Biblioteka
AutorWiadomość
Schody
Duża, dwupoziomowa biblioteka zawiera wszystkie zbiory Prewettów zbierane przez wiele pokoleń. Odpowiednio rozstawione okna oraz magicznie zawieszone lampy naftowe zapewniają naświetlenie części czytelnianej oraz niższego poziomu biblioteki na którym znajdują się nowsze pozycje. Starsze i bardziej delikatne znajdują się u góry, gdzie przez wzgląd na ich dobro panuje półmrok. Na schodkach na wyższą część znajduje się mała barierka sugerująca, że na tę część biblioteki dzieci powinny dostawać się wyłącznie pod okiem osoby dorosłej.
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
|14.05.1956r
Lubiła zapach książek, szczególną przyjemność odnajdowała w chodzeniu pomiędzy najstarszymi pozycjami. Lubiła także zapach lamp naftowych z którymi chodziło się pomiędzy półkami w miejscu w którym nie było okien. Lubiła to miejsce już jako mała dziewczynka, kiedy jeszcze nie doceniała jego zawartości, podziwiała właśnie zapach, czy szczególny urok wizualny, niesamowite ilości książek na półkach i historie rodziców o tym, jakie niesamowitości zawiera to miejsce.
Teraz czekała na znajomą. Jedną z dobrych znajomych, które zyskała, kiedy bardziej niż życiu prywatnemu zaczęła oddawać się właśnie nauce. Szczególnie w tym środowisku ceniła sobie kobiety uważając, że te aby przeć ku karierze naukowej lub zawodowej muszą szczycić się zdecydowanie większym uporem i wytrwałością, niż mężczyźni którym niczego się w tych czasach nie zabrania. A Prewett bardzo te cechy lubiła.
Z Pandorą nawiązała kontakt z początku listownie, z czasem przerodziło się to może nie w przyjaźń, a pewne porozumienie. Cechowały się podobną zawziętością, jednocześnie interesując dość różnymi dziedzinami i niejednokrotnie pomagając sobie w rozwoju w kierunkach jakie dla drugiej były trudniejsze.
Tak i kilka dni temu, choć Julia była zadeklarowanym samoukiem, postanowiła napisać do czarownicy. Własne braki w wielu dziedzinach nauki ją wręcz raziły. Pojedynki udowodniły jej, że poziom jej Obrony Przed Czarną Magią oraz Zaklęć jest co najmniej żałosny. Zielarstwo znała na poziomie względnie wystarczającym do pracy, we własnej opinii jednak zdecydowanie zbyt często musiała zasięgać konsultacji i pomocy. Nawet ona jednak nie była aż tak ambitna, by wszystkie braki usiłować nadrabiać w jednej chwili: w ostatnich dniach za priorytet postawiła braki w przedmiocie szkolnym jeszcze, z jakim miała olbrzymie problemy i od którego uciekała jak mogła w stronę bardziej lubianej przez siebie transmutacji. Dziś jednak eliksiry okazywały się jednak coraz bardziej przydatne, a nauka którą w szkole Julia także odsunęła na bok na rzecz innych, we własnej opinii bardziej zajmujących przedmiotów - astronomia - okazywała się tu szalenie potrzebna. Nic dziwnego, że Prewett miewała problemy z osobistym przygotowywaniem eliksirów, bardzo irytujące problemy które postanowiła zażegnać.
Poprosiła skrzatkę domową, by kiedy gość przyjdzie jak się spodziewała, przy pomocy kominka, przyprowadziła pandorę do biblioteki. Ciepła herbata już czekała na stoliku, podobnie jak herbatniki z cukierni na Pokątnej. Herbatniki oraz ciasteczka za sprawą których jedząca je osoba ma pachnieć jak one. Głupota, jednak całkiem przyjemna w swojej subtelności, taka zabawka dla dorosłych, umilenie wieczoru.
Choć czy Julia potrzebowała umilenia? W gruncie rzeczy lubiła naukę. Choć denerwowała się, kiedy cokolwiek jej nie szło.
Kiedy zbierała kolejne książki ostrożnie, by żadnej nie upuścić, układała je na mały stoliczek o nóżkach zakończonych kółkami, by móc wygodnie je przewozić, nie mogła nadziwić się własnej ignorancji i temu, że tak długo ignorowała tę w gruncie rzeczy krążącą dookoła innych jej zainteresowań naukę. Na szczycie niewielkiego stosiku położyła księgę zawierającą uproszczoną oraz szczegółową mapę nieba, a na niej pozycję opowiadającą o księżycu i pełni, która to wiedza na tę chwilę wydała jej się dodatkowo przydatna pod kątem wiedzy o magicznych istotach i wpływie jaki wywiera na nich satelita.
W końcu odetchnęła. Wiedziała, że przez wszystko nie dadzą rady przekopać się dzisiaj, domyślała się jednak że Pandorze większość z tych pozycji będzie znanych i pomoże jej odnaleźć się w podstawach, wybrać informacje jakich Julia potrzebuje na samym początku i uprościć je tam, gdzie będzie to konieczne, póki Prewett nie nastawi się na właściwy tok myślenia.
Słysząc kroki na dole, przesunęła stołek bliżej schodów i wzięła z niego książki, w tej chwili kiedy nie musiała przebierać między półkami, niesienie ich nie było problematyczne. Ruszyła w dół po schodach, by powitać znajomą.
- Dobrze cię widzieć.
Julia nie uśmiechała się zaledwie kącikami ust, zaraz odkładając stosik ksiąg na stoliku blisko tacki z filiżankami i dzbanuszkiem.
Lubiła zapach książek, szczególną przyjemność odnajdowała w chodzeniu pomiędzy najstarszymi pozycjami. Lubiła także zapach lamp naftowych z którymi chodziło się pomiędzy półkami w miejscu w którym nie było okien. Lubiła to miejsce już jako mała dziewczynka, kiedy jeszcze nie doceniała jego zawartości, podziwiała właśnie zapach, czy szczególny urok wizualny, niesamowite ilości książek na półkach i historie rodziców o tym, jakie niesamowitości zawiera to miejsce.
Teraz czekała na znajomą. Jedną z dobrych znajomych, które zyskała, kiedy bardziej niż życiu prywatnemu zaczęła oddawać się właśnie nauce. Szczególnie w tym środowisku ceniła sobie kobiety uważając, że te aby przeć ku karierze naukowej lub zawodowej muszą szczycić się zdecydowanie większym uporem i wytrwałością, niż mężczyźni którym niczego się w tych czasach nie zabrania. A Prewett bardzo te cechy lubiła.
Z Pandorą nawiązała kontakt z początku listownie, z czasem przerodziło się to może nie w przyjaźń, a pewne porozumienie. Cechowały się podobną zawziętością, jednocześnie interesując dość różnymi dziedzinami i niejednokrotnie pomagając sobie w rozwoju w kierunkach jakie dla drugiej były trudniejsze.
Tak i kilka dni temu, choć Julia była zadeklarowanym samoukiem, postanowiła napisać do czarownicy. Własne braki w wielu dziedzinach nauki ją wręcz raziły. Pojedynki udowodniły jej, że poziom jej Obrony Przed Czarną Magią oraz Zaklęć jest co najmniej żałosny. Zielarstwo znała na poziomie względnie wystarczającym do pracy, we własnej opinii jednak zdecydowanie zbyt często musiała zasięgać konsultacji i pomocy. Nawet ona jednak nie była aż tak ambitna, by wszystkie braki usiłować nadrabiać w jednej chwili: w ostatnich dniach za priorytet postawiła braki w przedmiocie szkolnym jeszcze, z jakim miała olbrzymie problemy i od którego uciekała jak mogła w stronę bardziej lubianej przez siebie transmutacji. Dziś jednak eliksiry okazywały się jednak coraz bardziej przydatne, a nauka którą w szkole Julia także odsunęła na bok na rzecz innych, we własnej opinii bardziej zajmujących przedmiotów - astronomia - okazywała się tu szalenie potrzebna. Nic dziwnego, że Prewett miewała problemy z osobistym przygotowywaniem eliksirów, bardzo irytujące problemy które postanowiła zażegnać.
Poprosiła skrzatkę domową, by kiedy gość przyjdzie jak się spodziewała, przy pomocy kominka, przyprowadziła pandorę do biblioteki. Ciepła herbata już czekała na stoliku, podobnie jak herbatniki z cukierni na Pokątnej. Herbatniki oraz ciasteczka za sprawą których jedząca je osoba ma pachnieć jak one. Głupota, jednak całkiem przyjemna w swojej subtelności, taka zabawka dla dorosłych, umilenie wieczoru.
Choć czy Julia potrzebowała umilenia? W gruncie rzeczy lubiła naukę. Choć denerwowała się, kiedy cokolwiek jej nie szło.
Kiedy zbierała kolejne książki ostrożnie, by żadnej nie upuścić, układała je na mały stoliczek o nóżkach zakończonych kółkami, by móc wygodnie je przewozić, nie mogła nadziwić się własnej ignorancji i temu, że tak długo ignorowała tę w gruncie rzeczy krążącą dookoła innych jej zainteresowań naukę. Na szczycie niewielkiego stosiku położyła księgę zawierającą uproszczoną oraz szczegółową mapę nieba, a na niej pozycję opowiadającą o księżycu i pełni, która to wiedza na tę chwilę wydała jej się dodatkowo przydatna pod kątem wiedzy o magicznych istotach i wpływie jaki wywiera na nich satelita.
W końcu odetchnęła. Wiedziała, że przez wszystko nie dadzą rady przekopać się dzisiaj, domyślała się jednak że Pandorze większość z tych pozycji będzie znanych i pomoże jej odnaleźć się w podstawach, wybrać informacje jakich Julia potrzebuje na samym początku i uprościć je tam, gdzie będzie to konieczne, póki Prewett nie nastawi się na właściwy tok myślenia.
Słysząc kroki na dole, przesunęła stołek bliżej schodów i wzięła z niego książki, w tej chwili kiedy nie musiała przebierać między półkami, niesienie ich nie było problematyczne. Ruszyła w dół po schodach, by powitać znajomą.
- Dobrze cię widzieć.
Julia nie uśmiechała się zaledwie kącikami ust, zaraz odkładając stosik ksiąg na stoliku blisko tacki z filiżankami i dzbanuszkiem.
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Wszystko było inne, lecz niewiele się zmieniło. Budziła się w całkiem nowym pokoju, pijała herbatę o siedemnastej już nie w swym małym mieszkanku na Pokątnej tylko obserwując niebo nad Hogsmeade, nie spędzała dni w ciszy, miała do towarzystwa wyjątkowo irytujący obraz Heweliusza, zawsze chętny do rozpoczęcia z nią jakiejś przewrotnej dyskusji. Do tego miała świadomość, że nie jest sama. Było to przedziwne, osobliwe, a jednak wzniecało w niej wspomnienie podobnego odczucia, utraconego gdzieś przed laty. W środku nadal pozostawała tą samą młodą wiedźmą – miała swoje obawy, pochylała się nad amuletami i nad intrygującymi tomami, starała się wypełnić pustkę. Pozornie trosk było wręcz więcej, nastał przecież maj i magia wymykała się spod kontroli, ale zdaje się to czegoś takiego potrzebowała, by złapać równowagę. Zmuszała się do odstawienia bierności na półkę; jak unikała wszelkich zajęć poza domem, teraz korzystała z każdej okazji, przebijającej woal jednostajności. Jeszcze trochę, a sama zacznie oferować innym swą pomoc, byle złapać rutynę i nie dać jej odejść. To właśnie w tym większość osób odnajdywało spokój. Uwalniało ich to od myślenia, od ciężaru odpowiedzialności i stresu ciągłej walki z przeciwnościami. Nigdy nie miała stałego zajęcia, pracowała bardziej dla samej siebie niż dla kogoś, więc opierała te założenia na słowach innych ludzi. A jej Krukońska natura wymagała dowodów. Musiały one poczekać, jak na razie sprawdzała pozostałe sposoby odwracania swej uwagi od zajmowania swojej uwagi. Wbrew pozorom, czasami możliwości miały tendencję do pojawiania się bez jej większej ingerencji. Wiązało się to w dużej mierze z tym, że przy okazji informowania o zmianie adresu zamieszkania, odnawiała kontakty ze swymi znajomymi.
W tym z lady Julią Prewett.
Niespecjalnie była blisko ze szlachtą świata czarodziejów; zdarzało jej się wykonywać dla nich jakieś zamówienia, oczywiście zaliczyła wiele przypadkowych spotkań na szkolnych korytarzach, właściwie to silniejsze więzy łączyły ją niegdyś z rówieśnikami pochodzenia niemagicznego, ponieważ to oni wzbudzali jej fascynację. Olśniewające suknie, wystawne przyjęcia, pełne krasy tytuły i nienaganna etykieta były raczej częścią życia jej kuzynki, Yvette, podczas gdy Pandora niewiele z nimi miała wspólnego. Miała pewne wyobrażenie, uogólnienie na temat tej części społeczeństwa, które kolidowało z pewną panią weterynarz o płomiennych włosach. Wymieniana z nią korespondencja w niczym nie zdradzała różnic między nimi, wręcz przeciwnie, wskazywała raczej na podobieństwa zainteresowań oraz nawet w pewnym stopniu charakteru. Dzięki temu mogła przelewać na pergamin zarówno swoje własne przemyślenia jak i zagadnienia naukowe, które leżały ospałe na dnie jej pamięci. Jedno z nich zahaczyło o astronomię, co oczywiście od razu wywołało w niej całą falę emocji, aż musiała powstrzymywać się, by nie zapisać kilku stron swoimi wywodami. Miała też świadomość swych braków w tej dziedzinie, więc kiedy pojawiła się propozycja wspólnej nauki, na dodatek w przeogromnej bibliotece, kryjącej pozycje, o których mogła wcześniej zaledwie słyszeć, pokusa zwyciężyła, a w pod koniec drugiego tygodnia maja była już umówiona. Podróżowanie, co prawda, budziło w niej lekki niepokój – nie można już było ufać starym zasadom i porządkowi, anomalie pojawiały się znienacka, sprawiając, że każde najmniejsze użycie magii mogło pociągnąć za sobą niespodziane konsekwencje. Nie mogła siedzieć jednak bezczynnie, już podjęła się nadrabiania różnych zaległości z zakresu umiejętności, które potencjalnie mogły jej pomóc w kolejnej niełatwej sytuacji, musiała też teraz zadbać o odpowiednią wiedzę teoretyczną. Minęło wiele miesięcy od kiedy ostatni raz pobierała regularne nauki, niewątpliwie potrzebowała czegoś takiego, powrotu. Zatem zjawiła się w Dorset, ze swoją dość podniszczoną, choć tak samo użyteczną, księgą o astronomii pod pachą. Niestety zazwyczaj było tak, że z trudem obejmowała ją obiema rękami, więc impet, z którym wpadła przez kominek, zupełnie ją wytrącił. W tej samej chwili mały skrzat ją złapał, ratując przed upadkiem, i witając tym samym w progach tej posiadłości. Podziękowała mu, posyłając jeden ze swych rzadkich uśmiechów, po czym odebrała swój skarb i ruszyła na spotkanie swojej znajomej. Co jakiś czas poprawiała jeszcze pasek niewielkiej torby, w której krył się notatnik oraz przybory do pisania. Nie wątpiła, iż Prewettowie na pewno mieli to wszystko, ale była dość przywiązana do swojego zestawu, gdyż jako jedyny towarzyszył jej we wcześniejszych etapach życia. Przyglądała się ze skrytą fascynacją obrazom, rzeźbom, gobelinom, zdobiącym korytarze, jednak zaraz wyłoniła się przed nią biblioteka. Otworzyła szerzej oczy, wręcz pożerając wzorkiem rzędy tomów i podziwiając szykowny wystrój. Pewnie niewiele brakowało, by Julia musiała ją wybudzać z tego transu, ale udało jej się wybudzić z tego transu. Odnalazła kobietę wzrokiem i przywitała się najpierw skinieniem głowy, później dodała:
— Ciebie również. Cieszę się, że nic ci się nie stało. — a przynajmniej nic poważnego. Chyba każdy z nich ucierpiał, bądź miał kogoś w rodzinie, kto doświadczył nieprzyjemności w związku z chaosem, który wkradł się do ich codzienności. — Jak tu pięknie — dodała, próbując zrobić niewyraźny gest dłonią i wskazać na wszystko dookoła, acz trzymana przez nią książka jej w tym wadziła. Odłożyła ją więc na stos stworzony przez czarownicę, sugerując, że ona też przygotowała coś specjalnego.
W tym z lady Julią Prewett.
Niespecjalnie była blisko ze szlachtą świata czarodziejów; zdarzało jej się wykonywać dla nich jakieś zamówienia, oczywiście zaliczyła wiele przypadkowych spotkań na szkolnych korytarzach, właściwie to silniejsze więzy łączyły ją niegdyś z rówieśnikami pochodzenia niemagicznego, ponieważ to oni wzbudzali jej fascynację. Olśniewające suknie, wystawne przyjęcia, pełne krasy tytuły i nienaganna etykieta były raczej częścią życia jej kuzynki, Yvette, podczas gdy Pandora niewiele z nimi miała wspólnego. Miała pewne wyobrażenie, uogólnienie na temat tej części społeczeństwa, które kolidowało z pewną panią weterynarz o płomiennych włosach. Wymieniana z nią korespondencja w niczym nie zdradzała różnic między nimi, wręcz przeciwnie, wskazywała raczej na podobieństwa zainteresowań oraz nawet w pewnym stopniu charakteru. Dzięki temu mogła przelewać na pergamin zarówno swoje własne przemyślenia jak i zagadnienia naukowe, które leżały ospałe na dnie jej pamięci. Jedno z nich zahaczyło o astronomię, co oczywiście od razu wywołało w niej całą falę emocji, aż musiała powstrzymywać się, by nie zapisać kilku stron swoimi wywodami. Miała też świadomość swych braków w tej dziedzinie, więc kiedy pojawiła się propozycja wspólnej nauki, na dodatek w przeogromnej bibliotece, kryjącej pozycje, o których mogła wcześniej zaledwie słyszeć, pokusa zwyciężyła, a w pod koniec drugiego tygodnia maja była już umówiona. Podróżowanie, co prawda, budziło w niej lekki niepokój – nie można już było ufać starym zasadom i porządkowi, anomalie pojawiały się znienacka, sprawiając, że każde najmniejsze użycie magii mogło pociągnąć za sobą niespodziane konsekwencje. Nie mogła siedzieć jednak bezczynnie, już podjęła się nadrabiania różnych zaległości z zakresu umiejętności, które potencjalnie mogły jej pomóc w kolejnej niełatwej sytuacji, musiała też teraz zadbać o odpowiednią wiedzę teoretyczną. Minęło wiele miesięcy od kiedy ostatni raz pobierała regularne nauki, niewątpliwie potrzebowała czegoś takiego, powrotu. Zatem zjawiła się w Dorset, ze swoją dość podniszczoną, choć tak samo użyteczną, księgą o astronomii pod pachą. Niestety zazwyczaj było tak, że z trudem obejmowała ją obiema rękami, więc impet, z którym wpadła przez kominek, zupełnie ją wytrącił. W tej samej chwili mały skrzat ją złapał, ratując przed upadkiem, i witając tym samym w progach tej posiadłości. Podziękowała mu, posyłając jeden ze swych rzadkich uśmiechów, po czym odebrała swój skarb i ruszyła na spotkanie swojej znajomej. Co jakiś czas poprawiała jeszcze pasek niewielkiej torby, w której krył się notatnik oraz przybory do pisania. Nie wątpiła, iż Prewettowie na pewno mieli to wszystko, ale była dość przywiązana do swojego zestawu, gdyż jako jedyny towarzyszył jej we wcześniejszych etapach życia. Przyglądała się ze skrytą fascynacją obrazom, rzeźbom, gobelinom, zdobiącym korytarze, jednak zaraz wyłoniła się przed nią biblioteka. Otworzyła szerzej oczy, wręcz pożerając wzorkiem rzędy tomów i podziwiając szykowny wystrój. Pewnie niewiele brakowało, by Julia musiała ją wybudzać z tego transu, ale udało jej się wybudzić z tego transu. Odnalazła kobietę wzrokiem i przywitała się najpierw skinieniem głowy, później dodała:
— Ciebie również. Cieszę się, że nic ci się nie stało. — a przynajmniej nic poważnego. Chyba każdy z nich ucierpiał, bądź miał kogoś w rodzinie, kto doświadczył nieprzyjemności w związku z chaosem, który wkradł się do ich codzienności. — Jak tu pięknie — dodała, próbując zrobić niewyraźny gest dłonią i wskazać na wszystko dookoła, acz trzymana przez nią książka jej w tym wadziła. Odłożyła ją więc na stos stworzony przez czarownicę, sugerując, że ona też przygotowała coś specjalnego.
we all have our reasons.
Spodziewała się takiej reakcji. Znała dużo osób spoza szlacheckiego grona, właściwie była to przeważająca większość jej bliskich znajomych i większość z nich kiedy po raz pierwszy przekraczali progi posiadłości w Dorset zdawała się być zaskoczona, lub przytłoczona. A biblioteka niewątpliwie stanowiła bardzo reprezentacyjny punkt wielkiego domu. Julia uśmiechnęła się łagodnie i skinęła głową.
- Zawsze lubiłam to miejsce. Nawet kiedy byłam za mała, by docenić jego zawartość. Chyba po prostu coś w sobie ma. - przyznała. Całe rzędy wiedzy spisanej na kartkach, cenne tomy w dwupoziomowej, wielkiej przestrzeni. Czuła się w tym miejscu porażająco mała, choć inne wysokie, czy o podobnej przestrzeni pomieszczenia nie robiły na niej zwykle takiego wrażenia. To było wyjątkowe, szczególnie jego lekko zaciemnione piętro.
Teraz jednak siadła przy stoliku na którym już znajdował się stos książek.
- Wiem, że astronomii powinno się uczyć pod gołym niebem, jednak chyba potrzebuję pomocy z podstawą, a ta wydaje mi się łatwiejsza na papierze. - przyznała w końcu, niezbyt subtelnie przechodząc do tematu w którego celu się tu dzisiaj spotykały. Nie rozpraszała się zbytnio, jej myśli wciąż krążyły dookoła jednego, dookoła rzeczy której nie dała rady pojąć samodzielnie. Nie lubiła czuć się pokonana, a tak było zawsze kiedy jakaś nauka okazywała się zbyt trudna by mogła ją pojąć. Nie lubiła też sięgać po czyjąkolwiek pomoc, była to jednak opcja dużo lepsza niż odpuszczenie.
Sięgnęła po dość cienką książkę o bardzo długich bokach, otworzyła ją, zajmując tym samym dużą część niemałego mebla, ukazując przy tym mniej szczegółową wersję mapy nieba.
Z boku leżała spora ilość pergaminu, rusz w kałamarzu wsunęła w specjalne zagłębienie, żeby żadna z nich nie szturchnęła go i nie rozlała na którąś z cennych pozycji.
- Słońce i księżyc. Tak na początek. Właściwie to księżyc to dobre pytanie, bo chyba to gwiazda? - zmarszczyła brwi, ostatnie słowo wymawiając w formie pytania. Nie pasował na gwiazdę. - Jest oznaczony inaczej. Gdzieś trafiłam na opis, wedle którego nie świeci własnym światłem, ale gwiazda z tego co mi wiadomo powinna? I inne gwiazdy się nie poruszają, prawda?
Miała duże braki, zbyt duże by nagle pojąć wszystko samodzielnie, stąd też bardzo duże błędy na wstępie. Stała, pochylając się nas stołem i wskazała odpowiednio oznaczony punkt, jak jej się wydawało.
Niestety żeby stać się wybitnie dobrym w jednej dziedzinie zwykle trzeba pominąć inną. Julia być może zbyt mocno skupiła się na naukach związanych z magicznymi istotami, po trochę z medycyną, z językami, transmutacją i na coś musiało nie starczyć czasu. Kiedyś astronomia wydawała jej się czymś głupim, mało interesującym, teraz cóż - żałowała błędu młodości.
- To chyba jest coś w kosmosie co na nas najmocniej oddziałowuje, prawda? Znaczy... wilkołaki. Nie ma chyba innej gwiazdy, planety, masy w kosmosie która w tak jawny sposób wpływałaby na życie istot na Ziemi. Z resztą nie tylko wilkołaki, wiele istot i zwierząt w ciekawy sposób reaguje na pełnię, takie lunaballe chociażby. - zmarszczyła brwi - Są chyba też eliksiry które powinno się ważyć tylko podczas pełni? - dodała, choć po chwili namysłu przytaknęła z pewnością. - Na pewno są.
Wyraziła swoje pierwsze niepewności. A było ich całkiem sporo. Tylko kiedy o nich czytała, kolejne odpowiedzi przynosiły nowe pytania.
- Zawsze lubiłam to miejsce. Nawet kiedy byłam za mała, by docenić jego zawartość. Chyba po prostu coś w sobie ma. - przyznała. Całe rzędy wiedzy spisanej na kartkach, cenne tomy w dwupoziomowej, wielkiej przestrzeni. Czuła się w tym miejscu porażająco mała, choć inne wysokie, czy o podobnej przestrzeni pomieszczenia nie robiły na niej zwykle takiego wrażenia. To było wyjątkowe, szczególnie jego lekko zaciemnione piętro.
Teraz jednak siadła przy stoliku na którym już znajdował się stos książek.
- Wiem, że astronomii powinno się uczyć pod gołym niebem, jednak chyba potrzebuję pomocy z podstawą, a ta wydaje mi się łatwiejsza na papierze. - przyznała w końcu, niezbyt subtelnie przechodząc do tematu w którego celu się tu dzisiaj spotykały. Nie rozpraszała się zbytnio, jej myśli wciąż krążyły dookoła jednego, dookoła rzeczy której nie dała rady pojąć samodzielnie. Nie lubiła czuć się pokonana, a tak było zawsze kiedy jakaś nauka okazywała się zbyt trudna by mogła ją pojąć. Nie lubiła też sięgać po czyjąkolwiek pomoc, była to jednak opcja dużo lepsza niż odpuszczenie.
Sięgnęła po dość cienką książkę o bardzo długich bokach, otworzyła ją, zajmując tym samym dużą część niemałego mebla, ukazując przy tym mniej szczegółową wersję mapy nieba.
Z boku leżała spora ilość pergaminu, rusz w kałamarzu wsunęła w specjalne zagłębienie, żeby żadna z nich nie szturchnęła go i nie rozlała na którąś z cennych pozycji.
- Słońce i księżyc. Tak na początek. Właściwie to księżyc to dobre pytanie, bo chyba to gwiazda? - zmarszczyła brwi, ostatnie słowo wymawiając w formie pytania. Nie pasował na gwiazdę. - Jest oznaczony inaczej. Gdzieś trafiłam na opis, wedle którego nie świeci własnym światłem, ale gwiazda z tego co mi wiadomo powinna? I inne gwiazdy się nie poruszają, prawda?
Miała duże braki, zbyt duże by nagle pojąć wszystko samodzielnie, stąd też bardzo duże błędy na wstępie. Stała, pochylając się nas stołem i wskazała odpowiednio oznaczony punkt, jak jej się wydawało.
Niestety żeby stać się wybitnie dobrym w jednej dziedzinie zwykle trzeba pominąć inną. Julia być może zbyt mocno skupiła się na naukach związanych z magicznymi istotami, po trochę z medycyną, z językami, transmutacją i na coś musiało nie starczyć czasu. Kiedyś astronomia wydawała jej się czymś głupim, mało interesującym, teraz cóż - żałowała błędu młodości.
- To chyba jest coś w kosmosie co na nas najmocniej oddziałowuje, prawda? Znaczy... wilkołaki. Nie ma chyba innej gwiazdy, planety, masy w kosmosie która w tak jawny sposób wpływałaby na życie istot na Ziemi. Z resztą nie tylko wilkołaki, wiele istot i zwierząt w ciekawy sposób reaguje na pełnię, takie lunaballe chociażby. - zmarszczyła brwi - Są chyba też eliksiry które powinno się ważyć tylko podczas pełni? - dodała, choć po chwili namysłu przytaknęła z pewnością. - Na pewno są.
Wyraziła swoje pierwsze niepewności. A było ich całkiem sporo. Tylko kiedy o nich czytała, kolejne odpowiedzi przynosiły nowe pytania.
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Do książek ciągnęło ją właściwie od zawsze. Zaczęło się zapewne od historii, które nad jej dziecięcym łóżeczkiem snuła Celeste, a odkrycie, że jeszcze więcej opowieści czeka na stronicach tak niewinnie, niepozornie wyglądających przedmiotów o twardych okładkach i wypełnionych przedziwnymi znakami, podobno tworzącymi l i t e r y było pierwszym zalążkiem jej ciekawości. Od tamtego czasu nauczyła się nie tylko ojczystego języka, ale nawet poznała tajniki francuskiego oraz czytania starożytnych run. To dopiero było wręcz magiczne, uświadamiało jej jak wiele jej umyka, pozostaje poza jej postrzeganiem. Jej Krukońska dusza uwielbiała tajemnice, odsłanianie nowych skrawków wiedzy; szukać jej można było u innych, bądź właśnie w bibliotekach. Rzecz jasna, jej upór często stawał na przeszkodzie przy tej pierwszej metodzie. Młoda wiedźma wolała działać na własny rachunek, nawet jeżeli ta droga była znacznie mozolniejsza. Wraz z upływem lat musiała w końcu otworzyć się na to, że istniała wiedza, której nie mogła wynieść z ksiąg. Cóż by przyszło z wgłębiania się w historię amuletów czy w ryciny, przedstawiające gwiazdy, gdy nic nie mogło zastąpić dotykania, formowania kryształów w dłoniach oraz, przede wszystkim, oglądania nocnego nieba i wypatrywania gwiazdozbiorów, leżąc na kołdrze z miękkiej trawy. Pomimo tych preferencji, nie można było odmówić pewnych przydatnych wartości, które kryły się w teorii, a Pandora nigdy nie narzekała, gdy dostawała kolejną lekturę do przeczytania. Taki natłok myśli plątał się po jej umyśle, podczas kiedy powstrzymywała się od powiedzenia czegoś nietaktownego czy manifestacji swego zachwytu poprzez głośne westchnięcie. Odwzajemniła za to uśmiech, posłany jej przez Julię. Nie znała jej myśli, nie wiedziała więc ile wcześniejszych gości nosiło tę samą minę co ona po tym jak przestąpili próg tej komnaty. Nie dało się stwierdzić ile pokoleń przemykało między labiryntami regałów, lśniąca posadzka nie nosiła śladów ich stóp, może tylko niektóre znoszone tomy zdradzały, że otwierała je już niejedna para rąk.
— Prawie można usłyszeć jak półki szepczą między sobą, jak grzbiety ksiąg wyginają się w stronę palców, wyczekując na swoją kolej... — wyrzekła, jeszcze trochę rozmarzona, nieco nieobecnym wzrokiem wodząc od ściany do ściany, wizualnie wertując tytuły oraz podziwiając szykowny wystrój. W końcu spojrzała z powrotem na dziewczynę o rudych włosach. — Dla ciebie tym bardziej musi mieć szczególne znaczenie. — Było w jej życiu od kiedy pamiętała, pewnie miała z nim stosy wspomnień. Pandora zaś nie wyobrażała sobie dorastania pośród tylu korytarzy, kryjówek. Przechodząc wcześniej przez posiadłość odniosła wrażenie, że nie tylko to jedno pomieszczenie dla niej wydawało się w pewnym stopniu przytłaczające. Pochodziły z różnych światów, lecz miały one punkty wspólne dzięki czemu ich znajomość miała unikalny charakter, wymodelowany ich odmiennymi doświadczeniami. Nić porozumienia mogła zostać odnaleziona nawet w najmniej oczekiwanych sytuacjach.
Idąc jej śladem, zajęła miejsce na przeciwko, pochylając się nieznacznie do przodu, by lepiej skupić się na słowach, wypowiadanych przez jej rozmówczynię. Wieża astronomiczna byłaby jeszcze lepszą lokacją, tam nawet powietrze zdawało się szumieć od gwiezdnego pyłu i wszystko przychodziło znacznie prościej. Nie można było jednak podejmować się wspinaczki bez opanowania fundamentów. Od czegoś należało zacząć.
— Nie da się przeskoczyć podstaw — zgodziła się z nią, tym bardziej, że sama potrzebowała nadrobić nieco w tej dziedzinie. Zaniedbała astronomię, skupiając się czymś zupełnie innym przez ostatnie miesiące i zanim się zorientowała mieszkała z Jaydenem, przy którym jej poziom wydawał się naprawdę mizerny. Dość przesiadywania i rozmyślań, nawet ona musiała w końcu zebrać się w sobie, ruszyć do przodu. — Wszystko w swoim czasie. — Zapewne w przyszłości czekało na nią wiele okazji do rozpoznawania gwiazd na nieboskłonie, a wtedy już będzie mogła czymś zabłysnąć zamiast na ślepo próbować odgadnąć nazwy kolejnych ciał niebieskich.
Nie rozwodząc się nad tym dalej, przeniosła uwagę na leżącą przed nią mapę, odruchowo starając się odnaleźć Wielką Niedźwiedzicę. Od niej zawsze zaczynała, ona wskazywała jej drogę. Wyjęła z torby swoje przybory, rozkładając je obok siebie, tak na wszelki wypadek. Oparła jeden z łokci na stoliku, bez trudu przeskakując z niezobowiązującej pogawędki do rzetelnej dyskusji. — Och, z tego co mi wiadomo księżyc nie jest gwiazdą. Nie jest też planetą. Jest właśnie tym, księżycem. Po łacinie Luna, może być to trochę mylące, ponieważ jest to jego nazwa, a także opis tego, czym jest. To tak jakby nazwać sowę, Sowa — zaczęła wyjaśniać jak najlepiej, choć nie miała wielkiej praktyki jako nauczycielka. Starała się brzmieć zrozumiale, przekazując informacje, które sama posiadała. — Niektóre inne planety również posiadają własne księżyce. — dodała, poprawiając się i opierając plecy o tył krzesła. — Co do powodów dlaczego właśnie tak go klasyfikujemy, myślę, że masz dużo racji. Chociaż — tu urwała, zastanawiając się — p o r u s z a n i e się to dość skomplikowana kwestia. Skoro wszechświat wciąż się powiększa, a wszystko się od siebie oddala, przesuwa, to czy możemy powiedzieć, że gwiazdy również się poruszają?
Nie była pewna, chyba nigdy nie spotkała się z tekstem, który byłby wstanie dokładnie opisać to zagadnienie. Może też nieco wybiegała z materiałem, w końcu spotkała się z Julią, aby pomóc jej opanować to, z czym miała problem i pewnie tylko dodawała jej pytań zamiast oferować odpowiedzi. Skarciła się w myślach, obiecując sobie, że będzie starała się trzymać faktów. To te wszystkie listy obudziły w niej na nowo naturę kwestionowania wszystkiego, drążenia tematów aż poczuje się usatysfakcjonowana, bądź coś ją znudzi. Nie można było być we wszystkim ekspertem, ona lubiła dowiadywać się drobnych rzeczy o wielu dziedzinach, przez co ciężko było określić w czym tak naprawdę była dobra, pomijając, oczywiście, wytwórstwo amuletów, acz ono czerpało z innych dyscyplin.
Jej oczy zabłysły, gdy zostały wspomniane lunaballe. To właśnie one podczas pełni kwitły na Scafell Pike, czego jednak nie udało się jej niestety zobaczyć ostatnim razem. — Rzeczywiście, masz rację. Rytuały, eliksiry, zaklęcia... moc księżyca zdaje się być z nimi powiązana i je wzmacniać. Ciekawe z czego to wynika? Może księżyc jest najbardziej związany z magią? — urwała, wspominając coś, co kiedyś powiedział jej nauczyciel we Francji. — Właściwie to nie tylko. Natrafiłam niegdyś na informację, że same przypływy i odpływy są wynikiem właśnie podróży tego niezwykłego ciała niebieskiego wokół naszej planety. Ale to chyba ma też coś wspólnego ze Słońcem, które już na pewno jest gwiazdą. — Przeniosła spojrzenie orzechowych oczu na mapę nieba, po czym powiodła delikatnie palcem po okrągłym, złotym kształcie.
— Prawie można usłyszeć jak półki szepczą między sobą, jak grzbiety ksiąg wyginają się w stronę palców, wyczekując na swoją kolej... — wyrzekła, jeszcze trochę rozmarzona, nieco nieobecnym wzrokiem wodząc od ściany do ściany, wizualnie wertując tytuły oraz podziwiając szykowny wystrój. W końcu spojrzała z powrotem na dziewczynę o rudych włosach. — Dla ciebie tym bardziej musi mieć szczególne znaczenie. — Było w jej życiu od kiedy pamiętała, pewnie miała z nim stosy wspomnień. Pandora zaś nie wyobrażała sobie dorastania pośród tylu korytarzy, kryjówek. Przechodząc wcześniej przez posiadłość odniosła wrażenie, że nie tylko to jedno pomieszczenie dla niej wydawało się w pewnym stopniu przytłaczające. Pochodziły z różnych światów, lecz miały one punkty wspólne dzięki czemu ich znajomość miała unikalny charakter, wymodelowany ich odmiennymi doświadczeniami. Nić porozumienia mogła zostać odnaleziona nawet w najmniej oczekiwanych sytuacjach.
Idąc jej śladem, zajęła miejsce na przeciwko, pochylając się nieznacznie do przodu, by lepiej skupić się na słowach, wypowiadanych przez jej rozmówczynię. Wieża astronomiczna byłaby jeszcze lepszą lokacją, tam nawet powietrze zdawało się szumieć od gwiezdnego pyłu i wszystko przychodziło znacznie prościej. Nie można było jednak podejmować się wspinaczki bez opanowania fundamentów. Od czegoś należało zacząć.
— Nie da się przeskoczyć podstaw — zgodziła się z nią, tym bardziej, że sama potrzebowała nadrobić nieco w tej dziedzinie. Zaniedbała astronomię, skupiając się czymś zupełnie innym przez ostatnie miesiące i zanim się zorientowała mieszkała z Jaydenem, przy którym jej poziom wydawał się naprawdę mizerny. Dość przesiadywania i rozmyślań, nawet ona musiała w końcu zebrać się w sobie, ruszyć do przodu. — Wszystko w swoim czasie. — Zapewne w przyszłości czekało na nią wiele okazji do rozpoznawania gwiazd na nieboskłonie, a wtedy już będzie mogła czymś zabłysnąć zamiast na ślepo próbować odgadnąć nazwy kolejnych ciał niebieskich.
Nie rozwodząc się nad tym dalej, przeniosła uwagę na leżącą przed nią mapę, odruchowo starając się odnaleźć Wielką Niedźwiedzicę. Od niej zawsze zaczynała, ona wskazywała jej drogę. Wyjęła z torby swoje przybory, rozkładając je obok siebie, tak na wszelki wypadek. Oparła jeden z łokci na stoliku, bez trudu przeskakując z niezobowiązującej pogawędki do rzetelnej dyskusji. — Och, z tego co mi wiadomo księżyc nie jest gwiazdą. Nie jest też planetą. Jest właśnie tym, księżycem. Po łacinie Luna, może być to trochę mylące, ponieważ jest to jego nazwa, a także opis tego, czym jest. To tak jakby nazwać sowę, Sowa — zaczęła wyjaśniać jak najlepiej, choć nie miała wielkiej praktyki jako nauczycielka. Starała się brzmieć zrozumiale, przekazując informacje, które sama posiadała. — Niektóre inne planety również posiadają własne księżyce. — dodała, poprawiając się i opierając plecy o tył krzesła. — Co do powodów dlaczego właśnie tak go klasyfikujemy, myślę, że masz dużo racji. Chociaż — tu urwała, zastanawiając się — p o r u s z a n i e się to dość skomplikowana kwestia. Skoro wszechświat wciąż się powiększa, a wszystko się od siebie oddala, przesuwa, to czy możemy powiedzieć, że gwiazdy również się poruszają?
Nie była pewna, chyba nigdy nie spotkała się z tekstem, który byłby wstanie dokładnie opisać to zagadnienie. Może też nieco wybiegała z materiałem, w końcu spotkała się z Julią, aby pomóc jej opanować to, z czym miała problem i pewnie tylko dodawała jej pytań zamiast oferować odpowiedzi. Skarciła się w myślach, obiecując sobie, że będzie starała się trzymać faktów. To te wszystkie listy obudziły w niej na nowo naturę kwestionowania wszystkiego, drążenia tematów aż poczuje się usatysfakcjonowana, bądź coś ją znudzi. Nie można było być we wszystkim ekspertem, ona lubiła dowiadywać się drobnych rzeczy o wielu dziedzinach, przez co ciężko było określić w czym tak naprawdę była dobra, pomijając, oczywiście, wytwórstwo amuletów, acz ono czerpało z innych dyscyplin.
Jej oczy zabłysły, gdy zostały wspomniane lunaballe. To właśnie one podczas pełni kwitły na Scafell Pike, czego jednak nie udało się jej niestety zobaczyć ostatnim razem. — Rzeczywiście, masz rację. Rytuały, eliksiry, zaklęcia... moc księżyca zdaje się być z nimi powiązana i je wzmacniać. Ciekawe z czego to wynika? Może księżyc jest najbardziej związany z magią? — urwała, wspominając coś, co kiedyś powiedział jej nauczyciel we Francji. — Właściwie to nie tylko. Natrafiłam niegdyś na informację, że same przypływy i odpływy są wynikiem właśnie podróży tego niezwykłego ciała niebieskiego wokół naszej planety. Ale to chyba ma też coś wspólnego ze Słońcem, które już na pewno jest gwiazdą. — Przeniosła spojrzenie orzechowych oczu na mapę nieba, po czym powiodła delikatnie palcem po okrągłym, złotym kształcie.
we all have our reasons.
- Tak, lubiłam sobie to wyobrażać. - uśmichnęła się delikatnie kiedy okazało się że Pandorze to miejsce nasunęło podobne skojarzenia. Julia lubiła chodzić pomiędzy regałami i wyobrażać sobie, jakie sekrety w sobie noszą, co kryją. Jako dziecko była zdecydowanie bardziej kreatywna niż obecnie, z biegiem lat ta cecha dość mocno w niej zanikła.
- Ma. To część mojego dzieciństwa. - mniejsza część, ta nie spędzona w lesie który Julia uwielbiała całą swoją duszą i całym sercem. Nadal jednak spora część należała właśnie do znajdujących się tutaj w okolicy zbiorów.
Zaraz jednak zasiadły razem do nauki. To był ich cel, po to się tutaj spotkały, Prewett nie miała zamiaru tak po prostu odpuścić. Nie potrafiła odpuszczać kiedy już się na coś uparła, parła do przodu, a skoro znajomość astronomii okazała się szalenie ważna dla powodzenia w eliksirach w której to dziedzinie postanowiła się dokształcić - nie było wyjścia, musiała narzucić sobie kolejne godziny nauki.
Choć w gruncie rzeczy Prewett szczerze lubiła się uczyć.
Skinęła lekko głową. Papier był mniejszy i taki... skończony, zdecydowanie łatwiej było objąć umysłem zarysowaną kartkę niż część wszechświata jaką mieli nad swoimi głowami.
Kiedy okazało się, że jej dotychczasowe myślenie było błędne, mogła tylko westchnąć z żalu nad tym, ile przepuściła i jak mocno była w tyle ze wszystkim, co powinna wiedzieć. Czuła się głupia. Duma gdzieś wewnątrz niej kwiczała i kwiliła, nie oznaczało to jednak że Julia ucieknie: wręcz przeciwnie, tym bardziej zaczęła się przyglądać mapie, wodząc spojrzeniem za wzrokiem swojej dzisiejszej nauczycielki.
- Okej. I on tak jak słońce się unosi na niebo i spada potem za horyzont, tak? W sensie są tak samo oddalone. - wolała się upewnić, załatać szczegóły, nawet jeśli miałaby mówić coś oczywistego lub głupiego: jeśli nie wypowie swoich wątpliwości, nie zostaną one załatane.
- A powiększa się? Ale w sensie wszystko rośnie, gwiazdy, planety, księżyce? Czy tylko przestrzeń między nimi? W takim razie jak często trzeba aktualizować mapy i czy to nie wpływa na nas, w sensie chociażby naszą odległość od Księżyca i Słońca?
To było za wiele. Zbyt dziwne. Jak niby wszechświat miałby się rozrastać w taki sposób, że każdy szary, przeciętny zjadacz chleba tego nie odczuwał, nie dostrzegał? Zmarszczyła lekko brwi i nos w wyrazie absolutnej konsternacji, nie do końca będąc chyba na tym etapie nauki dojść do jakiejkolwiek sensownej konkluzji, choć najpewniej jeszcze dużo czasu nie da jej to spokoju. Nieznosiła nie rozumieć.
Znów spojrzała na mapę. Pandora nie była w stanie odpowiedzieć jej na sto procent, Julia niewątpliwie jeszcze będzie szukała odpowiedzi, choć - co jej się nie podobało - brała pod uwagę, że być może czarodzieje jeszcze nie wszystko o Księżycu wiedzą. Westchnęła.
- To chyba za wiele. - przerwała na sekundę, układając informację. - Czyli musi pomiędzy nimi istnieć jakaś magiczna siła. Może to ma jakiś związek z tym odbijaniem światła przez Księżyc?
Na tę chwilę wydawało jej się to sensowne, czuła jednak że ma jeszcze zbyt małą wiedzę na ten temat by wychodzić z jakąkolwiek pewnością względem własnych teorii.
- Skoro jesteśmy przy księżycu, dlaczego widzimy go na różne sposoby? O co chodzi z fazami? One są bardzo istotne przy warzeniu eliksirów i mogę zapamiętać że dany wygląd księżyca oznacza jakąś fazę, jednak to jest strasznie pusta wiedza. - stwierdziła zaraz - Skąd to się bierze?
Dodała zaraz, przekartkowując książkę na dokładne rozrysowanie faz księżyca w przy którym widniał opis, jednak zbyt zaawansowany dla jej obecnych możliwości. Liczyła że Pandora pomoże jej to trochę uprościć, dostosować dla siebie.
- Ma. To część mojego dzieciństwa. - mniejsza część, ta nie spędzona w lesie który Julia uwielbiała całą swoją duszą i całym sercem. Nadal jednak spora część należała właśnie do znajdujących się tutaj w okolicy zbiorów.
Zaraz jednak zasiadły razem do nauki. To był ich cel, po to się tutaj spotkały, Prewett nie miała zamiaru tak po prostu odpuścić. Nie potrafiła odpuszczać kiedy już się na coś uparła, parła do przodu, a skoro znajomość astronomii okazała się szalenie ważna dla powodzenia w eliksirach w której to dziedzinie postanowiła się dokształcić - nie było wyjścia, musiała narzucić sobie kolejne godziny nauki.
Choć w gruncie rzeczy Prewett szczerze lubiła się uczyć.
Skinęła lekko głową. Papier był mniejszy i taki... skończony, zdecydowanie łatwiej było objąć umysłem zarysowaną kartkę niż część wszechświata jaką mieli nad swoimi głowami.
Kiedy okazało się, że jej dotychczasowe myślenie było błędne, mogła tylko westchnąć z żalu nad tym, ile przepuściła i jak mocno była w tyle ze wszystkim, co powinna wiedzieć. Czuła się głupia. Duma gdzieś wewnątrz niej kwiczała i kwiliła, nie oznaczało to jednak że Julia ucieknie: wręcz przeciwnie, tym bardziej zaczęła się przyglądać mapie, wodząc spojrzeniem za wzrokiem swojej dzisiejszej nauczycielki.
- Okej. I on tak jak słońce się unosi na niebo i spada potem za horyzont, tak? W sensie są tak samo oddalone. - wolała się upewnić, załatać szczegóły, nawet jeśli miałaby mówić coś oczywistego lub głupiego: jeśli nie wypowie swoich wątpliwości, nie zostaną one załatane.
- A powiększa się? Ale w sensie wszystko rośnie, gwiazdy, planety, księżyce? Czy tylko przestrzeń między nimi? W takim razie jak często trzeba aktualizować mapy i czy to nie wpływa na nas, w sensie chociażby naszą odległość od Księżyca i Słońca?
To było za wiele. Zbyt dziwne. Jak niby wszechświat miałby się rozrastać w taki sposób, że każdy szary, przeciętny zjadacz chleba tego nie odczuwał, nie dostrzegał? Zmarszczyła lekko brwi i nos w wyrazie absolutnej konsternacji, nie do końca będąc chyba na tym etapie nauki dojść do jakiejkolwiek sensownej konkluzji, choć najpewniej jeszcze dużo czasu nie da jej to spokoju. Nieznosiła nie rozumieć.
Znów spojrzała na mapę. Pandora nie była w stanie odpowiedzieć jej na sto procent, Julia niewątpliwie jeszcze będzie szukała odpowiedzi, choć - co jej się nie podobało - brała pod uwagę, że być może czarodzieje jeszcze nie wszystko o Księżycu wiedzą. Westchnęła.
- To chyba za wiele. - przerwała na sekundę, układając informację. - Czyli musi pomiędzy nimi istnieć jakaś magiczna siła. Może to ma jakiś związek z tym odbijaniem światła przez Księżyc?
Na tę chwilę wydawało jej się to sensowne, czuła jednak że ma jeszcze zbyt małą wiedzę na ten temat by wychodzić z jakąkolwiek pewnością względem własnych teorii.
- Skoro jesteśmy przy księżycu, dlaczego widzimy go na różne sposoby? O co chodzi z fazami? One są bardzo istotne przy warzeniu eliksirów i mogę zapamiętać że dany wygląd księżyca oznacza jakąś fazę, jednak to jest strasznie pusta wiedza. - stwierdziła zaraz - Skąd to się bierze?
Dodała zaraz, przekartkowując książkę na dokładne rozrysowanie faz księżyca w przy którym widniał opis, jednak zbyt zaawansowany dla jej obecnych możliwości. Liczyła że Pandora pomoże jej to trochę uprościć, dostosować dla siebie.
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
W tym aspekcie miały ze sobą wiele wspólnego. Czy może stwierdzenie odnosiło się do każdej osoby, której kiedyś przyszło dorosnąć? Kilkunastoletnia Pandora przenosiła się do odległych światów, nie ruszając się z fotela, stojącego na ganku domu Sheridanów. Miała przed sobą połać lasu, a kiedy mrugnęła, obok niej rozlewały się krajobrazy złożone z zamków na wzgórzach, trakty uczęszczane przez rycerzy w srebrnych zbrojach, nad nią wzlatywały majestatyczne smoki. W ułamku sekundy rzeczywistość wokół niej ulegała szeregom zmian, powstawała od nowa, dopasowywała się do wizji zapatrzonej w literaturę dziewczynki. Wszystko były wtedy prostsze, wystarczyło otworzyć książkę, między jej stronami czekała odpowiedź na jej troski i zmartwienia. Odkrycie, że sama również mogła tworzyć, było spektakularne, przelane wtedy na papier historie jeszcze kryły się gdzieś, zakurzone, pośród innych reliktów jej dziecięcych lat. Chciała wierzyć, iż nie zmieniła się wcale tak bardzo – przecież wytwarzanie amuletów również wymagało od niej kreatywności – lecz wiedziała, że było to dalekie od prawdy. Wtedy wszystko było możliwe, teraz każde jej posunięcie było obłożone ograniczeniami, to one kształtowały jej codzienność. Nie potrafiłaby zwerbalizować tego uczucia straty, określić, co poszło nie tak jak powinno, dlaczego tak łatwo wpuściła do środka szarość… Może gwiazdy nie świeciły wystarczająco jasno, by rozświetlić jej ciemność, może potrzebowała więcej, by podążać dalej i czegoś jej zabrakło. Rozpalał ją niedosyt, gdy kładła dłoń na grzbietach książek, zazdroszcząc ich właścicielom, całym pokoleniom czarodziejów, którzy być może wiedzieli więcej, znali sekret zatrzymywania w sobie tego, co czyniło ich wyjątkowymi.
Może wiązało się to właśnie z czymś materialnym, jak ta biblioteka, co byłoby stałym przypomnieniem, stanowiłoby niewzruszoną część jej osobowości. Do pewnego czasu tego rodzaju filarem była jej matka, ale kiedy jej zabrakło, nie potrafiła oprzeć się tylko na jej wspomnieniu. Próbowała, przyzwała nawet jej ducha ze swych samolubnych powodów, co okazało się tragicznym pomysłem. Oczywiście, wiedzę tę nabyła po fakcie i zaprzestała podobnych działań. Uświadomiła sobie, że jeśli ktoś ma jej pomóc, będzie to ona sama. Bycie dzielną było jednak ciężkie.
Spoglądając na Julię, zastanawiała się jak znajdowała w sobie siłę, by godnie reprezentować swój ród, odgrywać rolę kobiety w realiach półświatka arystokratów oraz godzić to ze swymi pasjami. Ostatnie spotkanie z lordem Nott nieco poszerzyło jej wiedzę na temat szlachty, ale pomimo iż nie była w żadnej mierze ekspertem, jakoś nie była w stanie porównać rudowłosej panienki do innych jej znanych przedstawicieli tej klasy. Po pierwsze, darzyła ją sympatią, co w większości przypadków nie mogło być zaaplikowane do na przykład niejakiej lady Malfoy, z którą łączyły ją negatywne relacje jeszcze z Hogwartu. Spróbowała sobie wyobrazić, że to ona siedzi naprzeciw, acz okazało się nie lada trudnym zdaniem. Zdecydowała się wrócić do czegoś nieco prostszego, czyli do zgłębiania tajników astronomii. Nosiła w sobie nutę niepewności, nie była przyzwyczajona do zajmowania pozycji czyjejś nauczycielki, zwłaszcza, iż nie chciałaby popełnić błędu przy tak ważnej dziedzinie. Zazwyczaj nie przejmowała się tym, co pomyślą inni, jednak mieszkała teraz z prawdziwym ekspertem i pomyłka byłaby dotkliwa. Nie znała się zbyt dobrze na niektórych kwestiach, miała nadzieję, iż grube tomy przed nimi będą przy tym pomocne.
— Słońce znajduje się znacznie dalej. Myślę, że… zaczekaj — przerwała, a jej palce przemknęły po spisie treści, poszukując mapy Układu Słonecznego. Kiedy ją odnalazła na stronie dziesiątej, ukazały się przed nimi najbliższe Ziemi planety. — Chyba to od tego powinnyśmy zacząć. Widzisz, wszystko ma swój szyk i chociażby to może dać ci kilka wskazówek, co do tego, gdzie znajduje się nasza gwiazda, a gdzie Księżyc. — Już miała uśmiechnąć się z zadowoleniem, gdy zorientowała się, iż nie mają przed sobą Luny, bo przedstawiał tylko większe ciała niebieskie. Rozejrzała się za czymś, co mogłoby reprezentować brakujący element i w końcu padło na małą kosteczkę cukru. Spoczęła ona obok niebieskiej planety. — Proszę bardzo. — mruknęła, usatysfakcjonowana, zapominając przy tym, że mogła przy tym nakruszyć na atlas. — Czy znasz już nazwy wszystkich kolejnych planet? — zapytała, uznając, że może rzeczywiście zaczęły od zbyt zaawansowanych kwestii. Sama miała czasem problem z kolejnością, myląc Saturn z Neptunem i zapominając o Plutonie.
Nie zwalniało to jej z odpowiedzi na pozostałe wątpliwości byłej Gryfonki, które w dużej mierze wykraczały poza jej kompetencje. Zaczęła bawić się guzikiem swego płaszcza, próbując sobie przypomnieć jakieś proste, sensowne sformułowania. — Chodzi o przestrzenie, nie o same obiekty. Nie zauważamy tego, bo istnieje wiele kwestii, które na to wpływają. — Zdawała sobie sprawę, że nie wyraża się do końca jasno. — Wydaje mi się, że wszystko wiąże się grawitacją. My się nie oddalamy z powierzchni Ziemi, bo trzyma nas przy sobie i może tak samo ma się sprawa z Księżycem? — odparła, zerkając na stronę, na której wciąż leżał biały sześcian, niepewna czy to miało sens. Czuła coraz większy ciężar, chyba sama będzie musiała zgłosić się na lekcje astronomii, by to nadrobić.
Odchyliła się do tyłu aż jej plecy opadły na oparcie fotela. Złożyła ręce na podołku, wpatrując się z uwagą w Julię. Chyba wiedziała już jak się czują profesorowie, kiedy natrafiają na ucznia naprawdę zainteresowanego ich przedmiotem.
— Musi istnieć wiele niewidocznych sił, żeby trzymały wszystko razem… — powiedziała dość cicho, prawie do siebie, żałując, że nigdy nie interesowała się jakoś szczególnie tym, jak zbudowany jest świat dookoła nich. — To wciąż mnie dziwi. Choć jeśli by o tym pomyśleć, wiatru też nie widzimy, ale możemy go odczuwać — urwała, zdając sobie sprawę, iż powoli przeradza się to w jej własne dywagacje. Mogły się tym zająć później, kiedy obie będą wiedziały już troszkę więcej. — Może ma. Nie wiem, być może światło też jest siłą. Siedząc przy kominku odczuwam ciepło, lecz właściwie nie umiem określić jak to się ma do faktu, że Księżyc je odbija. — Nieco przepraszająco wzruszyła ramionami, przechodząc do kolejnej kwestii. To już umiała nieco opisać, różne fazy przydawały się jej przy tworzeniu amuletów. — Mamy dzień oraz noc, ponieważ Ziemia obraca się wokół własnej osi. Księżyc również się obraca, poza tym jeszcze krąży dookoła nas i z tego wynikają zmiany w naszym postrzeganiu jego wyglądu. — Pochyliła się nad kolejną stroną, mrużąc powieki, by lepiej rozróżniać zjawiska na ilustracjach. — Słońce oświetla Księżyc, my widzimy to pod różnymi kątami. Zacznijmy może od nowiu, to faza, w której nie możemy go dostrzec i wydaje się jakby zniknął. To tylko iluzja, tak naprawdę wciąż tam jest, ale to, co oglądamy znajduje się w cieniu.
Może wiązało się to właśnie z czymś materialnym, jak ta biblioteka, co byłoby stałym przypomnieniem, stanowiłoby niewzruszoną część jej osobowości. Do pewnego czasu tego rodzaju filarem była jej matka, ale kiedy jej zabrakło, nie potrafiła oprzeć się tylko na jej wspomnieniu. Próbowała, przyzwała nawet jej ducha ze swych samolubnych powodów, co okazało się tragicznym pomysłem. Oczywiście, wiedzę tę nabyła po fakcie i zaprzestała podobnych działań. Uświadomiła sobie, że jeśli ktoś ma jej pomóc, będzie to ona sama. Bycie dzielną było jednak ciężkie.
Spoglądając na Julię, zastanawiała się jak znajdowała w sobie siłę, by godnie reprezentować swój ród, odgrywać rolę kobiety w realiach półświatka arystokratów oraz godzić to ze swymi pasjami. Ostatnie spotkanie z lordem Nott nieco poszerzyło jej wiedzę na temat szlachty, ale pomimo iż nie była w żadnej mierze ekspertem, jakoś nie była w stanie porównać rudowłosej panienki do innych jej znanych przedstawicieli tej klasy. Po pierwsze, darzyła ją sympatią, co w większości przypadków nie mogło być zaaplikowane do na przykład niejakiej lady Malfoy, z którą łączyły ją negatywne relacje jeszcze z Hogwartu. Spróbowała sobie wyobrazić, że to ona siedzi naprzeciw, acz okazało się nie lada trudnym zdaniem. Zdecydowała się wrócić do czegoś nieco prostszego, czyli do zgłębiania tajników astronomii. Nosiła w sobie nutę niepewności, nie była przyzwyczajona do zajmowania pozycji czyjejś nauczycielki, zwłaszcza, iż nie chciałaby popełnić błędu przy tak ważnej dziedzinie. Zazwyczaj nie przejmowała się tym, co pomyślą inni, jednak mieszkała teraz z prawdziwym ekspertem i pomyłka byłaby dotkliwa. Nie znała się zbyt dobrze na niektórych kwestiach, miała nadzieję, iż grube tomy przed nimi będą przy tym pomocne.
— Słońce znajduje się znacznie dalej. Myślę, że… zaczekaj — przerwała, a jej palce przemknęły po spisie treści, poszukując mapy Układu Słonecznego. Kiedy ją odnalazła na stronie dziesiątej, ukazały się przed nimi najbliższe Ziemi planety. — Chyba to od tego powinnyśmy zacząć. Widzisz, wszystko ma swój szyk i chociażby to może dać ci kilka wskazówek, co do tego, gdzie znajduje się nasza gwiazda, a gdzie Księżyc. — Już miała uśmiechnąć się z zadowoleniem, gdy zorientowała się, iż nie mają przed sobą Luny, bo przedstawiał tylko większe ciała niebieskie. Rozejrzała się za czymś, co mogłoby reprezentować brakujący element i w końcu padło na małą kosteczkę cukru. Spoczęła ona obok niebieskiej planety. — Proszę bardzo. — mruknęła, usatysfakcjonowana, zapominając przy tym, że mogła przy tym nakruszyć na atlas. — Czy znasz już nazwy wszystkich kolejnych planet? — zapytała, uznając, że może rzeczywiście zaczęły od zbyt zaawansowanych kwestii. Sama miała czasem problem z kolejnością, myląc Saturn z Neptunem i zapominając o Plutonie.
Nie zwalniało to jej z odpowiedzi na pozostałe wątpliwości byłej Gryfonki, które w dużej mierze wykraczały poza jej kompetencje. Zaczęła bawić się guzikiem swego płaszcza, próbując sobie przypomnieć jakieś proste, sensowne sformułowania. — Chodzi o przestrzenie, nie o same obiekty. Nie zauważamy tego, bo istnieje wiele kwestii, które na to wpływają. — Zdawała sobie sprawę, że nie wyraża się do końca jasno. — Wydaje mi się, że wszystko wiąże się grawitacją. My się nie oddalamy z powierzchni Ziemi, bo trzyma nas przy sobie i może tak samo ma się sprawa z Księżycem? — odparła, zerkając na stronę, na której wciąż leżał biały sześcian, niepewna czy to miało sens. Czuła coraz większy ciężar, chyba sama będzie musiała zgłosić się na lekcje astronomii, by to nadrobić.
Odchyliła się do tyłu aż jej plecy opadły na oparcie fotela. Złożyła ręce na podołku, wpatrując się z uwagą w Julię. Chyba wiedziała już jak się czują profesorowie, kiedy natrafiają na ucznia naprawdę zainteresowanego ich przedmiotem.
— Musi istnieć wiele niewidocznych sił, żeby trzymały wszystko razem… — powiedziała dość cicho, prawie do siebie, żałując, że nigdy nie interesowała się jakoś szczególnie tym, jak zbudowany jest świat dookoła nich. — To wciąż mnie dziwi. Choć jeśli by o tym pomyśleć, wiatru też nie widzimy, ale możemy go odczuwać — urwała, zdając sobie sprawę, iż powoli przeradza się to w jej własne dywagacje. Mogły się tym zająć później, kiedy obie będą wiedziały już troszkę więcej. — Może ma. Nie wiem, być może światło też jest siłą. Siedząc przy kominku odczuwam ciepło, lecz właściwie nie umiem określić jak to się ma do faktu, że Księżyc je odbija. — Nieco przepraszająco wzruszyła ramionami, przechodząc do kolejnej kwestii. To już umiała nieco opisać, różne fazy przydawały się jej przy tworzeniu amuletów. — Mamy dzień oraz noc, ponieważ Ziemia obraca się wokół własnej osi. Księżyc również się obraca, poza tym jeszcze krąży dookoła nas i z tego wynikają zmiany w naszym postrzeganiu jego wyglądu. — Pochyliła się nad kolejną stroną, mrużąc powieki, by lepiej rozróżniać zjawiska na ilustracjach. — Słońce oświetla Księżyc, my widzimy to pod różnymi kątami. Zacznijmy może od nowiu, to faza, w której nie możemy go dostrzec i wydaje się jakby zniknął. To tylko iluzja, tak naprawdę wciąż tam jest, ale to, co oglądamy znajduje się w cieniu.
we all have our reasons.
Bez wątpienia - obie dorosły. I choć brzmi to okropnie, zupełnie jakby dorastanie było z natury czymś złym i odzierającym, co odebrało im dziecięcą beztroskę i nieograniczoną wyobraźnię związaną z pociągiem do wiedzy i chłonnymi umysłami, nie do końca było się nad czymś smucić. W zamian za wiele cennych rzeczy dostały inne. Nieraz gorzkosłodkie, nieraz słodkokwaśne. Poczucie odpowiedzialności i obowiązków nie tylko względem rodziny, ale także względem siebie i świata. Ciężar, który opadał na serca i nigdy nie miał zniknąć, ponieważ jakieś obowiązki były zawsze. Poczucie odpowiedzialności za swoje czyny i świadomość, iż ich ruchy są oceniane i zbyt wiele już czasu minęło, by ktokolwiek mógł mówić "to wybryki młodzieńczych lat, spokojnie". Nie, teraz oceniane były surowo i poważnie, a do nich nich należało rozróżnienie, czyje oceny je obchodzą, kogo zamierzają słuchać i biada im jeśli dobiorą zbyt wiele, zbyt mało lub nieodpowiednie osoby.
Prócz tego wszystkiego jednak dorastanie niosło ze sobą wiele wspaniałych rzeczy niedocenianych przez wielu dorosłych. Możliwości. Sięganie do wiedzy czy rozrywek było teraz tak proste, jak nigdy, wystarczyło sięgnąć, nikt nie stał im na drodze, nikt nie narzucał dziedzin, nie mówił co mają robić, przynajmniej pod tym względem. Mogły realizować swoje pasje, ze świadomością iż będą oceniane za każdy ruch, jeśli jednak starannie dobrały to czyją opinią mają się w życiu przejmować, nie powinien być to wielki problem. Dorosły emocjonalnie na tyle, by nie martwić się byle czym i by być świadomymi tego, iż to one prowadzą własne życie. Julia w ten sposób wyrosła na buntowniczkę, która za sprawą dużego ego i niekiedy silnie kłębiących się emocji nadal jednak czasami przypominała nastolatkę. Jest to jednak dowód na to, iż nie wszystko im odebrano.
Każdy dorosły miał w końcu w sobie tych kilka głupich, dziecinnych cech: musiał tylko w miarę możliwości nad nimi panować.
I bycie dzielną i samodzielną było częścią tych słodko-gorzkich, świeżo nabytych rzeczy. Było jednak czymś z czego powinny być dumne, czymś na co powinny zbierać w sobie siłę.
Czymś takim także dla Julii było bycie szlachcianką. Były to obowiązki i przywileje, część jej życia i świadomość, iż mnóstwo osób patrzy jej na ręce. Nauczyła się jednak nie martwić tymi, których uważała za niewartych swojego zmartwienia - choć nie było to łatwe zadanie. Miała szczęście dorastać w mało ortodoksyjnej, czy wręcz bardzo łagodnie nastawionej do wychowywania rodzinie, która dała jej mnóstwo swobody. Miała także mnóstwo szczęścia dorastać w rodzinie z której poglądami niemal w pełni się zgadzała.
Teraz jednak Julia skupiała się na mapie, usiłując cokolwiek z niej zrozumieć. Nie lubiła sięgać po pomoc, jednak czasami ta była konieczna, a jej znajoma wydawała się świetną osobą do tego celu.
Spojrzała na podręcznik i zaraz na małą kosteczkę cukru. Uniosła lekko brwi i spojrzała w kierunku okna jakby spodziewała się zobaczyć tam księżyc mimo, iż był przecież środek dnia. Trudno było jej w to wszystko uwierzyć, choć skoro ich ziemia była na tym obrazie tak mała...
- Jak duża jest Ziemia?
Skoro księżyc o którym myślała, że jest kolejną wielką planetą jest przy Ziemi taki malutki, jak olbrzymia ona musi być. Julia poczuła niesamowitą fascynację tym, jak w jednej chwili olbrzymim stał się kosmos przed jej oczami. Ile niesamowitej, olbrzymiej przestrzeni.
- Tak, choć nie potrafiłam ich odnaleźć. W sensie powtórzę je z pamięci, bo starałam się czegoś nauczyć, jednak... no, nie do końca mi to cokolwiek daje, to puste słowa. Ale skoro to jest Ziemia, to muszą być one, tak? - wskazała zaraz na plamki znajdujące się blisko. To miało sens, wydawało się całkiem logiczne. Recytując pod nosem kolejność zaczęła wyszukiwać kolejne, przy tym zerkając pytająco na swoją dzisiejszą nauczycielkę, by upewnić się, czy robi to poprawnie.
Skinęła lekko głową na podane jej wyjaśnienie, choć nie była pewna czy dobrze wszystko zrozumiała. Nie przejęła się tym jednak zbytnio, uznając iż nadejdzie odpowiedni czas. Ta wiedza na ten moment wydawała się zbyt skomplikowana, skoro dopiero błądziły na mapie. Prewett postanowiła więc dać sobie trochę czasu i poszukać odpowiedzi lub ponowić swoje pytanie kiedy dowie się więcej, pozna podstawy.
- To może mieć sens. - podchwyciła cicho. - Wiesz, nasza magia to jakiegoś rodzaju energia, może kumulować się też w kosmosie, chociażby w świetle? - nie wiedziała, czy nie jest to jakiś pseudonaukowy bełkot, jedynie próbowała zrozumieć. - Myślę, że za jakiś czas znajdziemy odpowiedzi.
Dodała. Zamierzała uczyć się dalej, Pandora jako pasjonatka tematu zapewne dojdzie do wyjaśnień znacznie szybciej niż ona.
Wyjęła zaraz różdżkę i stuknęła w jedną ze stron. Potrzebowała wizualizacji, kiedy Pandora mówiła, ona przyglądała się właśnie obrotowi księżyca i Ziemi. I wszystko nabierało sensu, choć nadal wydawało się dość skomplikowane.
- W cieniu Ziemi znaczy, tak? - upewniła się, obserwując przy tym poruszające się kulki nad mapą. To wszystko było... niesamowite.
Prócz tego wszystkiego jednak dorastanie niosło ze sobą wiele wspaniałych rzeczy niedocenianych przez wielu dorosłych. Możliwości. Sięganie do wiedzy czy rozrywek było teraz tak proste, jak nigdy, wystarczyło sięgnąć, nikt nie stał im na drodze, nikt nie narzucał dziedzin, nie mówił co mają robić, przynajmniej pod tym względem. Mogły realizować swoje pasje, ze świadomością iż będą oceniane za każdy ruch, jeśli jednak starannie dobrały to czyją opinią mają się w życiu przejmować, nie powinien być to wielki problem. Dorosły emocjonalnie na tyle, by nie martwić się byle czym i by być świadomymi tego, iż to one prowadzą własne życie. Julia w ten sposób wyrosła na buntowniczkę, która za sprawą dużego ego i niekiedy silnie kłębiących się emocji nadal jednak czasami przypominała nastolatkę. Jest to jednak dowód na to, iż nie wszystko im odebrano.
Każdy dorosły miał w końcu w sobie tych kilka głupich, dziecinnych cech: musiał tylko w miarę możliwości nad nimi panować.
I bycie dzielną i samodzielną było częścią tych słodko-gorzkich, świeżo nabytych rzeczy. Było jednak czymś z czego powinny być dumne, czymś na co powinny zbierać w sobie siłę.
Czymś takim także dla Julii było bycie szlachcianką. Były to obowiązki i przywileje, część jej życia i świadomość, iż mnóstwo osób patrzy jej na ręce. Nauczyła się jednak nie martwić tymi, których uważała za niewartych swojego zmartwienia - choć nie było to łatwe zadanie. Miała szczęście dorastać w mało ortodoksyjnej, czy wręcz bardzo łagodnie nastawionej do wychowywania rodzinie, która dała jej mnóstwo swobody. Miała także mnóstwo szczęścia dorastać w rodzinie z której poglądami niemal w pełni się zgadzała.
Teraz jednak Julia skupiała się na mapie, usiłując cokolwiek z niej zrozumieć. Nie lubiła sięgać po pomoc, jednak czasami ta była konieczna, a jej znajoma wydawała się świetną osobą do tego celu.
Spojrzała na podręcznik i zaraz na małą kosteczkę cukru. Uniosła lekko brwi i spojrzała w kierunku okna jakby spodziewała się zobaczyć tam księżyc mimo, iż był przecież środek dnia. Trudno było jej w to wszystko uwierzyć, choć skoro ich ziemia była na tym obrazie tak mała...
- Jak duża jest Ziemia?
Skoro księżyc o którym myślała, że jest kolejną wielką planetą jest przy Ziemi taki malutki, jak olbrzymia ona musi być. Julia poczuła niesamowitą fascynację tym, jak w jednej chwili olbrzymim stał się kosmos przed jej oczami. Ile niesamowitej, olbrzymiej przestrzeni.
- Tak, choć nie potrafiłam ich odnaleźć. W sensie powtórzę je z pamięci, bo starałam się czegoś nauczyć, jednak... no, nie do końca mi to cokolwiek daje, to puste słowa. Ale skoro to jest Ziemia, to muszą być one, tak? - wskazała zaraz na plamki znajdujące się blisko. To miało sens, wydawało się całkiem logiczne. Recytując pod nosem kolejność zaczęła wyszukiwać kolejne, przy tym zerkając pytająco na swoją dzisiejszą nauczycielkę, by upewnić się, czy robi to poprawnie.
Skinęła lekko głową na podane jej wyjaśnienie, choć nie była pewna czy dobrze wszystko zrozumiała. Nie przejęła się tym jednak zbytnio, uznając iż nadejdzie odpowiedni czas. Ta wiedza na ten moment wydawała się zbyt skomplikowana, skoro dopiero błądziły na mapie. Prewett postanowiła więc dać sobie trochę czasu i poszukać odpowiedzi lub ponowić swoje pytanie kiedy dowie się więcej, pozna podstawy.
- To może mieć sens. - podchwyciła cicho. - Wiesz, nasza magia to jakiegoś rodzaju energia, może kumulować się też w kosmosie, chociażby w świetle? - nie wiedziała, czy nie jest to jakiś pseudonaukowy bełkot, jedynie próbowała zrozumieć. - Myślę, że za jakiś czas znajdziemy odpowiedzi.
Dodała. Zamierzała uczyć się dalej, Pandora jako pasjonatka tematu zapewne dojdzie do wyjaśnień znacznie szybciej niż ona.
Wyjęła zaraz różdżkę i stuknęła w jedną ze stron. Potrzebowała wizualizacji, kiedy Pandora mówiła, ona przyglądała się właśnie obrotowi księżyca i Ziemi. I wszystko nabierało sensu, choć nadal wydawało się dość skomplikowane.
- W cieniu Ziemi znaczy, tak? - upewniła się, obserwując przy tym poruszające się kulki nad mapą. To wszystko było... niesamowite.
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Tak już układały się sprawy w znanym im świecie. Nie zatrzymywał się on tylko podążał dalej, nie zwlekając i nie czekając na nikogo, a wraz z nim podążały zmiany. Wszędzie, gdzie istniało życie, w końcu miało ono zatoczyć krąg; to, co miało początek, musiało liczyć się z tym, że wiązał się on niechybnie z końcem. Niejedena persona znana w dziejach usiłowała walczyć z bezwzględnym nurtem – może każdy próbował tego choć raz – lecz okazywało się, iż czas nie ustawał w swym będzie dla nikogo. Młoda wiedźma przekonała się o tym sama, gdy z niejakim zdziwieniem zauważyła jak zmieniają się pory roku, znajome postacie przychodzą i odchodzą, plus ça change, plus c'est la même chose, jak mawiał jej profesor, cytując jakiegoś znanego Francuza, którego nazwiska nigdy nie starała się zapamiętać. „Im bardziej rzeczy się zmieniają, tym bardziej pozostają takie same”; czy potrafiłaby to zrozumieć, gdyby nie przeszła przez to sama? I dlaczego, choć teraz te słowa rozbrzmiewały w niej echem, wciąż powtarzała te same błędy? Nie chciała ruszyć ze swego letargu, z przyjemnej bezczynności, udając, iż wszystko było jak w starym porządku. Przylgnęła do wspomnień, licząc na to, że jeśli tylko pozostanie przy nich wystarczająco długo to jeszcze nie wszystko stracone. Naiwnie tkwiła w swoim świecie, marnotrawiąc energię na utrzymywanie jego iluzorycznej fasady. Chciała wierzyć, iż takie jej podejście należało do przeszłości jednak to, czy potrafiła tego dochować miało zostać poddane próbie już niebawem.
Na razie trzymała swój jakże uparty charakter w ryzach, starając się spełniać rolę, radzić sobie z nowymi obowiązkami i z rzeczywistością, jaka nastała wraz z nadejściem maja. Nie czuła się komfortowo z odpowiedzialnością, mimo to przyjmowała ją kawałek po kawałku... ponieważ narzuciła sobie powód, motywację, i jej działania przez to nabierały sensu. Był też ktoś, kto miał oglądać ich wyniki. Wpływała więc teraz na innych, była częścią pewnego łańcucha zdarzeń. I nawet dziś tego doświadczała, spotykając się z Julią. Wkradała swą obecność do jej życia, wypełniała majestatyczną bibliotekę Prewettów swymi słowami, może nawet miała zostawić tu ślad swojej obecności. A że siły w przyrodzie musiały pozostać w równowadze, podejrzewała, iż ten dzień pozostanie także w jej pamięci – jej opuszki palców przesuwające się po bajecznych ilustracjach przedstawiających Układ Słoneczny, fala spokoju, rozlewająca się po jej ciele od chwili przestąpienia progu tego pomieszczenia, również wymiana zdań między młodymi kobietami. Chwila oddechu zaklęta w potędze zdobywania wiedzy. Mogła zrzucić z siebie nieśmiałość, która ogarniała ją w zbyt poważnych sytuacjach towarzyskich, bo w tej rzeczywistości liczyły się inne przymioty. Rzecz jasna gdyby wcześniej więcej wysiłku wkładała w naukę astronomii, jej ton obfitowałby w pewność siebie, a także byłaby w stanie zaoferować większe wsparcie dla ognistowłosej czarownicy. Zamiast tego zdana była na swą intuicję, pomoce naukowe oraz na wspomnienia z hogwarckich lekcji.
— Och — bąknęła, nieco zbita z tropu, po czym przybrała minę pełną konsternacji. Chyba nie spodziewała się tego pytania. Zapewne dlatego, że była to kwestia, z którą sama nierzadko się borykała. — Ogromna. Niewyobrażalnie ogromna. — Przysunęła nos do książki, przyglądając się niewielkiemu okręgowi, zaznaczającemu granice ich planety. — Liczby w takiej skali przestają mieć znaczenie, bo stają się zbyt abstrakcyjne. Nawet sam Londyn zdaje się tak wielki, nie wiem ile zajęłoby przejście go wzdłuż na piechotę, a on jest przecież malusieńką kropką na powierzchni Ziemi — zakończyła, lecz jej ton wskazywał na to, że w razie czego mogłaby podjąć się dalszej dyskusji. Niespecjalnie lubiła myśleć o takich rzeczach, nie odnajdywała się w ustawianiu rzeczy w perspektywie, zwłaszcza gdy wskazywały na to, iż ona mogłaby się w ich świetle wydać nieistotna.
Wyprostowała się, poprawiając włosy i odrzucając je w tył, by nie przesłaniały jej kolejnych stron podręcznika. — Tak, to one. Jednak nigdy nie przykładałam się do analizowania tych planet, ich wyglądu... gwiazdy wydają mi się o wiele ciekawsze. — Ach, jakby miała w sobie duszę romantyczki! Konstelacje, legendy z nimi związane, nawet znaki zodiaku, wszystko to składało się na te śmieszne błyskotki na nocnym niebie. Doprawdy niezwykłe.
Skinieniem głowy potwierdziła nazwy, które wymieniła jej towarzyszka. Przynajmniej co do tego nie było wątpliwości! Pozostałe kwestie zdawały jej się dużo bardziej sporne czy trudne do wyjaśnienia.
Jeśli magia jest energią, a magia jest wszędzie... to jakaś energia na pewno za nią podążą i tak samo jak ona wypełnia każdą cząstkę, każdą istotę. Przyłapała się na tym, że i ona podążyła gdzieś myślami, nie wiedząc gdzie zaprowadzi ją taka ścieżka. Od tych rozważań zaczęło już jej się mieszać, bo ten wniosek wydał jej się nie do końca logiczny. Może te sprawy wychodziły już poza ramy nauki i wkraczały na mniej materialne tereny. — Ciekawe co by na to powiedziała moja profesor wróżbiarstwa... — mruknęła, nieco sama do siebie, spuszczając wzrok na swoje paznokcie. Odsunęła je z mapy, kiedy różne fazy księżyca wyskoczyły ze swoich miejsc i zaczęły lewitować. Przez moment patrzyła na nie urzeczona, jakby miały na nią jakiś hipnotyczny wpływ.
— Tak! Tak, o to właśnie chodzi — potwierdziła, przysuwając się bliżej i z trudem powstrzymując się od muśnięcia palcem lśniącego sierpu. Gdyby tak wszechświat naprawdę był na wyciągnięcie ręki...
Na razie trzymała swój jakże uparty charakter w ryzach, starając się spełniać rolę, radzić sobie z nowymi obowiązkami i z rzeczywistością, jaka nastała wraz z nadejściem maja. Nie czuła się komfortowo z odpowiedzialnością, mimo to przyjmowała ją kawałek po kawałku... ponieważ narzuciła sobie powód, motywację, i jej działania przez to nabierały sensu. Był też ktoś, kto miał oglądać ich wyniki. Wpływała więc teraz na innych, była częścią pewnego łańcucha zdarzeń. I nawet dziś tego doświadczała, spotykając się z Julią. Wkradała swą obecność do jej życia, wypełniała majestatyczną bibliotekę Prewettów swymi słowami, może nawet miała zostawić tu ślad swojej obecności. A że siły w przyrodzie musiały pozostać w równowadze, podejrzewała, iż ten dzień pozostanie także w jej pamięci – jej opuszki palców przesuwające się po bajecznych ilustracjach przedstawiających Układ Słoneczny, fala spokoju, rozlewająca się po jej ciele od chwili przestąpienia progu tego pomieszczenia, również wymiana zdań między młodymi kobietami. Chwila oddechu zaklęta w potędze zdobywania wiedzy. Mogła zrzucić z siebie nieśmiałość, która ogarniała ją w zbyt poważnych sytuacjach towarzyskich, bo w tej rzeczywistości liczyły się inne przymioty. Rzecz jasna gdyby wcześniej więcej wysiłku wkładała w naukę astronomii, jej ton obfitowałby w pewność siebie, a także byłaby w stanie zaoferować większe wsparcie dla ognistowłosej czarownicy. Zamiast tego zdana była na swą intuicję, pomoce naukowe oraz na wspomnienia z hogwarckich lekcji.
— Och — bąknęła, nieco zbita z tropu, po czym przybrała minę pełną konsternacji. Chyba nie spodziewała się tego pytania. Zapewne dlatego, że była to kwestia, z którą sama nierzadko się borykała. — Ogromna. Niewyobrażalnie ogromna. — Przysunęła nos do książki, przyglądając się niewielkiemu okręgowi, zaznaczającemu granice ich planety. — Liczby w takiej skali przestają mieć znaczenie, bo stają się zbyt abstrakcyjne. Nawet sam Londyn zdaje się tak wielki, nie wiem ile zajęłoby przejście go wzdłuż na piechotę, a on jest przecież malusieńką kropką na powierzchni Ziemi — zakończyła, lecz jej ton wskazywał na to, że w razie czego mogłaby podjąć się dalszej dyskusji. Niespecjalnie lubiła myśleć o takich rzeczach, nie odnajdywała się w ustawianiu rzeczy w perspektywie, zwłaszcza gdy wskazywały na to, iż ona mogłaby się w ich świetle wydać nieistotna.
Wyprostowała się, poprawiając włosy i odrzucając je w tył, by nie przesłaniały jej kolejnych stron podręcznika. — Tak, to one. Jednak nigdy nie przykładałam się do analizowania tych planet, ich wyglądu... gwiazdy wydają mi się o wiele ciekawsze. — Ach, jakby miała w sobie duszę romantyczki! Konstelacje, legendy z nimi związane, nawet znaki zodiaku, wszystko to składało się na te śmieszne błyskotki na nocnym niebie. Doprawdy niezwykłe.
Skinieniem głowy potwierdziła nazwy, które wymieniła jej towarzyszka. Przynajmniej co do tego nie było wątpliwości! Pozostałe kwestie zdawały jej się dużo bardziej sporne czy trudne do wyjaśnienia.
Jeśli magia jest energią, a magia jest wszędzie... to jakaś energia na pewno za nią podążą i tak samo jak ona wypełnia każdą cząstkę, każdą istotę. Przyłapała się na tym, że i ona podążyła gdzieś myślami, nie wiedząc gdzie zaprowadzi ją taka ścieżka. Od tych rozważań zaczęło już jej się mieszać, bo ten wniosek wydał jej się nie do końca logiczny. Może te sprawy wychodziły już poza ramy nauki i wkraczały na mniej materialne tereny. — Ciekawe co by na to powiedziała moja profesor wróżbiarstwa... — mruknęła, nieco sama do siebie, spuszczając wzrok na swoje paznokcie. Odsunęła je z mapy, kiedy różne fazy księżyca wyskoczyły ze swoich miejsc i zaczęły lewitować. Przez moment patrzyła na nie urzeczona, jakby miały na nią jakiś hipnotyczny wpływ.
— Tak! Tak, o to właśnie chodzi — potwierdziła, przysuwając się bliżej i z trudem powstrzymując się od muśnięcia palcem lśniącego sierpu. Gdyby tak wszechświat naprawdę był na wyciągnięcie ręki...
we all have our reasons.
Wpatrywała się w kulę i zastanawiała się. Czy to oni są tak szalenie mali, czy to ona jest wielka. Jak duża może być. Skoro trolle czy drzewa wydawały jej się olbrzymie, a nawet one są niewielkie w stosunku do tego jak odległy wydaje się horyzont. Będzie musiała poszukać tej informacji bo ciekawość zapewne nie da jej spokoju.
Skinęła lekko głową na odpowiedź Pandory, niepełną i niewystarczającą choć Julia na pewno jej za to nie winiła. Zakładała z góry, że wielu informacji będzie musiała doszukać się na własną rękę, dzisiejsza towarzyszka miała jednak trochę więcej wiedzy i miała dziś pomóc jej trochę poukładać myśli, ogarnąć podstawę. I w tym spisywała się, trzeba przyznać doskonale. Julia zawsze chciała przeć dalej, zajmować się tym, co odległe, ważniejsze, ciekawsze, jednak kiedy pominąć podstawowe informacje, zakrawa to o czystą głupotę. Co niedawno sobie uświadomiła.
Jej usta drgnęły w nieznacznym uśmiechu, kiedy zyskała potwierdzenie swoich słów. Nadal jednak nie wiedziała wiele, będzie musiała znaleźć informacje na temat planet. Skoro jednak Pandora woli skupiać się na gwiazdach, na dziś może być to dobre rozwiązanie. Niewątpliwie powinny mieć równie duże znaczenie, prawda?
- Więc jak to jest z gwiazdami? Jest ich konkretna ilość? Dlaczego Słońce nazywamy gwiazdą i ile takich Słońc jest? Jest takie na każdy zbiór planet?
Zadała kolejne swoje pytania, nie odwracając spojrzenia od poruszającej się powoli gwiezdnej mapy. Ta pomagała jej się lepiej rozeznać. Po chwili Julia otworzyła kilka jej dalszych elementów, choć doskonale już wiedziała, że nigdy nie będzie miała szans dotrzeć do końca. Jakby koniec nie istniał. Przyglądała się kolejnym niewielkim planetom, plamom, gwiazdom. Miała jeszcze mnóstwo pytań, czuła jednak że zaczyna jej się wszystko zbyt mocno mieszać. Skinęła więc lekko głową.
- Bardzo ci dziękuję za pomoc. Myślę, że muszę to wszystko jeszcze raz przejrzeć, jednak pomogłaś mi trochę poukładać sobie część informacji w głowie.
Powiedziała w końcu, spoglądając na Pandorę i posyłając jej krótki, przyjazny uśmiech. Powoli zaczęła składać mapę. W końcu obie opuściły pomieszczenie.
zt x 2
Skinęła lekko głową na odpowiedź Pandory, niepełną i niewystarczającą choć Julia na pewno jej za to nie winiła. Zakładała z góry, że wielu informacji będzie musiała doszukać się na własną rękę, dzisiejsza towarzyszka miała jednak trochę więcej wiedzy i miała dziś pomóc jej trochę poukładać myśli, ogarnąć podstawę. I w tym spisywała się, trzeba przyznać doskonale. Julia zawsze chciała przeć dalej, zajmować się tym, co odległe, ważniejsze, ciekawsze, jednak kiedy pominąć podstawowe informacje, zakrawa to o czystą głupotę. Co niedawno sobie uświadomiła.
Jej usta drgnęły w nieznacznym uśmiechu, kiedy zyskała potwierdzenie swoich słów. Nadal jednak nie wiedziała wiele, będzie musiała znaleźć informacje na temat planet. Skoro jednak Pandora woli skupiać się na gwiazdach, na dziś może być to dobre rozwiązanie. Niewątpliwie powinny mieć równie duże znaczenie, prawda?
- Więc jak to jest z gwiazdami? Jest ich konkretna ilość? Dlaczego Słońce nazywamy gwiazdą i ile takich Słońc jest? Jest takie na każdy zbiór planet?
Zadała kolejne swoje pytania, nie odwracając spojrzenia od poruszającej się powoli gwiezdnej mapy. Ta pomagała jej się lepiej rozeznać. Po chwili Julia otworzyła kilka jej dalszych elementów, choć doskonale już wiedziała, że nigdy nie będzie miała szans dotrzeć do końca. Jakby koniec nie istniał. Przyglądała się kolejnym niewielkim planetom, plamom, gwiazdom. Miała jeszcze mnóstwo pytań, czuła jednak że zaczyna jej się wszystko zbyt mocno mieszać. Skinęła więc lekko głową.
- Bardzo ci dziękuję za pomoc. Myślę, że muszę to wszystko jeszcze raz przejrzeć, jednak pomogłaś mi trochę poukładać sobie część informacji w głowie.
Powiedziała w końcu, spoglądając na Pandorę i posyłając jej krótki, przyjazny uśmiech. Powoli zaczęła składać mapę. W końcu obie opuściły pomieszczenie.
zt x 2
She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Biblioteka
Szybka odpowiedź