiedziała, że gorąco pragnął działać, tak jak ona sama przed kilkoma miesiącami, zyskać w oczach Czarnego Pana i uczyć się czarnej magii. Mogła dać mu ku temu doskonałą okazję. Spotkali się na skraju lasu i ruszyli w jego głąb, by znaleźć by w poszyciu w końcu odnaleźć klapę. Uniosła ją najciszej jak potrafiła i zwróciła się do swego towarzysza:
- Miej się na baczności. Różne pogłoski krążą o tym miejscu. Zachowaj czujność - poleciła stanowczo, poprawiwszy zaczarowaną torbę, którą miała przewieszoną w poprzek ciała, by wygodnie się jej ją nosiło. Na twarzy nosiła swą prawdziwą twarz, maskę Śmierciożercy, symbol nowego życia, które ofiarował jej Czarny Pan. Uniosła różdżkę i powoli zaczęła schodzić w głąb podziemnego korytarza; koniec cisowego drewna skierowała na siebie, by szepnąć: - Mico.
Stąpając cicho, ubrana w ciemną szatę złożoną ze skórzanych spodni i czarnej koszuli, rozglądała się uważnie i nasłuchiwała - tego co mogło na nich czekać dalej. Spoczywający na palcu pierścień z Okiem Ślepego mógł jej pomóc dostrzec plamy ciepła.
Mam przy sobie: różdżkę, maskę śmierciożercy, fluoryt, Oko Ślepego na palcu, fluoryt na rzemieniu, zaczarowaną torbę, a w niej miotłę oraz eliksiry:
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcje, stat, 40, moc+5)
- Maść z wodnej gwiazdy (2 porcje, stat.32)
- Kameleon (1 porcja, stat. 32, z mocą 114 oczek)
- Czuwający strażnik (stat. 32)
- Smocza Łza (stat. 32)
- Eliksir niezłomności (stat. 32)
- Eliksir uspokajający (stat. 32)
Usłyszawszy pogłoski o podziemnych korytarzach w Waltham Forest nie zwlekała z próbą odnalezienia ich; czas mógł zadziałać na ich niekorzyść. Natychmiast posłała Astrid ze zwitkiem pergaminu, na którym nakreśliła kilka słów, wezwanie jednego z Rycerzy Walpurgii do towarzyszenia jej - wiedziała, że gorąco pragnął działać, tak jak ona sama przed kilkoma miesiącami, zyskać w oczach Czarnego Pana i uczyć się czarnej magii. Mogła dać mu ku temu doskonałą okazję. Spotkali się na skraju lasu i ruszyli w jego głąb, by znaleźć by w poszyciu w końcu odnaleźć klapę. Uniosła ją najciszej jak potrafiła i zwróciła się do swego towarzysza:
- Miej się na baczności. Różne pogłoski krążą o tym miejscu. Zachowaj czujność - poleciła stanowczo, poprawiwszy zaczarowaną torbę, którą miała przewieszoną w poprzek ciała, by wygodnie się jej ją nosiło. Na twarzy nosiła swą prawdziwą twarz, maskę Śmierciożercy, symbol nowego życia, które ofiarował jej Czarny Pan. Uniosła różdżkę i powoli zaczęła schodzić w głąb podziemnego korytarza; koniec cisowego drewna skierowała na siebie, by szepnąć: - Mico.
Stąpając cicho, ubrana w ciemną szatę złożoną ze skórzanych spodni i czarnej koszuli, rozglądała się uważnie i nasłuchiwała - tego co mogło na nich czekać dalej. Spoczywający na palcu pierścień z Okiem Ślepego mógł jej pomóc dostrzec plamy ciepła.
Mam przy sobie: różdżkę, maskę śmierciożercy, fluoryt, Oko Ślepego na palcu, fluoryt na rzemieniu, zaczarowaną torbę, a w niej miotłę oraz eliksiry:
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcje, stat, 40, moc+5)
- Maść z wodnej gwiazdy (2 porcje, stat.32)
- Kameleon (1 porcja, stat. 32, z mocą 114 oczek)
- Czuwający strażnik (stat. 32)
- Smocza Łza (stat. 32)
- Eliksir niezłomności (stat. 32)
- Eliksir uspokajający (stat. 32)
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 49
'k100' : 49
Sytuacja w świecie była dla nich korzystna. Londyn był ich. Działania w końcu okazały się na tyle skuteczne, aby rozpoczęli dominację. Nie zmieniało to jednak faktu, że powinni mieć się na baczności. Nie mogli spocząć na laurach, kiedy wiedzieli, że Zakon wciąż ma głos i może działać. Trzeba było ich wyeliminować, co do jednego, aż świat będzie całkowicie czysty. Zapomnienie się, nieostrożność, błędne kroki, mogły przynieść im jedynie problemy, które nawarstwią się i znów będą nie do przejścia. Dlatego roztropnym było ciągłe działanie. Nawet jeśli ostatnie tygodnie nie były dla niego łaskawe, nie odpuszczał. To nie leżało w jego naturze.
Podjął zadania z Sigrun, wiedząc, że jest wprawną czarownicą, dobrze posługującą się magią. Sam był zasadniczo świeży w tym wszystkim, ale ufał, że ich działania są koniecznie. Różdżka, którą ściskał w dłoni przypominała mu o tym w każdej chwili. Miał powody do walki, świat musiał stać się lepszy. Dlatego działał, tak jak dyktowało mu serce. Zabrał ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy, poza różdżką miał też kilka eliksirów i magiczny kryształ, którym los obdarował go grudniowego poranka. Trzymał krok blisko Sigrun, osłaniając twarz materiałem. Nie przepadał za prezentowaniem swojej facjaty obcym, wolał pozostać na tyle anonimowym na ile było to możliwe.
- Zawsze jestem czujny. - odparł wywracając oczyma pod kapturem. Niekoniecznie widziała jego gest. Sigrun nie miała do czynienia z laikiem, choć Mathieu miał mniejsze doświadczenie od niej. Obrócił różdżkę w dłoni, wytężając słuch i wzrok, aby nie dać się złapać i zaskoczyć. Nie sądził, żeby po raz kolejny miał okazję odwiedzić Tower, ale i tak wolał być... na wygranej pozycji. Sigrun mruknęła zaklęcie, a on poszedł w jej ślady. - Mico - powiedział krótko, licząc na odpowiednie działanie zaklęcia i zwiększenie swoich możliwości. Niezmiennie rozglądał się jednak, licząc na to, że uda mu się dostrzec ewentualny ruch. Skoro Rookwood twierdziła, że krążą różne plotki o tym miejscu, lepiej mieć się na baczności.
Mam przy sobie: różdżkę, odzienie z kapturem i chustą osłaniające twarz oraz eliksiry:
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat, 40, moc+5)
- Smocza łza (1 porcje, stat, 40, moc+5)
- Eliksir grozy (1 porcje stat, 40)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 22)
Podjął zadania z Sigrun, wiedząc, że jest wprawną czarownicą, dobrze posługującą się magią. Sam był zasadniczo świeży w tym wszystkim, ale ufał, że ich działania są koniecznie. Różdżka, którą ściskał w dłoni przypominała mu o tym w każdej chwili. Miał powody do walki, świat musiał stać się lepszy. Dlatego działał, tak jak dyktowało mu serce. Zabrał ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy, poza różdżką miał też kilka eliksirów i magiczny kryształ, którym los obdarował go grudniowego poranka. Trzymał krok blisko Sigrun, osłaniając twarz materiałem. Nie przepadał za prezentowaniem swojej facjaty obcym, wolał pozostać na tyle anonimowym na ile było to możliwe.
- Zawsze jestem czujny. - odparł wywracając oczyma pod kapturem. Niekoniecznie widziała jego gest. Sigrun nie miała do czynienia z laikiem, choć Mathieu miał mniejsze doświadczenie od niej. Obrócił różdżkę w dłoni, wytężając słuch i wzrok, aby nie dać się złapać i zaskoczyć. Nie sądził, żeby po raz kolejny miał okazję odwiedzić Tower, ale i tak wolał być... na wygranej pozycji. Sigrun mruknęła zaklęcie, a on poszedł w jej ślady. - Mico - powiedział krótko, licząc na odpowiednie działanie zaklęcia i zwiększenie swoich możliwości. Niezmiennie rozglądał się jednak, licząc na to, że uda mu się dostrzec ewentualny ruch. Skoro Rookwood twierdziła, że krążą różne plotki o tym miejscu, lepiej mieć się na baczności.
Mam przy sobie: różdżkę, odzienie z kapturem i chustą osłaniające twarz oraz eliksiry:
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat, 40, moc+5)
- Smocza łza (1 porcje, stat, 40, moc+5)
- Eliksir grozy (1 porcje stat, 40)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 22)
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
The member 'Mathieu Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 5
'k100' : 5
Keaton wykonał taniec, jednak garboróg nie był nim zachwycony. Burroughs w mgnieniu oka rozpoznał bojową postawę zwierzęcia, które dawało im ostatnie ostrzeżenie przed przypuszczeniem brutalnego ataku. Zakonnicy mieli szansę wycofać się bez uszczerbku na zdrowiu.
| Objaśniam, co zaszło:
Po zamknięciu wątku przez Zakonników lub upływie 24 godzin od opublikowania tego posta Rycerze mogą przystąpić do przejmowania lokacji według zasad podstawowych, czyli od etapu II, zakładając, że nie spotkali na swojej drodze nikogo innego.
| Objaśniam, co zaszło:
Biegłość ONMS wymagana jest tylko do znajomości tańca, bonusu z niej nie dolicza się do rzutu na jego wykonanie. Oznacza to, że Keat nie osiągnął ST wymaganego aby obłaskawić garboroga. Zakonnicy (przynajmniej jedna postać) mogą napisać post końcowy w przeciągu 24 godzin.(...) przychylność gabroroga można było zyskać tylko w jeden sposób - wykonując odpowiedni taniec. Posiadanie wiedzy na temat odpowiednich kroków wymaga posiadania biegłości ONMS co najmniej na poziomie II. ST poprawnego wykonania odpowiednich ruchów wynosi 70, do rzutu dolicza się statystykę zwinności przemnożoną przez 2.
Po zamknięciu wątku przez Zakonników lub upływie 24 godzin od opublikowania tego posta Rycerze mogą przystąpić do przejmowania lokacji według zasad podstawowych, czyli od etapu II, zakładając, że nie spotkali na swojej drodze nikogo innego.
Rozszerzone nozdrza, z których wydobył się obłok gorącego powietrza - to dostrzegł najpierw, potem błysk w oczach garboroga zasygnalizował mu, że coś poszło nie tak. Poważnie nie tak. Z wciąż szeroko rozłożonymi rękami podniósł się ostrożnie, robiąc krok w tył, przodem do stworzenia. Gdyby tylko zaczęło szarżować, sięgnąłby błyskawicznie po różdżkę, nic takiego jednak się nie stało - być może garboróg sam nie wiedział, jak się zachować w tej sytuacji, zasygnalizował jedynie swoje niezadowolenie z faktu, iż w pobliżu, na jego terytorium, znalazł się ktoś inny.
Pochylił nieco głowę, w poddańczym geście - za nic w świecie nie chciał, by samica pomyślała, że rzuca jej wyzwanie; obserwowała go uważnie - do momentu, aż zniknął za grubym konarem drzewa, gdzie wciąż stała Lucinda.
Wynosimy się przekazał bezgłośnie, a bruzda przecinająca jego czoło jasno wskazywała na to, że zaczął się niepokoić; nie mieli czasu do stracenia, powinni się jak najszybciej ewakuować.
- Nie mam pojęcia, co poszło nie tak, każdy jeden ruch wykonałem poprawnie, chyba jej się nie spodobałem - z gorzkim uśmiechem na twarzy odezwał się dopiero, kiedy znaleźli się na tyle daleko, by z niemal biegu przejść do przyspieszonego marszu.
Różdżkę wciąż trzymał w dłoni, zastanawiając się, na jakie trudności przyjdzie im się jeszcze natknąć. Najwidoczniej we dwójkę byli specjalistami od przyciągania kłopotów.
zt x 2
Pochylił nieco głowę, w poddańczym geście - za nic w świecie nie chciał, by samica pomyślała, że rzuca jej wyzwanie; obserwowała go uważnie - do momentu, aż zniknął za grubym konarem drzewa, gdzie wciąż stała Lucinda.
Wynosimy się przekazał bezgłośnie, a bruzda przecinająca jego czoło jasno wskazywała na to, że zaczął się niepokoić; nie mieli czasu do stracenia, powinni się jak najszybciej ewakuować.
- Nie mam pojęcia, co poszło nie tak, każdy jeden ruch wykonałem poprawnie, chyba jej się nie spodobałem - z gorzkim uśmiechem na twarzy odezwał się dopiero, kiedy znaleźli się na tyle daleko, by z niemal biegu przejść do przyspieszonego marszu.
Różdżkę wciąż trzymał w dłoni, zastanawiając się, na jakie trudności przyjdzie im się jeszcze natknąć. Najwidoczniej we dwójkę byli specjalistami od przyciągania kłopotów.
zt x 2
from underneath the rubble,
sing the rebel song
sing the rebel song
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
5 V
pozwalamy sobie zacząć rozgrywkę z racji tego, że minęły cztery dni od ostatniego posta
Nie miał pojęcia, jakim cudem wciąż nie udało im się chociaż podejść do klapy, która prowadzić miała do podziemnego korytarza, będącego ich głównym celem - z początku utrudnienia piętrzyły się jeszcze na terenie położonych przy lesie zabudowań, gdzie trwały zacięte poszukiwania przez patrole magicznej policji. Wczoraj ruszyli właściwą ścieżką, odnajdując drogę, lecz wtedy plany postanowiła pokrzyżować im samica garboroga.
- Zgadnij, co robiłem wczoraj wieczorem? - rzucił zamiast powitania, z papierosem wetkniętym pomiędzy dwa palce lewej dłoni, bo prawą sięgnął po flakonik, którym pochwalił się Lucindzie - uznajmy, że to jakiś cud, że w ogóle udało mi się coś takiego zdobyć, ale na Camden chyba naprawdę handlują wszystkim - błysnął fiolką, podsuwając ją w stronę Lucy, po czym z powrotem wrzucił ją do kieszeni - to są feromony - doprecyzował, nie próbując już nawet powstrzymać śmiechu. - Najwidoczniej mój urok osobisty chyba nie wystarczył, zupełnie nie rozumiem, dlaczego... w każdym razie uwiodę ją tańcem, a to małe cudo powinno w tym pomóc, może za bardzo cuchnę człowiekiem i miastem, żeby mi zaufała... nie wiem, przetestujemy, zobaczymy - o ile w ogóle tam dotrą... kto wie, czym dzisiaj zaskoczą ich przedmieścia - ale wracając do tego, co widziałaś wczoraj, zawrzemy jakiś pakt milczenia, dobra? - no bo wolałby jednak, żeby nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, co dokładnie trzeba zrobić, żeby zaskarbić sobie przychylność garboroga.
- Może będziemy mieli - tak dla odmiany - trochę szczęścia i tym razem uda nam się dostać w pobliże wejścia do korytarza bez spotykania odźwiernej, ale chyba jednak bym na to nie liczył, to naprawdę terytorialne stworzenia, a ona zachowywała się tak, jakby upodobała sobie tamten zakątek, skoro aż tak zaciekle chciała go chronić - Lucinda pewnie też to widziała - samica przygotowywała się do szarży i gdyby nie taktyczny odwrót, mieliby problem. Gruboskórny, ciężki i... no, jak prawdziwa kobieta samica garboroga zamieniała się czasem w czystą furię. Lepiej było jakoś ją udobruchać.
Dzisiaj - jeśli tylko będzie miał okazję do spotkania - postara się zaprezentować znacznie lepiej.
mam ze sobą:
- eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 26, moc +5)
- eliksir Volubilis (1 porcja, stat. 5)
- maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 28)
- amulet wyciszenia
- kryształ - pochłania wszystkie zaklęcia rzucone w danej turze
- kryształ - +5 do sprawności na 3 tury
- scyzoryk
- lusterko dwukierunkowe
pozwalamy sobie zacząć rozgrywkę z racji tego, że minęły cztery dni od ostatniego posta
Nie miał pojęcia, jakim cudem wciąż nie udało im się chociaż podejść do klapy, która prowadzić miała do podziemnego korytarza, będącego ich głównym celem - z początku utrudnienia piętrzyły się jeszcze na terenie położonych przy lesie zabudowań, gdzie trwały zacięte poszukiwania przez patrole magicznej policji. Wczoraj ruszyli właściwą ścieżką, odnajdując drogę, lecz wtedy plany postanowiła pokrzyżować im samica garboroga.
- Zgadnij, co robiłem wczoraj wieczorem? - rzucił zamiast powitania, z papierosem wetkniętym pomiędzy dwa palce lewej dłoni, bo prawą sięgnął po flakonik, którym pochwalił się Lucindzie - uznajmy, że to jakiś cud, że w ogóle udało mi się coś takiego zdobyć, ale na Camden chyba naprawdę handlują wszystkim - błysnął fiolką, podsuwając ją w stronę Lucy, po czym z powrotem wrzucił ją do kieszeni - to są feromony - doprecyzował, nie próbując już nawet powstrzymać śmiechu. - Najwidoczniej mój urok osobisty chyba nie wystarczył, zupełnie nie rozumiem, dlaczego... w każdym razie uwiodę ją tańcem, a to małe cudo powinno w tym pomóc, może za bardzo cuchnę człowiekiem i miastem, żeby mi zaufała... nie wiem, przetestujemy, zobaczymy - o ile w ogóle tam dotrą... kto wie, czym dzisiaj zaskoczą ich przedmieścia - ale wracając do tego, co widziałaś wczoraj, zawrzemy jakiś pakt milczenia, dobra? - no bo wolałby jednak, żeby nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, co dokładnie trzeba zrobić, żeby zaskarbić sobie przychylność garboroga.
- Może będziemy mieli - tak dla odmiany - trochę szczęścia i tym razem uda nam się dostać w pobliże wejścia do korytarza bez spotykania odźwiernej, ale chyba jednak bym na to nie liczył, to naprawdę terytorialne stworzenia, a ona zachowywała się tak, jakby upodobała sobie tamten zakątek, skoro aż tak zaciekle chciała go chronić - Lucinda pewnie też to widziała - samica przygotowywała się do szarży i gdyby nie taktyczny odwrót, mieliby problem. Gruboskórny, ciężki i... no, jak prawdziwa kobieta samica garboroga zamieniała się czasem w czystą furię. Lepiej było jakoś ją udobruchać.
Dzisiaj - jeśli tylko będzie miał okazję do spotkania - postara się zaprezentować znacznie lepiej.
mam ze sobą:
- eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 26, moc +5)
- eliksir Volubilis (1 porcja, stat. 5)
- maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 28)
- amulet wyciszenia
- kryształ - pochłania wszystkie zaklęcia rzucone w danej turze
- kryształ - +5 do sprawności na 3 tury
- scyzoryk
- lusterko dwukierunkowe
from underneath the rubble,
sing the rebel song
sing the rebel song
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 2 z 25 • 1, 2, 3 ... 13 ... 25
Podziemny korytarz
Szybka odpowiedź