Sypialnia Jackie
AutorWiadomość
Sypialnia Jackie
Centralną część stanowi na pewno łóżko - dość sporych rozmiarów, stare i skrzypiące, ale wygodne i na tyle wysłużone, że żal je wyrzucać i wymieniać na nowe. Przykryte jest jej ulubioną narzutą w żółtym kolorze, którą podobno zrobiła na drutach jej własna matka. Nie znała jej, ale koc zachowała, bo od zawsze pachniał rumiankiem i wanilią, nieważne ile razy by się go prało. Znajdzie się też kilka niskich szafek, w których tkwią zamierzchłe, stare i nowe wydania Proroka Codziennego, którego Jackie uparcie czyta, poszukując w nim poszlak na temat spraw, z którymi do tej pory miała styczność. Północną ścianę zajmuje spory sekretarzyk i obok niego stojący regał na książki, a po przeciwległej stronie na dębowym stoliku do kawy stoi stary, zaśniedziały już gramofon, który pod igłą od wielu, wielu lat chowa płytę z dziełami Czajkowskiego.
| Eliksir ożywiający (stat. 0); rośl.: liście kłaposkrzeczki, olej z czarnuszki, korzeń lukrecji, zw.: wątroba szczuroszczeta, ikra ramory
W całym mieszkaniu pachniało kawą i jajecznicą smażoną na maśle. Potrafiła gotować. Wiedza wciąż była fragmentaryczna, ale zdolności raczej opierała na praktyce, zamiast na uzyskanej w młodości teorii. Ciotka Sara zresztą nie była zbyt dobrym erudytą. Brak języka rekompensowała ostrymi spojrzeniami, biciem po łapach, kiedy chwyciło się cukier zamiast soli, i rzadko kiwnięcia głową na znak fałszywie skrywanej aprobaty. Wiedza na temat eliksirów wyglądała nieco podobnie, ale tym razem postanowiła nie opierać się za bardzo na swoich umiejętnościach, które w tej dziedzinie były wyjątkowo ubogie. Pijąc kawę i siorbiąc przy tym ze smakiem, bo w ten sposób wydobywała z niej wszystko, co najlepsze, przewróciła stronę w książce od alchemii, którą miała od ojca, korzystał z niej samemu będąc na kursie aurorskim. Cholera, ile ten egzemplarz mógł mieć lat?
Wsunęła do ust widelec z porcją jajecznicy i przewróciła jeszcze kilka kartek. Zatrzymała się przy recepturze na eliksir ożywiający. Często na akcjach w terenie zdarzało się, że po wszystkim partner kończył jako nieprzytomny – to też działało w drugą stronę – a ona nie miała pieniędzy (nie chciała mieć, żal jej było na to galeonów), żeby zaopatrywać się w tak podstawowe wywary w aptekach, gdzie wszyscy teraz podnosili ceny z powodu przerzucających się w mieście walk i ogólnych negatywnych nastrojów. Ingrediencje były znacznie tańsze, a przy okazji można było przypomnieć sobie zasób swojej wiedzy.
Kociołek przygotowała już wcześniej, nalała do niego wody, zapaliła pod spodem za pomocą małego krzemienia ogień. Przygotowała odpowiednie składniki, ale na razie miały surową formę. Odstawiła na biurko kubek z kawą i usiadła przy nim, żeby odpowiednio zająć się nimi zająć. Liście kłaposkrzeczki powędrowały do kociołka jako pierwsze – miały się wymoczyć jak liście laurowe w zupie, nadać silnych leczniczych właściwości, która była jak wywaru jak fundamenty domu. Ikrę ramory wrzuciła jako kolejne, wyglądały paskudnie, ale skoro tak było napisane w starej recepturze, to tak miało być. Dodała kilka kropel oleju z czarnuszki i zamieszała dwukrotnie zgodnie z ruchem słońca, zostawiając tak napar do zagotowania. Zdążyła dokończyć śniadanie i wypić do końca kawę. Ikra już niemal się rozpuściła, czerwieniąc delikatnie eliksir. Dodała na koniec rozcięty w pół korzeń lukrecji (pachniał wyjątkowo słodko) i pociętą na skrawki soczystą wątrobę szczuroszczeta. W okrwawione palce chwyciła łyżkę i zamieszała kolejne kilka razy. Otrząsnęła ją delikatnie o brzeg kociołka. Liczyło na to, że efekty będą bardziej pozytywne niż negatywne.
| zt
[bylobrzydkobedzieladnie]
W całym mieszkaniu pachniało kawą i jajecznicą smażoną na maśle. Potrafiła gotować. Wiedza wciąż była fragmentaryczna, ale zdolności raczej opierała na praktyce, zamiast na uzyskanej w młodości teorii. Ciotka Sara zresztą nie była zbyt dobrym erudytą. Brak języka rekompensowała ostrymi spojrzeniami, biciem po łapach, kiedy chwyciło się cukier zamiast soli, i rzadko kiwnięcia głową na znak fałszywie skrywanej aprobaty. Wiedza na temat eliksirów wyglądała nieco podobnie, ale tym razem postanowiła nie opierać się za bardzo na swoich umiejętnościach, które w tej dziedzinie były wyjątkowo ubogie. Pijąc kawę i siorbiąc przy tym ze smakiem, bo w ten sposób wydobywała z niej wszystko, co najlepsze, przewróciła stronę w książce od alchemii, którą miała od ojca, korzystał z niej samemu będąc na kursie aurorskim. Cholera, ile ten egzemplarz mógł mieć lat?
Wsunęła do ust widelec z porcją jajecznicy i przewróciła jeszcze kilka kartek. Zatrzymała się przy recepturze na eliksir ożywiający. Często na akcjach w terenie zdarzało się, że po wszystkim partner kończył jako nieprzytomny – to też działało w drugą stronę – a ona nie miała pieniędzy (nie chciała mieć, żal jej było na to galeonów), żeby zaopatrywać się w tak podstawowe wywary w aptekach, gdzie wszyscy teraz podnosili ceny z powodu przerzucających się w mieście walk i ogólnych negatywnych nastrojów. Ingrediencje były znacznie tańsze, a przy okazji można było przypomnieć sobie zasób swojej wiedzy.
Kociołek przygotowała już wcześniej, nalała do niego wody, zapaliła pod spodem za pomocą małego krzemienia ogień. Przygotowała odpowiednie składniki, ale na razie miały surową formę. Odstawiła na biurko kubek z kawą i usiadła przy nim, żeby odpowiednio zająć się nimi zająć. Liście kłaposkrzeczki powędrowały do kociołka jako pierwsze – miały się wymoczyć jak liście laurowe w zupie, nadać silnych leczniczych właściwości, która była jak wywaru jak fundamenty domu. Ikrę ramory wrzuciła jako kolejne, wyglądały paskudnie, ale skoro tak było napisane w starej recepturze, to tak miało być. Dodała kilka kropel oleju z czarnuszki i zamieszała dwukrotnie zgodnie z ruchem słońca, zostawiając tak napar do zagotowania. Zdążyła dokończyć śniadanie i wypić do końca kawę. Ikra już niemal się rozpuściła, czerwieniąc delikatnie eliksir. Dodała na koniec rozcięty w pół korzeń lukrecji (pachniał wyjątkowo słodko) i pociętą na skrawki soczystą wątrobę szczuroszczeta. W okrwawione palce chwyciła łyżkę i zamieszała kolejne kilka razy. Otrząsnęła ją delikatnie o brzeg kociołka. Liczyło na to, że efekty będą bardziej pozytywne niż negatywne.
| zt
[bylobrzydkobedzieladnie]
pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Ostatnio zmieniony przez Jackie Rineheart dnia 09.03.19 13:43, w całości zmieniany 1 raz
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Jackie Rineheart' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 62
'k100' : 62
Sypialnia Jackie
Szybka odpowiedź