Wydarzenia


Ekipa forum
My Father's Son, 1952
AutorWiadomość
My Father's Son, 1952 [odnośnik]01.01.18 19:47
First topic message reminder :

Serce pracowało mu spokojnie, gdy niespiesznym krokiem wchodził do rodzinnego domu w dzielnicy portowej. Nie pojawiłby się w nim bez przyczyny, a okazja była wręcz wspaniała, by przyjść i przypomnieć wszystkim o swojej obecności w mieście.  Już dawno nie spał w znanych sobie tak dobrze, a jednocześnie znienawidzonych, czterech ścianach. Przebywał tutaj czasami, wkradając się nocami do pokoju na piętrze Caley, która specjalnie zostawiała mu wtedy otwarte okno balkonowe. Spotykali się, by opowiadać sobie o ostatnich wydarzeniach lub żeby po prostu przebywać ze sobą w ciszy i spokoju. Teraz jednak Calhoun kierował się nie po ciszę, nie po spokój. Wręcz przeciwnie. Ojciec mało kiedy z nim rozmawiał, a jak już to przekazywał mu wiadomości przez braci - które oczywiście i tak bywały niewysłuchane pod żadnym względem. Słowa Cadana i Caelana były dla niego niczym, podobnie zresztą jako postać Cadmona, którego chciał jedynie widzieć ogarniętego furią. By do tego doszło, musiał pokazać mu jak bardzo nie kontrolował całej rodziny. Wszystkich swoich dzieci. Świadomość braku jakiegokolwiek wpływu na najmniejszy z elementów życia Cala musiała go niesamowicie irytować, doprowadzać wręcz do obłędu, a najmłodszy z trójki synów zawsze był tam, by patrzeć na twarz rodzica w chwili swojego triumfu. Sama myśl o tym jak zjadała go nienawiść do własnego potomka bywała niemal słodka, a satysfakcja nie miała granic. Sprzeciwianie się zachciankom tym, którzy sprowadzili go na ten świat było jak nieodłączny znak wpisany w jego charakterystykę. Młody marynarz z obrzydzeniem obserwował korne, uległe, zapatrzone w głowę rodziny rodzeństwo, nie mając najmniejszego pojęcia, dlaczego tak właśnie było. On nie mógł wytrzymać z nimi dłuższej chwili, dlatego też tak prędko uciekł na morze, jednak nawet miesiące poza Londynem przy boku braci nie spełniało go wystarczająco. Starsi od niego byli pieskami na zawołanie Cadmona i nie widzieli w tym żadnej hipokryzji. Po zasmakowaniu jednak czegoś nowego, zachłyśnięcia się krajami Północy i możliwościami żeglarskimi, które ze sobą niosły nie było absolutnie żadnej mowy o przykuciu się do grzecznego rejsu Goyle'ów. Organizowane pod banderą własnej rodziny nie spełniały najmniejszych oczekiwań żądnego dzikości, brutalności i wolności Calhouna. Porzucił pracę u jednego z najlepszych przemytników, czując podskórne pragnienie zobaczenia młodszej siostry. Nie była to intuicja, nie była to nawet miłość do niej - była to wiedza, że jej czas wolności ukrócał się, a każdy rok sprawiał, że była bardziej atrakcyjna jako klacz wystawowa na targ rozochoconych przez ojca kupców. Nie tylko czas Caley uciekał im przez palce; chodziło o ich czas. Cal wiedział, że Cadmon nigdy nie zmusiłby go do małżeństwa, chociaż usilnie by się o to starał, Co innego było z jego młodszą siostrą zapatrzoną w rodzica tak ślepo, że czasami zastanawiał się, dlaczego tak wiele do niej czuł. Jak mógł kochać kogoś, kto szedł prosto w paszczę lwa? I to pomimo wcześniejszych ostrzeżeń? Ten wieczór jednak nie miał należeć do niej i do niego, a gwiazdami miał być sam Cal i ojciec. To właśnie dla niego w końcu pojawił się w rodzinnym domu, zaszczycając swą obecnością domowników.
Ciężkie drzwi frontowe uderzyły w ścianę, gdy podmuch jak i mocne pchnięcie otworzyły je, by ukazać na progu syna marnotrawnego. Służąca, która akurat tamtędy przechodziła, podskoczyła i obserwowała ze zdziwieniem i jakimś niezidentyfikowanym przerażeniem wchodzącego bez wzruszenia Goyle'a. Huk sprawił, że wszyscy w środku przestali zajmować się tym, co robili wcześniej, a wyjrzeli z pokoi, zamierzając dowiedzieć się, co też się wydarzyło. Również i Barbara pojawiła się w przejściu między korytarzem a kuchnią. Widząc ją, Cal uśmiechnął się szeroko i rozłożył ręce zupełnie jakby właśnie stanął twarzą w twarz z ukochaną osobą.
- Witaj, matko - rzucił z ironicznym uśmiechem i pocałował ją w policzek, przytulając ją nieco dłużej i mocniej niż wypadało, doskonale zdając sobie sprawę jak bardzo miało ją to rozzłościć. Ta niemal go odepchnęła, ale nie była w stanie przeciwstawić się znacznie wyższemu od siebie synowi. A ten żałował tylko, że ojciec jeszcze nie wrócił, chociaż jego sowa siedząca na kuchennym stole i otwarta koperta świadczyły raczej o tym, że wysłał odpowiednią wiadomość do domu. Świetnie. A więc już wiedzieli. Jego satysfakcja i podekscytowanie wzrastały z każdą sekundą, nie mógł też doczekać się spotkania z drugą częścią małżeństwa Goyle. Nie przestając czuć się wyśmienicie dobrze, przeszedł cały dom, by dotrzeć na schody, które pokonał w kilku skokach i od razu skierował się do swojego pokoju. Co prawda nigdy nie czuł, by należał do tego miejsca czy domu, ale to właśnie tam miał się skierować ojciec, szukając niepokornej pociechy, która mocno go zawiodła. Nie spodziewał się w środku siostry, która siedziała na łóżku, zupełnie jakby na niego czekała. - Kiedy będzie? - spytał ją, nie przestając się uśmiechać. Jej wyraz twarzy mówił tylko o tym, że powinien się bać nadchodzącego Cadmona, jednak wiedziała, że to nie wchodziło do żadnego scenariusza tej nocy.



frankly, my dear — I don't give a damn
Calhoun Goyle
Calhoun Goyle
Zawód : kapitan, żeglarz, przemytnik
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I don’t believe in no
devil
Cuz I done raised this
hell
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
My Father's Son, 1952 - Page 2 6244aee69e3dfd86938b7580da2b8e661a76ee0f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5475-cal-pracujemy#124811 https://www.morsmordre.net/t5485-okno-parszywego-pasazera#125261 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f109-doki-parszywy-pasazer-pokoj-7 https://www.morsmordre.net/t5488-skrytka-bankowa-nr-1356#125299 https://www.morsmordre.net/t5484-calhoun-goyle#125257

Re: My Father's Son, 1952 [odnośnik]06.01.18 20:42
Gdy Caley zdejmowała swoje maski, nie odsłaniała wcale szlachetnego, dobrego oblicza. Calhoun znał je jak nikt inny, a mimo to nawet on dawał się czasem nabierać na słodkie słówka siostry, a ona czerpała z tego przyjemność. Było jej wygodnie z takim stanem rzeczy, dlatego każdą potencjalną zmianę traktowała z chłodnym dystansem, wcześniej robiąc niemalże wszystko, by do takowej w ogóle nie doszło. Na rękę był jej więc jego kawalerski stan, bowiem z panią Goyle u boku nie mógłby już poświęcać siostrze tyle zainteresowania i uwagi, ile oboje by chcieli. Jedyne korzyści z jego ożenku trafiłyby w ręce i umysł Cadmona, a także rodziny potencjalnej wybranki. Oni sami dusiliby się w tym małżeństwie, które miałoby wielką szansę nie dotrwać do pierwszej rocznicy. Zupełnie innym, oddzielnym tematem był Calhoun jako ojciec, lecz na szczęście na to także się nie zanosiło. Być może w zagranicznych portach rosły mu jakieś bękarty, lecz wszyscy doskonale wiedzieli, że Goyle nie mógłby być względem nich bardziej obojętny.
- Prócz kilku z nich – wypomniała mu, łapiąc go za słówko, którego według niej nie przemyślał.
A więc były takie, które zapamiętał, wspominając je od czasu do czasu. Takie, które wyraźnie odcinały się na tle całej bladej reszty. Przynoszące ze sobą chwile uniesienia i zapomnienia. Nawet jeśli pragnęły jedynie brzęczących w kieszeni monet, zawsze była to jakaś ambicja, a Caley na własnym przykładzie wiedziała, jak dobrze pielęgnowana ambicja jest w stanie daleko poprowadzić człowieka. Dlatego w pewien sposób łóżkowe przygody brata irytowały ją; była to jedyna dziedzina, w której ona nie mogła zaoferować mu niczego, choćby nawet grała z nim w najbardziej perwersyjną z gier. Słowa nigdy nie wystarczały, nawet najbardziej cierpliwym ludziom.
Udała więc nadąsaną minę, jednocześnie odwracając na chwilę wzrok od brata; musiał wiedzieć, że nie obrażała się naprawdę, a jedynie chciała usłyszeć z jego strony zapewnienie o jego wierności. One były niczym muzyka dla jej uszu.
Zapatrzyła się na wodę i przegapiła moment, w którym Cal podjął decyzję o zejściu na dół. Nie cofnęła się w porę, tak więc dała się zaskoczyć jego bliskością, lecz nawet wtedy nie postąpiła kroku do tyłu. Jego poważne zapewnienie było odpowiedzią na wcześniejsze pragnienie.
- Nikt się do mnie nie dobierze, dopóki mu na to nie pozwolę – odpowiedziała butnie, zadzierając głowę do góry, by móc dzielnie odpowiadać na spojrzenie brata – Okręcę go sobie dookoła małego palca, zobaczysz – zapewniła Calhouna, a ton jej głosu wskazywał na to, że była święcie przekonana o własnej nieomylności.
Wiedziała, że to Cadmon ma ostatnie słowo w doborze jej przyszłego męża, lecz nie było takiego wyzwania, którego by nie przyjęła. Na tym świecie żył tylko jeden mężczyzna pozbawiony jakiejkolwiek słabości do niej i była to właśnie głowa rodziny Goyle. Cała reszta stanowiła materiał do zabawy, do gierek prowadzonych subtelnie lub mniej, ale wciąż rozgrywanych tak, jak chciała tego Caley. To było jej podwórko, jej oręż, a ceną była ona sama. Nie podejrzewała, jak mocno przyszłość zweryfikuje jej słowa i z jak mocnym zderzy się murem; przyjdzie jej za to zapłacić wszystkim, co ma najcenniejsze, a pomoc od brata otrzyma wtedy i tylko wtedy, gdy ukorzy się przed nim i przyzna do błędu. Zapewnienia składane na bocianim gnieździe odlatywały więc razem z wzmagającym się wiatrem.
- Gdyby stało się inaczej, masz moje pozwolenie. Niech śmierć błędzie dla niego jedynie łaską po tym, co mu zafundujesz – uśmiechnęła się tak, jak gdyby rozmawiała o wyjątkowo przyjemnym wydarzeniu, a nie śmierci potencjalnego męża, który źle by ją traktował.
Nie udawała już dłużej nadąsanej i powoli wyciągnęła ręce, by objąć brata w pasie. Nosem delikatnie trąciła jego obojczyk, odsłonięty przez rozpiętą koszulę. Mogłaby tak z nim stać i trwać w najlepsze, zapominając o wszystkim.


| koniec




Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my

sinful will

Caley Goyle
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
our dead drink the sea
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5536-caley-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t5568-idun https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-dzielnica-portowa-orchard-place-9 https://www.morsmordre.net/t5567-skrytka-bankowa-nr-1368 https://www.morsmordre.net/t5566-caley-spencer-moon

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

My Father's Son, 1952
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach