Pokój Antonina
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Pokój Antonina
Pokój Antonina znajduje się na poddaszu nad sypialnią jego rodziców. Niewielki, ciemny, wręcz klaustrofobiczny - dokładnie taki w jakim najlepiej czuje się mały Dolohov. Jedynym pogodnym akcentem jest kolorowa narzuta na łóżku, uszyta przez Maszę, która chciała nadać niewielkiemu pomieszczeniu odrobinę charakteru. W pokoju najczęściej panuje względny ład i porządek, bo Antonin po prostu mało w nim przebywa. Za to pod łóżkiem i pod poduszką skrywa się mnóstwo jego skarbów.
Antonin jak zwykle obudził się niedługo po wschodzie słońca. W jego pokoju nie było żadnego okna, ale zawsze czuł, kiedy na zewnątrz robiło się jasno. Nie potrafił spać do południa - czuje wtedy, że traci czas, który mógł poświęcić na zabawę. Dzisiaj miał zamiar udać się na ulicę Pokątną i pooglądać zwierzęta przez witrynę w Magicznej Menażerii. Od dawna marzył mu się pies. Duży, kudłaty, który chodziłby za nim krok w krok i bronił przed podejrzanymi mieszkańcami Nokturnu. Na razie musiał liczyć na swoje własne nogi i naturalny talent do ukrywania się, ale i tak zdarzało mu się wpadać w niezłe tarapaty. Pies miał się stać jego najwierniejszym kompanem zbrodni. Nawet zaczął zbierać na niego pieniądze i miał już całe pięć knutów. Nie wiedział czy tyle starczy, to też musiał dzisiaj sprawdzić. Najwyżej postara się okraść jedną z tych ładnie ubranych pań, one zawsze nosiły przy sobie mnóstwo kosztowności.
Leżał tak na plecach, wpatrując się w krzywy sufit i rozmyślając, kiedy dokładnie nad jego nosem pojawił się niewielki czarny pająk. Antonin zmrużył oczy, chcąc dokładniej mu się przyjrzeć - znał każde stworzenie, które żyło w tym domu. Wielkiego pająka z kuchni, tego mniejszego z łazienki, pięcioosobową rodzinę karaluchów, niewielkie stado mrówek. Tego jednak jeszcze tutaj nie widział. - Nazwę cię Paszko - powiedział, obserwując jak pająk pod wpływem jego głosu ucieka z powrotem na górę. Antonin zawsze podziwiał jak szybko i sprawnie to robią, samemu też marząc o umiejętności chodzenia po ścianach czy wyrzucania z rąk klejącej się pajęczyny. To byłoby niezwykle użyteczne.
Patrzył tak jeszcze przez chwilę na swojego nowego współlokatora, postanawiając w końcu wstać i rozpocząć zabawę. Wyszedł spod kołdry, stawiając bose stopy na chłodnej posadzce. Przez moment zastanawiał się, którą postawił pierwszą - prawą czy lewą - to podobno miało znaczenie, ale w sumie już nie pamiętał dlaczego. Zrobił kilka kroków w kierunku drzwi, a uginające się drewno cicho zaskrzypiało. Wtedy usłyszał kroki mamy na schodach, to na pewno była ona, tata chodził o wiele ciężej i głośniej. Szybko zrezygnował ze swojego planu jak najszybszego dostania się na ulicę Pokątną, postanawiając jak najsprawniej wskoczyć z powrotem do łóżka i udawać, że jeszcze śpi. Ciekawy był czy mama da się nabrać! Podciągnął sobie kołdrę pod samą brodę, aż odkrył zimne stopy, ukrywając tym samym połowę rozbawionej twarzy. Co i rusz zerkał w kierunku drzwi, a kiedy ujrzał w nich kawałek mamy, mocno zacisnął powieki.
Leżał tak na plecach, wpatrując się w krzywy sufit i rozmyślając, kiedy dokładnie nad jego nosem pojawił się niewielki czarny pająk. Antonin zmrużył oczy, chcąc dokładniej mu się przyjrzeć - znał każde stworzenie, które żyło w tym domu. Wielkiego pająka z kuchni, tego mniejszego z łazienki, pięcioosobową rodzinę karaluchów, niewielkie stado mrówek. Tego jednak jeszcze tutaj nie widział. - Nazwę cię Paszko - powiedział, obserwując jak pająk pod wpływem jego głosu ucieka z powrotem na górę. Antonin zawsze podziwiał jak szybko i sprawnie to robią, samemu też marząc o umiejętności chodzenia po ścianach czy wyrzucania z rąk klejącej się pajęczyny. To byłoby niezwykle użyteczne.
Patrzył tak jeszcze przez chwilę na swojego nowego współlokatora, postanawiając w końcu wstać i rozpocząć zabawę. Wyszedł spod kołdry, stawiając bose stopy na chłodnej posadzce. Przez moment zastanawiał się, którą postawił pierwszą - prawą czy lewą - to podobno miało znaczenie, ale w sumie już nie pamiętał dlaczego. Zrobił kilka kroków w kierunku drzwi, a uginające się drewno cicho zaskrzypiało. Wtedy usłyszał kroki mamy na schodach, to na pewno była ona, tata chodził o wiele ciężej i głośniej. Szybko zrezygnował ze swojego planu jak najszybszego dostania się na ulicę Pokątną, postanawiając jak najsprawniej wskoczyć z powrotem do łóżka i udawać, że jeszcze śpi. Ciekawy był czy mama da się nabrać! Podciągnął sobie kołdrę pod samą brodę, aż odkrył zimne stopy, ukrywając tym samym połowę rozbawionej twarzy. Co i rusz zerkał w kierunku drzwi, a kiedy ujrzał w nich kawałek mamy, mocno zacisnął powieki.
The member 'Antonin Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Było wcześnie rano, chociaż ja już od jakiegoś czasu byłam na nogach. Nie mogłam spać po ostatnich wydarzeniach, bałam się, że coś się znowu wydarzy, przyjdzie ogień i zabierze mnie, Siergieja, albo co gorsza, naszego syna i wyrzuci gdzieś daleko od domu poważnie rannego. Dlatego kręciłam się od świtu po domu zaglądając niemal w każdy kąt sprawdzając, czy wszystko jest tak, jak być powinno. Zajrzenie do pokoju Antonina było jednym z punktów mojej porannej rutyny, gdzieś pomiędzy herbatą, a poranną toaletą. Czasami trafiałam do niego gdy już fikał na łóżku i coś kombinował, a czasami jeszcze smacznie spał. Chociaż zazwyczaj wstawał wcześniej nie zawsze było to regułą. Wspinałam się po schodach z pewnego rodzaju trudem, to był jeden z pierwszych dni kiedy nie czułam się najlepiej i, póki co, zrzucałam to na stres, niewyspanie, może jakieś zatrucie i bagatelizowałam poranne mdłości. W końcu weszłam na to ostatnie piętro, gdzie na strychu swój pokoik miał mój synek i otworzyłam drzwi. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to jego stópki wystawione poza kołdrę. Wyglądał jakby spał, chociaż był nienaturalnie za mocno przykryty. Znałam swojego syna, on mógł nie zdawać sobie z tego sprawy, ale wiedziałam na jego temat bardzo dużo. Gdzie ma każdy pieprzyk, którego buta zakłada pierwszego, z której strony zaczyna myć zęby i że zawsze woli, tak jak jego ojciec, mieć szklankę z napojem po swojej prawej stronie. Wiedziałam też, że jak śpi, to zazwyczaj na prawym boku, z jedną nogą wystawioną po za łóżko i mało kiedy przewraca się podczas snu. Nic więc dziwnego, że nabrałam podejrzeń. Nie powiedziałam jednak nic, podeszłam jedynie bliżej dłonią dotykając jego skóry, miał zimne stopy. Pociągnęłam więc kołdrę przykrywając go całego i odsłaniając za mocno zaciśnięte oczy i silący się na twarz - uśmiech. Pociągnęłam go lekko za policzek.
- Nie udawaj, że śpisz - powiedziałam rozbawiona. - Jak się czujesz?
Od ostatnich dwóch dni działy się dziwne rzeczy. Antonina dopadła jakaś dziwna choroba i jego magia, o ile tak to mogłam nazwać, szwankowała. Raz rosły mu włosy aż do ziemi, drugi raz wyglądał jak ja, za kolejnym razem, ah, nawet nie ma co wspominać. Gdy otworzył oczy patrzyłam już na niego zmartwiona. Był bardzo podobno do mojego męża, chociaż miał też parę moich cech. Ale charakter, charakter to zdecydowanie po Siergieju. I dziwna ciekawość świata. To może akurat po wuju? Starałam się traktować go normalnie mimo tych dziwnych anomalii, miałam nadzieję, że za parę dni mu przejdzie i wszystko wróci do normy. Może potrzeba trochę cierpliwości, aż magia się uspokoi? Nie wiem, kompletnie się przecież na tym nie znałam. A jeśli nie, to napiszę do Cassandry, ona na pewno będzie wiedziała jak pomóc mojemu synowi. Nie chciałam by przypadkiem zrobił sobie, albo komukolwiek innemu, krzywdę.
- Wstajesz już? Co byś zjadł na śniadanie? Mogę ci dzisiaj tosty z masełkiem podsmażyć - zaproponowałam.
Po sześciu latach w końcu nauczyłam się ich nie przypalać, wychodziły nawet całkiem smaczne, tym bardziej ze starego pieczywa, które tak czy siak należało zjeść. Miałam nadzieję, że Antonin je lubił, przecież się starałam. Tak samo jak starałam się go rozpieszczać kiedy tylko mogłam. Tak jak kilka dni temu, gdy kupiłam mu paczkę cukierków dyniowych, nie mogłam się oprzeć mając sakiewkę pełną złotych galeonów. Widzieć uśmiech na twarzy własnego dziecka - bezcenne. I nie miałam zamiaru żałować na niego żadnego sykla. Odgarnęłam mu włosy z czoła, zawsze mu się jakoś lepiły do skóry po nocy i pogładziłam go przez pościel, zanim się z niej nie wygramolił. Mogli mówić co chcą, i Siergiej i Antonin, ale mój syn miał już zawsze być moim małym synkiem i jedynym oczkiem w głowie, no, do momentu, dopóki nie dowiem się o kolejnej ciąży.
- Nie udawaj, że śpisz - powiedziałam rozbawiona. - Jak się czujesz?
Od ostatnich dwóch dni działy się dziwne rzeczy. Antonina dopadła jakaś dziwna choroba i jego magia, o ile tak to mogłam nazwać, szwankowała. Raz rosły mu włosy aż do ziemi, drugi raz wyglądał jak ja, za kolejnym razem, ah, nawet nie ma co wspominać. Gdy otworzył oczy patrzyłam już na niego zmartwiona. Był bardzo podobno do mojego męża, chociaż miał też parę moich cech. Ale charakter, charakter to zdecydowanie po Siergieju. I dziwna ciekawość świata. To może akurat po wuju? Starałam się traktować go normalnie mimo tych dziwnych anomalii, miałam nadzieję, że za parę dni mu przejdzie i wszystko wróci do normy. Może potrzeba trochę cierpliwości, aż magia się uspokoi? Nie wiem, kompletnie się przecież na tym nie znałam. A jeśli nie, to napiszę do Cassandry, ona na pewno będzie wiedziała jak pomóc mojemu synowi. Nie chciałam by przypadkiem zrobił sobie, albo komukolwiek innemu, krzywdę.
- Wstajesz już? Co byś zjadł na śniadanie? Mogę ci dzisiaj tosty z masełkiem podsmażyć - zaproponowałam.
Po sześciu latach w końcu nauczyłam się ich nie przypalać, wychodziły nawet całkiem smaczne, tym bardziej ze starego pieczywa, które tak czy siak należało zjeść. Miałam nadzieję, że Antonin je lubił, przecież się starałam. Tak samo jak starałam się go rozpieszczać kiedy tylko mogłam. Tak jak kilka dni temu, gdy kupiłam mu paczkę cukierków dyniowych, nie mogłam się oprzeć mając sakiewkę pełną złotych galeonów. Widzieć uśmiech na twarzy własnego dziecka - bezcenne. I nie miałam zamiaru żałować na niego żadnego sykla. Odgarnęłam mu włosy z czoła, zawsze mu się jakoś lepiły do skóry po nocy i pogładziłam go przez pościel, zanim się z niej nie wygramolił. Mogli mówić co chcą, i Siergiej i Antonin, ale mój syn miał już zawsze być moim małym synkiem i jedynym oczkiem w głowie, no, do momentu, dopóki nie dowiem się o kolejnej ciąży.
Złamałeś tyle serc
A teraz robisz to i mnie
A ja się na to wszystko godzę
W nadziei na choć kilka chwil
I będę wciąż tu tkwić tak beznadziejnie
wierna ciBo całe moje życie to Ty
A teraz robisz to i mnie
A ja się na to wszystko godzę
W nadziei na choć kilka chwil
I będę wciąż tu tkwić tak beznadziejnie
wierna ciBo całe moje życie to Ty
Masza Dolohov
Zawód : Złodziejka, handlarka i oszustka
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Cierpliwie czekał aż mama wkroczy do pokoju, na moment nawet wstrzymując oddech. Zastygł w bezruchu, nie myśląc o tym, że zazwyczaj człowiekowi podczas snu drgnie noga czy ręka. Jedynie usta i policzki wciąż powstrzymywały się od parsknięcia śmiechem, co zrobiło się naprawdę trudne, kiedy poczuł obecność mamy tuż przy łóżku, i niemożliwe, kiedy pociągnęła kołdrę. Podciągnął ją sobie z powrotem, śmiejąc się przy tym głośno aż do momentu, w którym zachciało mu się porządnie ziewnąć. - Dobrze - odpowiedział, krzywiąc się przez to pociągnięcie za policzek, strasznie tego nie lubił! Rozmasował to miejsce, zaraz uświadamiając sobie popełniony błąd. Powinien był skłamać, zawsze podczas choroby dostawał takie pyszne ciepłe mleko. - Brzuch mnie boli - dodał więc, kładąc sobie dłonie na pępku. Cóż, spróbować nie zaszkodzi! Szczególnie, że ostatnio działy się z nim dziwne rzeczy, które mamę wyraźnie martwiły. Jemu się podobały - wczorajszego dnia urosły mu włosy, długie, aż do ziemi! Tak długie, że potykał się o nie podczas chodzenia, ale dla niego to było takie ekscytujące. Magia nie za często się w nim odzywała, a od dwóch dni ciągle coś się z nim działo. Wręcz czekał na kolejny wybuch magii, czasem nawet sam próbował go wywołać, ale jeszcze nigdy mu się to nie udało. A kiedy jego twarz nagle zaczęła wyglądać jak twarz mamy? To dopiero było zabawne! Ojciec prawie spadł z krzesła jak go zobaczył, aż Antonin parsknął śmiechem na to wspomnienie, co niezbyt pasowało do jego rzekomego bólu brzucha, ale nie mógł się powstrzymać. - O, tosty z masełkiem! - Wykrzyknął zadowolony, bo właśnie na to miał dzisiaj ochotę. Oprócz mleka oczywiście, ale miał zamiar nad tym jeszcze popracować. Tosty zawsze wychodziły mamie smaczne, bo inne rzeczy to często przypalała albo przesolała, czego zresztą nigdy nie bał się jej wytknąć. Jak każde dziecko szczerze mówił o swoich uczuciach, ale ta cecha miała pozostać z nim aż do dorosłości. - Widziałem nowego pająka - pochwalił się, wychodząc w końcu spod kołdry. Usiadł po turecku, zadzierając głowę do góry w poszukiwaniu nowego domownika. - O, tam! - Wyciągnął rękę, wskazując czarną kropkę w rogu nad łóżkiem. Wyjątkowo nie miał zamiaru go krzywdzić, podobała mu się wizja posiadania pajęczego współlokatora.
The member 'Antonin Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Przekręciłam lekko głowę spoglądając na syna, gdy ten stwierdził, że boli go brzuszek. Nie miałam powodu, aby mu nie wierzyć, przez te anomalie nie zdziwiłabym się, gdyby takie nagłe i niespodziewane bóle się pojawiały. Dlatego ułożyłam dłoń na jego brzuszku i pomasowałam lekko. Zmartwiony wyraz twarzy nie opuszczał mnie od dobrych kilku dni, a już na pewno od pierwszego maja i nic nie zapowiadało się, aby było inaczej. Czasami zastanawiałam się ile to jeszcze potrwa i jak długo mamy czekać, aż te wszystkie dziwne rzeczy przeminą. Oby jak najszybciej bo nie wiem czy chciałabym żyć w tak okropnym stresie tak długo. Już chodziłam jak struta wymiotując rano, stres na pewno mi nie pomaga. Ale ucieszyłam się na wybuch radości na wieść o tostach, aż sama się uśmiechnęłam. Pomogłam mu wyjść spod kołdry, skoro bolał go brzuszek to nie chciałam, aby się męczył i z zainteresowaniem słuchałam o jego nowym koledze.
- Pająka? - zapytałam, odwracając się w miejscu, w które wskazywał mi Antonin. - O, ładny pajączek.
Chociaż sama nie przepadałam za robalami, to wiedziałam jak dużym zainteresowaniem mój syn darzył różnego rodzaju małe stworzonka. Nie miałam zamiaru go w tej kwestii ograniczać, póki nie bawił się czymś niebezpiecznym i nie znosił tego do domu, to nie miałam nic przeciwko. A owy pajączek wyglądał na dość niegroźnego, ot zwykły kątnik, czy jak one tam się nazywały.
- Ma jakieś imię? - dopytałam.
Ja zazwyczaj nie nazywałam zwierząt. Mój kot był po prostu kotem i nie wiem czy ktoś inny z domowników inaczej się do niego zwracał. Był on trochę dziwny, najbardziej tolerował mnie i Antoniego, Siergieja omijał, a Valerija traktował niemal jak obcego. Nie ma się co dziwić, w końcu praktycznie nie wychodził z tej swojej nory. W każdym razie oprócz kota nie mieliśmy innych zwierząt, a przynajmniej nie takich, których ja nazwałabym członkami naszej rodziny. Zwróciłam się ponownie w stronę syna, patrząc na niego uważnie.
- Czy w twojej główce ułożyły się już jakieś plany na dzisiaj? Z racji na bolący brzuszek i fatalna pogodę na dworze wolałabym byś został dziś w domu. Okropnie pada i to nie tylko deszcz, ale i grad, cały przemokniesz i się poobijasz - stwierdziłam.
Nie chciałam by wychodził. Nie wiedziałam co z tym jego dziwnym zachowaniem, co jeśli będzie poza domem i znów magia zrobi mu psikusa? A niechże coś stanie się poważnego i będzie potrzebował pomocy? Kto mu jej udzieli? Jak wezwie pomoc? Pokręciłam głową. Nie, nie, stanowczo go dzisiaj nie wypuszczę z domu. I chyba nie wypuszczę na dłużej niż pięć minut dopóki ten jego stan się nie poprawi. Miejmy nadzieję, że anomalie miną szybko i już niedługo nasze życie wróci do normalności. Bo to co się z nim działo teraz mogło się wydawać zabawne, ale nie wiemy jak będzie później. Mając go na oku będę zdecydowanie spokojniejsza. Bez czujnego wzroku Siergieja i oparcia w Valeriju musiałam sobie sama radzić z własnym synem.
- Pająka? - zapytałam, odwracając się w miejscu, w które wskazywał mi Antonin. - O, ładny pajączek.
Chociaż sama nie przepadałam za robalami, to wiedziałam jak dużym zainteresowaniem mój syn darzył różnego rodzaju małe stworzonka. Nie miałam zamiaru go w tej kwestii ograniczać, póki nie bawił się czymś niebezpiecznym i nie znosił tego do domu, to nie miałam nic przeciwko. A owy pajączek wyglądał na dość niegroźnego, ot zwykły kątnik, czy jak one tam się nazywały.
- Ma jakieś imię? - dopytałam.
Ja zazwyczaj nie nazywałam zwierząt. Mój kot był po prostu kotem i nie wiem czy ktoś inny z domowników inaczej się do niego zwracał. Był on trochę dziwny, najbardziej tolerował mnie i Antoniego, Siergieja omijał, a Valerija traktował niemal jak obcego. Nie ma się co dziwić, w końcu praktycznie nie wychodził z tej swojej nory. W każdym razie oprócz kota nie mieliśmy innych zwierząt, a przynajmniej nie takich, których ja nazwałabym członkami naszej rodziny. Zwróciłam się ponownie w stronę syna, patrząc na niego uważnie.
- Czy w twojej główce ułożyły się już jakieś plany na dzisiaj? Z racji na bolący brzuszek i fatalna pogodę na dworze wolałabym byś został dziś w domu. Okropnie pada i to nie tylko deszcz, ale i grad, cały przemokniesz i się poobijasz - stwierdziłam.
Nie chciałam by wychodził. Nie wiedziałam co z tym jego dziwnym zachowaniem, co jeśli będzie poza domem i znów magia zrobi mu psikusa? A niechże coś stanie się poważnego i będzie potrzebował pomocy? Kto mu jej udzieli? Jak wezwie pomoc? Pokręciłam głową. Nie, nie, stanowczo go dzisiaj nie wypuszczę z domu. I chyba nie wypuszczę na dłużej niż pięć minut dopóki ten jego stan się nie poprawi. Miejmy nadzieję, że anomalie miną szybko i już niedługo nasze życie wróci do normalności. Bo to co się z nim działo teraz mogło się wydawać zabawne, ale nie wiemy jak będzie później. Mając go na oku będę zdecydowanie spokojniejsza. Bez czujnego wzroku Siergieja i oparcia w Valeriju musiałam sobie sama radzić z własnym synem.
Złamałeś tyle serc
A teraz robisz to i mnie
A ja się na to wszystko godzę
W nadziei na choć kilka chwil
I będę wciąż tu tkwić tak beznadziejnie
wierna ciBo całe moje życie to Ty
A teraz robisz to i mnie
A ja się na to wszystko godzę
W nadziei na choć kilka chwil
I będę wciąż tu tkwić tak beznadziejnie
wierna ciBo całe moje życie to Ty
Masza Dolohov
Zawód : Złodziejka, handlarka i oszustka
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Mama najwidoczniej połknęła haczyk. Wydawała się zmartwiona jego wyimaginowanym bólem brzucha czyli wszystko szło zgodnie z planem w kierunku otrzymania ciepłego mleka. Nie byle jakiego, a tego smacznego, przygotowywanego na okazję choroby. Na razie nie myślał o skutkach ubocznych tego pomysłu jak na przykład zmuszenie do wypicia cebulowo-czosnkowej mikstury, mającej rzekomo pomagać na przeziębienia i inne katary. Była paskudna! Zawsze dawał z siebie wszystko byle jej nie wypić - kopał, wyrywał się, pluł i uciekał - co w zasadzie na swój sposób potwierdzało jej skuteczność, bo dostawał wtedy nadludzkiej siły i zapominał o męczącej go chorobie. Niestety plany Antonina nigdy nie były dobrze przemyślane i zawsze znalazła się w nich jakaś znacząca luka przez którą pakował się w tarapaty. Nie myślał dalekosiężnie, nie zastanawiał się nad każdą ewentualnością; żył chwilą jak na sześciolatka przystało.
- Nazwałem go Paszko - powiedział, nie spuszczając oka ze swojego nowego współlokatora, bo zaczął intensywnie ruszać swoimi licznymi odnóżami. Miał nadzieję, że złapał dla siebie jakąś muchę, ale po chwili zrozumiał, że Paszko poruszał się bez celu. To go zasmuciło - czy Paszko był głupim pająkiem? Bo jeżeli był głupi to z pewnością nie uda mu się uchronić przed Kotem, a Antonin wcale nie życzył mu śmierci. Kot dużo jadł i może robił się coraz okrąglejszy, ale polowanie na małe stworzenia wciąż przychodziło mu z łatwością.
- Ooo - jęknął, odrywając spojrzenie od pająka i przenosząc je na swoją rodzicielkę. Miał dzisiaj bardzo poważne plany udania się do Magicznej Menażerii i żaden grad nie był w stanie go od tego odwieść. Nie wytrzyma całego dnia w domu! - Nie chcę siedzieć w domu - wypowiedział na głos swoje myśli, jednak wciąż nie miał zamiaru dzielić się z nią swoim dokładnym planem. Skrzyżował ręce na piersi, demonstrując swoje niezadowolenie. - Grad nic mi nie zrobi - dodał, robiąc w głowie szybką kalkulację tego co woli bardziej: ciepłe mleko czy może jednak wizytę na Pokątnej. Ostatecznie stwierdził, że to drugie, co świadczyło jedynie o tym jak bardzo zależy mu na tym psie. Tudzież psidwaku, bo w zasadzie jeszcze nie zdecydował. - A brzuch już mnie przestał boleć! - Skłamał, czując jak jego szanse na legalne wyjście z domu topnieją niczym tegoroczny śnieg. Na szczęście zawsze pozostawała opcja nielegalna - niebezpieczna, grożąca gniewem ojca, ale zarazem jaka emocjonująca!
- Nazwałem go Paszko - powiedział, nie spuszczając oka ze swojego nowego współlokatora, bo zaczął intensywnie ruszać swoimi licznymi odnóżami. Miał nadzieję, że złapał dla siebie jakąś muchę, ale po chwili zrozumiał, że Paszko poruszał się bez celu. To go zasmuciło - czy Paszko był głupim pająkiem? Bo jeżeli był głupi to z pewnością nie uda mu się uchronić przed Kotem, a Antonin wcale nie życzył mu śmierci. Kot dużo jadł i może robił się coraz okrąglejszy, ale polowanie na małe stworzenia wciąż przychodziło mu z łatwością.
- Ooo - jęknął, odrywając spojrzenie od pająka i przenosząc je na swoją rodzicielkę. Miał dzisiaj bardzo poważne plany udania się do Magicznej Menażerii i żaden grad nie był w stanie go od tego odwieść. Nie wytrzyma całego dnia w domu! - Nie chcę siedzieć w domu - wypowiedział na głos swoje myśli, jednak wciąż nie miał zamiaru dzielić się z nią swoim dokładnym planem. Skrzyżował ręce na piersi, demonstrując swoje niezadowolenie. - Grad nic mi nie zrobi - dodał, robiąc w głowie szybką kalkulację tego co woli bardziej: ciepłe mleko czy może jednak wizytę na Pokątnej. Ostatecznie stwierdził, że to drugie, co świadczyło jedynie o tym jak bardzo zależy mu na tym psie. Tudzież psidwaku, bo w zasadzie jeszcze nie zdecydował. - A brzuch już mnie przestał boleć! - Skłamał, czując jak jego szanse na legalne wyjście z domu topnieją niczym tegoroczny śnieg. Na szczęście zawsze pozostawała opcja nielegalna - niebezpieczna, grożąca gniewem ojca, ale zarazem jaka emocjonująca!
The member 'Antonin Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Oczywiście, że się martwiłam. Był przecież moim synem, jaką byłabym matką, gdybym się nie martwiła nawet najmniejszym bólem? Może Siergiej próbował uczyć go inaczej, na silnego i twardego, ale na Merlina, miał tylko sześć lat. Pewnie nie byłby zadowolony, że się tak z synem cackam, ale nie odbiorę mu przecież swojej opieki. Więc gdy tylko mu coś było, to próbowałam mu ulżyć, czy to ciepłym mlekiem czy czymś innym, co miało mu pomóc.
- Paszko? - powtórzyłam, wpatrując się ciągle w pająka. - To coś oznacza?
Pająk poruszył się kilkakrotnie, nie do końca wiedziałam dlaczego. Nie znałam się zbytnio na zwierzętach, wiedziałam kiedy dać im jeść i, że czasami trzeba było po nich posprzątać. To wszystko. Powstrzymałam dreszcze, które przeszły moje ciało na widok ruszających się odnóży i zwróciłam się ponownie w stronę syna. Wiedziałam, że będzie miał zamiar protestować, ale ja nie miałam zamiaru mu ulegać. Chociaż wyglądał na zawiedzionego, to nie mogłam pozwolić, aby biegał po ulicy gdy magia szalała. Spojrzałam na niego podejrzliwie lekko przechylając głowę, a potem przykładając mu dłoń do czoła.
- I mam ci uwierzyć, że już cię brzuch nie boli? - zapytałam. - Co cię tak ciągnie na dwór? Nie chcesz spędzić dnia z mamą?
Może zagram na jego uczuciach, to zmieni zdanie i nie będę musiała z nim walczyć? Już miałam odwodzić go od tego pomysłu kolejnymi argumentami o pysznym śniadanku, ciepłym mleczku i wspólną wycieczką do sklepu, kiedy nagle zauważyłam, że z moim synem dzieje się coś niedobrego. Przez chwilę nie mogłam zarejestrować tego co się stało, gdy nagle zdałam sobie sprawę z tego, że jego krótkie, brązowe włosy, nagle zdecydowanie się wydłużyły. Uniosłam wyżej brwi, nie mogąc uwierzyć, że to się znowu dzieje. Może powinnam jego ścięte włosy sprzedawać? Na pewno jakaś dobra dusza zajmuje się tworzeniem peruk dla łysych, może to sposób na zarobienie fortuny? Uniosłam dłoń, którą sięgnęłam jego dłuższych włosów nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Nie chciałam żeby się wystraszył, więc starałam się zachować dobrą minę do złej gry, czy jak to się mówi. W każdym razie uśmiechnęłam się lekko.
- A może zrobię ci warkoczyki? - zapytałam rozbawiona. - Trzeba je ściąć, przecież nie będziesz chodził we włosach długich jak u dziewczynki. I widzisz, dlatego nie chcę, abyś sam gdzieś wychodził.
Miałam mądrego syna, wiedziałam, że zrozumie, chociaż może potrzebował mocniejszego bodźca, aby faktycznie to sobie uzmysłowił. Nie wiem czy długie włosy były jednym z nich, ale wolałam już by rosły mu włosy do ziemi, niż miałoby się stać coś gorszego, prawda? Westchnęłam cicho i klasnęłam w dłonie.
- Dobrze, to skoro brzuszek cię już nie boli, to możesz skoczyć do sypialni po nożyczki - zarządziłam.
Zazwyczaj to ja wszystko podawałam, zanosiłam, przynosiłam, odstawiałam, w dodatku teraz, kiedy wczoraj przez przypadek, gdy próbowałam umyć podłogę prawie podpaliłam wszystkie firanki w domu. Od razu stwierdziłam, że nie mam zamiaru czarować w domu, jeszcze stanie się coś groźnego i jak ja sobie wtedy poradzę? Próbując naprawić magią to, co popsułam za pomocą magii, mogłabym jeszcze narobić więcej szkód. Normalnie użyłabym accio, nie chciało mi się ruszać z miejsca, ale dzisiaj miałam zamiar wykorzystać syna. Czasami to dla mnie może ktoś coś zrobić, tym bardziej, że nie czułam się najlepiej.
- Paszko? - powtórzyłam, wpatrując się ciągle w pająka. - To coś oznacza?
Pająk poruszył się kilkakrotnie, nie do końca wiedziałam dlaczego. Nie znałam się zbytnio na zwierzętach, wiedziałam kiedy dać im jeść i, że czasami trzeba było po nich posprzątać. To wszystko. Powstrzymałam dreszcze, które przeszły moje ciało na widok ruszających się odnóży i zwróciłam się ponownie w stronę syna. Wiedziałam, że będzie miał zamiar protestować, ale ja nie miałam zamiaru mu ulegać. Chociaż wyglądał na zawiedzionego, to nie mogłam pozwolić, aby biegał po ulicy gdy magia szalała. Spojrzałam na niego podejrzliwie lekko przechylając głowę, a potem przykładając mu dłoń do czoła.
- I mam ci uwierzyć, że już cię brzuch nie boli? - zapytałam. - Co cię tak ciągnie na dwór? Nie chcesz spędzić dnia z mamą?
Może zagram na jego uczuciach, to zmieni zdanie i nie będę musiała z nim walczyć? Już miałam odwodzić go od tego pomysłu kolejnymi argumentami o pysznym śniadanku, ciepłym mleczku i wspólną wycieczką do sklepu, kiedy nagle zauważyłam, że z moim synem dzieje się coś niedobrego. Przez chwilę nie mogłam zarejestrować tego co się stało, gdy nagle zdałam sobie sprawę z tego, że jego krótkie, brązowe włosy, nagle zdecydowanie się wydłużyły. Uniosłam wyżej brwi, nie mogąc uwierzyć, że to się znowu dzieje. Może powinnam jego ścięte włosy sprzedawać? Na pewno jakaś dobra dusza zajmuje się tworzeniem peruk dla łysych, może to sposób na zarobienie fortuny? Uniosłam dłoń, którą sięgnęłam jego dłuższych włosów nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Nie chciałam żeby się wystraszył, więc starałam się zachować dobrą minę do złej gry, czy jak to się mówi. W każdym razie uśmiechnęłam się lekko.
- A może zrobię ci warkoczyki? - zapytałam rozbawiona. - Trzeba je ściąć, przecież nie będziesz chodził we włosach długich jak u dziewczynki. I widzisz, dlatego nie chcę, abyś sam gdzieś wychodził.
Miałam mądrego syna, wiedziałam, że zrozumie, chociaż może potrzebował mocniejszego bodźca, aby faktycznie to sobie uzmysłowił. Nie wiem czy długie włosy były jednym z nich, ale wolałam już by rosły mu włosy do ziemi, niż miałoby się stać coś gorszego, prawda? Westchnęłam cicho i klasnęłam w dłonie.
- Dobrze, to skoro brzuszek cię już nie boli, to możesz skoczyć do sypialni po nożyczki - zarządziłam.
Zazwyczaj to ja wszystko podawałam, zanosiłam, przynosiłam, odstawiałam, w dodatku teraz, kiedy wczoraj przez przypadek, gdy próbowałam umyć podłogę prawie podpaliłam wszystkie firanki w domu. Od razu stwierdziłam, że nie mam zamiaru czarować w domu, jeszcze stanie się coś groźnego i jak ja sobie wtedy poradzę? Próbując naprawić magią to, co popsułam za pomocą magii, mogłabym jeszcze narobić więcej szkód. Normalnie użyłabym accio, nie chciało mi się ruszać z miejsca, ale dzisiaj miałam zamiar wykorzystać syna. Czasami to dla mnie może ktoś coś zrobić, tym bardziej, że nie czułam się najlepiej.
Złamałeś tyle serc
A teraz robisz to i mnie
A ja się na to wszystko godzę
W nadziei na choć kilka chwil
I będę wciąż tu tkwić tak beznadziejnie
wierna ciBo całe moje życie to Ty
A teraz robisz to i mnie
A ja się na to wszystko godzę
W nadziei na choć kilka chwil
I będę wciąż tu tkwić tak beznadziejnie
wierna ciBo całe moje życie to Ty
Masza Dolohov
Zawód : Złodziejka, handlarka i oszustka
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Zmarszczył lekko czoło, próbując sobie przypomnieć, dlaczego nadał mu takie imię a nie inne. Paszko od paszki? Nie był przekonany, bo przecież pająki nie mają pach, a jego są umyte i pachnące, więc nie powinien na nie zwrócić uwagi. Wzruszył ramionami, najwidoczniej to imię nie ma żadnego znaczenia. - Nie. A musi? - Zapytał, bo w zasadzie ich kot nazywa się Kot i to coś oznacza - kota. Takie proste imiona bardzo mu się podobały, aż zaczął się dziwić, że Paszko został Paszkiem. Lubił proste rzeczy i przejrzyste sytuacje - nie lubił natomiast kiedy druga osoba nie mówiła mu czegoś wprost. Wszystkim się to zdarzało: i mamie, i tacie, i stryjowi i innym ludziom, którym zdarzało się zajrzeć do ich niewielkiego mieszkania. Nie zamierzał jednak komplikować sobie życia i zmieniać pająkowi imienia. Niech tak już zostanie. - Naprawdę nie boooli - jęknął, próbując przekonać mamę do swoich racji. Tak czy inaczej spróbuje wydostać się z domu, ale byłoby o wiele prościej gdyby mu uwierzyła. - W ogóle, zobacz! - Dodał, momentalnie stając na łóżku i wykonując parę energicznych skoków i innych ruchów ciała uwzględniających użycie mięśni brzucha. Zaraz po swoim pokazie usiadł, przenosząc wzrok na mamę - to musiało ją przekonać. - Noooo... nie - odpowiedział zgodnie z prawdą. Dzisiejszy dzień miał być zarezerwowany dla Magicznej Menażerii i ewentualnego psa - mamę przecież widuje codziennie, nie musiał spędzać z nią aż tak dużo czasu. Przygryzł dolną wargę, wyczekując decyzji swojej rodzicielki, kiedy poczuł jak coś zaczyna się w nim zmieniać. Zrobiło mu się cieplej w plecy i ramiona, jakby ktoś go owinął kocykiem. Dopiero uwaga mamy kazała mu zwrócić uwagę na swoje włosy. Oczy zrobiły mu się dwa razy większe ze zdziwienia, zaraz potem jednak zmarkotniał. - Już tak miałem - zauważył z niezadowoleniem, odgarniając włosy z czoła, a raczej podejmując tego marną próbę. Były zbyt długie, zaplątał się w nie i w końcu zrezygnował. - Już idę... - powiedział cicho, o dziwo się nie buntując, bo te włosy wcale mu się nie podobały. Pierwszy raz były zabawne, ale teraz tylko mu przeszkadzały. I mama miała rację, wyglądał jak dziewczynka, a wcale nie chciał. Był mężczyzną! Nie tak silnym i dużym jak tata, ale na wszystko przyjdzie czas. Zeskoczył z łóżka, omal się nie przewracając, po czym ruszył powoli w kierunku schodów. Co i rusz odrzucał głowę do tyłu, chcąc w ten sposób poradzić sobie z włosami. Zszedł ze schodków, z ostatniego już spadając przez tę długą czuprynę, ale był przyzwyczajony do tego typu upadków. Wziął nożyczki i wrócił do sypialni. Podał je matce, po czym wrócił na swoje łóżko i usiadł do niej plecami. - A gdybyś mi ostatnio nie obcięła to by mi urosły takie bardzo długie? - Zapytał, ponownie skupiając wzrok na pająku. - Ale jak mi teraz obetniesz to będę mógł wyjść? - Zmienił temat na ważniejszy, najważniejszy!
The member 'Antonin Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
228pż - 25pż = 203pż
Patrzyłam na niego z troską gdy tak skakał na łóżku. W mojej głowie nie było już zamartwiania się o jego bolący brzuszek, a raczej fakt, że próbował mnie okłamać. Albo mówiąc mi, że go boli, albo teraz próbując przekonać mnie, że już mu przeszło. Był dzieckiem, dzieci czasami kolorowały, ale nie powinien mnie okłamywać. Byłam przecież jego matką. Gdy usiadł spojrzałam na niego uważnie.
- A teraz powiedz mi szczerze, boli cię brzuch i próbujesz mnie przekonać, że cię nie boli? Czy nie bolał cię w ogóle? - zapytałam.
Nie chciałam by Antonin wyrósł na kłamcę, to znaczy, ta umiejętność bardzo się przydaje, ale nie w stosunku do mnie albo do ojca. Na to nie mogłam pozwolić. Dlatego uśmiech zniknął z mojej twarzy, nie chciałam pochwalać takiego zachowania. A zaraz potem musiałam włożyć bardzo dużo energii w to, aby nie pokazać smutku na twarzy. Dzieci były bardzo szczerze, czasami nie potrafiły się pohamować i wiedziałam o tym, jednak gdy Antonin przyznał, że nie chce spędzić ze mną swojego czasu coś ukuło mnie w sercu. Zacisnęłam usta nie wiedząc co powiedzieć i jak się zachować. Antek wpatrywał się we mnie chyba nie zdając sobie sprawy z tego jaką przykrość mi sprawił. Gdyby nie te jego włosy nie wiem jak wyglądałaby dalej nasza rozmowa. Ja byłam przerażona tym co działo się z moim synem, on natomiast chyba całkiem dobrze się bawił przez te anomalie. Zmarszczyłam brwi na jego niezadowolenie, było mu przykro, że drugi raz urosły mu tak włosy? Na Merlina, powinien się cieszyć, że tylko włosy! Wzdychnęłam ciężko na tę chwilę przymykając oczy gdy wyszedł z pokoju, nadal było mi przykro, ale musiałam się nim zająć, gdy wrócił starałam się wyglądać normalnie. Zgarnęłam wszystkie jego włosy do tyłu powoli zabierając się za ich ścinanie, nie zaczęłam jednak zdziwiona jego pytaniem i tonem głosu. Połowę jego wypowiedzi w ogóle nie zrozumiałam. Antek zaświergotał jak ptaszek?
- Bardzo ładnie, ale nie wygłupiaj się i mów norma… - zaczęłam.
Nagle w domu zrobił się ogromny harmider, odwróciłam się w momencie gdy przez drzwi wpadła chmara ptaków. Nie zdążyłam nawet jakkolwiek zareagować, te rzuciły się na mnie i zaczęły dziobać mnie po ciele, ranić swoimi pazurami. Zaczęłam krzyczeć, na początku próbowałam odgonić je rękoma. Machałam nimi jak szalona, ale to nic nie dawało, a po chwili moje ręce wyglądały okropnie, zalane były krwią, która spływała z ran. Dałam radę tylko ukryć twarz w poduszkach.
- Antek uciekaj! Ukryj się natychmiast! - krzyknęłam, mój głos jednak był stłumiony przez poduszki.
Nie było teraz czasu na dyskusje, miałam nadzieję, że mój syn się mnie posłucha i ukryje się. Nie wiedziałam, czy ptaki nie rzucą się także na niego. Póki co nie zawracałam sobie głowy pytaniami skąd i jakim cudem one się tu wzięły. Krzyczałam z bólu, ale nie martwiłam się o siebie tylko o syna, by jemu nic się nie stało.
- Antonin ukryj się! - krzyknęłam jeszcze raz nie wiedząc, czy syn za pierwszym razem mnie usłuchał.
Patrzyłam na niego z troską gdy tak skakał na łóżku. W mojej głowie nie było już zamartwiania się o jego bolący brzuszek, a raczej fakt, że próbował mnie okłamać. Albo mówiąc mi, że go boli, albo teraz próbując przekonać mnie, że już mu przeszło. Był dzieckiem, dzieci czasami kolorowały, ale nie powinien mnie okłamywać. Byłam przecież jego matką. Gdy usiadł spojrzałam na niego uważnie.
- A teraz powiedz mi szczerze, boli cię brzuch i próbujesz mnie przekonać, że cię nie boli? Czy nie bolał cię w ogóle? - zapytałam.
Nie chciałam by Antonin wyrósł na kłamcę, to znaczy, ta umiejętność bardzo się przydaje, ale nie w stosunku do mnie albo do ojca. Na to nie mogłam pozwolić. Dlatego uśmiech zniknął z mojej twarzy, nie chciałam pochwalać takiego zachowania. A zaraz potem musiałam włożyć bardzo dużo energii w to, aby nie pokazać smutku na twarzy. Dzieci były bardzo szczerze, czasami nie potrafiły się pohamować i wiedziałam o tym, jednak gdy Antonin przyznał, że nie chce spędzić ze mną swojego czasu coś ukuło mnie w sercu. Zacisnęłam usta nie wiedząc co powiedzieć i jak się zachować. Antek wpatrywał się we mnie chyba nie zdając sobie sprawy z tego jaką przykrość mi sprawił. Gdyby nie te jego włosy nie wiem jak wyglądałaby dalej nasza rozmowa. Ja byłam przerażona tym co działo się z moim synem, on natomiast chyba całkiem dobrze się bawił przez te anomalie. Zmarszczyłam brwi na jego niezadowolenie, było mu przykro, że drugi raz urosły mu tak włosy? Na Merlina, powinien się cieszyć, że tylko włosy! Wzdychnęłam ciężko na tę chwilę przymykając oczy gdy wyszedł z pokoju, nadal było mi przykro, ale musiałam się nim zająć, gdy wrócił starałam się wyglądać normalnie. Zgarnęłam wszystkie jego włosy do tyłu powoli zabierając się za ich ścinanie, nie zaczęłam jednak zdziwiona jego pytaniem i tonem głosu. Połowę jego wypowiedzi w ogóle nie zrozumiałam. Antek zaświergotał jak ptaszek?
- Bardzo ładnie, ale nie wygłupiaj się i mów norma… - zaczęłam.
Nagle w domu zrobił się ogromny harmider, odwróciłam się w momencie gdy przez drzwi wpadła chmara ptaków. Nie zdążyłam nawet jakkolwiek zareagować, te rzuciły się na mnie i zaczęły dziobać mnie po ciele, ranić swoimi pazurami. Zaczęłam krzyczeć, na początku próbowałam odgonić je rękoma. Machałam nimi jak szalona, ale to nic nie dawało, a po chwili moje ręce wyglądały okropnie, zalane były krwią, która spływała z ran. Dałam radę tylko ukryć twarz w poduszkach.
- Antek uciekaj! Ukryj się natychmiast! - krzyknęłam, mój głos jednak był stłumiony przez poduszki.
Nie było teraz czasu na dyskusje, miałam nadzieję, że mój syn się mnie posłucha i ukryje się. Nie wiedziałam, czy ptaki nie rzucą się także na niego. Póki co nie zawracałam sobie głowy pytaniami skąd i jakim cudem one się tu wzięły. Krzyczałam z bólu, ale nie martwiłam się o siebie tylko o syna, by jemu nic się nie stało.
- Antonin ukryj się! - krzyknęłam jeszcze raz nie wiedząc, czy syn za pierwszym razem mnie usłuchał.
Złamałeś tyle serc
A teraz robisz to i mnie
A ja się na to wszystko godzę
W nadziei na choć kilka chwil
I będę wciąż tu tkwić tak beznadziejnie
wierna ciBo całe moje życie to Ty
A teraz robisz to i mnie
A ja się na to wszystko godzę
W nadziei na choć kilka chwil
I będę wciąż tu tkwić tak beznadziejnie
wierna ciBo całe moje życie to Ty
Masza Dolohov
Zawód : Złodziejka, handlarka i oszustka
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Spojrzał uważnie na mamę, zastanawiając się nad odpowiedzią na jej pytanie. Czuł, że zabrnął w ślepy zaułek i każde słowo zostanie obrócone przeciwko niemu. Zaczął rozglądać się po pokoju, bujając lekko stopami to w prawo to w lewo. - Nie bolał mnie w ogóle - powiedział w końcu, bardzo niewyraźnie, jakby to miało go jeszcze uratować. Z jednej strony nie chciał okłamywać mamy - z drugiej czasem nie widział innego wyjścia, poza tym czuł, że takie przyznawanie się do winy ojciec uznałby za głupotę. Cieszył się więc, że nie ma w pobliżu. - Bo ja miałem ochotę na to mleko - dodał, bo skoro już się raz pogrążył to mógł mówić dalej. A nóż widelec uda mu się dopiąć swego? Chociaż kiedy tylko zaczęły mu rosnąć włosy, pomyślał, że zabrał się do tego od złej strony. Mógł od razu powiedzieć o anomaliach zamiast wymyślać ból brzucha! Usiadł plecami do mamy, czekając aż zacznie mu ścinać włosy, kontynuując swoją opowieść. Na początku nie zauważył, że coś z jego głosem jest nie tak. Dopiero przy ostatnim słowie uświadomił sobie, że zaczyna ćwierkać. Spodobało mu się to! Nigdy nie umiał tak zrobić, więc uśmiechnął się szeroko i odwrócił w stronę mamy, chcąc zobaczyć jej minę. Wtedy do pomieszczenia wpadło mnóstwo ptaków, a uśmiech bezpowrotnie zmył się z jego twarzy. Nie rozumiał jak to się mogło stać. To on je wezwał? Przecież nie chciał! Przyglądał się jak cała chmara atakuje jego mamę, będąc zbyt przestraszonym, żeby zrozumieć jej słowa. - Przepraszam - wymamrotał tylko, w końcu wstając z łóżka, kiedy dotarła do niego ponowiona prośba. Zaczynał mieć ogromne wyrzuty sumienia: najpierw kłamał, potem wezwał ptaki, to wszystko była jego wina. Ale zaraz... Przecież ptaki w ogóle się nim nie interesują. Kiedy sobie to uświadomił, podbiegł do mamy i zaczął machać rękoma, próbując je rozgonić. Nie był jednak wystarczająco szybki ani duży i w ogóle mu to nie wychodziło, więc postanowił pobiec na dół po pomoc. Taty pewnie nie było w domu, ale stryj z pewnością siedział w piwnicy. Zawsze siedział w piwnicy, więc dzisiaj też musiał. - Tato, wujku! - Krzyknął więc głośno z wyraźnie słyszalną paniką, podbiegając do drzwi.
The member 'Antonin Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pokój Antonina
Szybka odpowiedź