Wydarzenia


Ekipa forum
Przedpokój
AutorWiadomość
Przedpokój [odnośnik]19.11.17 15:46

Piddletrenthide 79

Zaraz za progiem znajduje się niewielki przedpokój, w którym można zostawić płaszcz, buty, ewentualnie jakiś parasol. Bezpośrednio z przedpokoju można przejść do kuchni (na prawo), do salonu (na lewo) lub do ogrodu tylnym wyjściem, które właściwie znajduje się naprzeciw drzwi wejściowych.




Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!




Ostatnio zmieniony przez Joseph Wright dnia 19.11.17 21:21, w całości zmieniany 2 razy
Joseph Wright
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zjednoczeni z Puddlemere
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5364-joseph-e-wright https://www.morsmordre.net/t5428-do-joe#123175 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f108-piddletrenthide-79-kamienny-domek https://www.morsmordre.net/t5462-skrytka-bankowa-nr-1335#124469 https://www.morsmordre.net/t5441-joe-wright
Re: Przedpokój [odnośnik]19.11.17 20:51
| 12.05

Tego dnia po zakończeniu pracy nie teleportowała się do domu, w którym od kilku lat zamieszkiwała z siostrą. Tym razem jej cel był inny – pragnęła odwiedzić kuzyna, licząc, że wreszcie go zastanie. Na szczęście teleportacja umożliwiała gładkie i szybkie podróżowanie po całym kraju; wiedziała to, ale mimo wszystko wciąż próbowała sobie wmawiać, że przeprowadzka do Londynu po śmierci Helen była dobrym i praktycznym rozwiązaniem, dzięki któremu znajdzie się bliżej miejsca kursu, a potem pracy. Może tak naprawdę cały czas się oszukiwała i próbowała znaleźć usprawiedliwienie dla swojej ucieczki z rodzinnego domu i przeniesienia się do Londynu? Oczywiście brakowało jej Tinworth i uroczego domku na klifach, ale pierwsze miesiące po nagłym odejściu Helen były zbyt trudne, by tam mieszkać, a później przyzwyczaiła się już do Londynu i bliskości do ulubionych miejsc.
Stanęła przed domem Josepha w to wciąż jeszcze ciepłe popołudnie, ale czuła, że gdy tylko nastanie zmierzch, temperatura szybko spadnie. Jej oczom ukazał się malutki, ale przytulny i uroczy domek, na pierwszy rzut oka nie odróżniający się od mugolskich chatek. Czasem aż trudno było jej uwierzyć, że to Joseph tu mieszka. Jej roztrzepany starszy kuzyn, z którym wiązało się sporo wspomnień dzieciństwa i o którego od pewnego czasu bardzo się martwiła.
Ruszyła w stronę domku, przez chwilę się wahając. Zastanawiała się, czy dziś uda jej się zastać Josepha, który w ostatnim czasie był praktycznie nieuchwytny, co wzmagało jej niepokój. Rodzina była dla niej zbyt ważna, by mogła tak po prostu zignorować niepokojące sygnały, zwłaszcza w ostatnim czasie, kiedy wydarzyło się sporo złego. Leightonowie i tak mieli dużo szczęścia w nieszczęściu. Nikt z nich nie zginął ani nie odniósł poważniejszych obrażeń, ale w swojej pracy naoglądała się sporo tragedii innych, nawet jeśli jej zadaniem było tylko warzenie eliksirów dla potrzebujących ofiar anomalii. Ale to, co zobaczyła, tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że decyzja o wstąpieniu do Zakonu Feniksa była słuszna. Świat potrzebował dobrych ludzi gotowych zaoferować swoje umiejętności czemuś większemu niż tylko własna pasja i potrzeby, a nawet czemuś większemu niż praca dla Munga.
Zbliżyła się do drzwi, pukając głośno, mając nadzieję, że dźwięk wystarczająco dobrze niósł się po bądź co bądź niewielkim domku.
- Joe? Jesteś tam? – zapytała, mając nadzieję, że ktoś był w środku i ją wpuści. Gdy zawitała tu poprzednim razem, nie doczekała się odzewu. Może tym razem będzie inaczej i uda jej się porozmawiać z kuzynem, dowiedzieć się, jak przeżył ostatnie tygodnie.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Przedpokój [odnośnik]20.11.17 9:09
Faktycznie ostatnio jeszcze trudniej było dorwać Josepha w domu niż zazwyczaj. W kwietniu praktycznie w ogóle go nie było, a maj odkąd się zaczął, miał tak zalatany, jakby naprawdę chciał być we wszystkich miejscach na raz, co skutkowało tym, że nigdzie nie zabawiał zbyt długo. W ten właśnie sposób, jak łatwo było się domyślić, kiedy Charlene zjawiła się pod bladoniebieskimi drzwiami z numerem 79 w Piddletrenthide, Josepha faktycznie nie było w domu. Drzwi były zamknięte na kilka zamków, a ze środka nie dobiegał żaden odgłos zupełnie tak, jak ostatnio kiedy dziewczyna tu była. Przez niewielkie okienko w drzwiach także nikogo nie była w stanie dostrzec.
Dokładnie w momencie, kiedy zapukała, w domu jakby coś rąbnęło, a w salonie na ułamek sekundy zajaśniało. Rozległ się kaszel przemieszany z cichym chichotem.
- Już idę, już! - znajomy trochę zduszony głos odpowiedział jej ze środka. Kilka kroków, twarz Joe w okienku, szczęk dwóch zamków i drzwi stanęły przed nią otworem.
- Charlie! Ale ci się udało z wyborem chwili na wizytę, właśnie wróciłem - zakomunikował wesoło i odsunął się od drzwi, żeby mogła wejść do środka. Wyglądał przy tym... Cóż. Jego włosy, które jak zwykle prezentowały sobą ucieleśnienie chaosu, dziś na domiar złego były mokre. Twarz choć uśmiechnięta od ucha do ucha i z wciąż lśniącymi rozbawieniem oczami była lekko umorusana sadzą, jak to czasami bywa po podróżach przy pomocy kominka... Najbardziej jednak zwracało uwagę jego ubranie (rzecz jasna, jak zwykle mugolskie) ubabrane wciąż jeszcze chyba świeżą krwią. I to nie, że na jasnej koszulce miał jedną czy dwie plamki jak po skaleczeniu, nie! Krwi było tyle, jakby ktoś mu niedawno rozpłatał cały brzuch! Chociaż w takim wypadku pewnie nie miałby takiego radosnego wyrazu twarzy. Chyba. W gruncie rzeczy to Joe, po nim wszystkiego można było się spodziewać.
- Wchodź, wchodź, rozgość się - zaprosił ją wesoło do środka, a sam już ściągał z nóg sportowe buty bez pomocy rąk. Lekko obryzganą krwią torbę z logiem Zjednoczonych z Puddlemere położył w kącie przedpokoju.
- Napijesz się czegoś? Kawy, herbaty? - zagadnął jak gdyby nigdy nic (jakby nie wyglądał jak po rytualnym zabijaniu świni) ruszając do kuchni.


Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!


Joseph Wright
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zjednoczeni z Puddlemere
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5364-joseph-e-wright https://www.morsmordre.net/t5428-do-joe#123175 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f108-piddletrenthide-79-kamienny-domek https://www.morsmordre.net/t5462-skrytka-bankowa-nr-1335#124469 https://www.morsmordre.net/t5441-joe-wright
Re: Przedpokój [odnośnik]20.11.17 11:02
Maj wiele zmienił, ale już wcześniej zaczynało dziać się źle. Ministerstwo zaczęło prowadzić antymugolską politykę, a ludzie zaczęli znikać. Kiedy zniknięcie pojawiło się i w jej otoczeniu, zdała sobie sprawę, że sytuacja jest naprawdę poważna i nikt nie był bezpieczny. Czytała w gazetach o kolejnych represjach, zaginięciach i tragicznych zgonach, zastanawiając się, co jest nie tak z tym światem, ale przyszłość chyba nigdy nie rysowała jej się w równie ponurych barwach. To nie była ta rzeczywistość, którą znała z dzieciństwa i młodości, kiedy mogło się wydawać, że nic co złego nie może dotyczyć ani jej ani jej bliskich. Niestety jej naiwność i niewinność musiały odejść, odsłaniając przed nią prawdziwy świat, w którym obojętność wobec tragedii byłaby przejawem egoizmu i tchórzostwa.
Zapukała do drzwi Josepha, nie będąc pewną, czy go zastanie, czy znowu będzie musiała odejść tak jak poprzednio, gdy zastała tylko pusty dom. Prawdopodobnie; ale Joseph chyba nie miałby powodu, by tak skutecznie ukrywać się przed nią, prawda? Nie była jednak pewna, co się działo ostatnio w jego życiu.
Chwilę po tym jak zapukała usłyszała dobiegający ze środka hałas. Przez drzwi nie widziała jego źródła, ale usłyszała huk, jakby przewrócono coś ciężkiego. Po chwili jej uszu dobiegł jednak głos, a po chwili w niewielkim okienku mignęła twarz Josepha, który zbliżył się do drzwi i otworzył je.
- Właśnie wróciłeś? Gdzie byłeś? – spytała, dochodząc do wniosku, że to faktycznie niezłe wyczucie czasu, jeśli wrócił właśnie teraz. Przesunęła spojrzeniem po jego ciele, zauważając mokre, potargane włosy, ślady sadzy na rozbawionej twarzy... i ubranie, które wyglądało jak upaprane krwią. Uniosła brwi, a w zielonych, nieco kocich oczach błysnął strach.
- Co ci się stało? Jesteś ranny? Albo... byłeś? – zapytała natychmiast, wpatrując się w makabryczne krwawe plamy. Taka ilość krwi nie mogłaby wypłynąć z niewielkiego zadraśnięcia, więc od razu zaczęła go lustrować wzrokiem. Choć nie wyglądał na zbolałego i wystraszonego, zrzuciła to początkowo na karb jego beztroski i bagatelizowania swojego stanu. Ale jeśli coś mu się zdarzyło teraz lub wcześniej, wolałaby to wiedzieć, choć była też opcja, że to nie jego krew. Jeśli tak, to czyja?
Weszła do środka, nie przestając mu się przyglądać.
- Chętnie napiję się herbaty, ale może najpierw powiedz mi, co się dzieje. Ta krew... To nie wygląda dobrze. – A żyli obecnie w takich czasach, kiedy była bardziej wyczulona na takie rzeczy i bardziej się martwiła, więc nie tak łatwo było ją zbyć. Za dużo nieszczęść się wydarzyło, by mogła tak po prostu być obojętna i udawać, że nic się nie dzieje. Działo się i to sporo.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Przedpokój [odnośnik]20.11.17 12:29
Gdzie był? Dobre pytanie. Wyglądał jakby właśnie wrócił z niezłej jatki.
- Na treningu - odparł lekkim tonem, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie, przy okazji szturchając czubkiem buta dopiero co odłożoną na podłogę sportową torbę (magicznie powiększoną tak, by spokojnie zmieściła się do niej miotła).
Na zaniepokojone pytania Charlie początkowo tylko zmarszczył brwi. Co się stało... gdzie? Na treningu? I czy był ran...ny? Dopiero wtedy powędrował wzrokiem za przestraszonym spojrzeniem kuzynki gdzieś w okolice swojego brzucha. Naciągnął materiał zakrwawionej koszulki i... parsknął tak niepohamowanym śmiechem, że o mały włos a tarzałby się po ziemi chichocząc jak szalony. Bo w zasadzie faktycznie przypominał w tej chwili osobę niepoczytalną: śmiejący się, cały we krwi...
Machnął ręką, żeby się nie przejmowała, usilnie starając się przy tym uspokoić. Szło mu... marnie.
- Spo... spo... hahaha, spokojnie! To nie moja... hahaha! Krew - wydusił z siebie (zabawiając się trochę w Billa z tym jąkaniem), co wywołało u niego kolejną salwę śmiechu. Nie, to nie brzmiało dobrze. I ani trochę uspokajająco. Można by go posądzić o utratę zdrowych zmysłów i zamordowanie kogoś przed chwilą.
Na szczęście(?) jego donośny śmiech, po chwili zamienił się w cichy chichot.
- To strasznie zabawna historia, serio - zapewnił w przerwie na wzięcie głębszego oddechu. Zdążył już wejść do kuchni, jakby faktycznie chciał się już zabrać za robienie herbaty w tym stanie, ale w porę uznał, że może to jednak nie najlepszy pomysł.
- Może najpierw się przebiorę - dodał chichocząc już trochę mniej i znalazłszy się przy schodach, ściągnął przez głowę zakrwawioną koszulkę, by pokonać drogę na piętro po kilka stopni na raz. Jego parsknięcia śmiechem było słychać jeszcze kilka razy z góry, ale kiedy wrócił już w czystej koszulce, ograniczył się tylko do szerokiego uśmiechu.
- Herbaty, tak? - upewnił się wchodząc do kuchni na bosaka i od razu nastawiając wodę w czajniku na kuchence gazowej, żeby się zagotowała. - Wybacz, zupełnie zapomniałem o koszulce - powiedział wciąż rozbawiony odwróciwszy się do Charlie przodem. - To nasz pałkarz - zaczął wyjaśnienia, które z pewnością się jego kuzynce należały. - Zapomniał o anomaliach. Przywołał... - jego ramiona zatrzęsły się w bezgłośnym śmiechu, ale był dzielny i w mig się uspokoił - próbował przywołać - poprawił się szybko - swoje ciuchy w szatni. Jak mu trysnęła krew z nosa... żebyś to widziała! Leciała jak z kranu. I to chyba z dobre pół godziny - zachichotał. Cóż, wtedy aż tak mu nie było do śmiechu, ale kiedy sytuacja się ustabilizowała, to wszyscy mieli z tego taki ubaw...! A najbardziej rechotał sam zainteresowany. Jak dzieci... ale w zasadzie czego innego można się było po nich spodziewać?
- Akurat siedziałem najbliżej - dodał wesoło. - Ale w porządku, nic mu się nie stało - uspokoił ją, żeby sobie nie pomyślała, że on się tu dusi ze śmiechu, a jego kumpel wykrwawił się przed chwilą na śmierć. Nie, nie, nic z tych rzeczy!
- Opowiadaj lepiej co u ciebie. Anomalie dały ci mocno w kość? - zapytał, szybko zmieniając temat i wracając do krzątania się po kuchni. Jak podziwu godny pan domu. Tutaj filiżanki wyciągnął z szafki, tam cukier położył na stole... Nie ma to tamto.


Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!


Joseph Wright
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zjednoczeni z Puddlemere
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5364-joseph-e-wright https://www.morsmordre.net/t5428-do-joe#123175 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f108-piddletrenthide-79-kamienny-domek https://www.morsmordre.net/t5462-skrytka-bankowa-nr-1335#124469 https://www.morsmordre.net/t5441-joe-wright
Re: Przedpokój [odnośnik]20.11.17 17:30
Joseph w zakrwawionej koszulce wyglądał tak makabrycznie, jakby stoczył zaciekłe starcie z jakimś krwiożerczym stworzeniem, lub przynajmniej został ofiarą anomalii. Teraz była bardzo wyczulona na takie rzeczy, bo od pierwszego maja miała okazję naoglądać się trochę zbyt dużo ran i krwi, nawet jeśli większość czasu spędzała w pracowni alchemicznej, pochylając się nad kociołkiem. Chyba wolała to niż leczenie, nie zazdrościła teraz uzdrowicielom.
- Na treningu? Czyżby tłuczki po anomaliach zaczęły kąsać zawodników? – zapytała, wciąż spoglądając na krew na jego ubraniach, ale coś jej tu nie pasowało, Joseph wydawał się zbyt rozluźniony i rozbawiony, a podejrzewała, że nawet on nie byłby aż tak wesoły, gdyby faktycznie poleciało mu tyle krwi. To wszystko wyglądało dość groteskowo i rzeczywiście dla kogoś, kto go nie znał, mógłby teraz wyglądać jak ktoś zupełnie niepoczytalny. Co nie było zaskakujące, bo niektóre ofiary anomalii skarżyły się na obrażenia psychiczne i nie znosiły najlepiej tego wszystkiego. Na przykład jej matka...
Miała jednak nadzieję, że to faktycznie nie jest jego krew.
- Wyglądasz na rozbawionego – zauważyła, pozwalając, by poszedł się szybko przebrać w coś czystego; nawet gdy zniknął, wciąż słyszała jego chichot, ale pozostawało jej czekać na to, aż opowie tę historię i wyjaśni, co było zabawnego w zakrwawionej koszulce.
Udała się do kuchni, a Joseph po chwili wrócił już w czystej koszulce. Nie wyglądał już jak zakrwawiony, rechoczący szaleniec.
- Tak, herbata to dobry pomysł – przytaknęła, sadowiąc się gdzieś. Zielone oczy obserwowały go bardzo uważnie, kiedy opowiadał historię o pałkarzu, którego doświadczyły anomalie. Niestety z perspektywy pracującej jako mungowy alchemik Charlie to było mniej zabawne, bo sama wiedziała, ile wszyscy mieli roboty z leczeniem ofiar anomalii, szczególnie po wybuchu na przełomie miesięcy. Ale nawet później trafiali do nich tacy, którym własne różdżki płatały złośliwe figle, często doprowadzając do obrażeń. Mimowolnie jednak też się uśmiechnęła, ciesząc się, że wyjaśnienie było tylko takie, bo przecież mogło się stać coś jeszcze gorszego.
- Mam nadzieję, że nie stało mu się nic poważnego? Takie sytuacje niestety się zdarzają, dlatego sama też ograniczam czarowanie do minimum – powiedziała; też miała parę dziwnych przypadków. Na szczęście nie było to nic groźniejszego niż ból głowy czy krew z nosa, ale sam fakt, że rzucanie zaklęć, dawniej normalne i codzienne, teraz stało się ryzykowne. – Anomalie spędzają sen z powiek nam wszystkim. Mung przeżywa istne oblężenie, ledwie nadążam z robieniem eliksirów, a kiedy nocami zasypiam, nie mam pewności, czy obudzę się w tym samym miejscu. Choć wybuch z pierwszomajowej nocy jakimś cudem mnie ominął – odpowiedziała, patrząc, jak Joseph kręcił się po kuchni. Odkąd zamieszkał sam, musiał potrafić sobie radzić, choć czasem wciąż zastanawiała się, że jego domek wciąż stał przy jego żywiołowym temperamencie i roztrzepaniu. – Mogło być gorzej, więc chyba nie mogę narzekać – dodała. – A ty co robiłeś... tamtego dnia? Nie umiałam się do ciebie dostać... aż do dzisiaj.
Miała nadzieję, że był wystarczająco daleko by ominęły go te wątpliwe atrakcje.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Przedpokój [odnośnik]20.11.17 18:15
Czy coś poważnego stało się pałkarzowi? Joe tylko machnął ręką kręcąc głową.
- Coś ty! Raz wylądował w Mungu z dziurą od tłuczka w głowie. Gość jest niezniszczalny - zapewnił wesoło, jakby właśnie skomentował jak ładnie słońce świeci na niebie. Cóż, w zasadzie Joe grał już tyle w Quidditcha, że naoglądał się wszelakich kontuzji i... co tu dużo gadać, trochę był na takie widoki znieczulony. W jego karierze zdarzały się naprawdę brutalne mecze, podczas których zawodnicy tracili wszelkie zahamowania, a faule w powietrzu to nie taka błaha sprawa... o czym z pewnością wiedzieli uzdrowiciele w Mungu. W ten właśnie sposób zwykłe krwotoki z nosa nie robiły na zawodnikach wielkiego wrażenia.
- No, właśnie to było w tym wszystkim najzabawniejsze - wszedł kuzynce w słowo, kiedy wspomniała o ograniczaniu czarowania. Każdy czarodziej, który ma choć odrobinę oleju w głowie (bo nawet Joe!), przez te wszystkie anomalie starał się używać magii w minimalnym stopniu, ba, Joseph znał takich, którzy w ogóle odstawili różdżkę na bok i się jej nie tykali. W zasadzie im się nie dziwił, niektóre efekty anomalii były makabryczne, można było sobie dać na wstrzymanie z czarowaniem, jeśli doświadczyło się tych najcięższych raz czy dwa. Sam niemal przestał używać różdżki, ale jako syna mugolki bardzo długo żyjącego z mugolami i udającego jednego z nich, w zasadzie zbyt wiele go to nie kosztowało.
- On miał te ciuchy na wyciągnięcie ręki, po prostu nie chciało mu się ruszyć dupy i odruchowo machnął różdżką - parsknął ostatni raz śmiechem przy okazji wyciągając z szafki herbatę.
To niesamowite jak można się od magii uzależnić i wykorzystywać ją do wszystkiego. Ba, łatwiej było zapomnieć o siejących grozę anomaliach magicznych, niż oduczyć się takiego bezmyślnego ułatwiania sobie życia! Dzisiejszy przypadek był tego najlepszym dowodem.
W końcu wszystko wylądowało na stole przed Charlie: dwie filiżanki z herbatą, cukier, cytryna, nawet ciastko! Miał jeszcze zachomikowany ostatni kawałek szarlotki. Szarlotki, która chyba miała w sobie więcej cynamonu niż jabłek, czyli dokładnie tak jak Joe lubił najbardziej, jako fan przypraw korzennych.
- Spróbuj koniecznie, jest wyśmienita - zapewnił idąc jeszcze po czajnik, bo ten w międzyczasie postanowił się rozgwizdać.
Przy okazji wysłuchał Charlie na temat zgubnych skutków anomalii, produkcji eliksirów i nocy pierwszomajowej. Przytakiwał parokrotnie głową.
- A, to dobrze, że cię oszczędziło. Słyszałem, że przenosiło ludzi w paskudne miejsca - mruknął już wracając do kuzynki, by zalać wrzątkiem ich herbaty. - Ja? Mi się też udało, akurat byłem za granicą. Tam nic strasznego się nie działo - wyjaśnił. - Rzecz jasna, wróciłem od razu jak się o tym wszystkim dowiedziałem. W miasteczku był lekki dramat, mugole panikowali, próbowałem ogarnąć kilka anomalii - skrzywił się lekko na to wspomnienie. - Musiałem też sprawdzić czy u Bena i Hani wszystko w porządku. No i do tego treningi... szczerze mówiąc więcej mnie w domu nie było niż byłem. Chcesz mleka do herbaty? - zagadnął jeszcze już szykując się, żeby usiąść, w ostatnim momencie jednak przypomniał sobie i o tym. Czasami nawet sam nie gardził herbatą z mlekiem, więc wolał zapytać. W końcu taki przykładny z niego gospodarz...!


Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!


Joseph Wright
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zjednoczeni z Puddlemere
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5364-joseph-e-wright https://www.morsmordre.net/t5428-do-joe#123175 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f108-piddletrenthide-79-kamienny-domek https://www.morsmordre.net/t5462-skrytka-bankowa-nr-1335#124469 https://www.morsmordre.net/t5441-joe-wright
Re: Przedpokój [odnośnik]20.11.17 20:00
Charlie nie znała się zbyt mocno na quidditchu. Oczywiście pojawiała się na meczach, gdy grał ktoś z jej krewnych lub znajomych (o ile trafiał się dzień, kiedy mogła sobie pozwolić na wolne), ale zdecydowanie nie można było powiedzieć żeby posiadała dużą wiedzę na ten temat. A jako widz nie widziała tyle, ile widzieli zawodnicy, którzy poza meczami spotykali się też na treningach. Sama nigdy nie należała nawet do szkolnej drużyny, woląc obserwować grę z trybun niż samej dosiadać miotły i gonić za piłkami. Prawdopodobnie tylko by się skompromitowała. Samo latanie jednak lubiła, choć nie robiła tego zbyt często.
- Zawodowa gra w quidditcha pewnie jest bardziej ryzykowna niż mecze w Hogwarcie, niemniej jednak... Cóż, chyba takie widoki rzeczywiście mogą być dla was codziennością – stwierdziła, przypominając sobie urywki z niektórych oglądanych meczy. Te w Hogwarcie wydawały się wtedy dość niewinne.
- I czasami niestety łatwo zapomnieć o pewnych nawykach, jeśli do tej pory traktowało się różdżkę jako przedłużenie dłoni – zgodziła się, bo wiedziała, że tak jest, zwłaszcza wśród czarodziejów, którzy nie mieli żadnej styczności z mugolami i nie musieli udawać niemagicznych. Wielu z nich machało różdżkami dosłownie na wszystko. Charlie też często korzystała z różdżki, ale potrafiła sobie poradzić i bez niej w podstawowych czynnościach. A czasem lepiej było po coś pójść i przynieść to samemu niż rzucać zaklęcie i ryzykować, że z nią samą lub z przyzywanym przedmiotem stanie się coś niepokojącego. Na szczęście eliksiry mogła warzyć bez większych problemów, przemiana w kota też była możliwa. Bardzo by jej brakowało animagii, gdyby tak anomalie uniemożliwiły jej przemiany.
- Umiem sobie jakoś z tym radzić, ale wiem, że niektórzy mają problem nawet gdy przychodzi zrobić sobie herbatę lub prosty posiłek – dodała, świadoma tego, że dla większości czarodziejów funkcjonowanie jak mugole było abstrakcją, kiedy mogli zrobić wszystko za pomocą machnięcia patykiem i wypowiedzenia zaklęcia. Ale Joseph był inny, dorastanie jako syn mugolki z pewnością nauczyło go trochę innego spojrzenia na świat.
- Chętnie spróbuję, od rana nie miałam niczego w ustach – powiedziała, biorąc sobie szarlotkę. Faktycznie od śniadania nic nie jadła, bo spędziła większość dnia w pracy, a potem udała się tutaj, nie była jeszcze w domu. – Rzeczywiście dobra! - przyznała, gdy zjadła kawałek, a Joseph w tym czasie zalał herbatę.
Zamyśliła się na moment.
- Rzeczywiście tak było, choć na szczęście sama tego nie doświadczyłam. Ale przez całą noc i dzień do Munga znoszono ofiary tej dziwnej spontanicznej teleportacji, bo dla większości nie skończyło się tylko na teleportowaniu – rzekła, zastanawiając się, ile Joseph o tym wiedział, skoro przebywał za granicą. Szczęśliwie dla niego, skoro panował tam spokój. Zamieszanie widocznie ograniczyło się tylko do kraju. – Tak słyszałam, że mugole również tego doświadczają. Ale pewnie już to wiesz... Mam nadzieję, że twoja mama jakoś to znosi? – Choć mieszkała w Londynie, nie widziała mugoli bardzo często, ale oczywiście się zdarzało, więc nie mogło umknąć jej uwadze, że to wszystko wpływało też na nich i zapewne bali się jeszcze bardziej, nie wiedząc, co to za dziwne moce ich dopadają. Matka Josepha z pewnością wiedziała o magii, skoro wychowała trójkę magicznych dzieci, ale i tak doświadczanie jej w taki sposób przyjemne na pewno nie było. – Właśnie, jak się ma twoje rodzeństwo? – zapytała, bo niestety nie widywali się tak często jak kiedyś. Ale kiedy byli dziećmi wszystko wyglądało inaczej. – Wystarczy mi cukier – dodała; zwykle pijała herbatę z cukrem. Tak więc sięgnęła po cukierniczkę i osłodziła zawartość swojej filiżanki i zamilkła na moment, zastanawiając się. – Anomalie nie oszczędziły też mojej mamy – wypaliła nagle, ale czuła, że chce z kimś o tym porozmawiać. – Nie została ranna, w każdym razie nie fizycznie, ale... znowu jest z nią gorzej. – Joseph z pewnością wiedział, że jego ciotka popadła w depresję po śmierci najmłodszej córki, i w ciągu ostatnich paru lat zaliczała okresy poprawy i pogorszenia, a anomalie po wyjątkowo długim okresie polepszenia znów podziałały na nią niekorzystnie.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Przedpokój [odnośnik]20.11.17 23:07
Joe czasami zapominał, że jego mała kuzynka (bo Charlie na zawsze pozostanie dla niego małą kuzynką) ma blade pojęcie o Quidditchu (jeśli w ogóle) i że nawijanie do niej o tym jak do kumpli czy nawet rodzeństwa, to trochę tak... jakby ona próbowała mu opowiadać o swojej pracy. Coś tam liznął z eliksirów... ale wiadomo, że to nie ten poziom. Szczęśliwie, dziewczyna sprowadziła go tym razem szybko na ziemię wzmianką o ryzykowniejszej grze niż w Hogwarcie. Otworzył usta, jakby chciał coś na to odpowiedzieć, ale ostatecznie tylko nabrał powietrza i nie wymyśliwszy nic sensownego w odpowiedzi, po prostu je zamknął i jej przytaknął. Tak, tak... mecze w szkole i te drużynowe obecnie nieco się różniły, faktycznie.
Wysłuchał Charlie, kiedy mówiła o tym, jak niektórzy czarodzieje nie potrafili się obyć bez czarów. Milczał przez chwilę, obracając filiżankę za ucho wokół jej osi.
- Swoją drogą to zabawne, nie? I tragiczne jednocześnie - odezwał się w końcu. - Role się odwróciły: czarodzieje teraz muszą uczyć się funkcjonowania bez magii, a mugole bycia obarczonymi czarami - uśmiechnął się lekko w zamyśleniu. - Cóż za paradoks - skwitował pod nosem już bardziej chyba do siebie niż do niej. Z zadumy wyrwała go dopiero, kiedy wspomniała o jedzeniu. Momentalnie spojrzał na nią trzeźwiej i w swego rodzaju oburzeniu.
- Od rana?! Charlie, na litość, eliksiry eliksirami, ale musisz jeść - ofuknął ją jak na starszego kuzyna przystało. Nie żeby sam cokolwiek jadł od śniadania... cóż, nikt go chyba nigdy nie podejrzewał o świecenie przykładem, ale... w strofowaniu małolaty mu to nie przeszkadzało.
- Gdybym wiedział, że przyjdziesz, to kupiłbym coś porządniejszego do jedzenia - dodał już lekko stropiony. - Ciastkiem się przecież nie najesz...
Ech, gdyby jego matka się dowiedziała jak (nie) przyjął Charlie, to dopiero dostałby burę. Jak za swoich szczeniackich czasów, jak nic. Teraz już i tak było za późno, w kuchni chyba nie miał nic więcej... chlebem i jajkami to tak trochę słabo częstować gościa, nie? No cóż, trzeba mieć nadzieję, że po wizycie kuzynka zje jakiś porządny obiad.
O, i o wilku mowa, przemknęło mu przez myśl, kiedy blondynka wspomniała jego matkę.
- Nie byłem w Szkocji - przyznał, bo i cóż miał zrobić? Pewnie powinien się zjawić w rodzinnym domu i sprawdzić naocznie jak rodzice się miewają... ale wtedy już mógłby nie złapać zakrętu. Listy musiały póki co wystarczyć.
- Ale z sowy wynikało, że jakoś sobie radzą. Jest z nią ojciec, to najważniejsze - odparł. - Nasza rodzina to same twarde sztuki, sama doskonale o tym wiesz - błysnął zębami w uśmiechu, a jakże. To się też tyczyło jego rodzeństwa. Ben - wiadomo - poradzi sobie ze wszystkim, a Hania... nad Hanią czuwał osobiście szczególnie teraz, więc też spokojna głowa.
Joseph nigdy nie był najlepszy w pocieszaniu, więc kiedy kuzynka wspomniała o swojej mamie, milczał dłuższą chwilę nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć. Jasne, miał świadomość, że z ciotką było tak sobie, ale w zasadzie... jak miało być? Strata dziecka, to... nawet nie potrafił sobie tego wyobrazić, ale to musiało być straszne. I jakkolwiek okropnie to brzmiało, jej stan bardzo go nie dziwił.
Na szczęście nie powiedział tego głośno, tylko siorbnął swoją, rzecz jasna gorącą jeszcze, herbatę. Wrzątek poparzył mu trochę wargi i podniebienie, ale nie dał po sobie nic poznać.
- W końcu anomalie miną i wszystko wróci do normy... - odezwał się w końcu, starając się brzmieć przekonująco. Nie wyszło tak dobrze jak chciał, bo... szczerze mówiąc, nie był pewien czy to faktycznie minie. To już drugi tydzień, a to cholerstwo wciąż dotykało wszystkich - i czarodziejów i mugoli.
- Może wyjazd by jej dobrze zrobił? - zapytał więc. Wyjazd za granicę, oderwanie od tego wszystkiego, brak anomalii... może to nie taki zły pomysł?



Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!


Joseph Wright
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zjednoczeni z Puddlemere
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5364-joseph-e-wright https://www.morsmordre.net/t5428-do-joe#123175 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f108-piddletrenthide-79-kamienny-domek https://www.morsmordre.net/t5462-skrytka-bankowa-nr-1335#124469 https://www.morsmordre.net/t5441-joe-wright
Re: Przedpokój [odnośnik]21.11.17 1:08
Nie można było się znać na wszystkim. Charlie dobrze się znała na eliksirach i astronomii, a nawet na transmutacji (musiała, żeby stać się animagiem), ale w wielu kwestiach jej wiedza była dość szczątkowa, i do takich należał quidditch, ale i wiele innych rzeczy, którymi pasjonowali się jej rówieśnicy. W takim razie ci, którzy nie dostali hopla na punkcie bulgoczących mikstur i gwiazd. Mogłaby narysować z pamięci układy konstelacji które widywała nocami na niebie, ale gdyby miała powiedzieć coś więcej o miotlarskich manewrach, to poczułaby pustkę w głowie. Nawet mimo tego, że przebywając w dzieciństwie dużo z Wrightami i chodząc niekiedy na ich mecze pewnie powinna podłapać większe obycie, ale chodziła na nie raczej dla samego kibicowania bliskim niż zgłębiania zawiłości tego sportu.
Prawdą było, że bardzo wielu czarodziejów było wręcz uzależnionych od magii, sama znała i takich, dla których wykonywanie czynności bez czarów było wręcz uwłaczające. Teraz musieli przełknąć dumę i nauczyć się działać bez różdżek, chyba że chcieli ryzykować anomaliami. A jak przekonał się kolega Josepha, nie warto było ryzykować tylko po to, by przywołać leżący kawałek dalej przedmiot.
- To przewrotna ironia losu – zauważyła, gdy rozmowa zeszła na temat czarów i anomalii. O tym temacie raczej mogła powiedzieć więcej niż o quidditchu, choć sama istota i przyczyny anomalii były póki co tajemnicą nawet dla tęższych umysłów niż Charlie. – I to naprawdę zadziwiające, że to wszystko wydarzyło się w akurat tak napiętym czasie, kiedy ministerstwo coraz bardziej szalało... – Wciąż zastanawiała ją ta zbieżność, że tuż po tym jak ministerstwo posuwało się coraz dalej w antymugolskich poczynaniach i planowało wyburzenie połowy mugolskiego Londynu, nagle zdarzyły się anomalie. Może testowane metody pognębienia świata mugoli zawiodły, pogrążając w chaosie nie tylko ich ale i czarodziejów? Niestety ilu było ludzi tyle teorii na temat tego wszystkiego.
- Wiem, ale jakoś tak... nie było zbyt wiele okazji, by wyrwać się z pracowni. Miałam dużo zamówień, a po pracy nie byłam jeszcze w domu. Gdy wrócę, z pewnością coś zjem, o ile moja siostra pamiętała o zrobieniu zakupów. – Niestety, codzienność uzdrowicieli i alchemików często nie pozwalała na długie przerwy, na pewno nie w tegorocznym maju. Nic dziwnego, że Charlie wyglądała trochę mizernie, skoro jadła mało i o nieregularnych porach, i mniej sypiała. Pod jej oczami rysowały się cienie, a skóra była jeszcze jaśniejsza niż zwykle. Zaśmiała się jednak cicho, kiedy Joe postanowił ją strofować. – Zachowujesz się zupełnie jak moja starsza siostra – zachichotała. – Ale nie musisz się martwić, obiecuję, że w domu zjem obiad – zapewniła jeszcze. Co z tego, że obiad pewnie będzie niezbyt dobrej jakości? Mimo talentu do eliksirów kucharką była bardzo mierną, ale na szczęście potrafiła odgrzać sobie jedzenie.
- Wiem, że są twardzi. I dlatego wierzę w twoje zapewnienia, że sobie radzą – powiedziała cicho; nie mogła jednak robić mu wyrzutów, że przy nich nie był, bo sama też nie wróciła do Tinworth a wciąż tkwiła w Londynie. Nawet nie ze względu na Helen, a to, że i tak spędzała większość dnia w pracy i i tak nie mogłaby dobrze zatroszczyć się o mamę. Po majowym wybuchu wpadła do nich może dwa razy, częściej pisała listy, ale ufała, że ojciec dobrze zaopiekuje się matką. Leonia zresztą odkąd utraciła Helen w pewnym sensie odsunęła się od pozostałych dzieci. To tym bardziej sprawiało, że mieszkanie w Tinworth stało się zbyt trudne i uciekła do Londynu zaledwie kilka tygodni po odejściu siostry. Wrightowie byli twardzi, ale jej matka na tle swoich krewnych była tą bardziej wrażliwą, a utrata dziecka doświadczyła ją wyjątkowo mocno.
Także upiła łyk herbaty; sama nie wiedziała, czego właściwie oczekiwała i co powinna zrobić. Czasem czuła się winna, że mieszkała sobie w Londynie i oddawała się pracy, ale naprawdę nie wiedziała, jak pomóc.
- Mam nadzieję. Czekam na to, aż pewnego dnia przyjdzie taki moment, gdy już nic dziwnego nie będzie się dziać i wszystko powoli wróci do normy. Ale nie wiadomo, kiedy taki dzień nastąpi... – rzekła, wpatrując się w powierzchnię swojej herbaty. Nikt nie wiedział, ile potrwają anomalie i czy ustaną same, czy może trzeba było coś zrobić, by ustały. Często jednak zastanawiała się nad tym i próbowała szukać jakichś odpowiedzi na własną rękę.
- Może zaproponuję to tacie. Myślę że mamie dobrze by zrobiło oderwanie się od wspomnień i wypoczynek w jakimś miłym miejscu, przynajmniej dopóki nie ustaną anomalie – zgodziła się z nim. Jej samej dobrze zrobiło to odcięcie się, szybciej przepracowała swój żal, kiedy wyprowadziła się do Londynu i skupiła na kursie, a potem pracy.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Przedpokój [odnośnik]23.11.17 21:24
Na co dzień, ale w tych okolicznościach szczególnie, Joe był wdzięczny losowi, że urodził się w tej, a nie w innej rodzinie. Arystokracja w większości musiała mieć teraz naprawdę ciężko, ale... jakoś specjalnie ich nie żałował. Sami byli sobie winni nieudolności gardząc wszystkim, co nieczarodziejskie. Doigrali się, a on... on całkiem nieźle sobie radził czy z anomaliami czy bez nich. Zaradność cenił wyżej niż czystość krwi czy majętność, a obecna sytuacja tylko utwierdziła go w przeświadczeniu, że nie myli się pod tym względem.
Słowa kuzynki zwróciły jednak jego uwagę na coś, czego wcześniej nie dostrzegał.
- Myślisz, że anomalie i te chore akcje z Ministerstwem mają ze sobą związek...? - zapytał zdziwiony przyglądając się Charlie w zamyśleniu.
Szczerze mówiąc, do tej pory na taką teorię nie wpadł. Tak się wszyscy skupili na anomaliach, że sytuacją polityczną niewiele osób zawracało sobie głowę. Z Joe na czele. W zasadzie faktycznie Ministerstwo chciało ujawnienia przed mugolami magii... ale czy zrobiłoby to w ten sposób? Przecież nikt nad tym wszystkim obecnie nie panował (tego był pewien), a już szczególnie Ministerstwo. Chyba, że ich niecny plan po prostu obrócił się przeciw nim i sprawy wymknęły się Ministerstwu spod kontroli? To brzmiało nawet sensownie... chociaż Joe miał jednak nadzieję, że w anomalie nie jest zamieszany czarodziejski rząd. Tylko tego by brakowało.
Przynajmniej o tyle dobrze, że Charlie obiecała zjeść obiad w domu. Skoro tak, to nie zamierzał jej już o to suszyć głowy (swoją drogą, włosy Joe zdążyły już niemal całkiem wyschnąć, w końcu ciepło było - pogoda dopisywała jak nigdy).
- Zachowuję się jak troskliwy starszy kuzyn - sprostował jeszcze, żeby nie miała wątpliwości. I choć zrobił to lekko obruszonym tonem, to tylko się zgrywał, bo oczy śmiały mu się serdecznie.
Co się zaś tyczyło Wrightów - jakieś tam śmieszne anomalie magiczne nie dałyby im rady, a skąd! Nie byli cieniasami jak te wymuskane pacholęta "z wyższych sfer", nie? Żaden z Wrightów nie był, więc nie martwił się o rodzeństwo (no, może trochę, ale tylko odrobinę i to z troski o nich, a nie dlatego, że wątpił, że sobie poradzą).
Uśmiechnął się, kiedy jego rada na coś się przydała. Naprawdę sądził, że wakacje dobrze by ciotce zrobiły.
- W ogóle to wpadłaś, żeby sprawdzić czy żyję? - zmienił temat. Nie wiedzieć czemu ta wizja wyraźnie go bawiła. No bo, że jemu miało się coś stać? Dobre sobie!



Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!


Joseph Wright
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zjednoczeni z Puddlemere
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5364-joseph-e-wright https://www.morsmordre.net/t5428-do-joe#123175 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f108-piddletrenthide-79-kamienny-domek https://www.morsmordre.net/t5462-skrytka-bankowa-nr-1335#124469 https://www.morsmordre.net/t5441-joe-wright
Re: Przedpokój [odnośnik]24.11.17 13:56
Charlene też była wdzięczna losowi za to, że rodzina zadbała o wpojenie jej zdrowych nawyków gdy była dzieckiem. Jej wiedza o świecie mugoli nigdy nie była imponująca, ale przynajmniej potrafiła zrobić sobie herbatę czy ubrać się bez machania różdżką. Leightonowie mieszkali na uboczu, w pewnym oddaleniu od domostw mugoli, a i później nie było okazji mocniej zagłębić się w ich świat, kiedy wyjechała do Hogwartu, a potem podjęła się alchemicznego kursu. Była jednak daleka od pogardy wszystkim co niemagiczne. Mugole też byli ważną częścią świata, choć ujawnienie magii przez anomalie mogło pociągnąć nieprzyjemne konsekwencje dla wszystkich.
Słysząc jego pytanie, westchnęła i bezwiednie zacisnęła dłoń na uszku filiżanki.
- Mam nadzieję, że nie, ale ta czasowa zbieżność jest niepokojąca. I to, że niewiele robią, by zwalczyć anomalie... To już samo w sobie jest zastanawiające, bo przecież powinno im zależeć żeby uspokoić sytuację, prawda? – powiedziała. Joseph nie był w Zakonie, więc chociaż mu ufała, nie mogła mu zdradzać całej swojej wiedzy ani przypuszczeń, zwłaszcza tych, które poznała za sprawą organizacji. Ale i tam nikt (jak myślała) nie wiedział skąd tak naprawdę były anomalie, więc pozostało snucie domysłów, a wersja z eksperymentami ministerstwa, choć przerażająca, nie była zupełnie nierealna, nawet jeśli ministerstwu też się później oberwało. Zastanawiająca też była opieszałość względem zwalczania skutków anomalii, które wciąż pustoszyły pewne obszary, stanowiąc zagrożenie dla czarodziejów i mugoli, a Oddziały Kontroli Magicznej czyhały na tych, którzy próbowali naprawiać magię na własną rękę.
Upiła kolejny łyk herbaty.
- I dobrze wywiązujesz się ze swojej roli – powiedziała, uśmiechając się. Mimo wszystko było jej miło, że ktoś się o nią troszczył. Choć miała sporą rodzinę, ostatnio często czuła się osamotniona. I czasem chciała być znowu dziewczynką, która mogła bawić się z rodzeństwem i zwierzać mamie z dziecięcych trosk. Ale te czasy już minęły i musiała być twarda i dzielna, jak przystało na kogoś, kto był w połowie Wrightem.
- Właśnie tak. Jak przystało na troskliwą kuzynkę, która wie, że lubisz się pakować w kłopoty – rzekła, nieco żartobliwie nawiązując do jego wcześniejszych słów. Tak czy inaczej naprawdę się o niego w ostatnich dniach martwiła. – Nie dawałeś znaku życia, nie wiedziałam, co się z tobą dzieje. Musiałam zajrzeć – dodała. Wiedziała, że Joseph był bardzo zaradny i odważny, pod pewnymi względami też był jak kot: zawsze spadał na cztery łapy i potrafił wychodzić cało z opresji. Dobrze, że i tym razem tak było.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Przedpokój [odnośnik]25.11.17 15:29
Przyglądał się kuzynce w zamyśleniu. Fakt pozostawał faktem: zbieżność czasowa była niepokojąca... ale czy to aby nie wysnuwanie trochę za daleko idących teorii spiskowych? Zmarszczył lekko brwi. Do czasu tych dekretów antymugolskich nigdy się nie interesował polityką, po nich zaś otwarcie mówił, że się z nimi nie zgadza, ale obecnie... kiedy wyszło na jaw, że pani Minister Magii zwyczajnie postradała zmysły (o czym też nie wahał się wspominać w swoich wywiadach - innego wytłumaczenia nie widział na to szaleństwo skierowane przeciwko mugolom i mugolakom) po prostu nie przepadał za tą instytucją... Ale wierzył w to, że jednak Ministerstwo pozbierało się już po tym wszystkim i zaczęło działać tak, jak działać powinno. Wbrew pozorom Joe nigdy nie miał poglądów anarchistycznych. Do osób, które zawsze i we wszystkim węszyły spiski też nie należał.
- Tego nie wiesz - sprzeciwił się łagodnie, choć stanowczo, kiedy zarzuciła Ministerstwu bezczynność w obliczu anomalii. - Po prostu chyba nikt nie wie jak sobie z anomaliami poradzić, wszyscy działamy objawowo, a nikt nie wie ani co je spowodowało, ani jak to okiełznać. Na chorobach na pewno znasz się lepiej ode mnie: leczenie objawowe to nie leczenie. A Ministerstwo z pewnością robi co w jego mocy, żeby dociec co jest źródłem tego chaosu - powiedział spokojnie. Naprawdę chciał wierzyć, że tak właśnie było. Bo gdyby w to nie wierzył...
- Może wydaje ci się, że niewiele działają, bo anomalie występują w całym kraju i to przez cały czas. Ciężko, żeby jedno Ministerstwo sobie z tym całym bajzlem poradziło błyskawicznie - dodał. Kto by pomyślał, że to właśnie on będzie bronił władzę? Szczerze? Chyba sam się tego nie spodziewał, ale tak właśnie uważał. Owszem, też nie podobało mu się, że Ministerstwo nie pozwalało działać obywatelom na własną rękę w aspekcie usuwania anomalii... ale to też był w stanie zrozumieć o dziwo (co wcale mu nie przeszkodziło w walce z anomaliami w miasteczku, ale przecież nikt nie musiał o tym wiedzieć).
Uśmiechnął się zawadiacko jak to on i skłonił lekko (na ile pozwalało mu siedzenie przy stole nad filiżanką herbaty) na tą miłą pochwałę, którą usłyszał z ust Charlene. Wiedział, że taka do końca prawdziwa to nie była: jasne, starał się troszczyć o bliskich i utrzymywać z nimi kontakt, ale przy okazji miał też przecież Quidditch, miasteczko, dom... Ogarnięcie tego wszystkiego nawet bez anomalii magicznych nie należało do jego koników, a teraz tym bardziej stało się utrudnione. Nic dziwnego, że Charlie straciła go ze swojego radaru.
- Powinienem był napisać - przyznał bez owijania w bawełnę i zbędnych wymówek. - Ale zapamiętaj, że akurat o tego starszego kuzyna martwić się nie musisz - dodał i znów zaczarował ją tym swoim łobuzerskim uśmiechem. Dokładnie tak było: zawsze spadał na cztery łapy.


Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!


Joseph Wright
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zjednoczeni z Puddlemere
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5364-joseph-e-wright https://www.morsmordre.net/t5428-do-joe#123175 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f108-piddletrenthide-79-kamienny-domek https://www.morsmordre.net/t5462-skrytka-bankowa-nr-1335#124469 https://www.morsmordre.net/t5441-joe-wright
Re: Przedpokój [odnośnik]25.11.17 18:28
Charlie zupełnie inaczej zaczęła patrzeć na to wszystko odkąd zaczęła należeć do Zakonu Feniksa. Wtedy wszystkie wydarzenia nabrały innego kontekstu, a jej postrzeganie stało się mniej naiwne. Akcje z dyskryminacją mugolaków i szalone posunięcia byłej już minister sprawiły, że straciła zaufanie do tej instytucji i zanim je odzyska musiało minąć sporo czasu. Aktualnie przeżywała etap głębokiego rozczarowania tymi, którzy mieli ich chronić, a nie krzywdzić tych, których krew nie była czysta. Oczywiście liczyła na to, że coś zacznie zmieniać się na lepsze, ale nie stanie się to samo i w jednej chwili. Społeczeństwo było zbyt podzielone i pogrążone w chaosie po anomaliach i ministerialnych zmianach. W dodatku nad ich światem zdawało się wisieć widmo konfliktu, a przyszłość jeszcze nigdy nie wydawała się w oczach Charlie tak mroczna. Zawsze była pogodną, optymistyczną dziewczyną, która nigdy nie doszukiwała się na siłę spisków i nie lubiła zbyt dużo myśleć o złych rzeczach, a teraz coraz częściej spoglądała w przyszłość z niepokojem.
- Masz rację, nie wiem tego. Ja tylko głośno myślę i zastanawiam się nad tym wszystkim. Szukam odpowiedzi, bo nie lubię nie wiedzieć, z czym mam do czynienia – powiedziała, spoglądając gdzieś w bok i dłonią bezwiednie bawiąc się zawieszonym na szyi pachnącym ziołami mieszkiem. – Może zbyt dużo oczekiwałam, biorąc pod uwagę, że tak naprawdę nikt nie wie, co to jest. Miejmy nadzieję, że tamtejsi badacze pracują intensywnie i wkrótce odnajdą jakiś sposób. Wielu ludzi cierpi, widuję ich każdego dnia, a przecież wśród mugoli też są ofiary.
Po tym, co się działo w kwietniu, bardzo łatwo było posądzać ministerstwo o celową opieszałość i doszukiwać się ich udziału w spowodowaniu anomalii, bo takie zjawiska mogło spowodować tylko coś o dużej mocy i raczej nie był to pojedynczy amator eksperymentów. Może po prostu za bardzo chciała, by zagrożenie miało konkretną twarz, dzięki czemu można byłoby wiedzieć, czego się wystrzegać. A może rzeczywiście doszukiwała się intrygi na siłę, wciąż patrząc na wszystko przez pryzmat minionych wydarzeń oraz własnego rozczarowania tymi, którzy mieli sprawować pieczę nad społeczeństwem. Oczywiście nie wszystkimi, bo znała też sporo dobrych, prawych dusz pracujących w szeregach ministerstwa. Swoją wiedzą i źródłem niektórych przypuszczeń nie mogła się jednak podzielić z Josephem, więc tylko westchnęła, znów spoglądając na powoli stygnącą herbatę. Wciąż nie mogła się nadziwić, że nie został wtajemniczony, ale najwyraźniej stało się to z jakiegoś konkretnego powodu, którego nie wypadało kwestionować. Dlatego musiała być ostrożniejsza, jeśli chodzi o zdradzanie się z wiedzą na pewne tematy, nie mogła dać po sobie poznać, że wie coś więcej, bo przeczuwała, że wtedy zaczęłyby się niewygodne pytania. Wolała zbyć to i uznać, że za bardzo się zagalopowała w snuciu przypuszczeń. By zatuszować chwilowe zmieszanie, wpakowała do ust spory kęs ciastka.
- Ja też przejrzałam już sporo książek, ale jak dotąd nie znalazłam nic, co mogłoby naprowadzić na konkretny ślad. Żadnych wzmianek o podobnych zdarzeniach w przeszłości – powiedziała więc, zresztą zgodnie z prawdą, bo gdy tylko nie robiła mikstur, to często zatapiała się w książkach i szukała odpowiedzi. I pewnie nie tylko ona. Zakon szukał odpowiedzi, ministerstwo być może też. Dni mijały, a sytuacja nie ulegała zmianie, anomalie wciąż istniały.
Zjadła ciastko, przepijając herbatą.
- Może i nie muszę. Mimo to pozostaje mi mieć nadzieję, że będziesz ostrożny... i następnym razem nie pojawisz się przede mną cały powalany krwią – rzekła, choć mrugnęła do niego, co nieco zepsuło efekt próby postraszenia go. Oby jednak w parze z jego skłonnością do wpadania w tarapaty zawsze szła też umiejętność wychodzenia z nich.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Przedpokój [odnośnik]26.11.17 12:55
Przypatrywał się kuzynce przez chwilę, kiedy tak uciekła wzrokiem oświadczając, że "nie lubi nie wiedzieć". Strasznie go to rozbawiło, choć musiał przyznać, że miała słuszność. Ech, ta młodzież... Tak szybko to-to dorasta... Pamiętał przecież jak jeszcze niedawno pokazywał jej jak latać na miotle, a ta już się zawodowo zajmuje eliksirami i rozmyśla nad politycznymi intrygami... Starzejesz się, Joe...
- Charlie, Charlie... - uśmiechnął się do niej rozczulony. - W końcu wszystko się wyjaśni - pocieszył ją. - Ale faktycznie szukanie odpowiedzi na własną rękę nie jest takie głupie. Może być niebezpieczne... - przyznał z cichym westchnięciem - ale nie głupie - pokiwał głową w zamyśleniu. Sam nie lubił czekać aż ktoś czegoś dokona, wolał szukać własnych sposobów na rozwiązanie zagadek i... wymyślanie przeróżnych manewrów (bo w zasadzie jak zwykle wszystko w jego wypadku sprowadzało się do quidditcha). Tylko nagle jakby się zreflektował i spojrzał na nią trzeźwiej.
- Tylko ani słowa nikomu, że ci to powiedziałem. Potem jeszcze dostanę burę za to, że namawiam cię do złego czy coś - dodał szybko niby przestraszony tą wizją, choć uśmiech rozbawienia nie znikał z jego twarzy. Kompletnie niereformowalny typ, co poradzić?
Napił się swojej herbaty zastanawiając jeszcze nad całą sprawą. Chwilę później zaś ruchem nadgarstka wprawił w wirowanie swój bursztynowy napar przyglądając mu się. Fusy wirowały razem z nim.
Nidy nic podobnego się nie wydarzyło?
- Gdybym ja się miał zająć tą sprawą... - odezwał się w końcu poważnie, prawie jak nie on. - To spróbowałbym ustalić źródło tego wszystkiego. Skoro to zjawisko ma wyraźną granicę i nie objęło całego świata, to powinno być prościej. Najbliżej źródła powinno być najwięcej anomalii... tak na chłopski rozum. Wszędzie jest ich pełno, ale gdyby chociaż postarać się dokumentować ich jak najwięcej, to może by to pomogło w ustaleniu konkretnej lokalizacji, od której wszystko się zaczęło...? - podsunął. Ot, na logikę tak by zrobił, ale na szczęście nie był od tego, by się w tej sprawie babrać.
Uśmiechnął się pozwalając odejść w zapomnienie te swoje poważne: minę i ton. Zatrzymał filiżankę i herbata szybko się uspokoiła.
- Może lepiej, że się tym nie zajmuję - parsknął - Do tego potrzebne są o wiele tęższe umysły od mojego - dodał wesoło i szczerze. Na szczęście mógł te całe anomalie spokojnie zostawić komuś mądrzejszemu do rozwikłania. Gdyby od niego zależały losy Wielkiej Brytanii w tym aspekcie... pewnie niewiele by z niej zostało.
Znów się zaśmiał na jej słowa.
- O bycie ostrożnym nawet mnie nie posądzaj, wiesz, że nie będę - posłał jej kolejny ze swych łobuzerskich uśmiechów (miał ich sporo w swojej kolekcji) - ale może krew faktycznie sobie daruję. Nie lubię powtarzać żartów - dodał i też puścił do niej oko.



Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!


Joseph Wright
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zjednoczeni z Puddlemere
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5364-joseph-e-wright https://www.morsmordre.net/t5428-do-joe#123175 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f108-piddletrenthide-79-kamienny-domek https://www.morsmordre.net/t5462-skrytka-bankowa-nr-1335#124469 https://www.morsmordre.net/t5441-joe-wright

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Przedpokój
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach