Pracownia
AutorWiadomość
Pracownia
~~~~~~
we all have our reasons.
Cały wieczór spędziła przy biurku. Przez większą część czasu bębniła palcami o jego drewnianą powierzchnię lub wyglądała przez okno. Zbierała myśli, co w obecnych okolicznościach było dość sporym wyzwaniem, lecz w ostatecznym rozrachunku i tak nie była zadowolona z listów, które właśnie przekazała swojej sówce. Była osobą raczej skrytą, ale po tym, co spotkało ją pierwszego dnia tego miesiąca, nie panowała nad słowami, wymykającymi się z zakurzonych kątów jej serca, ani nad odpowiadającym im stanom. Dopadało ją przygnębienie, nadzieja, bezsilność, odwaga – czasem tuż po sobie, bądź wszystkie na raz. Najpierw czerpała dziwną satysfakcję z takiego stanu, w końcu jej bierność była uzasadniona, ale z każdą mijającą godziną niebezpiecznie zbliżała się do rozpadu. Krótką ulgę przyniosła jej pierwsza przespana noc, to nie było jednak wystarczająco. Dopiero sugestia jej kuzynki, panny Blythe, poruszyła coś w strunach jej chęci i zmusiła do rozważenia powrotu do pracy nad amuletami. Mimochodem zerkała na małą karteczkę, leżącą na samej krawędzi mebla, na której widniało kilka nazwisk. Lista rozpoczynała się od podkreślonego dwukrotnie nazwiska Jocelyn Vane, ponieważ zamówienie dla niej wiązało się z dziedziną magii leczniczej, czyli stanowiło dla niej wyzwanie, a poza tym dotyczyło kogoś z kim miała szersze kontakty niż tylko „biznesowe”. Dalej tajemnicze inicjały M.B., A. Montgomery, zielarz i siostry Langdorf. Za każdym razem kiedy jej wzrok osuwał się ku temu skrawkowi papieru, to ostatnia pozycja przykuwała jej uwagę. Nie chodziło nawet o dość niezwykłe, rzadko spotykane nazwisko ani o charakter ich zlecenia; Pandora nie chciała przyznać, że ulegała pewnym sentymentom. Kobiety martwiły się o siebie nawzajem jeszcze przed pojawieniem się anomalii, jedna z nich chorowała na śmiertelną bladość i oprócz czarodziejskiej ochrony, chciały by ich trzy identyczne amulety zmieniały kolor, jeśli którejś z nich groziło niebezpieczeństwo. Młoda wiedźma nie miała siostry, jej brat był dla niej prawie jak obcy, ale nie znaczy to, iż nie potrafiła wczuć się w ich sytuację. Przejmowała się samopoczuciem swoich kuzynek, w szczególny sposób widziała Jaydena, a wiele lat temu przy każdej decyzji czy trudniejszej sytuacji, jej myśli kierowały się ku matce. Gdyby tylko dysponowała podobnym obiektem, kiedy Celeste przeżywała ostatnie chwile pośród kapryśnych morskich fal, może wcześniej potrafiłaby się pogodzić z tym, co się stało. Wątpiła, by mogła ją uratować, może coś by wymyśliła, a życie potoczyłoby się inaczej. Zaskoczyła samą siebie tym, z jakim spokojem rozważała te kwestie. Nie czuła się przygnieciona ciężarem winy, nie była poddenerwowana, pozostawał umiarkowany spokój zakrawający o akceptację losu. Wzięła listę do rąk i zaczęła jej się uparcie przyglądać aż podjęła decyzję. Musi to zrobić dziś albo będzie za późno. W głowie miała już zarys koncepcji na amulety; w jednej ze szkatułek czekały nawet specjalnie przeznaczone na ten cel kryształy. Przy okazji przeprowadzki zrobiła przegląd wszystkiego, co było w jej posiadaniu i w końcu, po tak długim czasie, zdecydowała się zaprowadzić porządek w ingrediencjach, przyborach, notatkach. Skoro wszystko miało już swoje miejsce, wydawałoby się, że wystarczyło tylko wyciągnąć rękę i można było zaczynać, ale pozostawała jedna nierozwiązana kwestia. Nie dotyczyła ona elementu, który uczyniłby każdy wisior unikatowy – siostry już wcześniej przekazały jej po puklu swoich włosów – lecz runy zdolnej połączyć wszystkie trzy amulety. Przeszukiwała swą pamięć w poszukiwaniu odpowiedniej, z niezadowalającym skutkiem. Potrzebowała naprawdę silnego symbolu, zdecydowała się odwołać do materiału źródłowego, w postaci księgi na temat jednego z wiekowych alfabetów runicznych zwanego Fuþark starszy. Dostała ją w prezencie jeszcze we Francji, a wcześniej należała do wielu wspaniałych specjalistów z tej dziedziny, więc choć może nosiła ślady czasu, zawierała również ciekawe dopiski, które potrafiły ułatwić jej zadanie. Przez ponad godzinę studiowała stronę po stronie, z pewną frustracja zdając sobie sprawę, że jej przeczucie uparcie milczy. Postanowiła zmienić taktykę. Najpierw zapaliła jaśminową świecę, dla wzmocnienia skupienia, następnie rozłożyła opasły tom i, zdając się na swą intuicję, otworzyła go przed sobą. Przed swoimi zobaczyła runę tłumaczoną jako Othala, prezentowała się w dość wyjątkowy sposób i wydawała się migotać, skakały po niej cienie, rzucane poprzez wątły płomyczek. Kiedy powiodła palcami po kształcie, poczuła dziwne ciepło w opuszkach palców. Zaciekawiona uniosła jedną brew, choć to wrażenie było pewnie wybrykiem jej wyobraźni; wstępnie zinterpretowała ją jako „dziedzictwo”, decydując, że nie tego szuka, lecz teraz, przyglądając się jej jeszcze raz, mogła stwierdzić, iż kryło się za nią znacznie więcej. Tak, w swoim potencjale chroniła, zapewniała bezpieczeństwo, umacniała więzy rodzinne. Pandora pochyliła się nad krótkim fragmentem, który przykuł jej uwagę „Otaczający nas świat jest taki jaki jest, niezależnie od tego jak my sami go postrzegamy. Starajmy się go zmieniać łagodnie, głównie poprzez inicjowanie zmian w sobie. Othala jest związana z przodkami, a także z członkami rodziny – tym wszystkim, co potocznie nazywamy domostwem.” Pogrążyła się na moment w swoich myślach. Być może i ona coś nadinterpretowała, nakładała swoją perspektywę i dodawała znaczenie tam, gdzie go nie było, aczkolwiek to, co właśnie przeczytała, perfekcyjnie wpasowywało się w majowe nastroje. Nie warto się poświęcać szukaniu sensu, gdyż być może go po prostu nie ma, tylko zamiast na świat, należało patrzeć wewnątrz. Wewnątrz domów, rodzin, siebie.
Tak, to właśnie czegoś podobnego szukała.
Odstawiła księgę, wcześniej na mały skrawek pergaminu przerysowując runę, po czym rozłożyła przed sobą minerały oraz przybory. Nie było dużo roboty przy obróbce. Rozdzieliła dużą bryłkę, która miała stać się jądrem każdego oddzielnego amuletu, mieszając ją wcześniej z popiołem powstałym ze spalenia kosmyków włosów sióstr. Jakoś należało pozyskać pierwiastek wyróżniający każdy z talizmanów, inaczej nie byłby aż tak silny. Nie wiązała tego z mrocznymi arkanami; po prostu kryształ powinien znać swego właściciela. Po nadaniu początkowego wymiaru, z wielką rozwagą zabrała się za wyrycie ᛟ na ich tylnej części. Kiedy skończyła, odymiła wgłębienia swą zwykłą ochronną mieszanką i pozostawiła na noc na parapecie, by mogły wyłapać trochę księżycowego światła. O świcie, chcąc jak najszybciej podarować zamówienie pannom Langdorf, połączyła kamienie z łańcuszkami. Posłała im sowę, prosząc o spotkanie w Hogsmeade, stosując zasadę, że nie będzie już przyprowadzała klientów do mieszkania. Odpowiedź przyszła dość szybko, umówiły się jeszcze pod wieczór, ale młoda wiedźma odniosła wrażenie, iż coś było nie tak. Krótka, lakoniczna wiadomość – czyżby czekała za długo z wykonaniem, podobno nie było to tak pilne? Musiała spędzić jakoś kilka godzin, by niepotrzebnie nie zaprzątać sobie tym myśli, więc prowizorycznie zapakowała amulety, które wzięła ze sobą i udała się na spacer. O omówionej porze zaś spotkała się z nimi w kawiarni i już od progu zdążyła spostrzec, że czekały na nią nie trzy kobiece sylwetki, lecz tylko dwie. Nagle poczuła jakby grunt usuwał się spod jej stóp, zapragnęła zawrócić i nie już się tu nie pokazywać, ale w tym momencie jedna z nich, chyba było jej na imię Muriel, zauważyła ją i pomachała. Próbując strzepać ślady niepewności, które wkradały się na jej twarz, dotarła do ich stolika. Z początku rozmowa była dość niespójna, żadna z nich nie wiedziała od czego zacząć, dopiero kiedy Pandora wyjęła amulety, młode siostry, wyraźnie poruszone, podjęły się opowiadać o zdarzeniach z pierwszej majowej nocy, w wyniku których ich ukochana Bryony zaginęła. Panna Sheridan, zazwyczaj kryjąca swe emocje przed światem, przyjęła to z naprawdę ciężkim sercem. O ile wcześniej troszczyła się w głównej mierze o siebie, teraz miała osoby, na których jej zależało i umiała sobie wyobrazić, że traci kogoś jeszcze. Za dużo było już rozstań, rozterek, poza tym już wiedziała o pewnym przypadku zniknięcia w jej rodzinie. Być może dlatego, a może niezależnie od jej woli, nagle amulet odpowiadający brakującej siostrze zaczął świecić wątłym blaskiem. Nadzieja na nowo rozpaliła jej klientki i wybiegły z lokalu, obiecując, że się jeszcze do niej odezwą. Jeszcze chwilę spędziła sama, wolno popijając kawę i zastanawiając się czy tak właśnie czuje się ktoś, kto na co dzień pomaga innym. Musiała przyznać, iż było to dość przyjemne uczucie, tak odmienne od jej zwyczajowej obojętności.
Następnego dnia Pandora otrzymała wiadomość, że w wyniku anomalii ich siostra znalazła się na drugim końcu Anglii i w końcu bezpiecznie wróciła do domu.
| zt (~1315 słów)
we all have our reasons.
Pracownia
Szybka odpowiedź