Christopher Meadowes
Nazwisko matki: Sprout
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: półkrwi
Status majątkowy: średniozamożny
Zawód: hodowca sów i jastrzębi, pomocnik w sklepie magizoologicznym
Wzrost: 184 cm
Waga: 71 kg
Kolor włosów: czarne
Kolor oczu: ciemnobrązowe
Znaki szczególne: Jest ponadprzeciętnie wysoki; ma pięciocentymetrową bliznę na podbródku sięgającą aż do brody, przez większość czasu ma roztrzepane włosy.
13 cali, dość giętka, grab, róg garboroga
Gryffindor
Płomykówka madagaskarska
Martwi członkowie rodziny (w tym sowy, które są dla niego częścią takowej)
Miętą i miętowym szamponem na świeżo umytych dziewczęcych wtedy włosach, delikatną wonią czystych piór puszczyka (tuż po locie), a także deszczem i tym ciepłym, przyjemnym zapachem, który od dziecka kojarzy mu się z rodzinnym sklepem
siebie i wszystkich sobie bliskich, całych, zdrowych i szczęśliwych
magizoologią, życiem, behawiorem i hodowlą sów i puszczyków
nikomu, nie ma żadnej ulubionej drużyny, nie jest wielkim fanem tego sportu
biegam, czytam książki i spędzam czas z moimi zwierzętami, uwielbiam również długie spacery i biwaki
Country i jazz
Jim Sturgess
Kiedy jastrząb uchwycił w swe szpony piękną płomykówkę, nie mogło z tego wyjść nic nietuzinkowego.
Do dziś pamiętam, że jastrząb ten pochwycił płomykówkę w swoje szpony przez jego delikatność uznając go za łatwą ofiarę. Nie przewidział jednak tego, że dobre serce i niespodziewanie silny charakter sowy sprawią, że jego pazury stępieją, a dziób zamiast zadać nieprzyjemny cios będzie tylko iskać. Wtedy, będąc mały nie rozumiałem jeszcze podwójnego znaczenia tej historii, od zawsze jednak wiedziałem, że to właśnie mama usidliła ojca, to nie on ją zdobył, jak lubił sam twierdzić. Został po prostu złapany w sidła, z których nigdy już się nie wyplątał, nawet nie chciał.
Dahlia Sprout i Cyrus Meadowes od tamtej pory nie stracili ze sobą kontaktu nawet na chwilę. Mimo iż ich drogi rozeszły się na prawie rok regularnie pisywali do siebie, by w końcu spotkać się na londyńskich ulicach, oboje niesamowicie szczęśliwi z rodzących się możliwości. Jak już wcześniej się okazało oboje podzielali pełne pasji spojrzenie na przyrodę i chociaż specjalizowali się w odmiennych królestwach nie przeszkodziło im to toczyć trwające godziny dyskusję i wzbogacać się nawzajem wiedzą, by w końcu stworzyć między nią więź równie silną jak między sobą. Nie wiele czasu minęło od ich pierwszej rozmowy w Anglii do oświadczyn ojca, a jeszcze mniej do dnia ślubu. I mimo wydawać by się mogło dużego pośpiechu żadne z nich do dziś nie żałuje podjętych decyzji. Kreowali oni swoją przyszłość bardzo zgodnie, podjęli rodzinny interes Meadowesów, którzy zajmowali się prowadzeniem sklepów magizoologicznych przejmując na własność ten znajdujący się w Londynie, by w szybkim tempie rozwinąć zakres usług dzięki niesamowitej wiedzy o roślinach Dahlii. Byli zapracowani, ale szczęśliwi, a jak zapewniali dziadkowie, tym szczęśliwsi, gdy na świecie pojawiłem się ja. Zaburzyłem trochę porządek życia rodziców, mama nie miała już tyle czasu by spędzać całe dnie w sklepie, dlatego też podjęła się pracy, która nie wymagała od niej opuszczania domu, zaczęła hodować sowy, które ojciec sprzedawał później w naszym sklepie.
Moja miłość do pierzastych przyjaciół pielęgnowana była we mnie od najmłodszych dni. Kiedy tylko podrosłem na tyle by móc opuszczać łóżeczko na dłużej niż na czas karmienia czy przytulanie, mama zaczęła zabierać mnie ze sobą do pierwszych sów, dla których wolierę ojciec zbudował w parę tygodni, chcąc zrobić swojej żonie niespodziankę. Ponoć lubiłem wyrywać pióra staremu i cierpliwemu puszczykowi, co już dwa lata później stało się dla mnie nie do pomyślenia.
Zanim nauczyłem się dobrze mówić, umiałem już utrzymać małą sowę na swoim ramieniu i wiedziałem jak głaskać ją by nie dziobnęła mnie niezadowolona ze zbyt natrętnych pieszczot. Obserwując mamę i czasem pomagającego jej ojca nauczyłem się jak karmić te zwierzęta, a każdy wylęg był dla mnie fascynującym wydarzeniem. Ekscytowałem się na widok brzydkich, pomarszczonych pisklaczych główek bardziej niż z jakiegokolwiek innego powodu. Tym bardziej, gdy w wieku pięciu lat dowiedziałem się, że ten właśnie miot jest wyjątkowy, jeden z pisklaków miał nigdy nie trafić do sklepu i obcego właściciela, miał zostać z nami. Kiedy inne dzieci w okolicy dostawały psy, koty, puffki czy szczury ja niemal trząsłem się z niecierpliwości i krążyłem wokół gniazda, w którym miała wylęgnąć się moja płomykówka.
Atena (nazwana tak na cześć greckiej bogini, o której opowiadała mi babcia, jej świętym zwierzęciem była sowa) stała się moją najlepszą przyjaciółka, powierniczką sekretów, towarzyszką w samotne dni. To ona pojechała ze mną do Hogwartu, ona wysłuchiwała moich żali na niepowodzenia szkolne i życiowe. Nie była w tym co prawda jedyna, szybko udało mi się zdobyć przyjaciółkę od serca i paru bliskich znajomych, jednakże Atena była pierwszą istotą której się z czegoś zwierzałem. Chociażby ćwicząc na niej to co powiem później innym.
Lata spędzone w szkole po dziś dzień wspominam dobrze, choć nigdy nie byłem specjalnie wybitnym uczniem. Prawdę mówiąc na początku swojej kariery z magią byłem dość niezdarny, bałem się latania na miotle odkąd złamałem sobie rękę spadając z mojej dziecięcej w wieku siedmiu lat, a i nie za specjalnie lubiłem za machaniem różdżką, wolałem spokojne siedzenie i przyswajanie wiedzy teoretycznej, co szło mi dobrze, jednak kiedy miałem rzucić jakieś zaklęcie… Dopiero pomoc najbliższych pomogła mi oswoić się z podstawami i uczyniła obronę przed czarną magią i zaklęcia o wiele łatwiejszymi i bardziej przyswajalnymi, z czasem więc zacząłem radzić sobie coraz lepiej, moim konikiem jednak okazała się dopiero wprowadzona na trzecim roku opieka nad magicznymi stworzeniami. Ten przedmiot zdałem bez mrugnięcia okiem i z niego miałem zawsze najwyższe oceny, zielarstwo też szło mi całkiem nieźle, a historia magii zostawała w głowie, w końcu było to po prostu czytanie, przetwarzanie i zapamiętanie przyswojonych informacji. Jedynie transmutacji i eliksirów (paradoksalnie jednego z przedmiotów nie wymagającego machania różdżką) bałem się do końca szkoły, a egzaminy z nich poszły mi najsłabiej.
Przywołując swojego patronusa posługuje się kilkoma wspomnieniami, pierwszym z nich jest dzień w którym oglądał jak skorupka jajka powoli pęka i przebija się przez nią dziób ptaka, który miał być jego przyjacielem, prawdziwie powierzonym mu zwierzęciem od narodzin po dzień śmierci, pierwszym przyjacielem. Drugim jest wspomnienie tego pełnego ciepła uśmiechu, przyjemnego zapachu powietrza po deszczu i delikatnego aromatu mięty unoszącego się w tle, słońce pieszczące skórę twarzy i delikatnie muskające dłonie, dzień w którym wreszcie zrozumiał swoje uczucia, dzięki czemu to zwykłe, choć bardzo miłe popołudnie stało się w jego oczach naprawdę wyjątkowe.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 19 | 2 |
Zaklęcia i uroki: | 15 | 3 |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 1 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 3 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
ONMS | IV | 40 |
Anatomia | I | 2 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Zielarstwo | I | 2 |
Historia magii | I | 2 |
Astronomia | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Silna wola | I | 2 |
Jasny umysł | I | 2 |
Szczęście | I | 5 |
Ekonomia | I | 5 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Zakon Feniksa | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (wiedza) | I | ½ |
Muzyka (wiedza) | I | ½ |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | I | 1 |
Taniec współczesny | I | 1 |
Jeździectwo | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Reszta: 2 |
WYPISZ po przecinku rzeczy (zwierzęta, inne) zakupione w sklepiku MG