Wejście do Ministerstwa
Strona 5 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Wejście do Ministerstwa
Każdy czarodziej, mimo że bez problemu korzystający z magii, musi dostać się w jakiś sposób do pracy. Większość przenosi się za pomocą Sieci Fiuu wprost do Ministerstwa; szczególnie lubują się w tym spóźnialscy, jednak przez możliwość przeciążenia w godzinach szczytu - przed rozpoczęciem zmiany i po jej zakończeniu - część czarodziejów zmuszona jest korzystać z innych form wejścia. Najczęściej używają tego ukrytego pod postacią publicznych toalet na kilku ulicach, teleportując się w jego pobliże lub zażywając porannej dawki ruchu w postaci spaceru. Pomimo różnych lokalizacji 'toaletowych wejść' tworzą się niewielkie kolejki, co stanowi wprost idealną okazję do poznania nowych osób z innych departamentów, skomplementowania sukienki koleżanki, czy też krótką wymianę zdań z kolegą z przeciwnej strony korytarza. Po przejściu przez toalety trafia się do długiego korytarza, gdzie ochrona sprawdza różdżki pracownikom, przez co kolejka tylko się powiększa - dlatego oddając się w niej plotkom lepiej uważać, kogo ma się wokół siebie.
Ministerstwo Magii jest chronione potężnymi zaklęciami, uniemożliwiającymi bezpośrednią teleportację do jego wnętrza.
Ministerstwo Magii jest chronione potężnymi zaklęciami, uniemożliwiającymi bezpośrednią teleportację do jego wnętrza.
Wiedziała, że należało to zrobić. Świadomość była większa, aniżeli chęć do rozwijania własnych umiejętności, toteż – cóż należało innego zrobić, jak nie zjawić się w Ministerstwie Magii? Odczuwała jednak zbyt dużą niechęć względem zamieszek i widma bólu, które rozgrywało się na ulicach. Ona sama stała z boku, jakby nie zamierzając angażować się w utarczki tych, którzy do tego zostali stworzeni. Walczyli w słusznej sprawie, ale czyja sprawa rzeczywiście była s ł u s z n a?
Zacisnęła mocniej smukłe palce na różdżce, nim przekroczyła próg budynku. Obserwowała mijanych ludzi, zachodząc w głowę, po której stronie stoją; mogli się maskować, łgać, a ona choć posiadała władzę nad ludzkim umysłem, nie czyniła nic. Nic, co mogłoby pomóc jej rozszyfrować nadchodzącą przyszłość, bo chociaż pragnęła poznać wszelkie sekrety, nie była w stanie znieść konsekwencji, które niosło za sobą dostrzeganie następstw ludzkiej bezmyślności.
Wolnym krokiem podążała w określonym celu, by ostatecznie dotrzeć do dawnej siedziby aurorów, w której to miało dojść oficjalnego zarejestrowania różdżki. Bawiło ją to. Chełpiła się w pozorności skrytych pod fasadą chłodu emocji, których nikt nie był w stanie zinterpretować. Powodziła spojrzeniem po sylwetkach zgromadzonych, nie zamierzając kłamać. Wiedziała, że jej nazwisko jej znane wśród czarodziejów, a niektórzy przypisywali mu parszywe zbrodnie oparte o czarną magię, choć sama się tego nie dopuszczała.
Lisbeth Borgin.
Szczegóły, cholerne szczegóły. Wyśpiewała niemalże wszystko na jednym wydechu. O matce i ojcu. O bracie, a także o najbliższym kuzynostwie. Nie znała jednak swych dziadków, dlatego też pozostawała te pytania bez odpowiedzi. Nie widziała sensu w prowadzeniu gry oszust, skrytych pod fasadą pozornej obłudy, bo i po co? Czemu to miało służyć? Dla Gustava wychowanie według wiary w czystość krwi była świętsza od klątw; sama podchodziła do tego z dozą rezerwy, choć gardziła szlamami ponad miarę, nie widząc w nich atrakcyjności umysłu, bo to ten odgrywał największą wartość dla ciemnowłosej. Fizyczność stawała pod znakiem zapytania, bo przecież stroniła od niej ponad miarę.
W niedługim czasie, gdy wywiad dobiegł końca, zdołała opuścić Ministerstwo Magii. Szła spokojnie, nie odwracając się za siebie, nie zastanawiając – co kryje się za plecami. Nabrała powietrza w płuca, aż wreszcie zniknęła za rogiem, dzięki któremu dotarła do swego mieszkania szybciej.
/zt x2
|Kontynuacja parszywki
Ciśnienie nie chciało jej opaść. Naprawdę nie sądziła, że kiedykolwiek zobaczy na mieście swoją twarz na jakimś liście gończym! Przecież nie była żadnym zdrajcą czarodziejów, cała ta sytuacja była po prostu absurdalna. Całe szczęście, że spotkała dzisiaj na swojej drodze Jackie, bo jako auror na pewno mogła poświadczyć o jej niewinności. Obawiała się, że gdyby poszła załatwić to sama, jej emocje tylko pogorszyłyby sytuację. Bo miała ochotę wykrzyczeć tym ludziom prosto w twarz, że są nieprofesjonalni, a ona przepracowała na rzecz ministerstwa ponad dwadzieścia lat i wcale nie opłacało jej się działać na jego niekorzyść. Rzadko ukrywała swoje emocje, a teraz były na tyle silne, że nawet nie próbowała zachować spokoju. Najchętniej podwinęłaby rękawy i dała tym urzędnikom w nos.
Tym bardziej ucieszył ją widok Kierana, bo jeżeli Jackie mogła jej pomóc, to doświadczony i szanowany auror jak Kieran mógł jej pomóc podwójnie. Już otworzyła usta, żeby go o tym zawiadomić, ale okazało się, że mężczyzna już o wszystkim wie. Mina jej zrzedła, kiedy usłyszała jego oskarżenia. - Oczywiście, że nie! Za kogo ty go masz? - Zdenerwowała się, o ile w ogóle mogła się jeszcze bardziej zdenerwować. Zdawała sobie sprawę z tego, że Kieran nie pała do Malcolma miłością, ale przecież nie mógł go oskarżać o coś tak poważnego! Podeszła bliżej, zadzierając głowę, bo Kieran chyba wpadł w dzieciństwie do kociołka eliksiru na wzrost, ściskając dłonie w pięści, ale ostatecznie tylko ruszyła dalej przed siebie. - Chodź, przynajmniej możesz mi pomóc - mruknęła ze złością, nie mając siły na dyskusje o jej mężu. Pożegnała się z Jackie niemrawym uśmiechem, po czym zerknęła na zgnieciony plakat ze swoją podobizną, który wciąż trzymała w dłoni. - Czarodziej-gumochłon. Wyobrażasz to sobie? Zdrada czarodziejów? Co to w ogóle za brednie! - Wyżaliła się przyjacielowi, czując jak od tego wszystkiego zaczyna ją boleć głowa. Westchnęła cicho, kiedy stanęli przed odpowiednimi drzwiami. - Ty mów, bo ja za siebie nie ręczę - uprzedziła go zanim przekroczyli próg gabinetu.
Ciśnienie nie chciało jej opaść. Naprawdę nie sądziła, że kiedykolwiek zobaczy na mieście swoją twarz na jakimś liście gończym! Przecież nie była żadnym zdrajcą czarodziejów, cała ta sytuacja była po prostu absurdalna. Całe szczęście, że spotkała dzisiaj na swojej drodze Jackie, bo jako auror na pewno mogła poświadczyć o jej niewinności. Obawiała się, że gdyby poszła załatwić to sama, jej emocje tylko pogorszyłyby sytuację. Bo miała ochotę wykrzyczeć tym ludziom prosto w twarz, że są nieprofesjonalni, a ona przepracowała na rzecz ministerstwa ponad dwadzieścia lat i wcale nie opłacało jej się działać na jego niekorzyść. Rzadko ukrywała swoje emocje, a teraz były na tyle silne, że nawet nie próbowała zachować spokoju. Najchętniej podwinęłaby rękawy i dała tym urzędnikom w nos.
Tym bardziej ucieszył ją widok Kierana, bo jeżeli Jackie mogła jej pomóc, to doświadczony i szanowany auror jak Kieran mógł jej pomóc podwójnie. Już otworzyła usta, żeby go o tym zawiadomić, ale okazało się, że mężczyzna już o wszystkim wie. Mina jej zrzedła, kiedy usłyszała jego oskarżenia. - Oczywiście, że nie! Za kogo ty go masz? - Zdenerwowała się, o ile w ogóle mogła się jeszcze bardziej zdenerwować. Zdawała sobie sprawę z tego, że Kieran nie pała do Malcolma miłością, ale przecież nie mógł go oskarżać o coś tak poważnego! Podeszła bliżej, zadzierając głowę, bo Kieran chyba wpadł w dzieciństwie do kociołka eliksiru na wzrost, ściskając dłonie w pięści, ale ostatecznie tylko ruszyła dalej przed siebie. - Chodź, przynajmniej możesz mi pomóc - mruknęła ze złością, nie mając siły na dyskusje o jej mężu. Pożegnała się z Jackie niemrawym uśmiechem, po czym zerknęła na zgnieciony plakat ze swoją podobizną, który wciąż trzymała w dłoni. - Czarodziej-gumochłon. Wyobrażasz to sobie? Zdrada czarodziejów? Co to w ogóle za brednie! - Wyżaliła się przyjacielowi, czując jak od tego wszystkiego zaczyna ją boleć głowa. Westchnęła cicho, kiedy stanęli przed odpowiednimi drzwiami. - Ty mów, bo ja za siebie nie ręczę - uprzedziła go zanim przekroczyli próg gabinetu.
Wiele słów cisnęło mu się na usta, aby określić za kogo uważa tego zdziwaczałego Malcolma Botta, jednak ograniczył się tylko do srogiego spojrzenia, które posłał czarownicy, gdy ta zbliżyła się do niego nagle, tym samym rzucając mu jawne wyzwanie. I coś drapieżnego było w tym jak zadarła głowę, bo Kieran zaraz westchnął ciężko i machnął ręką z rezygnacją. Skapitulował pod jej zielonym spojrzeniem, dobrze wiedząc, że właśnie tak czasem robią przyjaciele. Zresztą, wcale nie chciał się kłócić, zamierzał jej pomóc i była to jak najbardziej szczera potrzeba wypływająca prosto z jego skostniałego serca. – Dobra, już nic nie mówię, ale jeśli się okaże, że go teraz bronisz… – urwał swoją wypowiedź, popędzony przez Samanthę do ruszenia w odpowiednim kierunku. Tak naprawdę musiał odpuścić także dla swojego dobra, choć i tak podejrzewał, że po wszystkim zostanie zdzielony po ramieniu, skoro kobieca dłoń aż do głowy nie sięgnie. – Wszystko wyjaśnimy, tylko musisz utrzymać emocje na wodzy – poradził jej po drodze, a przecież to on z ich dwójki mógł pochwalić się większym temperamentem. Przez ostatnie tygodnie nabrał nieco ogłady, tego wymagano od niego na nowym stanowisku, przez co czuł się wręcz stłamszony.
Kiedy zatrzymali się przy drzwiach, zerknął na Samanthę, uwagę skupiając na jej włosach, co zdawały się unosić w fizycznej manifestacji oburzenia czarownicy. Jakoś przestał się o nią martwić, bardziej zaczął współczuć urzędnikowi, któremu przyjdzie się z nimi zmierzyć. Otworzył drzwi i wszedł do środka pierwszy, prostując się dumnie, aby już na samym wejściu zaznaczyć swoją obecność, ale także roszczeniową postawę. – Przyszliśmy wyjaśnić sprawę kłamliwych plakatów – nie bawił się w żadne powitania, wolał od razu oznajmić powód ich wizyty. W oczach siedzącego za biurkiem czarodzieja w średnim wieku dostrzegł zaskoczenie, inne głowy wychyliły się zza swoich stanowisk pracy w ich stronę, aby obserwować widowisko. – Ta oto czarownica została oskarżona o jakieś absurdalne rzeczy. Żądam wyjaśnienia sprawy i wystosowania sprostowania – wyszedł natychmiast ze swoimi żądaniami, po czym zerknął na Sam. – Może pokaż mu ten plakat – zaproponował jej spokojnie, wobec niej łagodząc ewidentnie ton wypowiedzi.
Kiedy zatrzymali się przy drzwiach, zerknął na Samanthę, uwagę skupiając na jej włosach, co zdawały się unosić w fizycznej manifestacji oburzenia czarownicy. Jakoś przestał się o nią martwić, bardziej zaczął współczuć urzędnikowi, któremu przyjdzie się z nimi zmierzyć. Otworzył drzwi i wszedł do środka pierwszy, prostując się dumnie, aby już na samym wejściu zaznaczyć swoją obecność, ale także roszczeniową postawę. – Przyszliśmy wyjaśnić sprawę kłamliwych plakatów – nie bawił się w żadne powitania, wolał od razu oznajmić powód ich wizyty. W oczach siedzącego za biurkiem czarodzieja w średnim wieku dostrzegł zaskoczenie, inne głowy wychyliły się zza swoich stanowisk pracy w ich stronę, aby obserwować widowisko. – Ta oto czarownica została oskarżona o jakieś absurdalne rzeczy. Żądam wyjaśnienia sprawy i wystosowania sprostowania – wyszedł natychmiast ze swoimi żądaniami, po czym zerknął na Sam. – Może pokaż mu ten plakat – zaproponował jej spokojnie, wobec niej łagodząc ewidentnie ton wypowiedzi.
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Relacja Kierana i Malcolma czasem doprowadzała ją do szału. Obaj byli dorosłymi mężczyznami po pięćdziesiątce, a zachowywali się jak dzieci! Trzydzieści lat temu ich dogryzanie mogło być zabawne, ale teraz byli za starzy na tak żałosne zachowanie. Przecież już dawno temu wzięła ślub z Malcolmem, mówiąc tym samym wszystkim dookoła, że właśnie jemu zamierza być wierna dopóki śmierć ich nie rozłączy i tak dalej. A Kieran i tak przy niemalże każdej wzmiance krzywił twarz i rzucał niepochlebnym żartem. Samantha nie miała siły ani czasu teraz tego słuchać, dlatego szybko urwała temat i poszła w stronę gabinetu. Kieran otworzył drzwi i wszedł pierwszy, co Samantha przyjęła z ulgą, bo swoim wzrostem i wysokim stanowiskiem na pewno zrobi dobre wrażenie. Ona weszła zaraz za nim jak cień, gotowa do walki o swoje dobre imię. Słuchała słów swojego przyjaciela, patrząc nienawistnie na siedzącego naprzeciw nich mężczyznę. Nie wyjdzie stąd dopóki plakaty z jej twarzą nie znikną z londyńskich murów. - Proszę zobaczyć - zaczęła niezwykle spokojnie jak na emocje, które właśnie w niej buzowały. Rozwinęła zgnieciony plakat i położyła go na biurku, a kałamarz z piórem zatrząsł się lekko. - Ten plakat rozsiewa nieprawdziwe informacje na mój temat. To zniesławienie. Już nie wspomnę o tym, że po prostu mnie obraża. Nie jestem żadnym gumochłonem! - Wyrzuciła z siebie, czekając na reakcję urzędnika. Ten wyraźnie był zaskoczony zaistniałą sytuacją i na początku próbował ich zignorować, ale obecność Kierana i emocje Samanthy pomogły zapanować nad sytuacją. Plakaty miały zniknąć z miasta. Samantha miała nadzieję, że stanie się to już dzisiaj – jeżeli jutro w drodze do pracy wciąż będzie widziała swoją twarz, na pewno wpadnie do tego gabinetu i zrobi awanturę. Na razie zaufała urzędnikowi, pożegnała się z nim i wyszła na korytarz z lżejszym sercem. - Dziękuję za pomoc - powiedziała Kieranowi, bo wiedziała, że bez jego pomocy nie poszłoby tak szybko i gładko. Towarzyszyła mu w drodze do Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów, po czym każdy z nich poszedł w swoją stronę. Plakat wyrzuciła po drodze do kosza.
zt x2
zt x2
Strona 5 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Wejście do Ministerstwa
Szybka odpowiedź