Wydarzenia


Ekipa forum
Ogród za domem
AutorWiadomość
Ogród za domem [odnośnik]19.11.17 15:35

Piddletrenthide 79

Tylnym wyjściem można wydostać się do skromnego ogrodu pana Wrighta. To, co zwraca szczególną uwagę, to stary, rozłożysty dąb, którego pień otacza skonstruowana przez Joe okrągła ławka, a także charakterystyczna latarnia. Chłopiec z sąsiedztwa twierdzi, że to latarnia z Narnii. Próbował tłumaczyć Josephowi o co chodzi z tą Narnią, ale... póki co trochę bezskutecznie.
W zasadzie, jeśli już zastanie się Josepha, to najlepiej zacząć szukać go właśnie w ogrodzie. To w nim spędza najwięcej czasu. Wiecznie coś przycina, przekopuje, przesadza, wsadza, kosi trawę... Choć ogródek jest niewielki, zawsze znajdzie się w nim coś do zrobienia.


Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!


Joseph Wright
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zjednoczeni z Puddlemere
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5364-joseph-e-wright https://www.morsmordre.net/t5428-do-joe#123175 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f108-piddletrenthide-79-kamienny-domek https://www.morsmordre.net/t5462-skrytka-bankowa-nr-1335#124469 https://www.morsmordre.net/t5441-joe-wright
Re: Ogród za domem [odnośnik]15.08.18 12:14
5 sierpnia, UROLISABENA

To nie było łatwe, bo Joe kompletnie nie potrafił planować, ale mimo trwającego Festiwalu Lata, na którym bywał codziennie... już od kilku dni wszystko przygotowywał. Głównie była to zasługa Hani, która suszyła mu głowę średnio kilka razy dziennie, że jak będzie tak zwlekał, to z niczym nie zdążą... a przecież zdążyć musieli.
I chyba się udało, bo chociaż kamienny domek z niebieskimi okiennicami stał w tej chwili zamknięty na głucho, a sam gospodarz nie reagował na pukanie do drzwi, to jednak w ogrodzie za budynkiem bez trudu można było dostrzec wielki, bo zajmujący niemal cały teren za domem Josepha, lniany namiot. Żeby się do niego dostać wystarczyło tylko obejść budynek dookoła - żadna filozofia. Wejście do namiotu znajdowało się przy rozłożystym dębie udekorowanym specjalnie na dzisiejszą okazję złoto-szkarłatnymi serpentynami i światełkami, choć za dnia tych ostatnich nie było widać. Obok przy samym wejściu do namiotu stała wbita w ziemię tabliczka z bardzo ładnie wyrzeźbionymi literami układającymi się w jedno słowo: UroLisaBena
Wszystko przez to, że Josephowi zabrakło miejsca. Wydawało mu się, że ma całe mnóstwo desek... ale te widocznie dzień wcześniej w wyniku anomalii dostały nóg i gdzieś wymaszerowały w teren. Ostała się ta jedna, a Joe bardzo rozważnie nie rozplanował sobie odpowiednio napisu... Ale dobra, dobra! Oficjalna wersja jest taka, że tak miało być! Co więcej, tabliczka wydawała z siebie piszczącą jak na dudach melodię "Happy Birthday" za każdym razem, kiedy ktoś ją mijał.
Zaraz za progiem każdego gościa atakował jeden z urodzinowych gadżetów, które wyglądały trochę, jakby Joseph sam je robił (po części to prawda) - a więc niezbyt profesjonalnie. Były czapeczki, trąbki, girlandy czy tekturowe korony, a to wciąż nie wszystko! Joe wyraźnie się postarał, żeby atrakcje były naprawdę różnorodne.
We wnętrzu namiotu wszystko było już gotowe - poustawiane stoły i krzesła, miejsce na tańce (koniecznie!) nawet jako-taki poczęstunek i przede wszystkim napitek (przetrząsnął chyba cały swój dom, wioskę i okolicę, by zdobyć odpowiednią (wciąż wydawała mu się za mała) ilość alkoholu. No i oczywiście ozdoby! Dość pstrokate balony i jeszcze więcej kiczowatych serpentyn, choć większość w barwach Gryffindoru.  
A sam gospodarz? Nawet był obecny (co było dość zaskakującym wyczynem mając na uwadze fakt, że także dzisiaj brał udział w przemierzaniu Zaczarowanego Labiryntu na Festiwalu Lata) i w odświętnym stroju (wygrzebał i założył swój kilt specjalnie na tą okazję). Obecnie trochę mordował się z rzucaniem zaklęć na namiot, bo jak wszem i wobec wiadomo, nie był specjalnie uzdolniony w tej dziedzinie (sądząc po ozdóbkach - nie tylko w tej).
- Repello Mugoletum! - spróbował ponownie, modląc się w duchu, żeby przypadkowa anomalia nie spaliła tego, co w pocie czoła stworzył.


| | Podczas wchodzenia do namiotu można trzeba rzucić kością k6 na urodzinowy gadżet, który sam z siebie w wlatuje w twą osobę i odtąd należy do ciebie!
1 - balonik z helem
2 - papierowa czapeczka
3 - trąbka-piszczałka
4 - kolorowa girlanda na szyję
5 - tekturowa korona
6 - kolorowe okulary


Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!


Joseph Wright
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zjednoczeni z Puddlemere
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5364-joseph-e-wright https://www.morsmordre.net/t5428-do-joe#123175 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f108-piddletrenthide-79-kamienny-domek https://www.morsmordre.net/t5462-skrytka-bankowa-nr-1335#124469 https://www.morsmordre.net/t5441-joe-wright
Re: Ogród za domem [odnośnik]15.08.18 12:14
The member 'Joseph Wright' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 62

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Ogród za domem HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród za domem Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogród za domem [odnośnik]15.08.18 14:00
Choć festiwal lata trwał w najlepsze, nie wybrała się na przechadzkę po niezwykłym labiryncie, nie wzięła również udziału w konkursie kulinarnym — zorganizowała sobie własny we własnej kuchni, wstając wcześnie rano, by przygotować wszystko na dzisiejszy wieczór. Wieści się rozniosły, wszyscy, którzy mieli się zjawić zostali wcześniej poinformowani, a ona — mimo to — od początku nie wiedziała, na ile osób miała przygotować przyjęcie. Pewnie nie poradziłaby sobie z tym wszystkim sama - jej kulinarne zdolności były dalekie od wysokich, a w tym, co chciała przygotować brakowało jej wiedzy i wprawy. Słodki plan nie był jednak realizowany w samotności. Bertie zgodził się jej udzielić lekcji i pomóc w zapewnieniu gościom odpowiedniego zaplecza spożywczego. Wiedziała, że ta impreza jest w dobrych rękach, a wszystko to, co przygotuje Bott na długo zapadnie gościom w pamięci. Dzięki jemu wszystko miało być takie, jak powinno. Goście powinni być najedzeni i upici — o ile Joseph poradził sobie z załatwieniem odpowiedniej ilości alkoholu.Oczywiście, nie obyło się bez drobnych sprzeczek, choć nie chciała podważać jego wiedzy. Bo mama robiła inaczej, tłumaczyła mu, ostatecznie ulegając jego mistrzowskim umiejętnościom, a czasem dokładając do ciasta czegoś od siebie, by nadać temu smaku domu, który tak doskonale pamiętała. Kiedy opuszczał jej kuchnię, by udać się - i wygrać konkurs kulinarny na festiwalu, zajęła się dekoracją jedzenia, pakowaniem i sprzątaniem — w końcu musiała to wszystko sprowadzić do domu swojego brata.

— Wyglądasz fantastycznie — powitała go na miejscu, mierząc uważnym spojrzeniem, zaraz po tym, gdy rzuciła mu się na szyję, by go mocno wyściskać. Prezentował się doskonale, jak zwykle. — Mam nadzieję, że nie wróciłeś wczoraj późno do domu?— Zmarszczyła brwi, zatrzymując spojrzenie na jego ciemnych oczach. Nie była zadowolona z towarzystwa, jakie miał na wiankach, ale nie miała zbyt wiele czasu, by go szczegółowo wypytać o przebieg poprzedniego wieczoru. Podejrzewała też, że w drodze rewanżu postanowi wypytać ją o to samo, a tego wolała uniknąć. — Joe, założyłeś majtki?— spytała z ciekawości, zerkając przez ramię, gdy za pomocą różdżki rozstawiała przygotowane przez siebie i Bertiego jedzenie na długim stole, stojącym z brzegu, pod namiotem. Wśród kolorowych babeczek, cukierków, ciasteczek nie mogło zabraknąć szarlotki mamy, której pieczenie opanowała już bardzo dobrze. Z brzegu pojawił się też gulasz domowego przepisu, a obok niego bochenek świeżego chleba i słoik z domowym, ziołowym masłem. Miała wrażenie, że ze wszystkim czas ją goni, a ona nie wyrobi się ze wszystkim. Musiała wrócić jeszcze po talerze i szklanki do domu.
Przysłuchując się nieskutecznym próbom rzucenia zaklęcia ochronnego na namiot i obszar wokół niego, postanowiła pomóc Józkowi, nim przypadkowo wywołana anomalia spali wszystko, co szykowali.
— Repello Mugoletum!


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Ogród za domem 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Ogród za domem [odnośnik]15.08.18 14:00
The member 'Hannah Wright' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 52

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Ogród za domem DsiDFK0
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród za domem Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogród za domem [odnośnik]15.08.18 16:36
To był dzień pełen gotowania. Przybył na miejsce z samego rana, bo co jak co - ale przygotowania słodyczy nigdy nie odmówi! Szczególnie, że głowę miał pełną pomysłów. Zjawił się więc z samego rana z całym entuzjazmem jaki posiadał (aż dziwne, że się zmieścili w kuchni, on, Hania i ten entuzjazm) i chęcią do działania, by rozsiać dookoła mały chaos, porozwieszać nad miskami konkretne listy składników i opis przyrządzenia. Czuł się w kuchni swobodnie - każdej kuchni. Na codzień zapewne krępowałby się przed grzebaniem po szafkach w cudzym domu, jednak dzisiaj musieli zakasać rękawy i po prostu działać.
W ten sposób po krótkich ustaleniach (kilku drobnych sprzeczkach) i kilku godzinach spędzonych w kuchni przy przebojach celesty (ależ Haniu, ciasto potrzebuje muzyki by wyrosnąć) wszystko było gotowe. A w skład wszystkiego wchodziły między innymi kilka słoiczków słodkich baniek, które po wydmuchaniu zastygają, nadal są lekkie i unoszą się w powietrzu, jednak ich ścianki są sztywną, słodką masą cytrusową (jak lizaki). Prócz tych słoiczków całkiem popularne już od kilku miesięcy ciasteczka pachnę pięknie - w wersji cynamonowej i waniliowej. Po ich zjedzeniu czarodziej na około godzinę zaczyna pachnieć jak samo ciasteczko! Nie mogło też zabraknąć klasyka czyli kąsających ciasteczek, słodkiej gry polegającej na tym, że trzeba ugryźć ciasteczko nim ono ugryzie jedzącego. Dziabnięcia rzecz jasna nie są zbyt bolesne. Ciasteczka są czekoladowe z owocowymi galaretkami.
Ponadto nie mogło zabraknąć także słodkiej bezy.
Dodatkowo kilka talerzyków najzwyklejszych w świecie, acz bardzo pysznych muffinek z czekoladowym, jagodowym i truskawkowym wnętrzem, muffunek całkowicie dyniowych, ciasteczek orzechowych w kształtach trolli z maczugami i lisów (te trolle tymi maczugami trochę ruszają, tak samo jak lisy swoimi kitami!). Dalej zgodnie z sugestią Hani pojawiło się pieczywo ziołowe, domowy gulasz (główna przyczyna nieporozumień!), sałatka z kurczakiem i druga bez mięsa, za to warzywno-majonezowa. Punkt kulminacyjny to rzecz jasna tort. Duży, okrągły, kilkuwarstwowy, ciasto czekoladowe, lekko polane rumem, przekładane wiśniami oraz masą z gorzkiej czekolady, także wiśniami ozdobione. Tort za sprawą kilku prostych zaklęć podśpiewywał urodzinowe piosenki, niewątpliwie włączy się do gromkiego sto lat jakie Lisowi i Benowi odśpiewają goście.
Ostatnią rzeczą o której nie można jednak zapomnieć są Fasolki Wszystkich Smaków, jeszcze niezbyt popularne, Bertie jednak uparcie nad tym pracuje! Ciekaw czy się przyjmą, spory półmisek przyniósł i tutaj, opatrzył karteczką Fasolki WSZYSTKICH Smaków - tylko dla odważnych! w ramach ostrzeżenia.

Całego tego jedzenia powinno starczyć dla małej armii, więc być może wystarczy na przyjęcie - a jeśli nie, na pewno są też inne, gotowe przekąski! Tak czy inaczej młody Bott musiał przerwać działania i porzucić Hanię z pakowaniem, bo gnał już po chwili na konkurs kulinarny. Wrócił z niego z szerokim uśmiechem na ustach i nową chochlą. Tą zaraz gdzieś schował, bo mu już narazie potrzebna nie będzie i zaczął się rozglądać za dalej działającymi.
- Hej hej, pomóc w czymś?
Spytał jeszcze z oddali, patrząc jak powstaje namiot na dzisiejszą zabawę.


Fasolki Wszystkich Smaków:

Zapomniałam o kostce ale TU wyrzuciłam 6!



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.


Ostatnio zmieniony przez Bertie Bott dnia 21.08.18 19:42, w całości zmieniany 2 razy
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród za domem Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Ogród za domem [odnośnik]15.08.18 21:07
Zamknął siostrę w silnym Wrightowym uścisku na dobrą chwilę. Dopiero potem ją wypuścił uśmiechając się do niej szeroko. Dobrze, że już była, bo choć jemu samemu wydawało się, że już wszystko gotowe... to jednak mógł o czymś zapomnieć, a jej bystre oko z pewnością niczego nie przeoczy. No i przy okazji pomoże mu z tym zaklęciem.
- Wczoraj? - powtórzył za nią rozbawiony. - Zabawa była tak przednia, że wróciłem już dzisiaj - odpowiedział wesoło na wspomnienie szalonego tańca z Maxine. - No a dziś... powiedz, że jesteś ze mnie dumna, dosłownie przed chwilą wróciłem z labiryntu. NA CZAS - zaznaczył, coby nie miała choćby najmniejszych wątpliwości w tym temacie. - A ty? Dobrze się bawiłaś z Foxem? Może mi się wydawało, ale nie miałaś za wesołej miny... - zmarszczył brwi. Nie był w sumie pewien. Tak samo jak tego czy byli potem na zabawie przy ognisku, choć tam to na niewiele rzeczy zwracał uwagę głównie pożerając wzrokiem wpatrując się w pannę Desmond. Żeby jej nie podeptać w tańcu oczywiście!
I cóż... nie udało się Hani uniknąć tego pytania. Co począć?
Mniej więcej w momencie, kiedy na stół wjechał pachnący gulasz, Joe poczuł jak ślina napływa mu do ust. Czy ktokolwiek zauważy, jeśli ubędzie z wazy kilka łyżek? Gości i tak jeszcze nie ma... Wright zmaterializował się przy gulaszu niepostrzeżenie i właśnie miał sięgnąć po chochlę (tylko po to, żeby ją włożyć do wazy! Tylko!), kiedy siostra zadała mu to haniebne pytanie. Obruszył się momentalnie i nadął niczym ropuch.
- Jestem Szkotem z dziada pradziada! - ofuknął ją, jak gdyby nie wiedziała. Inna sprawa, że jak na Szkota z dziada pradziada, to kiltu nie nosił sto lat i trochę. Dopiero na weselu państwa Bartius sobie przypomniał o swoim własnym schowanym gdzieś głęboko... założył na urodziny braci i nagle wielki z niego Szkot.
- Oczywiście, że nie mam nic pod spodem - odparł nadal urażony, że mogła go posądzić o taką ignorancję... kulturową czy coś.
Na szczęście Hania zaraz zniknęła w domu, a Joe mógł uszczknąć trochę gulaszu i cała złość z niego momentalnie wyparowała. Tym bardziej, że chwilę później siostra pomogła mu z zaklęciem, za co w podzięce poczochrał jej pieszczotliwie włosy.
- Bez ciebie to ani rusz, wiesz? - powiedział pogodnie, a wypatrzywszy kątem oka zbliżającego się chłopaka, rozpromienił jeszcze bardziej. - Czyżby pierwszy gość? - zapytał niby do Hani, ale na tyle głośno, że i przybyły mógł to usłyszeć.
A czy pomóc...? Joe spojrzał na namiot, później na Hanię...
- Chyba nie - odpowiedział po chwili namysłu. - Wszystko powinno być gotowe. Joseph Wright - przedstawił się od razu, bo chyba nie mieli jeszcze przyjemności się spotkać. Chociaż czyżby...?
Zmrużył ślepia z wciąż wyciągniętą do nowo-przybyłego ręką. Skądś znał tą twarz...
- Widziałem cię... w Słodkiej Próżności...? - strzelił trochę na chybił-trafił. Tak mu się kojarzył ten uśmiechnięty gość z chłopaczkiem otoczonym ciastkami i babeczkami, kiedy Joe przyszedł kupować słodycze dla Amosia.


Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!


Joseph Wright
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zjednoczeni z Puddlemere
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5364-joseph-e-wright https://www.morsmordre.net/t5428-do-joe#123175 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f108-piddletrenthide-79-kamienny-domek https://www.morsmordre.net/t5462-skrytka-bankowa-nr-1335#124469 https://www.morsmordre.net/t5441-joe-wright
Re: Ogród za domem [odnośnik]18.08.18 0:23
Prawie zapomniała. Wśród ćwiczeń uroków w odosobnionych miejscach, czytania ksiąg, odwiedzania anomalii, odkurzania zapomnianej wiedzy i padania bez siły - prawie zapomniała. Wyrwała się w niestabilnej, mąconej koszmarami drzemki z przestrachem i dziwnym olśnieniem. Początek sierpnia nie był dobry. Głupie łowienie wianków skończyło się jeszcze gorzej. Zwłaszcza, że gdzieś mignął jej Skamander - a może zwyczajnie sama to sobie wmówiła. Ostatnio prawie nie rozmawiali. Mijali się jedynie, albo siedzieli w ciszy, której jednocześnie nie chciała przerywać jak i nie wiedziała. Podjęła już decyzję, Baron zaniósł chaotyczny, skreślony przez jej krzywe pismo, list - prosto do profesor Bagshot. Przestała rozumieć, chyba przestała wiedzieć jak do niego podejść. Może zwyczajnie jej nie chciał i nie potrzebował we własnym życiu, a ona - niczym pasożyt - narzucała mu własną obecność, nadal mając nadzieję, że jest ona względnie potrzebna. A może zwyczajnie nie dostrzegając oczywistego. To nie on jej potrzebował, a ona jego. Może to nie jemu trzeba było pomóc, a jej. Może gdyby dał jej to, czego chciała, list nigdy nie opuściłby jej parapetu.
Może...
Wszystko rozbijało się o jedno słowo, które pojawiało się w niezliczonej ilości pytań przewijających się gdzieś pomiędzy ingrediencjami które składały się na jakiś eliksir, historycznymi datami i teorią uroków.
Dzisiaj jednak miało być inne. Choć przez kilka chwil nie zmącone nawałnicą pytań, czytanych zdań, rzucanych uroków, rozmyślań i niewiadomych. Dzisiaj Tonks obiecała sobie, że odłoży - albo chociaż będzie udawać że tak jest - troski na bok. W miejscu do którego się wybierała nie wszyscy byli świadomi ogromu zagrożeń. Chciała by choć jubilaci dziś, mogli odciągnąć swe myśli od ciężkiej walki.
Dzisiaj miała być starą Just. Tą nieświadomą, tą potykającą się o własne nogi tylko dlatego, że pozwoliła myślom krążyć w tylko sobie znanym kierunku. Tą, która zdawała wnikliwe pytania, na przemian z tymi całkowicie głupiutkimi.
Wchodziła n Piddletrenthide jak do siebie. Nie pukała, nie czekała na otworzenie drzwi. Liczyła, że nic jej nie zje - ale raczej nie powinno. Ruszyła od razy do ogrodu już z daleka dostrzegając Jo i Bertiego. Szczęśliwie dla niej Wright stał do niej plecami. Zaczęła się skradać - choć w ogóle tego nie potrafiła. Z lekkim uniesieniem brwi zaobserwowała strój znajomego. Jej myśli pomknęły ku wesel Wilde i Bartiusa. Serce ścisnęło się mocno, nieprzyjemnie. Barty też był gwardzistą. A jednak, mimo to, dopuścił do siebie kogoś tak blisko. Kogoś, kto był świadom tego, co mogło przynieść jutro. Co więc z nią było nie tak? Bo coś musiało być. Potrząsnęła lekko głową, by odsunąć pochmurne myśli. A potem, ostatni, krótki kawałek, pokonała biegiem wskakując prosto na plecy Wrighta.
- Witam żonę. - mruknęła mu do ucha. On w spódnicy, ona w spodniach - małżeństwo idealne. Zerknęła w stronę drugiego. - Czołem, Bert. - przywitała się z nim, posyłając w jego stronę uśmiech, trochę wstydliwy, może lekko niemrawy, on wiedział a Joe nie widział. - Gdzie Hannah? - zapytała go, rozglądając się za przyjaciółką. Wydawało jej się, że ją słyszała. Może znów miała majaki. - I gdzie jubilaci? - dodała konspiracyjny szeptem. Mały plecaczek który zwisał z jej pleców skrywał dwa pakunki, specjalnie dla nich. Zostawała jednak na swoim nowym miejscu, nie zamierzając zrezygnować z wygodnego miejsca na plecach przyjaciela.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Ogród za domem 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Ogród za domem [odnośnik]19.08.18 21:18
Polabiryntowe emocje zdążyły nieznacznie opaść, pozostawiając po sobie subtelny niesmak i chęć odpoczynku od wszelkich stworzeń poruszających się na dwóch nogach, lecz daty nie dawały wytchnienia. Dzisiejsza została przyozdobiona anemicznym dopiskiem - ich urodziny - skreślona zielonym atramentem w formie nieznacznie pochyłego pisma ze strzelistymi pionami, aczkolwiek nie istniała potrzeba otwierania notesu. Doskonale pamiętał. W trakcie dnia myśl mogła chować się pod stertą innych, jak jednak miałby zapomnieć o dwójce, z którą los splatał go tak ciasno? Drogi mogły rozchodzić się na różne strony, na długi czas, nie wątpił jednak - i wierzył, że Frederick oraz Benjamin również nie wątpili - w ponowne skrzyżowania ścieżek. Niezależnie od minionego czasu oraz doświadczeń, które nadgryzały powoli życia każdego z osobna, więź pozostawała niezmienna i nie było nikogo, komu mógłby zaufać bardziej niż tej dwójce.
Walka z pragnieniem samotnej wycieczki do lasu okazała się daremna. Krótka wizyta w Lancaster (którego wciąż nie potrafił nazwać domem, wręcz przeciwnie - im więcej czasu spędzał w wielkiej posiadłości, tym bardziej oddalał się od emocjonalnej więzi z tym miejscem), by przebrać się w mniej formalne szaty, zakończyła się na konsekwentnej rezygnacji z posiłku i prędkim opuszczeniu murów zamku, jakby kilka minut robiło Ulyssesowi różnicę. Nauczył się, że przy natłoku pracy każda chwila ma znaczenie. Świstokliki były gotowe - pierwszy, zaklęty pod postacią rzeźbionego, niewielkiego dębu, wyniósł Ollivandera na tereny jedynego, prawdziwego domu. Widok zniszczeń zawsze rozdzierał serce, lecz tym razem nie odwrócił się w kierunku gruzów (nawet jeśli powoli rosła tam nowa siedziba), od razu kierując się do znajomego lasu.
Nienachalny zapach perfum zmieszał się z intensywną wonią sosnowych igieł. Kilka z nich przyprowadził ze sobą, gdy zaplątały się niesfornie w niezdarnie rozwianych włosach - nie miał pojęcia. Na pierwszy rzut oka pojedyncze źdźbła nie były nawet widoczne. Przedstawiał się mniej wystawnie niż na oficjalnych wyjściach, mimo wszystko nie zamierzał zwracać na siebie uwagi większej niż solenizantów oraz (czyżby?) kilku pojedynczych osób. Nie dopytywał, kto dokładnie zjawi się na przyjęciu, kiedy Joseph informował go o planach. Spodziewał się nieznajomych, poznanych między Hogwartem a teraźniejszością - jak wiele nie wiedział o ludziach, których dawniej znał, jak własną kieszeń? Czas nieubłaganie pędził, a zegarek (wyjątkowo na nadgarstku, skryty pod ciemnym materiałem piekielnie prostej, wręcz nieformalnej marynarki) przypominał o tym, że nieeleganckie spóźnienia wcale nie są w typie właściciela. Drugi świstoklik czekał w sakiewce, porwanej ze sobą tuż przed wyjściem, wyniósł mężczyznę ponownie do nieszczęsnego Dorset. Tam już nie miał problemów z trafieniem do celu, minął milczący dom, nieodpowiadający na trzy natężenia pukania i zerknął krótko na ozdoby.
Szlag. Naprawdę wolałby wymoczyć wargi w Ognistej Whisky w towarzystwie wyłącznie dwójki solenizantów, we względnej ciszy (teraz była bardziej prawdopodobna niż za czasów szkolnych). Z niewzruszoną, kamienną twarzą minął tabliczkę, wylewającą z siebie siódme poty przy interpretacji tandetnego utworu - nie lubił go słyszeć, zwłaszcza w dni swych urodzin. Te na szczęście, miał już w tym roku za sobą.
Justine, przyjaciel Constantine'a, Joseph. Nie było tłumów - nie było też BenoLisa, a rozbestwiony introwertyk marzył o wypchnięciu różdżkarza na zewnątrz i spaleniu papierosa. Na spółę. Nie żeby stresowała go czyjakolwiek obecność - poza jego własną.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród za domem Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Ogród za domem [odnośnik]19.08.18 21:20
The member 'Ulysses Ollivander' has done the following action : Rzut kością


'k6' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród za domem Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogród za domem [odnośnik]20.08.18 23:33
W tym roku jej własne urodziny minęły w naprawdę przygnębiającej atmosferze. Minęło wtedy niespełna dziesięć dni od tragicznego pożaru ministerstwa i nikt, łącznie z nią, nie miał nastroju do świętowania. Spędziła większość tego dnia w pracy, a później w towarzystwie Very. Zresztą odkąd umarła Helen, a ona sama wyprowadziła się z rodzinnego domu i zamieszkała z siostrą w Londynie, urodziny utraciły ten wymiar, który miały kiedyś, kiedy mama piekła ciasteczka i inne pyszności, a potem całą rodziną świętowali razem kolejny rok na koncie Charlie. W tym roku ten dzień prawie nie istniał, bo wszyscy mieli na głowie poważniejsze troski. Nawet listów przyszło do Charlie bardzo niewiele.
Ale nie chciała ominąć urodzin swojego kuzyna, tym bardziej, że ostatnimi czasy tak rzadko miała okazję spotkać się z Wrightami. W dzieciństwie ich rodziny odwiedzały się regularnie, ale później każde z nich miało swoje życie i to było normalne. Ale z Benem i Hannah spotkała się także w Zakonie Feniksa, tkwili w tym wszystkim razem, i tylko Joseph nic nie wiedział. Choć pewnie było kwestią czasu, kiedy się dowie.
Była tego dnia na Festiwalu Lata i dobrze bawiła się w labiryncie, ale zaraz po jego zakończeniu się zebrała i starała się możliwie szybko przemieścić do Piddletrenthide, gdzie mieszkał Joseph. Czasy nie były najlepsze, ale każdy pragnął odrobiny rozrywki i odskoczni od zalegającej wszędzie ponurości, lęku i obaw. Dlatego festiwal był tak cudowny i dlatego Charlie chętnie na nim bywała, tym bardziej że na czas jego trwania wzięła urlop od pracy i zamieszkała na tych kilka dni w Kornwalii, w swoim rodzinnym domu, skąd miała bliżej do Weymouth niż z Londynu, a dodatkowym atutem była możliwość spędzenia czasu z rodzicami, których od czasu wybuchu anomalii odwiedzała stanowczo zbyt rzadko z powodu natłoku pracy.
Nie była pewna, kto jeszcze poza Wrightami się tam pojawi, ale podejrzewała, że będzie tam trochę ich znajomych z Zakonu Feniksa. Charlie liczyła, że będzie ich znać przynajmniej z widzenia; była sporo młodsza zarówno od Bena, jak i jego kompana Foxa, więc miała raczej małe szanse znać ich rówieśników.
Kiedy już znalazła się w odpowiednim miejscu, obeszła dom, docierając do namiotu. Weszła do środka, rozglądając się z ciekawością. Joseph i Hannah naprawdę się postarali.
- Cześć wszystkim – przywitała się z pewnym onieśmieleniem, witając wszystkich obecnych, na dłużej zatrzymując wzrok na swoich kuzynach. Uśmiechnęła się lekko, widząc Joego w kilcie. Najwyraźniej spodobało mu się noszenie go po weselu Eileen i Herewarda. Oprócz nich widziała też młodego cukiernika znanego jej ze spotkania Zakonu, Justine Tonks którą również spotkała właśnie tam, oraz nieznanego jej mężczyznę, który mógł być na tyle starszy, że raczej nie miała szans go kojarzyć, choć była pewna, że widziała jego twarz – możliwe że mignął jej nawet dzisiaj wśród uczestników festiwalu.
- Te słodycze wyglądają naprawdę apetycznie – powiedziała, nie mogąc się doczekać, kiedy ich skosztuje. Może na to nie wyglądała, ale lubiła łakocie.
Była ciekawa, czy ktoś jeszcze przyjdzie i jak będą wyglądać same urodziny. Znając Bena zapewne będą zwariowane. Jej kuzyni Wrightowie mieli w sobie wiele szaleństwa i spontaniczności, podczas gdy Charlie więcej miała w sobie z Leightonów i była raczej spokojna i niezbyt śmiała, co pogłębiało się z wiekiem. Ale chciała spędzić ten dzień z bliskimi i należycie uczcić ich urodziny, kolejny pozytywny akcent w trudnych czasach.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Ogród za domem [odnośnik]20.08.18 23:33
The member 'Charlene Leighton' has done the following action : Rzut kością


'k6' : 6
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród za domem Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogród za domem [odnośnik]21.08.18 0:11
Chciała, z ręką na sercu zamierzała nawet odpisać na list od Joego. Zawrzeć w swojej odpowiedzi wdzięczność pierwszej chwili po jego odczytaniu, rozdrażnienie kilku tych, które nastąpiły potem, kiedy przypomniała sobie, jak milczał, gdy ona czekała na jakiś znak życia. Chciała napisać, że bardziej niż oczekiwała polubiła dostawanie od niego mugolskich listów (znaczki z kilku pierwszych odklejała nawet od kopert, by umieścić je na pamiątkę w starym klaserze taty) i że myślała o nim, i myślała, aż w końcu myśleć przestała, zastępując myślenie przeglądaniem od niechcenia artykułów o jego sportowej karierze.
Chciała pogratulować mu tego rozwoju kariery i chciała, by dostrzegł, że te gratulacje to jednocześnie wyraz szczerego podziwu i zakamuflowany wyrzut. Wolałaby, gdyby zalegającą między nimi ciszę zastąpił nagły huk, który ogłuszy ich na chwilę, ale umożliwi szybszy powrót do tego, co było dawniej. Frances okazywała się w takich chwilach okropnie sentymentalna, a z całego stosu mało istotnych szczegółów jej wspomnień na pierwszy plan wychodziły drobiazgi, które mogłaby już dawno zapomnieć. Nie zdziwiła jej więc lakoniczność listu Josepha; zawsze więcej wypaplał niż zdarzyło mu się napisać. Zdziwił ją natomiast sam fakt, że Joseph napisał do niej po ich krótkim spotkaniu dzień wcześniej w zagajniku, podobnie jak zdziwiła ją wieść o przyjęciu-niespodziance i śmiałe zaproszenie, by wpadła, z którego bez długiego namysłu postanowiła skorzystać. W końcu kiedy się kogoś zna i lubi, a ktoś inny organizuje na jego część przyjęcie, wypada na to przyjęcie przyjść, zwłaszcza kiedy na dodatek przyjść bardzo się chce. Frances zaopatrzyła się więc w skromne, ale praktyczne, wysokoprocentowe, butelkowane prezenty i ruszyła do domu Josepha prosto z Weymouth, gdzie bawiła z okazji festiwalu lata. Ostatecznie przed wyjściem nie odpisała (jak by to zresztą wyglądało – ckliwa epopeja w odpowiedzi na kilka zdań skreślonych na poczekaniu na skrawku pergaminu?), postanawiając, że zamieni z Wrightem parę słów na miejscu, jeśli uda jej się dopaść go na chwilę. Miała jednak podstawy do obaw, że najprawdopodobniej spóźni się, jak zwykle, do czasu jej przybycia ogród zapełni się już gośćmi, a ona nigdy w życiu nie odszuka Joeya w ich tłumie. Trzeba było jednak coś napisać, może byłoby im obojgu mniej niezręcznie, kiedy się jednak w końcu zobaczą.
Jako pierwsza z Wrightów jednak – i Frances z wdzięcznością przyjęła do wiadomości ten fakt – najbliżej niej znalazła się Hania, do której Frances dopadła z szerokim uśmiechem i wypiekami na twarzy. Pokonując niewielki dystans, jaki je dzielił, musiała wszystkimi siłami powstrzymywać się przed nabraniem kilku wypieków także do rąk, tak nęcił ją widok zastawionych suto stołów. Widok całej reszty ogrodu przygotowanego do imprezy dopełnił oczarowania Frances. Było kolorowo, głośno, momentami bardzo kiczowato (te korony! te piszczałki! Frances najchętniej wzięłaby wszystkie ozdoby, ale z bólem serca została z tą, która pierwsza wpadła jej w rękę), jednym słowem:
- Pięknie! – pochwaliła Hannah zamiast jakiegoś tradycyjnego powitania, obejmując sąsiadkę z Pokątnej. Żałowała, że nie widują się już tak często, jak kiedyś. Bez cierpliwego wsparcia, jakie dostała od Hannah przed trzema laty, wprowadziwszy się z powrotem na magiczną stronę, bez wątpienia popadłaby w pełen wątpliwości marazm, którego nie uleczyłaby największa porcja najlepszego gulaszu, chociaż wiedzą powszechną jest, że dobry gulasz leczy wszystko. Odstąpiwszy po chwili od Hani, Frania postanowiła okrążyć przepełniony dobrą, domową atmosferą namiot i chłonąć ją wszystkimi zmysłami, a przy okazji przywitać widywanych po drodze (nielicznych jeszcze, ku jej zdziwieniu) znajomych.
- Kto to wszystko zje? – przerażenie, z jakim wyrwało jej się to pytanie nie było całkiem udawane, gdy po raz drugi przyjrzała się górom jedzenia zgromadzonym przez Wrightów.
Frances Montgomery
Frances Montgomery
Zawód : nauczycielka Zaklęć w Hogwarcie
Wiek : 26
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Would it be all right
If we just sat and talked for a little while
If in exchange for your time
I give you this smile?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5837-frances-montgomery https://www.morsmordre.net/t6040-listy-do-frani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f164-pokatna-7-2 https://www.morsmordre.net/t6051-frances-montgomery
Re: Ogród za domem [odnośnik]21.08.18 0:11
The member 'Frances Montgomery' has done the following action : Rzut kością


'k6' : 5
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród za domem Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogród za domem [odnośnik]21.08.18 2:37
Miała trochę przykre wrażenie, że stanowczo nie powinna tutaj być. Że kanapa, z którą ostatnio zdążyła nawiązać wyjątkowo głęboką więź, zalegająca w salonie starszej siostry odczuwa wyjątkowy brak jej skromnej osoby i tęskni za nią przeokrutnie. Albo to ciasto pocieszenia, na które wspólnie się wybrały ze starszą panną Sprout, aby wymazać koszmar oraz przeżyte upokorzenia doznane w Labiryncie — z pewnością liczyło, że zostanie z nim na dłużej. Ach, instynktownie musnęła opuszkami kąciki ust, upewniając się, iż po smakołyku nie pozostał ni jeden okruszek. Nie, wszystko wydawało się pod tym względem w porządku, z wyjątkiem tego, że po prostu nie było. Ale to nie tak, to nie tak, że czuła się w jakiś sposób nieszczęśliwa, przybywając do Piddletrenthide, przecież te kilka zdań, których nie sposób nazwać listem, a które nakreślił osobiście Joseph, spotkały się z przyjemnym zaskoczeniem. Chyba nawet z radością, lekkim podekscytowaniem oraz zdegustowanym spojrzeniem rzuconym przez zalegającego na stosie poduszek tłustawego szczura. Tylko jakoś tak teraz niepewność wkradła się podstępnie w zrezygnowany doznanymi porażkami umysł, onieśmielenie nakazało mocniej zacisnąć szczupłe palce na tasiemkach trzymanych prezentów i lęk społeczny, którego przecież nie doznawała od wielu lat, odezwał się raptownie, przepraszając za swą długą nieobecność. Odwróciła się, spoglądając w stronę, w którą odjechał — a może raczej stosowniejszym słowem byłoby, pomknął? — Błędny Rycerz, jeszcze zdążyłaby wrócić niezauważona przez nikogo, usprawiedliwiłaby swoją nieobecność i byłoby po kłopocie. Tylko Rowan nie byłaby sobą, gdyby była inna — nie potrafiła podkulić swej rudej kity, ugiąć karku, skulić ramion, czy też przyznać się do porażki, jeśli miała inne wyjście. Dlatego też wycofanie się nie wchodziło absolutnie w grę, fakt, że prawdopodobnie większości gości nie znała, również nie powinien jej zatrzymać, a to przykre wrażenie być może zdoła zepchnąć na sam skraj świadomości. A jeśli nie, wystarczyłoby, że zdejmie prześliczne szpilki, jakie ma na nogach i niczym krasnal, którym przecież niezaprzeczalnie była, zdoła wykorzystać rodową umiejętność taktycznego odwrotu Sproutów. Tak, to brzmiało, jak całkiem konkretny plan, więc wzięła głęboki wdech i ruszyła przed siebie, wmawiając sobie, że przecież wcale się nie narzuca, że została kulturalnie zaproszona i widzieć się drugi dzień z rzędu wcale nie jest naprzykrzaniem się, a rzeczą całkowicie normalną. Ale Red, nie oszukując się, czy w twoich czarnych niczym czeluści piekieł oczach, cokolwiek co miało wspólnego z Benjaminem, mogłoby być normalne? Nu-uh. Zdecydowane nie. W zasadzie nawet samego Joe traktowała niczym swoistą quidditchową świętość (Ria oraz Max się nie liczyły, biorąc pod uwagę, że były świadkiem swoich największych porażek. I było im z tym dobrze, bo Harpie są super, a ona była nieoficjalną ich maskotką, więc była tym bardziej super) i było jej dziwnie tak uświadomić sobie, że właśnie wkracza na teren jego domu. Domu Wrightów. Tych Wrigtów. Na Merlina i jego zaskakująco szczupłe kostki. Znaczy, musi wziąć się w garść. Poprawiła jeszcze raz spódnicę jasnej sukienki, upewniając się, że żadne brzydkie załamanie nie znaczy materiału, co prawda ogniste kosmyki zebrane błękitną wstążką w luźny kucyk wciąż pozostawały nieco wilgotne, przez co skręcały się niemożliwie, jednak musiały jako tako zadowolić estetyczny gust dziewczątka, gdyż labirynt, rodzinne smutkowe powinności skróciły znacznie czas, który mogła poświęcić na przygotowanie się w domu. W zasadzie była ogromnie zdziwiona, iż nie spóźniła się dobrych kilka godzin. Tak czy inaczej, brała się więc w końcu w garść i dosyć pewnym krokiem — chociaż we wnętrzu dalej się rozpaczliwie skręcała — udała się w stronę białego namiotu. Nieco podskoczyła, gdy jęki mające chyba jakąś melodię rozległy się, kiedy tylko minęła znak z uroczym napisem obwieszczającym urodziny pary, z której znała tylko jedną osobę. Chyba nie było dziwne, jeśli i tak w razie czego kupiła dwa prezenty? Jakoś skupienie się tylko na podarunku dla starszego Wrighta wydawało się nie na miejscu. Niemniej z promiennym uśmiechem powitała urodzinowy gadżet (oby to była korona, bo wyglądała prześlicznie w koronach), a także z ulgą zauważyła kilka znajomych twarzy — Bertie jak zwykle jaśniał swym entuzjazmem, Just też była obecna, starszego Ollivandera poznała w labiryncie i do teraz była mu wdzięczna (zaklasyfikowała go nawet jako tego miłego), pomachała nieco nieśmiało do Josepha zajętego rozmową, dwóch dziewcząt nie znała — choć jedna z nich to prawdopodobnie ta słynna siostra Wright.
I pośród wszystkich zebranych szczęśliwie zauważyła...
Charlie! — zawołała ucieszona, idąc drobnymi krokami w stronę swojej ostoi, ostatniej deski ratunku, osoby, dzięki której nie musiała zachowywać się niczym przerażone, nieśmiałe pisklę podpierające ściany — poły? — namiotu. Przyjaciółki, która właśnie nieświadomie przygarnęła w swoją przestrzeń osobistą rudzielca — Mam wrażenie, że cię wieki nie widziałam — stwierdziła, co było absolutnym kłamstwem, które poparła wesołym mrugnięciem, bo się jakby nie patrzeć minęły podczas festiwalowej zabawy. Którą miała wymazać ze wspomnień w trybie natychmiastowym.


I'd rather watch my kingdom fall

...I want it all or not at all
Rowan Sprout
Rowan Sprout
Zawód : Uzdrowicielka na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you take my hand,
Please pull me from the dark,
And show me hope again...

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
...but I want to live and not just survive
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5850-rowan-sprout https://www.morsmordre.net/t5911-cytra https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f188-pokatna-26-3 https://www.morsmordre.net/t5912-skrytka-bankowa-nr-1460 https://www.morsmordre.net/t5928-rowan-sprout

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Ogród za domem
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach