Calhoun Viggo Goyle
Nazwisko matki: Wilkes
Miejsce zamieszkania: pokój w Parszywym Pasażerze
Czystość krwi: czysta ze skazą
Status majątkowy: średniozamożny
Zawód: żeglarz, przemytnik
Wzrost: 191 cm
Waga: 85 kg
Kolor włosów: jasny brąz
Kolor oczu: zielony
Znaki szczególne: mała blizna na prawym policzku, częsty sarkastyczny uśmiech błąkający się w kącikach ust, nieodłączny zapach dymu papierosowego i czasami anyżu pochodzącego z Zielonej Wróżki, silny akcent typowy dla krajów północy, najczęściej ubrany w długi czarny płaszcz, duże podkrążone oczy
11 cali, dość sztywna, judaszowiec, jad bazyliszka
Durmstrang
brak
martwe ciało siostry
metaliczny zapach krwi, morska bryza, siostrzane perfumy
martwe ciało ojca
praca, gra na fortepianie
nie dotyczy
gry karciane, szachy czarodziejów, picie zielonej wróżki
szumu morza, szant, fortepianowej
Bill Skarsgård
Podobno człowiek rodzi się z określonym przeznaczeniem; piętnem, które towarzyszy mu już do ostatniego tchu. Królowie przychodzą na świat by nim władać, poddani by im służyć, a los przegranych jest nieodzownie zapisany w księdze życia, odkąd tylko powstał wszechświat. Podobno nie sposób jest zapobiec rodzącemu się szaleństwu, które jest niczym żywy organizm - rozwija się już od poczęcia, zaszczepiając się w rosnącym płodzie, by wyjść z łona matki niczym wirus i zapanować nad życiem dorastającego młodego człowieka. Pielęgnowane, dokarmiane dzięki ciekawości, dzięki doznaniom, dzięki odkrywaniu nowych granic, dzięki zdawaniu sobie sprawy o możliwościach, które zapewniał świat. Jak rak powiększa się, pożerając żywiciela, który nie ma innego wyboru jak jedynie poddać się tej sieci pająka, która pochłania go w szczelny kokon. Szaleństwo nie polega na braku wiedzy o przeszkodach w realizacji celu, do którego dążymy, ale na trzymaniu się celu, mimo gromadzonych dowodów, że jest on nieosiągalny. Jednak czy oznaczało to, że wszyscy mieli się odsunąć od ów celu? Od tego co dla normalnych ludzi było nieosiągalne? Niewidoczne? Ów złoty środek do przekraczania granic jakim było szaleństwo było potrzebne w społeczeństwie. Napędzało pionierów i ludzi godnych zapamiętania przez historię. Z takim przekonaniem w bólach swojego trzeciego syna rodziła Barbara Wilkes, zaciskając pięści na pościeli w rodzinnym domu Goyle'ów i starając się nie krzyczeć. Od wielu już godzin próbowano wydostać z jej ciała noworodka, który jakby już wtedy chciał udaremnić pomyślność tego wydarzenia. Od początku było wiadomo, że życie Calhouna nie będzie proste jak zresztą i on sam - zapierający się nawet przed ujrzeniem zewnętrznego świata. Trzech uzdrowicieli starało się nie dopuścić do rodzinnej tragedii, walcząc ze skomplikowanym porodem i starając się nie rozerwać przy okazji narządów wewnętrznych matce ani nie skrzywdzić dziecka. Któremu o mały włos się nie udało zabić swojej rodzicielki jak narowisty sztorm, zamierzający zgnieść osamotniony na morskich wodach statek. Barbara straciła dużo krwi, ale w końcu pozwolono jej potrzymać nowo narodzonego potomka, który przyniósł jej tyle cierpienia. Nazwała go Calhoun - dumnym wojownikiem potrafiącym odwrócić bieg każdej bitwy. Wszak była bliska śmierci, a jednak dzięki nagłemu przekręceniu się dziecka - przeżyła. Nie mogła jednak wiedzieć, że jej wiara w szaleństwo zrodziła wyznawcę czystego chaosu.
One moment you're lost in a
carnival of delight...
Ludzie zazwyczaj nikczemnieją stopniowo. Możliwe że tak było podobnie z Calhounem, wszak jego szaleństwo dojrzewało wraz z wiekiem czarodzieja, nie zwracając początkowo niczyjej uwagi. Patrząc w szeroko rozwarte, niemal żabie oczy małego chłopca ciężko było dostrzec coś poza ciekawością i rodzącą się iskrą inteligencji. Zanim jeszcze osiągnął wiek dwóch lat mówiono o tym, że jego spojrzenie należało do tych, które przenikały na wskroś. Nieruchome i uważne śledziło bowiem każdego kto się pojawił w ich zasięgu. Obserwowało dwójkę starszych braci, którzy niczym czujne psy podążali za ojcem, przytakując mu na każde słowo - zapatrzeni, zasłuchani, zaślepieni. I Calhoun też taki był, chociaż wolał zachowywać dystans. Był z początku cichym dzieckiem, wyrzutkiem, który wolał częściej spędzać czas w osamotnieniu niż w towarzystwie niewiele starszego rodzeństwa. Dlatego nazywali go jego drugim imieniem jakby na podkreślenie jego odmienności, która prezentowała się nie tylko w sposobie bycia, ale również i wyglądzie. Viggo. Tak go nazywali, przypominając sobie i jemu, że nie należało tolerować odmienności - wszyscy w rodzinie Goyle powinni być jednomyślni, trwający przy tradycjach i krwiożerczych opowieściach. Calhoun słuchał więc historii, które miały ukształtować jego pojęcie o pochodzeniu silnie związanych z morzem przodków, zupełnie jakby już same słowa sprawiały, że i oni byli im równi. Podziwiał bohaterów tych opowieści, nie jednak za to, że potrafili omotać dzikie wody mórz i oceanów, zapuszczając się w najodleglejsze zakątki świata; nie za niezmierzone bohaterstwo i odwagę, które nie miały sobie równych; nie za to, że syreny śpiewały im piosenki na dobranoc niczym zakochane, podporządkowane branki. To nie sprawiało, że ciarki ekscytacji przebiegały wzdłuż chudego kręgosłupa chłopca. To każda wzmianka o przelanej krwi, która kapała z ciał ofiar na deski podkładu przyciągała jego uwagę. Chciał wiedzieć więcej o tym jak jednym machnięciem nadgarstka różdżka przecinała skórę niczym najcieńszy z materiałów, a potem pozwalała by ofiary dławiły się we własnej krwi. Jak życie z nich uciekało. Jak w konwulsjach starały się uciec przed doganiającym je przeznaczenie - nieuniknionym i zbierającym swoje żniwo. Od dawna Goyle'ów wszak przezywano rodziną piratów i rzeczywiście w niektórych zastanawiających szczegółach – w charakterze ich domu, w ozdobach w głównej sali, w obiciach sypialnianych pokoi, w drewnianych freskach na meblach, a przede wszystkim w galerii starych obrazów, w zewnętrznym pozorze biblioteki i wreszcie w zgoła osobliwej zawartości owej biblioteki – tkwiło coś, co aż nadto usprawiedliwiało owo mniemanie. Przebijającego się przez to morza nie sposób było zbagatelizować, a odwiedzając ów domostwo wiedziało się z czym wiązali swoje życie domownicy. Najmłodszy z trzech synów również kochał nieznane wody, jednak rzeczywistość była dla niego czymś drugorzędnym. Zdawało się, że ów dziecko pochłonięte marzeniami, nie zważało na otaczające je wydarzenia, które potrącały się o niego jak sny. Nikt jednak nie wiedział, że gdy ów oderwanie od chwil obecnych brano za rozmarzenie, szaleńcze pomysły własnej krainy stały się zamiast rzeczywistości nie tylko celem codziennego bytowania, ale całym światem samym w sobie. To w nim stworzył własną iluzję, która wskazywała mu drogę postrzegania tego, co dla innych było namacalne i oczywiste. Nie podziwiał ojca jak Cadan, który upodobał sobie postać rodzica niczym mitycznego Caerusa, kreując zakłamany, nieprawdziwy obraz. Calhoun gromadził dziwną, rosnącą z każdym dniem nienawiść zwróconą w stronę Cadmona, który był niczym pusty monument - mówił tak wiele o zatwardziałości ich rodziny władającej morzami, a sam nie był ich nawet najdrobniejszym pierwiastkiem. Surowy, twardy niczym północne wiatry wiejące znad Normandii głos mężczyzny dźwięczał nicością, ożywając się jedynie wówczas gdy nadchodził czas opowieści o przodkach; o dokonaniach, którego sprawcą nie był i nigdy nie miał zostać. I tak jak bracia pragnący zdobywania pirackiej chwały na rozlanych po świecie wodach mórz, tak Calhoun chciał zasmakowania unoszących się nad pokładem oparów krwi jak w ojcowskich opowieściach - dostrzec rodzący się tam chaos i podziwiać rozlewający się po ludziach strach. Niechęć do rodzica jeszcze bardziej pobudził sam Cadmon, który oczekiwał, że jego najmłodszy syn równie szybko jak pozostała dwójka ukaże swoje magiczne zdolności. Gdy trzeci rok życia minął bez żadnych wyniosłości, potem czwarty również w ciszy, a zaczynał się piąty, głowa rodziny straciła cierpliwość. Mimo młodego wieku Calhoun potrafił zapamiętać rzucone wtedy w gniewie słowa przepełnione furią, pewnością i zawiedzeniem. Bo ty nie jesteś moim synem mogłoby wywołać płacz, strach, zaskoczenie w ciele dziecka, jednak jeśli tego rodziciel oczekiwał po Calu, musiał zderzyć się z zimną skałą obojętności. Chłopiec nie poruszył się. Stał wciąż z tym samym wyrazem twarzy, nie wyrażającej niczego innego poza powagą. A oczy wbite w te ojcowskie nie pozwalały odwrócić spojrzenia - bo one wciąż potrafiły przejrzeć człowieka na wylot, nieruchome i uważne. Nie wymawiając słowa, chłopiec zawarł niepisaną umowę wraz z rodzicem odrzucając go jako kogoś połączonego z nim krwią. Wtedy nie zdawał sobie z tego sprawy, ale w późniejszych latach przywoływał to wspomnienie z uśmiechem jako podwalinę do zerwania kontaktu z ojcem. Cadmon nie zaprzestał jednak zabierania swoich synów na morze. Wypływali przed świtem swoim statkiem i wracali późnym popołudniem, a gdy chłopcy mężnieli rejsy stawały się dłuższe i bardziej wymagające. Magia jakby pobudzona morskimi bryzami drgnęła w niewielkim ciele chłopca, przynosząc jedną z gorszych nocy dla załogi rodzinnego okrętu. Wszystkich zbudził krzyk w ciemnościach na podkładzie, który przerwał nocne mary. Gdy marynarze wybiegli na pokład, mogli zobaczyć jednego ze swoich zawiniętego w grube kantrafały zupełnie jakby liny na statku ożyły, chcąc pozbyć się krzyczącego mężczyzny. Dopiero po chwili dostrzeżono chłopca stojącego niedaleko przy bakburcie i usilnie wpatrującego się w całe zamieszanie. Cadmon domyślił się, co się wydarzyło i dopiero silny policzek wymierzony Calhounowi odwrócił całą sytuację. Liny rozluźniły się, wracając na swoje miejsca, jednak nikt nie wiedział, co spowodowało tak nagły przejaw magii, bo Cal nie zamierzał o tym mówić. I chociaż początkowo wszystkich to przerażało, pozwolono mu dalej oswajać z morzem i hartować na zimnych wodach. Z biegiem lat zaczął również rozumieć na czym polegały poszczególne zadania na statku. Czerpał z tego przyjemność, nie potrzebując niczego innego. Dni mijały na tym samym - morze, port, znowu morze, dom... Bezkresne morze. Lata dzieciństwa nie były jednak pełne zagadek i ciemności. Matka potrafiła zadbać o swoje dzieci i dać im pewien rodzaj ciepła - taki, na jaki było ją stać. Jednak Cal nie do niej się przywiązał, a ojciec tyle czasu go odtrącał, aż stracił zaufanie. Pojawienie się najmłodszej z rodzeństwa Goyle zaciekawiło chłopca na tyle, że spędzał przy jej łóżeczku niemal całe dni, obserwując wzrastanie kolejnego członka rodziny. Może dlatego Barbara nigdy nie została wsparciem dla swojego syna, skoro ten wolał czuwać nad Caley, przy której zapominał o wyobrażeniach pochłoniętym przez krew statkiem, o ludziach leżących nieruchomo, martwych. To on starał się rozjaśniać jej te ciężkie czasu, gdy rozpoczęła się Wielka Wojna Czarodziejów. Gdy czekali na pojawienie się spóźnionego statku ojca, gdy matka wypatrywała sowy od braci znajdujących się w szkole. Gdy mieli tylko siebie.
neon of puberty all that
sentimental candyfloss
Silna więź, która wywiązała się wtedy między rodzeństwem musiała zostać wystawiona na próbę wraz z rozpoczęciem nauki przez Calhouna w Durmstrangu. A wtedy wszystkie myśli, które były tłamszone przez Caley wróciły. Zupełnie jakby przypominały o sobie z niewymownym wręcz nasileniem, bombardując umysł chłopca i znów chciały zapanować nad jego jestestwem. A on im na to pozwolił i to bez większych problemów czy oporu ze swej strony. Bez siostry u boku mógł skupić się na tym, co wcześniej, chociaż nie oznaczało to, że o niej zapomniał. Gdy tylko mógł, słał adresowane do Caley listy, pomijając przy tym całkowicie strudzonych rodziców. O starszych braciach, którzy towarzyszyli mu w szkole nie wspominał, wiedząc, że sami woleli trzymać się od niego z daleka - ów wyobcowanie wszak towarzyszyło mu od zawsze, więc nie przeszkadzało mu ono podczas zdobywania odpowiedniej wiedzy, a wręcz podsycało uśpiony, intrygujący zapał. Cal przelewał więc uwagę na kolejne woluminy dotyczące zaklęć, które zafascynowały go od pierwszych zajęć pozwalając, by rozejrzał się szerzej - poza granice wiedzy wyniesionej z domu, gdzie królowała żegluga jak i czarna magia. Ta ostatnia najmniej w swej istocie pociągała najmłodszego z synów Goyle'ów. Nie dlatego, że była nieprzydatna, ale dlatego, że była prosta. Nie wymagała odpowiedniego szukania, rozsmakowywania się w najdrobniejszych szczegółach, które według Calhouna były najważniejsze i kluczowe w doskonaleniu się w dziedzinie czarów. Wolał poszerzać możliwości tam, gdzie ciężko było je dostrzec jak chociażby odnajdując odpowiedników czarnej magii w samych zaklęciach. I nie robił tego, by komuś coś udowodnić, ale dlatego, że sprawiało mu to czystą przyjemność. Teraz ów elementy przejęły władzę po ojcowskich opowieściach i oddawał im się z rozkoszą. Uwielbiał znajdować się w centrum dyskusji na wybrany temat, mogąc wykazać się analizą wypadków, które z perspektywy zdawały się być odległe i nie mające żadnych powiązań. Ironiczny, sarkastyczny dowcip często mu towarzyszył, jednak był to zupełnie inny rodzaj poczucia humoru od tego reprezentowanego przez Cadana. Podobnie jak on Cal zapisał się do Akademii Morskiej, ale na tym cechy wspólne między braćmi się kończyły i gdyby nie nazwisko, nikt nie mógłby ich ze sobą powiązać jakimkolwiek pokrewieństwem. Jak do starszego ciągnęło więcej osób, tak młodszego zdecydowanie unikano głównie poprzez brak hamulców, które doprowadzały do zadarcia z nieodpowiednimi uczniami czy profesorami. Calhoun uwielbiał prowadzić z nimi potyczki mentalne, udowadniając raz za razem, że ich argumentacja w przeciwieństwie do jego była na straconej pozycji, a przy okazji doskonale zdawał sobie sprawę z konsekwencji na niego później czyhających. Po prostu go nie obchodziły. Jego irytująca obecność w murach Durmstrangu chyliła się ku końcowi wraz z nadchodzącymi egzaminami, które miały odciąć go od tego etapu w życiu. Wiedział, że jego celem będzie powrót na morze i statek, dlatego nie brał na siebie zbyt wielu przedmiotów, woląc się skupić na mniejszej ilości dziedzin. Dlatego nic dziwnego, że zaklęcia poszły mu wybitnie dobrze, chociaż przez wcześniejsze lata edukacji przynosił jedne z gorszych ocen z zielarstwa i eliksirów, nad czym ubolewała matka. Dzięki naukom ojca i woluminom znajdującym się w rodzinnej biblioteczce astronomia nigdy nie sprawiała mu kłopotów, podobnie jak czarna magia chociaż nie przykładał się do niej tak bardzo jak powinien. Nie obchodziło go, co myśleli rodzice, gdy przynosił rok po roku oceny, a później wyniki egzaminów - jedyne zdanie, które się dla niego naprawdę liczyło należało do jego siostry. Tęsknota za nią jedynie sprawiła, że Cal niechętnie myślał o rejsie z braćmi, który od teraz miał zacząć dla niego kolejną część życia - tą, do której przygotowywał się tyle czasu. Caelan wiedział, że przyjęcie najmłodszego z ich trójki będzie wyzwaniem nie tyle pod względem hierarchicznym, co psychicznym. Specyfika charakteru, słowa i obojętność na skutki sprawiały, że zapanowanie nad takim człowiekiem jak Calhoun graniczyło praktycznie z zerem. Wywiązywał się doskonale ze swoich zajęć na statku, ale nieustanne podejmowanie ryzyka, sięganie daleko poza granice zdrowego rozsądku, narażanie na gniew innych czyniło go nieprzewidywalnym, niebezpiecznym i niereformowalnym. Nie raz już doprowadzał do rezygnacji członków załogi, bójek i nie zamierzał przestawać widocznie czerpiąc z tego pewnego rodzaju satysfakcję. Po niespełna roku wspólnych rejsów, nieskończonej ilości rozmów na temat odpowiedzialności za rodzinne dobro, Cal po prostu zniknął. Wysiadł na jednym z portów w Norwegii i nie wrócił już do braci, posyłając Caley list z krótkim wyjaśnieniem, że żyje.
you don't want to be
Tego czego mógł, już nauczył się od rodziny, jednak zawsze ciągnęło go do samodzielności. Do sprawdzenia gdzie leżały granice jego własnej poczytalności lub dowiedzieć się, że nigdy ich nie było tylko reszta ludzkości była zbyt bojaźliwa, by pójść o krok naprzód. Z racji na dobrą znajomość języka norweskiego jak i typowy wygląd dla Norwegów nie miał trudności ze znalezieniem pracy jako marynarz - obcokrajowcy nie byli w tym czasie zbyt mile widziani ze względu na Wielką Wojnę Czarodziejów i wzrastającą przez to nieufność do ludzi innego pochodzenia. Rejsy były krótkie i oscylujące na niewielkie odległości w granicach Europy Północnej, dlatego skład jak i statki często ulegały zmianie - nikt więc nie miał czasu na poważniejsze znajomości, nikt nie interesował się, że nagle ktoś zniknął. Ludzie przychodzili i odchodzili. W pewnym momencie Cal poznał starszego kapitana budzącego szacunek u innych marynarzy. Jego wrodzona ciekawość i chęć sięgania po więcej i dalej niż reszta kazała mu dowiedzieć się dlaczego tak właśnie było; zamierzał to zrobić pomimo, a może wręcz dlatego, że odradzano mu podjęcie tego kroku. Bezpośrednie pytanie nie skończyło się najlepiej, gdy silny cios wyszedł naprzeciw twarzy młodego Anglika, jednak zamiast przeklinania z ust Goyle'a wydobył się jedynie śmiech i uznano go za szaleńca. Później tak długo przychodził do kapitana, aż ten zdecydował się poddać i ulec natrętowi, którego nic nie zrażało przed kolejnym podejściem i zadaniem tego samego pytania. Jak to robisz, że tak się ciebie boją? Bądź co bądź nie było to okazywanie szaleństwa, ale uporu i dążenia do wyznaczonego celu, chociaż każdy widział to, co chciał i Calhoun nie zamierzał nikogo wyprowadzać z błędu. Im rzeczywistość miała więcej twarzy tym lepiej. I ciekawiej... Dał się już wcześniej poznać jako zdolny, acz trochę nieobliczalny, młody przestępca, dlatego kazano mu w końcu stawić się na wybrany pokład, który przypominał bardziej kuter niż prawdziwy statek i tej samej nocy Goyle dowiedział się, czym zajmował się ów marynarz. Praca w takich warunkach uczyła jednak pewnych ważnych dla przemytnika cech - precyzji i szybkości. Nie wiedząc czy za chwilę nie pojawią się odpowiednie władze, trzeba było być czujnym i gotowym na wszystko. Przez kolejne półtora roku uczył się fachu i zdobył pewien szacunek - był dobry w wywijaniu się słowem od podejrzeń. Potrafił być w jednej sekundzie uprzejmy i pokorny, by w drugiej wrócić do złowieszczego uśmiechu, który błąkał się na jego ustach. Rozwinął nie tylko swój wrodzony talent do tworzenia werbalnych rewolucji tam gdzie nigdy wcześniej nikt tego nie zrobił, aby nadać rzeczom nowe znaczenie, jednak specyfika kłamstwa zawsze szła z tym w parze. Wystarczyło jedno popchnięcie, by zrozumiał na czym to polegało - by wyczuł, że granica była cieńsza niż można było przypuszczać. W międzyczasie utrzymywał kontakt z Caley, chociaż nie wszystkie listy od siostry dochodziły do jego rąk, gubiąc się w setkach innych kopert. Do tego zmiany miejsc pracy wcale nie pomagały się odnaleźć. Każde jednak słowo, które spisywał w stronę najmłodszej z rodzeństwa Goyle miało w sobie wiele namaszczenia, a i ona potrafiła zrozumieć brata lepiej niż ktokolwiek, chociaż rozłąka trwała dwa ciężkie lata. Życie z daleka od niej w końcu go znudziło, więc postanowił wrócić do Anglii - do domu, do niej. Gdy pojawił się w rodzinnym mieście, zastał Cadana z żoną i dzieckiem zgodnie ze słowami korespondencji, jednak nie za bardzo go to obchodziło. Nie interesował go charakter nowego nabytku brata; wiedział, że syndrom matczyny nie opuścił go tak łatwo. Taki sam chłód, ten sam duszny zapach ziół i zwierzęcych części ciała - Calhoun za dużo naoglądał i nawdychał się tego w dzieciństwie, by nie potrafić dostrzec uderzających, nachalnych wręcz podobieństw. To nie ów spotkanie jednak było tym przełomowym. Pracując wraz z braćmi na jednym statku, mógł nadrobić tamte stracone lata z jasnowłosą panną Goyle, odnajdując w niej spokój i pociechę. Już sama jej obecność i sposób czytania potrafiły przywrócić mu trzeźwość umysłu. Uczucie, którego doznał wobec swej najdroższej przyjaciółki, powierniczki i siostry, było głębokim, lecz zgoła swoistym uczuciem przywiązania. Przez kolejne cztery lata podczas rejsów pracował ramię w ramię ze starszymi z rodzeństwa, a jedynym co go trzymało na angielskich wodach była wizja powrotu do Caley. Nie było go jednak gdy z dziewczynki stawała się młodą kobietą, do której lgnęło wiele męskich oczu bezwstydnie pochłaniając spojrzeniami to, co było drogie jego sercu. Ile zazdrości, ile nienawiści tłamsił w sobie, dostrzegając te przychylne rodzicom gesty w stronę młodszej siostry. Im starsza się robiła, tym piękniejsza się stawała. Tym fakt jej zamążpójścia niebezpiecznie zbliżał się do terminu urzeczywistnienia. Jemu również ojciec od lat nie chciał dać spokoju z małżeństwem, chociaż częsta nieuchwytność syna sprawiała, że Cadmon tracił cierpliwość. Nie panując nad najmłodszym synem, nie mógł doprowadzić do spotkania z potencjalną kandydatką na żonę, a gdy Calhoun już się zjawiał, robił wszystko, by druga strona go znienawidziła. Takim też sposobem dość szybko rozeszła się wieść o złej sławie jednej z latorośli Cadmona i Barbary, niwecząc przyszłe próby aranżowania związku. Braku rezultatów jak i plotki sprawiły, że głowa rodziny Goyle zrezygnowała z tego pomysłu, woląc skupić się na dwóch wiernych synach i córce. Zwolniony z natręctwa ojca, Cal ten jeden raz powiedział Caley wszystko - o tym co robił, o tym co do niej czuł. Działo się to w przypływie nostalgicznej fali, która ani wcześniej ani później już mu się nie zdarzyła. Wiem. Nie mogła jednak dać mu odpowiedzi, której oczekiwał, by wspólnie zniknąć, by zostawić rodzinne obowiązki, by zapomnieć o ojcu, który zawsze ją upadlał, winiąc ją za to, że była kobietą. Jednak Calhoun nie był cierpliwy i szybko się nudził, dlatego nie mógł czekać na odpowiedź bez końca - nawet, a może szczególnie dlatego że tyczyła się najważniejszej osoby w jego życiu. Odpłynął ponownie, wracając do krajów swoich przodków, do krajów Północy, gdzie spędził kolejne lata na szmuglowaniu upragnionych skarbów dla serc krajów Europy.
ambiguous-shaped things you'd rather forget
Jednak szybko odkrył, że ten brak odpowiedzi ugodził go o wiele mocniej i dogłębniej niż początkowo sądził. Bowiem bez niej był tylko zbłąkanym psem, który robił wszystko byle tylko znów dać się pochłonąć ciemności - ciemności, z której się zrodził i która zawsze tam była, by czekać na niego i by pomóc usidlić ból. Bez promiennego blasku jej oczu wszystko szybko traciło swój urok. Sam czuł, ile zawiązków obłędu taiło się we wspaniałych, fantastycznych zdobieniach statków, w hieratycznych rzeźbach egipskich, w dziwacznych gzymsach i sprzętach, które wraz z dawnym kapitanem przemycali między granicą ziemi i wody. Właśnie wtedy też znalazł ujście przyjemnościom w Zielonej Wróżce, a fortepian na długich rejsach stał się miejscem początkowych, acz dość trafnych występów, które miały złagodzić monotonie podróży. Jednak nie był to jedynie czas dekadencji jak mogłoby się zdawać, bo myśl o opuszczonej w gniewie siostrze nie dawała Goyle'owi spokoju, a to sprawiło, że jeszcze bardziej zdziczał i zaczął zastanawiać się nad planem równie szalonym, co niedorzecznym. Kapitan wszak zaniemógł. Wcześniej żywe oczy straciły przenikliwość; białe palce nabrały woskowej przejrzystości marmurowych płyt, a błękitne żyłki na czole wznosiły się i opadały szybko. Całymi dniami wył z bólu, a załoga wraz z nim patrząc na to bolesne widowisko. Mózg Calhouna nurzał się w obłędzie, gdy słuchał tej melodii, tych zachceń i uroszczeń, o jakich przedtem nie śniła ludzkość. Jako jeden z najbardziej zaufanych ludzi najczęściej znajdywał się w kajucie kapitańskiej, posada kwatermistrza dawała mu również spore poparcie wśród załogi, dlatego też pewnej nocy, wiele dni przed dopłynięciem do celu postanowił postawić ten krok, który przerażał wszystkich. Otumanił czarami kapitana, który sam popełnił ostatnimi siłami samobójstwo, a wraz z tym zostawił statek pod dowództwem Goyle'a. Nie trzeba było się domyślać, że szybko na pokładzie zaczął szerzyć się bunt, jednak zwolennicy Cala pomogli mu rozprawić się z nielojalną częścią załogi. Jego przywództwo trwało niespełna rok, gdy po minięciu dwudziestu czterech miesięcy na brzegach Wysp Owczych dostał kopertę. Wrócił wraz z listem, który podpisany słowami Potrzebuję Cię mógł zostać spisany ręką tylko jednej osoby na świecie. Dla której mógł zostawić wszystko, co miał. Nie minęło jednak wiele nim wsiadł na znany sobie, rodzinny pokład. Nieszczęście ma wiele twarzy i rozmaite postaci, a tamtejszej nocy przybrało właśnie jego. Była to straszna szkoda, że Cadan przegapił odpowiedni moment, w którym jego przyjaciel grał rolę główną. Niestety nie można było cofnąć czasu o ułamek sekundy, w której rozluźniony bom roztrzaskał mężczyźnie czaszkę. A jego brat zrobił dokładnie to, co każdy człowiek jego pokroju zrobiłby w tych okolicznościach - popadł w nieufność do najbliższych. Pochylony na prawie nierozpoznawalnym ciałem przyjaciela przypominał słabeusza, któremu zapomniano powiedzieć, że szaleństwo było jednym z wyjść awaryjnych, które pozwalało na zapomnienie. Odsunięcie się od rzeczywistości, która działała jak pętla na szyi. A w ciemnościach widać było złowieszczy uśmiech.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 0 | Brak |
Zaklęcia i uroki: | 25 | +2 (różdżka) |
Czarna magia: | 5 | +3 (różdżka) |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 15 | +5 (waga) |
Zwinność: | 10 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Język obcy: norweski | II | 2 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Astronomia | I | 2 |
Kłamstwo | II | 10 |
Retoryka | II | 10 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Ukrywanie się | I | 2 |
Zastraszanie | II | 10 |
Zręczne ręce | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Wytrzymałość fizyczna | I | 2 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Muzyka (fortepian) | I | ½, |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Pływanie | I | 1 |
Żeglarstwo | III | 25 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Genetyka (jasnowidz, półwila, wilkołak lub brak) | - | 0 |
Reszta: 3,5 |
Różdżka
Witamy wśród Morsów
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 04.01.18 19:19, w całości zmieniany 1 raz
[28.11.17] Ingrediencje (maj)
[01.11.18] Ingrediencje (wrzesień/październik)
[30.12.17] [G] Zakup kota, -10 PM
[15.05.18] Zakup zamiennika sowy (kruk), -75 PD
[01.07.18] Wsiąkiewka (maj/czerwiec), +90 PD, +2 PB
[21.12.18] Zdobycie osiągnięcia: Weteran, +100 PD
[02.01.19] Zakup używek (Tęgoskór Żelaznozęby, 10 sztuk), -20 PD
[02.01.19] [G]Rozwój postaci, Zakup: Widły (5 sztuk), Wróżkowy pył (5 sztuk), Złota Rybka (10 sztuk)