Wydarzenia


Ekipa forum
Komnaty Melisande
AutorWiadomość
Komnaty Melisande [odnośnik]23.07.17 20:50
First topic message reminder :

Komnaty Melisande

Pomieszczenie wystrojem wpisuje się w tonacje którymi odznacza się dworek - jasne tonacje, kremowe barwy. Pokój wyposażony jest w duże łoże, będące w stanie pomieścić więcej, niż jedną osobę, na przeciw niego mieści się kominek w którym trzaska ogień w zimowe wieczory, obok łóżka ustawiona jest toaletka w kremowych barwach ze złotymi zdobieniami. Kremowe, powiewne firany bronią wejścia na balkon, na który Melisane lubi wyjść, by poczuć chłód dnia na policzkach o poranku. Niedaleko dalej znajduje się mały stolik, obok którego miejsce swoje zajmują dwa fotele. Po drugiej stronie pokoju stoi parawan, zaraz obok niego znajduje się wejście do garderoby. Na posadzce dostrzec można futra z białych lisów.   
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Melisande - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Komnaty Melisande [odnośnik]16.12.18 18:13
Niewiele dziś już wiedział o smokach, chociaż wychował się w Kent, wśród pięknych róż o płatkach delikatnych jak jedwab i różach ostrych jak sztylety. Chociaż gdy był mały rezerwat majaczył na  horyzoncie, a wraz z nim piękne sylwetki istot, wznoszących się na tle kolorowego nieba, niczym małe czarne plamy, majestatycznie komponujące się z obrazkiem otoczenia; chociaż stary Rosier przebywał tam każdego dnia i zabierał go ze sobą, z nadzieją, że będzie pomagał, a jeśli się spisze, zostanie kiedyś łowcą smoków. Tak miało być, wszystko zostało zaplanowane za niego, od początku do końca, ale nikt nie pytał go o zdanie. Nie był dziedzicem, nie był Tristanem i nie upodobnił się do niego z wiekiem. Równolegle biegnące drogi szybko zaczynały się rozchodzić; pomimo prób, wyrzeczeń, ciężkiej pracy. Jak smoczy ogień i syberyjski lód. Czas zatarł za sobą wiedzę, którą wpajał mu ojciec, dopytując każdorazowo, czy zapamiętał, czego się nauczył. Wtedy każdej konieczności odpowiadał z przekorą. Ale smoki były jej dziedzictwem. Kiedy była mała, patrzyła na horyzont z większym utęsknieniem niż on. Nigdy nie zdziwiła go wieść o tym, jakim para się zajęciem, wręcz przeciwnie — była dumna, jak dumni byli Rosierowie i potrafiła stawiać na swoim. Mądrze, bez głupich buntów i robienia wszystkim na złość. Lecz wciąż pamiętał, jak darła suknie o wystające drzewa, obcierała kolana, szarpała misternie spinane włosy. Zamknięty w pięknym ciele duch odbijał się w jej dużych, doskonałych oczach. A nieliczne piegi na jej alabastrowej skórze łamały nieskazitelność szlachetnej urody. Nawet jej wargi układające się w łuk delikatnego uśmiechu zdradzały coś więcej. Jej pokora, jej spokój, które odznaczały się w ruchach nie wyrażane były przez spojrzenia. Była inna niż Marianna, choć patrząc na Rosierówny miał wrażenie, że najstarszej z nich już prawie nie pamiętał. Mając ją przed oczami, gotów był zarysować jej wygląd, ale poza mdłym wspomnieniem nie miała w sobie niczego, co rozpamiętywałby po takim czasie. Nie rozumiał nigdy, skąd się to brało. W jego oczach Melisande nigdy nie kąpała się w jej blasku. Świeciła jaśniej.
Nie patrzył jej w oczy. Bo kiedy to robił miał wrażenie, że patrzą zbyt głęboko. Że wnikliwie zaglądają do środka, odszukując w ciemności czegoś, co znała, lub jak sądziła, pamiętała.
Zajął miejsce na fotelu, przy kominku, kiedy już usiadła.
— By sprawdzić, czy stworzone dawniej więzi są w stanie przetrwać próbę czasu?— spytał, nawiązując do kreślonych przez nią słów. Spojrzał w strzelające w kominku płomienie. Spodziewał się tego pytania. Pokiwał więc lekko głową, twierdząco. Ogień przypominał mu tamte wydarzenia, ale jego ciepło nie niosło ze sobą ukojenia. Pożoga zostawiała blizny szpecące ciało do końca życia, lecz nie dbał o estetykę podobnych pamiątek; to chłód i zimno, które po niej nastąpiło, to Azkaban wydawał się najbardziej zajmujący podczas ciepłych, letnich nocy. Podczas podobnych wieczorów.
— Wszystkie trzy możliwości wydają mi się bliskie prawdy.— Uniósł wzrok, napotykając po drodze jej. — Ministerstwo założyło, że moja nieobecność mogła być związana z pogrzebaniem w ruinach. Założyli mą śmierć nieco przedwcześnie. — Uśmiechnął się słabo, ale nie było w tym ani krzty goryczy. Nie chciał rozmowy sprowadzać na neutralny, pozbawiony smaku grunt. Nie obchodziła go ani pogoda, ani anomalie w rezerwacie; wiedział już, że Tristan się z nimi uporał. — Porozmawiamy o tym, co cię trapi?— A może już nie; może nie zorientował się, że czas jaki upłynął od tamtej korespondencji naprostował pewne sprawy, a troski zostały szczęśliwie zażegnane.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Komnaty Melisande - Page 2 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Komnaty Melisande [odnośnik]02.01.19 17:20
Wiele lat minęło od czasów młodości. Od wybryków i całkowitego przeciwstawiania się matce. Od zmyślnego nietrafiania w klawisze, niewłaściwego układania sztućców czy deptania nauczyciela podczas nauki tańca i przypadkowego zapominania kroków. Już wtedy odznaczała się bystrością i umiejętnościami, choć skrzętnie postanawiała ich nie wykorzystywać, by zrobić na złość matce. Dopiero ojciec uświadomił jej, że podchodziła do wszystkiego nie tak. Ojciec i Marianne. Teraz musiała tęsknić że nimi oboje. Szczęśliwie dla siebie miała Tristana. On nigdy nie miał jej zawieść. Jego była najpewniejsza. Ale był ktoś jeszcze. Ktoś, kto niegdyś z razem z ją wspinał się na drzewa, doskonale nadając się na towarzysza zabaw, od których na obliczu matki wykwitała ta mina. Znał ją niegdyś, zdawało jej się też, że zna ją i teraz. Nie sądziła, by zmieniła się wiele. Dorosła, dojrzała choć zmiany zdawały się nieuniknione, niezmiennie uważała, że nadal pozostawała jedynie sobą.
Choć czasem zdawało jej się to bardziej przekleństwem, niźli zaletą. Dorosłość uderzyła nagle i okazała się bardziej skomplikowana niż sądziła. Ale odnalazła się w niej, choć nie było to łatwe. A później nauczyła się w niej też odnajdywać przyjemność.
Jednak tęskniła. Tęskniła za czasami łatwiejszymi, za tymi które zdawały się posiadać mniej trosk. Mniej trosk i więcej czasu. Tęskniła też za nim. Na jego słowa zmarszczyła leciutko brwi, a usta zajął łagodny uśmiech.
- Możliwe. - odpowiedziała melodyjnie, trochę leniwie. Splotła dłonie na kolanach przed sobą patrząc w ogień, który trzaskał w kominku. - Jednak jesteś. Czy to nie jest już samo w sobie odpowiedzią na twoje pytanie? - zapytała retorycznie w tęczówkach odbijały się skaczące w kominku płomyki. Na kolejne słowa przeniosła znów wzrok na niego. Skinęła głową na jego odpowiedź nie pytając dalej. Żył więc to służby popełniły błąd. Albo, tak jak mówił a ona zakładała - zwyczajnie było mu to w tamtym momencie na rękę. Nigdy nie wnikała w sfery innych ludzi. Nie na siłę, nie nachalnie. Pozwalała, by wprowadzali w nie ją sami. Zdobywała informacje, czasem wytrwałością, czasem odpowiednim kierunkiem rozmowy. Spokojnie, niczym woda ze spokojem drążąca kamień. Westchnęła ciężej na jego kolejne pytanie, jednak skinęła głową.
- Nie mogę nie zapytać o anomalie. - stwierdziła spoglądając na niego z ciekawością. Była badaczem, choć specjalizowała się w smokach i to je rozumiała najlepiej to jednak nigdy nie potrafiła przejść obojętnie obok zagadki. A anomalie, choć posiadające niszczycielską moc, właśnie tym dla niej pozostawały. Nie zbliżała się jednak do nich, te zdawały się przewyższać mocą jej umiejętności. - Dowiedziałeś się o nich czegoś? - zapytała a w oczach roziskrzyły się iskierki zainteresowania. Nie dla niej były popołudniowe herbatki o najnowszej powieści romantycznej, nie dla niej haftowanie chusteczek. Wtedy umierała, czując jak właśnie te bezsensowne czynności powoli otumaniają umysł. Spoważniała jednak bardziej, na kilka chwil zmarszczyła brwi, by te zaraz powróciły na swoje miejsce.
- Nadchodzi wojna. - tym razem nie pytała. Bardziej stwierdzała z pewnością w głosie. Z pewnością z którą mówił jej to brat ledwie kilka dni wcześniej. Stwierdzała, chcąc zobaczyć jego reakcję. Czy wiedział tyle co i on, czy może tyle co ona - znacznie mniej. Wierzyła jednak Tristanowi. Wierzyła w Tristana. Może rzeczywiście była ciekawa, czy więź sprzed lat potrafiła przetrwać do dziś.
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Komnaty Melisande [odnośnik]16.01.19 17:25
Dorosłość zmieniała. Zmieniała ich w ludzi, którymi musieli się w końcu stać, porzucając beztroskie zabawy w ogrodach Chateu Rose, długie i dzikie gonitwy za wiatrem i niesionymi nim płatkami róż; za uciekającymi za drzewa ostatnimi promieniami słońca i śmiechem — szczerym, pełnym radości i dziecięcej ułomności. Mieli przejmować się tym, co będzie później, ale nie robili tego. Stary Rosier nie miał do niego cierpliwości. Każde roztargane ubranie podczas wspinaczki z Melisande doprowadzało go do złości, bynajmniej nie dlatego, że żałował na nie złota. Tak musiało być, dla zasady. Bo starszy, powinien być mądrzejszy, poważniejszy. Bo powinien uczyć się chętniej francuskiego i szlacheckiej obyczajowości, bo powinien zachowywać się tak, jak tego oczekiwał. Miał przecież plan, właśnie po to mimo dojrzałego wieku spełnił za Ignotusa złożoną przez laty obietnicę. By stworzyć sobie kogoś, z kogo mógł być dumny, kto wypełni swoją rolę zgodnie z założeniem i przejmie po nim wszystko, co posiada, mimo braku szlacheckiego tytułu, napawając go zadowoleniem i satysfakcją. Ale nic nie poszło z jego planem.
Był inny. Nigdy nie wierzył, że ludzie się zmieniają — zmieniały się wyłącznie ich priorytety. Jego przekształcały się z biegiem czasu, podporządkowywały, nadawały jego cechom właściwego uzasadnienia. Z wiekiem robił się coraz bardziej ponury, cichy, zdystansowany, wycofany. Był inny, ale patrzył na nią tak jak dawniej. Tak, jak czynił to zawsze. Chociaż już nie śmiał się z jej ubłoconych bucików — wyglądała zawsze pięknie, dostojnie; choć nie ściskał jej dłoni i nie wyśmiewał pobłażliwie słonych łez, kiedy obdarła sobie kolanko. Nie chciał myśleć o tym, jak było kiedyś, choć wspomnienia same wysuwały się na pierwszy plan. Nie chciał myśleć o tym, jak blisko byli, jak oddalali się od siebie powoli. Zauważyła to, właśnie dlatego napisała ten list. A on zdawał sobie sprawę, co będzie, kiedy ją odwiedzi, dlatego uczynił to tak późno.
—Jestem — potwierdził, choć nie było to konieczne. Czy w istocie to było odpowiedzią? Czy tak to powinno wyglądać, czy to załatwiało sprawę? Musiał zdać się na nią, w tej kwestii była o wiele bieglejsza od niego. — Anomalie można powstrzymać, ale każda próba związana jest ze sporym ryzykiem. Wiążą się sporym ładunkiem energii, trudno przewidzieć, co i kiedy zaburzają. Sama pewnie wiesz, że nawet różdżka bywa kapryśna. Ministerstwo nic z tym nie robi, ludzie znajdują miejsca, w których magiczna równowaga jest zachwiana i naprawiają je na własną rękę. Często płacąc za to największą cenę.— Słyszał o wielu przypadkach śmierci podczas nieudolnych prób. — Konstrukcja anomalii jest skomplikowana, ale zostały wywołane czarną magią i na niej bazują. Ładunki mocy są duże, są jak choroba, która sieje zamęt w organizmie, dlatego wszystko w jej pobliżu działa nieprawidłowo. Zaburzenia można wykorzystać do własnych korzyści, ale — przerwał na moment. Doceniał jej umysł badawczy, inteligencję, bystrość umysłu. Nie mogła jednak wiedzieć wszystkiego. — trzeba parać się czarną magią. — Głos miał spokojny, nieco mniej monotonny. — Wojna już nadeszła, Melisande — poprawił ją łagodnie; wojna trwała już jakiś czas. Pomiędzy Rycerzami Walpurgii i Zakonem Feniksa. Gdzieś między nimi był Grindelwald, ale jego dni były policzone. Jego życie należało już do Czarnego Pana. Pochylił się do przodu, wsparł łokcie na udach, przedramiona na kolanach, a głowa zawisła na szerokich ramionach.  — Longbottom prowadzi nas do kryzysu. Ale nadejdzie dzień, w którym arystokracja się obudzi i podejmie jakieś kroki. Miejmy nadzieje, że przeciw niemu. A ty tam będziesz. — Widział to przecież. Widział w wizji.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Komnaty Melisande - Page 2 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Komnaty Melisande [odnośnik]27.01.19 2:34
Czasem tęskniła za czasami dawniejszymi, ale wiedziała, że nie tylko tymi odległymi o dekady. Czasem jedynie chciałaby się cofnąć kilka lat, by móc znów ujrzeć swoją siostrę, by pochylić się nad kaligrafowany zaproszeniami na ślub, na których nie dało się rozpoznać, czy pisała to ona, czy Marie - tak miały podobne charaktery pisma. Tęskniła, a podobno czas miał leczyć rany. Nic nie wylczył, czasami otwierając ranę jakby dla własnego kaprysu, którego nigdy nie była w stanie przewidzieć. Czasem atakował ją nostalgią, czasem smutkiem, a innym razem właśnie tęsknotą, której nic nie było w stanie zaleczyć raz i na zawsze. Miała jeszcze przecież Tristana, on miał zawsze być jej oparciem, jej opoką, najbardziej zaufaną osobą na świecie. Miała Fantine, która była jak elektryczny promień który napawał ponownie życiem. Ale żadne z nich nie mogło zastąpić Marianne. Brakowało jej siostry, i wiedziała że i jej rodzeństwu jej brakuje. Nic jednak nie byli w stanie z tym zrobić. Atak nadszedł niespodziewanie, zaskakując ich wszystkich, pozostawiając w sytuacji w której nie dało znaleźć się wyjścia. Musieli iść dalej z podniesionymi czołami, radząc sobie z bólem, który okalał ich serca.
Ludzie sami wybierali dusze, którym pozwalali na towarzystwo. Sami też decydowali jak blisko kogoś dopuszczą. I jak długo taka znajomość miała trwać. Mogła być jak ogień, buchnąć mocno i głośno i zgasnąć, jeśli nikt nie będzie pilnować by dorzuć drwa do ogniska, by to nie zgasło. Znajomość należało pielęgnować, jak rośliny, choć niektóre nie potrzebowały tyle wody, co inne.
- Jesteś. - zgodziła się, powtarzając to słowo raz jeszcze. Na jej usta wpełzł uśmiech, który zahaczył też o oczy. Przechyliła lekko głowę mierząc go spojrzeniem. Pamiętała jak czasem śmiał się z niej gdy ocierała ręką oczy, bo coś zabolało ją za mocno, albo nie poszło po jej myśli. Może dlatego, że nie zgadzał się z nią zawsze i wolała za nim chodzić. Reszta skakała wokół niej spełniając zachcianki na jedno pstryknięcie palcem. Może przejęła cząstkę jego niezależności i uporu, a może zwyczajnie od zawsze taka była nawet tego nie wiedząc.
Słuchała uważnie gdy mówiła o anomalie na niektóre słowa marszcząc lekko brwi. Niestabilna magia musiała nieść ryzyko - nie widziała innej możliwości. I tak, doskonale zdawała sobie sprawę, że różdżki ostatnio kaprysiły bardziej, przynosząc niespotykane efekty. Nie pytała dlaczego Ministerstwo się tym nie zajmuje. Longbottom był niekompetentny, nie miała ku temu żadnych wątpliwości. Zmrużyła lekko oczy gdy przerwał na moment. Przesunęła po nim spojrzeniem,a potem przeniosła je na kominek.
- Czy hipotetycznie, biała magia nie byłaby w stanie przejąć kontroli nad czarną? - zapytała unosząc dłoń, skubnęła lekko wargę wpatrując się w ogień. - Jest jej naturalnym przeciwieństwem, odpowiednio silna mogłaby ją… zneutralizować. - postawiła wniosek, choć mógł być on pełen niedoskonałości i wad. Nie miała jednak oporów, by podzielić się z nim swoją myślą. Wzrok prześlizgnął się znów w jego kierunku gdy zabrał głos. Wojna już nadeszła. Brwi zmarszczyły się ponownie leciutko, zanim jednak odpowiedziała mówił dalej. A na ostatnie słowa uniosła brwi je ku górze.
- Nie przeczę, że Longbottom, to… cóż, głupiec. Zostanie świadkiem kresu jego rządów mnie ukontentuje. - nie odciągała od niego spojrzenia stwierdzając z uśmiechem, który znów zatańczył na jej wargach. Czy jedynie zakładał tą wersję i liczył na ich zdrowy rozsądek, czy miał pewność, że właśnie dokładnie tak będzie? Nie wiedziała. - Sądzisz, że będzie walczył? - zapytała, trudno było przewidzieć jego poczynania, ale wątpiła by miał ustąpić łatwo. Jak większość mężczyzn z pewnością gubiło go jego własne ego.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Komnaty Melisande [odnośnik]06.02.19 14:44
Podtrzymywanie ognia, który dbał o ciepło i komfort, a także utrzymywał nawiązane w przeciągu życia relacje zawsze przychodziło mu z trudem. Nigdy nie był jego żywiołem. Nigdy nie szukał blasku płomieni i nie patrzył tęsknie na dopalający się żar. Zainicjowane znajomości tliły się przez pewien czas, aż gasły same; tak jak było z Solene i wieloma innymi ludźmi, których spotkał na swej drodze. Był wodą, która w niskiej temperaturze zmieniała się w twardy do skruszenia lód. Pozostawiał za sobą to, co w perspektywie czasu zaczynało wydawać mu się zbędne i bezużyteczne, nieprzynoszące ani rozwoju ani żadnych korzyści. Często zapominał o tym, lub próbował zapomnieć, że niektóre więzi go definiowały. Został ukształtowany za ich pomocą, przez to, że były silne i intensywne, lub przez to, że ich całkiem brakowało. Ale tacy jak ona, jak Melisande, dbali o to, by ostatni płomień nie zgasł. Zawsze wtedy, kiedy ognisko kurczyło się niebezpiecznie potrafiła wyjść mu na przeciw i przypomnieć o tym, co powinno być istotne. Wiedział dlaczego tak było. To, co dla niego bywało powierzchowne jej przypominało o korzeniach, o tym wszystkim co rosło w nich latami i splatało ze sobą, o drogach, które połączyły się i biegły równolegle. Zaniedbał ją, jak wszystkich wkoło. Tak jakby i o niej zapomniał — że kiedyś była lub wydawała się istotna, że była jak siostra, której nie miał lub przyjaciółka, do której istnienia przyznawać się nie chciał. A ona mu to wszystko wybaczała. Za każdym razem
— I będę, gdybyś mnie potrzebowała — obiecał jej, unosząc na nią wzrok. Musiała wiedzieć, że nie zawsze bywał szczery, że nauczył się stwarzać pozory, które kreowały go na postać wyrażaną w postawach, których oczekiwano. Nie była taj naiwna jak Fantine. I tolerowała to. — Wystarczy, że dasz mi znać — bo nie był w stanie wyczuć od niej takiej potrzeby, bo doskwierała mu ułomność w przeżywaniu najprostszych uczuć. Ale musiała wiedzieć, że może na nim polegać. Że gdyby inne drogi okazały się niewłaściwe, albo nieskuteczne — zjawi się.
— Hipotetycznie, jeśli za pomocą czarnej magii można wywołać z anomalii wzmocnienie do dalszych praktyk, istnieje sposób na to, by i biała magia na tym korzystała. Być może na zasadzie sprzężenia zwrotnego. — Jeśli Czarny Pan dał im metodę na to, by czerpać siłę z zaburzeń, a Zakon Feniksa działał równie prężnie, podejrzewał, że znaleźli na to odpowiedni sposób. — Sama stabilizacja anomalii nie wymaga użycia ani konkretnych zaklęć ani rodzajów magii. Ale da się z niej czerpać siłę.
Jej słowa o Longbottomie wywołały w nim lekki, choć daleki od wesołości uśmiech. Ten człowiek był piekielnie zdolnym czarodziejem. Kiedy stanął na czele sztabu kryzysowego po Azkabanie, a Mulciber wrócił do świata żywych, pokonawszy poazkabanowe koszmary i grypę zaciągnął o nim języka. Niezależnie od kręgu i opcji politycznej za która stali czarodzieje wyrażali się o nim jako o kimś, kto miał wielką wiedzę i dobrze wyszlifowane umiejętności. Pogarda dla jego działań nie przeszkadzała w cichym wyrazie szacunku dla jego siły — sam musiał przyznać, że sprawnie podszedł do tematu. Był człowiekiem konkretnym, a przez to bardzo niebezpiecznym. W ich interesie było się go pozbyć. Jego zwierzchnictwo budziło niepewność dla ich praktyk. Ale zamazany, mętny obraz przyszłości niósł też nadzieję. Że uda im się zrobić coś, by nie oddać mu pełnej władzy.
— Może jest głupi — myśląc, że mu się uda powstrzymać Voldemorta - to na pewno. —  Ale sądzę też, że jest niebezpieczny i nie powinniśmy go lekceważyć. Będzie walczył. — co do tego był przekonany. Pokiwał lekko głową i pochylił się nieco na fotelu, opierając łokcie wygodnie na udach, a dłonie pocierając o siebie. — To ten typ, co poświęci wszystko, by osiągnąć to, co sobie zaplanował. Tak mawiają.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Komnaty Melisande - Page 2 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Komnaty Melisande [odnośnik]02.03.19 19:09
Możliwe, że w jakiś sposób była egoistką, nie chcąc pozwolić mu odejść całkowicie. Znała go, a może bardziej jakąś jego część, zachowania. Czasem potrzebował czasu, albo nawet samotności. Podobno z daleka dostrzegało się więcej. A ona sama nie musiała mieć go przy sobie codziennie i zawsze. Ale czuła potrzebę świadomości, że jest. Może inny niż kiedyś, możliwe że mniej przez nią rozumiany, ale nadal jej. Wychowali się razem, spędzili z sobą wiele czasu i może to nie znaczyło nic, póki oni sami nie nadawali temu jakiegoś znaczenia. Jednak raz już nadane właśnie takim miało pozostać. Ona zaś sama była wnikliwa i cierpliwa, potrafiła czekać i wiedziała, kiedy tego robić nie należy. Może właśnie to pchnęło ją do napisania listu, a może była to czysta tęsknota serca, które cicho dawało o sobie znać. Ostrzegało, by nie zapominać lub też do tego zapomnienia nie dopuścić. A on jej w tym pomógł pojawiając się tutaj dzisiaj. Nie miało znaczenia ile czasu nie widzieli się wcześniej tak długo, jak długo przychodził gdy o to poprosiła. Gdy się zjawiał, wtedy wiedziała, że nadal dla niej jest.
- Wiem. - odpowiedziała mu krzyżując z nim spojrzenie, lekki uśmiech zatańczył na jej wargach. - Ale zawsze dobrze to usłyszeć. - stwierdziła swobodnie. Uniosła dłoń, by poprawić kosmyk włosów i wetknąć go za ucho. - Dam. Niezależnie czy będzie to potrzeba pomocy, czy chęć na ujrzenie znów Twojej osoby. - zapewniła go. Nie miała problemu z tym, by wyrażać własne żądania, uczono jej tego, a na dodatek była Rosierem, miała to we krwi. Nie był jej poddanym, czy służącym i nie potrzebowała by nim był. Miała ich w nadmiarze. W nim mocniej widziała swojego przyjaciela. Takiego, który zawsze był niedaleko, niczym duch, czy cień, który chował się, gdy nadchodziła noc. Jednak przywołany zjawiał się, by wspomóc ją całą swoją wiedzą i wszystkim co posiadał.
- Interesujące. - zamyśliła się nad jego słowami unosząc dłoń, by skubnąć lekko wargę. Milczała przez chwilę widocznie rozmyślając. - Zdaje się jednak, że by tego dokonać należałoby władać wysoko rozwiniętą magiczną mocą. Jednaką, lub przeciwstawnie nacechowaną. - mruknęła do siebie bardziej niż do niego. Przez chwilę milczała znów, ponownie pociągając za dolną wargę. - Bilans umożliwiający zapanowanie nad taką mocą, musiałby przewyższać jej względną siłę. - odwróciła spojrzenie od kominka znów ogniskując je na nim. Uśmiechnęła się lekko, odrobinę przepraszająco. Nie umiała sobie odmówić przyjemności rozważania na ten temat. Chętnie przyjrzałaby się temu z bliska, jednak wątpiła, by była w stanie zdziałać cokolwiek w tym temacie. - Mierzyłeś się już z nimi, czyż nie? - dopytała swobodnie, wzrok prześlizgnął się po jego sylwetce spokojnie, oceniająco. - Zyskałeś na sile w ciągu ostatnich lat. - i nie chodziło jej o fizyczność. Rozwinął się, musiał, skoro - jak podejrzewała mierzył się z anomaliami. Przeciętne umiejętności do ich naprawy z pewnością nie były w stanie okazać się wystarczające.
- Och, oczywiście, że jest. - zgodziła się z nim kiwając lekko głową. Zasznurowała wargi spoglądając na księgę, która znajdowała się na stole. Uniosła lekko brew zastanawiając się nad jednostką ministra i nim samym. Nigdy nie poznała go osobiście, jednak na salonach słowa same przemykały się wokół niego, a jego czyny dawały jasno świadectwo. - Z pewnością ma też ludzi, którzy podzielają jego zdanie. - zawyrokowała w końcu spoglądając na niego, łagodny uśmiech znów znalazł się na jej wargach. - Wierzę jednak, że nie będzie rządził dostatecznie długo, by zniszczyć wszystko, co budowano od lat. - naprawdę na to liczyła. Wiedziała przecież, jak wielu ludzi jest przeciw niemu, odpowiednio podjęte kroki mogły pozwolić im pozbyć się jego i wszystkich, którzy mu pomagali.
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Komnaty Melisande [odnośnik]05.03.19 10:19
Kiedy ich spojrzenie skrzyżowało się w połowie, a spokojny uśmiech pojawił się na jej twarzy, odpowiedział jej tym samym. Rysy twarzy mu złagodniały, ostre cienie wygładziły się pomimo światła, które nadawało mu ostrzejszych kątów, a oczy — obojętne i zimne wciąż takie pozostały. Rzadko uśmiechał się w ten sposób, ze szczerego zadowolenia, całkiem innego od tryumfalnej satysfakcji. Kiedy poprawiała kosmyk włosów, powiódł spojrzeniem za jej dłonią i za tym subtelnym, jakże dziewczęcym ruchem. Nie była już dzieckiem, nie była też panną, ale dorosłą i urodziwą kobietą. Damą. To przypomniało mu o tym, że w środku nocy prowadził z nią rozmowę w jej sypialni, w miejscu, w którym niewątpliwie nie powinien być. A to zadowoliło go jeszcze bardziej.
Jej rozważania na głos rozbawiły go, choć przecież były całkiem poważnie. Zaśmiał się cicho, spoglądając w kierunku palących się świec. Jej umysł był bystry i jasny, a późna pora nie miała dla niej znaczenia. Sposób jej myślenia był zatrważająco bliski jego własnemu, nie był zdziwiony, że pomiędzy nimi wciąż, mimo upływającego czasu tkwiła nić porozumienia.
—Nie jest to łatwe, ale możliwe. A wszystko, co znajduje się w zasięgu wzroku ma szansę znaleźć się i w zasięgu ręki, wystarczy tylko po to sięgnąć lub zbliżyć się, jeśli wciąż ciężko jest dostać — bo przecież nie było rzeczy niemożliwych do zrobienia, jedynie trudne w realizacji. Ona też mogłaby — wiedział, że miała potencjał, że jej umiejętności mogłyby przełożyć się na praktykę, a zakres jej możliwości szybko, może diametralnie by się zmieniał. Dotąd nie widział nigdy w jej dłoniach czarnomagicznego woluminu, nie był świadkiem podobnych praktyk. Teoria teorią, był ostrożny w propozycjach tego typu. Melisande znajdowała się pod pieczą Tristana, szanował go i nie zamierzał wprowadzać zamętu na obszarze objętym jego panowaniem. — Podczas wymiany takiej mocy musisz oddać nieco własnej, by go zrównoważyć — pokiwał głową, jej tok myślenia był poprawny. — Oddać do otoczenia, by podporządkować ją sobie i zmienić pod siebie.
Zamilkł na chwilę, zadumał się i zatrzymał wzrok na skaczącym płomieniu. Zaczynali zbaczać na tematy, które mogły okazać się niewygodne w tej chwili, nawet jeśli kłamstwo przychodziło mu z dziecinną łatwością, jakby urodził się z tym wyjątkowym darem — i choć kłamał ją nie raz, w sprawach ważnych i błahych.
— Owszem — odpowiedział jej po chwili, z wolna zwracając się w jej kierunku. Utkwił spojrzenie w jej błyszczących i mądrych oczach, wpatrzonych wprost w niego. Domyślał się, że poczynała te swoje obserwacje, oceniające i doprowadzające ostatecznie do wnioskowania. Był jej obiektem badań w tej chwili, a rezultaty były trafne. Jak zawsze.
— A ty wypiękniałaś — odparł niemalże od razu, przekornie, unosząc jedną brew. Nie musiał jej się przyglądać, by to stwierdzić, to biło od niej jak światło. — Przebierasz w kawalerach — stwierdził, nie pytał. Wciąż była wolna, nie doszły go pogłoski o rychłym ślubie. Mogła wybierać, ale z pewnością bardziej ciągnęło ją do rezerwatu niż ożenku, znał ją zbyt dobrze. Tylko się z nią przekomarzał. — Potrafię korzystać z szans zsyłanych przez los — odpowiedział enigmatycznie, nieco żartobliwym tonem, nie chcąc zdradzać wszystkiego. Dużo pracował na to, by stać się tym, kim dziś był i nie zamierzał na tym poprzestać. Suwerenność Czarnemu Panu przyniosła mu profity, których osiągnięcie jeśli było możliwe to odleglejsze. Nie lubił uległości, nie miał w sobie za dużo pokory, ale służba u boku Voldemorta była wielką szansą, a obietnice uczynienia go kimś wielkim powoli się ziszczały. Wielka cena, którą musiał ponieść w perspektywie czasu nie była tak dotkliwa. Dla wiedzy i możliwości był gotów poświęcić o wiele więcej. — Ci ludzie niewiele znaczą bez niego. Upadną, prędzej czy później. On również. W Anglii jest ktoś ktoś z kim nie mógłby się mierzyć — dodał po chwili, podnosząc się z fotela. Pora była późna, a to nie on winien wtajemniczać ją w te sprawy. — Nie martw się tym, Melisande.— Podszedł do niej, ruchem dłoni zaznaczając, by nie wstawała. — Trafię do wyjścia i przyrzekam, że nie narobię przy tym hałasu — mruknął rozbawiony i sięgnął ku niej dłonią. lekko i niewinnie pogładził wierzchem palców aksamitny jak jedwab kobiecy policzek. – Śpij dobrze, m'lady.
Pożegnał ją cicho i nie pozwalając jej odprowadzić go nawet do holu. Zamknął wrota jej sypialni najciszej jak mógł — w istocie nie zamierzał schodzić na dół, trudno byłoby nie zdradzić swej obecności przed skrzatami. Umknął tak samo, jak się zjawił. Pod osłoną nocy.

| zt :pwease:



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Komnaty Melisande - Page 2 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Komnaty Melisande
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach