Evandra Aimée Rosier (z.d. Lestrange)
Nazwisko matki: -
Miejsce zamieszkania: Château Rose, Dover, Kent
Status majątkowy: bogata
Czystość krwi: czysta, szlachetna
Zawód: arystokratka, bywalczyni salonów, maestra
Wzrost: 162 cm
Waga: 50 kg
Kolor włosów: jasny, płowy blond
Kolor oczu: błękit
Znaki szczególne: trzy pieprzyki poniżej lewej łopatki, układające się w półksiężyc, idąc stawia najpierw palce, co dodaje jej ruchom lekkości, perlisty głos, który może pozazdrościć jej nie jedna syrena, podkreślone czerwienią usta, nieodparty urok
drewno różane, włos wili, 12 cali, sztywna
Slytherin
-
Cień rozrywający moje dziecko
starą sceną teatru lub opery, mokrym drewnem, piżmem, olejkiem różanym
siebie uczącą swoje wnuki gry na harfie
szeroko rozumiana sztuka, z czego najbliższa mojemu sercu jest muzyka
śpiew, gra na harfie, długie, samotne spacery, haftowanie
Harpie z Holyhead
klasyczna
Daria Zhemkova
Przyszła na świat początkiem upalnego lata w tysiąc dziewięćset trzydziestym trzecim roku jako drugie i zarazem ostatnie dziecko lorda Eviana Lestrange’a oraz jego uroczej, młodszej o dwie dekady żony Cosétte. Byli od siebie tak różni pod względem charakteru, temperamentu i oczekiwań od świata, że nie jeden - złośliwy lub zazdrosny - ośmielił się podejrzewać lady Lestrange o trzymanie małżonka w szponach wilego uroku.
Budziła zachwyt wśród najbliższych, jak i gości odwiedzających rodzinną posiadłość na wyspie Wight. Komplementowali jej delikatną, eteryczną urodę oraz talent, jednocześnie przymykali oko na wile humorki i wymagający charakter. Te ciche przyzwolenia na dąsy, kręcenie nosem, tupanie nóżką utwierdzało ją nie raz w niemile w przyszłości skonfrontowanym z rzeczywistością przekonaniu, że można jej więcej niż starszemu kuzynostwu, a nawet bratu, który był uważany za ulubieńca nestora rodziny.
Od najmłodszych lat uczyła się pod okiem starannie wybranych guwernantek etykiety, francuskiego, gry na harfie i śpiewu. Dzieliła czas pomiędzy starszym bratem, a spacerami po wybrzeżu, w czasie których bardzo często zbaczała z bezpiecznych ścieżek, aby podsłuchać przesiadujące na klifach syreny. Chciała im dorównać, od dziecka stawiała sobie bardzo wysokie wymagania, a poprzeczkę przerzucała coraz wyżej, wierząc, że wszystko jest w zasięgu rąk. Jej talent magiczny objawił się szybko i gwałtownie, obracając w drobny mak lustra, okna i ulubioną, porcelanową zastawę matki. Długo nie potrafiła go okiełznać, co tłumaczono najczystszą magią płynącą w żyłach lady Lestrange.
Sama wybrała harfę, gdyż w założeniu rodziców miała pobierać nauki gry na fortepianie. Nauczyciel, który zjawił się w posiadłości, musiał się z nią zgodzić, że pomimo posiadania długich, smukłych palców pianistki oraz wyczulonego na muzykę słuchu, nie był to pisany jej instrument. Kiedy jednak usiadła przy harfie i wprawiła w subtelne drgania struny, wiedziała, że to właśnie ten. Żarliwa pasja, z którą podeszła do nauki, zaowocowała tym, że zaczęła umilać czas na rodzinnych spotkaniach i wyprawianych przyjęciach grając na harfie stopniowo coraz bardziej skomplikowane utwory. Gromkie oklaski pozwalały jej obrastać w piórka. Polubiła te uczucie.
Kilka dni przed dziesiątymi urodzinami ciężko zachorowała. Uzdrowiciele nie potrafili jednoznacznie stwierdzić, co jej dolega, jaka zaraza sprawia, że niknie w oczach. Gubili się w niejednoznacznych objawach, dopiero któryś z kolei, silny atak, skierował ich podejrzenia ku chorobom genetycznym i pozwolił postawić diagnozę, będącą dla niej jednocześnie wyrokiem - Serpentyna, nieuleczalna oraz śmiertelna. Rodzice zakazali jej mówić komukolwiek o chorobie, ponieważ szczerze obawiali się, że rzuci ona cień na pomyślne zamążpójście oraz przyklei do niej łatkę ułomnej. Dołożono wszelkich starań, aby zapewnić jej medykamenty przygotowane przez najlepszych alchemików, a także opiekę najlepszych w swym fachu uzdrowicieli.
Choć reputacja Hogwartu została mocno nadszarpnięcia po przedziwnych incydentach, w wyniku których wielu uczniów zostało zranionych, postanowiono, aby podjęła tam naukę. Decyzję nie zmieniły nawet pogłoski, jakoby w murach szkoły znaleziono ogromną, niebezpieczną akromantulę oraz sugestię zaprzyjaźnionych arystokratów, że rozsądniej będzie posłać młodą damę do Baeuxbatons. Rodzice kategorycznie sprzeciwili się, aby wyjechała poza Wyspy Brytyjskie. Od momentu ujawnienia się Serpentyny, chuchali na nią i dmuchali. Każda, niepokojąca oznaka, budziła w lady Lestrange ataki panikę. Z duszą na ramieniu odprowadzili ją po raz pierwszy na londyński peron 9 i 3/4. Jej starszego brata, który już przygotowywał się do Owutemów, zobowiązano do otoczenia ją protekcją. Bardzo szybko przekonała się, że opiekuńczo w stosunku do niej zachowywali się przede wszystkim jego rówieśnicy z domu Węża, oczarowani urokiem młodziutkiej, rozkwitający niczym pąk róży półwili.
Tiara zadecydowała o przydzieleniu jej do Slytherinu, co nie było żadnym zaskoczeniem. Poglądy oraz wyssana z mlekiem matki ambicja przewyższało pragnienie wiedzy oraz wrażliwe serce. Wśród wychowanków Salazara odnalazła się bez problemu - otaczali ją młodzi czarodzieje wychowywani w podobnym duchu, o identycznych wartościach, którzy szanowali ją z uwagi na nazwisko, a później również i ponadprzeciętne oceny czy występy artystyczne. Przez wszystkie lata nauki w Hogwarcie angażowała się w działalność szkolnego chóru, prędko otrzymując propozycje wykonywania solowych partii.
Dołączyła do elitarnego Klubu Ślimaka na osobiste zaproszenie profesora Slughorna. Podczas spotkań, które bardzo często nabierały charakteru zamkniętego na wąskie grono salonu, miała sposobność błyszczeć w towarzystwie po raz pierwszy bez wsparcia matki oraz surowego, oceniającego spojrzenia guwernantek. W listach, które napływały do niej z domu, rodzice oszczędzali jej szczegółów na temat szalejącej już nawet w Anglii Wojnie Czarodziejów, łudząc się, że tym samym roztoczą nad nią jakiś ochronny klosz, ponieważ nawet trywialne troski, zmartwienia oraz stres potęgował wymęczające organizm objawy Serpentyny.
Wraz z wiekiem, czar godny prawdziwej wili zaczynał stawać się dla niej przekleństwem. Zaczepiali ją młodzi mężczyźni, nie tylko wywodzący się ze szlacheckich rodzin, z czego ci bardziej odważniejsi namolnie próbowali zwrócić na siebie uwagę. Nie przyjmowali odmowy. Traciła wiarę, by którykolwiek mógł dostrzec w niej coś więcej, spojrzeć na nią jak na człowieka z krwi i kości, a nie zatrzymać się na powierzchownej, miłej dla oka aparycji. Z zazdrości lub na skutek niezrozumiałej dla niej, urażonej dumy, stawała się obiektem wielu plotek. I choć unikała otwartych konfliktów, nie chcąc rujnować w oczach nauczycieli swej wzorowej opinii, po cichu, dyskretnie, nie szczędziła sobie licznych uszczypliwości. Na otwarte przeżywanie tłumionych emocji, które wybuchały w ekspresyjnym gniewie, pozwalała sobie jedynie w samotności.
W wakacje poprzedzające piąty rok nauki, otrzymała odznakę prefekta, a podczas spaceru po wybrzeżu, natknęła się na nieznajomego jej młodzieńca, który jak sam zdradził był gościem jej dalszej rodziny. Jego szelmowski błysk w oku zapadł jej w pamięć. Niby przypadkiem, wpadali na siebie jeszcze kilkakrotnie. Spacery, którym nie potrafiła odmówić, zaczęły wydłużać się w czasie. Zwierzyła się kuzynce z tego nieprawdopodobnego zbiegu okoliczności. Ta ostrzegła ją, że czarującym nieznajomy jest niejakim dziedzicem Rosierów o wątpliwej reputacji, na dodatek starający się o względy Henrietty, dlatego też powinna wystrzegać się go jak ognia. Postanowiła odsunąć od siebie te wspomnienia. Niestety, wracały one do niej za każdym razem, kiedy sowa przynosiła liryczny list spisany eleganckim pismem Tristana.
Wiedziała, że nie zamierza kontynuować nauki po opuszczeniu Hogwartu, tylko skupić się na szeroko rozumianej sztuce, która była najbliższa jej sercu, ale i tak przyłożyła się do podstawowych egzaminów, dzięki czemu mogła kontynuować zgłębianie tajników eliksirów oraz transmutacji, a nawet obrony przed czarną magią przez ostatnie, dwa lata. Dawało jej to swoistego rodzaju poczucie niezależności. Mając wiedzę, mogła wyrażać swoje zdanie, jak i je bronić. Chciała być towarzyszką rozmów, nie tylko cieszącą oko perłą, którą pożądało się jak przedmiot. Ani się obejrzała, a ostatni rok dobiegł końca. Owutemy były dla niej niezwykle stresujące, lecz - wbrew nadziejom matki - podołała im. Wróciła do domu, starając się ukryć fakt, że choroba znów odbierała jej siły. Samowolnie zwiększyła dawkę eliksiru wzmacniającego, stawiając swoje zdrowie na szali i starała się ignorować histeryczne pretensje matki.
Znowu mogła grać na harfie bez przeszkód. Oddawała się temu doszczętnie, a kontakty, które Lestrange mieli wśród artystów, pozwoliły jej na występy przed szerszą publiką. Ta słuchała ją jak oczarowana. Posypały się pochlebne opinie, kolejne zaproszenia. Łatwo przyszło jej wybić się ponad innych, debiutujących muzyków. Dbała o kontakty. Doskonale rozumiała, jakie są one ważne. Chętnie pokazywała się w towarzystwie ludzi sztuki, bywała w miejscach, gdzie ta była doceniana i żywa. Zainteresowanie, które budziła mile łechtało jej kobiecą próżność, ale także pobudzało apetyt. Nie chciała spocząć na laurach. W końcu nabrała przekonania, że osiągnęła coś sama. Nie pozwoliła, aby oskarżenia o jej wilową naturę odebrały jej triumf.
Matka wprowadziła ją także na salony, na których bywała arystokracja. Zadbała, aby na każdym takim wyjściu nie pozostała niezauważona. Mocno interesowała się młodzieńcami, nie ukrywając się z tym, że pragnie dla niej rychłego zamążpójścia. Niewątpliwie maczała swoje palce w decyzji, obok kogo została posadzona na Sabacie. Żaden jednak z przyszłych lordów, którzy starali się jej umilić ten pamiętny wieczór, nie zainteresował ją na tyle, aby móc rywalizować z grającą w jej sercu muzyką. Miała to nieopisane szczęście, że rodzina stawiała kandydatom wysokie wymagania i za uwłaczające uznano by małżeństwo z nieodpowiednim mężczyzną.
Dlaczego więc przyjęli propozycje dziedzica Rosierów? Kiedy dowiedziała się o tym, że ojciec bez zawahania zgodził się oddać jej rękę Tristanowi, nie chciała uwierzyć. Zła sława, która ciągnęła się za Rosierem, przerażała ją. Rozsądek tłumił wcześniej już rozbudzone porywy serca. Sprzeciwiał się temu postanowieniu, wiedział, że ten związek nie może być szczęśliwy. Otwarcie wyraziła swoją niechęć, jednakże ani matka, ani ojciec nie zamierzali tego wysłuchiwać. A ona nie mogła się im sprzeciwić. Uciekła więc w świat muzyki, odwlekając to, co nieuniknione, jak najdłużej mogła. W czasie narzeczeństwa Tristan nie narzucał się jej swoim towarzystwem. Kilkakrotnie złapała się na tym, że wydawało się, że widziała go w tłumie podrywającym się do oklasków, ale być może to tylko wyobraźnia płatała jej figle. Pisał listy, po które sięgała z opóźnieniem i nie zawsze zmuszała się do chociaż lakonicznej odpowiedzi.
Nie potrafiła myśleć o sobie, jako o lady Rosier. W dniu ślubu patrzyła się na swoje odbicie jak na całkiem obcą osobę. Nie potrafiła się zmusić, aby zapanować nad drżeniem dłoni, nawet, kiedy te Tristan zamknął w swoim pewnym uścisku. Nie poznawała głosu, który recytował słowa przysięgi. Wszystkie życzenia, ciepłe słowa, podarunki, wydawały się jej być puste, pozbawione sensu. Niewiele pamiętała z jak wszyscy mówili przepięknej ceremonii, jeszcze mniej z nocy poślubnej.
Château Rose niewiele miało wspólnego z dobrze jej znaną posiadłością na wyspie Wight. Czuła się tu jak intruz, daleka była do nazywania tych włości swoimi domem. Rosier, pochłonięty pracą i licznymi zobowiązaniami, skazywał ją na samotne oswajanie się z nową rolą. Siostry Tristana okazywały jej wiele życzliwości. Dotrzymywały towarzystwa, zdradzały uroki tego miejsca, zapoznawały z rezerwatem, zachęcały, aby wspólnie z nimi zasiadła przed instrumentem. W końcu dała się namówić i zrzuciła płachtę, która otulała zabraną z rodzinnego domu harfę. Grała długo i z utęsknieniem, prawdopodobnie zdradzając więcej emocji, niż chciała okazać.
Drobne, ciepłe gesty, którymi ją obsypywał, a których bynajmniej nie oczekiwała od swojego męża, skrupulatnie zmniejszały dystans, jaki narzuciła sobie - im - od początku małżeństwa. W koszyku w sypialni znalazł się śnieżnobiały kociaka. Stał się on jej wiernym towarzyszem. Wniósł radość do komnat, które dzielili z Tristanem, a także przywrócił uśmiech na jej ustach. Tajemnicza Fantasmagoria, o której mówił wiele, ale nie pokazał jej na własne oczy od razu, przerosła jej najśmielsze oczekiwania. Wpatrywała się w zaczarowaną scenę baletową wzruszona. Nie było potrzeby, aby mówił to na głos. Wiedziała, że została stworzona z myślą o niej.
Nieśmiały myśli upierały się, aby uwierzyła, że w tym ponurym sercu Rosiera znajdzie się wyjątkowe miejsce dla niej. Coś w niej pękło, kiedy Tristan niespodziewanie wrócił do domu splamiony krwią, z wypalonym na ramieniu Mrocznym Znakiem. Nie okłamywał jej. Szczerze przyznał się o swoim oddaniu Temu, Którego Imienia Boją się Wymawiać. Tej nocy nie zmrużyła oka, wpatrywała się w jego profil otulony półmrokiem, kiedy spał lub z jakiegoś powodu udawał pogrążonego we śnie. Musiała przyznać przed sama sobą, że zachowanie obojętności względem męża przychodziło jej z coraz większym trudem.
Przygotowania do występu, który miał uświetnić bankiet wydawany na rzecz rezerwatu przez Fantine, zostały zakłócone przez narastające nudności, które nie sposób było ignorować, w końcu nagłe omdlenie. Drżała z obawy, że Serpentyna znów rościła sobie prawo do decydowaniu o jej zdrowiu, lecz ku niemałemu zaskoczeniu, wezwany uzdrowiciel nie potwierdził jej obaw. Zamiast tego złożył gratulacje. Pod sercem nosiła nowe, kiełkujące życia.
Długo zwlekała z powiedzeniem o ciąży Tristanowi, napisaniem wylewnego listu do rodziców, zwierzeniu się jego siostrom. Zbyt długo. Tej nocy z narastająca ekscytacją wyczekiwała powrotu Rosiera, minął tydzień pozbawiony większych komplikacji i nie chciała już dłużej trzymać tego w sekrecie, kiedy niespodziewanie zatrzęsły się wiekowe mury Château Rose, a piekielnie palący ból przeszył jej pierś. Chciała krzyknąć, wyciągnąć dłoń po różdżkę, ale ciało odmówiło jej posłuszeństwa. Ciemność otuliła ją i dosłownie zgniotła w swoich ramionach.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 14 | Brak |
Zaklęcia i uroki: | 6 | +3 |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 2 | +1 |
Eliksiry: | 2 | +1 |
Sprawność: | 0 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Język obcy: francuski | II | 2 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Astronomia | I | 2 |
Historia magii | I | 2 |
Kłamstwo | II | 10 |
ONMS | I | 2 |
Retoryka | II | 10 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Starożytne Runy | I | 2 |
Zielarstwo | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Jasny umysł | II | 5 |
Szlachecka etykieta | - | - |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (wiedza) | I | ½ |
Malarstwo (wiedza) | I | ½ |
Muzyka (wiedza) | I | ½ |
Muzyka (śpiew) | III | 10 |
Muzyka (harfa) | III | 10 |
Haftowanie | I | ½ |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Taniec balowy | II | 7 |
Taniec klasyczny | I | 1 |
Jeździectwo | I | 1 |
Pływanie | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
półwila | - | 10 (+20) |
Reszta: 0 |
Sowa, różdżka
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Evandra Rosier dnia 17.12.17 18:49, w całości zmieniany 3 razy
Witamy wśród Morsów
Szlacheckie tradycje splotły jej ścieżkę z mężczyzną, którego zła sława kobieciarza Evandrę przerażała, lecz doskonałe wychowanie damy nie pozwoliły na sprzeciw. Los pokaże, czy jej uczucie do niego będzie zaledwie krótką przygrywką, czy długą, piękną symfonią. Może być pewna jednego - burzowe chmury, zbierające się nad nowym domem Evandry, przegna wkrótce promyk światła, którego serce bije pod jej własnym.
-