Rhysand Ignotus Crouch
Nazwisko matki: Ollivander
Miejsce zamieszkania: Londyn, Waterloo Avenue
Czystość krwi: Szlachetna
Status majątkowy: Bogaty
Zawód: Pracownik służb administracyjnych Wizengamotu, znawca prawa
Wzrost: 187 cm
Waga: 86 kg
Kolor włosów: Srebrzysty blond
Kolor oczu: Szafirowe
Znaki szczególne: Bardzo wysoki, dobrze zbudowany, o bardzo jasnych włosach; Cienka, wąska blizna z tyłu szyi; Leworęczny
Z czarnego bzu, o rdzeniu z krwi reema, jedenastocalową, dość giętką
Slytherin
Jeleń
Nieruchome ciało Morrigan, jej ciemne loki rozsypane na ziemi, ciemnoczerwoną krew na bladej twarzy
Powietrzem po deszczu, rześkim, zimowym porankiem, perfumami Mor
Siebie samego jako poważanego polityka, w nowym,
lepszym świecie, pozbawionym skaz
Politycznymi Intrygami, dawnymi bohaterami, wielkimi bitwami, Historią Magii, Literaturą, szeroko pojętą Sztuką, pod różną postacią, kartografią
Wygranym
Przemierzam Surrey na końskim grzbiecie, fechtuję w towarzystwie wysoko urodzonych przyjaciół, tańczę na balach, zdarza mi się latać na miotle
Najczęściej muzyki klasycznej, czasami również jazzu
Jeremy Dufour
Było raz trzech braci, którzy wędrowali
opustoszałą, krętą drogą o zmierzchu.
Gdy starsi przebywali w Hogwarcie, wszystko zdawało się prostsze - mały dworek rodziców w Surrey za dnia zdawał się niemal pusty, pozostawiając w nim jedynie Rhysanda i jego książki. Każdy dzień przynosił ze sobą jednak przede wszystkim naukę i więcej nauki - pozwalał stawiać pierwsze kroki w mętnym świecie polityki, starą heraldykę i historie bohaterów. W całości pochłaniały go dawne bitwy i ambitne strategie, opowieści o wielkich ludziach, spośród których najwięksi byli jego zaszczytni przodkowie. Śledził uważnie życie Brutusa, przemierzającego morza wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu nowej ojczyzny. Wierzył, że kiedyś i on, tak jak i jego przodek, odnajdzie w końcu swoje Trinovantum, ziemię przykrytą przez stulecia chwałą. Gdy nikt nie patrzył studiował uważnie mapy, wodząc palcem po starożytnych krainach, z których się wywodził. Marzył o bezkresnych oceanach, zaczął nawet naukę pływania, choć ważniejsze priorytety ściągały go szybko na ląd. Całym sercem wierzył w przekazywane mu wartości, choć poza ostrzem ciętych słów sięgnął także po szpadę, a w końcu nawet i po smyczek. Widział w tym sposób na wyrażanie siebie, dodatek do wartościowych lekcji wiedzy o muzyce. Grał by dać upust biegnącym myślom, fechtował by choć przez chwilę uznać, że może odgonić wreszcie otaczające go demony. Po wielu latach na świat przyszła też nowa członkini rodziny, sprawiając, że powoli trafił zainteresowanie uwagą braci. Wydawało się, że zmierzali do czegoś na kształt porozumienia. Lecz gdy most nad nieprzebytą rzeką był już prawie ukończony, na ich drodze do zgody stanęła ciemna, zakapturzona postać.
I Śmierć przemówiła do nich.
Czytał chyba jeszcze więcej, jakby szukając sposobu by zmienić przeszłość. Nie przyjmował do wiadomości tego, że ten nie istniał - spoglądał za horyzont, widząc przed sobą niedostępny cel, Departament Tajemnic. Czas był złodziejem, kieszonkowcem, wydzierającym chwile, które nie należały do niego. Drwił z niego okrutnie, bo to właśnie on, oszust i krętacz objawił mu magiczne znajomości. Wciąż wspominał jak kilka lat temu na skutek wybuchu frustracji, zdobione wskazówki wielkiego zegara w bibliotece zaczęły obracać się do tyłu. Czas nie cofał się, cofały się jedynie dwie drewniane strzałki, ale wtedy wszystko wyglądało inaczej. Wtedy nikt nie płakał. Nikt nie pozwalał wiecznie trwać niczym niezmąconej ciszy.
Nie on jeden zatracał się w bezsensownych poszukiwaniach - zresztą był tylko dzieckiem, o zbyt dużej wyobraźni. W oczach ojca świtało jednak prawdziwe szaleństwo, kiedy każdą wolną godzinę spędzał odcięty od świata, szukając sposobów by przywrócić do życia zmarłą małżonkę. Bez niej był tylko cieniem dawnej wielkości, słabym, pozbawionym sensu życia. Zupełnie przestał poświęcać swojemu najmłodszemu synowi uwagę. Dla niego zaś wszystko stawało się obce i nieznajome, niekiedy nawet ciężko było rozpoznać mu zmieniające się wciąż twarze rodzeństwa. Towarzystwo zapewniali mu więc głównie guwernerzy, pilnując wciąż, by stawiał równe kroki w tańcu, by poznawał etykietę i zawsze wiedział jak się zachować. Trwał więc, zamknięty między marmurowymi ścianami dworku, pełnego służby i nauczycieli. Czuł się jakby był tam jedyną osobą, zbyt małą nawet by wyjrzeć poza ogromne, kryształowe okna.
Wciąż myślał o nowej szansie, nowej nadziei, czekającej za murami szkockiego zamku, Hogwratu. Najstarszy z braci w tym momencie był już bliski jego ukończenia: wdział go więc jedynie w wakacje, z daleka słuchając fascynujących opowieści. Wtedy po raz pierwszy usłyszał o Tomie Riddle’u, niezwykłym czarodzieju, wyróżniającym się wśród tłumu uczniów. Viserys z początku nie krył podziwu przed jego charyzmą i zdolnościami, ale z kolejnymi mijającymi latami uparcie twierdził, że należało trzymać się od niego z daleka. To tylko sprawiało, że Rhysand marzył o tym, by wreszcie go poznać.
Zmiany nadeszły szybko, już w momencie w którym na jego skroniach spoczęła Tiara Przydziału, obwieszczając wszystkim, że przydziela go do Slytherinu. Nie do Ravenclawu, pełnego innych dzieci z nosem w książkach, nie do Hufflepuffu, pełnego innych gorszych braci. Po raz pierwszy gdzieś z tyłu jego głowy rozkwitła dziwna, nieznana myśl o tym, że może zamiast być swoim bratem, mógłby być sobą. Wartościowy, ale niekoniecznie dokładnie taki sam. Była jednak zbyt cicha i niepewna by przynieść rezultat. Zaczął więc swoją bitwę, powolne kroczki na ścieżce ku obiecanej przez nazwisko wielkości. Nie walczył już mieczem, a własnymi słowami, powoli zawierając nowe znajomości, spoglądając na innych jak na zasoby, które można wykorzystać. Każdego z nich trzeba było przekonać do siebie w inny sposób, ale w końcu wykorzystał lekcje retoryki i obejścia w politycznym świecie. Uczył się dość dobrze, poświęcając nieraz nauce i całe noce - nie był może największym prymusem, lecz niektóre przedmioty bardzo szybko zdobyły jego serce. Pokochał Zaklęcia i Uroki, miał także być może przed sobą szansę na zrozumienie Eliksirów, lecz wciąż pozostając pod wpływem brata, odrzucił je jako zupełnie niepotrzebne. Wielkie problemy sprawiała mu Transmutacja, a niecierpliwość i chęć nauczenia się wszystkiego na raz zdecydowanie nie pomagała. Frustrował się i irytował, nie rozumiejąc, że nie da się pojąć wszystkiego. Nie potrafił też nigdy podejmować wyborów, łatwo wpadał w gniew, nie potrafiąc znaleźć jednej, konkretnej ścieżki, którą chciałby podążać. Wciąż z zazdrością spoglądał na brata, który w latach szkolnych był kapitanem drużyny Quidditcha, świetnie zdał egzaminy. On zaś spadał z miotły, specjalnie nie przykładał uwagi do wywarów bulgoczących w kociołkach, uparcie chcąc skupić się dokładnie na tym co wychodziło rodzeństwu. Zanim uświadomił sobie, że bycie wartościowym nie jest zawsze synonimem bycia Viserysem, minęły trzy długie lata. Trzy długie lata nim tupnął nogą, powiedział nie, wrzucił książki w kąt i wziął sprawy w swoje ręce. Skupił się na nauce Zaklęć, pozwalając sobie przy tym na rozwijanie się w przedmiotach w których może i wcale nie był najlepszy, ale które sprawiały mu przyjemność. Polubił Zielarstwo i Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami, po zdanych SUMach stał się członkiem Klubu Ślimaka. Po części przyczyniło się do tego oczywiście nazwisko i dobrze znana Horacemu sylwetka starszego brata, po części duży talent do Zaklęć i Uroków. Slughorn miał talent do dostrzegania w młodych ludziach szczególnych cech, a w młodym Crouchu odnalazł zaskakujące pokłady uporu i niewykorzystany potencjał. Rhysand wreszcie zaczął żyć tak jak nakazywał mu los, odkrywając w sobie rzeczy o których nawet nie śnił. Trwał w zgodzie ze swoim nazwiskiem, które nakazywało mu ukrywać się, kłamać, brylować między niezliczonymi twarzami, które jednak szybko wymazywał z pamięci. Znalazł w sobie coś co przyciągało ludzi, lecz uparcie starał się powtarzać sobie, że nic dla niego nie znaczą. Bał się kolejnej straty podobnej do straty matki, chcąc uciec przed możliwą słabością. Gotowy by tak już zupełnie inny znany historii Brutus, zdradzić gdy przyjdzie odpowiedni moment. Być pionierem, buntownikiem, zdobywcą. Zgodnie z cechami swojego domu nie brakowało mu sprytu czy inteligencji, jednak wciąż miał w sobie wiele wad. Nie znajdywał odwagi, nie potrafił poskromić ognistego temperamentu, mówiąc zbyt wiele, czując zbyt wiele. Żałował wyrzuconych już z siebie słów, a jego myśli wciąż prześladował pewien cichy głos. Głos mówiący mu, że nigdy nie będzie nim, że choć uczy się bycia osobą, którą tak bardzo chciałby być, to ta osoba bardzo przypomina brata, którego dumnych spojrzeń wciąż szukał.
Zaproponowała, aby każdy z nich poprosił ją o jedną rzecz, a ona im ją da. I tak najstarszy brat, poprosił o różdżkę,
za pomocą której zwyciężyłby w każdym pojedynku – różdżkę godną czarodzieja, który pokonał Śmierć. Drugi w kolejności starszeństwa brat, poprosił o moc wzywania umarłych spoza grobu
Lecz by dotrzeć do wyżyn, trzeba niekiedy upaść - dorosłe życie nie okazało się tak proste na jakie wyglądało. Jego blaski i cienie dopadły nie tylko jego samego, ale także całe rodzeństwo. Poza siostrą nie widział ich już tak często, bo opuścili rodzinny dwór. W jego uszach dźwięczały plotki i pogłoski, a to co widział podczas tych nielicznych rodzinnych spotkań wprawiało go w swego rodzaju przerażenie. Viserys nie wyglądał już jak pan i władca świata, na jego jasnej skórze bardzo widocznie odbijały się nieprzespane noce. Spojrzenie jego niebieskich oczu było błądzące, niepewne, jakby sam nie wiedział już co się dzieje. Dawni znajomi wspominali, że od pewnego czasu miewał problemy z alkoholem, jednak nie była to cała prawda. Pogrążony w bezustannym poszukiwaniu nowej wiedzy i potęgi, zatracił w życiu wszystkie wartości o które niegdyś dbał. I tak powoli Śmierć zabrała pierwszego brata, choć przecież wcale nie umarł. To zdarzenie paradoksalnie połączyło dwóch młodszych braci, którzy nagle stali się dla siebie kimś bliskim. Azriel starał się odpokutować za stracone lata, Rhys zaś trwał w dawnej urazie, pozornie niczym się nie przejmując, w istocie jednak znajdując w sobie nieodkryte wcześniej uczucia względem brata. O ile w najstarszym widział teraz pewne odbicie samego siebie, może w nieco krzywym zwierciadle, średni nie przypominał żadnego z nich. Nie został pracownikiem Ministerstwa, choć trwał w rodzinnej tradycji intryg i knowań. Był zawsze pełen energii, pełen chęci, zakochany po uszy w pewnej damie. Lecz gdy ta zginęła podczas kwietniowej pełni, zabita przez wilkołaka, lśniący w jego oczach blask zgasł już na zawsze. I tak śmierć zabrała drugiego brata, pozostawiając jedynie cień czarodzieja którym niegdyś był.
Rhysand odczuł z szokiem smutek i stratę, czuł, że w jego sercu pozostała wypalona dziura. Zapałał jeszcze większą nienawiścią do mieszańców i anomalii, myśląc w skrytości o świecie zupełnie pozbawionym skaz. Tymczasem żył naprzemiennie swoim stażem i szlacheckim życiem. Wielkim wydarzeniem związanym z wchodzeniem w dorosłość był oczywiście pierwszy Sabat. Czekał na niego ze zniecierpliwieniem, nie wyobrażając sobie istnienia bez luksusów i zaszczytów, bez widoku wyrazów twarzy zmienianych pod wpływem dźwięku jego nazwiska. Choć najbliżsi mu krewni byli mu niemal całkowicie obcy, wielkie dzieje przodków wciąż nie dawały mu o sobie zapomnieć. Czuł, że to właśnie on musi teraz sprostać oczekiwaniom poważnych postaci spoglądających na niego z rodzinnych portretów.
Wieczór przyjęcia wydawał się idealny w każdym calu. Nowe, wartościowe znajomości, towarzystwo nieskażone w żadnym stopniu brudną krwią. Od zawsze przejawiał pewną widoczną słabość do przedstawicielek płci przeciwnej. Nie umknęło mu więc mnóstwo czarujących dam w pięknych sukienkach, gotowych do niekończącego się tańca. Wszystkie stawiające kroki z gracją i lekkością, wszystkie z perfekcyjnymi uśmiechami i manierami. Wszystkie poza jedną: Morrigan Flint. Patrzącą na niego bezpretensjonalnie jakby był ósmym cudem świata, nie potrafiącą sklecić w jego obecności ani jednego poprawnego zdania. Damę, która wciąż deptała mu po stopach i dukała ciche przeprosiny pod nosem. Na codzień była mądra i ułożona, oczywistym wydawało się jednak, że urok osobisty młodego lorda wywarł na niej piorunujące wręcz wrażenie. Tańczył z nią, grając czarującego i uprzejmego jak na dżentelmena przystało - następnie zaś godzinami wyśmiewał się z tego z Perseuszem, zastawiając się czy w istocie wychowały ją centaury. Pragnął jednak w odpowiednim momencie pociągnąć za sznurki i wykorzystać każdą, choćby najmniej istotną znajomość. Nie wiedział wtedy jeszcze jak prędko przyjdzie mu do zrobić.
Potem Śmierć zapytała najmłodszego brata, co by chciał od niej dostać. A był on z nich trzech najmądrzejszy, nie ufał Śmierci. Poprosił o coś, co pozwoliłoby mu odejść z tego miejsca, nie będąc przez nią ściganym. I Śmierć, bardzo niechętnie, wręczyła mu swoją Pelerynę Niewidkę.
W końcu się doczekał - po ponad roku mozolnej nauki, niezwykłe uczucie złamania barier pierwszego umysłu wynagrodziło mu wszystkie trudy. Zalały go emocje nie do opisania, czuł, że otrzymał wielki dar, że świat nagle zmienił się nie do poznania, choć tylko on to dostrzegł. Staż w Ministerstwie był ciężki, jednak znajdował w nim wiele przyjemności. Polityka była czymś znajomym, starym przyjacielem, z którym wreszcie spotkał się po latach. Majaczący wciąż na górze cel nie zniechęcał, lecz sprawiał, że brnął dalej. Naturalnie i on miał swoje chwile zwątpienia, wciąż nie do końca potrafiąc zapanować w pełni nad temperamentem. Wciąż była w nim też wielka ciemność, czająca się gdzieś z tyłu, czekająca jedynie by o sobie przypomnieć. Nocami nie sypiał, nie mogąc zapomnieć o swoim odwiecznym arcywrogu. Nie był naukowcem i nie miał czasu ani predyspozycji by się nim stać, zatem swój cel pragnął osiągnąć w inny sposób. Dostęp do kogokolwiek, kto mógłby posiadać większą wiedzę na temat czasu był bardzo ograniczony. W końcu z odmętów własnej pamięci wyłowił jednak wspomnienie irytującej szatynki depczącej mu stopy podczas walca. Jego wzrok sięgał jednak daleko poza Morrigan Flint, daleko poza wszystko czego jej brakowało. Zbyt niepozornej by mógł normalnie ją dostrzec. Skupiał się na jej biednym, schorowanym ojcu, którego jedynym promykiem słońca była średnia córka. Strawionym chorobą, lecz wciąż o niezwykle ostrym umyśle, który niegdyś przysłużył się Ministralnym Badaniom. Jego umiejętności zdawały się w tym wypadku na nic - by dotrzeć do upragnionego celu musiał stać się kimś innym, bliższym, niż kolejny chytry i ambitny młody Crouch. Przy następnej nadarzającej się okazji z czarującym uśmiechem na twarzy i bukietem kwiatów z ogrodu matki bez większego problemu odnalazł Mor. Wtedy dostrzegał w niej jedynie głupią i nawiną dziewczynkę, widzącą we wszystkich to co najlepsze. Nie musiał nawet starać się, by jej policzki spłonęły rumieńcem, a oczy wypełniły się niemym zachwytem. Z jej punktu widzenia wydarzył się jakiś magiczny cud, który sprawił, że błękitnooki chłopiec w którym kochała się od pierwszej klasy Hogwartu wreszcie zwrócił na nią uwagę. Przeżywał szok za szokiem, kiedy dowiadywał się kim jest tak naprawdę. Niezłomną i silną kobietą, rzucającą światu wyznanie, kobietą, która siłą woli mogłaby kłaść imperia na kolana. Nie dbającą tak bardzo o wygląd, a w rzeczywistości piękną, wcale nie głupiutką, a mądrzejszą niż on sam. Świat kruszył się na kawałki, zapadał. Była inteligentna, zawsze wiedziała o czym mówi, nie chichrała się głupkowato. Była zaskakująco pełna ciepła i dobroci, jakby zupełnie niezepsuta przez otaczający ich świat. Świat, który z niego zrobił manipulanta i szaleńca w jakiś sposób oszczędził ją. Całym sercem wierzyła w każde wypowiedziane słowo i sprawiała, że wszyscy dookoła niej także chcieli w nie wierzyć. Opiekowała się starym, schorowanym ojcem, mimo tego, że przeżyła w życiu więcej tragedii niż mogłoby się wydawać. Mimo tego, że wiele lat temu straciła matkę, że wcale nie tak dawno z żalu zabiła się jej siostra, a druga chcąc uciec od tego wszystkiego szybko wyszła za mąż, zupełnie odcinając się od rodziny. Była jedyną gwiazdą w morzu ciemności, rozjaśniała wszystkie mroki. Ale wmawiał sobie, że nie powinien widzieć w niej więcej niż tylko narzędzia, które miał wykorzystać.
Choć Śmierć szukała trzeciego brata
przez wiele lat, nigdzie nie mogła go znaleźć
Niespełna dwa lata temu w jego uszach zadźwięczało ponownie znajome nazwisko. Wywołało dawną falę fascynacji, jednak nieco bardziej stonowaną. Z początku wydawało mu się bowiem, że Riddle był tylko kolejnym Cezarem, on zaś pozostawał Brutusem. Jednak gdy na krótko po powrocie Toma do Anglii, wreszcie go spotkał, iluzja ta prysła szybko i skutecznie. Skusiła go wizja potęgi i nowego, pozbawionego brudu świata. Czuł, że ten wielki czarodziej może dać mu wszystko to o czym tak marzy. Nowe, lepsze życie dla prawdziwych czarodziejów. Dla niego, dla jego Morrigan, dla wszystkich na których mu zależało. Coś co z początku miało być tylko formą buntu wobec starszego brata przerodziło się w fascynację i oddanie. A gdy w końcu przekonał tego, który później zaczął nazywać się Czarnym Panem, że jestem czegoś wart, poczuł niewyobrażalną ulgę. Wierzył w ideę, którą głosił i popierałem ją całym sercem. Pragnął zmian, zmian na lepsze. Ponownie zainteresował się tematem czarnej magii, poznawał kolejne jej tajniki pod okiem Perseusa. Z każdym kolejnym dniem jego fascynacja tą sztuką rosła, choć nauka nie była prosta ani krótka - wciąż nie do końca zdawał sobie sprawę do czego może doprowadzić ta niebezpieczna strona czarodziejskiej mocy. Nie potrafił jej kontrolować, nie raz i nie dwa odczuwając na sobie skutki rzucanych uroków. Przez kolejne półtora roku nauczył się jednak dość, by być w stanie rzucać trudniejsze zaklęcia. Główną ambicją wciąż pozostawała jednak kariera polityczna, choć swoje myśli z radością poświęcał dobru sprawy. Chciał przede wszystkim jednak dobrego, wartościowego rozporządzenia chwilami, które mu podarowano. Bo być może czas potrafił także dawać, nie tylko zabierać. Pozwalał żyć w zgodzie ze sobą, wierząc, że każdy kolejny dzień będzie lepszy. By pewnego dnia, gdy przyjdzie na to czas, pozdrowić Śmierć bez żalu, niczym starego przyjaciela i razem z nią, jak równi sobie, odejść z tego świata.
Cielesna postać patronusa zmieniła się, gdy uświadomił sobie jak ważną osobą w jego życiu jest Mor. Pośród niebieskiej mgiełki udało mu się dostrzec jelenie poroże, dopasowując się do łani, broniącej lady Flint. To właśnie o niej najczęściej myśli, przywołując stworzenie, wspomina długie godziny spędzone na lekcjach tańca, złote światło sączące się z żyrandoli w rezydencji Flintów, słodką muzykę i powolne zatracanie się w kolejnych krokach menueta. Gdy wspomnienia ukochanej wydają mu się nieodpowiednie lub zbyt bolesne, myśli o dwójce swoich najlepszych przyjaciół z dzieciństwa, z którymi dorastał. O godzinach spędzonych na rozmowach pod gwiazdami, o chwilach wytchnień i beztroski, kiedy zewnętrzny świat nie miał żadnego znaczenia.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 5 | Brak |
Zaklęcia i uroki: | 25 | + 5 (różdżka) |
Czarna magia: | 5 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 7 | + 6 (waga) |
Zwinność: | 5 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Język ojczysty: francuski | I | 1 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Retoryka | III | 25 |
Historia Magii | II | 10 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Kłamstwo | I | 2 |
Astronomia | I | 2 |
ONMS | I | 2 |
Zielarstwo | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Szlachecka Etykieta | I | 0 |
Szczęście | I | 5 |
Silna Wolna | I | 2 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Rycerze Walpurgii | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (wiedza) | I | 0,5 |
Literatura (tworzenie poezji) | I | 0,5 |
Muzyka (wiedza) | I | 0,5 |
Muzyka (gra na skrzypcach) | I | 0,5 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | I | 1 |
Szermierka | I | 1 |
Jeździectwo | I | 1 |
Taniec Balowy | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Reszta: 13 |
Różdżka, sowa, pies
Ostatnio zmieniony przez Rhysand Crouch dnia 03.09.17 19:52, w całości zmieniany 3 razy
Witamy wśród Morsów
Eliksir niezłomności( 1 poracja, 15 stat) [od Yvette]
Eliksir kameleona( 1 poracja, 15 stat. bonus +10) [od Yvette]
Eliksir byka (1 porcja, stat. 21) [od Yvette]
[30.09.18] Otrzymane od Yvette: bahanocyd(1 porcja) eliskir niezłomności(1 porcja), eliksir kameleona(1 porcja), od Percivala: eliksir byka(1 porcja)
[01.12.18] Zużycie bahanocydu
[/url][02.11.17] +1 PB do puli (nagroda za szybką zmianę)
[11.11.17] Zwrot za legilimencję, +100 PD