Komnaty Liliany
AutorWiadomość
Komnaty Liliany
Pokoje Liliany składają się z dwóch głównych pomieszczeń: sypialni i małego saloniku. Największą uwagę w sypialni zwraca duże łózko, a także okno, przez które wpada wiele światła. Niski parapet jest przedłużony i udekorowany elegancką poduszką, tworząc tym samym siedzisko, idealne do obserwowania widoków na zewnątrz. W sypialni są jeszcze drzwi do garderoby i prywatnej łazienki.
Mały salonik urządzony w różnych odcieniach zieleni i beżu przeznaczony jest do przyjmowania gości szlachcianki, dlatego stoi w nim kanapa przyozdobiona roślinnymi wzorami, dwa fotele oraz stoliczek do postawienia herbaty czy przekąsek. Liliana również tutaj lubi spędzać swój wolny czas, dlatego przy oknie znajduje biurko wykonane z jasnego drewna, a pod jedną ze ścian niewielka biblioteczka z ulubionymi tytułami. W zimniejsze dni przyjemne ciepło daje kominek, niepodłączony jednak do sieci Fiuu.
Mały salonik urządzony w różnych odcieniach zieleni i beżu przeznaczony jest do przyjmowania gości szlachcianki, dlatego stoi w nim kanapa przyozdobiona roślinnymi wzorami, dwa fotele oraz stoliczek do postawienia herbaty czy przekąsek. Liliana również tutaj lubi spędzać swój wolny czas, dlatego przy oknie znajduje biurko wykonane z jasnego drewna, a pod jedną ze ścian niewielka biblioteczka z ulubionymi tytułami. W zimniejsze dni przyjemne ciepło daje kominek, niepodłączony jednak do sieci Fiuu.
|23 czerwca
Pogoda jakby stała się bardziej letnia, ciężko było uwierzyć, że zaledwie parę dni temu, na Sabacie, ubrana byłam w ciepłą suknię i jeździłam na łyżwach. Letnie przesilenie zdecydowanie można było nazwać silnym - lato jakby przypomniało sobie, że istnieje i postanowiło jak najszybciej rozpuścić cały śnieg. Okno w mojej sypialni było otwarte, krople deszczu jednak nie wpadały do środka, robiło to jedynie ciepłe powietrze i wilgoć, tym intensywniejsza, że niosła ze sobą charakterystyczny zapach bagien. Lód, który jeszcze niedawno pokrywał naturalne sadzawki w Fenland szybko się rozpuścił, mogłam więc tylko pomarzyć o nauce jazdy na łyżwach. Trzeba przyznać, że wzięłam ten zamiar całkiem na serio, trochę żałowałam, że nie mam dla siebie zaczarowanych butów, które przypadły w nagrodzie Inarze i Percivalowi. To na pewno nie pomogłoby mi w nauce, może jedynie początkowo dało złudzenie, że już umiem podstawy. W jednej z opuszczonych komnat w której stały zakurzone kufry ze zgromadzonymi najróżniejszymi przedmiotami z naszej dawnej posiadłości znalazłam (a właściwie znalazł je skrzat, grzebanie w takim kurzu niekoniecznie mnie zachęcało) stare łyżwy. Nie wiedziałam czy należały do matki, czy może do babki, ale idealnie pasowały na moją stopę i były naprawdę śliczne. Białe, z delikatnymi roślinnymi ornamentami i posrebrzanymi ostrzami - widać było po nich upływ czasu, ale wciąż prezentowały się dobrze. Na dłuższą albo krótszą chwilę (nie wiedziałam jak szybko zimna postanowi do nas wrócić) musiałam odłożyć je na bok, wciąż jednak stały na wierzchu w garderobie, rzucające się w oczy kiedy tylko się tam weszło. Podniecenie Sabatem minęło, co nie znaczyło, że nie miałam o nim przez dłuższy czas pamiętać. Tym razem z przyjemniejszych powodów niż po tym zimowym. Mimo wszystko byłam już zmęczona bezustannymi przyjęciami i chociaż przeważnie je uwielbiałam, to odzywała się we mnie krew Yaxleyów i zamiłowanie do przebywania w domowym zaciszu, z dala od głośnego, szlacheckiego świata.
Dzisiejsze przedpołudnie spędziłam na czytaniu, dla odmiany wcale nie kolejnych romantycznych powieści. Na biurku, ułożone w niewielki stoisk, leżały książki traktujące o anatomii i magicznych stworzeniach, szczególnie abraksanach. Część z nich pochodziła z domowej biblioteki, inne kupiłam niedawno. Miałam tyle wolnego czasu, że postanowiłam zagłębić te tematy, zupełnie jednak nie mogłam się zdecydować, od którego powinnam zacząć. Wreszcie zabrałam się za lekturę na temat chorób genetycznych - przebiegałam wzrokiem po zapisanych linijkach, czasem wczytując się w nie bardziej, kiedy indziej przerzucając szybciej strony. Nie miałam ochoty opuszczać posiadłości, dlatego przyjaciółkę zaprosiłam do siebie, zamiast proponować spotkanie w jednej z Londyńskich kawiarni. Gdyby tylko pogoda temu sprzyjała, mogłybyśmy przejść się na spacer, ale widok z okna również mi wystarczał. Siedząc przy biurku zwrócona byłam właśnie w jego stronę, od dłuższego już czasu zapominając o czytaniu i wpatrując się w krople deszczu, uderzające o szybę.
Pogoda jakby stała się bardziej letnia, ciężko było uwierzyć, że zaledwie parę dni temu, na Sabacie, ubrana byłam w ciepłą suknię i jeździłam na łyżwach. Letnie przesilenie zdecydowanie można było nazwać silnym - lato jakby przypomniało sobie, że istnieje i postanowiło jak najszybciej rozpuścić cały śnieg. Okno w mojej sypialni było otwarte, krople deszczu jednak nie wpadały do środka, robiło to jedynie ciepłe powietrze i wilgoć, tym intensywniejsza, że niosła ze sobą charakterystyczny zapach bagien. Lód, który jeszcze niedawno pokrywał naturalne sadzawki w Fenland szybko się rozpuścił, mogłam więc tylko pomarzyć o nauce jazdy na łyżwach. Trzeba przyznać, że wzięłam ten zamiar całkiem na serio, trochę żałowałam, że nie mam dla siebie zaczarowanych butów, które przypadły w nagrodzie Inarze i Percivalowi. To na pewno nie pomogłoby mi w nauce, może jedynie początkowo dało złudzenie, że już umiem podstawy. W jednej z opuszczonych komnat w której stały zakurzone kufry ze zgromadzonymi najróżniejszymi przedmiotami z naszej dawnej posiadłości znalazłam (a właściwie znalazł je skrzat, grzebanie w takim kurzu niekoniecznie mnie zachęcało) stare łyżwy. Nie wiedziałam czy należały do matki, czy może do babki, ale idealnie pasowały na moją stopę i były naprawdę śliczne. Białe, z delikatnymi roślinnymi ornamentami i posrebrzanymi ostrzami - widać było po nich upływ czasu, ale wciąż prezentowały się dobrze. Na dłuższą albo krótszą chwilę (nie wiedziałam jak szybko zimna postanowi do nas wrócić) musiałam odłożyć je na bok, wciąż jednak stały na wierzchu w garderobie, rzucające się w oczy kiedy tylko się tam weszło. Podniecenie Sabatem minęło, co nie znaczyło, że nie miałam o nim przez dłuższy czas pamiętać. Tym razem z przyjemniejszych powodów niż po tym zimowym. Mimo wszystko byłam już zmęczona bezustannymi przyjęciami i chociaż przeważnie je uwielbiałam, to odzywała się we mnie krew Yaxleyów i zamiłowanie do przebywania w domowym zaciszu, z dala od głośnego, szlacheckiego świata.
Dzisiejsze przedpołudnie spędziłam na czytaniu, dla odmiany wcale nie kolejnych romantycznych powieści. Na biurku, ułożone w niewielki stoisk, leżały książki traktujące o anatomii i magicznych stworzeniach, szczególnie abraksanach. Część z nich pochodziła z domowej biblioteki, inne kupiłam niedawno. Miałam tyle wolnego czasu, że postanowiłam zagłębić te tematy, zupełnie jednak nie mogłam się zdecydować, od którego powinnam zacząć. Wreszcie zabrałam się za lekturę na temat chorób genetycznych - przebiegałam wzrokiem po zapisanych linijkach, czasem wczytując się w nie bardziej, kiedy indziej przerzucając szybciej strony. Nie miałam ochoty opuszczać posiadłości, dlatego przyjaciółkę zaprosiłam do siebie, zamiast proponować spotkanie w jednej z Londyńskich kawiarni. Gdyby tylko pogoda temu sprzyjała, mogłybyśmy przejść się na spacer, ale widok z okna również mi wystarczał. Siedząc przy biurku zwrócona byłam właśnie w jego stronę, od dłuższego już czasu zapominając o czytaniu i wpatrując się w krople deszczu, uderzające o szybę.
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Ścięła włosy.
Było to na tyle wielkie wydarzenie, że od momentu ścięcia pięknych, blond pukli sięgających poniżej łopatek co chwilę przeglądała się w lusterku, poddając w wątpliwość swój postępek. Później z kolei zastanawiała się, czy aby dobrze wygląda - niezbyt kontrowersyjnie - i łapała się na tym, że w myślach próbowała przypomnieć sobie recepturę na eliksir na porost włosów. Nie wiedziała jak przyjmą ją aktualni klienci, szczególnie damska część, wszak przecież półwila i w ogóle kobieta z włosami ledwo sięgającymi ramion nie była często spotykanym zjawiskiem. Kręcenie pukli w rozmaite loki i upinanie ich wysoko było na porządku dziennym, ale tak drastyczne skrócenie włosów - nie. Przynajmniej nie wśród śmietanki magicznego półświatka. Jednak w przeciągu ostatnich dwóch miesięcy przeszła zaskakująco wiele i o ile nie odważyła się na wyjście do ludzi w spodniach, w których z kolei chętnie chodziła po domu, tak uznała, że po przejściach musi coś zmienić, zamanifestować. Po prostu.
Odnalezienie siostry, pogodzenie się z nią, później odnalezienie dwóch byłych, ważnych w jej życiu mężczyzn, próba porwania, zawodowe wygaszenie, zranione serce... wszytko to, co przeszła, skłaniało ją ku myśleniu, że teraz będzie tylko lepiej. Musiało być przecież lepiej - nie zawiniła światu niczym, za co musiałaby ponosić konsekwencje, a przynajmniej nie przypominała sobie czegoś takiego. Mimo wszystko maj z czerwcem były testem odporności psychicznej potomkini, czym wreszcie zachciała podzielić się ze światem.
Odpowiedź najdroższej przyjaciółki na wysłany list wprawiła ją w dobry nastrój; Liliana, mimo niewielkiej różnicy wieku, była bliska jej sercu i wiele wiedziała na jej temat, nawet jeśli nie spędzały ze sobą każdej wolnej chwili. Lady Yaxley miała na głowie swoje sprawy, a ona jako projektantka w rozkwicie kariery musiała skupić się na powierzanych zadaniach, coby nie zaprzepaścić swojej szansy. Dzisiejszego dnia jednak nie zamierzała pracować, bowiem wiedziała, że mają sporo do nadrobienia.
Po przekroczeniu progu posiadłości i przywitaniu się ze służbą, skierowała się w znanym kierunku a gdy zamknęła za sobą drzwi komnaty, z szerokim uśmiechem podeszła do siedzącej tyłem przyjaciółki, przytulając ją ostrożnie i dość nieporadnie jedną ręką. Później zdecydowała się na odwinięcie szala oraz zrzucenie płaszcza na pobliskie krzesło.
- I jak ci się podoba? - Spytała od razu, prezentując Lilianie nową fryzurę. Wiedziała, że mogła liczyć z jej strony na szczerość, tak więc traktowała opinię dziewczyny jako pewien wyznacznik. W gruncie rzeczy obawiała się tego, co miała zaraz usłyszeć.
Było to na tyle wielkie wydarzenie, że od momentu ścięcia pięknych, blond pukli sięgających poniżej łopatek co chwilę przeglądała się w lusterku, poddając w wątpliwość swój postępek. Później z kolei zastanawiała się, czy aby dobrze wygląda - niezbyt kontrowersyjnie - i łapała się na tym, że w myślach próbowała przypomnieć sobie recepturę na eliksir na porost włosów. Nie wiedziała jak przyjmą ją aktualni klienci, szczególnie damska część, wszak przecież półwila i w ogóle kobieta z włosami ledwo sięgającymi ramion nie była często spotykanym zjawiskiem. Kręcenie pukli w rozmaite loki i upinanie ich wysoko było na porządku dziennym, ale tak drastyczne skrócenie włosów - nie. Przynajmniej nie wśród śmietanki magicznego półświatka. Jednak w przeciągu ostatnich dwóch miesięcy przeszła zaskakująco wiele i o ile nie odważyła się na wyjście do ludzi w spodniach, w których z kolei chętnie chodziła po domu, tak uznała, że po przejściach musi coś zmienić, zamanifestować. Po prostu.
Odnalezienie siostry, pogodzenie się z nią, później odnalezienie dwóch byłych, ważnych w jej życiu mężczyzn, próba porwania, zawodowe wygaszenie, zranione serce... wszytko to, co przeszła, skłaniało ją ku myśleniu, że teraz będzie tylko lepiej. Musiało być przecież lepiej - nie zawiniła światu niczym, za co musiałaby ponosić konsekwencje, a przynajmniej nie przypominała sobie czegoś takiego. Mimo wszystko maj z czerwcem były testem odporności psychicznej potomkini, czym wreszcie zachciała podzielić się ze światem.
Odpowiedź najdroższej przyjaciółki na wysłany list wprawiła ją w dobry nastrój; Liliana, mimo niewielkiej różnicy wieku, była bliska jej sercu i wiele wiedziała na jej temat, nawet jeśli nie spędzały ze sobą każdej wolnej chwili. Lady Yaxley miała na głowie swoje sprawy, a ona jako projektantka w rozkwicie kariery musiała skupić się na powierzanych zadaniach, coby nie zaprzepaścić swojej szansy. Dzisiejszego dnia jednak nie zamierzała pracować, bowiem wiedziała, że mają sporo do nadrobienia.
Po przekroczeniu progu posiadłości i przywitaniu się ze służbą, skierowała się w znanym kierunku a gdy zamknęła za sobą drzwi komnaty, z szerokim uśmiechem podeszła do siedzącej tyłem przyjaciółki, przytulając ją ostrożnie i dość nieporadnie jedną ręką. Później zdecydowała się na odwinięcie szala oraz zrzucenie płaszcza na pobliskie krzesło.
- I jak ci się podoba? - Spytała od razu, prezentując Lilianie nową fryzurę. Wiedziała, że mogła liczyć z jej strony na szczerość, tak więc traktowała opinię dziewczyny jako pewien wyznacznik. W gruncie rzeczy obawiała się tego, co miała zaraz usłyszeć.
don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
ain't enough.
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Nie wyczekiwałam przyjaciółki niecierpliwie, zamiast tego dając się pochłonąć lekturze i rozmyśleniom, którym było do niej całkiem daleko. Przywoływałam z pamięci różne wspomnienia, te mnie i bardziej związane z deszczem i ponownie się im przyglądałam, zastanawiając się czy coś mogło wyglądać inaczej. Sama magia lecznicza nie była czymś co mnie fascynowało, zainteresowałam się nią raczej z poczucia obowiązku i dotychczas posiadałam jedynie podstawową wiedzę związaną z chorobą na którą sama cierpiałam, jak i drugą, będącą powszechną w naszej rodzinie, a ciążącą przede wszystkim na mojej siostrze. Nic więcej nie było mi potrzebne, jednak nie potrafiłam siedzieć całymi dniami w posiadłości i dzień za dniem nie robić nic, co dawałoby mi jakiekolwiek wrażenie rozwijania się. Uzdrawianie, nawet jeśli będące nudną (na razie) teorią, wydawało się być czymś przydatnym. Nawet pracując w Ministerstwie zdarzały się sytuacje, kiedy mogłam wykazać się znajomością moich nędznych podstaw.
Służba doskonale wiedziała, że Solene poradzi sobie z dotarciem do mojego pokoju, jak i że jej oczekuję. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, nie zareagowałam jednak, pozwalając, żeby przyjaciółka podeszła i mnie przytuliła. Musnęłam palcami jej obejmujące mnie ramię i dopiero wtedy się odwróciłam, zaznaczając wcześniej zdobioną w lilie wodne zakładką miejsce, w którym skończyłam czytać. Na widok jej fryzury zaniemówiłam, nigdy nie spodziewałabym się tak drastycznej zmiany.
- Och. - Nie wiedziałam co powiedzieć. Takie było pierwsze wrażenie, chociaż ciężko było powiedzieć, żeby Solene w nowej fryzurze wyglądała źle - na pewno inaczej i nietypowo. Kobiety ze środowiska w którym się obracałam zawsze bardzo dbały o swoje włosy, jednocześnie je zapuszczając, by na większość specjalnych okazji tworzyć z nich piękne upięcia. Nawet nie myślałam, że włosy po prostu powinny być długie, dopóki nie zobaczyłam ich krótkich u Solene. To wyglądał dziwnie, ale równocześnie pięknie i naprawdę nie wiedziałam o co tym sądzić. - Mocno je ścięłaś - stwierdziłam oczywistość. - Jest inaczej, ale... podoba mi się.
Moje własne włosy były dzisiaj rozpuszczone, swobodnie spływały po ramionach, skręcając się mocniej niż zazwyczaj, pod wpływem wilgotnego powietrza, które wpadało do pomieszczenia. Ciągle przyglądałam się Solene, chyba nie mogąc od tej jej nowej wersji oderwać wzroku i w zamyśleniu gładząc jeden kosmyk.
- Wyglądasz tak świeżo. Nowocześnie. - Uśmiechnęłam się lekko kącikiem ust, ciężko powiedzieć czy to ostatnie słowo było komplementem. Z jednej strony nie byłam jedną z tych kobiet, siedziałyby całymi dniami w domu i nie znały słowa "praca", więc moje poglądy można by uznać za całkiem postępowe, ale z drugiej, nie odważyłabym się na coś podobnego w obawie, że zaczęto by mnie postrzegać jak zwykłą dziewczynę (nie daj Merlinie mugolaczkę!). Bo przecież to one chodziły tak uczesane. - Skąd ta zmiana? - Chciałam wiedzieć.
Służba doskonale wiedziała, że Solene poradzi sobie z dotarciem do mojego pokoju, jak i że jej oczekuję. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, nie zareagowałam jednak, pozwalając, żeby przyjaciółka podeszła i mnie przytuliła. Musnęłam palcami jej obejmujące mnie ramię i dopiero wtedy się odwróciłam, zaznaczając wcześniej zdobioną w lilie wodne zakładką miejsce, w którym skończyłam czytać. Na widok jej fryzury zaniemówiłam, nigdy nie spodziewałabym się tak drastycznej zmiany.
- Och. - Nie wiedziałam co powiedzieć. Takie było pierwsze wrażenie, chociaż ciężko było powiedzieć, żeby Solene w nowej fryzurze wyglądała źle - na pewno inaczej i nietypowo. Kobiety ze środowiska w którym się obracałam zawsze bardzo dbały o swoje włosy, jednocześnie je zapuszczając, by na większość specjalnych okazji tworzyć z nich piękne upięcia. Nawet nie myślałam, że włosy po prostu powinny być długie, dopóki nie zobaczyłam ich krótkich u Solene. To wyglądał dziwnie, ale równocześnie pięknie i naprawdę nie wiedziałam o co tym sądzić. - Mocno je ścięłaś - stwierdziłam oczywistość. - Jest inaczej, ale... podoba mi się.
Moje własne włosy były dzisiaj rozpuszczone, swobodnie spływały po ramionach, skręcając się mocniej niż zazwyczaj, pod wpływem wilgotnego powietrza, które wpadało do pomieszczenia. Ciągle przyglądałam się Solene, chyba nie mogąc od tej jej nowej wersji oderwać wzroku i w zamyśleniu gładząc jeden kosmyk.
- Wyglądasz tak świeżo. Nowocześnie. - Uśmiechnęłam się lekko kącikiem ust, ciężko powiedzieć czy to ostatnie słowo było komplementem. Z jednej strony nie byłam jedną z tych kobiet, siedziałyby całymi dniami w domu i nie znały słowa "praca", więc moje poglądy można by uznać za całkiem postępowe, ale z drugiej, nie odważyłabym się na coś podobnego w obawie, że zaczęto by mnie postrzegać jak zwykłą dziewczynę (nie daj Merlinie mugolaczkę!). Bo przecież to one chodziły tak uczesane. - Skąd ta zmiana? - Chciałam wiedzieć.
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Przyjaciółka milczała, przyglądała jej się dość długo, co zaniepokoiło Francuzkę. Liczyła się z jej zdaniem, a im dłużej się nie odzywała, tym bardziej odnosiła wrażenie, że drastyczna zmiana fryzury nie spotka się z jej uznaniem i Liliana teraz zastanawiała się, jak jej o tym powiedzieć; otwierała nawet usta, by się odezwać, kiedy lady Yaxley ją uprzedziła z całkiem pozytywną reakcją. Z uśmiechem odetchnęła, teatralnie zgarniając włosy do tyłu. Widziała jednak, że dziewczyna nie jest do końca przekonana lub dalej próbuje przyswoić sobie jej małą zmianę, dlatego też postanowiła przypomnieć, że jeden eliksir wystarczył, by wszystko wróciło do normy.
