Wydarzenia


Ekipa forum
Rosemary Sprout (BUDOWA)
AutorWiadomość
Rosemary Sprout (BUDOWA) [odnośnik]16.09.17 19:34

Rosemary Sprout

Data urodzenia:6 kwietnia 1934r.
Nazwisko matki: Skamander
Miejsce zamieszkania: malutkie mieszkanie w Londynie
Czystość krwi: czysta ze skazą
Status majątkowy: ubogi
Zawód: prace dorywcze, muzyk
Wzrost: 163 cm
Waga: 52 kg
Kolor włosów: ciemny brąz
Kolor oczu: piwne, w odpowiednim świetle prawie złote
Znaki szczególne: bardzo cicha, na ogół w ogóle nic nie mówi - chyba, że poczuje się komfortowo w twoim towarzystwie, wtedy może mówić godzinami; wieczny lekko zagubiony uśmiech i trochę nieobecne spojrzenie, niechlujne ubranie, często męskie, opuszki lewej ręki stwardniałe od gry na gitarze; niezdarna, woli patrzeć w gwiazdy niż pod nogi; wiecznie podkrążone oczy



Kiedy pierwszy raz zobaczyła pożar miała pięć, może sześć lat. Wydarzenie to głęboko zapadło jej w pamięć i nawet teraz, czasem, kiedy zamka oczy, ma wrażenie że widzi odległą łunę palącej się stodoły. Pamięta dobrze, jak stała boso, w swojej kwiecistej koszuli nocnej, ściskając mocno rękę któregoś brata albo siostry i patrzyła na ogień trawiący budynek, płomienie hipnotyzująco tańczące w nocy, iskry mieszające się z gwiazdami. Jej rodzice i starsze rodzeństwo wybiegli z domu kiedy tylko usłyszeli krzyki i zrozumieli co się dzieje, aby nieść pomoc z iście Sproutowskim duchem. Wypadki takie jak ten zdarzają się na wsiach wcale nie tak rzadko, zwłaszcza w upalne lata, kiedy byle jaka iskra wystarczy by cały skład wysuszonego przez palące słońce siana spłonął szybciej niż kartka papieru wrzucona do kominka, także łopaty i worki z piaskiem, oraz odpowiednie zaklęcia, były już od dawna przygotowane. Ale zareagowano za późno i nie udało się ugasić ognia na czas. Po upewnieniu się, że pożar nie może się rozprzestrzenić ojcowie rodzin mogli już tylko zebrać swoich podopiecznych i wysłali ich do domów, zostawiając jedynie parę osób na straży przy dogasającym powoli budynku. Ona jednak nie chciała odejść. Mimo popychania i coraz mniej łagodnych perswazji stała jak wryta, dopóki ktoś w końcu nie wziął jej na ręce i nie zaczął nieść w stronę domu. Pamięta, że wykręciwszy głowę tak, by jak najdłużej patrzeć na płomienie, po chwili usnęła, kołysana powolnymi krokami niosącej ją osoby, niesamowicie zmęczona, z rozgrzaną twarzyczką i zmarzniętymi nogami.
Następnego dnia w radiu ogłoszono rozpoczęcie wojny. Mała Mary zapamiętała to wyraźnie, choć jeszcze nie wiedziała, co to oznacza.



Jej życie w drewnianej chatce koło lasu nigdy nie było obfite w wyjątkowe wydarzenia. Było po prostu szczęśliwe. Niesamowicie szczęśliwe. Pod opieką kochających rodziców, w towarzystwie ukochanego rodzeństwa, kolejne dni mijały radośnie, spędzone na zabawie, ale też przyjemnej pracy i nauce. Ojciec - uznany zielarz i alchemik wprowadził każde z ósemki swojego potomstwa w tajniki roślin i sposoby przyrządzania eliksirów, matka natomiast (prowadząca własną hodowlę Hipogryfów, przy której z ochotą pomagali) wszczepiła im zamiłowanie do zoologi, opowiadając wiele o zwierzętach, zarówno maigcznych jak i zwykłych. Obydwoje bardzo dbali o to, by swoim dzieciom przekazać też ideały rodu Sproutów - ciekawość świata, samowystarczalność, uprzejmość wobec obcych, umiłowanie wolności ale i przywiązanie do rodzinnej ziemi.
Mary była środkowym dzieckiem - ani najstarsza, ani najmłodsza, ani nie wzór do naśladowania ani oczko w głowie. Cała siódemka zawsze trzymała się oczywiście razem, żyjąc w specyficznej symbiozie w której każdy miał określone miejsce i określone zadania i każdy czuł się na owym miejscu dobrze. Bawili się razem i pracowali, uczyli w przydomowej szklarni i chodzili na wycieczki. Rosemary uwielbiała ich wszystkich i każdego z osobna, ale z czasem ciągłe przebywanie z tymi samymi ludźmi zaczęło ją męczyć. Wyczekiwała z niecierpliwością krótkich chwil samotności, zaczęła wymykać się, wykręcać ze wspólnych zajęć, szukając ciszy wśród roślin i zwierząt. Czasem wymykała się w nocy by spojrzeć na gwiazdy, widząc w nich małe skrawki tamtego wielkiego ognia, który tak ją zauroczył.
Pewnego razu, podczas jednego z takich wieczorów, kiedy leżała w ogrodzie i patrzyła na niebo, nie rozmyślając o niczym konkretnym. I wtedy po raz pierwszy poczuła jakąś niewysłowioną tęsknotę za czymś, czego nie potrafiła nazwać. W swoim młodym sercu poczuła dziwny niepokój. Miała wrażenie, że coś jej umyka, że czegoś brakuje, że musi coś zmienić, że chce odkrywać świat i przeżywać niesamowite rzeczy, teraz, już natychmiast. Drugi wielki pożar w jej życiu zaczął się tamtej nocy, chociaż jeszcze tego nie wiedziała.
Rano przy śniadaniu zapaliła obrus nieostrożnym gestem dłoni.



Nie mogła się doczekać wyjazdu do Hogwartu. Kiedy tylko dotarli w raz z rodziną na dworzec jak najszybciej wyrwała się z pożegnalnego uścisku matki i wskoczyłą do pociągu nawet się nie oglądając. Całą drogę żałowała tego braku pożegnania.
Jej pierwszy rok pokrył się z rokiem śmierci Dumbledore'a i dotarciem wojny do Anglii. Ale nawet wtedy, choć ze wszystkich stron dobiegały szepty o źle czychającym w kątach i wyciągającym swoje szpetne pazury coraz zuchwalej i śmielej, nawet wtedy nie zrozumiała tak co tak naprawdę się dzieje.
Została przydzielona do Hufflepuffu, bez większego zdziwienia z niczyjej strony oprócz jej własnej. Obawiała się, że nie nadaje się na bycie wychowanką Helgi, że nie jest wystarczająco dobra. Ale jednak. Tiara uznała ją za dobrego człowieka przede wszystkim, i choć Mary często zastanawiała się dlaczego i poddawała w wątpliwość ten wybór, w najczarniejszych momentach zawsze pomagało przypomnienie sobie tego.
Odkryła, że potrafi zagłuszać dziwny ogień który trawił jej duszę i nie dawał jej spokoju nauką, tak więc rzuciła się w wir pracy. Nigdy nie była najlepsza w klasie, często miała problemy z zaklęciami, ale nieustanna praktyka i prawie dosłowne pożeranie książek robiły swoje. Utrzymywała zawsze wysoki poziom i niesamowite tempo, które sobie narzuciła. W piątej klasie nie spała już prawie w ogóle.
Uciekła w świat nauki, chcąc dowiedzieć się o świecie ile tylko mogła. Fascynowało ją wszystko - od historii magii po mugoloznawstwo. Szczególnie upodobała sobie Astrologię, niesamowitą naukę o gwiazdach, o których nie mogła naczytać się wystarczająco dużo.
Ludzie też bardzo ją ciekawili. Dzięki swojej umiejętności słuchania miała wielu znajomych z różnych domów, którzy lubili siedzieć przy niej i opowiadać, czując się bezpieczni i akceptowani. Zdobyła sobie opinię osoby do której można przyjść z każdym problemem. Nie umiała ich co prawda rozwiązywać, ale w większości przypadków samo zwierzenie się i parę ciepłych słów pomagało. Mało kto jednak pamiętał o niej kiedy nie potrzebował wsparcia, jednak miała paru bliższych przyjaciół.



Zbliżał się trudny czas dla rodu Sproutów. Pierwsza tragedia spadła na rodzinę jak grom z jasneg nieba - jej starsza siostra Daphne umarła przy porodzie. Dziewczyna nie odczuła tego tak mocno jak część jej rodzeństwa, bo nigdy nie były z sobą najbliżej, ale i tak bardzo nią to wstrząsnęło - był to jej pierwszy kontakt ze śmiercią. Jednak najgorsze w tym wszystkim było to, co stało się z jej rodzinnym domem. Kiedy wróciła na wakacje, prawie go nie poznała. Co prawda na pierwszy rzut oka wszystko było takie samo, ale wszechobecną radość i zadowolenie z życia zmąciła nuta smutku i swoistej melancholii, której nie dało się nie wyczuć. Było inaczej. Nawet powietrze było inne, cięższe. Żałoba pochłonęła wszystkich.
To były najdłuższe wakacje w życiu Rosemary. Nie wiedziała co z sobą zrobić. Odcięta od książek i wszystkich rzeczy którymi potrafiła się skutecznie rozpraszać, otoczona przygnębionym rodzeństwem, w atmosferze niewypowiadalnego smutku i tęskniąc za siostrą - miała wrażenie, że zwariuje. W poszukiwaniu zajęcia pewnego dnia zawędrowała na strych domu, do którego nikt nie zaglądał od wielu lat, oprócz okazjonalnych odwiedzin z pudłami niepotrzebnych rzeczy. Zaczęła przeglądać stare zabawki, zakurzone nieaktualne podręczniki, książki o zwierzętach i roślinach, ubrania z poprzedniej epoki. W którymś kącie znalazła gitarę. Lekko trąciła struny - jakimś cudem, może za sprawą czarów, była nastrojona. Obok znalazła parę podręczników do gry na gitarze i stos różnego rodzaju książek o muzyce. Z czystej ciekawości i żeby uciec zabijającej ją nudzie usiadła i zaczęła się uczyć.
Nie trwało długo odkrycie, że muzyka uspokaja ją jak nic innego. Nigdy nie czuła się lepiej. Codziennie chodziła na strych grać i codziennie zasypiała bez problemu. Znalazła też całkiem sprawny gramofon na korbkę, zniosła go na dół i pokazała rodzinie. Stare jazzowe płyty jej ojca, które znalazł w jej szafie całkiem dobrze zagłuszały myśli i zdawały się skutecznie walczyć z melancholią. Mama znów zaczęła się uśmiechać i wszystko wydawało się iść w dobrym kierunku.





Patronus: Ćma - nocny motyl, symbolizujący śmierć i zbłąkane dusze, przyciągany przez światło i ogień. Cicha i często niezauważalna w ciemnościach. W chaotycznym trzepocie jej skrzydeł jest coś z gwałtownego bicia serca. Mary zawsze miała trudności z patronusem. Zazwyczaj myśli o jednym z tych letnich dni, kiedy grała na strychu domu i słyszała pod sobą wesołą krzątaninę domowników, słoneczne światło wpadało przez okno i ogrzewało jej twarz a każda nuta była na swoim miejscu


Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 5 Brak
Zaklęcia i uroki: 10  3 (różdżka)
Czarna magia: 0 Brak
Magia lecznicza: 3 Brak
Transmutacja: 5 1 (różdżka)
Eliksiry: 5 1 (różdżka)
Sprawność: 0 Brak
JęzykWartośćWydane punkty
Język ojczysty: angielski II0
francuskiI 1
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
AstronomiaIII10
Opieka nad magicznymi stworzeniamiI2
ZielarstwoI2
SpostrzegawczośćI2
Ukrywanie sięI2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
Mugoloznawstwo I5
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Brak -0
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Muzyka (wiedza)II 7
Muzyka (gitara)II 7
Muzyka (pianino)II 7
Muzyka (śpiew)I 1
AktywnośćWartośćWydane punkty
Latanie na miotleI1
GenetykaWartośćWydane punkty
brak-0
0

Wyposażenie

Różdżka

Gość
Anonymous
Gość
Rosemary Sprout (BUDOWA)
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach