Wydarzenia


Ekipa forum
Pokój dzienny
AutorWiadomość
Pokój dzienny [odnośnik]21.11.17 0:49

Pokój dzienny

Główne pomieszczenie w mieszkaniu, częściowo przechodnie, pełniące zarówno funkcję salonu, kuchni, jak i jadalni. Choć jest to pokój używany najczęściej, od lat praktycznie nic się w nim nie zmieniło, dlatego tu i ówdzie widać jeszcze kobiecą rękę - stąd wyszywane poduszki i jasne obicia na (wyjątkowo wygodnej!) kanapie. Część mebli - drewniany stolik na książki, niska ława, czy kuchenne krzesła - została wykonana własnoręcznie przez Billy'ego; inne przygarniał i naprawiał sztuka po sztuce, dlatego może się (słusznie) wydawać, że nic do siebie nie pasuje.

Oprócz standardowego wyposażenia, jedną ze ścian zajmuje kamienny kominek podłączony do sieci Fiuu; na gzymsie stoją ruchome, oprawione w ramki fotografie, maleńki, latający model Zmiatacza Jedynki i kilka wyszczerbionych kubków po herbacie, które jakoś nigdy nie mogą znaleźć drogi powrotnej do szafek. Wyżej gospodarz powiesił charakterystyczny, szary proporczyk Jastrzębi.

Z pokoju dziennego można przez przeszklone drzwi wyjść na zewnątrz - do niewielkiego ogrodu za domem, którym od dawna nikt się już nie zajmuje; roślinność żyje tam więc już swoim własnym życiem i zdaje się, że jedynie zaklęcia ochronne powstrzymują ją przed wdarciem się do środka.
William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Pokój dzienny [odnośnik]29.04.18 1:58
|20 maj? I:

A jednak zdecydowałam się na przeprowadzkę. Nie stawiałam oporu i łatwo dałam się przekonać Billemu do tego, że to całkiem (jak na niego) dobry pomysł. Ja nie będę musiała popadać w paranoję co do nowych lokatorów z którymi przyszłoby mi mieszkać, a on będzie miał darmową nianię dla swojej córki. Ponadto oboje będziemy mogli się nawzajem pilnować. Do tego Alan ode mnie odpocznie. Odnosiłam bowiem jakieś dziwne uczucie, że moje krzątanie się po domu czy też po prostu pokazywanie mu się na oczy w jakiś sposób mu przeszkadza. Nie wiem, może był introwertykiem, a ja za długo już wykorzystywałam jego dobroć? Z drugiej strony może zrobiłam lub zdarzyło też mi się powiedzieć coś nieodpowiedniego? W końcu ciągła tak paplam pod nosem i nie tylko że to wcale nie było takie nieprawdopodobne. Ech. Westchnęłam doskonale zdając sobie sprawę, że takim gdybaniem to nic nie wniosę, a też trochę się bałam pytać go wprost. Nie pytałam się więc. Podziękowałam mu za życzliwość, cierpliwość i wszystko co zdołał dla mnie zrobić. W przewożeniu moich rzeczy pomagał mi Bertie. Wysiadłam z miętowego garbusa wraz z pierwszą turą mojego dobytku. Tego bardziej żywego. Nie bardzo było gdzie zaparkować więc Berie wysadził mnie i mój inwentarz tam gdzie mógł i pojechał po kolejną partię towaru. Ja zamachałam ręką dostrzegając w oddali sylwetkę mojego brata. Zamachałam ręką i zawołałam:
- Billy! Tutaj! - by mnie odnalazł. Im bliżej podchodził tym bardziej miał wgląd w to co ze mną przyjechało, czyli: klatkę z sową, klatkę dla królika w której znajdował się najprawdziwszy zminiaturyzowany koń nie większy od świnki morskiej oraz Tajfuna leżącego na nieprzytomnie na śniegu. Pod jedną pachą miałam torbę z co ważniejszymi dla mnie rzeczami.
- Tajfun źle znosi podróże samochodami czy też w jakimkolwiek innym transporcie. Musiałam go więc trochę mocno na szprycować eliksirem uspokajającym. Do wieczora powinien zacząć zachowywać się jak żywy ale na razie będzie trzeba go wnieść do domu. Koniem się nie przejmuj. To tylko na ten weekend. W leczniczy lady Prewett pozawala mi najmować boks ale wyskoczyła sytuacja awaryjna i potrzeba było koniecznie miejsca to go zminiaturyzowaliśmy. W ogóle to musimy sprężyć ruchy bo w przeciągu poł godziny to ja muszę go zakroplić by nie urósł i tak w ogóle to... cześć - powiedziałam to wszystko na jednym wydechu, po czym po zaczerpnięciu kolejnego powitałam go w końcu racząc go iście anielskim uśmiechem, chrząknęłam, jedną ręką chwyciłam klatkę z sową, a drugą z koniem - Bertie pojechał po resztę rzeczy. Oferował się, że pomoże mi to wnieść ale powiedziałam że nie trzeba, bo we dwójkę to damy radę, a tam Alan ma do pracy na popołudnie i trzeba się wyrobić w czasie. Eh, z tymi przeprowadzkami to jednak zawsze jakieś zamieszanie ale jak to się mówi - do trzech razy sztuka - zmarszczyłam czoło w zastanowieniu się takim bardzo głębokim - to mi przypomina, że chyba ciągle część moich rzeczy znajduje się na magicznym komisariacie. Nie bardzo miałam w sumie jak się z nimi zabrać ale to Bertiego może poproszę później. Właściwie jak tam Amelka? Wie że zostanę tu tak na dłużej? - paplam i paplam, nie bardzo pamiętając czy wspominałam Billemu o tym moim nieszczęsnym współlokatorze mordercy. Kojarzy mi się jedynie, że kilka razy już o tym komuś opowiadałam. Na pewno Poppy, Brendanowi i...
Sally Moore
Sally Moore
Zawód : Asystentka Julii Prewett
Wiek : 23
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Silly Sally
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3629-sally-moore https://www.morsmordre.net/t3806-sroka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f152-winchester-street-45-4 https://www.morsmordre.net/t4370-sally-moore#93745
Re: Pokój dzienny [odnośnik]03.06.18 15:54
Chaotyczny harmider, mający swoje źródło gdzieś na zewnątrz, skutecznie wyciągnął go z domu, zanim jeszcze usłyszał nawoływanie Sally. Wiedział, że miała się pojawić – suszył jej głowę o tę przeprowadzkę od co najmniej kilku(nastu) dni, wysuwając coraz to nowe palety argumentów, od niewątpliwej ekonomiczności, płynącej z takiego rozwiązania (połówka domu, który zajmowali z Amelką, była zdecydowanie za duża na dwie osoby), przez kwestie bezpieczeństwa (samodzielnie nałożył na lokal kilka zaklęć ochronnych), aż po zawoalowane wołanie o pomoc (opieka nad pięcioletnią dziewczynką okazywała się, subtelnie mówiąc, przerastać nieco jego oczekiwania i umiejętności gospodarowania czasem). Prawda leżała gdzieś pośrodku, okraszona dodatkowym motywem, którego jednak nie zdecydował się ujawnić przed siostrą, wiedząc doskonale, jakiej doczekałby się reakcji – po wciąż budzącej go w nocy akcji Ministerstwa z przesłuchaniami mugolaków, nie ufał ich czarodziejskiej rzeczywistości ani trochę i zwyczajnie czułby się lepiej, gdyby mógł mieć Sally na oku. Albo przynajmniej w zasięgu słuchu – nie gdzieś po drugiej stronie miasta.
Odnalezienie jej spojrzeniem nie sprawiło mu większych problemów – stojąc na ulicy z całą piramidą dobytku w różnorakiej postaci, zdecydowanie ściągała na siebie uwagę – a już na pewno nie był w stanie przeoczyć energicznego nawoływania. Sąsiedzi też nie, zauważył kilka poruszających się firanek po drugiej stronie drogi, nie zwrócił jednak na nie zbytniej uwagi, wesoło odmachując do siostry i lekko truchtając w jej stronę. – S-s-sally! – przywitał się, posyłając jej szeroki uśmiech, ale w ostatniej chwili rezygnując z radosnego zamknięcia jej w objęciu, bo wepchnięte pod pachy pakunki czyniły z tego gestu dosyć kiepski pomysł. Przeniósł na nie spojrzenie dopiero po chwili, w pierwszej kolejności przemykając nim po twarzy siostry, która rozpoczęła już długi monolog wyjaśnień, za którym naprawdę starał się nadążać, ale raz czy dwa niechcący zgubił wątek, łapiąc się na tym, że nie do końca słuchał, co dokładnie do niego mówiła. Beztroski słowotok w żaden sposób jednak mu nie przeszkadzał; właściwie przez lata wielokrotnie był za tę jej gadatliwość wdzięczny, bo przynajmniej zwalniała go z obowiązku składania w zdania własnych myśli i desperackich prób wypełnienia ciszy na rodzinnych spotkaniach. – Cześć – odpowiedział, wykorzystując chwilową przerwę w szybko wypływających spomiędzy siostrzanych ust zdaniach i po pełnych trzech sekundach z trudem odrywając wzrok od zminiaturyzowanego, upchniętego do króliczej klatki konia. – Czy on na p-p-pewno żyje? – zapytał z powątpiewaniem, wskazując głową na rozciągnięte na trawniku cielsko psa, którego różowy język wysunął się z pyska i zwisał raczej niemrawo. – T-tak, pospieszmy się, to d-do-dobry pomysł – przytaknął szybko, rezygnując z kilkunastu kolejnych tłoczących się na jego języku pytań i schylając się, żeby podnieść z ziemi Tajfuna. Osobiście nie miał żadnych obiekcji co do sprowadzenia do mieszkania stadka zwierząt (był niemal pewien, że Amelka będzie zachwycona), ale nie był do końca przekonany, czy Jackie i Kieran podzielą ten entuzjazm.
Ruszył tuż obok siostry, rezygnując z zadania kilkunastu kolejnych pytań, które tłoczyły się na jego języku i wsłuchując się w drugą porcję wyrzucanych z prędkością szarżujących tłuczków słów. – Amelka bardzo się cieszy, że z-zostaniesz, chyba nie za bardzo posmakowała jej moja k-k-kuchnia – odpowiedział z lekkim zamyśleniem, szerzej otwierając stopą uchylone drzwi wejściowe i odsuwając się, żeby Sally mogła wejść jako pierwsza. Dopiero, gdy obserwował, jak próbuje przecisnąć się przez przejście z dwiema klatkami w ramionach, dotarł do niego sens reszty jej wypowiedzi. – Zaraz, na k-ko-komisariacie? – powtórzył, unosząc wyżej brwi i zatrzymując się w miejscu, jakby zapomniał, że trzyma w rękach ciężkiego (i chyba jednak żywego) psa.




I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Pokój dzienny [odnośnik]09.12.18 16:37
6 września, wieczór

Echa minionego spotkania Zakonu Feniksa jeszcze nie zdążyły dobrze przebrzmieć; wszystkich opowieści i rewelacji nie ułożyła sobie głowie, nie przetrawiła, nie przemyślała, ale to prawdzie - nie było na to czasu. Poprzedniego dnia wyraziła się jasno, wyraźnie podkreśliła jak istotny jest czas, że mieli go niewiele do stracenia, właściwie to wcale. Dotarcia do Azkabanu, otworzenie przejścia, było sprawą nie cierpiącą zwłoki, naglącą, pilną, obecnie - najistotniejszą. Aby tego dokonać, potrzebowali jednak członków Zakonu Feniksa w pełnej mobilizacji. Zdrowych, pełnych sił i wzmocnionych wszelkimi dostępnymi środkami.
U progu mieszkania należącego do Billy'ego Moore nie zjawiła się jednak tylko dlatego, że potrzebowali jego różdżki, umiejętności i odwagi; przede wszystkim był jej przyjacielem, kimś bliskim, do drzwi z cyferką dwa w kamienicy numer osiemnaście przy Hartlake Road pukała pełna troski i współczucia. Niezwykle przejęła się jego listem, w głowie miała najczarniejsze scenariusze, Podczas swojego stażu w szpitalu świętego Munga nie raz i nie dwa miała do czynienia z zawodnikami drużyn quidditcha, na własne oczy przekonała się jak brutalna była to gra; zmartwiła się, że uraz mógłby być trwały - ale skoro wypuszczono go do domu i pozwolono na rekonwalescencję we własnym łóżku najpewniej nie było tak źle jak to sobie wyobrażała.
Niezależnie od tego w jak złym stanie się znajdował, postanowiła go odwiedzić i pomóc; zapukała do drzwi kilka razy, a później głośniej, świadoma, że Billy najpewniej śpi, może po prostu nie słyszy. Wyciągnęła różdżkę z kieszeni spódnicy i wyrzekła cichutko Alohomora, po czym nacisnęła klamkę i weszła do środka.
- Billy? - spytała donośnie; piegowate oblicze spowił wyraz speszenia i zmieszania, nie miała w zwyczaju wchodzić do cudzego domu bez wyraźnego zaproszenia, spodziewała się jednak, ze Billy może po prostu nie być w stanie tych drzwi jej otworzyć - liczyła, że nie pogniewa się za ten nietakt.
- To ja Poppy! - zawołała jeszcze, zamykając za sobą starannie drzwi i zsuwając z ramion lekki płaszcz; koszyk, który ze sobą przyniosła postawiła na najbliższym kredensie. Wystawał z niego dorodny, zielony por, kilka marchewek i owinięty w brązowy papier kurczak. Aby dojść do zdrowia Billy musiał porządnie zjeść; nie było przy nim Sally, przynajmniej nie fizycznie, ale i to pragnęła mu zrekompensować - w końcu to ona uczyła ją gotować jeszcze kilka tygodni wcześniej, dlatego pragnęła przygotować mu zupę wedle przepisu młodszej siostry.
- Pozwoliłam sobie wejść, abyś nie musiał wstawać niepotrzebnie... - wytłumaczyła się, czując wewnętrzną potrzebę usprawiedliwienia swojego niecnego uczynku.
Poppy Pomfrey
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie prze­czu­łam w głę­bi snu,
że je­że­li gdzieś jest pie­kło,

to tu

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Rozważna i romantyczna
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4756-poppy-pomfrey#101735 https://www.morsmordre.net/t4768-listy-do-poppy#102037 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f322-woodbourne-avenue-13-7 https://www.morsmordre.net/t4787-skrytka-bankowa-nr-1224#102337 https://www.morsmordre.net/t4784-poppy-pomfrey#102285
Pokój dzienny
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach