Pokój muzyczny
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Pokój muzyczny
Obszerny pokój na piętrze, w zachodniej części dworku. Okna rzucają widok na pejzaż klifów nad Dover, za dnia oświetlając pokój pełnią słonecznego blasku blasku. Jasne, pastele i bogato zdobione ściany zdobi magiczny gobelin będący drzewem genealogicznym rodu Rosier; gałęzie krewnych ozdobione są czerwonymi różami, które bielą się w chwili śmierci. Dzieci oznaczone są drobnymi pąkami, a zdrajców krwi - ostatni trzy pokolenia temu - zwiędłymi kwiatami pozbawionymi imion. Nowe gałęzie wyrastają i dojrzewają wraz z pojawianiem się kolejnych pokoleń, cały czas znajdując się w sercu drzewa. Najmocniej wyeksponowanym fragmentem komnaty jest czarny fortepian, przy którym ustawiono szeroką ławę - dość szeroką, by przy instrumencie mogły przysiąść dwie osoby. Wśród na stojaku, znajdujących się pod ręką, najłatwiej znaleźć romantycznych kompozytorów, w tym Chopina, oraz suity baletowe w fortepianowej transkrypcji. Na okrągłym kawkowym stoliku nieopodal, przy którym ustawiono wygodne, obite kremowym aksamitem krzesła, znajduje się antyczny porcelanowy wazon, w którym zawsze czerwieni się bukiet świeżych róż. Nieopodal błyszczy stalowa harfa zdobiona morskimi motywami. Miękka, szeroka kanapa niewątpliwie sprzyja odpoczynkowi oraz relaksacji przy popisach artystycznych utalentowanej rodziny. Błyszczący parkiet zdobią jedwabne arabskie dywany, część podłogi jest naga - przystosowana do tańca.
- Och błagam, czy zawsze musimy wtrącać we wszystko mego ojca? Zdaje mi się, jakby był jakąś moją trzecią ręką, której nie udało się odciąć przy narodzinach - zasmucam się, bo przecież widoki na to, że będę ganiał za mustangami z dzikich dolin, kończą się, kiedy tylko pomyślę o panu Carrow. On zaś, słuchając gróźb, próśb i sugestii nie do odrzucenia, które składał mu nestor Carrow, coraz częściej rzucał uwagi i pytania o to, czy już się zdecydowałem. Wolałem wymigiwać się od takowych milczeniem, albo długimi spojrzeniami, jakbym na prawdę się zastanawiał. Ale między Merlinem a prawdą, było tak, że wcale nie chciałem myśleć o małżeństwie. I udawało mi się spychać te rozmyślania na boczny tor ostatnie pięć lat. Niestety, kiedy zbliżałem się do 30, okazywało się, że jednak nie mogę unikać tematu wiecznie. Co więcej, ja sam w sobie zaczynałem rozumieć, że nie mogę. Przecież byłem do licha już dorosłym mężczyzną! Nie mogę pozwolić, by zostać mężem dopiero jako podeszły wiekiem 60-latek. Ba, kto wie, czy bym nawet dożył 60. W obecnym czasie nic nie jest pewne.
Z drugiej strony, zauważyłem już, że te kobiety, których natura porywa moje serce, nie należą do klasy kobiet, które będę zmuszony poślubić. Jestem wręcz przekonany, że jeszcze nie narodziła się taka arystokratka, która by mnie zainteresowała. One wszystkie są tak nudne, że najlepiej, gdybym poznał taką, która nie będzie miała problemu z tym, że nie będę z nią rozmawiał. Bo i o czym rozmawiać z kobietą? Tak, najchętniej zostałbym starym kawalerem, który razem z Danielem będzie przemierzał dalekie krainy i zdobywał tam doświadczenie i bawił się do ranka. Tylko, że takie rzeczy nie przystoją pierworodnym. Jakże okrutnie potraktował mnie los, że zesłał na ten świat przed mym młodszym bratem. - Przecież widziałaś, jak wyglądałem, po powrocie z Maroko. Nie sposób było mnie odróżnić od Shafiqów! - zażartowałem, bo to akurat prawda, że pomimo tego, jakim sentymentem darzę deszczową pogodę wyspiarską, tak moja skóra łapie słońce szybko i opalam się do tego stopnia, iż miejscowi brali mnie za marokańczyka.
Kwestia przyszłości Evandry nie jest jeszcze przesądzona, aczkolwiek mam taką słabość w sobie, że im bardziej mi na kimś zależy, tym więcej czasu poświęcam na snucie ich prawdopodobnych dalszych losów. I tym sposobem właśnie, tak wymyśliłem, że Evandra z wiekiem zapomni o swych młodocianych marzeniach i zamieni się bardziej w swoją matkę. Bardziej, niż by tego chciała. A amerykański przedsiębiorca, a może nawet rosyjski, oni na pewno się pojawią. Kto by nie chciał złożyć wszystkich bogactw swego życia u stóp tej damy? Ktoś kto byłby głupcem. Ona może wziąć co jej, resztę odrzucić, nit nie każe jej się żenić ponownie (nawet w moich wróżbach), ale sądzę, że to gdzie teraz jest, to jeszcze nie jej koniec. Chociaż mógłby być, gdyby zdecydowała się jednak pozostać jedynie szarą eminencją salonu.
Nagle zapominam o wymarzonej dla Evandry przyszłości, bo ta postanawia poinformować mnie, że już krążą plotki o mnie i o pannach, które zabieram na przejażdżki. Niestety, jak się okazuje, po raz kolejny jestem bohaterem takowych, wcale o nie nie zabiegając. Taka to właśnie jest ta salonowa przewrotność. Kiedy chciałbym, by mówili o mnie jako o inteligentnym przedsiębiorcy, oni postanawiają zrobić ze mnie kawalera na wydaniu. Czy jest coś, co bardziej jeszcze mogłoby mnie upodlić. Tym razem jest jeszcze gorzej, bo krążą plotki o tym, jak jedna Lady przyjeżdża do mnie, żeby ubić bieznes dotyczący przerabiania mych wierzchowców na kiełbasy i nagle wszyscy o tym wiedzą!
- A więc krążą już nawet pogłoski... - zastanowiłem się na głos, niestety nie mam w sobie tyle skrytości i umiejetności dobierania słów, kiedy idzie o sprawy plotkarskie, co Evandra i z łatwością dałem się wmanewrować w tą jej gierkę. - Wiesz jak jest, droga kuzynko, na pewno nie jeden dobry biznes mógłbym ukręcić, ale jest dobrze śpieszyć się w tych kwestiach, szczególnie jeżeli ich przedmiot jest tak podejrzany - że też dotarło do uszu Evandry akruat to, że zdarzyło mi się z pewną damą niedawno jeździć. Tylko skąd! Muszę koniecznie dopytać Daniela, dlaczego Brukowie rozpowiadają na prawo i lewo o biznesie jaki ja z nimi mogę mieć. Bo do żywego mnie to dotyka. Kiedy Brukom marzy się zgarnięcie jednego z mych najlepszych ogierów, cały salon plotkuje o tym, jakby to było byle co!
Za nic w świecie nie widziałem tego, co było jasne dla postronnych. Dlatego wspomniała nestora w kontekście mojego siedzenia w Anglii. Ona rozumiała po co były te przejażdżki - ja, nie.
- A widzisz, tutaj cię zaskoczę, bo dopiero co tydzień temu - tryimfalnie uniosłem brwi, żeby jej pokazać jaki jestem światowy i że wiem o czym mówię. - Miałem do załatwienia sprawy z całego miesiąca i nie zamierzam wracać tam aż do października. Ale wynikło z tego coś pozytywnego, bo nawet udało mi się odwiedzić twojego brata w jego restauracji - wzruszyłem ramionami, jak gdyby wizyta w Wenus wcale nie robiła na mnie wrażenia. Robiła za każdym razem, ale tak jak wtedy, tak teraz, sądzę, że te dania najlepiej smakują mi na wynos, kiedy serwowane są u mnie w zamku. -Evandro, wiesz, że wyjście z tobą u boku to czysta słodycz, ale błagam, nie naciskaj. Ale już, dobrze, zajrzę do afisza, a może lepiej Ty powiesz mi na co najbardziej chciałabyś wybrać sie ze swoim ulubionym kuzynem?
Z drugiej strony, zauważyłem już, że te kobiety, których natura porywa moje serce, nie należą do klasy kobiet, które będę zmuszony poślubić. Jestem wręcz przekonany, że jeszcze nie narodziła się taka arystokratka, która by mnie zainteresowała. One wszystkie są tak nudne, że najlepiej, gdybym poznał taką, która nie będzie miała problemu z tym, że nie będę z nią rozmawiał. Bo i o czym rozmawiać z kobietą? Tak, najchętniej zostałbym starym kawalerem, który razem z Danielem będzie przemierzał dalekie krainy i zdobywał tam doświadczenie i bawił się do ranka. Tylko, że takie rzeczy nie przystoją pierworodnym. Jakże okrutnie potraktował mnie los, że zesłał na ten świat przed mym młodszym bratem. - Przecież widziałaś, jak wyglądałem, po powrocie z Maroko. Nie sposób było mnie odróżnić od Shafiqów! - zażartowałem, bo to akurat prawda, że pomimo tego, jakim sentymentem darzę deszczową pogodę wyspiarską, tak moja skóra łapie słońce szybko i opalam się do tego stopnia, iż miejscowi brali mnie za marokańczyka.
Kwestia przyszłości Evandry nie jest jeszcze przesądzona, aczkolwiek mam taką słabość w sobie, że im bardziej mi na kimś zależy, tym więcej czasu poświęcam na snucie ich prawdopodobnych dalszych losów. I tym sposobem właśnie, tak wymyśliłem, że Evandra z wiekiem zapomni o swych młodocianych marzeniach i zamieni się bardziej w swoją matkę. Bardziej, niż by tego chciała. A amerykański przedsiębiorca, a może nawet rosyjski, oni na pewno się pojawią. Kto by nie chciał złożyć wszystkich bogactw swego życia u stóp tej damy? Ktoś kto byłby głupcem. Ona może wziąć co jej, resztę odrzucić, nit nie każe jej się żenić ponownie (nawet w moich wróżbach), ale sądzę, że to gdzie teraz jest, to jeszcze nie jej koniec. Chociaż mógłby być, gdyby zdecydowała się jednak pozostać jedynie szarą eminencją salonu.
Nagle zapominam o wymarzonej dla Evandry przyszłości, bo ta postanawia poinformować mnie, że już krążą plotki o mnie i o pannach, które zabieram na przejażdżki. Niestety, jak się okazuje, po raz kolejny jestem bohaterem takowych, wcale o nie nie zabiegając. Taka to właśnie jest ta salonowa przewrotność. Kiedy chciałbym, by mówili o mnie jako o inteligentnym przedsiębiorcy, oni postanawiają zrobić ze mnie kawalera na wydaniu. Czy jest coś, co bardziej jeszcze mogłoby mnie upodlić. Tym razem jest jeszcze gorzej, bo krążą plotki o tym, jak jedna Lady przyjeżdża do mnie, żeby ubić bieznes dotyczący przerabiania mych wierzchowców na kiełbasy i nagle wszyscy o tym wiedzą!
- A więc krążą już nawet pogłoski... - zastanowiłem się na głos, niestety nie mam w sobie tyle skrytości i umiejetności dobierania słów, kiedy idzie o sprawy plotkarskie, co Evandra i z łatwością dałem się wmanewrować w tą jej gierkę. - Wiesz jak jest, droga kuzynko, na pewno nie jeden dobry biznes mógłbym ukręcić, ale jest dobrze śpieszyć się w tych kwestiach, szczególnie jeżeli ich przedmiot jest tak podejrzany - że też dotarło do uszu Evandry akruat to, że zdarzyło mi się z pewną damą niedawno jeździć. Tylko skąd! Muszę koniecznie dopytać Daniela, dlaczego Brukowie rozpowiadają na prawo i lewo o biznesie jaki ja z nimi mogę mieć. Bo do żywego mnie to dotyka. Kiedy Brukom marzy się zgarnięcie jednego z mych najlepszych ogierów, cały salon plotkuje o tym, jakby to było byle co!
Za nic w świecie nie widziałem tego, co było jasne dla postronnych. Dlatego wspomniała nestora w kontekście mojego siedzenia w Anglii. Ona rozumiała po co były te przejażdżki - ja, nie.
- A widzisz, tutaj cię zaskoczę, bo dopiero co tydzień temu - tryimfalnie uniosłem brwi, żeby jej pokazać jaki jestem światowy i że wiem o czym mówię. - Miałem do załatwienia sprawy z całego miesiąca i nie zamierzam wracać tam aż do października. Ale wynikło z tego coś pozytywnego, bo nawet udało mi się odwiedzić twojego brata w jego restauracji - wzruszyłem ramionami, jak gdyby wizyta w Wenus wcale nie robiła na mnie wrażenia. Robiła za każdym razem, ale tak jak wtedy, tak teraz, sądzę, że te dania najlepiej smakują mi na wynos, kiedy serwowane są u mnie w zamku. -Evandro, wiesz, że wyjście z tobą u boku to czysta słodycz, ale błagam, nie naciskaj. Ale już, dobrze, zajrzę do afisza, a może lepiej Ty powiesz mi na co najbardziej chciałabyś wybrać sie ze swoim ulubionym kuzynem?
Nastawienie Aresa bawiło ją niezmiernie, widząc w nim samą siebie sprzed kilku lat. Kiedyś zastanawiała się czy gdyby dostała nieco więcej czasu na wolność, przedłużając okres panieństwa, lepiej zareagowałaby na jego koniec, a może przyzwyczajona do trwającego stanu zgłosiłaby jeszcze większy sprzeciw? Obserwując kuzyna skłaniała się ku drugiej z opcji, tym samym obiecując sobie, by go subtelnie podpytać.
- Widziałam - przytaknęła, nie kryjąc uśmiechu. - Którejś pannie na pewno przypadnie to do gustu. Kto wie, może wraz z tobą zapragnie odwiedzić tereny Afryki? - Wspólne podróże sprzyjały zacieśnianiu więzi, poznawaniu siebie nawzajem, tworzeniu wspomnień. - Przyznaj, że ucieszyłbyś się, mogąc spędzić czas z damą, której stale imponowałbyś swoją znajomością lokalnych zwyczajów. - Lady Rosier była w stanie na poczekaniu rzucić kilkoma nazwiskami żądnych wrażeń panien, nie każdy jednak pragnął tego, co tak odległe i nieznane. Niektórzy zamykali się w swych zamkach, ograniczając zainteresowanie rozwijającym się światem do absolutnego minimum. Niektórzy w dalszym ciągu słuchali wyłącznie muzyki klasycznej, a pewne panie wciąż nie potrafiły porzucić sztywnych gorsetów. Zresztą bardzo zabawne, że bielizna, tak wstydliwy i zdecydowanie nieporuszany w towarzystwie temat rozmów, jest swojego rodzaju wyznacznikiem nowoczesności. Evandra jako mężatka mogła nosić sznurówkę z fiszbiną tylko podczas wyjść publicznych, co swoją drogą nie było aż tak straszne, zwłaszcza gdy odbicie w lustrze zmieniało się diametralnie. Gdyby noszona konfekcja była stawiana na równi ze znajomością manier i tańców balowych, ulubione przez nią krótkie staniki raczej nie spotkałyby się z aprobatą starszyzny.
O tym, że to panna Burke była tą damą, o której szepczą, Evandra miała się dopiero dowiedzieć. Drobne sekreciki ich ostatniego spotkania były jeszcze bezpieczne, należało cieszyć się tą błogą nieświadomością póki rzucony kamyk nie przerodzi się w istną lawinę. Wzmagające się głosy, liczne domysły, których potwierdzenia będą oczekiwać wygłodniali nowości plotkarze. Nieznający się na polityce ani nauce, bez własnego zdania, zrozumienia rzeczywistości, o umysłach tak ciasnych, że jedyne, o czym można było zamienić z nimi kilka słów, to prywatne życie sąsiadów. Pikantne komentarze o tym kto kogo odprowadził do domu, z kim zatańczył trzy walce pod rząd oraz że na-pewno-nie-był-widziany w słynącym z dyskrecji miejscu, we wiadomym celu. Skandal mógł wyrządzić wiele szkód, zrujnować opinię, zerwać sojusze, zniszczyć życie, nie każdy jednak wiedział, że umiejętnie kierowany mógł być idealnym narzędziem do kształtowania społeczności. Czy był sposób, by lord Carrow mógł zawczasu zaplanować kolejne kroki, tym samym chroniąc się przed klęską? Oczywiście, że tak, o ile zasięgnąłby rady u kogoś bardziej biegłego w temacie plotek. Tylko gdzie takiej osoby szukać?
- Podejrzany? Sądziłam, że obiecujący. - Uniosła brew, nie znając tak dobrze szczegółów inwestycji rodu Carrow. - Czy Lorcan podziela twoje przekonania w tym temacie? Zawsze wydawało mi się, że jesteście zgodni, ale skoro tak, to dlaczego nie zwrócił się do nestora z sugestią zagranicznych kontrahentów wcześniej? - Z nim Evandra nie miała nigdy tak dobrego kontaktu, jak z Aresem. Lorcan zdawał się być bardziej wycofany i skupiony na pasji, podczas gdy jego kuzyn to lekkoduch z nowoczesnymi pomysłami, którego śmiałość i rezolutność bardziej przemawiały do potrzebującej atencji młodej lady. Mimo to zdążyła zauważyć, że tych dwóch potrafi wznieść się ponad zwykłymi, codziennymi sprzeczkami i darzą się sympatią.
Nie każdy miał predyspozycje do stania się lwem salonowym, nie mogła więc od niego wymagać radosnego przyklaśnięcia. Nie zdziwiła ją także wieść o jego wizycie w Wenus, wszak było jednym z najciekawszych miejsc w Londynie. Evandra już miała pytać w której części lokalu bywa częściej, ale w porę uniosła kieliszek do ust, zostawiając niedopowiedzenia i pozwalając sobie na zmianę myśli.
- W porządku, nie będę naciskać - zgodziła się, przybierając pobłażliwy uśmiech, by zaraz obojętnie wzruszyć ramionami. - Po prostu obawiam się, że twój obecny stan ci nie służy. Martwię się, że zamiast być dobrą partią, z czasem staniesz się czyimś… utrapieniem. - Utarło się przekonanie, że na wiek zwraca się szczególną uwagę w przypadku dziewcząt, ale co z panami? Może panny chętniej słuchałyby swoich nestorów, gdyby wyznaczony im małżonek nie odstręczał ich wiekową przepaścią?
- Widziałam - przytaknęła, nie kryjąc uśmiechu. - Którejś pannie na pewno przypadnie to do gustu. Kto wie, może wraz z tobą zapragnie odwiedzić tereny Afryki? - Wspólne podróże sprzyjały zacieśnianiu więzi, poznawaniu siebie nawzajem, tworzeniu wspomnień. - Przyznaj, że ucieszyłbyś się, mogąc spędzić czas z damą, której stale imponowałbyś swoją znajomością lokalnych zwyczajów. - Lady Rosier była w stanie na poczekaniu rzucić kilkoma nazwiskami żądnych wrażeń panien, nie każdy jednak pragnął tego, co tak odległe i nieznane. Niektórzy zamykali się w swych zamkach, ograniczając zainteresowanie rozwijającym się światem do absolutnego minimum. Niektórzy w dalszym ciągu słuchali wyłącznie muzyki klasycznej, a pewne panie wciąż nie potrafiły porzucić sztywnych gorsetów. Zresztą bardzo zabawne, że bielizna, tak wstydliwy i zdecydowanie nieporuszany w towarzystwie temat rozmów, jest swojego rodzaju wyznacznikiem nowoczesności. Evandra jako mężatka mogła nosić sznurówkę z fiszbiną tylko podczas wyjść publicznych, co swoją drogą nie było aż tak straszne, zwłaszcza gdy odbicie w lustrze zmieniało się diametralnie. Gdyby noszona konfekcja była stawiana na równi ze znajomością manier i tańców balowych, ulubione przez nią krótkie staniki raczej nie spotkałyby się z aprobatą starszyzny.
O tym, że to panna Burke była tą damą, o której szepczą, Evandra miała się dopiero dowiedzieć. Drobne sekreciki ich ostatniego spotkania były jeszcze bezpieczne, należało cieszyć się tą błogą nieświadomością póki rzucony kamyk nie przerodzi się w istną lawinę. Wzmagające się głosy, liczne domysły, których potwierdzenia będą oczekiwać wygłodniali nowości plotkarze. Nieznający się na polityce ani nauce, bez własnego zdania, zrozumienia rzeczywistości, o umysłach tak ciasnych, że jedyne, o czym można było zamienić z nimi kilka słów, to prywatne życie sąsiadów. Pikantne komentarze o tym kto kogo odprowadził do domu, z kim zatańczył trzy walce pod rząd oraz że na-pewno-nie-był-widziany w słynącym z dyskrecji miejscu, we wiadomym celu. Skandal mógł wyrządzić wiele szkód, zrujnować opinię, zerwać sojusze, zniszczyć życie, nie każdy jednak wiedział, że umiejętnie kierowany mógł być idealnym narzędziem do kształtowania społeczności. Czy był sposób, by lord Carrow mógł zawczasu zaplanować kolejne kroki, tym samym chroniąc się przed klęską? Oczywiście, że tak, o ile zasięgnąłby rady u kogoś bardziej biegłego w temacie plotek. Tylko gdzie takiej osoby szukać?
- Podejrzany? Sądziłam, że obiecujący. - Uniosła brew, nie znając tak dobrze szczegółów inwestycji rodu Carrow. - Czy Lorcan podziela twoje przekonania w tym temacie? Zawsze wydawało mi się, że jesteście zgodni, ale skoro tak, to dlaczego nie zwrócił się do nestora z sugestią zagranicznych kontrahentów wcześniej? - Z nim Evandra nie miała nigdy tak dobrego kontaktu, jak z Aresem. Lorcan zdawał się być bardziej wycofany i skupiony na pasji, podczas gdy jego kuzyn to lekkoduch z nowoczesnymi pomysłami, którego śmiałość i rezolutność bardziej przemawiały do potrzebującej atencji młodej lady. Mimo to zdążyła zauważyć, że tych dwóch potrafi wznieść się ponad zwykłymi, codziennymi sprzeczkami i darzą się sympatią.
Nie każdy miał predyspozycje do stania się lwem salonowym, nie mogła więc od niego wymagać radosnego przyklaśnięcia. Nie zdziwiła ją także wieść o jego wizycie w Wenus, wszak było jednym z najciekawszych miejsc w Londynie. Evandra już miała pytać w której części lokalu bywa częściej, ale w porę uniosła kieliszek do ust, zostawiając niedopowiedzenia i pozwalając sobie na zmianę myśli.
- W porządku, nie będę naciskać - zgodziła się, przybierając pobłażliwy uśmiech, by zaraz obojętnie wzruszyć ramionami. - Po prostu obawiam się, że twój obecny stan ci nie służy. Martwię się, że zamiast być dobrą partią, z czasem staniesz się czyimś… utrapieniem. - Utarło się przekonanie, że na wiek zwraca się szczególną uwagę w przypadku dziewcząt, ale co z panami? Może panny chętniej słuchałyby swoich nestorów, gdyby wyznaczony im małżonek nie odstręczał ich wiekową przepaścią?
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
- Evandro najsłodsza, co jeżeli te zwyczaje, które znam ja, wcale nie nadają się do tego, by je pokazywać młodej damie - zapłakałem nad swoim losem, z przekąsem wspominając wszystkie wycieczki. Czy chociaż jedna rzecz, której się nauczyłem podczas nich mogła być tą, której nauczyłbym narzeczonej? Już gdyby została moją żoną, to co innego. Nie zdołam zrazić do siebie kogoś, kto ma w perspektywie całe życie u mojego boku, a z narzeczoną to wystarczy jedno krzywe spojrzenie i nagle zareczyny zerwane.
Kuzynka wiedziała, że jak zwykle wyolbrzymiam, lubując się w tym położeniu, które sobie tym sposobem mościłem. Nagle stawałem się udręczonym mężczyzną, którego trzeba głaskać po główce i zapewniać, że jest bardzo ważny, bardzo biedny i że wcale na to nie zasługuje. Współczucie pięknych i miłych pań i ich troska wyrażana w słodki sposób - to wszystko, czego mi było trzeba.
Złożyłem ręce w piramidkę na brzuchu i wzdycham teatralnie.
- Och, a cóż Lorcan mógłby mi, droga kuzynko, tu pomóc. Nawet jego ręce nie są na tyle szerokie, by mnie ochronić przed Najświętszą Ekscelencją Aaronem Carrowem i jego działaniami okołobiznesowymi - przymykam lekko oczy i znów wyciągam rękę, aby napić się zimnego napoju, w który droga Evandra nas wcześniej zaopatrzyła. - Ja oczywiście mam swoje obiekcje, ale wydaje mi się, że tym razem nie zostaną one wysłuchane
A przecież jeszcze tak niewiele wiedziałem.
Tak czy siak, ucieszony, że kuzynka nie pyta co działo się w Wenus (wciąż mam przebłyski tego wieczora, czasami pojawiają się nowe, których dotąd nie pamiętałem i nagle okazuje się, że z rudą pięknością spędziłem więcej czasu, niż zakładałem), miałem nadzieję przejść tematami dalej, może do wydarzenia w którym ma jutro występować, kiedy ona zaczęła grać w drużynie drogiego Najjaśniejszego Nestora Aarona Carrowa. I nagle znów opadła moja głowa męczeńsko na poduszki.
- Evandro, poczekaj, czy ty... właśnie powiedziałaś, że jeszcze nie jestem utrapieniem? Ależ jestem przekonany, że przynajmniej od pięciu lat mógłbym się tytułować tą cechą, zadziwiasz mnie! - uśmiecham się lekko, mając nadzieję, że skoro ją tak wyśmieję, to przynajmniej nie będę musiał słuchać z jej ust wieści o tym, że jako trzydziesto kilku latek na pewno nie bedę mógł wziąć ślubu z żadną piękną panią i zostaną mi tylko same brzydule.
No i dobrze, czy brzydule nie zasługują na przystojnego męża?
Kuzynka wiedziała, że jak zwykle wyolbrzymiam, lubując się w tym położeniu, które sobie tym sposobem mościłem. Nagle stawałem się udręczonym mężczyzną, którego trzeba głaskać po główce i zapewniać, że jest bardzo ważny, bardzo biedny i że wcale na to nie zasługuje. Współczucie pięknych i miłych pań i ich troska wyrażana w słodki sposób - to wszystko, czego mi było trzeba.
Złożyłem ręce w piramidkę na brzuchu i wzdycham teatralnie.
- Och, a cóż Lorcan mógłby mi, droga kuzynko, tu pomóc. Nawet jego ręce nie są na tyle szerokie, by mnie ochronić przed Najświętszą Ekscelencją Aaronem Carrowem i jego działaniami okołobiznesowymi - przymykam lekko oczy i znów wyciągam rękę, aby napić się zimnego napoju, w który droga Evandra nas wcześniej zaopatrzyła. - Ja oczywiście mam swoje obiekcje, ale wydaje mi się, że tym razem nie zostaną one wysłuchane
A przecież jeszcze tak niewiele wiedziałem.
Tak czy siak, ucieszony, że kuzynka nie pyta co działo się w Wenus (wciąż mam przebłyski tego wieczora, czasami pojawiają się nowe, których dotąd nie pamiętałem i nagle okazuje się, że z rudą pięknością spędziłem więcej czasu, niż zakładałem), miałem nadzieję przejść tematami dalej, może do wydarzenia w którym ma jutro występować, kiedy ona zaczęła grać w drużynie drogiego Najjaśniejszego Nestora Aarona Carrowa. I nagle znów opadła moja głowa męczeńsko na poduszki.
- Evandro, poczekaj, czy ty... właśnie powiedziałaś, że jeszcze nie jestem utrapieniem? Ależ jestem przekonany, że przynajmniej od pięciu lat mógłbym się tytułować tą cechą, zadziwiasz mnie! - uśmiecham się lekko, mając nadzieję, że skoro ją tak wyśmieję, to przynajmniej nie będę musiał słuchać z jej ust wieści o tym, że jako trzydziesto kilku latek na pewno nie bedę mógł wziąć ślubu z żadną piękną panią i zostaną mi tylko same brzydule.
No i dobrze, czy brzydule nie zasługują na przystojnego męża?
- Taki światowy, a umysł wciąż ciasny - zacmokała z dezaprobatą, kręcąc przy tym głową. - Więcej wiary i śmiałości, kuzynie. Jestem przekonana, że zdążysz się pozytywnie zdziwić, jeśli tylko dasz im szansę. - Wprawdzie nie wiedziała jakie zwyczaje Ares miał na myśli i gdyby tylko poznała prawdę, to złapałaby się za głowę, lecz była przekonana, że ktoś na pewno będzie miał podobne zainteresowania, co lord Carrow i uda im się złapać połączenie pokrewnych dusz.
Zarówno temat biznesu, jak i wspomnienie imienia lorda nestora Aarona Carrowa były dla niego na tyle drażliwe, że Evandra zdecydowała się nie naciskać i pozwolić mu odetchnąć swobodną wolnością, której namiastki mógł skosztować w pałacowych murach w Kent. Skoro w Yorkshire nie mógł się czuć jak u siebie, to przynajmniej tutaj zadba o jego dobre samopoczucie.
- Na twoją korzyść przemawia obecnie to, że wcale tak często się nie widujemy i wciąż mam przed oczami kochanego Aresa, który zawsze bawił mnie i rozpieszczał, snując opowieści o miejscach, jakie zwiedził i ludziach, jakich poznał. - Mała, zakochana w przygodowych historiach dziewczynka zdążyła już dorosnąć, ale wciąż z zainteresowaniem słuchała o bogatym w podróże życiu innych, chłonąc ich liczne ciekawostki. Sama nigdy nie marzyła o samodzielnych wyjazdach, lubując się w dobrze znanych sobie przestrzeniach.
- Naprawdę chcesz mi powiedzieć, że twój dawny żar strawił resztki tego pełnego pasji czarodzieja, pozostawiając wyłącznie spopielony marazm? Wychodzi na to, że użalanie się nad sobą, to nie jedyne, z czym ci nie do twarzy. - Uraczyła go pozornie obojętną miną, chcąc dać mu do zrozumienia, że nazbyt popada w skrajności. Jeśli kiedykolwiek urządzono by kontest na najbardziej melodramatyczną szlachetnie urodzoną postać, to jedyną osobą, jaka miałaby z Evandrą szansę, był właśnie Ares.
Kiedy wzrok padł na magiczny gobelin, przedstawiający drzewo genealogiczne rodu Rosier, powiodła nim w kierunku własnego imienia, a na jasnej twarzy pojawił się znów delikatny uśmiech na widok drobnego pąku róży. Podniosła się z miejsca, wyciągając dłoń w kierunku kuzyna. - Chodź, chciałabym ci kogoś przedstawić. Na pewno zdążył się już obudzić po drzemce, może będzie mniej markotny, niż ty. - Kolejna jakże istotna zmiana w życiu Evandry, a jakiej Ares nie zdążył jeszcze zobaczyć na własne oczy. Ustalonym niegdyś zwyczajem, prócz wymieniania licznych listów, widywali się raz do roku, by nadrobić zaległości. Zeszłego lata był jednak czas, gdy czuła się tak fatalnie, że zgodzili się przenieść spotkanie na inny termin, a powodem jej niedyspozycji była właśnie istota, która dziewięć miesięcy temu pojawiła się w Château Rose.
Zarówno temat biznesu, jak i wspomnienie imienia lorda nestora Aarona Carrowa były dla niego na tyle drażliwe, że Evandra zdecydowała się nie naciskać i pozwolić mu odetchnąć swobodną wolnością, której namiastki mógł skosztować w pałacowych murach w Kent. Skoro w Yorkshire nie mógł się czuć jak u siebie, to przynajmniej tutaj zadba o jego dobre samopoczucie.
- Na twoją korzyść przemawia obecnie to, że wcale tak często się nie widujemy i wciąż mam przed oczami kochanego Aresa, który zawsze bawił mnie i rozpieszczał, snując opowieści o miejscach, jakie zwiedził i ludziach, jakich poznał. - Mała, zakochana w przygodowych historiach dziewczynka zdążyła już dorosnąć, ale wciąż z zainteresowaniem słuchała o bogatym w podróże życiu innych, chłonąc ich liczne ciekawostki. Sama nigdy nie marzyła o samodzielnych wyjazdach, lubując się w dobrze znanych sobie przestrzeniach.
- Naprawdę chcesz mi powiedzieć, że twój dawny żar strawił resztki tego pełnego pasji czarodzieja, pozostawiając wyłącznie spopielony marazm? Wychodzi na to, że użalanie się nad sobą, to nie jedyne, z czym ci nie do twarzy. - Uraczyła go pozornie obojętną miną, chcąc dać mu do zrozumienia, że nazbyt popada w skrajności. Jeśli kiedykolwiek urządzono by kontest na najbardziej melodramatyczną szlachetnie urodzoną postać, to jedyną osobą, jaka miałaby z Evandrą szansę, był właśnie Ares.
Kiedy wzrok padł na magiczny gobelin, przedstawiający drzewo genealogiczne rodu Rosier, powiodła nim w kierunku własnego imienia, a na jasnej twarzy pojawił się znów delikatny uśmiech na widok drobnego pąku róży. Podniosła się z miejsca, wyciągając dłoń w kierunku kuzyna. - Chodź, chciałabym ci kogoś przedstawić. Na pewno zdążył się już obudzić po drzemce, może będzie mniej markotny, niż ty. - Kolejna jakże istotna zmiana w życiu Evandry, a jakiej Ares nie zdążył jeszcze zobaczyć na własne oczy. Ustalonym niegdyś zwyczajem, prócz wymieniania licznych listów, widywali się raz do roku, by nadrobić zaległości. Zeszłego lata był jednak czas, gdy czuła się tak fatalnie, że zgodzili się przenieść spotkanie na inny termin, a powodem jej niedyspozycji była właśnie istota, która dziewięć miesięcy temu pojawiła się w Château Rose.
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
- Mam takie nieodparte wrażenie, droga Evandro, że chyba chcesz mi kogoś przedstawić? - unoszę brew, gotów już powiedzieć jej, że bardzo dobrze radzę sobie w zdobywaniu damskiej uwagi. Gorzej już idzie mi w samej rozmowie, ale jak mówi Daniel: im mniej mówisz, tym lepiej. Dlatego ostatnio nie odezwałem się ani jednym słowem, a panna już była na kolanach. Oczywiście, inna sprawa, że to była panna z domu publicznego brata Evandry. A one chyba mają nawet płacone za to, żeby zgadywać, czego chce klient. Zastanawiałem się, kogo kuzynka chciałaby mi przedstawić... ale niedługo, dość szybko uznając, że skoro zna mnie, to nie posunęłaby się do podobnego czynu.
I bardzo to zgrabnie nazwane, że mam się czuć tu bardziej jak w domu, ale chyba nazwisko mi na to nie pozwala, bym się faktycznie mógł dobrze poczuć w tych murach. Staram się nierobić przykrości kuzynce, ale cierpię bardzo.
- Teraz jesteś okrutna - odpowiadam z uśmiechem kłębiącym się na ustach, przyjmując to oświadczenie, że z czymś jest mi nie do twarzy. Niech moja droga przestanie kpić, bo doprawdy, trochę przesadza! A może właśnie ten melodramatyzm tak nas ze sobą złączył? Mamy w pewien sposób podobnie skonstruowane dusze. Gotowi w każdej chwili snuć wymyślone wątki w głowach, przejmujemy się na zapas, a może t ylko ja tak mam? Król paranoi, tak mógłbym się tytułować. Na każdą sytuację mam przynajmniej tuzin domysłów i teorii. I niech się nie obraża droga kuzynka, że przegrałaby ze mną ten kontest. Tak naprawdę, wszystko zależy od sędziów.
Czy więc tak miały wyglądać nasze spotkania. Raz na rok, te kilka godzin w pokoju kuzynki? Rzeczywiście nie widziałem jej tyle czasu i powinienem może powiedzieć, że schudła, że chyba zrobiła coś z włosami i spytać czy na pewno się wysypia... ale zamiast tego legnąłem na jej kanapie i kazałem sobie podawać drinki. Kiedy tak teraz o tym myślę.. słysząc oczywiście jak wytyka mi moje wady - jak na porządną kuzynkę przystało, poczułem, że jest mi po prostu za siebie samego wstyd. Dlatego układam się znów w pozie siedzącej i piję grzecznie lekkiego drinka. Aż wreszcie Evandra proponuje przejście do najważniejszego gościa spotkania!
- No wreszcie! Już zaczynałem podejrzewać, że rodzina kazała ci koniecznie chronić dziecko przed Carrowami - wzniosłem oczy ku górze, podejrzewając, że pewnie ku pamięci dawnych zwad pomiędzy rodami, mój nestor polecił by mi rzecz podobną. Wstałem energicznie, jakby zapominając o całym tym gorącu, które mnie powaliło i poprawiam włosy. - Jak wyglądam? - podpytuję jeszcze Evandrę, a później idę poznać mojego... no powiedziałbym siostrzeńca, skoro Evandra jest prawie jak moja siostra.
/zt
I bardzo to zgrabnie nazwane, że mam się czuć tu bardziej jak w domu, ale chyba nazwisko mi na to nie pozwala, bym się faktycznie mógł dobrze poczuć w tych murach. Staram się nierobić przykrości kuzynce, ale cierpię bardzo.
- Teraz jesteś okrutna - odpowiadam z uśmiechem kłębiącym się na ustach, przyjmując to oświadczenie, że z czymś jest mi nie do twarzy. Niech moja droga przestanie kpić, bo doprawdy, trochę przesadza! A może właśnie ten melodramatyzm tak nas ze sobą złączył? Mamy w pewien sposób podobnie skonstruowane dusze. Gotowi w każdej chwili snuć wymyślone wątki w głowach, przejmujemy się na zapas, a może t ylko ja tak mam? Król paranoi, tak mógłbym się tytułować. Na każdą sytuację mam przynajmniej tuzin domysłów i teorii. I niech się nie obraża droga kuzynka, że przegrałaby ze mną ten kontest. Tak naprawdę, wszystko zależy od sędziów.
Czy więc tak miały wyglądać nasze spotkania. Raz na rok, te kilka godzin w pokoju kuzynki? Rzeczywiście nie widziałem jej tyle czasu i powinienem może powiedzieć, że schudła, że chyba zrobiła coś z włosami i spytać czy na pewno się wysypia... ale zamiast tego legnąłem na jej kanapie i kazałem sobie podawać drinki. Kiedy tak teraz o tym myślę.. słysząc oczywiście jak wytyka mi moje wady - jak na porządną kuzynkę przystało, poczułem, że jest mi po prostu za siebie samego wstyd. Dlatego układam się znów w pozie siedzącej i piję grzecznie lekkiego drinka. Aż wreszcie Evandra proponuje przejście do najważniejszego gościa spotkania!
- No wreszcie! Już zaczynałem podejrzewać, że rodzina kazała ci koniecznie chronić dziecko przed Carrowami - wzniosłem oczy ku górze, podejrzewając, że pewnie ku pamięci dawnych zwad pomiędzy rodami, mój nestor polecił by mi rzecz podobną. Wstałem energicznie, jakby zapominając o całym tym gorącu, które mnie powaliło i poprawiam włosy. - Jak wyglądam? - podpytuję jeszcze Evandrę, a później idę poznać mojego... no powiedziałbym siostrzeńca, skoro Evandra jest prawie jak moja siostra.
/zt
Czekała na nią już w przejściu, nie mogąc doczekać się, by zobaczyć przyjaciółkę. Ich poprzednie spotkanie napełniło ją energią, jakiej potrzebowała do dalszego działania. Jak na rannego ptaszka przystało wstała wraz ze wschodem słońca i wzięła krótką, chłodną kąpiel. Od kiedy przestała czytać wannie, uważała wylegiwanie się w niej za marnowanie czasu. Co to za przyjemność, kiedy nie słychać szumu fal, a wiatr nie smaga po policzkach? Wraz z nadejściem jesieni porzuciła pastelowe kolory swojej garderoby na rzecz ciemniejszych granatów i szarości. Za każdym razem, gdy przeglądała się w lustrze, dostrzegała w jego odbiciu szkarłaty, które cierpliwie czekały na swoją kolej, na to, aż będzie na nie prawdziwie gotowa.
Tuż po śniadaniu złożonym z maślanych bułeczek z kozim serem i smażonymi rzodkiewkami zajęła się planowaniem drugiej połowy miesiąca. Głowę miała pełną pomysłów, należało je uporządkować i wprowadzić w życie. Dłuższą chwilę zajęło jej przeglądanie zaproponowanych wzorów papeterii; nie mogła zdecydować czy lepsze będzie naturalne tłoczenie, czy też zdobienie barwnikiem, ostatecznie wybierając oszczędny w kolorach papier. Napisała kilka listów, które zalała złotym lakiem i opatrzyła pieczęcią. Wzięła sobie do serca słowa przyjaciółek, jak i Tristana. Był przecież pierwszym, który popychał ją tego lata w kierunku działania i gdyby nie jego wsparcie, zapewne nie przystałaby tak szybko na składane przez Aquilę propozycje. Przygotowując listę nazwisk kolejnych wiadomości zorientowała się, że z niektórymi nie miała przyjemności korespondować. W takich momentach żałowała, że ma z Cedriną wciąż tak słaby kontakt, bo z jej pomocą część obowiązków przestałaby swym ogromem tak przerażać. Tymczasem postanowiła się brać zbyt wiele na raz i zaczekać na wiadomość od lady Adeline Burke, której opinie zawsze sobie ceniła.
- Nareszcie jesteś, nie zmarzłaś? - spytała troskliwie, kiedy Primrose stanęła w drzwiach pałacu, a skrzat odbierał już jej płaszcz. - Zarządziłam herbatę różaną, z pewnością nie odmówisz? - Bardziej stwierdziła, niż zapytała, prosząc przyjaciółkę do pokoju muzycznego. Przeszły przez przestronny, jasny hol i podążyły korytarzem na piętrze. Zdobione ławeczki obite błękitnym aksamitem, kryształowe żyrandole, w porcelanowych wazach czerwone róże. Wystrój pałacu był dopracowany w każdym pałacu, napawał Evandrę dumą za każdym razem, gdy miała okazję, by go podziwiać.
Kiedy dotarły do pastelowego pokoju muzycznego, na okrągłym stoliku kawowym była już złota taca z porcelanowymi filiżankami zdobionymi w różane motywy, tuż obok pękaty dzbanek na zgrabnej nóżce. Przy czarnym fortepianie znajdował się już przeniesiony tu przez skrzaty futerał ze skrzypcami Primrose.
- To tu dzieje się prawdziwa magia - la magie de la musique! - zapowiedziała, witając ją w swoich ulubionych - poza własnymi komnatami - progach. - Masz nastrojony instrument? Pokaż, zaraz sprawdzę, a ty możesz mi opowiedzieć jak upłynęły ci ostatnie dni. Czy ruszyłyście już z pracą z Adeline? Pisałam do niej dzień po naszym spotkaniu przy Grimmauld Place, liczę że pomoże mi zebrać poparcie kilku osób. W końcu działamy w słusznej sprawie, prawda? - Oczywistym było, że nie chciała tego poparcia dla siebie, a dla Aquili, która zaangażowania się w sprawę potrzebowała najbardziej z nich. Wskazała Primrose jedną z sof, by mogła swobodnie rozłożyć się z przyniesionym przez siebie sprzętem. - Powiedz mi, proszę, to twój pierwszy instrument? Wspominałaś, że pobierasz lekcje skrzypiec, ale nie mówiłaś skąd w ogóle ten pomysł? - Kiedy tylko Evandra zajęła miejsce na krześle, dzbanek z herbatą uniósł się w powietrzu i uzupełnił obie filiżanki naparem. Ledwie drgnęło wieko cukiernicy, a półwila posłała jej zniecierpliwione spojrzenie. - Nie żartuj sobie, róże są naturalnie słodkie. Czy ty słodzisz kwiaty, Prim? - Do swej dyskusji z cukiernicą potrzebowała argumentów, zwróciła się więc do panny Burke w poszukiwaniu poparcia.
[bylobrzydkobedzieladnie]
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Ostatnio zmieniony przez Evandra Rosier dnia 26.03.21 12:35, w całości zmieniany 2 razy
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Wstała tego dnia z ciężkim sercem, które w metaforyczny sposób bolało Primrose. W normalnych warunkach cieszyłaby się na spotkanie z przyjaciółką, wręcz niecierpliwie wyczekiwała, a dziś miała ochotę skłamać i wysłać sowę, że źle się czuje i nie może się z nią spotkać. Wciąż słyszała w głowie słowa Francisa, odtwarzała w pamięci ich rozmowę w Wenus sprzed paru dni. Chciał by zapomniała, ale nie da się. Najzwyczajniej w świecie nie da się spakować wspomnienia w pudełko, zamykając na klucz, gdyż nawet wyjęte z głowy może zostać odtworzone w myślodsiewni. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze jakby chciała się upewnić w podjętej decyzji, która nie była dla niej łatwa ani prosta. Musiała zadać sobie to samo pytanie, które zadała lordowi Lestrange: Czy robi to dla siebie czy dla Evandry? Jednak prawda była taka, że Prim nie dysponowała żadnymi faktami, żadnymi informacjami. Francis niczemu nie zaprzeczył, ale też niczego nie potwierdził, poza tym, że między słowami otrzymała wiele odpowiedzi, praktycznie na każde swoje pytanie. A na koniec oznajmił, że to on musi powiedzieć o wszystkim siostrze. Ona zaś została powiernikiem pewnej informacji, zresztą niekompletnej, z którą mogła wiele zrobić i zarówno nic. Nie była jednak tchórzem i ostatecznie nie wysłała sowy. Musiała wypić gorzką rzeczywistość, którą sama sobie uwarzyła. Niczym nieudany eliksir. Zabierając futerał ze skrzypcami narzuciła na ramiona płaszcz i udała się do posiadłości rodu Rosier. Oddając okrycie wierzchnie skrzatowi przywitała się z przyjaciółką przywołując na twarzy ciepły uśmiech.
-Nie zdążyłam zmarznąć - odparła ze spokojem w głosie, choć w środku cała drżała. Bała się, że Evandra zaraz wszystko wyłapie, zacznie zadawać pytania, ale na szczęście poprowadziła ją dalej, do wnętrz pałacu, tak odmiennych od tych w Durham. Tu królowały miękkie linie, jasne kolory i zwiewność, w których czasami Prim czuła się niezręcznie, niczym wyrwana z innej bajki. - Tak, wszystko przygotowałam.
Zapewniła lady Rosier lekko rozbawiona jej zaborczością, kiedy wyciągnęła swoje dłonie po skrzypce Prim. Jednak podała jej instrument jednocześnie odpowiadając na pytania. - Tak. Mamy już plan, szczegóły będę omawiać z bratem za parę dni.
Musiała odczekać parę dni aż jego gniew wobec młodszej siostry ostygnie na tyle aby chciał z nią podjąć rozmowę. Nie wiedziała co bardziej ją stresuje, przebywanie w obecności Evandry czy świadomość starcia z bratem. Ostatnio każdy jej dzień niósł za sobą stres, czuła, że wpadła w spiralę konsekwencji własnych decyzji, a te się piętrzyły nad jej głową. Lady Rosier zaś była pełna energii i wigoru, chętna do działania. Dawno nie widziała jej takie zdeterminowanej, taki widok jednak cieszył, oznaczało to, że choroba nie dawała się jej we znaki. Pamiętała jeszcze jak jakiś czas temu serpentyna przykuła ją do łóżka, a słowa Francisa wróciły jak niechciany bumerang i uderzyły w lady Burke: Niech cię diabli, lordzie Lestrange! Wzięła głębszy wdech, aby uspokoić myśli i zebrać się na odpowiedź.
-Everard grał na skrzypcach, a jakiś czas temu znalazłam jego stare nuty i uznałam… że chcę nauczyć się grać na tym instrumencie. - Każdy z braci miał swoją pasję, nawet jeżeli się z tym ukrywali. A Everard odszedł zdecydowanie za wcześnie. Zerknęła rozbawiona na cukierniczkę, a potem na przyjaciółkę, ta dyskusja mogła być iście ciekawa. Pokręciła głową. - Słodzić kwiaty? To istna zbrodnia!
Odpowiedziała z cichym śmiechem w głosie rozluźniając się na chwilę. Może uda się jej przebrnąć przez to spotkanie, może z czasem rzeczywiście zapomni o tym co słyszała?
-Sądzę, że moja bratowa niedługo ci odpisze wykładając swoje propozycje i plan. Jest bardzo skrupulatna w takich kwestiach - zapewniła przyjaciółkę, a w myślach dodała, że żona Edgara bywała czasami aż z a skrupulatna.
-Jak idą Twoje przygotowania? - Zapytała jeszcze ciekawa co takiego zdążyła już zrobić lady Rosier w kwestii akcji jaką zaplanowała Aquila.
-Nie zdążyłam zmarznąć - odparła ze spokojem w głosie, choć w środku cała drżała. Bała się, że Evandra zaraz wszystko wyłapie, zacznie zadawać pytania, ale na szczęście poprowadziła ją dalej, do wnętrz pałacu, tak odmiennych od tych w Durham. Tu królowały miękkie linie, jasne kolory i zwiewność, w których czasami Prim czuła się niezręcznie, niczym wyrwana z innej bajki. - Tak, wszystko przygotowałam.
Zapewniła lady Rosier lekko rozbawiona jej zaborczością, kiedy wyciągnęła swoje dłonie po skrzypce Prim. Jednak podała jej instrument jednocześnie odpowiadając na pytania. - Tak. Mamy już plan, szczegóły będę omawiać z bratem za parę dni.
Musiała odczekać parę dni aż jego gniew wobec młodszej siostry ostygnie na tyle aby chciał z nią podjąć rozmowę. Nie wiedziała co bardziej ją stresuje, przebywanie w obecności Evandry czy świadomość starcia z bratem. Ostatnio każdy jej dzień niósł za sobą stres, czuła, że wpadła w spiralę konsekwencji własnych decyzji, a te się piętrzyły nad jej głową. Lady Rosier zaś była pełna energii i wigoru, chętna do działania. Dawno nie widziała jej takie zdeterminowanej, taki widok jednak cieszył, oznaczało to, że choroba nie dawała się jej we znaki. Pamiętała jeszcze jak jakiś czas temu serpentyna przykuła ją do łóżka, a słowa Francisa wróciły jak niechciany bumerang i uderzyły w lady Burke: Niech cię diabli, lordzie Lestrange! Wzięła głębszy wdech, aby uspokoić myśli i zebrać się na odpowiedź.
-Everard grał na skrzypcach, a jakiś czas temu znalazłam jego stare nuty i uznałam… że chcę nauczyć się grać na tym instrumencie. - Każdy z braci miał swoją pasję, nawet jeżeli się z tym ukrywali. A Everard odszedł zdecydowanie za wcześnie. Zerknęła rozbawiona na cukierniczkę, a potem na przyjaciółkę, ta dyskusja mogła być iście ciekawa. Pokręciła głową. - Słodzić kwiaty? To istna zbrodnia!
Odpowiedziała z cichym śmiechem w głosie rozluźniając się na chwilę. Może uda się jej przebrnąć przez to spotkanie, może z czasem rzeczywiście zapomni o tym co słyszała?
-Sądzę, że moja bratowa niedługo ci odpisze wykładając swoje propozycje i plan. Jest bardzo skrupulatna w takich kwestiach - zapewniła przyjaciółkę, a w myślach dodała, że żona Edgara bywała czasami aż z a skrupulatna.
-Jak idą Twoje przygotowania? - Zapytała jeszcze ciekawa co takiego zdążyła już zrobić lady Rosier w kwestii akcji jaką zaplanowała Aquila.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Przyzwyczajona do miękkich linii oraz jasnych kolorów Evandra nie czuła zagubienia wśród strzelistych wież i przestronnych korytarzy, ale także też w otoczeniu masywnych murów czy przenikającej ciemności. Mało kto wiedział, że spacery zawiłymi, podziemnymi przejściami wzbudzały w niej radość i ekscytację na myśl o nieznanym. Ile tajemnic kryło się w każdym z pokracznych cieni?
- Świetny pomysł - stwierdziła na wspomnienie Everarda, którego śmierć odbiła się przed laty nie tylko na Primrose, ale i otaczających ją przyjaciołach. Wraz z Aquilą i Rigelem starali się ją wspierać, lecz panna Burke, jak to przedstawiciele jej rodu mieli w zwyczaju, nie obnosiła się ze swoim smutkiem.
Uchyliła wieko wyłożonego miękkim materiałem futerału. Przesunęła palcami po lakierowanym gryfie; wciąż dziwiło ją jak można było grać na czterech strunach. Nie miała dotychczas przyjemności sięgać do skrzypiec, to inny instrument skradł jej serce. Początki zwykle bywają trudne, także w przypadku Evandry nie obeszło się bez potknięć, zranionych palców czy braku motywacji, lecz dzięki temu lubiła powtarzać, jak na własnej skórze nauczyła się, że cierpienie może być spoiwem w prawdziwej miłości.
Serpentyna lubiła dawać się we znaki, zwłaszcza w najmniej odpowiednich momentach. Zawsze wyczuwała nadchodzące osłabienie, mięknące kolana, rozmazujące się przed oczami obrazy. Krótka chwila, ułamek sekundy i zaraz po tym palący ból rozdzierał od środka, niszcząc kolejno najsłabsze organy. Nie zawsze był to dzień wyjęty z życia. Choć wielu powtarzało, że do bólu i ataków nie można było się przyzwyczaić, Evandra starała się nie rezygnować z codzienności, walcząc z łamiącym bólem, mdłościami i łzami, jakie same cisnęły się do oczu. Zaprzyjaźniona z kłamstwem i pogodzona z bezsilnością już od najmłodszych lat bagatelizowała swój stan, byleby nie musieć rezygnować ze zwykłych aktywności - lekcja pływania, piknik u lady Nott, wyjście do Hogsmeade, zajęcia z eliksirów. Pojedyncze wydarzenia niczym krople napełniające czarę goryczy nie budziły już żalu, ani nawet złości. Jak mogła być szczęśliwą czarownicą, gdyby przejmowała się każdym z nich?
- Słyszysz? Zbrodnia! - powtórzyła za Primrose w kierunku cukiernicy i wywróciła oczami z udawaną niecierpliwością, kiedy w wyniku dyskusji wieko zdobionego różami porcelanowego naczynia zamknęło się z cichym trzaskiem. - Zbyt wolno, by zadowolić moje oczekiwania. - Pozwoliła sobie na krótkie westchnienie, wskazując przyjaciółce filiżankę. - Stale uczę się cierpliwości i wyrozumiałości. Czy wiedziałaś, że nie wszyscy odpisują na listy w dniu ich otrzymania? Niektórym napisanie kilku słów sprawia tak wielki problem, iż każą mi czekać. Słyszałaś o podobnym nietakcie? - Posłała Primrose uśmiech, dając jej tym samym do zrozumienia, że celowo wyolbrzymia mało istotny problem. Chciała poruszyć dziś z przyjaciółką trudny, acz ważny temat, zwłaszcza po otrzymaniu zaniepokojonej wiadomości od Aquili. Nie miała jednak zwyczajów lordów Durham, do konkretów zwykła przechodzić dopiero w chwili, gdy jej rozmówca czuł się w jej towarzystwie odpowiednio swobodnie. - Prawdę mówiąc potrzebuję Adeline - odezwała się już po chwili zmienionym, bardziej naturalnym głosem pozbawionym żartobliwego tonu. - Zawsze jawiła się przed moimi oczami jako odpowiednia do wyznaczonej pozycji dama. Sama podkreślasz jej skrupulatność, zapewne wiesz o czym mówię. - Adeline Burke może i nie miała większego doświadczenia jako lady doyenne, ale jako żona na pewno. W towarzystwie Makowej Pani zawsze czuła powagę złożonego na jej ramionach ciężaru obowiązków, podziwiała ją i wierzyła, że w przyszłości uda im się zawiązać bliższą znajomość. - Chciałabym nie ograniczać się do sięgania po rady z wyłącznie jednego źródła. Bardzo szanuję wiedzę i doświadczenie otaczających mnie kobiet, ale czy nie byłoby kołtunerią ignorować mądrość innych?
W zamyśleniu sięgnęła po własną filiżankę i przez krótką chwilę przyglądała się Primrose, nosząc się z zamiarem zadania kolejnego pytania. Zaledwie dzień wcześniej wymieniła kilka wiadomości z panną Black na temat zaręczyn byłej Krukonki. Czy popełniła błąd sięgając po dyplomację, pomijając własne obawy na temat kuzyna? Słowa krzywdziły bardziej, niż gesty, należało więc dobierać je z niezwykłą starannością. Jak wielkich problemów zrobiłaby zarówno przyjaciółce, jak i Aresowi, gdyby opowiedziała o zawieszonej między nimi niepewności? - Em… Primrose? - zaczęła ostrożnym tonem, który z pewnością podpowiedział już młodej kobiecie o zmianie tematu na poważniejszy. - Przed pogrzebem Alpharda przysłałaś mi list, na który przepraszam, że nie odpowiedziałam. Uznałam, że znajdziemy chwilę na rozmowę, lecz jak widzisz... - Spojrzenie błękitnych oczu przesuwało się po jasnej, obsypanej piegami. - Wspomniałaś o nadchodzącym spotkaniu z twoim przyszłym małżonkiem. Czy on… odpowiada twoim oczekiwaniom?
- Świetny pomysł - stwierdziła na wspomnienie Everarda, którego śmierć odbiła się przed laty nie tylko na Primrose, ale i otaczających ją przyjaciołach. Wraz z Aquilą i Rigelem starali się ją wspierać, lecz panna Burke, jak to przedstawiciele jej rodu mieli w zwyczaju, nie obnosiła się ze swoim smutkiem.
Uchyliła wieko wyłożonego miękkim materiałem futerału. Przesunęła palcami po lakierowanym gryfie; wciąż dziwiło ją jak można było grać na czterech strunach. Nie miała dotychczas przyjemności sięgać do skrzypiec, to inny instrument skradł jej serce. Początki zwykle bywają trudne, także w przypadku Evandry nie obeszło się bez potknięć, zranionych palców czy braku motywacji, lecz dzięki temu lubiła powtarzać, jak na własnej skórze nauczyła się, że cierpienie może być spoiwem w prawdziwej miłości.
Serpentyna lubiła dawać się we znaki, zwłaszcza w najmniej odpowiednich momentach. Zawsze wyczuwała nadchodzące osłabienie, mięknące kolana, rozmazujące się przed oczami obrazy. Krótka chwila, ułamek sekundy i zaraz po tym palący ból rozdzierał od środka, niszcząc kolejno najsłabsze organy. Nie zawsze był to dzień wyjęty z życia. Choć wielu powtarzało, że do bólu i ataków nie można było się przyzwyczaić, Evandra starała się nie rezygnować z codzienności, walcząc z łamiącym bólem, mdłościami i łzami, jakie same cisnęły się do oczu. Zaprzyjaźniona z kłamstwem i pogodzona z bezsilnością już od najmłodszych lat bagatelizowała swój stan, byleby nie musieć rezygnować ze zwykłych aktywności - lekcja pływania, piknik u lady Nott, wyjście do Hogsmeade, zajęcia z eliksirów. Pojedyncze wydarzenia niczym krople napełniające czarę goryczy nie budziły już żalu, ani nawet złości. Jak mogła być szczęśliwą czarownicą, gdyby przejmowała się każdym z nich?
- Słyszysz? Zbrodnia! - powtórzyła za Primrose w kierunku cukiernicy i wywróciła oczami z udawaną niecierpliwością, kiedy w wyniku dyskusji wieko zdobionego różami porcelanowego naczynia zamknęło się z cichym trzaskiem. - Zbyt wolno, by zadowolić moje oczekiwania. - Pozwoliła sobie na krótkie westchnienie, wskazując przyjaciółce filiżankę. - Stale uczę się cierpliwości i wyrozumiałości. Czy wiedziałaś, że nie wszyscy odpisują na listy w dniu ich otrzymania? Niektórym napisanie kilku słów sprawia tak wielki problem, iż każą mi czekać. Słyszałaś o podobnym nietakcie? - Posłała Primrose uśmiech, dając jej tym samym do zrozumienia, że celowo wyolbrzymia mało istotny problem. Chciała poruszyć dziś z przyjaciółką trudny, acz ważny temat, zwłaszcza po otrzymaniu zaniepokojonej wiadomości od Aquili. Nie miała jednak zwyczajów lordów Durham, do konkretów zwykła przechodzić dopiero w chwili, gdy jej rozmówca czuł się w jej towarzystwie odpowiednio swobodnie. - Prawdę mówiąc potrzebuję Adeline - odezwała się już po chwili zmienionym, bardziej naturalnym głosem pozbawionym żartobliwego tonu. - Zawsze jawiła się przed moimi oczami jako odpowiednia do wyznaczonej pozycji dama. Sama podkreślasz jej skrupulatność, zapewne wiesz o czym mówię. - Adeline Burke może i nie miała większego doświadczenia jako lady doyenne, ale jako żona na pewno. W towarzystwie Makowej Pani zawsze czuła powagę złożonego na jej ramionach ciężaru obowiązków, podziwiała ją i wierzyła, że w przyszłości uda im się zawiązać bliższą znajomość. - Chciałabym nie ograniczać się do sięgania po rady z wyłącznie jednego źródła. Bardzo szanuję wiedzę i doświadczenie otaczających mnie kobiet, ale czy nie byłoby kołtunerią ignorować mądrość innych?
W zamyśleniu sięgnęła po własną filiżankę i przez krótką chwilę przyglądała się Primrose, nosząc się z zamiarem zadania kolejnego pytania. Zaledwie dzień wcześniej wymieniła kilka wiadomości z panną Black na temat zaręczyn byłej Krukonki. Czy popełniła błąd sięgając po dyplomację, pomijając własne obawy na temat kuzyna? Słowa krzywdziły bardziej, niż gesty, należało więc dobierać je z niezwykłą starannością. Jak wielkich problemów zrobiłaby zarówno przyjaciółce, jak i Aresowi, gdyby opowiedziała o zawieszonej między nimi niepewności? - Em… Primrose? - zaczęła ostrożnym tonem, który z pewnością podpowiedział już młodej kobiecie o zmianie tematu na poważniejszy. - Przed pogrzebem Alpharda przysłałaś mi list, na który przepraszam, że nie odpowiedziałam. Uznałam, że znajdziemy chwilę na rozmowę, lecz jak widzisz... - Spojrzenie błękitnych oczu przesuwało się po jasnej, obsypanej piegami. - Wspomniałaś o nadchodzącym spotkaniu z twoim przyszłym małżonkiem. Czy on… odpowiada twoim oczekiwaniom?
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Jeszcze przez chwilę patrzyła z rozbawieniem w zielono szarych oczach na zmagania przyjaciółki z cukierniczką, a kiedy ta zamknęła się z cichym trzaskiem dezaprobaty zerknęła jak lady Rosier ocenia jej instrument. Nie musiała się martwić, że skrzypce zostaną uszkodzone, gdyż ufała przyjaciółce i widziała jej oddanie harfie. A połączenie tych dwóch instrumentów mogło stworzyć ciekawe połączenie, które chciała bardzo usłyszeć. Pokręciła lekko głową kiedy Evandra zaczęła iście teatralnie się oburzać na brak odpowiedzi tego samego dnia. Pochyliła się w jej stronę i powiedziała konspiracyjnym szeptem.
-Mnie się też to zdarza - po czym wyprostowała się, a wesołość była odmalowana na jej twarzy ozdobionej piegami. Przestała je ukrywać uznając, że z pewnymi rzeczami się pogodzić, a lady Primrose Burke otrzymała po przodkach piegi, które teraz stanowiły jej znak rozpoznawczy, wśród dam, które czyniły wszystko aby za wszelką cenę ukryć swoje “pocałunki słońca” jak zwykła mawiać jedna z jej niań kiedy była jeszcze podlotkiem. Takim, który bardzo przeżywał, że ma szopę ciemnych włosów i piegi oraz za duży nos. Oraz kacze usta. Och, to była jej zmora będąc nastolatką.
-Cierpliwość jest cnotą, tak słyszałam - dodała jeszcze siadając na kanapie by poczęstować się herbatą. - Choć sama jestem z nią na bakier to cieszę się, że ty starasz się osiągnąć perfekcję.
Mówiła trochę z przekąsem, jakby droczyła się z przyjaciółką, po czym uniosła filiżankę i skosztowała herbaty, która była doprawdy przepyszna. Kto jak kto, ale Evandra wiedziała jak zadbać o swoich gości.
-Jeżeli poszukujesz porady, perfekcyjności, pedantyzmu i pietyzmu to moja bratowa jest do tego idealna. Czasami jej nie lubię. - Zażartowała, ponieważ była oddana Adeline i ceniła sobie jej rady oraz uwagi. Nie zmieniało to faktu, że czasami Makowa Pani działała młodej lady na nerwy. Bywała zbyt idealna, zbyt elegancka… jeżeli w przypadku żony nestora można być “zbyt”. Primrose poniekąd się cieszyła, że nie została zaręczona z potencjalnym lordem nestorem w przyszłości. Z tego co rozumiała Icar miał większe szanse na stanie się nim. A Ares zdawało się jej, że nie pali się do roli nestora. - Ważne, żeby zasięgnąć rady osób, które są pewnym autorytetem lub cieszą się dobrą opinią. Choć sama lubię eksperymentować i lubię posłuchać osób, które może nie są znane, ale mogą mieć świeże spojrzenie na dany temat.
Czasami autorytety były tak zapatrzone w siebie i w swoich wielbicieli, że nie zwracały uwagi na to, że powinny nadal się rozwijać. Spoczywały na laurach tym samym pogrążając samych siebie. Upiła kolejny łyk herbaty czekając, znała Syrenkę. Wiedziała, że ta lubiła przygotowywać grunt pod rozmowę. Oswajała swojego rozmówcę, a znały się nie od dziś więc Prim nie przeszkadzało to, a wręcz tym razem była wdzięczna za to, że w ogóle Evandra nie zaprzestała swoich praktyk. Mogła się rozluźnić i na chwilę zapomnieć o tym co słyszała parę dni wcześniej, o czym rozmawiała z Francisem. Choć nie zapomniała, ale na chwilę odsunęła do siebie tę przykrą sprawę. Przyjaciółka jej nie zawiodła i zaczęła przechodzić do trudniejszego tematu. Ares w końcu był kuzynem Evandry, to oczywiste, że się troszczyła i pytała czy kuzyn zachowywał się jak należy. Pozwoliła sobie na chwilę ciszy budując napięcie nim odpowiedziała.
-Lord Carrow był bardzo uprzejmy i miły, co mnie mocno zaskoczyło. Przed spotkaniem podarował mi bukiet białych róż i gałązki oliwne. - Spojrzała na przyjaciółkę i uśmiechnęła się delikatnie, trochę smutno. - Zrobił coś, czego pewnie większość mężczyzn by się nie odważyła. Zapewnił mnie, że jeżeli będąc w naszym małżeństwie znajdę kogoś kogo pokocham, on nie będzie stał mi na drodze. Innymi słowy, zgadza się na los rogacza. - Dodała jeszcze i znów upiła herbatę wyraźnie obserwując reakcję przyjaciółki. Uznała, że to idealny moment na wybadanie co lady Rosier myśli o posiadaniu kochanków przez małżonków czy zdrady małżeńskiej. Francis mógł zaklinać Prim aby niczego nie mówiła, ale nie wspominał nic o tym aby sprawdzić co jego siostra na ten temat myśli, gdyż zdawało się, że tak się o nią troszcząc zapomniał, że lady Rosier może mieć własne zdanie w tej kwestii.
-Mnie się też to zdarza - po czym wyprostowała się, a wesołość była odmalowana na jej twarzy ozdobionej piegami. Przestała je ukrywać uznając, że z pewnymi rzeczami się pogodzić, a lady Primrose Burke otrzymała po przodkach piegi, które teraz stanowiły jej znak rozpoznawczy, wśród dam, które czyniły wszystko aby za wszelką cenę ukryć swoje “pocałunki słońca” jak zwykła mawiać jedna z jej niań kiedy była jeszcze podlotkiem. Takim, który bardzo przeżywał, że ma szopę ciemnych włosów i piegi oraz za duży nos. Oraz kacze usta. Och, to była jej zmora będąc nastolatką.
-Cierpliwość jest cnotą, tak słyszałam - dodała jeszcze siadając na kanapie by poczęstować się herbatą. - Choć sama jestem z nią na bakier to cieszę się, że ty starasz się osiągnąć perfekcję.
Mówiła trochę z przekąsem, jakby droczyła się z przyjaciółką, po czym uniosła filiżankę i skosztowała herbaty, która była doprawdy przepyszna. Kto jak kto, ale Evandra wiedziała jak zadbać o swoich gości.
-Jeżeli poszukujesz porady, perfekcyjności, pedantyzmu i pietyzmu to moja bratowa jest do tego idealna. Czasami jej nie lubię. - Zażartowała, ponieważ była oddana Adeline i ceniła sobie jej rady oraz uwagi. Nie zmieniało to faktu, że czasami Makowa Pani działała młodej lady na nerwy. Bywała zbyt idealna, zbyt elegancka… jeżeli w przypadku żony nestora można być “zbyt”. Primrose poniekąd się cieszyła, że nie została zaręczona z potencjalnym lordem nestorem w przyszłości. Z tego co rozumiała Icar miał większe szanse na stanie się nim. A Ares zdawało się jej, że nie pali się do roli nestora. - Ważne, żeby zasięgnąć rady osób, które są pewnym autorytetem lub cieszą się dobrą opinią. Choć sama lubię eksperymentować i lubię posłuchać osób, które może nie są znane, ale mogą mieć świeże spojrzenie na dany temat.
Czasami autorytety były tak zapatrzone w siebie i w swoich wielbicieli, że nie zwracały uwagi na to, że powinny nadal się rozwijać. Spoczywały na laurach tym samym pogrążając samych siebie. Upiła kolejny łyk herbaty czekając, znała Syrenkę. Wiedziała, że ta lubiła przygotowywać grunt pod rozmowę. Oswajała swojego rozmówcę, a znały się nie od dziś więc Prim nie przeszkadzało to, a wręcz tym razem była wdzięczna za to, że w ogóle Evandra nie zaprzestała swoich praktyk. Mogła się rozluźnić i na chwilę zapomnieć o tym co słyszała parę dni wcześniej, o czym rozmawiała z Francisem. Choć nie zapomniała, ale na chwilę odsunęła do siebie tę przykrą sprawę. Przyjaciółka jej nie zawiodła i zaczęła przechodzić do trudniejszego tematu. Ares w końcu był kuzynem Evandry, to oczywiste, że się troszczyła i pytała czy kuzyn zachowywał się jak należy. Pozwoliła sobie na chwilę ciszy budując napięcie nim odpowiedziała.
-Lord Carrow był bardzo uprzejmy i miły, co mnie mocno zaskoczyło. Przed spotkaniem podarował mi bukiet białych róż i gałązki oliwne. - Spojrzała na przyjaciółkę i uśmiechnęła się delikatnie, trochę smutno. - Zrobił coś, czego pewnie większość mężczyzn by się nie odważyła. Zapewnił mnie, że jeżeli będąc w naszym małżeństwie znajdę kogoś kogo pokocham, on nie będzie stał mi na drodze. Innymi słowy, zgadza się na los rogacza. - Dodała jeszcze i znów upiła herbatę wyraźnie obserwując reakcję przyjaciółki. Uznała, że to idealny moment na wybadanie co lady Rosier myśli o posiadaniu kochanków przez małżonków czy zdrady małżeńskiej. Francis mógł zaklinać Prim aby niczego nie mówiła, ale nie wspominał nic o tym aby sprawdzić co jego siostra na ten temat myśli, gdyż zdawało się, że tak się o nią troszcząc zapomniał, że lady Rosier może mieć własne zdanie w tej kwestii.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Wygląd oraz aprobata rówieśników były nieodłącznymi tematami rozmów wszystkich nastoletnich panien, zwłaszcza tych szlachetnie urodzonych, których poza i gest miały być wszystkim. Szansą na lepszy wynik w rankingu popularności, przepustką do świata dorosłych. Mimo przeświadczenia o swej zachwycającej urodzie Evandra nie była wolna od obaw, jakie towarzyszyły Primrose. Skoro naprawdę była tak piękna, to dlaczego musiała walczyć o atencję kawalerów, oblewających się rumieńcem na sam jej widok? Podobnie jak jej przyjaciółka, zdołała pokonać własne obawy i przejrzeć na oczy, akceptując swój los, wliczając nań wady i zalety.
Sarkastyczna nuta w głosie Primrose nie była czymś, co mogłoby wyprowadzić lady Rosier z równowagi, a mimo to nie umknęło jej uwadze. Zwykła szczycić się swoją wypracowaną perfekcją, jakiej w czasach szkolnych było jej brak. Wszelkie niedociągnięcia skrywane pod uśmiechem, zawstydzonym spojrzeniem, skrupulatnie wypracowanym gestem, zdolnym oszukać każdego, kto nie miał okazji, by dobrze poznać młodą pannę Lestrange.
- Oczywiście, że tak. Gdybym ją porzuciła, cóż innego by mi pozostało? - spytała retorycznie, jakby podjęła ton Burke. Jak bardzo lubiła mówić o samej sobie, tak wyłapywanie własnych niedociągnięć zawsze wiązało się z ukłuciem żalu i wstydem, do którego także nikomu się nie przyznawała - no bo jak to, Evandra i kompleksy? Niedoczekanie!
- Masz rację. - Od razu podjęła podsuniętą myśl. - Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak osoby spoza grona ścisłej socjety potrafią wyciągać słuszne wnioski. Zatracając się w przekonaniu o własnej nieomylności, nie przyjmujemy do wiadomości, iż tkwimy w błędzie - mówiła bez większego zastanowienia, zupełnie jakby nie był to pierwszy raz, gdy rozmawiała z kimś na ten temat, lub jakby zdążyła wypracować odpowiedź na wszelki wypadek.
Musiała przyznać, że na relację o Aresie czekała z wypiekami na twarzy nie dlatego, że to pierwsza, tak prawdziwie angażująca Primrose relacja z kawalerem, a dlatego, iż była mocno przywiązana do obojga. Milczała, słuchając jej kolejnych słów, zalała ją nagła fala gorąca, czego nie dała po sobie poznać. Jak zareagowałaby na miejscu Primrose? Łatwo było dawać rady z perspektywy osoby trzeciej, tylko czy w tym wypadku mogła się określać tym mianem?
- Oh, jak miło z jego strony… - wymsknęło jej się ciche westchnienie, które od razu próbowała wygładzić smutnym uśmiechem. Czy sama wolałaby, by jej przyszły małżonek zaznaczył jeszcze przed przysięgą, że próżno będzie szukać z jego strony romantycznych gestów, o prawdziwej miłości nie wspominając?
- Jak pewnie wiesz, po ukończeniu szkoły towarzyszyłam lady Adalaide Nott podczas jej codziennych zajęć. Zdaję sobie sprawę z tego, iż jako kobieta niezamężna może być już zgorzkniała i pozbawiona zdolności do czerpania radości z drobnostek, lecz nie można odmówić jej doświadczenia i mądrości życiowej. Tłumaczyła mi, że to nie miłością należy się kierować przy wyborze małżonka, że jest wyłącznie miłym dodatkiem, luksusem, na jaki stać tylko nielicznych, co ciężko było mi zrozumieć, mając przed oczami swoich rodziców, przykład pary idealnej. - Zarówno wtedy, jak i dziś, nie chciała się z nią zgodzić. Wciąż wierzyła, że dzięki odpowiedniej pracy i włożonemu wysiłkowi, istniała szansa na porozumienie i skruszenie pokrywającego serca lodu.
- Ares może być lekko… zdezorientowany. Długi czas wiódł życie pozbawione trosk, a obowiązki składane na ramiona tak nagle potrafią przytłoczyć, o czym sama dobrze wiesz - mówiła z pewnym zastanowieniem, przyglądając się przyjaciółce, siedzącej na kanapie, na której w upalne, sierpniowe popołudnie wyciągał się wspominany przez nie mężczyzna. Opowiadał o swoich obawach, odsłaniał się, szczerze i w zaufaniu dzielił swoimi troskami, zarówno wtedy, jak i później listownie, a ona nie potrafiła dać z siebie wszystkiego, by zrozumieć zachowanie kochanego kuzyna. - Widać mimo to dokłada wszelkich starań, byś czuła się w jego towarzystwie jak najlepiej, nieskrępowanie. - Połączenie kwiatów i gałązek oliwnych było wszak dość dramatyczne i teatralne, ale głupotą jest spodziewać się po lordzie Carrow czegoś innego - taki już był jego urok. - Pytanie jak ty czujesz się w tym układzie?
Mając pewność, że strojenie skrzypiec współgrać będzie z brzmieniem innych instrumentów, Evandra odstawiła pustą już filiżankę na stolik i przeniosła się do fortepianu. Uniosła jego klapę, by dźwięk rozchodził się w kierunku wnętrza pokoju muzycznego i gestem zachęciła Primrose do chwycenia za skrzypce. - Masz swojego ulubionego kompozytora? Bądź preferencje brzmienia? - Początkujący muzyk uczy się grać wszystkiego, co podsuwa mu nauczyciel, z czasem jego gust klaruje się i sam zaczyna dobierać utwory, jakie mu odpowiadają. Evandra nie zwykła ograniczać się do jednego tylko kompozytora, sięgając po twórczość, jaka pasowała do jej aktualnego nastroju.
- Spróbujmy czegoś, co mamy szansę obie znać. Sonata skrzypcowa, jaką Beethoven zadedykował początkowo Bridgertowerowi, ale ten rzucił oskarżenie względem moralności damy, z jaką prowadzał się wtedy kompozytor. - Przygotowany wcześniej zapis nutowy wylądował na stojaku przed Primrose. - Urażony Beethoven zmienił dedykację, a nowy skrzypek, Kreutzer, uznał, iż kompozycja jest oburzająco niezrozumiała i nigdy go nie zagrał, wiesz o którym utworze mówię? - Kącik ust Evandry uniósł się ku górze, kiedy rzuciła przyjaciółce przelotne spojrzenie i ułożyła obie dłonie na bielonych klawiszach z kości słoniowej. - Andante, czyli umiarkowanie wolno. Zaczynasz od powolnych dźwięków w tonacji a-dur, po czym schodzimy coraz głębiej, do twardego, szybkiego presto. Spróbujemy?
Sarkastyczna nuta w głosie Primrose nie była czymś, co mogłoby wyprowadzić lady Rosier z równowagi, a mimo to nie umknęło jej uwadze. Zwykła szczycić się swoją wypracowaną perfekcją, jakiej w czasach szkolnych było jej brak. Wszelkie niedociągnięcia skrywane pod uśmiechem, zawstydzonym spojrzeniem, skrupulatnie wypracowanym gestem, zdolnym oszukać każdego, kto nie miał okazji, by dobrze poznać młodą pannę Lestrange.
- Oczywiście, że tak. Gdybym ją porzuciła, cóż innego by mi pozostało? - spytała retorycznie, jakby podjęła ton Burke. Jak bardzo lubiła mówić o samej sobie, tak wyłapywanie własnych niedociągnięć zawsze wiązało się z ukłuciem żalu i wstydem, do którego także nikomu się nie przyznawała - no bo jak to, Evandra i kompleksy? Niedoczekanie!
- Masz rację. - Od razu podjęła podsuniętą myśl. - Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak osoby spoza grona ścisłej socjety potrafią wyciągać słuszne wnioski. Zatracając się w przekonaniu o własnej nieomylności, nie przyjmujemy do wiadomości, iż tkwimy w błędzie - mówiła bez większego zastanowienia, zupełnie jakby nie był to pierwszy raz, gdy rozmawiała z kimś na ten temat, lub jakby zdążyła wypracować odpowiedź na wszelki wypadek.
Musiała przyznać, że na relację o Aresie czekała z wypiekami na twarzy nie dlatego, że to pierwsza, tak prawdziwie angażująca Primrose relacja z kawalerem, a dlatego, iż była mocno przywiązana do obojga. Milczała, słuchając jej kolejnych słów, zalała ją nagła fala gorąca, czego nie dała po sobie poznać. Jak zareagowałaby na miejscu Primrose? Łatwo było dawać rady z perspektywy osoby trzeciej, tylko czy w tym wypadku mogła się określać tym mianem?
- Oh, jak miło z jego strony… - wymsknęło jej się ciche westchnienie, które od razu próbowała wygładzić smutnym uśmiechem. Czy sama wolałaby, by jej przyszły małżonek zaznaczył jeszcze przed przysięgą, że próżno będzie szukać z jego strony romantycznych gestów, o prawdziwej miłości nie wspominając?
- Jak pewnie wiesz, po ukończeniu szkoły towarzyszyłam lady Adalaide Nott podczas jej codziennych zajęć. Zdaję sobie sprawę z tego, iż jako kobieta niezamężna może być już zgorzkniała i pozbawiona zdolności do czerpania radości z drobnostek, lecz nie można odmówić jej doświadczenia i mądrości życiowej. Tłumaczyła mi, że to nie miłością należy się kierować przy wyborze małżonka, że jest wyłącznie miłym dodatkiem, luksusem, na jaki stać tylko nielicznych, co ciężko było mi zrozumieć, mając przed oczami swoich rodziców, przykład pary idealnej. - Zarówno wtedy, jak i dziś, nie chciała się z nią zgodzić. Wciąż wierzyła, że dzięki odpowiedniej pracy i włożonemu wysiłkowi, istniała szansa na porozumienie i skruszenie pokrywającego serca lodu.
- Ares może być lekko… zdezorientowany. Długi czas wiódł życie pozbawione trosk, a obowiązki składane na ramiona tak nagle potrafią przytłoczyć, o czym sama dobrze wiesz - mówiła z pewnym zastanowieniem, przyglądając się przyjaciółce, siedzącej na kanapie, na której w upalne, sierpniowe popołudnie wyciągał się wspominany przez nie mężczyzna. Opowiadał o swoich obawach, odsłaniał się, szczerze i w zaufaniu dzielił swoimi troskami, zarówno wtedy, jak i później listownie, a ona nie potrafiła dać z siebie wszystkiego, by zrozumieć zachowanie kochanego kuzyna. - Widać mimo to dokłada wszelkich starań, byś czuła się w jego towarzystwie jak najlepiej, nieskrępowanie. - Połączenie kwiatów i gałązek oliwnych było wszak dość dramatyczne i teatralne, ale głupotą jest spodziewać się po lordzie Carrow czegoś innego - taki już był jego urok. - Pytanie jak ty czujesz się w tym układzie?
Mając pewność, że strojenie skrzypiec współgrać będzie z brzmieniem innych instrumentów, Evandra odstawiła pustą już filiżankę na stolik i przeniosła się do fortepianu. Uniosła jego klapę, by dźwięk rozchodził się w kierunku wnętrza pokoju muzycznego i gestem zachęciła Primrose do chwycenia za skrzypce. - Masz swojego ulubionego kompozytora? Bądź preferencje brzmienia? - Początkujący muzyk uczy się grać wszystkiego, co podsuwa mu nauczyciel, z czasem jego gust klaruje się i sam zaczyna dobierać utwory, jakie mu odpowiadają. Evandra nie zwykła ograniczać się do jednego tylko kompozytora, sięgając po twórczość, jaka pasowała do jej aktualnego nastroju.
- Spróbujmy czegoś, co mamy szansę obie znać. Sonata skrzypcowa, jaką Beethoven zadedykował początkowo Bridgertowerowi, ale ten rzucił oskarżenie względem moralności damy, z jaką prowadzał się wtedy kompozytor. - Przygotowany wcześniej zapis nutowy wylądował na stojaku przed Primrose. - Urażony Beethoven zmienił dedykację, a nowy skrzypek, Kreutzer, uznał, iż kompozycja jest oburzająco niezrozumiała i nigdy go nie zagrał, wiesz o którym utworze mówię? - Kącik ust Evandry uniósł się ku górze, kiedy rzuciła przyjaciółce przelotne spojrzenie i ułożyła obie dłonie na bielonych klawiszach z kości słoniowej. - Andante, czyli umiarkowanie wolno. Zaczynasz od powolnych dźwięków w tonacji a-dur, po czym schodzimy coraz głębiej, do twardego, szybkiego presto. Spróbujemy?
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Obserwacja przyjaciółki i tego jak się zachowuje mogła pomóc Primrose w staniu się idealną panią domu. Zwłaszcza teraz kiedy była narzeczoną Aresa Carrow i choć na jej palcu jeszcze nie pysznił się pierścionek zaręczynowy to powinna już teraz uczyć się od lepszych od siebie. Nigdy nie stanie się Evandrą czy Adeline, ale przecież może dążyć do perfekcji. Sama to przed chwilą powiedziała. Powinna więc zastosować się do własnych słów.
Niestety nie pomoże jej opinia osoby spoza środowiska, gdyż nie wiedziała jakimi prawami rządzi się ich świat. Czego oczekuje się od żony lorda, a sam Ares nie odpowiedział czego sam oczekuje od przyszłej lady Carrow, a może źle sformuowała pytanie kiedy je zadała? Ostatnia wymiana listów uświadomiła jej, że mogło tak się zdarzyć i po raz kolejny z Aresem się nie zrozumieli. Czasami zdawało się jej, że rozmawiali innymi językami, jakby pochodzili z dwóch różnych krajów.
Uśmiechnęła się pod nosem widząc reakcję przyjaciółki, po czym upiła kolejny łyk herbaty, którą została ugoszczona.
-Czyż nie? - Podchwyciła jej ton. - W listach jednak twierdził, że się nie zrozumieliśmy. Jednak jak inaczej interpretować słowa, które padły?
Uniosła do góry jedną brew, gdyż nadal uważała, że zrozumiała właściwie słowa przyszłego męża. Pozwalał jej na posiadanie kochanka, godził się z tym. Gdyby chciał zdobyć względy Prim to czy by powiedział takie słowa? Czy pozwoliłby sobie na to? Raczej przemilczałby tą kwestię na wspomnienie lady Nott skupiła uważnie spojrzenie na blondwłosej czarownicy zastanawiając się do czego zmierza w swoim wywodzie.
-Cóż, nie miałam luksusu wyboru małżonka - odparła spokojnie. Była to gorzka prawda. Została postawiona przed faktem dokonanym. Nie miała nic do powiedzenia w tej kwestii. Zostanie żoną Aresa Carrow czy się jej to podobało czy nie. Nie żywiła już do niego urazy ani niechęci. Ot, przedstawił jej jak wygląda sytuacja i musiała ją zaakceptować oraz znaleźć swoje miejsce w nowym układzie życiowym jaki ją czekał.- Też widzę wokół siebie zgodne małżeństwa, które darzą siebie wzajemnym afektem. Chociażby twoje małżeństwo. Z tego co widzę Tristan darzy cię ogromnym uczuciem, prawda?
Nie miała zamiaru odpuścić. Nie dziś. Musiała dowiedzieć się co myśli Evandra, która na razie sprytnie nie wyrażała jasno swojej opinii, tylko skupiała się na wytłumaczeniu kuzyna i jego zachowania, jakby była jego reprezentantem w sądzie.
-Zapewne masz rację - odpowiedziała po chwili, gdyż w słowa przyjaciółki wyrażały też jej myśli. Ares coś wcześniej podejrzewał, stąd wynikło ich nieporozumienie. Z tego co zrozumiała pomysł ożenku nie wyszedł od niego. On sam został w to wepchnięty, ale dlaczego nie odmówił? Jeżeli nie był przychylny Primrose dlaczego nie powiedział nestorowi Carrow, że znajdzie inną, lepszą kandydatkę, ale chciałby mieć wybór. Uświadomiła sobie, że powinna go o to zapytać. Tylko czy była gotowa na prawdę? A może właśnie to ona sprawi, że lepiej zrozumie Aresa? Pytanie przyjaciółki było proste, oczywiste, ale większym problemem było udzielić na nie odpowiedzi.
-Nie wiem - przyznała otwarcie odstawiając filiżankę na stolik. - Przyznaję otwarcie, że nie wiem co o tym myśleć. Gdzieś w głębi siebie chyba liczyłam na to, że zdążę kogoś poznać na salonach, kto zainteresuje się też moją osobą, że coś będzie nas łączyło. Nie mam tu na myśli wielkiej pasji i gorącego uczucia, ale jakieś… połączenie. A z Aresem nie wiem co nas łączy, czy coś kiedyś nas połączy. Ślub będzie w lutym.
Ostatnie zdanie było wypowiedziane szybko i bardzo machinalnie, jakby relacjonowała jaka będzie tego dnia pogoda. Sięgnęła po skrzypce zastanawiając się nad odpowiedzią na pytanie o kompozytora.
-Vivaldi oraz Schubert - Odpowiedziała po chwili, choć nie wszystkie utwory ją zachwycały ale na pewno miała do nich słabość od kiedy zaczęła kształcić się w grze na skrzypcach. - Mówisz o sonacie numer 9?
Zapytała z lekką obawą w głosie, a potem zerknęła na zapis nutowy. Tak jak się domyślała, Evandra wybrała utwór, który sprawił Prim najwięcej problemów. Nie przepadała za Beethovenem dlatego, że jego dzieła nie były jednolite, a sonata numer 9 mogła być spokojnie podzielona na cztery jak nie pięć różnych utworów. Przeskoki muzyczne i na pięciolini były ciężkie do opanowania, należało wykazać się niezłym kunsztem aby dobrze je opanować. Nie zamierzała jednak marudzić i wybrzydzać. To ona poprosiła Evandę o pomoc, a lady Rosier podeszła do zadania bardzo poważnie, za co była jej wdzięczna. Stanęła obok fortepianu układając skrzypce na barku i chwytając za smyczek wzięła parę głębszych oddechów by rozpocząć. Pierwsze dźwięki jakie uniosły się w pokoju muzycznym były czyste choć wprawne ucho wychwyciło wahanie na samym początku. Primrose przymknęła oczy aby skupić się wyłącznie na granym utworze. Zdawało się, że porusza smyczkiem od niechcenia ale wszystkie mięśnie miała napięte, a każdy ruch wymagał pełnego zaangażowania ze strony skrzypaczki. Starała się nie myśleć o rozmowie z Francisnem, o tym co sama Evandra powiedziała, ani o Aresie, ale te myśli kotłowały się same w jej głowie i smyczek przeskoczył na pięciolinii powodując fałszywą nutę, która zburzyła całą kompozycję nim lady Rosier zdołała w pełni włączyć się w utwór.
-Przepraszam - odezwała się lady Burke. - Zacznijmy jeszcze raz.
Poprosiła i ponownie uniosła smyczek ku górze by pewniej rozpocząć utwór. Tylko muzyka, ruch ręki, palce na strunach, odpowiedni nacisk, odpuścić i szybciej oraz pewniej smyczkiem w górę i w dół. Będzie jeszcze czas na dalszą rozmowę, po ćwiczeniach.
Niestety nie pomoże jej opinia osoby spoza środowiska, gdyż nie wiedziała jakimi prawami rządzi się ich świat. Czego oczekuje się od żony lorda, a sam Ares nie odpowiedział czego sam oczekuje od przyszłej lady Carrow, a może źle sformuowała pytanie kiedy je zadała? Ostatnia wymiana listów uświadomiła jej, że mogło tak się zdarzyć i po raz kolejny z Aresem się nie zrozumieli. Czasami zdawało się jej, że rozmawiali innymi językami, jakby pochodzili z dwóch różnych krajów.
Uśmiechnęła się pod nosem widząc reakcję przyjaciółki, po czym upiła kolejny łyk herbaty, którą została ugoszczona.
-Czyż nie? - Podchwyciła jej ton. - W listach jednak twierdził, że się nie zrozumieliśmy. Jednak jak inaczej interpretować słowa, które padły?
Uniosła do góry jedną brew, gdyż nadal uważała, że zrozumiała właściwie słowa przyszłego męża. Pozwalał jej na posiadanie kochanka, godził się z tym. Gdyby chciał zdobyć względy Prim to czy by powiedział takie słowa? Czy pozwoliłby sobie na to? Raczej przemilczałby tą kwestię na wspomnienie lady Nott skupiła uważnie spojrzenie na blondwłosej czarownicy zastanawiając się do czego zmierza w swoim wywodzie.
-Cóż, nie miałam luksusu wyboru małżonka - odparła spokojnie. Była to gorzka prawda. Została postawiona przed faktem dokonanym. Nie miała nic do powiedzenia w tej kwestii. Zostanie żoną Aresa Carrow czy się jej to podobało czy nie. Nie żywiła już do niego urazy ani niechęci. Ot, przedstawił jej jak wygląda sytuacja i musiała ją zaakceptować oraz znaleźć swoje miejsce w nowym układzie życiowym jaki ją czekał.- Też widzę wokół siebie zgodne małżeństwa, które darzą siebie wzajemnym afektem. Chociażby twoje małżeństwo. Z tego co widzę Tristan darzy cię ogromnym uczuciem, prawda?
Nie miała zamiaru odpuścić. Nie dziś. Musiała dowiedzieć się co myśli Evandra, która na razie sprytnie nie wyrażała jasno swojej opinii, tylko skupiała się na wytłumaczeniu kuzyna i jego zachowania, jakby była jego reprezentantem w sądzie.
-Zapewne masz rację - odpowiedziała po chwili, gdyż w słowa przyjaciółki wyrażały też jej myśli. Ares coś wcześniej podejrzewał, stąd wynikło ich nieporozumienie. Z tego co zrozumiała pomysł ożenku nie wyszedł od niego. On sam został w to wepchnięty, ale dlaczego nie odmówił? Jeżeli nie był przychylny Primrose dlaczego nie powiedział nestorowi Carrow, że znajdzie inną, lepszą kandydatkę, ale chciałby mieć wybór. Uświadomiła sobie, że powinna go o to zapytać. Tylko czy była gotowa na prawdę? A może właśnie to ona sprawi, że lepiej zrozumie Aresa? Pytanie przyjaciółki było proste, oczywiste, ale większym problemem było udzielić na nie odpowiedzi.
-Nie wiem - przyznała otwarcie odstawiając filiżankę na stolik. - Przyznaję otwarcie, że nie wiem co o tym myśleć. Gdzieś w głębi siebie chyba liczyłam na to, że zdążę kogoś poznać na salonach, kto zainteresuje się też moją osobą, że coś będzie nas łączyło. Nie mam tu na myśli wielkiej pasji i gorącego uczucia, ale jakieś… połączenie. A z Aresem nie wiem co nas łączy, czy coś kiedyś nas połączy. Ślub będzie w lutym.
Ostatnie zdanie było wypowiedziane szybko i bardzo machinalnie, jakby relacjonowała jaka będzie tego dnia pogoda. Sięgnęła po skrzypce zastanawiając się nad odpowiedzią na pytanie o kompozytora.
-Vivaldi oraz Schubert - Odpowiedziała po chwili, choć nie wszystkie utwory ją zachwycały ale na pewno miała do nich słabość od kiedy zaczęła kształcić się w grze na skrzypcach. - Mówisz o sonacie numer 9?
Zapytała z lekką obawą w głosie, a potem zerknęła na zapis nutowy. Tak jak się domyślała, Evandra wybrała utwór, który sprawił Prim najwięcej problemów. Nie przepadała za Beethovenem dlatego, że jego dzieła nie były jednolite, a sonata numer 9 mogła być spokojnie podzielona na cztery jak nie pięć różnych utworów. Przeskoki muzyczne i na pięciolini były ciężkie do opanowania, należało wykazać się niezłym kunsztem aby dobrze je opanować. Nie zamierzała jednak marudzić i wybrzydzać. To ona poprosiła Evandę o pomoc, a lady Rosier podeszła do zadania bardzo poważnie, za co była jej wdzięczna. Stanęła obok fortepianu układając skrzypce na barku i chwytając za smyczek wzięła parę głębszych oddechów by rozpocząć. Pierwsze dźwięki jakie uniosły się w pokoju muzycznym były czyste choć wprawne ucho wychwyciło wahanie na samym początku. Primrose przymknęła oczy aby skupić się wyłącznie na granym utworze. Zdawało się, że porusza smyczkiem od niechcenia ale wszystkie mięśnie miała napięte, a każdy ruch wymagał pełnego zaangażowania ze strony skrzypaczki. Starała się nie myśleć o rozmowie z Francisnem, o tym co sama Evandra powiedziała, ani o Aresie, ale te myśli kotłowały się same w jej głowie i smyczek przeskoczył na pięciolinii powodując fałszywą nutę, która zburzyła całą kompozycję nim lady Rosier zdołała w pełni włączyć się w utwór.
-Przepraszam - odezwała się lady Burke. - Zacznijmy jeszcze raz.
Poprosiła i ponownie uniosła smyczek ku górze by pewniej rozpocząć utwór. Tylko muzyka, ruch ręki, palce na strunach, odpowiedni nacisk, odpuścić i szybciej oraz pewniej smyczkiem w górę i w dół. Będzie jeszcze czas na dalszą rozmowę, po ćwiczeniach.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Inspirować innych, stać się czyimś wzorem; ten cel wciąż w pewnym stopniu jej przyświecał, lecz miała zbyt wiele spraw do ułożenia w samej sobie, by wskazywać drogę innym. A bynajmniej nie najbliższym, którym należało się coś więcej, niż tylko szumnie powtarzane hasła.
- Mało kto ma ten luksus. My nie. - W Hogwarcie przez długi czas utrzymywała, że Tristan był jej wielką miłością, nawet jeśli spojrzeniem wodziła za innymi kawalerami. Podtrzymywanie kłamstwa było konieczne, by zarówno Primrose, jak i Aquila, oszczędziły jej wywodów na temat prowadzenia się z wątpliwymi, ich zdaniem, wybrankami. Czy domyślały się, jak bardzo daleka była wtedy od prawdy? Nie dlatego, że im nie ufała, a po to, miały czyste sumienie - wymówki. Czy to dlatego w dniu przyjęcia przez jej ojca zaręczyn, zwróciła się do niemal obcej sobie osoby, zamiast do najbliższych przyjaciół? Z obawy przed wyjściem jej małych kłamstewek na jaw?
Zgodne małżeństwo, darzące się wzajemnym afektem. Czym wiedzione były pytania Primrose, zwykłą ciekawością czy też kryło się za nimi coś więcej? Faktem było, że od momentu zaręczyn do tegorocznych wakacji nie utrzymywały ze sobą zbyt wiele kontaktu. Poddając się niechęci, samotnie zatracając we własnym smutku. Doskonale pamiętała poziom swojego zdenerwowania w dniu ślubu, kiedy to składali sobie przysięgi na malowniczym, piaszczystym zaciszu, osłoniętym białymi klifami. Pobożne życzenia, by wypowiadane słowa o wielkiej miłości okazały się prawdą, nie tylko z jego, ale i jej własnej strony. Uparcie odpychała od siebie myśli, jakoby Tristan mógł zbliżyć się do innej kobiety. Nawet wtedy, gdy podczas bankietu w La Fantasmagorie Deirdre zdradziła jej jedną z tajemnic, jakie skrywały mury magicznego baletu. Problem zdawał się być zażegnany, półwila cieszyła się, że mogła przyczynić się do zdjęcia z ramion męża zbędnego balastu.
- Tak, jestem tego pewna - przytaknęła z lekkim uśmiechem zerkając na tkwiącą na szczupłym palcu złotą obrączkę. Symbol oddania, ale i uczucia, jakie sobie deklarowali. - Jest dla mnie wielkim oparciem. To wspaniały mężczyzna i nigdy nie dał mi powodu, by sądzić, że jest inaczej. - Nie wspominając oczywiście o splamionych krwią dłoniach, które nie przerażały, a dawały poczucie bezpieczeństwa. Plan zbliżenia się do męża został pokrzyżowany wypadkiem, podczas którego zginął Alphard Black. Nie była przygotowana na ponowny dystans, zwłaszcza gdy wreszcie zdecydowała się otworzyć. Chciała uznać go za test, a nie poddawać się myśli, że tak będzie już zawsze.
- Zdarzają się wzloty i upadki, naturalnie, jednak rok małżeństwa to wciąż za mało, by oczekiwać stabilizacji. Należy uzbroić się w cierpliwość, ta jest przecież najważniejsza, prawda? - Jak zareagowałaby w sytuacji, gdyby Tristan oświadczył, że nie jest w jego życiu jedyną? Czy potrafiłaby pogodzić się z myślą, że nigdy nie będą tylko dla siebie? Nie chciała zdradzać nic więcej w przestrachu, że wypowiedziane na głos obawy zyskają na mocy i staną się prawdą.
Westchnęła cicho, czując jak ogarnia ją współczucie dla przyjaciółki. Nie miała zamiaru jej oszukiwać. ”Jakieś połączenie”, brzmiało niczym obniżanie standardów, na jakie Evandra nie chciała się godzić. Primrose zasługiwała na wszystko, co najlepsze, tylko jak jej w tej kwestii pomóc?
- Skoro Ares wyraził się w tej kwestii jasno, nie oczekuj zbyt wiele. Nie chciałabym, byś się zawiodła. Małżeństwo potrafi być… trudne. - Odpowiedniego słowa szukała tylko przez krótką chwilę. - Potraktuj to jako szansę. Okazję do nauki, nowy, długofalowy projekt. Będą pokładać w tobie nadzieje, ale gdy tylko dasz im tego, czego chcą, będziesz robić co tylko zechcesz. - Mnie to pomaga, dopowiedziała w myślach, wzruszając lekko ramionami i posyłając przyjaciółce pocieszający uśmiech, licząc na to, że tak zaspokoi jej ciekawość i będą mogły przejść do ćwiczeń muzyki. Wbrew pozorom, dumnej postawie i czujnemu spojrzeniu, była ciepłą i poszukującą spełnienia młodą kobietą. Wiele było przecież takich, jak one same - ślepo wierzących w romantyczną miłość i szczęśliwe małżeństwo. Naturalnie, nie każdą karmiono kłamstwami, ale wszystkie łudziły się, że to im dane będzie wieść piękne życie.
Pokiwała głową z uznaniem, gdy Primrose wspomniała znane i cenione nazwiska. Evandra zapisała sobie w myślach, by sięgnąć po ich kompozycje w dalszym etapie ćwiczeń. Utwór nie był wybrany przypadkowo. Miał wymagać większych umiejętności, niż te posiadane przez Primrose, nie dlatego, że chciała porażki przyjaciółki. W jej mniemaniu nie można jednak było dążyć do poprawy, grając wyłącznie proste kompozycje. Należało mierzyć wysoko i z każdym dniem podnosić poprzeczkę.
- Świetnie ci idzie - pochwaliła ją z uśmiechem, po raz pierwszy słysząc dźwięk płynący spod smyczka w dłoni panny Burke. Przekonana, że zachowawcze ruchy i lekko drżące brzmienie spowodowane są nieśmiałością, nie zamierzała skupiać się na błędach, póki ta nie poczuje się przy niej pewnie. - Jeszcze raz, śmielej - poleciła cierpliwie, ponownie układając palce na jasnych klawiszach. - Poczuj melodię i pozwól jej się ponieść!
- Mało kto ma ten luksus. My nie. - W Hogwarcie przez długi czas utrzymywała, że Tristan był jej wielką miłością, nawet jeśli spojrzeniem wodziła za innymi kawalerami. Podtrzymywanie kłamstwa było konieczne, by zarówno Primrose, jak i Aquila, oszczędziły jej wywodów na temat prowadzenia się z wątpliwymi, ich zdaniem, wybrankami. Czy domyślały się, jak bardzo daleka była wtedy od prawdy? Nie dlatego, że im nie ufała, a po to, miały czyste sumienie - wymówki. Czy to dlatego w dniu przyjęcia przez jej ojca zaręczyn, zwróciła się do niemal obcej sobie osoby, zamiast do najbliższych przyjaciół? Z obawy przed wyjściem jej małych kłamstewek na jaw?
Zgodne małżeństwo, darzące się wzajemnym afektem. Czym wiedzione były pytania Primrose, zwykłą ciekawością czy też kryło się za nimi coś więcej? Faktem było, że od momentu zaręczyn do tegorocznych wakacji nie utrzymywały ze sobą zbyt wiele kontaktu. Poddając się niechęci, samotnie zatracając we własnym smutku. Doskonale pamiętała poziom swojego zdenerwowania w dniu ślubu, kiedy to składali sobie przysięgi na malowniczym, piaszczystym zaciszu, osłoniętym białymi klifami. Pobożne życzenia, by wypowiadane słowa o wielkiej miłości okazały się prawdą, nie tylko z jego, ale i jej własnej strony. Uparcie odpychała od siebie myśli, jakoby Tristan mógł zbliżyć się do innej kobiety. Nawet wtedy, gdy podczas bankietu w La Fantasmagorie Deirdre zdradziła jej jedną z tajemnic, jakie skrywały mury magicznego baletu. Problem zdawał się być zażegnany, półwila cieszyła się, że mogła przyczynić się do zdjęcia z ramion męża zbędnego balastu.
- Tak, jestem tego pewna - przytaknęła z lekkim uśmiechem zerkając na tkwiącą na szczupłym palcu złotą obrączkę. Symbol oddania, ale i uczucia, jakie sobie deklarowali. - Jest dla mnie wielkim oparciem. To wspaniały mężczyzna i nigdy nie dał mi powodu, by sądzić, że jest inaczej. - Nie wspominając oczywiście o splamionych krwią dłoniach, które nie przerażały, a dawały poczucie bezpieczeństwa. Plan zbliżenia się do męża został pokrzyżowany wypadkiem, podczas którego zginął Alphard Black. Nie była przygotowana na ponowny dystans, zwłaszcza gdy wreszcie zdecydowała się otworzyć. Chciała uznać go za test, a nie poddawać się myśli, że tak będzie już zawsze.
- Zdarzają się wzloty i upadki, naturalnie, jednak rok małżeństwa to wciąż za mało, by oczekiwać stabilizacji. Należy uzbroić się w cierpliwość, ta jest przecież najważniejsza, prawda? - Jak zareagowałaby w sytuacji, gdyby Tristan oświadczył, że nie jest w jego życiu jedyną? Czy potrafiłaby pogodzić się z myślą, że nigdy nie będą tylko dla siebie? Nie chciała zdradzać nic więcej w przestrachu, że wypowiedziane na głos obawy zyskają na mocy i staną się prawdą.
Westchnęła cicho, czując jak ogarnia ją współczucie dla przyjaciółki. Nie miała zamiaru jej oszukiwać. ”Jakieś połączenie”, brzmiało niczym obniżanie standardów, na jakie Evandra nie chciała się godzić. Primrose zasługiwała na wszystko, co najlepsze, tylko jak jej w tej kwestii pomóc?
- Skoro Ares wyraził się w tej kwestii jasno, nie oczekuj zbyt wiele. Nie chciałabym, byś się zawiodła. Małżeństwo potrafi być… trudne. - Odpowiedniego słowa szukała tylko przez krótką chwilę. - Potraktuj to jako szansę. Okazję do nauki, nowy, długofalowy projekt. Będą pokładać w tobie nadzieje, ale gdy tylko dasz im tego, czego chcą, będziesz robić co tylko zechcesz. - Mnie to pomaga, dopowiedziała w myślach, wzruszając lekko ramionami i posyłając przyjaciółce pocieszający uśmiech, licząc na to, że tak zaspokoi jej ciekawość i będą mogły przejść do ćwiczeń muzyki. Wbrew pozorom, dumnej postawie i czujnemu spojrzeniu, była ciepłą i poszukującą spełnienia młodą kobietą. Wiele było przecież takich, jak one same - ślepo wierzących w romantyczną miłość i szczęśliwe małżeństwo. Naturalnie, nie każdą karmiono kłamstwami, ale wszystkie łudziły się, że to im dane będzie wieść piękne życie.
Pokiwała głową z uznaniem, gdy Primrose wspomniała znane i cenione nazwiska. Evandra zapisała sobie w myślach, by sięgnąć po ich kompozycje w dalszym etapie ćwiczeń. Utwór nie był wybrany przypadkowo. Miał wymagać większych umiejętności, niż te posiadane przez Primrose, nie dlatego, że chciała porażki przyjaciółki. W jej mniemaniu nie można jednak było dążyć do poprawy, grając wyłącznie proste kompozycje. Należało mierzyć wysoko i z każdym dniem podnosić poprzeczkę.
- Świetnie ci idzie - pochwaliła ją z uśmiechem, po raz pierwszy słysząc dźwięk płynący spod smyczka w dłoni panny Burke. Przekonana, że zachowawcze ruchy i lekko drżące brzmienie spowodowane są nieśmiałością, nie zamierzała skupiać się na błędach, póki ta nie poczuje się przy niej pewnie. - Jeszcze raz, śmielej - poleciła cierpliwie, ponownie układając palce na jasnych klawiszach. - Poczuj melodię i pozwól jej się ponieść!
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Lukus. Słowo, które niosło ze sobą wiele znaczeń, kojarzyło się głównie z kategorią dóbr materialnych charakteryzujących się wysoką ceną i taką samą jakością wykonania lub dostępnością dla odbiorcy. Zbytek, przepych, nadmiar, a jednak wcale tak wiele nie posiadały. Każdy, zależnie od punktu w swoim życiu w jakim się znajduje zdaje sobie sprawę, że wcale tych luksusów nie mają. Jednak nie mogła narzekać, nie otwarcie bowiem byłaby to hipokryzja z jej strony, która ją drażniła u innych. Pochodzenie wiązało się z przywilejami i obowiązkami. Za przywilej pozyskiwania wiedzy, życia w przepychu, dostępu do wielu miejsc i możliwości płaciła cenę bycia żoną człowieka, do którego nic nie czuła. Każda z nich ją płaciła. Przynajmniej większość. Charlotta, żona Xaviera pokochała swojego męża i wyszła za mąż z miłości. Adeline przyznała, że pokochała Edgara w trakcie ich wspólnego życia, a ojciec i matka? Chociaż nigdy nie dzielili pasji to jednak byli sobie oddani. Istniała szansa, że w małżeństwie z lordem Carrow odnajdzie spokój i możliwości jakie są zamknięte przed kobietą niezamężną. Stare zwyczaje, duszące a jednak z czegoś się wywodziły. Czy rzeczywiście chodziło tylko o to aby zawierać sojusze, czy może jednak chodziło o krew, czarodziejską krew, która niczym nie skażona była potężna, a jej magia i siła w dobrych rękach mogła prowadzić do potęgi. A ta była celem, do której warto było dążyć.
Zerknęła na palec przyjaciółki, na którym lśniła obrączka, symbol jej małżeństwa, a jednak odpowiedź jaką uzyskała nie mówiła wprost co Evandra myślała. Lady Rosier potrafiła mówić wiele, a tym samym zdradzając się ani słowem. Tym się różniły od zawsze. Primrose potrafiła mówić wprost co myśli, choć czasami ubierała swoją wypowiedzieć w odpowiednie frazy, znała kod jakim posługiwano się na salonach, jednak Evandra osiągnęła w tym mistrzostwo nawet w życiu codziennym. Miała ochotę zadać wprost pytanie, czy kocha Tristana i zniosłaby zdradę, ale nawet lady Burke wiedziała, że takie zachowanie z jej strony mogłoby wzbudzić podejrzenia u Evandry, a tego nie chciała. Wolała uniknąć podejrzliwości przyjaciółki. Jej słowa skwitowała delikatnym uśmiechem, tym samym oznajmiając, że przyjmuje je do siebie.
-Tylko czego chcą Carrowowie? - Odprała z gorzką nutą. Pytanie do Aresa zostało przez niego zepchnięte. On jako lord Carrow nie wie czego powinno się oczekiwać od przyszłej lady Carrow. Nie ma żadnych oczekiwań wobec żony? Nic? Było to dla niej wielkim zaskoczeniem. Spodziewała się, że jako jego żona powinna być jego ostoją, oparciem, reprezentantką na salonach. Być może dowiedzieć się sporo o hodowlach ateonanów, zdobyć wiedzę, która pomoże jej zrozumieć ich rodzinny biznes. Zamiast tego odesłał ją do swojej matki. Zdawała się być miłą kobietą, ale nic więcej na jej temat nie mogła powiedzieć. Jedno było pewne, będą oczekiwać urodzenia potomka. Każdy ród dążył przedłużenia linii rodowej, przekazania krwi i wartości rodzinnych. Jeżeli po tym pozwolą jej na realizowanie własnych celi to nie mogła oczekiwać niczego więcej. Powoli, z każdym dniem, marzenia nastolatki zaczynały więdnąć, dając możliwość rozkwitowi dojrzałej, młodej kobiety i jej planom na przyszłość. Miała zamiar posłuchać brata i dorosnąć. Czas zabawy, bycia tylko dzikim dzieckiem Durham właśnie mijał.
Utwór, który grały, nie należał do jej ulubionych, ale nie chodziło o to co lubi, ale co ćwiczy. Jeżeli chciała osiągnąć dobry poziom umiejętności musiała opanować sztukę gry na skrzypcach do perfekcji. Zachęcona słowami przyjaciółki ponownie uniosła smyczek do góry i poprawiła ułożenie instrumentu na obojczyku. Musiała przestać myśleć o Francisie, o Evandrze, Tristanie i Aresie, musiała uspokoić swój umysł. Pozwolić aby to muzyka nią zawładnęła, objęła umysł i wszystkie jej zmysły. Palce zaczęły przesuwać się po pięciolinii, smyczek gładko opadł i wydobyły się pierwsze dźwięki znacznie czystsze niż za pierwszym razem. Primrose przymknęła oczy nie chcąc aby cokolwiek ją rozpraszało, ale zaraz skupiła się na zapisie nutowym jaki miała przed sobą. Przecież nie znała utworu na pamięć, musiała patrzeć na nuty. Przejście, usłyszała jak dołącza do niej Evandra i zaczynają tworzyć kompozycję. Trochę kulawą i koślawą, gdyż w pewnym momencie Prim przeszła za szybko i musiała zwolnić by zrównać się z Evandrą, a innym razem znów zwolniła za bardzo i nadganiała przyjaciółkę. Zmarszczyła brwi, gdyż nie była zadowolona z tego co gra. Dźwięk przestał być idealnie czysty.
Zerknęła na palec przyjaciółki, na którym lśniła obrączka, symbol jej małżeństwa, a jednak odpowiedź jaką uzyskała nie mówiła wprost co Evandra myślała. Lady Rosier potrafiła mówić wiele, a tym samym zdradzając się ani słowem. Tym się różniły od zawsze. Primrose potrafiła mówić wprost co myśli, choć czasami ubierała swoją wypowiedzieć w odpowiednie frazy, znała kod jakim posługiwano się na salonach, jednak Evandra osiągnęła w tym mistrzostwo nawet w życiu codziennym. Miała ochotę zadać wprost pytanie, czy kocha Tristana i zniosłaby zdradę, ale nawet lady Burke wiedziała, że takie zachowanie z jej strony mogłoby wzbudzić podejrzenia u Evandry, a tego nie chciała. Wolała uniknąć podejrzliwości przyjaciółki. Jej słowa skwitowała delikatnym uśmiechem, tym samym oznajmiając, że przyjmuje je do siebie.
-Tylko czego chcą Carrowowie? - Odprała z gorzką nutą. Pytanie do Aresa zostało przez niego zepchnięte. On jako lord Carrow nie wie czego powinno się oczekiwać od przyszłej lady Carrow. Nie ma żadnych oczekiwań wobec żony? Nic? Było to dla niej wielkim zaskoczeniem. Spodziewała się, że jako jego żona powinna być jego ostoją, oparciem, reprezentantką na salonach. Być może dowiedzieć się sporo o hodowlach ateonanów, zdobyć wiedzę, która pomoże jej zrozumieć ich rodzinny biznes. Zamiast tego odesłał ją do swojej matki. Zdawała się być miłą kobietą, ale nic więcej na jej temat nie mogła powiedzieć. Jedno było pewne, będą oczekiwać urodzenia potomka. Każdy ród dążył przedłużenia linii rodowej, przekazania krwi i wartości rodzinnych. Jeżeli po tym pozwolą jej na realizowanie własnych celi to nie mogła oczekiwać niczego więcej. Powoli, z każdym dniem, marzenia nastolatki zaczynały więdnąć, dając możliwość rozkwitowi dojrzałej, młodej kobiety i jej planom na przyszłość. Miała zamiar posłuchać brata i dorosnąć. Czas zabawy, bycia tylko dzikim dzieckiem Durham właśnie mijał.
Utwór, który grały, nie należał do jej ulubionych, ale nie chodziło o to co lubi, ale co ćwiczy. Jeżeli chciała osiągnąć dobry poziom umiejętności musiała opanować sztukę gry na skrzypcach do perfekcji. Zachęcona słowami przyjaciółki ponownie uniosła smyczek do góry i poprawiła ułożenie instrumentu na obojczyku. Musiała przestać myśleć o Francisie, o Evandrze, Tristanie i Aresie, musiała uspokoić swój umysł. Pozwolić aby to muzyka nią zawładnęła, objęła umysł i wszystkie jej zmysły. Palce zaczęły przesuwać się po pięciolinii, smyczek gładko opadł i wydobyły się pierwsze dźwięki znacznie czystsze niż za pierwszym razem. Primrose przymknęła oczy nie chcąc aby cokolwiek ją rozpraszało, ale zaraz skupiła się na zapisie nutowym jaki miała przed sobą. Przecież nie znała utworu na pamięć, musiała patrzeć na nuty. Przejście, usłyszała jak dołącza do niej Evandra i zaczynają tworzyć kompozycję. Trochę kulawą i koślawą, gdyż w pewnym momencie Prim przeszła za szybko i musiała zwolnić by zrównać się z Evandrą, a innym razem znów zwolniła za bardzo i nadganiała przyjaciółkę. Zmarszczyła brwi, gdyż nie była zadowolona z tego co gra. Dźwięk przestał być idealnie czysty.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Delikatny uśmiech i milczenie, zupełnie nie w stylu Prim. Evandra za dobrze znała swoją przyjaciółkę, by to dopytywanie i szybkie domknięcie tematu uszło jej uwadze. Gorzka nuta zdradzała emocjonalnie rozedrganie, jakie okazało się być wystarczającym wytłumaczeniem dla niecodziennego zachowania przyszłej lady Carrow.
- Tego, czego chcą wszyscy - dziedzica, posłuszeństwa. I w zależności od predyspozycji, pełnienia funkcji reprezentatywnych - czyli być ozdobą salonu - bądź korzystać z innych umiejętności - usunąć się w cień, żyć po swojemu. Evandra starała się obrać własną drogę, choć ta nie była wcale łatwiejsza. Wysnute plany należało zacząć wprowadzać w życie, niestety za każdym razem coś stawało na jej drodze.
Kolejny nieczysty dźwięk zabolał fizycznie, skręcając się w jej wnętrzu i błagając o pomstę. Tłumiła ochotę wstania i zdzielenia Primrose arkuszem z nutami, zamiast tego zacisnęła mocno powieki, jakby miało to w jakiś sposób pomóc - na marne.
- Dość! - przerwała jej nagle, siląc się na spokój. - Gdzie jesteś, Prim? Za czym tak podążają twoje myśli? - spytała, utkwiwszy w niej wyczekujące spojrzenie. Wcale nie oczekiwała od niej niewygodnych zwierzeń, bo zaraz mówiła dalej. - W trakcie gry umysł należy mieć czysty, nie pozwolić, by cokolwiek rozpraszało. A przynajmniej gdy szlifujesz swój warsztat. - Westchnęła cicho i podniosła się z miejsca, zbliżając się do przyjaciółki, zajmując miejsce tuż za nią. - Istnieje natomiast sposób, aby targające nami emocje przekuć w sztukę. Nie warto wtedy sięgać do nut, żadna ze znanych ci kompozycji nie przyjdzie z pomocą, kiedy opowiadasz o własnych przeżyciach. - Ułożyła dłonie na bokach jej ramion, zaciskając nań palce, jakby w ten oto sposób chciała przekazać potrzebną moc. - Podejdźmy więc do tego inaczej. Skup się na tym, co czujesz i co myślisz.
Zwolniła swój uścisk i mimo widocznego na jej twarzy skupienia przeniosła się z gracją na obite aksamitem krzesło przy stalowej harfie. Evandra rozsunęła poły długiej spódnicy, by zaraz unieść palce, pozwolić by zawisły ćwierć cala od metalowych strun.
- Czy jest to radość, jaka każdego dnia motywuje cię do wyjścia z komnat? Dodaje energii, inspiruje, karmi twoje pasje, zachęca do działania? - Szarpnęła opuszkami za najbliższe sobie struny, sięgając po przyjemnie lekkie brzmienie. Przywodziło na myśl ciepły, wiosenny poranek o zapachu świeżych kwiatów, a ciepło słońca kładło się wręcz na policzkach i ramionach.
- Czy są to smutek, tęsknota i żal, którym oddajesz się w samotności w obawie przed zdradzeniem o sobie zbyt wiele? - W pomieszczeniu rozległ się niższy, cichy dźwięk, struny zadrżały przeciągle, rozbijając się na kilka krótszych, nostalgicznych brzmień o poszarzałej barwie.
- A może jest to złość? Ciągła frustracja, rozdrażnienie, każde słowo przybliżające do furii. - Dźwięk zmienił się po raz kolejny, choć melodia wciąż pozostawała niezmienna. Krótkie, metaliczne nuty, efekt wprawnej gry paznokciami, ich ciężar osiadał wrogo na ramionach. Gdy odsunęła dłonie od instrumentu, na jej czole pojawiła się wąska zmarszczka.
- Musisz zespolić się z instrumentem, połączyć jego siłę ze swoją. Sprawić, by smyczek stał się przedłużeniem twego ciała - Ostatni z dźwięków harfy osunął się miękko, niknąc w kątach pokoju muzycznego, pozostawiając je w ciszy. Półwila ułożyła dłonie na kolanach i przesunęła spojrzenie na przyjaciółkę, chcąc odczytać wrażenia malujące się na jej twarzy. - Jeśli już musisz być myślami w innym miejscu, wykorzystaj to.
- Tego, czego chcą wszyscy - dziedzica, posłuszeństwa. I w zależności od predyspozycji, pełnienia funkcji reprezentatywnych - czyli być ozdobą salonu - bądź korzystać z innych umiejętności - usunąć się w cień, żyć po swojemu. Evandra starała się obrać własną drogę, choć ta nie była wcale łatwiejsza. Wysnute plany należało zacząć wprowadzać w życie, niestety za każdym razem coś stawało na jej drodze.
Kolejny nieczysty dźwięk zabolał fizycznie, skręcając się w jej wnętrzu i błagając o pomstę. Tłumiła ochotę wstania i zdzielenia Primrose arkuszem z nutami, zamiast tego zacisnęła mocno powieki, jakby miało to w jakiś sposób pomóc - na marne.
- Dość! - przerwała jej nagle, siląc się na spokój. - Gdzie jesteś, Prim? Za czym tak podążają twoje myśli? - spytała, utkwiwszy w niej wyczekujące spojrzenie. Wcale nie oczekiwała od niej niewygodnych zwierzeń, bo zaraz mówiła dalej. - W trakcie gry umysł należy mieć czysty, nie pozwolić, by cokolwiek rozpraszało. A przynajmniej gdy szlifujesz swój warsztat. - Westchnęła cicho i podniosła się z miejsca, zbliżając się do przyjaciółki, zajmując miejsce tuż za nią. - Istnieje natomiast sposób, aby targające nami emocje przekuć w sztukę. Nie warto wtedy sięgać do nut, żadna ze znanych ci kompozycji nie przyjdzie z pomocą, kiedy opowiadasz o własnych przeżyciach. - Ułożyła dłonie na bokach jej ramion, zaciskając nań palce, jakby w ten oto sposób chciała przekazać potrzebną moc. - Podejdźmy więc do tego inaczej. Skup się na tym, co czujesz i co myślisz.
Zwolniła swój uścisk i mimo widocznego na jej twarzy skupienia przeniosła się z gracją na obite aksamitem krzesło przy stalowej harfie. Evandra rozsunęła poły długiej spódnicy, by zaraz unieść palce, pozwolić by zawisły ćwierć cala od metalowych strun.
- Czy jest to radość, jaka każdego dnia motywuje cię do wyjścia z komnat? Dodaje energii, inspiruje, karmi twoje pasje, zachęca do działania? - Szarpnęła opuszkami za najbliższe sobie struny, sięgając po przyjemnie lekkie brzmienie. Przywodziło na myśl ciepły, wiosenny poranek o zapachu świeżych kwiatów, a ciepło słońca kładło się wręcz na policzkach i ramionach.
- Czy są to smutek, tęsknota i żal, którym oddajesz się w samotności w obawie przed zdradzeniem o sobie zbyt wiele? - W pomieszczeniu rozległ się niższy, cichy dźwięk, struny zadrżały przeciągle, rozbijając się na kilka krótszych, nostalgicznych brzmień o poszarzałej barwie.
- A może jest to złość? Ciągła frustracja, rozdrażnienie, każde słowo przybliżające do furii. - Dźwięk zmienił się po raz kolejny, choć melodia wciąż pozostawała niezmienna. Krótkie, metaliczne nuty, efekt wprawnej gry paznokciami, ich ciężar osiadał wrogo na ramionach. Gdy odsunęła dłonie od instrumentu, na jej czole pojawiła się wąska zmarszczka.
- Musisz zespolić się z instrumentem, połączyć jego siłę ze swoją. Sprawić, by smyczek stał się przedłużeniem twego ciała - Ostatni z dźwięków harfy osunął się miękko, niknąc w kątach pokoju muzycznego, pozostawiając je w ciszy. Półwila ułożyła dłonie na kolanach i przesunęła spojrzenie na przyjaciółkę, chcąc odczytać wrażenia malujące się na jej twarzy. - Jeśli już musisz być myślami w innym miejscu, wykorzystaj to.
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Od jakiegoś czasu muzyka stała się jej drugą pasją. Nie trwało to zbyt długo, ale odnajdywała się w dźwiękach, którymi mogła wyrażać emocje lub odcinać się od świata. Skupienie się na utworze jednak dzisiaj było bardzo ciężkie, a partytury jej nie wychodziły. Pytanie o to czego oczekuje rodzina jej narzeczonego miało charakter głębszy niż danie dziedzica. To było oczywiste, tego od niej oczekiwano, a Primrose miała szczęście, że los uchronił ją przed chorobami, które mogłyby utrudnić zajście w ciążę czy jej donoszenie. To był też czas, że mogłaby stać się już matką jak jej przyjaciółka cierpliwie znosząca teraz każdą jej pomyłkę, ale do czasu. Evandra przerwała grę i widziała, że jest lekko poirytowana. Sama była zła na siebie, że nie potrafiła się skupić na ćwiczeniach. Poprosiła o to przyjaciółkę, a teraz marnowała jej czas. Opuściła w dół ramiona starając się uspokoić.
Złożyłam obietnicę, że nic nie powiem – kołatało się w jej głowie, uparcie i nieprzerwanie. Jakie miała podstawy do tego aby burzyć porządek w życiu Evandry? Miała tylko domysły, podsłuchane słowa i niedopowiedzenia Francisa. Czy gdyby to dotyczyło kogoś innego nie miała by takich oporów? Poczuła palce lady Rosier na swoich ramionach i automatycznie się wyprostowała, a potem obejrzała się na nią i na harfę przy której usiadła. Słuchała dźwięków, które idealnie stapiały się z brzmieniem głosu przyjaciółki. Lekka nuta, która przywodziła radość i chęć działania zaraz przeistoczyła się ciche brzmienie smutniejszych tonów. Słowa półwilli dotykały mocno, bowiem przyjaciółka doskonale ją znała. Wiedziała, że Prim nie dzieliła się swoimi obawami tylko zamykała je w sobie, nie pozwalając aby ktoś je zobaczył. Niestety czuła, z każdym dniem, że w pewnym momencie zabranie miejsca, że wszystko się wyleje na zewnątrz, a ona nie będzie w stanie tego powstrzymać. Nie tym razem.
Kolejne dźwięki, delikatne szarpnięcia strun sprawiły, że myślami wróciła do pokoju muzycznego i Evandry, która doskonale zdawała sobie sprawę, że lady Burke jest na granicy furii i złości, którą wyładuje w siodle w szaleńczej gonitwie lub w walce jeden na jednego z kukłą ze szpadą w dłoni.
Stała na środku pokoju z lekko zmarszczonymi brwiami, a jej oczy przyciemniły się o pół tony. Zdawało się, że stoi w cieniu, a przecież nic jej nie przysłaniało ani nie ograniczało dostępu światła do pomieszczenia, mimo to jej cała postać jakby pociemniała. Uniosła powoli skrzypce od góry i ułożyła je w odpowiedniej pozycji, zaraz też poszybował smyczek opadając na struny by wydobyć dźwięk przywodzący na myśl uderzenie burzy, a jednocześnie był czysty i mocny. Palce przesuwały się po strunach sprawnie tworząc kolejne tony mocne by z czasem przejść w spokojniejszy wydźwięk ale dość ponury i chwytający za serce boleśnie. Zdawało się, że Primrose odpowiada na pytania przyjaciółki, mówi o swoich rozterkach, niepewności, strachu ale też nadziei na przyszłość. Walczy z marzeniami dziewczęcymi a pragnieniami dorosłej kobiety. Przymknięte powieki, pewny ruch dłoni oraz ciało, które płynęło wraz z muzyką świadczyło o tym, że oddała się jej w pełni pozwalając aby emocje wpłynęły na dźwięki. Z każdym kolejnym akordem muzyka łagodniała, tak jak łagodnieje gniew i uspokaja się płacz. Ostatnie nuty były wyważone i spokojne. Jeszcze chwilę Primrose stała bez ruchu nim otworzyła oczy. A gdy spojrzała na przyjaciółkę, szarozielone oczy były już jasne tak jak zwykle. Uśmiechnęła się przepraszająco.
-Wybacz – powiedziała miękko, po czym podeszła do Evandry. – Dużo się dzieje, poznałam pewne informacje, o których wolałam nie wiedzieć. Obawiam się swojej przyszłości, nie wiedząc nawet czego się spodziewać i zrzuciłam to na ciebie. Przejdzie mi szybko, nawet szybciej niż powinno.
Nie miała zamiaru dalej naciska na przyjaciółkę, aby się dowiedzieć co myśli o swoim małżeństwie i układzie jaki zawarła w dniu swojego ślubu. Jednak była przekonana, że ten temat jeszcze wróci. – Spróbujemy jeszcze raz?
Wskazała na pianino, przed którym jeszcze niedawno siedziała lady Rosier.
Złożyłam obietnicę, że nic nie powiem – kołatało się w jej głowie, uparcie i nieprzerwanie. Jakie miała podstawy do tego aby burzyć porządek w życiu Evandry? Miała tylko domysły, podsłuchane słowa i niedopowiedzenia Francisa. Czy gdyby to dotyczyło kogoś innego nie miała by takich oporów? Poczuła palce lady Rosier na swoich ramionach i automatycznie się wyprostowała, a potem obejrzała się na nią i na harfę przy której usiadła. Słuchała dźwięków, które idealnie stapiały się z brzmieniem głosu przyjaciółki. Lekka nuta, która przywodziła radość i chęć działania zaraz przeistoczyła się ciche brzmienie smutniejszych tonów. Słowa półwilli dotykały mocno, bowiem przyjaciółka doskonale ją znała. Wiedziała, że Prim nie dzieliła się swoimi obawami tylko zamykała je w sobie, nie pozwalając aby ktoś je zobaczył. Niestety czuła, z każdym dniem, że w pewnym momencie zabranie miejsca, że wszystko się wyleje na zewnątrz, a ona nie będzie w stanie tego powstrzymać. Nie tym razem.
Kolejne dźwięki, delikatne szarpnięcia strun sprawiły, że myślami wróciła do pokoju muzycznego i Evandry, która doskonale zdawała sobie sprawę, że lady Burke jest na granicy furii i złości, którą wyładuje w siodle w szaleńczej gonitwie lub w walce jeden na jednego z kukłą ze szpadą w dłoni.
Stała na środku pokoju z lekko zmarszczonymi brwiami, a jej oczy przyciemniły się o pół tony. Zdawało się, że stoi w cieniu, a przecież nic jej nie przysłaniało ani nie ograniczało dostępu światła do pomieszczenia, mimo to jej cała postać jakby pociemniała. Uniosła powoli skrzypce od góry i ułożyła je w odpowiedniej pozycji, zaraz też poszybował smyczek opadając na struny by wydobyć dźwięk przywodzący na myśl uderzenie burzy, a jednocześnie był czysty i mocny. Palce przesuwały się po strunach sprawnie tworząc kolejne tony mocne by z czasem przejść w spokojniejszy wydźwięk ale dość ponury i chwytający za serce boleśnie. Zdawało się, że Primrose odpowiada na pytania przyjaciółki, mówi o swoich rozterkach, niepewności, strachu ale też nadziei na przyszłość. Walczy z marzeniami dziewczęcymi a pragnieniami dorosłej kobiety. Przymknięte powieki, pewny ruch dłoni oraz ciało, które płynęło wraz z muzyką świadczyło o tym, że oddała się jej w pełni pozwalając aby emocje wpłynęły na dźwięki. Z każdym kolejnym akordem muzyka łagodniała, tak jak łagodnieje gniew i uspokaja się płacz. Ostatnie nuty były wyważone i spokojne. Jeszcze chwilę Primrose stała bez ruchu nim otworzyła oczy. A gdy spojrzała na przyjaciółkę, szarozielone oczy były już jasne tak jak zwykle. Uśmiechnęła się przepraszająco.
-Wybacz – powiedziała miękko, po czym podeszła do Evandry. – Dużo się dzieje, poznałam pewne informacje, o których wolałam nie wiedzieć. Obawiam się swojej przyszłości, nie wiedząc nawet czego się spodziewać i zrzuciłam to na ciebie. Przejdzie mi szybko, nawet szybciej niż powinno.
Nie miała zamiaru dalej naciska na przyjaciółkę, aby się dowiedzieć co myśli o swoim małżeństwie i układzie jaki zawarła w dniu swojego ślubu. Jednak była przekonana, że ten temat jeszcze wróci. – Spróbujemy jeszcze raz?
Wskazała na pianino, przed którym jeszcze niedawno siedziała lady Rosier.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Pokój muzyczny
Szybka odpowiedź