Reinhard Hardworld
AutorWiadomość
Reinhard Hardworld
Data urodzenia: 21 stycznia 1919 roku
Nazwisko matki: Greyback
Miejsce zamieszkania: Irlandzkie miasto Limerick.
Czystość krwi: Czysta,
Status majątkowy: Średniozamożny,
Zawód: Auror,
Wzrost: 73 cale (185,5 cm)
Waga: 198 i pół funta (90 kg)
Kolor włosów: Krucze zaś w okolicach skroni pojawiają się pierwsze siwe włosy.
Kolor oczu: Niebieskie,
Znaki szczególne: Czarna wić okalająca brzegi tęczówek.
Nazwisko matki: Greyback
Miejsce zamieszkania: Irlandzkie miasto Limerick.
Czystość krwi: Czysta,
Status majątkowy: Średniozamożny,
Zawód: Auror,
Wzrost: 73 cale (185,5 cm)
Waga: 198 i pół funta (90 kg)
Kolor włosów: Krucze zaś w okolicach skroni pojawiają się pierwsze siwe włosy.
Kolor oczu: Niebieskie,
Znaki szczególne: Czarna wić okalająca brzegi tęczówek.
Ostrokrzew, sztywna, 12 i trzy czwarte cala, jej rdzeń stanowi pióro znikacza.
Gryfindor
Krogulec
Martwy Thomas Hardworld, brat o którym słuch zaginął. Reinhard czuje się za niego odpowiedzialny i obawia się najgorszego.
Ziemia przesiąknięta deszczem, whisky trącająca zapachem dębowej beczki w której leżakowała.
Reinhard i brat Thomas przy jego boku, cały i zdrowy - odnaleziony.
Jego pasją jest mugolska motoryzacja, ze szczególnym uwzględnieniem motocykli. Sam majsterkuje ze złomowych resztek bez większego sukcesu. Czasem grywa na harmonijce, zafascynowany prostym, kieszonkowym instrumentem mugolskim o tak szerokiej gamie dźwięków.
Nie zainteresowany.
Zarówno włóczenie się jak i ściganie bezwzględnych morderców.
Rok, jazz
Cornell Chris
Jest taki moment, kiedy ból jest tak duży, że nie możesz oddychać. To jest taki sprytny mechanizm. Myślę, że przećwiczony wielokrotnie przez naturę. Dusisz się, instynktownie ratujesz się i zapominasz na chwilę o bólu. Boisz się nawrotu bezdechu i dzięki temu możesz przeżyć.
Autor: Janusz Leon Wiśniewski,
Listy Thomasa (fragmenty)
(…)Ty jeszcze mogłeś, mnie nie było dane zobaczyć naszych rodziców razem. Jak wygląda prawdziwy dom Rei? Czy naprawdę jest on pełen miłości i zrozumienia, szczęścia i wzajemnej troski? A może zależy to od dóbr materialnych, o które wciąż trwożyła się matka? Niemniej wiem jedno, zapewne bardziej cierpiałeś ode mnie, kiedy ojciec nas porzucił a matka obwiniając Cię za wszystko, zamieniła matczyną miłość na czystą nienawiść. Nie masz pojęcia jak się czułem, jak wielką w sercu bliznę noszę, ranę która wciąż krwawi na samo wspomnienie przeszłości i nie pozwala mi zapomnieć. Kiedy w każdym wspomnieniu Octavii, matki naszej, byłeś potępiony. Jak można pierworodnego syna z domu wygnać? Czy to Twój ból uśmierzy czy też nie, nie było nocy, by nie płakała. Dlatego ilekroć pytałeś, ja odmawiałem odejścia z Tobą, to by ją zabiło. A ja nie mogłem na to pozwolić, miała tylko mnie. Czasami mam wrażenie, że byłem jej jedynym łącznikiem z rzeczywistością. Kiedy wmówiłem jej studia, by zamieszkać z Tobą, korespondowałem z nią nieprzerwanie.(…)
(…)Za młodu byłeś moim idolem, teraz jesteś wzorem. Niestety mam świadomość, że jestem zbyt słaby psychicznie, a ta frustrująca myśl, nie pozwala mi niczego w życiu osiągnąć. W szkole byłem nikim, a może czasem czymś gorszym. Ubogim dzieckiem, synem wilkołaka. Ludzkim popychadłem. Wciąż jestem nijaki, nie umiem odnaleźć siebie w tym wszystkim. Bardzo potrzebowałem wtedy rozmowy z Tobą. Nie mogłeś, rozumiem, nie obwiniam Cię. Nigdy nie zapytałem Cię, czy tak samo na Ciebie patrzyli, z góry, z obrzydliwym grymasem wykrzywiającym im usta. Dlaczego? Chyba w głębi duszy znałem odpowiedź, dlatego tylko zaciskałem zęby, brnąc dalej, byle do końca, do siódmej klasy. (…)
(…)Myślisz, że któreś z nas mogłoby założyć normalną rodzinę? Po latach szkolnej udręki, szykan, brak mi tej pewności. Nie umiem już ufać. Wciąż wietrzę we wszystkim spisek, że inni pragną tylko zabawić się moim kosztem, wyśmiać i poniżyć. Czy popadam w paranoję? Stronię od obcych, schodzę innym z drogi. Gdy ktoś idzie w moim kierunku, wciąż szeptem proszę, by minął się ze mną. Jednak, gdy prośby moje nie zostaną wysłuchane, nie panuję nad sobą. Zachowuję się jak jakiś neurotyk, czuję wewnętrzny niepokój, unikam spojrzenia tej drugiej osoby. Jak zwierze wciąż bite przez właściciela, uciekam. Ty tak nie robisz. Sprawiasz, że oni uciekają w popłochu.(…)
Bracie mój, winien jestem ci przeprosiny, ręka mi drży, gdy przychodzi mi teraz spisać te wyznanie. Jestem obrzydliwym kłamcą, tchórzem, a na usprawiedliwienie mam jedynie świadectwo swojej naiwności. Widziałem się z ojcem. Był u mnie, choć nie od razu się przedstawił. Zarzekał się, że chce odkupić swe lata nieobecności, że chce odzyskać choć jednego syna. To prawda, jesteś łudząco do niego podobny, choć dzieli spora różnica wieku. Te same rysy, to spojrzenie co zapada w pamięć. Do diabła! To ja sprowadziłem go do domu Mortlandów, jednego obcego mi człowieka, który darzył mnie zaufaniem. Pozwolił mi odbyć staż, jako asystent, traktował jak syna. Mnie! Obcego! A ja śmiałem zaprosić ojca na spotkanie, wprowadzając zabójcę do jego domu. Jęki dzieci wciąż pobrzmiewają w mej głowie, a za każdym razem, gdy spojrzę na swoje dłonie – widzę ich krew. Zamknięty w niemocy własnego ciała, brałem współudział w rzezi.(…)
Charakternik
W żyłach Reinharda płynie gorąca, irlandzka krew. Jest porywczym i nieprzewidywalny człowiekiem, który nigdy nie rezygnuje z wyznaczonego sobie celu. Ciężko przychodzi mu przełknąć gorycz porażki, nie zawsze też przyjmuje krytykę ze strony innych. Ma za nic biurokratów, ludzi bezpiecznie wygrzewających swoje szanowne cztery litery w krześle, za biurkiem ze złotą tabliczką, na której wyryte jest ich imię i nazwisko. Dlatego choć solidnie wykonuje swoją pracę, przydzielone mu zadania, nie cieszy się sympatią swoich pracodawców, uznających go za krnąbrnego i nieokrzesanego pracownika… ale w konsekwencji, skutecznego. Zdarza się, że przy obserwacji podejrzanych lub ich ujmowaniu, z premedytacją złamie parę paragrafów, jednak nie są to rażące przewinienia, a czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal (mowa, rzecz jasna, o Ministerstwie). Jak dotąd udało mu się uniknąć także kary za opieszałość w śledztwach prowadzonych przeciwko czarodziejom opowiadającym się za obroną społeczności niemagicznej. Nie widział w tym najmniejszego sensu, jak również w działaniach Wilhelmy Tuft - kobiety niezrównoważonej, co z resztą potwierdziło się. Nie po to został aurorem by demonstrować siły wobec osób, których jedynym przewinieniem była różnica poglądów z władzą Ministerstwa Magii.
Nie ma skrupułów, kiedy przychodzi stanąć mu w pojedynku z kobietą, traktuje ją tak samo, jak mężczyznę i z tą samą siłą potrafi uderzyć. Słabo wychodzi mu też praca w duecie, jest raczej jednostką społecznie wyalienowaną. Jeżeli chodzi o związki damsko-męskie, nigdy nie spojrzał na kobietę inaczej, niż na obiekt pożądania, raczej uprawia promiskuityzm.
Można się zastanawiać czy jest odpowiednią osobą na odpowiednim stanowisku, jednak on nie traktuje swojego zawodu jak powołania, raczej jako niezłe źródło dochodu, a przy okazji zezwalają mu na użycie siły w… pewnych przypadkach. Nie mówi wiele, w większości milczy, a cisza, jaka zapada w jego obecności, jest iście… „wymowna”, dając drugiej osobie do zrozumienia, żeby zamilkła, a najlepiej zeszła mu z oczu.
Reinhard to po części materialista i egoista, a zawdzięcza to w dużej mierze swojemu statusowi społecznemu i rodzicom. Jednak czy jest w stu procentach zepsutym człowiekiem? Gdyby była możliwość przeniknięcia do jego głowy, wiadomo by było, że wciąż toczy tam swoją małą wojnę, spychając cień poza granice podświadomości, trzymając go wciąż w kajdanach. Balansuje na granicy dobra, patrząc w przepaść, z której nie ma odwrotu. Władza? Choć przynosi korzyści finansowe, pozwala dyrygować innymi, jest z goła męcząca. Czy jest coś, co można by było mu oferować, aby w końcu opowiedział się po którejś ze stron?
Historia postaci
Urodził się w dniu wybuchu wojny o niepodległość Irlandii, kiedy to Anglicy rozpoczęli prześladowania, łapanki i aresztowania członków Irlandzkiej Armii Republikańskiej. W czasie, gdy wokół mugole przeprowadzali swoją osobistą wojnę trudno było panować nad sobą a jednocześnie pilnować by fakty z życia magów nie wyszły na jaw. Tak się stało z ojcem Reinharda - Alastorem, który podczas godziny policyjnej dopuścił się ataku w obronie własnej. Fakt iż czyn miał charakter defensywny jedynie złagodził karę, ograniczając ją do utraty pracy. Zaczęto ich wytykać na ulicy i wyzywano od „wilczego pomiotu”. Szeptano za ich plecami. Kiedy urodził się Thomas, ich sytuacja się nie zmieniła - przeciwnie, ojciec coraz częściej znikał z domu aż w końcu pewnego dnia nie wrócił wcale. Matka była załamana, wszystko odbiło się na najstarszym synu i zaczął ją obchodzić tylko los młodego Thomasa. Traktowany jak zło konieczne, zamknął się w sobie. Przestał rozmawiać z matką, pragnąc jak najszybciej usamodzielnić się i na tym się skupił. Spędzał cały rok szkolny w murach Hogwartu, kiedy wracał na okres letni, podejmował pracę (często w mugolskich rodzinach). Z wiekiem zaczął także podróżować do Wielkiej Brytanii. W Londynie mógł naprawdę nieźle przyrobić. Jak objawił się u niego talent magiczny? To wszystko przez napady złości, które sprawiają iż atmosfera wokół niego gęstniała i doprowadzała do eksplozji szklane przedmioty, nad czym nie do końca mógł zapanować.
Stara płyta Alberihta Vindegera znów wróciła do łaski, ale bynajmniej nie znaczyło to nic dobrego. Po czterech latach chłopak zdążyła już demaskować ten proceder wyczuwając co zaraz nastąpi. Gdy tylko igła gramofonu opadła, w całym domu rozbrzmiał chór o spokojnym, kojącym i kontemplacyjnym brzmieniu zestawionych ze sobą żeńskich głosów którym jak echo wyciszone towarzyszyła grupka barytonów. Cichy acz spontanicznie rwany rytm falami uniesienia przechodził w dramatyczne szaleństwo i wybuch energii zmieszanych już barw głosu w całości idealnie współgrających. Na samym początku utworu, drzwi do izby z trzaskiem stanowczym zawarła matka Reinharda, zamykając się w nim z własnym mężem. Wtedy to skradał się, boso schodami krętymi w dół wyścielanymi dywanem wzorzystym, schodząc do korytarza prowadzącego między innymi do wyjścia i przystawiała ucho do drzwi pomieszczenia gdzie znajdowali się jego rodzice. Mimo tych wszystkich spięć, chandryczenia się obojga, wciąż jednak byli razem ale dzisiaj? Nie potrafił się pozbyć przeczucia niepokoju towarzyszącego temu dni, jakby ktoś zatruł powietrze zagęszczając je niewiadomą i tylko czekać aż coś runie na ziemie.
- Jaka ja durna byłam mezaliansów mi się zachciało z nierobem, śmierdzącą łachudra o której niepochlebnie wrze całe miasteczko!- Wstęp typowy, wręcz standardowy choć zmienny o rodzaje epitetów których nie szczędziła. Rei przysiadł u dołu drzwi, obejmując głowę rękoma. Płyta zacięła się, przepiękna aria przerodziła się w jęki krzyki składające się w jedno, wyjące "nie!".
W szkole często wdawał się w bójki, nie potrafiąc poskromić swojej narowistej natury, kiedy był bez przerwy prowokowany. Nie obchodziła go czystość krwi, nie dyskryminował, tak jak inni jego, oceniając po majętności rodziny. Dodatkowo przez swoją małomówność uważano go za niezbyt inteligentnego. Był dobry z przedmiotów wymagających praktyki, ciężej mu przychodziło przyswajanie suchych faktów jak chociażby historii magii. Jednak była jedna osoba, która w niego wierzyła, z którą czuł się związany – jego brat. Choć matka starała się, aby unikał kontaktu z Rei’em, chłopcy spotykali się w każde wakacje. Reinhard był dla Thomasa idolem. To z ich niewinnej rozmowy skrystalizowała się myśl spróbowania swych sił w roli aurora. Kiedy to opowiadał bratu jak wygląda nauka w szkole dla czarodziejów, gdy stając do egzaminów, musiał zdecydować o swojej przyszłości, jego zielone oczy aż iskrzyły z dumy z brata.
Gdy rodzeństwo zamieniło się miejscami, on został uczniem, a Reinhard brnął dalej w dorosłe życie, zauważył zmianę zachowania Thomasa. Jedyna myśl, która mu dzisiaj przychodzi do głowy to ta, że prawdopodobnie szydzono z niego, jak z Reinharda, a ten nie był aż tak odporny psychicznie na takie szykanowanie.
Lata leciały, pierworodnemu Hardworldów udało się przejść wszystkie niezbędne testy do uzyskania pozwolenia na przystąpienie do trzyletniego szkolenia, na aurora. Hardwold miał kościec z zahartowanej stali, na przyjęte ciosy uodparniał się. Zależało mu aby w końcu osiągnąć w życiu swój cel, aby przestali w końcu patrzeć nań z góry. Zarzucano mu napady agresji, które musiał w sobie stłamsić. Nie chciał zawieść siebie ale przede wszystkim brata tak jak zrobił ich ojciec. Zbliżał się trzeci rok treningów, kiedy po świecie czarodziejów rozeszła się wieść o otwartej komnacie i śmierci dziecka, które dla niektórych było tylko "szlamą". To jeszcze bardziej zmotywowało go do ukończenia kursu. W międzyczasie trenował z niejakim Edwardem Filitem nad możliwością przemiany w zwierzęcą postać, niestety Edward ginie podczas Wielkiej Wojny Czarodziejów.
Podczas próby pojmania Alastora, swojego rodziciela, Reinhard zgodził się pełnić rolę swego rodzaju przynęty. Przez pawie pół roku starał się odnowić relacje z ojcem, przekonać go do tego, jak bardzo nienawidzi własną pracę i całe to dufne towarzystwo wzajemnej adoracji z Ministerstwa. Wilkołak połknął haczyk i dał się zwabić. Można było to uznać zarówno jako próbę charakteru, ale i pierwsze, większe zwycięstwo dla Reinharda.
Bez przedawnienia
Jak bardzo nurtujące mogą być sprawy, których rozwiązanie wdaje się odległe, niemal niemożliwe. Jak mała igła, potrafią tkwić w Tobie, dając o sobie znać w najmniej oczekiwanym momencie. Choć nie dotyczą nas bezpośrednio, są równie istotne co problemy dnia codziennego. To jak potknięcie w naszej odwiecznej wędrówce, te pierwsze najbardziej zapada nam w pamięć. Człowiekowi, który jest ambitny i nie znosi porażek przypomina, że jest wyłącznie marną istotą w porównaniu z jego stwórcą. Choć na podobieństwo boże, zdajemy się być jego marną imitacją.
Śledztwo, dotyczące Josepha Callaghana, było jedną z tych spraw, która nie dawała Reinhardowi spokojnie iść dalej. Jak kula u nogi, zwalniała czy też uniemożliwiała krok w przód. Kiedy udało mu się schwytać własnego ojca, myślał iż wymazał już tą swoista plamę na własnym honorze. Mylił się. Dlatego, gdy tylko siostra Josepha wróciła z Bułgarii, tak zabiegał o spotkanie. Niestety jedyny świadek ataku, będący jednocześnie poszkodowanym, nie kontaktował się ze światem zewnętrznym. Ostatnim łącznikiem z rzeczywistością była Emily, a przynajmniej tak twierdzili lekarze. Nie wątpił, że zechce współpracować z nim. Był pewien, że będzie jej zależeć na schwytaniu napastników.
Dziewczynę widział zaledwie dwa razy, jednak wątpił czy ją rozpozna. Ostatni raz spotkał ją cztery lat temu, kiedy jeszcze chodziła do Hogwartu. Ile mogła mieć? Jakieś czternaście, piętnaście lat?
W końcu stanął przed drzwiami jej domostwa. Zjawił się nieco przed czasem, co kompletnie nie było w jego stylu, jednak długo wyczekiwał sposobności do rozmowy. Zakołatał do drzwi i nie minęła chwila, równa trzem trzepnięciom motylich skrzydeł, a wrota rozwarły się. W szparze między drewnianym skrzydłem a framugą, pojawiła się wyjątkowo paskudna, pomarszczona twarzyczka z uszami nietoperza – skrzat domowy. Spojrzał na stworzenie wyjątkowo nieprzyjemnie, jednak one ani myślało ustępować mu i odsłonić przejście.
- Reinhard…- Rzucił i nawet nie zdołał skończyć się przedstawiać, gdy owa istotka otwarła drzwi. Widocznie reszty się domyśliła.
- Proszę, zaraz pana zaanonsuje.- Odrzekł, jakby auror właśnie wkroczył na salony jakiejś wyjątkowo majętnej rodziny. Dał się zaprowadzić do izby, gdzie z braku ciekawszych zajęć, zaczął przeglądać tytuły książek, porzuconych na stole. Zazwyczaj literatura może świadczyć o charakterze danej osoby.
Sprawa Callaghana była dla niego istotna, jednak nie ze względu na wynagrodzenie, które wielokrotnie oferowała matka dziewczyny. Te intratne propozycje nie mogły przysłonić jednego, istotnego faktu – Joseph był przyjacielem Thomasa, brata Reinharda, człowiekiem który bezinteresownie pomógł mu na starcie, kiedy najmłodszy z Hardworldów szukał zatrudnienia. Za wprowadzenie do Departamentu Tajemnic oraz swoistą opiekę, jaką mu zapewnił, Reinhard był mu wdzięczny. Wierzył, że to pomoże Thomasowi odnaleźć życiowy cel i pozwoli mu się usamodzielnić. Nie, nie mógłby przyjąć ani grosza od Callaghanów. Była to jedna z tych rodzin czystej krwi, która cieszyła się szacunkiem w jego oczach. Z drugiej strony, Hardworld mógł się cieszyć, że to Josepha porwali, a nie Thomasa. Gdyby to jego brat leżałby w św. Mungu, sam oszalałby ze wściekłości. Bardziej znośna była informacja o jego chwilowym pobycie w Azkabanie, niżeli ta, że popadł w obłęd.
Opasłe tomy, oprawione w skóry, zajmowały większą powierzchnie stolika. Na jednej z okładek Rogogon Węgierski rozkładał swe czarne skrzydła, ziejąc ogniem, zamieniał okładkę w pożogę. Można powiedzieć, że większość książek była monotematyczna, wszystkie w jakimś stopniu związane były ze smokami. Widać przykłada się do swojego zawodu. Gdyby Rei ujrzał choć jeden egzemplarz „Czarownicy”, od razu uprzedziłby się do właścicielki domu. Nie zdołał ogarnąć wzrokiem biblioteczki, stojącej nieopodal, gdy usłyszał głos Emily.
Faktycznie, wydoroślała i zaokrągliła się tu i ówdzie. Teraz stała przed nim nie dziewczynka, ale kobieta. Pewnie gdyby nie zaistniała sytuacja, obróciłby się za nią na ulicy. Przypomniało to mu, że czas nieubłaganie, wciąż brnie na przód, ziarenka piasku przeciskają się przez smukłą talię klepsydry i pozostaje tylko czekać, aż górna komora zostanie pusta. Mija też okrągła, pięcioletnia rocznica, a on nadal nie trafił na żaden przełom w śledztwie, ponownie przychodzi z pustymi rękami, choć pełen determinacji.
- Witaj Emily, ciesze się, że tak szybko udało nam się spotkać. Jak udał się wyjazd?- A może nie powinien krążyć wokół tematu, tylko od razu przejść do sedna sprawy? Wydawać by się mogło, że wychodzi mu to na tyle sztucznie iż zupełnie nie nadawał się do beztroskich pogawędek. Wszystko spowodowane było tym, że jego myśli skupiały się na celu jego wizyty.
- Nie, nie interesują mnie te gady, to raczej kwestia nawyku. Nawet nie jesteśmy w stanie pojąć, jak dużo mogą nam powiedzieć pewne przedmioty o swoim właścicielu.- Staną w pobliżu kominka, nie spiesząc się z zajmowaniem miejsca siedzącego. Nie sądził, by było to konieczne.
- Nie, dziękuję. Szkoda fatygi.- Nie miał zamiaru pannie zajmować zbyt wiele cennego czasu, zapewne plan zajęć miała napięty, a jeszcze nie zdążyła należycie wypocząć po tej całej ekspedycji.
Nie umiał jej spojrzeć prosto w oczy, skonfundował się? A może nie chciał być świadkiem kobiecych łez? Miał przedmiotowy stosunek do kobiet, nie da się ukryć, że wszystkiemu winna była jego rodzicielka, którą powinien darzyć bezgraniczną miłością, chociażby ze względu na to, że wydała go na świat. Jednak ta dziewczyna nie była niczemu winna, a jej tragedię dobrze znał i nie wiedząc dlaczego, jej smutek i ból w pewnym stopniu udzielał się mu. Jakby czuł się winny, stawiając się niemalże na równi z oprawcami. Nie chciał też widzieć jej szklących oczu, bo wiedział iż nie ma w sobie na tyle ludzkiego „obycia”, by poradzić sobie z pocieszeniem jej. Pewnie nie raz słyszała zapewnienia, że będzie lepiej, wyjdzie z tego. Choćby te słowa miały przynieść ukojenie, nie przeszłyby mu przez gardło. Nie wziąłby odpowiedzialności za coś, czego nie był pewien, a takie oszukiwanie przedłuża cierpienie. Rodzina powinna się pogodzić ze stanem chorego, a nie przeżywać kolejne rozczarowanie.
Wzrok jego błądził po boazerii, ręka spoczęła na półce, nad kominkiem. Kciuk bezwiednie gładził listwę tuż pod, zdobioną w bawole oko. Nieprzyjemnie acz znośnie? Te słowa sprawiły, że mężczyzna na krótką chwilę uśmiechnął się, choć w jego przypadku rzadko kiedy mimika wyrażała rzeczywisty stan emocjonalny. W końcu zdecydował się obrócić w jej stronę.
To co cenił w kobietach, to ich naturalne piękno. Niektóre próbowały na siłę poprawiać matkę naturę, ale w jego mniemaniu, to były zupełnie niepotrzebne zabiegi. To świadczyło o braku akceptacji siebie, swojego wizerunku i próbę chowania się za makijażem – maską. Jeżeli one same nie potrafiły pogodzić się z własnym odbiciem w lustrze, stając się śmielsze z tymi wszystkimi ozdobnikami, niech nie liczą na to, że zdołają nimi zwieść każdego mężczyznę. Emily zdecydowanie należała do tych, które mogły pochwalić się pięknem, odziedziczonym w pewnym stopniu po kądzieli. Mówią, że jeżeli chce się zobaczyć swoją kobietę o naście lat starszą, wystarczy spojrzeć na matkę. Pewnym było, że obie panie grzeszyły urodą. Emily mogłaby być muzą dla nie jednego artysty. Różnica wieku, to nie jedyny powód, dla którego nie może zbliżyć się do niej. Z szacunku dla jej bliskich, nie mógłby jej nawet dotknąć.
- Czy ja wiem? Wszak kobiety są zmienne i nieprzewidywalne.- Na chwilę wzrok zawiesił, na jej rozpromienionej uśmiechem twarzy, postanawiając skapitulować i zająć miejsce siedzące w fotelu, na przeciw niej. Mimowolnie odwzajemniał go, a gdy wspomniała o bracie, jego spojrzenie uciekło w bok.
- Jak on się w ogóle czuje? Czy…- Zawiesił głos, pochylając się w siadzie, wspierając łokcie na swych kolanach.
- Czy coś wspominał o tamtym porwaniu? – Wiele razy padało to pytanie, czy w końcu padnie jakaś odpowiedz?
Nie wiedząc dlaczego, starał się przy kobiecie zwracać uwagę na swoje zachowanie, byle jej nie speszyć, dać jej znak, że rozumie ją. Gówno prawda, nigdy nie znalazł się w jej sytuacji, więc nie mógł postawić się na jej miejscu. Na nikim specjalnie mu nie zależało, choć czuł się związany z bratem, w końcu ta sama krew płynęła w ich żyłach. Wiedział jakie piekło przeżył w rodzinnym domu, który miał być ostoją dla niego i Thomasa. Tymczasem spotkał tam pogardę i niechęć, zwyczajne rozczarowanie. Było ono gorsze od wytykania go palcami na szkolnym korytarzu. Takie przeżycia uodparniają, choć nie nosił maski, zamienił ją na gruby mur, który oddzielał go od świata zewnętrznego. Był niewrażliwy na coś, czego nigdy nie zaznał – miłości. Samo słowo zdawało mu się infantylne w brzmieniu. Nie występowało w słowniku dorosłego, poważnego człowieka. Nie bawił się w podchody, nie starał się specjalnie zauroczyć kobietę elokwencją, grubością portfela. Albo dziewczyna wyraziła chęć, by wieczór się przedłużył, albo odchodziła, znikając zarówno sprzed oczu Reinharda, jak i nie pozostawiając po sobie żadnego wspomnienia. Kiedy mu odpowiadało, spotkał się z kobietą więcej niż jeden raz. Jednak one zawsze wpierw zapewniały, mówiąc, że szukają przygód, że to nic nieznaczący romans, a potem wymagały czegoś więcej, mając pretensję do całego świata i próbując wymusić na Reinhardzie, czegoś, czego nie był w stanie dać żadnej z nich. Co gorsza, nie czuł winy, choć problem jego sumienia jest równie zawiły, co jego życie osobiste.
Widok trzęsących się rąk uszedł jego uwadze, zrobił to celowo. Niech mówi, nie krępując się reakcją własnego ciała, skupi się na rozmowie a nie kamuflowaniu zrozumiałych emocji.
Słuchał jej relacji ze spotkań i nie wiedział co odrzec. Nie silił się na uśmiech, a wewnętrznie czuł pustkę. Nie wiedział jak reagować, co wypada w tym momencie, ani nawet…czy w ogóle chce wykonać jakiś gest. Kiedy ostatnio widział Emily w szpitalu, jak na swój wiek, znosiła to bardzo dzielne. Widać, że z twardej gliny została ulepiona. Choć straciła ze swej żywiołowości, a smutek przysłonił jej oblicze jak całun, przeżywała to wszystko wewnętrznie, tocząc walkę z bezlitosnym losem, który skazał jej brata na obłęd.
- To częste skutki długotrwałego torturowania niewybaczalnym zaklęciem. Jeden chłopak stracił w ten sposób oboje rodziców, aurorów. – Porównywanie jej nieszczęścia z czyimś…nie było najlepszym wyjściem, bo przecież czyjś dramat nie mógł być pocieszeniem dla drugiej osoby.
- Jednak w wymienionym przeze mnie przypadku, sprawca…a raczej sprawczyni została ujęta. Dumna ze swych postępowań, przyznała się do winy, z nieukrywaną satysfakcją. Nie przyznała się jednak do torturowania Josepha. Gdyby maczała w tym palce, na pewno nie omieszkałaby się tym pochwalić.- Splótł palce swych dłoni, podpierając nań swój podbródek. Wciąż krążył w tym samym miejscu, żadnego punktu zaczepienia. Dlaczego tylko z nią rozmawia i to jej kazał patrzeć na swoje cierpienie?
Obawiał się, że zbytnia determinacja w złapaniu osoby odpowiedzialnej za stan brata, może sprawić, że będą doszukiwać się poszlak tam, gdzie w istocie ich nie ma. Że będą bazować na bezpodstawnych podejrzeniach, domysłach, które nie mają najmniejszego sensu. Prowadzenie śledztwa nie polega na chwytaniu się jednej poszlaki i trzymaniu się jej, jak tonący brzytwy. Oby ich dobre chęci nie przesłoniły istotnych szczegółów, które pomogłyby rozwiązać sprawę. Był też świadomy, że po pięciu latach wszelkie ślady mogły zostać zatarte, trudne do zweryfikowania. Pamięć chłopaka także mogła wyprzeć niektóre istotne rzeczy, choć tak naprawdę nie wiadomo jak duże są uszkodzenia jego mózgu, na ile trwałe i na ile mogę się pogłębić z czasem. Wszystko jest wielką enigmą, jak również same okoliczności.
Spojrzał na podsunięte mu zdjęcie, na nieświadomego przyszłości chłopaka, który tryskał radością i energią życiową. Ale nie zwracał uwagi na sentymenty dawnych lat, skupił się na wskazanej bliźnie. Faktycznie, niewielka bruzda znajdowała się na jego gardzieli. Drobiazg, jednak profesjonalista nie powinien go przeoczyć. Z drugiej strony, sprawa została na tyle rozdmuchana, że przez tydzień nie znikała z pierwszych stron Proroka Codziennego. Matka Josepha zamieszczała tam prośby i obiecywała nagrodę za jakiekolwiek informacje o synu, miejscu jego pobytu, stanie zdrowia. Wielokrotnie jej odradzał takie działanie. Świat pełen jest blagierów, żerujących na cudzym nieszczęściu. Co to dało? Multum mylących informacji, opóźniających śledztwo.
Może uznać to za trop, jednak nie znał nikogo, kto działałby tak bezmyślnie. Mimo to sprawdzi, przekopie całe archiwum i zorientuje się, co miała na myśli osoba, która napisała, że zniszczyła „idealny wizerunek” Josepha. Nie chciał pogrzebać nadziei Emily.
- Postaram się przeanalizować sprawę, mając to na względzie. Może trzeba będzie przyjrzeć się tym raną raz jeszcze, znajdziemy coś charakterystycznego dla sprawcy, jakiś swoisty „podpis” tego sadysty?- Ostatnie jej słowa znalazły potwierdzenie w geście, jakim było kiwnięcie głową mężczyzny.
Spojrzał znów na dziewczynę. Stało się to, czego się obawiał. Łzy same popłynęły, nad tak silnym odczuciem niesprawiedliwości losu, jaki spadł na bliską jej osobę, nie da się zapanować. Wyciągnął z albumu zdjęcie, wstając z fotela.
- Pozwolisz, że pożyczę.- Podszedł do dziewczyny, jednak stając przed nią, zachował dystans jednego kroku. Mimo to, miał jej twarz na wyciągnięcie ręki. Kciukiem jego prawej dłoni przygładził jeden z polików dziewczyny, zebrawszy po drodze jedną z łez. Nie pozwoliłby zmarnowała się, spadając, choć przed nią była jeszcze długa droga. Może dotarłaby do warg, albo ominęłaby je, na brodzie się zatrzymawszy. Skóra dziewczyny była delikatna niemalże jak aksamit, zaś dotyk Reinharda szorstki, jak jego charakter.
- To normalne.- Schował zdjęcie do kieszeni, mieszczącej się po wewnętrznej stronie kurtki, na lewej piersi.
- Odpocznij. Jeżeli coś Ci się przypomni, wiesz gdzie mnie szukać.
Patronus: Kiedy bracia byli mali, znaleźli w lesie młodego, rannego krogulca. W tajemnicy przed rodzicami pomogli mu wydobrzeć. Wspólny sekret zacieśnił więzi między braćmi,
którzy mogli odetchnąć od nieprzyjemnej, rodzinnej atmosfery. Ten drapieżny ptak to nie tylko jedyne z najmilszych wspomnień z dzieciństwa, jest on niejako symbolem zaginionego Thomasa - myśli,
która codziennie zaprząta głowę Reinharda.
którzy mogli odetchnąć od nieprzyjemnej, rodzinnej atmosfery. Ten drapieżny ptak to nie tylko jedyne z najmilszych wspomnień z dzieciństwa, jest on niejako symbolem zaginionego Thomasa - myśli,
która codziennie zaprząta głowę Reinharda.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 10 | 1 |
Zaklęcia i uroki: | 10 | 4 |
Czarna magia: | 1 | Brak |
Magia lecznicza: | 1 | Brak |
Transmutacja: | 10 | Brak |
Eliksiry: | 2 | Brak |
Sprawność: | 7 | 6 (waga) |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: Irlandzki | II | 0 |
Angielski | II | 2 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Anatomia | I | 2 |
Spostrzegawczość | III | 25 |
Zastraszanie | II | 10 |
Zręczne ręce | II | 10 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Silna wola | I | 5 |
Szczęście | I | 5 |
Mugoloznastwo | I | 5 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Muzyka (instrument) | II | 3 |
Literatura (wiedza) | II | 3 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | I | 1 |
Jeździectwo | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Reszta: 0 |
Sowa.
Gość
Gość
Reinhard Hardworld
Szybka odpowiedź