Wydarzenia


Ekipa forum
Scafell Pike
AutorWiadomość
Scafell Pike [odnośnik]17.07.17 3:09
First topic message reminder :

Scafell Pike

Scafell Pike to najwyższy szczyt pasma górskiego Southern Fells. Te piękne okolice często odwiedzane są przez miłośników natury. Wspinaczka nie jest łatwa, jednak jeśli pogoda dopisze, dotarcie na samą górę daje każdemu wędrowcowi mnóstwo satysfakcji - nagrodą jest bowiem cudowny widok na leżące poniżej doliny, łąki i niższe szczyty. W trakcie podróży warto jednak zachować ostrożność. Na tych terenach nietrudno o spotkanie licznych zwierząt - także magicznych, niestety również tych niebezpiecznych, jak górskie trolle czy garborogi. Podczas pełni księżyca można tu zobaczyć lunaballe, warto jednak pamiętać.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Scafell Pike - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Scafell Pike [odnośnik]13.02.18 14:44
Oczywiście Charlie też miała nadzieję że taka zbieranina uzdolnionych i odważnych czarodziejów da radę pokonać zło, ale naiwnym byłoby zakładanie, że wszystko pójdzie gładko i bezproblemowo. Charlie obawiała się, że po drodze czekają ich wszystkich jeszcze nowe problemy, ale mimo to chciała coś robić, nawet jeśli jej możliwości były skromne. Na spotkanie niestety nie udało jej się dotrzeć mimo chęci, ale później słyszała o nim co nieco i stąd wiedziała, że alchemicy są teraz potrzebni.
Zanim pierwszy raz się zmieniła też zastanawiała się, czym będzie i jakie zwierzę najlepiej odda jej naturę. Okazało się, że był to kot; koty były w jej rodzinnym domu ważne, jako że jej matka i zmarła siostra potrafiły się z nimi porozumiewać. Być może los próbował wynagrodzić jej brak tego daru, umożliwiając jej animagiczną zmianę w kota. Podobnie jak koty była nieco skryta, spokojna i wycofana, do ludzi zbliżając się wtedy gdy sama tego chciała. Była burą kotką z jasnym podgardlem i zielonymi oczami o kolorze identycznym jak jej prawdziwe oczy, nie wyróżniającą się niczym szczególnym spośród innych burych kotów, tak jak i pośród ludzi była raczej stonowana i ginęła w tłumie. Nie zgadzała się jednak zupełnie z krzywdzącymi stereotypami na temat kotów, które owszem, były tajemnicze i niezależne, ale nie były wredne i pozbawione jakichkolwiek uczuć. Nie wiedzieć czemu, Sue kojarzyła jej się raczej z królikiem, energicznym, zwinnym i uroczym, o futerku białym jak jej włosy.
Charlie musiała się zgodzić z jej słowami. Podejrzewała że całkowicie dzikie stworzenia nie podeszłyby do nich tak łatwo; możliwe że te konkretne okazy miały już kiedyś kontakt z człowiekiem. Albo po prostu były bardzo zdesperowane i liczyły że przechodzące kobiety mają przy sobie coś nadającego się do jedzenia. Niedawne fale nocnych mrozów mogły niestety znacząco zmniejszyć ilość drobnych zwierząt którymi się żywiły i zmusić je do zataczania coraz szerszych kręgów w poszukiwaniu nowych źródeł pożywienia. Idąc przez las zauważyła że nawet owadów było jakby mniej. Coś musiało sprawić, że żaberty zmarniały.
- Dobrze. Maść z wodnej gwiazdy to prosty, ale bardzo dobry specyfik, powinna pomóc na taką ranę – zgodziła się. Podsunęła żabertom kolejną jaszczurkę, tak by zajęły się jedzeniem, podczas gdy Sue sprawnie posmarowała bok tego rannego maścią. Charlie i jemu rzuciła ogon jaszczurki. – Myślisz, że ktoś tu po nie przyjdzie? – zapytała, rozrzucając jeszcze trochę ogonów, by zwierzęta mogły się najeść do syta. Przynajmniej dopóki ktoś się nimi nie zajmie. – Co zwykle robicie w przypadku napotkania takich stworzeń?
Ruszyły dalej. Żaberty nie poszły za nimi, zajmując się jedzeniem które im zostawiły. Później zapewne zajmą się też martwą sową. Nie wiadomo było jednak, czy gdzieś w pobliżu nie czaił się lelek – lub inne stworzenie, które zaatakowało i sowę, i żaberty.
Po drodze Charlie zerwała jeszcze kilka pęczków ziół. Ich pędy i listki były mniejsze niż w normalnych warunkach, ale musiała zadowolić się tym co jest. Oby tylko złe warunki nie miały negatywnego wpływu na ich właściwości alchemiczne. Przez dłuższy czas panował spokój, przerywany jedynie odgłosem ich kroków i cichym pokapywaniem kropel wody z gałęzi drzew; były to pozostałości wcześniejszej ulewy. Las wydawał się cichy i spokojny. W pewnym momencie znowu zauważyła umykającą wiewiórkę i chropianka chowającego się między korzeniami drzewa. Kilka metrów dalej znalazła zrzucony pancerzyk, który zabrała i schowała do torby, gdzie były już zioła i pióra.
Wtedy nagle znów usłyszała niski, drgający skrzek, który był wyraźnie inny niż dźwięki wydawane przez żaberty.
- Słyszałaś...? – zapytała, unosząc spojrzenie wyżej, w stronę koron drzew. Może tylko jej się wydawało, ale mogła przysiąc, że coś ciemnego mignęło jej wśród liści, mogła nawet usłyszeć trzepot piór i skrzypnięcie uginającej się lekko gałęzi. Czymkolwiek był ten ptak, zapewne już je widział. Znowu usłyszała ten dźwięk, próbując odnaleźć wśród gałęzi ptaka, który go wydał. Z tego co było jej wiadomo, lelki wróżebniki wydawały podobne odgłosy na krótko przed spadnięciem deszczu.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Scafell Pike [odnośnik]18.02.18 22:12
Mogła mieć w sobie coś z puchatego, mięciutkiego królika - kochała je całym sercem, swoje własne zwierzątka wspominając na równi z rodziną. Je także straciła, na nowo oswajając się z towarzystwem uszatego stworzenia w Ruderze, gdzie Roger Bertiego spędzał z nią ostatnio niemal tyle czasu, ile ze swoim właścicielem. Usiłowała go wytresować, starając się jednocześnie nie wywoływać zbyt wielkiej presji - króliki były całkiem płochliwe i głównie przez wzgląd na tę cechę szybko pożegnała się z wizją siebie w takiej drobnej, uroczej formie. Oczywiście mogły mieć różne charaktery, nie istniała żadna zasada, lecz były na tyle wyczulone, że niektóre niespodziewane dźwięki lub nagła zmiana otoczenia i warunków ściągała na nie mocny stres. Siebie postrzegała zupełnie inaczej. Odnajdywała się w nieznanych miejscach, gdybała na ich temat, wymyślała historie, ciekawiła się i wszędzie było jej pełno. Miała duszę podróżnika, wolny duch wyrywał się w bajeczne zakątki i szukał tajemnic, które mogłaby zgłębić. Kto wie - może los miał ją zaskoczyć, gdy pewnego dnia zbliży się do należytej przemiany, i na miejscu jej nosa pojawi się różowy punkcik, drgający w rytm zmysłu węchu, kończyny zmienią się w drobne łapki, a na dole pleców wyrośnie mały pomponik, sama jednak czuła, że jest daleka od tej formy zwierzęcej, nawet mimo ogromnej miłości, jaką darzyła gatunek.
Sue starała się nie wybiegać zbyt daleko z przypuszczeniami, wszak powodów mogło być naprawdę wiele, większość tak niespodziewana i niestandardowa, że mogły spędzić na domysłach zdecydowanie więcej czasu, niż mogły sobie pozwolić - lepiej było szybko ruszyć i odbyć oględziny, w ten sposób zbliżając się do rozwiązania zagadki. Inna sprawa, że pewne wskazówki zdawały się jednoznacznie wskazywać na pewne zajścia i nieprawidłowości. Westchnęła, mając nadzieję, że będzie dokładnie tak, jak w pytaniu Charlene i ktoś zjawi się, by zabrać zabiedzone żaberty. Wiedziała jednak, iż sprawy nie przedstawiały się tak kolorowo.
- Mam nadzieję, że tak będzie - odpowiedziała krótko, obserwując stworzonka. - Zgłaszamy je do Departamentu Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, oni zajmują się resztą - wiesz, rozprowadzają ogłoszenia o znalezionych i zaginionych stworzeniach, szukają rozwiązań i starają się znaleźć dla nich miejsce, jeżeli jest taka potrzeba. To ogromny departament, ale w ostatnim czasie wszędzie jest taki chaos, że mogą nie mieć czasu ani ludzi, by zająć się wszystkim odpowiednio - wyjaśniła, sama doskonale świadoma, jak ciężko mieli teraz pracownicy. Mnóstwo przypadków zdziczałych kreatur, rozjuszonych nawet drobnostkami, anomalie miały okropny wpływ na zwierzęta, zwłaszcza te magiczne i bardzo wyczulone na zmiany otoczenia. Zdarzyło jej się odwiedzać biura kilka razy w maju, dlatego miała przed oczami dokładny obraz tego rozgardiaszu. - Żabertów jest niewiele, więc powinni poświęcić temu przypadkowi należytą uwagę, jeżeli zależy im na zadbaniu o populację - przyznała, zamykając torbę, gdy już zostawiły maluchom cały zapas suszonych ogonów.
Dalsza droga głównie skupiała uwagę Susanne na poszukiwaniu śladów - nie rozmawiały w tym czasie wiele, pozwalając nieśmiałym odgłosom lasu wypełnić ciszę. Lovegood natrafiła na parę rzeczy, które mogły przydać się do eliksirów, część przekazała Charlene, część ukryła w torbie, z myślą o uwarzeniu czegoś, co mogłoby okazać się pomocne w lecznicy.
Kiwnęła głową do dziewczyny, przykładając palec do ust i podążając wzrokiem za źródłem dźwięku. Nie ulegało wątpliwości, że to właśnie lelek wróżebnik, ale jego odgłosy wydały się białowłosej dziwnie nerwowe i nieco za krótkie. Nie siedział długo na gałęzi, zatrzepotał skrzydłami i odbił się od niej, lecąc kilka centymetrów dalej. Podeszła kilka kroków, podążając za ptakiem, obserwując, jak usiłuje wzbić się, ale bardziej przypominało to paniczne poruszanie się naprzód. Nie uciekał, zwyczajnie coś mu dolegało. Przygryzła wargę, przecież spodziewała się, że biedaczyna będzie ranny. Nie przejmowała się nadchodzącym deszczem, nawet nie zwróciła uwagi na to, że światło zmieniło się, a wokół zrobiło się szarawo. Przyspieszyła, śladem lelka i niedługo później mogły usłyszeć odgłosy zaciekłej szamotaniny w koronach drzew. Kolejny mniejszy ptak spadł z góry, bezradnie trzepocząc skrzydłami w poszyciu, gdy atakujący oddalał się dalej - wszystko trwało tylko chwilę. Puściła go wolno, skupiając się na pokrzywdzonym, jak się okazało, memortku. Nie ucierpiał aż tak mocno, jak sowa - ostatecznie żył, ale złamane skrzydło uniemożliwiało mu utrzymanie się w powietrzu. Dzięki temu uszedł z życiem.
- Zabiorę go do lecznicy - postanowiła zaryzykować, delikatnie unosząc maleństwo w dłoniach i próbując je uspokoić, co łatwe nie było. - Lelek prawdopodobnie doznał jakiejś traumy, może zaatakował go jakiś drapieżny ptak i teraz broni się przed wszystkim, nawet jeśli nie ma w tym zagrożenia - wysnuła przypuszczenie, ale gdybanie nie było pomocą. - On sam jest ranny, postaram się przekonać pracowników departamentu, by się tym zajęli. Wracamy, Charlie. Wybacz, że nie znalazłyśmy nic więcej. Zbierz jeszcze pióra memortka, tymczasem - jesteśmy w kontakcie, mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy - dodała, mówiąc to wszystko całkiem szybko, a niedługo potem zniknęła, w akompaniamencie teleportacyjnego trzasku.

| zt



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Scafell Pike - Page 3 JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Scafell Pike [odnośnik]18.02.18 23:12
Postać kota miała mnóstwo zalet – była praktyczna, miło wyglądająca i nie przykuwała niczyjej uwagi. Zmieniając się w dzikie, niespotykane zwierzę nie mogłaby się swobodnie poruszać po Londynie, a jako zwyczajna kotka mogła wejść praktycznie wszędzie i nikt nie zwracał na nią uwagi; burych dachowców były w tym mieście tysiące. Kotu brakowało tylko jednego – umiejętności latania. Ale nie można było mieć wszystkiego, a ptasia postać najwyraźniej nie była jej pisana. Tamtego dnia, w którym po raz pierwszy udało jej się zmienić, czuła jednak ogromną satysfakcję; oczywiście wtedy, kiedy udało jej się uspokoić kocie instynkty na tyle, by wrócić z powrotem do własnej postaci.
Szło jej się dobrze; najwyraźniej jej kości i mięśnie nie zastały się jeszcze mimo że sporą część maja spędziła nad kociołkiem i trochę zaniedbała inne aktywności. Świeże leśne powietrze po deszczu dodawało jej energii, ożywiało ją, i była ciekawa co jeszcze ciekawego napotkają.
- Podejrzewam że w tych czasach mają mnóstwo zgłoszeń – westchnęła, poważnie obawiając się, że ministerstwo może nie mieć czasu należycie zająć się każdym z nich, w końcu pracowników była ograniczona ilość, a szalejących lub rannych zwierząt więcej niż zwykle. – Ale pozostaje mieć nadzieję że tu też się pojawią. Ktoś powinien sprawdzić co z tymi zwierzętami i czy na pewno nie potrzebują większej pomocy.
Niezbyt orientowała się, jak to funkcjonuje, bo z ministerstwem nie miała zbyt wiele do czynienia. I raczej nie miała czego żałować, choć oprócz całej masy gnid, które stały za krzywdzącymi reformami z marca i kwietnia na pewno znajdowali się tam też wartościowi ludzie którzy próbowali pomóc w opanowywaniu obecnego chaosu.
Po pewnym czasie dalszego marszu przez las w końcu coś usłyszały, i był to odgłos który zdawał się z grubsza wpasowywać w charakterystykę dźwięków wydawanych przez lelki wróżebniki. Mogła też zauważyć pomiędzy gałęziami drzew, że niebo rzeczywiście poszarzało, zwiastując że wkrótce znów będzie padać, co zapewne ptak wyczuwał już wcześniej.
Gdy Sue ruszyła przodem, Charlie cicho podążyła za nią, starając się poruszać możliwie bezszelestnie, by nie wypłoszyć ptaka, który najwyraźniej był ranny, bo zamiast po prostu odlecieć stąd krótkim lotem przeskakiwał z drzewa na drzewo. Charlie już miała zapytać, jak Sue miała zamiar go złapać i uleczyć, kiedy nagle też usłyszała odgłos szamotania i zadarła głowę do góry, zauważając dwa skrzydlate ciała, z których jedno po chwili spadło na ziemię. Był to memortek.
- Uda się go uleczyć? – zapytała, patrząc z niepokojem na złamane skrzydełko. Ptaszek żył, ale w naturze nie dałby rady przetrwać z niesprawnym skrzydłem, szybko stałby się pokarmem jakiegoś innego stworzenia. – Tak, zabierz go. Nic nie szkodzi, cieszę się, że w ogóle udało nam się tu wybrać. Zresztą, obawiam się, że i tak musiałybyśmy niedługo wracać... – Ledwie to powiedziała, mogła usłyszeć pierwsze krople deszczu uderzające o liście nad ich głowami, a z oddali poniósł się odgłos grzmotu. Prawdopodobnie zbliżała się kolejna burza, a że te z ostatnich dni były dość gwałtowne, Charlie wolała opuścić to miejsce. – Też mam taką nadzieję. Dzięki za tę wyprawę... I do zobaczenia, oby niedługo.
Susanne po chwili deportowała się, zabierając rannego memortka. Charlie pozbierała jeszcze kilka piórek które spadły na ziemię; były użyteczne w alchemii, więc nie chciała ich zostawić. Krople deszczu zaczęły już docierać do ziemi, a powietrze przeszył kolejny grzmot. Lelka już nie było; pozostawało liczyć na to że ktoś przyjmie zgłoszenie Sue i przyjdzie tu, by odnaleźć i jego, i wygłodniałe żaberty. I może inne stworzenia które gdzieś się tu kryły; obeszły kawałek lasu, ale nie zdążyły wejść na górę. Może innym razem się uda obejrzeć te tereny lepiej?
Teraz pozostało jej już tylko deportować się, zabierając ze sobą te składniki które udało jej się znaleźć podczas tych paru godzin wędrowania po lesie.

| zt.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Scafell Pike [odnośnik]16.06.20 0:12
... przychodzimy stąd.

Przyjął słowa Alpharda, uznając jego wiedzę i obycie; wydawało mu się zabawne, a trochę niesmaczne, że musieli zważać na tak wiele czynników przy kontaktach z istotami tak - cóż - prymitywnymi, olbrzymy były zwyczajnie tępe, taki był fakt, świadomość, że w ogóle posiadały jakieś obyczaje, wpędzała go w zażenowanie, a myśl, że ma tych obyczajów przestrzegać, brzmiała jak nieśmieszny żart. Ale nie od dziś wiadomym było, iż cel uświęcał środki: a tym razem cel był wyjątkowy. Dla chwały Czarnego Pana gotowy był przecież zrobić - dosłownie - wszystko. Ustalony wspólnie plan wydawał się mieć sens, uwagi Alpharda wyeliminowały słabe punkty: wpierw musieli znaleźć dziecko, potem zwierzę, na koniec przetransportować je do olbrzymów i oddać je tym półgłówką razem z wszelkimi honorami należnej rasie gigantów. Na dodatek zrobić to bez łańcuchów - któż widziałby w tym problem?
Brzmiało jak bułka z masłem.
Zabrał ze sobą mapę, jej rys miał pomóc odnaleźć im się w gąszczu drzew. Wrzucił ją jednak do kieszeni, doskonale pamiętając kierunek podróży - przestudiował go dostatecznie wiele razy. Z charakerstyczny dla teleportacji pyknięciem odnalazł się pośrodku polany, nieopodal Blacka, z doskonałym widokiem na piętrzący się dookoła skały - najpewniej na jednej z nich żerowała upragniona wywerna. Otrzepawszy drogi strój z kurzu, zwrócił się do towarzysza:
- Rozdzielmy się - zaproponował. - Potrzebujemy przynęty, ale musimy zastawić ją w odpowiednim miejscu. Znajdź ją i przyprowadź, im młodsza, tym lepsza - mugolska wioska jest na północ stąd - Potrząsnął mapą, by ją rozpostrzeć i upewnić się w swoich słowach - po czym przekazał ją Blackowi. Sam wiedział, że nie będzie miał potrzebny odejść stąd daleko - nakreślone przez niego kręgi stykały się w pobliskim miejscu.  -  Spróbuję w tym czasie wytropić jej ślady - będziemy wiedzieć, w którą stronę iść dalej. Wywerny mają wrażliwy węch, wyczują nas, gdy będziemy razem, ale sam powinienem przejść tędy nie budząc jej czujności. - Zwłaszcza, jeśli przyzwyczajona była do ciężkiej obecności olbrzymów. Znalezienie dziecka z pewnością nie sprawi Alphardowi większych problemów - a zaoszczędzą wówczas czasu, idąc po dwóch równoległych ścieżkach, pośród których obie musieli przebyć. Skinąwszy Alphardowi, nie czekał ni chwili - a wziął się do pracy, idąc w teren, który oznaczył wcześniej jako najbardziej prawdopodobny.
Wysokie trawy sprzyjały średniodrobnej faunie, która była doskonałym pożywieniem wywern, a bliskość najwyższych szczytów stwarzała doskonałe warunki na założenie gadziego gniazda; miał nadzieję, że uda im się uniknąć wspinaczki - lecz w tej kwestii wszystko zależało od Alpharda, musieli wywabić stworzenie zanętą, a nie będą musieli podążać jego śladem tak blisko. Wydawało się, że zakreślony przez niego krąg również z bliska stwarzał teren odpowiednim dla tropionego stworzenia. Gdy tylko się rozdzielili, przeszedł się wzdłuż pobliskich łąk, wypatrując śladów, które mogłyby stanowić wskazówkę; coś pod jego stopą chrupnęło, wyglądało jak ogryziona kość, może zajęcza, a może należąca do stworzenia nieznacznie większego - świeża, wciąż oblepiona mięsem, które nie zdążyło zgnić. Gestem różdżki, nie chcąc dotykać padliny, uniósł ją lekko w górę i obrócił, przyglądając się śladom zębów; czaszka wydawała się całkiem zmiażdżona silnym ugryzieniem szczęki wyposażonej w dwa podłużne kły, patrząc po paraliżu - jadowe. Mała bestia muaiał być gdzieś tu w okolicy.

rzut na ONMS: 72+100=172



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Scafell Pike - Page 3 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Scafell Pike [odnośnik]16.06.20 18:45
Odnalezienie się w nowym miejscu zajęło mu jedną chwilę. Przesunął spojrzeniem po najbliższych drzewach, w zaciszu myśli rozważając, jakie kroki powinni podjąć najpierw. W mgnieniu oka został w tym wyręczony, co dobitnie przypomniało mu o tym, kto z nich stoi wyżej w hierarchii. Nie próbował rywalizować o tytuł podmiotu decyzyjnego, po prostu przytaknął posłusznie. Zaproponowany przez Tristana podział zadań był jak najbardziej logiczny. Oczywistym było, że to smokolog powinien zająć się wytropieniem wywerny, a jego towarzysz zdobyciem przynęty. Problem polegał na tym, że Alphard wcale nie był gotowy na to, aby samemu zadbać o sprowadzenie wabika, o jakim zdążyli pomówić zawczasu. Myśl o pochwyceniu dziecka i rzuceniu go prosto ku wywernie budziła w nim mieszane uczucia. Tak musiało się stać, był to jeden z elementów koniecznych do wypełnienia misji danej im przez samego Czarnego Pana. Wahał się jednak, bo chodziło o wykorzystanie istoty młodej, niewinnej, całkowicie jeszcze nieświadomej tego, jakiej natury jest świat i jaka przypada mu pozycja w istniejącej już hierarchii. I być może nigdy nie pozna tych prawd, jeśli ostre zębiska gada zagłębią się w niewielkim, słabym ciele.
Chciał działać bezrefleksyjnie, nie myśleć zbyt wiele, jednak kłopotliwe myśli mógł od niego odegnać tylko jasny cel. Nim przyjdzie mu poświęcić przynętę, wpierw musiał ją znaleźć. Powinien znaleźć swój cel w wiosce. Dla własnego dobra przeszedł na zadaniowy sposób myślenia, nastawiając się na realizowanie kolejnych etapów znanego już mu planu. Z pomocą zaklęcia Czterech Stron Świata, gdy z jego ust wypadły słowa wskaż mi, ustalił gdzie znajduje się północ i właśnie tam skierował. Pamiętał zaznaczone na mapie punkty, również położenie wioski. Jego kroki były pospieszne, nie zamierzał spowalniać Śmierciożercy, świadom tego, że ten poradziłby sobie zupełnie sam, gdyby zaszła taka konieczność. Choć może nieco dłużej zajęłoby mu zrobienie obszernego wywiadu na temat kumbryjskich olbrzymów, jeśli musiałby się obyć bez pomocy kogoś bardzo ciekawego historii i ukrytych w niej niuansów.
Nie wędrował zbyt długo i nie szukał zbyt długo odpowiedniej przynęty. Kiedy wyszedł spomiędzy drzew, dostrzegł w najbliższym polu kobietę. Pochylała się nad grządkami z motyką w ręce, za nią dzielnie kroczyło dziecko, na oko dwuletnie, a może nieco starsze. Mały chłopczyk o ciemnych włoskach co chwila pochylał się, dłońmi przyklepywał ziemię i zaraz szedł dalej. Black chwilę przyglądał się temu sielskiemu obrazku jak sparaliżowany, nie mogąc zmusić się do zrobienia kroku. Ale w końcu podniósł prawą dłoń, w której dzierżył różdżkę. Czyż nie podjął już tej decyzji wcześniej? To tylko jedna mała ofiara, całkowicie mu obce mugolskie dziecko. Nie zostanie przelana cenna krew. – Petrificus Totalus – wymówił inkantację, wydawało mu się, że jak najbardziej poprawnie. A może jednak ta przeklęta ręka mu zadrżała? Poczuł bezsilność, gdy nie mógł już zapanować nad trajektorią lotu zaklęcia, jednocześnie pobladł cały. Świetlista smuga minęła kobietę i nie było możliwości, aby nie została przez nią zauważona. Element zaskoczenia został zmarnowany i wiedział, że przyjdzie mu za to zapłacić.

| rzut na Petrificusa (nieudany)
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Scafell Pike [odnośnik]17.06.20 0:10
Alphard zniknął, a on w tym czasie podążał odnalezionymi śladami wywerny; stworzenie należało raczej - szczęśliwie - do tych mało subtelnych, dzięki czemu pozostawione przez nią ślady nie wymagały szczególnie wytężonych zmysłów. Potrzebował jedynie uwagi i koncentracji, by nie uminąć niczego, co stało mu na drodze, a co dawało mniej oczywiste sygnały.
Takich jak - choćby - krew rozlana w konkretnym kierunku, nieco dalej ślady już się zatarły, ale na obrzeżach lasu pozostało sporo dużych, obszernych połamanych gałęzi. Nie zniszczył ich wiatr ani burza, były pozostałością po wyjątkowo dużym stworze. Po wywernie, której poszukiwał - choć wniosek mógł być już daleko idący i bardziej domniemywany niżeli wyprowadzony z namacalnie odnalezionych przesłanek. Porzuciwszy zwierzynę prostym gestem różdżki, skierował kroki ku gałęziom; kierunek krwi wyraźnie podpowiadał, że wywerna nie nadeszła od tej strony, a właśnie ku tej zmierzała. Wywerny nie błąkały się oczywiście po lasach, była to przestrzeń zbyt wąska i zbyt ograniczona dla nich; w podobnym środowisku traciły swoje największe atuty, mocne strony: nie mogły rozpostrzeć skrzydeł, które wzbiłyby je do lotu, nie mogły wziąć mocnego zamachu ogonem tak, by ten nie zaplatał się o pobliskie drzewo i wreszczie ograniczone przestrzenią, z ograniczonym ruchem skrzydeł i ogona, tak naprawdę pozostawała bezbronna. Nie był to bynajmniej stan, w którym wywerna czułaby się dobrze. Ale zdarzało się, że stworzenia te pojawiały się na leśnych obrzeżach, gdzie - korzystając z drewien - ostrzyły o nie pazury, a czasem nawet kły. Nie pomylił się, i tym razem odnalazł w pobliżu wylinkę, która w pierwszej chwili przypominała pazur, który wypadł w całości - źel by to świadczyło o poszukiwanym przez nich stworzeniu, okazałoby się stare, a stare mogłoby wkrótce utracić życie, a przez to rozwścieczyć przekupione bestią olbrzymy. Szczęśliwie, była to tylko wierzchnia warstwa naskórka, która odpadła przy ostrzeniu pazurów. Uniósł ją, tym razem dłonią, uważnie przyglądając się jej kolejnym fragmentom, na tej postawie szacując wiek bestii - na raczej młody - i stan zdrowia - na raczej dobry. Młoda, energiczna, zwinna i silna wywerna. Marzenie olbrzymów, choć niekoniecznie jego i Alpharda: taką znacznie trudniej będzie pochwycić. Będą musieli dać z siebiei - dosłownie - wszystko.
Uniósł lekko brodę, rozglądając się wokół - poszukując, dokąd dalej poprowadził trop pozostawiony przez wywernę.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Scafell Pike - Page 3 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Scafell Pike [odnośnik]17.06.20 0:10
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 11
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Scafell Pike - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Scafell Pike [odnośnik]17.06.20 22:12
Chwila zawahania sprawiła, że proste zadanie – a przynajmniej z założenia prostsze od wytropienia wywerny – wyrwało się spod kontroli. Kobieta odwróciła się i spojrzała w jego stronę, a nawet gorzej, wprost na niego, z jawnym przerażeniem, jakie i jej odjęło wszelkie kolory z twarzy. Potem krzyknęła i w przejawie jakiejś desperacji wypuściła z rąk jedyny przedmiot znajdujący się w jej pobliżu, który mógł stanowić narzędzie do obrony. Sekundę później zrozumiał, dlaczego motyka mogła być odrzucona tak wielką niedbałością w podobnej sytuacji. Mugolka desperacko rzuciła się w stronę dziecka, zapewne po to, aby szybko je pochwycić i wraz z nim uciec w stronę wioski. Najbliższe domy były widoczne spod ściany lasu, oddalone jednak na tyle, aby krzyki nie zaalarmowały nikogo od razu, trzeba było pobiec z ostrzeżeniem. Alphard jednak był zagrożeniem tylko dla niej. Szczerze żałował tego, że dał jej w ogóle szansę na to, aby mogła zareagować, powinien bardziej precyzyjnie rzucić zaklęcie. Musiał naprawić ten błąd i zdobyć przynętę. Uparcie nie przyglądał się dziecku, problemem była jego matka. Zdołała wziąć chłopczyka na ręce i nie mógł pozwolić jej na więcej, gdy śmiała odwrócić się do niego plecami, aby ruszyć do biegu w przeciwną stronę. Otrząsnął się z pierwszego oszołomienia i tym razem zdecydowanie bardziej stanowczo poruszył różdżką, sięgając po bardziej drastyczny czar. Zamierzał odebrać kobiecie czucie w nogach, aby nie miała najmniejszej szansy na ucieczkę. – Locomotor Mortis – wypowiedzenie inkantacji przyszło mu z łatwością, jednak to słowo wypełnione było wolą, szczerą motywacją, nakierowane na jeden cel. Czerpanie z czarnej magii sprawiło, że poczuł się swobodniej z tym, co miał uczynić.
Jasny promień uderzył w plecy mugolki, przez co ta nagle runęła twarzą do ziemi, przykrywając swoim ciałem dziecko, które zapłakało donośnie. Wystraszona matka zawyła, przeturlała się na plecy i mocniej ścisnęła syna. Black ruszył w jej stronę, trzymając różdżkę w pogotowiu i choć z początku kobieta wołała o ratunek, zaraz przestała. Gdy zatrzymał się tuż przy niej, zaczęła ze łzami w oczach błagać, aby nie robił im krzywdy. Zrobiło mu się niedobrze i naprawdę nie był pewien, czy to przez żałosny widok, jaki reprezentowała sobą ta kobieta, czy może brzydził się siebie. Pochylił się i chwycił przynętę, choć bachor płakał przeraźliwie, szarpał się i krzyczał za matką. Ta nie chciała oddać syna, trzymała go mocno, ale nie miała szans w tej próbie sił, gdy przez sparaliżowane nogi tkwiła przy ziemi. Gdy przegrała walkę o syna, desperacko chwycił prawą nogę Alpharda, szlochając i znów błagając, aby zostawił jej syna. Rozwścieczyło go to, po prostu nie mógł znieść tej desperacji. Kopnął ją w brzuch, zmuszając do zabrania rąk, gdy zwinęła się po ciosie.
Dzieciak słał mu uderzenia, paznokciami zadrapał brodę, ale zachowania obronne nie przeszkadzały mu dalej wyć. Black zamknął jego ręce w uścisku i jedną z dłoni zacisnął na ustach, chcąc jakoś zapanować nad wrzaskiem i szamotaniną. Czuł, że na wywernę potrzebowali żywej przynęty, uważał, więc, by nie poddusić dzieciaka. Ruszył przez las tą samą drogą, którą wyruszył, po jakichś dziesięciu minutach powracając do miejsca, do którego teleportował się wraz z Tristanem. Zaczął się za nim rozglądać, wpierw wybierając kierunek, jakim podążył drugi czarodziej. Nie miał zbyt bogatego doświadczenia w tropieniu jakiegokolwiek gatunku, w dużej mierze zdawał się na zapamiętaną przez siebie mapę, na której Śmierciożerca oznaczył punkty, gdzie prawdopodobnie młoda wywerna mogła się znajdować. Tym sposobem udało mu się dotrzeć do jednego z miejsc, takie przynajmniej odniósł wrażenie.

| rzut na Locomotor Mortis (udany)
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Scafell Pike [odnośnik]18.06.20 21:54
ONMS: 11+100=111 ; ślad odnaleziony

I rzeczywiście dostrzegł; kiedy pochylił się, by przeciągnąć dłonią po gęstej trawie, odnalazł w ziemi wgniecenia po ostrych pazurach wywerny; ruszył w przód, dłońmi odnajdując kolejne ślady, wyglądało to tak, jakby wywerna wykonała na ziemi jeszcze kilka kroków i wkrótce wzbiła się w powietrze - mocniejsze, głębsze ślady musiały być momentem wybicia się. Więcej nie mógł tutaj znaleźć, ale w pobliżu znajdował się jeden z oznaczonych przez niego szczytów - szansa, że był tym właściwym, wydawała się niezwykle wysoka. Wszystko jej tutaj sprzyjało: wysokość, klimat, osłona gniazda przed wiatrem, bliskość lasu, w którym ponoć znajdowały się szepczące topole - to z nich wywerny najchętniej tworzyły pośród głazów swoje gniazda. Odległość od najbliższych ludzkich siedlisk wydawała się optymalna, nie było zbyt blisko, by wzbudzały niepokój, ani też zbyt daleko, by wywerny musiały obejść się smakiem od swoich ulubionych smakołyków - ludzkich dzieci.
A skoro też o wilku czy też Blacku przyszła mowa, dostrzegł czarodzieja kątem oka, na otwartej przestrzeni trudno się było zgubić - szczęśliwie, to właśnie rozległe otwarte tereny te olbrzymie gady lubiły najbardziej. Co najważniejsze, Alphard nie był sam - wypełnił swoje zadanie doskonale, przyprowadzając ze sobą chłopca odpowiedniego dla ich małej bestii. Upewnił się, że Black go widzi - w spokoju zostając na miejscu, wypatrując wzrokiem wspomnianego szczytu; łudząc się, że może i stąd dostrzeże fragment choćby ogona albo też skrzydeł - tak się niestety nie stało. Ale i ta sytuacja wkrótce miała ulec zmianie, potrzebowali tylko ofiary z dziecka.
- Znalazłem ją - oznajmił sprzymierzonemu czarodziejowi, gdy ten znalazł się już dość blisko, by móc go usłyszeć. - Nadjedzona padlina, resztki mięsa, w końcu pazur - wywerna żeruje w okolicy. Nie widzialem jej samej, ale podejrzewa, że okaże nam się, gdy wyczuje... smak  - Tylko kątem oka dostrzegł wpatrzone w niego w przerażeniu oczy chłopca; Alphard doskonale poradził sobie ze swoim zadaniem. Dziecko wydawało się osłabione szamotaniną, zmęczone i wystraszone - być może dość, by nie sprawiać zbędnych kłopotów.
- Przypuszczam, że założyła gniazdo na jednej z pobliskich skał, być może nawet na tej przed nami. Pozwól mu krzyczeć, wywabi ją głosem - objaśnił spokojnie, bez emocji, widocznie wcale nie wzruszony losem dziecka; sumienia wyzbył się już na służbie Czarnemu Panu.
Pozwolił Alphardowi działać, nieśpiesznie wysuwając różdżkę - trzymając ją w pogotowiu, wiedząc, że będzie musiał zareagować błyskawicznie, kiedy tylko objawi się stworzenie: a był pewien, że się objawi. I nie mylił się - wkrótce skrzydła wywerny wyłaniającej się zza skał przysłoniły słońce szerokim cieniem, wywerna była piękna: młoda, zdrowa, duża jak na swój gatunek, wywodziła się z dość pospolitej odmiany, ale osobniczo była bardzo rozwinięta, wyróżniająca się. Jej kolce sprawiały wrażenie, przebarwiały się na końcach na jaskrawy szmaragd, kościec był dobrze zbudowany, mięsień silny.  
- Conjunctivitis! - wywołał formułę zaklęcia, gdy wywerna pikowała w kierunku chłopca; bezskutecznie, zaklęcie minęło stworzenie w locie.
      
Rzut na zaklęcie tu; nieudane.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Scafell Pike - Page 3 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Scafell Pike [odnośnik]19.06.20 22:43
Po dostrzeżeniu drugiego czarodzieja zbliżył się do niego szybkim krokiem, być może zdradzając tym po sobie nerwowość, choć na bladej twarzy wciąż utrzymywała się powaga. Starał się nie myśleć o tym, że wnętrze jego dłoni, którą przykrył usta chłopca, jest już pokryta jego śliną. To, co teraz czuł, było czymś zgubnym, wyniszczającym jego rozedrganą duszę. A jednak wciąż przytrzymywał przynętę w mocnym uścisku, skupiając się na skierowanych do niego słowach. Obaj zdołali wywiązać się ze swoich zadań w pierwszej fazie misji, choć prawdziwe trudności dopiero ich czekają. Musieli oszołomić wywernę, a potem zanieść ją do olbrzymów nienaruszoną. Choć Black znajdował się tu i teraz, brał udział w tym wszystkim, to jednak wydawało mu się to jedną wielką abstrakcją, bardzo mu daleką. Gdyby tylko nie jemu przyszło ruszyć za tym przeklętym bachorem!
Rosier zdołał wytropić wywernę, a włożony przez niego wysiłek nie mógł pójść na marne. Alphard był przekonany, że kiedy puści chłopca, ten spróbuje uciec, choć tak młodemu umysłowi trudno było pojąć co się właściwie wokół dzieje. Z pewnością wiedział, że znajduje się w niebezpieczeństwie – zabrany siłą od matki – lecz nie znał jego natury. Dopiero kiełkująca w nim zdolność percepcji nie była w stanie ukazać mu szerszego obrazu zdarzeń. Czy w małej główce pojawiła się myśl dotycząca powodów stojących za całą tą sytuacją? Jedno zaledwie słowo pełne niepewności. Dlaczego?
Koniec z wątpliwościami, na los sparaliżowanej matki tak bardzo nie zważał. Odstawił chłopca na ziemię, pozwalając mu znów ruszyć o własnych siłach. Ten padł najpierw na kolana, potem jednak powstał i koślawym biegiem ruszył przed siebie, wołając donośnie za swoją mamą. Rzeczywiście jego krzyki przyciągnęły do nich wywernę. Black z pewnej odległości przyglądał się stworzeniu, gdy to biegło do swojego ulubionego smakołyka. Zaraz jednak skupił się bardziej na poczynaniach swojego towarzysza. Wiedział, że sam nie ma wystarczająco wiedzy, aby samemu próbować rzucać zaklęcie, którego użył Tristan, dlatego musiał wesprzeć go w inny sposób. Uniósł różdżkę i poruszył nią sprawnie. – Magicus Extremos.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Scafell Pike [odnośnik]19.06.20 22:43
The member 'Alphard Black' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 57
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Scafell Pike - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Scafell Pike [odnośnik]20.06.20 1:13
Rzut kością: 50 + 30 + 13 = 93; zaklęcie tym razem udane!!! (+100 z ONMS)

Chłopiec biegł, spoglądał za puszczonym przez Alpharda dzieckiem, które wnet zakrył cień stworzenia; wywerna wygięła szyję, rozwścieczona jego - niecelnym, nieudanym przecież - atakiem, zakrywając dziecko szerokim, czarnym cieniem; ryknęła, donośnie, a ryk odbił się echem od pobliskich skał. Stworzenie jednym zamachem ciężkiego ogona zwaliło chłopca z nóg, by następnie zapikować nad nim i wgryźć się w ciało, które wkrótce przestało wydawać krzyki. Tristan poczuł poddenerwowanie, wiedział, że jeśli jego atak zawiedzie po raz kolejny, bestia mogła pożreć dziecko i odlecieć, niewiele robiąc sobie z ich obecności - nie mógł do tego dopuścić, musiał ja unieszkodliwić lub sprowokować do ataku na nich, jeśli atak się nie powiedzie. Obejrzał się przez ramię na Alpharda, słysząc wypowiedzianą przez niego inkantację - wkrótce poczuł wzmocnienie jego magią, przepływało przez jego krew, ciało, aż do rdzenia różdżki; czuł to wyraźnie, tak dziwne uczucie.
- Conjunctivitis! - wywołał inkantację po raz drugi, tym razem bacząc, by nadgarstek się nie zachwiał, a promień - by został wymierzony precyzyjnie. Wiedział, że to właśnie dzięki pomocy Alpharda ponowiona inkantacja uderzyła w stworzenie z pełnią swojej mocy, powalając ją z łoskotem nad ciałem dziecka. Wszystko wskazywało na to, że Wywerna stała się wystarczająco unieszkodliwiona, by nie sprawiać problemów, których nie potrzebowali - przynajmniej przez jakiś czas. Wykonał gest w kierunku Alpharda, powstrzymujący go przed ruchem, samemu podchodząc do stworzenia jako pierwszy - chciał się upewnić, że bestia została unieszkodliwiona. Wpierw poczynił kilka kroków, trzymając w ręku różdżkę i trzymając bezpieczny dystans; wobec braku reakcji podszedł bliżej, ostatecznie wyciągając dłoń do jej pyska. Wydawała się osłabiona, kiedy tylko się przebudzi - stanie się zdezorientowana i agresywna. Lepiej, żeby stało się to wśród olbrzymów. Skinął w końcu na swojego towarzysza, dając sygnał Blackowi, że nic im tu nie groziło.
- Musimy już tylko zabrać zabrać ją na miejsce. Dasz radę nam w tym pomóc? - zapytał, samemu nachylając się nad nadgryzionymi zwłokami dziecka; nie lubił robić za cmentarną hienę, ale tym razem było to niezbędne. Wysunął ze spodni dziecka skórzany pasek, ostrożnie zarzucając luźną pętlę na pysk bestii, wokół dolnej i górnej paszczy, gdy pociągnął w tył, pętla zacisnęła się wokół nozdrzy i bez wątpienia pogłębi swój ucisk z każdym niekontrolowanym ruchem stworzenia. Ten chwyt działał na młode smoki, więc czemu nie miałby na wywernę. - Nie mamy za wiele czasu, nim dojdzie do siebie - przestrzegł, jego zaklęcie mogłoby być lepsze, silniejsze, ale nie było i musieli sobie poradzić z tym, co potrafili zrobić we dwoje. Alphard znał magię przemian lepiej od niego, a tylko ta mogła im teraz pomóc. Nie puszczając skórzanego pasa przygładził łuski stworzenia, przyglądając się ich fakturze; nie byłby sobie, gdyby nie poświęcił ni chwili na kontemplację jej piękna. Chętnie zabrałby ją dla siebie. Ale nie tym razem - należało ją zwrócić olbrzymom. Zmarnuje się tutaj - miał nadzieję, że otrzymają za to wymierne korzyści - i co najmniej obietnicę współpracy dzikiego plemienia.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Scafell Pike - Page 3 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Scafell Pike [odnośnik]20.06.20 15:10
Stał nieruchomo i tylko patrzył na dziecko, które uciekało od jednego zagrożenia prosto w stronę drugiego, jeszcze bardziej złowrogiego, lecz nie było tego świadome. Zachowywał się jak obserwator, ktoś niezaangażowany w bieg wydarzeń, choć sam doprowadził do rozgrywającej się na jego oczach sceny. Wywerna pozostała w ruchu i choć wyczuła wymierzony w nią atak, konsekwentnie zmierzała w stronę przygotowanej przez nich przynęty. Rozbudzoną wściekłość skierowała w stronę ofiary – ostre zębiska wbiła w niewielkie ciało i wówczas dziecięce krzyki wreszcie ustały. Koniec niezwykle bolesny i przerażający, ale przynajmniej szybki, tą myślą chciał jakoś powstrzymać destrukcyjne uczucie przed rozlaniem się po całej duszy. Pochłonięta swoim posiłkiem gadzina, podekscytowana smakiem ludzkiego mięsa, zdawała się całkiem zapomnieć o obecności czarodziejów. Śmierciożerca wykorzystał tę szansę i wyprowadził silne zaklęcie, a ugodzona nim bestia osunęła się nieprzytomnie. Tristan gestem jasno mu zakomunikował, żeby się nie zbliżał, lecz w innym przypadku również nie byłby zdolny do zrobienia kroku od razu.
Z szoku wyrwał go głos Rosiera. Pierwszych wypowiedzianych przez niego słów nie rozpoznał, jakby płynęły gdzieś z oddali, lecz skierowane do niego pytanie udało mu się już zrozumieć. – Dam – odpowiedział krótko, rozważając użycie na stworzeniu dość prostego zaklęcia, z pomocą którego chciał je przenieść w stronę jaskiń. Ostrożnie zbliżył się, aby spojrzeć na to, co uczynił. Widoczne na ostrych kłach resztki mięsa i krwi uczyniły jego winę jeszcze większą. Ale przecież doprowadził do zguby przynętę. To był tylko nieważny wabik, choć istotny dla powodzenia ich misji. Wymierzył różdżkę w masywne zwierzę, uparcie nie spoglądając w stronę tego, co pozostało po przynęcie. – Wingardium Leviosa – najmniej skomplikowane rozwiązanie okazało się najlepsze, ruchem różdżki zdołał unieść wywernę, aby zawisła pół metra nad ziemią. Spojrzał jeszcze na Tristana i zaraz ruszył w stronę najwyższego szczytu, gdzie musieli znaleźć wejście do sieci jaskiń i odnaleźć tam olbrzymy. Do celu zmierzał bez pośpiechu, cały czas uważając na to, aby utrzymać uśpioną gadzinę na tej samej wysokości. Przemieszczanie się wraz z nią nie było wielce trudne, ale Alphard co chwila upewniał się, czy aby na pewno nic nie zdołało jej rozbudzić na nowo. Na całe szczęście nie mieli do przejścia wielkiego dystansu, a góra nie była zbyt wielka, jej zbocza pozostawały dość łagodne. I nie musieli się po nich błąkać, w ministerialnych aktach znalazł dokładne położenie przejścia, choć tylko jednego z kilku. To Tristan miał przy sobie mapę, jednak Alphard wciąż miał w pamięci oznaczone na niej punkty. Ale obrał dobry kierunek, skoro nie został skorygowany przez drugiego czarodzieja.
Dotarli do przejścia w górze, którego szukali. Korytarz był na tyle wysoki i szeroki, aby mogli wejść do środka wraz z wciąż unoszoną w powietrzu wywerną. Nie musieli tego czynić, bo ze środka wyłonił się olbrzym, który na widok spacyfikowanego stworzenia otworzył bezmyślnie usta i ryknął.
Tongrog! – Black wykrzyknął imię gurga, lewą dłoń zaciśniętą w pięść bijąc się w pierś, gdy w prawej wciąż trzymał różdżkę. Nie był pewien czy powinni udać się do przywódcy, czy może spróbować wezwać go tutaj. Dyplomaci uwielbiali, kiedy ktoś fatygował się właśnie do nich. – Niesiemy wielkie szczęście! – dodał jeszcze, chcąc dotrzeć do wielkiej istoty prostymi słowami. Olbrzym jednak sam wykonał uderzenie prawą pięścią, raczej udzielając w ten sposób odpowiedzi. Potem odwrócił się do nich plecami i wszedł do środka. – Chodźmy za nim – rzucił w stronę swojego towarzysza, w dużej mierze zdając się na to, co podpowiadał mu instynkt.

| rzut na Wingardium Leviosa (udany)
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Scafell Pike [odnośnik]20.06.20 22:52
Zaklęcie Alpharda poderwało stworzenie w górę; Tristan nie wypuścił z ręki skórzanego pasa, którą trzymał ją na improwizowanej smyczy - jej pysk wciąż zaciśnięty był skórą, choć zaklęcie utrzymywało ją nieprzytomną, a zaklęcie przenoszące ograniczało nieco jej zakres ruchu, Tristan nie tracił czujności - bacznie obserwował jej ewentualne ruchy, oznaki przebudzenia, przytomności, wypatrywał oczu, władnych ruchów skrzydeł, uniesionych powiek lub wygiętych pazurów - nic takiego jednak nie wydarzyło się aż do końca ich drogi - przed jaskiniami, które kryły tajemnice olbrzymów.
Wydawało mu się, że czuł ze środka okropny odór - żyły jak zwierzęta. Nic w tym dziwnego, zwierzętami były, co właściwie okazały ledwie moment później. Lewą ręką wciąż trzymał skórzany pas obwiązany wokół pyska wywerny, lecz prawą trzymał w kieszeni szaty, w której delikatnie obracał różdżkę. Nie sądził, by którakolwiek z tych istot dostrzegła subtelny gest - miał ja za zbyt głupie.
Uniósł lekko brew, spoglądając spode łba na Blacka, gdy wykrzyknął - co? - imię chyba, wspominał o nim wcześniej. Miał nadzieję, że imię, nie pozdrowienia w ichniejszym języku; oby te stworzenia potrafiły wspólną mowę. Zdawało mu się, że dostrzegł coś - iskrę może, błysk? - w oku olbrzyma, gdy dostrzegł, co nieśli: lewitującą wywernę wszak trudno było przeoczyć; Tristan niespokojnie obrzucił spojrzeniem jej czaszkę, poszukując oznak przebudzenia - szczęśliwie wciąż ich nie dostrzegając; po chwili przeniósł wzrok na Blacka, szukając sygnału u niego - nie będąc pewnym, kiedy właściwie stworzenie powinno zostać przebudzone. Alphard jednak pozostał skupiony na protokole prymitywnego plemienia - co znaczyć musiało, że czas jeszcze nie nadszedł.
W jego gardle zatańczyły głoski, chcące pogonić tępaka, który wyszedł im naprzeciw, jednak na szczęście dla obojga, a przede wszystkim dla celu tejże misji, olbrzym zareagował szybciej. Zwrócił się do Alpharda przedziwnym pozdrowieniem, podobnież jak on czyniąc ten cudaczny gest. Z pewną dozą rezygnacji również Tristan uniósł prawą rękę, niechętnie wypuszczając z uścisku różdżkę, naśladując gest Alpharda - choć z niemrawym entuzjazmem, spojrzenie stworzenia i tak skupione było na jego towarzyszu.
- Uprzedź mnie, kiedy będzie się miała przebudzić - przebąknął ukradkiem do Alpharda, gdy razem ruszyli za przewodnikiem wgłąb labiryntu jaskiń. Potrzebowali jej silnej i pełnej życia - choć zbierała się w nim jedynie śmieszność na myśl, iż próbowali właśnie zdobyć aprobatę władcy olbrzymów.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Scafell Pike - Page 3 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Scafell Pike [odnośnik]21.06.20 12:48
Obawiał się, że gesty, o których odnalazł wzmianki w księgach, mogą okazać się niewłaściwe, lecz jego wątpliwości szybko zostały rozwiane. Jakoś zdołał się porozumieć z jednym z przedstawicieli rosłego gatunku, zatem istniała szansa, iż zdoła dotrzeć do wodza plemienia. Na pewno nie zostaną z Rosierem zignorowani, poprzez pochwycenie wywerny udowodnili wszak odwagę i potęgę. Intuicja podpowiadała mu, że tylko z tego powodu nie zostali zaatakowani przez strażnika tuż przed wejściem, a nawet w jakiś sposób zapowiedzieli swoje przybycie – bez wyprzedzenia, ale jednak był to z ich strony gest dobrej woli. Choć na jego oczach dawali ewidentny pokaz magii, lewitując uśpione stworzenie, osobnik musiał być na tyle rozsądny, aby wiedzieć, że na razie czary nie są kierowane w jego stronę. Symbol dobrobytu i zdrowia nie był też w żaden sposób naruszony, żadna rana nie zdobiła gadziego cielska.
Ciemne spojrzenie przeniosło się na drugiego czarodzieja. Skinieniem głowy dał znać, że dokładnie zrozumiał polecenie, choć sam nie był pewien, która chwila będzie najbardziej odpowiednia. Nie o to im też chodziło, aby niesiony podarek rzucił się na członków plemienia i to jeszcze w mocno ograniczonej przestrzeni. Czy skórzany pas mógł mimo wszystko powstrzymać tak silnie zbudowane szczęki? Nim Alphard zdecydował się ruszyć za olbrzymem, spróbował oszacować czy uda im się bez większych problemów przejść z uniesioną w powietrzu wywerną. Samo przejście było na tyle wysokie i szerokie, aby nie musieć się tym martwić, ale jak będzie później? Może to było niepotrzebne zmartwienia, wszak tymi korytarzami chodziły olbrzymy osiągające nawet osiem metrów wzrostu
Po wejściu do środka mimowolnie się skrzywił, zaraz też zmrużył oczy w próbie przyzwyczajenia zarówno do smrodu, jak i półmroku. Z pomocą przewodnika przeszli przez labirynt kamiennych korytarzy prowadzących do wnętrzach góry, gdzieniegdzie oświetlonych z pomocą pochodni i oznaczonych jakimiś znakami, ewidentnie wymalowanymi wielkimi i grubymi palcami, być może nawet krwią, ale trudniej było to dostrzec. Na więcej jasności napotkali pod koniec drogi, kiedy pierwszy napotkany przez nich olbrzym coraz częściej wydawał z siebie głośne chrząknięcia, jakby zawiadamiał innych o obecności obcych. Trafili do ogromnej jamy, utrzymywanej przez grube stalagnaty, które niewiele miały wspólnego z ozdobnymi kolumnami, do jakich przyzwyczajone było lordowskie oko. Rozsiane były w większym stopniu po bokach, w mniejszym zaś pośrodku jamy. Wielka jaskiniowa kolumna wytrwała jedna w samym centrum, wokół niej były ułożone ogromne paleniska. Tutaj jednak z wysoka, jakby przez szczeliny w wysokim sklepieniu, wpadało również światło słoneczne. W środku była zgromadzona kilkuosobowa grupa, przynajmniej Alphard naliczył się ośmiu osobników. Raczej nie było to całe plemię. Jeden spośród wszystkich wydawał się najważniejszy, gdy siedział na posłaniu pokrytym wieloma warstwami skóry, które po bokach zostały ozdobione kośćmi. Na jego szyi gościł naszyjnik stworzony ze zwierzęcych czaszek, Black nie był w stanie rozpoznać jakich dokładnie. Ale jego wzrok dostrzegł również blizny zdobiące jego skórę, ponoć grubą, ale nie na tyle, aby sam sobie nie mógł zadać ran. Czyli dawne przekazy mogły być prawdziwe, to plemię samo zdecydowało się zdobić ciała nacięciami.
Tongrogu! – złożył powitanie wodzowi, ponownie wypowiadając jego imię w ramach powitania i znów uderzył się pięścią w pierś. Tym razem nie spotkał się z odpowiedzią, a nawet zauważył, że wszystkie olbrzymy wyposażyły się w coś na kształt maczug i włóczni. – Chcemy wręczyć Ci podarek – odjętą od torsu dłonią wskazał na wywernę, którą ruchem różdżki bardzo ostrożnie ściągnął na dół, kładąc na kamiennym podłożu. Nie wywołał tym u nikogo agresji, choć znów od ścian groty odbijały się chrząknięcia, które dopiero po chwili zostały uciszone ryknięciem wodza, co zerwał się na równe nogi i zrobił dwa kroki ku czarodziejom, aby przyjrzeć się bliżej ich zdobyczy. – Oddajemy wam wasze szczęście i zdrowie – zapewnił spokojnie, ostrożnie chowając różdżkę do kieszeni płaszcza, a w zamian wyciągnął inny przedmiot. Ostrze noża błysnęło w jego dłoni i nie była to żadna broń przeciwko olbrzymom.
Czemu? – wyrzucił z siebie gurg, pełen podejrzliwości, potrafiąc wydukać z siebie jakieś angielskie słowo. Tylko jak je poznał? Nie był to dobry moment, aby tego dociekać, nie była to też postawa do tego, aby zakładać, że ten dobrze zna angielski, choć musiał zrozumieć kierowane do niego słowa.
Na znak przyjaźni – Black podwinął rękaw płaszcza wraz z rękawem szaty i przyłożył ostrze do przedramienia. Zastanawiał się, czy pozwoli się mu w ogóle podejść do zwyczaju, jakie stosowały między sobą olbrzymy. Z boku usłyszał jakieś słowa, których nie zrozumiał, a wódz znów ryknął, uniósł obie ręce, uderzyły nimi po bokach i przemówił do pobratymców. Stojący najbliżej podał mu naostrzony głaz, a Tongrog rzucił na niego spojrzeniem, jakby się jeszcze zastanawiał czy może jednak powinien nim rzucić w ich stronę. Cholera wie, co mógł sobie myśleć wódz.
Wasze dobro za nasze dobro – dodał jeszcze Black, jasno oznajmiając, że zawierają transakcję. Olbrzym jednak skinął głową i dwa olbrzymy zbliżyły się do wywerny, jakby nie miały pojęcia, z jak niebezpiecznym stworzeniem mają do czynienia. – Możesz ją przebudzić – zwrócił się do czarodzieja, bo właśnie teraz potrzebowali, aby istota się poruszyła. W tej samej chwili przesunął ostrzem po swojej ręce, zagryzając mocno dolną wargę, aby nie wydawać z siebie bolesnego jęku. Choć podczas starć musiał być gotowy na zaznanie bólu, to jednak nie mógł pojąć, jak można lubić go sobie zadawać. Wódz zaśmiał się chropowato i również przyłożył kamienne ostrze do swojej skóry, potem mocno docisnął i naciął ją z ogromną siłą, mimo to i tak tworząc płytką ranę. A więc nie wszystkie olbrzymy miały blizny, ponieważ nie wszystkie zdolne były naciąć własną grubą skórę. Tak przynajmniej wywnioskował Alphard, choć po spotkaniu Rycerzy zdobył zaledwie podstawowe informacje o tym gatunku, a potem trochę więcej odnośnie zwyczajów tego plemienia.

| rzut na wyrażenie szacunku olbrzymom, biegłość historia magii (III)
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Scafell Pike
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach