Piwnica
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Piwnica
Niewielkie pomieszczenie znajdujące się zaraz pod przedpokojem. Dostać się tu można przez klapę w podłodze zwykle przykrytą niewielkim dywanem oraz po drabinie zawsze ustawionej pod dziurą. Pomieszczenie oświetla kilka świeczek ustawionych pod ścianami na świecznikach. W starych meblach nie wymienionych podczas remontu, a jedynie trochę podreperowanych znajdują się wszelkiej maści przetwory autorstwa młodego cukiernika. W koszach znaleźć można zapasy warzyw, od jakiegoś czasu mieszkańcy Rudery pracują także nad winem domowej roboty, czego skutki można tutaj odnaleźć. Jest to także, a może przede wszystkim mieszkanie bardzo przyjaznego ghula, który z entuzjazmem obrzuca każdego gościa ogryzkami, ziemniakami i generalnie wszystkim co ma pod ręką, mamrocząc przy tym jakieś dziwne odgłosy.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
|10.05.1956r, wczesne popołudnie
Było lepiej. Zaczynał wierzyć, że mają nawet szansę dać sobie radę. Było w Ruderze mnóstwo osób, które chciały pomóc, wszyscy łatali ściany, usiłowali wzmacniać zaklęcia chroniące je - choć to nie było proste zadanie. Jeszcze inni usiłowali jakoś pozbywać się wody lub ratować sprzęt, jaki znajdował się w domu. Każda para rąk była w tej chwili wręcz nieoceniona.
Bertie szturchnął kuzyna.
- Piwnica już i tak pewnie jest basenem, ale może warto spróbować ją poratować póki ściany w miarę się trzymają. Pozostali dają radę ze wzmacnianiem zaklęć. - nie było sensu, żeby wszyscy robili to samo. I tak panował tu chaos, choć wszystko o dziwo szło ku dobremu. Dawali radę. Będzie dobrze. Musi być dobrze.
Ktoś chyba zwinął dywan i wyniósł na górę - na szczęście, inaczej ten byłby w tej chwili dużą przeszkodą. Podniesienie klapy samo w sobie z resztą i tak nie będzie łatwe przy takim naporze wody i widząc jak Matt się schyla żeby sięgnąć do niej, Bertie uniósł sceptycznie brwi.
- Urodziłeś się z magią zamiast mózgu. - oznajmił jedynie, samemu wyciągając jednak różdżkę. Nie znał zaklęcia, które byłoby w stanie otworzyć klapy pod wodą, trzeba było się jej pozbyć - naprawienie tej szkody jednak nie wydawało mu się wielkim problemem w tej chwili. Jeśli tylko Rudera ocaleje ten potop, niewątpliwie będzie potrzebowała drobnego odświeżenia i to będzie wtedy pikuś.
Ale Rudera będzie istnieć, a oni będą mieli gdzie mieszkać.
- Sezam Materio.
Mruknął, wskazując różdżką na klapę od piwnicy w nadziei, że ta zostanie zaraz rozwalona. Na dole pewnie jest jeszcze więcej wody niż tutaj, pewnie wszystko co jest teraz na parterze zaraz lunie w dół, jednak nie było innego sposobu, na dole było kilka cennych rzeczy które nie mogą moczyć się cholerną dobę.
A po dłuższej chwili namysłu i charakterystycznym odgłosie rzucania czymś w ścianę, Bertie odczuł lekki ścisk. No tak - w piwnicy jest też coś żywego.
Spojrzał na kuzyna.
Było lepiej. Zaczynał wierzyć, że mają nawet szansę dać sobie radę. Było w Ruderze mnóstwo osób, które chciały pomóc, wszyscy łatali ściany, usiłowali wzmacniać zaklęcia chroniące je - choć to nie było proste zadanie. Jeszcze inni usiłowali jakoś pozbywać się wody lub ratować sprzęt, jaki znajdował się w domu. Każda para rąk była w tej chwili wręcz nieoceniona.
Bertie szturchnął kuzyna.
- Piwnica już i tak pewnie jest basenem, ale może warto spróbować ją poratować póki ściany w miarę się trzymają. Pozostali dają radę ze wzmacnianiem zaklęć. - nie było sensu, żeby wszyscy robili to samo. I tak panował tu chaos, choć wszystko o dziwo szło ku dobremu. Dawali radę. Będzie dobrze. Musi być dobrze.
Ktoś chyba zwinął dywan i wyniósł na górę - na szczęście, inaczej ten byłby w tej chwili dużą przeszkodą. Podniesienie klapy samo w sobie z resztą i tak nie będzie łatwe przy takim naporze wody i widząc jak Matt się schyla żeby sięgnąć do niej, Bertie uniósł sceptycznie brwi.
- Urodziłeś się z magią zamiast mózgu. - oznajmił jedynie, samemu wyciągając jednak różdżkę. Nie znał zaklęcia, które byłoby w stanie otworzyć klapy pod wodą, trzeba było się jej pozbyć - naprawienie tej szkody jednak nie wydawało mu się wielkim problemem w tej chwili. Jeśli tylko Rudera ocaleje ten potop, niewątpliwie będzie potrzebowała drobnego odświeżenia i to będzie wtedy pikuś.
Ale Rudera będzie istnieć, a oni będą mieli gdzie mieszkać.
- Sezam Materio.
Mruknął, wskazując różdżką na klapę od piwnicy w nadziei, że ta zostanie zaraz rozwalona. Na dole pewnie jest jeszcze więcej wody niż tutaj, pewnie wszystko co jest teraz na parterze zaraz lunie w dół, jednak nie było innego sposobu, na dole było kilka cennych rzeczy które nie mogą moczyć się cholerną dobę.
A po dłuższej chwili namysłu i charakterystycznym odgłosie rzucania czymś w ścianę, Bertie odczuł lekki ścisk. No tak - w piwnicy jest też coś żywego.
Spojrzał na kuzyna.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 16
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 16
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
To nie był najlepszy początek dnia. Właściwie nie mogłem sobie wyobrazić gorszego, a z chwili na chwilę sytuacja tylko się pogarszała. Do tego przez te wczorajsze szwendanie oraz równie wczorajszą Lily tragicznie słabo spałem. Właściwie mało co spałem. Potem zaś się nie dało spać bo Bert od rana darł się jak stare prześcieradło i przeżywał że mu chlupocze w domu, czego nie dało się nie zauwayc. Włsćiwie chlupotanie było w tym momencie niedopatrzeniem - tutaj wszystko pływało. Od rana wszyscy starali sięwalczyćz żywiołem ichcąc uchronić wszystko w Ruderze przed topieniem się.
Zaczepiony przez Bertiego skinąłem mu głową i zacząłem się za nim sunąć. Cały byłem mokry, stopy to mi już chyba zdążyły odmoknąć do tego stopnia bym czuł obawę o to co z nich pozostało. Na szczęście jak zeszliśmy niżej to mętnej wody było po kolona, tak, że mało co podłogi było widać. Kłopotem mogło być więc wymacanie klapy w podłodze prowadzącej do piwnicy. Stojąc jednak tam, gdzie powinna teoretycznie się znajdować uzbroiłem się w dobrą myśl i się pochyliłem mając w zamiarze ją po prostu otworzyć. Nie myślałem o tym, że to może być co najmniej trudne.
- O co ci znowu chodzi? Zachowujesz się jak rozkapryszona panienka. Nie pomagam - źle, pomagam - też źle - wyprostowałem się momentalnie po tym, jak kuzyn mój po prostu musiał dorzucić coś od siebie. Rozłożyłem przy ręce w zniecierpliwieniu. Oboje byliśmy dziś drażliwi. Jemu tonął dom którego nawet jeszcze nie spłacił (swoją drogą powód okazyjnie niskiej ceny stał się w tym momencie chyba aż nazbyt oczywisty), a mnie trochę suszyło i byłem niewyspany. Do tego oboje byliśmy powoli zmęczeni tą całą zabawą z wodą, której końca nie było. Starcia były nieuniknione. Tak więc teraz patrzyłem na niego z wyrzutem, zastanawiając się jaki to on ma lepszy pomysł na dostanie się do piwnicy. Prychnąłem widząc jak sięga po różdżkę.
- Jak ci wyrwie rękę to nie próbuj nawet prosić o pomoc - burknąłem, splatając ramiona na torsie, czekając na magiczny popis mając mimo wszystko nadzieję, że jak przyjdzie co do czego to straci co najwyżej kilka palców.
Zaklęcie mu jednak wyszło, a w piwnicy było mniej wody niż zakładaliśmy że będzie...w konsekwencji, cóż - grawitacja zrobiła swoje.
|Zaklęcie Berta okazało się zadziałać w praktyce na podobnej zasadzie co spłuczka w kiblu - wszechobecna woda zaczęła wsysać wszystko do piwnicy porywając ze sobą do jej wnętrza: 1-50 Bertiego, 51-100 Matta.
Zaczepiony przez Bertiego skinąłem mu głową i zacząłem się za nim sunąć. Cały byłem mokry, stopy to mi już chyba zdążyły odmoknąć do tego stopnia bym czuł obawę o to co z nich pozostało. Na szczęście jak zeszliśmy niżej to mętnej wody było po kolona, tak, że mało co podłogi było widać. Kłopotem mogło być więc wymacanie klapy w podłodze prowadzącej do piwnicy. Stojąc jednak tam, gdzie powinna teoretycznie się znajdować uzbroiłem się w dobrą myśl i się pochyliłem mając w zamiarze ją po prostu otworzyć. Nie myślałem o tym, że to może być co najmniej trudne.
- O co ci znowu chodzi? Zachowujesz się jak rozkapryszona panienka. Nie pomagam - źle, pomagam - też źle - wyprostowałem się momentalnie po tym, jak kuzyn mój po prostu musiał dorzucić coś od siebie. Rozłożyłem przy ręce w zniecierpliwieniu. Oboje byliśmy dziś drażliwi. Jemu tonął dom którego nawet jeszcze nie spłacił (swoją drogą powód okazyjnie niskiej ceny stał się w tym momencie chyba aż nazbyt oczywisty), a mnie trochę suszyło i byłem niewyspany. Do tego oboje byliśmy powoli zmęczeni tą całą zabawą z wodą, której końca nie było. Starcia były nieuniknione. Tak więc teraz patrzyłem na niego z wyrzutem, zastanawiając się jaki to on ma lepszy pomysł na dostanie się do piwnicy. Prychnąłem widząc jak sięga po różdżkę.
- Jak ci wyrwie rękę to nie próbuj nawet prosić o pomoc - burknąłem, splatając ramiona na torsie, czekając na magiczny popis mając mimo wszystko nadzieję, że jak przyjdzie co do czego to straci co najwyżej kilka palców.
Zaklęcie mu jednak wyszło, a w piwnicy było mniej wody niż zakładaliśmy że będzie...w konsekwencji, cóż - grawitacja zrobiła swoje.
|Zaklęcie Berta okazało się zadziałać w praktyce na podobnej zasadzie co spłuczka w kiblu - wszechobecna woda zaczęła wsysać wszystko do piwnicy porywając ze sobą do jej wnętrza: 1-50 Bertiego, 51-100 Matta.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
The member 'Matthew Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 57
'k100' : 57
Matt miał w gruncie rzeczy rację: to nie jego dom, tak na prawdę mógłby go olać i sobie pójść. Wiadomym było, że tego nie zrobi, tak czy inaczej jednak robił mu przysługę moknąc tu z nim cały czas, podobnie jak wszyscy inni a to że tu pomieszkiwał nie bardzo sytuację zmieniało. Bertie odetchnął, po prostu nie ciągnąc tematu, był zmęczony i w gruncie rzeczy przerażony, zderzenie z negatywną stroną rzeczywistości było dla niego bez wątpienia ciężkie.
Zaraz z resztą coś dziwnego zaczęło się dziać. Posmak krwi w ustach, lekka słabość wiążąca się z krwawieniem z nosa i dziwne, chłodne wrażenie w prawej ręce, która wyraźnie zsiniała. Być może zmęczenie przyciągało anomalie jeszcze mocniej, w taki sposób buntująca się magia jednak tym bardziej go przerażała.
Nad tym jednak też nie było czasu się zastanawiać, bo go otwartej klapy zaczęła szybko spływać woda. Bertie złapał mocno framugi drzwi i dzięki temu ustał na nogach, w tym czasie jednak Matt wraz z kolejnymi litrami wody wleciał do piwnicy.
- Jesteś cały? - odezwał się kiedy sytuacja się uspokoiła. W odruchu sięgnął po różdżkę chcąc trochę poświecić, dość szybko jednak uznał że to kiepski pomysł, złapał jedną z lewitujących w przedpokoju świeczek i pochylił się z nią nad klapą, rozglądając się przy tym za kuzynem, który chyba umiał pływać jednak w trakcie wypadku mógł bez problemu rąbnąć o coś głową czy się zachłysnąć. No, byłoby właściwie dziwnym gdyby nie rąbnął.
Wody było mnóstwo, aż trudno było cokolwiek oświetlić przy pomocy ognia, ale charakterystyczne odgłosy uderzania i bliżej nieokreślonego pojękiwania, mamrotania i charkania przypomniały mu o tym, że o mały włos nie utopili ghula.
Niedaleko miejsca w którym wynurzył się Matt, jakiejś beczki trzymało się małe stworzonko, które nie tak dawno napędziło starszemu Bottowi niemałego stracha.
- Dasz radę go tu przepchnąć? - spytał, choć spodziewał się że zwierzę zacznie się bronić jak tylko się zbliżą i sam też postanowił wejść do piwnicy, zdecydowanie mniej korozyjnie niż Matt. - Spróbuję znaleźć drabinę, żeby było z nim łatwiej wyjść. - w jednej ręce nadal trzymał świeczkę choć pływanie i uważanie na to, żeby jej nie zmoczyć nie było szczególnie łatwym zadaniem. Na szczęście drabina była spora i dość łatwo dało się ją wymacać.
Zaraz z resztą coś dziwnego zaczęło się dziać. Posmak krwi w ustach, lekka słabość wiążąca się z krwawieniem z nosa i dziwne, chłodne wrażenie w prawej ręce, która wyraźnie zsiniała. Być może zmęczenie przyciągało anomalie jeszcze mocniej, w taki sposób buntująca się magia jednak tym bardziej go przerażała.
Nad tym jednak też nie było czasu się zastanawiać, bo go otwartej klapy zaczęła szybko spływać woda. Bertie złapał mocno framugi drzwi i dzięki temu ustał na nogach, w tym czasie jednak Matt wraz z kolejnymi litrami wody wleciał do piwnicy.
- Jesteś cały? - odezwał się kiedy sytuacja się uspokoiła. W odruchu sięgnął po różdżkę chcąc trochę poświecić, dość szybko jednak uznał że to kiepski pomysł, złapał jedną z lewitujących w przedpokoju świeczek i pochylił się z nią nad klapą, rozglądając się przy tym za kuzynem, który chyba umiał pływać jednak w trakcie wypadku mógł bez problemu rąbnąć o coś głową czy się zachłysnąć. No, byłoby właściwie dziwnym gdyby nie rąbnął.
Wody było mnóstwo, aż trudno było cokolwiek oświetlić przy pomocy ognia, ale charakterystyczne odgłosy uderzania i bliżej nieokreślonego pojękiwania, mamrotania i charkania przypomniały mu o tym, że o mały włos nie utopili ghula.
Niedaleko miejsca w którym wynurzył się Matt, jakiejś beczki trzymało się małe stworzonko, które nie tak dawno napędziło starszemu Bottowi niemałego stracha.
- Dasz radę go tu przepchnąć? - spytał, choć spodziewał się że zwierzę zacznie się bronić jak tylko się zbliżą i sam też postanowił wejść do piwnicy, zdecydowanie mniej korozyjnie niż Matt. - Spróbuję znaleźć drabinę, żeby było z nim łatwiej wyjść. - w jednej ręce nadal trzymał świeczkę choć pływanie i uważanie na to, żeby jej nie zmoczyć nie było szczególnie łatwym zadaniem. Na szczęście drabina była spora i dość łatwo dało się ją wymacać.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Zmrużyłem ślepia słysząc, że blond księżniczka nie ma jednak nic do dorzucenia od siebie. Świetnie. Bo w gruncie rzeczy byłoby mi trochę przykro gdyby sprowokował mnie do tego bym go sponiewierał werbalnie. Nie chciałem tego. Bo ogólnie to trochę słabo gdy ci dom puchnie jak gąbka i się rozpada, choć się nawet go nie spłaciło, prawda? Jakoś na szczęście to spięcie przetrwaliśmy, a ja przygotowywałem się na pokaz otwierania klap przeprowadzany przez Cukiernika Bertiego Botta. Zaszczyt czy kara - decyzję o tym postanowiłem wstrzymać aż do momentu doświadczenia efektów.
Te okazały się gwałtowne.
Trzasnęło, chrupnęło, zaszumiało. Jak stałem, tak nagle leżałem. Zrobiło się bardziej mokro niż zwykle. Nie potrafiłem ocenić gdzie góra,gdzie dół. O coś się obiłem. Próbując zaciągnąć się powietrzem - zaciągnąłem się wodą. Dopiero za drugim razem złapałem powietrze.
- Jesteś cały?
- Jeszcze, kurwa, jakieś genialne pomysły?! - odburknąłem unosząc się na powierzchni. Nie byłbym chyba sobą gdybym w inny sposób zamanifestował w tym momencie przepełniające mnie niezadowolenie. Odkasływałem resztki wody, która strugami leciała na moją głowę. Dobra, przemogłem się - wymacałem różdżkę.
- Lumos - wywołałem, bo było tu cholernie ciemno. Rozejrzałem się dookoła - Dobra...teraz mi powiedz, że wcale nie miałeś tu niczego cennego, Bert i od samego początku chciałeś po prostu spuścić całą wodę z Rudery do piwnicy - bo właściwie nie było tu czego ratować. Prawie - dostrzegłem ghula. Wiedziałem, że o czymś zapomniałem! - Cholera...spróbuję może nim po prostu majtnąć przez dziurę - zbliżyłem się do niego,próbując w pierwszej chwili złapać go kostkę i wypierdzielić przez otwór w "suficie" do salonu. Niestety zwierze nie do końca zrozumiało, że zamierzałem pomóc i prawie odgryzło mi palca - Dobra, jednak go przepchnę! - biedak był zbyt wystraszony. Nie miałem mu tego za złe. Inna bajka, że jakoś nigdy nie miałem wyczucia do zwierząt - No już, spokojnie, bo się zacharczysz na śmierć... - próbowałem uspokoić naszą wysuszoną piwniczną maskotkę,popychając beczkę delikatnie w stronę kuzyna - Bert, za tobą
Te okazały się gwałtowne.
Trzasnęło, chrupnęło, zaszumiało. Jak stałem, tak nagle leżałem. Zrobiło się bardziej mokro niż zwykle. Nie potrafiłem ocenić gdzie góra,gdzie dół. O coś się obiłem. Próbując zaciągnąć się powietrzem - zaciągnąłem się wodą. Dopiero za drugim razem złapałem powietrze.
- Jesteś cały?
- Jeszcze, kurwa, jakieś genialne pomysły?! - odburknąłem unosząc się na powierzchni. Nie byłbym chyba sobą gdybym w inny sposób zamanifestował w tym momencie przepełniające mnie niezadowolenie. Odkasływałem resztki wody, która strugami leciała na moją głowę. Dobra, przemogłem się - wymacałem różdżkę.
- Lumos - wywołałem, bo było tu cholernie ciemno. Rozejrzałem się dookoła - Dobra...teraz mi powiedz, że wcale nie miałeś tu niczego cennego, Bert i od samego początku chciałeś po prostu spuścić całą wodę z Rudery do piwnicy - bo właściwie nie było tu czego ratować. Prawie - dostrzegłem ghula. Wiedziałem, że o czymś zapomniałem! - Cholera...spróbuję może nim po prostu majtnąć przez dziurę - zbliżyłem się do niego,próbując w pierwszej chwili złapać go kostkę i wypierdzielić przez otwór w "suficie" do salonu. Niestety zwierze nie do końca zrozumiało, że zamierzałem pomóc i prawie odgryzło mi palca - Dobra, jednak go przepchnę! - biedak był zbyt wystraszony. Nie miałem mu tego za złe. Inna bajka, że jakoś nigdy nie miałem wyczucia do zwierząt - No już, spokojnie, bo się zacharczysz na śmierć... - próbowałem uspokoić naszą wysuszoną piwniczną maskotkę,popychając beczkę delikatnie w stronę kuzyna - Bert, za tobą
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
The member 'Matthew Bott' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - CZ' :
'Anomalie - CZ' :
To nie tak, że Bertie nie martwił się o życie kuzyna. Raczej przywykł do tego, że w ich rodzinie dzieje się wiele wypadków, że wiele z tych wypadków ma związek z nim i, że zazwyczaj jednak nic złego się nie dzieje. Ot, złamana ręka czy coś takiego, jednak śmierć przez utopienie wydawała mu się abstrakcyjna.
Mimo to odetchnął z ulgą słysząc słodki głos wkurzonego Matta i ciesząc się, że w tej chwili są oddaleni o ładnych kilka metrów. Zaraz też odstawił świeczkę bo tym razem to pan Nie Używaj Różdżki Debilu postanowił oświetlić pomieszczenie zaklęciem.
Magia jednak zdawała się wysłuchać go bez problemu.
- Jak widzisz, jest tu masa rzeczy. - bardziej i mniej cennych, w oczach Matta zapewne wszystko było w tej chwili gratem. - Między innymi butelki wina, które powinny jeszcze swoje odstać.
Eh, ciężki los. No, może butelki nie były teraz najbardziej istotne, jednak Bertie jakoś nie wątpił że alkohol może być dla Matta jakąś formą zadośćuczynienia za to, że zleciał na dół.
- Poza tym trzeba zerknąć też tutaj na ściany. - dodał jeszcze, nie był architektem, ale podejrzewał że ewentualne zawalenie piwnicy nie podziałałoby dobrze na wyższe elementy domu.
Teraz jednak trzeba było się zająć ratowaniem biednego ghula, o którym jakimś cudem całkowicie zapomnieli.
Odwrócił się w stronę Matta, choć doskonale znał położenie ghula, który obwieszczał je głośnym, pełnym żałości charkaniem. Swoją drogą czułość jaką Matt obdarzał zwierzę w potrzebie zasługiwała na Naklejkę Dzielnego Ratownika czy coś. Trzeba będzie pomyśleć. Póki co jednak Bert wszedł trochę na drabinę i spróbował złapać zwierzę z beczki, to jednak trzymało się jej panicznie i zaczynało majtać, kiedy Bott pociągnął mocniej.
- Przytrzymaj beczkę, bo z nią nie przejdzie. - poinstruował, próbując złapać zwierzę w pasie, to jednak majtając rękami wbiło mu pazura w policzek. W odruchu wypuścił więc sierściucha, który chlupnął w wodę i jeszcze mniej entuzjastycznie podchodził do pomysłu łapania go. - Dobra, tobie lepiej szło, może ja go uśpię, a ty trzymaj i z nim wyjdź, co? - zaproponował zaraz, bo i względem Matta ghul zdawał się być bardziej ufny. Może Matt częściej go odwiedzał od momentu odkrycia ruderowego pupila?
- Lentio Somnia. - mruknął w nadziei, iż uda mu się po prostu uśpić zwierzę i będzie spokój. - Trzeba mu w końcu wymyślić imię swoją drogą.
Tak, to dobry moment na tę rozmowę.
Mimo to odetchnął z ulgą słysząc słodki głos wkurzonego Matta i ciesząc się, że w tej chwili są oddaleni o ładnych kilka metrów. Zaraz też odstawił świeczkę bo tym razem to pan Nie Używaj Różdżki Debilu postanowił oświetlić pomieszczenie zaklęciem.
Magia jednak zdawała się wysłuchać go bez problemu.
- Jak widzisz, jest tu masa rzeczy. - bardziej i mniej cennych, w oczach Matta zapewne wszystko było w tej chwili gratem. - Między innymi butelki wina, które powinny jeszcze swoje odstać.
Eh, ciężki los. No, może butelki nie były teraz najbardziej istotne, jednak Bertie jakoś nie wątpił że alkohol może być dla Matta jakąś formą zadośćuczynienia za to, że zleciał na dół.
- Poza tym trzeba zerknąć też tutaj na ściany. - dodał jeszcze, nie był architektem, ale podejrzewał że ewentualne zawalenie piwnicy nie podziałałoby dobrze na wyższe elementy domu.
Teraz jednak trzeba było się zająć ratowaniem biednego ghula, o którym jakimś cudem całkowicie zapomnieli.
Odwrócił się w stronę Matta, choć doskonale znał położenie ghula, który obwieszczał je głośnym, pełnym żałości charkaniem. Swoją drogą czułość jaką Matt obdarzał zwierzę w potrzebie zasługiwała na Naklejkę Dzielnego Ratownika czy coś. Trzeba będzie pomyśleć. Póki co jednak Bert wszedł trochę na drabinę i spróbował złapać zwierzę z beczki, to jednak trzymało się jej panicznie i zaczynało majtać, kiedy Bott pociągnął mocniej.
- Przytrzymaj beczkę, bo z nią nie przejdzie. - poinstruował, próbując złapać zwierzę w pasie, to jednak majtając rękami wbiło mu pazura w policzek. W odruchu wypuścił więc sierściucha, który chlupnął w wodę i jeszcze mniej entuzjastycznie podchodził do pomysłu łapania go. - Dobra, tobie lepiej szło, może ja go uśpię, a ty trzymaj i z nim wyjdź, co? - zaproponował zaraz, bo i względem Matta ghul zdawał się być bardziej ufny. Może Matt częściej go odwiedzał od momentu odkrycia ruderowego pupila?
- Lentio Somnia. - mruknął w nadziei, iż uda mu się po prostu uśpić zwierzę i będzie spokój. - Trzeba mu w końcu wymyślić imię swoją drogą.
Tak, to dobry moment na tę rozmowę.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 24
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 24
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Przeciągnięciem dłoni zaczesałem mokre włosy, a potem rozglądałem się po wnętrzu. Zmrużyłem ślepia. Moment w którym lumos budził się dopiero do życia był najgorszy - eksplozja oślepiającego blasku po której opadnięciu można było podziwiać jakieś pierdziawkowe światełko. Tyle w tym dobrego, że nie musiałem uważać, że mi zamoknie i zgaśnie. Dość swobodnie rozejrzałem się. Dostrzegając kilka unoszących się na powierzchni słabo wypełnionych, lecz dobrze zakorkowanych butelek i tą drugą ich część których korki nawałnicy nie przetrwały. Były półpełne i raczej nie było co ich ratować. Reszta prawdopodobnie nie została wypłukana i dzielnie trzymała się półek. Było ich dużo. Skrzywiłem się.
- Cholera, będziemy tu chyba tkwić do rozpuszczenia... - już mi się robiło słabo namyśl, że miałbym mu to wszystko pojedynczo wyławiać - Tylko, nie mów, że chcesz to wszystko wyciągnąć magią. To głupi pomysł. Zawsze to mówię, lecz sam chyba przyznasz - zanim je wylewitujemy to się wykrwawimy - nie wspominając o tym ile się potrzaska, gdy coś faktycznie się wypaczy na rzeczy. Trzeba było wymyślić coś innego - Może ogarnąć jakieś prześcieradło i to wyłowić. Na raz nie pójdzie, lecz może na dwa-trzy rzuty powinno pyknąć - Dziwny i niecodzienny byłby to połów, lecz grunt, że chyba tak by nam chyba szybciej by poszło, zwłaszcza, ze ta wzmianka o ścianach jakoś sprawiła, że mniej chętnie chciałem przebywać tam gdzie przebywałem - Myślisz, że nie przetrzymają wilgoci...? - spytałem niepewnienie. Nie wiem, czy chciałemusłyszeć odpowiedź.
Potem w pełni dałem się zaabsorbować konieczności ratowania naszego nowego podopiecznego. Słysząc, jak urojony pomysł strzelił Bertowi do głowy aż włos mi się zjeżył na karku, a ręka sama się skierowała na wprost niego. Gdyby mu tylko wyszło zaklęcie, byłem gotowy rzucić tarczę. Na szczęście nie wyszło i nikomu nic się nie stało. Odetchnąłem z ulgą by zaraz się zapowietrzyć
- Czy tobie do reszty się poprzewracało w głowie! Co gdybyś go nie uspał tylko wykrwawił,lub coś mu obciął? To nie jest butelka czy klapa do piwnicy na której w tym momencie możesz testować czary. Trochę wyobraźni. Już. Chowaj tę różdżkę - groziłem mu tym moim lumosem będąc wyraźnie przejętym. Tak, byłem przewrażliwiony na punkcie tej chodzącej rodzynki i chuj - nikt mi nie będzie w nią celował różdżką. Co z tego, że jak na razie miałem pustkę w głowie co do tego, jak go inaczej przetransportować na górę nie tracąc przy tym kończyny. Pracowałem nad tym - Może Ernest? Przypomina wujka Erniego. Tak samo się opluwa przy charczeniu i ma podobną fryzurę - rzuciłem, gdy już ze mnie trochę ciśnienie zeszło. Lubiłem wuja Erniego. Był totalnie powalonym dziwakiem i choć wszyscy mówili na niego wuj to bliżej mu było do dziadka. Zmarł podczas burzy kiedy to próbował udowodnić, że Jezioro Łapogrzmotów wcale tych grzmotów nie łapie. To był gość.
- Cholera, będziemy tu chyba tkwić do rozpuszczenia... - już mi się robiło słabo namyśl, że miałbym mu to wszystko pojedynczo wyławiać - Tylko, nie mów, że chcesz to wszystko wyciągnąć magią. To głupi pomysł. Zawsze to mówię, lecz sam chyba przyznasz - zanim je wylewitujemy to się wykrwawimy - nie wspominając o tym ile się potrzaska, gdy coś faktycznie się wypaczy na rzeczy. Trzeba było wymyślić coś innego - Może ogarnąć jakieś prześcieradło i to wyłowić. Na raz nie pójdzie, lecz może na dwa-trzy rzuty powinno pyknąć - Dziwny i niecodzienny byłby to połów, lecz grunt, że chyba tak by nam chyba szybciej by poszło, zwłaszcza, ze ta wzmianka o ścianach jakoś sprawiła, że mniej chętnie chciałem przebywać tam gdzie przebywałem - Myślisz, że nie przetrzymają wilgoci...? - spytałem niepewnienie. Nie wiem, czy chciałemusłyszeć odpowiedź.
Potem w pełni dałem się zaabsorbować konieczności ratowania naszego nowego podopiecznego. Słysząc, jak urojony pomysł strzelił Bertowi do głowy aż włos mi się zjeżył na karku, a ręka sama się skierowała na wprost niego. Gdyby mu tylko wyszło zaklęcie, byłem gotowy rzucić tarczę. Na szczęście nie wyszło i nikomu nic się nie stało. Odetchnąłem z ulgą by zaraz się zapowietrzyć
- Czy tobie do reszty się poprzewracało w głowie! Co gdybyś go nie uspał tylko wykrwawił,lub coś mu obciął? To nie jest butelka czy klapa do piwnicy na której w tym momencie możesz testować czary. Trochę wyobraźni. Już. Chowaj tę różdżkę - groziłem mu tym moim lumosem będąc wyraźnie przejętym. Tak, byłem przewrażliwiony na punkcie tej chodzącej rodzynki i chuj - nikt mi nie będzie w nią celował różdżką. Co z tego, że jak na razie miałem pustkę w głowie co do tego, jak go inaczej przetransportować na górę nie tracąc przy tym kończyny. Pracowałem nad tym - Może Ernest? Przypomina wujka Erniego. Tak samo się opluwa przy charczeniu i ma podobną fryzurę - rzuciłem, gdy już ze mnie trochę ciśnienie zeszło. Lubiłem wuja Erniego. Był totalnie powalonym dziwakiem i choć wszyscy mówili na niego wuj to bliżej mu było do dziadka. Zmarł podczas burzy kiedy to próbował udowodnić, że Jezioro Łapogrzmotów wcale tych grzmotów nie łapie. To był gość.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
- Nie wiem. Jak widzisz inne ściany puszczają. Znaczy piwnica zwykle jest bardziej solidna ale... cholera, nie jestem budowlańcem. - pokręcił głową. Nie miał pojęcia, martwił się i też się bał, jednak nadal jakakolwiek katastrofa tak na prawdę była poza jego pojmowaniem. Jeśli te ściany na prawdę by pękły i wszystko zwaliłoby im się na głowy, byłby zapewne najbardziej zdziwionym trupem na świecie. Zdziwiony Głupiec, tak bez wątpienia nazywałby się jako duch.
- Ale warto czegoś spróbować. Tak poza osuszeniem tego. I wyjęciem czego się da. - wino nie było najcenniejsze, ale też pływające butelki przeszkadzały w poruszaniu się. Plus inne bzdury. Ostatecznie to ściany były najważniejsze w tym całym syfie. - Prześcieradło to niezły pomysł. - przyznał, jednak jeszcze nie ruszał, bo zaraz trzeba było ratować futrzastego Botta. Bo ghul już został Bottem, to chyba nie potrzebowało żadnych ustaleń i oczywistym było, że automatycznie ratowanie go stało się priorytetem. Tylko że nie było jednocześnie zbyt łatwe.
Chciał uśpić zwierzę, żeby później po prostu je wyjąć. Z czaru nic jednak nie wyszło, za to Matt widocznie mocno przejął się perspektywą anomalii.
- To niby jak chcesz go stąd wyjąć, jednocześnie nie dając siebie ani mnie zabić po drodze? - odetchnął, chowając jednak różdżkę, nie zamierzając się kłócić. Ostatecznie nie chciał krzywdy zwierzęcia, to na pewno. Czekał jednak na odpowiedź, bo szarpanie się z ghulem wymagało chociaż namiastki planu. Lub sposobu na uspokojenie go, co starszemu Bottowi wychodziło zdecydowanie lepiej. - Może tobie się da wziąć na ręce?
Zasugerował więc.
Zaraz spojrzał na twarz ich ogryzkożernego towarzysza i pokiwał lekko głową. Wuj Ernie był legendą. Eh, warto go uczcić. Chociaż ghulem.
- W porządku, w sumie pasuje. - stwierdził, odsuwając się przy tym z drabiny. - Próbujesz? - spytał, bo i lepszego planu na wyjęcie zwierzaka nie miał. Kolejna próba uśpienia chyba nie wchodziła w grę. Może gdyby czymś Erniego nakarmić zrobiłby się bardziej ufny? Bertie wziął jednego z pływających dookoła ziemniaków i dał go Mattowi, żeby spróbował podkarmić trzymającego się beczki zwierzaka.
- Ale warto czegoś spróbować. Tak poza osuszeniem tego. I wyjęciem czego się da. - wino nie było najcenniejsze, ale też pływające butelki przeszkadzały w poruszaniu się. Plus inne bzdury. Ostatecznie to ściany były najważniejsze w tym całym syfie. - Prześcieradło to niezły pomysł. - przyznał, jednak jeszcze nie ruszał, bo zaraz trzeba było ratować futrzastego Botta. Bo ghul już został Bottem, to chyba nie potrzebowało żadnych ustaleń i oczywistym było, że automatycznie ratowanie go stało się priorytetem. Tylko że nie było jednocześnie zbyt łatwe.
Chciał uśpić zwierzę, żeby później po prostu je wyjąć. Z czaru nic jednak nie wyszło, za to Matt widocznie mocno przejął się perspektywą anomalii.
- To niby jak chcesz go stąd wyjąć, jednocześnie nie dając siebie ani mnie zabić po drodze? - odetchnął, chowając jednak różdżkę, nie zamierzając się kłócić. Ostatecznie nie chciał krzywdy zwierzęcia, to na pewno. Czekał jednak na odpowiedź, bo szarpanie się z ghulem wymagało chociaż namiastki planu. Lub sposobu na uspokojenie go, co starszemu Bottowi wychodziło zdecydowanie lepiej. - Może tobie się da wziąć na ręce?
Zasugerował więc.
Zaraz spojrzał na twarz ich ogryzkożernego towarzysza i pokiwał lekko głową. Wuj Ernie był legendą. Eh, warto go uczcić. Chociaż ghulem.
- W porządku, w sumie pasuje. - stwierdził, odsuwając się przy tym z drabiny. - Próbujesz? - spytał, bo i lepszego planu na wyjęcie zwierzaka nie miał. Kolejna próba uśpienia chyba nie wchodziła w grę. Może gdyby czymś Erniego nakarmić zrobiłby się bardziej ufny? Bertie wziął jednego z pływających dookoła ziemniaków i dał go Mattowi, żeby spróbował podkarmić trzymającego się beczki zwierzaka.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Słysząc faktyczne strapienie kuzyna uniosłem trzymany przeze mnie lumos nieco wyżej i trochę w dal, by jego blask rzucił nieco światła na piwniczne ściany. Jakby nie było trochę po szkole obijałem się po tych mugolskich budowach. Zacząłem więc myśleć na poważnie czy jest faktyczny powód do panikowania
- Tamtymi sypiącymi się ścianami nie powinieneś się martwić. Tak właściwie to nie one puszczają tylko tynk. On sam w sobie nie ma nic do tego, że dom się zapadnie, jak go trochę odpadnie. Cegły i beton zaś z cukru nie są. Ustoją, tak jak piwnica - fundamenty z reguły były porządniejsze. Często przed zasypaniem ich zewnętrzną stronę smarowano smołą by lepiej chronić piętra prowadzone pod ziemią od wilgoci. Tym bardziej wydawało mi się, że czarodzieje tym bardziej powinni posiadać w swoim arsenale jakieś technologie zwłaszcza kiedy zdarzało im się budować domy wciśnięte w ziemie - Raczej nic poważniejszego od inwazji pleśni i grzybów nam nie grozi. No chyba, że ta pogoda się utrzyma... - teoretycznie dzień się nie skończył. To mogło trwać przecież i tydzień, i miesiąc...właściwie byłem przekonany co do tego, że i wówczas dom się nie posypie. Co najwyżej osunie się głębiej w ziemie przekształcając wnętrze Rudery w coś na wzór jakiejś morskiej groty. Tego jednak na głos nie powiedziałem. Bert by chyba posiwiał ze stresu.
- Nie wiem, cholera, daj mi pomyśleć - miałem jakiś limit jednego dobrego pomysłu na kwadrans (oby tylko) bo w tym momencie w głowie miałem jedną wielka pustkę, choć pewny byłem tego, że celować w niego z różdżki nie pozwolę. Jak Bertie chciał sobie krwawić losowo przy rzucaniu zaklęć to niech to robi, lecz z dala od Erniego - Raz już próbowałem. Jest zbyt wystraszony - to znaczy próbowałem go wyrzucić przez otwór w suficie ale to prawie to samo co wzięcie na ręce - Weź się może odsuń bardziej od drabiny. Ja tą beczkę może tak popchnę w jej kierunku i go tak się zagoni to sam może się wespnie - miał dość ludzkie, chwytne ręce. Tak w ogóle to jakoś się do tej piwnicy za pierwszym razem musiał dostać - Albo czekaj, weź wejdź na górę, ja go spróbuję zagonić na górę, a ty tam go zagoń w jakiś kąt tak by nie pobiegł nie wiadomo gdzie. Jeszcze by trafił na Lil i ta by go w ogóle o zawał przyprawiła - co prawda ona również by się na pewno w tym momencie wystraszyła szarżującego ghula, lecz byłem pewien ze w tym momencie jej krzyk mocniej by go wystraszył niż on ją. I w ogóle jakoś w tym momencie bardziej mi żal było Erniego niż Lil. On nie wiedział co się działo.
- Tamtymi sypiącymi się ścianami nie powinieneś się martwić. Tak właściwie to nie one puszczają tylko tynk. On sam w sobie nie ma nic do tego, że dom się zapadnie, jak go trochę odpadnie. Cegły i beton zaś z cukru nie są. Ustoją, tak jak piwnica - fundamenty z reguły były porządniejsze. Często przed zasypaniem ich zewnętrzną stronę smarowano smołą by lepiej chronić piętra prowadzone pod ziemią od wilgoci. Tym bardziej wydawało mi się, że czarodzieje tym bardziej powinni posiadać w swoim arsenale jakieś technologie zwłaszcza kiedy zdarzało im się budować domy wciśnięte w ziemie - Raczej nic poważniejszego od inwazji pleśni i grzybów nam nie grozi. No chyba, że ta pogoda się utrzyma... - teoretycznie dzień się nie skończył. To mogło trwać przecież i tydzień, i miesiąc...właściwie byłem przekonany co do tego, że i wówczas dom się nie posypie. Co najwyżej osunie się głębiej w ziemie przekształcając wnętrze Rudery w coś na wzór jakiejś morskiej groty. Tego jednak na głos nie powiedziałem. Bert by chyba posiwiał ze stresu.
- Nie wiem, cholera, daj mi pomyśleć - miałem jakiś limit jednego dobrego pomysłu na kwadrans (oby tylko) bo w tym momencie w głowie miałem jedną wielka pustkę, choć pewny byłem tego, że celować w niego z różdżki nie pozwolę. Jak Bertie chciał sobie krwawić losowo przy rzucaniu zaklęć to niech to robi, lecz z dala od Erniego - Raz już próbowałem. Jest zbyt wystraszony - to znaczy próbowałem go wyrzucić przez otwór w suficie ale to prawie to samo co wzięcie na ręce - Weź się może odsuń bardziej od drabiny. Ja tą beczkę może tak popchnę w jej kierunku i go tak się zagoni to sam może się wespnie - miał dość ludzkie, chwytne ręce. Tak w ogóle to jakoś się do tej piwnicy za pierwszym razem musiał dostać - Albo czekaj, weź wejdź na górę, ja go spróbuję zagonić na górę, a ty tam go zagoń w jakiś kąt tak by nie pobiegł nie wiadomo gdzie. Jeszcze by trafił na Lil i ta by go w ogóle o zawał przyprawiła - co prawda ona również by się na pewno w tym momencie wystraszyła szarżującego ghula, lecz byłem pewien ze w tym momencie jej krzyk mocniej by go wystraszył niż on ją. I w ogóle jakoś w tym momencie bardziej mi żal było Erniego niż Lil. On nie wiedział co się działo.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Skinął lekko głową na słowa kuzyna. Może i ma rację. Oby miał rację. Bertie uparcie pragnął w to wierzyć. Nic się nie stanie. A to, że te deszcze muszą się skończyć było raczej oczywiste. Bott nie wierzył w aż takie kataklizmy, to trwało długo ale nadal to tylko pogoda. Nawet jeśli na magicznych sterydach - w końcu cała woda z nieba musi zniknąć i po tym wszystkim przyjdzie słońce. Albo chociaż brak deszczu.
Odetchnął, póki co skupiając się mocniej na obecnym problemie - przerażonym wszystkożernym futrzaku. Wszystkie propozycje jakie przychodziły mu do głowy były związane z zaklęciami. Uspokajanie, pomniejszanie, skrępowanie. Magia bardzo ułatwiała życie i jako że Bertie zwykle chętnie z tego korzystał, tym trudniej było mu wymyślić coś kompletnie niemagicznego.
- Gdybyś był przy tym mniej brutalny, może nie reagowałby tak nerwowo. - zasugerował, bo i był niemal pewien że Ernie chętniej da się wziąć na ręce Mattowi niż jemu. Może była między nimi jakaś więź, jakiegoś rodzaju połączenie? A może akurat do tego typu zwierząt Matt ma lepszą rękę, nie ważne, w każdym razie młodszy Bott przyglądał się to jednemu to drugiemu, nie mając już kompletnie pomysłów.
Przynajmniej woda z parteru spłynęła i deski się nie moczą na jakiś czas.
- Może. Dobra. - zawsze to jakiś plan, a Bertie z życiowego doświadczenia wiedział że jakiś plan to lepsze niż żaden plan i taki też ma szansę powodzenia. - W moim pokoju chyba będzie najsensowniej. - stwierdził bo i kiedy wyszedł po drabinie na górę, z pokoju Matta słyszał głos rudej panikary. Rogera dawno już zaniósł na górę, więc nie musiał się martwić o ewentualny spór pomiędzy zwierzętami.
Patrzył więc dalej na poczynania Matta w nadziei, że się uda - i faktycznie po dłuższej chwili powarkująco-charcząco-jęczące stworzenie zaczęło się wspinać po drabinie. On z kolei zagrodził mu drogę na schody - u góry było sucho, ale kto wie czy by przez drzwi nie uciekł, a Bertie nie był pewien czy poradziłby sobie sam w lesie i jeszcze w takiej ulewie. Nakierował więc stworzonko na swój pokój, gdzie wlazło pod jego łóżko.
- Gotowe!
Odetchnął, póki co skupiając się mocniej na obecnym problemie - przerażonym wszystkożernym futrzaku. Wszystkie propozycje jakie przychodziły mu do głowy były związane z zaklęciami. Uspokajanie, pomniejszanie, skrępowanie. Magia bardzo ułatwiała życie i jako że Bertie zwykle chętnie z tego korzystał, tym trudniej było mu wymyślić coś kompletnie niemagicznego.
- Gdybyś był przy tym mniej brutalny, może nie reagowałby tak nerwowo. - zasugerował, bo i był niemal pewien że Ernie chętniej da się wziąć na ręce Mattowi niż jemu. Może była między nimi jakaś więź, jakiegoś rodzaju połączenie? A może akurat do tego typu zwierząt Matt ma lepszą rękę, nie ważne, w każdym razie młodszy Bott przyglądał się to jednemu to drugiemu, nie mając już kompletnie pomysłów.
Przynajmniej woda z parteru spłynęła i deski się nie moczą na jakiś czas.
- Może. Dobra. - zawsze to jakiś plan, a Bertie z życiowego doświadczenia wiedział że jakiś plan to lepsze niż żaden plan i taki też ma szansę powodzenia. - W moim pokoju chyba będzie najsensowniej. - stwierdził bo i kiedy wyszedł po drabinie na górę, z pokoju Matta słyszał głos rudej panikary. Rogera dawno już zaniósł na górę, więc nie musiał się martwić o ewentualny spór pomiędzy zwierzętami.
Patrzył więc dalej na poczynania Matta w nadziei, że się uda - i faktycznie po dłuższej chwili powarkująco-charcząco-jęczące stworzenie zaczęło się wspinać po drabinie. On z kolei zagrodził mu drogę na schody - u góry było sucho, ale kto wie czy by przez drzwi nie uciekł, a Bertie nie był pewien czy poradziłby sobie sam w lesie i jeszcze w takiej ulewie. Nakierował więc stworzonko na swój pokój, gdzie wlazło pod jego łóżko.
- Gotowe!
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Zaczytana w nowonabyte, najświeżej rozszyfrowane dzienniki Bridget Wenlock, oraz te części nierozszyfrowane, ale odczytane z niewidzlalnego atramentu, przemierzała dom Bertiego Botta. Przyszła do kuzyna niezapowiedziana, mając nadzieję spotkać tutaj Susanne, chociaż musiała się z nią minąć. Czas, jaki miała na dziś poświęcony dla niej przeznaczyła na analizę dzieła numerologicznego trzymanego w dłoniach. Jako, że nie zerkała w ogóle na drogę, którą szła, a jedynie kątem oka wyłapywała wszelkie zagrożenia, jak w przybliżeniu: ściany i część mebli, która sięgała wyżej niż jej łydki. Potknęła się tylko kilka razy. Co jakiś czas, w celu utrwalenia zdobytej wiedzy mruczała coś pod nosem, a czasem rzucała krótkie frazesy i bliżej nieopisane dźwięki: "Ha", "Wiedziałam", "Och", "Rzeczywiście". Swoje kroki stawiała bardzo mechanicznie, a że ostatni raz, kiedy była u Bertiego, bardzo chciała poznać ghula mieszkającego w jego mieszkaniu, podświadomość pokierowała ją tym tropem. Butem chciała odsłonić dywan, odsłaniający klapę w podłodze, ale ta była już otwarta. Zamachała więc obuwiem w powietrzu i spadła zamiast na pierwszy schodek, na drugi. Narobiła przy tym trochę hałasu, ale nie przejmując się tym zupełnie, szła dalej. Pokonała stopnie drabinki stosunkowo zwinnie, choć zachwiała się kilka razy, adekwatnie do nieprzerywanej przez nią czynności czytania i stopnia jej sprawności fizycznej. Przy ostatnim schodku poślizgnęła się upadając tyłkiem na drabinkę. Swoim okrzykiem zagłuszyła wszelkie przywitanie, gdyby Bertie chciał się na takie zdobyć. Przy upadku natomiast chroniła tylko dziennik, unosząc go ponad głowę i odetchnęła z ulgą, że prócz nabicia siniaka, nic się nie stało jej, ale przede wszystkim jej materiałom badawczym. Podnosząc się w górę uniosła otwarty zeszycik przed sobą, nie odrywając spojrzenia od kartek. Wers po wersie, wgłębiała się w tą treść z tak intensywnymi wypiekami na twarzy, jakby czytała odważny erotyk, zamiast zapisków numerologicznych. Idąc bezmyślnie przed siebie, zaraz skończyła jej się przestrzeń w niewielkiej piwniczce. Ramieniem uderzyła o czyjeś miękkie ciało, więc kiedy dostała ogryzkiem od przemiłego mieszkańca tej piwniczki, ghula, myślała, że to właśnie na niego wpadła.
— Cześć, ghulku.
Na chwilę opuściła książkę, patrząc jednak nie na ghula, a na swojego kuzyna.
— O, to Ty, Bertie.
Bardzo szybko przyjęła zmianę swoich założeń, naturalnie traktując tu jego obecność. Nie pytając nawet co mógł tu robić i czy bardzo się mu śpieszyło. Przysiadła na jednej półeczce, wyciągając nogi przed siebie, blokując mu niespecjalnie, a ze zwykłej nieroztropności przejście, przez co czy chciał czy nie chciał, musiał jej teraz wysłuchać.
—Właśnie, Bertie. Zastanawiam się właśnie nad tym co pani Wenlock napisała w swoich zapiskach i przyznam ci szczerze, Bertie, że... naprawdę nie mam pojęcia! Próbuję to rozwikłać od południa.
Dopiero teraz zamrugała, patrząc na jego twarz, ulepioną od skrobi ziemniaczanej, dzięki uprzejmości znajomego ghula.
— Masz tu coś — naciągnęła rękaw koszuli na knykcie i przetarła materiałem jego policzek, ale zaraz straciła nim zainteresowanie, wracając do nurtującej ją kwestii.
— O patrz, tutaj... – wskazała palcem na fragment tekstu. — też szkolisz się w numerologii, więc może będziesz mi mógł coś podpowiedzieć. Rozumiem, że tekst został rozszyfrowany z jej zapisków, ale mam wrażenie, że tłumacz się pomylił, bo rachunek mi się zupełnie nie zgadza.
Gość
Gość
Strona 1 z 2 • 1, 2
Piwnica
Szybka odpowiedź