Wydarzenia


Ekipa forum
Komnaty Evandry
AutorWiadomość
Komnaty Evandry [odnośnik]17.12.17 20:39
First topic message reminder :

Komnaty Evandry

Sypialnia Evandry sąsiaduje bezpośrednio z komnatą zajmowaną przez Tristana. Przestronna i jasna dzięki wysokim na całą ścianę oknom, została wykończona w ciepłych, pastelowych kolorach, jak większość pomieszczeń w dworku. Na ścianach wiszą leśne pejzaże, zas podłogi otulają miękkie futra z białego lisa. Obszerne łoże z baldachimem kryje się za kaskadą puszczonego luźno, zwiewnego materiału. Rzeźbiona toaletka pełna jest flakoników perfum, kobiecej biżuterii i mazideł oraz pojedynczych, ususzonych bukietów kwiatów. Z sypialni przejść można do garderoby pękają w szwach od sukien, szat i peleryn oraz do łaźni. Przeszklone drzwi prowadzą na balkon, gdzie po czarnej barierce wspinają się pnącza kwiatów.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Evandry - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Komnaty Evandry [odnośnik]16.10.22 21:33
Świadomość choroby lady Rosier sprawiała, że zaczynała analizować wszystko dwa razy dokładniej. Lubiła wyzwania w pracy, stawanie przed każdym nowym przypadkiem było dobrą nauką na przyszłość i dlatego nigdy nie cofała się, nawet przed tym, co jej nieznane. Teraz było jednak bardziej stresująco niż zwykle. Mogła uznać, że to nie jej problem, że na barkach spoczywała jedynie odpowiedzialność za dobre zdiagnozowanie stanu kobiety, ale czuła dawno zapomniany niepokój na myśl, że ta jednak okaże się brzemienna. Ciąża i serpentyna, Evandrę mogła znów czekać ciężka przeprawa przez najbliższe miesiące.
- Jeśli miała lady przyjmować go w takich samych dawkach, jak zwykle to bez wątpienia należało go ograniczyć. Myślę, że jednak byłaby również możliwość, aby zmniejszyć jedynie dawki, by stężenie eliksiru było mniejsze, ale jednak żeby nie zaburzać przyjmowania w takich samych odstępach czasowych. Organizm mógłby również lepiej na to reagować.- wyjaśniła, pojmując, że słowa, które wcześniej skierowała do kobiety, nie były tak klarowne, jak powinny.- Dodatkowo zakres eliksirów z grupy wzmacniających, jest szerszy niż ten konkretny, który podawany jest celu łagodzenia objawów choroby.- dodała zaraz z lekkim uśmiechem.
Zastanowiły ją trochę słowa kobiety. Z jednej strony logiczne było, że w obecnym stanie zdrowia ryzyko było duże, lecz z drugiej czy dobrze rozumiała, że Evandra nie chciała kolejnego dziecka? Nie dopytywała jednak, gdy najzwyczajniej w świecie nie była to jej sprawa. Jakikolwiek stosunek miała do tego lady Rosier, Jej rolą było potwierdzić lub zaprzeczyć ciąży, a nie wnikać w cokolwiek innego. Z wyuczonym przez te parę lat spokojem i cierpliwością, która leżała gdzieś u podstaw jej charakteru, obserwowała, jak kobieta podnosi się z miejsca. Nie zdziwiło ją potwierdzenie, że ta wie dobrze na czym polega owe badanie. Pytanie było grzecznościowe, zadane również dla rozjaśnienia, co chciała zrobić po przeprowadzonej chwile wcześniej rozmowie. Podeszła do niej i tak, jak obiecała postarała się, aby dla komfortu pacjentki całe badanie było tak szybkie, jak to możliwe do uzyskania całkowitej pewności. Odstąpiła od Evandry, gdy tylko dowiedziała się wszystkiego.
- Już po wszystkim.- poinformowała ze spokojem, by kobieta mogła wstać.- Nie ma żadnych wątpliwości, że jest lady w ciąży. To zaledwie połowa pierwszego trymestru.- dodała, obserwując blondynkę uważnie.
- W takiej sytuacji, przypuszczam, że nie muszę naciskać, że powinna lady zadbać teraz o siebie. Proszę szczególnie na siebie uważać i uzgodnić z uzdrowicielem, który będzie pilnować przebiegu ciąży, jak będzie od teraz wyglądało dawkowanie eliksirów oraz czy powinny zostać wprowadzone dodatkowe, które wesprą organizm. Również takie, które wzmocnią dziecko.- wolała przypomnieć o tym lady Rosier i ani na moment nie odwróciła spojrzenia od niej.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Komnaty Evandry [odnośnik]17.10.22 17:37
Nie była dotąd tak zdenerwowana podczas żadnego badania. Z trudem trzymane na wodzy nerwy sprowadzały na Evandrowy organizm mdłości, a czarownica cieszyła się w duchu z przyjmowanej pozycji leżącej, uniemożliwiającej utratę równowagi. Belvina była delikatna i ostrożna, co tylko potęgowało niecierpliwość półwili, więc gdy tylko ta oznajmiła iż jest już po wszystkim, podniosła się i przysiadła z powrotem na skraju. Nagły pisk w głowie zdominował umysł, nie pozwalając by przebił się przezeń żaden inny dźwięk. Słowa panny Blythe dochodziły jakby z oddali, wyłapywała zaledwie strzępki pojedynczych słów, z trudem łapiąc płytki oddech. Spodziewała się tego wyroku, od kiedy uzdrowicielka przekroczyła próg jej komnaty wiedziała już, że odpowiedź, jaka padnie z jej ust, wcale nie przypadnie lady doyenne do gustu.
- Mi a fasz… - zaklęła cicho po trytońsku, a szczupłe palce półwili zacisnęły się na materiale przykrywającej pościel narzuty. Kłębiła się w niej garść różnych emocji, nie była w stanie określić czy jest bardziej zła, rozczarowana czy też przestraszona. W jednej chwili brzęczące dotąd w głowie myśli zaczęły krzyczeć w panice, zwiastując spełnienie najgorszych koszmarów i rychłe zakończenie półwilego żywota. Mimo iż podczas poprzedniej ciąży przetrwała co najgorsze, wijąc się z rozdzierającego jej wnętrze bólu i pogodziła ze świadomością nadchodzącej śmierci, tak po rozwiązaniu odpychała tą myśl na granicę umysłu, niechętna powtórnego przeżycia podobnej historii. Tylko jedna z drobnych, migoczących w oddali cząstek napawała radością oraz dumą zarówno dobrze pełnionego obowiązku, jak i niecierpliwości związanej z dziecięcym śmiechem, jaki zawtórowałby już wkrótce Evanowi w pałacowej bawialni. Spędzając czas z chłopcem pragnęła, by miał on rodzeństwo, nieistotne już czy brata, czy też siostrę. Istotne było tylko to, iż gromadka pociech byłaby przedłużeniem, jak i wzmocnieniem chwały rodu Rosier, o który przysięgała ze wszystkich sił dbać.
Gdy tylko dotarła doń cisza, świadcząca iż czarownica skończyła już mówić, półwila zwróciła w jej stronę bledszą niż jeszcze przed chwilą czas i wymusiła delikatny uśmiech.
- Niezwłocznie napiszę do uzdrowiciela prowadzącego - oświadczyła nieco głośniej, kiedy zasłyszane wyrywkowo strzępki słów ułożyły się w niezgrabną całość, umożliwiając wywnioskowanie kontekstu. Nie zastanawiała się teraz czy zwrócić się powinna do lorda Shafiqa, czy też do innego uzdrowiciela, który specjalizowałby się w serpentynie. Decyzję podejmie w innym terminie. - Dziękuję Mademoiselle Blythe, twoja pomoc jest nieoceniona. Pozwól, że teraz odpocznę. Służba odprowadzi cię do wyjścia i ureguluje rachunek. - Machinalne, wyuczone ruchy podniosły Evandrę z miejsca i pokierowały dłonią w kierunku drzwi. Wpół obecny wzrok odsunął się od twarzy Belviny i przeniósł na widoczne za oknem morze. Nie czekając na odpowiedź kobiety lady doyenne podeszła do czarnej, oplecionej pnączami kwiatów barierki balkonu i zacisnęła nań dłonie. Wraz z głębszym oddechem wprowadziła słone, wilgotne powietrze do płuc, błękitne oczy zaszkliły się, ni to wzruszeniem, ni żalem, a w głowie zakwitła tylko jedna myśl - Trzeba pospieszyć się z planem.

| zt dla Evandry



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Komnaty Evandry [odnośnik]26.10.22 19:08
Tylko tyle mogła dziś zrobić dla lady Rosier, przekazać informację o obecnym stanie. Przywykła do trudnych rozmów z pacjentami i uważnym dobieraniu słów, aby przekazać im najlepsze lub najgorsze wiadomości. Dziś mogła odpuścić przypominanie o ryzyku, uświadamianie kobiecie, jak niebezpieczna była dla niej ciąża. W każdym innym przypadku zaproponowałaby coś, co pozostawało nieetyczne, lecz w takiej sytuacji, mogło być ratunkiem. Miała jednak świadomość, że tym razem pacjentka nie miała wielkiego wyboru i pozostawało mieć nadzieję, że ciąża nie wyniszczy za mocno organizmu półwili. Rola kobiet była zbyt oczywista, a dla niej czasami niesprawiedliwa. Ryzykowanie własnym zdrowiem i życiem, by wydać na świat kolejne dziecko. To nie powinno tak wyglądać. Te ponure przemyślenia pozostawiła jednak dla siebie, by z Evandrą podzielić się tylko radą, aby pozostawała pod ścisłą kontrolą uzdrowiciela. Nie wiele więcej jej pozostawało.
Widziała bladość na kobiecej twarzy, ale uśmiech trochę ją uspokajał. Nie wiedziała, że nie był szczery, nie znała jej na tyle, by móc to dostrzec, nawet jeśli dotychczasowe reakcje mówiły już wiele. Miała nadzieję, że lady naprawdę skontaktuje się z uzdrowicielem, który na co dzień zajmował się jej stanem. Odkładanie tego w czasie nie było mądrym pomysłem, kiedy w ciele już zachodziły zmiany. Na dźwięk grzecznościowego podziękowania, skinęła jedynie głową.
- Jeśli byłabym jeszcze potrzebna później, proszę o informację. Zrobię, co w mojej mocy, by pomóc, gdy zajdzie takowa konieczność.- odparła ze spokojem.- Oczywiście.- dodała ciszej, popierając chęć odpoczęcia przez kobietę. Powinna, więcej niż dotychczas, ale to najpewniej wiedziała.
- Do widzenia, madame Rosier.- pożegnała się równie uprzejmie, jak zaczęły dzisiejszą rozmowę. Zabrała szybko swoje rzeczy, by zaraz opuścić komnaty lady doyenne. Nie chciała zabierać jej już więcej czasu, nie mogąc nic więcej zrobić. Tą samą drogą podążyła za służką Rosierów, a niedługo później pozostawiła za sobą Château Rose. Nie oszukiwała się, że szybko wyprze z pamięci dzisiejsze spotkanie, które nawet jeśli pozostawało w sferze zawodowej, wzbudziło w niej czysto ludzki niepokój o zdrowie półwili.

| zt



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Komnaty Evandry [odnośnik]06.01.23 20:48
9 czerwca 1958
Obserwował ją z uwagą kiedy spała, znad nerwowo podrygującej piramidki, którą złożył z palców rąk wspartych na podłokietnikach fotela. Przysunął ten fotel bliżej jej łóżka może godzinę temu, a od tamtej pory nie wstał, nie odrywając się od własnych myśli. Z zamkniętymi oczami wyglądała dokładnie tak, jak wczoraj, choć zamiast wilgoci zatęchłej piwnicy otaczały ją jedwabie, a delikatna skóra dawno została już obmyta z brudu. Mógł czuć się spokojniej, uzdrowiciel nie wyczuł nic szczególnie niepokojącego. Tonks miała pecha, z jej planu nici, przeżyli obydwoje - ona i dziecko. Trwał dzień, lecz nawet jak na deszczowy w komnacie Evandry wydawało się być dość ciemno, zaciągnięte na okna zasłony miały pomóc jej wypocząć, oszukać organizm brakiem światła. Na śniadanie nie zbudzono jej celowo niezależnie od jej wcześniejszych poleceń, trzy dni spędzone w towarzystwie zbrodniarki musiało ją całkowicie wyczerpać i aby nadrobić ten sen, potrzebowała znacznie więcej, niżeli jednej nocy. Słodki zapach unosił się znad srebrnego talerza pozostawionego przy łóżku, owoce miały ją wzmocnić: garść czereśni - i kilka pestek pozostałych po tych, które zjadł on - kawałki kiwi, rozcięta w pół marakuja, te same trzy dni żałosnej diety musiały znacznie obciążyć jej organizm. Zakonnicy pewnie karmili ją ochłapami. Zapach świeżych róż ściętych dla niej do flakonu obok koił zmysły, odciągał uwagę ku znajomym ogrodom, dla niego pachniał domem. Chusteczką zabarwioną czerwienią nowa służka ocierała z jej twarzy krew. Uzdrowiciel twierdził, że stres jej nie służy, lecz cóż zrobić, gdy najwyraźniej sama do niego lgnęła?
Nie rozmówił się z nią wczoraj, gdy sam lękał się o jej stan, lecz dziś zapewniono go, że organizm dążył już tylko do regeneracji. Obserwując jej sen wracał wspomnieniami do ostatnich dni, próbując prześledzić własną drogę ku jej odnalezieniu, analizując w myślach wszystkie pozostawione poszlaki będące wyłącznie dowodami jej błędnych decyzji. Decyzji, które mogły doprowadzić do jej śmierci. Zabrakło jej rozumu, czy po prostu błędnie ją oceniał przez ostatnie kilka miesięcy, spodziewając się po niej więcej? Tonks nawet nie musiała się starać, Evandra sama podała jej swoją głowę na tacy. Czy mogło kryć się za tym więcej, niż dało się ujrzeć na pierwszy rzut oka? Po co oddaliła służbę? Czy chciała się z nią spotkać? Pytania mnożyły się równie szybko, co wątpliwości, a myśli naprzemiennie oplatały złość i frustracja. Musiał się z nią skonfrontować jak najszybciej.
- Bonjour, mon amour - zwrócił się do niej miękko, gdy tylko dostrzegł, że drgnęły jej powieki. Opuścił dłonie niżej, uwagę skupiając na niej, czy to już? - Bienvenue à la maison - dodał, gdy niecierpliwość brała górę. Obserwował ją z uwagą, chcąc upewnić się, że słowa uzdrowicieli nie zostały tylko rzucone na wiatr. Wciąż źle spał, sińce pod oczami pogłębiły się tej nocy, a szrama na policzku nie zdążyła się wygoić.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Evandry - Page 5 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Komnaty Evandry [odnośnik]07.01.23 10:48
Kiedy można mieć pewność, że się prawdziwie umarło? Czy to wrażenie pękniętego serca, którego ból przenika na wskroś, uświadamiając o minionym czasie, o niedotrzymanych obietnicach, niewykorzystanych okazjach? A może jest to bezkresny spokój, pozwalający pogodzić się ze świadomością, że nastał ostateczny koniec i że niczym więcej nie trzeba się już przejmować? Czy powracają wtedy obrazy, pozwalające po raz ostatni przyjrzeć się życiowemu dorobku, rozpoznać twarze bliskich, z którymi nie było możliwości, aby się pożegnać, przytulić, wyznać miłość? Czy historia przypomina się emocjami? Przenika zmienną falą ciepła i zimna, zmuszając do ponownego przeżycia tych wszystkich wzlotów i upadków? Przypomina wesołe uśmiechy, odbijającą się echem w jaskini wieczności radość, bezustannie wyciska przelane już nie raz łzy? A może to wszechogarniająca ciemność, która zamyka w klatce, ogarnia bezkresem, z którego nie sposób już nigdy uciec?
Doświadczenie to nie było Evandrze dane. Mimo iż w umieraniu była już doświadczoną specjalistką, stale ocierając się o śmierć, tak ta ostateczna jeszcze nie nadeszła.
- Tristan? - Ochrypły, zduszony głos wyrwał się z zaschniętego gardła w odpowiedzi na dochodzące z oddali ciepłe brzmienie. Tak bardzo za nim tęskniła - tam w niebycie - że gdy tylko go usłyszała, wątłe serce przyspieszyło swe bicie. Z trudem rozwarła zmęczone powieki. Półmrok w porównaniu do głębokiej ciemności nadal raził światłem, do którego chciała się przyzwyczaić, by go ujrzeć. Próbowała podnieść się na łokciach, wyprostować i usiąść, jednak osłabiony organizm odbierał władzę nad własnym ciałem. - Jesteś tu? - Musiała się upewnić, rozwiać ostateczną granicę między jawą a wyobrażeniem.
Umysł trzymać ją chciał z dala od wyrządzonych w ostatnich dniach krzywd. W tej chwili wyprzeć chciał porwanie, zatęchłą piwnicę i wykrzywioną w złośliwym uśmiechu twarz Justine Tonks. Nieprzyjemne wrażenie, uczucie niepokoju majaczyło się gdzieś w zakamarkach postrzępionych myśli, nierealne i odległe.
- Miałam straszliwy sen - mruknęła wpół przytomnie, wyswobadzając rękę spod jedwabnych pościeli i wyciągnęła ją w stronę męża, chcąc by ją ujął. Głowa pulsowała rytmicznie słabym, ale narastającym wciąż bólem, jak w dniu następującym po głośnym, udanym przyjęciu i wielu wychylonych kieliszkach szampana. Do oczu docierało coraz więcej światła, obraz wyostrzał się, a wzrok skupiał na sylwetce siedzącego tuż obok Tristana. Dostrzegła jego skupienie, twarz poprzecinaną błyszczącymi w półmroku ranami. - Krwawisz? Co się stało? - W głosie półwili zjawił się strach, zaniepokojony jego stanem. Pionowa zmarszczka zastanowienia przecięła blade czoło Evandry. Przecież to był sen, chciała dodać, jakby i on miał wiedzieć, o czym śniła. Słowa nie znalazły jednak odbicia w rzeczywistości, nie wybrzmiały niedopowiedziane, zupełnie jakby bała się, że są nieprawdą.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Komnaty Evandry [odnośnik]07.01.23 19:05
Obserwował ją, kiedy zaczynała się rozbudzać, choć wyraz jego twarzy nie zmienił się wcale, jakby jej przebudzenie nie przyniosło mu ni odrobiny ulgi. Jej uroda potrafiła mamić, krucha sylwetka, w żyłach której płynęła wila krew, budziła współczucie, toteż na nieudolne próby zebrania sił przeniósł wzrok na pobliskie okno, przez zasłonę którego nie mógł dostrzec nic prócz z trudem przebijającego się światła.
- Tak - odparł w końcu, krótko i sucho, informacyjnie, gdy zapytała, czy przy niej był. Powrócił ku niej spojrzeniem, kilka razy odstukując na podłokietniku przypadkowy rytm palcami w oczekiwaniu, aż zrozumie przynajmniej, gdzie się znajdowała. Kiwnął nawet głową ze zrozumieniem na wieści o tym, że nocą dręczył ją zły sen. Podejrzewał, znał nawet jego przebieg. Od początku do końca, choć z wyciętym środkiem, jako opowieść w tej formie nie wydawał się szczególnie interesujący. - Naprawdę? - zdziwił się uprzejmie, zupełnie jakby nie wiedział, o czym mogła mówić. W jego głosie brzmiała jednak wyraźna sztuczna nuta, nie zamierzał prowadzić tej gry w ten sposób, to i nieszczególnie przykładał się do trzymania na wodzy rzeczywistych emocji. Jednak dopiero, kiedy zapytała, co mu się stało, bezgłośnie wypuścił z ust powietrze w gorzkim rozbawieniu, kręcąc z dezaprobatą głową. Nie pamiętała tego, co dla niej zrobił? Trzech nocy nie przespał, podążając jej niewidzialnym śladem, odnalazł i pozabijał świadków, by nie rozpowiadali szkodliwych plotek mogących ośmielić ich przeciwników, znalazł ją w tej cholernej brudnej piwnicy, wyciągnął i zabrał do domu, a to wszystko po to, żeby...
- Też miałem sen - przyznał, wyraz jego twarzy nie zmienił się ni trochę, lecz surowa złość bez trudu wdarła się między słowy. - Straszliwy. Koszmarny - dopowiedział, by nie pozostawić niedomówień. Przyjrzał się jej uważnie, upewniając się, że była już przytomna. - Śniło mi się, że moja brzemienna żona - którą przez długi czas miałem za inteligentną kobietę - zapragnęła udać się na samotną konną wycieczkę, choć jej jedyne doświadczenie z tymi półtonowymi zwierzętami sprowadza się do niedawnych pojedynczych i raczej nieporadnych pierwszych prób zapanowania nad wierzchowcem. Stajenny, który przygotował dla niej rumaka, uznał to za świetny pomysł. Być może słyszał o tym, że w ostatnim czasie próbuje cieszyć się każdym dniem tak, jakby był tym ostatnim, zatem jeśli rumak poniesie ją w siną dal, zazna w ten sposób tylko nowej ekscytującej przygody, a przy odrobinie szczęścia pozbędzie się też problemu związanego z jej brzemiennym stanem - mówił ze zdecydowaniem, na tyle płynnie, że nie dał sobie wejść w słowo, a w razie jakiejkolwiek próby - i tak by kontynuował. - Zadbała nawet o to, by służba nie miała możliwości jej pomóc - odprawiła swoją służkę, która - głupsza od osła - wykonała to bzdurne polecenie. Najmądrzejszy w towarzystwie okazał się koń, bo po wszystkim wciąż spokojnie skubał trawę w okolicy, pozostawiając głupców głupcom. Na skutek niezwykle zadziwiającego, nieoczekiwanego i absolutnie niemożliwego do przewidzenia zbiegu okoliczności moja żona na tej samotnej wyprawie trafiła na jedną z najbardziej poszukiwanych rebeliantek, która już raz zechciała przeprowadzić zamach na nasze życie, a która zbiegła z więzienia, gdyż służby więzienne tego kraju nie są bynajmniej bardziej rozgarnięte od otaczających mnie ludzi. Tonks, mówi ci to coś? - zapytał, wspominając sprytnie splecione litery jej nazwiska w pozostawionym mu przez Evandrę liście. Gwałtownie odgiął się w przód, by wesprzeć łokcie o kolana i, znalazłszy się bliżej żony, wycedził powoli:
- Pobudka, śpiąca królewno. To nie był sen - oznajmił, wpatrując się prosto w jej oczy.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Evandry - Page 5 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Komnaty Evandry [odnośnik]07.02.23 17:58
Pragnęła szczęścia i radości. Wcale nie spokoju czy monotonii, a życia pełnego wrażeń, licznych uniesień, przyspieszonego bicia serca. Chciała czułości oraz uśmiechu, poczucia bezpieczeństwa, ale i dreszczyku emocji, który pozwalał przypomnieć sobie, że prawdziwie żyje. Zwłaszcza teraz, kiedy znów przyszło pogodzić jej się z myślą, że to życie może zakończyć się wraz z następną zimą. Nie przypuszczała, że tak nagły zwrot zdarzeń ukrócić je może znacznie prędzej i to z tak niespodziewaną brutalnością.
Zdziwił ją sztuczny uśmiech męża, bardziej nawet niż jego obecność i jej boku, wszak nie zwykł przy niej czuwać, zbyt pochłonięty własnymi obowiązkami. Od razu wyczuła gęstniejące wokół powietrze, nawet jeśli jeszcze nie zdawała sobie sprawy z jego przyczyny; wstrzymała oddech. Zamknęła dłoń w pięść i przysunęła ją na powrót do siebie, gdy Tristan jej nie ujął. Cedzone z wolna słowa układały się w spójną całość, i nagle zaskakujący przestał być fakt, iż zna on przebieg snu. Okalające błękitne oczy powieki rozchyliły się gwałtownie, a głos ugrzązł gdzieś w ściśniętym gardle, zupełnie jakby wielka dłoń chwyciła za szyję, pozbawiając tchu. Niezmiennie przecięta chłodem twarz nie zmieniała się, kiedy mówił dalej, rozmijając się momentami z prawdą - skąd miałby ją znać?
- T-to nie tak - potrząsnęła głową, zduszonym głosem chcąc wejść mu w słowo, kiedy padło oskarżenie o chęć pozbycia się ich nienarodzonego dziecka. Skąd w ogóle przyszło mu to do głowy, kiedy przed dwoma miesiącami oboje cieszyli się z ich wspólnego szczęścia. Czyżby wcale jej nie uwierzył?
I to ta właśnie myśl ubodła ją bardziej, niż kilka dni w głodzie, bardziej niż rozrywający wnętrzności atak serpentyny. Zlał ją zimny pot, nieprzyjemny dreszcz przypomniał wydarzenia minionych dni, o których łudziła się, by były wyłącznie snem, a co właśnie miał rozwiewać Tristan. Rytmiczny oddech stracił równowagę, spokój odszedł już w niepamięć. Płytko i pospiesznie czerpane powietrze przepełnione było słodkim zapachem miękkiej pościeli, lecz umysł z zadziwiającą łatwością przypomniał sobie słodką stęchliznę i duszący kurz. Z trudem utrzymywała zimne spojrzenie męża, nie mogąc uciec, ugiąć się pod jego naciskiem. W jego ustach cała historia miała zupełnie inny wydźwięk, zupełnie jakby napisał ją na nowo, celowo przekręcając fakty tak, by to jemu odpowiadały.
Wzdrygnęła się i wcisnęła plecami w poduszkę, kiedy z półwilej piersi wydostał się urwany szloch na widok gwałtownie zbliżającego się czarodzieja. Nowy odruch, zmuszający do skulenia się przed potencjalnym ciosem, do jakiego Tristan przecież nigdy się wobec niej nie posunął. Przysunęła szczupłe ręce bliżej siebie, obejmując się ramionami, by ukryć drżenie ciała.
- Myślałam, że mnie zostawiłeś na pastwę losu, zdaną na jej łaskę. - Przyszedł przecież wtedy do niej i objął ramieniem, dając złudną nadzieję końca koszmaru. Czy nie odszedł beznamiętnie, mówiąc, że zostanie tam na zawsze? - Porwała mnie znad morza, wcale nie tak daleko stąd. Skąd miałam wiedzieć, że będzie na tyle bezczelna, by się tu pojawiać? - Obecność Justine Tonks na wybrzeżu przy nadmorskim szlaku zaskoczyła wszystkich. Kto mógł przypuszczać, że rebelianci są na tyle szaleni, by samodzielnie wdzierać się do paszczy smoka? Evandra przesunęła po twarzy męża, nie dostrzegając na niej ani cienia ciepła. Czy naprawdę zamierzał ją tak traktować? - Ale ty mi zwyczajnie nie wierzysz - stwierdziła zaraz sucho, sztywniejąc od chłodu. Był wściekły i wcale nie zamierzał się z tym kryć. Nie zamierzał jej także słuchać. - Insynuujesz, że zrobiłam to specjalnie? - spytała, nie powstrzymując szklących się od łez oczu. Błędem było traktowanie ich jako słabość. Nie, kiedy ten, który poprzysiągł jej miłość przyznawał, że wcale jej nie ufa.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Komnaty Evandry [odnośnik]19.02.23 3:13
- To nie tak - powtórzył po niej z irytacją, sięgając dłonią po kawałek kiwi, który prędko zniknął w jego ustach. Nie drgnął nawet wobec jej przesadnej reakcji. Obserwował, jak kuli się na łóżku bez słowa, jak szloch wypiera słowa, jak jej szczupłe dłonie otulają ciało. Wypuścił bezgłośnie z ust powietrze, gorzko, gdy zarzuciła mu, że zostawił ją na łasce tej wariatki. Przetrząsnąłby dla niej niebo i ziemię, a każdego, kto stanąłby mu na drodze, zarżnąłby jak świnię. Czy naprawdę sądziła, że porzuciłby ją tak po prostu? Zgodziłby się oddać ją zdrajcom swojego rodzaju? Pozwoliłby ją krzywdzić? Oczyma wyobraźni widział ją już okaleczoną, widział torturowaną i brukaną. Głodzoną i upokarzaną. Widział ją ubrudzoną krwią ich nienarodzonego dziecka. Dziś przemawiała przez niego złość, palce prawej dłoni odruchowo wyprostowały się i zacisnęły.
- Może powinienem - rzucił niechętnie, rozpaczliwie poszukiwania, nieprzespane noce, wyczerpująca walka z Tonks o niepokojąco wyrównanym przebiegu, co mógł zrobić więcej, żeby ją zadowolić? Naprawdę próbował zabrać ją do domu wcześniej, ale czy mógłby przyznać się do porażki? Przed nią, przed światem, że nie potrafił ochronić nawet własnej żony? Więc kogo ochronić potrafił? Dawno już nie czuł tak wszechogarniającej niemocy. Dawno już nikt tak brutalnie nie przypomniał mu o tym, że był tylko małym człowiekiem o zbyt wybujałym ego. Dawno już nikt go tak nie upokorzył.
W jednym miała rację - pojawienie się tutaj Tonks było zwykłą bezczelnością. Skąd się tu wzięła? Czego szukała? Bzdurna wątpliwość, znalazła dokładnie to, czego szukała. Tylko dlaczego okazało się to tak banalnie proste?
- Pytanie powinno brzmieć: skąd ona wiedziała, że ty będziesz na tyle głupia, żeby pojawić się tam samotnie? - poprawił ją, chyba nawet nie oczekując odpowiedzi, nie mniej gwałtownie co wcześniej zrywając się z fotela. Ruszył przed siebie, bynajmniej jednak nie zamierzał do wyjścia - zatrzymał się przy jednym z okien i szarpnął je, wpuszczając do komnaty orzeźwiające poranne powietrze pachnące chłodną bryzą. Z zaciętym grymasem wspierając się dłońmi o wewnętrzny parapet rzucił okiem na burzliwe morze. Ptasi śpiew dobiegający z zewnątrz nie rozrzedzał atmosfery, kontrastując z emocjami podkreślał jej gęstość. - Wydawało ci się, że nikogo nie interesujesz? Zdajesz sobie w ogóle sprawę z tego, jaką zajmujesz pozycję? Z tego, że za murami pałacu trwa ciągnąca się od miesięcy wojna? Wydaje ci się, że to zabawa? Dorośnij, jesteś moją żoną! Każdy twój krok ma znaczenie! - Podniósł głos, żywo gestykulując dłonią. Czy jej wierzył? Czy go to interesowało? Czy naprawdę sądził, że mogła zrobić to specjalnie? Nie zaprzeczył jej słowom, wpatrywał się w nią z grymasem złości. Źrenice wydawały się chłodne, a ściągnięta brew zdradzała zawód.
- Tęsknisz za bratem - odparł, być może zbyt ostrym tonem. Bratem, który nigdy nie istniał, bratem, który pokalał się zdradą. Gdyby Evandra rzeczywiście specjalnie oddała się w ręce rebeliantów, nigdy nie zostawiłaby mu tamtego listu, lecz gniewne emocje przepędzały rozsądne myśli. Czy chciała poczuć się jak Francis - wolna? To strach pobudzał absurdalne myśli, wyglądał mu przez ramię przez ostatnie dni bez przerwy, syczał do ucha jak wąż, stawiając pod znakiem zapytania tak samo wczoraj, dzisiaj jak i jutro.
- Czego od ciebie chciała? - zapytał, krzyżując ręce na piersi. - Informacji? Pieniędzy? - Jeszcze w piwnicy młyna upewnił się, że wciąż miała na dłoni obrączkę. Ogarniał go pusty śmiech na wspomnienie dnia, w którym pytała o jej prawdziwe znaczenie. Jak wiele utraciłby, gdyby naiwnie uwierzył wtedy, że była gotowa na prawdę?



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Evandry - Page 5 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Komnaty Evandry [odnośnik]19.02.23 23:46
Spuściła wzrok, nie chcąc już dłużej utrzymywać jego ciężaru. Głupia była, poddając się wymysłom postrzępionego umysłu, namacalnym wręcz obrazom, mieszającym jej w głowie. Chciała przyznać na głos, że bała się, iż może to być prawda. Bała się, bo przecież zawiodła go już wielokrotnie, niemalże na każdym stawianym kroku, a kilka odstępstw od normy nie musiało wcale przeciągać szali na jej korzyść.
- Nigdy wcześniej nie byłam tam sama. Musiała podjąć ryzyko, obserwować mnie, może być z kimś w zmowie, na pewno nie zjawiła się tam przypadkiem. - Chciała podnieść głos, oburzyć się na kolejne zarzuty, wyzwanie siebie od głupich. Czy naprawdę tak o niej myślał, czy naprawdę uznawał ją za tak nierozsądną, by celowo zabiegała o kontakt ze zbrodniarką? Kolejne oskarżenia o braku rozsądku trafiały na podatny grunt. Pozostając w zamknięciu miała wiele czasu, by się nad tym zastanowić, by zrozumieć na jak wielkie ryzyko wystawiła ich wszystkich. Ostatnie miesiące spędziła na utwierdzaniu się w przekonaniu, że posiadany tytuł niesie za sobą odpowiedzialność za cały ród. Zabiegała o akceptację i szacunek, o wzmocnienie rodzinnych więzi, tymczasem jednym przejawem pewności siebie, jedną decyzją o pozornie niskim ryzyku przekreślić miała wszystko nad czym pracowała. Czy naprawdę był jeszcze sens jakkolwiek się bronić? Tą bitwę już dawno przegrała.
Wspomnienie brata momentalnie zaparło dech w piersi Evandry. Strach oraz żal ścisnęły jej gardło. Dlaczego wyciągał na wierzch bolesne wspomnienia? Czy czerpał przyjemność ze sprawiania jej bólu? Tamtego dnia, kiedy Francis rozsypał się w pył, przyznając się do zdrady rodziny, Rycerzy, do złamania przysięgi wieczystej, Tristan zabronił zapominać o plamie na honorze. Bijące szaleńczo serce chciało wyrwać się z piersi, tak wyraźnie słyszała jego bicie, że była przekonana, iż on też je słyszy. Dolna z bladych, spierzchniętych warg zadrżała. Godził ją wiedziony przesłaniającą trzeźwy osąd złością, lecz i ona nie była w stanie unieść się ponad nią, zrozumieć że nie taki był jego prawdziwy cel.
- Chciała ukarać mnie za twoje zbrodnie. Za wyrządzone krzywdy, przelaną krew - wybrzmiał pusty głos czarownicy, kiedy mąż domagał się kolejnych odpowiedzi. Rozumiała jej słowa, choć tak naprawdę sama nigdy nie była na polu bitwy. Widziała egzekucje, wystawiane na pokaz pojedyncze przypadki, mające służyć za przykład, za pokaz siły, dowód wyższości oraz sprawowanej władzy. Tyle że prawdziwa wojna miała miejsce za jej plecami, z dala od otoczonych zwartą strażą placów, na których zbierali się liczni gapie, żądni dowodu na słuszność wyznawanych praw. Justine Tonks przez zamknięcie jej w ciemnej piwnicy, gdzie przez te kilka dni - godzin? tygodni? - tkwiły sam na sam, chciała pokazać półwili jak bardzo nie była w tej całej historii istotna. Nikt nie wyciągnął jej na środek placu, nie zarzucił na szyi pętli, nie upokorzył przed tłumem, by stanowiła przykład. Przez pewien czas łudziła się, że to wszystko po to, by osiągnąć inny, wyższy cel, nie zaś wyłącznie ją zmęczyć, przestraszyć najbliższych. - Stwierdziła, że wygrać mogą tylko stosując nasze sposoby, grać w tą samą grę. - Wspomnienie słów rebeliantki przychodziło Evandrze z coraz większą łatwością. Wracały echem, wybrzmiewając w umyśle wyraźniej i głośniej, zupełnie jakby ponownie wypowiadane były tuż nad jej uchem. Skojarzenie zmusiło półwilę, by szybkim odruchem rzuciła wzrokiem przez ramię. Za woalem baldachimu rozciągała się wyłącznie ściana pokoju. Marne to było pocieszenie, nie powstrzymało kolejnej fali zimnych dreszczy. - Parają się czarną magią. Wzięła moją krew, zabrała pukiel włosów. Mówiła, że będziesz wiedział, co można z nimi zrobić. - Z wolna na powrót uniosła wzrok na męża, który zatrzymał się w pewnej odległości - dla którego z nich bezpiecznej? Lady Rosier mogła wyłącznie domyślać się, co można było zdziałać przy pomocy tych ingrediencji. Wyrządzić krzywdę, to na pewno, ale w jaki sposób? Czy zacznie ją nachodzić, znając jej położenie? A może torturować na odległość, narzucając klątwę, jakiej nie sposób będzie już zdjąć?
Rozplotła zaraz ramiona w przestrachu, przypominając sobie dalsze słowa Tonks. Dłonie zsunęły się na podbrzusze, gdzie drżące palce szukały zaokrąglenia. - Czy ja… - urwała, gdy momentalnie zaschło jej w gardle. - Czy dziecko jest bezpieczne? - Potrzebowała zabezpieczenia, słowa pewności, które pozwoliłoby odetchnąć z ulgą, że mimo tych wszystkich upokorzeń i skupienia na sobie złości oraz rozczarowania Tristana, choć tego Justine Tonks nie zdołała jej zabrać.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Komnaty Evandry [odnośnik]06.03.23 16:11
Musiała ją obserwować - oczywiście, że tak! Nie wdarłaby się do posiadłości, ale każde jej wyjście, każdy krok, rutyna dnia, Tonks mogła poznać to wszystko zanim się na nią przyczaiła. Co by z nią zrobiła, gdyby nie odnalazł jej w porę? Tym razem przepłoszył tę wariatkę, ale czy mógł mieć pewność, że Evandra nie wystawi się jej po raz drugi? Że odnajdzie ją po raz drugi?
- I to cię zaskoczyło? - odpowiedział równo ostro, złość w jego głosie nie zelżała ni trochę, agresja przebijała się przez każdą głoskę, błyszczała w każdej wychwyconej iskrze w źrenicy. - Że mogła cię szukać? Że mogła cię śledzić? Nie przeszło ci przez myśl, ani przez chwilę, że wróg może chcieć cię dostać?! - Nawet nie próbowała zachować ostrożności. Bezmyślnie naraziła siebie, ich dziecko i reputację całej rodziny. - Jeszcze ta twoja bezużyteczna służka, jak to jest możliwe, że po prostu cię tam zostawiła? - Że nikomu nie powiedziała ni słowa. Że nie czuwała. Gdyby tylko była na miejscu, może zdążyłaby poświęcić siebie, żeby uniknąć tego, co wydarzyło się później. Może zdołałaby zawołać pomoc. Obserwował jej drżące wargi, dostrzegał wzburzenie jej znużonego ciała i nie odwrócił wzroku, lecz twarz pozostała kamienną, jakby wcale go tym nie poruszyła. Gniew nie dopuszczał do głosu innych uczuć.
- Zbrodnie - powtórzył za nią z teatralnym zaskoczeniem, ostro wpatrując się prosto w jej oczy. - Za moje zbrodnie - powtórzył drugi raz, głośniej i wyraźniej, jakby chciał upewnić się, że się nie przesłyszał. Nie, słyszał ją przecież doskonale. - Tym nazywasz moje poświęcenie? - wycedził ze złością, odszedł od okna, by znaleźć się bliżej jej łoża, naprzeciw wezgłowia. Wsparł się obiema rękoma o kolumny baldachu, spoglądając na nią z góry, bez ani jednego przyjaznego gestu. - Przelewam własną krew za przyszłość twoją i naszych dzieci, za fundamenty nowego świata, w którym nasza krew i nasze dziedzictwo zyskają szacunek, na który zasługują, za świat, w którym magia ostatecznie zatriumfuje! A ty nazywasz to wyrządzonymi krzywdami? Gdzie bylibyśmy dzisiaj bez tego? Jak wyglądałoby jutro? Wcale nie byłoby jutra, królewno! Rebelianci podobni Tonks wyszarpali by cię z tych jedwabnych pościeli za włosy i spalili na stosie jak za czasów mugolskiego panowania, świętując śmierć twoich tytułów, twojej krwi i twojej historii. Nie uciekniesz od tego, kim jesteś, powinnaś być mi wdzięczna, że wobec wojny nie okrywam cię hańbą tchórzostwa! - Czy rzeczywiście wszystko, co robił, robił tylko dla idei? Czy nie sprawiało mu sadystycznej przyjemności cierpienie innych? Czy nie lubował się w krzykach dogorywających, czy nie chełpił się władzą, jaką posiadał nad ich życiem i nad ich śmiercią? Nie o Evandrę tutaj chodziło, a o niego, o jego grzechy i jego występki. Skupienie się na okrutnych słowach ułatwiało uniknięcie odpowiedzialności za własne czyny. Wiedział, że to prawda, że cierpiała za niego i zamiast niego.
Ściągnął brew na kolejne nowiny, czy to możliwe?
- To tylko naiwna szlama, nie jest w stanie opanować takiej mocy - zaprzeczył natychmiast, zbyt szybko, kogo próbował przekonać, siebie czy ją? Nie widzieli nigdy czarnomagicznych pozostałości, nie słyszał o ni jednej pogłosce z pola bitwy o ciałach wyniszczonych magią, która znajdowała się daleko poza ich zasięgiem, zbyt potężną, zbyt dawną, zbyt elitarną. Czy to miało się zmienić? Czy Tonks - choćby ona jedna - mogła być wyjątkiem? Wątpliwe, lecz ilu w szeregach Zakonu Feniksa znajdowało się zdrajców, którzy posiadali zarówno wiedzę, jak i możliwości? Czy wiedział, co można było z tym zrobić? Wszystko, wiedział wiele, nie wiedział wszystkiego. Wiedział dość dużo, by zdawać sobie sprawę z nieskończoności możliwości, które niosła za sobą potęga magii. Umilkł na zbyt długo, by wydało się to naturalne. Podążył wzrokiem za jej drżącymi dłońmi bez przekonania, gdy sięgnęły jej łona. Ich dziecka. Zaklął, szpetnie, niewybrednie, znał magię, która była do tego zdolna, do ukarania matki w najstraszliwszy sposób. Z jej krwią to nie mogło być nic prostszego. - Atakują kobiety i dzieci, bo nie mają odwagi stawić czoła nam - rzucił z odrazą. - Teraz zaczynasz zastanawiać się nad tym, czy dziecko jest bezpieczne? Nie zastanowiło cię to, kiedy oddaliłaś się stąd bezmyślnie? Kiedy wtrącała cię do tamtej ciemnej piwnicy?! - rzucił w złości, usiłując zebrać chaotyczne myśli. To ona nosiła ich dziecię pod sercem, to ona winna była je chronić, lecz zawiodła. Co mógł teraz zrobić? Co dało się zrobić? Otchłań bezradności zdawała się nie mieć dzisiaj dna. Zrównałby dla niej z ziemią wszystko - i właśnie to zrobić musiał. Odzyskać, co jej odebrano. Jak? Skąd? Nie pierwszy raz przyjdzie mu szukać wiatru w polu, czy tym razem efektywniej? Oglądaj się za siebie, Tonks. Znajdę cię.
- Nie będziesz opuszczała pałacu w najbliższym czasie - oznajmił, tonem, który nie spodziewał się usłyszeć sprzeciw, wciąż pełnym złości i zawodu. Co najmniej do rozwiązania, był głupi, zapewniając ją jeszcze niedawno, że poradzi sobie pogodzić jedno z drugim. Nie podołała. - Odmówisz wszystkim oficjalnym wyjściom, które na ciebie czekają. I nie chcę usłyszeć, że przyszło ci do głowy coś innego. - Ton głosu wybrzmiał ostrzej, jakby chciał upewnić się, że został zrozumiany.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Evandry - Page 5 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Komnaty Evandry [odnośnik]26.03.23 13:46
Nie, nie pomyślała o tym. Na terenach Kent czuła się bezpiecznie, szczerze wierząc, że mimo trwających niepokojów akurat tutaj nikt zapuszczać się nie będzie. Co innego zresztą próba niezauważonego przemknięcia do portu, by pomóc uciekinierom, a co innego zasadzić się na czyjeś życie. Im dłużej o nich teraz myślała, dopasowując do rebeliantów szaleństwo, o jakie dotąd nie chciała ich oskarżać, rzeczywistość zaczynała nabierać spójnego kształtu.
Dolna warga zadrżała, gdy na kolejną falę pytań nie miała odpowiedzi. Zbyt dobrze zrozumiała już swój błąd, jak i równie mocno nie chciała się doń przyznawać. Trwała w milczeniu, przyjmując kolejne razy bez słowa wyjaśnienia. Każde wypowiadane przez nią słowo Tristan obracał przeciwko niej, nie znajdując dla żony choć cienia łaskawości. Nadal wylewał z siebie złość, najwidoczniej doskonale bawiąc się w możliwości znęcania się nad małżonką. Czy przedłużający się okres spokoju i pozornej sielanki działał na ich szkodę? Czyżby miłość przerodzić się miała w nienawiść, do której wszak tak daleko nie było? Nadal balansowali w tym szaleńczym i jakże ryzykownym tańcu, gdzie każde potknięcie kosztować ich mogło tragedię. A może to ta druidka, pradawne bóstwo o nieposkromionej niemal mocy, które drzemało w Tristanie, nieraz wychodząc na światło dzienne? Czyżby wzięła go we władanie, przesądzić chciała o losie tej, której raz udało się zatrzymać ją w ryzach? Czasem zapominała o jej istnieniu, dając się ponieść powierzchownym przyjemnościom, przesłaniającym to, co niewygodne. Sam Rosier przestał się na nią uskarżać, niosąc to brzemię w samotności. Może znalazł nań sposób, a może pozwalał jej przejąć nad sobą kontrolę, choćby w chwilach takich, jak ta.
Chciała jeszcze dodać, wyjaśnić, że z tą magią, to nieco inaczej, że to wcale nie sama Justine, że mają konszachty, sprzymierzeńców, zdrajców krwi, że skala problemu jest większa, niż mu się wydaje, kiedy głos Evandry utknął w gardle. Już wcale nie była taka pewna, czy to, czego doświadczyła i to, co usłyszała w piwnicach młyna, było prawdą. Myśli plątały się ze sobą, nachodzące głosy krzyczały w sprzeczności, popychając na skraj rozsądku, skąd wystarczył już jeden, zawieszony nad przepaścią krok, aby dać się pochłonąć bez możliwości ponownego wdrapania na brzeg.
Z każdym uniesionym przez Tristana głosem wracał ból głowy, tlący się dotąd gdzieś w cieniu, czekający najlepszego momentu do wymierzenia ataku. Powróciły duszności, narastające w miarę przyspieszonego rytmu serca. Drżała, już nie tyle w bojaźni o życie dziecka, co w przestrachu przed Rosierem. Dawno nie widziała go w podobnym stanie, przywodząc przed oczy wyobraźni moment tłuczonego szkła i wysuniętych przeciwko Francisowi oskarżeń o zdradę. Tamtego dnia też mu się sprzeciwiła, brnąc w zaparte, broniąc swych przekonań. Nie miały wtedy na niego żadnego wpływu, nie będą miały i teraz.
Jasne brwi uniosły się w zdumieniu na rewelacje Tristana, zatrzaśnięte przed nosem drzwi na szansę, by poczuć się normalnie. Traktować ją chciał jak dziecko, niesforną siostrę, którą należało doprowadzić do porządku za popełniony. Z żoną nie wypadało obchodzić się w ten sposób.
- S-słucham? - wydusiła z siebie z trudem, licząc na to, że się przesłyszała. Ton głosu Śmierciożercy podkreślał powagę jego słów, skutecznie rozwiewając cień podejrzeń o potencjalny żart. - Jak to nie będę opuszczała pałacu, czym zamierzasz podeprzeć tę decyzję? - oburzyła się, mimo iż doskonale wiedziała jakie są ku temu powody. Tym razem to głos Evandry się podniósł, wyrażając niezadowolenie na podjętą decyzję. - Czym mam zasłonić nieobecność, chorobą? - Najprostszy ze sposobów był na wyciągnięcie ręki, lecz zupełnie nie zadowalał doyenne, zwłaszcza gdy był to czas, kiedy miała pozować na silną aż do rozwiązania. Tyle że popełnione błędy odebrały możliwość decydowania o samej sobie - czy kiedykolwiek ją miała? - Nie rób tego, na pewno uda się wszystko naprawić. - Złagodniało brzmienie głosu czarownicy; nie było w nim pasji, żadnego przekonania, wyłącznie ból i tęsknota. Miała świadomość mocy zdecydowania Tristana; mało było sposobów, by odwieść go od raz powziętego planu, a posiadanego argumentu używała na nim wyłącznie w ostateczności. Uniosła dłoń, chcąc wykorzystać moment, gdy był blisko niej; rozgrzać pokiereszowany policzek cieniem nadziei.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Komnaty Evandry [odnośnik]01.05.23 17:30
Nie był zły, był wściekły - na nią, zbyt lekkomyślną, na Tonks, zbyt bezczelną, na rebeliantów, przez których świat wciąż stał w ogniu; Evandra miała rację, ziemie Kentu były przecież spokojne, stabilne, nie toczyły się u nich walki, nie znajdowali się na linii frontu, ale ta prawda zdawała się do niego nie docierać. Był wściekły nawet na siebie, dostrzegając w sobie żałosną nieporadność - ubodły go jej słowa: sądziła, że pozwoli jej tam umrzeć, nie wierzyła w niego, stracił ją na trzy dni - czy mógł zrobić więcej? Kręcił się w kółko, wierząc, że porywacz prędzej czy później sam odnajdzie do niego drogę - ubiegł go, ale tyle mogło starczyć, by zmęczenie za sprawą seprentyny pozbawiło ją życia. Ją albo jego dziecko. Tonks była jeszcze mniej rozsądna niż sądził, skoro potraktowała Evandrę jak byle prostaczkę - za nic mając zarówno to, jaką pozycję zajmowała jego żona, jak i to, jak szlachetna krew krążyła w jej ciele. Rebelianci zatrważali swoim barbarzyństwem i brakiem szacunku wobec najistotniejszego czarodziejskiego dziedzictwa, czystej krwi. Czy zamierzali zniszczyć wszystko, czego zrozumieć nie potrafili? Dziedzictwo było przecież kruche. Jeśli idea zachwieje się i upadnie, nic jej już nie odbuduje - setek, jeśli nie tysięcy lat dbania o doskonały rodowód. Nie dokonał zbrodni, walczył o lepszy świat i lepsze jutro. Czy naprawdę zamierzali złożyć za to na stosie własnej rewolucji jego niewinną żonę? Czy naprawdę się tego nie spodziewała? Sprzeczność myśli kotłowała się w jego głowie, gniew podsycały iskry jej słów, irracjonalna złość wracała falami, przywodząc te same zgubne myśli. Czy mógł jej jeszcze zaufać? Uwierzyć, że nie zachowa się tak głupio po raz drugi? Uwierzyć, że nie szukała tego sama? Jak wielkie mogło wiązać się z tym ryzyko?
- Czy słyszysz gorzej po swojej ekscytującej przygodzie? - zapytał ze śmiertelną powagą w odpowiedzi na jej słowa, nie zamierzając powtarzać swojej decyzji. Patrzył wprost w jej oczy, nieustępliwie, a gdy tylko podniosła ton głosu, zadarł brodę ostrzegawczo, nie mając w planach poddawać tego pod dyskusję. - Jesteś brzemienna, oboje wiemy, że od początku należało tak postąpić - odparł szorstko, choć doskonale pamiętał ich rozmowę - i ją samą, przerażoną, pełną niepokoju, samego siebie, obiecującego jej wsparcie; głos Tristana również podniósł się jeszcze wyżej, rozdrażniony dosadnie wyrażonym sprzeciwem. Poprzednią ciążę Evandra w większości spędziła w łóżku. Jego ojciec zwykł mawiać, że zasady brały się z problemów, które rodziło odmienne zachowanie - nie lubił przyznawać mu racji, jednocześnie znów boleśnie odczuwając, że brakowało mu jego doświadczenia. - Możesz też brakiem ochoty albo uczuleniem na sorbet w restauracyjnym menu, jeśli wolisz w ten sposób - zironizował, gdy spytała o oczywistość; jak chciała pozować na silną, jeśli nie potrafiła nawet być rozsądną? Ton jego głosu pozostał zdecydowany, jasno deklarując, że nie zamierzał się ze swoich słów wycofywać - ostrzej nawet, niż zamierzał, bo tylko bezgraniczna pewność mogła zatuszować rzeczywiste wahanie. Dlatego też ściągnął brew, gdy z pierzyn sięgnęła bliżej niemu - mógł się cofnąć, ale nie potrafił. Wszystko da się naprawić? Jak, Evandro? Cofniesz czas? Nagła zmiana jej tonu nie oznaczała bynajmniej kapitulacji, choć przecież powinna - pochwycił jej dłoń własną, lewą, ściskając nadgarstek pociągnął ją bliżej siebie, prawa nie drgnęła nawet, gdy świsnęła w powietrzu i wymierzyła jej siarczysty policzek. Cios był silny, wciąż kierowany gniewem. Spojrzenie pozostało surowe, dziwnie obce. Zawiedzione. Oddech zbyt szybki i zbyt ciężki. - Bez dyskusji - oznajmił, niedelikatnie chwytając ją za podbródek, by spojrzeć jej w oczy z zamiarem ujrzenia w niej finalnej zgody.
Nie pozostawiła mu przecież innego wyjścia.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Evandry - Page 5 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Komnaty Evandry [odnośnik]24.05.23 18:42
Śmiertelnie poważny ton Tristana nie przyjmował sprzeciwu, co do tego miała absolutną pewność. Miał rację, kipiąc złością w odpowiedzi na zachowanie żony. Miał też pełne prawo, by nałożyć wszelkie kary, by dobitnie powtórzyć każdy z zakazów. Tym silniej, bo najwyraźniej dotąd nie zdawała sobie z nich sprawy.
Ani przez moment nie kusiła możliwość wpłynięcia na jego decyzję, choćby subtelną sugestią, celem załagodzenia sytuacji. Wiedziała przecież, że temat i tak by powrócił, trudno go ignorować czy bagatelizować. Okrutna rebeliantka zwyczajnie się nią zabawiła, zadrwiła ze Śmierciożercy, jego rodziny, ze wszystkich walczących po stronie Czarnego Pana czarodziejów. Evandra stała się w jej rękach prostą marionetką, lecz czy nie była nią i dotąd? Czy usilne próby zmiany swego położenia nie okazały się być wyłącznie zachcianką znudzonej życiem w złotej klatce arystokratki?
Wszystko to, nad czym pracowała ostatnie miesiące legło właśnie w gruzach. Próba zbudowania, jak i wzmocnienia pozycji w towarzystwie. Zaangażowanie w pracę rezerwatu, chęć zrozumienia praw rządzących ekonomią i prowadzeniem organizacji poważniejszej od domowego gospodarstwa. Zaistnienie wśród figur na wojennym polu, nawet jeśli wyłącznie w formie wsparcia, tu także wszelkie starania spełznąć miały na niczym. A wszystko przez jedną, mało rozważną decyzję. Winić mogła tylko samą siebie, o czym nestor przypominał każdym wypowiadanym słowem.
W jednej chwili nieistotne stały się opinia innych i zawieszone projekty. Pogubiła się wśród priorytetów, wyższą wartością obdarowując egoistyczne pobudki, zamiast siłę rodu. Tylko będąc bezpieczną mogła dać Rosierowi potrzebny spokój, bez którego nie sposób ruszyć z miejsca, prowadzić armię ku wyzwoleniu czarodziejskiej społeczności. Łudziła się, że wraz z nim może ponieść brzemię władzy, ciężar odpowiedzialności. Prywatne potrzeby musiały zejść na dalszy plan - aż osiągną stabilność, aż wygrają wojnę, aż osiągną spokój, a może lepiej nigdy?
Policzek piekł okrutnie, pozostając ostatecznym dowodem na namacalność rzeczywistości. Jeśli dotąd miała jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, czy granica między jawą a snem jest zatarta, tak Tristan zadbał, by pozbawić ją wszelkich nadziei. Do pospiesznie krążącej w żyłach krwi wtłoczył się strach, uzmysławiając powagę sytuacji. Nie znosił sprzeciwu, teraz ani nigdy, a swoją bezmyślnością przekreśliła szansę na odbudowanie zaufania, jakim ją obdarzył. Zbyt wiele razy zawiodła, stale prosząc o możliwość wykazania, jak i równie często uzmysławiając nieudolność. Pojedyncze zrywy kreatywności czy błyskotliwości nie wystarczały, by udowodniła swoją wartość - czy ta w ogóle istniała, poza urodą i szlachetną krwią? Kimże była w tym finalnym rozrachunku, jeśli nie podręcznikowym przykładem słabości kobiet?
Od początku należało tak postąpić.
Szarpnięty podbródek poddał się bezwiednie, w błękicie utkwionego już tylko w oczach Tristana spojrzenia próżno szukać błagań. Uniesiona, powstrzymana przed czułym gestem ręka przestała drżeć. Przegrała walkę, jaka nieomal pogrzebała i toczoną wojnę. Szanowała jego decyzję, nawet jeśli nie do końca się z nią zgadzała. Należało się wycofać, zaleczyć rany, spróbować przeżyć.
- Tak jest - odparła cicho, niemal nie poruszając wargami.
Przecież tak nie będzie zawsze, powtarzała w myślach bez większej wiary, w ostatecznym akt poddania.

| zt x2



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Komnaty Evandry [odnośnik]25.05.24 18:12
| 29 VIII

List Evandry jej nie zaskoczył. Obracała go w dłoniach krótko, szybko, nim cisnęła go w niskie płomienie, buzujące w kominku. Jedno z wielu zaskoczeń Chateau Rose - pomimo lata w odmętach posiadłości panował chłód, służba podkładała ogień, sporadycznie i niechalnie, żar ledwie pełzał po drwach, ale pozwalał czuć się komfortowo. Nie lubiła tego. Szeregu lokajów i pokojówek, przemykających w półcieniu niemal o każdej godzinie. Lodowatego podmuchu, buchającego od marmurowych ścian, monumentalnych schodów i wysokich pomieszczeń. Poczucia stałej obserwacji, nawet, gdy pozornie pozostawała sama - miała wrażenie, że świeżo odmalowane obrazy przyglądają się jej bez mrugnięcia, śledząc każdy krok, by celebrować nawet minimalne niepowodzenie. A może wcale się jej nie wydawało; znajdowała się na cenzurowanym, na niewygodnym świeczniku, z którego większość mieszkańców posiadłości Rosierów chciałaby ją zepchnąć. Nie okazywano jej wrogości wprost, wręcz przeciwnie, odnoszono się do madame Mericourt z szacunkiem typowym dla ważnego gościa, lecz wyczuwała wibrującą pod uprzejmymi uśmiechami niechęć. Okazywaną subtelnie i elegancko przez większość krewnych. Deirdre była obca. Obca krwią, obca wyglądem, obca obyczajami; tęskniła za wolnością, jaką gwarantowała jej Biała Willa. Za swobodą, za kameralnością, za pewnością, że może być sobą. Zarówno ona sama, jak i dzieci. Bliźnięta źle znosiły dodatkowe zajęcia i odseparowanie od matki; nie przywykły do obcych rąk, głosów i ramion; do ustrukturyzowanego dnia, guwernerów i stawianych przed nim surowych oczekiwań. Część zajęć sprawiała im radość, widziała to, lubiły bawić się na plaży i szybko obdarzyły Evana sympatią, lecz dalej odstawały od wychowanego pod kloszem dziedzica rodu. Często nieposłuszne, żywiołowe, zbyt zamknięte w sobie w przypadku Marcusa i przesadnie ekspresywne jak Myssleine; stale wypytywały ją o powrót do domu, a ona - nie potrafiła znaleźć odpowiedzi. Odbudowa się przedłużała, a Deirdre wygodniej było wypełniać obowiązki namiestniczki, dyrektorki i Śmierciożerczyni tutaj, na lądzie, pewna, że jej dzieciom niczego - oprócz wolności i zrozumienia, rzecz jasna - nie brakuje. Lęk o to, czy ktoś przypadkiem nie dosypie do ich owsianki trucizny nieco zelżał, tak samo niepokój związany z gwałtownym wybuchem mocy, mogącym pozbawić życia opiekunki lub, co gorsze, samego Evana. Powinna więc czuć się dobrze, ba, lepiej, będąc tak blisko Tristana, ale rzeczywistość, jak zwykle, stała się wypaczeniem snów. Nigdy przecież nie marzyła o tym, by stać się lady Rosier i przechadzać się korytarzami Chateu Rose - teraz każdy krok wiązał się z ryzykiem, z poczuciem niedopasowania i rosnącej zależności. Stała się zabawką dostępną od zaraz, marionetką na coraz krótszych sznurkach; nestor odwiedzał jej komnaty notorycznie, ona sama pojawiała się w małżeńskiej sypialni równie często, a choć wszystko odbywało się pod dyskretną osłoną nocy, to tylko głupiec uznałby, że służba nie połączy faktów w jedną, niemoralną całość. Początkowo się tym przejmowała, lecz skala problemów ogólnoświatowych, dotyczących odbudowy Londynu i kraju po katakliźmie ustawiała te dylematy w odpowiedniej hierarchii.
Co nie znaczyło, że sytuacja w Chateau Rose była dla niej komfortowa. Bynajmniej; tu czuła się bardziej jak laleczka, część służby, odpowiadająca za zapewnianie nestorstwu rozrywki. List Evandry, pełen tęsknoty i czułości, tylko potwierdzał te przekonania.
Mimo to stawała pod drzwiami jej sypialni, niezawodna jak zwykle, gotowa do odegrania swej roli. Wiedziała, że Tristan wyjechał na kilka dni - czy to dlatego lady doyenne domagała się jej towarzystwa? Do tej pory odwiedzała mężowską sypialnię razem z Evandrą, do jej komnat natomiast nie miała dotąd okazji zajrzeć, była więc ciekawa tego miejsca. Zaintrygowanie nie było jednak jedynym motywatorem; czuła, że ma obowiązek się tu zjawić. Pokornie i dyskretnie, jak pokojówka; upokarzające porównanie dławiło ją w gardle, gdy przystawała na progu komnat lady Rosier, śmiało popychajac ciężkie drzwi. Nie zamierzała czekać w korytarzu na zaproszenie, zbyt wiele oczu obserwowało jej poczynania. Głuche zachęcenie zbyt mocno przypominałoby też realia Wenus, odwrócone, ale jednak - przekroczyła więc próg szybko, zamykając za sobą ciężkie skrzydło. W nozdrza od razu uderzył ją zapach kwiatów, pudru i perfum; masywne, słodkie aromaty, sprawiające, że nieco zakręciło się jej w głowie. A może to widok Evandry, brzemiennej i pięknej, w jasnej halce, sprawił, że na moment straciła rezon. Zamierzała zjawić się tutaj w bojowym nastroju, szybko roztapiającym się wobec świetlistej aury, otaczającej półwilę. Może nie mogła korzystać z pełni swych mocy, lecz jej dobroć i wyrozumiałość skutecznie wypaczały zdrowy rozsądek. Wyrzucając Deirdre poza upatrzony tor wyniosłego chłodu. Uśmiechnęła się do Evandry krótko, szybko - przystając w drzwiach głównej komnaty.
- Naprawdę za mną tęskniłaś? - spytała swobodnie, głos wibrował między kpiną a czułym niedowierzaniem; tym przecież wybrzmiewał jej list. - Mam zastąpić Tristana? - dodała jeszcze tym samym, przedziwnie wyważonym tonem; nie sposób było stwierdzić, czy ironizuje, czy pyta z troskliwą powagą. Rozejrzała się powoli po pomieszczeniu - kusiło wieloma odnogami, zapewne prowadzącymi do łaźni, garderoby i balkonu; dziwnie było zaistnieć tutaj, w sercu prywatności Evandry. Gdy spotykali się we trójkę, to sypialnia Tristana stawała się świadkiem ich bliskości; tutaj, w zaciszu damskich komnat, jeszcze nigdy nie przebywała.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Komnaty Evandry [odnośnik]30.05.24 17:16
Ostatnie tygodnie w Château Rose są… trudne. Nawarstwiające się problemy zmazują uśmiech z twarzy i wprawiają w melancholijny nastrój. Targający krajem kataklizm odbija swoje piętno i zmusza do zastanowienia się nad przyszłością — jak blisko jest im do końca tego świata? Jednak to nie problemy globalne zapełniają Evandrowy umysł, tylko domowe tragedie, zniszczona fasada, zdewastowany ogród i przede wszystkim brak półwilich mocy. Znajdujący się w antymagicznym polu pałac pozbawił wszystkich umiejętności czarowania, tak jak i odebrał doyenne magię przodkiń, tak jak i wyciszył objawy choroby. To jedno przynosi jej dzisiaj pociechę, kiedy nie musi borykać się z codziennymi nudnościami, zawrotami głowy i krwawym kaszlem. Jak długo przyjdzie im mierzyć się z tymi problemami?
Siedząc przy toaletce w cienkiej halce z narzuconym nań niedbale jedwabnym szlafrokiem, przygląda się swojemu odbiciu w lustrze i szczotką o miękkim włosiu czesze długie srebrzyste włosy. Nuci pod nosem tylko sobie znaną melodię, którą kiedyś zapewne spisze, kiedy będzie mieć okazję zasiąść przy harfie. Jej uwagę zwraca wyłapany kątem oka ruch. Przenosi swój wzrok ku wejściu i natychmiast przyjmuje szczery uśmiech na twarz.
- Ciebie też dobrze widzieć. - Wcale nie dziwi się nastawieniu Deirdre, za każdym razem zderzając się z tą samą reakcją. Pomimo próśb, licznych zapewnień i drobnych, czułych gestów, wciąż podchodzi do niej z dystansem. Czy powinna się jej dziwić? Spłoszonemu zwierzęciu, od zawsze trzymanemu na krótkiej smyczy, które nie zna innej metody, jak atak. Jako pierwsza wychodzi z pozycji władzy, chcąc zaznaczyć swoją pozycję, nawet wtedy, kiedy nie staje naprzeciw żadnego przeciwnika. - Wejdź, proszę. - Wyciąga otwartą dłoń i zachęca ją, by podeszła bliżej. Odkłada szczotkę na blat toaletki i podnosi się z miejsca, by w pełni poświęcić swoją uwagę gościnie. - Pomyślałam, że możesz czuć się osamotniona. Poza tym zdążyłaś przyzwyczaić mnie do swojej obecności. Nie możesz ot tak mnie jej pozbawiać, częstować tylko wtedy, gdy jest z nami Tristan. - Bo tak przecież wyglądają ich spotkania, zawsze w grupie, wśród rodziny, bądź z lordem nestorem. Nie mają okazji, aby pomówić na osobności, nasycić się swoją obecnością, czy chociażby pomówić o łączącej ich więzi. W ostatnich miesiącach Deirdre stała jej się bliska, przywiązała się do niej, zaczęła prawdziwie tęsknić. Łapała się na tym, że próbuje uchwycić jej spojrzenie, zatrzymać w korytarzu, poprosić o chwilę rozmowy. Zaczęła z wolna wątpić w to, że kiedykolwiek stanie się dla niej kimś więcej, niż tylko żoną ukochanego, przykrym obowiązkiem, przymuszona do jej tolerowania. Evandra chciała zatrzeć tę granicę, wyciągnąć do niej rękę, wesprzeć w trudnych chwilach i umocnić więź. Bez chęci ze strony madame Mericourt nie jest to jednak możliwe i przyjdzie jej się z tym pogodzić, kiedy podjęta po raz ostatni próba spełznie na niczym.
Zdążyła poznać prawdę o dzieciach, które przybyły do pałacu wraz z nałożnicą nestora. Wieść ta początkowo spotkała się ze sprzeciwem, żywą niechęcią, jednak wystarczyło jedno spojrzenie w stronę małych pociech, by zrozumieć, że te nie są niczemu winne. Posiadanie bękartów przez możnych jest standardową, znaną jak świat praktyką. Nie ma sensu z nią walczyć, nie da się jej sprzeciwić; nie, kiedy ma się do czynienia z kimś takim, jak Tristan. Ile takich spłodzonych przez niego w nieprawym łożu dzieci chodzi jeszcze po świecie? Tego nie przyjdzie jej się nigdy dowiedzieć, co przyjmuje ze spokojem. Mając tak rozgorączkowanego, kochliwego i łasego na kobiece piękno męża, musi się z tym pogodzić, skoro na wieczność zostali związani małżeńskim węzłem.
- Nie zdążyłam jeszcze zapytać, jak odnajdujesz się w pałacu? Mam nadzieję, że powoli przestajesz gubić się w plątaninie korytarzy. Mnie zajęło to nieco czasu i muszę przyznać, że z początku trudno było mi się przyzwyczaić do tego miejsca - mówi zgodnie z prawdą, bo oswojenie się z nową rzeczywistością okupione było łzami. Chociaż przyjęła swój los i pogodziła się z myślą, że już na zawsze zostanie lady Rosier, jeszcze na długo smutek gościł w jej sercu. - Napijesz się czegoś? Wina, szampana, herbaty? - proponuje, choć na znajdującym się przy szezlongu pod łóżkiem stoliku znajduje się tylko butelka z cabernet sauvignon. Po resztę pozycji musiałaby zwrócić się do służącej, w czym Evandra nie widzi problemu. Plotki o specyficznej relacji madame z nestorstwem z pewnością zdążyła się już roznieść po całym pałacu. Przenoszona szeptem wieść zagościła w głowach służby, lecz niekoniecznie dotarła do innych domowników. Półwila zadbała o lojalność służby, od początku zwracając się do niej z szacunkiem i uznaniem, jakże trudnym do znalezienia w innych szlacheckich domach. Pragnie zdobywać serca, przekonywać do siebie ludzi, a nie zrażać ich i traktować z wyższością.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654

Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Komnaty Evandry
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach