Melinda Regina Szabó
Nazwisko matki: Nagy
Miejsce zamieszkania: Londyn, Wielka Brytania
Czystość krwi: Czysta ze skazą
Status majątkowy: Średniozamożna
Zawód: Aktorka
Wzrost: 160 cm
Waga: 50 kg
Kolor włosów: Mocno ciemny brąz
Kolor oczu: Jasne, odcień zależny od światła
Znaki szczególne: Często mocny, sceniczny makijaż, teatralne ruchy, lekki krok tancerki
12 cali, dość giętka, drewno pistacjowe, łuska trytona
Hufflepuff
Kameleon
Agresywnego człowieka lub zwierzę rzucające się na mnie bez wahania
Geranium, korzennymi ciasteczkami, powietrzem po burzy
Siebie jako aktorkę filmową z nagrodą za najlepszą rolę i gromadą zwierząt
Filmem, teatrem, pomaganiem biedniejszym od siebie
Pustułkom z Kenmare
Gram w karty
Wszystkiego, co wpadnie mi w ucho, szczególnie rock’n’rolla
Idda van Munster
Urodziłam się w Królestwie Węgier, trzynaście lat po odzyskaniu przez mój kraj niepodległości. Urodziłam się jako nie pierwsza i jako nie ostatnia z rodzeństwa - moi rodzice jak na czarodziejów chyba nienaturalnie poczuli wolność, którą uzyskał mój naród i postanowił ją podarować jak największej liczbie potomków. Tak więc urodziłam się w wielodzietnej, ubogiej z powodu wielkości i historii kraju rodzinie czarodziejów, która - choć dość kłótliwa - nie wahała się wspierać w dążeniu do swych marzeń.
Od młodu ujawniały się moje talenty artystyczne - szczególnie aktorskie - i zamiłowanie do książek. Ojciec, który szczególnie ukochał sobie literaturę angielską, gdy tylko zauważył mój potencjał nauczył mnie czytać, gdy miałam pięć lat. Być może przez to w taki dziwny sposób ujawniła się moja umiejętność czarowania? W końcu nie każde dziecko odgrywając scenę z jakiejś dziecięcej sztuki (odgrywałam wtedy rolę pięknej królewny ku uciesze mamy i rodzeństwa - nie wiem jednak do tej pory czy śmieli się ze mnie, czy już wtedy miałam niezłe umiejętności w odgrywaniu ról) po machnięciu ręką zrzuca na odległość ukochane kwiatki matki z parapetu. Jak mało co upiekło mi się jednak - roślinki przeżyły, nikomu nie stała się krzywda, a rodzice byli szczęśliwi, że ich kolejne dziecię nie okazało się charłakiem.
Koniec końców skończyłam z ósemką kłótliwego, choć łatwo godzącego się rodzeństwa. Nie było łatwo - mieszkaliśmy na obrzeżach miasta w dość małym jak na naszą ilość mieszkaniu. Ojciec dostał je w prezencie od dziadków, którzy postanowili kupić sobie coś mniejszego, a synowi oddać miejsce, w którym sam się wychował. Jako, że przy takiej ilości braci i sióstr ciężko o ciszę sąsiedzi często skarżyli się rodzicom na nas, jacy to jesteśmy niewychowani. Ci jednak uznawali, że młodość ma swoje prawa i reagowali dopiero, gdy naprawdę przesadzaliśmy.
Dość szybko nasze drogi zaczęły się rozchodzić - moje rodzeństwo szło nie tylko do Hogwartu, ale też Durmstrangu czy Beauxbatons. Było mi z tego powodu dość smutno, bo spędzając wspólnie tyle czasu miałam nadzieję znaleźć w starszych braciach i siostrach oparcie, gdy wreszcie pójdę do szkoły. Oni jednak już wtedy trochę rozumieli, że są kowalami własnego losu, a ja miałam problem dobrze zrozumieć co się dzieje nawet, gdy Wielka Wojna Czarodziejów trwała w najlepsze.
Wojna zdecydowanie wpłynęła na nasze poczucie bezpieczeństwa. Od tamtej pory regularnie zaczęłam czuć strach przed każdym, kto pragnął wprowadzenia nowego, niezrozumianego przeze mnie ładu. I nie tylko ja - bało się też całe moje rodzeństwo, które jeszcze nie chodziło do szkoły oraz mama. Codziennie drżeliśmy o papę, który - jak się obawialiśmy - mógł pewnego dnia zniknąć zamiast wrócić z pracy do domu. Do tej pory pamiętam jak podsłuchałam szczególną rozmowę moich rodziców - ojciec chciał iść na front, pomagać naszym. Matka jednakże wyszczególniła mu, co to znaczy dla nas, dla niej, dla niego... Nigdy więcej nie słyszałam, żeby tata płakał. Najważniejsze jednak, że nie ryzykował bardziej niż musiał.
Mamusia bardzo chciała, bym poszła do Beauxbatons wierząc, że jeśli pójdę rok wcześniej do szkoły niż większość dzieci będę bezpieczniejsza. Do tego uznawała to za najlepszy wybór dla tak utalentowanej w artystycznych dziedzinach osóbki jak ja. Jednakże moja starsza siostra, Orgona, namówiła mnie, bym poszła z nią do Hogwartu obiecując takie cuda, dziwy i rzeczy o jakich mi się nie śniło. No i przede wszystkim wsparcie, na którym tak bardzo mi zależało. Koniec końców posłuchałam się siostrzyczki.
Początki były dla mnie ciężkie. Choć Orgona mnie wspierała, a i ja sama dostałam się do domu zbierającego ludzi podobnych do mnie zmiana klimatu oraz przymus szybkiej nauki języka angielskiego prawie mnie przerósł - choć zarówno siostra, jak i ojciec starali się mnie nauczyć jak najwięcej z mowy i pisma języka mieszkańców Wysp to wzięli się za to trochę za późno. Początkowo w dużej mierze musiałam korzystać z gotowych notatek mojej siostrzyczki, jednakże efekt się opłacił - z czasem zaczęłam biegle władać językiem angielskim, właściwie bez akcentu.
Choć w Hogwarcie miało być bezpiecznie trafiłam do niego w złym momencie - akurat w roku mojego przyjazdu otworzona została Komnata Tajemnic. W miejscu, gdzie miałam zapomnieć o strachu ciągle go odczuwałam. Wiem od mojej siostry, że po zaginięciu uczennicy Marty nasi rodzice byli bliscy zabrania nas ze szkoły, choćby musieli osobiście przyjechać, co w tych niepewnych czasach stanowiło duży problem.
Trudne czasy motywowały mnie szczególnie do nauki zaklęć i obrony przed czarną magią - uznałam, że lepiej móc się obronić niż nie mieć problemów z uwarzeniem eliksiru. Fakt, że te dziedziny szły mi też najlepiej sprawiał, że szczególnie się w nich starałam. No i czego by nie powiedzieć o czarnej magii do tej pory zdaje mi się na tyle przerażająca, że naprawdę wolałam wiedzieć jak w razie najgorszego się przed nią obronić. Dla tej wiedzy gotowa byłam gorzej się przygotować na zajęcia z eliksirów czy też transmutacji.
W trzeciej klasie postanowiłam dołączyć do jakiś kółek zainteresowań. Gdy myślałam o swojej przyszłości nie byłam pewna czy chcę pracować w zawodzie związanym z magią - bardziej ciągnęło mnie mimo wszystko do artystycznych kierunków, na które nie kładziono takiego nacisku jak w sławetnym Beauxbatons. Koniec końców zdecydowałam się dołączyć do chóru (w końcu umiejętność śpiewu mogła mi się przydać w przyszłości na scenie i przed kamerą), a także do klubu pojedynków. W końcu w tym kierunku także wykazywałam talenty.
Miałam tylko czternaście lat, kiedy koszmar Wielkiej Wojny Czarodziejów doszedł do Anglii. Choć trudno było powiedzieć, żebym do takiego stanu rzeczy nie była przyzwyczajona to jednak bardzo mnie martwił fakt, że nawet w szkole nie mogłam się czuć do końca bezpieczna - niby nikt nie powinien zrobić krzywdy dzieciom, a i w rodzinnych Węgrzech bywało niebezpieczniej, ale czy w takich czasach można być czegokolwiek pewnym w życiu?
Gdy Wilhelmina Tuft zasiadała na fotelu Ministra Magii było mi to tak obojętne, jak tylko się da. To był w końcu mój ostatni rok nauki w Hogwarcie i choć koniec końców swój pobyt wspominam w nim całkiem miło, choć niespokojnie to jednak brakowało mi rodziny. Nieraz, gdy coś złego wydarzyło się na Węgrzech z niepokojem czekałam na list uspokajający mnie, że ani rodzicom, ani rodzeństwu nic się nie stało. Ani temu uroczemu chłopcowi, który w poprzednie wakacje skradł moje serce...
Béla był ode mnie dwa lata starszy i już pracował. Skończył Durmstrang, z tego co wiem bez większych problemów, dając radę opanować też przy okazji dwa języki. Poznaliśmy się, gdy przyszedł w odwiedziny do mojego brata Imre, który nawet się nie zorientował, kiedy jego gość przestał być jego gościem, a zaczął być moim... Ten młodzieniec skradł mi serce i stał się pierwszą, prawdziwą miłością.
Planowaliśmy wspólną przyszłość. Ja postanowiłam po wielu wahaniach zostać aktorką. Marzyły mi się wielkie role filmowe, drogie wina, bankiety po premierze filmu. Początkowo jednak nie szło mi wcale - dostawałam małe rólki i to tak mało płatne, że jeszcze dłuższy czas byłam zmuszona mieszkać z rodzicami i żyć na ich łasce. Większość mojego rodzeństwa wybrała bardziej "przemyślane" zawody, dzięki czemu nawet jeśli nie stać ich było na wyprowadzkę mogli się chociaż dołożyć do wspólnego budżetu. Czułam się z tego powodu głupio, ale wierzyłam, że tylko idąc tą drogą mogę być szczęśliwa.
Tymczasem mój ukochany postawił na zostanie węgierskim, czarodziejskim policjantem. Czułam się przy nim bezpiecznie, gdy spacerowaliśmy czasami po naszej miejscowości - widziano w nim wielki potencjał, jeśli chodzi o umiejętność czarowania. Spekulowano, że bez większych problemów wraz z czasem będzie awansować w policyjnej hierarchii. A gdy stałam obok nieraz słyszałam raz rozmarzone, raz zazdrosne szepty "jaka z nich piękna para!". I choć brzmiało to jak bajka, to jednak w mój sukces nikt nie wierzył. No, prócz paru członków rodziny. Ludzie woleli gadać jak to chce się hajtnąć z Bélą dla jego przyszłych pieniędzy i szacunku, jaki uzyska wraz z awansami, jak to marnuję swój czas i młodość na cel, którego nigdy nie osiągnę, czasem szeptali, że pod ładną buzią kryje się naiwne dziewczę, które właśnie jest wykorzystywane i już wkrótce zostanie rzucone. Plotki bolały, jednak z czasem przestały na mnie robić wrażenie.
Od kiedy komuna w 1946 roku zawitała w moim rodzinnym kraju nawet po magicznej stronie bywało ciężko. Jednakże nie poddawałam się i ciągle szukałam Roli Życia, która dałaby mi szansę zagrać w filmie, w międzyczasie łapiąc każdą rólkę, jaka tylko się trafiła. Czasem nawet rodzice mieli wątpliwości czy mi się to uda, jednak kiedy mając 20 lat zyskałam pewną sławę dostając rolę Ofelii z "Hamleta" Szekspira nagle wszyscy zobaczyli we mnie nieoszlifowany diament.
Po tym wydarzeniu, gdy mój ukochany zaczął zarabiać tyle, że mógł się spokojnie utrzymać, a i ja miałam szansę na stałe zarobki postanowił mi się oświadczyć. Wiedzieliśmy, że w tamtym czasie ślub jeszcze nie wchodził w grę, jednakże w przyszłości pragnęliśmy tego samego. Czemu więc mielibyśmy tak bez powodu wstrzymywać się z oświadczynami?
Mając 23 lata dostawałam już całkiem poważne oferty z teatrów, a mama, papa, siostry i bracia regularnie oglądali mnie na scenie, często w głównych rolach. Moje możliwości rozwoju jednak trochę się wyczerpały zważywszy na fakt, że na Węgrzech po magicznej stronie powstawało naprawdę mało filmów, a w nich angażowano tylko największe gwiazdy. Uznałam jednak, że od biedy wystarczą mi największe teatralne role, jakie tylko mogłam dostać - w końcu niedługo miałam wyjść za mąż...
Kiedy Béla nie przyszedł na najważniejszy dla mnie wtedy występ (dość ważny dla węgierskiej sceny reżyser zaangażował mnie do swojej sztuki) byłam bardzo zła. Zdarzało mu się wcześniej nie przychodzić na moje występy bez żadnej informacji - zawsze potem się tłumaczył, że w pracy musiał załatwić coś pilnego. Jego kolegom nie wierzyłam, ale gdy raz spytałam komendanta i on wszystko potwierdził stwierdziłam, że najwyraźniej narzeczony mnie nie okłamuje. Tamtego dnia jednak miał wolne! Ach, jakie miałam potem wyrzuty sumienia, gdy zła słuchałam Imrego! Opowiedział mi, że kiedy szli razem w stronę teatru ukochany zobaczył coś podejrzanego. Mój brat postanowił poczekać na niego pod sklepem, jednak gdy do jego uszu dobiegł charakterystyczny dźwięk rzucanych zaklęć zaraz pobiegł za nim. Niestety za późno...
Podczas śledztwa stwierdzono, że on nie cierpiał, tylko został zabity jednym, celnym zaklęciem. Obok leżał drugi trup jakiegoś bezdomnego. Śledczy uznali, że żebracy się zwyczajnie o coś pogryźli, a Béla głupio postanowił ingerować, jednakże nie wierzę w to. Czy ktoś, kto miał taki talent do czarów i kilka lat doświadczenia pracy w służbach mógłby zginąć aż tak łatwo?
Po jego pogrzebie poczułam, że mam dość tego kraju. Miłość mojego życia zginęła tragicznie, a ja nie miałam szans na rozwój w wybranym już dawno temu kierunku. Po przeżyciu żałoby pogadałam z rodziną o emigracji. Nie krzyczeli ani nie mówili, że to głupota. Tak jak zawsze wspierali mnie w spełnianiu marzeń. Niedługo potem spakowałam walizkę i załatwiłam wszystkie potrzebne formalności.
Londyn przywitał mnie szarością i deszczem, ale na swój przyjazd nie oczekiwałam wspaniałej pogody. Początkowo mieszkałam w hotelu wydając zaoszczędzone pieniądze i drobniaki wciskane przez rodziców i rodzeństwo. Dość szybko jednak znalazłam sobie mieszkanie, które spełniało moje wymogi i nie obarczało mnie trudnymi do opłacenia z aktorskiej pensji kosztami. Z pracą też sobie dałam radę - choć moje węgierskie referencje mało kogo obchodziły, to jednak już wkrótce w podrzędnym teatrzyku dla ubogich dostałam swoją pierwszą, angielską rolę. A choć takie miejsca niezbyt nadają się na rozpoczęcie kariery to jednak mój talent sprawił, że dobra opinia o mnie poszła do tych lepszych przybytków. Już nie musiałam się martwić jutrem, bo mogłam sama się utrzymać.
Wydany dekret Minister Magii zdecydowanie utrudnił mi życie - w momencie, kiedy zabroniono spotykania się bez zgłoszenia w więcej niż trzy osoby życie towarzyskie mojej aktorskiej braci zdecydowanie zmalało. Wcześniej ewentualne spotkania często wychodziły spontanicznie. Dekret spowodował, że musiałam uważać, by ma przyjacielska natura nie sprawiała mi problemów w momentach, gdy chciałam zaprosić większą grupkę osób do swojego mieszkania.
Po referendum było tylko gorzej - owszem, widziałam, że wielu czarodziejów było przeciwnych jego wynikowi, jednakże nic nie mogli zrobić. A ci, którzy zaakceptowali wynik... Cóż, do tej pory zdarzają mi się nieprzyjemności ze strony takich osób. Nie zliczę ile razy zmywałam farbę z drzwi z jakimś nieprzyjemnym hasłem lub naprawiałam stłuczone okno. Nie zamierzałam jednak tak łatwo zrezygnować z dążeń do kariery filmowej - tym bardziej, że co się dało wysyłałam rodzinie. Mój kochany papa koniec końców podupadł na zdrowiu, więc w moim rodzinnym domu każdy przysłowiowy grosz był potrzebny.
A teraz? Teraz to nie wiem czy nie powinnam - przynajmniej na jakiś czas - porzucić swych marzeń! Mogę i zarabiać wystarczająco, jednak momentami nienawistne spojrzenia widoczne po wymówieniu mojego nazwiska i magiczne szaleństwo w całej Anglii sprawia, że zastanawiam się czy nie powinnam czegoś zrobić. W końcu do tej pory nie robiłam nic... Może to był błąd? Ilość tragedii wokół mnie tylko się zwiększa z każdym rokiem.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 9 | +3 (różdżka) |
Zaklęcia i uroki: | 9 | +2 (różdżka) |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 5 | Brak |
Sprawność: | 7 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: węgierski | II | 0 |
angielski | II | 3 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Anatomia | I | 2 |
ONMS | I | 2 |
Historia magii | I | 2 |
Kłamstwo | IV | 20 |
Retoryka | IV | 20 |
Jasny umysł | I | 2 |
Zręczne ręce | I | 2 |
Ukrywanie się | I | 2 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Silna wola | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Szczęście | I | 5 |
Nazwa biegłości | - | 0 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (wiedza) | II | 7 |
Muzyka (śpiew) | I | 1 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Taniec współczesny | I | 1 |
Latanie na miotle | I | 1 |
Taniec balowy | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Genetyka (brak) | - | 0 |
Reszta: 0 |
Różdżka
Ostatnio zmieniony przez Melinda Szabó dnia 04.09.17 14:54, w całości zmieniany 1 raz