Kuchnia
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Kuchnia
Chłodna, z widoczną fakturą cegieł pokrywających ściany, z kamiennymi blatami, które przetrwały już niejedną walkę na noże. Szklane świetliki, bo oknami nazwać tego za bardzo nie można, wpuszczają do środka tyle światła, ile akurat potrzeba, a gdy nadchodzi zmierzch, zawieszane są nad nimi świece. Królestwo Eir - kobieta spędza tutaj stosunkowo dużo czasu, napełniając cały dom przyjemnym aromatem pieczonych, gotowanych i duszonych potraw.
Nad łukiem prowadzącym do głównej części kuchni, wiszą nieduże pudełeczka, w których trzymane są zasuszone przyprawy i zioła. Podłoga wyłożona jest prostymi, drewnianymi panelami - mają za zadanie wygłuszać szuranie, które niegdyś towarzyszyło jej starej wersji, kamiennej.
Nad łukiem prowadzącym do głównej części kuchni, wiszą nieduże pudełeczka, w których trzymane są zasuszone przyprawy i zioła. Podłoga wyłożona jest prostymi, drewnianymi panelami - mają za zadanie wygłuszać szuranie, które niegdyś towarzyszyło jej starej wersji, kamiennej.
Powiedz ty mi, kości biała,
Kto cię więził w mrokach ciała,
Kto swój los na tobie wspierał,
Kiedy żył i jak umierał?
Kto cię więził w mrokach ciała,
Kto swój los na tobie wspierał,
Kiedy żył i jak umierał?
Był pogrążony w myślach, zaabsorbowany czymś, czego Ramsey w pierwszej chwili nie dostrzegł. Wydał mu się jednak zaskoczony wizytą, może nieco zlękniony jego — czyjąkolwiek? — obecnością. Wyraz jego twarzy wskazywał, że to co robił nie spodobałoby się jego rodzicom. Obróciwszy się przez ramię, zerkając nieznacznie za siebie upewnił się jednak, że w pobliżu niem a żadnego z nich — ani Eir, ani Cadana. O ile ulżyłoby mu na widok czarownicy, tak z jej mężem nie miał ochoty się spotykać. Nawet jego widok, może wciąż pozbawionego nosa nie poprawiłby mu w tej chwili nastroju. Chciał tę sprawę załatwić szybko i bezboleśnie, bez zbędnych rozmów, pretensji, pytań. Nie spodziewał się, że trafi właśnie na niego. Chłopiec miał szczęście, że to on mu przeszkodził, cokolwiek robił. Posłał mu krótki uśmiech w odpowiedzi — wymuszony, nieco kuriozalny; zdawało mu się, że to wystarczy na powitanie z Goylem, z dzieckiem.
Kiedy ujrzał co młody trzymał w dłoni uśmiechnął się szerzej, choć nie krył zdumienia, które wymalowało się na jego twarzy w postaci wysoko uniesionych ciemnych brwi. Nie podejrzewał chłopca o podobne praktyki, lecz — jak widać, rozpoczynał mordercze praktyki dość wcześnie. On sam na miejscu jego rodziców byłby dumny z zainteresowań syna; wcześnie zaczynając miał szanse wyplewić kiełkujące ziarna moralności, którą niepotrzebnie wpajali dookoła. Nie była mu potrzebna do dokonywania właściwych osądów, podejmowania określonych działań. Cokolwiek chciał uczynić z tym gryzoniem — musiał mieć bestialskie plany, a to go zaciekawiło.
— Tak– odpowiedział, nie spoglądając na to, co miał w dłoniach. Odszedł kawałek, by odłożyć je na szafkę, gdzie według niego mogły być bezpieczne. Jeśli nie spotkają się z Eir... — Przekażesz je matce? Powiesz, że to ode mnie — ona będzie wiedziała, co z tym zrobić, a jak tylko wróci do siebie nakreśli do niej odpowiedni list, tylko dla jej oczu. — Nie będę jej przeszkadzać — powrócił do progu, gdzie wsunął dłonie w kieszenie spodni i spojrzał na chłopca badawczym, czujnym spojrzeniem.
— Oczywiście — był przecież katem, doskonale wiedział, co czynić z martwymi istotami, jak się nimi zajmować po odbytej egzekucji. Choć te lata miał już dawno za sobą był pewien, że pewnych praktyk się nie zapomina. gdyby miał oskórować człowieka, pewnie za pierwszym razem uczyniłby podobnie. — Dlaczego chcesz to zrobić— spytał, nie podchodząc do niego wciąż. Wolał zachować bezpieczną odległość. Nie wiedział jednak, że to nie zda się na nic — chłopiec kichnął niespodziewanie, a zwykłe, dziecięce kichnięcie zmieniło się w kulę ognia.
Dobył różdżki błyskawicznie.
— Protego— wyszeptał, kierując ją przed siebie.
Kiedy ujrzał co młody trzymał w dłoni uśmiechnął się szerzej, choć nie krył zdumienia, które wymalowało się na jego twarzy w postaci wysoko uniesionych ciemnych brwi. Nie podejrzewał chłopca o podobne praktyki, lecz — jak widać, rozpoczynał mordercze praktyki dość wcześnie. On sam na miejscu jego rodziców byłby dumny z zainteresowań syna; wcześnie zaczynając miał szanse wyplewić kiełkujące ziarna moralności, którą niepotrzebnie wpajali dookoła. Nie była mu potrzebna do dokonywania właściwych osądów, podejmowania określonych działań. Cokolwiek chciał uczynić z tym gryzoniem — musiał mieć bestialskie plany, a to go zaciekawiło.
— Tak– odpowiedział, nie spoglądając na to, co miał w dłoniach. Odszedł kawałek, by odłożyć je na szafkę, gdzie według niego mogły być bezpieczne. Jeśli nie spotkają się z Eir... — Przekażesz je matce? Powiesz, że to ode mnie — ona będzie wiedziała, co z tym zrobić, a jak tylko wróci do siebie nakreśli do niej odpowiedni list, tylko dla jej oczu. — Nie będę jej przeszkadzać — powrócił do progu, gdzie wsunął dłonie w kieszenie spodni i spojrzał na chłopca badawczym, czujnym spojrzeniem.
— Oczywiście — był przecież katem, doskonale wiedział, co czynić z martwymi istotami, jak się nimi zajmować po odbytej egzekucji. Choć te lata miał już dawno za sobą był pewien, że pewnych praktyk się nie zapomina. gdyby miał oskórować człowieka, pewnie za pierwszym razem uczyniłby podobnie. — Dlaczego chcesz to zrobić— spytał, nie podchodząc do niego wciąż. Wolał zachować bezpieczną odległość. Nie wiedział jednak, że to nie zda się na nic — chłopiec kichnął niespodziewanie, a zwykłe, dziecięce kichnięcie zmieniło się w kulę ognia.
Dobył różdżki błyskawicznie.
— Protego— wyszeptał, kierując ją przed siebie.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 17
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 17
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Och to nie tak, że wiedział, iż jego chwilowe zajęcie nie spodoba się rodzicom. Nie był do końca pewien jak zareagują, więc nie chciał za bardzo kusić losu. Cadan może jeszcze by po prostu wzruszył ramionami rzucił coś w stylu „tylko nie popsuj mi noża” i na tym temat by się skończył. Eir za to mogłaby być bardziej dociekliwa, a Hjall nie był pewien czy chce odpowiadać na jej wszystkie pytania i nie był pewien czy dostanie zgodę na używanie bardzo ostrego noża do swoich celów. Przez to, że nie mógł w stu procentach przewidzieć reakcji rodziców, więc jego ostrożna natura wzięła górę i postanowił nie chwalić się swoimi poczynaniami. Tak na wszelki wypadek.
Hjall nie przyuważył zdziwienia malującego się na twarzy Ramseya. To było dość niezwykłe jak na spostrzegawczego Hjalmara, ale ten był zajęty. Do głowy mu jeszcze wpadło, że gryzoń ma w sobie krew, którą pewnie trzeba będzie w jakiś sposób spuścić, przez rozpoczęciem wszystkiego. Chociaż nie był pewien czy akurat to jest potrzebne. W razie czego przygotował jeszcze jakąś starą miskę i położył ją na stole. Chyba miał już wszystko co mogło by być potrzebne.
- Jasne, jak wolisz- zgodził się i obrócił się z powrotem do czarodzieja. W sumie to od czasu do czasu proszono go o przekazanie mamie tego czy owego składniku, wiadomości czy rzeczy w tym stylu gdy ta była zajęta w swojej pracowni.
-Pokażesz mi jak? – zapytał patrząc pytająco na Ramseya. Zgodzi się? Czy może wymiga się brakiem czasu?
-Och… - wzruszył ramionami na pytanie czarodzieja. – chcę zrobić pompon z puszka pigmejskiego – powód był nieco idiotyczny, ale to nie była jakaś tajemnica. Za to nie wtajemniczył Ramseya po co mu rzeczony pompon. – Pomyśałem, że zanim zabiorę się za puszka, to lepiej będzie poćwiczyć na myszy czy szczurze- dodał jeszcze w razie gdyby Ramsey zastanawiał się dlaczego akurat szczur.
Hjalmar miał zamiar odsunąć się nieco od stołu jeśli oczywiście się zgodzi zrobić mały pokaz swoich umiejętności by Ramsey mógł zachować teoretycznie bezpieczną odległość. Na nic to się jednak zdało, bo zanim chłopiec zdążył się obrócić to kichnął tworząc kulę ognia pędzącą w stronę Ramseya. Trudno powiedzieć czy bardziej był przestraszony tym, że czarodziejowi coś się może stać czy tym, że coś zniszczy w kuchni ku niezadowoleniu Eir. Do tej pory w miarę udawało mu się unikać bardziej niszczycielskich anomalii, jak widać do dzisiaj.
Hjall nie przyuważył zdziwienia malującego się na twarzy Ramseya. To było dość niezwykłe jak na spostrzegawczego Hjalmara, ale ten był zajęty. Do głowy mu jeszcze wpadło, że gryzoń ma w sobie krew, którą pewnie trzeba będzie w jakiś sposób spuścić, przez rozpoczęciem wszystkiego. Chociaż nie był pewien czy akurat to jest potrzebne. W razie czego przygotował jeszcze jakąś starą miskę i położył ją na stole. Chyba miał już wszystko co mogło by być potrzebne.
- Jasne, jak wolisz- zgodził się i obrócił się z powrotem do czarodzieja. W sumie to od czasu do czasu proszono go o przekazanie mamie tego czy owego składniku, wiadomości czy rzeczy w tym stylu gdy ta była zajęta w swojej pracowni.
-Pokażesz mi jak? – zapytał patrząc pytająco na Ramseya. Zgodzi się? Czy może wymiga się brakiem czasu?
-Och… - wzruszył ramionami na pytanie czarodzieja. – chcę zrobić pompon z puszka pigmejskiego – powód był nieco idiotyczny, ale to nie była jakaś tajemnica. Za to nie wtajemniczył Ramseya po co mu rzeczony pompon. – Pomyśałem, że zanim zabiorę się za puszka, to lepiej będzie poćwiczyć na myszy czy szczurze- dodał jeszcze w razie gdyby Ramsey zastanawiał się dlaczego akurat szczur.
Hjalmar miał zamiar odsunąć się nieco od stołu jeśli oczywiście się zgodzi zrobić mały pokaz swoich umiejętności by Ramsey mógł zachować teoretycznie bezpieczną odległość. Na nic to się jednak zdało, bo zanim chłopiec zdążył się obrócić to kichnął tworząc kulę ognia pędzącą w stronę Ramseya. Trudno powiedzieć czy bardziej był przestraszony tym, że czarodziejowi coś się może stać czy tym, że coś zniszczy w kuchni ku niezadowoleniu Eir. Do tej pory w miarę udawało mu się unikać bardziej niszczycielskich anomalii, jak widać do dzisiaj.
The member 'Hjalmar Goyle' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
191|211
Nie udało mu się w porę wyczarować tarczy, ognista kula, którą kichnął Hjal uderzyła w niego, odrzucając go nieco w tył. Płomień spalił mu szatę, a gorąc poparzył jego ramię, przedzierając się przez materiał do skóry i raniąc ją nieznacznie. Syknął z bólu, cofając się o krok i spoglądając na prawą rękę. Zaczynał szczerze nie znosić ognia, nie był jego sojusznikiem, przyjacielem, a największym wrogiem, który nieustannie go ranił. Dotknął nadpalonego materiału — koszula przykleiła mu się do skóry, na szczęście rana nie była zbyt głęboka, może zagoi się bez interwencji uzdrowicielki. Zbyt często ją odwiedzał. Drobne uszkodzenia, z którymi zjawiałby się w jej progu mogłaby mylnie odczytać, wszak radził sobie z wieloma przeciwnościami losu i bólem. Z tym też da sobie radę, lecząc to... czasem. Mawiano, że czas leczył rany.
— Pokażę — powiedział przez zaciśnięte zęby, podnosząc wzrok na chłopca. Był pełen niezwykłej mocy, anomalii — a Ramsey przez to był ciekaw procesu, jaki w nim następował, magii i mocy — jej wielkości i siły, której dziecko nie było w stanie powstrzymać w żaden sposób. Pomimo zagrożenia i ryzyka bez wątpliwości podszedł do chłopca, spoglądając na martwego gryzonia. Westchnął cicho, analizując dostępne narzędzia i delikatnie podciągnął rękawy koszuli. Uczynił to odruchowo, by jej nie pobrudzić, choć przecież jego ramię i tak było już spalone wraz z skórą, a strój nadawał się po prostu do kosza. — Mądrze — pochwalił jego tok myślenia. Nagle zdał sobie sprawę, że syn Cadana był od niej bystrzejszy, Goyle pewnie nie wpadłby na coś podobnego i od razu zmarnował cenne ingrediencje. Jego nieprzychylne myśli miały jednak swój rzeczowy powód, do którego już nie zamierzał wracać.
Odłożył różdżkę na bok i wsparł się jedną ręką o blat, by drugą złapać gryzonia.
— Weź nóż — polecił mu. Nie mógł mu zademonstrować oprawiania zwierzęcia za pomocą magii, mały jej nie używał - przynajmniej nie w takim sensie. Wybuchała nagle i niespodziewanie. Zupełnie tak, jak szkło, które ich otaczało. W jednej chwili rozbryzgało się na boku, krusząc w drobny mak. Ramsey odwrócił się momentalnie, spoglądając w tamtą stronę. Nic nie mógł już zrobić.
Chwycił nóż i zrobił drobne nacięcie w drobnych zwłokach. Krwi wciąż nie było — ale przyglądał się, jak robiła to Cassandra ze swoimi pacjentami. Tylko, że nigdy nie widział, jak ich oprawiała, więc w dalszej części zaufał już własnemu doświadczeniu.
— Dużym zwierzętom podcina się gardło, a później wiesza do góry nogami, a krew ścieka z nich godzinami. Całkowicie — pouczył go, zerkając w jego kierunku. — Ale to małe zwierzę, jak ryba. Wystarczy krew wylać i wypłukac dokładnie. Słyszałem, że krew nie lubi ciepłej wody — oznajmił mu jeszcze, po czym nacisnął zwierzaka lekko, aż wypłynęła z niego ciemna krew. — Spróbuj — przekazał mu go, aby pozbawił zwierzaka wpierw krwi, by później mogli przejść do wnętrzności.
Nie udało mu się w porę wyczarować tarczy, ognista kula, którą kichnął Hjal uderzyła w niego, odrzucając go nieco w tył. Płomień spalił mu szatę, a gorąc poparzył jego ramię, przedzierając się przez materiał do skóry i raniąc ją nieznacznie. Syknął z bólu, cofając się o krok i spoglądając na prawą rękę. Zaczynał szczerze nie znosić ognia, nie był jego sojusznikiem, przyjacielem, a największym wrogiem, który nieustannie go ranił. Dotknął nadpalonego materiału — koszula przykleiła mu się do skóry, na szczęście rana nie była zbyt głęboka, może zagoi się bez interwencji uzdrowicielki. Zbyt często ją odwiedzał. Drobne uszkodzenia, z którymi zjawiałby się w jej progu mogłaby mylnie odczytać, wszak radził sobie z wieloma przeciwnościami losu i bólem. Z tym też da sobie radę, lecząc to... czasem. Mawiano, że czas leczył rany.
— Pokażę — powiedział przez zaciśnięte zęby, podnosząc wzrok na chłopca. Był pełen niezwykłej mocy, anomalii — a Ramsey przez to był ciekaw procesu, jaki w nim następował, magii i mocy — jej wielkości i siły, której dziecko nie było w stanie powstrzymać w żaden sposób. Pomimo zagrożenia i ryzyka bez wątpliwości podszedł do chłopca, spoglądając na martwego gryzonia. Westchnął cicho, analizując dostępne narzędzia i delikatnie podciągnął rękawy koszuli. Uczynił to odruchowo, by jej nie pobrudzić, choć przecież jego ramię i tak było już spalone wraz z skórą, a strój nadawał się po prostu do kosza. — Mądrze — pochwalił jego tok myślenia. Nagle zdał sobie sprawę, że syn Cadana był od niej bystrzejszy, Goyle pewnie nie wpadłby na coś podobnego i od razu zmarnował cenne ingrediencje. Jego nieprzychylne myśli miały jednak swój rzeczowy powód, do którego już nie zamierzał wracać.
Odłożył różdżkę na bok i wsparł się jedną ręką o blat, by drugą złapać gryzonia.
— Weź nóż — polecił mu. Nie mógł mu zademonstrować oprawiania zwierzęcia za pomocą magii, mały jej nie używał - przynajmniej nie w takim sensie. Wybuchała nagle i niespodziewanie. Zupełnie tak, jak szkło, które ich otaczało. W jednej chwili rozbryzgało się na boku, krusząc w drobny mak. Ramsey odwrócił się momentalnie, spoglądając w tamtą stronę. Nic nie mógł już zrobić.
Chwycił nóż i zrobił drobne nacięcie w drobnych zwłokach. Krwi wciąż nie było — ale przyglądał się, jak robiła to Cassandra ze swoimi pacjentami. Tylko, że nigdy nie widział, jak ich oprawiała, więc w dalszej części zaufał już własnemu doświadczeniu.
— Dużym zwierzętom podcina się gardło, a później wiesza do góry nogami, a krew ścieka z nich godzinami. Całkowicie — pouczył go, zerkając w jego kierunku. — Ale to małe zwierzę, jak ryba. Wystarczy krew wylać i wypłukac dokładnie. Słyszałem, że krew nie lubi ciepłej wody — oznajmił mu jeszcze, po czym nacisnął zwierzaka lekko, aż wypłynęła z niego ciemna krew. — Spróbuj — przekazał mu go, aby pozbawił zwierzaka wpierw krwi, by później mogli przejść do wnętrzności.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Hjalmar sam był zaskoczony efektem swojego kichnięcia. Dzisiaj magia wokół niego była wyjątkowo kapryśna.
-Wybacz…- mruknął tylko w jego kierunku z nieco zawiedzioną miną, teraz pewnie nic z tej małej lekcji skórowania nie będzie. W każdym razie specjalnie tłumaczyć się nie zamierzał. Trochę mu głupio było za tę kulę ognia, ale nie miał na to żadnego wpływu. Zresztą od czasu do czasu sam obrywał anomaliami.
W sumie to po tym pokazie Hjall myślał, że Ramsey wykorzysta okazję by jak najszybciej opuścić dom Goyle’ów i nie narażać się na więcej nieprzyjemnych niespodzianek. Mimo to jednak postanowił zostać i spełnić prośbę najmłodszego (jeszcze) Goyle’s. Dzięki temu szacunek Hjalmara do Ramseya jeszcze nieco wzrósł.
-Ekstra!- rzucił w kierunku czarodzieja odzyskując nieco humor. Zrobił mu miejsce przy stole i obserwował poczynania Ramseya. Gdyby mężczyzna spojrzał na Hjalla zauważyłby, że dzieciak ma minę mającą wyrażać pewnie coś w rodzaju skupienia, a jego oczy uważnie obserwują to co robił. Tak jakby chciał wszystko od razu zapamiętać.
-Och, dzięki – odpowiedział tylko na pochwałę. Caley od zawsze uważała, że połączenie genów Borginów i Goyle’ów wypadło dla chłopca bardzo korzystnie.
-Mhm- kiwnął głową i zgodnie z poleceniem sięgnął po narzędzie i czekał na dalsze instrukcje. Jednak magia znów postanowiła im nieco przeszkodzić. Hjalmar zaskoczony trzaskiem prawie podskoczył do góry, a przynajmniej się wzdrygnął.
-Mam nadzieję, że mama nie lubiła tamtej rzeczy – mruknął tylko ponuro. Trudno, nic na to nie poradzi, nie ma co się przejmować. Zamiast tego postanowił w pełni skupić się na tym co miał my do przekazania Ramsey.
-Trzeba mieć na nie pewnie jakieś specjalne pomieszczenie, prawda? Chociaż… jakby się uprzeć to wanna i hak w suficie też oblecą…- skomentował przyglądając się jak czarodziej sprawnie zrobił nacięcie i potem upuścił trochę krwi z gryzonia. W międzyczasie gdy powiedział o ciepłej wodzie nalał jej do miski, dość głębokiej. Nie widział jak się odbywa płukanie ale podejrzewał, że może się przydać.
-Uhm, okej…- przejął zwierzaka i postępował zgodnie z instrukcjami Mulcibera. Trochę był nieporadny w tym co robił, ale starał się wykonać wszystkie polecenia jak najlepiej. Ewidentnie brakowało mu wprawy, ale tego chyba można było się spodziewać.
Gdy wreszcie udało im się pozbyć całej krwi chłopiec spojrzał pytająco na czarodzieja.
-Co dalej? – domyślał się, że to dopiero początek całej zabawy.
-Wybacz…- mruknął tylko w jego kierunku z nieco zawiedzioną miną, teraz pewnie nic z tej małej lekcji skórowania nie będzie. W każdym razie specjalnie tłumaczyć się nie zamierzał. Trochę mu głupio było za tę kulę ognia, ale nie miał na to żadnego wpływu. Zresztą od czasu do czasu sam obrywał anomaliami.
W sumie to po tym pokazie Hjall myślał, że Ramsey wykorzysta okazję by jak najszybciej opuścić dom Goyle’ów i nie narażać się na więcej nieprzyjemnych niespodzianek. Mimo to jednak postanowił zostać i spełnić prośbę najmłodszego (jeszcze) Goyle’s. Dzięki temu szacunek Hjalmara do Ramseya jeszcze nieco wzrósł.
-Ekstra!- rzucił w kierunku czarodzieja odzyskując nieco humor. Zrobił mu miejsce przy stole i obserwował poczynania Ramseya. Gdyby mężczyzna spojrzał na Hjalla zauważyłby, że dzieciak ma minę mającą wyrażać pewnie coś w rodzaju skupienia, a jego oczy uważnie obserwują to co robił. Tak jakby chciał wszystko od razu zapamiętać.
-Och, dzięki – odpowiedział tylko na pochwałę. Caley od zawsze uważała, że połączenie genów Borginów i Goyle’ów wypadło dla chłopca bardzo korzystnie.
-Mhm- kiwnął głową i zgodnie z poleceniem sięgnął po narzędzie i czekał na dalsze instrukcje. Jednak magia znów postanowiła im nieco przeszkodzić. Hjalmar zaskoczony trzaskiem prawie podskoczył do góry, a przynajmniej się wzdrygnął.
-Mam nadzieję, że mama nie lubiła tamtej rzeczy – mruknął tylko ponuro. Trudno, nic na to nie poradzi, nie ma co się przejmować. Zamiast tego postanowił w pełni skupić się na tym co miał my do przekazania Ramsey.
-Trzeba mieć na nie pewnie jakieś specjalne pomieszczenie, prawda? Chociaż… jakby się uprzeć to wanna i hak w suficie też oblecą…- skomentował przyglądając się jak czarodziej sprawnie zrobił nacięcie i potem upuścił trochę krwi z gryzonia. W międzyczasie gdy powiedział o ciepłej wodzie nalał jej do miski, dość głębokiej. Nie widział jak się odbywa płukanie ale podejrzewał, że może się przydać.
-Uhm, okej…- przejął zwierzaka i postępował zgodnie z instrukcjami Mulcibera. Trochę był nieporadny w tym co robił, ale starał się wykonać wszystkie polecenia jak najlepiej. Ewidentnie brakowało mu wprawy, ale tego chyba można było się spodziewać.
Gdy wreszcie udało im się pozbyć całej krwi chłopiec spojrzał pytająco na czarodzieja.
-Co dalej? – domyślał się, że to dopiero początek całej zabawy.
The member 'Hjalmar Goyle' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Dzieci nigdy nie były czymś szczególnym, a Hjalmar w gruncie rzeczy niczym nie różnił się od maluchów, które mieszkały w piwnicy na Nokturnie — zimnej, brudnej, będącej więzieniem, a nie domem, a w przyszłości laboratorium. Był przygotowany na trudności w związku z anomaliami. Wybrał fatalny czas na badania nad magią drzemiącą w dzieciach; a może nie, może idealny? Może anomalia, która opiera się na czarnej magii jest w stanie pomóc mu wywołać w dzieciach odpowiednie reakcje, które uczynią ze zwyczajnych obiektów doświadczalnych przyszłych obskurodzicieli? Patrzył na Hjala w ten sam sposób, co na nie. Nie czuł względem niego nic, żadnej powinności, nie dzielił się z nim wiedzą o rozprawianiu zwierząt z sympatii, czy szacunku względem jego rodziców. Do Cadana nie miał wielkiego, sukcesywnie tracił je w jego oczach. Dorosły, a jednak zachowujący się niepoprawnie jak dziecko. Czego miał nauczyć swojego syna? Zawodzenia? Eir była dobrą żoną, dlatego nie mogła z tym nic zrobić. Ale mały Goyle powinien otrzymywać odpowiednie lekcje, by wyrosnąć na dobrego Śmierciożercę. Powinni go przeszkalać od najmłodszego, przygotowywać do widoku krwi, zapachu śmierci, obecności zwłok — ludzkich, zwierzęcych, co za różnica. On sam nie miał zbyt wychowawczego podejścia, ale nie doszukiwał się nigdy w swoim postępowaniu żadnych błędów. Może Cassandra, wzorcowa według niego matka, potępiłaby jego zachowanie, uznałaby je za niewłaściwe, ale był pragmatykiem. A Hjalmar kiedyś będzie mu za to wdzięczny.
— Jeśli lubiła, poskleja go — odpowiedział mu spokojnie, nie odrywając spojrzenia od martwego zwierzęcia. Wyprostował się, patrząc chłopcu na ręce. — Jeśli nie przeszkadza ci zapach krwi może to być w każdym miejscu. Ale zakładam, że mamie nie spodobałoby się martwe zwierze, któremu się upuszcza krew na środku salonu— dodał pod nosem, oglądając się za siebie. Nie byłby zdziwiony, gdyby Eir stała gdzieś z tyłu, zakradłszy się tu cicho jak myszka i obserwował ich uważnym, krytycznym spojrzeniem. Jej nieobecność wydawała się być ulgą, przynajmniej nie musiał niczego jej tłumaczyć. Włożył palec do misji.
— Powinna być zimna — poprawił go, opierając się biodrem o szafkę. — Lepiej pójdzie pod bieżącą wodą. Ale musi być zimna.— Nie wiedział, co w istocie dzieje się z krwią, ale wieloletnie praktyki potwierdzały, że ciepła woda sprawiała, że z jego koszul krew nie chciała nigdy zejść. Jeśli więc chłopiec miał wypłukać zwierzę to w zimnej i najlepiej pod ciśnieniem. — Wytnij wszystkie narządy wewnętrzne, najlepiej wyciągnij je na zewnątrz, wtedy krew nie zaleje środka.
— Jeśli lubiła, poskleja go — odpowiedział mu spokojnie, nie odrywając spojrzenia od martwego zwierzęcia. Wyprostował się, patrząc chłopcu na ręce. — Jeśli nie przeszkadza ci zapach krwi może to być w każdym miejscu. Ale zakładam, że mamie nie spodobałoby się martwe zwierze, któremu się upuszcza krew na środku salonu— dodał pod nosem, oglądając się za siebie. Nie byłby zdziwiony, gdyby Eir stała gdzieś z tyłu, zakradłszy się tu cicho jak myszka i obserwował ich uważnym, krytycznym spojrzeniem. Jej nieobecność wydawała się być ulgą, przynajmniej nie musiał niczego jej tłumaczyć. Włożył palec do misji.
— Powinna być zimna — poprawił go, opierając się biodrem o szafkę. — Lepiej pójdzie pod bieżącą wodą. Ale musi być zimna.— Nie wiedział, co w istocie dzieje się z krwią, ale wieloletnie praktyki potwierdzały, że ciepła woda sprawiała, że z jego koszul krew nie chciała nigdy zejść. Jeśli więc chłopiec miał wypłukać zwierzę to w zimnej i najlepiej pod ciśnieniem. — Wytnij wszystkie narządy wewnętrzne, najlepiej wyciągnij je na zewnątrz, wtedy krew nie zaleje środka.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Cóż, jeśli chodzi o uczenie się różnych rzeczy, w tym takich, które teoretycznie nie były zbyt dostosowane do jego wieku to Hjalmar nie miał z tym najmniejszego problemu. Zresztą to akurat Ramsey mógł bez problemu sam zauważyć. Chłopiec nie reagował na skórowanie zwierzęcia obrzydzeniem czy strachem. Chciał mieć skórę, to musiał wszystkie te czynności wykonać i już innej opcji nie ma. Nie było co cudować. Chociaż faktycznie zajęcie do najprzyjemniejszych nie należało. Metaliczny zapach krwi trochę go drażnił, ale w sumie nie było to nic do czego nie można przywyknąć. Podobno ludzie potrafią przywyknąć do wielu rzeczy po jakimś czasie, albo gdy nie ma innego wyjścia.
-Uhm- kiwnął głową dając znak, że słucha odpowiedzi czarodzieja. Przez chwilę nic nie mówił, był skupiony na tym co akurat robił. Nie było to specjalnie trudne, ale za pierwszym razem Hjall musiał być uważny. Poza tym chciał wszystko zapamiętać i ewentualnego puszka pigmejskiego oskórować już samemu. Nie wiadomo kiedy znowu spotka Ramseya i będzie mógł skorzystać z jego wiedzy i doświadczenia.
-Też myślę, że nie byłaby zbyt szczęśliwa gdybym tak zrobił- zgodził się z opinią Ramseya na temat upuszczania krwi w salonie.
-Och, okej - kiwnął głową. Nie wiedział, że zimna woda jest lepsza. No a potem dostał kolejne polecenie od Mulcibera. Spojrzał na niego pytająco czekając na jakieś dalsze wskazówki, po czym postarał się zrobić nacięcie tam gdzie pokazywał. Najlepiej jak potrafił. Gdy wreszcie udało mu się wyciąć co trzeba i pozwolił wodzie wypłukać resztki krwi. Oczywiście wszystko pod czujnym okiem śmierciożercy. Swoją drogą ten ostatni moment chyba był najgorszy. Hjalmar lekko się skrzywił przy wyciąganiu wnętrzności ale nic nie powiedział. W końcu sam chciał, żeby mu pokazać co i jak. Teraz nie mógł narzekać, nie? W sumie to podejrzewał, że powoli będą kończyć, chociaż to pewnie jeszcze nie wszystko co trzeba będzie zrobić.
-Co się robi, żeby ta skóra później nie gniła? - pytanie chodziło mu po głowie od dobrej chwili i w końcu postanowił je zadać.
-Uhm- kiwnął głową dając znak, że słucha odpowiedzi czarodzieja. Przez chwilę nic nie mówił, był skupiony na tym co akurat robił. Nie było to specjalnie trudne, ale za pierwszym razem Hjall musiał być uważny. Poza tym chciał wszystko zapamiętać i ewentualnego puszka pigmejskiego oskórować już samemu. Nie wiadomo kiedy znowu spotka Ramseya i będzie mógł skorzystać z jego wiedzy i doświadczenia.
-Też myślę, że nie byłaby zbyt szczęśliwa gdybym tak zrobił- zgodził się z opinią Ramseya na temat upuszczania krwi w salonie.
-Och, okej - kiwnął głową. Nie wiedział, że zimna woda jest lepsza. No a potem dostał kolejne polecenie od Mulcibera. Spojrzał na niego pytająco czekając na jakieś dalsze wskazówki, po czym postarał się zrobić nacięcie tam gdzie pokazywał. Najlepiej jak potrafił. Gdy wreszcie udało mu się wyciąć co trzeba i pozwolił wodzie wypłukać resztki krwi. Oczywiście wszystko pod czujnym okiem śmierciożercy. Swoją drogą ten ostatni moment chyba był najgorszy. Hjalmar lekko się skrzywił przy wyciąganiu wnętrzności ale nic nie powiedział. W końcu sam chciał, żeby mu pokazać co i jak. Teraz nie mógł narzekać, nie? W sumie to podejrzewał, że powoli będą kończyć, chociaż to pewnie jeszcze nie wszystko co trzeba będzie zrobić.
-Co się robi, żeby ta skóra później nie gniła? - pytanie chodziło mu po głowie od dobrej chwili i w końcu postanowił je zadać.
The member 'Hjalmar Goyle' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Hjal wydał mu się pojętnym chłopcem, lecz przede wszystkim zainteresowanie i chęć nauki sprawiły, że podszedł do niego z mniejszą rezerwą niż do większości istot z jego gatunku. W mig łapał wszystko to, co mu tłumaczył, nie musiał się powtarzać, a tego wyjątkowo nie lubił. Ze spokojem obserwował poczynania chłopca, który bez agresji, lecz z precyzją i chłodem podchodził do zadania, którego się podjął. Patrzył jak rozcina małego gryzonia, a potem pod zimną wodą wypłukuje z niego krew, a potem wyciąga powoli małe narządy i wycina je, starając się nie poplamić pozostałościami futra. Odsunął dłonią jego małą rękę, nachylając ją tym samym pod innym kątem, by kapała do zlewu. Żółć wylała się z pękniętego żołądka, razem z jego niestrawioną treścią.
— Łatwiej byłoby ci oskórować żywe zwierzę. Wtedy wystarczy ponacinać ją w odpowiednim miejscu i zedrzeć. Jest przy tym więcej krwi, ale nie musisz się bawić w wycinanie zawartości. Skóra sama odchodzi od ciała — wspomniał mu, na przyszłość. Oczywiście taki zabieg na żywym stworzeniu wymagałby siły, a może nawet pomocy. Należałoby przytrzymać ofiarę, ale postanowił pozwolić młodemu Goylowi samodzielnie dojść do pewnych wniosków. — Teraz natnij przy kończynach i pomagając sobie ostrzem odcinaj, jak najbliżej mięsa — by nie przedziurawić skóry. Sięgnął rękami do gryzonia, prezentując mu lekkie nacięcie. Chwycił małą skórę i palcami, przy użyciu noża odrywał poszczególne kawałki tkanki. Po chwili pozostawił to młodemu. Opłukał dłonie i odsunął się na bok, pośladkami opierając o szafkę i z boku przyglądając poczynaniom małego psychopaty. — Skórę musisz dokładnie wymyć, a potem osuszyć i wytarzać w trocinach. Chyba, że twoja mama zna jakieś substancje konserwujące, które zachowają jak najlepsze właściwości. — Eir, znająca się na alchemii z pewnością potrafiłaby mu w tym pomóc. Może powinien ją spytać - taka współrpaca pomiędzy synem, a matką powinna udowodnić alchemiczce jakiego ma zdolnego chłopca. — Tylko nie susz na słońcu, bo wypłowieje. Powinna wisieć w przewiewnym miejscu. — Odsunął się od szafki i przecierając jeszcze ręce odszedł kilka kroków, przyglądając się wnętrzom mieszkania. — Nie zapomnisz przekazać matce pakunku?
— Łatwiej byłoby ci oskórować żywe zwierzę. Wtedy wystarczy ponacinać ją w odpowiednim miejscu i zedrzeć. Jest przy tym więcej krwi, ale nie musisz się bawić w wycinanie zawartości. Skóra sama odchodzi od ciała — wspomniał mu, na przyszłość. Oczywiście taki zabieg na żywym stworzeniu wymagałby siły, a może nawet pomocy. Należałoby przytrzymać ofiarę, ale postanowił pozwolić młodemu Goylowi samodzielnie dojść do pewnych wniosków. — Teraz natnij przy kończynach i pomagając sobie ostrzem odcinaj, jak najbliżej mięsa — by nie przedziurawić skóry. Sięgnął rękami do gryzonia, prezentując mu lekkie nacięcie. Chwycił małą skórę i palcami, przy użyciu noża odrywał poszczególne kawałki tkanki. Po chwili pozostawił to młodemu. Opłukał dłonie i odsunął się na bok, pośladkami opierając o szafkę i z boku przyglądając poczynaniom małego psychopaty. — Skórę musisz dokładnie wymyć, a potem osuszyć i wytarzać w trocinach. Chyba, że twoja mama zna jakieś substancje konserwujące, które zachowają jak najlepsze właściwości. — Eir, znająca się na alchemii z pewnością potrafiłaby mu w tym pomóc. Może powinien ją spytać - taka współrpaca pomiędzy synem, a matką powinna udowodnić alchemiczce jakiego ma zdolnego chłopca. — Tylko nie susz na słońcu, bo wypłowieje. Powinna wisieć w przewiewnym miejscu. — Odsunął się od szafki i przecierając jeszcze ręce odszedł kilka kroków, przyglądając się wnętrzom mieszkania. — Nie zapomnisz przekazać matce pakunku?
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Chęć nauki wynikała głównie z tego, że temat go interesował. Pewnie gdyby ktoś chciał go wtajemniczyć w zawiłości historii magii czy inny równie pasjonujący przedmiot jego entuzjazm, skupienie i ogólnie „pojętność” byłaby nieco niższa. Chociaż pewnie i tak by coś z tego zapamiętał.
- Czemu na martwym zwierzaku to nie działa? – spojrzał z zaciekawieniem na Ramseya. Wielkiej różnicy nie było, a przynajmniej Hjall jej nie zauważał. Może to coś miało wspólnego z płynącą w żyłach krwią czy coś… - Trzeba by pewnie jakoś sprytnie przywiązać do czegoś gryzonia, żeby się nie wyrywał…- zaczął się zastanawiać przeprowadzić taką procedurę, a to nasunęło mu kolejne pytanie. – chyba wtedy ciężej nie ubrudzić, skóry, prawda? – zerknął na czarodzieja i z powrotem zabrał się do nacięć. Przy tym zaczął wychodzić brak wprawy chłopca w takich działaniach. Brzegi były dość mocno postrzępione, ale nie wyglądały tragicznie. Chyba nieźle jak na pierwszy raz.
W sumie to Hjalla raczej nie można było nazwać psychopatą. Nie wpełni znaczenia tego słowa, psychopata to trochę za mocne stwierdzenie. W końcu potrafił odczuwać emocje innych, nie miał problemów z uczeniem się na błędach. Chociaż nie dało się ukryć, że miał parę cech, które można było nazwać właśnie psychopatycznymi. Podobno większość ludzi ma w sobie kilka z nich. Jeśli jednak ktoś koniecznie chciałby się pokusić o określenie osobowości Hjalmara to chyba najbliżej by mu było do makiawelizmu.
-Okej- odpowiedział kiwając dodatkowo jakby na potwierdzenie głową, że będzie pamiętać co dalej zrobić z tą skórką. Nie był pewien czy będzie pytać Eir o jakiś specyfik. Może najpierw spróbuje tego sposobu z trocinami, nie wydawał się zbyt skomplikowany. Jak nie wyjdzie to wtedy będzie się martwić.
-Jasne- mruknął w odpowiedzi do przestrogi o suszeniu na Słońcu.
-Nie zapomnę- zapewnił nieco obrażonym tonem. Co jak co ale pamięć miał dobrą. Rzadko zdarzało mu się o czymś zapomnieć.
- Czemu na martwym zwierzaku to nie działa? – spojrzał z zaciekawieniem na Ramseya. Wielkiej różnicy nie było, a przynajmniej Hjall jej nie zauważał. Może to coś miało wspólnego z płynącą w żyłach krwią czy coś… - Trzeba by pewnie jakoś sprytnie przywiązać do czegoś gryzonia, żeby się nie wyrywał…- zaczął się zastanawiać przeprowadzić taką procedurę, a to nasunęło mu kolejne pytanie. – chyba wtedy ciężej nie ubrudzić, skóry, prawda? – zerknął na czarodzieja i z powrotem zabrał się do nacięć. Przy tym zaczął wychodzić brak wprawy chłopca w takich działaniach. Brzegi były dość mocno postrzępione, ale nie wyglądały tragicznie. Chyba nieźle jak na pierwszy raz.
W sumie to Hjalla raczej nie można było nazwać psychopatą. Nie wpełni znaczenia tego słowa, psychopata to trochę za mocne stwierdzenie. W końcu potrafił odczuwać emocje innych, nie miał problemów z uczeniem się na błędach. Chociaż nie dało się ukryć, że miał parę cech, które można było nazwać właśnie psychopatycznymi. Podobno większość ludzi ma w sobie kilka z nich. Jeśli jednak ktoś koniecznie chciałby się pokusić o określenie osobowości Hjalmara to chyba najbliżej by mu było do makiawelizmu.
-Okej- odpowiedział kiwając dodatkowo jakby na potwierdzenie głową, że będzie pamiętać co dalej zrobić z tą skórką. Nie był pewien czy będzie pytać Eir o jakiś specyfik. Może najpierw spróbuje tego sposobu z trocinami, nie wydawał się zbyt skomplikowany. Jak nie wyjdzie to wtedy będzie się martwić.
-Jasne- mruknął w odpowiedzi do przestrogi o suszeniu na Słońcu.
-Nie zapomnę- zapewnił nieco obrażonym tonem. Co jak co ale pamięć miał dobrą. Rzadko zdarzało mu się o czymś zapomnieć.
The member 'Hjalmar Goyle' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
151/211 (-10)
— Bo zastyga w nim krew, a żyły — czy co tam było pod skórą.— kurczą się, skóra jest lepiej przytwierdzona do mięsa. — Nie znał się zbyt dobrze na anatomii i wolał nie zagłębiać się w szczegóły związane z budową zwierzęcia., szczególnie tak mało i niewiele znaczącego, jak gryzoń. Rolę kata miał już dawno za sobą, przynajmniej tą, która odnosiła się do ministerialnych obowiązków zwalczania niebezpiecznych stworzeń. Miał wrażenie, że dzieci lubią dziwne, niewygodne pytania, takie na które dorośli akurat nie znają odpowiedzi, nawet jeśli on sam nie był zdolny do przyznania się przed sobą, że czegoś wciąż nie wie. Stopniowo odsuwał się od chłopca, zmierzając w stronę wyjścia, ewakuując się, nim ten zacznie zgłębiać wiedzę, której Mulciber nie zdołał jeszcze posiąść. — Przywiązać za kończyny lub ktoś musiałby ci pomóc.— Na przykład matka, albo ojciec, ale zachował to dla siebie. — Tak, wtedy futro brudzi się krwią, trzeba je dobrze wypłukać i wyczyścić, żeby nic nie zostało na sierści.
Wsunął dłonie do kieszeni przyglądając mu się z niewielkiej odległości - jego poczynaniom. Jak zdzierał z gryzonia skórę. — To co zostanie możesz oddać matce, lub wyrzucić — może Eir zrobi z tego użytek, a jak nie — rzucą ogarom na pożarcie.
Już miał odwrócić się na pięcie, by bez słowa pożegnania opuścić dom Goyle'ów - mały radził sobie doskonale, podejrzewał, że metodą prób i błędów doszedłby do tego wszystkiego samodzielnie, lecz zajęłoby mu to znacznie więcej czasu. Niespodziewanie dopadły go silne bóle brzucha. Ukłucie w boku przyszło nagle i bardzo gwałtownie, jakby ktoś szpadą przebił mu brzuch, lecz na tym nie kończyły się nieprzyjemności — wyciągał ją i wsuwał, drażniąc poruszone narządy wewnętrzne i nabijając się na nie co chwilę. Przystanął z boku, wsparł się ręką o ścianę, zginając w pół - przytrzymując w pozycji stosunkowo pionowej. Zacisnął zęby i syknął przez nie, zduszając w sobie dolegliwości. Nie wiedział czego były powodem, czy objawem niezdiagnozowanej choroby, niestrawności, ostatniego nadużywania alkoholu czy może anomalii. Wiedział jednak, że musiał czym prędzej zniknąć stąd. Nie udał się już do drzwi, lecz zmienił w kłąb czarnego dymu, w którym dolegliwości przestały mu doskwierać i wyleciał przez uchylone drzwi, pozostawiając chłopca samodzielnie skórującego zwierzątko.
| Zt. Odkładam piołun dla Eir
— Bo zastyga w nim krew, a żyły — czy co tam było pod skórą.— kurczą się, skóra jest lepiej przytwierdzona do mięsa. — Nie znał się zbyt dobrze na anatomii i wolał nie zagłębiać się w szczegóły związane z budową zwierzęcia., szczególnie tak mało i niewiele znaczącego, jak gryzoń. Rolę kata miał już dawno za sobą, przynajmniej tą, która odnosiła się do ministerialnych obowiązków zwalczania niebezpiecznych stworzeń. Miał wrażenie, że dzieci lubią dziwne, niewygodne pytania, takie na które dorośli akurat nie znają odpowiedzi, nawet jeśli on sam nie był zdolny do przyznania się przed sobą, że czegoś wciąż nie wie. Stopniowo odsuwał się od chłopca, zmierzając w stronę wyjścia, ewakuując się, nim ten zacznie zgłębiać wiedzę, której Mulciber nie zdołał jeszcze posiąść. — Przywiązać za kończyny lub ktoś musiałby ci pomóc.— Na przykład matka, albo ojciec, ale zachował to dla siebie. — Tak, wtedy futro brudzi się krwią, trzeba je dobrze wypłukać i wyczyścić, żeby nic nie zostało na sierści.
Wsunął dłonie do kieszeni przyglądając mu się z niewielkiej odległości - jego poczynaniom. Jak zdzierał z gryzonia skórę. — To co zostanie możesz oddać matce, lub wyrzucić — może Eir zrobi z tego użytek, a jak nie — rzucą ogarom na pożarcie.
Już miał odwrócić się na pięcie, by bez słowa pożegnania opuścić dom Goyle'ów - mały radził sobie doskonale, podejrzewał, że metodą prób i błędów doszedłby do tego wszystkiego samodzielnie, lecz zajęłoby mu to znacznie więcej czasu. Niespodziewanie dopadły go silne bóle brzucha. Ukłucie w boku przyszło nagle i bardzo gwałtownie, jakby ktoś szpadą przebił mu brzuch, lecz na tym nie kończyły się nieprzyjemności — wyciągał ją i wsuwał, drażniąc poruszone narządy wewnętrzne i nabijając się na nie co chwilę. Przystanął z boku, wsparł się ręką o ścianę, zginając w pół - przytrzymując w pozycji stosunkowo pionowej. Zacisnął zęby i syknął przez nie, zduszając w sobie dolegliwości. Nie wiedział czego były powodem, czy objawem niezdiagnozowanej choroby, niestrawności, ostatniego nadużywania alkoholu czy może anomalii. Wiedział jednak, że musiał czym prędzej zniknąć stąd. Nie udał się już do drzwi, lecz zmienił w kłąb czarnego dymu, w którym dolegliwości przestały mu doskwierać i wyleciał przez uchylone drzwi, pozostawiając chłopca samodzielnie skórującego zwierzątko.
| Zt. Odkładam piołun dla Eir
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Hjalmar odkąd w domu pojawił się kolejny domownik znów trochę zaczął unikać towarzystwa Eir i Frei. Z jednej strony dlatego, żeby nie narażać ich obu na dodatkowe atrakcje związane z anomaliami, a z drugiej strony nie czuł się najlepiej w towarzystwie niemowlaka. Zupełnie nie wiedział jak ma się zachować, a co gorsza... prawdopodobnie był zazdrosny o uwagę Eir. Oczywiście Hjalmar nie potrafił nazwać tego uczucia jedynie wiedział, że jest niezadowolony.
Do domu przy Grimmauld Place 4 przybywali różni goście, z gratulacjami dla Eir. Zwykle młody Goyle nie miał okazji się z nimi widzieć, bo albo siedział we własnym pokoju zajęty swoimi sprawami albo spał dzięki eliksirowi słodkiego snu.
Na szczęście gdy przyszła Dei był całkiem przytomny i urzędował w kuchni organizując sobie jakąś przekąskę. Nie chciał zawracać głowy swojej mamie, zresztą co to za filozofia znaleźć sobie ciasta do zjedzenia, prawda? Z
Gdy usłyszał jakieś kroki na zawnątrz od razu wyjrzał na korytarz i zobaczył Deidre.
-Cześć!- powitał ją z szerokim uśmiechem na twarzy. Po czym przypomniał sobie o jednej rzeczy, którą specjalnie przygotował dla czarownicy.
-Poczekasz chwilę?- zapytał szybko jakby Dei chciała mu uciec czy coś w tym guście-Mam dla Ciebie niespodziankę-oznajmił jej jeszcze starając się mieć tajemnicza minę i pobiegł do swojego pokoju. W środku by przez krótką chwilę, zaledwie tyle ile było potrzebne na pochwycenie jakiegoś przedmiotu. Wrócił z powrotem do kobiety tym razem trzymając coś w jednej ręce, którą schował za plecami.
-Uhm... mam nadzieję, że Ci się spodoba. Mówiłaś, że chciałabyś mieć coś takiego więc postanowiłem zrobić jedną sztukę - powiedział i dopiero gdy skończył zza pleców wyciągnął i zademonstrował różowy pompon. Oczywiście był z puszka pigmejskiego, tak jak we śnie o którym rozmawiali gdy Deidre była tutaj wcześniej z wizyta.
Hjalmar patrzył trochę zaaferowany na reakcję czarodziejki. Spodoba jej się czy nie? Dodatek nie wyglądał jakoś źle, ale widać bylo, że to dzieło zrobione przez kogoś kto nie był zbyt wprawny jeszcze w skórowaniu zwierzątek i zszywaniu ich.
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Kuchnia
Szybka odpowiedź