Główny salon
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Główny salon
Główny salon stanowi serce domu - to tu podejmuje się gości, przy akompaniamencie trzaskającego w okazałym kominku drewna. W pomieszczeniu znajdują się miękkie sofy i fotele oraz podnóżki; na ścianach wiszą obrazy, a podłogi zaścielają miękkie dywany. Tu i ówdzie stoi orientalna waza lub grecka rzeźba. Na szczególną uwagę zasługują jednak włoskie, złocone, kryształowe lampy. W pokoju króluje nieodmiennie złoto i czerwień oraz delikatne, jasne kolory. Mimo zdecydowanie bogatego umeblowania główny salon nie przytłacza, stwarzając przyjemne miejsce zarówno do wypoczynku, jak i biznesowych spotkań.
I znów sukces! Zadowolona z siebie lady Selwyn przelała eliksir do fiolki, uśmiechając się od ucha do ucha. Naprawdę nie lubiła porażek, ale z alchemicznych sukcesów cieszyła się jak nikt. Nawet te proste eliksiry mogły przecież nie wyjść, prawda? Wendelina zakorkowała fiolkę, odkładając ją w bezpieczne miejsce, a następnie odsunęła się od kuchenki, pozwalając służącej posprzątać.
Sama miedzianowłosa postnowiła, że zrobi sobie chwilę przerwy. Takie sukcesy trzeba było uczcić. Usiadła więc na specjalnie przygotowanej dla siebie sofie i rozciągnęła się, wpatrując w piękną przestrzeń ogrodu. To naprawdę był ładny dzień. Nie mogła temu zaprzeczyć.
Już po chwili skrzat jakby wyrósł spod ziemi, przekazując swojej pani szklankę soku oraz jej ulubioną książkę opisującą wpływ faz Saturna na eliksiry lecznicze. Wendelina, bez słowa podziękowania (wszak to tylko skrzat) zagłębiła się w lekturze, popijając orzeźwiający napój.
| zt
Sama miedzianowłosa postnowiła, że zrobi sobie chwilę przerwy. Takie sukcesy trzeba było uczcić. Usiadła więc na specjalnie przygotowanej dla siebie sofie i rozciągnęła się, wpatrując w piękną przestrzeń ogrodu. To naprawdę był ładny dzień. Nie mogła temu zaprzeczyć.
Już po chwili skrzat jakby wyrósł spod ziemi, przekazując swojej pani szklankę soku oraz jej ulubioną książkę opisującą wpływ faz Saturna na eliksiry lecznicze. Wendelina, bez słowa podziękowania (wszak to tylko skrzat) zagłębiła się w lekturze, popijając orzeźwiający napój.
| zt
Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
26.04
Hep!
Czkawka nie odpuszczała, a z mieszkania Dudley'a Steffen przeniósł się do... kolejnego ładnego salonu?
A nawet... bardzo ładnego...!
Wylądował miękko na obszytej aksamitem kanapie, a potem zamrugał, oszołomiony złoconymi meblami, marmurowymi rzeźbami, lampami skrzącymi się jak kryształy i...
...stiuki, o Merlinie, tu są stiuki. Dłonie mu zadrżały, złapał bezgłośnie powietrze jak przestraszona, wyjęta z wody ryba i wychylił się na kanapie, aby zerknąć za uchylone drzwi. Za nimi znajdował się hall, również zdobiony stiukami, biały i elegancki...
Był już tutaj, w jesieni, w innym życiu. Nie w tym salonie, ale przechodził obok niego, idąc przez tamten hall do prywatnego saloniku lady Isabelli.
Serce załomotało mu tak mocno, że aż przytknął do niego dłoń, zaalarmowany nie tyle perspektywą rychłego zawału, co faktem, że może narobić hałasu. Merlinie, Morgano, a nie, nie Morgano... Wdech-wydech! Rozdziawił znowu usta, usiłując na nowo wywołać czkawkę, ale na próżno. Pomocy, pomocy, co jeśli zobaczy go tu ojciec Isabelli albo Morgana, albo, co gorsza, sama jasnowłosa lady?! Przecież miał o niej zapomnieć, a ona o nim, już wcale o niej nie myślał, no może tylkocodziennie co drugi dzień, a to zawsze było jakimś postępem. Słuchał Keata, był mężny i żadna czkawka nie mogła tego zmienić, choć troskliwe uwagi Lucindy zasiały w nim spore wątpliwości odnośnie tego, czy trzymanie się na dystans to na pewno honorowa strategia.
No ale nie, jak już szukać lady Selwyn to na własnych warunkach, w szbutiku Madame Malkin czy... coś! W sumie teraz mógłby zamienić się w szczura i uciec, ale bał się, że szlachta ma porozstawiane jakieś pułapki na gryzonie. Wziął więc głęboki wdech, wygładził koszulę i wstał z kanapy, zamierzając dyskretnie prześlizgnąć się do wyjścia. W końcu z hallu niedaleko już do przedsionka, a stamtąd do ogrodu, a płot mógłby pokonać już jako gryzoń... I nikt nigdy się nie dowie, że tu był! To nawet mniej skomplikowane niż ucieczka przez tajne przejście za obrazem, którą ratował się po pocałowaniu... nie, nie będzie o niej myślał!
Hep!
Czkawka nie odpuszczała, a z mieszkania Dudley'a Steffen przeniósł się do... kolejnego ładnego salonu?
A nawet... bardzo ładnego...!
Wylądował miękko na obszytej aksamitem kanapie, a potem zamrugał, oszołomiony złoconymi meblami, marmurowymi rzeźbami, lampami skrzącymi się jak kryształy i...
...stiuki, o Merlinie, tu są stiuki. Dłonie mu zadrżały, złapał bezgłośnie powietrze jak przestraszona, wyjęta z wody ryba i wychylił się na kanapie, aby zerknąć za uchylone drzwi. Za nimi znajdował się hall, również zdobiony stiukami, biały i elegancki...
Był już tutaj, w jesieni, w innym życiu. Nie w tym salonie, ale przechodził obok niego, idąc przez tamten hall do prywatnego saloniku lady Isabelli.
Serce załomotało mu tak mocno, że aż przytknął do niego dłoń, zaalarmowany nie tyle perspektywą rychłego zawału, co faktem, że może narobić hałasu. Merlinie, Morgano, a nie, nie Morgano... Wdech-wydech! Rozdziawił znowu usta, usiłując na nowo wywołać czkawkę, ale na próżno. Pomocy, pomocy, co jeśli zobaczy go tu ojciec Isabelli albo Morgana, albo, co gorsza, sama jasnowłosa lady?! Przecież miał o niej zapomnieć, a ona o nim, już wcale o niej nie myślał, no może tylko
No ale nie, jak już szukać lady Selwyn to na własnych warunkach, w szbutiku Madame Malkin czy... coś! W sumie teraz mógłby zamienić się w szczura i uciec, ale bał się, że szlachta ma porozstawiane jakieś pułapki na gryzonie. Wziął więc głęboki wdech, wygładził koszulę i wstał z kanapy, zamierzając dyskretnie prześlizgnąć się do wyjścia. W końcu z hallu niedaleko już do przedsionka, a stamtąd do ogrodu, a płot mógłby pokonać już jako gryzoń... I nikt nigdy się nie dowie, że tu był! To nawet mniej skomplikowane niż ucieczka przez tajne przejście za obrazem, którą ratował się po pocałowaniu... nie, nie będzie o niej myślał!
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie potrafiła usiedzieć we własnych komnatach.
Odesłała służkę, aby przygotowała posiłek dla swojej osłabionej chorobą lady. Sama wypiła wzmacniający eliksir i w pierwszej chwili miała zamiar odpoczywać we własnych czterech ścianach. Irytowało ją jednak ostre słońce wpadające przez duże okna. Nie potrafiła przy tym skupić się na lekturze, mając problemy z oddychaniem i chyba po prostu zaczynało brakować jej towarzystwa.
Wiedziała, że ataku chory nie należało ignorować. Że powinna wezwać służbę i poruszać się tylko razem z nią. Do głównego salonu, w którym niewątpliwie przebywał jakiś z członków dość licznej familli Selwynów, nie miała jednak przecież daleko. Była osłabiona, ale kilkanaście metrów chyba zdoła przejść… prawda?
Biorąc głęboki oddech i błagając w duchu, by nie natrafić na zmartwionego ojca, wstała z kanapy i korytarzem ruszyła w stronę salonu. Dźwięk kroków Wendy odbijał się nierówno od ścian: co dwa, trzy metry musiała się zatrzymać, aby wziąć głęboki oddech. Choroba się wzmagała. A niech to! Ciekawe, czy jej rodzice już wiedzą? Na pewno: skrzat, którego poprosiła o wezwanie uzdrowiciela na pewno przekazał im wiadomość o kolejnym ataku u Wendeliny. Zawsze uwielbiał byłą lady Nott.
Gdy jednak stanęła w drzwiach salonu, musiała aż chwycić się framugi, aby nie upaść. Miedzianowłosa spoglądała ze zdziwieniem na ciemnowłosego młodzieńca, siedzącego w salonie. Nie kojarzyła jego twarzy. Szlachcic? Nie wyglądał na takowego, był zbyt skromnie ubrany. Może jakiś znajomy jej brata, biedniejszy czystokrwisty? Ale przecież chyba zostałaby o tym poinformowana?
– Dzień dobry – powiedziała, odruchowo zakrywając się rękami: na lekką sukienkę miała zarzucony ciepły szlafrok. Spróbowała stanąć prosto, jednak widać było, że stanie w jednym miejscu sprawia młodej damie pewną trudność. – Przepraszam, co pan tu robi? Nikt mnie nie informował o gościach– spytała neutralnym tonem, spoglądając na chłopaka bacznym spojrzeniem szarych oczu. Nawet nie zakładała, że mężczyzna jest w pałacu przypadkiem. Był zbyt dobrze chroniony, aby osoba z zewnątrz mogła się tutaj dostać… prawda?
Dlatego też nie zaczęła wzywać od razu pomocy czy towarzystwa, licząc, że nieznajomy da jej dobry powód na pobyt w tym miejscu. Dopóki się to jednak nie stanie, wolała nie siadać i zachować dystans, nawet kosztem własnego zdrowia. Jeszcze ktoś by ją posądził o bratanie się z przyszłym ogrodnikiem!
Odesłała służkę, aby przygotowała posiłek dla swojej osłabionej chorobą lady. Sama wypiła wzmacniający eliksir i w pierwszej chwili miała zamiar odpoczywać we własnych czterech ścianach. Irytowało ją jednak ostre słońce wpadające przez duże okna. Nie potrafiła przy tym skupić się na lekturze, mając problemy z oddychaniem i chyba po prostu zaczynało brakować jej towarzystwa.
Wiedziała, że ataku chory nie należało ignorować. Że powinna wezwać służbę i poruszać się tylko razem z nią. Do głównego salonu, w którym niewątpliwie przebywał jakiś z członków dość licznej familli Selwynów, nie miała jednak przecież daleko. Była osłabiona, ale kilkanaście metrów chyba zdoła przejść… prawda?
Biorąc głęboki oddech i błagając w duchu, by nie natrafić na zmartwionego ojca, wstała z kanapy i korytarzem ruszyła w stronę salonu. Dźwięk kroków Wendy odbijał się nierówno od ścian: co dwa, trzy metry musiała się zatrzymać, aby wziąć głęboki oddech. Choroba się wzmagała. A niech to! Ciekawe, czy jej rodzice już wiedzą? Na pewno: skrzat, którego poprosiła o wezwanie uzdrowiciela na pewno przekazał im wiadomość o kolejnym ataku u Wendeliny. Zawsze uwielbiał byłą lady Nott.
Gdy jednak stanęła w drzwiach salonu, musiała aż chwycić się framugi, aby nie upaść. Miedzianowłosa spoglądała ze zdziwieniem na ciemnowłosego młodzieńca, siedzącego w salonie. Nie kojarzyła jego twarzy. Szlachcic? Nie wyglądał na takowego, był zbyt skromnie ubrany. Może jakiś znajomy jej brata, biedniejszy czystokrwisty? Ale przecież chyba zostałaby o tym poinformowana?
– Dzień dobry – powiedziała, odruchowo zakrywając się rękami: na lekką sukienkę miała zarzucony ciepły szlafrok. Spróbowała stanąć prosto, jednak widać było, że stanie w jednym miejscu sprawia młodej damie pewną trudność. – Przepraszam, co pan tu robi? Nikt mnie nie informował o gościach– spytała neutralnym tonem, spoglądając na chłopaka bacznym spojrzeniem szarych oczu. Nawet nie zakładała, że mężczyzna jest w pałacu przypadkiem. Był zbyt dobrze chroniony, aby osoba z zewnątrz mogła się tutaj dostać… prawda?
Dlatego też nie zaczęła wzywać od razu pomocy czy towarzystwa, licząc, że nieznajomy da jej dobry powód na pobyt w tym miejscu. Dopóki się to jednak nie stanie, wolała nie siadać i zachować dystans, nawet kosztem własnego zdrowia. Jeszcze ktoś by ją posądził o bratanie się z przyszłym ogrodnikiem!
Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Zastygł, gdy w wejściu do salonu pojawiła się kobieca sylwetka. Jego serce o mało nie wywinęło fikołka, rwąc się z nadzieją do nieznajomej, ale oczy błyskawicznie przekazały informację do mózgu, a ten zapanował nad emocjami. Miedzianych włosów nieznajomej nie dało się pomylić z jasną główką Isabelli. Eleganckiego szlafroczka nie dało się jednak pomylić ze strojem jakiejkolwiek służącej. Nieprzyjemne kleszcze stresu zacisnęły się wokół żołądka biednego Steffena (skołowanego już zresztą przygodami z czkawką). Nie dość, że został przyłapany, to jeszcze przez nieznajomą szlachciankę. Kto to mógł być? Nie Isabella, nie znana mu z Zakonu Lucinda, jeśli ma przed sobą kogoś z rodziny Selwynów to została jeszcze... Steff gorączkowo przypomniał sobie ostatni, pisany przez niego zresztą, przegląd towarzyski "Czarownicy" (mający się ukazać na dniach)... ach, tak, może Wendelina?!
Ojejku, jej! I co on ma teraz powiedzieć?
Najlepiej pewnie prawdę!
-Przepraszam za śmiałość, Madame! Jestem...reporterem - o tak, to prawda! Bardziej prawdopodobna od czkawki teleportacyjnej, to wzbudziło nawet podejrzenia Dudleya... ..."Horyzontów Zaklęć" - to na tyle nudna gazeta, że nikt jej nie czyta... -...i testowałem z Profesorem Longinusem Bonnet zabezpieczenia, mające chronić nasze piękne miasto przed niepowołaną teleportacją, aż nagle... trafiłem tutaj! Czy może mi łaskawa panienka powiedzieć, gdzie konkretnie jestem? Czy był tutaj Profesor Bonnet? Widzi pani, nie wiem czy to jakiś jego test czy coś poszło nie tak... - wyjaśnił naprędce, ujmując prawdę o swojej teleportacyjnej czkawce w bardziej... ugładzone wyjaśnienie. Eksperymenty jakiegoś pro-ministerialnego naukowca brzmiały w końcu lepiej niż zwykły wypadek biednego łamacza klątw. Chyba. Odetchnął, przybierając wyraz twarzy zagubionego kujona. To akurat nie było trudne, musiał tylko przypomnieć sobie swoją fascynację runami, a potem zagubienie gdy słyszał cokolwiek o historii magii - et voila, odpowiednia mina gotowa. Dopiero gdy skończył słowotok, omiótł nieznajomą uważnym spojrzeniem, ledwo maskując ciekawość. Czy wszystkie panny z rodu Selwyn były śliczne? I czy wszystkie miały dobre serca, jak Isabella i Lucinda? Może nie powinien jej okłamywać? I czemu wyglądała tak blado?
-Proszę wybaczyć śmiałość, ale czy dobrze się panienka czuje? Mam nadzieję, że nie przestraszyłem panienki!
kłamię sobie (kłamstwo II)
Ojejku, jej! I co on ma teraz powiedzieć?
Najlepiej pewnie prawdę!
-Przepraszam za śmiałość, Madame! Jestem...reporterem - o tak, to prawda! Bardziej prawdopodobna od czkawki teleportacyjnej, to wzbudziło nawet podejrzenia Dudleya... ..."Horyzontów Zaklęć" - to na tyle nudna gazeta, że nikt jej nie czyta... -...i testowałem z Profesorem Longinusem Bonnet zabezpieczenia, mające chronić nasze piękne miasto przed niepowołaną teleportacją, aż nagle... trafiłem tutaj! Czy może mi łaskawa panienka powiedzieć, gdzie konkretnie jestem? Czy był tutaj Profesor Bonnet? Widzi pani, nie wiem czy to jakiś jego test czy coś poszło nie tak... - wyjaśnił naprędce, ujmując prawdę o swojej teleportacyjnej czkawce w bardziej... ugładzone wyjaśnienie. Eksperymenty jakiegoś pro-ministerialnego naukowca brzmiały w końcu lepiej niż zwykły wypadek biednego łamacza klątw. Chyba. Odetchnął, przybierając wyraz twarzy zagubionego kujona. To akurat nie było trudne, musiał tylko przypomnieć sobie swoją fascynację runami, a potem zagubienie gdy słyszał cokolwiek o historii magii - et voila, odpowiednia mina gotowa. Dopiero gdy skończył słowotok, omiótł nieznajomą uważnym spojrzeniem, ledwo maskując ciekawość. Czy wszystkie panny z rodu Selwyn były śliczne? I czy wszystkie miały dobre serca, jak Isabella i Lucinda? Może nie powinien jej okłamywać? I czemu wyglądała tak blado?
-Proszę wybaczyć śmiałość, ale czy dobrze się panienka czuje? Mam nadzieję, że nie przestraszyłem panienki!
kłamię sobie (kłamstwo II)
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Spodziewała się nieco innej odpowiedzi. Że młodzieńca zaprosił jakiś z wujów czy kuzynów i zapomniał ją o tym powiadomić. Że wpadł z nagłą wizytą i czeka właśnie, aż któryś z domowników odpowie na wezwanie służby. To były odpowiedzi najbardziej adekwatne i najbardziej oczekiwane. W końcu ich rodzina, mimo poniesionych ostatnio strat, wciąż była dość duża. Wendelina nie była w stanie kontrolować wszystkich zapraszanych gości, szczególnie, gdy była tak osłabiona chorobą. Ktoś mógłby ją jednak powiadomić! Nie powinna pokazywać się w szlafroku żadnemu czarodziejowi spoza rodziny. Teraz jednak nie była w stanie niczego na to poradzić.
Zmarszczyła brwi, wysłuchując słowotoku Steffena. Po „Horyzonty Zaklęć” sięgała rzadko, ale jednak zdarzało jej się to robić. Zwykle poszukiwała informacji związanych z alchemią bądź astronomią; naukowe pismo czasem zawierało ciekawe badania czy wywiady. Jednocześnie skupiona na alchemii, nigdy nie badała innych dziedzin magii, nie mając na nie po prostu czasu. Nie wiedziała więc, jak wyglądają badania nad zaklęciami i właściwie słów nieznajomego nie mogła podważyć. Nie miała też powodów, aby mu nie wierzyć, ale nie mogła pozwolić przecież, aby jakiś nieznajomy ot tak plątał się po pałacu!
– Pana godność? – spytała. Głos lady Selwyn był osłabiony przez chorobę, jednak pobrzmiewała w nim pewność siebie. – Chętnie sprawdzę pana dorobek zawodowy, skoro zajmuje się pan tak ważnymi sprawami. Nie, niestety, żadnego profesora tu nie ma, a przynajmniej nie wiem o jego pobycie w pałacu. Ale czyż Londyn nie jest już zabezpieczony? Dopiero co z niego wróciłam – zauważyła, przekrzywiając delikatnie głowę i wpatrując się w Steffena uważnie.
Pokręciła głową, uśmiechając się blado. Zrobiła krok w stronę Steffena, nie spuszczając z niego wzroku.
– Nie, wszystko jest w najlepszym porządku – powiedziała, nie mając zamiaru zwierzać się nieznajomemu komuś z jakichkolwiek własnych problemów. To nie było godne damy. – Czy ten test ma mieć jakiś finał? Czy może mam poprosić służbę, aby pokazała panu drogę wyjścia, aby nie zajmować panu więcej czasu? – spytała. Gościnność gościnnością, ale jeśli miała kogoś przyjmować w progach pałacu to nie w szlafroku i nie w tak niezapowiedziany sposób. Poza tym nieznajomy, młody reporter na pewno miał na głowie wiele spraw związanych z badaniami, czyż nie?
Zmarszczyła brwi, wysłuchując słowotoku Steffena. Po „Horyzonty Zaklęć” sięgała rzadko, ale jednak zdarzało jej się to robić. Zwykle poszukiwała informacji związanych z alchemią bądź astronomią; naukowe pismo czasem zawierało ciekawe badania czy wywiady. Jednocześnie skupiona na alchemii, nigdy nie badała innych dziedzin magii, nie mając na nie po prostu czasu. Nie wiedziała więc, jak wyglądają badania nad zaklęciami i właściwie słów nieznajomego nie mogła podważyć. Nie miała też powodów, aby mu nie wierzyć, ale nie mogła pozwolić przecież, aby jakiś nieznajomy ot tak plątał się po pałacu!
– Pana godność? – spytała. Głos lady Selwyn był osłabiony przez chorobę, jednak pobrzmiewała w nim pewność siebie. – Chętnie sprawdzę pana dorobek zawodowy, skoro zajmuje się pan tak ważnymi sprawami. Nie, niestety, żadnego profesora tu nie ma, a przynajmniej nie wiem o jego pobycie w pałacu. Ale czyż Londyn nie jest już zabezpieczony? Dopiero co z niego wróciłam – zauważyła, przekrzywiając delikatnie głowę i wpatrując się w Steffena uważnie.
Pokręciła głową, uśmiechając się blado. Zrobiła krok w stronę Steffena, nie spuszczając z niego wzroku.
– Nie, wszystko jest w najlepszym porządku – powiedziała, nie mając zamiaru zwierzać się nieznajomemu komuś z jakichkolwiek własnych problemów. To nie było godne damy. – Czy ten test ma mieć jakiś finał? Czy może mam poprosić służbę, aby pokazała panu drogę wyjścia, aby nie zajmować panu więcej czasu? – spytała. Gościnność gościnnością, ale jeśli miała kogoś przyjmować w progach pałacu to nie w szlafroku i nie w tak niezapowiedziany sposób. Poza tym nieznajomy, młody reporter na pewno miał na głowie wiele spraw związanych z badaniami, czyż nie?
Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Był z siebie dość dumny, w końcu nie spodziewał się, że wymyśli całą fałszywą historię w zaledwie kilka sekund. Wydawało się zresztą, że stojąca przed nim dama prawie mu uwierzyła... prawie, bo natarczywe, jak na jego gust, pytania o godność i badania, nieco wytrąciły go z równowagi. Nie miał pojęcia jak arystokraci obchodzą się z nieproszonymi gośćmi i jak wyrażają ciekawość, a jak podejrzliwość.
Pomimo wiedzy teoretycznej z "Czarownicy" i ukradkowego szpiegowania w szczurzej postaci, rzadko miał sposobność rozmawiać z wieloma arystokratkami. Elise Nott, z którą potajemnie prowadził wywiad w galerii sztuki, wydawała się nieco wyniosła, ale uwierzyła mu na słowo, gdy przedstawił się jako malarz. Isabella z kolei całkowicie przeczyła stereotypom o dziewczynach ze Slytherinu, była w końcu tak sympatyczna i ciepła, niczym kominek w przytulnym domu w zimowy wieczór... stop, miał nie myśleć o Belli. Zwłaszcza, że stojąca przed nim dama przypominała raczej zimne ognie, pomimo swej płomiennej fryzury.
Wziął głębszy oddech, nie będąc pewnym intencji ani podejrzeń damy i nie tracąc czujności. Podstawą naturalnego przedstawiania się fałszywymi personaliami był brak jakiegokolwiek zawahania.
-Magnus Sheridan, do usług. - ukłonił się lekko, na poczekaniu przywołując imię dawnego reportera "Walczącego Maga" i nazwisko człowieka, który... kojarzył mu się z czystą krwią, dumą i nudą. Dudley był w końcu inteligentny, miał ładny dom, Steff wpadł do niego na początku przygody z czkawką (i dlatego wciąż o nim myślał), a przy tym był... najzwyklejszym pracownikiem Ministerstwa. A zatem z rodziny szanowanej, lecz tak zwykłej, by płomiennowłosa lady jej nie skojarzyła. Oby.
-Nie jestem niestety na tyle ważny w redakcji, by od razu znalazła panienka cały mój dorobek, ale regularnie towarzyszę gościom w terenie, redagowałem artykuły o anomaliach i piszę wszystkie horoskopy! - pochwalił się, aby nie wpadło jej do głowy sprawdzać żadnego Magnusa Sheridana. A o horoskopach faktycznie mógł jej poopowiadać, czytał wszystkie z wypiekami na twarzy. -Ostatnio testowałem też metody przeganiania bahanek, ale... och, pewnie panienkę nudzę! I proszę nic się nie martwić zabezpieczeniami, są skuteczne, a profesor Bonnet testował je aby sprawdzić czy są podwójnie skuteczne, Ministerstwo musi być wszak kreatywne i wychodzić naprzeciw kreatywnym łamaczom prawa. - uśmiechnął się, odwzajemniając jej blady uśmiech i starając się nie okazać ulgi na wzmiankę o wyjściu. Wyjść, jak najprędzej musi stąd wyjść.
-Profesor teoretyzował, że każda próba użycia świstoklika przy barierze powinna zaburzyć jego działanie i kazał mi przetestować ten swój... myślałem, że znajdę go w jakimś punkcie zbiórki! Widać coś zakłóciło wszystko jeszcze bardziej niż się spodziewał, skoro go tu nie ma? Będę niezmiernie wdzięczny za pokazanie mi wyjścia i przepraszam panienkę za to niefortunne najście, muszę spisać raport z tego przykrego wypadku... - zapewnił, kłaniając się raz jeszcze.
Pomimo wiedzy teoretycznej z "Czarownicy" i ukradkowego szpiegowania w szczurzej postaci, rzadko miał sposobność rozmawiać z wieloma arystokratkami. Elise Nott, z którą potajemnie prowadził wywiad w galerii sztuki, wydawała się nieco wyniosła, ale uwierzyła mu na słowo, gdy przedstawił się jako malarz. Isabella z kolei całkowicie przeczyła stereotypom o dziewczynach ze Slytherinu, była w końcu tak sympatyczna i ciepła, niczym kominek w przytulnym domu w zimowy wieczór... stop, miał nie myśleć o Belli. Zwłaszcza, że stojąca przed nim dama przypominała raczej zimne ognie, pomimo swej płomiennej fryzury.
Wziął głębszy oddech, nie będąc pewnym intencji ani podejrzeń damy i nie tracąc czujności. Podstawą naturalnego przedstawiania się fałszywymi personaliami był brak jakiegokolwiek zawahania.
-Magnus Sheridan, do usług. - ukłonił się lekko, na poczekaniu przywołując imię dawnego reportera "Walczącego Maga" i nazwisko człowieka, który... kojarzył mu się z czystą krwią, dumą i nudą. Dudley był w końcu inteligentny, miał ładny dom, Steff wpadł do niego na początku przygody z czkawką (i dlatego wciąż o nim myślał), a przy tym był... najzwyklejszym pracownikiem Ministerstwa. A zatem z rodziny szanowanej, lecz tak zwykłej, by płomiennowłosa lady jej nie skojarzyła. Oby.
-Nie jestem niestety na tyle ważny w redakcji, by od razu znalazła panienka cały mój dorobek, ale regularnie towarzyszę gościom w terenie, redagowałem artykuły o anomaliach i piszę wszystkie horoskopy! - pochwalił się, aby nie wpadło jej do głowy sprawdzać żadnego Magnusa Sheridana. A o horoskopach faktycznie mógł jej poopowiadać, czytał wszystkie z wypiekami na twarzy. -Ostatnio testowałem też metody przeganiania bahanek, ale... och, pewnie panienkę nudzę! I proszę nic się nie martwić zabezpieczeniami, są skuteczne, a profesor Bonnet testował je aby sprawdzić czy są podwójnie skuteczne, Ministerstwo musi być wszak kreatywne i wychodzić naprzeciw kreatywnym łamaczom prawa. - uśmiechnął się, odwzajemniając jej blady uśmiech i starając się nie okazać ulgi na wzmiankę o wyjściu. Wyjść, jak najprędzej musi stąd wyjść.
-Profesor teoretyzował, że każda próba użycia świstoklika przy barierze powinna zaburzyć jego działanie i kazał mi przetestować ten swój... myślałem, że znajdę go w jakimś punkcie zbiórki! Widać coś zakłóciło wszystko jeszcze bardziej niż się spodziewał, skoro go tu nie ma? Będę niezmiernie wdzięczny za pokazanie mi wyjścia i przepraszam panienkę za to niefortunne najście, muszę spisać raport z tego przykrego wypadku... - zapewnił, kłaniając się raz jeszcze.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Uniosła brew, słysząc imię i nazwisko chłopaka. Niewiele jej wprawdzie mówiło, ale nie musiał o tym przecież wiedzieć, czyż nie? Sheridan, Sheridan… te słowa obiły jej się kiedyś o uszy, jednak nie była w stanie stwierdzić ani gdzie, ani w jaki sposób. W każdym razie, chłopak raczej nie miał zbyt wiele wspólnego ze szlachetnie urodzonymi, bo gdyby tak było, przecież by o nim słyszała. Ech, ci młodzi, biedni naukowcy. Brakowało im funduszy na badania, próbowali być kimś… ale zwykle nie potrafili zrozumieć, że aby dojść na szczyt naukowej kariery musieli mieć albo nadmiar szczęścia, albo szlachetne urodzenie, gwarantujące wybitne obeznanie z magią. Tego drugiego rzecz jasna nigdy nie mieli, a to pierwsze było zaszczytem, który przypadał nielicznym. Bardzo nielicznym.
Zrobiła kilka kroków wzdłuż ściany, wciąż z dłońmi założonymi na piersi, zerkając na Magnusa spojrzeniem szarych tęczówek.
– A więc jest pan też jasnowidzem? – spytała. Wszak jeśli nie miał daru, był co najwyżej zwykłym oszustem. A takich Gwen nie tolerowała. Nie żeby uważała wróżbiarstwo za szczególnie istotną i naukową dziedzinę. W końcu wróżby czasem się sprawdzały, czasem nie… A nauka oznaczała pewność, że coś jest prawdą.
Słuchała chłopaka cierpliwie, trochę rozbawiona całą tą jego niezręcznością. Rozumiała, że to dla niego krępująca sytuacja. Jednocześnie jednak nie miała zamiaru jakoś szczególnie mu sprawy ułatwiać. Skoro popełnił błąd to niech za niego zapłaci! Nie jej winą było, że wylądował akurat w ich wspaniałym salonie. Cóż… przynajmniej mógł sobie na niego przez chwilę popatrzeć. Nie każdy dostawał tak olbrzymi przywilej.
– Tak… cóż… bahanki raczej nie są dla nas problemem – uznała. Nie było czemu zaprzeczać: chłopak mimo wszystko nieszczególnie interesował Wendelinę. O ile jego zachowanie w tym momencie odrobinkę ją bawiło, to straciła już zainteresowanie jego osobowością i przeszłością. Nie był nikim wielkim i ważnym, nie wyglądał też na geniusza. Czemuż więc miałaby się nim przejmować?
– Profesor Bonnet musi mieć więc trudne zadanie – stwierdziła, niespodziewanie znów czując dziwny przypływ słabości. Spojrzenie szlachcianki, do tej pory wlepione w Steffena, powędrowało gdzieś za niego, a prawa dłoń kobiety chwyciła za znajdujący się tuż obok blat jednej z komódek. Lady Selwyn wzięła głęboki oddech, potem kolejny i kolejny, czując, że to wcale nie pomaga. Jej organizm domagał się tlenu, którego drogi oddechowe jak na złość nie chciały dostarczyć w odpowiedniej ilości. Próbowała się opanować, licząc, że ta chwila słabości po chwili przejdzie. Wolała nie wołać służby z prośbą o pomoc, dopóki nie wyprowadzi stąd nie proszonego gościa, a aby to zrobić, musiała się opanować, nim Magnus Sheridan zauważy, że coś jest nie tak.
Tyle tylko, że na to chyba było jednak trochę za późno.
Zrobiła kilka kroków wzdłuż ściany, wciąż z dłońmi założonymi na piersi, zerkając na Magnusa spojrzeniem szarych tęczówek.
– A więc jest pan też jasnowidzem? – spytała. Wszak jeśli nie miał daru, był co najwyżej zwykłym oszustem. A takich Gwen nie tolerowała. Nie żeby uważała wróżbiarstwo za szczególnie istotną i naukową dziedzinę. W końcu wróżby czasem się sprawdzały, czasem nie… A nauka oznaczała pewność, że coś jest prawdą.
Słuchała chłopaka cierpliwie, trochę rozbawiona całą tą jego niezręcznością. Rozumiała, że to dla niego krępująca sytuacja. Jednocześnie jednak nie miała zamiaru jakoś szczególnie mu sprawy ułatwiać. Skoro popełnił błąd to niech za niego zapłaci! Nie jej winą było, że wylądował akurat w ich wspaniałym salonie. Cóż… przynajmniej mógł sobie na niego przez chwilę popatrzeć. Nie każdy dostawał tak olbrzymi przywilej.
– Tak… cóż… bahanki raczej nie są dla nas problemem – uznała. Nie było czemu zaprzeczać: chłopak mimo wszystko nieszczególnie interesował Wendelinę. O ile jego zachowanie w tym momencie odrobinkę ją bawiło, to straciła już zainteresowanie jego osobowością i przeszłością. Nie był nikim wielkim i ważnym, nie wyglądał też na geniusza. Czemuż więc miałaby się nim przejmować?
– Profesor Bonnet musi mieć więc trudne zadanie – stwierdziła, niespodziewanie znów czując dziwny przypływ słabości. Spojrzenie szlachcianki, do tej pory wlepione w Steffena, powędrowało gdzieś za niego, a prawa dłoń kobiety chwyciła za znajdujący się tuż obok blat jednej z komódek. Lady Selwyn wzięła głęboki oddech, potem kolejny i kolejny, czując, że to wcale nie pomaga. Jej organizm domagał się tlenu, którego drogi oddechowe jak na złość nie chciały dostarczyć w odpowiedniej ilości. Próbowała się opanować, licząc, że ta chwila słabości po chwili przejdzie. Wolała nie wołać służby z prośbą o pomoc, dopóki nie wyprowadzi stąd nie proszonego gościa, a aby to zrobić, musiała się opanować, nim Magnus Sheridan zauważy, że coś jest nie tak.
Tyle tylko, że na to chyba było jednak trochę za późno.
Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Jasnowidzem? Miał ochotę parsknąć śmiechem na myśl o roli jasnowidzenia w pisaniu horoskopów, ale szybciutko się opanował. Na szczęście, był śmieszkiem z natury i już wielokrotnie w życiu musiał gryźć się w język i przyjmować pokerową twarz. Na swoje (nie?)szczęście, zakładał też, że ludzie (za wyjątkiem zwolenników Czarnego Pana, a tfe!) są sympatyczni z natury - więc nawet przez myśl mu nie przeszło, że Wendelina w duszy szydzi z biednych naukowców. Nie był zresztą stricte naukowcem, jako łamacz klątw miał w końcu lepsze perspektywy zawodowe niż teoretycy.
-Och...wie panienka, staram się rozwijać mój dar i nad nim panować... ale moją prawdziwą pasją jest nauka. - skłamał skromnie, pamiętając, że niektórzy naukowcy, zwłaszcza z Horyzontów Zaklęć, mogą podchodzić do jasnowidzenia z przymrużeniem oka. Nie był pewien stanowiska panny Selwyn, więc najlepiej wyrażać się bezpiecznymi ogólnikami! Zresztą, pisał czasem horoskopy - w porozumieniu z koleżankami z redakcji i z butelką białego wina! To wspaniała zabawa!
Nie potrafił określić dlaczego, ale rozmowa napawała go dziwnym dyskomfortem i chęcią jak najszybszego zmycia się z Pałacu Bealieu. Może podskórnie wyczuwał znużenie Wendeliny, albo zwyczajnie bał się Selwynów z powodu swej zakazanej i nieodwzajemnionej miłości do Isabelli? Ach, jakże chętnie spytałby rudowłosą, co u jej kuzynki - ale na szczęście miał odrobinę rozumu i na szczęście pociągnął już za język lady Lucindę. Dlatego z nieobecną ulgą pokiwał głową na słowa o profesorze, gotów wycofać się z pokoju i...
...spojrzenie lady Selwyn powędrowało gdzieś daleko (Steff aż obejrzał się przez ramię, ale zdawała się patrzeć na... ścianę?), a sama kobieta pobladła i zaczęła jakoś dziwnie oddychać...
O nie, o nie! I co teraz? Nie mógł zostawić jej tu samej, a nie znał się przecież na anatomii ani na leczeniu! Jedyne, co umiał robić dla ludzkiego zdrowia, to wykrywać klątwy!
-Panienko! Panience jest słabo? - zawołał, podbiegając do komody, na którą osuwała się dama. -Jak... jak wezwać skrzata domowego? - jęknął, nie wiedząc, czy łapać Wendelinę czy klaskać w dłonie (albo wołać? albo rzucać butami?) aby pojawiła się tu skrzacia pomoc.
-Och...wie panienka, staram się rozwijać mój dar i nad nim panować... ale moją prawdziwą pasją jest nauka. - skłamał skromnie, pamiętając, że niektórzy naukowcy, zwłaszcza z Horyzontów Zaklęć, mogą podchodzić do jasnowidzenia z przymrużeniem oka. Nie był pewien stanowiska panny Selwyn, więc najlepiej wyrażać się bezpiecznymi ogólnikami! Zresztą, pisał czasem horoskopy - w porozumieniu z koleżankami z redakcji i z butelką białego wina! To wspaniała zabawa!
Nie potrafił określić dlaczego, ale rozmowa napawała go dziwnym dyskomfortem i chęcią jak najszybszego zmycia się z Pałacu Bealieu. Może podskórnie wyczuwał znużenie Wendeliny, albo zwyczajnie bał się Selwynów z powodu swej zakazanej i nieodwzajemnionej miłości do Isabelli? Ach, jakże chętnie spytałby rudowłosą, co u jej kuzynki - ale na szczęście miał odrobinę rozumu i na szczęście pociągnął już za język lady Lucindę. Dlatego z nieobecną ulgą pokiwał głową na słowa o profesorze, gotów wycofać się z pokoju i...
...spojrzenie lady Selwyn powędrowało gdzieś daleko (Steff aż obejrzał się przez ramię, ale zdawała się patrzeć na... ścianę?), a sama kobieta pobladła i zaczęła jakoś dziwnie oddychać...
O nie, o nie! I co teraz? Nie mógł zostawić jej tu samej, a nie znał się przecież na anatomii ani na leczeniu! Jedyne, co umiał robić dla ludzkiego zdrowia, to wykrywać klątwy!
-Panienko! Panience jest słabo? - zawołał, podbiegając do komody, na którą osuwała się dama. -Jak... jak wezwać skrzata domowego? - jęknął, nie wiedząc, czy łapać Wendelinę czy klaskać w dłonie (albo wołać? albo rzucać butami?) aby pojawiła się tu skrzacia pomoc.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wendelina nie była tak łaskawa dla ludzkości, jak Steffen, bez wahania dzieląc ich na tych godnych jej uwagi i na tych, którzy z różnych względów nań nie zasługują. Po cóż miała przejmować się niższą warstwą, mając wszystko na wyciągnięcie ręki? Poza tym wiele lat obracania się w szlachetnym towarzystwie skutecznie nauczyło ją tego, że każdy gest, każda rozmowa czy relacja ma jakiś większy sens. Zwykle zaś sens ten powiązany był z wpływami i pieniędzmi, nie zaś z poszukiwaniem zaufania i wzajemnego ciepła. Dlatego też z resztą nigdy takowych nie szukała poza własną rodziną, będąc szczerze przywiązana jedynie do swoich bliskich. Wszak jeśli ktoś miał chcieć dla niej jak najlepiej to właśnie jej rodzice i krewni.
– Rozumiem. Tak, tak, to chyba bardziej rozsądne. – Pokiwała głową. – Wszak jasnowidzenie, nawet jeśli naprawdę jest darem, i tak nie jest wystarczająco precyzyjne. Pewnie jako naukowiec zgodzi się pan ze mną, panie Sheridan? Trudno o zgłębianie jakiejkolwiek nauki, gdy brakuje nam sposobów na badanie jej i jasne przedstawianie – mówiła, kiwając głową, trochę sama do siebie.
Właśnie to było wspaniałe i w astronomii, i alchemii: zasady i obliczenia były stałe, niezmienne. Różdżka mogła zawsze odmówić posłuszeństwa, klątwa nie zadziałać, a wizja przyszłości okazać się złudna. Za do odległość Ziemi od Słońca, czy wpływu księżyca na konkretny eliksir to elementy powtarzalne, zbadane i naukowo klarowne. Lady Selwyn bardzo sobie te kwestie ceniła. Niewiadoma wzbudzała w niej lęk i – co tu kryć – pogardę. Tak samo nie do końca pojmowała sztukę, choć jako arystokratka miała na jej temat podstawową wiedzę, częściowo wyniesioną ze szkoły, i potrafiła przynajmniej ją szanować.
Nie dana im była jednak dłuższa rozprawa na temat nauki, która nawet zaczynała lady Selwyn nieco angażować, bo choroba dała o sobie znać.
Gdy przestraszony mężczyzna znalazł się tuż obok niej, lady Selwyn uniosła na chwilę dłoń. Nie zbliżaj się, dam sobie radę – starała się mu przekazać, przymykając na chwilę oczy i próbując złapać oddech.
– Po… potrzebuje eliksiru… wzmacniającego krew – powiedziała. – Skrzat… powinien być na końcu… korytarza – powiedziała, oddychając coraz ciężej. – Będzie wiedział… kogo wezwać… i co przynieść – wyjaśniła, próbując podejść do najbliższego fotela.
– Rozumiem. Tak, tak, to chyba bardziej rozsądne. – Pokiwała głową. – Wszak jasnowidzenie, nawet jeśli naprawdę jest darem, i tak nie jest wystarczająco precyzyjne. Pewnie jako naukowiec zgodzi się pan ze mną, panie Sheridan? Trudno o zgłębianie jakiejkolwiek nauki, gdy brakuje nam sposobów na badanie jej i jasne przedstawianie – mówiła, kiwając głową, trochę sama do siebie.
Właśnie to było wspaniałe i w astronomii, i alchemii: zasady i obliczenia były stałe, niezmienne. Różdżka mogła zawsze odmówić posłuszeństwa, klątwa nie zadziałać, a wizja przyszłości okazać się złudna. Za do odległość Ziemi od Słońca, czy wpływu księżyca na konkretny eliksir to elementy powtarzalne, zbadane i naukowo klarowne. Lady Selwyn bardzo sobie te kwestie ceniła. Niewiadoma wzbudzała w niej lęk i – co tu kryć – pogardę. Tak samo nie do końca pojmowała sztukę, choć jako arystokratka miała na jej temat podstawową wiedzę, częściowo wyniesioną ze szkoły, i potrafiła przynajmniej ją szanować.
Nie dana im była jednak dłuższa rozprawa na temat nauki, która nawet zaczynała lady Selwyn nieco angażować, bo choroba dała o sobie znać.
Gdy przestraszony mężczyzna znalazł się tuż obok niej, lady Selwyn uniosła na chwilę dłoń. Nie zbliżaj się, dam sobie radę – starała się mu przekazać, przymykając na chwilę oczy i próbując złapać oddech.
– Po… potrzebuje eliksiru… wzmacniającego krew – powiedziała. – Skrzat… powinien być na końcu… korytarza – powiedziała, oddychając coraz ciężej. – Będzie wiedział… kogo wezwać… i co przynieść – wyjaśniła, próbując podejść do najbliższego fotela.
Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
-O... - rudowłosa arystokratka wydawała się wiedzieć dużo o wszystkim, a przynajmniej wiedzieć o jasnowidzeniu dużo więcej od niego. Z jej głosu emanowała taka pewność siebie, że Steffen poczuł się jak ignorant. Nie miał zamiaru z nią dyskutować, ani się z nią nie zgadzać - jeszcze jego kłamstwo wyszłoby na jaw! Musiał pamiętać, by uważać ze swoimi fałszywymi tożsamościami. Nigdy nie wiadomo, kiedy trafi na kogoś, kto wie o jego fikcyjnym życiu więcej niż on sam!
-Oczywiście. - zgodził się więc usłużnie, chcąc aby Wendelina delektowała się własnym monologiem i odprawiła go stąd w dobrym humorze. A co najważniejsze, bez żadnych podejrzeń.
I aby nigdy, przenigdy nie opisała tej wizyty ani mojej osoby Isabelli, bo to dopiero wzbudziłoby podejrzenia! I zepsuło nastrój przyszłej pani Rosier - pomyślał z goryczą, mając nadzieję, że Magnus Sheridan jest wystarczająco nudny i niepozorny, by nigdy nie zostać pomylonym z wesołym Steffenem Cattermole.
Magnus nie wyzbył się jednak zupełnie wrodzonej ciekawości Steffena, bo - zanim zdążył ugryźć się w język - nie wytrzymał i wypalił jeszcze:
-Interesuje się panienka nauką? Wydaje się panienka sporo o niej wiedzieć, rozumieć... serce jej metod! - pochwalił rudowłosą, zanim przytomnie się wycofał...
...by zaraz wrócić do damy w potrzebie. Spoglądał na nią z napięciem i wyraźnym zaniepokojeniem, czując zupełną bezsilność w obliczu niezrozumiałego dla siebie ataku. Czy to... jego wina, czy ją zestresował?
Trochę uspokoił go fakt, że szlachcianka zdawała się wiedzieć co robić, i że dała mu nawet klarowne instrukcje. Czyli będzie mógł pomóc! Wynagrodzić jej swoje wtargnięcie i w ogóle! Dobrze, że posłała go do skrzata, te - w przeciwieństwie do ludzkich służących - nie zadają chyba intruzom niewygodnych pytań. Choć kto wie, Steffen nigdy nie miał skrzata i nigdy nie będzie go na niego stać, nigdy się nawet do żadnego nie zbliżał.
-Już pędzę! - zaoferował, prostując się, aby pognać do korytarza. Zawahał się jednak na sekundę, widząc jak dziewczyna próbuje słabo dojść do fotela. Czy powinien najpierw jej pomóc? Odruchowo wyciągnął rękę i...
-...hep! - czkawka wróciła pod wpływem stresu, a Steffen zniknął. Niedoszły wybawca panny Selwyn rozmył się w powietrzu zanim zdążył jej pomóc, czy choćby zachować skrzata - zostawiając ją w środku ataku, a samemu momentalnie czując wyrzuty sumienia.
/zt
-Oczywiście. - zgodził się więc usłużnie, chcąc aby Wendelina delektowała się własnym monologiem i odprawiła go stąd w dobrym humorze. A co najważniejsze, bez żadnych podejrzeń.
I aby nigdy, przenigdy nie opisała tej wizyty ani mojej osoby Isabelli, bo to dopiero wzbudziłoby podejrzenia! I zepsuło nastrój przyszłej pani Rosier - pomyślał z goryczą, mając nadzieję, że Magnus Sheridan jest wystarczająco nudny i niepozorny, by nigdy nie zostać pomylonym z wesołym Steffenem Cattermole.
Magnus nie wyzbył się jednak zupełnie wrodzonej ciekawości Steffena, bo - zanim zdążył ugryźć się w język - nie wytrzymał i wypalił jeszcze:
-Interesuje się panienka nauką? Wydaje się panienka sporo o niej wiedzieć, rozumieć... serce jej metod! - pochwalił rudowłosą, zanim przytomnie się wycofał...
...by zaraz wrócić do damy w potrzebie. Spoglądał na nią z napięciem i wyraźnym zaniepokojeniem, czując zupełną bezsilność w obliczu niezrozumiałego dla siebie ataku. Czy to... jego wina, czy ją zestresował?
Trochę uspokoił go fakt, że szlachcianka zdawała się wiedzieć co robić, i że dała mu nawet klarowne instrukcje. Czyli będzie mógł pomóc! Wynagrodzić jej swoje wtargnięcie i w ogóle! Dobrze, że posłała go do skrzata, te - w przeciwieństwie do ludzkich służących - nie zadają chyba intruzom niewygodnych pytań. Choć kto wie, Steffen nigdy nie miał skrzata i nigdy nie będzie go na niego stać, nigdy się nawet do żadnego nie zbliżał.
-Już pędzę! - zaoferował, prostując się, aby pognać do korytarza. Zawahał się jednak na sekundę, widząc jak dziewczyna próbuje słabo dojść do fotela. Czy powinien najpierw jej pomóc? Odruchowo wyciągnął rękę i...
-...hep! - czkawka wróciła pod wpływem stresu, a Steffen zniknął. Niedoszły wybawca panny Selwyn rozmył się w powietrzu zanim zdążył jej pomóc, czy choćby zachować skrzata - zostawiając ją w środku ataku, a samemu momentalnie czując wyrzuty sumienia.
/zt
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Jakże miałoby jej brakować pewności siebie, skoro od najmłodszych lat była karmiona przekonaniem o byciu tą najlepszą i najzdolniejszą? Nie brakowało jej talentów i nie brakowało jej chłodnego, naukowego spojrzenia na świat. Znała swoje zalety i nigdy nie wahała się z nich korzystać. Nie należała też do osób sztucznie skromnych, chyba że wymagała tego sytuacja. Nie dziwiłoby jej więc to, że Magnus wyglądał na nieco speszonego. Nie zdążyła jednak się nad tym zastanowić przez atak choroby. Uniosła jedynie brew, słysząc ciekawskie pytanie Sheridana, następnie próbując najpierw dojść do fotela, nim cokolwiek mu powie.
Wtedy jednak młody naukowiec wyciągnął ku niej dłoń. Wendy próbowała chwycić ją z drobnym wahaniem (wszak to obcy mężczyzna i na dodatek gorzej urodzony!), jednak nim do tego doszło, Magnus wydał z siebie głośne „HEP!” i zniknął z salonu.
Lady Selwyn poczuła, jak traci równowagę. Przygotowana już do oparcia części swojego ciężaru na Magnusie i osłabiona chorobą, nie złapała ponownie równowagi, upadła na podłogę z cichym piskiem, a w oczach młodej damy pojawiły się łzy. Dosłownie ułamek sekundy później poczuł, jak ciemnieje jej przed oczami. Osłabiony organizm nie radził sobie z atakiem duszności: Wendelin z trudem łapała powietrze.
W ostatnim przebłysku trzeźwego myślenia sięgnęła po znajdującą się w kieszeni różdżkę. Jej drobne, zimne palce zacisnęły się na drewienku, po które – jak na czarownicę – sięgała stosunkowo rzadko, nie mając zwykle ku temu większej potrzeby. Wyciągnęła różdżkę w stronę drzwi i machnęła nią, aby otworzyć drzwi. Następnie otworzyła usta, wypowiadając prostą inkantację:
– Ignis Fatuus! – Głos Wendeliny był słaby, ale wystarczająco stanowczy, aby z jej różdżki wydostały się iskry, informujące przebywających na korytarzu, że znajdująca się w salonie osoba potrzebuje pomocy.
Chwilę później lady Selwyn poczuła, jak różdżka wysuwa się z jej dłoni, a jej głowa staje się coraz cięższa i cięższa… aby kilka sekund później stracić przytomność jeszcze przed przybyciem pomocy do salonu. Nie musiała się jednak obawiać: skrzaty, wyczulone na chorobę lady Selwyn przez jej ojca, na pewno doskonale będą wiedziały, co mają zrobić z nieprzytomną panią.
| zt
Wtedy jednak młody naukowiec wyciągnął ku niej dłoń. Wendy próbowała chwycić ją z drobnym wahaniem (wszak to obcy mężczyzna i na dodatek gorzej urodzony!), jednak nim do tego doszło, Magnus wydał z siebie głośne „HEP!” i zniknął z salonu.
Lady Selwyn poczuła, jak traci równowagę. Przygotowana już do oparcia części swojego ciężaru na Magnusie i osłabiona chorobą, nie złapała ponownie równowagi, upadła na podłogę z cichym piskiem, a w oczach młodej damy pojawiły się łzy. Dosłownie ułamek sekundy później poczuł, jak ciemnieje jej przed oczami. Osłabiony organizm nie radził sobie z atakiem duszności: Wendelin z trudem łapała powietrze.
W ostatnim przebłysku trzeźwego myślenia sięgnęła po znajdującą się w kieszeni różdżkę. Jej drobne, zimne palce zacisnęły się na drewienku, po które – jak na czarownicę – sięgała stosunkowo rzadko, nie mając zwykle ku temu większej potrzeby. Wyciągnęła różdżkę w stronę drzwi i machnęła nią, aby otworzyć drzwi. Następnie otworzyła usta, wypowiadając prostą inkantację:
– Ignis Fatuus! – Głos Wendeliny był słaby, ale wystarczająco stanowczy, aby z jej różdżki wydostały się iskry, informujące przebywających na korytarzu, że znajdująca się w salonie osoba potrzebuje pomocy.
Chwilę później lady Selwyn poczuła, jak różdżka wysuwa się z jej dłoni, a jej głowa staje się coraz cięższa i cięższa… aby kilka sekund później stracić przytomność jeszcze przed przybyciem pomocy do salonu. Nie musiała się jednak obawiać: skrzaty, wyczulone na chorobę lady Selwyn przez jej ojca, na pewno doskonale będą wiedziały, co mają zrobić z nieprzytomną panią.
| zt
Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Strona 2 z 2 • 1, 2
Główny salon
Szybka odpowiedź