Minigabinet
AutorWiadomość
Minigabinet
Całe mieszkanie jest dość małe, wiadomo więc, że jej pracownia/gabinet nie należy do największych. Na niewielkiej przestrzeni mieści się biurko, wygodne krzesło oraz szafka na książki. W skrzyniach ukrytych w górze, za deskami sufitu trzyma swoje przybory. Niestety, ze względu na jej bałaganiarską naturę, często znajdują się też tu rzeczy, które swoje miejsce mają gdzie indziej. Papiery, kubki po herbacie,
i inne drobiazgi. Atmosferę umila fakt, że w gabinecie znajduje się okienko, a także mnóstwo świec oraz kwiatów.
i inne drobiazgi. Atmosferę umila fakt, że w gabinecie znajduje się okienko, a także mnóstwo świec oraz kwiatów.
we all have our reasons.
Jeśli chodziło o postanowienia, Pandora nierzadko je łamała. W innych przypadkach tak długo zwlekała z ich wypełnianiem, że przestawały mieć jakikolwiek sens. Taka była taktyka, jaką przyjmowała w swoim życiu, często aplikując ją do każdej jego dziedziny. A jednak, istniał jeden wyjątek — nauka. Jej natura intelektualistki nie pozwalała jej pozostawać w cieniu, w niewiedzy. Dążyła do perfekcji w przedmiotach, które potrafiły postawić jej umysł w najwyższą gotowość. Już dawno zrozumiała, że nie może liczyć na to, iż będzie najlepsza we wszystkim. Nie najlepiej radziła sobie z eliksirami czy wróżbiarstwem, była oporna w przypadku historii oraz nigdy sama z siebie nie próbowała dowiedzieć się więcej na temat anatomii i magii leczniczej. Za to była naprawdę utalentowana w transmutacji, co przydawało się podczas wykonywania amuletów i zabawy z obróbką kamieni. Oczywiście, przydarzył się jej kiedyś wypadek, kiedy zamieniła ptaka w małą figurkę, z której uczyniła swój pierwszy wyrób jubilerski; od tamtego czasu raczej stroniła od używania zwierząt w swoich eksperymentach. Prawdę mówiąc, nawet z roślin korzystała tylko od czasu do czasu, niemal zupełnie zaprzestając po śmierci Celeste. Skupiała się bardziej na własnych pomysłach, znajdując satysfakcję w tym, że mogła tworzyć misternie zdobione, piękne elementy biżuterii, które na dodatek nosiły w sobie potężną moc. Może w ten sposób spełniała marzenia swojej matki, która zawsze chciała być dopuszczoną do rodzinnego interesu, ale jako kobieta nie miała na to szans. Kto by pomyślał, że uda się to jej córce — nie tak charyzmatycznej, trochę niepewnej, jeszcze tak młodej. To, co osiągnęła, nie przyszło do niej jednak łatwo. Nie zrobiła też tego sama. Może jej sukces polegał na tym, że zawsze czegoś szukała, dowiadywała się więcej i zasięgała rad bardziej doświadczonych czarodziejów. Łatwiej było jednak natrafić na specjalistów z dziedziny Starożytnych Run niż wytwarzania amuletów, musiała więc teraz ufać samej sobie oraz swemu doświadczeniu. Nie tak dawno rozstała się ze swoim mentorem, a jednak odczuwała czasem chęć by go o coś zapytać, zaproponować mu jakieś swoje nowatorskie rozwiązanie. Nie było to już możliwe, zostały jej po nim jedynie znajomości, trochę materiałów. On nie był zainteresowany tworzeniem leczących przedmiotów; ona od teraz tak.
Zaczęło się od tego, że dzięki wizycie kuzyna wygrzebała swoją pamiątkową skrzynkę, która zawierała jedne z jej pierwszych amuletów. Większość nie działała; były wykonane przez dziewczynkę i matkę, a służyły raczej praktyce nadawaniu im kształtów oraz jako lekcje — Celeste uczyła ją o różnych ziołach i ich właściwościach. Jak się jednak okazało, mogła to wykorzystać nawet po tylu latach. Rośliny pozostawały zamknięte w buteleczkach lub fiolkach, więc czas nie zdołał wpłynąć negatywnie na ich stan. Wróżyło to pomyślnie dla jej dalszych prób, zwłaszcza, że w przeciągu ostatnich kilku dni ktoś jeszcze poprosił ją o wykonanie amuletu, który by ulżył nieuleczalnie chorej osobie. O ile nie miała wiele czasu na stworzenie czegoś dwa tygodnie wcześniej, do tego zamówienia musiała się już dobrze przygotować. Miała nadzieję, że pomoże jej w tym spotkanie, które zaplanowała na dzisiejszy wieczór. Wszystko zaczęło się od listu, otrzymanego kilka dni wcześniej. Najwyraźniej wsunął go ktoś jej pod drzwi, a jego treść brzmiała następująco:
„Droga panno Sheridan,
Nazywam się Ethel i jestem pielęgniarką w szpitalu Św. Munga. Przepraszam za to, że kontaktuje się z Panią zupełnie obca osoba, ale od dłuższego czasu chodzi za mną pewien problem i nie umiem sobie z nim poradzić. Próbowałam już wszystkiego, kończą mi się pomysły. Być może Pani jest moją ostatnią nadzieją. Proszę mi uwierzyć, praca z chorymi nie jest łatwa i nie chodzi tu tylko o fizyczne, powierzchowne rany. Wielu naszych pacjentów nigdy już nie wyzdrowieje całkowicie, a niektórzy są zdani na pobyt w naszej placówce do końca życia. Odchodzę od zmysłów, kiedy muszę patrzeć na smutek i zrezygnowanie w ich oczach. Wiem, że to niewiele, ale oddałabym wszystko za to, by tchnąć radość w ich umysły. Podarować im szczęście, obudzić w nich dawną wesołość. Czy istnieje jakiś amulet, który wpłynąłby na ich nastrój? Mogłabym rozdzielać go między najcięższe przypadki, w zależności od potrzeb. Tylko jeden! Och, żeby chociaż momenty przed ich odejściem rozświetlały radosne ogniki. Podejmie się Pani tego?
Proszę o szybką odpowiedź. Poniżej podaję mój adres.
Podpisano,
Ethel S. Osborne”
Z początku Pandora nie była pewna jak na to zareagować. Zaczął już ją irytować fakt, że jej dane kontaktowe były tak po prostu podawane sobie z rąk do rąk. Potrzebowała, oczywiście, klientów, jednakże bardzo dbała o swoją przestrzeń prywatną i coraz bardziej ubolewała nad faktem, iż nie posiada własnego sklepi, gdzie mogłaby ze spokojem załatwiać takie sprawy. Musiała jednak to zaakceptować i z niewielkim wahaniem odpisała, sugerując dzisiejszy dzień jako datę spotkania. Od rana przygotowywała się do wizyty. Chodziła po mieszkaniu nerwowa, wypiła o trzy filiżanki za dużo czarnej herbaty, wielokrotnie podejmowała próbę skupienia swojej myśli na lekturze — książka została jej polecona w kawiarni na Pokątnej! — rozłożyła kilka kryształów i roślin, których wstępnie planowała użyć, umyła je też dokładnie oraz wypaliła dwa kadzidła dla zapewnienia sprzyjającej atmosfery. Punkt osiemnasta, usłyszała pukanie do drzwi. Zanim otworzyła, zerknęła jeszcze w stronę lustra, przybierając swoją najbardziej pewną siebie minę. Przed sobą miała kobietę po czterdziestce, zadbaną, ale wyraźnie obciążoną przeróżnymi zmartwieniami. Pandora podejrzewała, ze wiele z nich miało coś wspólnego z jej pracą. Przywitały się i zapanowała cisza. Żadna nie wiedziała jak zacząć, w oczach jej gościa czaiła się niepewność, może nutka żalu, że w ogóle wpadła na pomysł przyjścia tutaj. Panna Sheridan nie pierwszy raz spotkała się z podobną reakcją. Nie wyglądała na profesjonalistkę, miała tylko dwadzieścia dwa lata, co ona mogła wiedzieć o magii. Była przygotowana na ewentualny brak wiary. Wyciągnęła więc w stronę pielęgniarki jeden z amuletów, które stworzyła w ramach eksperymentów jakiś czas temu. Prezentował się zwyczajnie, jego powstanie było wynikiem okresu, w którym testowała różne możliwości i funkcje. Był to prototyp, drugą wersję podarowała komuś jeszcze przed powrotem do kraju. Mimo to, działał doskonale. Ethel wpatrywała się w sufit jak urzeczona, ze zdziwienia otwierając szeroko oczy.Ethel S. Osborne”
— Zapraszam dalej i będziemy mogły zacząć — powiedziała, po czym odwróciła się na pięcie wspięła się do swego gabinetu. Z antresoli widziała jeszcze jak z niechęcią kobieta zdejmuję z szyi wisiorek, co wywołało na jej twarzy zadowolony uśmiech. Pandora lubiła go żartobliwie nazywać Mapą Gwiazd; roztaczał on wokół używającego ciemność, którą po kolei rozświetlały kolejne gwiazdy, sprawiał, że nie widać było sufitu, podłogi, ścian, można się było skupić na mapie nieba. Działało równie dobrze w dzień jak i w nocy, może gdyby to opatentowała, mogłaby coś na tym zarobić. Na razie było jednak zabawką, służącą raczej do sprawiania radości niż badania kosmosu.
Usłyszała kroki Ethel i wprowadziła ją do ciasnego pomieszczenia. Wyjaśniła, że najsilniej działają spersonalizowane amulety, ale w tym wypadku będą musiały improwizować, może połączyć kilka kamieni ze względu na to, iż najpewniej przedmiot będzie miał kilku użytkowników. Przekonana pielęgniarka tylko kiwała głową; była jednak na tyle zainteresowana, że przyniosła ze sobą kilka dodatkowych ziół.
— Myślałam nad nadaniem im dwóch funkcji. Jedne, założone dla pacjenta, przeniosą ich wzburzone umysły do ich najszczęśliwszych wspomnień. — zaczęła, wzorując się na swoich pomysłach ze spotkania z Jocelyn. — Drugie, sprawią, że będzie im się wydawało, iż są w jakimś spokojnym, pięknym miejscu. To na wypadek, gdyby niektórzy z odwiedzających szpital nie mieli dobrych wspomnień...
Po przedyskutowaniu wstępnych kwestii, zabrały się do pracy. najpierw, młoda wiedźma zabrała się do kruszenia w moździerzu ziół, które zamierzała użyć jako kadzidło. W ten sposób uzyskany dym, dodatkowo wzmacniał amulety. Wybrała cztery różne kryształy, każdy odpowiadający innej porze roku. Za pomocą magii przemieniła metalowe pierścienie wykute z poszarzałego już złota w obręcze, które zacisnęły się wokół kamieni. Zręcznymi ruchami nadała kształt każdemu z nich, ozdabiając je motywami Słońca i kwiatów. Na koniec wyciągnęła pudełko spod biurka. Trzymała w nim swoje ulubione, najpiękniejsze opale. Miała ich jeszcze całkiem sporo, co ją ucieszyło, musiała przecież wychodzić i znajdować zaciszne miejsce, gdzie mogła je w spokoju szlifować. Wyszeptała kilka zaklęć, po czym cztery z nich idealnie wsunęły się na przygotowane miejsca. Cała procedura chwilę trwała, a jednak czas płynął bardzo szybko. Za oknem panowała całkowita ciemność, kobiety kończyły już któryś kubek kawy. Okazało się, że Ethel, kiedy wyszła ze stanu zadziwienia, oferowała cenne porady dotyczące używanych ziół. Na koniec sama chciała odymić prawie skończone amulety. Koniec.
Chociaż Pandora zaproponowała pielęgniarce, by ta przespała się u niej na kanapie, ta odmówiła. Była zbyt podekscytowana, chciała jak najszybciej wrócić do pracy i je przetestować. W przypływie emocji chciała uściskać młodą wiedźmę, powstrzymała się jednak i ograniczyła do uścisku dłoni. Panna Sheridan również czuła dreszcz emocji, miała wrażenie, że amulet dla Jocelyn również jej wyjdzie. Poprosiła jeszcze na odchodne, by Ethel przysłała jej list, w którym da jej znać czy wszystko działa poprawnie.
Kiedy zamknęła drzwi, nagle ogarnęło ją zmęczenie. Nie wracała już na górę. Padła na łózko z zamiarem odsypiania cały dzień.
| zt
we all have our reasons.
Minigabinet
Szybka odpowiedź