Wydarzenia


Ekipa forum
Nadbrzeżna łąka
AutorWiadomość
Nadbrzeżna łąka [odnośnik]17.07.17 2:06
First topic message reminder :

Nadbrzeżna łąka

To bardzo urokliwe miejsce gdzieś na południowym wybrzeżu Anglii, położone z dala od większych skupisk mugoli, dzięki czemu panuje spokój. To wprost idealny zakątek do rodzinnego spędzania czasu, pikników czy aktywności na świeżym powietrzu, zwłaszcza latem, kiedy słonecznych dni jest znacznie więcej. Prawdopodobieństwo napotkania mugola jest bardzo nikłe, ci z jakiegoś powodu nie potrafią znaleźć tego miejsca.
Łąka z pięknym widokiem na plażę i morze jest także lubianym miejscem dla ludzi poszukujących samotności lub natchnienia. Sama plaża jest piaszczysta, a wybrzeże łagodne i bezpieczne, pozbawione zdradliwych miejsc. W wodzie często można spotkać małe, kolorowe rybki i muszelki. Przy odrobinie szczęścia i dobrym oku można wypatrzeć okazy magicznych roślin wodnych, jak skrzeloziele; żeby je rozpoznać należy posiadać biegłość zielarstwa na poziomie co najmniej I. Zwykle rośnie nieco głębiej; żeby wydobyć kawałek należy zanurkować.

ST wydobycia fragmentu skrzeloziela wynosi 80. Do rzutu dodaje się biegłość pływania.
Lokacja zawiera kości.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nadbrzeżna łąka - Page 11 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Nadbrzeżna łąka [odnośnik]30.08.22 23:34
22.05

Śpiesz się powoli... Lordzie Longbottom, mam nadzieję, że znajdzie lord własną drogę, kroczenia po której nie trzeba będzie okupić litrami przelanej krwi...
Zupełnie nie pamiętał już tych słów. Wtedy wydawało się, że wszystko co mówią ma wielką wagę i może mieć równie duży impakt. On się wyrywał, ona była ostrożna. I co? Kompletnie nic.
Praktycznie zapomniał jak to jest... Spotkania terapeutyczne. Nie brakowało mu ich. Brakowało mu kogoś, do kogo mógłby się zwrócić, wygadać, to fakt. Ale od czasu śmierci matki, przez kurs aurorski, aż do tego spotkania ponad cztery miesiące temu z Ronją Fancourt w tym dokładnie miejscu – rozmów z lekarzami miał już serdecznie dosyć. Badacze, analitycy, roztrząsacze – pomagają, bo taka ich praca i to właśnie sprawia, że każda interakcja z nimi zdaje się być sterylna, wycięta z kontekstu... miałka, nudna. W końcu męcząca. Ostatecznie – co oni tam mogą wiedzieć... Co dzieje się w głowie pacjenta? Nawet magia nie pomoże jednemu człowiekowi rzucić okiem na świat przez pryzmaty i kalejdoskopy duszy drugiego człowieka. Czy coś tam. W każdym razie młody Longbottom zadziwiony był, jak bardzo to wszystko o co wykłócał się na początku tego roku ze swoją byłą magipsychiatrką nie miało teraz większego znaczenia, nie pamiętał nie tylko szczegółów tej debaty, ale także zdań, które to wtedy wyprowadzały go z równowagi. Wiedział tyle, że się nie zgadzali, a chociaż złożyli obietnicę: „do zobaczenia”, jeszcze nie przyszło się im ponownie zobaczyć – Leon nie potrzebował już jej usług. Albo ich nie chciał. Nie prosił o nie.
Nic się nie zmieniło. Znowu tuła się bez celu, zły na siebie, że nie potrafi zrobić nic ponad to, co robi. Tym razem z nikim się tu nie umawiał. Miał ochotę na samotny spacer, odpoczynek od surowości Northumberlandu i wszystkich dziadów Blyth.
Nic się nie zmieniło... To nie do końca prawda. Krajobraz przywdział nowy strój. Było ciepło – nawet może za ciepło, jak na jego gust – a morze, obarczone obfitym balastem wiosennych roztopów, uzurpowało sobie większą część plaży, znacząco uszczuplając jej rzeźbę. Tylko lekki wiatr, bohater takich dni, pozwalał czerpać przyjemność ze spacerów, przystanków, posiedzeń, dumań pod otwartym, bezchmurnym niebem.
Wczesne popołudnie. Longbottom przysiadł na chwilę na większym kamieniu, chcąc dać swym nogom odpoczynek, gdyż wędrował brzegiem rzeki już przynajmniej trzy kwadranse. Zapatrzony w rytmiczny ruch fal, bezcelowo międlił w palcach swoją różdżkę, zupełnie nie spodziewając się, że może tu dziś kogoś spotkać... Mało kto ma teraz czas, chęci i nerwy na takie wycieczki...
Leon Longbottom
Leon Longbottom
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
We rip out so much of ourselves to be cured of things faster than we should that we go bankrupt by the age of thirty and have less to offer each time we start with someone new. But to feel nothing so as not to feel anything - what a waste!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5898-leon-longbottom https://www.morsmordre.net/t5997-merkury https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f411-northumberland-blyth-dwor-longbottomow https://www.morsmordre.net/t6000-skrytka-bankowa-nr-1477 https://www.morsmordre.net/t5999-leon-longbottom
Re: Nadbrzeżna łąka [odnośnik]01.09.22 23:19
Cały ten dzień spędzała w Kornwalii.
Nagrzany majowym słońcem piasek zabawnie oblepiał stopy, kiedy wracała na brzeg po próbach pływania w objęciach fal; wiatr drażnił krańce pożółkłych stron starego wydania książki o duchach, którą przehandlowała w Dolinie Godryka za egzemplarz ulubionego harlekina, znanego jej niemal na pamięć; a kiedy kilka ziarenek piasku zaplątało się w kanapce z sałatą, ogórkiem i rzodkiewką, spróbowała pozbyć się ich tak dokładnie, jak było to możliwe, chociaż coś i tak zachrzęściło między zębami, ku wielkiej udręce półwili. Ale nawet to, ta drobna niedoskonałość chwili, nie była w stanie zepsuć jej humoru. Celine uwielbiała wpatrywać się w bezkres, który nieodłącznie kojarzył się jej teraz z wolnością; patrzyła na kreskę, gdzie niebo zlewało się w jedność z morską linią i cieszyła się słonym smakiem powietrza sprawiającego wrażenie, jakby płuca miała dwukrotnie większe niż normalnie. Szkoda, że doba miała tylko dwadzieścia cztery godziny - bo wciąż było jej mało, dawny głód otępiających narkotyków musiała zamienić na głód świata.
Tym właśnie była ta wolność. Nieforemnym ogrodem o tysiącu skrzących się barw, kruchością nadgarstków i kolejnymi krokami tańca, które stawiała coraz mniej niepewnie.
Kula u nogi, żelazna i toksyczna, z dnia na dzień była już lżejsza, zanikając na tle przyrody, którą Celine tak chętnie się otaczała. W zieleni następującej po okropnych opadach krył się bowiem spokój, jaki przechodził również i na nią. Niemalże czuła jego drobne kroczki ślizgające się po bladej skórze wystawionej do słońca, to, jak przemykał w górę ramion i łaskotał ją w szyję, choć tak naprawdę po prostu zagubiły się tam kosmyki wilgotnych po kąpieli, rozwianych włosów.
Wszystko wydawało się proste, gdy jedynym głosem w jej głowie był ten, który należał do wiatru.
Kiedy on urządził sobie przerwę w spacerze, ubrana w błękitną, letnią sukienkę półwila akurat wracała na swój kocyk z pobliskiego lasu. Łatwo było tam spotkać pęczniejące od życiodajnych kolorów kwiaty, z których uwielbiała pleść wianki; jedna z girland akurat wychodziła spod jej dłoni, gdy spojrzeniem odnalazła wcześniej nieobecny element, sylwetkę na kamieniu, i przypisała twarz do niedawnego ogniska u Neali. Leon? Chyba tak miał na imię. Nie znała dobrze tego młodzieńca, na pewno nie tak, jak Jamesa chociażby, który tamtego dnia mu towarzyszył, przekręciła więc głowę i na moment zamarła, by spojrzeć potem w dół, na wiązankę w długich, smukłych palcach. Była prawie gotowa, z kolei jej kroki - były na tyle bezgłośne i miękkie, żeby udało jej się zbliżyć do kocyka, przy którym zostawiła resztę rzeczy. W tym także, bardzo nierozważnie, różdżkę.
Celine usiadła na swoim miejscu, sięgnąwszy po czarne drewno grenadillowe, które cały czas wydawało się jej okrutnie zdradliwe - bynajmniej ze swojej winy, wspomnienia, których próbowała unikać na co dzień, wciąż były w niej żywe, a w nich każda chwila, gdy ciskane przez strażników zaklęcia wyciskały z jej oczu łzy bólu.
Siniaki z ciała zdążyły zblednąć, nigdy jednak nie uleciały z pamieci.
Dla Leona mogła być duchem, egzystującym gdzieś obok świata żyjących, zdawało jej się, że nawet stamtąd widziała w mięśniach jego twarzy to głębokie zamyślenie przyzywane przez fale obmywające brzeg i piętrzące się daleko przy horyzoncie.
- Wingardium leviosa - zaintonowała szeptem, prędko porwanym przez wiatr; wianek uniósł się w powietrzu niby za sprawą niewidzialnego dotyku, po czym podryfował ku głowie Longbottoma, zawisł nad ciemnobrązową czupryną i - osiadł na niej jak prawdziwa korona, delikatnie, możliwe, że zupełnie niespodziewanie.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.


Ostatnio zmieniony przez Celine Lovegood dnia 01.09.22 23:29, w całości zmieniany 2 razy
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Nadbrzeżna łąka [odnośnik]01.09.22 23:19
The member 'Celine Lovegood' has done the following action : Rzut kością


'Zdarzenia' :
Nadbrzeżna łąka - Page 11 DkueKwD
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nadbrzeżna łąka - Page 11 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Nadbrzeżna łąka [odnośnik]04.09.22 0:25
Oddał się falom. Szumowi bezkresnego morza. Przymknął oczy, by również i powieki mogły poczuć kojące powiewy wiatru, w akompaniamencie słonecznych promieni, które wytrwale, nieustannie łaskotały skórę opiekuńczym ciepłem. W tych idealnych warunkach mógł nareszcie zrzucić z siebie ciężar trosk, wpuścić w mięśnie tak potrzebne im powietrze, poczuć przyjemność w poddawaniu się sile grawitacji. Niewiele wysiłku trzeba było włożyć, by siedząc wtedy w tym miejscu, oddać ster nieświadomości i wypłynąć na szerokie wody wyobraźni. Z każdym ciężkim westchnieniem, które stopniowo jednak łagodniały, zmieniając się w choć głębokie, to lekkie oddechy, napięcie w jego ciele ulegało uziemieniu.
Czuł się wolny. Czuł, że gdyby tylko chciał, mógłby zmieniać prądy morskie, wywoływać sztormy i przewodzić głębinowym monstrom. Poczucie władzy było tym większe, że znał swoje możliwości, lecz z czystej dobroci serca jednak z nich nie korzystał. Poddawał się nurtowi, dryfował, znosił słoną prawdę morskich toni. Wiedział, że tylko w ten sposób zostać może ich panem. W pianie piętrzących się fal dostrzegał różne twarze i sylwetki. Niektóre siały bojaźń w jego sercu, inne budziły głęboko zakopany gniew; były w końcu i takie przyprawiające o ciarki. Takie, które potrafiły stopić wieczny lód, skruszyć zatwardziałe serce, wdać się w sparzoną, wysuszoną skórę, zalewając powstałe w niej szczeliny wodą życia... Cały ten ocean uczuć wypełniał teraz jego duszę, czego dowód stanowiły cierpkie łzy, zdolne wreszcie, bez kontroli, spłynąć mu po rozgrzanych policzkach.
To jeszcze nie koniec... Ale z drugiej strony – to jeszcze nie koniec!
Ta myśl wywołała na jego twarzy uśmiech wzruszenia. Przecież żył. Przecież miał jeszcze czas, miał możliwość spędzenia tego dnia tu, na plaży. Przecież jeszcze wszystko mogło się zmienić na lepsze. Poczuł się lżej. Jak prawdziwy lew, król, który mimo swoich wielu zobowiązań i zmartwień, dobrze zna swoją sawannę i wie, że ta nigdy nie zwróci się przeciw niemu, gdyż była jego domem. Musi jej jedynie bronić, z wszelkich sił swojego walecznego serca.
Z tą myślą do brzegów jego świadomości dobiło fizyczne odczucie. Czy naprawdę został koronowany? Czy wystarczyło tylko na chwilę odpłynąć? Co to za sztuczki? Palce prawej dłoni zdały raport: ma na głowie kwietny wianek. Z następnym oddechem zerwał się na nogi i podążając za pewnie dzierżącym różdżkę lewym ramieniem, zwrócił się zgrabnie w kierunku przeciwnym do brzegu morza, gotowy do ataku.
Tam jednak spotkał się z widokiem, który może i przyspieszył rytm jego serca, lecz rozkazał mu momentalnie opuścić broń.
Celine.
- C-Celine, ty... Co ty tu... robisz? – poznali się chwilę temu na ognisku u Neali, lecz o czym tam wtedy rozmawiali, co robili? Wszystko to wydawało się teraz jakimś dziwnym snem.
Gdyby tak wyglądały jego prawdziwe sny: Och, Celine, możesz odwiedzać je kiedy tylko chcesz, zmieniać koszmary w chwile spędzane przy ognisku lub na piaszczystych plażach...
- Ja... To znaczy. Miło cię widzieć, jak... Jak ci mija dzień? – prawa dłoń z przyzwyczajenia powędrowała w kierunku jego czupryny, by tam dać upust jego zmieszaniu i podrapać skórę głowy.
Nie. Dłoń pogładziła tylko prezent podarowany mu przez dziewczynę, nie chciała go przecież przez przypadek zniszczyć.
Leon Longbottom
Leon Longbottom
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
We rip out so much of ourselves to be cured of things faster than we should that we go bankrupt by the age of thirty and have less to offer each time we start with someone new. But to feel nothing so as not to feel anything - what a waste!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5898-leon-longbottom https://www.morsmordre.net/t5997-merkury https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f411-northumberland-blyth-dwor-longbottomow https://www.morsmordre.net/t6000-skrytka-bankowa-nr-1477 https://www.morsmordre.net/t5999-leon-longbottom
Re: Nadbrzeżna łąka [odnośnik]13.09.22 11:14
W pierwszej sekundzie żelazo podeszło do gardła na widok wyciągniętej ku sobie różdżki; szum wypowiadanego zaklęcia rozmyłby się w morskich szeptach, wiedziała, że z takiej odległości nie usłyszy, czym odpowiedziałby jej Leon za zakłócenie odpoczynku - albo i nie Leon, a duch niedawnej przeszłości zamieszkujący w niej jak czarna, kwaśna breja podsycająca strach. Celine musiała zamrugać i przyjrzeć się jego twarzy, w myślach wspominając słowa Hectora Vale o tym, jak niektórzy w stresujących sytuacjach mieli tendencję do zamierania w bezruchu. Wtedy jego słowa były zaledwie abstrakcją, ale dziś, gdy podążyła tym schematem ponownie, zakiełkowało w niej zrozumienie, że być może miał rację - a to wcale nie dodawało otuchy. Skoro tak, nie mylił się również w innych kwestiach, tych, że była obłąkana, potrzebująca pomocy, że nie radziła sobie z nią już nawet Yvette; magomedyk oczywiście w rzeczywistości nigdy tak nie powiedział, tyle po prostu, między innymi, zrozumiała z ich rozmów.
- Patrzę na ciebie - odpowiedziała mu, pogodniejąc. Na ciebie, nie na kogoś, kto wykorzystał różdżkę do wyrządzenia krzywdy, nie dziś. Mgła pamięci gęsta jak mleko podpowiadała, że na samym początku ogniska zaproponował grę w całowanie, później brodził w wodzie rozebrany niemal do naga, z jasną bielizną przyklejoną do ciała, podkreślającą więcej, niż było to odpowiednie... Mimo swoich niecodziennych pomysłów Leon Longbottom nie wydawał się niebezpieczeństwem obleczonym ludzką skórą, to, czym zajmował się na co dzień, to, po jakie zaklęcia sięgał w obliczu zagrożenia należało wyłącznie do niego. Ciemne, trudne sekrety, kto ich nie miał? - Ciebie również, Leonie - Celine przesunęła się na swoim kocu w niemym zaproszeniu, miejsce było wygodniejsze niż kamień, na którym dotychczas przesiadywał młodzieniec. Patrzył na fale i o czym wtedy myślał? W jaką dal wybiegało serce obdarzone momentem samotności z bezbrzeżną, słoną otchłanią? Dryfowało na brzegu świadomości, zgubione w swobodzie, więc czym były przyzywające je sny, marzenia, tęsknoty? - A tak naprawdę przyszłam trochę pooddychać, poczuć. W miejscach takich jak to powietrze smakuje inaczej, zauważyłeś? Jest trochę magiczne, pewnie przez bliskość z morzem - przyznała promiennie.
Rozkurcz płuc, tego poszukiwała w ukoronowanych pianą odmętach, wyobrażając sobie, jak zamienia parę nóg na pokryty kolorowymi łuskami ogon i wskakuje w głębiny, by już nigdy z nich nie powrócić, a tam odnajduje wszystkie syreny, o których do tej pory wyłącznie śniła. Piękne wyobrażenie, choć trochę dziecinne, mogłaby co najwyżej pokazać światu inspirowany taką historią balet, ale łuski niestety nigdy nie pokryją skóry...
- A tobie? Nie chciałam ci przeszkadzać ani zmuszać do powrotu na ziemię, ale, och, też nie mogłam się powstrzymać. Do twarzy ci w takiej koronie - półwila obróciła się lekko na kocu i sięgnęła za siebie, by z wierzchu ładnie ułożonego stosiku rzeczy podnieść kolejną girlandę. - Tutaj mam własną - nie założyła jej jednak na głowę, a jedynie uniosła, by Leon mógł dostrzec splecione ze sobą chabry, maki i inne polne kwiaty zebrane z pobliskich łąk po drodze na plażę, odrobinę zmęczone promieniami słońca. Kwiaty niebieskie jak mundurki Beauxbatons były jej ulubionymi gatunkami.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Nadbrzeżna łąka [odnośnik]16.10.22 20:06
- Och, mm-- Dziękuję... Są piękne. - zawstydził się nieco, dowodem na co były łagodne wypieki, jak raki z piasku, wydostające się na skórę jego lic – Ach, to nic i tak już myślami zbytnio się oddaliłem od brzegu. - ciągnął, chcąc zamaskować zakłopotanie, zdradzały go jednak niekontrolowane ruchy, jak na przykład teraz, gdy nieświadomie gładził spoczywającą na jego czuprynie kwietną koronę – Wybrałem się tu w podobnym celu, tylko niestety zmieniłem kurs wpół drogi i nie do końca udało mi się go osiągnąć... - a teraz, przy Celine, już na pewno nie zdoła zrzucić z siebie napięć, ciążących mu jak ołowiane kule u nogi.
Bo przecież z każdą sekundą spoglądania na Pannę Lovegood, tajało jego serce, szum fal coraz to mocniej zagłuszał zdrowy rozsądek, a nogi miękły, zupełnie gdyby opatulone były watą – jak w takim wypadku kolana Longbottoma udźwignąć miały wciąż rosnący przy tym wstyd, wstyd karmiący się wskrzeszonymi wspomnieniami. Dokładnie, wraz z rozpoznaniem w tym cichym zabójcy - „nakładaczu koron” - Celiny Lovegood, jak z Puszki Pandory wydostały się na wolność przerażające obrazy i urywki rozmów z ogniska Neali Weasley. I mimo że miał nadzieję jeszcze przez dłuższy czas nie konfrontować się z tymi myślami, że może najlepszym wyjściem dla niego byłoby teraz przeprosić napotkaną dziewczynę i wrócić do domu, wywinąwszy się wcześniej jakąś wymówką – postąpił parę kroków w stronę koca, na jaki został przez nią zaproszony.
Kąpał się w samej bieliźnie... List? Chodziło o jakąś butelkę?
Siłował się o butelkę ze swoją kuzynką. Na oczach wszystkich.
Prawie się utopił.
O nie...
Wymiotował w krzakach.
Był zbyt pijany. Znowu to samo. W tym towarzystwie zachowuje się jak świnia.
Może jednak nie powinien... Nie powinien się z nimi widywać?
To głupie... Nie... To... To bardzo głupie.
Ale jak ma równocześnie być przykładnym Lordem Blyth i bawić się bez przeszkód, jak gdyby nie istniało żadne zagrożenie... Jak gdyby nigdy nic...
- Dziękuję. – rzekł zajmując miejsce obok dziewczyny.
I nic więcej. Tocząc bój z rekinami wstydu na lichej tratwie pośród dzikich wód Oceanu Niespokojnego swojej świadomości, nie starczało mu teraz uwagi, odwagi i siły, by powiedzieć coś więcej. Przemówić musiały więc za niego dojrzewające w promieniach słońca rumieńce.

MEA CULPA! MEA CULPA! MEA MAXIMA CULPA!
Leon Longbottom
Leon Longbottom
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
We rip out so much of ourselves to be cured of things faster than we should that we go bankrupt by the age of thirty and have less to offer each time we start with someone new. But to feel nothing so as not to feel anything - what a waste!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5898-leon-longbottom https://www.morsmordre.net/t5997-merkury https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f411-northumberland-blyth-dwor-longbottomow https://www.morsmordre.net/t6000-skrytka-bankowa-nr-1477 https://www.morsmordre.net/t5999-leon-longbottom
Re: Nadbrzeżna łąka [odnośnik]25.10.22 20:43
Odgłos wydobywający się spomiędzy rozluźnionych warg zatańczył na krawędzi pomiędzy westchnieniem, a wibrującym pomrukiem zamyślenia. Najwyraźniej morze domagało się nowych ofiar, niezaspokojone kontemplacjami, które wcześniej mu zaoferowała; mogło przypominać stworzenie z najdzikszych głębin o nienasyconym głodzie i szeroko rozwartych paszczach, i przynęcie w postaci pięknej syreny wodzącej marynarzy na pokuszenie.
Stworzenie ogromne, tajemnicze, magiczne. Świadome.
- Rozumiem - kiwnęła głową, bo naprawdę tak było. Jedno zagubienie spraszało do siebie następne i jeśli nie poświęcało się im odpowiedniej uwagi, potrafiły być jak kłębek wełny, z którym bawiło się niesforne kocię, nieświadome sprawczości zgubnych pazurków. - Czasem to dobrze, tak zmienić kurs i wpłynąć na nie do końca znajome wody, znaleźć nowe laguny. Przeżyć coś, czego się nie zamierzało. Moja babcia mówiła, że to jakby mieć trzecie oko - uśmiechnęła się, dość spokojna i naturalna, chowając wszystkie niepewności na dnie duszy. Gdyby nie to, że przy wieczorze nad ogniskiem zjawił się w towarzystwie młodzieńców, którym ufała, trudniej przyszłoby jej zaakceptować Leona i uwierzyć, że nie nosił w sobie zatrutych zamiarów. - Tylko nie wiem, o co dokładnie jej chodziło - wzruszyła lekko ramionami. Czy otwarcie takiego trzeciego oka sprowadzało do życia miłe chwile, jak ukoronowanie leśnymi kwiatami? Przypadkowe spotkanie, do którego inaczej mogłoby nie dojść zbyt prędko? Albo może jego otwarcie prowadziło właśnie tam, gdzie powinno się być?
Cisza w jego obecności nie była niewygodna; Celine dawno temu nauczyła się akceptować to, że słowa nie zawsze wylewały się z gardła kaskadą kreatywności, na dodatek szczerze wierzyła, że nie musiały tego robić, bo wspólne trwanie w ciszy bywało równie inspirujące. Zdarzało się, że po Tower dopatrywała się w tym nowej ułomności. Próbowała maskować kulejące poczucie własnej wartości paplaniną, a gdy ta bledła, zastąpiona przez nieistniejące nuty, jakieś paskudne mrowienie strachu budziło się do życia w żołądku. Piekło i skręcało trzewia w obawie, że każda sylaba niewypowiedzianego słowa zostanie przypisana na konto bycia nudną i bezwartościową. Może i tak było... Ale to już nieważne. Nie tak ważne. Ostatnio było jej łatwiej, przestawała katować się ciągłymi wątpliwościami dzięki Hectorowi i wsparciu przyjaciół i rodziny, nigdy nie przeszłaby przez to sama.
W porównaniu do Leona siedziała więc na kocu bez skrępowania, jeszcze przez chwilę po prostu rozsmakowana w nadmorskiej harmonii, wpatrzona w fale obmywające brzeg, tak jak jego obmywało speszenie. Leniwie obracany w dłoniach wianek łaskotał poduszeczki palców wciąż świeżymi płatkami kwiatów skrzącymi się gamą leśnych kolorów.
- Mam nadzieję, że wtedy bezpiecznie dotarłeś do domu - zagadnęła dopiero, gdy słowa nadeszły same, po czym przeniosła wzrok na zakłopotanego Longbottoma. Słońce malowało na płótnach jego policzków tintami nasyconego różu. - Też mieszkasz w Devon? Jak Neala? - ktoś mógł go przedstawiać, ale nieszczęśliwym zrządzeniem losu pamiętała młodzieńca tylko jako Leona, po prostu Leona, nie lorda z rodziny najłapczywiej poszukiwanego członka organizacji skrytej pod piórem feniksa, ani nawet nie mieszkańca hrabstwa, którego nigdy nie miała okazji odwiedzić. Równie dobrze mógł być sąsiadem Weasleyówny. - Wstyd się przyznać, ale alkohol trochę namącił mi w głowie i nie widziałam kiedy wyszedłeś. Właściwie... nie widziałam, kiedy większość z nas ulotniła się do domów. Kilka dziewcząt zostało na noc u Neali - w tym ona sama, tylko nie w łóżku czy na podłodze w pokoju rudowłosej arystokratki, a w stodole należącej do jej koni. Właściwie pasowała tam lepiej, niż do ciepłych pokojów, bo w sianie robaki mogły biegać tak swawolnie, jak karaluchy z Tower. A ona wciąż nie umiała przestać wierzyć w to, że pasowała do więzienia.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Nadbrzeżna łąka [odnośnik]11.03.24 15:01
| 20 sierpnia

Powiadali, że Anglicy igrali z magią zbyt potężną, by mógł okiełznać ją jakikolwiek człowiek; że to ich pycha sprowadziła nie tylko na Wyspy, ale i inne pobliskie kraje, jednako rażone odłamkami rozpadającej się komety, istny chaos. Trzęsienia ziemi. Powodzie. Wichury. Śmierć.
Nie mogła jednak nie wrócić. Ojczyzna – oko cyklonu, rozbrzmiewające łkaniem sierot pogorzelisko – przyciągała ją niczym ogień ćmę. Przyzywała do siebie, nakazując stanąć twarzą w twarz z prawdą. Przyjrzeć się pokłosiu tragedii, temu, co jeszcze do niedawna, przez ledwie mgnienie, nazywała domem i zrozumieć, że szczęście nie było jej pisane.
Czy mógł umrzeć, a ona nawet tego nie poczuła? Czy potrafiłby wciąż żyć i nie szukać kontaktu...?
Serce podchodziło jej do gardła, gdy żegnała się z agentem francuskiego Ministerstwa Magii, gdy po raz kolejny puszczała jego ostrzeżenia mimo uszu i sięgała po niepozorny świstoklik, nad którego legalnością nie zamierzała nawet dumać. Francois nie rozumiał, dlaczego tak bardzo nalega na powrót. A skoro nie rozumiał, nie potrafił również znaleźć odpowiednich słów, które byłyby w stanie ją od tego odwieść.
W jednej chwili spoglądała na jego pobladłe, zdjęte strachem oblicze, w drugiej – chwytała za figurkę smoka, próbując powstrzymać towarzyszące gwałtownemu szarpnięciu mdłości. Dech zamarł w piersi, powieki zlepiły w jedno, ciemność zakleszczyła w kurczowym uścisku. I choć natłok bodźców trwał chwilę, tak dłużyła się ona w nieskończoność.
Spotkanie z ziemią okazało się zbyt nagłe, by mogła ustać na nogach. Straciła równowagę, osunęła na kolana, z trudem łapiąc kolejne oddechy. Splunęła, w ten sposób próbując zapomnieć o zebranej na języku żółci. Gdyby tylko miała wybór, nie decydowania się na podróż świstoklikiem. Gdyby. W obecnej sytuacji musiała jednak doceniać, że przebyła kanał La Manche znacznie szybciej, przy znacznie mniejszym nakładzie sił, niż w przypadku wielogodzinnego lotu na miotle. Tylko... co teraz? Czy Adda otrzymała wiadomość? Czy niezarejestrowany artefakt na pewno przeniósł tam, gdzie powinien? Nie bez trudu zmusiła się do rozchylenia powiek, spojrzenia przed siebie, w dal – na zdradliwie spokojne morze, które kilka dni temu musiało sięgać ku samemu niebu, a później, później zalewać przybrzeżne łąki, kuszące swą miękkością plaże. Podsycana napływającymi z ojczyzny doniesieniami wyobraźnia jęła wymykać się spod kontroli, stawiać przed oczami obrazy tego, co mogło być, ale już nie było.
Całe ciało przeszył dreszcz przestrachu, wciągnęła powietrze z gwałtownym świstem, gdy na ramieniu poczuła czyjś dotyk. Nie powinna opuszczać gardy, nie powinna się zapominać, nawet i tutaj, na odludziu. Nim zdążyłaby sięgnąć po wciśniętą do kieszeni różdżkę, zareagować w bardziej stanowczy sposób, wzrokiem odnalazła znajomą twarz przyjaciółki – to zaś wystarczyło, by tłamszone do tej pory emocje wezbrały, zasnuły spojrzenie mgłą łez, powstrzymały przed wyduszeniem z siebie należnego powitania.
Adda... c-co się stało? – Wszędzie i ze wszystkim. Czy nasi przyjaciele wciąż żyją. Czy mam jeszcze do czego wracać. – Chciałam... chciałam przybyć wcześniej. Ale nie mogłam. Francois, mówił, że... Nic ci się nie stało? Jesteś cała? I Michael? – Z trudem wstała z kolan, nawet nie dbając o to, by otrzepać je z ziemi. W głowie miała chaos, nie wiedziała, o co pytać najpierw, a o co w dalszej kolejności, które myśli zwerbalizować, a które zostawić dla siebie, ani tym bardziej w jaki sposób wyrazić ogrom nie pozwalającego zmrużyć oka lęku. Łatwiej było wyrazić tęsknotę kurczowym, drżącym uściskiem, choć ten tylko podsycił szukające ujścia strachy. W reakcji obronnej ściągnęła usta w wąską kreskę, byle tylko nie łkać, nie pozwolić sobie na słabość.
Czy on...? – zaczęła słabo, ledwo słyszalnie, gdy odsunęła się już, by niepewnie odnaleźć spojrzenie Tonks; bała się tego, co może ujrzeć w jej oczach. Na dnie źrenic. Nie potrafiła dokończyć rozpoczętego pytania. Wiedziała jednak, że bliska sercu czarownica zrozumie ją bez słów.


my body is a cage
Maeve Clearwater
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t6468-maeve-clearwater https://www.morsmordre.net/t6481-artemizja#165435 https://www.morsmordre.net/t12366-maeve-clearwater#380086 https://www.morsmordre.net/f434-szkocja-easter-balmoral-gajowka https://www.morsmordre.net/t6969-skrytka-bankowa-nr-1629#183139 https://www.morsmordre.net/t6512-maeve-clearwater
Re: Nadbrzeżna łąka [odnośnik]11.03.24 16:59
W przeciągu ostatniego tygodnia wiele się zmieniło i nie byłoby w tym ani krzty przesady, gdyby stwierdzenie “świat był teraz nie do poznania” włączyć do swobodnych rozmów i podsumowań. W istocie ― świat był teraz nie do poznania, a stare zakątki można było odkryć całkiem na nowo. W Londynie na przykład brakowało połowy budynków, Surrey chyba w ogóle przestało istnieć, a wyspa Wight pretendowała do miana nowej Atlantydy. Krajobraz reszty hrabstw prezentował się mniej lub bardziej podobnie ― dawne łąki zamieniły się w podziurawione pogorzeliska, lasy spłonęły do gołej ziemi, a rzeki ― och, rzeki ― były pełne martwych ryb, czarnej mazi i zepsutych roślin i rozkładających się ciał.
Anglia powoli zamieniała się w miejsce nie do życia; obciążone piętnem trwającej wojny, kataklizmu i rządów fałszywego Ministra. I gdyby tylko mogła, już dawno wysłałaby każdą bliższą jej osobę gdzieś daleko, do Francji, może do Ameryki. Gdziekolwiek, byleby poza teren angielskiej ziemi, poza krąg niebezpieczeństwa. Jedyny problem był taki, że wiele jej przyjaciół posiadało dusze niezłomne i waleczne, a w efekcie byli gotowi prędzej zginąć za sprawę niż dać się odesłać w bezpieczniejsze miejsce.
Gdy Maeve poprosiła ją o pomoc w nielegalnym opuszczeniu kraju ― początkowo się ucieszyła. Sądziła, że być może doszli do takiej decyzji wspólnie z Foxem, że choć jedną przyjaciółkę uda jej się ocalić, ale nie. To nie była decyzja tego rodzaju, nie był to wspólnie wypracowany kompromis, a pospieszne działanie dyktowane nagłym pogorszeniem stanu zdrowia matki. Gdy jasnym się stało, że z sielankowej idylli nici ― wciąż miała nadzieję. Wciąż liczyła na to, że Maeve tam zostanie, że ściągnie Foxa do siebie, ale i tu los miał dla niej raczej przykrą niespodziankę. Rzeczona niespodzianka nie mogła się jednak równać z tym, co stało się w nocy 13 sierpnia, a co przyniosło w skutkach jeszcze gorsze wiadomości.
Fox zaginął. I nawet ona nie potrafiła go odnaleźć, choć pociągnęła za każdy dostępny sznurek i sprawdziła każdy możliwy trop. Auror zniknął bez śladu, rozpłynął się i tylko okruch nadziei trzymał ją przy stwierdzeniu, że to nadal tylko zaginięcie, a nie przykra konieczność sprawdzenia każdego nieoznakowanego grobu.
Na przyjaciółkę czekała w umówionym miejscu, wygodnie wsparta ramieniem o jedno z nielicznych, ocalałych drzew. Wciąż nie wiedziała, co jej powie. Wciąż nie wiedziała, jak zareaguje.
Podeszła do niej cicho ― być może zbyt cicho, sądząc po dość gwałtownej reakcji ― i uśmiechnęła się blado, gdy czarownica odwróciła się w jej stronę. Uniosła nieznacznie dłonie w pokojowym geście, choć gest wydawał jej się zbędny i pusty. W obecnej dobie wszystko wydawało jej się nie na miejscu, nie w porę.
Trzeba było słuchać wiejskich bab, jak mówiły, że niebo spadnie nam na głowy, bo dokładnie to się stało ― stwierdziła, wyciągając do przyjaciółki dłoń i pomagając jej wstać jednym, płynnym ruchem. ― Jestem cała, Michael też ― dodała ciszej, pokonując opór zmartwiałych warg. Jeszcze przez chwilę łudziła się, że uda jej się utrzymać dość lekką atmosferę, ale teraz, gdy stała naprzeciwko niczego nieświadomej Maeve wiedziała już, że to niemożliwe.
Uścisnęła ją mocno, desperacko, w geście zamykając wszystko to, co nie padło, a czego obie były świadome. Bałam się, że nie wrócisz. Bałam się, że wrócisz.
Wiatr lekko uderzył ją w plecy, gdy rozluźniła objęcia, rozwiał puszczone luźno włosy, targnął spódnicą. Nigdy nie było dobrego sposobu na przekazywanie takich wiadomości.
Nie mogę go znaleźć, Maeve ― szepnęła krucho i sięgnęła po jej dłonie. Uścisnęła je mocno, stabilnie, jakby ten uścisk miał być dla nich kotwicą na najbliższe chwile. ― Ani jego, ani Oscara. Teren wokół Nory jest trudny, nie wiem dokładnie co tam się stało, ale… ― pokręciła głową ― to już raczej ruina, nie dom. W dodatku po okolicy snują się Cienie.
Krótka pauza. Szum morza. Krzyk mewy.
Nie znalazłam ciał ― jej głos pozostawał niewiele głośniejszy od fal rozbijających się o brzeg ― musimy znaleźć ci nowe miejsce do życia. Nowy dom.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Nadbrzeżna łąka [odnośnik]14.03.24 21:26
Nie wiedziała jeszcze, jak bardzo zmienił się krajobraz Anglii. Leżący teraz kilka stóp dalej, w trawie, świstoklik oszczędził jej bólu, który niewątpliwie odczułaby podczas lotu na miotle, musząc kontemplować zwęglone lasy i łąki, odnajdywać drogę wśród zrujnowanych siedlisk ludzkich czy naznaczonych wyrwami wzgórz i polan. Nim opuściła Francję, dotarły do niej szepty jakoby Londyn przemienił się w ruinę; już nie tylko miasto duchów, a prawdziwe gruzowisko. Ale jeśli był to fakt, nie zaś jedynie pogłoska, przypuszczalnie zniekształcona przebytą z ust do ust drogą, to w jaki sposób mogły prezentować się inne części kraju? Te, nad którymi pieczy nie sprawowała oficjalna, fałszywa władza. Maeve doskonale rozumiała, że stojący po właściwej stronie barykady arystokraci, przedstawiciele szanowanych klanów, najpewniej robią co tylko w ich mocy, by okiełznać wszechobecny chaos i wspomóc mieszkańców swych hrabstw w każdy możliwy sposób. Lecz nawet i ich bogactwa będą musiały się kiedyś wyczerpać, szukające galeonów palce napotkać na dna rodowych skarbców.
Nadwątlone, wciąż jednak żywe sumienie podszeptywało, że powinna pochylać się nad losem wszystkich i każdego z osobna, gorliwie opłakiwać straconych w wyniku katastrofy czarodziejów – częstokroć bezimiennych, pozbawionych personaliów i twarzy. Lecz przecież rozsądek przemawiał głośniej: widziała, przeżyła już zbyt wiele, by nadal potrafić spoglądać na tragedię oczami idealistki. Zaś najdonośniej wybrzmiewały słowa egoizmu; dziś, tego jednego dnia, liczyli się tylko najbliżsi. Ci, których zostawiła w Rumunii, i ci, do których tak uparcie wracała.
Kiedy już skorzystała z pomocnej dłoni przyjaciółki, znów stanęła na mięknących nogach, wyraźnie zadrżała; nie pod wpływem ciągnącego znad wody wiatru, a emocji. Chciałaby je okiełznać, rozłożyć na czynniki pierwsze, zracjonalizować, w ten sposób wyciszyć. Chciałaby też, by ktoś ulitował się nad nią i uszczypnął, siłą wybudził z tego przejaskrawionego, lepkiego koszmaru. Pragnienia te były jednak niczym więcej jak tylko mrzonką.
Cieszę się, naprawdę – przyznała cicho, ledwo zmuszając ściśnięte gardło do współpracy; spojrzenie podkrążonych oczu potwierdzało wypowiadane słowa. Widok Addy, całej i zdrowej, choć może nieco bledszej, bardziej zmęczonej, przywracał namiastkę spokoju ducha. Dopiero co świętowali ich zaślubiny, odnalezienie się po latach rozłąki. Musieli przetrwać, wspólnie przeć do przodu, wbrew przeciwnościom losu, wciąż trwającej wojnie i wszelkim końcom świata; nie mogło przecież być inaczej.
Potrzebowała tego uścisku, silnego i ewidentnie prawdziwego, by osadzić się – lub chociaż spróbować – w nowej rzeczywistości. Lecz nawet on nie mógł przygotować jej na to, co miała usłyszeć. Zanim jeszcze Tonks wyrzekła choćby słowo, w umyśle Clearwater zajaśniała ta jedna, boleśnie nieprecyzyjna myśl: stało się coś złego. Musiało. Dlatego nie sięgał po lusterko, dlatego nie odpisał na list, dlatego...
Nie mogę go znaleźć.
Wzdrygnęła się, jak gdyby została spoliczkowana.
Nie rozumiem – odparła niemalże bezgłośnie, prawie dławiąc się przy tym językiem. Stale wpatrywała się w twarz przyjaciółki coraz bardziej szklistym, niewidzącym wzrokiem, bezwiednie ściskając kobiece palce w kurczowym, rozpaczliwym geście. Nie chciała zrozumieć, choć słowa niosły za sobą jasny przekaz, przekaz równie bolesny co celnie wymierzone Lamino. Noszony na palcu pierścionek miał być niczym jak tylko miłą pamiątką. Wspomnieniem kilku przyjemniejszych, zabarwionych tęsknotą miesięcy. Stale wbijanym w bok cierniem. – Nie rozumiem – powtórzyła nieco głośniej, przez zaciśnięte zęby, odnajdując w sobie namiastkę gniewu; wobec komety, losu, całego świata. Jak mogła uwierzyć, że ta bajka, czarowna i piękna, zakończy się czymkolwiek innym jak dotkliwym rozczarowaniem? – Muszę tam wrócić. M-muszę... – Wciągnęła ze świstem powietrze, otarła zaczerwienione, mokre od łez policzki skrawkiem rękawa. – ...zobaczyć. Poszukać. Rolanda. Orloka. – Lęk o zwierzęta był teraz marginalny, lecz wciąż istniał, mógł więc okazać się dobrym pretekstem do wspólnego odwiedzenia Devon. Spojrzenia na Norę własnymi oczami; nie tymi należącymi do wiedźmiej strażniczki – wszak wierzyła, iż przyjaciółka poruszyła niebo i ziemię, by dowiedzieć się prawdy, spróbować rozwikłać tajemnicę nagłego zaginięcia jej rodziny – a zrozpaczonej, złamanej kobiety.
Kto by pomyślał, że zostanie wdową, nim jeszcze powiedzą sobie tak.
T-to był mój dom, Adda. – Przez krótką chwilę. I nie chciała słyszeć o żadnym innym. – Miał być – poprawiła się, ciszej. – Zostawiłam matkę, ciężko chorą matkę, by wrócić tu, do niego, zdążyć, wziąć ten cholerny ślub, zanim... zanim coś się wydarzy. I pewnie już nigdy nie zobaczę ani jej, ani jego. Wiem, że nie znalazłaś ciał, ale... – urwała, nagle przerywając swój twardy, masochistyczny wywód, jednocześnie uciekając wzrokiem ku niebu, kręcąc przy tym głową. Wolałaby wierzyć, że po prostu stracił nią zainteresowanie, że zląkł się zobowiązania, wybrał inną. Odszedł, choćby i bez słowa. Coś jednak, jakiś cichy głosik z tyłu głowy, podpowiadał, iż nie powinna karmić się złudzeniami. Już nie.[bylobrzydkobedzieladnie]


my body is a cage


Ostatnio zmieniony przez Maeve Clearwater dnia 21.03.24 11:32, w całości zmieniany 2 razy
Maeve Clearwater
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t6468-maeve-clearwater https://www.morsmordre.net/t6481-artemizja#165435 https://www.morsmordre.net/t12366-maeve-clearwater#380086 https://www.morsmordre.net/f434-szkocja-easter-balmoral-gajowka https://www.morsmordre.net/t6969-skrytka-bankowa-nr-1629#183139 https://www.morsmordre.net/t6512-maeve-clearwater
Re: Nadbrzeżna łąka [odnośnik]18.03.24 16:33
Przez chwilę spoglądała na Maeve z troską i najzwyklejszym smutkiem. Przez krótki moment czuła się tak, jakby nawiedzili ją bogowie niesprawiedliwego szczęścia; to nie jej dom obrócił się w ruinę, to nie jej mężczyzna przepadł bez śladu, to nie jej życie nagle stało pod znakiem zapytania. Szybko jednak odrzuciła od siebie tę myśl, zmusiła się do racjonalizmu i trzeźwego podejścia. Prawda była przecież taka, że miała absolutnie zerowy wpływ na to, co stanie się w Noc Tysiąca Gwiazd. I choć życzyła sobie w duchu, by każdy jej przyjaciel i znajomy, każda dobra dusza, okazała się bezpieczna ― tak gwarancji nie miała żadnej, a opadający pył odsłaniał powoli nową rzeczywistość w której więcej jest bezdennych dziur po nagłych zaginięciach, niż szczęśliwych wiadomości.
Zacisnęła wargi widząc to nerwowe wzdrygnięcie, mimowolną reakcję ciała na kolejne słowa. Przepraszam, Maeve. Tak bardzo cię przepraszam, myśl, wciąż jedna i ta sama, kłębiła się w jej głowie, mąciła spokój ducha, usuwała grunt spod nóg. Tak bardzo chciałaby mieć dla niej dobre wiadomości…
Wymienione z przyjaciółką spojrzenie było długie i ciężkie, raniło serce. Kierowana naturalną empatią, szybko weszła w jej rolę, szybko wyobraziła sobie co sama by czuła, gdyby ktoś przyniósł jej takie wiadomości i równie szybko pojęła, że byłby to ból, którego nie da się opisać. Widmo tego uczucia odezwało się kłuciem pod mostkiem, zwilżyło oczy, wydusiło ostatki powietrza w płuc.
Nie potrafiła znaleźć słów dostatecznie dobrych, by cokolwiek z siebie wydusić. Uścisk na dłoniach wzmocnił się, spojrzenie zintensyfikowało.
Przepraszam ― wydusiła szeptem; chłodny podmuch wiatru uświadomił ją o obecności łez toczących się po policzkach. Pozostawiały po sobie zimny ślad zwątpienia.
Okolica jest niebezpieczna ― powtórzyła, choć ton głosu nie przypominał napomnienia, jedynie informację ― ale poproszę Michaela żeby z nami poszedł. Przeczeszemy teren jeszcze raz. Zrobimy tak, jak będziesz chciała.
Z aurorem u boku żaden wybryk natury w postaci Cienia nie powinien im zagrozić.
Adda bezwiednie uniosła spojrzenie ku błękitnemu niebu, sięgnęła dłonią na oślep. Palce trafiły na miękki materiał płaszcza, a odruch pociągnął Maeve znowu bliżej, do niej. W przyjazne objęcia, mocny uścisk, który miał dać jej namiastkę fundamentu, pomóc utrzymać się na nogach.
Wiem ― szepnęła, pociągając nosem. ― Wiem, że to był twój dom. I wiem, że nie chcesz słyszeć o innym, ale… ― poprawiła uchwyt, wtuliła nos we włosy przyjaciółki ― …ale chciałabym żebyś wiedziała, że u nas zawsze jest dla ciebie miejsce. I że oboje pomożemy ci wrócić do rzeczywistości, zbadać tropy i zająć głowę czymś, co pozwoli ci się zdystansować. Oswoić. Możesz na nas liczyć, Maeve. Na mnie, na Michaela. Nie jesteś sama. I póki żyję ― nigdy nie pozwolę, żebyś była.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Nadbrzeżna łąka [odnośnik]21.03.24 13:23
Nie, n-nie przepraszaj – zareagowała niemalże natychmiast, na tyle stanowczo, na ile potrafiła, jednocześnie kręcąc głową dla podkreślenia drżącego przekazu. Była przecież pewna, że przyjaciółka zrobiła wszystko, co tylko w jej mocy, by odnaleźć Foxa, jego syna. Nastoletniego, dopiero wkraczającego w dorosłość syna. Merlinie, czy znasz litość? Czy odwróciłeś już wzrok od tego przeklętego, rozdzieranego na strzępy kraju...? Wieloletnie doświadczenie wiedźmiej strażniczki zapewniało wprawę w szukaniu śladów, interpretowaniu tropów, łączeniu kropek. Jednak i Adda nie mogła wyczarować czegoś z niczego. Dostrzec poszlaki tam, gdzie ich nie było.
Co się tam tak właściwie stało? Przebywali w Norze, gdy kometa rozszczepiła się na dziesiątki mniejszych kawałków? Przygniotły ich walące się ściany, podtrzymujące dach belki? Czy meteoryt wzniecił pożar, powołał do życia trawiący wszystko na swej drodze żywioł? A może domu wcale nie zniszczyła katastrofa, zamiast tego zostali uprowadzeni, albo...?
Potrzebowała chwili, by zrozumieć, że nie płacze sama, że również policzki Addy znaczą ślady łez; przyjaciółka wspierała ją nawet i w tej niewdzięcznej konieczności. Wątłym ciałem wstrząsały kolejne wstydliwe spazmy, przybierające na sile z każdą nieostrożną, podsyconą rozpaczą myślą. Sądziła, że to Bezksiężycowa Noc odarła ją z normalności; uciekła z Londynu z ledwie ułamkiem swego dobytku, korzystając ze wsparcia nieoczekiwanego sojusznika, widma przeszłości. Szczęśliwie znalazła schronienie w dawnym mieszkaniu Caleba, a później u Jaydena, drogiego przyjaciela, na którego zawsze mogła liczyć. Jednak im bardziej angażowała się w działania podziemnego Ministerstwa, im silniej wiązała swe losy z Zakonem Feniksa, tym większa stawała się dzieląca ich przepaść. Zapewne i teraz przyjąłby ją z otwartymi ramionami, lecz nie zamierzała sprowadzać na jego głowę – a także głowy jego malutkich dzieci – kłopotów, te zaś zdawały się podążać za nią krok w krok. Sądziła, że jej życie obrało niespodziewany, niepewny kurs już dłuższy czas temu, lecz teraz miała pewność, że dopiero wraz z Norą runęły wszelkie nadzieje, nieroztropnie kreślone plany na przyszłość. Obietnica założenia własnej rodziny wydawała się teraz niezwykle, złośliwie wprost naiwna.
Maeve szykowała się na opór, próby odwiedzenia jej od pomysłu powrotu do Devon – odczuła więc coś na kształt ulgi, gdy Tonks zaoferowała swe towarzystwo, a także wsparcie Michaela. Choć nie odniosła się do tematu wspomnianych cieni, choć nigdy nie stanęła z nimi twarzą w twarz, tak pogłoski o ich niezrozumiałej sile wystarczyły, by nie chciała mierzyć się z nimi samodzielnie. Wyszkolony do walki ze wszystkim co plugawe auror – nawet to słowo odzywało się w piersi tępym, pulsującym bólem, zmuszało żołądek do związania się w ciasny supeł – powinien zapewnić im przestrzeń do wspólnego przeczesania terenu. Przeszukania pobojowiska. Znalezienia zlęknionych zwierząt oraz jakiejkolwiek pamiątki życia, do którego już nigdy nie wróci.
Utonęła w uścisku czarownicy, bezwiednie wciskając twarz w materiał kobiecego płaszcza, walcząc z bezgłośnymi falami szlochu. Wsparcie Addy było namacalne, bezwarunkowe i nawet nie chciała myśleć, co też poczęłaby bez niej; czy znalazłaby w sobie dość siły, by zostawić Norę – albo raczej to, co z niej zostało – za sobą i choćby spróbować ruszyć dalej, czy poddałaby się, raz na zawsze. Potrzebowała dłuższej chwili, by uspokoić skołatane nerwy; w końcu zabrakło jej i sił, i łez, na miejscu żalu rozgościła się cicha rezygnacja. – Dziękuję. I tobie, i Michaelowi – zaczęła słabo, wciąż nie wymykając się z objęć przyjaciółki. Bliskość jej ciała oferowała namiastkę bezpieczeństwa, nawet jeśli tylko pozornego i ulotnego. – Ale... jesteś pewna? Nie będę siedzieć wam na głowie dłużej niż to konieczne, znajdę sobie miejsce... – Na gruncie nienaturalnej pustki jął kiełkować wstyd. Że musiała prosić o pomoc, że musiała komplikować sytuację, że doprowadziła Addę do łez. – Dziękuję, za wszystko. I przepraszam, naprawdę. Musisz mieć swoje kłopoty na głowie, cały kraj musi wyglądać jak jedna wielka ruina, wszyscy rozpaczają, a ja... – urwała, bezwiednie obracając wciąż obecny na palcu pierścionek. – Nie mogę stracić i ciebie – wydusiła z siebie niemalże bezgłośnie, wiedząc, że gdyby spróbowała wypowiedzieć te słowa głośniej, jej głos mógłby się przy tym załamać; ścisnęła ją przy tym mocno, może nawet zbyt mocno, gestem tym próbując zastąpić piękne obietnice wzajemności, których nie potrafiła teraz z siebie wydobyć.
Idziemy? – zaproponowała po kolejnej dłuższej chwili, gdy chłodny rozsądek wygrał już z potrzebą bliskości; nie powinny tutaj tak wystawać, nie powinny kusić losu. Poza tym, musiała zająć czymś myśli i ręce, by przestać dotykać rany.


my body is a cage
Maeve Clearwater
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t6468-maeve-clearwater https://www.morsmordre.net/t6481-artemizja#165435 https://www.morsmordre.net/t12366-maeve-clearwater#380086 https://www.morsmordre.net/f434-szkocja-easter-balmoral-gajowka https://www.morsmordre.net/t6969-skrytka-bankowa-nr-1629#183139 https://www.morsmordre.net/t6512-maeve-clearwater
Re: Nadbrzeżna łąka [odnośnik]13.04.24 13:49
W obecnym czasie jedna tragedia nakładała się na drugą. Ginęli ludzie, z hukiem zapadały się dachy ruin, a szpony wojennej machiny jeszcze raz powzięły kontur kraju w twardy uścisk, wyżymając z Anglii kolejne krople krwi należącej do ludzi, których jedyną przewiną był wpis w akcie urodzenia. W tym całym kotle nieszczęść życzliwy los zdecydował się jednak pominąć jej rodzinę – nic nie stało się rodzicom, dziadkowie także byli cali. Kropla boskiej łaski spłynęła także na tych, którzy byli jej bliscy od niedawna. Kerstin umknęła przed zwalistą falą z pomocą przyjaciół, Justine także wywinęła się śmierci – choć w jej przypadku zdawać by się mogło, że to już norma, nic specjalnego. Cały był teść, cały był także – a może przede wszystkim – sam Michael. I mimo tego, że zdążyła już poznać gorzki smak życia bez niego, tak była pewna, że gdyby zrządzeniem parszywego zbiegu okoliczności zniknąłby po raz kolejny – tym razem nie dałaby sobie rady.
Nigdy nie żyła przekonaniem, że czeka ją długie życie. Nigdy nie łudziła się, że gra podwójnego szpiega pozwoli jej dożyć starości i dopiąć wszystkie sprawy. Nigdy wcześniej nie miała jednak takiej motywacji, by wczepić palce w tkankę życia i trzymać się go tak, jakby od jej siły zależeć miało wszystko inne. Dlatego rozumiała. Rozumiała żal Maeve lepiej niż ktokolwiek inny. Rozumiała ból, choć ten zamanifestował się jedynie w odsłonie łez i drżącego ciała; rozumiała to, co kryło się pod skórą, co płynęło żyłami i co sprawiało, że każde uderzenie serca bolało jak diabli.
Jesteś moją przyjaciółką, Maeve – odparła cicho, spokojnie, pozwalając łzom spływać po policzkach. Był czas na ukrywanie emocji, był także czas na ich otwarte przyznanie, na puszczenie wolnym strumieniem tego, co kryło się na dnie oczu i w smutnej nucie głosu. – I chciałabym żebyś nie czuła się skrępowana koniecznością szybkiego znalezienia sobie lokum. Nasz dom jest bezpieczny, o wiele bezpieczniejszy niż znakomita większość domostw w tym kraju, a dla szpiega nie istnieje przecież nic ważniejszego niż miejsce w którym jest, po prostu, bezpiecznie. Miejsce w którym można zasnąć, bez wymuszonej pobudki przez byle szelest i byle słowo.
Objęła przyjaciółkę mocniej, w desperackiej próbie przekazania jej własnych pokładów siły, nieoczekiwanego przekonania, że cokolwiek się stanie – jakoś to będzie.
Coś się skończyło – szepnęła jej do ucha, odgarniając przy tym parę ciemnych kosmyków – ale jednocześnie coś się zaczęło. Inny rozdział. – Powoli cofnęła ramiona, zsunęła dłonie w dół, by ponownie ująć w nie ręce czarownicy i uścisnąć. Uśmiechnęła się po chwili, ciepło i serdecznie, szczerze wierząc w to, że w otoczeniu przyjaciół i z odpowiednią ilością pracy, Maeve wkrótce stanie na nogi. Nie zapomni – o takiej miłości przecież zapomnieć nie sposób – ale znajdzie swój sposób na oswojenie bólu i wykorzystanie go do własnych celów.
Skinęła głową i sięgnęła po chusteczkę do kieszeni płaszcza. Szybkim, wyćwiczonym ruchem otarła ślady łez i nieco rozmazany tusz pod okiem, potem odwróciła materiał na czystą stronę i podsunęła go Maeve. Kącik ust drgnął jej do uśmiechu.
Idziemy. Tylko najpierw obie musimy się doprowadzić do porządku, bo jeszcze wystraszymy kogoś po drodze.

|ztx2, idziemy tutaj


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913

Strona 11 z 11 Previous  1, 2, 3 ... 9, 10, 11

Nadbrzeżna łąka
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach