Salon
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Salon
Swoistego rodzaju centrum życia rodziny Tonks, choć ostatnimi czasy lekko przymierające, gdy większość latorośli opuściła rodzinny dom. W samym salonie magia naturalnie przeplata się z mugolskim światem. Szafki, półki, stolik, wszystko zostało wykonane przez Augusta i od lat służy mieszkańcom domu. Wygodne fotele ustawione na przeciw siebie, a kanapa pomiędzy nimi nie odstaje od komfortu reszty siedzeń. Przez białe okienne ramy ubrane w lekko pożółkłe firanki w czasie dnia wpada światło. Zimowe wieczory spędzane są przy trzaskającym w kominku ogniu.
Cóż, Gabriel stosował się do kilku bardzo prostych zasad, które pozwoliły mu na utrzymanie względnej czystości w domu; po pierwsze jadł na zewnątrz więc odchodził mu problem brudnych naczyń, po drugie jeżeli już jakikolwiek talerz został pobrudzony to od razu lądował w zlewie i poddany był szybkiej kąpieli, a po trzecie, tak naprawdę wszystko odkładał od razu na miejsce. Taki porządny z niego facet, przez lata mieszkania w pojedynkę nauczył się utrzymywać swoje otoczenie we względnym porządku. Także naprawdę był dumny z tego, że mógł zaprosić Marcellę do swojego mieszkania, które naprawdę nie odstraszało odwiedzających.
W sumie Gabriel wybrał sobie idealny moment na rozpoczęcie nauki w dziedzinie kulinarnej. W końcu zbliżały się święta, które jeszcze nie wiedział jak i z kim spędzi, więc musiał przygotować się na możliwość spędzenia ich w samotności, a co za tym szło - w jego obowiązku leżałoby przygotowanie świątecznego posiłku. - W takim razie zapraszam do kuchni- zwrócił się do niej, po czym zniknął w kuchni, gdzie w iście mugolski sposób tak magiczny dla większości czarodziejskiego społeczeństwa. Wystawił dwa kubki i przygotował do zalania ich gorącą wodą. On zdecydował się na zrobienie sobie herbaty, chociaż nie zaliczał się do tej części Brytyjczyków, którzy byli miłośnikami herbaty z mlekiem. Preferował raczej zwykłą bez zbędnych dodatków. I teraz, kiedy stał w tak dobrze znanej sobie kuchni, której obraz przez lata utożsamiał z pojęciem domu, otulony mieszaniną zapachu świeżo zaparzonej kawy i herbaty, poczuł wewnętrzny spokój, a myśli wygrzebywały z odmętów pamięci obrazy rodzinnych posiłków. Matki, która krzątała się po kuchni, ojca w spokoju czytającego gazetę. W tym czasie Lizzie pomagała mamie w przygotowaniach, Michael siedział na tarasie, a Gabe i Just grali w czarodziejskie szachy. Beztroska dziecięcych lat - tego właśnie było mu trzeba w czasie, kiedy świat pogrążył się w wojnie, a jego rodzina nie stanowiła już jednej całości, a raczej przywodziła na myśl potłuczony wazon, którego kawałki nie chciały się już trzymać z powodu braku jednego, szczególnie ważnego elementu całej układanki. W końcu zalał obydwa kubki wodą i jeden z nich wręczył Marcelli. - To co dzisiaj serwuje szef kuchni? - rzucił, posyłając w jej stronę serdeczny uśmiech.
W sumie Gabriel wybrał sobie idealny moment na rozpoczęcie nauki w dziedzinie kulinarnej. W końcu zbliżały się święta, które jeszcze nie wiedział jak i z kim spędzi, więc musiał przygotować się na możliwość spędzenia ich w samotności, a co za tym szło - w jego obowiązku leżałoby przygotowanie świątecznego posiłku. - W takim razie zapraszam do kuchni- zwrócił się do niej, po czym zniknął w kuchni, gdzie w iście mugolski sposób tak magiczny dla większości czarodziejskiego społeczeństwa. Wystawił dwa kubki i przygotował do zalania ich gorącą wodą. On zdecydował się na zrobienie sobie herbaty, chociaż nie zaliczał się do tej części Brytyjczyków, którzy byli miłośnikami herbaty z mlekiem. Preferował raczej zwykłą bez zbędnych dodatków. I teraz, kiedy stał w tak dobrze znanej sobie kuchni, której obraz przez lata utożsamiał z pojęciem domu, otulony mieszaniną zapachu świeżo zaparzonej kawy i herbaty, poczuł wewnętrzny spokój, a myśli wygrzebywały z odmętów pamięci obrazy rodzinnych posiłków. Matki, która krzątała się po kuchni, ojca w spokoju czytającego gazetę. W tym czasie Lizzie pomagała mamie w przygotowaniach, Michael siedział na tarasie, a Gabe i Just grali w czarodziejskie szachy. Beztroska dziecięcych lat - tego właśnie było mu trzeba w czasie, kiedy świat pogrążył się w wojnie, a jego rodzina nie stanowiła już jednej całości, a raczej przywodziła na myśl potłuczony wazon, którego kawałki nie chciały się już trzymać z powodu braku jednego, szczególnie ważnego elementu całej układanki. W końcu zalał obydwa kubki wodą i jeden z nich wręczył Marcelli. - To co dzisiaj serwuje szef kuchni? - rzucił, posyłając w jej stronę serdeczny uśmiech.
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Porządek prowadzony w jej rodzinnym domu był o wiele bardziej chaotyczny. Choć tak naprawdę było tam czysto, to jednak wymagało bardzo dużo krzyków Constance zanim ktokolwiek by się czymkolwiek zajął. A jej siostra naprawdę się starała, chociaż czasami jej słowa były irytujące, gdy Marcella wracała z długiej i ciężkiej nocki, a jedyne co ją czekało w domu to narzekanie na jej niepościelone łóżko. Ale przecież się starała! Nie miała pojęcia kiedy w ogóle to się stało, że starsza siostra zaczęła jej matkować, tylko tego brakowało w jej życiu. To ironia, w ogóle nie potrzebowała matki jak była tak stara. Ale w sumie nie mogła winić Connie, pewnie od macierzyństwa jej się coś przestawiło, zwłaszcza, że bratankowie to po prostu istne łobuzy.
- Świetnie! - Więc podreptała sobie za Gabrielem, chcąc zobaczyć co przygotował. Dzisiaj nie mieli jakoś specjalnie szaleć, w końcu był dopiero początkującym kucharzem, który miał zacząć swoją przygodę z jakimkolwiek kucharzeniem. Tutaj na pewno nie będzie możliwości na to, by jakkolwiek pobawić się w gotowanie na czas, jak to miała w zwyczaju z Arabellą. Była bardziej pomocą i radą, bo w sumie nie miała większego zamiaru w czymkolwiek go wyręczać. Sam chciał się nauczyć! - Dobra, najpierw ręce! - Przygotowanie do samej sztuki jest niezwykle ważne. Dlatego umyła ręce w zlewie i z lodówki wyciągnęła wytłaczankę jajek, kiedy to Gabriel się przygotowywał. Gdzieś kątem oka w kuchni wzrokiem odnalazła kuchenny fartuch, taki przeplatany przez biodra. Aż jej oczy zabłyszczały! - Ooooo, to też jest ważne! - powiedziała zadowolona jak nigdy i poszła po fartuszek, który podała mężczyźnie prosto do ręki. - Będziemy robić omlet. Taki podstawowy, bez dodatków, dobrze zrobiony musi być puszysty i smakować super. Dorzucimy jakieś przyprawy, jakie lubisz. - Mruknęła. Zaczęła się rozglądać po szafkach, żeby znaleźć miseczkę. Musiała się obyć z kuchnią, ale właściwie niemal od razu poczuła się jak w domu. Może to właśnie z gotowaniem utożsamiała dom? - Dobra, musisz wbić trzy jajka do miski i roztrzepać je widelcem... Gdzie masz widelce? I patelnię?
- Świetnie! - Więc podreptała sobie za Gabrielem, chcąc zobaczyć co przygotował. Dzisiaj nie mieli jakoś specjalnie szaleć, w końcu był dopiero początkującym kucharzem, który miał zacząć swoją przygodę z jakimkolwiek kucharzeniem. Tutaj na pewno nie będzie możliwości na to, by jakkolwiek pobawić się w gotowanie na czas, jak to miała w zwyczaju z Arabellą. Była bardziej pomocą i radą, bo w sumie nie miała większego zamiaru w czymkolwiek go wyręczać. Sam chciał się nauczyć! - Dobra, najpierw ręce! - Przygotowanie do samej sztuki jest niezwykle ważne. Dlatego umyła ręce w zlewie i z lodówki wyciągnęła wytłaczankę jajek, kiedy to Gabriel się przygotowywał. Gdzieś kątem oka w kuchni wzrokiem odnalazła kuchenny fartuch, taki przeplatany przez biodra. Aż jej oczy zabłyszczały! - Ooooo, to też jest ważne! - powiedziała zadowolona jak nigdy i poszła po fartuszek, który podała mężczyźnie prosto do ręki. - Będziemy robić omlet. Taki podstawowy, bez dodatków, dobrze zrobiony musi być puszysty i smakować super. Dorzucimy jakieś przyprawy, jakie lubisz. - Mruknęła. Zaczęła się rozglądać po szafkach, żeby znaleźć miseczkę. Musiała się obyć z kuchnią, ale właściwie niemal od razu poczuła się jak w domu. Może to właśnie z gotowaniem utożsamiała dom? - Dobra, musisz wbić trzy jajka do miski i roztrzepać je widelcem... Gdzie masz widelce? I patelnię?
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Tam gdzie więcej ludzi tam i więcej chaosu. Kiedy jeszcze mieszkali tu wszyscy, cała szóstka to chaos był nieodłączną częścią ich codziennego życia. Nawet wtedy, kiedy dziewczyny wracały już tylko na wakacje i święta ze szkoły, a on wpadał z centrum Londynu z wizytą to harmider i gwar stanowiły niemalże znak rozpoznawczy domu przy Manor Road. I chociaż lubił wtedy tak odmienny spokój i ciszę w swoim ciasnym mieszkanku to właśnie teraz oddałby wszystko, aby znowu usłyszeć strzępki sprzeczek, salwy śmiechu i gwar rozmów. Jednak nie mógł ciągle żyć przeszłością, nie mógł brać na swoje barki winy za coś, na co nie miał wpływu, nawet jeżeli trudno było się pogodzić z tym, że nie było go na miejscu, gdy rodzina najbardziej go potrzebowała. Szedł na przód i chyba dobrze mu szło. Podciągnął rękawy i podszedł do zlewu, szybko obmywając ręce z wszelakiego brudu, chociaż nie żeby przed jej przyjściem Marcelli trudnił się jakimś niesamowicie niechlujnym zajęciem. Z lekkim powątpiewaniem spojrzał na Cellę, ale ostatecznie bez narzekania przewiązał fartuch w pasie, gotowy podjąć się tego ciężkiego wyzwania, jakim było usmażenie omleta, o ile własnie to robiło się z omletami, ale tak mu się właśnie wydawało. Nie zamierzał się jednak takimi spostrzeżeniami dzielić się z Marcy, zakładając, że jego poziom wiedzy o sztuce kulinarnej i tak jest żenująco niski. - Niech będzie, nie brzmi strasznie - rzucił z uśmiechem przyklejonym do tonksowej twarzy. - Widelce są w pierwsze szufladzie tam koło zlewu, a miskę już wyciągam - powiedział, pewnie sięgając do jednej z szafek nad ich głowami. - Taka wystarczy? - zapytał, obracając się ze średniej wielkości miską w ręku. Uniósł jedną brew ku górze w pytającym geście. Ostatecznie odstawił ją na blat i zamknął szafkę. Dalej czekał na dalsze instrukcje, a raczej aż Cella pojawi się obok i będzie w stanie śledzić postępowanie jego niepewnych w tej materii dłoni. Dużo pewniej czuł się chyba z różdżką w ręku niżeli z widelcem i jajkiem w drugiej, co chyba tylko w pierwszej chwili mogło wydawać się dziwne.
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Jej się to niesamowicie podobało, że mogła trochę pokazać na co ją stać w kwestii, którą doskonale znała. Kiedy opuściła mury Hogwartu i rozpoczęła karierę sportową, trener miał pewne zalecenia co do jedzenia. Wtedy musiała trochę bardziej poszerzyć swoje horyzonty w przygotowywaniu potraw, wcześniej trudniąc się jedynie okazjonalnym pieczeniem ciast na święta, urodziny, w każdym razie specjalne okazje. A jej placek z borówkami i cytryną był naprawdę legendarny na całą rodzinę, nawet to bardziej odległe kuzynostwo. Zachichotała pod nosem, kiedy dostrzegła, że nijak nie oparł się jej pomysłowi włożenia fartuszka. Znała takich co kategorycznie by odmówili, jednak zapewne taki typ facetów nigdy nie zdecydowałby się na zrobienie w kuchni czegoś więcej niż kanapek. Nigdy specjalnie tego nie rozumiała, przecież najwięksi znani kucharze byli właśnie mężczyznami, ale z jakiegoś powodu niektórzy utożsamiali to z kobiecym zajęciem. Baby do garów i takie tam, no głupstwo, bo zamiast gadać o głupich podziałach można było po prostu dzielić się w życiu czymś słodkim. - Tak, jak najbardziej! - Śledząc jego ruchy i rady zaczynała się odnajdować w kuchni, ale bardzo bardzo powoli. Widząc, że Gabriel nawet nie próbując rozbić jajka już zaczyna łapać za widelec, nie mogła powstrzymać rozbawionego uśmiechu na ustach. - No zaczeeeekaj. - Podeszła do niego bliżej, by móc również pochylić się nad miską i jednocześnie by mógł ją obserwować. Zabrała z wytłaczanki jedno z jajek w zgrabne palce. - Uderzasz delikatnie o krawędź miski. Tak, żeby fragment skorupki nie wpadł do środka. - Wyjaśniła, po czym zaprezentowała mu dokładnie jak się to powinno robić. Bo naprawdę wyglądał jakby miał się zagubić przy robieniu jajecznicy, a co dopiero omletu. Zgodnie z opisem, dwa razy stuknęła jajkiem o krawędź miski i rozdzieliła dwie połówki skorupki tak, że całe wnętrze spłynęło do naczynia. Mogłaby się popisać, że umie to robić jedną ręką, bo umiała, ale przecież nie o to tutaj chodziło. - I tak samo jeszcze dwa następne. - Obserwowała dokładnie jego poczynania, nie sądząc, że w ogóle pan auror może wyglądać przy jakiejś czynności aż tak nieporadnie, bo z tym jajkiem obchodził się po prostu... no jak z jajkiem. Oparła się łokciem o blat, by obserwować dokładnie co robi, kiedy zaś skończył z tym ekstremalnym zadaniem, chwyciła w dłoń widelec. - Teraz musisz dokładnie je roztrzepać. Tak, żeby żółtko połączyło się z białkiem. W taki sposób. - Włożyła widelec do miski i pokazała mu dokładnie okrężne ruchy, jakimi powinien potraktować jajko, a następnie przekazała mu miskę prosto w dłonie.
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Tonks za to przez całe życie ślizgał się, nie musząc martwić się umiejętnościami kulinarnymi, a właściwie ich brakiem. Przez długi czas odwiedzał rodzinny dom w porze obiadowej, w ciągu tygodnia nawet nie miał czasu, żeby zjeść coś normalnego, a potem to Penelope dbała oto, żeby Gabriel nie odżywiał się jedzeniem wątpliwej jakości. Teraz jednak przyszedł kryzys, którego nie mógł dłużej bagatelizować. Dlatego przyjął z ucałowaniem ręki pomoc zaproponowaną przez Marcellę. I nie, Gabriel zdecydowanie nie był kimś, kto bagatelizowałby jej polecenia. Była w końcu autorytetem w kuchni, którego nie śmiał podważyć i skoro ten fikuśny fartuszek miał być rzeczą niezbędną do gotowania, to nie pozostało mu nic innego jak przepasać się nim i przystąpić do pracy. - Coo? - jęknął w odpowiedzi, nie wiedząc skąd to nagłe ożywienie, przecież był niemalże pewien, że mama Tonks uderzała w jajko i dopiero potem to co w środku lądowało w misce. Może jednak jego pamięć nie była tak dobra, jakby mu się wydawało? Uważnie obserwował jej kucharskie sztuczki i już mu się to w głowie nie mieściło, a co dopiero, jakby mu pokazała jak to robić jedną ręką. - No dobra - mruknął niepewnie i przystąpił do rozbijania jajka o miskę. Oczywiście jego ruchy były pozbawione pewności i gracji, z jaką robiła to panna Figg, ale nie dość, że to jego pierwszy raz w kuchni to jeszcze jego dłonie były zdecydowanie większe. Cóż, może wizualnie nie było to efektowne widowisko, ale przynajmniej do miski wpadła tylko płynna zawartość, a nie zgnieciona skorupka, którą Gabriel odłożył na blat. Również zaskoczenie wymalowało się na jego twarzy, kiedy tak wręczyła mu miskę i widelec. No jak to tak? Bez przygotowania? Bez szczegółowych instrukcji. Trochę niepewnie spojrzał na Marcellę, ale ostatecznie nie protestował. Jak na rosłego, dorosłego mężczyznę, aurora, Gabriel Tonks był człowiekiem naprawdę potulnym. - Tak? - spytał niepewnie, kiedy wykonywał zdecydowanie, okrężne ruchy nadgarstkiem, próbując wymieszać ze sobą to przezroczyste z tym żółtym. - I jak długo mam to mieszać, niby? - zapytał, patrząc się na maziowatą breję w blaszanej misce. No co? Potrzebował takich informacji, w końcu następny omlet będzie musiał zrobić sam, bez Marcelli u boku.
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Salon
Szybka odpowiedź