Jak wytresować Berta
AutorWiadomość
- O co ci chodzi Olie, znowu chcesz przegrać w gargulki? - zadarł wyzywająco brodę i zaplótł ręce na torsie chcąc wyglądać tak bardzo wyzywająco, jak tylko mógł wyglądać siedmiolatek. Jednak to nie o to chodziło. Jego rok młodszy kuzyn jakoś tak dziwnie się tylko uśmiechał. Raczej tak by się nie szczerzył gdyby wiedział, że zaraz to dostanie wciry. Chodziło o coś więcej. Ciekawość która budziła się w Mattcie kazała mu podążać za Olim, który dziwnie entuzjastycznie ciągnął go za rękaw w stronę schodów prowadzących do salonu. Oczywiście Matt na przekór światu robił cierpiętniczą minę zachowując się jak gdyby robił Oliemu jakąś łaskę, kiedy to ostatecznie się zgodził za nim iść. Wewnętrznie zaś umierał z ciekawości i chciał. Trochę mu przeszło, gdy będąc w połowie długości schodów prowadzących na parter usłyszał...szczeknięcie?! Spiął się cały i momentalnie zastygł, a drobna rączka zacisnęła się mocniej na szczeblu.
- Słyszałeś to...? - Spytał się, a w jego oczach pojawił się jakiś popłoch, a on sam pobladł. Z twarzy Oliego od razu odczytał, że owszem drań słyszał i to jest właśnie to coś co chciał mu pokazać. Mowy nie było! Ciekawość Matta umarła tak szybko jak się pojawiła, lecz chęć dopięcia swego Oliego wcale nie zmalała. Szamotanie na schodach przerodziło się w kulę kotłujących się chłopców, która po prostu stoczyła się się na parter. Oczywiście nie mogło być inaczej jak w kolejności - najpierw Matt, a potem Olie który przygniótł jego plecy i unieruchomił w jakiejś pokracznej pozycji. Zaczynając nawoływać psa. Bo to był pies, prawda?
- Puszczaj mnie pacanie! - szarpał go jedną ręką za rękaw, a drugą oparł o jego tą głupią twarz próbując odepchnąć i najpewniej uniemożliwiając mu wyraźne porozumiewanie się ze światem
- Słyszałeś to...? - Spytał się, a w jego oczach pojawił się jakiś popłoch, a on sam pobladł. Z twarzy Oliego od razu odczytał, że owszem drań słyszał i to jest właśnie to coś co chciał mu pokazać. Mowy nie było! Ciekawość Matta umarła tak szybko jak się pojawiła, lecz chęć dopięcia swego Oliego wcale nie zmalała. Szamotanie na schodach przerodziło się w kulę kotłujących się chłopców, która po prostu stoczyła się się na parter. Oczywiście nie mogło być inaczej jak w kolejności - najpierw Matt, a potem Olie który przygniótł jego plecy i unieruchomił w jakiejś pokracznej pozycji. Zaczynając nawoływać psa. Bo to był pies, prawda?
- Puszczaj mnie pacanie! - szarpał go jedną ręką za rękaw, a drugą oparł o jego tą głupią twarz próbując odepchnąć i najpewniej uniemożliwiając mu wyraźne porozumiewanie się ze światem
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Do głowy dwuletniego chłopca dociera dość niewiele, do głowy dwuletniego Bertiego dociera zaledwie tyle, że kiedy ludzie się cieszą to fajnie. To więc i na jego twarzy zaraz obok wyrazu absolutnego nie-zrozumienia, czy zaraz pod tym wyrazem w błękitnych jak niebo latem, wielkich ślepiach uformował się szeroki uśmiech. W sumie to zabawa była fajna. Lubił się bawić ze starszymi kuzynami, w sumie to lubił się bawić w ogóle, najlepszy był oczywiście tata, ale oni rzadziej na koniec dają słodycze.
Nie wiedział też, czemu po wielu zabawach mama krzyczy na kuzynów. Ale w sumie to nie ważne, bo trzymała go wtedy na rękach, tuliła i szła zaraz dać mu coś dobrego i się pobawić jakby chciała mu wynagrodzić, pewnie przerwanie innej zabawy, nie ważne z resztą. Nie zastanawiał się, bo jego uwagę i tak zaraz coś odwracało.
Tym razem przyniesienie piłeczki którą rzucił Olie zajęło mu trochę czasu. Piłeczka wturlała się pod kanapę i jak już pod nią wlazł to materiał osłaniający dół zapadł no i jak on ma się z tej ciemności wydostać?
Trzymał okrągły przedmiot i pilnował, żeby mu nie wypadł, co jakiś czas się śmiejąc i wydając taki śmieszny głos, jak chwilę temu pokazywał mu Olie, bo skoro starszego Botta tak bardzo to bawiło to i buzia dwuletniego Bertieo też się śmiała i cieszyła.
Jak usłyszał znajome głosy, zaraz ruszył w tę ciemność przed sobą i nawet udało mu się z niej wyjść no to ruszył do Oliego, bo przecież miał mu dać piłeczkę.
Nie wiedział też, czemu po wielu zabawach mama krzyczy na kuzynów. Ale w sumie to nie ważne, bo trzymała go wtedy na rękach, tuliła i szła zaraz dać mu coś dobrego i się pobawić jakby chciała mu wynagrodzić, pewnie przerwanie innej zabawy, nie ważne z resztą. Nie zastanawiał się, bo jego uwagę i tak zaraz coś odwracało.
Tym razem przyniesienie piłeczki którą rzucił Olie zajęło mu trochę czasu. Piłeczka wturlała się pod kanapę i jak już pod nią wlazł to materiał osłaniający dół zapadł no i jak on ma się z tej ciemności wydostać?
Trzymał okrągły przedmiot i pilnował, żeby mu nie wypadł, co jakiś czas się śmiejąc i wydając taki śmieszny głos, jak chwilę temu pokazywał mu Olie, bo skoro starszego Botta tak bardzo to bawiło to i buzia dwuletniego Bertieo też się śmiała i cieszyła.
Jak usłyszał znajome głosy, zaraz ruszył w tę ciemność przed sobą i nawet udało mu się z niej wyjść no to ruszył do Oliego, bo przecież miał mu dać piłeczkę.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Był podekscytowany, niemalże kipiał z radości i entuzjazmu, co było po nim wyraźnie widoczne. W tej chwili był całkowicie z siebie dumnym sześciolatkiem, który zamierzał pokazać coś starszemu kuzynkowi, będącemu poniekąd jego małym autorytetem. Choć tylko małym, bo przecież różnica wieku była na tyle mała, że często traktował go jak równego sobie.
Tego dnia zostali sami w domu. Niewiele było takich dni, a więc oczywistym było, że musiał to wykorzystać, prawda? W pamięci odbiła mu się natomiast ostatnia (i kolejna z rzędu) sprzeczka o posiadanie psa, którą odbył ze swoimi rodzicami. Nie tylko czuł silną potrzebę posiadania czworonoga jako przyjaciela, ale również z jakichś względów wbił sobie do łba, że w ten sposób uratuje Matta od tego irracjonalnego lęku, który odczuwał na widok tych pociesznych, miłych stworzonek. A skoro nie mógł mieć prawdziwego psa... od czego miało się młodszych, głupiutkich kuzynów, prawda?
- Chodź, chodź. Zobaczysz coś. - Zachęcał, kusił, ciągnąc niby to niezadowolonego Matthewewa, a tak naprawdę widząc wyraźnie po jego minie, że jest zaciekawiony. Szczeknięcie zaś dotarło do jego uszu, ale i mogło wszystko popsuć, a więc udał, że tego nie słyszał i jeszcze rzarliwiej pociągnął kuzyna za rękaw.
- Chodź. Nie będziesz żałował.
Ale ten ani drgnął. No nie mógł popsuć tego, po prostu nie mógł. Oli zbyt mocno napracował się przy tym, by w końcu móc pokazać starszemu kuzynowi efekt. Zwyczajowo więc doszło do szarpaniny, potem było łubudubu, turlu turlu i ostatecznie Oliver przyciskał Matta do ziemi siedząc na nim. Wyszczerzył się zadowolony i zacmokał, zagwizdał nieumiejętnie, ale dobrze wiedząc, że jego "piesek" zaraz dosłyszy i pojawi się tuż przy nich. Wyszczerzył się jeszcze szerzej, aż w końcu wybuchł pełnym zadowolenia śmiechem, gdy Bertie zjawił się i trzymał w ręku piłkę.
- Widzisz? Nauczyłem go szczekać i przynosić piłkę. Po co nam pies, no nie? - Zgramolił się z pleców Matta, po czym wziął od Berta piłeczkę i poklepał go z zadowoleniem po głowie. - Dobry Bertie, dobry. - Pochwalił go właśnie niczym psa, po czym zwrócił się ku Mattowi. - Niedawno przecież chodził na nogach i rękach, a więc dużo się od psa nie różni. - Podrzucał trzymaną w ręku piłeczkę. - Bertie! Szczek! - Wydał polecenie, z podekscytowaniem patrząc na malucha. Nie przepadał za młodszym kuzynem, ale musiał przyznać, że jego psia rola sprawiła, że poczuł do niego nawet odrobinę sympatii.
Tego dnia zostali sami w domu. Niewiele było takich dni, a więc oczywistym było, że musiał to wykorzystać, prawda? W pamięci odbiła mu się natomiast ostatnia (i kolejna z rzędu) sprzeczka o posiadanie psa, którą odbył ze swoimi rodzicami. Nie tylko czuł silną potrzebę posiadania czworonoga jako przyjaciela, ale również z jakichś względów wbił sobie do łba, że w ten sposób uratuje Matta od tego irracjonalnego lęku, który odczuwał na widok tych pociesznych, miłych stworzonek. A skoro nie mógł mieć prawdziwego psa... od czego miało się młodszych, głupiutkich kuzynów, prawda?
- Chodź, chodź. Zobaczysz coś. - Zachęcał, kusił, ciągnąc niby to niezadowolonego Matthewewa, a tak naprawdę widząc wyraźnie po jego minie, że jest zaciekawiony. Szczeknięcie zaś dotarło do jego uszu, ale i mogło wszystko popsuć, a więc udał, że tego nie słyszał i jeszcze rzarliwiej pociągnął kuzyna za rękaw.
- Chodź. Nie będziesz żałował.
Ale ten ani drgnął. No nie mógł popsuć tego, po prostu nie mógł. Oli zbyt mocno napracował się przy tym, by w końcu móc pokazać starszemu kuzynowi efekt. Zwyczajowo więc doszło do szarpaniny, potem było łubudubu, turlu turlu i ostatecznie Oliver przyciskał Matta do ziemi siedząc na nim. Wyszczerzył się zadowolony i zacmokał, zagwizdał nieumiejętnie, ale dobrze wiedząc, że jego "piesek" zaraz dosłyszy i pojawi się tuż przy nich. Wyszczerzył się jeszcze szerzej, aż w końcu wybuchł pełnym zadowolenia śmiechem, gdy Bertie zjawił się i trzymał w ręku piłkę.
- Widzisz? Nauczyłem go szczekać i przynosić piłkę. Po co nam pies, no nie? - Zgramolił się z pleców Matta, po czym wziął od Berta piłeczkę i poklepał go z zadowoleniem po głowie. - Dobry Bertie, dobry. - Pochwalił go właśnie niczym psa, po czym zwrócił się ku Mattowi. - Niedawno przecież chodził na nogach i rękach, a więc dużo się od psa nie różni. - Podrzucał trzymaną w ręku piłeczkę. - Bertie! Szczek! - Wydał polecenie, z podekscytowaniem patrząc na malucha. Nie przepadał za młodszym kuzynem, ale musiał przyznać, że jego psia rola sprawiła, że poczuł do niego nawet odrobinę sympatii.
Oliver Bott
Zawód : Złodziej i oszust do wynajęcia
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Bo większość ludzi to durnie. Więc trzeba to wykorzystać.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie będzie żałował?! Dobre sobie! Jedyne czego w tym momencie żałował to to że dał się zwieść! Teraz będąc przygnieciony przez Oliego nie dawał za wygraną. Zawzięcie próbował się spod niego uwolnić. Zaczął od prób zepchnięcia. Oparł więc dłoń o tą głupią twarz Oliego i napierał. Ten jednak ciumkał, chrumkał i wydawał całą masą innych nawołujących dźwięków. Matta przed wezwaniem ciotki lub matki na pomoc broniła tylko chłopięca duma, która z chwili na chwilę kruszała. I już był gotów wezwać ciężką artylerię, gdy nagle...pojawił się Bertie. Nie piec, nie jakieś straszny potwór, a ta ciapowata kulka mięsa. Matt jeszcze nie do końca rozumiał co się dzieje tak więc zwiotczał cały zaprzestając stawiania oporu i siania agresji. Patrzył to na Berta, to na Oliego. na to jak jeden podaje drugiemu piłkę, a potem drugi go nagradza jak zwierze. Drugi daje komendę, a pierwszy...wydaje pokraczny dźwięk. Tak. Gdy to dotarło do Matta że właśnie widzi to co widzi to siedząc na podłodze wybuchł śmiechem.
- Mój brzuch...- wydusił pomiędzy kolejnymi spazmami rozbawienia, a gdy się trochę opanował spojrzał na kuzyna jak na największego niegodziwca w jak najlepszym tego słowa znaczeniu - Ciocia cie zabije - dodał, a to nie była groźba...A POCHWAŁA!
- Ej, daj spróbować - stanął zaraz koło Oliego i szturchnął go zaczepnie łokciem w żebro, gestem głowy wskazując piłkę. Na twarzy już nie było ani strachu, ani złości, a chłopięce podekscytowanie. Też chciał spróbować! Jeśli Oli chciał cwaniakować i nie podać mu tak szybko piłki to Matt mu ją po prostu wyrwał. O!
- Kto nie pilnuje ten traci! - zawołał przy tym, a potem pomachał Bertiemu piłeczką przed oczami - Hej, hej, Bert. Patrz! Paaaaatrz! I...Łap! Leć po piłkę! - Zamachnął się w w stronę kanapy markując rzut tak by myślał, że piłka poleciała w tamtą stronę, a w rzeczywistości była za plecami Matta, który uważał że to w sumie bardzo zabawne. Patrząc jak Bert idzie szukać piłki, pochwalił się Oliemu że wcale piłki nie rzucił i jaką to on chytrą sztuczkę odwalił.
- Mój brzuch...- wydusił pomiędzy kolejnymi spazmami rozbawienia, a gdy się trochę opanował spojrzał na kuzyna jak na największego niegodziwca w jak najlepszym tego słowa znaczeniu - Ciocia cie zabije - dodał, a to nie była groźba...A POCHWAŁA!
- Ej, daj spróbować - stanął zaraz koło Oliego i szturchnął go zaczepnie łokciem w żebro, gestem głowy wskazując piłkę. Na twarzy już nie było ani strachu, ani złości, a chłopięce podekscytowanie. Też chciał spróbować! Jeśli Oli chciał cwaniakować i nie podać mu tak szybko piłki to Matt mu ją po prostu wyrwał. O!
- Kto nie pilnuje ten traci! - zawołał przy tym, a potem pomachał Bertiemu piłeczką przed oczami - Hej, hej, Bert. Patrz! Paaaaatrz! I...Łap! Leć po piłkę! - Zamachnął się w w stronę kanapy markując rzut tak by myślał, że piłka poleciała w tamtą stronę, a w rzeczywistości była za plecami Matta, który uważał że to w sumie bardzo zabawne. Patrząc jak Bert idzie szukać piłki, pochwalił się Oliemu że wcale piłki nie rzucił i jaką to on chytrą sztuczkę odwalił.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Olie wrócił i to wrócił z Mattem, więc twarz małego Bertiego rozjaśniła się jeszcze bardziej, bo jeszcze więcej osób chciało się z nim bawić i jeszcze Matt tak się cieszył no to było fajnie, co nie? Jedynie kiedy Olie go zaczął klepać to mu się nie podobało, zamknął oczy, wszyscy go co chwila czochrają. No, ale nie marudził długo, bo znowu się chcieli bawić. Właściwie to nie rozumiał dlaczego nie chcieli się zamieniać i czemu Olie przestawał się bawić jak Bertie rzucał piłkę, ale nie zastanawiał się nad tym widocznie głębiej, bo w sumie to wolał biegać niż rzucać, bo bieganie jest fajne, a jak się rzuca to się stoi i ktoś inny biega, co jest bez sensu.
No więc teraz Matt rzucił piłkę i Bertie się odwrócił i to odwrócił tak szybko, że się o drugą nogę potknął i wywrócił ale jako dzielne dziecko wcale nie zaczął płakać, tylko pobiegł na drugi koniec pokoju i za kanapę i sprawdził też w tej ciemności pod kanapą, ale piłka ewidentnie zniknęła.
- Ne-ma...
Oznajmił, patrząc na Matta, a potem na Oliego w poszukiwaniu pomocy, bo no muszą mu pomóc, prawda? To znaczy no odzniknąć piłkę? Bertie bardzo lubił piłkę, aż jego duże, błękitne oczy się zaszkliły jak pomyślał, że jej nie ma, a buzia zaczęła się robić czerwona.
- Cie jest?
Dodał po chwili, teraz już jękliwym głosem zwiastującym nadchodzącą falę nieszczęścia.
No więc teraz Matt rzucił piłkę i Bertie się odwrócił i to odwrócił tak szybko, że się o drugą nogę potknął i wywrócił ale jako dzielne dziecko wcale nie zaczął płakać, tylko pobiegł na drugi koniec pokoju i za kanapę i sprawdził też w tej ciemności pod kanapą, ale piłka ewidentnie zniknęła.
- Ne-ma...
Oznajmił, patrząc na Matta, a potem na Oliego w poszukiwaniu pomocy, bo no muszą mu pomóc, prawda? To znaczy no odzniknąć piłkę? Bertie bardzo lubił piłkę, aż jego duże, błękitne oczy się zaszkliły jak pomyślał, że jej nie ma, a buzia zaczęła się robić czerwona.
- Cie jest?
Dodał po chwili, teraz już jękliwym głosem zwiastującym nadchodzącą falę nieszczęścia.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Weź no te łapska! - Darł się, czując jak Matthew coraz bardziej napiera dłońmi na jego twarz. To nie było ani miłe, ani przyjemne. A przecież on naprawdę chciał mu pokazać coś niesamowitego, coś co mu się spodoba. I to nawet nie była jego wina, że spadli z tych schodków, poturlali się, poobijali i skończyli na ziemi w takiej, a nie w innej pozycji. Choć nie przeszkadzało mu to, dopóki to on był na górze i to on przygważdżał Matta do ziemi.
Sytuacje uradowała ta roześmiana, rozradowana, pulchna kulka, która przybiegła do nich, choć czasami Oli zastanawiał się jakim cudem chodziła na dwóch nogach. Nawet zszedł z Matta, aby wziąć od ów kulki piłkę i pogłaskać w ramach nagrody, mając bardzo gdzieś fakt, że Bert krzywił się na ten rodzaj nagrody. Z dumą wypiął pierś, gdy Matt go pochwalił, bo dobrze rozumiał co kryło się za jego słowami. Machnął ręką lekceważąco.
- E tam, nie zabije. - Jakkolwiek by nie krzyczała, jakkolwiek by zła nie była - Oli wiedział bardzo dobrze, że mama by mu krzywdy nie zrobiła. Bo to mama, prawda? Mamy nie robią krzywdy, mamy krzyczą, a potem przytulają i to była dla niego oczywista oczywistość.
- No nie wiem, nie wiem czy to zadziała jeśli Ty rzucisz. - Wygiął się jeszcze bardziej, jeszcze bardziej zadarł podbródek, rzucając piłką i zerkając na Matta z dumą i pychą, która wręcz z niego wyciekała. A potem piłka znikła. Skrzywił się i spiorunował Matta spojrzeniem chwilowej złości. - Ej! - I tak mu przeszło w sekundę, bo piłka w rękach kuzyna zwiastowała więcej zabawy.
Śmiał się w głos obserwując to, co się dało. Co jakiś czas szturchał Matta, co było zaczepką z rozbawienia, a jednocześnie pochwałą. Podobało mu się to, co zrobił kuzyn, był przecież zbyt młody by zrozumieć, że to wręcz swego rodzaju znęcanie się nad małym Bertem. Śmiał się i śmiał, czasem dusił w sobie chęć ponownego wybuchnięcia śmiechem. Ale mina mu zrzedła, gdy zobaczył ten charakerystyczny błysk w oczach Bertiego. Szturchnął Matta biodrem.
- Ej, on zaraz będzie beczeć. - To był oczywisty przekaz na to, by mu oddał piłkę. Jak ta mała klucha się rozryczy to Oli już nie będzie taki pewien czy mama serio nie zachce go zamordować.
Sytuacje uradowała ta roześmiana, rozradowana, pulchna kulka, która przybiegła do nich, choć czasami Oli zastanawiał się jakim cudem chodziła na dwóch nogach. Nawet zszedł z Matta, aby wziąć od ów kulki piłkę i pogłaskać w ramach nagrody, mając bardzo gdzieś fakt, że Bert krzywił się na ten rodzaj nagrody. Z dumą wypiął pierś, gdy Matt go pochwalił, bo dobrze rozumiał co kryło się za jego słowami. Machnął ręką lekceważąco.
- E tam, nie zabije. - Jakkolwiek by nie krzyczała, jakkolwiek by zła nie była - Oli wiedział bardzo dobrze, że mama by mu krzywdy nie zrobiła. Bo to mama, prawda? Mamy nie robią krzywdy, mamy krzyczą, a potem przytulają i to była dla niego oczywista oczywistość.
- No nie wiem, nie wiem czy to zadziała jeśli Ty rzucisz. - Wygiął się jeszcze bardziej, jeszcze bardziej zadarł podbródek, rzucając piłką i zerkając na Matta z dumą i pychą, która wręcz z niego wyciekała. A potem piłka znikła. Skrzywił się i spiorunował Matta spojrzeniem chwilowej złości. - Ej! - I tak mu przeszło w sekundę, bo piłka w rękach kuzyna zwiastowała więcej zabawy.
Śmiał się w głos obserwując to, co się dało. Co jakiś czas szturchał Matta, co było zaczepką z rozbawienia, a jednocześnie pochwałą. Podobało mu się to, co zrobił kuzyn, był przecież zbyt młody by zrozumieć, że to wręcz swego rodzaju znęcanie się nad małym Bertem. Śmiał się i śmiał, czasem dusił w sobie chęć ponownego wybuchnięcia śmiechem. Ale mina mu zrzedła, gdy zobaczył ten charakerystyczny błysk w oczach Bertiego. Szturchnął Matta biodrem.
- Ej, on zaraz będzie beczeć. - To był oczywisty przekaz na to, by mu oddał piłkę. Jak ta mała klucha się rozryczy to Oli już nie będzie taki pewien czy mama serio nie zachce go zamordować.
Oliver Bott
Zawód : Złodziej i oszust do wynajęcia
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Bo większość ludzi to durnie. Więc trzeba to wykorzystać.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Pewność siebie kuzyna co do braku potencjalnych konsekwencji swoich czynów robiła na starszym zbóju wrażenie. Oczywiście nie zamierzał wprost o tym informowac kuzyna czy też w jakiś specjalny sposób bardziej niż to było koniecznie pochwalić jego postawę. Jeszcze mu co uderzy do glowy i pomyśli, że jest fajniejszy czy też lepszy, co nie?
- No, no - miał zamiar przestudzić nieco pewność siebie Olivera. Zastanawiał się jednocześnie czy też tak będzie mówił, gdy za karę ciotka przy obiedzie pozbawi go deseru. Sam Matthew czuł się wyjątkowo bezkarny i nie obawiał się kary. No bo przecież to nie on wpadł na taki niecny pomysł! To nie on zrobił z Bertiego psa! On właściwie wcale nie chciał tu zejść i gdyby kuzyn go NIE ZMUSIŁ to by go tutaj nie było, prawda? Prawda! Matt wierzył, że takie postawienie sprawy w razie nakrycia pozwoli mu się wyślizgnąć z objęć konsekwencji. Mając tego świadomość od razu lżej bylo mu podejść do zabawy!
- A czemu miałoby niby nie zadziałać? - obruszył się nieco, na moment, sekundy. Zaraz zaczął jego mały móżdżek intensywnie rozmyślać, czy Oliver go tu w jajo robił i się nagrywał czy mówił na poważnie. Nie chciał przecież rzucić i żeby się okazało, że Bertie faktycznie nie zareagował na komendę. Wyszło by przecież na jego. Wtedy do jego głowy wpadł pomysł by zamarkować rzut! Wówczas bez względu na wynik będzie mógł wyjść obronną ręką bez względu na wynik. Sprytny on!
Jak więc pomyślał, tak też zrobił, a rezultat jego czynu przeszedł najśmielsze oczekiwania. W głowie pojawiła się pustka, a on sam zaczął się śmiać w głos na równi z kuzynem. Palcem pokazywał na Bertiego który nieporadnie próbował znaleźć piłki trzymanej przecież przez niego samego! Zaraz potem łapał się za brzuch bo tak się śmiał. Trochę mniej do śmiechu zaczęło się robić kiedy Kluska zmarkotniała.
- No przecież widzę, nie jestem ślepy, rety... - wywrócił teatralnie oczami i podszedł do Bertiego. Kucnął przed nim tak, że niejeden Słowianin chciałby go na swego syna - Hej, Bert, patrz... - wyciągnął zza pleców piłkę - Ej, Oli, idziemy z nim na spacer...?
- No, no - miał zamiar przestudzić nieco pewność siebie Olivera. Zastanawiał się jednocześnie czy też tak będzie mówił, gdy za karę ciotka przy obiedzie pozbawi go deseru. Sam Matthew czuł się wyjątkowo bezkarny i nie obawiał się kary. No bo przecież to nie on wpadł na taki niecny pomysł! To nie on zrobił z Bertiego psa! On właściwie wcale nie chciał tu zejść i gdyby kuzyn go NIE ZMUSIŁ to by go tutaj nie było, prawda? Prawda! Matt wierzył, że takie postawienie sprawy w razie nakrycia pozwoli mu się wyślizgnąć z objęć konsekwencji. Mając tego świadomość od razu lżej bylo mu podejść do zabawy!
- A czemu miałoby niby nie zadziałać? - obruszył się nieco, na moment, sekundy. Zaraz zaczął jego mały móżdżek intensywnie rozmyślać, czy Oliver go tu w jajo robił i się nagrywał czy mówił na poważnie. Nie chciał przecież rzucić i żeby się okazało, że Bertie faktycznie nie zareagował na komendę. Wyszło by przecież na jego. Wtedy do jego głowy wpadł pomysł by zamarkować rzut! Wówczas bez względu na wynik będzie mógł wyjść obronną ręką bez względu na wynik. Sprytny on!
Jak więc pomyślał, tak też zrobił, a rezultat jego czynu przeszedł najśmielsze oczekiwania. W głowie pojawiła się pustka, a on sam zaczął się śmiać w głos na równi z kuzynem. Palcem pokazywał na Bertiego który nieporadnie próbował znaleźć piłki trzymanej przecież przez niego samego! Zaraz potem łapał się za brzuch bo tak się śmiał. Trochę mniej do śmiechu zaczęło się robić kiedy Kluska zmarkotniała.
- No przecież widzę, nie jestem ślepy, rety... - wywrócił teatralnie oczami i podszedł do Bertiego. Kucnął przed nim tak, że niejeden Słowianin chciałby go na swego syna - Hej, Bert, patrz... - wyciągnął zza pleców piłkę - Ej, Oli, idziemy z nim na spacer...?
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Dziecięce emocje to szalona karuzela, kręcą się i zmieniają w ciągu chwili, tak i w jednej chwili już mały, pulchny chłopczyk się śmiał i cieszył, bo bawił się z piłką co przed nim uciekała, zaraz zmienił się w pulpet nieszczęścia o zaczerwienionych policzkach, teraz już czerwień znikała a ślepia schły i znowu się uśmiechnął. Matt był super, był duży, nie tak jak tata ale zawsze całkiem i umiał dużo - nie tak dużo jak tata, ale na przykład odzniknąć piłkę potrafił, a w tej chwili Bertie bardzo piłkę lubił. Złapał ją więc z pełnią radości w swoje małe dłonie, potykając się przy tym o własną nogę, bo zrobił za szybki krok, a nie oszukujmy się, z zaledwie dwuletnią praktyką mistrzem chodzenia jeszcze nie był (no dobra, dziewiętnaście lat wiele nie zmieni, jednak nie uprzedzajmy faktów). Zapewne i to wywołałoby falę nieszczęścia, gdyby nie miękki, no w każdym bardziej miękki niż podłoga Matt na którym wylądował (którego kucającego też taka kulka wywrócić mogła bez problemu) i przez którego przeszedł zaraz, gramoląc się, nie do końca świadom, że wbija mu rękę czy kolano w brzuch, czy coś.
Wstawanie z takiego Matta z resztą chwilę zajmowało i łatwe wcale nie było, bo on to strasznie niewygodny był i nierówny i Bertie o mały włos by się jeszcze o jego rękę potknął i znowu wywalił z radości, że teraz pójdą na spacer. No, ale nie potknął się i zaczął skakać wesoło, bo już za długo siedzieli w domu.
- Tak tak tak tak!
Oznajmił z całym entuzjazmem, jaki w sobie miał. A miał go wiele.
Wstawanie z takiego Matta z resztą chwilę zajmowało i łatwe wcale nie było, bo on to strasznie niewygodny był i nierówny i Bertie o mały włos by się jeszcze o jego rękę potknął i znowu wywalił z radości, że teraz pójdą na spacer. No, ale nie potknął się i zaczął skakać wesoło, bo już za długo siedzieli w domu.
- Tak tak tak tak!
Oznajmił z całym entuzjazmem, jaki w sobie miał. A miał go wiele.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Bo na to wszystko trzeba mieć było odpowiedni plan! Oli przecież nie był taki głupi, by zacząć szkolić Bertiego na pieska jeżeli widniało nad nim widmo kary i matczynej (a także ciocinej) złości. Wszystko miał zaplanowane, wszyściuteńko - począwszy od komend, których musiał nauczyć młodszego kuzyna, skończywszy na tym jak to zrobić, by nie zostać nakrytym. Wystarczyło przecież nie wydawać mu poleceń przy cioci i mamie, zachowywać się normalnie, albo unikać malca i cała sprawa nie miała szans wyjść na jaw, prawda? A kto wie - może jak poduczy smarkacza jeszcze paru sztuczek to matka go pochwali, bo uzna, że stał się bardziej użyteczny niż teraz? Nie ukrywajmy, nieco upierdliwa, niemądra i zdecydowanie zbyt dużo płacząca kulka z niego była. Jako pies byłby lepszy!
Nie chciał, by Matt rzucał piłką i choć sam nie wiedział dlaczego "miałoby nie zadziałać" to już to wykrzyczał i odwrotu nie było. Koniec końców wyszło jeszcze zabawniej, choć tylko na moment, bo mała kulka znów zbierała się do płaczu. Nie mógł na to pozwolić - czerwone oczy Berta zdradziłyby ich i kara byłaby już oczywistością. Całe szczęście Matt załagodził sytuację, za co Oli aż mu przyklasnął, wybuchając także głośnym śmiechem zadowolenia.
- No nieźle, Matt! Brawo!
Zaśmiał się jeszcze głośniej, gdy ta kulka potknęła się i wywróciła prosto na starszego kuzyna. Podszedł do nich i zaczął wskazywać palcem na twarz Matta. Próbował zagwizdać, ale nie umiał, więc pocmokał parę razy, jednocześnie rzucając Bertowi polecenie. Ciekawe czy zrozumie.
- Liż, Bertie. Liż tutaj, tu! - Niemalże umierał ze śmiechu widząc jak obydwoje się szamoczą na ziemi, nie do końca mogąc się od siebie uwolnić, bo ta płaczliwa kulka jednak trochę ważyła. Odsunął się na parę kroków, unosząc ręce w geście poddańczo-przepraszającym (za to, że kazał Bertiemu lizać Matta po twarzy), po czym przyklasnął razem z uradowanym Bertiem.
- Spacer, tak spacer! - Pokiwał głową z entuzjazmem. - Ale trzeba mu smycz znaleźć. Nie można brać psów na spacer bez smyczy, jeszcze uciekną. Ale by się mama wkurzyła!
Rozejrzał się po pomieszczeniu, obiegł kilka kątów, zajrzał do kilku szafek. W końcu wyszedł z salonu i wrócił po paru minutach ze sznurkiem w ręku.
- Nada się?
Nie chciał, by Matt rzucał piłką i choć sam nie wiedział dlaczego "miałoby nie zadziałać" to już to wykrzyczał i odwrotu nie było. Koniec końców wyszło jeszcze zabawniej, choć tylko na moment, bo mała kulka znów zbierała się do płaczu. Nie mógł na to pozwolić - czerwone oczy Berta zdradziłyby ich i kara byłaby już oczywistością. Całe szczęście Matt załagodził sytuację, za co Oli aż mu przyklasnął, wybuchając także głośnym śmiechem zadowolenia.
- No nieźle, Matt! Brawo!
Zaśmiał się jeszcze głośniej, gdy ta kulka potknęła się i wywróciła prosto na starszego kuzyna. Podszedł do nich i zaczął wskazywać palcem na twarz Matta. Próbował zagwizdać, ale nie umiał, więc pocmokał parę razy, jednocześnie rzucając Bertowi polecenie. Ciekawe czy zrozumie.
- Liż, Bertie. Liż tutaj, tu! - Niemalże umierał ze śmiechu widząc jak obydwoje się szamoczą na ziemi, nie do końca mogąc się od siebie uwolnić, bo ta płaczliwa kulka jednak trochę ważyła. Odsunął się na parę kroków, unosząc ręce w geście poddańczo-przepraszającym (za to, że kazał Bertiemu lizać Matta po twarzy), po czym przyklasnął razem z uradowanym Bertiem.
- Spacer, tak spacer! - Pokiwał głową z entuzjazmem. - Ale trzeba mu smycz znaleźć. Nie można brać psów na spacer bez smyczy, jeszcze uciekną. Ale by się mama wkurzyła!
Rozejrzał się po pomieszczeniu, obiegł kilka kątów, zajrzał do kilku szafek. W końcu wyszedł z salonu i wrócił po paru minutach ze sznurkiem w ręku.
- Nada się?
Oliver Bott
Zawód : Złodziej i oszust do wynajęcia
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Bo większość ludzi to durnie. Więc trzeba to wykorzystać.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
No był z siebie dumny. Jak mógłby nie być?! Wpadł na ten pomysł zupełnie przed chwilą. Sam! Uśmiechnął się pod nosem łobuzersko, triumfalnie, a potem...
- Ej, Bertie, uważaaaa...- żaj. Świat małego Matta się zachwiał i ten znów leżał na ziemi. Dziś zdecydowanie za często robił za dywan! Zrobił więc kwaśną minę, kiedy to mały, kluskowaty kuzyn się po nim przetaczał. Kusiło go by go zepchnąć, lecz dobrze wiedział jak to źle może się skończyć. Ciotka i matka nieraz mu tłumaczyły po tym, jak Bertowi zdarzało się popaść w ryk, że to dziecko, jest delikatne i trzeba ostrożnie. Nie chcąc psuć frajdy Matthew postanowił stać się najostrożniejszą wycieraczką po jakiej kiedykolwiek stąpano. Przynajmniej dopóki nie zauważył co ten Oli odwala.
- Niech tylko spróbuje, a twarz będziesz musiał zbierać z podłogi ścierką! - zapowiedział butnie, przezornie zasłaniając twarz przedramionami. To wcale nie było śmieszne! Gdy ten cyrk się skończył wstał i z nieco naburmuszoną miną otrzepywał swoje ubranie. Chyba tylko dla jakiejś niepisanej zasady zademonstrowania swojego pokrzywdzenia bo jego ubranie było czyściutkie. Ciotka to jednak panią domu była na medal.
Matt po tym całym incydencie entuzjazm odzyskał dopiero w chwili gdy Oliver popędził na poszukiwania smyczy, a potem pokazał sznurek do rozwieszania prania.
- Pokaż - sięgnął po zdobycz, a następnie poszarpał nią kilkukrotnie na wszystkie strony by z minął eksperta kiwnąć potakująco głową. Zupełnie jakby studiował wytrzymałość sznurków od dnia poczęcia. Wprawnie przy pomocy Olivera obwiązali Bertiego w pasie na supełek i tak wyszli na dwór. Krzątali się po okolicy, dokazując, trancając się łokciami o to kto akurat teraz będzie prowadził Berta. Było lato więc trawa sobie rosła, było ciepło. Byli nieświadomi tego, że sąsiad z naprzeciwka stał w oknie i wytrzeszczał oczy w niedowierzaniu na malujący się przed nim cyrk.
- Ej, czy to nie Floyd?! - zawołał zaraz Matt wskazując palcem na skrzeczący i zbliżający się coraz to bliżej obiekt na niebie będący gryfem. Floyd mieszkał po drugiej stronie osiedla i miał piwnicę pełną dziwnych, pokracznych stworzeń trzymanych w słoikach. Był fajny, mieszkał bez mam i w ogóle. Matt popatrzył porozumiewawczo na Oliego. Przywiązali Bertiego do drzewa tak by miał cień i pognali nie wiedząc jeszcze, że sąsiad wszystko widział, wiedział i zamierzał czym prędzej interweniować donosząc komu trzeba. Chłopcy jednak nie wiedzieli że jeszcze że nie zdążą nawet za daleko zajść...
- Ej, Bertie, uważaaaa...- żaj. Świat małego Matta się zachwiał i ten znów leżał na ziemi. Dziś zdecydowanie za często robił za dywan! Zrobił więc kwaśną minę, kiedy to mały, kluskowaty kuzyn się po nim przetaczał. Kusiło go by go zepchnąć, lecz dobrze wiedział jak to źle może się skończyć. Ciotka i matka nieraz mu tłumaczyły po tym, jak Bertowi zdarzało się popaść w ryk, że to dziecko, jest delikatne i trzeba ostrożnie. Nie chcąc psuć frajdy Matthew postanowił stać się najostrożniejszą wycieraczką po jakiej kiedykolwiek stąpano. Przynajmniej dopóki nie zauważył co ten Oli odwala.
- Niech tylko spróbuje, a twarz będziesz musiał zbierać z podłogi ścierką! - zapowiedział butnie, przezornie zasłaniając twarz przedramionami. To wcale nie było śmieszne! Gdy ten cyrk się skończył wstał i z nieco naburmuszoną miną otrzepywał swoje ubranie. Chyba tylko dla jakiejś niepisanej zasady zademonstrowania swojego pokrzywdzenia bo jego ubranie było czyściutkie. Ciotka to jednak panią domu była na medal.
Matt po tym całym incydencie entuzjazm odzyskał dopiero w chwili gdy Oliver popędził na poszukiwania smyczy, a potem pokazał sznurek do rozwieszania prania.
- Pokaż - sięgnął po zdobycz, a następnie poszarpał nią kilkukrotnie na wszystkie strony by z minął eksperta kiwnąć potakująco głową. Zupełnie jakby studiował wytrzymałość sznurków od dnia poczęcia. Wprawnie przy pomocy Olivera obwiązali Bertiego w pasie na supełek i tak wyszli na dwór. Krzątali się po okolicy, dokazując, trancając się łokciami o to kto akurat teraz będzie prowadził Berta. Było lato więc trawa sobie rosła, było ciepło. Byli nieświadomi tego, że sąsiad z naprzeciwka stał w oknie i wytrzeszczał oczy w niedowierzaniu na malujący się przed nim cyrk.
- Ej, czy to nie Floyd?! - zawołał zaraz Matt wskazując palcem na skrzeczący i zbliżający się coraz to bliżej obiekt na niebie będący gryfem. Floyd mieszkał po drugiej stronie osiedla i miał piwnicę pełną dziwnych, pokracznych stworzeń trzymanych w słoikach. Był fajny, mieszkał bez mam i w ogóle. Matt popatrzył porozumiewawczo na Oliego. Przywiązali Bertiego do drzewa tak by miał cień i pognali nie wiedząc jeszcze, że sąsiad wszystko widział, wiedział i zamierzał czym prędzej interweniować donosząc komu trzeba. Chłopcy jednak nie wiedzieli że jeszcze że nie zdążą nawet za daleko zajść...
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Było fajnie. Na tyle na ile do niego docierało, w każdym razie biegał, w sumie to nie lubił tego sznurka i nie wiedział po co on niby ma być, bo bez sensu, że trudniej się biega, nie żeby jakoś wybitnie umiał biegać ale próbował. I często lądował na trawie, ale teraz humor miał dobry i na nic twardego nie leciał, więc wstawał i człapał dalej koślawo, bo koślawo, czasem wracając do Matta i Oliego i się ich trzymając, albo ganiając po coś.
Tylko fajnie być przestało, jak oni sobie poszli - tak o poszli!
I sznurek już całkowicie nie miał sensu, bo był i Bertie nie mógł biec z nimi, więc siadł bardzo nieszczęśliwy, bo przecież chciał iść z nimi i niby dlaczego nie mógł? Też chciał się bawić, a sam to nie lubił, poza tym właściwie to prawie nie bywał sam, bo jak mamy nie było to był tata albo Ana albo Oli albo Matt albo ktoś, a jak był sam to było tak niefajnie.
I długo tak siedział w swoim nieszczęściu, obwieszczając je przy tym światu szlochaniem, jak przystało na nieszczęśliwego dwulatka, który ewidentnie przeżywa dramat, ale po jakiejś wieczności albo trzech (piętnastu minutach) zjawił się tata i go wziął na ręce. Bo tata się potrafił zjawić tak, że było pyk i był. I mama też umiała, ale tata lepiej nosił na rękach bo był silniejszy, a Bertie przecież jest już duży i ciężki.
Mama też się zjawiła i oni oboje byli zdenerwowani, ale mama bardziej bo mama zawsze się denerwowała bardzo, a tata się denerwował jak mama patrzyła, a jak nie patrzyła to różnie.
Mama coś rozmawiała z tatą, a Bertiego pytała co właściwie się działo no to opowiedział o całej zabawie i, że teraz tu został. No i mama zaraz poszła w stronę w którą biegli milion lat temu dwa młode Botty.
- Czy wyście obaj poszaleli?!
Łagodny głos Samanthy Bott od czasu do czasu zmieniał się diametralnie do tego stopnia, iż bez wątpienia możnaby nim demony wabić. Szczególnie często kiedy dwójka dzieciaków rzecz jasna należących do strony rodziny jej męża (co lubiła podkreślać, choć oczywiście kochała smarkaczy) spędzała kawałek wakacji u niej.
- Może was powinnam poprzywiązywać do drzewa? Co to w ogóle za zabawy, skąd wam coś takiego do głowy przyszło. - wykonała pięknie wytrenowany (często powtarzany) gest załamywania rąk, z jej twarzy na sekundę zniknęła złość, a pojawiło się czyste niedowierzanie. - Natychmiast do domu.
Dodała tonem, który jasno wskazywał na to, że nie będzie znosiła sprzeciwu: a w domu będą kłopoty.
Tylko fajnie być przestało, jak oni sobie poszli - tak o poszli!
I sznurek już całkowicie nie miał sensu, bo był i Bertie nie mógł biec z nimi, więc siadł bardzo nieszczęśliwy, bo przecież chciał iść z nimi i niby dlaczego nie mógł? Też chciał się bawić, a sam to nie lubił, poza tym właściwie to prawie nie bywał sam, bo jak mamy nie było to był tata albo Ana albo Oli albo Matt albo ktoś, a jak był sam to było tak niefajnie.
I długo tak siedział w swoim nieszczęściu, obwieszczając je przy tym światu szlochaniem, jak przystało na nieszczęśliwego dwulatka, który ewidentnie przeżywa dramat, ale po jakiejś wieczności albo trzech (piętnastu minutach) zjawił się tata i go wziął na ręce. Bo tata się potrafił zjawić tak, że było pyk i był. I mama też umiała, ale tata lepiej nosił na rękach bo był silniejszy, a Bertie przecież jest już duży i ciężki.
Mama też się zjawiła i oni oboje byli zdenerwowani, ale mama bardziej bo mama zawsze się denerwowała bardzo, a tata się denerwował jak mama patrzyła, a jak nie patrzyła to różnie.
Mama coś rozmawiała z tatą, a Bertiego pytała co właściwie się działo no to opowiedział o całej zabawie i, że teraz tu został. No i mama zaraz poszła w stronę w którą biegli milion lat temu dwa młode Botty.
- Czy wyście obaj poszaleli?!
Łagodny głos Samanthy Bott od czasu do czasu zmieniał się diametralnie do tego stopnia, iż bez wątpienia możnaby nim demony wabić. Szczególnie często kiedy dwójka dzieciaków rzecz jasna należących do strony rodziny jej męża (co lubiła podkreślać, choć oczywiście kochała smarkaczy) spędzała kawałek wakacji u niej.
- Może was powinnam poprzywiązywać do drzewa? Co to w ogóle za zabawy, skąd wam coś takiego do głowy przyszło. - wykonała pięknie wytrenowany (często powtarzany) gest załamywania rąk, z jej twarzy na sekundę zniknęła złość, a pojawiło się czyste niedowierzanie. - Natychmiast do domu.
Dodała tonem, który jasno wskazywał na to, że nie będzie znosiła sprzeciwu: a w domu będą kłopoty.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Dziwna zabawa z Bertim była ciekawa. Bo w sumie super tak było taś-tasiać kuzyna, jak jakieś magiczne stworzenie wiedząc, że ten co najwyżej w odwecie może zaślinić ich na śmierć bądź przepuścić soniczny atak na aparat słuchu, czy coś. Jak na razie jednak wszystko wyglądało super-klawo i tak też myślało tym Matt, kiedy to Bertie ze swoim radosnym kwileniem orbitował wokół Olivera oplatując mu sznurek wokół kostek. Trochę mniej zabawnie było, gdy coś podobnego spotykało właśnie jego, ale wiadomo - podwójne standardy być musza. Nie ma to tamto.
Trochę nudniej zrobiło się gdy na niebie pojawił się zwiastun czegoś ciekawszego. Jak typowi mali chłopcy żądni przygód Matt i Oliver wcale nie potrzebowali choćby sekundy by zdecydować co dalej - natychmiastowo stracili zainteresowanie tym co robili w tym momencie i niczym ćmy do światła tak oni pobiegli na drugi koniec osiedla truć życie młodemu czarodziejowi swoją upierdliwością. Nie byli jednak nieodpowiedzialni - przytroczyli Bertiego na sznurek do jednego miejsca tak coby nie uciekł gdzieś do lasu. Do tego w cieniu. Nie można wiec powiedzieć, że byli nierozsądni! Przynajmniej nie kompletnie
Włos mu się zjeżył na głowie, a w ślepiach pojawił się audentyczny strach wchwili gdy dojego uszu dotarł głos ciotki. Jeszcze nie rozumiał co zrobił źle, lecz wiedział że wystarczyło, że ona wiedziała. Natychmiastowo podjął więc decyzję o wprowadzeniu w życie planu awaryjnego:
- To nie ja! Nie ja! To Olie! - Wskazał kuzyna oskarżycielsko palcem. Nie znał jeszcze zarzutów, jednak zdawał sobie sprawę z tego, ze trzeba działać natychmiastowo. Gdy te okazały się dziwne,Matt postanowił jednak spróbować wyjaśnić ciotce, że to co zrobili miało sens. Może i oskarżył na początku Olivera, jednak głupio mu było na myśl, że którykolwiek z nich miałby dostać karę za niewinność
- Ale to Bertie jest psem. To po to by nie uciekł do lasu! - no, to by dopiero wtedy mogłaby być zła.
Trochę nudniej zrobiło się gdy na niebie pojawił się zwiastun czegoś ciekawszego. Jak typowi mali chłopcy żądni przygód Matt i Oliver wcale nie potrzebowali choćby sekundy by zdecydować co dalej - natychmiastowo stracili zainteresowanie tym co robili w tym momencie i niczym ćmy do światła tak oni pobiegli na drugi koniec osiedla truć życie młodemu czarodziejowi swoją upierdliwością. Nie byli jednak nieodpowiedzialni - przytroczyli Bertiego na sznurek do jednego miejsca tak coby nie uciekł gdzieś do lasu. Do tego w cieniu. Nie można wiec powiedzieć, że byli nierozsądni! Przynajmniej nie kompletnie
Włos mu się zjeżył na głowie, a w ślepiach pojawił się audentyczny strach wchwili gdy dojego uszu dotarł głos ciotki. Jeszcze nie rozumiał co zrobił źle, lecz wiedział że wystarczyło, że ona wiedziała. Natychmiastowo podjął więc decyzję o wprowadzeniu w życie planu awaryjnego:
- To nie ja! Nie ja! To Olie! - Wskazał kuzyna oskarżycielsko palcem. Nie znał jeszcze zarzutów, jednak zdawał sobie sprawę z tego, ze trzeba działać natychmiastowo. Gdy te okazały się dziwne,Matt postanowił jednak spróbować wyjaśnić ciotce, że to co zrobili miało sens. Może i oskarżył na początku Olivera, jednak głupio mu było na myśl, że którykolwiek z nich miałby dostać karę za niewinność
- Ale to Bertie jest psem. To po to by nie uciekł do lasu! - no, to by dopiero wtedy mogłaby być zła.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Cioteczka Bott nie była właściwie nigdy osobą o mocnych nerwach, jednak trening jakiemu poddawały ją nadaktywne latorośle tegoż wspaniałego rodu niewątpliwie skutkował. Nie ukręciła więc chłopcom głowy na miejscu, obrzuciła ich w zamian spojrzeniem pełnym gniewu i bez ani jednego słowa uniosła dłoń w stronę drzwi, niewerbalnie nakazując im ruszenie się w stronę wyjścia.
Dopiero tam zaczęła swoją litanię dookoła tego jak bardzo złe, nieodpowiedzialne i oburzające jest o co zrobili.
- Myślałam, że osiem lat po wstąpieniu do tej rodzony widziałam już wszystko, ale jak widać każdy miesiąc niesie nową niespodziankę!
Oznajmiła nadal zła, kiedy wchodzili do domu, zastanawiając się przy tym widocznie nad karą dla dwóch rozrabiaków.
KONIEC
Dopiero tam zaczęła swoją litanię dookoła tego jak bardzo złe, nieodpowiedzialne i oburzające jest o co zrobili.
- Myślałam, że osiem lat po wstąpieniu do tej rodzony widziałam już wszystko, ale jak widać każdy miesiąc niesie nową niespodziankę!
Oznajmiła nadal zła, kiedy wchodzili do domu, zastanawiając się przy tym widocznie nad karą dla dwóch rozrabiaków.
KONIEC
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Jak wytresować Berta
Szybka odpowiedź