Wydarzenia


Ekipa forum
Schody
AutorWiadomość
Schody [odnośnik]20.08.17 14:22

Schody

Utrzymany w kolorystyce podobnj do reszty domu hall zakończony jest z jednej strony schodami prowadzącymi na piętro posiadłości. Ścianę zdobią obrazy z których postaci nieraz ciekawsko obserwują przechodzące osoby, poręcz natomiast niemal prosi o przemianowanie jej na ślizgawkę.


She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
 https://68.media.tumblr.com/f4ac4a87cc99f24b4e90825593c2f7b0/tumblr_oldf5boKP91uhjffgo1_500.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4231-julia-prewett https://www.morsmordre.net/t4525-poczta-julki#96302 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4527-skrytka-bankowa-nr-1093#96304 https://www.morsmordre.net/t4798-julia-prewett
Re: Schody [odnośnik]21.08.17 13:04
|5 maja

Ponoć po burzy zawsze wychodzi słońce. Patrząc jednak za okno szło dojść do prostego wniosku: coś musiało pójść tym razem nie tak, jak powinno. Wcale mnie to nie dziwiło. Od dnia magicznego wybuchu nieustannie padało, a z dnia na dzień opady przybierały na sile. Dziś można było już powiedzieć, że za oknem lało. Mi nie robiło to jednak znaczącej różnicy bo do posiadłości Prewettów planowałem się dostać poprzez kominek. Prosta sprawa - wystarczyło wejść z jednej strony i wyjść z drugiej. Nic skomplikowanego, a jednak od przeszło dwóch godzin kontemplowałem na przeciwko kominka jak jakiś krytyk nad zmyślnym mazajem na ścianie. Nie pozostawało mi nic innego, jak tylko sobie pogratulować.
Od ponad tygodnia odchodziłem od zmysłów, a jedyna informacja, jakiej pragnąłem to ta dotycząca Lily - tego gdzie jest, czy jest cała. Po wybuchu magii ta potrzeba się tylko nasiliła. Zapewnienia innych, o tym, że jest bezpieczna mi nie wystarczały. Rozumiałem, że przez wzgląd na jej pochodzenie jest potrzeba trzymania jej w ukryciu ale...czemu przede mną? Czemu nie pozwalano mi się upewnić, że jest z nią faktycznie wszystko w porządku? Myśleli, że wydam ją Ministerstwu? Czy co miałeś w głowie Sam, ukrywając to przede mną?
Przestałem podpierać biodrem podparcie kanapy i zacząłem maszerować w tą i z powrotem chcąc się uspokoić. Nie powinienem się denerwować jeśli chciałem ją zobaczyć. Eh, niech to szlag. Chciałem. A, czy to nie ja zostawiłem ją ostatnio mówiąc, że tak będzie najlepiej? Chyba nawet dokładnie takich słów użyłem. Teraz zaś chciałem ją spotkać, zobaczyć. Jakie to ironiczne i godne pożałowania. Właściwie gdy o tym pomyślałem, to już zapał stygł, a ja sam nie byłem pewien czy powinienem. Na szczęście (a może niekoniecznie?) myślałem jedno, a robiłem zwyczajowo drugie i ostatecznie przełamałem się nad samym sobą przenosząc się do posiadłości Prewettów. Otrzepałem ubranie z resztek popiołu i uważnie się rozejrzałem czując jak wszystkie moje mięśnie się spinają. Jak na razie nie miałem zbyt dobrego zdania o jakiejkolwiek arystokratycznej rodzinie, a właśnie w budynku jednej się znajdowałem. Szykując się na wszystko czekałem na czyjeś zainteresowanie moją osobą. Wiedzieli, że przybędę - dzień wcześniej zapowiedziałem się lakonicznie. Chwilę później zaprowadzono mnie do pokoju nakazując czekać przy schodach co tez robiłem. Podejrzliwie łypałem na wszytko dookoła odnosząc wrażenie, że czas nieprzyjemnie dramatycznie zwolnił.


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : 8+2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 3
ZWINNOŚĆ : 17+3
SPRAWNOŚĆ : 24+6
Genetyka : Wilkołak

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Schody [odnośnik]21.08.17 16:16
Została uprzedzona, że ktoś chce się z nią spotkać, a kiedy dowiedziała się o kogo chodzi, zgodziła się od razu. Ich ostatnia kłótnia wydawała jej się w tej chwili szalenie odległa, taka mała przez pryzmat tego wszystkiego, co się stało. Wszystkie słowa traciły na sile i choć nie traciły swojego znaczenia, a najważniejszy sens owej kłótni tlił się gdzieś z tyłu jej głowy i na pewno we właściwym momencie wróci, Matt wciąż był jej przyjacielem. Przyjacielem od dziecka, przy którym czuła się najbezpieczniej. Kimś o kim myślała w najgorszych chwilach, ponieważ fakt, że nie było go wtedy przy niej wydawał się dziwny i nielogiczny.
Oczywiście, że musiał się zjawić. Czy ona na prawdę wierzyła, że ją zostawił?
Czekała. Czuła się lepiej. Dużo lepiej, choć szok jakiego doznała silnie odbił się w jej delikatnej psychice, chwilami wciąż miała wrażenie, że z ciemności wychylają się postaci, które sprowadzą ją znów do tego strasznego miejsca. Jej ruchy wciąż były lekko chaotyczne, choć przecież wierzyła, że nic jej tu nie grozi. Mogła jednak w to wierzyć, jej myśli zawsze jednak odchodziły w swoją stronę.
W dużej mierze pomogło jej spotkanie z Flo. Choć już wcześniej otrzymała olbrzymią pomoc od bardzo miłych ludzi, oni wciąż byli obcymi. Jego znała i wiedziała że gdyby cokolwiek mogło jej tu grozić, nie zostawiłby jej tutaj. Więc jest bezpieczna.
Teraz szła mimo wszystko niepewnie. Coś z tyłu jej głowy szeptało, że to wcale nie Matt na nią czeka, że to wszystko była tylko przerwa, kiepski żart w całym dramacie, że wczorajsza gazeta nie była prawdziwa, że ta chwila odpoczynku była jej dana, żeby koszmar mógł wrócić ze zdwojoną siłą.
Stanęła przy ścianie obok schodów, ale przez dłuższą chwilę się nie wychylała. Ktokolwiek tam był, i tak słyszał jej kroki, jednak teraz mógł być zdezorientowany. Jeszcze może uciec, wrócić do pokoju, zamknąć się i schować pod łóżkiem, albo uciec oknem. Jeszcze może, tylko co jeśli tam na schodach na prawdę jest po prostu Matt, jeśli to wszystko co się dzieje jest prawdą?
A jeśli nie?
Czekała na niego. Jeszcze w pokoju cieszyła się na ten moment, jednak znów była poza czterema ścianami, które już nazwała bezpiecznymi.
Krok w tył. Mały krok do przodu. Dźwięk kroków na schodach, ciche przekleństwo, znajomy głos.
Odetchnęła z ulgą, w końcu z całym brakiem odwagi jaki w sobie mała, za to z zadziwiającą pewnością, by zobaczyć nikogo innego, jak Matthew Bott'a.
W zaledwie chwilę pokonała dzielącą ich odległość, choć może i zabawnie wyglądała, może dość pokracznie przez wciąż odzywający się ból w nodze i nerwowy chaos w ruchach, jednak czemu miałaby się tym przejmować, skoro na końcu zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła się mocno, czując jak jej serce tłucze milion na godzinę.
Tylko czemu znów zaczęła drżeć? Nie ważne. Zacisnęła na nim ręce i nie ważne, że nie miała w ej chwili za wiele siły, z tego uścisku na pewno się nie uwolni, nie ma szans.
Otworzyła nawet usta, żeby coś powiedzieć, szybko jednak uznała, że chyba zwyczajnie brakuje jej na niego słów.


Maybe I'm scared because you mean more to me than
any other person.

Lily MacDonald
Lily MacDonald
Zawód : Ex iluzjonistka, obecnie wytwórca i naprawiacz mebli.
Wiek : 26
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Creagan an fhithich!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3510-lily-macdonald#61296 https://www.morsmordre.net/t3545-kukulka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f102-fleet-street-187-9 https://www.morsmordre.net/t4801-skrytka-bankowa-nr-878#102962 https://www.morsmordre.net/t3580-lily-macdonald#64284
Re: Schody [odnośnik]21.08.17 22:43
Pomieszczenie było obszerne i jasne tak bardzo, że aż czułem się tym przytłoczony. A może to dlatego, że kojarzyło mi się nieprzyjemnie z Mungiem? Chociaż i tam było więcej szarości i brudnej bieli sprawiającej że wszystko wyglądało jakoś mniej dziwnie. Do tego nie mogłem przestać myśleć o tym, że...prawdopodobnie ktoś mi się przygląda, a odczucie to nasiliło się, kiedy strzepałem z siebie resztki magicznego proszku na podłogę. Prawdopodobnie była to tylko moja wyobraźnia. Cały byłem jakoś poddenerwowany i spięty nie mogąc się tak właściwie zdecydować czy przepełniała mnie bardziej niepewność czy też zniecierpliwienie.
Uniosłem swoje spojrzenie w kierunku z którego dobiegł mnie dźwięk lekkich kroków i tak zamarłem wyczekując nikogo innego jak jej. Serce w piersi zabiło mi szybciej, a potem...zmarszczyłem czoło
- Lila...? - rzuciłem w eter czując się trochę jak idiota bo tak, jak przed chwilą byłem przekonany co do tego, że zaraz ją zobacz tak teraz zaczynałem się zastanawiać czy sobie tego nie wyobraziłem. Tak po prostu wszystko ustało, a w okół na nowo zapanowała cisza - Lil....? - ponowiłem próbę i tym razem w zamian w odpowiedzi skrzypnęło drewno. Rozejrzałem się dookoła i nie wiedząc tak właściwie czy moja samowolka jest mile widziana zacząłem wspinać się po stopniach - Cholera jasna... - fuknąłem rozdrażniony, widząc dopiero teraz jak bardzo jasny dywan wylizuje mi podeszwy usmyranych kominkowym pyłem butów. Trzeba było stać, gdzie stałeś baranie. Skrzywiłem się nie będąc pewny co do tego co słyszę, czy to Lil i czy nie będę zmuszony konfrontować się z krzywymi spojrzeniami domowników. Po namyśle miałem zamiar się cofnąć ale w końcu ją zobaczyłem. W momencie w którym skrzyżowaliśmy spojrzenia poczułem się wycięty z rzeczywistości. Trwało to ułamek sekundy, bo zaraz widząc jak schodzi, zbiega po tych schodach czy jak to tam można było nazwać to co uprawiała - wyszedłem jej na przeciw mając nadzieję złapać ją wcześniej nim wybije zęby i sobie ten rudy łeb obtłucze. Odetchnąłem z ulgą dopiero gdy poczułem jej ciężar na swoich ramionach, a właściwie jego brak. Zdawała mi się bardziej krucha niż zazwyczaj dlatego też ze szczególnym wyczuciem objąłem ją i przygarnąłem mocniej nasłuchując czy coś się aby nie kruszy. Na szczęście dobiegało mnie jedynie dudnienie jej serca. Całe szczęście. Przygarbiłem się i pochyliłem mocniej by móc szczelniej zamkną ją w uścisku zupełnie jakbym się obawiał, że mogłaby się z niego uwolnić. Wiedziałem, że to niemożliwe , jednak w chwili obecnej, paradoksalnie, czułem się słaby jak nigdy.
- Przepraszam, Lil, tak mi przykro... - że musiałaś przez to przejść, że nie było mnie obok, że cie wtedy tak zostawiłem, uciekłem. Tak bardzo mi to leżało na sercu, myśl, że to mogło się przecież potoczyć zupełnie inaczej, że ostatnim moim wspomnieniem z tobą związanym mógł być tamten dzień.

[bylobrzydkobedzieladnie]


I'll survive
somehow i always do




Ostatnio zmieniony przez Matthew Bott dnia 22.08.17 2:52, w całości zmieniany 2 razy
Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : 8+2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 3
ZWINNOŚĆ : 17+3
SPRAWNOŚĆ : 24+6
Genetyka : Wilkołak

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Schody [odnośnik]22.08.17 0:38
Schowała się. Skuliła, zmalała jak tylko mogła ścisnąć swoje mięśnie, kości w małą kulkę, pozostając na stojąco i tuliła się do niego, pozwalając się otoczyć dużymi i silnymi ramionami. I wiedziała, że pod żadnym łóżkiem i w żadnej szafie nie byłaby równie bezpieczna. Jeszcze tylko trochę drżała, za dużo emocji, za dużo wszystkiego. I kiedy się odezwał, pokręciła lekko głową i tylko wtuliła się mocniej.
- Nigdy wi-ęcej mnie nie zo-stawiaj. - odezwała się cicho, choć przecież nic nie mógł zrobić, nie mógł tego zatrzymać, nie mógł niczego przewidzieć. Nikt nie mógł spodziewać się, że świat aż do tego stopnia stanie na głowie, a jej paranoje ten jeden raz okażą się słuszne. - A... a-a następnym ra-razem po-prostu ucieknij ze-e mną do-o tych Chin.
Znów zaczęła się jąkać choć teraz z emocji, może przez myśli ciągle nawiedzające jej głowę. Wzięła głęboki oddech usiłując zapanować nad głosem. Chciała zabrać go do pokoju, żeby nie stać tak na schodach, jednak nie chciała się odsuwać. Jakoś, jeszcze chwilkę. Przymknęła oczy, powoli się uspokajając, powoli znów dochodząc do siebie. Przynajmniej na chwilę. Przez kilka ostatnich dni niemal przywykła do dziwnej niestabilności emocjonalnej, którą najpewniej odreaguje miniony szok. Przez chwilę było dobrze, by zaraz lęki znów wróciły, lub ustąpiły miejsca złości.
- Podobno jest już dobrze. Po wszystkim. - odezwała się cicho nie chcąc, żeby się martwił. Przecież wiedziała, że się martwił. Ale chociaż największy problem znikał. Świat wracał do jakichś względnych bo względnych, może trochę powyginanych, ale jednak ram normalności, które zdawały się roztrzaskać jakiś czas temu. - Odwołali ten cały koszmar. Jest bezpiecznie.
Być może jej głos wskazywał na to, że usiłuje przekonać samą siebie, bo i w jej głowie nadal chwilami brzmiało to dziwnie nierealnie, dziwnie. Odsunęła się w końcu delikatnie, na tyle żeby spojrzeć w jego twarz, a kiedy znów się odezwała, jej głos znów lekko zadrżał. W jej głowie nieprzerwanie panował chaos, który w pewien sposób odbijał się w jej gestach, mimice, czy spojrzeniu.
- Odwołali to. Jest już dobrze. - uśmiech na jej twarzy mógł wydawać się dziwny, zdecydowanie nie był wesoły, raczej był jedn z pozostałości po szoku. Nie odsuwała się zbyt mocno, nie chciała żeby jej puszczał, chciała w każdej chwili móc wrócić do swojej kryjówki, może bała się, że uwalnianie tlącej się gdzieś w środku niej złości na świat ściągnie zło z powrotem? - Jak można zrobić coś takiego, a potem po prostu to odwołać? - jej uśmiech powoli i delikatnie się poszerzał, a kąciki ust drgnęły przez chwilę. Jak teraz ma być normalnie? - Co dalej?
Znów się przysunęła, znów po prostu się wtuliła. Co dalej?


Maybe I'm scared because you mean more to me than
any other person.

Lily MacDonald
Lily MacDonald
Zawód : Ex iluzjonistka, obecnie wytwórca i naprawiacz mebli.
Wiek : 26
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Creagan an fhithich!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3510-lily-macdonald#61296 https://www.morsmordre.net/t3545-kukulka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f102-fleet-street-187-9 https://www.morsmordre.net/t4801-skrytka-bankowa-nr-878#102962 https://www.morsmordre.net/t3580-lily-macdonald#64284
Re: Schody [odnośnik]23.08.17 17:49
Mój głos był stłumiony, zduszony ciężarem przekonania o winie. Gdybym wówczas obrócił wszystko w żart, gdybym zapewnił że nic się nie zmieni, gdybym został...To przecież mogło skończyć się inaczej. Tamtego dnia pewnie bym ci towarzyszył, czekałbym na korytarzu, może bym coś zauważył, może bym jakoś zapobiegł zniknięciu i wszystkiemu co cie wówczas spotkało. Może. Miałem za co przepraszać, Lil. Nie potrafiłem przecież niczego zrobić prócz słuchania od wszystkich wokół, że jesteś bezpieczna. Nie ja cie znalazłem, nie ja uratowałem - jedynym moim osiągnięciem było bezmyślne zostawienie cie wtedy, kiedy najbardziej mnie potrzebowałaś.
- Nigdy więcej - nie musiałem się nawet zastanawiać, niczego nie byłem pewny w tym momencie, jak właśnie tego, że to był pierwszy i ostatni raz. Tak bardzo mi przykro. Nie powinienem był w ogóle pozwolić na ten pierwszy raz. Nie, kiedy cie kocham.
- Gdziekolwiek zechcesz - następnym razem, gdziekolwiek nie będziesz. Zawsze chciałem tylko tego co dla ciebie najlepsze, a odnosiłem wrażenie, że z mojego powodu spotyka cie to co najgorsze, nawet jeśli to nie miało większego sensu. Przypominałem sobie, że jeszcze przed tym wielokrotnie myślałem o tym, jak wyolbrzymiasz, przesadzasz, bagatelizowałem i szydziłem z twojej chęci ucieczki, zapewniałem, że to tylko przesłuchanie. Byłem zazdrosny. Przyłożyłem do tego ręce, do wszystkiego co cie spotkało, a ty mimo wszystko mówisz mi, że już, po wszystkim, że już dobrze. Głos ci drżał, w twoich gestach było coś chorobliwie niepokojącego, usta wykrzywiały się dziwnie, jak u straceńca, który za chwilę miał skonać, odnosiłem wrażenie,ze zaraz się posypiesz przelatując mi przez palce, a mimo to zapewniasz, że już dobrze. Chcesz przekonać siebie? Można mi egoistycznie pomyśleć, że...mnie? Tak bardzo się starasz.
- Nie można... - pogładziłem ją po włosach. Były rzadsze i szorstkie w dotyku - ...dlatego zapłacą za to - zapewniłem, obiecałem, nie widząc innej możliwości odpokutowania. Pocałowałem ją w czubek głowy, opierając zaraz na niej brodę i zamykając oczy. Co dalej.
- Chciałbym cie stąd zabrać - mieć bliżej - Chciałbym, byś zamieszkała w kamienicy mojego kuzyna w Dolinie Grdyka. Będziesz tam bezpieczna. Razem z Bertim nałożyliśmy sporo zaklęć ochronnych. Nie będziesz też musiała się martwić o opłaty, cokolwiek - zadbam o wszystko. Skup się na sobie - na tym by dojść do siebie - Kontaktowałaś się z rodziną?


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : 8+2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 3
ZWINNOŚĆ : 17+3
SPRAWNOŚĆ : 24+6
Genetyka : Wilkołak

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Schody [odnośnik]24.08.17 1:08
Przymknęła oczy pozwalając mu się tulić. Uspokajała się. Powoli. Niestabilnie. Chciała wyrzucić z siebie wszystko, jednak czuła, że nie jest w stanie, że to będzie jeszcze długo, długo samo się z niej wydostawało powoli kolejnymi gestami, prowadząc jej mimikę, czy gesty, podsuwając myśli których nie chciała słyszeć w swojej głowie, podsuwając nowe lęki, jakby do tej pory było ich zbyt mało. Być może to lepszy sposób, to z resztą bez znaczenia bo i Lil jak zwykle się poddała. Czuła się słaba, jeszcze słabsza niż dawniej, jak mała dziewczynka, dziecko we mgle. Nie miała różdżki, jednak fakt iż pomyślała o tym dopiero teraz, bez większego lęku z resztą, raczej przyjmując do swojej świadomości nowy fakt jasno świadczył o tym, że nic to nie zmieniało, nawet z nią nigdy nie potrafiła stawiać czoła problemom.
Matt potrafił. Dawał radę ze swoimi i z jej problemami. Nawet, jeśli w kwietniu go zabrakło, to była chwila słabości po trzynastu latach w trakcie których w pełni na nim polegała, kiedy zawsze ją znajdował, jakimś magicznym sposobem zawsze był na miejscu, wiedział gdzie jej szukać, gdzie ucieknie, kiedy trzeba przyjść, kiedy trzeba jej bronić.
To wszystko było tak dawno.
Słuchała więc jego obietnic i wierzyła w nie i przez chwilę była spokojna. Kolejne słowa jakie padły z ust Botta zadziałały jednak jak zaklęcie. W jednej chwili się spięła, zesztywniała. Zacisnęła dłonie znacznie mocniej, zaczęła kręcić głową, kręciła dobrą chwilę zanim zdążyła złożyć swój lęk w myśli, a je poukładać we w miarę sensowne zdanie, choć i ono nie chciało przecisnąć się przez jej gardło. Otwierała usta i zamykała je kilka razy, zanim dała radę przepchnąć gulę zgromadzoną w gardle i odezwać się.
- Nie. N-nie.
Wyjąkała cicho, lękliwie z prośbą na jaką tylko było ją stać. Znów zaczynała się wiercić, jakby myśli kłębiące się w głowie poruszały jej ciałem. Trzymała go mocno, ściskając materiał jego koszuli między palcami, jakby to miało dać jej pewność, że nigdzie nie ruszy. Najlepiej niech tak z nią stoi. Na zawsze. Te schody są całkiem bezpieczne.
- U-u-ukry-yj mnie. I... i-i sie-siebie. - zrozumie, przecież musi wiedzieć, o co jej chodzi. Na pewno wie. Prawda? Zagryzła mocno wargę w nerwach, kiedy znów się odezwał, to brzmiało dużo lepiej. Niech zostanie z nią tu u Prewettów albo zabierze. Ale ukryje i zostanie.
Nie chcesz się w to mieszać, nie mieszaj, jedynie się ze mną chowaj...
Kamienica. Pamiętała o niej, kiedyś wspominał, jakieś milion lat, całe wieki temu wyniósł się z Nokturnu, mówił o tym.
- O-obiecaj-mi. Zo-zostaniesz... - szepnęła. Nie chciała, żeby walczył, nie chciała zapłaty. A może chciała, chciała żeby ci którzy to zrobili przeżyli to samo, ale nie chciała wiązać tego z Mattem, on ma być bezpieczny.
Rodzice.
Gdyby mogła, wtopiłaby się w niego. Daj mi trochę siły, ty masz jej dużo, ja nie mam nic. Znów drgnęła, nadal trochę spięta.
- Ch-h-h-hcie-li bo-omba-ba-ba-bardować. Mu-mu-goli. - jej gardło znów się ścisnęło z lęku bliskiemu panice, myśl o zagrożeniu które mogłoby dotknąć najbliższe jej osoby poruszyła kolejną lawinę myśli. Dowiedziała się o tym w tej samej chwili, kiedy dowiedziała się, że całe to piekło zostaje odwołane, jednak ta chwila wystarczyła. Jej rodzina była daleko, nie byliby pod pierwszym ostrzałem, jednak to nie zmniejszyło jej przerażenia ani trochę. Bo fakt, że jakiś chody umysł w ogóle stworzył taki plan i, że byli chętni był chory, wywoływał w niej mdłości i ściskał wnętrzności lękiem o dom i rodzinę. - Li-li-list. Ba-bała-a-m-się, żż-że-bę-dą mie-mieli prze-e-ze-mnie pro-o-oble-emy, chcia-chcia-łam i-i-ich o-o-o-odciąć i-kaz-a-łam uwa-uwa-ż-żać. Nic ni-e wie-edzą.
Słowa z trudem przeciskały jej się przez gardło. Chciała opowiedzieć mu o wszystkim, o tym jakim koszmarem było pisanie tego listu, jednak czuła że nie ma siły, szczególnie kiedy jej własny głos buntował się przeciw niej, w tej chwili zbyt trudno było się uspokoić, zbyt trudno było rozmawiać normalnie, zbyt mocno panowało nad nią wszystko co chciała z siebie wyrzucić, a choć główną część stanowiły przeżycia przesłuchania i porwania, dochodziło do tego wiele koszmarów kwietnia. List do rodziny był jednym z gorszych. Paranoiczne myśli o tym, że nawet ta jedna sowa może zanieść zagrożenie aż do Szkocji. Ale już po wszystkim. Prawda? Tylko dlaczego nadal coś ściska ją od środka?
- Są-ju-już-be-bezpie-eczni. Pra-prawda?


Maybe I'm scared because you mean more to me than
any other person.

Lily MacDonald
Lily MacDonald
Zawód : Ex iluzjonistka, obecnie wytwórca i naprawiacz mebli.
Wiek : 26
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Creagan an fhithich!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3510-lily-macdonald#61296 https://www.morsmordre.net/t3545-kukulka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f102-fleet-street-187-9 https://www.morsmordre.net/t4801-skrytka-bankowa-nr-878#102962 https://www.morsmordre.net/t3580-lily-macdonald#64284
Re: Schody [odnośnik]25.08.17 18:05
Nie wiedziałem jeszcze kogo właściwie powinienem pokarać. Jedną osobę? Osoby? Całe Ministerstwo...?  Nawet jeśli, to nie robiło mi specjalnej różnicy. Nie zamierzałem pozwolić na to by oprawcy byli bezkarni. Żeby coś takiego w ogóle miało miejsce...Niewybaczalne. Nie mogłem tak tego zostawić. Nie tylko przez kotłującą się we mnie złość, rządzę zadośćuczynienia. Czułem się też winny za to co ją spotkało - nic nie zrobiłem by temu zapobiec, długo nic nie wiedziałem i nie chciałem wiedzieć będąc skupionym tylko na sobie, a potem mogłem słuchać tylko o tym, że jest bezpieczna. Na chwilę obecna byłem przekonany, że to jedyna rzecz jaką potrafię i mogę teraz zrobić. Nie mogłaś mi tego zabronić, Lil. Żądać bym nic nie robił. Znów.
- Tak będzie - ukryję cie, nie będę się w nic mieszał i robił niczego, czego nie chcesz - składanie jej zapewnień, których nie potrafiłam, a nawet nie chciałem dotrzymać przypominało oranie tępym narzędziem pod skórą, od jej wewnętrznej strony. Kłamałem wierząc, że tego w tym momencie potrzebowała. Była zbyt słaba, roztrzęsiona by zrozumiała, zbyt przerażona by próbować stawić czoło rzeczywistości. Może się myliłem, popełniałem błąd utrzymując ją w tym momencie w ułudzie stabilizacji. Czas zweryfikuje.
- Hej, będzie dobrze, przecież już powiedziałem, że cie więcej nie zostawię. Nigdy nie powinienem był. Przepraszam - chyba się powtarzałem. Nie byłem pewien.
Odsunąłem się trochę by móc spojrzeć jej w oczy
- Cokolwiek się dzieje nasila się to w Londynie, w Szkocji powinni być bezpieczni zwłaszcza, jeśli będą ostrożniejsi - jeśli cokolwiek się wydarzy, coś będzie wisiało w powietrzu na pewno właśnie w Londynie będzie dało się to odczuć. Im dalej od niego, im dalej od magii tym byli bezpieczniejsi. Nie wiedziałem czy to co mówię ma w ogóle jakieś znaczenie. W końcu też przekonywałem ją o tym, że wizyta w ministerstwie to tylko przesłuchanie. Zaczesałem ostrożnie przyklejone do twarzy sianowate kosmyki do tyłu. Nie odrywając dłoni przetarłem kciukiem jej polik. Wory pod jej oczami wyglądały, jakby trzymała w nich po dziesięć kilo ziemniaków - Wyślemy im potem sowę lub zwykły mugolski list - tak może będzie nawet lepiej, dyskretniej - a wiec i bezpieczniej. Przeciętni czarodzieje w końcu nie mieli pojęcia jak funkcjonuje mugolski system pocztowy, a ci byli zagrożeniem - Ale powoli, zaczniemy od spakowania cie. Powiedzieli mi, że możesz zatrzymać rzeczy które ci przyszykowali. To by było wygodne bo wątpię by w Ruderze miał coś dla ciebie więc nie głupio byłoby je chociaż pożyczyć. Złap się mnie za szyje... - zamierzałem ja podnieść co też zresztą zaraz uczyniłem. Nie miałem zamiaru patrzeć na to jak kuśtyka pod górkę. To nie było na moje nerwy - Co ci się stało w nogę. Boli...? I któręd...- przerwałem w połowie zdania po tym, jak nawiązałem kontakt wzrokowy z rudowłosą kobietą z obrazu. Znajdowała się w tym momencie idealnie na przeciwko posyłając jakieś pretensjonalno -oburzające spojrzenie. Na kolanach miała dziecko, któremu nie wiedzieć czemu zasłaniała oczy. Nie rozumiałem. Przynajmniej dopóki gość ramę obok, o bujnie namalowanym owłosieniu na twarzy nie kiwnął z uznaniem tak, jak mężczyzna na mężczyznę. Trochę jak taki wujek któremu przestawia się swoją koleżankę.
- Khm - chrząknąłem czując się nagle jakoś dziwnie zmieszany całą ta sytuacją, tym, że przez cały ten czas wszystko co mówiłem i robiłem nagle okazało się być słuchane i obserwowane przez więcej niż jedną parę oczu i uszu do których nic z tego nie było adresowane. Miałem ochotę przeciągnąć dłonią po twarzy z zażenowania całą sytuacją. Ręce jednak miałem zajęte - trzymałem Lil. Z dwojga złego po prostu spuściłem wzrok udając że nie słyszę kobiecych, szeptów w tonacji nastoletniego podekscytowania dochodzących z obrazu na przeciwległej ścianie- Którędy?


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : 8+2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 3
ZWINNOŚĆ : 17+3
SPRAWNOŚĆ : 24+6
Genetyka : Wilkołak

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Schody [odnośnik]26.08.17 17:17
Patrzyła w jego oczy, ale nie potrafiła się nie bać. Słuchała go i chciała mu wierzyć. W końcu znów oparła brodę na jego ramieniu. Nie odpowiadała. Nie próbowała nawet, nie miała siły na walkę ze ściśniętym gardłem które nie pozwalało jej przecisnąć wyrazów. Szczególnie, że Matt chce ją zabrać. Już jest wszystko dobrze. O wszystkim porozmawiają, będą mieli dużo czasu, nie muszą teraz.
Matt po prostu się zjawił i wszystko poukłada. Postawi to, co upadło, poskleja to, co się stłukło, powie jej co ma robić, albo po prostu będzie trzymał gdzieś w tej kamienicy ile będzie trzeba.
Złapała go za szyję, kiedy Matt wziął go na ręce. Jakieś milion lat temu przerzucił ją przez ramię jak worek kartofli i przeniósł przez jej mieszkanie, nakarmiła go wtedy żabimi udkami. Jakie teraz wydawało jej się to dziwne, takie wesołe i zwyczajne, aż za dobrze pamiętała tę radość z powrotu do Londynu, taką zwyczajność widywania się z przyjaciółmi, rzeczy nieistotne, proste, zwyczajne. Tak bardzo chciała, żeby znów było tak zwyczajnie.
Pomyślała o swoim mieszkaniu i o rzeczach, jakie tam miała. To byłoby wygodne. Jednak może z czasem, za kilka dni. Jeszcze nie miała odwagi, jeszcze chciała odpocząć, zaprzyjaźnić się z myślą, że nic już jej nie grozi, to jednak powoli. Później pójdzie tam, pewnie z Mattem i zabierze część. Z czasem tam pewnie wróci, ale to jeszcze później. Nie wyobrażała sobie w tej chwili przebywania w pustym mieszkaniu.
Pytanie o nogę także przemilczała. Nie znała odpowiedzi, jednak kiedy o tym pomyślała, nerwy które skakały jak na trampolinie, znów lekko się uniosły. Patrzyła więc tylko w dół schodów pozwalając się nieść. Powie mu później. Powie mu, jak się uspokoi, wszystko mu powie kiedy to będzie choć trochę łatwiejsze.
- Le-lewo. Trzecie-drzwi. - zerknęła na obrazy bez większej emocji. Fakt, że obserwowały ich najpewniej całe pokolenia Prewettów nie miał wielkiego znaczenia. Uśmiechnęła się słabo, łagodnie, bo i te wszystkie szepty wcale nie szczególnie ciche, czy spojrzenia dość jasno wskazywały, że wzięto ich za parę.
- Jak mężczyzna kobietę porzuci to już na nią nie zasługuje...
- Oj cicho siedź, nie widzisz jak ją tuli, zadba o nią...
- Zadba, nie zadba, on doszczętnie dywan zniszczył!
- Ej, ej młodzieńcze, nie za szybko na takie obłapianie!
- Niesie dziewczynę, nie domyślaj sobie, dewotko...
- Przystojny całkiem ten chłopiec, trochę mi przypomina Gerarda za młodu...
- Czy wy nie widzicie, co on z dywanem zrobił?!
Głosy powoli cichły, powoli się oddalali, jedynie bardziej piskliwy należący do kobiety której najwyraźniej bardzo drogi był dywan na który Matt wszedł cały ubrudzony pyłem z kominka był nadal w miarę zrozumiały. Lily nie wątpiła, że kilka zaklęć przywróci owy dywan do porządku, taką przynajmniej miała nadzieję, a jej dłoń obejmująca nogi, ani ta którą trzymał jej talię w niczym jej nie przeszkadzały, to na pewno dużo wygodniejsze, niż ramię wbijające się w brzuch i ręka dookoła nóg.
Posadzona znów na łóżku zerknęła na szafkę z rzeczami, jakie dostała od lady Prewett, by zaraz ją opróżnić. Nie był to duży pakunek, jednak w pełni wystarczający.
- Powinnam się pożegnać.
Odezwała się jeszcze cicho, całkiem płynnie, choć wciąż rozedrganym lekko głosem. Chciała podziękować, bo i zdecydowanie miała za co. Spojrzała na ubrania, a później na Matta.
- To całkowicie obcy ludzie, którzy wzięli mnie pod swój dach kiedy było to niebezpieczne mimo, że mają tu małe dzieci. Zaopiekowali się mną tak po prostu. Nie wiem, kto wydostał mnie z tego piekła, coś mnie uderzyło i straciłam przytomność, ale... - przygryzła lekko wargę. Mówiła cicho, bardzo cicho, po części po prostu bardzo poruszona faktem, że znaleźli się ludzie którzy zdecydowali się pomóc grupie bezradnych ludzi. Bo mugolacy byli bezradni, doskonale wiedziała że większość tak jak ona bała się kontaktować z rodziną, niektórzy nie do końca odnajdowali się w świecie magii i, kiedy ten świat ich zaatakował... cóż, wtedy na szczęście znalazły się osoby które zbuntowały się przeciw temu. Lily miała w głowie mętlik, wszystkie inne myśli okryte były grubym płaszczem lęku, jednak wciąż była ciekawa, była bardzo wdzięczna jednak nie miała nawet do końca pojęcia, komu.
- Po prostu muszę się pożegnać.
Dodała ciszej. I tak nie wyraziłaby tego, co czuła. Nawet, jeśli Archibalda nie było pomiędzy tymi którzy ją ratowali, pomóc Prewettów była równie cenna. We własnym mieszkaniu Lily niewątpliwie oszalałaby przez ten czas, lub w tej chwili byłaby na dobrej drodze do śmierci głodowej zamknięta w jakiejś szafie, czy skulona pod łóżkiem. A nie wątpiła, że była bardzo męczącym gościem, szczególnie że uzdrowiciel niewątpliwie miał co robić poza doglądaniem panikary w ostrym szoku. A jednak to robił mimo, że była kimś obcym, a jednak dostała ten pokój, jedzenie, ubrania i to, czego potrzebowała najbardziej czyli poczucie bezpieczeństwa przynajmniej takie jakie Prewettowie potrafili jej dać.


Maybe I'm scared because you mean more to me than
any other person.

Lily MacDonald
Lily MacDonald
Zawód : Ex iluzjonistka, obecnie wytwórca i naprawiacz mebli.
Wiek : 26
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Creagan an fhithich!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3510-lily-macdonald#61296 https://www.morsmordre.net/t3545-kukulka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f102-fleet-street-187-9 https://www.morsmordre.net/t4801-skrytka-bankowa-nr-878#102962 https://www.morsmordre.net/t3580-lily-macdonald#64284
Re: Schody [odnośnik]01.09.17 21:14
Rzucałem zapewnieniami na lewo i prawo. Wiedziałem, że części nie umiałem dotrzymać bo byłem, jaki byłem. W chwili obecnej nie miało to jednak większego znaczenia. Chciałem po prostu by poczuła się bezpiecznie. Liczyło się tylko to, że jej serce zwalniało, uspokajała się. Potrzebowała odpocząć. Strach ją wykańczał. Wystarczyło na nią spojrzeć. Nijak nie przypominała siebie sprzed miesiąca. To było ciężkie. Tak samo jak to, że na razie musiałem się zbroić w cierpliwość. Chciałem wiedzieć kto jej zrobił tą krzywdę z nogą. Czy to przejściowe? Chłód w żyłach poczułem namyśl, że mogłoby nie. Nie naciskałem jednak na odpowiedzi. Przynajmniej nie dziś. Wziąłem ją na ramiona i ruszyłem na piętro zdając sobie dopiero teraz sprawę z tego, że wcale nie byliśmy tu tylko we dwójkę. Że przyglądało nam się spore pokolenie Prewettów. W jednej chwili poczułem się jakoś niestosownie, dziwnie zmieszany tą świadomością. Jak błazen zmuszony do skakania przez płonące obręcze na forum miejscowej gawędzi - zażenowany. Nie chodzi o to, że to co robiłem było złe. Wiedziałem, że nie. W moim przypadku nie było to takie zwyczajne. To znaczy, nie w stosunku do Lily, lecz...no, nie podobała mi się ta zebrana, krępująca uwaga. Czułem potrzebę szybkiego zniknięcia. Skrzywiłem się słysząc, że Lily chce się pożegnać.
- Musisz...? - Starałem się nie zabrzmieć cierpiętniczo. Byłem wdzięczny tym ludziom, że otoczyli ją opieką, rozumiałem też potrzebę okazania wdzięczności, lecz nie mogłem nie poczuć irracjonalnej słabość myśląc o przeszukiwania posiadłości pod uważną obserwacją ścian. Gadających ścian. To nie na moje nerwy. Z drugiej strony nie wiem czy Lily zdawała sobie z tego sprawę, lecz każdym słowem swojego wywodu mnie urabiała do tego stopnia, że na koniec zaczynałem niebezpiecznie na poważnie rozważać jej pomysł. Że niby to nie taka wielka rzecz. Na szczęście od kiedy wiedziałem że jest cała, że jej lepiej, że mnie nie nienawidzi było mi już lepiej. Zwłaszcza na głowie.
- Może to nie jest najlepszy pomysł - zacząłem, gdy ona skończyła starając udawać, że nie słyszę żadnych komentarzy ze strony postaci na obrazach - W sensie, nie wiem czy wiesz Lily, lecz wyglądasz tragicznie. Daj sobie czas. Podziękujesz później tak jak należy. Przecież nagle nie uciekną. Ciężko by im było...z tym wszystkim. Się przecież nie obrażą i na pewno nie będą mieli ci tego za złe - Próbowałem przekonać ją jednocześnie w tym samym momencie napierając łokciem na klamkę drzwi. Spakować ją, wziąć pod pachę i wrócić do Rudery.


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : 8+2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 3
ZWINNOŚĆ : 17+3
SPRAWNOŚĆ : 24+6
Genetyka : Wilkołak

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Schody [odnośnik]01.09.17 22:13
Słyszała samą siebie. Czuła, jak każde słowo staje się walką z zaciśniętym gardłem, które niechętnie pozwala jej mówić względnie płynnie. Czuła, jak jej głos się łamie, nie do końca panowała nad dość chwiejnymi emocjami. Była rozedrgana. Nadal, choć przecież minęło już trochę czasu.
Skinęła głową. Matt miał rację, wróci tutaj. W lepszym stanie, w lepszym momencie.
Patrzyła, jak Matt pakuje jej rzeczy, zaraz zsunęła się z łóżka, żeby mu z tym pomóc. Nie miała wiele. I oczywiście nie były to jej rzeczy. W kilka sekund byli już gotowi i znów pozwoliła się wziąć na ręce. Czuła własne kości. Lekko ją to przerażało, nigdy nie miała ambicji by wyglądać tak, w tej chwili nie lubiła patrzeć w lustro, nie tylko z resztą przez utratę wagi. Nadal ci się podobam, Matt?
Przemknęło jej przez myśl, choć było to absurdalnie głupie. Nie chciała teraz o tym myśleć. Za jakiś czas to będzie temat, za jakiś czas nie będzie mogła od tego uciec, jednak teraz ten czas ma i ma swojego przyjaciela. Nie chciała się zastanawiać nad tym, co będzie i co powinno być.
A jednak jej rozmowa widocznie mimo wszystko tkwiła gdzieś z tyłu jej głowy.
Wygląd nie był w tej chwili jej największym problemem z resztą. Choć problemy powoli znikały. Chciała w to wierzyć, bardzo chciała wierzyć, że już po wszystkim. Oparła głowę na ramieniu Matta i przymknęła oczy, pewnie było mu niewygodnie z nią i niewielkim pakunkiem, jednak nie miała w tej chwili wielkich wyrzutów sumienia. Minęła zaledwie chwila, zanim znów nie znaleźli się w kominku. Nienawidziła tego środka transportu. Nieznosiła go z całego serca, za każdym razem bała się, że płomienie nie będą zielone i łagodne, a prawdziwe, że ją poparzą, albo nawet spalą, czy w tej chwili - ich. Zamknęła mocno oczy, nie chcąc robić scen. Pozwalała się tak przeprowadzać, choć nie było to łatwe, starała się panować nad lękiem. Jej oddech przyspieszył i wydała z siebie niejasny, zduszony odgłos, jednak już po chwili otworzyła oczy w przytulnej, drewnianej kuchni.

zt x 2 <3


Maybe I'm scared because you mean more to me than
any other person.

Lily MacDonald
Lily MacDonald
Zawód : Ex iluzjonistka, obecnie wytwórca i naprawiacz mebli.
Wiek : 26
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Creagan an fhithich!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3510-lily-macdonald#61296 https://www.morsmordre.net/t3545-kukulka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f102-fleet-street-187-9 https://www.morsmordre.net/t4801-skrytka-bankowa-nr-878#102962 https://www.morsmordre.net/t3580-lily-macdonald#64284
Schody
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach