Lunara Yvonne Greyback
Nazwisko matki: Edwards
Miejsce zamieszkania: Obrzeża Londynu
Czystość krwi: Czysta ze skazą
Status majątkowy: Średniozamożna
Zawód: Opiekunka hipogryfów w rezerwacie w Salisbury
Wzrost: 171cm
Waga: 66kg
Kolor włosów: Brąz
Kolor oczu: Piwne
Znaki szczególne: Długie, falowane włosy, przeszywające spojrzenie, pewny siebie chód. Jedna, duża, rozciągnięta blizna po ugryzieniu na lewym biodrze, kilka mniejszych zadrapań rozsianych po całym ciele. Ślady po dziobnięciach i pazurach na dłoniach i przedramionach.
Ostrokrzew, włókno z serca smoka, 12 cali, giętka
-
-
stos martwych ciał wilkołaków z mojej "sfory"
lasem, jagodami, dojrzałymi jabłkami
Siebie oraz matkę, wyleczone z likantropii, młodszego brata całego i zdrowego
opieką nad magicznymi stworzeniami, literaturą, spoglądaniem w niebo
sobie
Biegam i spaceruję po lesie, zbieram ładne kamyki
muzyki klasycznej oraz rock'a
Kate Beckinsale
To wszystko zaczęło się od, jak mogłoby się zdawać, zupełnie beznadziejnego przypadku zakochania. Jak to już w niejednej historii było, mężczyzna pokochał całym sercem kobietę, której nie powinien - a przynajmniej tak twierdziła cała jego rodzina. Tym mężczyzną był Damon Greyback, łowca wilkołaków, jeden z najlepszych w swoim fachu. Dołączył do brygady Ministerstwa Magii razem z młodszym bratem, gdy kolejny z ich rodzeństwa został pewnej nocy rozszarpany na krwawe strzępy przez oszalałą bestię. Po odpowiednim przeszkoleniu, człowiek ten był okazał się być zaciętym myśliwym, namiętnie wykorzystującym rodzinną spuściznę - doskonale wyszkolone psy gończe, zdolne podchwycić każdy trop, oraz wyśmienite jakościowo kusze - Greybackowie byli w tym okresie znani z ich produkcji. Stanowiły one niezawodną i śmiertelnie skuteczną broń, a do tego porazić mogły również oko każdego estetyka, drzewce każdej było bowiem misternie zdobione.
Kobietą, która przyczyniła się do, jak to zwykli nazywać starsi Greybackowie, kolejnej z ich rodzinnych tragedii, była Berta Edwards. Miłość która połączyła ją oraz jej przyszłego męża, była silna i prawdziwa. Zapłonęła w ich sercach ogniem, którego nie dało się ugasić. Rodzice Damona od początku nie patrzyli na nią zbyt przychylnie - chociaż czystokrwista, była kobietą skrajnie ubogą. Prowadziła malutką lecznicę w najbiedniejszej części miasta. Pewnego dnia, gdy łowca wracał poturbowany z polowania, kobieta podbiegła do niego i opatrzyła mu co groźniejsze rany. Potem po prostu uśmiechnęła się, nie żądając żadnej zapłaty za swój uczynek i wróciła do swojej lecznicy. To tak się poznali. W ten sposób skradła serce mężczyzny, który później wrócił w to samo miejsce. Ich związek rozwinął się dość szybko i gwałtownie - ale jak się okazało, było to prawdziwe uczucie. Na tyle prawdziwe, że przetrwało nawet, gdy wyszło na jaw, że oboje należą do zupełnie innych światów.
On był w końcu łowcą, ona zaś wilkołakiem.
On osobiście powiedział jej o swoim zawodzie. Chciała go wtedy zostawić; wiedziała, że nie utrzyma swojego sekretu na długo. Wtedy też, zupełnym przypadkiem, on dowiedział się o jej tajemnicy. Widząc szok i niedowierzanie w jego oczach, domyśliła się powodu i chciała rzucić się do ucieczki. Zatrzymał ją jednak i powtórzył to, co zawsze mówił jej podczas ich nocnych schadzek - że kocha ją całą. Pomimo zakorzenionej w sercu nienawiści do wilkołaków, jej znienawidzić nie mógł. Tym też sposobem rozpoczęło się wspólne życie - życie Pięknego i Bestii. Mężczyzna wiedział, że nie będzie łatwo - największych problemów spodziewał się, rzecz jasna, ze strony rodziny. Damon zabrał więc wybrankę, zostawiając swoim rodzicom wiadomość (jej z najbliższych nie został już nikt) i oboje udali się daleko na tereny Szkocji. Greybackowie wyrzekli się wtedy syna - został wykreślony z drzewa genealogicznego, wściekła matka Damona zaklinała się, że już nigdy nie chce usłyszeć imienia wyrodnego dziedzica.
Tymczasem dwójka szczęśliwych zakochanych osiadła w Szkocji, nieopodal lasu, gdzie rozpoczęła nowe życie. Ślub także wzięli szybko. On dołączył do tamtejszych łowców - z tym, że teraz polował na króliki, jelenie i niedźwiedzie. Ona, dzięki oszczędnościom męża była w stanie otworzyć maleńką lecznicę i zajmować się tym, co kochała - pomaganiem ludziom.
Dziecko, które się im urodziło, było czyste niczym łza. Dziewczynka miała błyszczące oczy matki oraz podbródek ojca. Zawładnęła sercami rodziców momentalnie. Oboje chcieli za wszelką cenę uchronić Lunarę przed klątwą ciążącą na ich rodzinie. Pragnęli, by dorastała bez strachu o to, że kiedyś jakiś wilkołak stanie na jej drodze i coś jej zrobi. Jak się jednak łatwo domyślić, nie dali rady długo dotrzymać tej obietnicy - szczególnie zważywszy na to, że dziewczynka non stop miała kontakt z jedną z tych bestii. I tak pewnej sierpniowej nocy, niedopilnowana przez ojca, Lunara zawędrowała do zamkniętego na co dzień pokoju. Nieznane i zakazane kusiło, och jakże kusiło. Dziecko, nie mogąc się oprzeć pokusie, zajrzało do środka, co tamtego wieczora wydało na dziewczynkę wyrok. Jak się okazało, zęby skrępowanego łańcuchami wilkołaka ledwo ją drasnęły. Ledwo - ale to wystarczyło, by przypieczętować jej los i dać początek nowemu wilczemu życiu.
Był to straszliwy cios dla rodziców. Serce ojca pękało na dwoje, ilekroć spoglądał na swoją ukochaną córeczkę. Żałoba nie trwała jednak długo. Nie mogła. Wszystko dlatego, że w niecały rok później, los pobłogosławił (?) rodzinę Greyback drugim dzieckiem. Tym razem był to syn. Nieplanowany. Wpadka. Kolejne bezbronne dziecię, które trzeba będzie chronić (zapewne nieskutecznie) przed klątwą likantropii. Jednak Lunara nie podzielała pesymizmu rodziców. Pokochała brata całym sercem. Został jej oczkiem w głowie, chodziła za nim jak, o ironio, pies. Pilnowała i pomagała matce zajmować się nim, jak tylko mogła. Najmłodsze lata Lunary były więc zdecydowanie udane, pomimo jej włochatego problemu. Jedynym gorzkim wspomnieniem z tego okresu był dzień, kiedy Lunara dostała list z Hogwartu - bo owszem, pewnego marcowego, chłodnego poranka, na jej parapecie pojawiła się sowa, niosąc tak istotny dla każdego magicznego dziecka kawałek pergaminu. List został jednak wrzucony do kominka przez jej ojca. Dziewczynka nie mogła pójść do szkoły, jej przypadłość natychmiast wyszłaby na jaw. Wiedziała o tym od dawna, ale jednak widok godła Hogwartu pochłanianego przez płomienie niemal złamał jej serce.
Szkoła została poinformowana jedynie o tym, że młoda Greybackówna nie może uczęszczać na zajęcia, z powodu choroby. O wilkołactwie nigdy nie piśnięto słowem. Lunara pobierała zatem nauki w domu. Zarówno ojciec jak i matka uczyli ją tego, co wiedzieli, natomiast reszty istotnych przedmiotów dziewczynka uczyła się u prywatnych nauczycieli. Lunara okazała się naturalnym talentem do opieki nad magicznymi stworzeniami (to była zasługa ojca), zaklęć oraz, co było zaskoczeniem dla rodziców, obrony przed czarną magią. Była jednakże totalną ofiarą losu z transmutacji czy też eliksirów. To ostatnie sprawiło szczególną przykrość matce, która próbowała nauczyć córkę również magii leczniczej. Z prostymi zaklęciami nawet sobie radziła, jednakże maści, napary i eliksiry pozostawały dla niej wiedzą nie do zdobycia. Cóż, nie można być w końcu najlepszym w każdej dziedzinie, prawda?
Czas mijał powoli a rodzinna sielanka Greybacków wciąż trwała. Wszystko co dobre, jednak z czasem musi się zakończyć. Ginie samo, powoli więdnąc, lub też zostaje brutalnie przerwane. Zniszczone. Złamane. Sprzeczne z, jakby się dotychczas mogło wydawać, naturalną koleją rzeczy. Jedną z takich rzeczy jest śmierć. Szczególnie tak gwałtowna i bezsensowna. Szczególnie tak okrutna. A najbardziej boli, gdy umierają niewinni, młodzi. Dzieci. I gdy tej śmierci dało się jakoś zapobiec.
Bo śmierci swojego brata Lunara mogła zapobiec. Była tego pewna. Jakoś dało się go uratować. Wyciągnąć spod lodu wcześniej. Zabronić mu w ogóle wchodzić na zamarznięte jezioro. Do diaska, on miał zaledwie jedenaście lat! Dopiero co nauczył się rzucać podstawowe zaklęcia, Wingardium Leviosa, Alohomora... Mówił, że chciał zostać aurorem. Nasłuchał się opowieści innych dzieciaków ze szkoły (w przeciwieństwie do siostry, poszedł do Hogwartu. Trafił tam do domu Roweny Ravenclaw), że aurorzy są tacy fajni, noszą ciemne peleryny i zwalczają zło... Tak bardzo chciał być tym przeklętym aurorem! A ona tylko stała, nie będąc w stanie się ruszyć. Lód pękał coraz bardziej, coraz szybciej. Widziała jego przerażoną twarz i na myśl przyszły jej te głupie czarne peleryny. A potem po prostu zniknął pod lodem. I już go nie było.
Po tym zdarzeniu niemal na rok przestała się prawie całkowicie odzywać do innych. Nigdy nie wybaczyła sobie, że nie dała rady zapobiec śmierci brata. Tym razem to ojciec przejął rolę pocieszyciela rodziny. Oboje z żoną przelali na córkę ogromne ilości swojej miłości, ale to wcale nie sprawiło, że czuła się lepiej. Wręcz przeciwnie, na jej sercu rosło jeszcze większe poczucie winy. Dopiero czas powoli leczył powstałą ranę. Lunara skupiła się na nauce, szczególnie oddając się tym przedmiotom, z którymi radziła sobie najlepiej do tej pory. Mimo nieuczęszczania do szkoły, przystąpiła do egzaminów, a po ich zdaniu postanowiła wyruszyć w podróż. Nie mogła znieść siedzenia w jednym miejscu, wciąż widziała w domu widmo swojego braciszka.
Przez pewien czas Lunara była niespokojnym duchem. Pragnąć zająć czymś umysł, postanowiła poznać dokładnie kraj, który zamieszkiwała. Zjechała więc całą Szkocję, nigdzie nie zatrzymując się dłużej niż na tydzień. By nie polegać jedynie na pieniądzach ojca, łapała się każdego drobnego zajęcia, by zapłacić za nocleg i odrobinę strawy. Przed każdą pełnią zawsze udawała się w głębokie partie lasu, gdzie wiedziała, że ryzyko napotkania człowieka było niemal zerowe. Dla większego bezpieczeństwa zawsze zabierała ze sobą również drobną sakiewkę o magicznie powiększonym wnętrzu - trzymała tam łańcuch, którym później się oplatała i przywiązywała do najgrubszego drzewa, jakie mogła znaleźć. Za każdym razem najgorsze były poranki następnego dnia, gdy obolała musiała wrócić tą samą drogą do cywilizacji. Nie byłaby w stanie zliczyć, ile razy otwierała oczy, leżąc w samotni na dzikim mchu, by potem przezwyciężyć zmęczenie i ból, oraz zmusić ciało do marszu. Los jednak postanowił spłatać jej figla i postawił na jej drodze Philipa. Nie, nie był to urodziwy mężczyzna, gotów zakochać się w niej, tak jak jej ojciec zakochał się w matce, mimo ciążącej na niej klątwy. Philip był młodym dzieciakiem, pochodzącym z sąsiedniej wioski - liczył góra trzynaście wiosen. Przerażony, brudny, zakrwawiony i nieufny, właśnie odbył swoją ledwie drugą po ugryzieniu pełnię. Podobnie jak ona, postanowił spędzić ją w lesie. W pierwszym odruchu Lunara przeraziła się, że klątwa chłopaka jest jej dziełem - było to jednak niemożliwe, jako że dopiero przybyła w te strony. Dezorientacja w jego oczach popchnęła kobietę do działania. Byli w takiej samej sytuacji, więc łagodnym głosem i spokojnymi gestami zdobyła odrobinę jego zaufania. Trochę przypominał jej zmarłego brata, zapragnęła mu więc pomóc, choć wspomnienie było bolesne. Chłopak nie miał od kogo nauczyć się o swojej przypadłości. O wilkołakach wiedział tyle co z bajek, którymi straszono dzieci, z wiejskich legend opowiadanych przez babcie oraz strzępki informacji z nielicznych dostępnych mu książek. Cudem było, że do tej pory nikt nie odkrył, co mu się stało.
On był pierwszym. Pierwszym wilkołakiem, któremu pomogła. Przekazała wszystko, co sama wiedziała, poradziła jak postępować przed i po pełni. Porozmawiała również z jego ojcem, jedynym członkiem rodziny. Nie spotkało się to z ciepłym przyjęciem, ale na to już nic nie mogła poradzić. Zatrzymała się tam na dłużej - spędziła tam ponad rok, znajdując zatrudnienie w pobliskiej stajni aetoanów, należących do jakiegoś drobnego władcy ziemskiego. Nauczyła się jeździć na końskim grzbiecie, instruowała młodego chłopca jak utrzymać swój sekret, zaprzyjaźniła się z ludźmi z miasteczka i przez pewien czas nawet sądziła, że znalazła swoje miejsce na ziemi. Wkrótce jednak zauważyła, że zaczyna jej zależeć na jednym z mężczyzn z wioski. Stanowiło to poważny problem, bowiem obiecała sobie, że nigdy nie pozwoli sobie na zakochanie, a tym bardziej na założenie rodziny - nie chciała ryzykować, że mogłaby zrobić swojemu dziecku lub ukochanemu to samo, co przydarzyło się jej. Odeszła więc, uznając, że nie może dłużej zostać.
Ponownie więc Lunara ruszyła w podróż, tym razem jednak odwiedzając rodzime ziemie Anglii. Chwytała się każdej pracy, szczególnie chętnie pomagając przy magicznych stworzeniach. Odwiedziła liczne miejsca, poznała wielu ludzi. Miała to szczęście, że przygoda podobna do tej z udziałem Philipa już się nie powtórzyła. I chociaż duszę nadal miała podróżniczą, nadszedł moment, że Lunara postanowiła jednak gdzieś osiąść. Pieniędzy powoli zaczynało brakować, kobieta musiała więc znaleźć pewniejsze źródło utrzymania. Tym też sposobem wylądowała w Salisbury, zatrudniając się w rezerwacie hipogryfów. Na dobrą sprawę wiodła tam przez pewien czas żywot podobny jak w wiosce, w której spotkała Philipa. Los jednak ponownie postanowił ją zaskoczyć, z tą różnicą, że tym razem to ktoś inny chciał pomóc jej. Gdy pewnego razu robiła zakupy na targu, postanowiła obejrzeć towary jednego z obwoźnych kupców. Mężczyzna zachwalał właśnie srebrny pierścionek, którym kobiety z tłumu zachwycały się w głos. Kupiec zapragnął zaprezentować tłumowi jak pięknie ozdoba prezentuje się na delikatnej dłoni - i nim Greyback zdążyła zareagować, założył ją na palec. Srebro natychmiast ją oparzyło, więc szybko zabrała rękę i po prostu uciekła. Nie umknęło to czujnym oczom nieco już wiekowego, miejscowego lekarza. Zaszedł potem do jej domu i wyjawił, że zna jej sekret. Wypierała się - aż do czasu gdy oznajmił jej, że ma ten sam futerkowy problem. On oraz kilka osób z okolicznych osad tworzyli coś w rodzaju watahy z nim na czele - bo chociaż podczas pełni wilkołaki były raczej samotnikami i gotowe były nawet walczyć między sobą, to na co dzień dotknięci klątwą wspierali się jak mogli i pomagali kryć swój sekret przed innymi mieszkańcami. Gdy nadchodziła pełnia, mężczyzna upewniał się, że jego podopieczni mają odpowiednie miejsce, by przejść przemianę i nikogo nie skrzywdzić. Dostarczał leków - w razie potrzeby uspokajających oraz przeciwbólowych. Leczył rany po przemianie. Wspierał radą i dobrym słowem. Początkowo sceptyczna Lunara szybko została częścią tej grupy, a wkrótce potem - sama stanęła na jej czele. Lekarza któregoś dnia znaleziono martwego, zabitego przez łowców. To jeszcze bardziej zbliżyło ich do siebie. Lunara instynktownie przejęła stanowisko po zabitym. Od tamtej pory to Greyback troszczy się o watahę - stali się dla niej rodziną, przed którą nie trzeba mieć tajemnic. Stara się więc ze wszystkich sił uchronić ich przed gniewem ludzi. W końcu oni wszyscy chcą po prostu żyć, prawda?
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 13 | +3 (różdżka) |
Zaklęcia i uroki: | 12 | +2 (różdżka) |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 5 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 5 | +2 (waga) |
Zwinność: | 8 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Anatomia | I | 2 |
Astronomia | I | 2 |
Kłamstwo | I | 2 |
ONMS | III | 25 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Retoryka | I | 2 |
Ukrywanie się | II | 10 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Odporność magiczna | I | 5 (2) |
Wytrzymałość fizyczna | II | 5 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Muzyka (śpiew) | I | ½ |
Literatura (wiedza) | I | ½ |
Gotowanie | I | ½ |
Krawiectwo | I | ½ |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Jeździectwo | II | 7 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Genetyka (wilkołak) | - | 8 (+16) |
Reszta: 1 |
Sowa, woreczek ze skóry wsiąkiewki
[bylobrzydkobedzieladnie]
Because the tears on your face,
They leak and leave a trace,
So just when you think the true love's begun, run!
Ostatnio zmieniony przez Lunara Greyback dnia 23.10.17 22:54, w całości zmieniany 6 razy
Witamy wśród Morsów
podczas których odkryła swoją opiekuńczą część a także nauczyła się postępować ze zwierzętami. Niespokojna tułaczka doprowadziła Lunarę do nowej rodziny, do watahy wilkołaków, która przyjęła ją do swojego grona. Czy dzięki nim Greyback w końcu poczuje się bezpieczniej i pozbędzie się wyrzutów sumienia? I czy zdoła zaopiekować się drużyną tak, jak zrobił to poprzedni przewodnik stada?
[04.08.18] Ingrediencje (lipiec/sierpień)
[20.10.18] Ingrediencje (wrzesień/październik)
[14.10.18] Rozwój genetyki: -2 PB
[17.02.18] Wsiąkiewka (lipiec/sierpień), +1 PB do reszty
[26.12.17] Otrzymanie kanarka (nagroda z saneczek)
[11.02.18] Nagroda dla drużyny przegranej w wydarzeniu "Śnieżki w dusznej atmosferze": propeller żądlibąkowy;
[26.03.18] Osiągnięcie: Zakochany Mors, +5 PD, +1 PP
[01.04.18] Osiągnięcie: Genealog, +60 PD
[04.08.18] Zdobycie osiągnięcia: Na głowie kwietny ma wianek, +30 PD
[04.08.18] Zdobyto podczas Festiwalu Lata: odłamek spadającej gwiazdy x1
[17.08.18] Wsiąkiewka (majoczerwiec) +90 PD, +2 PB
[17.02.18] Wsiąkiewka (lipiec/sierpień), +60 PD, +1 PB