Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda
Źródło
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Źródło
Wyspa Azkabanu przeszła ostatnim czasem wiele, od wybuchu anomalii i opanowaniu ją przez złe czarnoksięskie moce aż do ostatecznego oczyszczenia tego miejsca białą magią Zakonu Feniksa. Nierówności terenu popękały, w wielu miejscach wypuszczając strumienie jasnej, mieniącej się wody ocenianej przez czarodziejów nie tylko jako zdatną do picia: białe moce, które w całości przeniknęły w ziemię Azkabanu, nadały jej leczniczych właściwości. Przywraca siły, usuwa zatrucia, przyśpiesza gojenie się ran. Najzdrowsza jest woda spływająca bezpośrednio ze skał - te, które połączą się z gruntem i rzekami uciekają do obmywającego wyspę morza przeważnie są już zanieczyszczone. Zdobycie jej wymaga zanurzenia się w rzece i podpłynięcia pod niewielki wodospad lub wspięcia się na wyboiste skały. W pobliżu największego ze źródeł pojawia się dużo ptaków, a w powietrzu błądzą cząstki białej magii przypominające ogromne świetliki; przeważnie w okolicy jest cicho i spokojnie.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 16.07.19 20:07, w całości zmieniany 3 razy
Ostra ulewa obmywała go z krwistej mazi. Dzięki kroplom deszczu zdołał w nieporadny sposób przemyć twarz, starając się przy tym nie myśleć o bólu, który nadal mu towarzyszył po uciętym uchu. Próbował odciąć się od tego niewygodnego bodźca, skupiając na przebiegu wydarzeń. Z ust Samuela wypadło podejrzenie, że utracić mogli kolejną osobą spośród nich. Wypowiedziane zostało nazwisko, które mogło pośród nich wywołać ogromne emocje. Jednak Gabriel pojawił się i przytargał za sobą nieprzytomne ciało. Rineheart nie był w stanie zidentyfikować mężczyzny, przypisać tej konkretnej twarzy adekwatnego nazwiska, ale zrobili to za niego inni. Rozpoczęła się debata nad jego losem, a Kieran wolał stać z boku – przyglądał się nieczule i słuchał uważnie. Nie zamierzał wchodzić między Gwardzistów bez wyraźnej potrzeby. Głosy o sądzie nad zdrajcą mogli podnosić przede wszystkim oni. Jednak przywołany Anthony podszedł do tematu z rozsądkiem i ostrożnością. Zdrajcy niewątpliwie należała się śmierć, lecz ich wróg nie powinien wiedzieć, że ten zakończył swój żywot z woli Zakonu Feniksa.
Jackie zbliżyła się do niego, na całe szczęście nie powiedziała nic w sprawie odniesionej przez niego rany. Nie chciał o tym rozmawiać, o okolicznościach zdarzenia i kreaturze, którą obezwładnił. Jednak przyjrzał jej się bacznie z jakąś dozą niepewności. Odpowiedział na uścisk; objął ją ostrożnie, zbyt delikatnie, z łagodnością podobną do tej, którą darzył ją w niemowlęctwie, gdy brał ją jako kruchą istotę w swoje ramiona. Minęło tak wiele lat. Czuł się zmęczony, lecz wciąż uparcie pozostawał w pełnej gotowości. To nadal nie był koniec, choć zdołali uczynić coś wielkiego. Udało nam się – powiedziała Jackie. Zapłacili też za to cenę.
– Perseus Avery – odpowiedział na jej pierwsze pytanie bez złości, goryczy, głosem wypranym z emocji. – Mówią o tym co z nim zrobić, ale wyjście jest tylko jedno. Zanim wykonają wyrok, trzeba wydobyć z niego informacje.
To było logiczne, zasadne i usprawiedliwione przez straszną rzeczywistość, jaka nastała. Wojna była faktem. Koszmar Azkabanu był zaledwie jednym z etapów. Skamander skierował różdżkę przeciwko ocuconemu zdrajcy, jednak miał nietęgą minę. Trzykrotnie powtórzył zaklęcie, ale nie wydawało się przynieść to jakiegokolwiek efektu. Był osłabiony? Ten jeden raz Kieran nie zamierzał go osądzać, strofować i podnosić karcących wrzasków.
– Podejdę tam – zakomunikował Jackie, nie zabraniając jej ruszyć za nim. Zbliżył się do zgromadzonej grupy dowódców i zaraz swoją różdżkę skierował w stronę Avery’ego. Nie był pewien czy jemu się uda. Wciąż rozpraszał go dyskomfort wywołany brakiem lewego ucha. Miał też świadomość tego, że Anthony zdołał go prześcignąć w sztuce legilimencji. Korzystał z niej często nawet przy próbie wyczucia tylko kłamstw, choć powinien z tym uważać. Mocniej zacisnął palce na różdżce.
– Legilimens – wypowiedział inkantację bez najmniejszego zawahania, pewnie, mając nadzieję, że ta próba okaże się udana.
Jackie zbliżyła się do niego, na całe szczęście nie powiedziała nic w sprawie odniesionej przez niego rany. Nie chciał o tym rozmawiać, o okolicznościach zdarzenia i kreaturze, którą obezwładnił. Jednak przyjrzał jej się bacznie z jakąś dozą niepewności. Odpowiedział na uścisk; objął ją ostrożnie, zbyt delikatnie, z łagodnością podobną do tej, którą darzył ją w niemowlęctwie, gdy brał ją jako kruchą istotę w swoje ramiona. Minęło tak wiele lat. Czuł się zmęczony, lecz wciąż uparcie pozostawał w pełnej gotowości. To nadal nie był koniec, choć zdołali uczynić coś wielkiego. Udało nam się – powiedziała Jackie. Zapłacili też za to cenę.
– Perseus Avery – odpowiedział na jej pierwsze pytanie bez złości, goryczy, głosem wypranym z emocji. – Mówią o tym co z nim zrobić, ale wyjście jest tylko jedno. Zanim wykonają wyrok, trzeba wydobyć z niego informacje.
To było logiczne, zasadne i usprawiedliwione przez straszną rzeczywistość, jaka nastała. Wojna była faktem. Koszmar Azkabanu był zaledwie jednym z etapów. Skamander skierował różdżkę przeciwko ocuconemu zdrajcy, jednak miał nietęgą minę. Trzykrotnie powtórzył zaklęcie, ale nie wydawało się przynieść to jakiegokolwiek efektu. Był osłabiony? Ten jeden raz Kieran nie zamierzał go osądzać, strofować i podnosić karcących wrzasków.
– Podejdę tam – zakomunikował Jackie, nie zabraniając jej ruszyć za nim. Zbliżył się do zgromadzonej grupy dowódców i zaraz swoją różdżkę skierował w stronę Avery’ego. Nie był pewien czy jemu się uda. Wciąż rozpraszał go dyskomfort wywołany brakiem lewego ucha. Miał też świadomość tego, że Anthony zdołał go prześcignąć w sztuce legilimencji. Korzystał z niej często nawet przy próbie wyczucia tylko kłamstw, choć powinien z tym uważać. Mocniej zacisnął palce na różdżce.
– Legilimens – wypowiedział inkantację bez najmniejszego zawahania, pewnie, mając nadzieję, że ta próba okaże się udana.
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Kieran Rineheart' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 29
'k100' : 29
To oni, widział znajome twarze. Nie mógł pohamować uśmiechu, który mimo zmęczenia wykrzywił jego twarz, na widok Skamandera - to znaczy, że jego samotna podróż i spotkanie z kwiatem nie poszło na marne, a oni mogli pójść dalej i jak się okazuje, połączyć się z resztą. Just. Gdy podeszła do niego uśmiechnął się, przytulił ją krótko, zrzucając z siebie wcześniejszy balast w postaci więźnia. Uspokoił się dopiero, gdy ciepło jej ciała przeszło przez przemoczony materiał. Nic nie powiedział. Nie musiał. Byli tu i przeżyli. Na twarzy Gabriela zapewne nie zobaczyła niczego nadzwyczajnego. Dopiero jego poszarpane spodnie i odsłonięte, już wyleczone za pomocą mikstur Anthony'ego, rany zadane przez zęby zdeformowanego przez anomalię więźnia.
- Dlatego go tu przywlokłem, żebyście zdecydowali co dalej - zwrócił się, gdy Brendan wspomniał o znajomych zdrajcy, którego tożsamość wyjawił mu Skamander. A więc uratował zdrajcę. Zawrzało w nim, chociaż był to pierwszy gniew, który został ugaszony przez racjonalną myśl - mogli wyciągnąć z niego więcej niż to co wiedzieli od Percivala. Byli teraz mądrzejsi o doświadczenie, ostrożniejsi. I kiedy patrzył, jak Ben rozładował swoją frustrację na więźniu to jedyne czego było mu szkoda to koszuli, która robiła za prowizoryczny opatrunek. - Sprawdźmy pod kątem zakażenia, całkiem możliwe, że wdała się infekcja czarnomagiczna. Bez podania i oczyszczenia może sprawa załatwi się sama - sam nie wierzył w to co powiedział, jego słowa brzmiały bezdusznie, ale czy to nie byłoby najwygodniejsze rozwiązanie dla nich? A skoro - tak jak podejrzewał - rany zadane były przez pogryzienie więźnia to mogły być już głęboko zakażone. Jak ta, na jego nodze. Widać jednak, że pod wpływem medycznych mikstur i smarowideł ustąpiła.
Przyglądał się całej scenie nieco z boku. Jego zadanie już się skończyło i teraz powoli docierało do niego zmęczenie, które spowodowane było nie tylko tym krótkim, ale wyczerpującym spacerem z Averym na ramieniu, ale całą wyprawą. Ukucnął i dopiero kiedy znalazł się bliżej gruntu w jego oczach zamigotało coś przypominającego kryształ. Zmarszczył brwi i przez chwilę obracał to w dłoniach, po czym schował do wewnętrznej kieszeni płaszcza.
- Dlatego go tu przywlokłem, żebyście zdecydowali co dalej - zwrócił się, gdy Brendan wspomniał o znajomych zdrajcy, którego tożsamość wyjawił mu Skamander. A więc uratował zdrajcę. Zawrzało w nim, chociaż był to pierwszy gniew, który został ugaszony przez racjonalną myśl - mogli wyciągnąć z niego więcej niż to co wiedzieli od Percivala. Byli teraz mądrzejsi o doświadczenie, ostrożniejsi. I kiedy patrzył, jak Ben rozładował swoją frustrację na więźniu to jedyne czego było mu szkoda to koszuli, która robiła za prowizoryczny opatrunek. - Sprawdźmy pod kątem zakażenia, całkiem możliwe, że wdała się infekcja czarnomagiczna. Bez podania i oczyszczenia może sprawa załatwi się sama - sam nie wierzył w to co powiedział, jego słowa brzmiały bezdusznie, ale czy to nie byłoby najwygodniejsze rozwiązanie dla nich? A skoro - tak jak podejrzewał - rany zadane były przez pogryzienie więźnia to mogły być już głęboko zakażone. Jak ta, na jego nodze. Widać jednak, że pod wpływem medycznych mikstur i smarowideł ustąpiła.
Przyglądał się całej scenie nieco z boku. Jego zadanie już się skończyło i teraz powoli docierało do niego zmęczenie, które spowodowane było nie tylko tym krótkim, ale wyczerpującym spacerem z Averym na ramieniu, ale całą wyprawą. Ukucnął i dopiero kiedy znalazł się bliżej gruntu w jego oczach zamigotało coś przypominającego kryształ. Zmarszczył brwi i przez chwilę obracał to w dłoniach, po czym schował do wewnętrznej kieszeni płaszcza.
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Perseus Avery. Kojarzyła to nazwisko. Nawet, jeśli nie znała całej historii, te personalia przebrzmiewały echem przez ściany w Starej Chacie, do której odbudowy się dołączyła. A teraz był tutaj, skazany na ich łaskę bądź niełaskę. I choć legilimencja nie była uważana za moc, którą posiąść mógł zakonnik, działający ku dobremu, to życie niewiele czasami dawało wyboru w kwestii posiadania pewnych umiejętności. Ona wiedziała, jak się przed nią obronić, ale czy Avery również podzielał jej pozycję? Nie sądziła. Był słaby, zmarnowany.
Ruszyła za ojcem, ostrożnie, jakby nie była pewna, czy może zbliżać się do dyskutujących nad losem żałosnego Rycerza Gwardzistów. Jednak podjęła ten krok. Zatrzymała się blisko Brena, dając Anthony’emu i ojcu pole do działania. Być może ich magia była za słaba, ale nie dziwiło ją to – przed chwilą uratowali Wielką Brytanię przed złem wcielonym.
– Magicus extremos – uniosła różdżkę, wypowiadając inkantację, która miała ich wzmocnić.
Ruszyła za ojcem, ostrożnie, jakby nie była pewna, czy może zbliżać się do dyskutujących nad losem żałosnego Rycerza Gwardzistów. Jednak podjęła ten krok. Zatrzymała się blisko Brena, dając Anthony’emu i ojcu pole do działania. Być może ich magia była za słaba, ale nie dziwiło ją to – przed chwilą uratowali Wielką Brytanię przed złem wcielonym.
– Magicus extremos – uniosła różdżkę, wypowiadając inkantację, która miała ich wzmocnić.
pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Jackie Rineheart' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 76
'k100' : 76
Również jego próba nie była najlepsza. To było frustrujące i ciśnienie podskoczyło mu momentalnie. Aż miał ochotę wrzasnąć na kogoś, kogokolwiek, lecz to byłoby jedynie przyznaniem się do nieudolności. Nie zamierzał jednak zrzucać odpowiedzialności za ten stan rzeczy na swoje osłabienie. Musiał bardziej się skoncentrować, ale obawiał się, że znów nie podoła. Ledwo zdołał poukładać własne myśli, jak i towarzyszące nim emocje, a teraz brał się za cudze. Czas jednak ich gonił, sytuacja wymagała od wszystkich wzięcia się w garść. Niechętnie podszedł do wizji wtargnięcia do umysły tak podłej kanalii. Być może to był główny powód wcześniejszej porażki. Wziął jeden krótki wdech, na sekundę przymknął oczy. Gdy je otworzył, bez lęku spojrzał prosto w oczy zdrajcy, znów wskazując na niego różdżką. Spokój i skupienie. Pamiętaj o oddechu, roli emocji i skupieniu. Wszystkim powtarzał tę mantrę, sam musiał sobie o niej przypomnieć.
Poczuł wsparcie Jackie. Moc rzuconego przez nią zaklęcia okazała się niezwykle kojąca. Powinien spróbować raz jeszcze. Musiał, mógł i chciał.
– Legilimens – powtórzył inkantację z większą stanowczością, wierząc, że tym razem się powiedzie.
Poczuł wsparcie Jackie. Moc rzuconego przez nią zaklęcia okazała się niezwykle kojąca. Powinien spróbować raz jeszcze. Musiał, mógł i chciał.
– Legilimens – powtórzył inkantację z większą stanowczością, wierząc, że tym razem się powiedzie.
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Kieran Rineheart' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 11
'k100' : 11
Zdusiła w sobie strach, nie chcąc go uzewnętrzniać - nie bała się zresztą o siebie, a o innych. Głównie o niewinne dzieci stojące samotnie w całym tym koszmarze. Może i były trzymane w ramionach innych osób, ale prawda przedstawiała się zgoła brutalnie - zostały podstawione przed swoimi lękami, z którymi walczyły w samotności, bez pomocy z zewnątrz. Ria z trudem przełknęła ślinę, z wolna obserwując kolejne różdżki złączone ze sobą magią. Magią skierowaną w centrum anomalii; musieli ją zniszczyć za wszelką cenę. Świat zasłużył na odpoczynek. Niestety, to jedynie kropla w oceanie potrzeb - unicestwienie centrum tego chaosu nie sprawiało, że wojna została zakończona. Wręcz przeciwnie, teraz nabierze ona tempa. Przerażającego, ponieważ pozbawionego realnego zagrożenia. Strach przed nieprzewidywalnymi skutkami rzucania czarów przeminie bezpowrotnie i wszyscy zostaną wciągnięci w spiralę niebezpieczeństwa. Podchodów, polowań. Społeczeństwo nadal będzie podzielone na myśliwych i zwierzynę - nie chciała stać się tym drugim, choć Weasley bliżej było niestety do ofiary niż oprawcy, aczkolwiek może to akurat dobrze? Sama nie wiedziała. Pragnęła być silniejsza, niepokonana. I niezłomna. Pomimo starań okazywała się drżącą na wietrze trzciną, złamaną w momencie próby.
Zaciskała zęby, usiłując wzbudzić w sobie większą ilość determinacji, ale spodziewany wybuch odsunął zamiary na bok. Rhiannon poczuła drżenie ziemi pod stopami, wizja walki z anomalią wkrótce została przysłonięta czernią nieświadomości. Ile w niej dryfowała? Nie była w stanie jednoznacznie stwierdzić, acz ciemność ustąpiła miejsca kojącej jasności. Trawa pod plecami wydawała się miękka, natomiast zatęchły smród rozwiał się na wietrze delikatnie smagającym policzki. Rudowłosa wstała szybko, ściskając zarówno różdżkę, jak i miotłę - chciała być gotowa do działania. Czarownica poczuła zdziwienie, gdy rozejrzała się wokół; znaleźli się w pięknym miejscu, tak mocno różniącym się od ohydnego wnętrza Azkabanu. Odetchnęła z wyraźną ulgą widząc żywe dzieci. Przy okazji próbowała ignorować siąpiący deszcz zagłuszający większość toczonych rozmów.
Obróciła głowę w stronę Ministra, słuchając go uważnie. Nieśmiały uśmiech rozciągnął piegowatą twarz. Udało im się, zwyciężyli tę jedną bitwę. Powstanie w tym miejscu oaza, w której żyć będą dzieci - i oby odzyskały kiedyś utraconą równowagę. Zasłużyły na wszystko, co najlepsze.
Uśmiech nieco zbladł, gdy do Rii podszedł Brendan. Wspomnienia momentalnie wróciły, wprawiając kobietę w delikatny niepokój. Nie patrząc na nic, uścisnęła kuzyna - szybko, ale też mocno. Jakby nagle miał zaraz zniknąć niczym dym złudzenia. - Tak, dzięki tobie. Dziękuję - powiedziała mu krótko, zaraz wyplątując się z uścisku. Gdyby nie on, na pewno słaniałaby się na nogach, nie mówiąc już o psychicznym szaleństwie. Jednak to nie nią powinien się przejmować, na pewno jako Gwardia mieli teraz mnóstwo roboty. Z tego powodu skinęła mężczyźnie głową, gdy podszedł do innych, a sama Weasley omiotła spojrzeniem wszystkich Zakonników. Cieszyła się, że tak wiele z nich przeżyło. Max, Susie, Marcy, Jessa, Just… mogłaby wymieniać bez końca. - Mogę komuś w czymkolwiek pomóc? - krzyknęła w przestrzeń, chcąc być przydatną. Nawet jeżeli miałaby tylko stać obok lub trzymać kogoś za rękę. Nie chciała przy tym wtrącać się w sprawy aurorów i Gwardzistów, nie była pewna czy nawet mogła. Zamiast tego odwinęła kawałek szaty z dłoni, dość długo wpatrując się w miejsce, gdzie powinna znajdować się rana. Albo przynajmniej blizna. Zamiast tego zmaterializował się na niej nieznany kryształ. Miał przyjemną fakturę, wzbudzał spokój oraz nadzieję. Odwracał myśli od przerażających, więziennych wizji.
Zaciskała zęby, usiłując wzbudzić w sobie większą ilość determinacji, ale spodziewany wybuch odsunął zamiary na bok. Rhiannon poczuła drżenie ziemi pod stopami, wizja walki z anomalią wkrótce została przysłonięta czernią nieświadomości. Ile w niej dryfowała? Nie była w stanie jednoznacznie stwierdzić, acz ciemność ustąpiła miejsca kojącej jasności. Trawa pod plecami wydawała się miękka, natomiast zatęchły smród rozwiał się na wietrze delikatnie smagającym policzki. Rudowłosa wstała szybko, ściskając zarówno różdżkę, jak i miotłę - chciała być gotowa do działania. Czarownica poczuła zdziwienie, gdy rozejrzała się wokół; znaleźli się w pięknym miejscu, tak mocno różniącym się od ohydnego wnętrza Azkabanu. Odetchnęła z wyraźną ulgą widząc żywe dzieci. Przy okazji próbowała ignorować siąpiący deszcz zagłuszający większość toczonych rozmów.
Obróciła głowę w stronę Ministra, słuchając go uważnie. Nieśmiały uśmiech rozciągnął piegowatą twarz. Udało im się, zwyciężyli tę jedną bitwę. Powstanie w tym miejscu oaza, w której żyć będą dzieci - i oby odzyskały kiedyś utraconą równowagę. Zasłużyły na wszystko, co najlepsze.
Uśmiech nieco zbladł, gdy do Rii podszedł Brendan. Wspomnienia momentalnie wróciły, wprawiając kobietę w delikatny niepokój. Nie patrząc na nic, uścisnęła kuzyna - szybko, ale też mocno. Jakby nagle miał zaraz zniknąć niczym dym złudzenia. - Tak, dzięki tobie. Dziękuję - powiedziała mu krótko, zaraz wyplątując się z uścisku. Gdyby nie on, na pewno słaniałaby się na nogach, nie mówiąc już o psychicznym szaleństwie. Jednak to nie nią powinien się przejmować, na pewno jako Gwardia mieli teraz mnóstwo roboty. Z tego powodu skinęła mężczyźnie głową, gdy podszedł do innych, a sama Weasley omiotła spojrzeniem wszystkich Zakonników. Cieszyła się, że tak wiele z nich przeżyło. Max, Susie, Marcy, Jessa, Just… mogłaby wymieniać bez końca. - Mogę komuś w czymkolwiek pomóc? - krzyknęła w przestrzeń, chcąc być przydatną. Nawet jeżeli miałaby tylko stać obok lub trzymać kogoś za rękę. Nie chciała przy tym wtrącać się w sprawy aurorów i Gwardzistów, nie była pewna czy nawet mogła. Zamiast tego odwinęła kawałek szaty z dłoni, dość długo wpatrując się w miejsce, gdzie powinna znajdować się rana. Albo przynajmniej blizna. Zamiast tego zmaterializował się na niej nieznany kryształ. Miał przyjemną fakturę, wzbudzał spokój oraz nadzieję. Odwracał myśli od przerażających, więziennych wizji.
Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
Głaskała Julię po głowie, widząc jak deszcz obmywa jej ciało z całej krwi, którą zostawiła po sobie da okropna trauma. Dziewczynka musiała mieć naprawdę okropne przeżycia na sobie i chciała ją uspokoić. Emma i Piers nie leżeli daleko, dlatego kiedy tylko dziewczynka trochę się obudziła, Marcella wstała powoli na równe nogi i zajęła się również resztą. Każde z dzieci otrzymało odrobinę czułości - Emmę pogłaskała po głowie, Piersa poklepała po ramieniu. Obiecała im, że będą mieli nową, wspaniałą rodzinę w nowym, spokojnym miejscu i że to wszystko już się skończyło. Choć na chwilę zaczerpną ciepła powietrza wokół, pachnącego rosą i spokojem najbliższych dni. Ciepło jasnego deszczu ją obmywało, zabierało smutki, które spływały wraz z ciepłą wodą prosto pod ich nogi.
Usłyszała konwersację o tym człowieku, którego przyprowadził Gabriel. Słyszała to nazwisko, dzięki śledztwu, które prowadziła wraz z Susanne. Więc to musiał być on, któryś z nich. W końcu Figg wstała, otrzepując lekko kolana. Rozumiała ich motywacje... Co więcej.
Najwyraźniej je popierała, bo wyciągnęła różdżkę naprzeciw swoich towarzyszy.
- Magicus Extremos. - wypowiedziała.
Usłyszała konwersację o tym człowieku, którego przyprowadził Gabriel. Słyszała to nazwisko, dzięki śledztwu, które prowadziła wraz z Susanne. Więc to musiał być on, któryś z nich. W końcu Figg wstała, otrzepując lekko kolana. Rozumiała ich motywacje... Co więcej.
Najwyraźniej je popierała, bo wyciągnęła różdżkę naprzeciw swoich towarzyszy.
- Magicus Extremos. - wypowiedziała.
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
The member 'Marcella Figg' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 32
'k100' : 32
Trzy nieudane próby nie mogły nie zachwiać już w jakiś sposób wiarą Skamandera we własne umiejętności. Rozproszył się krzywiąc się nieznacznie nie mogąc zrozumieć co szło źle. W którym miejscu popełniał błąd. Przez chwilę wzrok przelał na różdżkę, która lubiła być kapryśna, jednak nigdy nie robiła mu problemów w aktywowaniu umiejętności. W końcu sama w sobie nie była narzędziem w posługiwaniu się legilimencją. Nie służyła do przekierowywania umiejętności na cel, wskazywania go. To wszystko rozgrywało się w jego głowie. Była jedynie tym, czym zapałka dla świecy czy klucz do zamka. Początkiem. Nie czuł fizycznego osłabiania. Eliksir znieczulający działał doskonale sprawiając, że nie odczuwał skutków odtłuczeń oraz zranień. Te i tak były niewielkie. Być może problem leżał gdzie indziej. Może Azkaban wpłyną na niego mocniej niż sądził. Bezskutecznie powtórzona przez Kierana inkantacja sprawiła że łatwiej było mu przyjąć do wiadomości taka możliwość widząc, że nie tylko on miał problem z przywołaniem umiejętności. Być może była to też kwestia świetlistego deszczu. Legilimencja nie była białą magia. Było w niej coś poplątanego. Starł wolną ręką deszcz z twarzy doklejając do czaszki wilgotne kosmyki by z większą zaciętością powtórzyć inkantację
– Legilimens
|Eliksir znieczulający 4/5
– Legilimens
|Eliksir znieczulający 4/5
Find your wings
The member 'Anthony Skamander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 21
'k100' : 21
Spróbował inaczej i po chwili zaczął odczuwać efekty. Ta wątła nić powiązana zaczęła być wyczuwalna. Nie było to jednak coś do czego dążył. Pomimo użytej mocy i skupienia zdawało się jednak, że to wciąż było zbyt słabe by mógł posiadać wpływ na Averego. Obecnie jedynie byłby wstanie spoglądać przez szybę jego myśli co w ogóle go nie zadowalało tym bardziej, że ten był niemalże w agonalnym stanie. Ludzie w takich wypadkach myśleli o rodzinie, o tych których kochali. Może więc i lepiej, że połączenie między nim, a Averym przerwał nim doszło do finalnego skutku tym samym decydując się umyślnie na niepowodzenie.
– Legilimens - ponowił inkantację czując się nieco pewniej po tym, jak ostatnia próba była bliższa sukcesu. Wyostrzył myśli, wzmógł skupienie, wyciszał otoczenie. Odnalazł sposób by się zbliżyć i starał się to teraz ulepszyć, wzmocnić, pochwycić ponownie, lecz tak, by mieć większy wpływ na cel, jakim był półprzytomny zdrajca. Taka okazja mogła się już nie powtórzyć i nawet jeśli miałby odmoknąć w tym deszczu miał zamiar próbować osiągnąć cel tak długo jak ten oddychał.
|Pomimo osiągnięcia w poprzednim poście 56 oczek (5 obrażeń psychicznych dla celu), decyduję się na wybór przedziału: 2-50 legilimencja nieudana i próbuję ponownie; eliksir znieczulający 5/5
– Legilimens - ponowił inkantację czując się nieco pewniej po tym, jak ostatnia próba była bliższa sukcesu. Wyostrzył myśli, wzmógł skupienie, wyciszał otoczenie. Odnalazł sposób by się zbliżyć i starał się to teraz ulepszyć, wzmocnić, pochwycić ponownie, lecz tak, by mieć większy wpływ na cel, jakim był półprzytomny zdrajca. Taka okazja mogła się już nie powtórzyć i nawet jeśli miałby odmoknąć w tym deszczu miał zamiar próbować osiągnąć cel tak długo jak ten oddychał.
|Pomimo osiągnięcia w poprzednim poście 56 oczek (5 obrażeń psychicznych dla celu), decyduję się na wybór przedziału: 2-50 legilimencja nieudana i próbuję ponownie; eliksir znieczulający 5/5
Find your wings
The member 'Anthony Skamander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 59
'k100' : 59
Jak tonący chwytał się brzytwy tak on chwycił się tej wątłej niewidzialnej nici którą dostrzegł ponownie, na którą tym razem pragnął łapczywie zagarnąć. Piął się po niej w głąb jego umysłu zostawiając za sobą świat widziany swoimi oczami. Nie widział już gwardzistów, nie odczuwał spływających po nim kropli jasnego deszczu, oblepiających ciało wilgotnych ubrań. Jego ciało dla innych wpatrywało się w milczeniu w Averego. Oddech wydawał się nieco płytszy, wolniejszy, spokojniejszy. To było istotne w tym wszystkim - zachowanie spokoju tak by nie zachwiać przepływem łączącej ich magii. Będąc mentalnie w basenie myśli oraz wspomnień Rycerza zatopił się w ich odmęcie. Żaden z Gwardzistów czy Zakonników nie powiedział mu czego powinien szukać, jakich odpowiedzi chcieliby usłyszeć. Teraz zaś nie mógłby ich nawet usłyszeć. Jakakolwiek podzielność uwagi w tym momencie przerwałaby połączenie, które było silne. Skamander jednak wiedział czego on chciałby się dowiedzieć. Wiedział o Perseusie ze spotkań Zakonników, z wielokrotnie przywoływanych przez nich wspomnień, stojąc przed nim i widząc jego tatuaż ziejący ze strzępków ostałej się szaty chciał znać jego tajemnicę. Odmętach wspomnień zdawało mu się że znalazł coś co mogło dać mu pewne odpowiedzi. Im bliżej ich się znajdował tym bardziej wydawało mu się że słyszał instrukcję bądź coś w rodzaju nakazu. Był to głos Voldemorta? A on-Perseus słuchał i wykonywał. Nie wiedział jednak co, nie widział i nie słyszał nic co mógłby zrozumieć. Skupił się mocniej na wspomnieniu by widzieć, słyszeć, czuć i rozumieć.
|59+35=94 oczka (20 obrażeń psychicznych). Wybieram widełki 71-80* Legilimencja udana; legilimenta odczytuje jedno świeże wspomnienie ofiary, wybrane przez siebie i wybieram to wspomnienie. Jest świeże bo rozegrane nie dalej niż rok temu (28 marca 1956). Pomimo iż mogę wybrać wyższe widełki to wybieram niższe więc nie ma potrzeby wykonywania testu spornego. Rzucam k100 na podtrzymanie legilimencji w wybranym przedziale. Eliksir znieczulający przestaje działać: -5 do rzutu.
|59+35=94 oczka (20 obrażeń psychicznych). Wybieram widełki 71-80* Legilimencja udana; legilimenta odczytuje jedno świeże wspomnienie ofiary, wybrane przez siebie i wybieram to wspomnienie. Jest świeże bo rozegrane nie dalej niż rok temu (28 marca 1956). Pomimo iż mogę wybrać wyższe widełki to wybieram niższe więc nie ma potrzeby wykonywania testu spornego. Rzucam k100 na podtrzymanie legilimencji w wybranym przedziale. Eliksir znieczulający przestaje działać: -5 do rzutu.
Find your wings
Źródło
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda