Oranżeria
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Oranżeria
To pomieszczenie przylegające do zamku, otoczone grubymi, przeszklonymi ścianami i wypełnione roślinnością. Centralny punkt zajmuje oczko wodne, a bliżej szklanych ścian rosną rozmaite, w większości magiczne rośliny. Pomiędzy roślinnością a stawem znajduje się wolna przestrzeń, w której znajduje się stolik oraz miękkie kanapy i fotele, zabezpieczone czarami przed obecną tu wilgocią. W oranżerii żyją też kolorowe motyle. To dobre miejsce do wypoczynku w otoczeniu roślin; nawet zimą jest tu bardzo ciepło.
Kuzynka z pewnością wiedziała jak bardzo pogardliwy stosunek do mugoli i szlamolubów mają Blackowie, wszak ród Alpharda od wieków słynie z śmiałego wyrażania bezwzględnych opinii na temat ignorantów zaśmiecających magiczny świat. Krew rozrzedzona nawet w najmniejszym stopniu mogła doprowadzić do upadku czarodziejskiego społeczeństwa. Czym byliby bez swoich tradycji, własnej kultury wypracowanej na przestrzeni wieków? Nie różniliby się niczym od zwierząt, nie osiągnęliby niczego. Wpływ mugolskiej kultury na ich własną był czynnikiem destabilizującym, a nie szansą rozwoju. Jakim cudem niektóre rody dalej pozostawały ślepe na tą prawdę? Jak doszło do tego, że młodzi lordowie odrzucali wszystko w imię wydumanej idei równości? Tak źle było im przy własnych rodzinach?
Niektórzy ludzie gotowi są odwrócić się od własnych rodzin – prawdziwość tego twierdzenie uderzyła go z niezwykłą siłą, prawie go odurzyła. Skrzywił się nieznacznie, następnie lekko pobladł i spoważniał śmiertelnie, czując, że nagle zaczęli oscylować wokół fundamentalnej wartości. Przyniesienie dumy swemu rodowi miało być wartość nadrzędną, wyznacznikiem całego życia dla każdego, kto wywodził się ze stanu szlacheckiego. Ale jeśli identyfikacja z krewnymi była zadaniem nad wyraz trudnym?
– Relacje rodzinne nie zawsze są proste – stwierdził z pewną goryczą, poniekąd odnosząc się do własnej sytuacji, gdy na tle rodu czuł się jednostka znacząco wybrakowaną, wadzącą wszystkim na każdym kroku. Nie czuł akceptacji z żadnej stronie. Ze starszym rodzeństwem nigdy nie było mu po drodze i wyjazd Cygnusa w sprawach zawodowych wcale nie poprawił jego sytuacji. Przeciwnie, Walburga nie utraciła nic ze swojej nadwrażliwości, zaś ojciec uważniej przyglądał się niepokornemu drugiemu synowi. Z Lupusem wiązano większe nadzieje i Alphard nigdy nie winił za taki stan rzeczy swojego młodszego brata. To nie zalety Lupusa były problemem, lecz braki Alpharda. Coś pomiędzy braćmi zmieniło się, powstało jakieś napięcie, niewiadomo dlaczego. Myślał, że wraz z chwilą dołączenia do Rycerzy skończą się te wszystkie tajemnice. Wciąż jednak coś było nie tak. Ale jemu nie przyszłoby nawet do głowy, żeby z powodu takowych niesnasek jawnie sprzeciwić się rodowej polityce. Takie działanie kosztowałoby go zbyt wiele. Percival się nie zawahał. Szaleniec. – Carrowowie już na szczycie zdecydowali się przyjąć ją z powrotem – odrzekł cicho, wciąż mocno poruszony faktem, że musiało dojść do czegoś takiego, do tak poważnego rozłamu, który odbił się szerokim echem w ich świecie. Jednak to dwa rody musiały zmagać się z tą nieoczekiwaną sytuacją. Wpłynęła ona również na innych. Na Aurelią i Alpharda, na ich plany co do zawiązania węzła małżeńskiego z osobą godną zaufania.
– Wybacz mi to nagłe wzburzenie, Cressido – poprosił ją o przymknięcie oczu na narastające w nim emocje, które zbudziły w niej widoczny niepokój. Nie chciał widzieć na jej twarzy strachu i niechęci. Temat ich rozmowy był po prostu zbyt poważny, aby mógł pozostać całkowicie beznamiętny. Tak trudno było mu kryć własne rozgoryczenie spowodowane terminem przesunięcia ślubu z Aurelią. Właściwie miał podejrzenia, że do samego ślubu może nawet nie dojść. Skoro podobny obrót spraw zasugerował mu ojciec, musiało to być bardzo realną opcją. Już od dłuższego czasu czuł się zbyt niepewnie z namiastką szczęścia, którego rzadko w swym życiu zaznawał. – To już wpłynęło na moje narzeczeństwo – spróbował wyjaśnić, lecz nie chciał wdawać się w szczegóły, gdy sam nie był tak na dobrą sprawę niczego pewien. Wiedział za to, że rozmowy nestorów zostały podjęte od nowa.
– Tylko wiara mi pozostała – odpowiedział ostrożnie na kolejne pytanie kuzynki. Wybrał drogę, z której nie było odwrotu. – Tak, wierzę, że dzięki niemu szlacheckie rody zachowają swoją pozycję, co przyczyni się do bezpieczeństwa magicznego świata. Mugole nie zagrożą nam już nigdy.
Nie chciał widzieć jej zlęknionej. Chciał dodać jej otuchy ciepłym uśmiechem, jednak nie był on całkowicie szczery, gdy sam miał masę własnych wątpliwości. Młoda lady Fawley nie zasługiwał jednak na to, aby męczyć ją rozterkami mrocznej duszy.
– Będzie lepiej – przyrzekł jej uroczyście, nie zdejmując z niej przyjaznego spojrzenia. Był oddany rodzinie, również tej dalszej, nie zapominając o kuzynowskich powiązaniach. – Jeśli są jeszcze sprawy, o które chce mnie zapytać, nie wahaj się. Przybyłem do Ambleside po to, aby pomóc ci jak najwięcej zrozumieć w tym całym otaczającym nas chaosie.
Niektórzy ludzie gotowi są odwrócić się od własnych rodzin – prawdziwość tego twierdzenie uderzyła go z niezwykłą siłą, prawie go odurzyła. Skrzywił się nieznacznie, następnie lekko pobladł i spoważniał śmiertelnie, czując, że nagle zaczęli oscylować wokół fundamentalnej wartości. Przyniesienie dumy swemu rodowi miało być wartość nadrzędną, wyznacznikiem całego życia dla każdego, kto wywodził się ze stanu szlacheckiego. Ale jeśli identyfikacja z krewnymi była zadaniem nad wyraz trudnym?
– Relacje rodzinne nie zawsze są proste – stwierdził z pewną goryczą, poniekąd odnosząc się do własnej sytuacji, gdy na tle rodu czuł się jednostka znacząco wybrakowaną, wadzącą wszystkim na każdym kroku. Nie czuł akceptacji z żadnej stronie. Ze starszym rodzeństwem nigdy nie było mu po drodze i wyjazd Cygnusa w sprawach zawodowych wcale nie poprawił jego sytuacji. Przeciwnie, Walburga nie utraciła nic ze swojej nadwrażliwości, zaś ojciec uważniej przyglądał się niepokornemu drugiemu synowi. Z Lupusem wiązano większe nadzieje i Alphard nigdy nie winił za taki stan rzeczy swojego młodszego brata. To nie zalety Lupusa były problemem, lecz braki Alpharda. Coś pomiędzy braćmi zmieniło się, powstało jakieś napięcie, niewiadomo dlaczego. Myślał, że wraz z chwilą dołączenia do Rycerzy skończą się te wszystkie tajemnice. Wciąż jednak coś było nie tak. Ale jemu nie przyszłoby nawet do głowy, żeby z powodu takowych niesnasek jawnie sprzeciwić się rodowej polityce. Takie działanie kosztowałoby go zbyt wiele. Percival się nie zawahał. Szaleniec. – Carrowowie już na szczycie zdecydowali się przyjąć ją z powrotem – odrzekł cicho, wciąż mocno poruszony faktem, że musiało dojść do czegoś takiego, do tak poważnego rozłamu, który odbił się szerokim echem w ich świecie. Jednak to dwa rody musiały zmagać się z tą nieoczekiwaną sytuacją. Wpłynęła ona również na innych. Na Aurelią i Alpharda, na ich plany co do zawiązania węzła małżeńskiego z osobą godną zaufania.
– Wybacz mi to nagłe wzburzenie, Cressido – poprosił ją o przymknięcie oczu na narastające w nim emocje, które zbudziły w niej widoczny niepokój. Nie chciał widzieć na jej twarzy strachu i niechęci. Temat ich rozmowy był po prostu zbyt poważny, aby mógł pozostać całkowicie beznamiętny. Tak trudno było mu kryć własne rozgoryczenie spowodowane terminem przesunięcia ślubu z Aurelią. Właściwie miał podejrzenia, że do samego ślubu może nawet nie dojść. Skoro podobny obrót spraw zasugerował mu ojciec, musiało to być bardzo realną opcją. Już od dłuższego czasu czuł się zbyt niepewnie z namiastką szczęścia, którego rzadko w swym życiu zaznawał. – To już wpłynęło na moje narzeczeństwo – spróbował wyjaśnić, lecz nie chciał wdawać się w szczegóły, gdy sam nie był tak na dobrą sprawę niczego pewien. Wiedział za to, że rozmowy nestorów zostały podjęte od nowa.
– Tylko wiara mi pozostała – odpowiedział ostrożnie na kolejne pytanie kuzynki. Wybrał drogę, z której nie było odwrotu. – Tak, wierzę, że dzięki niemu szlacheckie rody zachowają swoją pozycję, co przyczyni się do bezpieczeństwa magicznego świata. Mugole nie zagrożą nam już nigdy.
Nie chciał widzieć jej zlęknionej. Chciał dodać jej otuchy ciepłym uśmiechem, jednak nie był on całkowicie szczery, gdy sam miał masę własnych wątpliwości. Młoda lady Fawley nie zasługiwał jednak na to, aby męczyć ją rozterkami mrocznej duszy.
– Będzie lepiej – przyrzekł jej uroczyście, nie zdejmując z niej przyjaznego spojrzenia. Był oddany rodzinie, również tej dalszej, nie zapominając o kuzynowskich powiązaniach. – Jeśli są jeszcze sprawy, o które chce mnie zapytać, nie wahaj się. Przybyłem do Ambleside po to, aby pomóc ci jak najwięcej zrozumieć w tym całym otaczającym nas chaosie.
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Cressida zdawała sobie z tego sprawę. W odróżnieniu od Flintów i Fawleyów, którzy byli o wiele bardziej zachowawczy i żyjący swoimi sprawami, Blackowie nigdy nie kryli się z jawnie antymugolskim nastawieniem i chętnie wydziedziczali tych, którzy się wyłamywali. Cressie poznała najważniejsze wiadomości o każdym z rodów, a z Blackami miała do czynienia z tego względu, że siostra jej ojca, matka Alpharda i jego rodzeństwa, została wżeniona w ten ród. Ona sama dorastała natomiast jako Flint, więc jej stosunek do sprawy mugolskiej był negatywny, ale nie wrogi – nie miała nic do mugoli i mugolaków dopóki ci nie stanowili zagrożenia dla czarodziejskiego ładu i tradycji, dopóki trzymali się z dala i pamiętali o tym, gdzie ich miejsce – a było ono niżej w społecznej hierarchii niż miejsce krwi szlachetnej. Na czarodziejów, którzy byli gotowi poświęcić swoją pozycję dla dobra mugoli patrzyła natomiast z niezrozumieniem. Nie potrafiła pojąć, dlaczego Ollivanderowie robili to, co robili i wyłamywali się z tradycji.
Dla Cressidy wpasowanie się w ród i zadowolenie pana ojca zawsze było bardzo ważne. Jako dziecko, a potem nastolatka nie pragnęła niczego równie mocno jak tego, by uszczęśliwić rodziców i przynieść im dumę. O ile o miłość i uwagę matki nigdy nie musiała walczyć, otrzymywała ją bezinteresownie, tak ojciec był surowy i konserwatywny, i zadowolenie go było zadaniem znacznie trudniejszym. Ale zawsze przegrywała ze starszym rodzeństwem, bo to jej brat i siostra byli w oczach ojca lepsi i ważniejsi. To sprawiało, że w swoim mniemaniu także czuła się wybrakowana i niewystarczająca, bo mimo wszelkich starań nie potrafiła im dorównać i wyjść z ich cienia. Często myślała o sobie jako o tej najgorszej z trójki. Mimo to nigdy się nie buntowała, pokornie słuchając swego ojca i wychodząc za mąż wtedy, kiedy jej kazał. Choć wiedziała że była wybrakowana, bo nie potrafiła wypełniać jednej z ważniejszych tradycji Flintów, kochała swoją rodzinę całym sercem i była wierna jej wartościom również po ślubie.
Może dlatego z całego rodzeństwa Blacków najbardziej lubiła Alpharda, bo wyczuwała w nim pokrewną duszę również idącą przez życie w poczuciu bycia niewystarczającą i wybrakowaną? Ona go jednak lubiła i akceptowała. W jej oczach wcale nie był wybrakowany.
- Wiem, że nie – przyznała. – Ale mimo to, mimo wszystkich tych sytuacji, kiedy pokłóciłam się z rodzeństwem lub pan ojciec się na mnie gniewał, nigdy, przenigdy nie pomyślałabym o tym, żeby ich zdradzić. A już na pewno nie dla mugoli i wydumanej idei równości – zapewniła. Rody porzucali tylko zdrajcy nie liczący się z uczuciami bliskich. Percival Nott miał żonę, a jednak ją porzucił. Jak ta kobieta musiała się czuć? Pewnie strasznie. – To dobrze, że ją przyjęli – odezwała się z ulgą. W końcu Isabelle nie była winna, i tak obciąży ją piętno żony zdrajcy. Zawsze już będzie dla wszystkich żoną zdrajcy swego rodu.
- W porządku, Alphardzie. Rozumiem, że się denerwujesz, w końcu tam byłeś i przeżyłeś to wszystko osobiście – powiedziała, wykazując się zrozumieniem. – Dlaczego? – zapytała, zdziwiona że to wpłynęło na jego narzeczeństwo. W końcu Carrowowie nie byli winni temu, że Percival zdradził kobietę z ich rodu. – Decyzja jednego zdrajcy może mieć aż tak duży wpływ także na ciebie i Aurelię? – spojrzała na niego ze współczuciem, ponieważ w głębi duszy kibicowała ich związkowi i wierzyła, że by do siebie pasowali.
Kiedy odezwał się znowu, pokiwała głową. Nie wiedziała, co powiedzieć, bała się tego czarnoksiężnika, ale nie miała odwagi powiedzieć tego głośno. Niemniej jednak miała nadzieję, że jej obawy są bezpodstawne i że rody nie utracą swojej wyjątkowej pozycji. Poza tym z jednej strony pragnęła wiedzieć więcej, a z drugiej, dla spokoju ducha, chyba wolała nie drążyć tematu.
- Mam nadzieję – szepnęła, patrząc na niego, kiedy próbował ją pocieszyć i zapewnić o tym, że będzie lepiej. – Zastanawiam się jeszcze... Jakie jest moje miejsce w tym wszystkim. Jestem kobietą i polityka nie jest dla mnie, nie chcę się w nią angażować i to nie tylko dlatego, że mi nie wypada. Ale rody, zarówno ten panieński jak i męża, są mi niezwykle bliskie i ich los leży mi na sercu. Dlatego właśnie zadaję ci dziś tyle pytań, ponieważ wiem, że teraz jest inaczej, że nigdy wcześniej nie wydarzyło się nic podobnego. To znaczy, wiem że kiedyś już była wojna, ale byłam zbyt mała, żeby ją pamiętać i to, co się wtedy działo, jakoś ominęło moją rodzinę. – Kiedyś nie było anomalii, nie było przewrotów o takiej skali, nie było realnej groźby kolejnej wojny, jaka od pewnego czasu wisiała nad wszystkimi w obliczu tego, że w społeczeństwie silnie narastały skrajności: nastroje promugolskie, ale też radykalnie antymugolskie, wykraczające poza dotychczasowe uprzedzenia tak powszechne w ich świecie. Co, jeśli teraz rzeczywiście nadciągała kolejna wojna? I co, jeśli ta już nie ominie jej ani jej najbliższych? Pewnie kogoś innego nie miałaby odwagi spytać, ale że rodzeństwo było aktualnie daleko, a Alpharda znała od dawna i lubiła, to zapytała jego.
Dla Cressidy wpasowanie się w ród i zadowolenie pana ojca zawsze było bardzo ważne. Jako dziecko, a potem nastolatka nie pragnęła niczego równie mocno jak tego, by uszczęśliwić rodziców i przynieść im dumę. O ile o miłość i uwagę matki nigdy nie musiała walczyć, otrzymywała ją bezinteresownie, tak ojciec był surowy i konserwatywny, i zadowolenie go było zadaniem znacznie trudniejszym. Ale zawsze przegrywała ze starszym rodzeństwem, bo to jej brat i siostra byli w oczach ojca lepsi i ważniejsi. To sprawiało, że w swoim mniemaniu także czuła się wybrakowana i niewystarczająca, bo mimo wszelkich starań nie potrafiła im dorównać i wyjść z ich cienia. Często myślała o sobie jako o tej najgorszej z trójki. Mimo to nigdy się nie buntowała, pokornie słuchając swego ojca i wychodząc za mąż wtedy, kiedy jej kazał. Choć wiedziała że była wybrakowana, bo nie potrafiła wypełniać jednej z ważniejszych tradycji Flintów, kochała swoją rodzinę całym sercem i była wierna jej wartościom również po ślubie.
Może dlatego z całego rodzeństwa Blacków najbardziej lubiła Alpharda, bo wyczuwała w nim pokrewną duszę również idącą przez życie w poczuciu bycia niewystarczającą i wybrakowaną? Ona go jednak lubiła i akceptowała. W jej oczach wcale nie był wybrakowany.
- Wiem, że nie – przyznała. – Ale mimo to, mimo wszystkich tych sytuacji, kiedy pokłóciłam się z rodzeństwem lub pan ojciec się na mnie gniewał, nigdy, przenigdy nie pomyślałabym o tym, żeby ich zdradzić. A już na pewno nie dla mugoli i wydumanej idei równości – zapewniła. Rody porzucali tylko zdrajcy nie liczący się z uczuciami bliskich. Percival Nott miał żonę, a jednak ją porzucił. Jak ta kobieta musiała się czuć? Pewnie strasznie. – To dobrze, że ją przyjęli – odezwała się z ulgą. W końcu Isabelle nie była winna, i tak obciąży ją piętno żony zdrajcy. Zawsze już będzie dla wszystkich żoną zdrajcy swego rodu.
- W porządku, Alphardzie. Rozumiem, że się denerwujesz, w końcu tam byłeś i przeżyłeś to wszystko osobiście – powiedziała, wykazując się zrozumieniem. – Dlaczego? – zapytała, zdziwiona że to wpłynęło na jego narzeczeństwo. W końcu Carrowowie nie byli winni temu, że Percival zdradził kobietę z ich rodu. – Decyzja jednego zdrajcy może mieć aż tak duży wpływ także na ciebie i Aurelię? – spojrzała na niego ze współczuciem, ponieważ w głębi duszy kibicowała ich związkowi i wierzyła, że by do siebie pasowali.
Kiedy odezwał się znowu, pokiwała głową. Nie wiedziała, co powiedzieć, bała się tego czarnoksiężnika, ale nie miała odwagi powiedzieć tego głośno. Niemniej jednak miała nadzieję, że jej obawy są bezpodstawne i że rody nie utracą swojej wyjątkowej pozycji. Poza tym z jednej strony pragnęła wiedzieć więcej, a z drugiej, dla spokoju ducha, chyba wolała nie drążyć tematu.
- Mam nadzieję – szepnęła, patrząc na niego, kiedy próbował ją pocieszyć i zapewnić o tym, że będzie lepiej. – Zastanawiam się jeszcze... Jakie jest moje miejsce w tym wszystkim. Jestem kobietą i polityka nie jest dla mnie, nie chcę się w nią angażować i to nie tylko dlatego, że mi nie wypada. Ale rody, zarówno ten panieński jak i męża, są mi niezwykle bliskie i ich los leży mi na sercu. Dlatego właśnie zadaję ci dziś tyle pytań, ponieważ wiem, że teraz jest inaczej, że nigdy wcześniej nie wydarzyło się nic podobnego. To znaczy, wiem że kiedyś już była wojna, ale byłam zbyt mała, żeby ją pamiętać i to, co się wtedy działo, jakoś ominęło moją rodzinę. – Kiedyś nie było anomalii, nie było przewrotów o takiej skali, nie było realnej groźby kolejnej wojny, jaka od pewnego czasu wisiała nad wszystkimi w obliczu tego, że w społeczeństwie silnie narastały skrajności: nastroje promugolskie, ale też radykalnie antymugolskie, wykraczające poza dotychczasowe uprzedzenia tak powszechne w ich świecie. Co, jeśli teraz rzeczywiście nadciągała kolejna wojna? I co, jeśli ta już nie ominie jej ani jej najbliższych? Pewnie kogoś innego nie miałaby odwagi spytać, ale że rodzeństwo było aktualnie daleko, a Alpharda znała od dawna i lubiła, to zapytała jego.
Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Słusznie przypuszczał, że Cressida nigdy nie pomyślała o zerwaniu rodzinnych więzów, a więc i o zrzeczeniu się własnego imienia, związanych z nim przywilejów oraz własnej przeszłości. Jednak sytuacja panien była inna. Młode lady rzadziej spotykały się z pokusami, jakimi to mógł kusić ten świat, co przesiąknięty został już mugolskimi wpływami. Lordowie mieli większą swobodę w poznawaniu świata w ogóle, więc i z jego ciemnymi stronami stykali się częściej. Zwłaszcza w młodości łatwo jest zachłysnąć się źle rozumianą wolnością, kiedy to nastoletnia brawura pcha do przełamywania kolejnych granic, do próbowania tego, co zakazane. Myśli Cressidy nie miały szansy zostać skażone, dlatego też w jej umyśle nie pojawiały się niedorzeczne pomysły.
– Nie mogę winić rodu Carrow za to, że jest ostrożniejszy w kwestii wydania kolejnej swojej lady za żonę – rzekł chłodno, poważnie, nad wyraz sztywno, jakby zmuszał się do grzeczności. I tak w rzeczywistości było, podobne słowa obecnie trudno przechodziły mu przez gardło. Przygotowany był na szybki ożenek, jednak sytuacja polityczna zweryfikowała jego plany. Wiedział, że potrzebuje żony, aby zachować dobre imię, wszak wieczni kawalerowie nie byli dobrze widziani w towarzystwie, choć i tak wciąż byli nieco lepiej postrzegani od starych panien. Nie każdy lord stworzony był do żeniaczki, jednak każda lady winna zostać żoną i wydać na świat przynajmniej jedno dziecko, najlepiej od razu męskiego potomka. Rozumiał skąd więc wzięła się chęć uważniejszego doboru kandydata na męża dla Aurelii. Któż zdecydowałby się na niestabilnego emocjonalnie lorda po ostatnich wydarzeniach? Choć Pollux Black twierdził, że wahanie rodu Carrow to normalny zabieg, który ma na celu ponowić pertraktacje, aby zapisy kontraktu małżeńskiego były dla ich krewniaczki bardziej korzystne, to jednak sam Alphard już takiej pewności nie miał. – W naszym świecie wszystko ma znaczenie. Postępek jednego szlachcica może kłaść się cieniem na przyszłości wielu innych osób.
Wzmianka o dawnej wojnie sprawiła, że Alphard zmarszczył lekko brwi. Doskonale pamiętał medialne przekazy dotyczące pojedynku Grindelwalda i Dumbledore’a, jednak dla Wielkiej Brytanii konsekwencje zwycięstwa czarnoksiężnika nadeszły z opóźnieniem. Dlaczego rzekomo najpotężniejszy wówczas czarodziej zadowolił się kontrolowaniem Hogwartu? Nawet jeśli pociągał za ministerialne sznurki, to jednak sam nie stanął na czele władzy. Tego jednego Black pojąć nie mógł.
– Po prostu bądź wsparciem dla swojego męża i myśl o dobru swoich dzieci – poradził jej z ciepłym uśmiechem na ustach, choć nieco stonowanym przez powagę poruszanych kwestii. – Nikt od ciebie nie wymaga angażowania się w politykę, bo i ród twojego męża zwykł od niej stronić. Ambleside jest przede wszystkim świątynią dla tych, co kochają sztukę. Tutaj nie musisz się zamartwiać.
Nie sądził, aby ktokolwiek miał naruszyć spokój dworu Fawleyów. Ród stanął po właściwej stronie, wyraził jasno poparcie dla tradycyjnych wartości. Życzył kuzynce jak najlepiej i wierzył, że nie napotka na większe trudności w trakcie tej wojny, jeśli tylko zachowa ostrożność. W domowym zaciszu nie musiała jednak czuć się zagrożona.
– Nie mogę winić rodu Carrow za to, że jest ostrożniejszy w kwestii wydania kolejnej swojej lady za żonę – rzekł chłodno, poważnie, nad wyraz sztywno, jakby zmuszał się do grzeczności. I tak w rzeczywistości było, podobne słowa obecnie trudno przechodziły mu przez gardło. Przygotowany był na szybki ożenek, jednak sytuacja polityczna zweryfikowała jego plany. Wiedział, że potrzebuje żony, aby zachować dobre imię, wszak wieczni kawalerowie nie byli dobrze widziani w towarzystwie, choć i tak wciąż byli nieco lepiej postrzegani od starych panien. Nie każdy lord stworzony był do żeniaczki, jednak każda lady winna zostać żoną i wydać na świat przynajmniej jedno dziecko, najlepiej od razu męskiego potomka. Rozumiał skąd więc wzięła się chęć uważniejszego doboru kandydata na męża dla Aurelii. Któż zdecydowałby się na niestabilnego emocjonalnie lorda po ostatnich wydarzeniach? Choć Pollux Black twierdził, że wahanie rodu Carrow to normalny zabieg, który ma na celu ponowić pertraktacje, aby zapisy kontraktu małżeńskiego były dla ich krewniaczki bardziej korzystne, to jednak sam Alphard już takiej pewności nie miał. – W naszym świecie wszystko ma znaczenie. Postępek jednego szlachcica może kłaść się cieniem na przyszłości wielu innych osób.
Wzmianka o dawnej wojnie sprawiła, że Alphard zmarszczył lekko brwi. Doskonale pamiętał medialne przekazy dotyczące pojedynku Grindelwalda i Dumbledore’a, jednak dla Wielkiej Brytanii konsekwencje zwycięstwa czarnoksiężnika nadeszły z opóźnieniem. Dlaczego rzekomo najpotężniejszy wówczas czarodziej zadowolił się kontrolowaniem Hogwartu? Nawet jeśli pociągał za ministerialne sznurki, to jednak sam nie stanął na czele władzy. Tego jednego Black pojąć nie mógł.
– Po prostu bądź wsparciem dla swojego męża i myśl o dobru swoich dzieci – poradził jej z ciepłym uśmiechem na ustach, choć nieco stonowanym przez powagę poruszanych kwestii. – Nikt od ciebie nie wymaga angażowania się w politykę, bo i ród twojego męża zwykł od niej stronić. Ambleside jest przede wszystkim świątynią dla tych, co kochają sztukę. Tutaj nie musisz się zamartwiać.
Nie sądził, aby ktokolwiek miał naruszyć spokój dworu Fawleyów. Ród stanął po właściwej stronie, wyraził jasno poparcie dla tradycyjnych wartości. Życzył kuzynce jak najlepiej i wierzył, że nie napotka na większe trudności w trakcie tej wojny, jeśli tylko zachowa ostrożność. W domowym zaciszu nie musiała jednak czuć się zagrożona.
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Cressida nie napotkała na swej drodze zbyt wielu pokus, choć w czasach szkolnych, gdyby nie to, że wiernie trzymała się wytycznych rodu, miałaby okazję zawrzeć niestosowne znajomości i posmakować innego świata. W szkole nie pilnował jej ojciec ani nestor, ale sama wiedziała, że przyjaźnić się z mugolakami po prostu nie wypada. Nigdy nie była im wroga, ale trzymała się na dystans, unikając interakcji i znajomych szukając w gronie szlachetnie urodzonej, ewentualnie czystokrwistej młodzieży. Zakazany owoc jej nie kusił, bo rodzina zawsze była ważniejsza. Była rozważna, zachowawcza i pamiętała o zasadach. Niestety nie wszyscy o nich pamiętali i wielu młodych ludzi ulegało pokusom. Czy to z powodu młodzieńczego buntu, czy miłości do osoby niższego stanu. Oba powody zasługiwały jednak na potępienie, bo należało zaakceptować, że wraz z przywilejami ze szlachetnej krwi płyną również obowiązki. W tym świecie nic nie było za darmo i za to, co otrzymali od losu, także musieli zapłacić swoją cenę, jaką było wyrzeczenie się wolności i dostosowanie się do woli rodu.
Skinęła jednak ze zrozumieniem głową. Carrowowie z pewnością będą teraz ostrożni. Wydali Isabelle za Percivala z pewnością wierząc, że Nott zapewni ich córce dobrą, godną przyszłość. Kto by się spodziewał, że zdrajca pojawi się na łonie rodu twórców Skorowidzu Czystości Krwi? Alphard na swoje szczęście był jednak mężczyzną, więc samotność w jego wieku nie była jeszcze czymś tak niestosownym, jak byłaby w przypadku kobiety. Jego niezamężna rówieśniczka już od dobrych kilku lat byłaby traktowana jak lekceważąca obowiązki stara panna. Dlatego Cressida mogła się cieszyć, że wyszła za mąż w wieku dziewiętnastu lat, czyli w jak najbardziej odpowiednim czasie, podczas gdy jej mąż był dziesięć lat starszy. Ale pod pewnymi względami dobrze było być tylko kobietą, bo nikt nie wymagał od niej politycznego zaangażowania i znaczących deklaracji.
- Dlatego tym bardziej nie rozumiem, dlaczego niektórzy, wiedząc że ich postępki wpłyną na inne osoby, a szczególnie te będące pod ich opieką, i tak decydują się na obranie zdradliwej ścieżki. Przecież to skrajny egoizm – odezwała się. Percival swoim czynem skrzywdził żonę i nienarodzone dziecko, zhańbił także swój ród. To samo dotyczyło każdego innego zdrajcy, który kiedykolwiek odwrócił się od swojego rodu i wybierał życie wśród gminu. Wszyscy byli hańbą dla swoich rodzin, podczas gdy każdy, nawet jednostki uważające się za „wybrakowane” jak Cressida i Alphard, powinni najlepiej jak potrafią spełniać swoje obowiązki wobec rodów.
- Mój ojciec zawsze wyznawał konserwatywne poglądy i był w nich bardzo stały. Gardził odstępstwami od zasad i uczył nas, że ród jest najwyższą wartością i musimy go szanować i pielęgnować tradycje, a dbanie o czystość krwi i odpowiednie małżeństwa także do nich należą – powiedziała po chwili, po czym upiła łyk herbatki. – Zawsze szanowałam jego zdanie i nie wyobrażałam sobie, że mogłabym postąpić inaczej.
Poczęstowała się ciasteczkiem, uważnie słuchając słów Alpharda.
- To właśnie zamierzam robić i mam nadzieję, że to wystarczy – rzekła. Cressida zdecydowanie nie nadawała się do polityki, nie chciała wchodzić w ten brudny, niezrozumiały świat. Zarówno Flintowie, jak i Fawleyowie zawsze stronili od polityki i konfliktów, trzymali się na uboczu i nie szukali zwad. Z pewnością nie chcieli wojny, tak jak nie chciała jej Cressida. Bała się tego, co mogłoby się stać, bała się o siebie, dzieci i bliskich. Rody powinny się wspierać i stać w jednej linii, a tymczasem część się wyłamywała, zapominając o wadze tradycji. Dobrze, że obie jej rodziny pozostały po stronie tradycyjnych wartości, nie popierali promugolskiego ładu, o którym marzyli zwolennicy równości. Mugole powinni żyć swoim odrębnym życiem, nie wtrącając się w porządki w świecie magii, a ich obdarzone magicznym talentem dzieci powinny być wdzięczne losowi, że w ogóle dostały wstęp do świata magii i nie domagać się więcej, skoro ich przodkowie niczego temu światu nie dali. – Chciałabym, żeby tak pozostało zawsze. Żeby to miejsce pozostało spokojną świątynią sztuki i żeby czarne chmury nigdy tu nie dotarły. – Ale czy takie marzenia nie były naiwne? Co, jeśli to co się działo dotknie także szlachetnie urodzonych, w tym słabe, niegotowe na to kobiety takie jak Cressida? Nie była gotowa na stanięcie twarzą w twarz z niebezpieczeństwem, czymkolwiek miało być. Nie chciała utracić rodziny, poczucia bezpieczeństwa i wygód. Chciała żyć tak, jak do tej pory, w rzeczywistości którą dobrze znała. – To wszystko jest naprawdę okropne i przysparza mi, i z pewnością nie tylko mi, wielu zmartwień. Smuci mnie też fakt, że część osób, które kiedyś uważałam za sobie bliskie, teraz znalazło się po... po drugiej stronie tej... przepaści w poglądach. – Niestety wiedziała, że z częścią rodziny ze strony matki oraz dawnych znajomych już nie wypadało się przyjaźnić, jeśli nie chciała zostać uznana za miłośniczkę równościowych, postępowych ideologii.
Skinęła jednak ze zrozumieniem głową. Carrowowie z pewnością będą teraz ostrożni. Wydali Isabelle za Percivala z pewnością wierząc, że Nott zapewni ich córce dobrą, godną przyszłość. Kto by się spodziewał, że zdrajca pojawi się na łonie rodu twórców Skorowidzu Czystości Krwi? Alphard na swoje szczęście był jednak mężczyzną, więc samotność w jego wieku nie była jeszcze czymś tak niestosownym, jak byłaby w przypadku kobiety. Jego niezamężna rówieśniczka już od dobrych kilku lat byłaby traktowana jak lekceważąca obowiązki stara panna. Dlatego Cressida mogła się cieszyć, że wyszła za mąż w wieku dziewiętnastu lat, czyli w jak najbardziej odpowiednim czasie, podczas gdy jej mąż był dziesięć lat starszy. Ale pod pewnymi względami dobrze było być tylko kobietą, bo nikt nie wymagał od niej politycznego zaangażowania i znaczących deklaracji.
- Dlatego tym bardziej nie rozumiem, dlaczego niektórzy, wiedząc że ich postępki wpłyną na inne osoby, a szczególnie te będące pod ich opieką, i tak decydują się na obranie zdradliwej ścieżki. Przecież to skrajny egoizm – odezwała się. Percival swoim czynem skrzywdził żonę i nienarodzone dziecko, zhańbił także swój ród. To samo dotyczyło każdego innego zdrajcy, który kiedykolwiek odwrócił się od swojego rodu i wybierał życie wśród gminu. Wszyscy byli hańbą dla swoich rodzin, podczas gdy każdy, nawet jednostki uważające się za „wybrakowane” jak Cressida i Alphard, powinni najlepiej jak potrafią spełniać swoje obowiązki wobec rodów.
- Mój ojciec zawsze wyznawał konserwatywne poglądy i był w nich bardzo stały. Gardził odstępstwami od zasad i uczył nas, że ród jest najwyższą wartością i musimy go szanować i pielęgnować tradycje, a dbanie o czystość krwi i odpowiednie małżeństwa także do nich należą – powiedziała po chwili, po czym upiła łyk herbatki. – Zawsze szanowałam jego zdanie i nie wyobrażałam sobie, że mogłabym postąpić inaczej.
Poczęstowała się ciasteczkiem, uważnie słuchając słów Alpharda.
- To właśnie zamierzam robić i mam nadzieję, że to wystarczy – rzekła. Cressida zdecydowanie nie nadawała się do polityki, nie chciała wchodzić w ten brudny, niezrozumiały świat. Zarówno Flintowie, jak i Fawleyowie zawsze stronili od polityki i konfliktów, trzymali się na uboczu i nie szukali zwad. Z pewnością nie chcieli wojny, tak jak nie chciała jej Cressida. Bała się tego, co mogłoby się stać, bała się o siebie, dzieci i bliskich. Rody powinny się wspierać i stać w jednej linii, a tymczasem część się wyłamywała, zapominając o wadze tradycji. Dobrze, że obie jej rodziny pozostały po stronie tradycyjnych wartości, nie popierali promugolskiego ładu, o którym marzyli zwolennicy równości. Mugole powinni żyć swoim odrębnym życiem, nie wtrącając się w porządki w świecie magii, a ich obdarzone magicznym talentem dzieci powinny być wdzięczne losowi, że w ogóle dostały wstęp do świata magii i nie domagać się więcej, skoro ich przodkowie niczego temu światu nie dali. – Chciałabym, żeby tak pozostało zawsze. Żeby to miejsce pozostało spokojną świątynią sztuki i żeby czarne chmury nigdy tu nie dotarły. – Ale czy takie marzenia nie były naiwne? Co, jeśli to co się działo dotknie także szlachetnie urodzonych, w tym słabe, niegotowe na to kobiety takie jak Cressida? Nie była gotowa na stanięcie twarzą w twarz z niebezpieczeństwem, czymkolwiek miało być. Nie chciała utracić rodziny, poczucia bezpieczeństwa i wygód. Chciała żyć tak, jak do tej pory, w rzeczywistości którą dobrze znała. – To wszystko jest naprawdę okropne i przysparza mi, i z pewnością nie tylko mi, wielu zmartwień. Smuci mnie też fakt, że część osób, które kiedyś uważałam za sobie bliskie, teraz znalazło się po... po drugiej stronie tej... przepaści w poglądach. – Niestety wiedziała, że z częścią rodziny ze strony matki oraz dawnych znajomych już nie wypadało się przyjaźnić, jeśli nie chciała zostać uznana za miłośniczkę równościowych, postępowych ideologii.
Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Czy w spojrzeniu kuzynki ujrzał współczucie? Doskonale wiedział, że jego stan kawalerski już dawno przestał być dobrze widziany, co zresztą podsycało plotki na temat jego trudnego usposobienia. Wydawać by się mogło, że całe towarzystwo odetchnęło z ulgą, kiedy tylko znaleziono mu narzeczoną, choć i do jego uszu dotarły wyrazy współczucia kierowane ku kandydatce na żonę. Sam nie chciał dłużej zwlekać ze ślubem. Ożenek był mu potrzebny choćby ze względów wizerunkowych. Jednocześnie martwił się o to, jak w przyszłości może potoczyć się jego relacja z Aurelią. Co będzie, jeśli tuż po zawarciu związku małżeńskiego zacznie nim gardzić, bo wreszcie ujrzy wszystkie jego wady w pełnej krasie? Będzie w stanie znieść jego nocne spacery po trzecim piętrze rodowej kamienicy? Uda jej się zręcznie omijać stosy ksiąg, jakich to jest pełna cała sypialnia? Wątpił, aby takimi problemami zamartwiali się inni lordowie. Uczucia powinny być niczym, a samopoczucie małżonki znaczyć niewiele więcej od stanu pogody.
– Dla niektórych egoizm jest równoznaczny z prawdziwym spełnieniem – odparł cicho, mrukliwie, nie chcąc zbyt głęboko wchodzić w grząskie tematy o życiowych wyborach zdrajców. Wszystko przez to, że sam niegdyś miał wiele wątpliwości co do słuszności czystokrwistej ideologii. Tak właściwie rozterki te nigdy go nie opuściły, jednak z wiekiem przyprawiały go o coraz większe obrzydzenie i jeszcze gorsze wyrzuty sumienia. A przecież już wybrał stronę, nie powinien więc dłużej się wahać. Zaczął szukać odpowiedzi na swoje dylematy w tradycyjnych wartościach, przede wszystkim w magii skrytej w starych, grubych księgach spoczywających w rodowej bibliotece Blacków. Chciał wierzyć, że to przyniesie mu wreszcie wymarzone ukojenie, przyniesie mu wiedzę i siłę. Pragnął uniknąć losu wyrzutka za wszelką cenę. Dojrzał już do tego, aby przyjąć rolę dumnego lorda. Właśnie po to się urodził, aby wypełnić swą powinność.
– Właśnie dlatego odstępstwa od zasad nie powinny być tolerowane – oznajmił spokojnie, choć poczuł wewnętrzny zgrzyt pomiędzy słowami a myślami. Najwidoczniej był hipokrytą, bo czy wobec niego lord ojciec nie musiał wykazać więcej cierpliwości, aby mógł okiełznać swój temperament? Gdyby nie skazy na jego charakterze, młodzieńcza podróż po Europie nie byłaby wcale konieczna.
– Nie masz powodu żałować tych, którzy chcą doprowadzić do upadku naszego świata – odrzekł jej z lekko pobłażliwym uśmiechem. Dziewczęce jeszcze serce pełne było współczucia, wszak trudno zerwać więzy budowane przez lata. Jednak czarodziejski świat zaczął wyraźnie dzielić się na dwie barykady, dlatego też ważne było, aby ustalonego podziału się trzymać na każdym kroku. – Wierzę, że wciąż pozostało przy tobie wiele bliskich osób, a ich obecność pozwoli zapomnieć ci o niegodnych już wspominania personach.
Ostatni raz uścisnął jej dłoń. Kiedy ją puścił, znów powstał ze swojego miejsca. Przesunął jeszcze wzrokiem po oranżerii i wziął głęboki wdech, aby wypełnić płuca ciepłem. Zdążył już polubić to miejsce, było pełne spokoju i łatwo było przywoływać w nim szczęśliwe myśli. A raczej sądził, że tak musi być, bo na razie za każdym razem z Cressidą poruszali w tym miejscu trudne tematy.
– Muszę już iść. Pozostań w zdrowiu. Pozdrów ode mnie męża i urocze bliźnięta – pożegnał się z lekkim uśmiechem, po czym ruszył za skrzatką, która odprowadziła go w milczeniu do wyjścia.
| z tematu
– Dla niektórych egoizm jest równoznaczny z prawdziwym spełnieniem – odparł cicho, mrukliwie, nie chcąc zbyt głęboko wchodzić w grząskie tematy o życiowych wyborach zdrajców. Wszystko przez to, że sam niegdyś miał wiele wątpliwości co do słuszności czystokrwistej ideologii. Tak właściwie rozterki te nigdy go nie opuściły, jednak z wiekiem przyprawiały go o coraz większe obrzydzenie i jeszcze gorsze wyrzuty sumienia. A przecież już wybrał stronę, nie powinien więc dłużej się wahać. Zaczął szukać odpowiedzi na swoje dylematy w tradycyjnych wartościach, przede wszystkim w magii skrytej w starych, grubych księgach spoczywających w rodowej bibliotece Blacków. Chciał wierzyć, że to przyniesie mu wreszcie wymarzone ukojenie, przyniesie mu wiedzę i siłę. Pragnął uniknąć losu wyrzutka za wszelką cenę. Dojrzał już do tego, aby przyjąć rolę dumnego lorda. Właśnie po to się urodził, aby wypełnić swą powinność.
– Właśnie dlatego odstępstwa od zasad nie powinny być tolerowane – oznajmił spokojnie, choć poczuł wewnętrzny zgrzyt pomiędzy słowami a myślami. Najwidoczniej był hipokrytą, bo czy wobec niego lord ojciec nie musiał wykazać więcej cierpliwości, aby mógł okiełznać swój temperament? Gdyby nie skazy na jego charakterze, młodzieńcza podróż po Europie nie byłaby wcale konieczna.
– Nie masz powodu żałować tych, którzy chcą doprowadzić do upadku naszego świata – odrzekł jej z lekko pobłażliwym uśmiechem. Dziewczęce jeszcze serce pełne było współczucia, wszak trudno zerwać więzy budowane przez lata. Jednak czarodziejski świat zaczął wyraźnie dzielić się na dwie barykady, dlatego też ważne było, aby ustalonego podziału się trzymać na każdym kroku. – Wierzę, że wciąż pozostało przy tobie wiele bliskich osób, a ich obecność pozwoli zapomnieć ci o niegodnych już wspominania personach.
Ostatni raz uścisnął jej dłoń. Kiedy ją puścił, znów powstał ze swojego miejsca. Przesunął jeszcze wzrokiem po oranżerii i wziął głęboki wdech, aby wypełnić płuca ciepłem. Zdążył już polubić to miejsce, było pełne spokoju i łatwo było przywoływać w nim szczęśliwe myśli. A raczej sądził, że tak musi być, bo na razie za każdym razem z Cressidą poruszali w tym miejscu trudne tematy.
– Muszę już iść. Pozostań w zdrowiu. Pozdrów ode mnie męża i urocze bliźnięta – pożegnał się z lekkim uśmiechem, po czym ruszył za skrzatką, która odprowadziła go w milczeniu do wyjścia.
| z tematu
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Rzeczywiście trochę mu czasem współczuła, zwłaszcza po tym jak rozwiązano jego zaręczyny z Aurelią. Była to też kwestia tego, że Cressida nie do końca dawała wiary jego trudnemu usposobieniu, bo przy niej zawsze był miły i lubiła go, pozostał jej rodziną nawet wtedy, gdy poślubiła Fawleya i nie zerwał z nią relacji, choć jeszcze przed szczytem Fawleyowie i Blackowie pozostawali w negatywnych stosunkach. Poza tym tak na dobrą sprawę wiele osób posiadało różne skazy, a dopóki Alphard pozostawał wierny rodowi i jego zasadom, to wszystko było w porządku. Nie miała też okazji zaobserwować jego przywar także z tego względu, że nigdy nie dorastali pod jednym dachem i nie przebywali ze sobą na co dzień. Alphard i jego rodzina bywali gośćmi w Charnwood, a Flintowie czasem odwiedzali ich, więc spotykali się tylko przy okazji tych rodzinnych spotkań i innych uroczystości, co nie miało miejsca codziennie. Niekiedy nie widywali się miesiącami, zwłaszcza gdy uczyła się w Beauxbatons i mogła jedynie pisać do niego listy. Ze względu na tę rzadkość widywania się twarzą w twarz ich relacje zawsze pozostawały poprawne i nie miały kiedy się popsuć, a Cressie nie miała sposobności dojrzeć tej drugiej twarzy swojego krewniaka.
- Najwyraźniej tak – zgodziła się. Sama nie kwestionowała wpojonych jej zasad, i wiedziała że dobro rodu jako ogółu jest ważniejsze niż dobro jednej osoby. Nawet jej samej. Zresztą jej poczucie szczęścia było ściśle powiązane z dobrem rodu i czuła się najszczęśliwsza, podążając wytyczonymi jej ścieżkami. Nie pragnęła innych, a właśnie tego, by być dobrą córką, a potem żoną i matką. Spełniając swoje powinności czuła że jest szczęśliwa. Spełniona. Nigdy nie nauczyła się pragnąć innych rzeczy, bo wpajano jej właściwe pragnienia od urodzenia na tyle skutecznie, że zaczęła je nazywać swoimi. Nikt nie brał pod uwagę, że młoda lady mogłaby pragnąć czegokolwiek innego niż męża i dzieci, i ewentualnie możliwości zajmowania się czymś odpowiednio kobiecym, jak sztuka. Tak było dobrze. Idealnie. Ale niektórym to nie wystarczało. Byli ludzie, którzy szczęście i spełnienie odnajdywali w robieniu na przekór zasadom i poszukiwaniu wolności i niezależności. Znała takie osoby.
- Rozumiem, Alphardzie – przytaknęła. Nie mogli tolerować odstępstw, bo to zachęcałoby kolejne osoby do zbaczania z właściwej drogi, a w konsekwencje tradycje i wartości znakomitych rodów uległyby zatraceniu. Dlatego właśnie spaczone jednostki były wyklinane, zgniłe gałęzie odcinane, by nie mogły zarażać reszty, a także ku przestrodze. Niemniej jednak konieczność zerwania dobrych relacji z krewnymi od strony matki martwiła ją i smuciła. – Chciałabym, żeby przejrzeli na oczy i także się nawrócili – odezwała się jednak. Chciała by Ollivanderowie wybrali szlacheckie wartości i dbałość o tradycje, by nie zaprzepaszczali swojego wielowiekowego dorobku dla mugoli. Ale czy było to możliwe? Kilka rodzin, jak Traversowie, Fawleyowie czy Selwynowie się nawróciło. Czy Ollivanderowie też to zrobią? Tego nie wiedziała, ale ucieszyłaby się, gdyby tak było. Póki co wiedziała że już nie wypada sie z nimi przyjaźnić i musiała szukać przyjaciół w innych rodzinach. Najważniejsze było jednak że Fawleyowie stanęli po tej samej stronie co Flintowie i mogła nadal być blisko ze swoim ukochanym panieńskim rodem.
Ale nadchodził czas rozstania. Alphard po chwili jeszcze raz uścisnął jej dłoń, po czym wstał.
- Dziękuję za rozmowę – odezwała się. – Za to, że znalazłeś dla mnie czas, by porozmawiać i wyjaśnić niektóre... wątpliwości. I oczywiście pozdrowię rodzinę, ty również pozdrów swoją.
Uśmiechnęła się do niego na pożegnanie. Cieszyła się że mogli się zobaczyć i porozmawiać. Czuła się nieco lżej, choć nie do końca, bo nadal czuła mnóstwo obaw o skutki tego, co się stało i o przyszłość ich wszystkich. Ale zamilkła, patrząc jak skrzatka odprowadza Alpharda. Sama została w oranżerii jeszcze trochę, siedząc wśród roślin. Dopiero po pewnym czasie wstała i wróciła do dworku, wciąż rozmyślając o tym, o czym rozmawiali.
| zt.
- Najwyraźniej tak – zgodziła się. Sama nie kwestionowała wpojonych jej zasad, i wiedziała że dobro rodu jako ogółu jest ważniejsze niż dobro jednej osoby. Nawet jej samej. Zresztą jej poczucie szczęścia było ściśle powiązane z dobrem rodu i czuła się najszczęśliwsza, podążając wytyczonymi jej ścieżkami. Nie pragnęła innych, a właśnie tego, by być dobrą córką, a potem żoną i matką. Spełniając swoje powinności czuła że jest szczęśliwa. Spełniona. Nigdy nie nauczyła się pragnąć innych rzeczy, bo wpajano jej właściwe pragnienia od urodzenia na tyle skutecznie, że zaczęła je nazywać swoimi. Nikt nie brał pod uwagę, że młoda lady mogłaby pragnąć czegokolwiek innego niż męża i dzieci, i ewentualnie możliwości zajmowania się czymś odpowiednio kobiecym, jak sztuka. Tak było dobrze. Idealnie. Ale niektórym to nie wystarczało. Byli ludzie, którzy szczęście i spełnienie odnajdywali w robieniu na przekór zasadom i poszukiwaniu wolności i niezależności. Znała takie osoby.
- Rozumiem, Alphardzie – przytaknęła. Nie mogli tolerować odstępstw, bo to zachęcałoby kolejne osoby do zbaczania z właściwej drogi, a w konsekwencje tradycje i wartości znakomitych rodów uległyby zatraceniu. Dlatego właśnie spaczone jednostki były wyklinane, zgniłe gałęzie odcinane, by nie mogły zarażać reszty, a także ku przestrodze. Niemniej jednak konieczność zerwania dobrych relacji z krewnymi od strony matki martwiła ją i smuciła. – Chciałabym, żeby przejrzeli na oczy i także się nawrócili – odezwała się jednak. Chciała by Ollivanderowie wybrali szlacheckie wartości i dbałość o tradycje, by nie zaprzepaszczali swojego wielowiekowego dorobku dla mugoli. Ale czy było to możliwe? Kilka rodzin, jak Traversowie, Fawleyowie czy Selwynowie się nawróciło. Czy Ollivanderowie też to zrobią? Tego nie wiedziała, ale ucieszyłaby się, gdyby tak było. Póki co wiedziała że już nie wypada sie z nimi przyjaźnić i musiała szukać przyjaciół w innych rodzinach. Najważniejsze było jednak że Fawleyowie stanęli po tej samej stronie co Flintowie i mogła nadal być blisko ze swoim ukochanym panieńskim rodem.
Ale nadchodził czas rozstania. Alphard po chwili jeszcze raz uścisnął jej dłoń, po czym wstał.
- Dziękuję za rozmowę – odezwała się. – Za to, że znalazłeś dla mnie czas, by porozmawiać i wyjaśnić niektóre... wątpliwości. I oczywiście pozdrowię rodzinę, ty również pozdrów swoją.
Uśmiechnęła się do niego na pożegnanie. Cieszyła się że mogli się zobaczyć i porozmawiać. Czuła się nieco lżej, choć nie do końca, bo nadal czuła mnóstwo obaw o skutki tego, co się stało i o przyszłość ich wszystkich. Ale zamilkła, patrząc jak skrzatka odprowadza Alpharda. Sama została w oranżerii jeszcze trochę, siedząc wśród roślin. Dopiero po pewnym czasie wstała i wróciła do dworku, wciąż rozmyślając o tym, o czym rozmawiali.
| zt.
Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Ten poranek okazał się być dla Evandry bardzo łaskawy. Nie dość, że blada twarz mogła wystawić się na drogocenne promienie wschodzącego słońca, to i wzrastająca w jej łonie maleńka istota zdecydowała, że pozwoli matce przetrwać ten dzień w spokoju. Podczas śniadania raczyła się białym pieczywem z żółtym serem, odrobiną pieczonego indyka i garścią pomidorków cherry. Po wypiciu kilku filiżanek różanej herbaty przygotowała się do opuszczenia Château Rose.
Kiedy po raz ostatni odwiedzała dwór Ambleside pojawiły się te przeklęte cienie, które zatrzęsły w posadach, wywołując u czarownic przestrach. Lady Fawley opadła wtedy z sił, zbyt przestraszona dziejącą się wokół magią, więc Evandra pospieszyła jej z pomocą. Tym razem miało być inaczej, spokojniej.
- Babette, moja droga - wita się z czarownicą, otwierając doń ramiona. Krótka, sięgająca połowy łydki spódnica powiewa przy pędzie każdego kroku. Beżowa bluzeczka zapinana rzędem obleczonych materiałem guziczków idealnie koresponduje z resztą stroju. Na przegubie dłoni oraz w uszach półwili błyszczą jasne perły. Spięte w niski, romantyczny kok włosy także są ozdobione finezyjnym grzebykiem. Lady doyenne uśmiecha się ciepło do czarownicy, rada z ich spotkania. Nie jest ono pierwszym w ostatnim czasie, kiedy umawiają się na wspólne rozprawianie nie tylko o bieżących ploteczkach, ale i interesujących je dziełach sztuki. - Jak twoje samopoczucie tego lata? Czy słońce nadto nie doskwiera? - pyta z troską, wymieniając nienachalne uprzejmości. Dla Evandry są one nie tylko obowiązkiem, ale i sposobem na zmniejszenie dystansu, zacieśnienie więzi. Skrupulatnie zapisuje w pałacu pamięci wszelkie otrzymane odpowiedzi, by przy następnej okazji móc doń nawiązać. Mimo iż dzieli je kilka lat różnicy, lady Rosier nie dostrzega weń przepaści. Jako czarownica towarzyska, chętnie sięga do nowych, jak i dawno zawiązanych znajomości, zwłaszcza ze szlachetnie urodzonymi osobami. Wprawdzie w latach szkolnych częściej zwracała się do tych o niższym stanie, uważając ich za ciekawszych od zwyczajnej dla arystokratki prozy życia, tak z biegiem lat — a raczej ostatnich miesięcy — zaczynała dostrzegać istniejącą między nimi przepaść. Dziś tym chętniej sięga po bliższych sobie czarodziejów, nie tylko przez wzgląd na mało pokrzepiające spotkania z pospólstwem, ale dlatego, że pragnie mocniej zarysować się w ich życiu.
- Miałam okazję przejść się do galerii, by obejrzeć wystawę, jaką mi poleciłaś - oznajmia, od razu przechodząc do interesującego je tematu. - Niezwykle podobają mi się te obrazy epoki romantyzmu. Mają w sobie coś delikatnego i ulotnego, co zmusza do zawieszenia wzroku na dłużej. Po raz pierwszy skupiłam się na poszukiwaniu elementów, o których wspomniałaś, dynamicznej kompozycji i delikatności faktury - Z kieszeni spódnicy wyjmuje niewielką książeczkę, jaką zdobyła przy ostatniej wizycie w galerii sztuki. Wyszczególnia ona niektórych romantycznych twórców, sięgając do tych najbardziej popularnych dzieł.
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Strona 2 z 2 • 1, 2
Oranżeria
Szybka odpowiedź