Główny salon
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
Główny salon
Główny salon stanowi najbardziej reprezentatywną część zamku. Utrzymany w wiktoriańskim stylu, pełen przepychu. Ściany zdobione są najprawdziwszym, najdroższym srebrem, zaś lustro nad niepodłączonym do sieci Fiuu kominkiem należy do najdroższych jakie można sobie wyobrazić. Misternie wykonany żyrandol robi wrażenie na każdym z gości; daje on zresztą najwięcej światła. Oprócz szafek, stolików kawowych oraz sekretarzyków w pokoju mieszczą się także wygodne, duże sofy oraz fotele, obite szarymi tkaninami. Na panelach rozściełają są dywany z tradycyjnymi wzorami. W kącie salonu postawiono gramofon umilający pobyt spokojną, liryczną muzyką. Po lewej stronie od wejścia znajdują się okna prezentujące przyzamkowe ogrody.
10 października
Po Stonehenge
Szczyt okazał się być naprawdę wyjątkowy. Konserwatywna szlachta odniosła niezaprzeczalne zwycięstwo - Longbottom został odprawiony, dzięki czemu jego bezsensowne decyzje zostaną prędko cofnięte. Relacje pomiędzy rodami uległy ostremu przesortowaniu, wielu z czarodziejów ukazało swoje prawdziwe oblicza. Święta dwudziestka ósemka uległa definitywnemu podziałowi, ale na szczęście nie musiało to oznaczać wojny domowej. Popleczników Czarnego Pana było zdecydowanie więcej niż przeciwników. No i finalnie świat miał usłyszeć o lordzie Voldemorcie, tym, który podjął się trudnego zadania jakim było oczyszczenie magicznego świata z plugastwa. Przyszłość Anglii mogła wyglądać obecnie dość mgliście, sceptycy powiedzieliby wręcz, że widzą jedynie mrok i zniszczenie. Obraz ten jednak miał się wkrótce rozjaśnić, a Craig był jednym z tych, którzy zamierzali dołożyć ku temu wszelakich starań.
Ale pomimo to, Craig czuł się w pewnym sensie trochę upokorzony.
Przede wszystkim, nie spodziewał się że znów zostanie zdradzony. To, na co zdecydował się Percival, zszokowało wszystkich. Odrzucenie nie tylko ideologii grupy, do której narzekał, ale także wyrzeczenie się kierunku, który został obrany przez jego rodzinę, czyniły tę zdradę jeszcze dotkliwszą. Craig odczuł ją szczególnie mocno, jako że Percivala uważał za swojego bliskiego przyjaciela. A jednak nie dostrzegł zmiany, która w nim zaszła. Może gdyby ją zauważył, zdążyłby na to coś zaradzić?
Do domu dotarł późno. Zdecydowanie później niż Edgar i Quentin a także pozostali członkowie rodziny, którzy udali się na szczyt. To z resztą było kolejnym z powodów tego, że czuł się tak zirytowany i nieswój. Nie dał rady uciec z walącego się Stonehenge o własnych siłach. W chwili największego stresu czarna magia znów odmówiła mu posłuszeństwa, a on runął na kamień po tym, jak zatrzęsła się ziemia i finalnie musiał zdać się na pomoc Czarnego Pana. To chyba było najbardziej poniżające.
A teraz finalnie wrócił do domu - po długim locie nad angielskimi miastami i polami. Był obolały, stłuczone żebro i biodro pulsowały bólem, a ponadto całkiem porządnie przesiąkł deszczem. Czuł się także rozdygotany wewnętrznie - choćby się starał ze wszystkich sił, widok dementorów już zawsze budzić miał w nim lęk i przerażenie. Nawet jeśli były one całkowicie podporządkowane woli Voldemorta. Nic więc dziwnego, że kiedy finalnie wkroczył do posiadłości, był odrobinę roztrzęsiony - ale jednak cały. Marzył tylko o tym, aby wrzasnąć na służbę by przygotowała mu gorącą kąpiel, wygrzać się w ciepłej wodzie, a na sam koniec łyknąć eliksiru słodkiego snu. Swoje kroki skierował jednak do głównego salonu - spodziewał się zastać tutaj kogoś. Kogokolwiek z rodziny. Podejrzewał, że po powrocie ze Stonehenge będą zażarcie dyskutować o tym, co się wydarzyło. Chciał im oznajmić, że wrócił i nie muszą się o niego obawiać. A jednak... pomieszczenie okazało się puste. Po krótkim namyśle nie zdziwiłby się, gdyby wszyscy zażywali właśnie gorącej kąpieli, próbując pozbyć się z kości tego przerażającego zimna. Chyba powinien iść i do nich dołączyć.
Po Stonehenge
Szczyt okazał się być naprawdę wyjątkowy. Konserwatywna szlachta odniosła niezaprzeczalne zwycięstwo - Longbottom został odprawiony, dzięki czemu jego bezsensowne decyzje zostaną prędko cofnięte. Relacje pomiędzy rodami uległy ostremu przesortowaniu, wielu z czarodziejów ukazało swoje prawdziwe oblicza. Święta dwudziestka ósemka uległa definitywnemu podziałowi, ale na szczęście nie musiało to oznaczać wojny domowej. Popleczników Czarnego Pana było zdecydowanie więcej niż przeciwników. No i finalnie świat miał usłyszeć o lordzie Voldemorcie, tym, który podjął się trudnego zadania jakim było oczyszczenie magicznego świata z plugastwa. Przyszłość Anglii mogła wyglądać obecnie dość mgliście, sceptycy powiedzieliby wręcz, że widzą jedynie mrok i zniszczenie. Obraz ten jednak miał się wkrótce rozjaśnić, a Craig był jednym z tych, którzy zamierzali dołożyć ku temu wszelakich starań.
Ale pomimo to, Craig czuł się w pewnym sensie trochę upokorzony.
Przede wszystkim, nie spodziewał się że znów zostanie zdradzony. To, na co zdecydował się Percival, zszokowało wszystkich. Odrzucenie nie tylko ideologii grupy, do której narzekał, ale także wyrzeczenie się kierunku, który został obrany przez jego rodzinę, czyniły tę zdradę jeszcze dotkliwszą. Craig odczuł ją szczególnie mocno, jako że Percivala uważał za swojego bliskiego przyjaciela. A jednak nie dostrzegł zmiany, która w nim zaszła. Może gdyby ją zauważył, zdążyłby na to coś zaradzić?
Do domu dotarł późno. Zdecydowanie później niż Edgar i Quentin a także pozostali członkowie rodziny, którzy udali się na szczyt. To z resztą było kolejnym z powodów tego, że czuł się tak zirytowany i nieswój. Nie dał rady uciec z walącego się Stonehenge o własnych siłach. W chwili największego stresu czarna magia znów odmówiła mu posłuszeństwa, a on runął na kamień po tym, jak zatrzęsła się ziemia i finalnie musiał zdać się na pomoc Czarnego Pana. To chyba było najbardziej poniżające.
A teraz finalnie wrócił do domu - po długim locie nad angielskimi miastami i polami. Był obolały, stłuczone żebro i biodro pulsowały bólem, a ponadto całkiem porządnie przesiąkł deszczem. Czuł się także rozdygotany wewnętrznie - choćby się starał ze wszystkich sił, widok dementorów już zawsze budzić miał w nim lęk i przerażenie. Nawet jeśli były one całkowicie podporządkowane woli Voldemorta. Nic więc dziwnego, że kiedy finalnie wkroczył do posiadłości, był odrobinę roztrzęsiony - ale jednak cały. Marzył tylko o tym, aby wrzasnąć na służbę by przygotowała mu gorącą kąpiel, wygrzać się w ciepłej wodzie, a na sam koniec łyknąć eliksiru słodkiego snu. Swoje kroki skierował jednak do głównego salonu - spodziewał się zastać tutaj kogoś. Kogokolwiek z rodziny. Podejrzewał, że po powrocie ze Stonehenge będą zażarcie dyskutować o tym, co się wydarzyło. Chciał im oznajmić, że wrócił i nie muszą się o niego obawiać. A jednak... pomieszczenie okazało się puste. Po krótkim namyśle nie zdziwiłby się, gdyby wszyscy zażywali właśnie gorącej kąpieli, próbując pozbyć się z kości tego przerażającego zimna. Chyba powinien iść i do nich dołączyć.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Panienka Burke, co tu dużo ukrywać, niespecjalnie interesowała się polityką. Rzecz jasna opowiadała się za odpowiednią stroną, uważała słowa ojca za niepodważalną świętość i gardziła wszelkim nieskalanym magią stworzeniem, jednak nigdy nie brała czynnego udziału niesnaskach pomiędzy magicznymi rodami. Umysł jej skłaniał się zdecydowanie ku rzeczom związanym z tym, czego pragnęło młode serce. Nauką, stanowiącą w jej mniemaniu absolutny klucz do potęgi. Nic zatem dziwnego, że cały wieczór spędziła z nosem w książce, moszcząc się na obitym szarym materiałem fotelu, znajdującym się nieopodal okien wychodzących na przyzamkowe ogrody. Zupełnie jakby jej nie obeszło spotkanie przedstawicieli rodów, jednak bystre spojrzenie bacznie wyczekiwało powrotu swoich najbliższych, wbrew temu co mówiła jej chłodna postawa.
Choć nieprędko doczekała się powrotu braci i dalszych krewnych, nie wyglądała na zaniepokojoną. Zwykle zachowywała spokój do ostatniej chwili, panikę uznając za absolutnie zbędną, niezależnie od sytuacji. Może dlatego też równie spokojnie co i kilka godzin temu czekała na powrót ostatnich z przedstawicieli domu. Wiedziała doskonale, że i tak nie spałaby spokojnie, nie będąc pewną o ich los. Pozostałość sentymentu, towarzysząca jej od czasu śmierci jednego ze starszych braci była na tyle uciążliwa, by Letycja postanowiła przeczytać jeszcze kilka kolejnych rozdziałów o maściach z diabelskiego ziela.
Słysząc, że ktoś nieśpiesznie zbliża się do salonu, uniosła spojrzenie znad książki, chcąc powitać utrapionego przybysza. Onyksowe oczy prędko wychwyciły zmęczenie i rozdrażnienie na twarzy kuzyna, który, co tu dużo mówić, nie prezentował się najlepiej. Dziewczę odłożyło nieśpiesznie wolumin na jeden z kawowych stolików, by chwilę później wstać z wygodnego fotela i ruszyć ku kuzynowi.
— Nie wyglądasz najlepiej, kuzynie — przywitała go może i nieprzesadnie miło, jednak przez przepełniony obojętnością głos przebijała się troska. Wszak czy niej jej przeznaczeniem była pomoc innym? A w każdym razie tym, należącym do bliskiego kręgu rodzinnego? Onyksowe ślepia prędko zlustrowały Craig'a w poszukiwaniu co bardziej widocznych uszczerbków na zdrowiu.
Ostatnio zmieniony przez Laetitia Burke dnia 28.02.19 1:29, w całości zmieniany 1 raz
Laetitia Burke
Zawód : aspirująca magiuzdrowicielka od chorób genetycznych
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Fear not old prophecies. We defy them. We make our own heaven and our own hell.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Drgnął, odrobinę zaskoczony głosem który doleciał do niego od jednego z foteli usytuowanych pod oknem. Jasne oczy niemal od razu zetknęły się z czarnymi, momentalnie odrobinę się uspokajając. Musiał ją przeoczyć, nie skupiając się na dokładnym przeczesaniu salonu wzrokiem. Spodziewał się w końcu zastać tutaj raczej zażartą dysputę, a nie jedynie drobną Letycję, pogrążoną w lekturze.
- I tak też się czuję - odpowiedział, zasiadając ciężko na jednej z kanap. Jego głos mógł zabrzmieć odrobinę ozięble, chociaż tak naprawdę doceniał troskę, którą wykazywała wobec niego kuzynka. To z resztą była przecież cecha charakteryzująca ich ród - nie potrzebowali czułych słówek, aby zrozumieć, że jedno troszczyło się o drugie. Spoiwa łączące całą rodzinę Burke'ów były w końcu wyjątkowe.
- Gdzie pozostali? - dopytał się, musiał mieć pewność, że nic im nie było. Widział co prawda, jak wszyscy łapali za świstoklik, ale chciał to także usłyszeć z ust kuzynki. Świstokliki, w przeciwieństwie do teleportacji, wciąż działały bez zarzutu, ale mimo wszystko jakaś obawa o to, że magia mogła znów okazać się kapryśna, wciąż tkwiła w jego głowie, chociaż widok Letycji spokojnie zasiadającej w salonie sam w sobie powinien być dla niego odpowiedzią. Nie spodziewał się, by dziewczyna, nawet tak opanowana jak ona, mogła beztrosko poddawać się lekturze, gdyby coś poważniejszego działo się z którymś z jej braci, ojcem lub wujem. Mógł więc przez kilka chwil żywić się nadzieją, że pozostali byli cali i zdrów, aż do momentu gdy kuzynka potwierdzi jego domysły. Jednocześnie sam przypomniał sobie o własnych obrażeniach, poprawiając się lekko na kanapie i krzywiąc się, gdy ruch podrażnił obtłuczone żebra. Nie bolały aż tak bardzo, stąd też podejrzewał, że nie doszło do złamania, chociaż też całkowitej pewności nie mógł mieć. Z tego też powodu zwrócił swoje spojrzenie ponownie na delikatną twarz kuzynki.
- Nie mogę głębiej zaczerpnąć tchu - poskarżył się cicho, licząc, że dziewczyna będzie w stanie coś na to poradzić. Nawet jeśli jej specjalizacja skupiała się wokół tematów zgoła innych, tak drobne obrażenie nie powinno sprawić jej nadmiernej trudności.
- I tak też się czuję - odpowiedział, zasiadając ciężko na jednej z kanap. Jego głos mógł zabrzmieć odrobinę ozięble, chociaż tak naprawdę doceniał troskę, którą wykazywała wobec niego kuzynka. To z resztą była przecież cecha charakteryzująca ich ród - nie potrzebowali czułych słówek, aby zrozumieć, że jedno troszczyło się o drugie. Spoiwa łączące całą rodzinę Burke'ów były w końcu wyjątkowe.
- Gdzie pozostali? - dopytał się, musiał mieć pewność, że nic im nie było. Widział co prawda, jak wszyscy łapali za świstoklik, ale chciał to także usłyszeć z ust kuzynki. Świstokliki, w przeciwieństwie do teleportacji, wciąż działały bez zarzutu, ale mimo wszystko jakaś obawa o to, że magia mogła znów okazać się kapryśna, wciąż tkwiła w jego głowie, chociaż widok Letycji spokojnie zasiadającej w salonie sam w sobie powinien być dla niego odpowiedzią. Nie spodziewał się, by dziewczyna, nawet tak opanowana jak ona, mogła beztrosko poddawać się lekturze, gdyby coś poważniejszego działo się z którymś z jej braci, ojcem lub wujem. Mógł więc przez kilka chwil żywić się nadzieją, że pozostali byli cali i zdrów, aż do momentu gdy kuzynka potwierdzi jego domysły. Jednocześnie sam przypomniał sobie o własnych obrażeniach, poprawiając się lekko na kanapie i krzywiąc się, gdy ruch podrażnił obtłuczone żebra. Nie bolały aż tak bardzo, stąd też podejrzewał, że nie doszło do złamania, chociaż też całkowitej pewności nie mógł mieć. Z tego też powodu zwrócił swoje spojrzenie ponownie na delikatną twarz kuzynki.
- Nie mogę głębiej zaczerpnąć tchu - poskarżył się cicho, licząc, że dziewczyna będzie w stanie coś na to poradzić. Nawet jeśli jej specjalizacja skupiała się wokół tematów zgoła innych, tak drobne obrażenie nie powinno sprawić jej nadmiernej trudności.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Dziewczę zbliżyło się ku mężczyźnie, w dalszym ciągu świdrując go spojrzeniem czarnych jak smoła oczu. Choć wyglądał blado, Letycja przeczuwała, że nie ucierpiał przesadnie; przecież wrócił do zamku o własnych siłach. Na szczęście. Czarnowłosa skinęła głową na jego słowa, sięgając zaraz po tarninową różdżkę leżącą na kawowym stoliku, tuż obok stosu ksiąg. Czekała cierpliwie, aż Craig zasiądzie na kanapie, by móc zaraz ulżyć jego cierpieniom. Widząc niepokój czający się w jego jasnym spojrzeniu, nie zwlekała z odpowiedzią:
— Cali i zdrowi, odpoczywają — odparła cicho, zajmując miejsce obok kuzyna. Zdecydowana część rodziny wróciła kilka godzin temu, przez co Craig'a ominęła pełna emocji dyskusja, na temat dramatycznych skutków owego spotkania. Choć Letycja nie przysłuchiwała się jej przesadnie, zdążyła złożyć w całość jego przebieg. Skrzywiła się mimowolnie na myśl o tym, że to ktoś z jej rodziny mógł zostać zgnieciony przez ogromny kamień.
— Nie ruszaj się — poleciła oschle, marszcząc ciemne brwi — Zapewne to pęknięcie żeber, o ile nawet nie złamanie — pomyślała na głos, obracając tarninowe drewienko w dłoni. Krótką chwilę zastanawiała się nad wyborem zaklęcia, które najbardziej ulży cierpienia kuzynowi. Podkasała rękawy czarnej sukni, by ułatwić sobie pracę.
— Fractura Texta — wymamrotała inkantację, kierując różdżkę w stronę klatki piersiowej Craig'a. Nie była pewna czy aby nie obyło się bez złamania, więc wolała nie ryzykować użyciem słabszego zaklęcia. Przyjrzała mu się zaraz uważnie chcąc wiedzieć czy zaklęcie ulżyło mu nieco bólu. Choć była pewna swoich umiejętności, magii zdarzyło się płatać figle, z którymi poziom jej wiedzy nie miał absolutnie nic wspólnego.
— Gdzie jeszcze cię boli? — dopytała, odgarniając z twarzy kosmyk, któremu udało się wysunąć z upięcia. Wydawało jej się może tylko, ale twarz kuzyna zdała jej się nieco mniej bladsza, odrobinę żywsza. Zapewne jakby na wieść o tym, że rodzina Burke nie ucierpiała dzisiejszego, dnia zdecydowanie go uspokoiło.
— Dlaczego nie wróciłeś z innymi? — zapytała cicho, kierując nań ciemne spojrzenie. Miała to do siebie, że nieistotne z kim rozmawiała, czy z matką, kuzynem czy przedstawicielem innego rodu czystokrwistego — zawsze patrzyła rozmówcy w oczy. Może i nie było to nazbyt kulturalne, ani przesadnie miłe, jednak Letycja nigdy się nad tym nawet nie zastanawiała.
Ostatnio zmieniony przez Laetitia Burke dnia 28.02.19 1:53, w całości zmieniany 1 raz
Laetitia Burke
Zawód : aspirująca magiuzdrowicielka od chorób genetycznych
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Fear not old prophecies. We defy them. We make our own heaven and our own hell.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Laetitia Burke' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - CZ' :
'Anomalie - CZ' :
Och, gdyby tylko podczas szczytu to któryś z Burke'ów stracił życie, Craig nie odpuściłby. Ścigałby sprawców tego przeklętego trzęsienia ziemi, Skamandera oraz Macmillana i zadusiłby ich własnymi rękami. Upewniłby się, że doskonale wiedzą, dlaczego tracą życie i żałowaliby głęboko sekundy, gdy do głowy przyszedł im pomysł rzucenia tamtego zaklęcia. Ale na pewno nie zachowałby całej zabawy tylko dla siebie, Burke pozwoliłby też wszystkim pozostałym rodom na odrobinę linczu. Żeby oni także mogli wyładować swoją wściekłość po utraconych członkach rodziny - tamtego dnia ducha wyzionęli w końcu wartościowi potomkowie wywodzący się od Rowle'ów, Crouchów czy Black'ów. Byłoby to na pewno ciekawe widowisko, przepełnione gniewem, lamentem i rozpaczą, ale w końcu kto nie lubił odrobiny rozrywki, szczególnie jeśli miała się ona zakończyć egzekucją...?
Na szczęście jednak wszyscy Burke'owie byli cali i zdrowi. No, wszyscy poza samym Craigiem, ale i jego obrażenia nie były poważne. Burke odetchnął z wyraźną ulgą, kiedy jego domysły zostały potwierdzone przez słowa kuzynki. Chyba nawet nie chciałby brać udziału w tej rodzinnej dyskusji, czuł się zbyt zmęczony i zbyt roztrzęsiony po spotkaniu z tyloma dementorami na raz. Rozmowa z resztą rodziny mogła poczekać do jutra.
W ciszy obserwował jak Laetitia unosi swoją różdżkę i wypowiada nad jego torsem zaklęcie. Mimowolnie wstrzymał oddech, jakby spodziewając się, że czar może sprawić mu przez chwilę większy ból. Nic takiego jednak się nie stało, a jemu po chwili oddychało się znacznie lepiej. - Dziękuję. Już wystarczy - odpowiedział, kręcąc głową. Nie chciał, by kuzynka ryzykowała rzucanie kolejnych zaklęć. Wciąż miał na boku krwiaka, który prawdopodobnie z czasem miał jeszcze pociemnieć i straszyć swoim wyglądem, ale to można było zaleczyć maściami. Craig był pewien, że Quentin ma takowe na stanie, a jeśli nie, to na pewno raz-dwa będzie w stanie je uwarzyć.
- Byłem za daleko od świstoklika, kiedy ziemia zaczęła się trząść - wyjaśnił. Taka też była prawda. Kilkoro z rycerzy, w tym sam Craig, wyszli na środek zgromadzenia, aby otwarcie pokazać Czarnemu Panu swoje poparcie. Nie było szans wrócić do sektora Burke'ów, kiedy ziemia nagle zaczęła się rozstępować. Poza tym, wierzył w to, że jednak da radę przemienić się w czarną mgłę od razu. - Czarny Pan pomógł mi uciec.
Na szczęście jednak wszyscy Burke'owie byli cali i zdrowi. No, wszyscy poza samym Craigiem, ale i jego obrażenia nie były poważne. Burke odetchnął z wyraźną ulgą, kiedy jego domysły zostały potwierdzone przez słowa kuzynki. Chyba nawet nie chciałby brać udziału w tej rodzinnej dyskusji, czuł się zbyt zmęczony i zbyt roztrzęsiony po spotkaniu z tyloma dementorami na raz. Rozmowa z resztą rodziny mogła poczekać do jutra.
W ciszy obserwował jak Laetitia unosi swoją różdżkę i wypowiada nad jego torsem zaklęcie. Mimowolnie wstrzymał oddech, jakby spodziewając się, że czar może sprawić mu przez chwilę większy ból. Nic takiego jednak się nie stało, a jemu po chwili oddychało się znacznie lepiej. - Dziękuję. Już wystarczy - odpowiedział, kręcąc głową. Nie chciał, by kuzynka ryzykowała rzucanie kolejnych zaklęć. Wciąż miał na boku krwiaka, który prawdopodobnie z czasem miał jeszcze pociemnieć i straszyć swoim wyglądem, ale to można było zaleczyć maściami. Craig był pewien, że Quentin ma takowe na stanie, a jeśli nie, to na pewno raz-dwa będzie w stanie je uwarzyć.
- Byłem za daleko od świstoklika, kiedy ziemia zaczęła się trząść - wyjaśnił. Taka też była prawda. Kilkoro z rycerzy, w tym sam Craig, wyszli na środek zgromadzenia, aby otwarcie pokazać Czarnemu Panu swoje poparcie. Nie było szans wrócić do sektora Burke'ów, kiedy ziemia nagle zaczęła się rozstępować. Poza tym, wierzył w to, że jednak da radę przemienić się w czarną mgłę od razu. - Czarny Pan pomógł mi uciec.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Widząc ulgę malującą się na pobladłej twarzy kuzyna, Letycja cichutko odetchnęła. Od jakiegoś czasu każde użycie magii wiązało się z ryzykiem, a ostatnie czego pragnęła, to zaszkodzić Craig'owi. Patrzyła na niego jeszcze przez krótką chwilę, by zaraz odłożyć różdżkę na blat stolika. Skoro Craig uznał, że większa ilość zaklęć nie jest niezbędna, panna Burke nie zamierzała oponować. Usiadła wygodniej, opierając plecy o miękki materiał kanapy. Spojrzeniem objęła portrety oprawione w pozłacane ramy, na których przedstawieni byli przodkowie ich rodu. I oni widocznie martwili się tym, co dzieje się w magicznym świecie. Letycja absolutnie się im dziwiła, szczególnie po tym, co usłyszała od ojca, braci i wujka po powrocie do zamku.
— Zginęło tak wielu, jak mówili? — zapytała, mając na myśli krewnych, którzy przekazali jej owe wieści. O ile śmierć niektórych nie zrobiłaby nań absolutnie żadnego wrażenia, śmierć czystokrwistych, którzy nie kalają plugastwem swego imienia, była co najmniej deprymująca. Zdecydowanie nie tak to powinno wyglądać. Już miała zadać kolejne pytanie, wyraźnie bardziej zainteresowana całym zdarzeniem, kiedy Craig powiedział o tym, kto pomógł mu uciec z miejsca zdarzenia. Zdawało się jakby panna Burke nabrała wody w usta, milcząc przez dobrą chwilę. Słyszała co prawda, już wcześniej dzisiejszego wieczoru, że zdecydowana część jej rodziny popiera Czarnego Pana, jednak zdawało się, że nie do końca przyswoiła jeszcze tę nowinę. Choć wiedziała dobrze o ich ciągotach do mrocznej strony magii, bo i przecież ją samą Quentin nie raz uczył czarnomagicznych inkantacji, nie sądziła, by tak bliski krąg jej rodziny stanowił popleczników Voldemorta.
Dziewczę westchnęło cicho, gładząc dłonią materiał szarej sukni. Choć było wiele, tak wiele rzeczy o które chciała teraz zapytać, wiedziała, że nie może. Jej zupełnie by nie wypadało. Zamiast tego, postanowiła skupić się na zgoła innej kwestii, jeżeli Craig postanowi wrócić do poprzedniego tematu ich rozmowy, z pewnością, Letycja nie będzie protestować.
— Czy ci, którzy odpowiadają za trzęsienie, uszli z życiem? — zapytała tonem przepełnionym zainteresowaniem. Wiedziała, że jeśli udało im się przeżyć, z pewnością nie na długo.
Laetitia Burke
Zawód : aspirująca magiuzdrowicielka od chorób genetycznych
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Fear not old prophecies. We defy them. We make our own heaven and our own hell.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Teraz, gdy żebra miał już wzmocnione, a przeszkadzały mu tylko stłuczenia, Burke mógł usiąść zdecydowanie wygodniej na kanapie. Powinien udać się do łaźni, wygrzać w gorącej wodzie i udać na spoczynek. Ewentualnie udać na rozmowę z pozostałymi członkami rodziny, jego kuzyni także na pewno denerwowali się długą nieobecnością Craiga. Nie ruszył się jednak z miejsca - Letycja także zasługiwała na to, by dowiedzieć się tego i owego, nawet jeśli kuzyn nie mógł zdradzić jej wszystkiego.
- Nie wiem o ilu mówili, ale tak. Sporo ludzi potraciło życie, w tym kilku szlachciców - to była największa strata. Burke także nie żałował tych wszystkich dziennikarzy, urzędników ministerstwa czy innych przybłęd. Prędzej czy później i tak prawdopodobnie spotkałby ich raczej nieciekawy koniec, jeśli okazałoby się, że ich krew jest wątpliwej jakości. Nawet w sumie dobrze się stało. Teraz kiedy tylko gazety opublikują nazwiska autorów tego zaklęcia, staną się oni niemal wrogami publicznymi. Na to przynajmniej liczył, chociaż społeczeństwo czarodziejów potrafiło być czasami durniejsze niż korniczaki zalegające pod podłogą. Banda idiotów bez wizji.
- Na to pytanie z żalem też odpowiedzieć muszę twierdząco - sposępniał. Doskonale wiedział, że nawet tak potężne zaklęcie, jak to, które zostało rzucone na Stonehenge (chyba musiało zostać wparte siłą anomalii albo po prostu magią gromadzoną w kamiennym kręgu od setek lat) nie mogło zagrozić Czarnemu Panu. Ale i tak myśl, że ktokolwiek spróbował podnieść na niego różdżkę, była oburzająca. Burke nie był pewien, dlaczego Voldemort pozwolił dwójce napastników ujść z życiem - Ale Czarny Pan skrzywdził ich, widziałem klątwę Cruciatusa. - być może pozostawił kwestię wyrównania rachunków w ich rękach, w rękach śmierciożerców. Nie był pewien, nie potrafił przejrzeć myśli Voldemorta. Nikt nie potrafił. - O nic się nie musisz martwić, kuzynko. Prędzej czy później otrzymają adekwatną karę. - tak samo jak zdrajca Percival oraz należący do zakonu Alexander. Ich miał czekać nawet gorszy los niż obydwu Anthonych. Już on był tego pewien.
- Nie wiem o ilu mówili, ale tak. Sporo ludzi potraciło życie, w tym kilku szlachciców - to była największa strata. Burke także nie żałował tych wszystkich dziennikarzy, urzędników ministerstwa czy innych przybłęd. Prędzej czy później i tak prawdopodobnie spotkałby ich raczej nieciekawy koniec, jeśli okazałoby się, że ich krew jest wątpliwej jakości. Nawet w sumie dobrze się stało. Teraz kiedy tylko gazety opublikują nazwiska autorów tego zaklęcia, staną się oni niemal wrogami publicznymi. Na to przynajmniej liczył, chociaż społeczeństwo czarodziejów potrafiło być czasami durniejsze niż korniczaki zalegające pod podłogą. Banda idiotów bez wizji.
- Na to pytanie z żalem też odpowiedzieć muszę twierdząco - sposępniał. Doskonale wiedział, że nawet tak potężne zaklęcie, jak to, które zostało rzucone na Stonehenge (chyba musiało zostać wparte siłą anomalii albo po prostu magią gromadzoną w kamiennym kręgu od setek lat) nie mogło zagrozić Czarnemu Panu. Ale i tak myśl, że ktokolwiek spróbował podnieść na niego różdżkę, była oburzająca. Burke nie był pewien, dlaczego Voldemort pozwolił dwójce napastników ujść z życiem - Ale Czarny Pan skrzywdził ich, widziałem klątwę Cruciatusa. - być może pozostawił kwestię wyrównania rachunków w ich rękach, w rękach śmierciożerców. Nie był pewien, nie potrafił przejrzeć myśli Voldemorta. Nikt nie potrafił. - O nic się nie musisz martwić, kuzynko. Prędzej czy później otrzymają adekwatną karę. - tak samo jak zdrajca Percival oraz należący do zakonu Alexander. Ich miał czekać nawet gorszy los niż obydwu Anthonych. Już on był tego pewien.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Panna Burke ponuro skinęła głową na słowa kuzyna. Śmierć szlachciców, a w każdym razie tych, opowiadających się za absolutną czystością krwi i wyższości nad niemagicznym światem, była dlań wieścią smutną, choć nie bolesną. Letycja bowiem troszczyła się jedynie o swoją rodzinę, nie darząc zbyt wielką ilością uczuć, osoby spoza tego wcale niewąskiego grona. Rówieśnicy ze szkolnych ław byli jej najzupełniej obojętni, nigdy wszak nie zaskarbiła sobie przyjaźni żadnego z nich i nigdy nawet o tym nie myślała. Nie potrzebowała przecież nikogo, prócz rodziny, albowiem rodzina stanowiła dlań największą wartość. Poczuła, co prawda delikatne ukłucie w sercu na wieść o swych najbliższych krewnych jako poplecznikach Czarnego Pana. Dotychczas nie miała o tym zielonego pojęcia. Potrafiła im jednak wybaczyć, doskonale wiedząc, że jej, jako kobiecie pewnych rzeczy nie wolno wiedzieć. Tak było lepiej, dla wszystkich.
— Wyjątkowo przykro to słyszeć — przyznała, pozwalając sobie na głębokie westchnięcie. Słuchała kuzyna w skupieniu, nie odrywając odeń spojrzenia czarnych niczym onyks oczu. Przebywając z Letycją, Craig zapewne przywykł już do jej intensywnego spojrzenia, które podczas rozmowy zwykła kierować na swego towarzysza. Bladą twarz przeciął grymas pełen złości, gdy dowiedziała się, że sprawcy uszli cało. Stanowili przecież potencjalne zagrożenie dla jej rodziny i magicznego świata, co nie było dlań obojętne. Poprawiła rodowy sygnet widniejący na jej palcu wskazującym, gdy jej kuzyn wspomniał o Voldemorcie używającym klątwy Cruciatus. W obliczu owego, wyjątkowo potężnego czarodzieja, nawet jej bystre spojrzenie nieco bladło.
— Mam taką nadzieję, niewątpliwie zasłużyli na najokrutniejszą karę — odrzekła stanowczym tonem, nie siląc się nawet na przyjazny ton. Czarodzieje odpowiedzialni za trzęsienie, w oczach Letycji winni zostać ukarani wyjątkowo surowo, adekwatnie do ich haniebnego czynu — Ogromnie się cieszę, że wszyscy wróciliście cało — przyznała dokładnie tym samym, przepełnionym obojętnością tonem, co wcześniej. Nie znaczyło to jednak wcale by kłamała, emocjonalna lakoniczność wpisana była od lat w ich dziedzictwo.
— Musisz odpocząć, nie powinnam cię tak ciągnąć za język, kiedy nie jesteś w najlepszej kondycji — przyznała, a kąciki jej ust drgnęły ku górze. Choć w kręgu rodzinnym nie szczędziła sobie słów, a co więcej, uchodziła za jedną z bardziej rozmownych panien Burke, wiedziała, kiedy należy zaprzestać rozmowy. Zdrowie kuzyna było zdecydowanie ważniejsze niż jej własna, niezdrowa ciekawość. Dziewczę objęło spojrzeniem zmęczoną twarz Craig'a; zdecydowanie nie wyglądał jakby dolegało mu coś poważnego. Uspokoiło to nieco Letę, która najwyraźniej za punkt honoru miała utrzymanie najbliższych w zdrowiu.
Laetitia Burke
Zawód : aspirująca magiuzdrowicielka od chorób genetycznych
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Fear not old prophecies. We defy them. We make our own heaven and our own hell.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
W tej jednej kwestii nie mógł się niestety z Letycją zgodzić. Każda kropla szlacheckiej krwi o właściwych poglądach była na wagę złota. Rodzina była oczywiście najważniejsza, ale Craig jako poplecznik Czarnego Pana miał za zadanie upewnić się, że szlachcice odzyskają należną im władzę. Że brudna krew zrozumie, gdzie leży jej miejsce - tym samym strata kilku męskich potomków czystej krwi była wyjątkowo bolesnym ciosem. Z którymś z tych rodów Burke'owie mogli za jakiś czas nawiązać bliższe stosunki, przyjąć ich krew do siebie lub wydać im swoje córki. Jeden z zamordowanych szlachciców może mógłby nawet zostać kiedyś mężem samej Letycji.
W pewnym momencie powoli wyciągnął rękę i delikatnie ujął chłodną dłoń kobiety. Nie potrafił wyobrazić sobie, jak musiała się zamartwiać o ich bezpieczeństwo - nawet jeśli jej ton pozostawał obojętny, a ciemne oczy przeszywające, on wiedział, że myśli kłębiące się w jej głowie skupiały się wokół jej najbliższych. Czuł się odrobinę winny, że ją zasmucił. Teraz na szczęście jednak wszyscy mogli już odetchnąć z ulgą - no, może poza nim samym. Krwiak na żebrach wciąż za bardzo go bolał.
- Ja również. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby Edgarowi albo Quentinowi coś się stało - tym bardziej że przecież najstarszy z jego kuzynów zaledwie dziś został nestorem. Craig nie potrafiłby chyba wyobrazić sobie, jak bardzo rozczarowani byliby seniorzy rodu, gdyby Edgar nie wrócił do domu w zaledwie kilka godzin po mianowaniu go głową rodziny. Całe szczęście jednak on i brat wrócili do Durham, do Letycji bezpiecznie.
Słysząc ostatnią z wypowiedzi kuzynki, Craig zdołał przywołać na twarz grymas, który można chyba było nazwać uśmiechem. Powoli i ostrożnie, uważając na swoje stłuczenia, wstał z kanapy. Zanim jednak skierował się do wyjścia, pozwolił sobie podejść do kuzynki. Złożył na jej czole delikatny, czuły pocałunek. Bardzo doceniał to, co robiła dla rodziny, dla niego. Chciał by wiedziała, że on również bardzo się o nią troszczył. I by się nie martwiła.
- Dziękuję, moja droga. Faktycznie pozwolę sobie już się oddalić. Ty też odpocznij, na pewno bardzo się o nas bałaś. - odpowiedział jej. Dopiero potem pozwolił sobie na oddalenie się w kierunku łazienki. Potrzebował naprawdę gorącej kąpieli, jako że zaczynał powoli lekko dygotać - od deszczu, ale także od lodowatego mrozu przenikającego duszę, kiedy tylko w pobliżu pojawiają się dementorzy.
zt
W pewnym momencie powoli wyciągnął rękę i delikatnie ujął chłodną dłoń kobiety. Nie potrafił wyobrazić sobie, jak musiała się zamartwiać o ich bezpieczeństwo - nawet jeśli jej ton pozostawał obojętny, a ciemne oczy przeszywające, on wiedział, że myśli kłębiące się w jej głowie skupiały się wokół jej najbliższych. Czuł się odrobinę winny, że ją zasmucił. Teraz na szczęście jednak wszyscy mogli już odetchnąć z ulgą - no, może poza nim samym. Krwiak na żebrach wciąż za bardzo go bolał.
- Ja również. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby Edgarowi albo Quentinowi coś się stało - tym bardziej że przecież najstarszy z jego kuzynów zaledwie dziś został nestorem. Craig nie potrafiłby chyba wyobrazić sobie, jak bardzo rozczarowani byliby seniorzy rodu, gdyby Edgar nie wrócił do domu w zaledwie kilka godzin po mianowaniu go głową rodziny. Całe szczęście jednak on i brat wrócili do Durham, do Letycji bezpiecznie.
Słysząc ostatnią z wypowiedzi kuzynki, Craig zdołał przywołać na twarz grymas, który można chyba było nazwać uśmiechem. Powoli i ostrożnie, uważając na swoje stłuczenia, wstał z kanapy. Zanim jednak skierował się do wyjścia, pozwolił sobie podejść do kuzynki. Złożył na jej czole delikatny, czuły pocałunek. Bardzo doceniał to, co robiła dla rodziny, dla niego. Chciał by wiedziała, że on również bardzo się o nią troszczył. I by się nie martwiła.
- Dziękuję, moja droga. Faktycznie pozwolę sobie już się oddalić. Ty też odpocznij, na pewno bardzo się o nas bałaś. - odpowiedział jej. Dopiero potem pozwolił sobie na oddalenie się w kierunku łazienki. Potrzebował naprawdę gorącej kąpieli, jako że zaczynał powoli lekko dygotać - od deszczu, ale także od lodowatego mrozu przenikającego duszę, kiedy tylko w pobliżu pojawiają się dementorzy.
zt
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Poglądy panienki Burke skupiały się raczej wokół kręgu rodzinnego, jako, że brak jej jeszcze było doświadczenia, by wydawać szersze opinie na podobne tematy. Niewielu znała ludzi spoza rodziny i niewielu z nich miała ochotę poznać. Taka już była uparta w swoim przekonaniu wyższości krewnych nad kimkolwiek innym. W każdym razie, gdy rozchodziło się o jej własne uczucia. Introwertyczna natura panienki dawała jej się we znaki już od najmłodszych lat, choć ostatnimi czasy, Leta, zdawała się poczynić pewne postępy w owej kwestii.
Poczuła ulgę, słysząc zapewnienia ze strony kuzyna. Niemalże czuły, troskliwy gest z jego strony upewnił ją tylko w przekonaniu, że pozbawiona najbliższych, nie byłaby w stanie normalnie funkcjonować. Wystarczyło przecież, że straciła już brata i siostrę. Jej na pozór zimne, pozbawione uczuć serce, nie zniosłoby kolejnej straty. Była zbyt doń przywiązana.
Pokiwała głową na jego słowa, posyłając mu nieco blady, wręcz anemiczny uśmiech. Na całe szczęście było już po wszystkim. Jedynie bladość wymalowana na twarzy kuzyna, nieco ją niepokoiła, wiedziała jednak doskonale, że nie ma ku lękowi racjonalnych powodów. Powiodła za nim spojrzeniem ciemnych jak smoła oczu, gdy ostrożnie podnosił się z obitej aksamitem kanapy. Kolejny, czuły gest dodatkowo ją uspokoił i dodał otuchy. Teraz, wiedząc, że wszyscy są cali i zdrowi, mogła odetchnąć, a może nawet ukoić nieznośne pieczenie oczu z pomocą snu. Nic nie stało na przeszkodzie.
— Dobrej nocy, Craig — rzuciła doń cicho, nie ukrywając troski, która przebijała się przez ton jej głosu. Wyraz jej bladej twarzy pozostał jednak bez zmian, postronny obserwator mógłby ją nawet posądzić o zimną obojętność. Całe szczęście, kuzyn znał ją doskonale i wiedział, że pod fasadą apatii, kryją się prawdziwe emocje. A czasami nawet więcej, niż powinno.
Czarnowłosa patrzyła za kuzynem aż do momentu, gdy ten zniknął z jej pola widzenia. Pochwyciła wolumin oprawiony w czarną, skórzaną okładkę oraz tarninową różdżkę, by następnie, podniósłszy się z kanapki, udać się do swojej komnaty.
zt
Laetitia Burke
Zawód : aspirująca magiuzdrowicielka od chorób genetycznych
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Fear not old prophecies. We defy them. We make our own heaven and our own hell.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
| 17.11?
Pogoda wciąż dawała się we znaki, dlatego też w Durham Castle zjawiła się w akompaniamencie grzmotów i piorunów, które przecinały ciemniejące z każdą minutą niebo. Deszcz niestety również był nieubłagany i najwidoczniej nie miał najmniejszego zamiaru dać chwili wytchnienia całej Wielkiej Brytanii. Gdyby nie zaklęcia, które w dalszym ciągu były dość ryzykowne z powodu anomalii oraz świstoklik, nie byłaby nawet w stanie tego dnia gościć u lorda Burke, który swoją drogą, stanowił dla niej wielką niewiadomą. Trudno jest kogoś jednak poznać po zaledwie jednej wspólnej rozmowie. Nie był on jednak tym kogo mogłaby się spodziewać. Na pierwszy rzut oka kompletnie różnił się od pozostałych członków swego rodu, z jego gawędziarską naturą i igrającym na ustach sardonicznym uśmieszkiem. Nie chciała jednak zwieść się pierwszemu wrażeniu.
Po tym jak została zaproszona do środka rezydencji przez lokaja, który zabrał jej płaszcz, zaprowadził on ją do głównego salonu, gdzie zaproponował on jej rozgoszczenie się w oczekiwaniu na gospodarza. Durham przypominało jej nieco Nottinghamshire. Tego samego jednak nie mogła powiedzieć o Durham Castle i Ashfield Manor, których style były zupełnie różne. O ile dwie siedziby rodów były pełne przepychu, jak na arystokrację przystało, tak zamek rodu Burke był dużo bardziej surowy i stonowany. W środku pomieszczenia panował półmrok, który jeszcze bardziej potęgowała mroczna sceneria za oknem. To właśnie obok niego postanowiła zająć miejsce, aby móc podziwiać lśniące ścieżki od czasu do czasu pojawiające się na niebie. Korzystając z okazji pozwoliła sobie również wygładzić swą suknie oraz nieco okiełznać włosy usilnie próbujące wydostać się z jej koka. Musiała przyznać jedną rzecz, ta pogoda idealnie odzwierciedlała nastroje panujące w kraju, czy te obecne w jej własnym rodzie po wydarzeniach w Stonehenge. To tam właśnie ostatni raz widziała lorda Burke. Jak do tej pory to zawsze Eddard organizował jej zaklęte przedmioty do ćwiczeń łamania klątw. Nie stanowiło to dla niego żadnego problemu skoro sam był ich nakładaczem. Ophelia chciała jednak spróbować czegoś nowego, nie związanego z magią kuzyna. Potrzebowała wyzwania. Wtedy właśnie pomyślała o lordzie Burke. Reputacja tegoż rodu zdecydowanie ich wyprzedza. Powszechnie wręcz wiadomym było czym przez pokolenia zajmowali się jego członkowie, a to nie zmieniło się wraz z biegiem czasu. Z racji na faktycznie zasłyszane pochlebne słowa z ust Eddarda i dobre relacje łączące ich rody, postanowiła zwrócić się z prośbą właśnie do lorda Burke, z nadzieją, że ta ze względu na swą bezpośredniość nie zostanie odrzucona. Słysząc zbliżające się kroki swój równie zielony w tym świetle, co jej suknia, wzrok przeniosła na otwierające się drzwi.
Pogoda wciąż dawała się we znaki, dlatego też w Durham Castle zjawiła się w akompaniamencie grzmotów i piorunów, które przecinały ciemniejące z każdą minutą niebo. Deszcz niestety również był nieubłagany i najwidoczniej nie miał najmniejszego zamiaru dać chwili wytchnienia całej Wielkiej Brytanii. Gdyby nie zaklęcia, które w dalszym ciągu były dość ryzykowne z powodu anomalii oraz świstoklik, nie byłaby nawet w stanie tego dnia gościć u lorda Burke, który swoją drogą, stanowił dla niej wielką niewiadomą. Trudno jest kogoś jednak poznać po zaledwie jednej wspólnej rozmowie. Nie był on jednak tym kogo mogłaby się spodziewać. Na pierwszy rzut oka kompletnie różnił się od pozostałych członków swego rodu, z jego gawędziarską naturą i igrającym na ustach sardonicznym uśmieszkiem. Nie chciała jednak zwieść się pierwszemu wrażeniu.
Po tym jak została zaproszona do środka rezydencji przez lokaja, który zabrał jej płaszcz, zaprowadził on ją do głównego salonu, gdzie zaproponował on jej rozgoszczenie się w oczekiwaniu na gospodarza. Durham przypominało jej nieco Nottinghamshire. Tego samego jednak nie mogła powiedzieć o Durham Castle i Ashfield Manor, których style były zupełnie różne. O ile dwie siedziby rodów były pełne przepychu, jak na arystokrację przystało, tak zamek rodu Burke był dużo bardziej surowy i stonowany. W środku pomieszczenia panował półmrok, który jeszcze bardziej potęgowała mroczna sceneria za oknem. To właśnie obok niego postanowiła zająć miejsce, aby móc podziwiać lśniące ścieżki od czasu do czasu pojawiające się na niebie. Korzystając z okazji pozwoliła sobie również wygładzić swą suknie oraz nieco okiełznać włosy usilnie próbujące wydostać się z jej koka. Musiała przyznać jedną rzecz, ta pogoda idealnie odzwierciedlała nastroje panujące w kraju, czy te obecne w jej własnym rodzie po wydarzeniach w Stonehenge. To tam właśnie ostatni raz widziała lorda Burke. Jak do tej pory to zawsze Eddard organizował jej zaklęte przedmioty do ćwiczeń łamania klątw. Nie stanowiło to dla niego żadnego problemu skoro sam był ich nakładaczem. Ophelia chciała jednak spróbować czegoś nowego, nie związanego z magią kuzyna. Potrzebowała wyzwania. Wtedy właśnie pomyślała o lordzie Burke. Reputacja tegoż rodu zdecydowanie ich wyprzedza. Powszechnie wręcz wiadomym było czym przez pokolenia zajmowali się jego członkowie, a to nie zmieniło się wraz z biegiem czasu. Z racji na faktycznie zasłyszane pochlebne słowa z ust Eddarda i dobre relacje łączące ich rody, postanowiła zwrócić się z prośbą właśnie do lorda Burke, z nadzieją, że ta ze względu na swą bezpośredniość nie zostanie odrzucona. Słysząc zbliżające się kroki swój równie zielony w tym świetle, co jej suknia, wzrok przeniosła na otwierające się drzwi.
Gość
Gość
Może być
Jedno trzeba było przyznać burzowym chmurom, które od początku listopada gromadziły się niemalże nad całą Anglią, strasząc grzmotami oraz zacinającym od czasu do czasu deszczem - idealnie wkomponowywały się w klimat wystroju Durham Castle, nadając mu jeszcze bardziej ponury wygląd, pełen jednak surowego piękna, które docenić mogli jednak nieliczni. Craig nigdy nie miewał momentów, gdy zastanawiał się, dlaczego jego rodzina postawiła właśnie na takie wnętrza - normańskie korzenie rodziny miały z tym na pewno wiele wspólnego, a tradycję należało przecież pielęgnować. Nie zastanawiał się także, jak bardzo zmieniłby się charakter całego zamku, gdyby dodać do jego wystroju więcej światła i kolorów. Chociaż znaczną część swojego życia spędził wśród przestronnych, jasnych komnat francuskiej szlachty, nigdy nawet przez myśl mu nie przemknęło, że podobne akcenty można by wprowadzić do jego rodzinnego Durham. Kochał ten zamek takim, jakim był. I lubił pokazywać jego surowe piękno swoim gościom.
List od lady Nott był dla Craiga swoistą niespodzianką. Od czasu Stonehenge Burke wpadł z jedną wizytą do Ashfield Manor. Atmosfera, panująca tamtego dnia w posiadłości była niezwykle ciężka, momentami trudna wręcz do zniesienia. Rodowi Nottów należało współczuć i wspierać ich w próbie odzyskania honoru oraz powrotu do normalności - kłopot polegał na tym, że nie można było tego czynić otwarcie, w przeciwnym wypadku mogłoby to zostać uznane za potwarz.
Prośba lady Nott, chociaż dość specyficzna, dawała Craigowi okazję do tego, aby okazać swoje wsparcie - nawet jeśli dotyczyło to właściwie tylko i wyłącznie jej osoby. Nie mógł z resztą odmówić tak urokliwej damie. Nadal co prawda miał lekkie wątpliwości, czy kobieta o jej pozycji powinna się babrać w klątwach, jeśli jednak rodzina jej tego nie zabraniała, kim był on, by decydować o podobnych sprawach? Jedyne, o czym mógł zadecydować, to wybór artefaktu, o który poprosiła go Ophelia. I przy tym wyborze był bardzo staranny.
Gdy służba doniosła mu, że oczekiwany gość przybył i został ulokowany w salonie, Burke odłożył pióro wieczne do kałamarza. Był w trakcie wypełniania papierkowej roboty, nie było to jednak nic przesadnie istotnego. Wizyta młodej lady była zdecydowanie ważniejsza, dlatego niemal natychmiast opuścił swój gabinet, aby powitać gościa.
- Droga lady Ophelio, pozwól, że na powitanie podkreślę, że wyglądasz naprawdę urzekająco. Piękniej nawet niż zapisałaś się w moich wspomnieniach - rozpoczął, ledwie przekroczył próg salonu. Skłonił się głęboko przed kobietą, ujmując delikatnie jej zgrabną dłoń i składając na jej wierzchu pocałunek, jak przystało na lorda - Jeszcze raz pragnę wyrazić radość, którą odczułem, gdy twoja sowa zasiadła na moim oknie. Wiem, że na pewno bardzo niecierpliwisz się i pragniesz dowiedzieć, co dla ciebie przygotowałem, ale może najpierw napijemy się filiżanki herbaty?
Jedno trzeba było przyznać burzowym chmurom, które od początku listopada gromadziły się niemalże nad całą Anglią, strasząc grzmotami oraz zacinającym od czasu do czasu deszczem - idealnie wkomponowywały się w klimat wystroju Durham Castle, nadając mu jeszcze bardziej ponury wygląd, pełen jednak surowego piękna, które docenić mogli jednak nieliczni. Craig nigdy nie miewał momentów, gdy zastanawiał się, dlaczego jego rodzina postawiła właśnie na takie wnętrza - normańskie korzenie rodziny miały z tym na pewno wiele wspólnego, a tradycję należało przecież pielęgnować. Nie zastanawiał się także, jak bardzo zmieniłby się charakter całego zamku, gdyby dodać do jego wystroju więcej światła i kolorów. Chociaż znaczną część swojego życia spędził wśród przestronnych, jasnych komnat francuskiej szlachty, nigdy nawet przez myśl mu nie przemknęło, że podobne akcenty można by wprowadzić do jego rodzinnego Durham. Kochał ten zamek takim, jakim był. I lubił pokazywać jego surowe piękno swoim gościom.
List od lady Nott był dla Craiga swoistą niespodzianką. Od czasu Stonehenge Burke wpadł z jedną wizytą do Ashfield Manor. Atmosfera, panująca tamtego dnia w posiadłości była niezwykle ciężka, momentami trudna wręcz do zniesienia. Rodowi Nottów należało współczuć i wspierać ich w próbie odzyskania honoru oraz powrotu do normalności - kłopot polegał na tym, że nie można było tego czynić otwarcie, w przeciwnym wypadku mogłoby to zostać uznane za potwarz.
Prośba lady Nott, chociaż dość specyficzna, dawała Craigowi okazję do tego, aby okazać swoje wsparcie - nawet jeśli dotyczyło to właściwie tylko i wyłącznie jej osoby. Nie mógł z resztą odmówić tak urokliwej damie. Nadal co prawda miał lekkie wątpliwości, czy kobieta o jej pozycji powinna się babrać w klątwach, jeśli jednak rodzina jej tego nie zabraniała, kim był on, by decydować o podobnych sprawach? Jedyne, o czym mógł zadecydować, to wybór artefaktu, o który poprosiła go Ophelia. I przy tym wyborze był bardzo staranny.
Gdy służba doniosła mu, że oczekiwany gość przybył i został ulokowany w salonie, Burke odłożył pióro wieczne do kałamarza. Był w trakcie wypełniania papierkowej roboty, nie było to jednak nic przesadnie istotnego. Wizyta młodej lady była zdecydowanie ważniejsza, dlatego niemal natychmiast opuścił swój gabinet, aby powitać gościa.
- Droga lady Ophelio, pozwól, że na powitanie podkreślę, że wyglądasz naprawdę urzekająco. Piękniej nawet niż zapisałaś się w moich wspomnieniach - rozpoczął, ledwie przekroczył próg salonu. Skłonił się głęboko przed kobietą, ujmując delikatnie jej zgrabną dłoń i składając na jej wierzchu pocałunek, jak przystało na lorda - Jeszcze raz pragnę wyrazić radość, którą odczułem, gdy twoja sowa zasiadła na moim oknie. Wiem, że na pewno bardzo niecierpliwisz się i pragniesz dowiedzieć, co dla ciebie przygotowałem, ale może najpierw napijemy się filiżanki herbaty?
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
12.09
Cała ta sprawa mocno śmierdziała. Najpierw te dziwne odwiedziny Primrose, później spotkanie w teatrze, a teraz jeszcze ten list. Po rozmowie z Wrońskim, zrozumiałem, że moje obawy co do tego, jakoby Brukowie zasadzali się na pieczyste z aetonanów, może były nieco fantazyjne, ale nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że mimo wszystko, mimo, ze to nie moje wierzchowce mają być obiektem transakcji, no to jednak, że Brukowie się zasadzają . Nie ma co się im dziwić, mają żyłkę do interesów, ich sklep na Nokturnie jest coraz bardziej popularny (nie wiem czy mamy magiczną giełdę, ale jeżeli tak, to tam na pewno też akcje wzrastają), więc kiedy tylko zwęszyli dobry deal, no to zaraz się zabrali do akcji. Najbardziej w tej całej sytuacji oburzało mnie, że to nie z mojej strony ma wyjść inicjatywa, bo wszystko zostało już poza mną dogadane. A w każdym razie takie miałem wrażenie. Że teraz pojawię się w Durham Castle, a oni podsuną mi pod nos kontrakt którego nawet i tak nie mam co podpisywać, bo już jest załatwione. Naburmuszony siedziałem cały poranek, a kiedy nestor przy śniadaniu spytał, czy mam dzisiaj jakieś szczególne plany odpowiedziałem coś pod nosem, po czym wcale nie skończyłem tosta. Możliwe, że zachowuję się niedojrzale, ale są takie momenty w życiu mężczyzny, że jeżeli je postanowi się mu zabrać, to nagle on cofa się do wieku lat dziesięciu.
Na spotkanie szedłem z planem. Zamierzałem wybadać sytuację i obrócić ją w ten sposób, żebym nie wyszedł na tego, którym się manipuluje. Jasna sprawa, może się wcale nie uda, a może okaże sie, że wszystkie moje przekonania i paranoiczne scenariusze są zupełnie niezgodne z prawdą? Wiedziałem, ze najwazniejsze, to pojawić się w siedzibie lordów Durham z czystą głową, więc zanim wyruszyłem, znieczuliłem się jakimś dobrym eliksirem, który mi przywiózł Daniel. Dzięki temu mogłem przezwyciężyć wrodzoną paranoję czy nawet niepokój, który zasiała w mym sercu cała ta sytuacja.
Wystrojony w ciemny - niby żałobny - strój, nie skorzystałem z możliwości oczekiwania na nestora Bruke w fotelu. Wydaje mi się, że gdybym usiadł, to mógłbym później wcale nie wstać z powrotem. Dlatego stoję na środku salonu i oglądam misternie wykonany żyrandol. Światełka odbijały się od miniaturowych lusterek i migotały na całe pomieszczenie. Piękna robota.
Cała ta sprawa mocno śmierdziała. Najpierw te dziwne odwiedziny Primrose, później spotkanie w teatrze, a teraz jeszcze ten list. Po rozmowie z Wrońskim, zrozumiałem, że moje obawy co do tego, jakoby Brukowie zasadzali się na pieczyste z aetonanów, może były nieco fantazyjne, ale nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że mimo wszystko, mimo, ze to nie moje wierzchowce mają być obiektem transakcji, no to jednak, że Brukowie się zasadzają . Nie ma co się im dziwić, mają żyłkę do interesów, ich sklep na Nokturnie jest coraz bardziej popularny (nie wiem czy mamy magiczną giełdę, ale jeżeli tak, to tam na pewno też akcje wzrastają), więc kiedy tylko zwęszyli dobry deal, no to zaraz się zabrali do akcji. Najbardziej w tej całej sytuacji oburzało mnie, że to nie z mojej strony ma wyjść inicjatywa, bo wszystko zostało już poza mną dogadane. A w każdym razie takie miałem wrażenie. Że teraz pojawię się w Durham Castle, a oni podsuną mi pod nos kontrakt którego nawet i tak nie mam co podpisywać, bo już jest załatwione. Naburmuszony siedziałem cały poranek, a kiedy nestor przy śniadaniu spytał, czy mam dzisiaj jakieś szczególne plany odpowiedziałem coś pod nosem, po czym wcale nie skończyłem tosta. Możliwe, że zachowuję się niedojrzale, ale są takie momenty w życiu mężczyzny, że jeżeli je postanowi się mu zabrać, to nagle on cofa się do wieku lat dziesięciu.
Na spotkanie szedłem z planem. Zamierzałem wybadać sytuację i obrócić ją w ten sposób, żebym nie wyszedł na tego, którym się manipuluje. Jasna sprawa, może się wcale nie uda, a może okaże sie, że wszystkie moje przekonania i paranoiczne scenariusze są zupełnie niezgodne z prawdą? Wiedziałem, ze najwazniejsze, to pojawić się w siedzibie lordów Durham z czystą głową, więc zanim wyruszyłem, znieczuliłem się jakimś dobrym eliksirem, który mi przywiózł Daniel. Dzięki temu mogłem przezwyciężyć wrodzoną paranoję czy nawet niepokój, który zasiała w mym sercu cała ta sytuacja.
Wystrojony w ciemny - niby żałobny - strój, nie skorzystałem z możliwości oczekiwania na nestora Bruke w fotelu. Wydaje mi się, że gdybym usiadł, to mógłbym później wcale nie wstać z powrotem. Dlatego stoję na środku salonu i oglądam misternie wykonany żyrandol. Światełka odbijały się od miniaturowych lusterek i migotały na całe pomieszczenie. Piękna robota.
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Główny salon
Szybka odpowiedź