Flavienne Lestrange
Nazwisko matki: Travers
Miejsce zamieszkania: Wyspa Wight
Czystość krwi: Szlachetna
Status majątkowy: Bogata
Zawód: Dama, tłumaczka języka trytońskiego
Wzrost: 156cm
Waga: 50kg
Kolor włosów: Ciemny blond
Kolor oczu: Błękitne
Znaki szczególne: Przenikliwe spojrzenie, niski wzrost
13 cali, dość sztywna, wiąz, sierść kelpii
Slytherin
Koń
Martwego członka najbliższej rodziny
Morską bryzą, liliami, powietrzem po burzy
Siebie, otoczoną rodziną
Morskimi stworzeniami, muzyką
Nie kibicuje żadnej z drużyn
Gram w magiczne polo, pływam, gram na skrzypcach
Muzyki Klasycznej
Kristine Froseth
Przyjście na świat w arystokratycznej rodzinie oprócz wielu przywilejów, niosło ze sobą jeszcze więcej obowiązków. Względem rodziny, nazwiska i całej bękitnokrwistej braci. Flavienne jednak nigdy nie dostrzegała niczego, co mogłoby w jakikolwiek sposób zaburzać jej idealną wersję arystokratycznego świata. Uwielbiała wszystko to, co otaczało ją od pierwszych chwil, kiedy to jej donośny krzyk dał do zrozumienia wszystkim domownikom, że trzecie dziecko Lorda i Lady Lastrange przyszło na świat - a było to dokładnie dwadzieścia dwa lata temu, w noc przesilenia wiosennego. Poród był długi i męczący, młodziutka wówczas żona Gideona, choć na świat wydała swoje kolejne dziecko, przeżyła go bardziej dotkliwie niż poprzedni. Wszystko to za sprawą okrutnej choroby, jaką została obdarzona przy swoich narodzinach - serpentyny. Tej samej, która cztery lata później zabrała ją z tego świata. Siłą rzeczy więc, Flavienne nie pamięta matki a jedyne wspomnienia jakie posiada, to te przekazane przez starsze od siebie rodzeństwo oraz ojca.
Za dziecka często przesiadywała nad starymi, rodzinnymi albumami, wpatrując się z podziwem w ruchome fotografie na których została uwieczniona Lady Lestrange. Piękna, złotowłosa kobieta o czarującym i ciepłym uśmiechu oraz cudownym, błękitnym spojrzeniu, w którym można było utonąć. Ponadto, była niezwykle mądrą, skromną osobą o wielkim sercu. Nic więc dziwnego, że młodziutka wówczas Flavienne, zakochała się w obrazie matki bez pamięci, na długie lata stawiając ją sobie jako wzór do naśladowania. Tak jak i ona, chciała tańczyć, śpiewać i mówić po francusku. Nie była więc kłopotliwym dzieckiem - jeśli za kłopotliwe nie uznawało się wielkiej ambicji i wrodzonej ciekawości do otaczającego ją świata. Posłusznie wykonywała polecenia ojca oraz przywiązywała należytą uwagę do przedmiotów nauczanych przez guwernantki. Od początku, starano się, by młodziutkiej arystokratce niczego nie brakowało, co z kolei wpłynęło, na ukształtowanie się jej charakteru. Flavienne bowiem zawsze dostawała to, czego chciała. Nikt nie był w stanie oprzeć się jej urokowi, nawet serce najgrubiej skute lodem, zaczynało topnieć na widok przenikliwego spojrzenia blondynki. Może właśnie dlatego Aurelius nigdy nie potrafił odmówić jej, kiedy prosiła, by zabrał ją ze sobą na swoje nadmorskie przechadzki. Lubiła spędzać z nim czas, siedząc na wzgórzu, z którego obserwowali uderzające o skały fale. Często również wybierali się do stajni, by karmić Hippocampusy. Odetta nigdy nie pochwalała tych wypraw. Niejednokrotnie wyrażała swoją opinię karcącym tonem, twierdząc, że nie jest to ani bezpieczne ani odpowiednie dla damy. Flavienne jednak – choć bardzo chciała być damą a siostra stanowiła dla niej w tej kwestii autorytet – zbyt mocno interesowało ją morze i wszelkie stworzenia je zamieszkujące. Posyłała więc siostrze przepraszające spojrzenie i biegła wraz z bratem na pobliski pomost, by obserwować tajemnicze stworzenia, jakimi były syreny i trytony. Żadne z tej dwójki jednak, nie mogło przypuszczać, że kazania ich siostry wkrótce znajdą odzwierciedlenie w rzeczywistości. Któregoś dnia bowiem, podczas zwiedzania pobliskich skał, najmłodszej z latorośli Lestrange obsunęła się noga i w efekcie wylądowała w lodowatej, wzburzonej toni wodnej. Z pomocą przyszły im jednak trytony, zaalarmowane rozpaczliwymi krzykami rodzeństwa. Flavienne i Aurelius oczywiście nigdy nie przyznali się do całego zajścia ojcu; jedyną osobą, która wiedziała była Odetta, która pomogła Flavii, przywrócić się do porządku. Incydent ten całkowicie zmienił myślenie dziewczny. Mglisty obraz matki, utkany z opowieści i ruchomych fotografii oraz cała fascynacja jej osobą powoli ustępowały na rzecz nowej, bardziej realnej. Flavienne zawdzięczała syrenom życie, nie wiedziała jednak, że nie tak wiele lat później, je z nimi zwiąże.
List z Hogwartu naturalnie został dostarczony przez jedną z rodzinnych sów, w dniu jedenastych urodzin Flavienne. Najmłodsza latorośl Lorda Lestrange, jeszcze nigdy nie była tak rozdarta. Z jednej strony rozpierała ją ekscytacja i radość, związana z rozpoczęciem nauki w jednej z najznamienitszych szkół na świecie – z drugiej przepełniał ją smutek na myśl, że miałaby rozstać się z trytonami i spacerami po piaszczystej plaży. Ostatnie miesiące wolności, spędziła więc na trudnej nauce języka morskich stworzeń, szlifowania języka francuskiego oraz pobieżnym zapoznaniem się z przedmiotami, z jakimi przyjdzie jej zmagać się w murach szkockiego zamku.
Pierwszy wrześnie przyszedł szybciej, niż przepuszczała. Miała wrażenie, że jeszcze wczoraj siedziała na piaszczystym brzegu, wpatrując się w morskie fale a już dzisiaj siedziała w pociągu, wraz z innymi pierwszorocznymi, co niezbyt jej odpowiadało. Flavienne nie znała świata innego, niż ten który otaczał ją od chwili narodzin. Ojciec zadbał o to, by młody umysł szlachcianki skażony był jedynie tym, co sam uważał za słuszne a ona, nigdy nie miała podstaw by nie wierzyć w ani jedno jego słowo. Był jedynym rodzicem, jakiego miała. Obdarzyła go więc miłością podwójną i bezgraniczną. W jej oczach był człowiekiem idealnym, wzorem cnót, najpotężniejszym z czarodziei. Kiedy więc opowiadał jej o świecie niemagicznym, nie kryjąc swojego negatywnego nastawienia, Flavienne słuchała go uważnie, przytakując każdemu zdaniu, powoli zakorzeniając i w sobie niechęć do mugoli i wszystkiego, co z nimi powiązane.
Tiara przydziału nie miała większego problemu z przydziałem młodej arystokratki, do odpowiedniego domu. Nie musiała nawet na dobre usadowić się na głowie dziewczęcia, by zdecydowanym i donośnym tonem krzyknąć: Slytherin! Tak więc ostatnia z trójki rodzeństwa dołączyła do domu węża, na przestrzeni lat dając liczne przykłady potwierdzające nieomylność starej czapki. Lestrange była ambitna, bystra i nieugięta. Z zawzięciem dążyła do wyznaczonych przez siebie celów – często, kosztem innych uczniów. Szczególnie przypodobała sobie przedmiot ONMS, dzięki któremu mogła jeszcze bardziej wgłębić się w świat magicznych stworzeń, choć tak naprawdę interesowały ją głównie te, powiązane z morskim środowiskiem. Szczególną uwagę poświęcała również zajęciom z Zaklęć oraz Transmutacji, z której to okazała się być diabelnie dobra. Oceny z pozostałych przedmiotów pozostawały na zadawalającym poziomie – nie było możliwości, by panna Lestrange kulała z któregoś, nawet, jeżeli szczerze go nie cierpiała.
Flavienne od początku nauki, trzymała się osób wysoko urodzonych, w których żyłach płynęła krew wielkich przodków lub takich, których towarzystwo mogło przynieść oczekiwane korzyści. Prócz brata i siostry, obdarzyła więc zaufaniem niewielkie grono osób, stawiając na jakość znajomości a nie jak co poniektórzy na ilość. Nigdy nie zabiegała o popularność, którą mimo wszystko z roku na rok, przynosiła jej uroda oraz nazwisko. Z czasem więc przybywało jej adoratorów, których jednak prędzej czy później odsyłała z kwitkiem lub złamanym sercem. Aurelius był bowiem niedoścignionym wzorem mężczyzny, z którym nie mógł równać się żaden inny przedstawiciel płci przeciwnej. Do czasu. W połowie piątego roku, uwagę dziewczyny przykuł Rhysand Crouch. Młody, utalentowany arystokrata, obiekt westchnień wielu dziewcząt. Z początku, Flavienne skutecznie ignorowała obecność Rhysanda w pokoju wspólnym, powtarzając sobie, że nie jest on wart jej uwagi. Było w nim jednak coś, co skutecznie przyciągało wzrok i nie, nie był to wygląd. Lestrange pragnęła odkryć to, co skrywało się pod maską tajemniczości i zawadiackich uśmiechów, posyłanych w kierunku zauroczonych panien. Wtedy jednak nikt nie mógł przepuszczać, że z pozoru próżna relacja, opierająca się głównie na droczeniu i dogryzaniu w najprostszych kwestiach, przerodzi się w pełną zażyłości, osobliwą przyjaźń.
Ostatni rok ciągnął się leniwie, starsze rodzeństwo już dawno zdążyło opuścić mury zamku, a wtedy po raz pierwszy w życiu, bardziej niż rodziny, brakowało jej obecności młodego arystokraty, z którym w ciągu ostatnich miesięcy, zdołała nawiązać swoistą nić porozumienia, odkrywając również, że nie różnią się od siebie aż tak bardzo, jak mogło się to z początku wydawać. Wychowywana według szlacheckich zasad, zgodnie z wartościami przyjętymi przez ród Lestrangeów, coraz lepiej poruszała się w arystokratycznym świecie. Była młoda, jednak nie można było odmówić jej bystrości i inteligencji. Chłonęła wiedzę jak gąbka, szybko ucząc się również reguł, panujących w świecie szlachetnie urodzonych. Bez większych problemów stawała się więc mistrzem manipulacji i kłamstwa. Rozumiała doskonale, że by przetrwać wśród lisów, musiała stać się jednym z nich. Nie zamierzała zmieniać biegu historii, wszczynać przegranych walk, jakich podejmowały się niektóre arystokratki. Flavienne dobrze znała swoje miejsce i nie do końca potrafiła zrozumieć bunt niektórych kobiet, jak gdyby były zbyt głupie, by pokierować swym losem ciągnąc za niewidzialne sznurki – musiały robić to głośno i ostentacyjnie, co praktycznie zawsze spotykało się z gorzkim końcem. Babka Flavienne, matka Gideona, od zawsze powtarzała, że inteligencja połączona z urodą to klucz kobiety do sukcesu. Najmłodsza z latorośl Lestrangeów nie zamierzała oponować.
Koniec roku przyniósł wyczekiwaną wolność, w którą Flavienne wkroczyła z utęsknieniem i dobrymi wynikami, uzyskanymi z ostatnich w swoim życiu egzaminów. W końcu mogła powrócić do swoich ulubionych zajęć, znów spędzać czas w towarzystwie trytonów i zażywać morskich kąpieli. Trauma związana z wypadkiem sprzed wielu lat dawno ustąpiła fascynacji, związanej z wodną fauną i florą. Młoda szlachcianka w końcu mogła skupić się na tym co ważne, czyli na doskonaleniu swej umiejętności porozumiewania się z ukochanymi syrenami. Pamiętając, kto podarował jej drugie życie, postanowiła działać na rzecz tych stworzeń, co w późniejszych latach za obfitowało we współpracę, prowadzoną z Ministerstwem. Nie było chyba na świecie nikogo, kto nie słyszałby o syrenach, ani o ich poczynaniach. Kusiły śpiewem zagubionych turystów, doprowadzały do katastrof statków. Nawet tu, na wyspie Wight zdarzały się przypadki zaginięć mugoli i czarodziei. Ród Lestrange doskonale wiedział, jaki los spotkał nieszczęśników, których uwiódł syreni głos, twardo jednak bronili magicznych istot, obstając przy swoim i twierdząc, że syreny zamieszkujące brzegi wyspy, nikogo by nie skrzywdziły – co oczywiście, nie było niczym innym niż kłamstwem. Bezsilni urzędnicy nie mając dowodów, musieli zawierzyć na słowo i prędzej czy później, odpuścić. Flavienne zdawała się być stworzona do tej roli, jak nikt lawirowała pośród faktów, zgrabnie modyfikując prawdę. Nie było jej żal tych, którzy zginęli. Lestrange od wieków dbali o to, by żaden nieproszony gość, nie pojawiał się na wyspie – przez co przypięto im łatkę tajemniczych i niedostępnych. Jeśli ktoś był na tyle głupi, by zignorować ostrzeżenia i dalej brnąć przed siebie, sam prosił się o nieszczęście.
Los szlachetnie urodzonych, z góry jest przypieczętowany. Mają oni zasady, których muszą przestrzegać, etykietę, według której należy postępować. Mają pieniądze, wpływy, posiadłości i wszelkie inne dobra, o których zwykły śmiertelnik może jedynie pomarzyć. Takie życie mogłoby wydawać się idealne, pozbawione większych zmartwień, słodkie, lekkie i przyjemne. Czyż nie tak właśnie większość czarodziei wyobrażała sobie codzienną egzystencje wyższych sfer? Wciąż jednak pozostawali oni ludźmi, którzy choć w większości wyprani z emocji i moralności, nadal borykali się z problemami natury codziennej – w rozumieniu innym, od tego, jakie posiadały warstwy niższe. Jednym z obowiązków, należących do każdego młodego szlachcica i szlachcianki, było w marę szybkie zawarcie małżeństwa, które przyniosłoby obydwóm stronom oczekiwane korzyści. Jak można się domyślić, pomiędzy dwojgiem młodych ludzi rodziło się wiele emocji, lecz rzadko kiedy miłość. Flavienne wiedziała, że i jej kiedyś przypadnie stanąć na ślubnym kobiercu z (zapewne obcym) mężczyzną. Nie wzbraniała się przed tym szczególnie, jednak zdołała ubłagać ojca, by nie kierował się tylko interesami, lecz również jej dobrem. Młoda Lestrange nie była głupia, już dawno wyzbyła się marzeń o księciu na białym koniu, z którym połączyło by ją uczucie silniejsze niż śmierć. Włożyła miłość między bajki, tam gdzie jej miejsce, szufladkując uczucie jako słabość a Flavienne nie chciała być słaba. Zależało jej jedynie na tym, by ktoś z kim przyjdzie jej dzielić dalsze życie, był kimś z kim udałoby się jej nawiązać nić porozumienia, kimś kto pozwoliłby jej na dalszy kontakt z ukochanymi stworzeniami i traktował ją nieco poważniej, niż ozdobę salonową. Tylko tyle - lub aż tyle.
Być może dlatego tak bardzo niepokoiła ją relacja z Rhysandem, która z roku na rok przybierała na tempie. Nigdy nie pomyślałaby, że ktokolwiek spoza rodziny zdoła zaskarbić sobie jej łaski równie mocno, co on. Nie była to jednak do końca zdrowa relacja. Daleko było jej do czystej, bezinteresownej przyjaźni, tak jak i do miłości – choć tego słowa Flavienne unikała jak przysłowiowego ognia. Młody Crouch budził jednak w niej uczucia, jakich nie był w stanie wzbudzić nikt inny, co na przemian, doprowadzało ją na skraj wytrzymałości psychicznej lub wprawiało w stan euforii. Ich relacja więc była niczym innym jak toksyczna grą, w której żadne z nich, nie mogło zostać zwycięzcą – w momencie, w którym zaczyna Ci na kimś zależeć, już jesteś przegranym.
Ostatnie miesiące, jak i również tygodnie, przyniosły ze sobą wiele zmian. Zmian, które sprawiały, że arystokratka po raz pierwszy w życiu odczuwała strach. Bała się o życie swoje, o życie swoich bliskich, o wszystkich tych, na których w jakiś sposób jej zależało. Choć zapewniano ją, że jest bezpieczna, Flavienne wydawało się, że uczucie to towarzyszy jej jedynie połowicznie i tylko wtedy, kiedy znajdowała się na wyspie - w pewnym stopniu odciętej, od świata zewnętrznego. Gazety przyniosły wieści o napadach, nie tylko na mugoli, ale i arystokrację. Nie mieściło jej się to w głowie, nie chciała nawet zastanawiać się kto ośmieliłby się podnieść różdżkę na szlachetnie urodzonych. Większość czasu więc, spędzała więc na rodowych włościach, próbując zająć myśli lekturami różnej maści.
Flavienne, choć podobnie jak reszta rodziny, wyznawała poglądy antymugolskie i bardzo chętnie wyraziła je wypełniając kartę do głosowania na referendum, to nie mogła oprzeć się wrażeniu, że całość działań Minister Tuft przynosi odwrotny efekt, od zamierzonego. Do tego dochodziło rosnące szaleństwo Grindelwalda oraz tajemniczy znak, jaki zaczął pojawiać się nad Anglią. Nastały czasy pełne niepokoju i jak nigdy, świat magiczny potrzebował interwencji, kogoś, kto przywróciłby dawny ład i porządek. Kogoś, wyznającego jedyne, słuszne poglądy.
Noc z ostatniego kwietnia na pierwszego maja, była przełomowa. Anomalie nieznanego pochodzenia, jakie przetoczyły się nad Anglią, zebrały krwawe żniwo. Począwszy od czarodziei, przez magiczne stworzenia, na mugolach skończywszy. Magia zdawała się całkiem oszaleć, niektóre miejsca czyniąc zupełnie niedostępnymi. Zanim jednak społeczność magiczna zdołała poznać rozmiar zniszczeń, w znacznej części została porozrzucana po terytorium kraju. Czarodzieje w niewyjaśniony sposób zostali przeniesieni ze swoich domów, na łono natury – w mniej, lub bardziej brutalny sposób.
Rodzina Lestrange również ucierpiała. Anomalie zniszczyły przynajmniej połowę, zamieszkiwanego przez nich dworku, czyniąc go tym samym niezdolnym do dalszego użytkowania. Gideon, Aurelius i Flavienne, wyszli z tego zdarzenie bez większych obrażeń - choć z traumą do poszczególnych żywiołów. Gorzej sytuacja miała się z Odettą, która jako jedyna z trójki z dzieci Lorda Lestranage, odziedziczyła po matce serpentynę. Silny atak jakiego doświadczyła szlachcianka, przykuł ją do łoża na kilka dobrych dni. Przyprawiając najbliższych o najczarniejsze myśli. Flavienne, choć przekonana o kompetencjach magomedyków zajmujących się siostrą - trwała przy niej cały czas, pilnując aby starszej siostrze niczego nie brakowało.
Niezależni do tej pory Lestrangeowie, musieli więc powrócić do głównej rezydencji, gdzie mieli pozostać do czasu odbudowy zniszczonego w większości dworku.
Rzucając zaklęcie, dziewczyna przywołuje wspomnienie ciepłego, letniego, beztroskiego dnia, spędzonego w towarzystwie siostry i brata w pobliżu morza.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 0 | Brak |
Zaklęcia i uroki: | 10 | +3 (różdżka) |
Czarna magia: | 1 | +1 (różdżka) |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 20 | +1 (różdżka) |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 3 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Język francuski | II | 3 |
Język trytoński | II | 3 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Historia magii | II | 5 |
Retoryka | III | 10 |
Kłamstwo | III | 10 |
Silna wola | II | 5 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
ONMS | III | 10 |
Zielarstwo | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Szlachecka etykieta | - | 0 |
Szczęście | I | 5 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (wiedza) | I | 1 |
Malarstwo (wiedza) | I | 1 |
Muzyka (wiedza) | I | 1 |
Muzyka (śpiew) | II | 7 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Taniec balowy | II | 7 |
Taniec klasyczny (balet) | I | 1 |
Pływanie | I | 1 |
Jeździectwo | I | 1 |
Łyżwiarstwo | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Reszta: 0 |
WYPISZ po przecinku rzeczy (zwierzęta, inne) zakupione w sklepiku MG
[bylobrzydkobedzieladnie]