Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]28.12.17 22:16

Salon

To tutaj przyjmowani są goście, odwiedzający domostwo państwa Spencer-Moon. Pomieszczenie reprezentacyjne, na którego wystrój nie szczędzono galeonów. Mahoń miesza się ze szmaragdem, gdzieniegdzie wiszą portrety zasłużonych przodków, a przed duże okna wpadają promienie słońca; widok na zadbany ogród podnosi walory wizerunkowe. 




Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my

sinful will

Caley Goyle
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
our dead drink the sea
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5536-caley-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t5568-idun https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-dzielnica-portowa-orchard-place-9 https://www.morsmordre.net/t5567-skrytka-bankowa-nr-1368 https://www.morsmordre.net/t5566-caley-spencer-moon
Re: Salon [odnośnik]29.12.17 0:38
23 maja
Dom państwa Spencer-Moon mógłby uchodzić za wyjątkowy przypadek ciekawego budownictwa w przeciętnej, nieco lepszej społeczności londyńskich rodzin. Dla Calhouna, który praktycznie większość swojego życia spędził na morzu z daleka od rodzinnego domu, było to miejsce jak każde inne znajdujące się na lądzie. Nienawidził czterech ścian, a brak przyjemnego bujania przy każdym kroku uznawał za podejrzane i nie ufał zamieszkującym je ludziom. Wiedział, kogo znajdzie w tym aktualnym budynku. Jego siostra być może znajdowała się na piętrze w zaciszu sypialni lub siedziała w pracowni, warząc kolejny już eliksir, przekładając receptury chudymi palcami. Widział jej postać pochyloną nad notatnikami i krojąca z wrodzoną starannością składniki, które niedługo miały trafić do kociołka. Nawet lekka, tworząca się między jej brwiami bruzda znalazła swoje miejsce w tym wyobrażeniu - marszczyli czoła w ten sam sposób. Jedynie to jej teraz zostało, by uciec myślami daleko od męża, który trwał za ścianą i tylko czekał na uroki swojej młodej żony. Najmłodszy z trójki synów Cadmona skierował się do drzwi, wiedząc, co stanie się, gdy przekroczy próg. Nic tak naprawdę. Nie szedł tam, by kogoś zabijać, a jedynie chciał zobaczyć to, dla którego zostawiła go jego własna siostra. Czym był człowiek, który odebrał ostatnią z niewinności Caley? Calhoun nie dał jej odpowiedzi następnym razem czy kiedykolwiek jeszcze się spotkają ani kiedy to nastąpi. Obiecał jej jedynie nadchodzące cierpienie, chociaż nie na ciele. Zamierzał zjawić się w dniu takim jak ten - ponurym i zabraniającym wychodzenia ludziom na ulicach. Wiedział od okolicznych mętów, że nikt nie opuszczał domu od kilku godzin, więc frustracja gromadzona, napięcie, które zapanowała w środku musiało niedługo sięgnąć zenitu. A on z przyjemnością miał zamiar w tym uczestniczyć i być może być katalizatorem.
Chciał zobaczyć Caley. Nie widział jej od ostatniego spotkania w dokach, jednak granie przykładnego brata miało się rozegrać w jej towarzystwie. Jej i jej męża. Zapukał kłódką, czekając na odpowiedź, a przy okazji nie wyjmując zapalonego, lekko nadmokniętego papierosa. Drzwi otworzyła mu jakaś kobieta w czepku, która musiała być służącą i gdyby dał jej chwilę, zapewne spytałaby o co chodzi, ale wślizgnął się w szparę między drzwiami, a framugą, by wywinąć ją z łatwością i znaleźć się w całkiem przestronnym korytarzu, który był pięknym więzieniem. Przez ostatnie dni myślał o siostrze sporadycznie, woląc oddawać się czemuś znacznie mocniejszemu, co wołało za nim od wielu lat. Postać ojca majaczyła na horyzoncie za każdym razem, gdy pojawiał się w okolicy dzielnicy portowej, chociaż ich spotkanie miało miejsce jedynie raz od początku pobytu Calhouna w Anglii. Rodzic wydawał się być zarówno dumny jak i rozczarowany, gubiąc się w tym, co powinien był powiedzieć synowi i jak go potraktować. Cal jak zawsze milczał, siedząc za wspólnym stołem z uśmiechem błąkającym się na ustach. Jak bardzo musieli go za to nienawidzić. Czasami zastanawiał się czy wiedzieli o nim i Caley. Czy dalej potrafiliby usiąść obok niego i udawać zainteresowanych czymkolwiek, co miał do powiedzenia? Szczerze go to nie obchodziło. Gdyby nie konieczność, nigdy nie przestąpiłby progu dawnego domu, w którym się urodził i wychował. Ani tego. Nie czekając na gospodarzy, ruszył w głąb domu, by zająć miejsce na zielonym fotelu znajdującym się w salonie. Oparł się wygodnie, kładąc prawą kostkę na lewym kolanie i rozglądając się uważnie po wnętrzu, zupełnie tak jak zrobił to z poprzednimi pokojami i holami. Jakby go interesował wystrój, chociaż była to ostatnia rzecz, która go obchodziła. I nie przyszedł tutaj do swojej siostry.
- Gdzie pan domu? - rzucił do służącej bez najmniejszego drgnięcia głosu czy skruchy. Właściciel posiadłości posiadał coś, co należało do niego, dlatego też normalnym było, że cała reszta jego dobytku również jest współwłasnością młodego kapitana. Zabrał mu to, a kto mógł lepiej rozprawić się ze złodziejem jak przestępca żyjący z tego na co dzień?



frankly, my dear — I don't give a damn
Calhoun Goyle
Calhoun Goyle
Zawód : kapitan, żeglarz, przemytnik
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I don’t believe in no
devil
Cuz I done raised this
hell
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon 6244aee69e3dfd86938b7580da2b8e661a76ee0f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5475-cal-pracujemy#124811 https://www.morsmordre.net/t5485-okno-parszywego-pasazera#125261 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f109-doki-parszywy-pasazer-pokoj-7 https://www.morsmordre.net/t5488-skrytka-bankowa-nr-1356#125299 https://www.morsmordre.net/t5484-calhoun-goyle#125257
Re: Salon [odnośnik]29.12.17 1:35
Cedric Spencer-Moon był mężczyzną z manią wielkości i przerośniętym ego, a choć posiadał odpowiednie umiejętności, którymi naprawdę mógł się poszczycić, wolał chwalić się przynależnością do poważanej rodziny, niż szlifować swoje talenty, by zarobić na własną sławę i dobre imię. Szczerze kochał tylko kilka rzeczy – ciężar galeonów w sakiewce przy pasku, swojego rasowego ogiera, przebywającego w stajni, która standardem przewyższała niektóre z mieszkań na Pokątnej, komplementy od współpracowników z Ministerstwa Magii oraz poszerzenie wpływów tamże. Żonę tolerował, gdy była mu posłuszna, lecz ostatnimi czasy miał jej serdecznie dość. W jego głowie dojrzewała myśl o wyrwaniu się z oków małżeństwa, lecz póki co nie chciał wprowadzać jej w życie. Potrzebował czasu, aż całe zamieszanie z pierwszomajowymi anomaliami i wystąpieniem z Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów wreszcie ucichnie – stracił stanowisko, a degradację przypłacił załamaniem nerwowym, które z kolei jego żona przypłaciła malowniczym siniakiem na skroni. Po wielu miesiącach walki, doprowadził ją wreszcie do stanu użytkowości; nie stawiała się już i nie buntowała, wyraźnie pogodzona ze swoim losem. Taka żona to skarb.
Szanował jej ojca, z którym po dziś dzień robił interesy. Pamiętał, jak dzięki informacjom z Komisji Handlu Magicznego umożliwił staremu Goylowi przeszmuglowanie artefektów, z których część zdobiła nawet jeszcze salon, do którego właśnie się udawał. Doniesiono mu bowiem, że w posiadłości pojawił się gość o tak drogim mu przecież nazwisku– służąca nie musiała pytać, bo po zachowaniu Calhouna szybko przypisała mu cechy znajome z opowieści o starszym bracie swojej pracodawczyni.
A nieświadoma niczego Caley rzeczywiście znajdowała się w piwnicy swojego domu, przygotowując kolejny eliksir, mający pomóc jej w przyszłości wyrwać się z rąk bezsilności. Minął już tydzień od pamiętnego spotkania z bratem, jednak ona wciąż jeszcze nie opracowała strategii, jaką zamierzała mu następnym razem zafundować. Tik, tok, czas uciekał, a Calhoun, niczym zły omen, pojawił się nad ich domostwem nieproszony.
- Proszę wybaczyć, że musiał pan czekać – dumnie wyprostowany Cedric wkroczył do salonu, spodziewając się chyba innego widoku, niż rozwalony na fotelu Cal; nie tracił jednak animuszu, słyszał bowiem z ust teścia o dokonaniach jego syna i chciał się młodemu Goylowi przypodobać. Intratnych interesów z tą rodziną nigdy nie miał dość – Świetnie jest dopasować wreszcie twarz do imienia i opowieści. Pański ojciec podzielił się kilkoma – wyciągnął dłoń w stronę szwagra, stając naprzeciw szmaragdowego fotela, na którym ten zajmował miejsce.
Pierwsze wrażenie czyniło cuda, dlatego sam zamierzał zaprezentować się z jak najlepszej strony. Nienagannie ubrany i uczesany, w niczym nie przypominał żeglarza, bowiem nawet nie próbował się do niego upodabniać. Był człowiekiem biznesu, niepozbawionym ambicji, a jednocześnie obecnie zdegradowanym i niepocieszonym stratą potencjalnego potomka. Fatalna mieszanka.
- Posłałem służącą, Caley za moment do nas dołączy – nawet jej imię wymawiał w zupełnie inny sposób, niż robił to Calhoun – Jest w swojej pracowni, wciąż bardzo przeżywa ostatnią tragedię, obwinia się, lecz uzdrowiciele zapewnili nas, że już niebawem bez przeszkód będziemy mogli ponownie starać się o potomka – mówił dużo, udzielając wielu informacji, lecz wszystko miało swój cel; zapragnął jawić się kapitanowi jako człowiek zainteresowany swoją żoną, a jego siostrą. Tak wypadało, tak należało. To się opłacało.
W tym samym czasie do drzwi pracowni Caley zapukała służąca w czepku, który wcześniej rozbawił jej brata. Poinformowała panią domu o przybyciu jej brata, jednak coś w spojrzeniu służki kazało czarownicy sądzić, że nie chodzi wcale o Cadana, którego widziała nie tak dawni temu. Czyżby Caelan pojawił się bez zaproszenia? Nie, to nie mogło chodzić o…
Czym prędzej oderwała się od kociołka, w ostatniej chwili upewniając się, że ogień pod nim zgasł, a pracowni nie grozi wybuch. Musiała dotrzeć do salonu jak najprędzej, bo nie wiedziała, czego powinna się spodziewać. Pola bitwy? Miejsca kaźni? Serce dudniło jej bardziej z każdym krokiem, jaki pokonywała, a gdy w końcu pojawiła się w progu, spojrzała najpierw na brata, a później na męża, jednak pierwszy odezwał się Cedric.
- Najdroższa, przebierz się proszę i dołącz do nas – oderwał na chwilę wzrok od gościa, by dobrze przyjrzeć się swojej żonie. Niemądra, nie użyła dziś makijażu, a on doskonale wiedział, gdzie patrzeć. Czy i Calhoun był na tyle spostrzegawczy, by dojrzeć cienie pod oczami Caley i niewielki siniak na jej skroni, w połowie zasłonięty włosami?
Czarownica znajdowała się w impasie, lecz po chwili skinęła krótko głową i zdecydowała się wypełnić polecenie męża. Zostawiła więc panów samych i udała się do salonu, a Spencer-Moon po raz kolejny wezwał służbę i zapytał drogiego szwagra, czego ten się z nim napije.




Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my

sinful will

Caley Goyle
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
our dead drink the sea
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5536-caley-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t5568-idun https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-dzielnica-portowa-orchard-place-9 https://www.morsmordre.net/t5567-skrytka-bankowa-nr-1368 https://www.morsmordre.net/t5566-caley-spencer-moon
Re: Salon [odnośnik]29.12.17 14:10
Niewątpliwie mieszkaniec tego domu był człowiekiem, którego imię wymawiało się nie bez obojętności. Niegdyś prosperujący wybitnie polityk, któremu spadła z nieba nie tylko młoda żona, kariera czy brat w postaci Ministra Magii. Wżenienie się w rodzinę Goyleów dało mu kolejną płaszczyznę, na której mógł żerować i brać garściami z tego, co zgotował mu los. A obdarzył go wszystkim, o czym mógł jedynie pragnąć. Każde działania miały jednak swoją cenę i Cedric przypłacił własne pragnienia brakiem potomka z pierwszego jak i drugiego małżeństwa. Cal zastanawiał się przez jakiś czas czy nie była to sprawka siostry, która nie zamierzała trzymać w łonie owocu tego splugawionego wieprza, który maltretował jej nie tylko fizycznością, ale samą swoją obecność. Widząc po raz pierwszy postać, którą z  chęcią pozbawiłby bijącego serca, nienawiść i zazdrość odżyły, chociaż żaden mięsień na twarzy kapitana nie drgnął, pozostawiając jednak wciąż ironiczny uśmiech tak pasujący do jego grymasu. Dla niego Caley zrezygnowała z oferty, którą jej przedstawił, chcąc stać się własnością narzeczonego. Nic dziwnego, że w swojej desperacji spisała do niego słowa żebrzące o pomoc, bo wystarczyło spojrzeć na gospodarza domu, na męża jego siostry, by dostrzec oczywiste. Była panna Goyle nie była w stanie mu się przeciwstawić w pojedynkę. Nie był kimś, kto łatwo poddawałby się czułym słówkom i manipulacji kobiety. Był od niej starszy i chociaż nie musiał wyglądać na okrutnika, sama postawa, którą przyjął, patrząc na brata swojej żony świadczyła o człowieku gwałtownym i nieprzyjmującym porażki. Grał dobrze rolę zmartwionego stanem kobiety małżonka, jednak Calhoun też potrafił kłamać i manipulować otoczeniem. Pozwolił się zaprosić pokornym słówkami, które na pewno nie byłyby takie same, gdyby posiadał inne nazwisko. Nasłuchał się o nim wystarczająco, by wiedzieć, że szukanie interesów w każdej z możliwości było dla Cedrica niczym powietrze. Może ująłby kogoś bardziej naiwnego na miejscu Cala ogładą i wychowaniem, które mogłyby poświadczyć o czystości intencji. Ciężko jednak byłoby przekonać do siebie marynarza, któremu daleko było do człowieka obytego w towarzystwie czy uległego. Odpowiednie zajęcia, które pobrał w wieku młodocianym wciąż czyniły z niego idealnego aktora wśród większych wydarzeń, wymagających ogłady, jednak dzika natura odrzucała normalnie tę dbałość. Dzisiaj był tą lepszą wersję samego siebie - nawet nieco bardziej czyste ubranie niż zwykle świadczyło o tym, że ów odwiedziny były wyciągnięciem ręki do szwagra, chociaż nie można było mu odmówić tlących się w nim elementów szaleństwa. A to mogła odczytać już jedynie ona.
- Jego opowieści zawsze były niepełne - odparł na słowa mężczyzny, nie wierząc w to, by Cadmon kiedykolwiek o nim coś mówił. Ani w superlatywach, ani w negatywach. Pomijał temat swojego syna, który stał się jego największym zawodem od czasów narodzin ostatniej córki. W świetle Calhouna nawet płeć Caley znajdowała się w lepszej pozycji, bo przecież on nie był jego synem. Dziecięce wspomnienie gromiącego głosu ojca wciąż było niezwykle żywe i przypominające o patrzeniu głowy rodziny na najmłodszego z męskich potomków. Imię siostry w ustach Spencer-Moona było jak nic nie znaczące napomknięcie o skrzypiącej pod butami podłodze, o której zaraz się zapominało. Cal z chęcią za samo to zobaczyłby jak wydaje ostatnie tchnienie, krztusząc się własną, zaplutą krwią. Nie powinien był nawet wypowiadać jej imienia ani o niej myśleć. Wszystko co wiązało się z tą kobiecą postacią należało do złodzieja i przemytnika. Jej imię było namaszczeniem i tylko nim; nic dziwnego, że wypowiedziane przez męża wzburzyło fale obłędu. A utrzymanie ich było jak próba utrzymania wściekłego psa na łańcuchu.
Gdy weszła do pokoju, Cal odwrócił spojrzenie od jej nagle zafrasowanego nią męża i wbił wzrok prosto w jej twarz. Mogła poczuć na sobie nie tylko uwagę Cedrica, ale coś poza tym. Coś, co mogło przypominać jej o spotkaniu z bratem na drewnianej kładce. O tym co powiedział, o tym co zrobił i czego nie uczynił. Goyle miał grać rolę gościa, ale nie zamierzał tracić szansy na igranie z nią. Nawet tutaj i szczególnie w obecności jej męża. Posiadali wszak pewnego rodzaju kod, który dla innych mógł być jedynie spojrzeniami długo niewidzącego się, zżytego rodzeństwa. Jak wiele prawdy w tym tkwiło, a był to dopiero początek zjednoczenia. Odeszła, słuchając się słów, które podyktował Spencer-Moon. Jak bardzo zaszczuta była i nieprawdziwa. Jej klatka zacieśniała się dokoła wątłego ciała blondynki i widać to było wyraźniej. Calhoun znał najmniejszy skrawek filigranowej postawy Caley, dlatego mógł rozpoznać, że wyglądała inaczej. - Skąd ten ślad? - spytał jak gdyby od niechcenia, gdy zniknęła za rogiem i bez emocji wypił łyk podarowanego mu przez gospodarza alkoholu. Cedric mógł udawać głupca, ale w głębi wiedział, o co pytał brat jego żony.



frankly, my dear — I don't give a damn
Calhoun Goyle
Calhoun Goyle
Zawód : kapitan, żeglarz, przemytnik
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I don’t believe in no
devil
Cuz I done raised this
hell
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon 6244aee69e3dfd86938b7580da2b8e661a76ee0f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5475-cal-pracujemy#124811 https://www.morsmordre.net/t5485-okno-parszywego-pasazera#125261 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f109-doki-parszywy-pasazer-pokoj-7 https://www.morsmordre.net/t5488-skrytka-bankowa-nr-1356#125299 https://www.morsmordre.net/t5484-calhoun-goyle#125257
Re: Salon [odnośnik]29.12.17 17:40
Gdyby nie nazwisko, Calhoun najpewniej nie przekroczyłby progu salonu, zmieciony zaklęciem lub pięścią jego pana, który nie życzył sobie przybłęd i degeneratów pod własnym dachem. Tak przynajmniej sprawę widział Cedric, przeświadczony o własnej wielkości i nieomylności; bardzo pobieżnie znał reputację swojego szwagra i z miejsca uważał się za lepszego od niego. Nigdy jednak nie przekreślał tych, których los nie obdarzył tak hojnie i miał baczenie na ich umiejętności. W przypadku Calhouna była to sława znakomitego przemytnika i wszystkie korzyści, które ze sobą niosła. Szybka kalkulacja oraz zdrowy rozsądek nie pozwalały Cedricowi brać na poważnie myśli o odwróceniu się plecami do starego Goyla i robieniu interesów z młodym, niewątpliwie jednak pomysł taki przez krótką chwilę zaświtał mu w głowie. Chciał, by Calhoun zaprezentował się przed nim i tego właśnie oczekiwał, jednocześnie zdając sobie sprawę z faktu, iż jako brat jego żony będzie miał na uwadze także jej interes. Cadmona nie interesował los córki; zgrzytał zębami, gdyż nie uczyniła go jeszcze dziadkiem, lecz poza tą nieprzyjemnością była mu całkowicie obojętna. Czy i dla Calhouna taka będzie? Widząc reakcje rodzeństwa na swoją obecność, w mig rozgryzł, że nie.
To przecież on nauczył Caley wszystkiego, czego potrafiła w dziedzinie legilimencji, jeśli więc sądziła teraz, że farsa Goylów zostanie odegrana bez jego reakcji, bardzo się mylił. Na razie pozwalał jej trwać, ciekawy rozwinięcia sytuacji. On także nie miał skrupułów, był jednak miłośnikiem wyrafinowanych dwuznaczności i uwielbiał obserwować, jak ludzie szarpią się w sieciach, jakie na nich zastawiał.
- Caley również nie chciała ich dopełnić, zawsze tajemniczo o tobie milczała – skomentował, nie obserwując nawet reakcji swojego rozmówcy i uznając za pewnik, że zdołał go w ten sposób zirytować – Nie przejmuj się jednak, mnie twoja łatka syna marnotrawnego nie przeszkadza. Rozgość się i opowiadaj, cóż takiego sprowadziło cię po latach na ląd – fałszywy uśmiech wkradł się na jego twarz, gdy siadał na fotelu nieopodal.
Służąca podała alkohol, dobry rocznik Ognistej Whisky, lecz obaj wiedzieli, że Cedrica stać na coś znacznie lepszego. Zamierzał wybadać teren, nie wysilając się jednak zbytnio. Wolał, by to inni odwalali za niego brudną robotę, dlatego czekał na powrót żony i wszystkiego, co ten miał ze sobą przynieść.
- Na skroni? – odpowiedział nonszalancko i bez najmniejszego zająknięcia – Jakiś czas temu twoja siostra spadła z konia i trochę się pogruchotała. Moim błędem było kupienie zwierzęcia tak nieokiełznanego, zmyliła mnie dobra reputacja hodowcy. Rozprawiłem się z krnąbrnym okazem, więc miejmy nadzieję, że więcej siniaków nie ozdobi już tego pięknego ciała – skłamał dwuznacznie, sięgając dłonią po szklankę trunku i upijając z niej niewielki łyk. Wpatrzony w nieprzeniknioną twarz swojego towarzysza, badał jego reakcje.
Tymczasem zdenerwowana Caley próbowała doprowadzić się do porządku w swojej sypialni. Gdy weszła, oparła się plecami o drzwi i nabrała kilka głębokich oddechów; dłonie lekko trzęsły jej się na samą myśl, że za chwilę będzie musiała tam zejść i uczestniczyć w przedstawieniu, od którego tak wiele zależało. Jedno spojrzenie jej brata wystarczyło, by domyśliła się, że spotkanie we troje nie przebiegnie spokojnie. Zamierzała trzymać różdżkę w zasięgu ręki, ale na dobrą sprawę nie była pewna, czy w obliczu ostateczności potrafiłaby podjąć właściwą decyzję. Nie spodziewała się, by ostateczność nadeszła właśnie dziś, lecz Calhoun był nieprzewidywalny. Miał swój plan i wypełniał go krok po kroku, lecz nie zetknął się wcześniej z Cedrickiem i nie mógł przewidzieć, jak na niego zareaguje. Głęboko w sobie Caley czuła, że brat wciąż nie pozwoli jej skrzywdzić, dlatego każdy niewłaściwy gest jej męża mógł być tym ostatnim.
Nie mogła też zapominać o sobie; choć czuła się bezsilna, nie chciała pełnić funkcji salonowej ozdoby, gdy wreszcie zejdzie na dół i powita gościa. Im szybciej pogodzi się z myślą, że to nie skończy się dla niej dobrze, tym szybciej będzie mogła pozbyć się skrupułów i dołączyć do debatujących mężczyzn nie jako posłuszna marionetka, lecz jako wartościowy uczestnik rozmowy.
Dziesięć minut później jej kroki rozległy się na schodach; wszystkie siniaki były zakryte, na policzkach znajdowała się odrobina ożywczego różu, a elegancko spięte włosy odsłaniały smukłą, nagą szyję pani domu. Na sobie miała jasną suknię w regencyjnym stylu, pozbawioną gorsetu – mąż wiedział, że magomedyk nie polecał go jeszcze, nie powinien mieć więc pretensji i rzeczywiście nie miał. Usiadła naprzeciwko nich, tyłem do okna. Wiedziała, co robi – promienie słońca, wpadające do salonu sprawiały, że szczupła sylwetka i talia były doskonale widoczne spod lekko prześwitującej sukni.
Uśmiechała się lekko, próbując odnaleźć w sytuacji.
- Sykl za Twoje myśli, bracie – złapała jego spojrzenie, rzucając wyzwanie – Jak ci się tu podoba?
Nie u nas. U niego.




Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my

sinful will

Caley Goyle
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
our dead drink the sea
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5536-caley-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t5568-idun https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-dzielnica-portowa-orchard-place-9 https://www.morsmordre.net/t5567-skrytka-bankowa-nr-1368 https://www.morsmordre.net/t5566-caley-spencer-moon
Re: Salon [odnośnik]29.12.17 18:50
Gdyby Cadmon był prawdziwym Goylem, nigdy nie oddałby swojego dziecka pod opiekę takiego prostaka i wieprza, który potrafił jedynie onanizować się nad swoim geniuszem, wytykając przy okazji innym jak niezrównanym czarodziejem był. Tych, których duma wznosiła ponad wyżyny, mieli bolesne upadki i Spender-Moon nie krył się z tym. Każdym gestem, każdym słówkiem pokazywał jak bardzo był ponad swojego gościa, który gdyby nie nazwisko, nie stanąłby w progu domu. Gardził Calem, ale ciekawiła go jego osoba jako młodego, dość dobrze prosperującego marynarza, któremu niestraszne były największe sztormy ani zdrowy rozsądek. Nic dziwnego, że szybko zasłynął w odpowiednich kręgach, skoro podejmował się zleceń równie szalonych co on sam. Wszak niecałe półtora roku szmuglował przedmioty z Anglii do Europy Północnej i jeszcze dalej, gdy pracodawca zapłacił odpowiednią sumę. Dzięki temu również nie musiał łapać się tych drobniejszych, mniej dochodowych zleceń, których była cała masa, a przebierał wśród znamienitszych, bardziej ryzykownych, bardziej ocierających się o granice absurdu. Jego załoga słynęła z butności i brutalności, zupełnie jakby urodzili się piratami a nie przemytnikami. Jaki jednak kapitan, taki był również i statek. Aegirsson był jak bóg, po którym dostał imię - syn Aergira, Starca Morza, którego symbolem były wzburzone fale oceanu. Chaotyczny, zły i nieprzewidywalny przyjmował na swój pokład jedynie ludzi potrafiących się temu w całości oddać. Oddani swojemu dowódcy z przyjemnością podążyliby za nim w głąb lądu, na Mansfield Road, pod dom wskazany im przez Calhouna. Bez względu na magię go chroniącą, rozerwaliby go na strzępy, zostawiając jego właściciela mężczyźnie na czele. Mógłby to zrobić i wiedział, że nic nie stało na przeszkodzie, by rozkazał to swoim ludziom. Nie zamierzał jednak tego robić, pozwalając wierzyć Cedricowi, że to on miał przewagę nad młodszym gościem, które zupełnie nie znał. I znieważał z płynnością i łatwością. Czy czytał w gazetach o spłonięciu przytułku dla zwierząt? Zapewne mało interesowały go takie niuanse z okolicznych terenów, jednak to nie ono powinno najbardziej frasować jego szwagra. W zgliszczach znaleziono skulone ciało tamtejszej właścicielki, trzymającej w ramionach nadpalone, białawe szkielety dwóch kugucharów. Umarła trzymając to, co miała najdroższe. Za co złapałby Cedric, gdyby wiedział, że jego dni były już policzone? A może krzyczałby o darowanie życia? Każda z tych opcji kończyła się jednak w umyśle Calhouna w ten sam sposób. Nie zareagował, słysząc słowa o milczeniu siostry na jego temat. Jakaś jego część żałowała, że brat dawnego Ministra nie odnalazł wspomnień Caley z jej bratem w roli głównej. Gdy z zachłannością smakował rozchylonych ust, pragnących kolejnej pieszczoty; gdy szeptała jego imię niczym najświętsze z zaklęć. Z chęcią podarowałby mu owe wspomnienia, ale jedyne co w tej chwili zrobił to pozwolenie na zabłyśnięcie przez krótką chwilę uśmiechu na jego ustach.
Nie przejmuj się jednak, mnie twoja łatka syna marnotrawnego nie przeszkadza.
Zanim jeszcze Cedric umilkł, po salonie rozległ się suchy, lekko schrypnięty śmiech. Cal wypił za słowa szwagra, które zdawały się być niczym najlepszy z żartów. I tym też był, bo pewność w głosie Spencer-Moona sprawiła zamieniła spotkanie w komedię, w której grali główną rolę. A Goyle z chęcią się jej podjął.
- W opowieści syn marnotrawny wraca do ojca - odpowiedział, pozwalając, by na twarzy wciąż znajdował się uśmiech, jednak oczy pozostały niewzruszone, raz po raz nikle zerkające w stronę korytarza, w którym zniknęła Caley. Towarzystwo jej małżonka było dla niego niczym pertraktowanie z przeciwnikiem o pokoju, podczas gdy z przyjemnością planowało się jego unicestwienie. On mu wybaczył, ale czy czytałeś może historię Fafnira? Bezbarwny, zapatrzony w siebie Angol miał za nic pochodzenie, korzenie żony, która wszak posiadała w sobie krew wikingów, zdobywców, piratów, gwałcicieli i morderców. Nie miałby pojęcia, o czym mówił do niego szwagier, jednak jego uszy nie były godne, by i on doświadczył ów opowieści.
Cóż takiego sprowadziło cię po latach na ląd?
- Twoja żona - odparł krótko, natychmiast i tak dobitnie, po czym prześmiewczy grymas zatańczył na jego twarzy, by dać preludium do kolejnego wybuchu śmiechu. Calhoun zdawał sobie sprawę, że była to bolesna granica poznania, a czy Cedric zamierzał wierzyć w jego słowa, nic go to nie obchodziło. Spędzili kolejne minuty, pijąc kolejne dawki Ognistej i czekając na nadchodzące zjawisko. Nie skomentował wytłumaczenia o upadku z rączego rumaka, chociaż chęć ujrzenia wyrwanego jęzora sukinsyna i podania go na talerzu siostrze, była równie realna, co całe spotkanie. Gdy się w końcu pojawiła, Cal żałował, że nie mógł pochwycić jej w ramiona i zedrzeć z niej tej sukienki. Znając ją, zabiłaby go, gdyby chociaż zadarł jeden z rękawów. Było to jednak krótkie spojrzenie, które nie mogło zdradzić nic specjalnego. Być może i sama Caley nie dostrzegła spojrzenia wędrującego po jej smukłych plecach, udach i łydkach, ale nie miało to znaczenia. Jej słowa sprawiły, że uśmiech wpełzł na jego twarz i znała ten grymas tak złudnie przypominający jej dawnego brata. On w myślach wciąż miał ich rozstanie tamtej nocy. - Nic nie przebije dzielenia kajuty z piękną kobietą na pełnym morzu - odparł, zaszczycając siostrę jedynie krótkim spojrzeniem i pozwalając, by wkradła się w jego słowa przekorność, którą sama wywołała. - Wybaczcie, że nie zjawiłem się szybciej, ale byłem zajęty - dodał, posyłając spojrzenie tak jednemu jak i drugiemu z mieszkańców. Jak bardzo był zajęty, Caley ostatnio już odkryła. Tak bardzo, bardzo żałował, że nie odwiedził ukochanej rodziny...



frankly, my dear — I don't give a damn
Calhoun Goyle
Calhoun Goyle
Zawód : kapitan, żeglarz, przemytnik
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I don’t believe in no
devil
Cuz I done raised this
hell
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon 6244aee69e3dfd86938b7580da2b8e661a76ee0f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5475-cal-pracujemy#124811 https://www.morsmordre.net/t5485-okno-parszywego-pasazera#125261 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f109-doki-parszywy-pasazer-pokoj-7 https://www.morsmordre.net/t5488-skrytka-bankowa-nr-1356#125299 https://www.morsmordre.net/t5484-calhoun-goyle#125257
Re: Salon [odnośnik]29.12.17 20:31
Galeony musiały się zgadzać, by Cedric mógł być prawdziwie zadowolony i usatysfakcjonowany. Jego starszy brat okazał się chlubą rodziny, lecz jedna sióstr okryła ją blamażem; rodzice mieli wiele do powiedzenia w obu kwestiach i oczekiwali od swojej najmłodszej latorośli podążania ścieżką przodków. Szukał dla siebie miejsca pośród licznych zasłużonych i wydawało mu się, że znalazł je, gdy umiejętnie zaczął pomnażać swój majątek. Nie posiadał jednak takiego respektu i przywiązania do rodzinnych historii, jak Calhoun. Dla Cedrica były tylko nauczkami na przyszłość, które usłyszał raz czy drugi. Nie żył nimi, nie próbował prześcignąć panteonu wielkich swojej krwi. Również w przeciwieństwie do Cala, uwielbiał szczycić się swoim nazwiskiem na prawo i lewo, słusznie twierdząc, że dzięki temu otworzą się przed nim niejedne drzwi. Był do tego przyzwyczajony i nie znosił odmowy. W żadnym aspekcie życia.
Milczał więc i obserwował szwagra, przynajmniej do czasu, kiedy w progu salonu nie pojawiła się jego żona. Podążył za nią spojrzeniem, lecz było ono tak inne od tego, jakim obdarzał ją brat. W myślach zaciskał już swoją dłoń na jej szyi, by ukarać ją za to, z czym przyszło mu się zmierzyć we własnym salonie.
A Caley czuła tę rękę, zaciskającą się na jej gardle coraz mocniej i mocniej. Gdy tylko usiadła wyczuła doskonale, że nie rozmawiali o pogodzie, a nawet gdyby tak było, odpowiedzi Cala musiały wytrącić Cedrica z równowagi, choć ten starał się nie dać tego po sobie poznać. Mimo wszystko zdążyła poznać również tę słabą część swojego męża – im większe ego, tym bardziej malowniczo się rozbija. A sztorm zawitał właśnie na wodach, po jakich płynęli; bezlitosny żywioł nie oszczędzał nikogo, lecz na pokładzie nie było niewinnych.
- Moja żona? A to dopiero – choć grymas na twarzy Cedrica nie dorównywał temu na twarzy jego szwagra, nie wróżył nic dobrego – Powiedz mi, ż o n o – wycedził to słowo jakby było obelgą, po czym podniósł się ze swojego fotela i ruszył w stronę Caley, obok której zajął zaraz miejsce – Czym tak skusiłaś swojego brata, że porzucił nawet to dzielenie kajuty, którym tak się chwali?
Nie było dobrej odpowiedzi na to pytanie. Pod ostrzałem spojrzeń oraz gestów czarownica mogła ratować się tylko kłamstwem bądź zbagatelizowaniem tematu, a obie te rzeczy i tak miałby zostać rozgryzione w mig. Posunęła się więc nieco dalej, do prawdy.
- Napisałam, że go potrzebuję – odpowiedziała bez mrugnięcia okiem, wpatrując się w twarz męża, znajdującą się tak blisko jej własnej.
Cedric ujął dłoń żony i niby od niechcenia pogłaskał jej wierzch swoim kciukiem. Gest nie przyniósł Caley ukojenia, masochistycznie spojrzała więc na brata, próbując odczytać z jego twarzy, czy dostał już wszystko, czego chciał. Czy nie dość mu widoku upokorzonej siostry, której wersja sprzed dwóch lat bez problemu owinęłaby sobie wokół palca obydwu mężczyzn, znajdujących się w salonie?
- No proszę. Calhounie, doskonale wiedzieć, jak wierny i lojalny jesteś. Taki brat to skarb – uśmiechnięty Cedric wyglądał tak, jakby zachwalał właśnie swojego szwagra niczym uliczny handlarz swoje fałszywe amulety – Obawiam się, że gdybyś zjawił się wcześniej, trafiłbyś w sam środek rodzinnych tragedii – zacmokał i pokręcił głową – Caley dzielnie to zniosła, poradziła sobie sama. Tyle krwi, tyle krwi… była w szoku, dobrze, że pojawiłem się w porę, by doprowadzić ją do porządku.
W odpowiedzi na wybuchy śmiechu szwagra, Spencer-Moon przesuwał granicę poznania jeszcze dalej, obrazowo ukazując przeszłość i przyszłość swojej żony. Rzucał Calhounowi wyzwanie w stylu, który uważał za godny ich obu.
Caley milczała, jednak mając w perspektywie pozostanie później z mężem sam na sam, podniosła się powoli z kanapy i podeszła do stolika, na którym stały szklanki i butelka Ognistej. Obsłużyła się sama i szybko wypiła duży łyk, stojąc odwrócona do obydwu mężczyzn. Mogłaby wtrącić zabawną uwagę o tym, że rum jest jednak lepszy, ale i tak nie umywa się do specyfików, jakie zdobyła od pewnego przemytnika w dzień swoich dziewiętnastych urodzin i jak radośnie je świętowała. Mogłaby rzucić wszystkie karty na stół i zażądać rozwiązania sytuacji tu i teraz. Mogłaby naprawdę wiele, ale na nic z tych rzeczy się nie odważyła. Czekała, nasłuchiwała. Odwróciła się wreszcie przodem do zebranych, lecz nie zajęła miejsca, a w jednej dłoni wciąż trzymała szklankę z bursztynowym płynem.
- Przypomnij mi, czy coś Was poróżniło przed Twoim wyjazdem? – atakował znów Cedric, pojedynkując się z Calhounem na spojrzenia - Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że powinienem usłyszeć tę historię, a jednak nie dotarła do moich uszu. Musiałeś być naprawdę bardzo zajęty. Coś ciekawego wpłynęło z tobą do londyńskich portów? – biznes to biznes, czyż nie?




Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my

sinful will

Caley Goyle
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
our dead drink the sea
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5536-caley-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t5568-idun https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-dzielnica-portowa-orchard-place-9 https://www.morsmordre.net/t5567-skrytka-bankowa-nr-1368 https://www.morsmordre.net/t5566-caley-spencer-moon
Re: Salon [odnośnik]29.12.17 21:14
Nie interesowały go pieniądze w równym stopniu, co Cedricka. Perspektywa kochającego jedynie cyfry w banku Gringotta mężczyzny była żałosna, a jego siostra zasługiwała na zdecydowanie więcej niż szczur, z którym żyła. Przesłanie idącego za wyborami, których dokonywali świadczyło nie tylko o nich samych, ale również granicach, które byli w stanie przekroczyć. Jak wielu protekcjonalnych mężów zamieniało się w nocy w katów, lecząc w ten sposób swoje chore braki w udowadnianiu innym własnej wartości? Jak wiele kobiet i dzieci tłamsiło się, pod batutą wieprzy i nigdy nie otrzymywały upragnionego zbawienia? Calhoun nie był ich wybawcą. Nie interesowała go sprawiedliwość i doprowadzenie winnego za cierpienie siostry przed sąd, gdzie dostałby wyrok. Nic nie satysfakcjonowałoby go bardziej od widoku zagłębiającego się ostrza w idealnie skrojonych obraniach, które nosił Spencer-Moon. Od wolnego otwierania mu gardła palcami i wyszarpywania stamtąd tego, co tam się znajdowało. Jedna po drugim żyła miała pękać, a tętnice solidarnie tryskać natlenioną krwią, obryzgując twarz sprawcy, ściany, dywany, które zdobiły podłogę. Strumienie czarnej mazi z utęsknieniem wypatrywane, w końcu wydobyłyby się na powierzchnię, a Cal wiedziałby, że osiągnął to, czego chciał. Już nie raz ciepła krew skapywała mu z twarzy i czuł metaliczny posmak na ustach, który w pewnym sensie magnetyzował. Owszem - służył jedynej prawdziwej i istotnej sile we wszechświecie, jednak chaos i morze były jednym i tym samym. Tylko postrzeganie ludzkie na obie sprawy rozdzieliło jedno od drugiego. Jak Goyle kochał nieprzewidywalność i w niej się roztaczał, Cedric chciał władzy i świadomości, że sprawował nad wszystkim kontrolę. Najwyraźniej źle ocenił gościa, z którym przyszło mu się zmierzyć, bo chociaż twarz mogła nie mówić wszystkiego, tak ton głosu i spojrzenie kryły każdy sekret. A podobno to on był legilimentą, przed którym nic nie mogło się utajnić. Jak bardzo musiało to być frustrujące; przybłęda, syn marnotrawny wracający po latach do rodzinnej ziemi miał czelność wytrącić z równowagi w sposób tak wysublimowany gospodarza. Ten śmieć był spokrewniony z żoną i ciężko było się go pozbyć. Ta satysfakcja nie odbijała się na Calu w sposób narzucająco widoczny, ale na pewno była wyczuwalna w tonie jego głosu. Tak spokojnym, opanowanym, można by powiedzieć, że wręcz miękkim. Im bardziej Cedrick atakował, tym on zdobywał władzę w tym pojedynku - czy igranie z bratem Ministra było szaleństwem, nie jemu było stwierdzać, bo dla niego nie istniało ograniczenie. Chodziło tylko i wyłącznie o to, by pionki na szachownicy poruszały się zgodnie z jego wolą, a on zamierzał wprowadzić niepokój do domu Spencer-Moonów, ale nie taki jaki już znała Caley. Jej mąż nie musiał się wcześniej mierzyć z groźnym rywalem, który nie bał się rzucać mu wyzwania we własnym domu, przy własnej żonie. Cal tego strachu nie posiadał, dlatego z łatwością zdobywał kolejne miejsca na wcześniej białej mapie. Wodził spojrzeniem po małżonkach, dostrzegając jak wiele cierpienia miało przyjść ukochanej siostrze za jego sprawą. W gestach Cedricka nie było czułości. Nie było miłości. Nie było chociażby szacunku. Uważał się za pana jej życia i śmierci, którą w każdej chwili mógł zadać. I zadawał, zabijając po trochu dawną pannę Goyle. Słowa o rodzinnej tragedii tak puste i pozbawione jakiegokolwiek człowieczeństwa wzburzyły gniew, który tlił się w Calu i jedynie lekkie poruszenie kącika ust, świadczyło o walce, którą w sobie toczył, by nie rzucić się na stojącego przed nim mężczyznę. Z trudem szarpnął swój chaos za łańcuch, ale utrzymał go na wodzy. Nie mógł przegrać, bo stawka była zbyt wysoka i wiedział, że tylko od niego zależało jak miało się potoczyć kontynuowanie spotkania. Tyle krwi. Dobrze, że pojawiłem się w porę.
- Gdybym tu był, nic by się nie wydarzyło. - I Calhoun już nie krył się z tym, dlaczego przyszedł. Po co przyszedł. Oczywiście, że chodziło o zwycięstwo i złapanie szwagra w potrzasku, w który sam wpełzł niczym obrzydliwy wąż, sądzący, że przechytrzył przeciwnika. Wprost oznajmił, że ten związek nigdy nie powinien był się wydarzyć i jeśli ktoś miał z nim walczyć, to właśnie on do końca. Powód wyjazdu pozostał tajemnicą, chociaż Goyle nie zamierzał podejmować chwilowego natarcia z wieprzem, skupiając się na Caley. Wiedział, że jeśli wyjdzie, zostawi ją na pastwę kata. Jednak wyjść musiał, a każde jej cierpienie zbliżało ją do wyzwolenia. Powinna była o tym wiedzieć. Dopiero kolejne słowa doczekały się odpowiedzi. - Jeśli się nie obawiasz smrodu i zaczepiających dziwek, przyjdź i sam zobacz - odparł najmłodszy z synów Cadmona, wolno odrywając spojrzenie od siostry, by przenieść je na twarz mężczyzny, za którego wyszła. Trzymana w obu dłoniach szklanka ognistej ruszała się spokojnie w palcach młodego kapitana, a cisza, która zapanowała, była równie wymowna co napięcie.



frankly, my dear — I don't give a damn
Calhoun Goyle
Calhoun Goyle
Zawód : kapitan, żeglarz, przemytnik
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I don’t believe in no
devil
Cuz I done raised this
hell
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon 6244aee69e3dfd86938b7580da2b8e661a76ee0f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5475-cal-pracujemy#124811 https://www.morsmordre.net/t5485-okno-parszywego-pasazera#125261 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f109-doki-parszywy-pasazer-pokoj-7 https://www.morsmordre.net/t5488-skrytka-bankowa-nr-1356#125299 https://www.morsmordre.net/t5484-calhoun-goyle#125257
Re: Salon [odnośnik]29.12.17 22:08
Nie pojmował, jak mężczyzna przed nim siedzący mógł w spokoju przyjmować wszystkie rzeczy, które usłyszał. Cedricowi trudno było ocenić, czy Calhoun w wyniku dawnych urazów jest po prostu zobojętniały na los swojej siostry, czy też dogłębnie zdegenerowany czerpie jakąś dziką przyjemność z wysłuchiwania koszmaru, w jakim żyła. Niczego nie powiedział wprost, ale Goyle musiał przecież wiedzieć. Po tym, co usłyszał od żony, był już niemalże pewien, że wezwała brata na pomoc, bo obawiała się o swój los. Całkiem słusznie; zawsze uważał ją za sprytną kobietę, lecz tym razem posunęła się za daleko i szybko tego popamięta. Spencer-Moon był pamiętliwy i lubował się w udowadnianiu innym, że stoi ponad nimi. Porażki znosił ciężko, lecz wybuchały w nim z opóźnionym zapłonem, dlatego jedyne, na co mógł teraz liczyć jego rozmówca, to drganie wargi i ostre spojrzenie, zdradzające dekoncentrację. Cedric nie odważyłby się na użycie różdżki, nie teraz. Dalej prowadził grę, w której w swoim mniemaniu wciąż wygrywał i rozstawiał pionki dokładnie tak, jak tego chciał. Goyle niebawem zniknie z planszy, a jego siostra pozostanie na niej samotna, zdana na łaskę Króla. Uważał, że prowokowanie gościa jest doskonałą okazją do skumulowania własnych negatywnych emocji na jednej osobie.
- Nie było Cię – zaznaczył spokojnie, podążając wzrokiem za żoną, która ruszyła szukać ratunku w alkoholu. Typowe – Zostawiłeś ją. Caley opowie mi dziś, dlaczego. Muszę mieć jasny obraz sytuacji, sam rozumiesz, chcę godnie powitać szwagra na swoim terenie, na londyńskiej ziemi.
Kpiące spojrzenie mówiło wiele o tym, za kogo teraz uważał swojego rozmówcę. Calhoun Goyle mógł coś znaczyć na morzu, lecz na lądzie był dla niego tylko pionkiem w grze.
Tym razem jednak Caley nie pozostała obojętna, po minie brata, a zwłaszcza gdy zobaczyła, jak kąciki jego ust drgają niebezpiecznie, rozpoznała, że ten jest już bliski wybuchu. Zanim pomyślała, ruszyła w jego stronę powoli, jak za dawnych czasów, gdy pragnęła nieść mu ukojenie po burzliwych kłótniach z ojcem. Nie mogła zdobyć się na bardziej znaczący gest – ominęła fotel i dłonią musnęła Calhouna po ramieniu. Proszę, bądź spokojny. Nie patrzyła na niego ani na męża, do którego w końcu podeszła i obok którego usiadła. A wtedy ten sięgnął po jej dłoń, ścisnął ją i przysunął sobie do ust. Delikatny pocałunek złożony na bladej skórze przypieczętował los Caley.
- Umiem sobie radzić z dziwkami – rzucił rozbawiony, choć wcale nie było mu do śmiechu.
Jego żona słyszała już o wiele gorsze obelgi, dlatego też podniosła zobojętniały wzrok na swojego brata, pogodzona z tym, co stanie się, gdy wyjdzie on za drzwi ich domu. To będzie długi wieczór, a winna temu wszystkiemu była ona sama. Ona i jej głupia nadzieja, która pozwoliła jej sądzić, że przyzywając brata będzie w stanie zapanować nad nim tak, jak panowała kiedyś. Lecz te czasy minęły i już nie wrócą, a najlepszym tego dowodem była sytuacja, w jakiej się znajdowała.
- Chętnie odwiedzę cię w porcie, gdy znajdę już odrobinę wolnego czasu. Ciągle jestem taki zajęty, dziś na przykład obiecałem żonie kolację, jutro widzę się z Twoim ojcem – dziecięca niemalże groźba zawisła między nimi, lecz Cedric kontynuował – Ufam, że dostąpię tego zaszczytu i dane mi będzie wejść na Twój pokład. Nie mogę się doczekać aż przyrównam legendy do rzeczywistości – uśmiechnął się sardonicznie, puszczając dłoń Caley i sięgając po swój alkohol.
Kobieta wykorzystała ten moment, by również uśmiechnąć się kpiąco. Było jej już wszystko jedno; skoro i tak miało boleć, niech to wszystko będzie chociaż tego warte.
- Uważaj, drogi mężu – odezwała się melodyjnym głosem, z pozorem łagodności spoglądając na mężczyznę siedzącego obok siebie – Morze jest nieokiełznane. Wchodząc na pokład musisz być prawdziwie gotowy tego, co czeka cię później. Jestem jednak przekonana, że mój brat godnie się tobą zaopiekujejeśli zabijesz mnie dziś, będziesz martwy jutro.
Przeniosła spojrzenie na Calhouna, udzielając mu niemego pozwolenia na wszystko, co sobie zaplanował. Cierpienie uszlachetniało. Musiała przeczekać nadchodzącą burzę, by stać się silniejszą i przestać wreszcie obawiać się piorunów.




Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my

sinful will

Caley Goyle
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
our dead drink the sea
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5536-caley-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t5568-idun https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-dzielnica-portowa-orchard-place-9 https://www.morsmordre.net/t5567-skrytka-bankowa-nr-1368 https://www.morsmordre.net/t5566-caley-spencer-moon
Re: Salon [odnośnik]29.12.17 22:57
Staranie się pojmowania zachowania i działania Calhouna było niemożliwe, o czym przekonała się już trwająca wciąż w salonie blondynka. To czym się stał nie podlegało żadnym zasadom, żadnym barierom czy okowom, które mogłyby go spętać. Caley starała się go na powrót okiełznać, ale poległa, dostając w zamian jedynie cząstkę dawnego brata, którego powrotu tak bardzo pragnęła. Dostała teraz skumulowane w sobie anarchię, bezład, bezprawie, demoralizacja, brak stabilizacji, nieporządek, obłęd, odmęt, pandemonium i piekło. Nie mogła już powstrzymać samo nakręcającej się spirali, którą wprawiła w ruch jednym słowem. Zdawała sobie sprawę z tego, że miało się to boleśnie na niej odbić, ale koniec końców jej prośba miała zostać wysłuchana. Bo Cal wciąż czuł do niej coś silniejszego niż jedynie braterską miłość, a ona potrafiła pchać ludzi do szaleństwa. Będąc jego częścią, Goyle nie miał żadnych skrupułów, znając wszelki nieład, który istniał na świecie. To była prawda, że właśnie miał stracić jedną z głównym figur w tym rozdaniu, ale to królowa pozostawała najmocniejsza i najbardziej władna. Mogła zbijać wrogów w każdy możliwy sposób, a wystarczyła jej jedynie odpowiednia możliwość, otworzenie furtki, by ją wykorzystała. Dzisiejszy król o czymś zapominał - że nawet najsłabszy, najmniej pozorny pionek mógł pozbawić go tronu jednym, skutecznym, przemyślanym ruchem. Pozwalając iść mu dalej w swoją pychę, Calhoun rozpoznawał jego słabości jak i strony, z którymi mógł być problem. Nie spotkał jeszcze na swojej drodze człowieka, którego nie potrafiłby zniszczyć i nie inaczej miało być z Cedrickiem Spencer-Moonem. Kapitana nie obchodziły jego koneksje, znajomości, nazwisko. Był ludzką istotą jak każdy inny z chodzących po ziemi ludzi, dlatego krwawił tak samo. Owszem. Zarzuty mężczyzny pod względem Goylea były słuszne. Nie było go. Zostawił ją. Na jej własne życzenie, ale temat tak osobisty i należący jedynie do ich dwójki nie powinien był interesować kogokolwiek. Szanujący się człowiek, by nie odważył się odsłonić te karty, ale żadne z nich nie należało do tego gatunku ludzkiego odłamu.
W tej walce o władze jednak nie był sam, bo sojusznik, będący równocześnie ofiarą wyszedł mu naprzeciw, by powstrzymać szalejący sztorm, który mógłby doprowadzić do czegoś, co burzyło plan. Zapach siostry owiał go, gdy tylko przeszła obok i musnęła delikatnie palcami jego ramię, nic nie mówiąc. Nie musiała, bo znał ten gest i gdyby chciał, ująłby jej dłoń w swoją, by rozpieścić ją w najczulszy ze sposobów. Zaraz jednak ta sama ręka, która przejechała po materiale jego ubrania, znalazła się w uścisku męża, który niczym zaznaczając swoją własność, przytknął wargi do skóry Caley. Rzucony obleśny komentarz nie pozostał pozbawiony należytej uwagi, an którą niewątpliwie zasługiwał.
- Mój ojciec cię tego nauczył? - spytał Cal, słysząc już po raz setny dziś o swoim rodzicu z ust Cedricka. Jeśli miała to być jakakolwiek groźba, powtarzana w kółko przestawała być równie zatrważająca. Chociaż Cal już dawno nauczył się przeciwstawiać ojcu, a Spencer-Moon musiał zdawać sobie z tego sprawę. Mimo tego próbował brnąć w tym kierunku - bezskutecznie. - Może to z nim powinieneś się ożenić - dodał, po czym wstał i odstawił pustą już szklankę. Jego siostra również czuwała, by wykorzystać sposobność bolesnego zakończenia tego wieczoru, który jeszcze się dla niej tak naprawdę nie zaczął. Mogła wyjść, opuścić to miejsce razem z bratem, ale tutaj również nie podjęła decyzji. Doskonale jednak wyłapała stan Calhouna, na pół ostrzegając na pół kpiąc z własnego małżonka i uderzając w jego rozpoznanie. Cedric nie znał Goylea. Mógł słyszeć jedynie najświeższe informacje, ale nic ponadto. Był zbyt krótko, zbyt mało klientów interesowało go w Anglii. Jego wizyta dobiegała końca, nie zamierzał jednak wyjść z tego domu bez ostatniego gestu skierowanego do niej. Bez oporów sięgnął dłonią do twarzy kobiety i przejechał nią delikatnie po zarysie żuchwy, naznaczając ją niewidzialną linią.
- Caley - jego głos zabrzmiał zupełnie inaczej niż szwagra i siostra mogła wyczuć pewną czułość. Zupełnie jak wtedy gdy po gwałtowności w alejach doków przyszła chwila miękkości. Była to też zachęta ukryta pod płaszczem nieprzepuszczalnym dla obcego oka. Jeśli odnalazła go w dokach, mogła go też odszukać w Parszywym Pasażerze, gdzie miał na nią czekać. Jego spojrzenie mówiło, że bez względu na wszystko, cierpliwość miała jej przynieść zbawienie. Ale jeszcze nie w tym momencie. Zostawiał ją ponownie samą jak wtedy, przed dwoma laty; jakaś jego część mimo wszystko została z nią. W tym salonie. W tym piekle, które ją otaczało.



frankly, my dear — I don't give a damn
Calhoun Goyle
Calhoun Goyle
Zawód : kapitan, żeglarz, przemytnik
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I don’t believe in no
devil
Cuz I done raised this
hell
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon 6244aee69e3dfd86938b7580da2b8e661a76ee0f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5475-cal-pracujemy#124811 https://www.morsmordre.net/t5485-okno-parszywego-pasazera#125261 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f109-doki-parszywy-pasazer-pokoj-7 https://www.morsmordre.net/t5488-skrytka-bankowa-nr-1356#125299 https://www.morsmordre.net/t5484-calhoun-goyle#125257
Re: Salon [odnośnik]29.12.17 23:48
Zdziwienie malujące się na twarzy Cedrica musiało wystarczyć jej za nagrodę. Czuła wzbierający w mężu gniew, który znacznie przewyższał jej satysfakcję, ale tym drobnym nieposłuszeństwa sprawiła, że poczuła się lepiej sama ze sobą. W oczach Calhouna dostrzegła przebłysk czegoś, co mogło się wydawać aprobatą, a późniejszy czuły gest miała wspominać przez całą noc pełną mężowskiej kary.
Pan domu miał dość i zdecydował się zakończyć tę grę, lecz zapomniał chyba, że to mat jest ostatecznością. Powstał zaraz za swoim gościem, pragnąc odprowadzić go aż do drzwi i upewnić się, że Goyle odejdzie tam, skąd przyszedł. Groźby dotyczące ojca, choć dziecinne, zamierzał spełnić z nawiązką. Cadmon musiał dowiedzieć się, jak butny był jego syn i nawet jeśli nie miał już na niego realnego wpływu, niech poczuje tę samą bezsilność, którą czuł Cedric po starciu z jego dziećmi. Nie spodziewał się po żonie takiego nieposłuszeństwa; myślał, że okres buntu miała już za sobą, że poddała się całkowicie jego woli, że została złamana. A ona znowu stawała naprzeciw niego, jakby te wspólne miesiące niczego jej nie nauczyły.
- Takie uwagi są nie na miejscu – pouczył Calhouna tonem znawcy. Zamierzał najpierw zająć się gościem, a później winowajczynią całego zamieszania – Wezmę pod rozwagę twe słowa o moim małżeństwie. A teraz pozwól, odprowadzę Cię do drzwi.
Nie uwłaczało mu to, że wykonywał zadanie zazwyczaj przeznaczone dla służby. Nie chciał, by Caley patrzyła na odchodzącego brata i robiła sobie jakiekolwiek nadzieję. Wychodził z salonu razem z nim, litościwie pozwalając na ten ostatni gest braterstwa, który jednak zbyt braterski nie był. Zamierzał wydobyć dziś z żony wszystko, czego nie wiedział o jej relacji z bratem. Była słaba, nie potrafiła bronić swego umysłu przed jego atakami i przekonała się o tym już nie raz. Nie było takiego wspomnienia, którego by nie odblokował. A zamierzał próbować do skutku.
Pani domu patrzyła, jak jej gość w towarzystwie męża opuszcza salon, a gdy trzasnęły drzwi wejściowe, zamknęła oczy i pozwoliła sobie na jeden, urywany oddech. A więc to już zaraz.
Coś dziwnego działo się z jej umysłem – nie czuła się ani wygrana, ani przegrana co, zważywszy na okoliczności, jakie miały się niebawem odegrać, było doprawdy zastanawiające. Zbuntowała się, lecz nie uzyskała ratunku. Upokorzono ją, ale mimo wszystko tliła się w niej iskierka nadziei na lepsze jutro. Zwodnicza, zgubna, lecz wciąż jeszcze żywa. Blondynka uśmiechnęła się więc pod nosem i otworzyła oczy po to, by sięgnąć butelkę z ognistą i wypić z niej duszkiem kilka łyków. Otępienie przynosiło ulgę, było chwilowym wyzwoleniem. Teraz piekło w gardle, by za chwilę nie bolało aż tak bardzo.
Cedric wrócił wreszcie do salonu, lecz zatrzymał się w jego progu i nie podszedł do żony, obdarzając ją pogardliwym spojrzeniem.
- Bądź gotowa o dziewiętnastej, zjemy razem kolację – zapowiedział, taksując ją od stóp po czubek głowy – Nie przebieraj się, ta sukienka wyjątkowo mi się podoba.
Zamilkł i ruszył w stronę swojego gabinetu, a Caley wypuściła wreszcie powietrze, które wstrzymywała od momentu jego nadejścia. Dra til helvete, Cedric. Tam się spotkamy.


zt x 2




Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my

sinful will

Caley Goyle
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
our dead drink the sea
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5536-caley-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t5568-idun https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-dzielnica-portowa-orchard-place-9 https://www.morsmordre.net/t5567-skrytka-bankowa-nr-1368 https://www.morsmordre.net/t5566-caley-spencer-moon
Re: Salon [odnośnik]14.10.18 21:27
28 lipca

Death twitches my ear.
"Live," she says "I'm coming."


Nie pamiętała kiedy ostatnio uśmiechała się do swojego odbicia w lustrze, lecz szykując się do wyjścia w wieczór swych urodzin na twarzy miała wymalowany jeden z piękniejszych uśmiechów, jaki kiedykolwiek tam gościł. Co najważniejsze, był szczery, kompletnie niewymuszony, a to radowało ją jeszcze bardziej. Nie mogła doczekać się spędzenia dzisiejszej, wyjątkowej nocy w doborowym towarzystwie najdroższego brata; nie co dzień świętowało się nadejście kolejnego roku życia, więc taka okazja wymagała specjalnej oprawy i godnego uczczenia. Caley spodziewała się fajerwerków, dosłownie i w przenośni, była spokojna i jednocześnie podniecona wizją spotkania. Paradowała po swojej sypialni i po raz pierwszy od kilku dni szykowała się bez kieliszka alkoholu w dłoni. Przebierała się z jednej sukni w następną, jakby kreacja miała dla Calhouna jakiekolwiek znaczenie; i tak miał zedrzeć ją z ciała siostry zanim nastanie nowy dzień. Od karmazynowej po szmaragdową, żadna nie była właściwa, żadna nie miała tego czegoś. Spencer-Moon równie dobrze mogła iść na spotkanie naga, a gdy tylko o tym pomyślała, zaśmiała się do własnego odbicia i sięgnęła po parę wiszących kolczyków, które zdecydowała się założyć – przynajmniej biżuterii była tego wieczoru pewna. Zanim zdecydowała się wreszcie na odpowiedni strój – ciemno purpurową suknię z przodem zabudowanym onyksowymi kryształkami i z głębokim rozcięciem na plecach – była już spóźniona. Spojrzała na zegarek i zdała sobie sprawę, że Calhoun musi już na nią czekać, dlatego chwyciła szybko różdżkę oraz niewielką torebkę i niemalże wybiegła ze swojej sypialni, ruszając schodami w dół. Będąc w wyśmienitym nastroju nie zwracała uwagi na nic, co od rana działo się w domu, a tę utratę czujności przypłacić mogła życiem.
Zaklęcie dosięgnęło ją sekundę po tym, jak zauważyła jego jasny blask; nie miała najmniejszej szansy na obronę, nie zdążyła nawet dobyć różdżki. Siła uroku zrzuciła ją ze schodów, a marmurowe stopnie poturbowały delikatne ciało. Torebka i różdżka poślizgnęły się po posadzce i wylądowały prosto pod butami Cedrika, stojącego w drzwiach prowadzących do salonu. Zamroczona Caley potrzebowała chwili, by dojść do siebie. Kręciło jej się w głowie, czuła ból promieniujący z kostki u lewej nogi, a przegryzając język posmakowała metaliczności krwi. Złapała oddech i usiłowała wstać, bowiem dość szybko zaczęła analizować całą sytuację i próbowała doprowadzić się do porządku, by móc stawić czoła mężowi, lecz ten znowu okazał się szybszy. Kilka gwałtownych kroków wystarczyło, by pojawił się tuż nad żoną i ręką sięgnął za jej włosy, boleśnie ciągnąc je do góry, a Caley razem z nimi. Wygięła się w łuk, walcząc z bólem pleców oraz cichym sykiem, który w końcu z siebie wydała. Sprawiła nim satysfakcję mężczyźnie, który wyczuł już pierwszą krew.
- Wszystkiego najlepszego, kochanie – wycedził przez zęby, uśmiechając się sardonicznie, a czarownica poczuła do niego prawdziwy wstręt – Chodźmy, sprawię ci prezent o jakim marzyłaś.
Silnym szarpnięciem pociągnął ją w stronę salonu, a blondynka nie miała jeszcze nawet siły, żeby się stawiać. Walczyła z zamroczeniem i bólem, walkę z mężem zostawiając na później. Dotarli do pomieszczenia już po chwili, a Cedrik pchnął żonę na jedną z kanap. W dłoni trzymał różdżkę i spoglądał z góry na panią Spencer-Moon z takim wyrazem twarzy, jakby zastanawiał się jaką klątwą potraktować ją najpierw. Wbrew pozorom wieczór ten miał zaplanowany od dawna, choć wciąż nie rozważał go jeszcze jako ostatecznego rozwiązania kwestii małżeństwa, jednak Caley poczuła, że w tym jednym momencie coś w niej pękło. Spoglądała na męża z nienawiścią szalejącą w malachitowych oczach i wiedziała już, że tylko jedno z nich wyjdzie z tego starcia żywe. Biorąc pod uwagę, że była obolała i pozbawiona różdżki, jej szanse nie przedstawiały się zbyt korzystnie.
- Cóż takiego mógłbyś mi dać? – zakpiła, spluwając mu pod nogi mieszaniną śliny i krwi – Nawet twoje nasienie jest zbyt słabe, by spłodzić potomka. Jesteś nikim, ditt svin.
Wiedziała, jak może rozjuszyć go najbardziej i właśnie to usiłowała zrobić' zagranie na jego czułej strunie i norweska obelga powinny zapiec go do żywego. Pragnęła, by stracił kontrolę, by dał się ponieść ślepej złości i porzucił swój szczegółowy plan na rzecz chaosu. A chaos sprzyjał przecież jej.
- Zdradziecka suka – warknął i wystrzelił z rękami do jej szyi.
Zacisnął na niej obie dłonie i wpatrywał się w usiłującą złapać oddech żonę. Caley wierzgnęła się raz i drugi, próbując kopnąć go najmocniej, jak się dało, lecz brak powietrza utrudniał jej skupienie się na wielu odruchach na raz. Nagle Cedrik cofnął jedną rękę i zaczął nią rozpinać rozporek, a następnie spróbował rozdzielić fałdy sukni czarownicy - na moment czas stanął w miejscu, a wyobraźnia Caley podsunęła jej te wszystkie momenty, w których udało mu się osiągnąć cel. Nie tym razem. Nigdy więcej mnie nie zgwałcisz.
Z całą swoją siłą zaczęła okładać go pięściami i wykorzystała moment, w którym obiema nogami sięgnęła jego krocza. Mężczyzna zawył z bólu i cofnął się o krok, a ona rozpaczliwie złapała kilka oddechów i przeturlała się na drugi koniec kanapy, skąd zeskoczyła i kulejąc odbiegła kilka kroków. Była w potrzasku, bowiem z salonu prowadziło tylko jedno wyjście, zasłaniane teraz przez Spencer-Moona. Próbując zyskać na czasie, chwyciła pierwszą rzecz, którą miała pod ręką i cisnęła nią w męża – butelka ognistej whisky minęła go o cal i roztrzaskała się na ścianie, a złoty trunek zaczął spływać po niej na ciemne panele.
- Nigdy więcej mnie nie dotkniesz- zapowiedziała, starając się uspokoić oddech, choć serce waliło jej już bardzo szybko. Nie miał do niej najmniejszego prawa, nie była już jego.
A Cedrik, jakby czytając jej w myślach, wyprostował się i obdarzył ją wyjątkowo nienawistnym spojrzeniem. Gdy wyciągał przed siebie różdżkę, Caley nie miała dokąd uciec.
- Legilimens!
Nie próbowała nawet blokować umysłu, była na to zbyt przestraszona i zdekoncentrowana, dlatego czarodziej wdarł się do niego bez najmniejszego problemu. Jednak to, co zobaczył, chyba mu się nie spodobało – świeże wspomnienie z upojnej nocy na plaży wywołało jego obrzydzenie, a nienawiść jeszcze nigdy nie była tak dobrze widoczna na jego twarzy. Cofnął zaklęcie zupełnie jakby zapomniał, że zamierzał sprawić żonie ból. A ona zapragnęła to wykorzystać.
- To była najlepsza noc mojego życia – oznajmiła z uśmiechem szaleńca, jakby nie walczyła teraz o swoje być albo nie być, jakby wspomnienie Calhouna zawładnęło nią w zupełności i pomogło odgonić strach.
Słysząc jej słowa, Cedrik stracił wreszcie cierpliwość i posłał w jej kierunku klątwę, przed którą zdołała uskoczyć, dlatego już po chwili ruszył na żonę napędzany całą swoją wściekłością i nawet kolejna butelka alkoholu, lecąca w jego stronę, nie zdołała go powstrzymać. Caley uciekła w kierunku okna, chwytając w dłoń jeden z zapalonych trójramiennych świeczników. Zamachnęła się nim przed sobą, usiłując odstraszyć męża, lecz ten nie dał łatwo za wygraną.
- Zdechniesz dziś, dziwko – zaniósł się tubalnym śmiechem, gdy ujrzał oręż czarownicy.
Dopadł do niej czym prędzej, za nic mając palące się mu przed twarzą świece. Blondynka poczuła kolejne szarpnięcie i upuściła swoją broń tak, że ta niefortunnie upadła tuż pod oknem, a ogniki zaczęły nieśmiało lizać nylonową zasłonę. Nic więcej nie była w stanie dostrzec, gdyż uderzenie głową o ścianę przypłaciła rozcięciem łuku brwiowego, a krew szybko zalała jej oczy.
Wtedy po raz pierwszy pomyślała, że to naprawdę może być jej koniec. Pewność siebie wyparowała na kilka sekund, zastąpiona przerażeniem, że jednak mogła nie okazać się od niego sprytniejsza. Że dała się zaskoczyć, straciła na moment czujność a on to wykorzystał. Drugiej szansy nie będzie.
Rozdarł jej sukienkę na plecach i poczuła jak jego obrzydliwie zimne ręce rozpoczynają wędrówkę po jej ciele, a rozwścieczony głos sączy obelgi do jej ucha. Nie otwierała oczu, oddychała coraz szybciej i zbierała siły na kolejne szarpnięcie, próbę odepchnięcia męża, lecz ten przyciskał ją do ściany całym ciężarem ciała. Ponownie sięgnął dłonią między kobiece uda, a choć wierzgała się mocno, nie była w stanie uchronić przed jego chciwością.
I nagle wszystko ustało. Przestała czuć go na sobie, jego słowa nie zatruwały już umysłu czarownicy, a oddech zniknął z okolic jej ucha. Odwróciła powoli obolałą głowę i zdecydowała się otworzyć oczy, choć podświadomie oczekiwała na kolejny cios. Zobaczyła za to płonącą żywym ogniem zasłonę i dwie męskie sylwetki, szamoczące się w oddali. Cały stres i przerażenie opuściły ją w mig, gdy zdała sobie sprawę, że oto wybawienie nadeszło w formie tego, kogo przywoływała i błagała o ratunek już wcześniej. Uczucie ulgi zmieszało się z bólem i było ostatnim, co Caley poczuła przed utratą przytomności.
Gdy się ocknęła, znajdowała się już na zewnątrz domu, a płomienie trawiły numer jedenasty na Mansfield Road od środka. Salon, sypialnia, pracownia… czy i Cedrik…? Odwróciła głowę, a sklejone krwią włosy na moment przesłoniły jej widok. Zorientowała się, że znajduje się w objęciach Calhouna i nie musiała już pytać o więcej. Cedrika obok nich nie było, odchodził w zapomnienie, a oni obserwowali żywioł piękniejszy, niż każde z Sankthansowych ognisk.

| zt




Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my

sinful will

Caley Goyle
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
our dead drink the sea
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5536-caley-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t5568-idun https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-dzielnica-portowa-orchard-place-9 https://www.morsmordre.net/t5567-skrytka-bankowa-nr-1368 https://www.morsmordre.net/t5566-caley-spencer-moon
Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach