Biuro Ministra Magii
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Biuro Ministra Magii
Biuro Ministra Magii zajmuje większą część piętra, wewnątrz podzieloną na mniejsze sektory. Znajduje się tutaj miejsce do przyjmowania szefów departamentów, a także inne, bardziej komfortowe dla ważnych zagranicznych gości. Nie należy zapominać o części prywatnej, oddzielonej potężnymi dębowymi drzwiami, służącej chwili odpoczynku lub zebraniu myśli. Wedle tradycji na ścianie za biurkiem wiszą magiczne portrety dawnych Ministrów, których podobizny przeważnie udają drzemkę, przysłuchując się rozmowom, lecz zdarzają się sytuacje, w których służą mniej lub bardziej cenną radą obecnemu Ministrowi.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 14.03.19 19:03, w całości zmieniany 2 razy
21.08-30.09
Udoskonalanie cudzych pomysłów było prawdziwym talentem Corneliusa - a przynajmniej uparcie wmawiał sobie, że poglądy są cudze, a on tylko oprawia je w odpowiednią otoczkę. Poparłwszy Rycerzy Walpurgii, stał się kimś więcej niż tylko trybikiem Ministerialnej machiny, w głębi duszy wciąż usiłował jednak zachować spokój sumienia. Może byłoby mu troche prościej, gdyby matka jego dziecka nie zginęła w wojnie, którą sam czynnie wspierał. Gdyby jego jedyny syn nie miał w sobie krwi, którą czarodzieje tak chcieli wyplenić ze swojego społeczeństwa. Oddzielał jednak te myśli od siebie grubą kurtyną, usiłując nie kwestionować dawnych decyzji, w tym tej, by zostawić Marceliusa do wychowania Layli (a wymazanie jej syna z pamięci i wzięcia go do siebie byłoby takie proste, takie proste…). Na tym polegała wszak jego praca, jego szczególny talent - na tym, by odwieść publikę od kwestionowania jakichkolwiek decyzji władzy. By zyskać nie tylko społeczne poparcie, ale i wiarę, podsycaną umiejętnie dawkowanymi informacjami i prowokowanymi emocjami. Wierzył więc sam, a przynajmniej starał się wierzyć. Czasem łapał się na tym, że przecież wcale sam nie jest przekonany, że jego własne działania są oparte głównie na oportunizmie i pędzie do kariery. Własny, starannie skrywany sceptycyzm pomagał mu jednak lepiej wykonywać swoją pracę - empatyzować z nieprzekonanymi i pozyskiwać dla sprawy Ministerstwa nie tyle najbardziej zagorzałych arystokratów, co szary, wątpiący tłum.
Minister Malfoy miał wiele na głowie, więc Cornelius często pisał jego przemówienia i podsyłał gazetom odpowiednie informacje, umiejętnie wcielając się w głos swojego szefa. To była chyba najprzyjemniejsza część pracy Sallowa, który miał w sobie rys megalomanii i aspirował do elity. Nawet, jeśli elita tylko powtarzała jego słowa - niejednokrotnie przerabiając je po swojemu. Dumnemu Corneliusowi trudno było przełknąć, gdy Minister spontanicznie zmieniał niuanse jego przemówień, często przerabiał nawet cały szkielet - miał zresztą do tego pełne prawo. To jego słowa. Ale i słowa Corneliusa - starannie przemyślane, bawiące się niuansami, wyważone tak, by docierać wprost do serc publiki.
Propagandy nie dało się opierać tylko na pięknych słowach, więc Sallow poszukiwał również informacji - ciekawych, ważnych, nadających się do umiejętnej oprawy. Nieoszlifowanych diamentów, z których mógł wydobyć pełen blask. Dwudziestego pierwszego sierpnia nakazał policji dotrzeć do gapiów na Connaught Square, spróbował też skontaktować się z kilkoma arystokratycznymi gośćmi, którzy siedzieli w honorowej loży. Z chaotycznych zeznań i spostrzeżeń zbudował historię triumfu Ministerstwa nad groźną terrorystką. Chciał, by prawdziwa groza - chwilowy chaos na placu, realne niebezpieczeństwo Bombardy - zatarła się w ludzkiej pamięci. By pozostała tylko historia o sprawnym działaniu władzy i bohaterstwie portowego kapitana, o powstrzymaniu i wyeliminowaniu groźnej terrorystki. Zadbał o to, by przemowa Tristana Rosiera i jego wsparcie rodzin zabitych policjantów, obiegła cały Londyn, by zarówno bogaci mieszczanie, jak i żebracy, szeptali między sobą o hojności szlachetnego lorda. Skontaktował się nie tylko z gazetami i szeptaczami (informatorami, którym płacił za szerzenie plotek), ale i z artystami. Częścią jego obowiązków była odpowiednia oprawa odsłonięcia nowych pomników. Nawet ten idiotyczny artykuł „Czarownicy” o lady doyenne i krwi dziewic (z redakcją współpracował mniej ściśle niż z „Walczącym Magiem”) można było przekuć w elitarne dzieło sztuki. Dosłownie. Obraz Morgany kąpiącej się we krwi zawisł w londyńskiej galerii, a Cornelius robił za gońca, który napisał do Ministra zaproszenie na otwarcie wystawy z portretem lady doyenne, oraz zaprosił lady Selwyn na odsłonięcie pomnika Ministra.
Cornelius błędnie sądził, że koniec września minie pod znakiem nowych dzieł sztuki i wystaw, że kultura pomoże im zacementować kontrolę nad stolicą. Wiadomość o śmierci lorda Blacka zmusiła go do pośpiesznego zrewidowania propagandowej machiny. To nie czas na triumf, kulturę i sztukę. Pomniki zostaną odsłonięte z początkiem października, to się nie zmieniło, ale ludzie potrzebowali strachu. Zagrzania do walki. Bezpieczeństwo otumaniało, wygoda rozleniwiała. Przekopując się przez historyczne księgi, Sallow znalazł dziesiątki przykładów dotyczących rzezi dokonanych na czarodziejach przez mugoli. Przerabiając umiejętnie fakty, uwspółcześnił owe historie - dzięki jego pióru, nie rozgrywały się już one w średniowiecznej historii, a w dwudziestowiecznym Gloucestershire. Wysłał cały pakiet redakcji „Walczącego Maga”, z instrukcjami, by antymugolskie historie publikowano regularnie, jako autentyczne fakty i najnowsze doniesienia z Wielkiej Brytanii. Wiedział, w jakie wioski planowało uderzyć Ministerstwo. Gdy spłoną, będzie to zemsta za mugolskie samosądy i stosy. W zgliszczach nikt nie znajdzie owych stosów, nikt nie będzie nadgorliwie szukał prawdziwych świadków i zastanawiał się nad autentycznością propagandowych doniesień. Przez całą drugą połowę września wytrwale pracował nad antymugolskimi historiami, dostarczając „Walczącemu Magowi” pożywki na jesień. Liczył na to, że strach przed mugolami okaże się silniejszy niż… niedogodności w stolicy. Ludzie narzekali na dementorów, wiedział o tym. Choć nie atakowały nikogo o zarejestrowanej różdżce, to na ich lodowatą aurę nie dało się nic poradzić. Jego samego dopadał czasem zimny dreszcz na karku, połączony z natrętnymi myślami o Layli i irracjonalnym lękiem o własne bezpieczeństwo. Trzeba było do tego przywyknąć - właśnie dla bezpieczeństwa. Dementor pod rozkazami Ministerstwa był lepszy niż mugol z widłami, niż terrorystka chcąca wysadzić miejski plac. Wszyscy musieli w to uwierzyć, a wtedy zaakceptują nową rzeczywistość.
Cornelius zamówił więcej plakatów z podobizną wyeliminowanych Zakonników, chcąc by mieszkańcy Londynu uwierzyli w protekcję, jaką roztacza nad nimi Ministerstwo…
…uważając na to, by plakatów z podobizną Justine Tonks było tymczasowo coraz mniej, a tych z Pomoną Vane, Bertiem Bottem, oraz najgroźniejszymi buntownikami - coraz więcej.
Zniknięcie Tonks z Azkabanu było niepojęte, upokarzające, żenujące i wymagało natychmiastowego zamiecenia pod dywan. Na szczęście, Cornelius miał spore pole do popisu, wiele sposobów na odwrócenie uwagi publiki od sprawy terrorystki. Z Alpharda Blacka można było zrobić bohatera, a z Hiszpanii napływały obiecujące doniesienia o przyłączeniu się kraju do angielskich politycznych celów - niewątpliwie skutek ciężkiej pracy młodego dyplomaty. Pogrzeb leżał w gestii rodziny i w ostatnie dni września trudno było się weń wtrącać, ale Sallow mógł chociaż zadbać o odpowiednie nekrologi. Lady Aquila gościła w jego myślach zdecydowanie zbyt często i czasami zastanawiał się nad tym, jak przeżywa żałobę - ale potem, z typowym dla siebie chłodnym profesjonalizmem, skupiał się na pracy. Z końcem września Londyn był już doskonale zabezpieczony, można było głosić triumf Ministerstwa w stolicy, myśleć o ekspansji na resztę Anglii. W głowie Sallowa kotłowały się już kolejne projekty - palenie mugolskich zabytków i książek, organizacja igrzysk dla ludu (może coś zimą?), potrzeba dotarcia do niezdeklarowanych arystokratów… Zapisał w kalendarzu datę kolejnego Sabatu - wiedział, że po zniknięciu Tonks Minister Malfoy jest zbyt zabiegany, by poruszać z nim teraz ten temat, ale obiecał sobie zrobić to gdy tylko nadarzy się okazja. Choć nie było go na poprzedniej uroczystości, to publczne wsparcie lady Nott dla lorda Malfoya podczas balu maskowego zrobiło ponoć doskonałe wrażenie. Trzeba będzie to powtórzyć. Pozostawała jeszcze sprawa książki lady Black, Sallow napisał już w połowie września do redakcji „Czarownicy”, sugerując naczelnej większe poparcie dla spraw Ministerstwa (mógłby przysiąc, że niektóre artykuły piszą chyba naiwni politycznie dwudziestolatkowie - zaś te głupie Listy do Wilhelminy w ogóle nie miały żadnej wartości!) i zaproszenie lady Black na prestiżowy wywiad. Potem, dwudziestego drugiego września, równie prędko musiał napisać, by naczelna wstrzymała się z zaproszeniem z powodów rodzinnych. Gdyby wiedział, że lord Black umrze, załatwiłby ten wywiad na początku miesiąca, ugh. Teraz musiał chwilę poczekać.
Pomysłów było zbyt wiele, czasu za mało, sytuacja zmieniała się dynamicznie. Sallow był w swoim żywiole, usiłując okiełznać rosnący chaos, stworzyć z niego spójną narrację, wpłynąć na ludzkie emocje i umysły. Propaganda była jak legilimencja - na większą skalę. A on uwielbiał sięgać po więcej, przekraczać kolejne granice, upajać się poczuciem władzy i kontroli. I dopiero się rozkręcał.
~1230 słów
Udoskonalanie cudzych pomysłów było prawdziwym talentem Corneliusa - a przynajmniej uparcie wmawiał sobie, że poglądy są cudze, a on tylko oprawia je w odpowiednią otoczkę. Poparłwszy Rycerzy Walpurgii, stał się kimś więcej niż tylko trybikiem Ministerialnej machiny, w głębi duszy wciąż usiłował jednak zachować spokój sumienia. Może byłoby mu troche prościej, gdyby matka jego dziecka nie zginęła w wojnie, którą sam czynnie wspierał. Gdyby jego jedyny syn nie miał w sobie krwi, którą czarodzieje tak chcieli wyplenić ze swojego społeczeństwa. Oddzielał jednak te myśli od siebie grubą kurtyną, usiłując nie kwestionować dawnych decyzji, w tym tej, by zostawić Marceliusa do wychowania Layli (a wymazanie jej syna z pamięci i wzięcia go do siebie byłoby takie proste, takie proste…). Na tym polegała wszak jego praca, jego szczególny talent - na tym, by odwieść publikę od kwestionowania jakichkolwiek decyzji władzy. By zyskać nie tylko społeczne poparcie, ale i wiarę, podsycaną umiejętnie dawkowanymi informacjami i prowokowanymi emocjami. Wierzył więc sam, a przynajmniej starał się wierzyć. Czasem łapał się na tym, że przecież wcale sam nie jest przekonany, że jego własne działania są oparte głównie na oportunizmie i pędzie do kariery. Własny, starannie skrywany sceptycyzm pomagał mu jednak lepiej wykonywać swoją pracę - empatyzować z nieprzekonanymi i pozyskiwać dla sprawy Ministerstwa nie tyle najbardziej zagorzałych arystokratów, co szary, wątpiący tłum.
Minister Malfoy miał wiele na głowie, więc Cornelius często pisał jego przemówienia i podsyłał gazetom odpowiednie informacje, umiejętnie wcielając się w głos swojego szefa. To była chyba najprzyjemniejsza część pracy Sallowa, który miał w sobie rys megalomanii i aspirował do elity. Nawet, jeśli elita tylko powtarzała jego słowa - niejednokrotnie przerabiając je po swojemu. Dumnemu Corneliusowi trudno było przełknąć, gdy Minister spontanicznie zmieniał niuanse jego przemówień, często przerabiał nawet cały szkielet - miał zresztą do tego pełne prawo. To jego słowa. Ale i słowa Corneliusa - starannie przemyślane, bawiące się niuansami, wyważone tak, by docierać wprost do serc publiki.
Propagandy nie dało się opierać tylko na pięknych słowach, więc Sallow poszukiwał również informacji - ciekawych, ważnych, nadających się do umiejętnej oprawy. Nieoszlifowanych diamentów, z których mógł wydobyć pełen blask. Dwudziestego pierwszego sierpnia nakazał policji dotrzeć do gapiów na Connaught Square, spróbował też skontaktować się z kilkoma arystokratycznymi gośćmi, którzy siedzieli w honorowej loży. Z chaotycznych zeznań i spostrzeżeń zbudował historię triumfu Ministerstwa nad groźną terrorystką. Chciał, by prawdziwa groza - chwilowy chaos na placu, realne niebezpieczeństwo Bombardy - zatarła się w ludzkiej pamięci. By pozostała tylko historia o sprawnym działaniu władzy i bohaterstwie portowego kapitana, o powstrzymaniu i wyeliminowaniu groźnej terrorystki. Zadbał o to, by przemowa Tristana Rosiera i jego wsparcie rodzin zabitych policjantów, obiegła cały Londyn, by zarówno bogaci mieszczanie, jak i żebracy, szeptali między sobą o hojności szlachetnego lorda. Skontaktował się nie tylko z gazetami i szeptaczami (informatorami, którym płacił za szerzenie plotek), ale i z artystami. Częścią jego obowiązków była odpowiednia oprawa odsłonięcia nowych pomników. Nawet ten idiotyczny artykuł „Czarownicy” o lady doyenne i krwi dziewic (z redakcją współpracował mniej ściśle niż z „Walczącym Magiem”) można było przekuć w elitarne dzieło sztuki. Dosłownie. Obraz Morgany kąpiącej się we krwi zawisł w londyńskiej galerii, a Cornelius robił za gońca, który napisał do Ministra zaproszenie na otwarcie wystawy z portretem lady doyenne, oraz zaprosił lady Selwyn na odsłonięcie pomnika Ministra.
Cornelius błędnie sądził, że koniec września minie pod znakiem nowych dzieł sztuki i wystaw, że kultura pomoże im zacementować kontrolę nad stolicą. Wiadomość o śmierci lorda Blacka zmusiła go do pośpiesznego zrewidowania propagandowej machiny. To nie czas na triumf, kulturę i sztukę. Pomniki zostaną odsłonięte z początkiem października, to się nie zmieniło, ale ludzie potrzebowali strachu. Zagrzania do walki. Bezpieczeństwo otumaniało, wygoda rozleniwiała. Przekopując się przez historyczne księgi, Sallow znalazł dziesiątki przykładów dotyczących rzezi dokonanych na czarodziejach przez mugoli. Przerabiając umiejętnie fakty, uwspółcześnił owe historie - dzięki jego pióru, nie rozgrywały się już one w średniowiecznej historii, a w dwudziestowiecznym Gloucestershire. Wysłał cały pakiet redakcji „Walczącego Maga”, z instrukcjami, by antymugolskie historie publikowano regularnie, jako autentyczne fakty i najnowsze doniesienia z Wielkiej Brytanii. Wiedział, w jakie wioski planowało uderzyć Ministerstwo. Gdy spłoną, będzie to zemsta za mugolskie samosądy i stosy. W zgliszczach nikt nie znajdzie owych stosów, nikt nie będzie nadgorliwie szukał prawdziwych świadków i zastanawiał się nad autentycznością propagandowych doniesień. Przez całą drugą połowę września wytrwale pracował nad antymugolskimi historiami, dostarczając „Walczącemu Magowi” pożywki na jesień. Liczył na to, że strach przed mugolami okaże się silniejszy niż… niedogodności w stolicy. Ludzie narzekali na dementorów, wiedział o tym. Choć nie atakowały nikogo o zarejestrowanej różdżce, to na ich lodowatą aurę nie dało się nic poradzić. Jego samego dopadał czasem zimny dreszcz na karku, połączony z natrętnymi myślami o Layli i irracjonalnym lękiem o własne bezpieczeństwo. Trzeba było do tego przywyknąć - właśnie dla bezpieczeństwa. Dementor pod rozkazami Ministerstwa był lepszy niż mugol z widłami, niż terrorystka chcąca wysadzić miejski plac. Wszyscy musieli w to uwierzyć, a wtedy zaakceptują nową rzeczywistość.
Cornelius zamówił więcej plakatów z podobizną wyeliminowanych Zakonników, chcąc by mieszkańcy Londynu uwierzyli w protekcję, jaką roztacza nad nimi Ministerstwo…
…uważając na to, by plakatów z podobizną Justine Tonks było tymczasowo coraz mniej, a tych z Pomoną Vane, Bertiem Bottem, oraz najgroźniejszymi buntownikami - coraz więcej.
Zniknięcie Tonks z Azkabanu było niepojęte, upokarzające, żenujące i wymagało natychmiastowego zamiecenia pod dywan. Na szczęście, Cornelius miał spore pole do popisu, wiele sposobów na odwrócenie uwagi publiki od sprawy terrorystki. Z Alpharda Blacka można było zrobić bohatera, a z Hiszpanii napływały obiecujące doniesienia o przyłączeniu się kraju do angielskich politycznych celów - niewątpliwie skutek ciężkiej pracy młodego dyplomaty. Pogrzeb leżał w gestii rodziny i w ostatnie dni września trudno było się weń wtrącać, ale Sallow mógł chociaż zadbać o odpowiednie nekrologi. Lady Aquila gościła w jego myślach zdecydowanie zbyt często i czasami zastanawiał się nad tym, jak przeżywa żałobę - ale potem, z typowym dla siebie chłodnym profesjonalizmem, skupiał się na pracy. Z końcem września Londyn był już doskonale zabezpieczony, można było głosić triumf Ministerstwa w stolicy, myśleć o ekspansji na resztę Anglii. W głowie Sallowa kotłowały się już kolejne projekty - palenie mugolskich zabytków i książek, organizacja igrzysk dla ludu (może coś zimą?), potrzeba dotarcia do niezdeklarowanych arystokratów… Zapisał w kalendarzu datę kolejnego Sabatu - wiedział, że po zniknięciu Tonks Minister Malfoy jest zbyt zabiegany, by poruszać z nim teraz ten temat, ale obiecał sobie zrobić to gdy tylko nadarzy się okazja. Choć nie było go na poprzedniej uroczystości, to publczne wsparcie lady Nott dla lorda Malfoya podczas balu maskowego zrobiło ponoć doskonałe wrażenie. Trzeba będzie to powtórzyć. Pozostawała jeszcze sprawa książki lady Black, Sallow napisał już w połowie września do redakcji „Czarownicy”, sugerując naczelnej większe poparcie dla spraw Ministerstwa (mógłby przysiąc, że niektóre artykuły piszą chyba naiwni politycznie dwudziestolatkowie - zaś te głupie Listy do Wilhelminy w ogóle nie miały żadnej wartości!) i zaproszenie lady Black na prestiżowy wywiad. Potem, dwudziestego drugiego września, równie prędko musiał napisać, by naczelna wstrzymała się z zaproszeniem z powodów rodzinnych. Gdyby wiedział, że lord Black umrze, załatwiłby ten wywiad na początku miesiąca, ugh. Teraz musiał chwilę poczekać.
Pomysłów było zbyt wiele, czasu za mało, sytuacja zmieniała się dynamicznie. Sallow był w swoim żywiole, usiłując okiełznać rosnący chaos, stworzyć z niego spójną narrację, wpłynąć na ludzkie emocje i umysły. Propaganda była jak legilimencja - na większą skalę. A on uwielbiał sięgać po więcej, przekraczać kolejne granice, upajać się poczuciem władzy i kontroli. I dopiero się rozkręcał.
~1230 słów
Słowa palą,
więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.
więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Świt był coraz bliżej. Puste ulice Londynu były ciche i spokojne. W porównaniu z chaosem ubiegłych godzin, cisza panująca w stolicy była aż drażniąca. Stał przed gmachem Ministerstwa Magii gotów znaleźć się w jego wnętrzu i poinformować odpowiednie, kompetentne osoby o zajściu i konieczności podjęcia dalszych kroków. Celem ich wszystkich było działanie – wspólnymi siłami prowadząc do zamierzonych efektów. Tristan pokładał w nim nadzieję, a on nie chciał zawieść zaufania brata i popełnić błędu. Zanim znalazł się wewnątrz gmachu spróbował doprowadzić się do porządku. Oczyścił odzienie, choć wyrwa w odzieniu wierzchnim po obecności pręta nadal była widoczna. Podobnie jak zmęczenie wyraźnie odznaczające się na jego twarzy. Stoczyli walkę, wykonywali zadanie i rozkaz Czarnego Pana. Mieli obowiązki i wiązała ich lojalność. Podobną musiały wykazać się służby, których wsparcia oczekiwali w tym trudnym czasie, w momencie, kiedy każda różdżka była na wagę złota. Zjawił się tam, gdzie został wysłany. Chciał zrobić to, co zrobić należało.
Wrogowie zajmujący Zamek w Warwick polegli. Byli martwym pyłem starym z powierzchni ziemi, poległym robactwem, które ginęło za karę i własne czyny, za występowanie przeciwko tym, w których żyłach płynęła magiczna krew. Czuł obrzydzenie do każdego, kto przyczyniał się do deprawacji świata pozwalając szlamowi szerzyć własne wpływy, stając w ich obronie, wspierając w rozwoju i stawiając opór. Niegodni dzierżenia różdżek i używania magii, którzy sprzedawali się mugolom jak zabawki, ciesząc ich oczy jak cyrkowcy, usługując, jakby byli tylko służbą. Nie, to oni winni służyć im. Słodko-gorzkie zwycięstwo, które ponieśli w Warwick było dopiero początkiem, a dalsza droga zależała od pozostałych, którzy mogli, a raczej powinni zrobić wszystko, aby zrealizować cele. Dlatego był tutaj. Potrzebowali wsparcia Ministerstwa Magii, pracowników i innych osób, w których kompetencjach i zdolnościach leżało okazanie wsparcia.
Minister Magii był nieobecny. Nietrudno się dziwić, mając na uwadze godzinę, która była. Podobnie jak jego rzecznik. Jedyną osobą był starszy podsekretarz, który zjawił się w Ministerstwie wcześniej od pozostałych. Mathieu nie musiał się przedstawiać. Nazwisko Rosier było znane, nawet tutaj. Jak na ironię jego ostatnia wizyta w Ministerstwie Magii była w jego własnym śnie, kiedy była przesłuchiwany za zbrodnie na czekoladowych żabach. W chwili kiedy świat utracił dla niego naturalne barwy nie potrafił jednak przywołać tego snu w pełni, stal się płytki, wręcz płaski, pozbawiony specjalnego wyrazu. Nakreślił sytuację osobie, która wyszła mu naprzeciw. Konieczność rozmowy z wysoce postawioną osobą, która będzie na tyle władna, aby podjąć działania od razu, bez konieczności oczekiwania na decyzję pozostałych. Droga przebiegu informacji w tym momencie była ostatnią, czego potrzebowali. Dlatego kilka chwil później zjawił się w Gabinecie Ministra Magii, gdzie akurat przebywał Starszy Podsekretarz. Czynności ministerialne, na które Rosier nie miał wpływu, ale nie było sensu przenoszenia się między gabinetami.
- Opór mugolskich sił w Warwick uległ naszym działaniom. – przeszedł do konkretów po wymianie grzeczności i konwenansów, które w tym momencie był im do niczego niepotrzebne. Mathieu preferował konkrety, bez zbędnego rozwodzenia się nad mniej istotnymi sprawami, w pełni przechodząc do sensu swoich rozmów. Może to zmęczenie, może wyczerpanie, które nadal było odczuwalne bardzo wyraźnie pomimo regeneracji, którą organizm w naturalny sposób rozpoczął. Starszy mężczyzna skupiał się na jego słowach, pozwalając mu mówić. – Wielu udało się ocalić, wielu straciliśmy. – dodał. Na dziedzińcu zgromadzone były ciała. Wiele ciał tych, którzy sprzeciwiali się jarzmu mugolskich działań i pragnęli wolności. Dla wielu z nich ta wolność stała się uchwytna, dla innych walka była ostatnim tchnieniem. Walczyli o nią do samego końca, walczyli nie tylko dla siebie, ale też dla innych.
- Czego oczekujecie? – padło pytanie, zawisło w powietrzu na długą chwilę, a Mathieu wpatrywał się w oczy mężczyzny przez cały ten czas.
- Wsparcia. – odrzekł krótko i wyprostował się jeszcze bardziej. – Stoimy po jednej stronie, wspólnie tworząc przyszłość nie tylko dla siebie, lecz dla całego świata. – a Ministerstwo Magii w obowiązku miało dbać o dobro swoich ludzi, to ich działania musiały prowadzić do wspaniałej przyszłości, a troska o własnych obywateli była koniecznością. – Pomoc medyczna. Pomoc w identyfikacji ciał poległych, informowanie rodzin. Dysponujecie środkami i możliwościami, aby podjąć tych działań i je zrealizować. – powiedział wprost. Nie zamierzał słodzić, silić się na wyszukane rozwiązania. Liczył na rozwagę Starszego Podsekretarza i jego świadomość. Był blisko Ministra Magii, który będzie wiedział jako jeden z pierwszych o wydarzeniach, które miały miejsce. Będzie wiedział o bohaterskim poświęceniu, którego się podjęli.
Starszy Podsekretarz skinął głową. Ministerstwo Magii i Rycerze stali po jednej stronie, patrzyli wspólnie w kierunku tym samym, kreśląc przyszłość własnymi różdżkami. Podsekretarz był tego świadom, był też władnym, aby załatwić tą sprawę od ręki. Wysłać ludzi jak najszybciej i zorganizować to wprawnie. Dlatego Rosier pokładał w nim nadzieję.
- Zamek został zniszczony. Mugolska broń kruszyła grube mury, jakby były z lodu, a nie litego kamienia. – powiedział po chwili. Kwestia warta informacja, przekazania jej do rozważania. Nie oczekiwał, nie naciskał. Oczekiwali wsparcia w zorganizowaniu transportu zwłok, oczekiwali wsparcia przy identyfikacji. To, o czym zaczął mówić teraz było jedynie dodatkową kwestią, którą mógł, ale nie musiał poruszyć. – Czarny Pan oczekiwał od nas przejęcia tego punktu z uwagi na jego umiejscowienie i logistykę. Z uwagi na zaistniałą sytuację i znacznie zniszczenia będzie koniecznym odbudowanie murów. Proszę poddać rozważaniom, na ile Ministerstwo Magii byłoby w stanie okazać wsparcie również i w tej kwestii. – zaproponował spokojnym tonem. Sekretarz pytał czego oczekiwali. Kierując się ściśle procedurami i zadaniami, winien wspomnieć o pomocy w identyfikacji, ogólnym wsparciu i przekazywaniu poległych im rodzinom. Pomoc w odbudowaniu Zamku była jedynie propozycją, którą mogli rozważyć. Choćby po to, aby oddać hołd tym, którzy stracili w tym miejscu życie w imię lepszego jutra.
- Jak wielu poległo? – spytał, a Mathieu przesunął wzrok w stronę ognia trzaskającego w kominku. Nie chciał zamieniać poległych w ciągli liczb. Byli czarodziejami, mieli własne rodziny. Ojców, matki, żony i dzieci. Mugole nic nie robili sobie z ich wolności, z ich potrzeb i żyć, traktując jak najgorszy sort.
- Wielu… Wielu więcej niż powinno. – odparł na pytanie. Nie potrafił podać precyzyjnej liczby, nie liczył trupów, które przesuwali po dziedzińcu i układali w odpowiednich miejscach, aby można było przejść do dalszej organizacji działań. Starszy podsekretarz podrapał się po brodzie i wrócił wzrokiem na Rosiera.
- Informacje, które zostały mi przedstawione przekażę... – wyjaśnił, przekręcając głowę w bok. Odpowiedź bez konkretów. Rozumiał, że wszystko zależało od ich dalszych decyzji choć jego zdaniem nie mieli na co czekać, szczególnie, że każdy kolejny dzień mógł okazać się niewiadomą. Kącik jego ust drgnął w niezrozumiałym grymasie.
Rozmowy trwały dłuższa chwilę. W gabinecie samego Ministra Magii, jak i również po opuszczenie tego pomieszczenia. Dopytywał, chciał wiedzieć i mieć informacje. Mathieu odpowiadał, słusznymi słowami, kierując się rozsądkiem. Na rozsądek z ich strony również liczył. Na wsparcie nie jedynie przy trupach, ale również przy odbudowie zamku w Warwick. Nie mógł składać obietnic, jednak pozostawił to swym rozważaniom. Dopiero wtedy Mathieu mógł opuścić gmach Ministerstwa Magii. Przekazał wszelkie informacje, a oni mogli wysłać wsparcie na miejsce walk, na pobojowisko usłane trupami, przesiąknięte zapachem śmierci. Stali po wygranej stronie i byli wygranymi. Może nawet lepiej, że składał swe słowa Starszemu Podsekretarzowi, ten działał niemal od razu, kiedy tylko Rosier opuścił mury Ministerstwa. Sam Minister Magii z pewnością miał zadania o wiele większej wagi, a coś co było koniecznością – musiało być realizowane bez podejmowania wielogodzinnych rozmów, od razu, kiedy tylko zachodziła taka konieczność. Struktury były jasne, proste i klarowne, podobnie jak ich oczekiwania wobec Ministerstwa Magii. Ta współpraca musiała być korzystna dla wszystkich, stąd konieczność wspólnych działać i wspólnych celów.
Wypełnienie obowiązku było jednym z nich. A dopiero wtedy mógł wrócić do domu.
- koniec -
Wrogowie zajmujący Zamek w Warwick polegli. Byli martwym pyłem starym z powierzchni ziemi, poległym robactwem, które ginęło za karę i własne czyny, za występowanie przeciwko tym, w których żyłach płynęła magiczna krew. Czuł obrzydzenie do każdego, kto przyczyniał się do deprawacji świata pozwalając szlamowi szerzyć własne wpływy, stając w ich obronie, wspierając w rozwoju i stawiając opór. Niegodni dzierżenia różdżek i używania magii, którzy sprzedawali się mugolom jak zabawki, ciesząc ich oczy jak cyrkowcy, usługując, jakby byli tylko służbą. Nie, to oni winni służyć im. Słodko-gorzkie zwycięstwo, które ponieśli w Warwick było dopiero początkiem, a dalsza droga zależała od pozostałych, którzy mogli, a raczej powinni zrobić wszystko, aby zrealizować cele. Dlatego był tutaj. Potrzebowali wsparcia Ministerstwa Magii, pracowników i innych osób, w których kompetencjach i zdolnościach leżało okazanie wsparcia.
Minister Magii był nieobecny. Nietrudno się dziwić, mając na uwadze godzinę, która była. Podobnie jak jego rzecznik. Jedyną osobą był starszy podsekretarz, który zjawił się w Ministerstwie wcześniej od pozostałych. Mathieu nie musiał się przedstawiać. Nazwisko Rosier było znane, nawet tutaj. Jak na ironię jego ostatnia wizyta w Ministerstwie Magii była w jego własnym śnie, kiedy była przesłuchiwany za zbrodnie na czekoladowych żabach. W chwili kiedy świat utracił dla niego naturalne barwy nie potrafił jednak przywołać tego snu w pełni, stal się płytki, wręcz płaski, pozbawiony specjalnego wyrazu. Nakreślił sytuację osobie, która wyszła mu naprzeciw. Konieczność rozmowy z wysoce postawioną osobą, która będzie na tyle władna, aby podjąć działania od razu, bez konieczności oczekiwania na decyzję pozostałych. Droga przebiegu informacji w tym momencie była ostatnią, czego potrzebowali. Dlatego kilka chwil później zjawił się w Gabinecie Ministra Magii, gdzie akurat przebywał Starszy Podsekretarz. Czynności ministerialne, na które Rosier nie miał wpływu, ale nie było sensu przenoszenia się między gabinetami.
- Opór mugolskich sił w Warwick uległ naszym działaniom. – przeszedł do konkretów po wymianie grzeczności i konwenansów, które w tym momencie był im do niczego niepotrzebne. Mathieu preferował konkrety, bez zbędnego rozwodzenia się nad mniej istotnymi sprawami, w pełni przechodząc do sensu swoich rozmów. Może to zmęczenie, może wyczerpanie, które nadal było odczuwalne bardzo wyraźnie pomimo regeneracji, którą organizm w naturalny sposób rozpoczął. Starszy mężczyzna skupiał się na jego słowach, pozwalając mu mówić. – Wielu udało się ocalić, wielu straciliśmy. – dodał. Na dziedzińcu zgromadzone były ciała. Wiele ciał tych, którzy sprzeciwiali się jarzmu mugolskich działań i pragnęli wolności. Dla wielu z nich ta wolność stała się uchwytna, dla innych walka była ostatnim tchnieniem. Walczyli o nią do samego końca, walczyli nie tylko dla siebie, ale też dla innych.
- Czego oczekujecie? – padło pytanie, zawisło w powietrzu na długą chwilę, a Mathieu wpatrywał się w oczy mężczyzny przez cały ten czas.
- Wsparcia. – odrzekł krótko i wyprostował się jeszcze bardziej. – Stoimy po jednej stronie, wspólnie tworząc przyszłość nie tylko dla siebie, lecz dla całego świata. – a Ministerstwo Magii w obowiązku miało dbać o dobro swoich ludzi, to ich działania musiały prowadzić do wspaniałej przyszłości, a troska o własnych obywateli była koniecznością. – Pomoc medyczna. Pomoc w identyfikacji ciał poległych, informowanie rodzin. Dysponujecie środkami i możliwościami, aby podjąć tych działań i je zrealizować. – powiedział wprost. Nie zamierzał słodzić, silić się na wyszukane rozwiązania. Liczył na rozwagę Starszego Podsekretarza i jego świadomość. Był blisko Ministra Magii, który będzie wiedział jako jeden z pierwszych o wydarzeniach, które miały miejsce. Będzie wiedział o bohaterskim poświęceniu, którego się podjęli.
Starszy Podsekretarz skinął głową. Ministerstwo Magii i Rycerze stali po jednej stronie, patrzyli wspólnie w kierunku tym samym, kreśląc przyszłość własnymi różdżkami. Podsekretarz był tego świadom, był też władnym, aby załatwić tą sprawę od ręki. Wysłać ludzi jak najszybciej i zorganizować to wprawnie. Dlatego Rosier pokładał w nim nadzieję.
- Zamek został zniszczony. Mugolska broń kruszyła grube mury, jakby były z lodu, a nie litego kamienia. – powiedział po chwili. Kwestia warta informacja, przekazania jej do rozważania. Nie oczekiwał, nie naciskał. Oczekiwali wsparcia w zorganizowaniu transportu zwłok, oczekiwali wsparcia przy identyfikacji. To, o czym zaczął mówić teraz było jedynie dodatkową kwestią, którą mógł, ale nie musiał poruszyć. – Czarny Pan oczekiwał od nas przejęcia tego punktu z uwagi na jego umiejscowienie i logistykę. Z uwagi na zaistniałą sytuację i znacznie zniszczenia będzie koniecznym odbudowanie murów. Proszę poddać rozważaniom, na ile Ministerstwo Magii byłoby w stanie okazać wsparcie również i w tej kwestii. – zaproponował spokojnym tonem. Sekretarz pytał czego oczekiwali. Kierując się ściśle procedurami i zadaniami, winien wspomnieć o pomocy w identyfikacji, ogólnym wsparciu i przekazywaniu poległych im rodzinom. Pomoc w odbudowaniu Zamku była jedynie propozycją, którą mogli rozważyć. Choćby po to, aby oddać hołd tym, którzy stracili w tym miejscu życie w imię lepszego jutra.
- Jak wielu poległo? – spytał, a Mathieu przesunął wzrok w stronę ognia trzaskającego w kominku. Nie chciał zamieniać poległych w ciągli liczb. Byli czarodziejami, mieli własne rodziny. Ojców, matki, żony i dzieci. Mugole nic nie robili sobie z ich wolności, z ich potrzeb i żyć, traktując jak najgorszy sort.
- Wielu… Wielu więcej niż powinno. – odparł na pytanie. Nie potrafił podać precyzyjnej liczby, nie liczył trupów, które przesuwali po dziedzińcu i układali w odpowiednich miejscach, aby można było przejść do dalszej organizacji działań. Starszy podsekretarz podrapał się po brodzie i wrócił wzrokiem na Rosiera.
- Informacje, które zostały mi przedstawione przekażę... – wyjaśnił, przekręcając głowę w bok. Odpowiedź bez konkretów. Rozumiał, że wszystko zależało od ich dalszych decyzji choć jego zdaniem nie mieli na co czekać, szczególnie, że każdy kolejny dzień mógł okazać się niewiadomą. Kącik jego ust drgnął w niezrozumiałym grymasie.
Rozmowy trwały dłuższa chwilę. W gabinecie samego Ministra Magii, jak i również po opuszczenie tego pomieszczenia. Dopytywał, chciał wiedzieć i mieć informacje. Mathieu odpowiadał, słusznymi słowami, kierując się rozsądkiem. Na rozsądek z ich strony również liczył. Na wsparcie nie jedynie przy trupach, ale również przy odbudowie zamku w Warwick. Nie mógł składać obietnic, jednak pozostawił to swym rozważaniom. Dopiero wtedy Mathieu mógł opuścić gmach Ministerstwa Magii. Przekazał wszelkie informacje, a oni mogli wysłać wsparcie na miejsce walk, na pobojowisko usłane trupami, przesiąknięte zapachem śmierci. Stali po wygranej stronie i byli wygranymi. Może nawet lepiej, że składał swe słowa Starszemu Podsekretarzowi, ten działał niemal od razu, kiedy tylko Rosier opuścił mury Ministerstwa. Sam Minister Magii z pewnością miał zadania o wiele większej wagi, a coś co było koniecznością – musiało być realizowane bez podejmowania wielogodzinnych rozmów, od razu, kiedy tylko zachodziła taka konieczność. Struktury były jasne, proste i klarowne, podobnie jak ich oczekiwania wobec Ministerstwa Magii. Ta współpraca musiała być korzystna dla wszystkich, stąd konieczność wspólnych działać i wspólnych celów.
Wypełnienie obowiązku było jednym z nich. A dopiero wtedy mógł wrócić do domu.
- koniec -
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Strona 2 z 2 • 1, 2
Biuro Ministra Magii
Szybka odpowiedź