Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda
Wybrzeże
Strona 1 z 44 • 1, 2, 3 ... 22 ... 44
AutorWiadomość
Wybrzeże
Nad nadmorskim brzegiem zachwyca nade wszystko krajobraz, słońce, gdy zachodzi, mieni się w czarnej morskiej wodzie feerią barw pomimo porywistego wiatru. Wody wokół jednak nie są bezpieczne, oprócz bogatych ławic śledzi i makreli, zamieszkują je też płaszczki, zdarzają się niekiedy zagubione kałamarnice i samotne skorpeny. Nad wodą można czasem zaobserwować wynurzające się ogony morskich węży. Biała magia uformowana w błędne ogniki, które topią się w wodzie nadaje temu miejscu wyjątkowej atmosfery. Wybrzeże jest nierówne, piaski gdzieniegdzie formują się w wydmy, pomiędzy którymi częściowo ukryta jest przysypana piachem wąska szczelina. Wypełniona jest wilgotnym, mokrym piachem, ale w ciepłe dni piach się usypuje głębiej, a każdy śmiałek, który w nią wejdzie może utknąć.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 26.09.22 18:42, w całości zmieniany 1 raz
Wasze żołądki przykleiły się do kręgosłupów, a rozmazany świat przyprawił was o krótkotrwały ból głowy, lecz wciąż mocno trzymaliście się świstoklika. Przez chwilę widzieliście niewyraźne twarze wszystkich towarzyszy, i nie tylko ich, również facjaty nadprogramowych pasażerów, lecz nie byliście w stanie nic zrobić póki trwaliście w podróży. Przepychanki pomiędzy Cameronem, a Perseusem sprawiły, że Śmierciożerca słabo chwycił się świstoklika i przedwcześnie wypuścił go z dłoni. Widzieliście, jak materiał wyślizguje mu się ręki, a potem jego ciało bezwładnie, niczym szmaciana kukła, jest odrzucone gdzieś w eter. Nie słyszeliście jego krzyku, tylko szum. Zaraz po nim wywołało się jakieś dziwne zamieszanie, jeden z urzędników zaszamotał się i puścił świstoklik, lecąc w przeciwną stronę niż Perseus, po nim runął również Tristan, Ramsey, Alex i Cadan, a także jakimś cudem Minister Magii. Wy wciąż trzymaliście się mocno, do samego końca.
Ignotus, Deirdre i Morgoth, ogień Szatańskiej Pożogi was oszczędził, wciąż jednak czuliście jej ciepło. Alan, który wypuścił Ministra Magii nie miał tyle samo szczęścia. Szata na jego plecach była spalona, a ramiona pokrywały paskudnie wyglądające poparzenia. Zmaterializowaliście się w dość sporej celi, wszystkim wam udało się wylądować na równych nogach, choć każdy z was runął bezwładnie do tyłu, gdy tylko podróż dobiegła końca. Prócz was, obecny był jeszcze Cameron, który jęczał z bólu zaraz po wylądowaniu. Tarzając się po ziemi wycofał się jak najdalej od was, ściskając w dłoni swoją różdżkę. Wokół was było dość ciemno. Bardzo słabe światło dochodziło przez wąską, pionową szparę w murze. Na pierwszy rzut oka widzieliście tylko tyle, że otacza was wilgotny mur, a wyjście z pomieszczenia blokują metalowe kraty. Powietrze wokół was drgało. Wyczuwaliście wokół siebie coś znajomego, coś co towarzyszyło wam już od pewnego czasu — anomalie. Choć nie wiedzieliście, gdzie było jej źródło i skąd dochodziła ta energia, byliście przekonani, że to właśnie to, co więcej: albo była tak potężna jak jeszcze żadna, z którą się do tej pory spotkaliście, albo znajdowała się bardzo blisko was. Większe rozeznanie wymagało jednak czasu. Było też coś innego, coś co od razu przykuło waszą uwagę - Quinlan, który płonął. Całe jego ciało stało w ogniu, choć krótko. Zimno i ogromna wilgoć murów Azkabanu, obecna w powietrzu magia szybko tłumiła płomienie. Czarodziej wił się w konwulsjach po podłodze. Po jego szacie prawie nie zostało nic, resztki materiału jakby wtopiły się w zniekształcone ciało, skóra wyglądała jakby pęknięte pęcherze zastygły, niczym kratery, miała kolor ciemnego brązu, miejscami była niemalże czarna. Spalona twarz nie przypominała już twarzy Runcorna. Szczęka była częściowo goła, zęby, dziąsła pozostawały na wierzchu. Oczy były zapadnięte, jakby puste, przykryte warstwą spalonej skóry. Śladowe ilości włosów wystawały ze szczytu czaszki.
Cameron ścisnął różdżkę w dłoni i drżącym głosem wyszeptał:
— Abesio!
Na jego nieszczęście — wciąż tkwił w tej samej celi.
Nikt z was nie wiedział, co stało się z Perseusem i pozostałymi członkami wyprawy.
| Na odpis macie 48h. Od tej pory, rzucając jakiekolwiek zaklęcie, dodatkowo zamiast kością "Anomalie - CZ" rzucanie kością "Azkaban"! Przez wzgląd na liczną obecność dementorów stan waszej psychiki może ulegać zmianie, zaś wasza kondycja psychiczna będzie wpływać na skuteczność waszych działań. Punkty poczytalności (przedstawione w tabeli) określają waszą wytrzymałość na negatywny wpływ dementorów i anomalii. Ich wysokość uzależniona jest od poziomu biegłości jasnego umysłu. Bazową wartością jest 100. Zjedzenie czekolady przywraca 10 punktów. Eliksir memento wstrzymuje utratę punktów poczytalności na 10 tur.
Punkty poczytalności
*Każde 5 poniżej 50 punktów poczytalności odbiera 1 punkt żywotności.
Każda tura pobytu w Azkabanie odbiera 1 punkt poczytalności, każde spotkanie z dementorami odbiera ich więcej.
Eliksir wielosokowy: 6/20;
Magicus extremos (Deirdre): +10 3/3
Magicus extremos (Tristan): +15 2/3
Magicus extremos (Quinlan): +4 2/3
Ignotus, Deirdre i Morgoth, ogień Szatańskiej Pożogi was oszczędził, wciąż jednak czuliście jej ciepło. Alan, który wypuścił Ministra Magii nie miał tyle samo szczęścia. Szata na jego plecach była spalona, a ramiona pokrywały paskudnie wyglądające poparzenia. Zmaterializowaliście się w dość sporej celi, wszystkim wam udało się wylądować na równych nogach, choć każdy z was runął bezwładnie do tyłu, gdy tylko podróż dobiegła końca. Prócz was, obecny był jeszcze Cameron, który jęczał z bólu zaraz po wylądowaniu. Tarzając się po ziemi wycofał się jak najdalej od was, ściskając w dłoni swoją różdżkę. Wokół was było dość ciemno. Bardzo słabe światło dochodziło przez wąską, pionową szparę w murze. Na pierwszy rzut oka widzieliście tylko tyle, że otacza was wilgotny mur, a wyjście z pomieszczenia blokują metalowe kraty. Powietrze wokół was drgało. Wyczuwaliście wokół siebie coś znajomego, coś co towarzyszyło wam już od pewnego czasu — anomalie. Choć nie wiedzieliście, gdzie było jej źródło i skąd dochodziła ta energia, byliście przekonani, że to właśnie to, co więcej: albo była tak potężna jak jeszcze żadna, z którą się do tej pory spotkaliście, albo znajdowała się bardzo blisko was. Większe rozeznanie wymagało jednak czasu. Było też coś innego, coś co od razu przykuło waszą uwagę - Quinlan, który płonął. Całe jego ciało stało w ogniu, choć krótko. Zimno i ogromna wilgoć murów Azkabanu, obecna w powietrzu magia szybko tłumiła płomienie. Czarodziej wił się w konwulsjach po podłodze. Po jego szacie prawie nie zostało nic, resztki materiału jakby wtopiły się w zniekształcone ciało, skóra wyglądała jakby pęknięte pęcherze zastygły, niczym kratery, miała kolor ciemnego brązu, miejscami była niemalże czarna. Spalona twarz nie przypominała już twarzy Runcorna. Szczęka była częściowo goła, zęby, dziąsła pozostawały na wierzchu. Oczy były zapadnięte, jakby puste, przykryte warstwą spalonej skóry. Śladowe ilości włosów wystawały ze szczytu czaszki.
Cameron ścisnął różdżkę w dłoni i drżącym głosem wyszeptał:
— Abesio!
Na jego nieszczęście — wciąż tkwił w tej samej celi.
Nikt z was nie wiedział, co stało się z Perseusem i pozostałymi członkami wyprawy.
| Na odpis macie 48h. Od tej pory, rzucając jakiekolwiek zaklęcie, dodatkowo zamiast kością "Anomalie - CZ" rzucanie kością "Azkaban"! Przez wzgląd na liczną obecność dementorów stan waszej psychiki może ulegać zmianie, zaś wasza kondycja psychiczna będzie wpływać na skuteczność waszych działań. Punkty poczytalności (przedstawione w tabeli) określają waszą wytrzymałość na negatywny wpływ dementorów i anomalii. Ich wysokość uzależniona jest od poziomu biegłości jasnego umysłu. Bazową wartością jest 100. Zjedzenie czekolady przywraca 10 punktów. Eliksir memento wstrzymuje utratę punktów poczytalności na 10 tur.
Wartość | Konsekwencje |
100 i więcej | Czujesz się dobrze. |
70-99 | Czujesz niepokój, prześladują cię niemiłe wspomnienia. |
50-69 | Czujesz strach, momentami przygnębienie, wracają do ciebie najgorsze chwile Twojego życia. |
30-49* | Zaczynasz słyszeć głosy, echo swoich mocniejszych wspomnień. |
10 - 29* | Do omamów słuchowych dołączają te wzrokowe, widzisz przebłyski swoich wspomnień, momentami nie potrafisz oddzielić wytworów wyobraźni od rzeczywistości. |
0-9 (i mniej) | Ogarnia Cię przygnębienie, nie potrafisz kontrolować już swoich zaklęć, każda próba czarowania oznacza zaklęcie levissimus.. |
*Każde 5 poniżej 50 punktów poczytalności odbiera 1 punkt żywotności.
Każda tura pobytu w Azkabanie odbiera 1 punkt poczytalności, każde spotkanie z dementorami odbiera ich więcej.
- Pula zdrowia:
Ignotus: 232/232
Deirdre: 205/205
Morgoth: 155/170
Alan: 210/220
Quinlan: 0/228
Cameron: 205/210
Eliksir wielosokowy: 6/20;
Magicus extremos (Deirdre): +10 3/3
Magicus extremos (Tristan): +15 2/3
Magicus extremos (Quinlan): +4 2/3
Świat zawirował jak w piekielnym kalejdoskopie, intensywne bodźce nakładały się na siebie, mieszały, potrajały, a wszystko to w pomarańczowym blasku Szatańskiej Pożogi, rozwijającej swe mordercze macki tuż obok nich. Deirdre straciła orientację, liczyło się tylko przytrzymanie świstoklika, zadbanie o to, by palce nie wypuściły chropowatego materiału; zaciskała dłonie kurczowo, jedną na różdżce, drugą na więziennej szacie, nawet nie starając się nadążyć za biegiem wydarzeń. Agonalny wrzask bólu, szamotanina, potem tylko szum, nieustający i groźny pomruk - i twarze, rozmazane i znikające w obezwładniającej ich czerni. Minęły ułamki sekund, płomienie zamieniły się w lodowato wilgotne powietrze a rozmyta rzeczywistość zmaterializowała się z bolesną twardością. Czuła, że wylądowała na kamiennej posadzce - prawie natychmiast podniosła się na kolana, mierząc różdżką przed siebie, w mrok rozjaśniony...płonącym żywcem Runcornem. Nie mogła wykonać żadnego gestu ani oderwać oczu od tego, co działo się przed jej oczami; materiał stopiony w jedno z skórą, zwęglone ciało, wystające kości, odsłonięte ścięgna i wnętrzności. Ogień dogasł, ale w powietrzu dalej unosił się trudny do zniesienia swąd palonego mięsa. Tsagairt zamarła na dwie długie, nieznośne sekundy - dopiero później rozejrzała się dookoła, zauważając, jak wiele się zmieniło. Ignotus wydawał się nietknięty przez płomienie, Alan i Morgoth ucierpieli: lecz gdzie reszta? Gdzie znajdował się Tristan? Zniknęli w trakcie podróży - czy skończyli jak Runcorn? Czy wpadli w płomienie Szatańskiej Pożogi? Zrobiło się jej mdło, ale nie mogła poddać się panice; chwiejnie zerwała się na równe nogi, mierząc różdżką w kąt pomieszczenia, w miejsce, w jakim stał Cameron. Wąski promień światła wyłuskiwał z mroku kraty i ściany, ale nie miała teraz czasu, by rozglądać się dookoła, należało unieszkodliwić dodatkowego pasażera i opanować sytuację, myślenie i strach zostawiła na nieodgadnione później. Nie mogła jednak zignorować wibrującego obco powietrza, drżącego silną, niestabilną magią. Anomalia. Czy mogło być gorzej?
- Gdzie reszta? - spytała a głos zadrżał jej słyszalnie; opanowała go jednak już przy następnych wypowiadanych słowach. - Bennett, uzdrów obrażenia Morgotha - poleciła lodowato, wskazując wolną dłonią na poparzonego Yaxleya. Quinlan nie wyglądał na kogoś, komu można było udzielić pomocy. Z jednej strony starała się nie patrzeć na to, co z niego zostało, z drugiej: nie mogła powstrzymać się od zerknięć, od chłonięcia zwęglonej skóry, pęcherzy, purchli, wygiętych tkanek, pokiereszowanych Szatańską Pożogą. - Cameron, odrzuć różdżkę. Widziałeś, do czego jesteśmy zdolni, jeśli chcesz wyjść stąd żywy, radzę współpracować - kontynuowała, zaciskając palce na jakarandowym drewnie. - Expelliarmus - spróbowała, mierząc w Camerona, mógł przydać im się żywy, zwłaszcza, że nie wykorzystał pierwszego zaklęcia do ataku a do nieudanej próby ucieczki.
- Gdzie reszta? - spytała a głos zadrżał jej słyszalnie; opanowała go jednak już przy następnych wypowiadanych słowach. - Bennett, uzdrów obrażenia Morgotha - poleciła lodowato, wskazując wolną dłonią na poparzonego Yaxleya. Quinlan nie wyglądał na kogoś, komu można było udzielić pomocy. Z jednej strony starała się nie patrzeć na to, co z niego zostało, z drugiej: nie mogła powstrzymać się od zerknięć, od chłonięcia zwęglonej skóry, pęcherzy, purchli, wygiętych tkanek, pokiereszowanych Szatańską Pożogą. - Cameron, odrzuć różdżkę. Widziałeś, do czego jesteśmy zdolni, jeśli chcesz wyjść stąd żywy, radzę współpracować - kontynuowała, zaciskając palce na jakarandowym drewnie. - Expelliarmus - spróbowała, mierząc w Camerona, mógł przydać im się żywy, zwłaszcza, że nie wykorzystał pierwszego zaklęcia do ataku a do nieudanej próby ucieczki.
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
The member 'Deirdre Tsagairt' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 3
--------------------------------
#2 'Azkaban' :
#1 'k100' : 3
--------------------------------
#2 'Azkaban' :
Czy to, co zobaczył przed zniknięciem z Ministerstwa Magii było czaszką wyłaniającą się z ognia, czy było to jedynie przewidzenie? Nie miał pojęcia, co działo się z resztą, chociaż wydawało mu się, że wszyscy złapali odpowiedni świstoklik w odpowiednim momencie. Być może mignęła mu również twarz Camerona, lecz w takim szale niczego nie mógł być pewny. Gdzieś obok usłyszał czyjś wrzask, ale nie odwracał się. Nie był nawet w stanie, zaciskając dłoń na starej szmacie. Coś szarpnęło nim na wysokości żołądka powodując mdłości, chociaż w ogóle nie przypominające tych towarzyszącej chorobie. Zupełnie jakby coś dosłownie miało zaraz rozerwać go od środka. Jakaś niewidzialna siła próbowała go odepchnąć jak najdalej od świstoklika, jednak jego palce wciąż zaciskały się mocno bez względu na rozmazany, wirujący dokoła świat. Prędkość szarpała szatami, a Morgoth czuł jedynie swoją różdżkę, której nie zamierzał puszczać ani na chwilę. Rozpoznał naprzeciw siebie Averyego, który w pewnym momencie został odepchnięty i odrzucony z daleka od ich grupy. Zaraz po nim zniknęli też inni, pozostawiając jedynie czwórkę czarodziejów. Wszystko działo się tak szybko, że nie był w stanie nawet powiedzieć czy to co przed chwilą się działo naprawdę, czy jedynie były to jakieś zawirowania, których nie potrafił wyjaśnić. Pomimo dziwnego wiatru czuł na policzkach ciepło ognia - w kilka sekund później jednak mógł poczuć już jedynie chłód, który uderzył w niego kolejną nieprzyjemną falą. Paskudne uczucie w żołądku jeszcze przez chwilę mu towarzyszyło, jednak obserwowanie otoczenia odciągnęło jego uwagę. Usłyszał czyjeś pojękiwania i szamotanie się po posadzce; musiał parę razy zamrugać nim przyzwyczaił się do ciemnego pomieszczenia. Jedynie nikłe światło przedostawało się przez szparę między kamieniami, zupełnie jakby i to miało powiedzieć im, gdzie się znajdowali. Wyjście zamknięte, jedynie mur dokoła. I ofiara pożogi. W powietrzu unosiło się nie tylko drżenie, ale również i swąd palonego mięsa, który przedarł się przez ciemność, powodując paskudne wrażenie wpychając się do nosa i do gardła. Morgoth nie zdążył odwrócić wzroku, a później można było dostrzec jedynie pozostałości po człowieku, który był tam jeszcze parę chwil temu. Nie było jednak co czekać, bo Cameron się odezwał. Lub właściwie wybąkał zaklęcie. Nieskuteczne. A potem kolejny głos.
Gdzie reszta?
- Odpadli... - wymsknęło mu się, gdy podniósł zaskoczony wzrok na Deirdre. Nie mógł uwierzyć w to, że się rozłączyli. Naprawdę widział ginącego gdzieś w przestworzach Averyego, Tristana... Nie miał jednak czasu na zastanawianie się nad tym. Byli tutaj wspólnie i mogli liczyć jedynie na siebie. - Expelliarmus - rzucił zaraz po kobiecie, kierując różdżką w stronę kulącego się w kącie Camerona.
Gdzie reszta?
- Odpadli... - wymsknęło mu się, gdy podniósł zaskoczony wzrok na Deirdre. Nie mógł uwierzyć w to, że się rozłączyli. Naprawdę widział ginącego gdzieś w przestworzach Averyego, Tristana... Nie miał jednak czasu na zastanawianie się nad tym. Byli tutaj wspólnie i mogli liczyć jedynie na siebie. - Expelliarmus - rzucił zaraz po kobiecie, kierując różdżką w stronę kulącego się w kącie Camerona.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Morgoth Yaxley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 53
--------------------------------
#2 'Azkaban' :
#1 'k100' : 53
--------------------------------
#2 'Azkaban' :
Dotarliśmy. Byliśmy w Azkabanie. Było to jednocześnie niepokojące i satysfakcjonujące. Ostatecznie - taki od początku był nasz cel. Widziałem, jak kolejni członkowie grupy odpadają od świstoklika, jak znikają w wirującej wokół, niewyraźnej przestrzeni. Pierwszy był Perseusz, po nim chyba Tristan z Pinkstonem. W pewnym momencie wszystko posypało się nagle, ale my zdaje się dotarliśmy na miejsce. Po spaleniu połowy Ministerstwa Magii przynajmniej. Zanim świstoklik zadziałał wszyscy mogliśmy zobaczyć rozpoczynające się płomienie pożogi. A gdy lecieliśmy, Runcorn płonął niczym żywa pochodnia. Parząc przy tym wszystkich znajdujących się w pobliżu. Ogień trawił jego żywe ciało, roznosząc wokół tak charakterystyczny zapach. I tak dobrą wiadomością było, że płomienie nie rozniosły się dalej, nie pochłonęły nas w całości, nie było szans, by przetrwać ogień szatańskiej pożogi. Nie miałem czasu się jednak rozglądać, szukać właściwej drogi, wspominanej przez urzędników mapy. Irytowało mnie ciało Lewisa, w które musiałem wejść, by bezpiecznie przemierzyć korytarze ministerstwa. Niewiele mi jednak pozostało.
- Odłóż różdżkę - wciąż postarałem przybrać się najbardziej bezlitosny wyraz twarzy na jaki było mnie stać. Ten sam, w którym zwykle zastygała moja cała twarz pozbawiona wyrazu. Obawiałem się jedynie, że mając na sobie oblicze Lewisa wyglądam jedynie jak przygłup. Trudno. - Możesz z nami współpracować albo zginąć - kontynuowałem zbliżając się do Camerona z wyciągniętą własną różdżką, gotów, by od słów przejść do czynów w każdej chwili.
- Nie będę powtarzał, to jednorazowa oferta, jesteś albo z nami, albo przeciwko nam, pozostawiony na łaskę dementorów - uniosłem rękę nieco wyżej, szykując się do rzucenia zaklęcia, które jednak nie padło. Pozostawałem w gotowości. Nie zamierzałem go oszczędzić, nie jestem głupcem. Ale jeśli dobrowolnie poda nam informacje, które posiada, będzie łatwiej niż walcząc z nim teraz, na niepewnym gruncie, z anomalią szalejącą w pobliżu. Kątem oka zerkałem w stronę Runcorna, który wyglądał źle. Spalony do kości, nieruchomy.
- Sprawdźcie, co z Runcornem - warknąłem nie odrywając spojrzenia od Camerona. Quinlana należało albo pożegnać w krótkich słowach, albo dobić. Będzie jedynie cierpieć i zawadzać w zadaniu, a ono było priorytetowe, musieliśmy się ruszyć i znaleźć Craiga.
- To jak? Śmierć czy kulturalna rozmowa? - drugą dłoń wyciągnąłem po różdżkę oczekując, że mężczyzna będzie wystarczająco rozsądny, by mi ją podać.
- Powell, bądź tak miła i zabezpiecz tyły pana Camerona - nieważne jak zdolny, bronienie się przed zaklęciami rzuconymi z dwóch przeciwnych kierunków jest zdecydowanie trudniejsze. Na wszelki wypadek nie używałem też jeszcze imienia Deirdre. Mężczyzna wciąż mógł uciec, nie chciałem narażać jedynej Śmierciożerczyni na zdemaskowanie. Nawet jeśli zostawiła mój najlepszy płaszcz w płonącym pewnie właśnie ministerstwie. Biedny płaszcz.
|zastraszenie
- Odłóż różdżkę - wciąż postarałem przybrać się najbardziej bezlitosny wyraz twarzy na jaki było mnie stać. Ten sam, w którym zwykle zastygała moja cała twarz pozbawiona wyrazu. Obawiałem się jedynie, że mając na sobie oblicze Lewisa wyglądam jedynie jak przygłup. Trudno. - Możesz z nami współpracować albo zginąć - kontynuowałem zbliżając się do Camerona z wyciągniętą własną różdżką, gotów, by od słów przejść do czynów w każdej chwili.
- Nie będę powtarzał, to jednorazowa oferta, jesteś albo z nami, albo przeciwko nam, pozostawiony na łaskę dementorów - uniosłem rękę nieco wyżej, szykując się do rzucenia zaklęcia, które jednak nie padło. Pozostawałem w gotowości. Nie zamierzałem go oszczędzić, nie jestem głupcem. Ale jeśli dobrowolnie poda nam informacje, które posiada, będzie łatwiej niż walcząc z nim teraz, na niepewnym gruncie, z anomalią szalejącą w pobliżu. Kątem oka zerkałem w stronę Runcorna, który wyglądał źle. Spalony do kości, nieruchomy.
- Sprawdźcie, co z Runcornem - warknąłem nie odrywając spojrzenia od Camerona. Quinlana należało albo pożegnać w krótkich słowach, albo dobić. Będzie jedynie cierpieć i zawadzać w zadaniu, a ono było priorytetowe, musieliśmy się ruszyć i znaleźć Craiga.
- To jak? Śmierć czy kulturalna rozmowa? - drugą dłoń wyciągnąłem po różdżkę oczekując, że mężczyzna będzie wystarczająco rozsądny, by mi ją podać.
- Powell, bądź tak miła i zabezpiecz tyły pana Camerona - nieważne jak zdolny, bronienie się przed zaklęciami rzuconymi z dwóch przeciwnych kierunków jest zdecydowanie trudniejsze. Na wszelki wypadek nie używałem też jeszcze imienia Deirdre. Mężczyzna wciąż mógł uciec, nie chciałem narażać jedynej Śmierciożerczyni na zdemaskowanie. Nawet jeśli zostawiła mój najlepszy płaszcz w płonącym pewnie właśnie ministerstwie. Biedny płaszcz.
|zastraszenie
Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss. The abyss gazes also into you.
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Ignotus Mulciber' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 52
'k100' : 52
Quinlan dogorywał krótko, a jego ciało przestało dygotać nim jeszcze płomienie zgasły zupełnie. Jego klatka piersiowa przestała się ruszać o wiele wcześniej, w powietrzu unosił się gęsty, ciemny dym i swąd palonego ludzkiego ciała, charakterystyczny i na pewno każdy z was będzie pamiętał go na długo.
Sługa Czarnego Pana opuścił ten świat.
Deirdre wycelowała różdżką w Camerona, lecz jej zaklęcie nie powiodło się, dopiero rzucone przez Morgotha posłało wiązkę światła w kierunku czarodzieja. Nie zamierzał łatwo się poddawać, wypowiedział ochronną inkantację, lecz żadna tarcza nie powstała dokładnie w tej chwili. Gdzieś z głębi więzienia dotarł do was krzyk jakiegoś konającego więźnia. Wyjątkowo groźny Mulciber zrobił na Cameronie wrażenie - był pozbawiony różdżki, zamknięty w celi z członkami eskorty ministra, którzy najwyraźniej stali się ofiarami jakiejś paskudnej klątwy, a wokół szalało pełno dementorów.
- To wam nie ujdzie płazem- zaskomlał, cofając się jeszcze w tył, wciąż prawie na kolanach.
Nagle zrobiło się chłodniej - temperatura spadła kilka stopni, poczuł to wpierw Morgoth, później odczuli to wszyscy. Zimno przeszywało was na wskroś.
Gdzieś w pobliżu zjawił się dementor. Poczuliście bezsens i niemoc, nadzieja na powodzenie tej misji powoli zaczynała was opuszczać.
Posłuszny i oddany śmierciożerczyni Alan pozbierał się i mimo doskwierającego mu bólu przystanął obok Morgotha, aby go obejrzeć. Nie dostrzegł na jego ciele żadnych oparzeń ani innych widocznych ran, lecz mimo to przystawił różdżkę do jego ciała i wyszeptał leczniczą inkantację Paxo maxima. Choć był zdekoncentrowany, proste lecznicze zaklęcie powiodło się dzięki uprzednio rzuconym przez sojuszników czarom. Morgoth przez chwilę czuł jego moc i mógł być niemalże pewnym, że wracają mu utracone za sprawką czarnej magii siły. Stało się jednak coś nieoczekiwanego - moc wydobywająca się z różdżki Alana zetknęła się z energią anomalii. Powietrze zadrżało niebezpiecznie - czuliście to nie tylko na swoim ciele, lecz również w sercach i płucach. Przez krótką chwilę z dziwną gwałtownością rosło w was napięcie, aż nagle wszystko ustało. I było tylko przerażenie, które się w was zrodziło za sprawką zbliżającego się dementora. Eksplozja energii nastąpiła niespodziewanie, odrzuciła was wszystkich. Deirdre odrzuciło na ścianę, uderzyła głową o kamienny mur, na moment ją zamroczyło, straciła rozeznanie w sytuacji. Lekki wstrząs objawił się bólem głowy, który pewnie za jakiś czas ustanie. Ignotus poleciał w kierunku drugiej ściany. Stojąc przodem do Camerona siła popchnęła go w przód, przez co spotkał się frontem z przeciwną ścianą. Z przeciętego łuku brwiowego popłynęła stróżka krwi, skroń pulsowała boleśnie. Morgoth, który stał najbliżej poleciał na ziemię, uderzając w podłogę barkiem. Ból rozlał się gorącem po całej ręce i prawym boku, mocno się potłukłeś. Alana siła odrzuciła wprost na ścianę, w którą uderzył poparzonymi plecami. Opadając na podłogę zdarł wrażliwą, pełną pęcherzy skórę. Zwinął się z bólu, obezwładniony pierwszą jego falą. Cameronem eksplozja cisnęła o kraty. Próbował się przed nimi ratować, lecz jego ręka wpadła pomiędzy przez co pchnięte obcą siłą ciało wyłamało mu nadgarstek ręki niewiodącej ze stawu.
| Na odpis macie 48h.
Eliksir wielosokowy: 7/20;
Magicus extremos (Tristan): +15 3/3
Magicus extremos (Quinlan (*) ): +4 3/3
Sługa Czarnego Pana opuścił ten świat.
Deirdre wycelowała różdżką w Camerona, lecz jej zaklęcie nie powiodło się, dopiero rzucone przez Morgotha posłało wiązkę światła w kierunku czarodzieja. Nie zamierzał łatwo się poddawać, wypowiedział ochronną inkantację, lecz żadna tarcza nie powstała dokładnie w tej chwili. Gdzieś z głębi więzienia dotarł do was krzyk jakiegoś konającego więźnia. Wyjątkowo groźny Mulciber zrobił na Cameronie wrażenie - był pozbawiony różdżki, zamknięty w celi z członkami eskorty ministra, którzy najwyraźniej stali się ofiarami jakiejś paskudnej klątwy, a wokół szalało pełno dementorów.
- To wam nie ujdzie płazem- zaskomlał, cofając się jeszcze w tył, wciąż prawie na kolanach.
Nagle zrobiło się chłodniej - temperatura spadła kilka stopni, poczuł to wpierw Morgoth, później odczuli to wszyscy. Zimno przeszywało was na wskroś.
Gdzieś w pobliżu zjawił się dementor. Poczuliście bezsens i niemoc, nadzieja na powodzenie tej misji powoli zaczynała was opuszczać.
Posłuszny i oddany śmierciożerczyni Alan pozbierał się i mimo doskwierającego mu bólu przystanął obok Morgotha, aby go obejrzeć. Nie dostrzegł na jego ciele żadnych oparzeń ani innych widocznych ran, lecz mimo to przystawił różdżkę do jego ciała i wyszeptał leczniczą inkantację Paxo maxima. Choć był zdekoncentrowany, proste lecznicze zaklęcie powiodło się dzięki uprzednio rzuconym przez sojuszników czarom. Morgoth przez chwilę czuł jego moc i mógł być niemalże pewnym, że wracają mu utracone za sprawką czarnej magii siły. Stało się jednak coś nieoczekiwanego - moc wydobywająca się z różdżki Alana zetknęła się z energią anomalii. Powietrze zadrżało niebezpiecznie - czuliście to nie tylko na swoim ciele, lecz również w sercach i płucach. Przez krótką chwilę z dziwną gwałtownością rosło w was napięcie, aż nagle wszystko ustało. I było tylko przerażenie, które się w was zrodziło za sprawką zbliżającego się dementora. Eksplozja energii nastąpiła niespodziewanie, odrzuciła was wszystkich. Deirdre odrzuciło na ścianę, uderzyła głową o kamienny mur, na moment ją zamroczyło, straciła rozeznanie w sytuacji. Lekki wstrząs objawił się bólem głowy, który pewnie za jakiś czas ustanie. Ignotus poleciał w kierunku drugiej ściany. Stojąc przodem do Camerona siła popchnęła go w przód, przez co spotkał się frontem z przeciwną ścianą. Z przeciętego łuku brwiowego popłynęła stróżka krwi, skroń pulsowała boleśnie. Morgoth, który stał najbliżej poleciał na ziemię, uderzając w podłogę barkiem. Ból rozlał się gorącem po całej ręce i prawym boku, mocno się potłukłeś. Alana siła odrzuciła wprost na ścianę, w którą uderzył poparzonymi plecami. Opadając na podłogę zdarł wrażliwą, pełną pęcherzy skórę. Zwinął się z bólu, obezwładniony pierwszą jego falą. Cameronem eksplozja cisnęła o kraty. Próbował się przed nimi ratować, lecz jego ręka wpadła pomiędzy przez co pchnięte obcą siłą ciało wyłamało mu nadgarstek ręki niewiodącej ze stawu.
| Na odpis macie 48h.
- Pula życia:
- Ignotus: 217/232; rozcięty łuk brwiowy
Deirdre: 190/205; wstrząs)
Morgoth: 140/170 (-5); stłuczenia
Alan: 195/220 (-5); oparzenia po pożodze, zdarta do żywego skóra
Cameron: 190/210 (-5); zwichnięty nadgarstek
- Punkty poczytalności:
- Ignotus: 94/105
Deirdre: 99/110
Morgoth: 94/105
Alan: 94/105
Cameron: 99/110
Eliksir wielosokowy: 7/20;
Magicus extremos (Tristan): +15 3/3
Magicus extremos (Quinlan (*) ): +4 3/3
Racjonalne argumenty strachu najwyraźniej imały się Camerona. Grozy pewnie dodał nagły wybuch spowodowany anomalią. O ile lot nie był taki zły, o tyle zderzenie ze ścianą i ból, jaki to wywołało mógłbym sobie oszczędzić. Zbierając się z ziemi, wciąż ściskając w palcach różdżkę powędrowałem dłonią do łuku brwiowego, by sprawdzić, czy nagłe ciepło zalewające mi oko i ból, jaki z niego promieniował nie oznaczał aby rozcięcia skóry w tym wrażliwym miejscu. Niestety - oznaczał. Zakląłem w myślach zbierając się na nogi i opierając o ścianę z nagłym przekonaniem, że cała ta wyprawa pozbawiona jest sensu, a my utknęliśmy w Azkabanie bez możliwości ucieczki, z dementorami, czekając jedynie na śmierć lub co gorsza, pocałunek. Przygnębienie i beznadzieja ogarnęły mnie nagle i nie był to raczej wpływ eksplozji. Raczej. Prawdopodobnie nieopodal pojawił się dementor. Po karku spłynęła mi zimna stróżka potu. Starałem się nie pokazywać po sobie, że bałem się w tym momencie jak jasna cholera.
- Ujdzie, nie ujdzie - będziemy się tym martwić później - szukając podparcia w ścianie wyciągnąłem z kieszeni klucz licząc na to, że Deirdre lub Morgoth odbiorą go ode mnie i sprawdzą kratę, na której Cameron boleśnie pogruchotał sobie nadgarstek. - Póki co powiedz nam czy wiesz, gdzie trzymają Craiga Burke'a albo Sigrun Rookwood - o brygadzistkę zapytałem przy okazji zupełnie nie wiedząc czy faktycznie mogli ją tu wtrącić. Skoro jednak już zwiedzaliśmy Azkaban, szkoda byłoby tego nie sprawdzić. - I czym jest ta anomalia? - Dodałem na sam koniec modląc się w duchu, by kanapki od Cassandry upchane w kieszeniach przeżyły spotkanie ze ścianą. W międzyczasie rozejrzałem się po pomieszczeniu szukając mapy, o której mówili nam jeszcze w Ministerstwie. Musieliśmy się dowiedzieć, gdzie jesteśmy i dokąd zmierzamy. Dlatego rozglądałem się szukając w zasadzie czegokolwiek, co pomogłoby nam się zorientować w naszej tragicznej sytuacji. Walczyłem sam z sobą, z własnym zniechęceniem i strachem, które kazały zwinąć mi się w kłębek w jednym z kątów i zamrzeć w bezruchu licząc na to, że ktoś mnie stąd wyciągnie. Jednocześnie doskonale wiedziałem, że jeśli sam nie zatroszczę się o moje wyjście, to utknę tu na dobre. Nie mogłem tu przecież zostać.
|jestem bardzo spostrzegawczy
- Ujdzie, nie ujdzie - będziemy się tym martwić później - szukając podparcia w ścianie wyciągnąłem z kieszeni klucz licząc na to, że Deirdre lub Morgoth odbiorą go ode mnie i sprawdzą kratę, na której Cameron boleśnie pogruchotał sobie nadgarstek. - Póki co powiedz nam czy wiesz, gdzie trzymają Craiga Burke'a albo Sigrun Rookwood - o brygadzistkę zapytałem przy okazji zupełnie nie wiedząc czy faktycznie mogli ją tu wtrącić. Skoro jednak już zwiedzaliśmy Azkaban, szkoda byłoby tego nie sprawdzić. - I czym jest ta anomalia? - Dodałem na sam koniec modląc się w duchu, by kanapki od Cassandry upchane w kieszeniach przeżyły spotkanie ze ścianą. W międzyczasie rozejrzałem się po pomieszczeniu szukając mapy, o której mówili nam jeszcze w Ministerstwie. Musieliśmy się dowiedzieć, gdzie jesteśmy i dokąd zmierzamy. Dlatego rozglądałem się szukając w zasadzie czegokolwiek, co pomogłoby nam się zorientować w naszej tragicznej sytuacji. Walczyłem sam z sobą, z własnym zniechęceniem i strachem, które kazały zwinąć mi się w kłębek w jednym z kątów i zamrzeć w bezruchu licząc na to, że ktoś mnie stąd wyciągnie. Jednocześnie doskonale wiedziałem, że jeśli sam nie zatroszczę się o moje wyjście, to utknę tu na dobre. Nie mogłem tu przecież zostać.
|jestem bardzo spostrzegawczy
Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss. The abyss gazes also into you.
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Ignotus Mulciber' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 27
'k100' : 27
Ledwie otrząsnęła się z pierwszego szoku, odrobinę przyzwyczajając się do odoru palonego, ludzkiego mięsa i do perspektywy samotnej wędrówki po Azkabanie ze świadomością, że los pozostałych nie jest im znany, a rzeczywistość ponownie częstowała ją wybuchem. Dosłownym, nagły, przeżerający ją żywcem lęk ustąpił fizycznemu bólowi, gdy po sekundzie nienaturalnej ciszy powietrze w miejscu, w jakim się znajdowali, eksplodowało, posyłając ich na ściany. Jęk bólu Camerona i Alana nie zmieszał się z jej własnym, była zbyt zszokowana, by choćby pisnąć, chociaż mocno uderzyła plecami oraz głową o kamienną ścianę. Anomalie w Azkabanie wydawały się silniejsze, potężniejsze niż te poza jego murami - być może dlatego, że znajdowali się w bezpośredniej bliskości najpotężniejszej z nich, mocniejszej nawet od tej, jaką okiełznała na moście westminsterskim. Ustała jednak na nogach, kurczowo przytrzymując się różdżki - przejęta do głębi strachem, ostrym, wyjątkowym, mącącym w jej myślach. To misja samobójcza; ruszyli tu po to, by zginąć; reszta zapewne dokonała już swego losu a Tristan - Tristan spłonął, spłonął żywcem, jak Runcorn, jego ciało, które pamiętała w najdrobniejszych szczegółach wyglądało teraz jak potwornie okaleczony zewłok Quinlana, leżący ciągle na środku pomieszczenia. Zemdliło ją ponownie, nie okazała tego jednak w żaden sposób, przenosząc spojrzenie z dymiącego jeszcze mięsa na Camerona a później na Ignotusa. Nic szło nie tak, jak powinno, znaleźli się w potrzasku - ale nie, nie mogła pozwolić tym panicznym myślom przejąć nad sobą kontroli. Odetchnęła głębiej, starając się uspokoić. Musieli założyć, że druga grupa przeżyła - i wypełnić powierzone im zadanie.
Cameron został rozbrojony i poturbowany przez dziwaczną anomalię, tak samo jak reszta; z łuku brwiowego Ignotusa ciekła krew. Deirdre wyprostowała się i spojrzała na Alana, który także nie wyszedł z tego azkabańskiego powitania cało. - Bennett, sprawdź i powiedz, czy Runcorn żyje - wskazała palcem na leżące, poparzone ciało; chciała się upewnić, nie mogli zostawić za sobą jednego z nich. Już na pierwszy rzut oka wydawał się trupem, Alan zapewne stwierdzi to już na pewno, widząc jego obrażenia i to, co zostało z rosłego mężczyzny. - a potem ulecz stłuczenia Morgotha - powinien już wiedzieć o kogo chodzi, o mężczyznę, którego leczył przed chwilą a który upadł na podłogę: miała nadzieję, że tym razem używanie magii nie wywoła kolejnych potworności. Nie ruszała się spod ściany, odnajdując pewne wsparcie w bliskości kamieni, złudnie przekonana, że nic nie jest w stanie zaatakować jej od tyłu. Ignotus rozglądał się dookoła, ona natomiast spróbowała zwiększyć ich szanse. - Magicus extremos - szepnęła, zaciskając palce na własnej różdżce - a serce biło jej głucho, donośnie, szybko, jakby w oczekiwaniu na to, co stanie się tuż za chwilę.
Cameron został rozbrojony i poturbowany przez dziwaczną anomalię, tak samo jak reszta; z łuku brwiowego Ignotusa ciekła krew. Deirdre wyprostowała się i spojrzała na Alana, który także nie wyszedł z tego azkabańskiego powitania cało. - Bennett, sprawdź i powiedz, czy Runcorn żyje - wskazała palcem na leżące, poparzone ciało; chciała się upewnić, nie mogli zostawić za sobą jednego z nich. Już na pierwszy rzut oka wydawał się trupem, Alan zapewne stwierdzi to już na pewno, widząc jego obrażenia i to, co zostało z rosłego mężczyzny. - a potem ulecz stłuczenia Morgotha - powinien już wiedzieć o kogo chodzi, o mężczyznę, którego leczył przed chwilą a który upadł na podłogę: miała nadzieję, że tym razem używanie magii nie wywoła kolejnych potworności. Nie ruszała się spod ściany, odnajdując pewne wsparcie w bliskości kamieni, złudnie przekonana, że nic nie jest w stanie zaatakować jej od tyłu. Ignotus rozglądał się dookoła, ona natomiast spróbowała zwiększyć ich szanse. - Magicus extremos - szepnęła, zaciskając palce na własnej różdżce - a serce biło jej głucho, donośnie, szybko, jakby w oczekiwaniu na to, co stanie się tuż za chwilę.
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
The member 'Deirdre Tsagairt' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 19
--------------------------------
#2 'Azkaban' :
#1 'k100' : 19
--------------------------------
#2 'Azkaban' :
Nie było możliwym, by ktokolwiek przeżył podobny wybuch magii. Ciało leżącego mężczyzny nie wykazywało żadnych oznak jakiegokolwiek dalszego życia, dlatego Morgoth zdecydował się nie poświęcać mu więcej czasu. Nikt nie powinien ginąć w taki sposób, szczególnie, że szczątki pozostawały w Azkabanie, ale nie mieli na to wpływu. Jeśli sami przeżyją, zaraportują o jego stracie. Jakkolwiek się nazywał. Zaklęcie okazało się skuteczne i udało im się rozbroić Camerona, lecz zaraz po wypowiedzeniu zaklęcia mógł poczuć ogarniającą go słabość, chłód. Jego myśli w jednym momencie zaczęły robić się czarne, a wyprawa do więzienia zupełnie pozbawiona sensu. Dlaczego w ogóle musieli odbijać tych ludzi? Mogli już tu zostać i nie musieliby się mierzyć z tą najgorszą ze wszystkich magii. Przez chwilę widać było jak przez jego twarz przemyka ten cień zwątpienia we wszystko, ale nie zamierzał wpadać w panikę. Nie zamierzał. Zresztą Śmierciożercy obok niego byli pewnego rodzaju wsparciem, pomimo wspólnego, żałosnego położenia. Lekko się skrzywił, gdy usłyszał swoje imię. Ktoś jeszcze chciałby poznać jego dane? Wiedział, że jeśli im się nie uda, nie będzie musiał się o to martwić. Brzmiało to tak absurdalnie w ich położeniu, że momentalnie o tym zapomniał, skupiając się już jedynie na odebraniu od Mulcibera wyciągniętego klucza. Czuł ból, który przeszywał jego prawe ramię i bok. Nie ufał zaklęciom w tym miejscu, ale mieli inne wyjście? Wstał nieco przytłumiony, ale zaraz ruszył do Ignotusa, wziął klucz i skierował w stronę Camerona. Eksplozja wywołana anomalią po zaklęciu uzdrowiciela popchnęła go na kraty, gdzie się znajdował i jęczał nad konsekwencjami. Zawsze mógł przecież zostać w Ministerstwie Magii i próbować gasić pożogę. Yaxley odepchnął go lekko z drogi i zaczął przyglądać się okolicy jedynego wyjścia z celi. A przynajmniej wyglądało na jedyne. Szukał jakiegoś zamka do trzymanego klucza, dziurki, czegokolwiek co mogłoby im pomóc otworzyć kraty dzielące ich od dalszej części więzienia.
|spostrzegawczość
|spostrzegawczość
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Morgoth Yaxley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 93
'k100' : 93
Strona 1 z 44 • 1, 2, 3 ... 22 ... 44
Wybrzeże
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda