Wydarzenia


Ekipa forum
Komnaty Melisande
AutorWiadomość
Komnaty Melisande [odnośnik]23.07.17 20:50

Komnaty Melisande

Pomieszczenie wystrojem wpisuje się w tonacje którymi odznacza się dworek - jasne tonacje, kremowe barwy. Pokój wyposażony jest w duże łoże, będące w stanie pomieścić więcej, niż jedną osobę, na przeciw niego mieści się kominek w którym trzaska ogień w zimowe wieczory, obok łóżka ustawiona jest toaletka w kremowych barwach ze złotymi zdobieniami. Kremowe, powiewne firany bronią wejścia na balkon, na który Melisane lubi wyjść, by poczuć chłód dnia na policzkach o poranku. Niedaleko dalej znajduje się mały stolik, obok którego miejsce swoje zajmują dwa fotele. Po drugiej stronie pokoju stoi parawan, zaraz obok niego znajduje się wejście do garderoby. Na posadzce dostrzec można futra z białych lisów.   
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Melisande Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Komnaty Melisande [odnośnik]03.08.17 17:54
13 kwietnia
Trzynastego w piątek nic dobrego zdarzyć się nie może - mawiał zawsze jeden z badaczy w rezerwacie. I jak na ironię przystało, zginął właśnie 13 w piątek, gdy wybrał się na mecz Jastrzębi i niefortunnie oberwał tłuczkiem w głowę. Chodziło powszechne przekonanie, że 13 , zwłaszcza a piątek nie był datą szczęśliwą – Melisande nie dawała jednak wiary przesądom. Miała w co wierzyć i były to rzeczy o zdecydowanie większym sensie niż twierdzenie wydobyte z otchłani absurdu, bowiem dzień ten nie różnił się wiele od innych. Jak zwykle spędziła go w rezerwacie tym razem poświęcając uwagę kłom smoków i badając ich wytrzymałość. Doprawdy frapujące i wciągające, tak mocno, że zdołała oderwać się od zadania dopiero późnym popołudniem, gdy rezerwat opustoszał już całkowicie a ona opuszczała go jako jedna z ostatnich osób. Tylko stary MacDannor – pomocnik w dziale administracyjnym został po godzinach zajmując się inwentaryzacją asortymentu, psioczył pod nosem na piątek trzynastego, przez który – rzekomo – wszystko mu ginęło. Melisande nadal powątpiewała w ponurą moc tej daty zakładając, że mężczyna zaczyna powoli dopadać starcza demencja.
Westchnęła lekko, będzie musiała porozmawiać z Tristanem by zatrudnić kogoś na jego miejsce. Tylko nie gwałtownie, stary MacDannor pracował w rezerwacie od lat, nie chciała pozbawiać go z pracy z dnia na dzień, lepiej było dokonać łagodnej, bezbolesnej zamiany.
Przeszła teren rezerwatu kierując się do bramy wyjściowej niebieskimi tęczówkami lustrując znany krajobraz. Lubiła przemierzać tą drogę, choć zawsze wywoływała w niej ona tęsknotę. Już za bramą teleportowała się wprost do posiadłości by i tam najpierw wykonać krótki spacer po ogrodzie, odwiedzić krzew najczerwieńszych róż, a później w końcu – z poczuciem spełnionego obowiązku i dobrego dnia udać się do swoich komnat.
Rozejrzała się po nich spokojnie, jakby zwiedzając je po raz pierwszy, choć przecież mieszkała w nich od zawsze. Nie mogła poradzić nic na to, że niezależnie od tego, jak mocno się starała w sercu tkwił cierń. Pił boleśnie i Melisande nie potrafiła przywyknąć do tego rodzaju bólu. Z dnia na dzień nie zdawał on się ani słabszy, ani odrobinę bardziej znośniejszy. Czasem zastanawiała się, czy kiedykolwiek uda się jej do niego przywyknąć. Zasiadła, powoli smukłymi palcami wyciągając z włosów ozdoby i spinki podtrzymujące fryzurę. Niesforne, lekko napuszone od wilgoci włosy opadły na ramiona. Sięgnęła po szczotkę i wpatrując się we własną twarz spokojnie zaczęła je rozczesywać.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Komnaty Melisande [odnośnik]01.09.17 12:38
Trzynaście dni zostało do odsieczy, po której zmieni się dosłownie wszystko. Trzynasty kwietnia ma być dniem pełnym zawirowań, ale czy na pewno? Piątek to początek weekendu i chyba to właśnie o tym myślę od rana. I dlatego pomyliłam oceny kilkoro uczniów, w złym miejscu zasadziłam asfodelusa, aż wreszcie prawie ogłuchłam przez młodą mandragorę, bo zapomniałam użyć nauszników. Dzień nie zapowiada się więc fantastycznie, ale na szczęście dobiega końca. Jest przyjemny wieczór kiedy siedzę sama w swoim mieszkaniu. Po standardowej opiece nad istniejącymi tam roślinkami przychodzi czas zadumy, refleksji nad własnym życiem. W celu uciszenia bezsensownych myśli sięgam po książkę, ale żadna nie jest w stanie zatrzymać mnie na dłużej w zainteresowaniu. Moje myśli biegną od jednego tematu do drugiego, skutecznie uniemożliwiając mi koncentrację na danym zagadnieniu. Wreszcie tknięta jakimś niecodziennym impulsem ubieram wierzchnią szatę i wychodzę na zewnątrz.
Jest ciemno - mrok Hogsmeade starają się rozświetlić niewielkie latarnie wzdłuż uliczek, ale to nie wystarczy. Chowam ręce do kieszeni, chodząc trochę bez sensu po opustoszałym miasteczku. Większość czarodziejów pewnie już śpi. Albo spędza czas z rodziną. Uśmiecham się smętnie na tę myśl; wspomnienia, marzenia oraz refleksje pochłaniają mnie do tego stopnia, że nie zauważam przeszkody na chodniku - stopa zahacza o wystające coś, a ja ląduję z impetem na ziemi.
Nie takiej zwykłej ziemi.
Nie przypomina ona bowiem żadnego betonu, a jest dziwnie… miękka? Wybałuszam szeroko oczy widząc przed twarzą białe futro. Szybko podnoszę się do pozycji pionowej będąc przekonana, że właśnie swoim cielskiem zgniotłam biedne stworzenie. Z mojego gardła wydobywa się donośny krzyk. Cofam się trochę jak w amoku, aż plecami docieram do czegoś twardego - to chyba jakaś szafka, na której stała waza. Pewnie mająca z tysiąc lat. Nie posiadam oczu z tyłu głowy, a kiedy już się obracam, przedmiot leży na ziemi roztrzaskany w drobny mak. Na gacie Merlina, gdzie ja jestem?! Przecież to nie Hogsmeade! To… jakiś cholerny pałac.
Zarówno przerażona jak i oniemiała oglądam wnętrze komnaty, a moje usta prawdopodobnie są nieelegancko rozdziawione ze zdziwienia. Chwilę mija nim dostrzegam wpatrującą się we mnie kobietę, możliwe, że równie zdziwioną co ja.
- Dobry wieczór - rzucam jakże kulturalnie. - Zaraz posklejam, będzie jak nowe. Będzie pani zadowolona! - dodaję trochę nerwowo, śmieję się też jak upośledzony tępak kiedy tak kucam i próbuję odłamki za pomocą mocy własnych rąk skleić w jedno. Jakbym zapomniała o różdżce w szacie. - Ładny mamy zmierzch, prawda? Tak w ogóle to eee, jestem Pomona! A pani? Niech pani mnie źle nie zrozumie, ja tu tak przypadkiem… - Zaczynam się tłumaczyć, odwracając głowę to na nią, to na nieszczęsną wazę.



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout
Re: Komnaty Melisande [odnośnik]26.09.17 19:42
Melisande nadal nie potrafiła zrozumieć, dlaczego nadal, dzień za dniem, zmienia się w noc, dzień za dniem i mija miesiąc, a potem rok i kolejny. Była wrzucona w czas, niby bezwładnie, pozostawiona bez instrukcji w jaki sposób powinna się zachowywać, jak działać. Rozum, należący do rozsądku próbował tłumaczyć logicznymi wnioskami trwanie świata. Jednak serce, cóż, ono nadal nie potrafiło się pogodzić, solennie odmawiając zrozumienia tego, co przecież nie było niczym zbyt mocno skomplikowanym.
Więc zatapiała się w pracy, bo tylko ona pozwalała jej odciąć się od myśli, nie wracać do wspomnień, które choć piękne - były jednocześnie bolesne. W rezerwacie liczyły się jedynie wnioski, tezy, przetrząsanie faktów i sprawdzanie ich wiarygodności - zaprzątanie sobie nimi głowy było zdecydowanie łatwiejsze. Uciekała jak tchórz od uczuć, bowiem tylko one mogła zaburzyć jej zdolność logicznego myślenia. Nie od wszystkich, od tych konkretnych.
Dopiero wieczorem, gdy siadała przed lustrem spoglądając na twarz, za każdym razem przez jej głowę przebiegały słowa wypowiadane przez innych, porównujące ją z siostrą, twierdzące, że różniło ich nie wiele. A przecież Melisane wiedziała, że różniły się całkiem.
Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk tłuczonej ceramaki, pochłonięta własnymi myślami nawet nie zauważyła obecności intruza wcześniej. Wszak, nie spodziewała się, że ktoś nieproszony może zjawić się w jej prywatnym małym światku. Odwróciła się, podnosząc i ściskając różdżkę, którą zgarnęła z toaletki. Brązowowłosa kobieta zdawała się nie posiadać umiejętności zachowania pionu bez inwazji w swoje otoczenia - przynajmniej w oczach lady Rosier.
- Lady. - poprawiła ją spokojnie, mierząc różdżką w jej klatkę piersiową. Z każdym słowem wypowiadanym przez nieznaną jej kobietę jedna z jej brwi unosiła się coraz mocniej ku górze, jakby nie będąc w stanie uwierzyć w wypowiadane przez nią słowa, których irracjonalność zdawała się nie mieścić w jej pojmowaniu, więc stała, podskórnie zastanawiając się, czy nie jest to jedynie dobra gra aktorska. Wiedziała, że mogła zostać celem, celem nie ze względu na swoje własne działania. Ale celem, by dotrzeć, czy nawet zostawić przekaz dla jej brata. Była zdecydowanie mniej biegła w zaklęciach niż on, a on sam miał z pewnością więcej wrogów, niż ci o których wiedziała. Pozostawała więc czujna, próbując przejrzeć przez stojąca na przeciw niej kobietę. - Nie wierzę w przypadki. - stwierdziła w końcu spokojnie. Nadal nie opuszczając różdżki. - Co tutaj robisz? - zażądała odpowiedzi całą sobą, podstawą w której aż jaśniała przynależność do rodu, nazwiska, które dzielnie dźwigała od lat na ramionach.
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Komnaty Melisande [odnośnik]09.10.17 10:23
Też się nie spodziewałam wylądować u kogoś w domu przez zwykłe potknięcie się na chodniku - a jednak. Co prawda z początku wydaje mi się, że to jakieś muzeum - wielkie, piękne, pełne znakomitych rzeźb, waz oraz obrazów, jednakże czesząca się przy toaletce kobieta rozwiewa moje przypuszczenia. Do tego łóżko oraz porozwieszane, skądinąd piękne suknie; to wszystko sprawiało wrażenie prywatnych komnat. Tylko kto żyje tak bogato? No, dobrze, byłam u Prewettów, ale chyba nawet oni nie posiadają aż tak wystawnych pomieszczeń jak ta tutaj sypialnia, jak mniemam. Zapiera mi dech w piersiach, ale jednocześnie denerwuję się jeszcze bardziej. Ręce mi drżą kiedy podnoszę raz za razem kolejne kawałki wazy, które próbuję do siebie dopasować. Och, jak na złość żaden z fragmentów nie chce ze mną współpracować. A kiedy unoszę wzrok oraz podbródek, widzę wycelowaną we mnie różdżkę. Zaczynam trochę panikować - czyżby kobieta nie lubiła niezapowiedzianych wizyt nieznajomych w swoim pokoju, późnym wieczorem?
Dziwna jakaś.
Uśmiecham się więc przepraszająco, układając dłonie na znak, że nie mam żadnej broni i nie zamierzam nikogo krzywdzić. Mam nadzieję, że z drugiej strony czeka mnie to samo. Och. Wcale nie jestem taka pewna, kobieta nie wygląda wcale na zadowoloną lub wystraszoną. Co robić, co robić? Helgo, pomóż mi.
- A więc lady? Wspaniały pokój, naprawdę olśniewający. Sama urządzałaś to miejsce? Jeśli nie, to koniecznie poproszę o namiary na projektanta wnętrz, naprawdę odwalił kawał dobrej roboty - rzucam trochę bez zastanowienia. Spokojnie wstaję, nadal układając ręce w geście poddania się. Naprawdę nie wiem kiedy byłoby mnie stać na podobne luksusy - albo jestem wręcz prawie pewna, że nigdy. To zresztą przesada, lepiej urządzić mieszkanie skromniej, a resztę pieniędzy oddać potrzebującym. To dużo szlachetniejsze.
- To taka zabawna sprawa… - zaczynam nie będąc pewną, czy kobieta w ogóle w to uwierzy. Ja ledwie w to wierzę, chociaż brałam w tym udział. - Idę sobie na spacer w Hogsmeade, myślę o różnych tam rzeczach, które dla tej opowieści są zupełnie nieistotne, no i tak sobie myślę i idę jednocześnie, a tu nagle bach! Przewracam się. A kiedy już wstaję, to nie jestem w Hosmeade, a dokładnie tu. Właśnie, gdzie ja w ogóle jestem? - streszczam jakże emocjonującą relację na temat mojego bujnego życia. Jeszcze raz się rozglądam, szukając jakiś wskazówek, które mogłyby mnie naprowadzić na trop. Niestety nic takiego nie widzę. Pewnie powinnam znać się na tej całej szlacheckiej symbolice, ale się nie znam, co zrobić. Tak jak arystokraci nie znają herbu Sproutów, co jest naturalnie okropnie dziwne. - Um, a w ogóle to jestem potwornie głodna. Spacery na świeżym powietrzu wzmagają apetyt. Co dziś macie w menu? - Jestem samobójczynią.



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout
Re: Komnaty Melisande [odnośnik]03.11.17 16:38
Tristan był potężnym człowiekiem, wiedziała że tak – budził postrach i szacunek, ale miał też swoich wrogów, których zrodziła mu zazdrość. Ludzie zazdrośli mu – im – tego, co posiadali zrzucając to na karb urodzenia, nie dostrzegając, że każdy jeden szczebel, który pokonał na drabinie życia kosztował go sporo pracy. Potrafił o siebie zadbać, dbał też o nie, a jednak to właśnie róże były łatwiejszym celem, który był w stanie zranić go boleśnie.
Dlatego była ostrożna, nikt tak po prostu nie zjawia się w czyichś mieszkaniach. Nic więc dziwnego, że kobieta która teraz znajdowała się w posiadłości Rosierów automatycznie stała się podejrzaną, a Melisande stała się bardziej ostrożniejsza, różdżkę kierując w jej stronę. I nie miało znaczenia, że pozornie zdawała się lekko nieogarniętą. Ale właśnie, pozory potrafiły mylić.
Więc stała, z brwią uniesioną ku górze obserwując jak kobieta podnosi i próbuje złożyć w całość kawałki wazy. Marnie, bez lepszego skutku, nie była w stanie jej naprawić i obie były tego świadome. A jednak nie zaprzestawała swoich działań, co sprawiało, że Melisande nawet w jakiś sposób podziwiała jej ośli, może nawet głupi upór. Przypominała jej trochę Fantine, która gdy raz powzięła już jakąś myśl czy zadania, uparcie je ralizowała. Nie, nie opuściła jednak różdżki – nie była głupia. Zmarszczyła nos, gdy słowa poleciały z ust obserwując uważnie kobietę. Namiary na projektanta? Nie wyglądała na taką, którą byłoby stać na choćby jedną z rzeczy, które miała w pokoju. Sama waza, która właśnie próbowała złożyć w całości najpewniej była równowartością jej rocznej wypłaty. Nie skomentowała więc tego, patrząc na nią jedynie stalowym błękitem. Czasem ponoć przerażającym, zatrważającym, podobnym do Tristana, jednak zdecydowanie łagodniejszym, jeszcze nie tak sprawnym i silnym.
- Dover, Chateau Rose – odpowiedziała jej płynnie, z lekkim nienachalnym, jednak poprawnym akcentem francuskim. Była niemal pewna, że same te trzy słowa powinny dla każdego czarodzieja jasno sygnalizować, gdzie się znajduję. Wszak Chateu Rose nie mogło kojarzyć się komuś innemu z czymś innym, prawda?
- To żart, prawda? - zapytała spokojnie, choć stalowa nuta drgająca w głosie jasno świadczyła o tym, że traci cierpliwość. - Dalsza część tej nieśmiesznej farsy, do której ktoś panią najął? - w odbyt poleciały wszystkie wnioski, czy cokolwiek innego. Sytuacja była tak absurdalna, że logiczny umysł Melisande nie był w stanie rozebrać jej na czynności i sprawdzić.
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Komnaty Melisande [odnośnik]12.11.17 21:37
Nie domyślam się, że to posiadłość Rosierów - jestem na bakier z wiedzą o arystokratycznych rodach. Nie jest mi ona zresztą do niczego potrzebna. Jeszcze nie wiem, że to wylęgarnia morderców uczestniczących w zgromadzeniach trzeciej siły, może to i dobrze. Z pewnością wtedy byłabym dużo bardziej przerażona niż teraz. Na chwilę obecną odczuwam raczej zażenowanie oraz niepewność związaną z zamiarami stojącej przede mną kobiety. Nie dziwię się jej nieufności, raczej nieczęsto obcy ludzie pojawiają się w cudzych sypialniach - równie niespodziewanie co grom z jasnego nieba. Jednocześnie mam w duchu nadzieję, że nie potraktuje mnie jak robaka, którego rozdepcze wyjątkowo celnym jak i okrutnym zaklęciem. Cała ta sytuacja zaczyna mnie przerastać. Waza nie chce się skleić samą siłą woli, brunetka wciąż mi nie wierzy, a w dodatku nie chce mnie poczęstować niczym do jedzenia. Co za patowa sytuacja! Aż mi smutno, co skrzętnie usiłuję ukryć pod maską uprzejmego, wręcz ciepłego uśmiechu gotowego naturalnie stopić każde lodowate serce. Mhm, na pewno.
Wpatruję się w kobietę nie odejmując sobie tego wesoło-przyjaznego wyrazu twarzy, czekam na odpowiedzi. Głucha cisza mająca służyć za odpowiedź nie zwiastuje niczego dobrego. Nerwowo skubię palce mając wrażenie, że chyba różdżka będzie mi niezbędna. Jednak pozwalanie sobie na gwałtowne ruchy zakrawa raczej na śmierć samobójczą niż bohaterskie podjęcie rzuconej rękawicy. Mrugam intensywnie udając, że wcale nie osuwa mi się grunt pod nogami. To na pewno rozsądna, dobra czarownica. Nie zrobi mi krzywdy - nie ma ku temu powodu, prawda?
Och.
- Dover? - pytam szczerze zdziwiona. - Ze Szkocji przeniosło mnie aż do Anglii… - mruczę do siebie pod nosem, nie potrafiąc wyjść z bezkresnego niedowierzania. Kto mnie przeniósł? Co? Niewidzialny świstoklik? Dlaczego? W mojej głowie zjawia się cała lawina niezbyt pozytywnych myśli układających się w gęsty chaos, zaś żadne pytanie nie doczekuje się należytej mu odpowiedzi. Jestem całkowicie zgubiona.
Z rozmyślań wyrywa mnie głos mieszkanki tego jakże dostojnego przybytku. Pytania, które wibrują w tym momencie w powietrzu, wydają mi się równie dziwne co absurdalne. Unoszę wysoko brwi milknąc zdumiona. Czyli nie będzie poczęstunku? Niepowetowana szkoda.
- Nie, naprawdę jestem głodna - odpowiadam w pierwszym odruchu, dopiero po paru sekundach orientując się, że kobiecie nie o to zupełnie chodzi. - To znaczy, nie, naturalnie, że nie - poprawiam się zatem, starając się nie ruszać. Przypominam chyba aurora stojącego na baczność. - Przecież mówiłam przed chwilą. Nie słuchała pani? Eeee lady - odpowiadam miotając się między faktem a fikcją coraz mocniej. - Mówiłam, że byłam na spacerze. I chyba świstoklik przeniósł mnie tutaj. Nie znam innego wytłumaczenia, nie teleportowałam się ani nie korzystałam z kominka - uzupełniam wypowiedź. - Jestem nauczycielką w Hogwarcie, nie błaznem. Chociaż rozumiem wątpliwości skoro tak niezręcznie zepsułam wazę. Nie chciałam! Może spróbuję magią? - proponuję, chcąc złagodzić me przewiny.



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout
Re: Komnaty Melisande [odnośnik]28.11.17 15:43
Melisande była już prawie pewna, że to co się działo niewiele mogło mieć wspólnego z realnością. I wątpiła, by stojąca naprzeciw niej kobieta miała zaszkodzić, sama zdawała się równie zaszokowana co ona. Ale właśnie... sprawiać wrażenie było łatwo, czyż nie? A lady Rosier nie zamierzała opuścić gardy, bowiem pozwolenie by ktoś zaskoczył ją na jej własnym terenie było wręcz niedopuszczalne. Więc stała, zaciskając w dłoni różdżkę, a błękitne spojrzenie uważnie lustrowało nieznajomą kobietę którą widziała po raz pierwszy w życiu i to we własnych komnatach.
No i nieszczęsna waza, na którą patrzyła z lekkim smutkiem. Nie chodziło o jej wartość materialną, a o fakt, że podarowała jej ją Marie, choć Melisande nigdy nie należała do osób zbierających tego typu rzeczy, była to jedna z ostatnich rzeczy, którą posiadała i na którą spoglądała wspominając siostrę. A teraz stała tutaj, kierując różdżkę w stronę obcej kobiety próbującej poskładać ponownie w jedną całość wspomnienie, które czuła, że z każdym mijającym dniem wymyka jej się z dłoni. Coraz większą trudność przynosiło jej przypomnienie sobie dokładnie jak pachniała, czy jakie wrażenie zostawiał jej dotyk, gdy położyła ciepłą opiekuńczą dłoń na ręce. Pamiętała je, ale bardziej w strefie metafizycznych doznań, niźli realnych odczuć, które teraz jedynie stawały się wątłym wspomnieniem.
Nie przywiązywała się do rzeczy, miała ich od zawsze pod dostatkiem, było jedynie kilka szczególnie ważnych. Ale ważnych przez wgląd na historię którą ze sobą niosły, nie zaś przez cenę liczoną w galeonach. Nie mówiła, gdy kobieta dziwiła się swojemu położeniu, nadal dostrzegała w tym jedynie dobrze prowadzoną grę, bowiem nie przyszło jej jeszcze usłyszeć o samoistnej teleportacji, która przenosi człowieka wbrew jego woli. Ale coś zdawało się jednocześnie kompletnie nie tak, jak w jakieś oddzielnej rzeczywistości oglądanej w krzywym zwierciadle. Bowiem kobieta stwierdzała, tak po prostu, że naprawdę jest głodna, powodując tym samym drgnięcie brwi Melisande ku górze.
- Słuchałam. - odpowiadam spokojnie, jednak stalowa nuta, tak znamienna dla nas wszystkich nadal drga na zgłoskach, które przecinają powietrze. - Jednak pani słowa brzmią jak stek bzdur. - niebieskie spojrzenie nie odstępowało od twarzy kobiety. - Stąd prosty wniosek, że pani kłamie. W celu tylko sobie znanym. Stąd więc moje pytanie: czy to żart, bowiem jeśli tak, to wątpliwej jakości. - wylicza bez mrugnięcia, by zaraz spojrzeć na wazę, nadal w kawałkach. - Proszę spróbować. - zezwala w końcu, nie opuszczając jednak różdżki, mierząc nią prosto w kobietę w razie gdyby ta, chciała spróbować czegoś innego, niźli zwykłego reparo.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Komnaty Melisande [odnośnik]01.12.17 11:18
To nawet przykre, że pewnie gdyby się przedstawiła lub powiedziała coś o swoim bracie, to nadal nie wiedziałabym o kim mowa. Domyślam się już, że to jakiś dwór arystokratów, skoro tu wszystko takie bogate a i damulka każe mi ją tytułować. Nie lubię takich ludzi, nie lubię też takich pomieszczeń - to przytłacza. Wystarczająco przytłaczającą jest sytuacja, kiedy znajduję się przypadkiem w obcym domu z obcymi ludźmi. Niby nie dziwię się ostrożności kobiety, pewnie zareagowałabym identycznie, ale to nie zmienia faktu, że ile można? Odnoszę wrażenie, że stoję tutaj już całą wieczność, a nieznajoma dalej mierzy we mnie różdżką. Chciałam tylko zjeść coś dobrego i chwilę porozmawiać, to wszystko. I z początku naprawić wazę, ale bez magii nie potrafię. Kiedy zaś wyciągnę różdżkę, zostanę rozstrzelana za pomocą promieni magii wydobytych z drewna skierowanego w moją klatkę piersiową. Niestety trzeba przyznać, że jest w co strzelać, cel jest naprawdę okazały. Czy moje życie nie może być normalne? Czy zawsze muszę ładować się w tarapaty? To straszne, naprawdę. Gdzie się nie pojawię, to sieję zamęt. To prawdziwy dramat. Pewnie ta panienka stojąca przede mną nie ma takich problemów, jej życie wydaje się być idealne i poukładane. Oto jak pozory mogą mylić.
Już nie wiem co mam mówić - wygląda na to, że cokolwiek nie powiem, to czarownica albo mnie nie słucha, albo nie chce słuchać. Obie opcje stawiają mnie w niewłaściwym świetle. Oddycham ciężko nie chcąc się denerwować, chociaż sytuacja zaczyna być męcząca dla nas obu. Wspaniałomyślnie rezygnuję więc z sutej kolacji w tym wątpliwym towarzystwie. Tylko już nie wiem co jeszcze mam mówić. Może zaproponuję pojednawcze upieczenie dyniowo-czekoladowych babeczek, mojej specjalności? Nie, ta kobieta nie wygląda na kogoś, kto lubiłby słodycze. Ani wcześniej, ani teraz, ani nigdy. Czekam więc na jej ruch, chociaż słowa wibrujące w powietrzu nie brzmią ani trochę przyjemnie.
- Nie, to nie żart - odpowiadam zatem, skoro chce odpowiedzi. Wydaje mi się, że mówiłam to już wcześniej, ale może nieskutecznie. Bywa i tak. Myślę więc intensywnie nad rozwiązaniem kiedy nieznajoma proponuje próbę naprawienia wazy. Jestem zdziwiona, ale nie oponuję. Ostrożnie wyciągam różdżkę, której koniec kieruję na odłamki naczynia.
- Reparo - wypowiadam inkantację. Cóż, trochę się udało, ale do pierwowzoru to mu daleko. Dosłownie cały popękany, kilku elementów brak. Nic lepszego nie jestem w stanie zrobić. Wzdycham więc cierpiętniczo i chowam różdżkę do kieszeni. - Przepraszam, to naprawdę wina tego świstoklika - zapewniam trochę już smutna. - Może skorzystam lepiej z kominka? - proponuję pozbycie się mojej osoby.



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout
Re: Komnaty Melisande [odnośnik]29.12.17 3:59
To musiał być sen. Nie widziała innego wytłumaczenia na tą sytuację. W jej realnym, logicznym świecie nie było miejsca na takie absurdalności. Na zjawianie się w kogoś komnatach za sprawą dziwnego zbiegu okoliczności – w te konkretne akurat nie wierzyła. Wszystko działo się z jakiegoś konkretnego powodu, za sprawą realnych działań i akcji będąc ich następstwem. Dlatego też na jej licu nie pojawiało się zrozumienie, bowiem to nie przychodziło do niej i najpewniej w tej konkretnej sytuacji nie miało pojawić się w ogóle.
Nie była też przekupna, nie dało się jej ugłaskać kilkoma słodyczami czy pięknymi sukniami, antyki i inne dobra również nie wchodziły w grę. Miała to wszystko i nie potrzebowała więcej, a zwykła chęć posiadania już dawno jej nie towarzyszyła, szybciej pewnie ten zabieg sprawdziłby się u Fantine, choć wątpiła, by stojąca przed nią kobieta była w stanie zaproponować jej coś czego jej siostra nie posiadała, albo pragnęła, ale posiąść nie mogła.
Czy powinna być milsza?
Z pewnością mogłaby, ale nie sądziła, by powinna. Powiedziałaby nawet, że ciemnowłosa miała szczęście trafiając w tej posiadłości na nią, nie zaś na jej matkę, Fantine, czy Tristana. Oni z pewnością zadziałali by inaczej, bowiem byli inni i każde to czyniło ich właśnie tym, kim byli.
Z uwagą obserwowała jak ta wyciąga różdżkę, zaciskając mocniej dłoń na swojej różdżce w razie, gdyby kobiecie przeszło przez głowę, żeby spróbować rzucać w nią jakimś z urokiem. Z powątpiewaniem obserwowała naprawę wazy, która do końca nie została naprawiona. Nawet gdyby została Mela pamiętałaby dźwięk jaki wydawała przy zderzeniu z ziemią. Teraz też miała go zapamiętać. Zerknęła na wazę, a potem przeniosła wzrok ponownie na kobietę mierząc ją błękitnym spojrzeniem w którym przebija się stalowy odcień znamienny dla Rosierów jakby zastanawiając się, czy zezwolenie na skorzystanie z kominka jest dobrym wyborem - tym odpowiednim.
- Niech więc tak będzie. - skwitowała ruszając przesuwając się kilka kroków, dając dostęp do kominka, pozwalając by skorzystała z niego ta kompletnie nieznana jej osoba. Chciała już zakończyć tę prowadzącą donikąd sytuację, które nie wnosiła nic, poza stratami.
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Komnaty Melisande [odnośnik]15.01.18 11:55
W moim absurdalnym świecie nie ma miejsca na logikę. Cała sytuacja owszem, wydaje mi się mocno dziwna, ale wcale nie wykracza poza ramy mojego rozumowania. Jestem w stanie w to uwierzyć, ale może tylko dlatego, że to ja jestem po tej świadomej stronie. Wiem, co się wydarzyło i jak to wyglądało - ta cała nagła podróż do Dover. Dalej nie mogę pojąć dlaczego ten świstoklik leżał ot tak na ziemi, dlaczego zaprowadził mnie właśnie tutaj, dlaczego musiałam zbić na pewno cenną wazę. Jest wiele pytań w mojej głowie, a nikogo, kto udzieliłby mi odpowiedzi. Dlatego nie drążę, chcę pomóc naprawić to, co zepsułam. Nawet jeśli nie do końca z mojej winy, gdyż nie miałam wpływu na to, że się potknę i wyląduję tutaj.
Kobieta jest nieprzystępna, nie daje sobie ani chwili odpoczynku. Nie spuszcza ze mnie wzroku - nawet kiedy na nią nie patrzę, czuję na sobie jej spojrzenie. Ciężkie, wyczekujące, nieprzejednane. Przypomina mi trochę aurorów wyczulonych na czarnoksiężników. Chyba naprawdę musi wierzyć, że jestem dla niej jakimkolwiek zagrożeniem. Gdybym miała przed oczami swój własny pojedynek z maja i czerwca, o których jeszcze nie wiem, zaśmiałabym się w głos. Nie umiem czarować i jest to niestety smutną prawdą, której do siebie nie dopuszczam. Nie teraz, w tej chwili, ale i tak instynkt podpowiada mi, że stojąca przede mną czarownica ma większy talent do uroków niż ja.
Widać to nawet po mojej nieudolnej próbie poskładania zniszczonego naczynia. Reparo. Reparo. Nic nie działa. To znaczy, waza zostaje prowizorycznie naprawiona, ale widać, że daleko temu do arcydzieła sztuki. Wygląda na chybotliwą, ułamki nie do końca się dopasowały do siebie, tworząc coś, co może być jedynie wspomnieniem prawdziwej ceramiki. Wzdycham naprawdę ciężko uznając wreszcie, że lepiej byłoby opuścić ten dom. Zanim zniszczę coś jeszcze. Poza tym jestem głodna, a gościnność tajemniczej kobiety znajduje się na minusowym poziomie. Nie ma co liczyć na pyszną strawę!
Ze smutkiem patrzę na zmasakrowany przedmiot w oczekiwaniu na decyzję mieszkanki posiadłości. Zgoda wprawia mnie w uczucie ulgi. Chowam różdżkę, kierując się za nią do kominka. Przepraszam ostatni raz, nim znikam w zielonych płomieniach sieci Fiuu i przenosząc się z powrotem do Hogsmeade. Jest mi tak strasznie wstyd.

zt. x2



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout
Re: Komnaty Melisande [odnośnik]10.10.18 20:54
10 sierpnia

Minęło wiele dni odkąd widział ją po raz ostatni. Skąpana wtedy w żałobnej czerni — która o dziwo, tak wyjątkowo jej nie pasowała — ze szklącymi się oczami wpatrywała się w mokrą ziemię, w tą samą, w której miał spocząć jej ojciec. Lord Rosier. Zimną i mokrą, przesiąkniętą magią, która wraz z nadejściem maja przewróciła ich światy do góry nogami. To było dawno temu, a choć sierpień trwał już w najlepsze niewiele się zmieniło od tamtej pory. Wciąż czuł wilgoć gleby w nozdrzach, magię tętniącą w ziemi. Tylko róże... Róże były wielkie, obfite i intensywnie czerwone. Płaszczem kolorowych płatków zakrywały ogrody, współgrając z zielenią. A kiedy księżyc lśnił na niebie ich odcień wahał się pomiędzy burgundem, intensywnym bordo. Jak dywan rozciągnięty pomiędzy posągami i rzeźbami. Potrafił sobie wyobrazić ją nocą, stąpającą bosą po tym dywanie, lekko i gładko, jakby róże nie miały kolców, jakby pod jej stopami znajdowało się coś miękkiego i delikatnego.
Odwiedził ją późną porą. Zbyt późną, by pukać do drzwi, by czekać aż Prymulka odprowadzi go do właściwych komnat, gdzie poda mu wino i każe czekać, aż Melisande zejdzie, by go przywitać tak, jak wypada witać gości. Przeszłość nie miała znaczenia, a on nie powinien wkraczać do jej komnat o tej godzinie, bez zapowiedzi. Nie czekał na powitanie. Wpadł przez otwarte okno na korytarz, niezbyt zniechęcony ciemnością, jaka panowała wkoło. Sam rozmył się w gęstej chmury czarnego dymu, która powoli uformowała wysoką, szczupłą sylwetkę o jasnej skórze, oczach i zmierzwionych hebanowych włosach. Świece rozświetlały przejście, lecz tuż za oknem świat ginął w prawdziwym mroku. Nie rozpinając płaszcza — jeszcze nie — udał się w odpowiednim kierunku, od razu docierając do komnat Melisande. Zapukał cicho, oglądając się przez ramię za siebie. Sądził, że już wyrósł z podchodów, ukradkowych spotkań tego typu. Nie zamierzał niepokoić gospodarzy, dręczyć ich wyobraźni i igrać z cierpliwością. Wiedział, że tej nocy nie zmruży oka. Choć było jeszcze przed północą, postanowił odpowiedzieć na jej list i zjawić się w Chateau Rose, aby się z nią zobaczyć.
Zamknął za sobą drzwi po cichu, w wielką delikatnością. Nie dostrzegł jej w zasięgu wzroku, choć na stoliku paliły się świece, a wewnątrz roznosił się przyjemny aromat kwiatów, których nie potrafił nazwać.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Komnaty Melisande 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Komnaty Melisande [odnośnik]17.10.18 1:28
Sierpień nie zwalniał, nawet, jeśli czasem Melisande wysyłała cichą prośbę, by na kilka chwil zwolnił. Robiła jeszcze więcej i dłużej czasu spędzała nie tylko w rezerwacie, ale i domowej bibliotece, zdając sobie sprawę ze zbiorów naukowych, jakie posiedli w ciągu lat władania Château Rose. Księgi gromadzono, uzbierawszy finalnie kolekcję, którą nie powstydziłaby się żadna biblioteka, czy też jednostka badawcza. Była dumna z tego, że jest Rosierem. Była dumna z tego, że jej dziedzictwem są smoki, które pokochała tak mocno. Jakieś nieprawdopodobne szczęście spotkało ją sama. Gdyby urodziła się jako Parkinson, umierałaby oddając chwałę falbanką i koronką, nie potrafiąc zrozumieć ich sensu i przekazu. Smoki rozumiała, czytała z ich zachowania, wiedziała jak na nie reagować, mimo, że przeważnie się do nich nie zbliżała.
Wyspiarka Rybojadka, mimo, że złapana już jakiś czas temu nadal pozwalała odkrywać nowe wnioski i prowadzić dalsze badania. Zwłaszcza lipcowa konferencja, która okazała się dużym sukcesem i jedynie spotęgowała już i tak duże zainteresowanie ich rezerwatem. Osobiście wymieniała konferencję z przedstawicielami chińskiego rezerwatu. Xao Chang nadmieniał, że - za co niezmiernie przepraszał - otrzymawszy fiolkę krwi Rybaczki postanowił ponowić eksperyment, który przeprowadzała sama i który przedstawiała na konferencji nie wierząc, w tak uniwersalną i znamienitą zdolność do kompatybilności jej krwi. Za zdziwieniem zaznaczał jednak, że otrzymał jednakowe wyniki, co początkowo zdziwiło go. Ale później nie pozwoliło mu posiadać kolejnych wątpliwości i uznać całkowicie wszystko, co usłyszał na własne uszy w lipcu. Dziękował za możliwość, którą otrzymał i zapewniał, że liczy na owocną współpracę.
Dobrze, właśnie o to im chodziło. Chiński rezerwat był dla ich działań ważny, był potężnym sojusznikiem, który nie zawierzał łatwo innym. Teraz stawili się na pozycji, która pozwalała im na lawirowanie. To oni posiedli coś, ku czemu oczy wszystkich zwróciły się w te wakacje. I ta myśl, napawała ją dumą. Dokonali tego razem - ona i Tristan.
Odpisała lordowi na list, dziękując za szczerość, która z niego pobrzmiewała. Zaproponowała usłużnie, że - jeśli jest ciekaw - z chęcią będzie informować go o kolejnych dokonaniach i odkryciach i liczy na współpracę opartą na przyjaźni i pomocy.
Potem zatopiła się w jednej z ksiąg, którą wertowała od jakiegoś czasu zagłębiając się w niej. Jednak, szybko zrozumiała, że do pełnego postawienia tezy potrzebuje drugiej, znajdującej się w jej komatach. Podniosła się, dopiero teraz uświadamiając sobie, że dochodzi prawie północ. Miała wyjść tylko na chwilę, chwila jednak przeciągnęła się jak to zwyczajowo działo się w jej przypadku. Gdy skupiała się na pracy, czas uciekał jej przez palce. Objęła wolumin dłońmi i ruszyła w kierunku swojej sypialni, docierając do niej po krótkiej chwili wędrówki. Zatrzymała się w wejściu w pół kroku, szybko w rozpoznając jednostkę zwróconą do niej plecami, jednak odwracając głowę.
- Ramsey. - szepnęła, zamykając za sobą szybko drzwi, marszcząc lekko brwi, zastanawiając się jak udało mu się tutaj dostać nie alarmując Prymulki. Zaraz jednak wyraz konsternacji zniknął z jej twarzy, a wykwitł na niej lekki uśmiech. - Potrafisz zaskoczyć jak zawsze. - pochwaliła go spokojnie. Odkładając tom na stolik, obok którego, który teraz nie zdawał już się jej aż tak ważny.
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Komnaty Melisande [odnośnik]05.11.18 17:41
Pokój w kremowych barwach wydawał mu się ciemnieć z każdą chwilą, jakby świece przygasały, choć do ich stopienia pozostało jeszcze wiele przyjemnie pachnącego wosku. Jego oczy jeszcze nie przywykły do ich blasku, nie zdążyły dokładnie przyjrzeć się sypialni, ale bez trudu dojrzały zaskoczenie na jej twarzy, kiedy wiedziony jej głosem i otwierającymi się drzwiami obrócił się za siebie. Nie spodziewała się go, lecz jeśli była niezadowolona z pory jaką wybrał i sposobu, w jaki dostał się do jej komnat, nie dała tego po sobie poznać w pierwszej chwili. Wiedział, że to wtargnięcie będzie ją nurtować. Jej ciekawość świata nie da jej prędko spokoju, lecz nie przejmował się tym zupełnie. Jej widok zdawał się przynieść sobą spokój, zakorzeniający się w jasnych oczach, które wnikliwie jej się przyglądały. Bez radosnej, żywej iskry, bez głębi, która swoją tajemniczością ciekawiła i interesowała. Patrzył wzrokiem kogoś, od kogo odwraca się spojrzenie, bo wydaje się zbyt przenikliwe, gwałcące ludzką intymność przez samo patrzenie. Po raz ostatni obserwował ją w żałobnej czerni, która choć dobrze kontrastowała z czerwienią i pasowała jej urodzie, nie wydobywała właściwego blasku jej mądrych oczu, nie podkreślała rumieńców na polikach, koloru ust, a bladość skóry. Podobnie jak strata nie pasowała do Rosierów. Do nich pasował tylko blichtr, potęga, duma i wielkość.
— Melisande — powitał ją cicho, lekkim, melodyjnym tonem, lekko skinając głową, nim odezwał się ponownie. Kiedy odłożyła księgę na stolik zbliżył się do niego, spoglądając na jego tytuł z wrodzonego wścibstwa. — Nie zajmę ci wiele czasu, jeśli jesteś zmęczona — powiedziawszy to rozpiął płaszcz, który leniwie zsunął się z jego ramion wraz z cichym szelestem materiału trącego o czarodziejską szatę. Pochwycił go w dłoń zwinnie i przełożył przez oparcie fotela, przy którym stał. Przemawiała przez niego grzeczność, ale wiedziała przecież, że nie stosował się do obowiązujących zasad umyślnie lub miał problem z ich respektowaniem, zrozumieniem, podobnie jak z większością reguł obejmujących dobre wychowanie. Czas, cudowny czas — liczył się jego własny, to on nadawał rytm wszystkiemu, co go otaczało, bezsenność zaburzała dobowy cykl, noc mieszała się z dniem. Nie było pojęcia odpowiedniej pory w jego codzienności, wszystko ciągle trwało — nie miało swego końca, ciągnęło się w nieskończoność, którą przerywał kilkoma godzinami snu. Był jednak rad, że widzi ją wciąż pracującą. I dla niego to była wartościowa pora, noc sprzyjała kreatywnemu myśleniu. Budziła zmysły, które za dnia były ogłuszane zwyczajnym życiem, wywoływała myśli, które ukrywały się pomiędzy prozą codzienności.
Ponownie obrócił się ku niej, aby na nią spojrzeć, tym razem na dłużej, pozwalając sobie na zgrabne i szybkie otaksowanie jej wzrokiem. Wśród cichych trzasków płomyków tańczących na podpalonych knotach słyszał dziecięcy śmiech, który niósł się labiryntem zieleni i czerwieni w najpiękniejszych ogrodach świata, by w końcu dotrzeć do jego uszu. Towarzyszył mu szelest trawy, stukanie drobnych kamyczków uciekających spod dziewczęcych trzewików, szum wiatru i intensywna woń róż. Wśród dziecięcego chichotu docierały i słowa, których nie pamiętał, nie rozróżniał spośród tych wszystkich istotniejszych elementów. I jego imię wybrzmiewające w tonie wyzwania. I widział i słyszał i czuł to wszystko, stojąc tu przed nią, w nużącej się w półmroku komnacie. — Chciałaś mnie widzieć.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Komnaty Melisande 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Komnaty Melisande [odnośnik]04.12.18 20:00
Jak wiele czasu minęło odkąd widzieli się ostatnim razem? Ale może nie tylko tle co widzieli, co mogli nacieszyć się choć chwilę dłużej własnym towarzystwem - nie idąc dalej, nie będąc zmuszonym do spoglądania w innym kierunku, zajmowania się innymi sprawami. To przychodziło jej trudniej. A odpowiedź zdawała zawierać się w jednym i krótkim dawno. Z każdym rokiem czas jakby całkowicie naumyślnie przyśpieszał. Skupiona na notatkach smokologów, księgach i rozmowach dopiero po fakcie uświadamiała sobie z lekkim przerażeniem, że pora roku zdążyła się już zmienić.
Widziała jak zerka w kierunku księgi złote litery wybite na okładce z brązowej skóry głosiły: Smocza Transcendentność, uniosła leciutko kącik ust podnosząc spojrzenie na swojego gościa. Pokręciła głową wydymając leciutko usta, jakby przez kilka chwil zastanawiając się nad odpowiedzią, a może i stanem, który jej samej towarzyszył.  - Nie jestem. - odpowiedziała ubierając wargi w łagodny uśmiech. Nie kłamała, nie musiała. Choć znużona dniem możliwie, że powiedziałaby to samo. Ledwie się pojawił, by oznajmić iż może zniknąć, jeśli dzień za bardzo dał jej się we znaki. Ale czy potrafiłaby pozwolić mu odejść nie mając gwarancji ani terminu kolejnego spotkania?
Wątpliwe.  
Czuła jego spojrzenie i choć pozornie nie różniło się ono wiele od innych, które docierały do niej gromadnie każdego dnia, tak wiedziała, że on patrzy na nią inaczej. Że znał ją lepiej, a może zwyczajnie znał ją dłużej. Sama czasem gubiła się w sobie, zastanawiając się czy ona zdołała poznać już siebie całkowicie i właściwie. Ale gdy dochodziła do pozytywnego wniosku jej własna natura zaskakiwała ją samą. Zdawało jej się też, że zna jego, a jednak on za każdym razem potrafił na nowo stać się zagadką, tajemnicą, z może zwyczajnie nosił ich z sobą tak wiele, że stały się one już nieodłączną częścią jego samego.
Zasiadła w jednym z dwóch foteli zwróconych zarówno w kierunku kominka, jak i siebie nawzajem. Kolejne jego słowa ponownie przyciągnęły ku niemu jej spojrzenie. Lustrowała go przez krótką chwilę w ciszy. Zmarszczyła lekko czoło, jakby nie spodobał jej się tor wypowiadanych słów.
- Chciałam się z tobą zobaczyć. - odpowiedziała przytakując lekko głową, wypowiadając zdanie niemal jednakie, a jednak tak bardzo różne. - Twój dobór słów brzmi niefortunnie. - znów zmarszczyła lekko nos, kilka znienawidzonych piegów zmieniło na chwilę swoje położenie, zaraz jednak powróciło na swe właściwie miejsce, gdy zmarszczka opuściła jej twarz. Zdanie brzmiało oficjalnie i bardziej przypominało jej poddanego stawiającego się na wezwanie królowej. Ułożyła dłonie na nogach i zmrużyła lekko oczy. - Widniałeś na liście zaginionych Proroka. - zauważyła zawieszając na nim stalowo niebieskie, przenikliwe i bystre spojrzenie. - A jednak stoisz tutaj przede mną. Widzę tylko trzy możliwości: odnalazłeś się, to celowy zabieg, albo służby ministerstwa przeoczyły twoje istnienie. - kontynuowała spokojnie, trudno było stwierdzić czy jest zwyczajnie ciekawa, czy może właśnie tym faktem postanowiła rozpocząć ich dyskusję tylko w sobie znanym celu.[/i][/i]


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Komnaty Melisande
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach