Laboratorium
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Laboratorium
Tajne pomieszczenie, które położone jest gdzieś w bocznych odnóżach dłużącego się korytarza - dostęp do niego mają przede wszystkim alchemicy zasilający szeregi naukowców w Departamencie Tajemnic. Laboratorium jest długie, ciemne, wzdłuż jego ścian ułożone są sięgające samego sufitu szafki z ciemnego drewna; półki wręcz uginają się pod ciężarem różnych specyfików. Znalezienie wśród nich rzeczy, której dokładnego położenia się nie zna, może graniczyć z cudem. Półmrok panujący w pomieszczeniu rozganiany jest przez wątłe światło magicznych świetlików, które zamknięte zostały w szklanych słojach powieszonych na ścianach; do tego gdzieniegdzie ustawione są świeczniki żarzące się ostrożnym płomieniem. Niezliczone sprzęty i aparatury - których nazwy znajome są wyłącznie najznamienitszym alchemikom - stoją w kątach, a czasem z ich wnętrza dochodzą złowieszcze szelesty, wybuchy i bulgoty. W powietrzu roztacza się woń ziół i siarki, przez które niezbyt często przebija się zapach zdradzieckiej słodyczy - kto wie, co może to oznaczać.
W teorii misja wydawała się prosta, natomiast gdy przychodziło do praktyki coraz więcej spraw stało się skomplikowanych i trudnych do rozgryzienia. Miał przyjąć inną postać, zmienić się w kogoś kogo obserwował zaledwie kilka marnych godzin i nigdy wcześniej nie miał okazji chociażby podać ręki w geście przywitania. Maski stanowiły dla niego codzienność, genetyczny dar zapewniał anonimowość jaką cenił ponad wszystko, jednakże kiedy przychodziło do przybrania konkretnej, rzeczywistej twarzy przestawało być prosto i kolorowo. To było jednak najprostsze wyjście, które w razie niepowodzenia posiadało kilka alternatyw umożliwiających bezpieczne wydostanie się z Ministerstwa – miejsca, gdzie jego noga nieczęsto miała okazję stanąć.
Zapamiętał jak najwięcej mógł; obserwował chód, gestykulację, sposób rozmowy, a przede wszystkim mimikę twarzy oraz niecodzienne tiki, którymi „pochwalić” mogło się naprawdę wiele osób. Miał swoją taktykę – w przypadku ofiar, które faktycznie musiał odtworzyć zapisywał szczegółowe notatki. Spostrzegawczość pomagała mu skupić się na aspektach rzekomo niewidocznych dla innych, jednak nie dla bliskich, z którymi spotkanie zawsze obarczone było największym ryzykiem, finalnie i tak przeważnie kończącym się wpadką. Był zapobiegawczy, więc nawet jeśli miał być to jednorazowy skok nie wyobrażał sobie nie poczynić odpowiednich przygotowań minimalizujących szanse na porażkę, która w tym wypadku mogła być wyjątkowo gorzka.
Odziany w ubranie otrzymane od Ramseya zrównał się z nim ramionami w chwili, gdy przekroczyli progi Ministerstwa. Różdżka skryta w kieszeni szaty dodawała mu pewności i odwagi, które w owej sytuacji były niezbędne, bowiem rzadko decydował się działać bez szczegółowego obeznania terenu. Był perfekcjonistą i szanował niebłagalnie upływający czas, lecz fakt, iż wówczas było go wyjątkowo mało spowodował, że musiał zaufać własnemu instynktowi.
Wchodząc do windy przyjrzał się dokładnie w wysokim lustrze, czy aby na pewno o niczym nie zapomniał. Ugryzł się w język, kiedy naszło go pytanie odnośnie prawidłowego odtworzenia rys twarzy, ponieważ przypomniawszy sobie słowa Ramseya uznał to za bezsensowne. –Mulciber on zawsze tak wygląda? Wąsik i ulizana, końska grzywa? –Tak, zawsze jest paskudny. -Z tym bucem nie będę mieć problemu.
Wypuściwszy powietrze z ust uśmiechnął się w ten swój perfidnie ironiczny sposób po raz ostatni, gdyż drzwi otworzyły się ukazując wąskie korytarze rzekomo prowadzące do tajemnego celu. Ruszył przed siebie dumnym krokiem i z wysoko uniesioną brodą starając się wiernie oddawać postać Barnabyego. -Prawo, lewo, prosto. Prawo, lewo, prosto.- powtarzał sobie w myślach nie zmieniając przy tym wyrazu twarzy, który w żadnym calu nie mógł wskazywać na wewnętrzną walkę w pełnym skupieniu i zaangażowaniu. W oddali dostrzegł upragniony cel, który był na końcu, powtarzanej niczym mantry, drogi. Wysokie, pokryte rdzą drzwi zdawały się być wejściem do labolatorium, więc nacisnął klamkę z nadzieją, iż w środku zastanie półki z niezbędnymi eliksirami.
/Spostrzegawczość III (+20)
Zapamiętał jak najwięcej mógł; obserwował chód, gestykulację, sposób rozmowy, a przede wszystkim mimikę twarzy oraz niecodzienne tiki, którymi „pochwalić” mogło się naprawdę wiele osób. Miał swoją taktykę – w przypadku ofiar, które faktycznie musiał odtworzyć zapisywał szczegółowe notatki. Spostrzegawczość pomagała mu skupić się na aspektach rzekomo niewidocznych dla innych, jednak nie dla bliskich, z którymi spotkanie zawsze obarczone było największym ryzykiem, finalnie i tak przeważnie kończącym się wpadką. Był zapobiegawczy, więc nawet jeśli miał być to jednorazowy skok nie wyobrażał sobie nie poczynić odpowiednich przygotowań minimalizujących szanse na porażkę, która w tym wypadku mogła być wyjątkowo gorzka.
Odziany w ubranie otrzymane od Ramseya zrównał się z nim ramionami w chwili, gdy przekroczyli progi Ministerstwa. Różdżka skryta w kieszeni szaty dodawała mu pewności i odwagi, które w owej sytuacji były niezbędne, bowiem rzadko decydował się działać bez szczegółowego obeznania terenu. Był perfekcjonistą i szanował niebłagalnie upływający czas, lecz fakt, iż wówczas było go wyjątkowo mało spowodował, że musiał zaufać własnemu instynktowi.
Wchodząc do windy przyjrzał się dokładnie w wysokim lustrze, czy aby na pewno o niczym nie zapomniał. Ugryzł się w język, kiedy naszło go pytanie odnośnie prawidłowego odtworzenia rys twarzy, ponieważ przypomniawszy sobie słowa Ramseya uznał to za bezsensowne. –Mulciber on zawsze tak wygląda? Wąsik i ulizana, końska grzywa? –Tak, zawsze jest paskudny. -Z tym bucem nie będę mieć problemu.
Wypuściwszy powietrze z ust uśmiechnął się w ten swój perfidnie ironiczny sposób po raz ostatni, gdyż drzwi otworzyły się ukazując wąskie korytarze rzekomo prowadzące do tajemnego celu. Ruszył przed siebie dumnym krokiem i z wysoko uniesioną brodą starając się wiernie oddawać postać Barnabyego. -Prawo, lewo, prosto. Prawo, lewo, prosto.- powtarzał sobie w myślach nie zmieniając przy tym wyrazu twarzy, który w żadnym calu nie mógł wskazywać na wewnętrzną walkę w pełnym skupieniu i zaangażowaniu. W oddali dostrzegł upragniony cel, który był na końcu, powtarzanej niczym mantry, drogi. Wysokie, pokryte rdzą drzwi zdawały się być wejściem do labolatorium, więc nacisnął klamkę z nadzieją, iż w środku zastanie półki z niezbędnymi eliksirami.
/Spostrzegawczość III (+20)
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 94
'k100' : 94
Naciśnięcie klamki było kluczowym momentem i miał tego świadomość, bowiem jeśli źle zapamiętałby wskazaną przez Ramseya drogę zmarnowałby dużo czasu oraz przyciągnąłby niepotrzebną uwagę. Wypuścił powietrze z ulgą, gdy jego oczom ukazały się przestronne, wysokie szafy po brzeg wypełnione fiolkami z ingrediencjami i różnych kształtów naczynia zapewne uzupełnione eliksirami.
Obróciwszy głowę w prawo, a następnie w lewo nie dostrzegł żadnego ruchu na korytarzu toteż wślizgnął się do środka w nadziei, iż nikt go nie zauważył. Miał idealną maskę, z której bez trudu mógł korzystać, jednakże spotkania towarzyskie nie były tym z czym bez problemu by sobie poradził. Nie znając ofiary miał związane ręce w pewnych kwestiach, a udawanie idioty nie zawsze pomagało przebrnąć przez trudną sytuację.
Serce zabiło mu mocniej w chwili, gdy zorientował się jakich rozmiarów było laboratorium. Objęcie wzrokiem wszystkich zbiorów zajęło mu dłuższą chwilę i zapewne stałby dłużej z rozdziobanymi ustami, gdyby nie fakt, iż musiał jak najszybciej zniknąć między gablotami, by nie pozostać w polu czyjegoś spojrzenia. Nie rozglądając się wszedł w wąską alejkę z nadzieją, że nadal nikt nie miał świadomości jego obecności.
| Ukrywanie się I (+5)
Obróciwszy głowę w prawo, a następnie w lewo nie dostrzegł żadnego ruchu na korytarzu toteż wślizgnął się do środka w nadziei, iż nikt go nie zauważył. Miał idealną maskę, z której bez trudu mógł korzystać, jednakże spotkania towarzyskie nie były tym z czym bez problemu by sobie poradził. Nie znając ofiary miał związane ręce w pewnych kwestiach, a udawanie idioty nie zawsze pomagało przebrnąć przez trudną sytuację.
Serce zabiło mu mocniej w chwili, gdy zorientował się jakich rozmiarów było laboratorium. Objęcie wzrokiem wszystkich zbiorów zajęło mu dłuższą chwilę i zapewne stałby dłużej z rozdziobanymi ustami, gdyby nie fakt, iż musiał jak najszybciej zniknąć między gablotami, by nie pozostać w polu czyjegoś spojrzenia. Nie rozglądając się wszedł w wąską alejkę z nadzieją, że nadal nikt nie miał świadomości jego obecności.
| Ukrywanie się I (+5)
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 49
'k100' : 49
Nie słyszał żadnych kroków, ani głosów, dzięki czemu mógł skupić się na powierzonym zadaniu bez ryzyka, że ktoś zobaczy jego nieudolne poszukiwania. Ilość eliksirów, menzurek, próbówek, fiolek sprawiła, iż ugięły się pod nim kolana, albowiem znalezienie tego odpowiedniego wydawało się istnym cudem. Nie znał się kompletnie na tej dziedzinie magii i nigdy szczególnie tego nie ukrywał, ponieważ nawet podczas drobnych grabieży pakował do znoszonej, skórzanej aktówki wszystko, co wpadło mu w rękę. Wybierał oczami, nie wiedzą, bo brakowało mu chociażby najprostszych podstaw.
Stanąwszy w miejscu wysunął z kieszeni złożoną kartkę papieru, na której znajdował się naszkicowany obrazek przedstawiający pożądany eliksir. Mogło to wydawać się śmieszne, jednakże nigdy nie miał z takowym do czynienia, bowiem sam nigdy go nie potrzebował z wiadomego powodu, a pracowanie z innymi było istną rzadkością. Był indywidualistą, wolnym strzelcem, który wybierał własne, nieokiełznane śladami ścieżki i pragnąc podążać nimi w samotności nie przywykł wpuszczać na nie towarzyszów. Jednak wszystko zaczęło się zmieniać i choć nie był przekonany to nie miał wyboru – spełniał rozkazy człowieka, którego nawet nie przyszło mu spotkać – przynajmniej tak sądził.
Warknął cicho pod nosem, kiedy kolejne półki okazały się błędnym tropem. Brak jakiejkolwiek numeracji, oznaczeń i chronologii niczego nie ułatwiała, toteż musiał skrupulatnie przyglądać się mijanym naczyniom. Doskonale wiedział, że czas naglił, albowiem w chwili zjawienia się kolejnych alchemików jego poszukiwania stałyby się co najmniej podejrzane. Jasnym było, iż pracujący tu ludzie wiedzieli jak się przemieszczać i nie szukaliby tak unikalnego eliksiru w innym, niżeli przeznaczonym dla niego miejscu.
Zacisnąwszy wargi w wąską linię wkroczył do kolejnej alejki. Ostry zapach sprawił, iż zaczęło nieznacznie kręcić mu się w głowie, co za wszelką cenę pragnął ignorować, choć wcale nie było to prostym zadaniem. Zaburzona koncentracja mogła sprawić, że zacząłby popełniać błędy, które miały zbyt wysoką cenę, aby sobie na nie pozwolić.
Zatrzymawszy się momentalnie wytężył wzrok w kierunku gabloty, której jedna z półek oznaczona była runą. W pierwszej chwili sądził, że przewidziało mu się z uwagi na półmrok, jednak kiedy podszedł bliżej utwierdził się w pierwszej myśli. - Hagalaz- szepnął pod nosem, a jego kąciki ust powędrowały triumfalnie ku górze, albowiem znaczenie ów znaku było zbliżone do działania eliksiru. -Zmiana, natychmiastowa zmiana.- szepnął chwytając między palce jedno z naczyń w nadzieii, że będzie ono miało konsystencję i kolor zgodne z jego notatkami.
| Spostrzegawczość III (+20)
Stanąwszy w miejscu wysunął z kieszeni złożoną kartkę papieru, na której znajdował się naszkicowany obrazek przedstawiający pożądany eliksir. Mogło to wydawać się śmieszne, jednakże nigdy nie miał z takowym do czynienia, bowiem sam nigdy go nie potrzebował z wiadomego powodu, a pracowanie z innymi było istną rzadkością. Był indywidualistą, wolnym strzelcem, który wybierał własne, nieokiełznane śladami ścieżki i pragnąc podążać nimi w samotności nie przywykł wpuszczać na nie towarzyszów. Jednak wszystko zaczęło się zmieniać i choć nie był przekonany to nie miał wyboru – spełniał rozkazy człowieka, którego nawet nie przyszło mu spotkać – przynajmniej tak sądził.
Warknął cicho pod nosem, kiedy kolejne półki okazały się błędnym tropem. Brak jakiejkolwiek numeracji, oznaczeń i chronologii niczego nie ułatwiała, toteż musiał skrupulatnie przyglądać się mijanym naczyniom. Doskonale wiedział, że czas naglił, albowiem w chwili zjawienia się kolejnych alchemików jego poszukiwania stałyby się co najmniej podejrzane. Jasnym było, iż pracujący tu ludzie wiedzieli jak się przemieszczać i nie szukaliby tak unikalnego eliksiru w innym, niżeli przeznaczonym dla niego miejscu.
Zacisnąwszy wargi w wąską linię wkroczył do kolejnej alejki. Ostry zapach sprawił, iż zaczęło nieznacznie kręcić mu się w głowie, co za wszelką cenę pragnął ignorować, choć wcale nie było to prostym zadaniem. Zaburzona koncentracja mogła sprawić, że zacząłby popełniać błędy, które miały zbyt wysoką cenę, aby sobie na nie pozwolić.
Zatrzymawszy się momentalnie wytężył wzrok w kierunku gabloty, której jedna z półek oznaczona była runą. W pierwszej chwili sądził, że przewidziało mu się z uwagi na półmrok, jednak kiedy podszedł bliżej utwierdził się w pierwszej myśli. - Hagalaz- szepnął pod nosem, a jego kąciki ust powędrowały triumfalnie ku górze, albowiem znaczenie ów znaku było zbliżone do działania eliksiru. -Zmiana, natychmiastowa zmiana.- szepnął chwytając między palce jedno z naczyń w nadzieii, że będzie ono miało konsystencję i kolor zgodne z jego notatkami.
| Spostrzegawczość III (+20)
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 38
'k100' : 38
Drewowi rzuciły się w oczy cztery fiolki przepełnione substancją przypominającą ciemne, gęste błoto - lekko ono bulgotało i na wierzch wypływały pęcherzyki powietrza; kątem oka dostrzegł też parę fiolek z cieczą o barwie turkusu i kolejne cztery z czymś, co przypominało zielonkawe smarki.
Niezależnie od tego, na zabranie których fiolek skusi się Drew (a może nie tknie żadnej z nich?), po zrobieniu tego może - zgodnie z pierwotnymi wytycznymi - oddać się dalszym poszukiwaniom.
Niezależnie od tego, na zabranie których fiolek skusi się Drew (a może nie tknie żadnej z nich?), po zrobieniu tego może - zgodnie z pierwotnymi wytycznymi - oddać się dalszym poszukiwaniom.
Zacisnął usta w wąską linię spostrzegając, iż fiolki różniły się dość znacząco od siebie, więc nie trudnym było się domyślić, że tylko niektóre z nich zawierały pożądany, wielosokowy eliksir. Podniósłszy notatnik ponownie spoglądnął na wykonane przez siebie notatki, które w dość prozaiczny sposób charakteryzowały magiczną ciecz i zaklął pod nosem uświadamiając sobie, że naprawdę winien choć moment poświęcić nauce ów gałęzi wiedzy. Był kompletną nogą w tych sprawach, albowiem od zawsze posiłkował się osobami trzecimi – w końcu przebywając na rosyjskich ziemiach miał niemalże speca pod własnym dachem.
Przyglądnąwszy się dokładnie fiolkom wybrał te o błotnistej barwie i gęstości. Pęcherzyki powietrza były dość specyficzne i to tylko dzięki nim chwycił ów naczynia wrzuciwszy je do skórzanej aktówki. W zasięgu wzroku odnalazł jedynie cztery, a więc brakowało jeszcze trzech niezbędnych do podjęcia niezwykle trudnej, zdaniem Mulcibera, misji. Miał zadania nie spieprzyć, toteż ruszywszy dalej wzdłuż wielkich gablot rozglądał się za odpowiednimi fiolkami, których rzekomy wzór spoczywał już bezpiecznie u jego boku.
Czuł, że nie mogły znajdować się jakoś szczególnie daleko, bądź w innej sekcji. Nawet tak nierozgarnięte osoby jak alchemicy musieli zachować pewien ład, aby nie pogubić się we własnej piaskownicy. Dość miał już wszechobecnego kurzu oraz smrodu nieustannie drażniącego nozdrza, jednakże starał skupić się na poszukiwaniach oraz zachowaniu wyglądu, który przyjął jeszcze przed wejściem do laboratorium. Na szczęście nie trwało to już zbyt długo – półkę niżej, po drugiej stronie oszklonych szaf ponownie dostrzegł tę samą runę, która nieznacznie mieniła się w objętym półmrokiem pomieszczeniu. Przykucnąwszy zorientował się, iż tym razem coś jednak oplatało znak rozpoznawczy, jakoby jakaś skórka, ale zupełnie nie wiedział cóż to było. Jednym ruchem otworzył drzwiczki i wyostrzając wzrok starał się spostrzec, czy aby na pewno i tym razem znalazł odpowiednie fiolki. Bulgotały, to na pewno, ale mniejsza ilość światła sprawiała, że nie był w stanie zdefiniować kolory – cóż na pewno nie był to biały.
|Spostrzegawczość (+30)
Przyglądnąwszy się dokładnie fiolkom wybrał te o błotnistej barwie i gęstości. Pęcherzyki powietrza były dość specyficzne i to tylko dzięki nim chwycił ów naczynia wrzuciwszy je do skórzanej aktówki. W zasięgu wzroku odnalazł jedynie cztery, a więc brakowało jeszcze trzech niezbędnych do podjęcia niezwykle trudnej, zdaniem Mulcibera, misji. Miał zadania nie spieprzyć, toteż ruszywszy dalej wzdłuż wielkich gablot rozglądał się za odpowiednimi fiolkami, których rzekomy wzór spoczywał już bezpiecznie u jego boku.
Czuł, że nie mogły znajdować się jakoś szczególnie daleko, bądź w innej sekcji. Nawet tak nierozgarnięte osoby jak alchemicy musieli zachować pewien ład, aby nie pogubić się we własnej piaskownicy. Dość miał już wszechobecnego kurzu oraz smrodu nieustannie drażniącego nozdrza, jednakże starał skupić się na poszukiwaniach oraz zachowaniu wyglądu, który przyjął jeszcze przed wejściem do laboratorium. Na szczęście nie trwało to już zbyt długo – półkę niżej, po drugiej stronie oszklonych szaf ponownie dostrzegł tę samą runę, która nieznacznie mieniła się w objętym półmrokiem pomieszczeniu. Przykucnąwszy zorientował się, iż tym razem coś jednak oplatało znak rozpoznawczy, jakoby jakaś skórka, ale zupełnie nie wiedział cóż to było. Jednym ruchem otworzył drzwiczki i wyostrzając wzrok starał się spostrzec, czy aby na pewno i tym razem znalazł odpowiednie fiolki. Bulgotały, to na pewno, ale mniejsza ilość światła sprawiała, że nie był w stanie zdefiniować kolory – cóż na pewno nie był to biały.
|Spostrzegawczość (+30)
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 95
'k100' : 95
Chwyciwszy jedną z czterech stojących obok siebie fiolek uniósł ją nieco wyżej starając się zwrócić uwagę na najdrobniejszy szczegół. Barwa się zgadzała, bulgoczące pęcherzyki powietrza także, więc naprawdę musiałby mieć istnego pecha, aby znaleźć wyjątkowo podobny, ale jednocześnie niepożądany eliksir. Zdawał sobie sprawę, że nie miał nader wiele czasu na zastanowienie, albowiem w każdej chwili w środku mógł pojawić się ktoś niepożądany tym samym zmuszając go do ukrycia się, więc złapał w dłoń pozostałe trzy i delikatnym ruchem wsunął wszystkie do skórzanej aktówki. Zadbał o to, by nie mogły się wylać, a tym bardziej potłuc przekładając je kawałkiem starego, brudnego materiału. Znalazł osiem fiolek, choć niezbędne było mu tylko siedem, jednak nikt nie musiał o tym wiedzieć – a tym bardziej Mulciber. Jeśli faktycznie, a wszystko na to wskazywało, ukradł eliksir wielosokowy to był on całkiem kosztowną zdobyczą.
Kusiło go zabranie czegoś więcej. Był w największej skarbnicy alchemików i wręcz grzechem wydawało mu się wyjść z tak niewielkim dobytkiem. Oczywiście wiedział, że należało działać w granicy rozsądku, więc nim podjął jakąkolwiek decyzję odnośnie kolejnego, nielegalnego wzbogacenia się postanowił ukryć to, po co tutaj przyszedł – w końcu bulgocące fiolki były celem, jakiego nie mógł spaprać własną zachłannością. Schował się pomiędzy dwoma, wąskimi gablotami stojącymi nieopodal i nakierował różdżkę, wciąż schowaną w rękawie szaty, na aktówkę, po czym szeptem wypowiedział –Pluto. Miał nadzieję, że anomalie nie pokrzyżują jego planów.
Kusiło go zabranie czegoś więcej. Był w największej skarbnicy alchemików i wręcz grzechem wydawało mu się wyjść z tak niewielkim dobytkiem. Oczywiście wiedział, że należało działać w granicy rozsądku, więc nim podjął jakąkolwiek decyzję odnośnie kolejnego, nielegalnego wzbogacenia się postanowił ukryć to, po co tutaj przyszedł – w końcu bulgocące fiolki były celem, jakiego nie mógł spaprać własną zachłannością. Schował się pomiędzy dwoma, wąskimi gablotami stojącymi nieopodal i nakierował różdżkę, wciąż schowaną w rękawie szaty, na aktówkę, po czym szeptem wypowiedział –Pluto. Miał nadzieję, że anomalie nie pokrzyżują jego planów.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 27
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 27
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Być może to stres, a może pośpiech - coś jednak sprawiło, że Drew nie potrafił skupić się na rzuconym zaklęciu wystarczająco mocno. Koniec różdżki rozżarzył się lekko jasnym blaskiem, co mogło wskazywać, że Pluto będzie udane - to się jednak nie stało, fiolki wciąż pozostawały widoczne. Jednocześnie Drewa dopadł efekt anomalii - mężczyzna dostał ostrego krwotoku z nosa.
Żywotność Drewa: 208/213
Żywotność Drewa: 208/213
Ogarnęła go słabość. Paskudne uczucie niepowodzenia, które uderzyło nie tylko w jego ego, ale przede wszystkim samopoczucie, które momentalnie zmieniło się na gorsze. Szkarłatny, ciepły płyn buchnął z jego nosa zmuszając do odchylenia głowy do tyłu, by uspokoić nagłe, zupełnie zbędne krwawienie. Warknął gniewnie, albowiem świadomość ufajdanej twarzy nie wróżyła niczego dobrego – z pewnością przykuwał wtem bardziej uwagę niżeli zwykle, więc naciągnął rękaw na dłoń i dokładnie wytarł brudne miejsca. Nie miał lustra, więc nie mógł sprawdzić czy na pewno wszystkiego się pozbył, ale dokładając do tego wszelkich starań liczył, że faktycznie tak się stało.
Wypuściwszy powietrze z ust rozejrzał się po pustych alejkach między wielkimi, starymi gablotami i upewniając się, iż nikt nie mógł widzieć zajścia spowodowanego anomaliami, ruszył w kierunku wyjścia. Nie miał czasu do stracenia, a każda chwila dłużej w ów miejscu sprawiała, że cel oddalał się zamiast przybliżać; dostarczenie eliksirów było priorytetem, którego nie mógł zepsuć swoją zachłannością. Zatrzymawszy się na skrzyżowaniu „uliczek” spojrzał na boki licząc, że nadal nikogo tam nie było. Różdżkę spoczywająca w rękawie szaty ponownie skierował na skórzaną aktówkę w nadziei, że tym razem nic nie zepsuje jego planów. -Pluto.- szepnął będąc w ciągłej gotowości.
Wypuściwszy powietrze z ust rozejrzał się po pustych alejkach między wielkimi, starymi gablotami i upewniając się, iż nikt nie mógł widzieć zajścia spowodowanego anomaliami, ruszył w kierunku wyjścia. Nie miał czasu do stracenia, a każda chwila dłużej w ów miejscu sprawiała, że cel oddalał się zamiast przybliżać; dostarczenie eliksirów było priorytetem, którego nie mógł zepsuć swoją zachłannością. Zatrzymawszy się na skrzyżowaniu „uliczek” spojrzał na boki licząc, że nadal nikogo tam nie było. Różdżkę spoczywająca w rękawie szaty ponownie skierował na skórzaną aktówkę w nadziei, że tym razem nic nie zepsuje jego planów. -Pluto.- szepnął będąc w ciągłej gotowości.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 6
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 6
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Strona 1 z 2 • 1, 2
Laboratorium
Szybka odpowiedź