- Wypadek przy pracy. Ale odrosną, prawda? A jeśli nie, to ciocia uwarzy mi eliksir i wszystko będzie jak dawniej. - Odparła na zarzut o ich długości, która nie do końca była zamierzona; chciała krótkie, do ramion, tymczasem dosłownie dwa, może trzy, centymetry okazały się zrobić sporą różnicę, zarówno w wyglądzie, jak i kierowanych pod jej adresem komplementach. Zdawała sobie sprawę, że dużo osób nie poprze tej zmiany, istotnie "nowoczesność" wyglądu przypisując osobom brudnej krwi, ale ona daleka była wrzucania wszystkich dziedzin do jednego wora. Pogląd na wygląd miała zresztą dość specyficzny i odbiegający od przyjętych w towarzystwie standardów, zatrzymując go tylko dla siebie; bo jeśli żyli wśród innych ludzi, siłą rzeczy musząc jakoś wtopić się w tłum, to noszenie wystawnych szat i strojów nie było tutaj ani trochę pomocne. W swoich strojach starała się przemycać odrobinę nowej mody, oczywiście z wyczuciem i smakiem, zgrabnie łącząc ze sobą każdy element. Jak na razie nikt się nie skarżył, a wręcz przeciwnie: słyszała same zachwyty.
- Potrzebowałam zmiany. Ostatnio w moim życiu było dużo rewelacji, a mawiają, że kobieta ścina włosy, gdy zaczyna nowy etap. - Powiedziała zgodnie z prawdą, szykując się w pełni na opowieść z minionego miesiąca. Nie zamierzała oszukiwać Liliany, czy zatajać przed nią prawdy, skoro ona jak mało kto potrafiła ją zrozumieć. Od dawna była jedyną osobą, przed którą potrafiła się otworzyć i wiedziała, że przyjaciółka zawsze ją wesprze, bądź przedyskutuje po raz setny jeden problem, a w razie konieczności: zwróci uwagę. - Ale najpierw powiedz mi, kochana, jak się czujesz? - Spytała szybko, poprawiając się w miękkim fotelu.
- Wypadek przy pracy. Ale odrosną, prawda? A jeśli nie, to ciocia uwarzy mi eliksir i wszystko będzie jak dawniej. - Odparła na zarzut o ich długości, która nie do końca była zamierzona; chciała krótkie, do ramion, tymczasem dosłownie dwa, może trzy, centymetry okazały się zrobić sporą różnicę, zarówno w wyglądzie, jak i kierowanych pod jej adresem komplementach. Zdawała sobie sprawę, że dużo osób nie poprze tej zmiany, istotnie "nowoczesność" wyglądu przypisując osobom brudnej krwi, ale ona daleka była wrzucania wszystkich dziedzin do jednego wora. Pogląd na wygląd miała zresztą dość specyficzny i odbiegający od przyjętych w towarzystwie standardów, zatrzymując go tylko dla siebie; bo jeśli żyli wśród innych ludzi, siłą rzeczy musząc jakoś wtopić się w tłum, to noszenie wystawnych szat i strojów nie było tutaj ani trochę pomocne. W swoich strojach starała się przemycać odrobinę nowej mody, oczywiście z wyczuciem i smakiem, zgrabnie łącząc ze sobą każdy element. Jak na razie nikt się nie skarżył, a wręcz przeciwnie: słyszała same zachwyty.
- Potrzebowałam zmiany. Ostatnio w moim życiu było dużo rewelacji, a mawiają, że kobieta ścina włosy, gdy zaczyna nowy etap. - Powiedziała zgodnie z prawdą, szykując się w pełni na opowieść z minionego miesiąca. Nie zamierzała oszukiwać Liliany, czy zatajać przed nią prawdy, skoro ona jak mało kto potrafiła ją zrozumieć. Od dawna była jedyną osobą, przed którą potrafiła się otworzyć i wiedziała, że przyjaciółka zawsze ją wesprze, bądź przedyskutuje po raz setny jeden problem, a w razie konieczności: zwróci uwagę. - Ale najpierw powiedz mi, kochana, jak się czujesz? - Spytała szybko, poprawiając się w miękkim fotelu.
don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
ain't enough.
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Rzeczywiście - zupełnie zapomniałam, że ewentualną zbyt krótką długość włosów można szybko naprawić umiejętnie uwarzonym eliksirem. Zupełnie się na tym nie znałam, a poza tym ta wiedza nigdy nie była mi potrzebna, bo nie odważyłabym się dokonać tak drastycznej zmiany w swoim wizerunku. Już i tak robiłam rzeczy, które nie zawsze wypadały damie, ale o tym przynajmniej znaczna część szlacheckiej socjety miała się nie dowiedzieć - z wyglądam sprawa przedstawiała się zupełnie inaczej, bo była widoczna od razu i idealnie nadawała się do wszelkich plotek.
- Na pewno tylko wypadek? - Uśmiechnęłam się przekornie. Wiedziałam, że Solene lubiła czasem wprowadzać w swoich strojach odrobinę nowoczesności (na co sama czasem dawałam jej się namówić, bo niektóre elementy przy odpowiednim przedstawieniu naprawdę kusiły), a włosy tak samo jaka ubrania należały do kategorii mody. Ta ostatnio się zmieniała, jednak postęp przebiegła stopniowo i trzeba było być naprawdę odważnym, żeby zdecydować się na niektóre jego elementy. Tym co mnie samą wciąż szokowało najbardziej, było upodobanie do krótkości - krótkie włosy, krótkie spódnice. Kto to słyszał, żeby w taki sposób odsłaniać nogi? - Chyba do ciebie pasują - przyznałam. - Chociaż muszę się przyzwyczaić. To naprawdę dużo zmiana, twoja twarz prezentuje się zupełnie inaczej. - Wciąż nie mogłam się nadziwić nowemu wyglądowi przyjaciółki. Chciałam usłyszeć wszystko o rewelacjach, o których właśnie wspomniała.
- To musiały być naprawdę znaczące wydarzenia, patrząc na ścięta długość - zauważyłam. Nie znałam tego powiedzenia, ale w taki sposób mogłam to zinterpretować. Wstałam z krzesła przy biurku i przeszłam na fotel obok tego, który zajęła Solene. Zawołałam też skrzata, prosząc go o przyniesienia nam kawy i herbaty, a także ciastek. Chciałam czym prędzej usłyszeć co wydarzyło się u przyjaciółki, jednak ta zamiast kontynuować temat, spytała o mnie. Czy to było teraz najważniejsze?
- Czuję się zmęczona - przyznałam, spoglądając w stronę okna. - Zabawne, jest tak od kiedy nie mam dużo spraw do załatwienia. To już prawie miesiąc jak nie pracuję w Ministerstwie i nie wiem co ze sobą zrobić. Wszystko to, co robię teraz, wydaje mi zbyt błahe - westchnęłam. - Ale przecież mnie rozumiesz. - Wiedziałam o tym, w końcu była jedną z tych kobiet, które naprawdę pracowały. - Chciałam zadowolić rodzinę, ale w ciągu dnia nawet moja siostra jest w rezerwacie. Powinnam znaleźć coś innego, co mogłabym robić, co sprawiałoby mi przyjemność, a jednocześnie było... odpowiednie, ale zupełnie nie wiem co to by mogło być - pożaliłam się, chociaż początkowo zamierzałam odpowiedzieć na jej pytanie krótko, w ledwo paru słowach. Wyszło zupełnie inaczej - nie potrafiłam już trzymać w sobie swoich wątpliwości.
- Na pewno tylko wypadek? - Uśmiechnęłam się przekornie. Wiedziałam, że Solene lubiła czasem wprowadzać w swoich strojach odrobinę nowoczesności (na co sama czasem dawałam jej się namówić, bo niektóre elementy przy odpowiednim przedstawieniu naprawdę kusiły), a włosy tak samo jaka ubrania należały do kategorii mody. Ta ostatnio się zmieniała, jednak postęp przebiegła stopniowo i trzeba było być naprawdę odważnym, żeby zdecydować się na niektóre jego elementy. Tym co mnie samą wciąż szokowało najbardziej, było upodobanie do krótkości - krótkie włosy, krótkie spódnice. Kto to słyszał, żeby w taki sposób odsłaniać nogi? - Chyba do ciebie pasują - przyznałam. - Chociaż muszę się przyzwyczaić. To naprawdę dużo zmiana, twoja twarz prezentuje się zupełnie inaczej. - Wciąż nie mogłam się nadziwić nowemu wyglądowi przyjaciółki. Chciałam usłyszeć wszystko o rewelacjach, o których właśnie wspomniała.
- To musiały być naprawdę znaczące wydarzenia, patrząc na ścięta długość - zauważyłam. Nie znałam tego powiedzenia, ale w taki sposób mogłam to zinterpretować. Wstałam z krzesła przy biurku i przeszłam na fotel obok tego, który zajęła Solene. Zawołałam też skrzata, prosząc go o przyniesienia nam kawy i herbaty, a także ciastek. Chciałam czym prędzej usłyszeć co wydarzyło się u przyjaciółki, jednak ta zamiast kontynuować temat, spytała o mnie. Czy to było teraz najważniejsze?
- Czuję się zmęczona - przyznałam, spoglądając w stronę okna. - Zabawne, jest tak od kiedy nie mam dużo spraw do załatwienia. To już prawie miesiąc jak nie pracuję w Ministerstwie i nie wiem co ze sobą zrobić. Wszystko to, co robię teraz, wydaje mi zbyt błahe - westchnęłam. - Ale przecież mnie rozumiesz. - Wiedziałam o tym, w końcu była jedną z tych kobiet, które naprawdę pracowały. - Chciałam zadowolić rodzinę, ale w ciągu dnia nawet moja siostra jest w rezerwacie. Powinnam znaleźć coś innego, co mogłabym robić, co sprawiałoby mi przyjemność, a jednocześnie było... odpowiednie, ale zupełnie nie wiem co to by mogło być - pożaliłam się, chociaż początkowo zamierzałam odpowiedzieć na jej pytanie krótko, w ledwo paru słowach. Wyszło zupełnie inaczej - nie potrafiłam już trzymać w sobie swoich wątpliwości.
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Wiele osób zapominało, że w ich świecie większość rzeczy dało naprawić się za sprawą zaklęcia, bądź dobrze uwarzonego eliksiru, dlatego też z tego powodu Francuzka nie rozumiała zdziwienia, jakie niewątpliwie budziła swoją długością włosów. Kto znał ją dłużej, wiedział, że bywa ekscentryczna, a przede wszystkim inspiruje się trendami głównie z francuskiego świata mody. Jednak w jej przypadku nie była przez to źle oceniana, czy odbierana - większość osób wolała zrzucać podobne zachowania na miejsce urodzenia. I tak żyło jej się dobrze; ze świadomością, że wiele z tych osób podziwiało ją za odwagę i może nawet w jakiś sposób jej zazdrościło. Do siebie zaś przyjmowała tylko konstruktywną krytykę.
Słowa Liliany, całkiem miłe, spowodowały, że odetchnęła z ulgą po raz kolejny. Cieszyła się, że chociaż jej przyjaciółka oszczędziła sobie przydługawych monologów o tym, że kobieta powinna mieć długie włosy a nie takie byle co. Nie odpowiedziała jednak na jej słowa, uznając, że zrobi to za chwilę. Z pewnością miała o wiele więcej rzeczy, na której mogłaby się jej pochwalić, gdyby nie poruszona przez lady Yaxley kwestia zagubienia. Znała to uczucie aż za dobrze i wiedziała, jak nieprzyjemne potrafiło być bicie się z myślami, czy marnotrawienie swojego czasu. Uśmiechnęła się pokrzepiająco, bezwiednie ujmując dłoń Liliany w tym okropnym, pocieszającym geście, którego sama nienawidziła. Zauważając to, szybko cofnęła rękę.
- Dlaczego właściwie porzuciłaś tę pracę? - Spytała spokojnie, chociaż w gruncie rzeczy cieszyła się, że kolejna znana jej osoba porzuciła pracę w znienawidzonej przezeń jednostce. - Nie polecam ci obierania mojej drogi, jeśli nie chcesz zamieszkać z wujostwem na przedmieściach Londynu. - Czasami żałowała, że jej życie potoczyło się w ten sposób i że z pięknej posiadłości w malowniczej Francji tułała się przez marny domek babci w Hogsmeade, by następnie znaleźć się - co prawda w lepszym komforcie - w Anglii. Z drugiej strony, gdyby tylko tam została, mogłaby nie wytrzymać ciągłych kłótni z rodzicami, stanowczo niepopierającymi jej pracy.
- Pięknie tańczysz i z tego co wspominałaś, dobrze jeździsz. Może skup się na tych dwóch rzeczach? A może zawsze chciałaś nauczyć się czegoś? To dobra okazja. - Zaproponowała. - Mogę cię nauczyć haftowania. Teraz szykuję nową kolekcję, w której hafty będą jedynymi ozdobami. - Nie wydawało jej się to nieodpowiednim dla arystokratki zajęciem, wszak wiele z dziewcząt uczyło się szycia, haftowania, malowania, czy układania pięknych bukietów z roślin, by cieszyć oko otoczenia. Uznała zresztą, że podobne zajęcie zajmie Lilianę na tyle, by przestała kręcić się bez celu po swoim domu. Kto wie, może akurat przypadnie jej to do gustu? - Możesz być też moją towarzyszką podczas spacerów. Może wtedy przestanę przyciągać kłopoty. - Zerknęła na przyniesioną tacę z napojami i przekąskami, sięgając po porcelanową filiżankę z kawą.
Słowa Liliany, całkiem miłe, spowodowały, że odetchnęła z ulgą po raz kolejny. Cieszyła się, że chociaż jej przyjaciółka oszczędziła sobie przydługawych monologów o tym, że kobieta powinna mieć długie włosy a nie takie byle co. Nie odpowiedziała jednak na jej słowa, uznając, że zrobi to za chwilę. Z pewnością miała o wiele więcej rzeczy, na której mogłaby się jej pochwalić, gdyby nie poruszona przez lady Yaxley kwestia zagubienia. Znała to uczucie aż za dobrze i wiedziała, jak nieprzyjemne potrafiło być bicie się z myślami, czy marnotrawienie swojego czasu. Uśmiechnęła się pokrzepiająco, bezwiednie ujmując dłoń Liliany w tym okropnym, pocieszającym geście, którego sama nienawidziła. Zauważając to, szybko cofnęła rękę.
- Dlaczego właściwie porzuciłaś tę pracę? - Spytała spokojnie, chociaż w gruncie rzeczy cieszyła się, że kolejna znana jej osoba porzuciła pracę w znienawidzonej przezeń jednostce. - Nie polecam ci obierania mojej drogi, jeśli nie chcesz zamieszkać z wujostwem na przedmieściach Londynu. - Czasami żałowała, że jej życie potoczyło się w ten sposób i że z pięknej posiadłości w malowniczej Francji tułała się przez marny domek babci w Hogsmeade, by następnie znaleźć się - co prawda w lepszym komforcie - w Anglii. Z drugiej strony, gdyby tylko tam została, mogłaby nie wytrzymać ciągłych kłótni z rodzicami, stanowczo niepopierającymi jej pracy.
- Pięknie tańczysz i z tego co wspominałaś, dobrze jeździsz. Może skup się na tych dwóch rzeczach? A może zawsze chciałaś nauczyć się czegoś? To dobra okazja. - Zaproponowała. - Mogę cię nauczyć haftowania. Teraz szykuję nową kolekcję, w której hafty będą jedynymi ozdobami. - Nie wydawało jej się to nieodpowiednim dla arystokratki zajęciem, wszak wiele z dziewcząt uczyło się szycia, haftowania, malowania, czy układania pięknych bukietów z roślin, by cieszyć oko otoczenia. Uznała zresztą, że podobne zajęcie zajmie Lilianę na tyle, by przestała kręcić się bez celu po swoim domu. Kto wie, może akurat przypadnie jej to do gustu? - Możesz być też moją towarzyszką podczas spacerów. Może wtedy przestanę przyciągać kłopoty. - Zerknęła na przyniesioną tacę z napojami i przekąskami, sięgając po porcelanową filiżankę z kawą.
don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
ain't enough.
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Nie przyszłoby mi nawet do głowy prawienie monologów, sama wiedziałam jak nieprzyjemne potrafią one być - nawet jeśli czasem potrzebne... przynajmniej w niektórych sytuacjach. Tutaj sprawa przedstawiała się inaczej, po pierwsze to były tylko włosy (nie żeby kiedyś z moim ust wyszło podobne sformułowanie), a poza tym poza oczywistą kontrowersyjnością, wyglądały naprawdę dobrze.
Miło było mieć kogoś kto rozumiał moją sytuację. Dotychczas poruszałam ten temat z siostrą czy kuzynem, którzy, nawet gdyby bardzo chcieli, nie potrafili postawić się w mojej sytuacji. Z Solene było inaczej - odwzajemniłam jej uśmiech, a gest który wykonała wcale mi nie przeszkadzał.
- Ponieważ to było nieodpowiednie - zaczęłam, wreszcie mówiąc prawdę i nie mydląc oczu opowiadaniem jak to postanowiłam zmienić swoją przyszłość, bo doszłam do wniosku, że praca w Ministerstwie nie jest zajęciem dla mnie. Wcale tak nie było. - Wiem, co działo się w Ministerstwie, ale mimo wszystko... gdyby to ode mnie zależało, nie zrezygnowałabym, przynajmniej jeszcze nie teraz. Zaczęło się i właściwie skończyło na tym, że mój kuzyn zasugerował, że nie powinnam tam dłużej pracować. Za drugim razem zrobił to bardziej... stanowczo i nie chciałam sprawdzać co by było dalej. Mojej rodzinie chyba wyszło to na dobre. - Zamilkłam, zastanawiając się, jaki tak naprawdę to miało wpływ i czy ktokolwiek w ogóle zauważył, że zamiast całe dnie spędzać w Ministerstwie, przebywałam w domu. Czy doceniali, że wreszcie zrobiłam krok w stronę, jakiej oczekiwali? Zapewne nie. Nie było co się temu dziwić, że w obliczu wszystkich wydarzeń, które ostatnio wstrząsały czarodziejskim światem.
- Chciałabym robić coś pożytecznego. Coś, co miałoby znaczenie - przyznałam. To nie tak, że moje działania musiały mieć jakieś spektakularne efekty. Solene projektowała piękne stroje i to było ważne, przynosiło satysfakcję, pozwalało uszczęśliwiać innych ludzi. A sam taniec...? Był dla mnie raczej przyjemnością i nie myślałam, że mogłabym nim zajmować się zawodowo. Co innego jeździectwo. Tak się składało, że w mojej rodzinie prawie wszyscy zajmowali się zwierzętami. Może więc konie? Szkoda tylko, że wiedziałam o nich tylko tyle, jak jeździć czy się przy nich zachowywać. Moja wiedza na ich temat była zdecydowanie zbyt uboga, by móc się podjąć jakiegoś poważnego zajęcia.
Malowanie i szycie brzmiało dosyć nudno - za mało tam się działo. W dzieciństwie miałam swoją krótką przygodę z trzymaniem pędzla i fortepianem, ale nic z tego nie wyszło, bo wolałam inne zajęcia.
- Możesz spróbować. - Uśmiechnęłam się mimo wszystko. - Ale prawdę mówiąc, wolałabym tę kolekcję przymierzyć, niż tworzyć. - Zaśmiałam się. Chyba byłam zbyt marudna. Spojrzałam na przyniesione przez skrzata naczynia i również wzięłam filiżankę kawy.
- To brzmi bardzo interesująco. Nie wiem tylko czy nie przyciągałybyśmy dwa razy więcej kłopotów. Jakieś konkretne masz na myśli? - spytałam, bo wyczułam, że Solene w ten sposób chce mi o czymś opowiedzieć, więc zamieniłam się w słuch.
Miło było mieć kogoś kto rozumiał moją sytuację. Dotychczas poruszałam ten temat z siostrą czy kuzynem, którzy, nawet gdyby bardzo chcieli, nie potrafili postawić się w mojej sytuacji. Z Solene było inaczej - odwzajemniłam jej uśmiech, a gest który wykonała wcale mi nie przeszkadzał.
- Ponieważ to było nieodpowiednie - zaczęłam, wreszcie mówiąc prawdę i nie mydląc oczu opowiadaniem jak to postanowiłam zmienić swoją przyszłość, bo doszłam do wniosku, że praca w Ministerstwie nie jest zajęciem dla mnie. Wcale tak nie było. - Wiem, co działo się w Ministerstwie, ale mimo wszystko... gdyby to ode mnie zależało, nie zrezygnowałabym, przynajmniej jeszcze nie teraz. Zaczęło się i właściwie skończyło na tym, że mój kuzyn zasugerował, że nie powinnam tam dłużej pracować. Za drugim razem zrobił to bardziej... stanowczo i nie chciałam sprawdzać co by było dalej. Mojej rodzinie chyba wyszło to na dobre. - Zamilkłam, zastanawiając się, jaki tak naprawdę to miało wpływ i czy ktokolwiek w ogóle zauważył, że zamiast całe dnie spędzać w Ministerstwie, przebywałam w domu. Czy doceniali, że wreszcie zrobiłam krok w stronę, jakiej oczekiwali? Zapewne nie. Nie było co się temu dziwić, że w obliczu wszystkich wydarzeń, które ostatnio wstrząsały czarodziejskim światem.
- Chciałabym robić coś pożytecznego. Coś, co miałoby znaczenie - przyznałam. To nie tak, że moje działania musiały mieć jakieś spektakularne efekty. Solene projektowała piękne stroje i to było ważne, przynosiło satysfakcję, pozwalało uszczęśliwiać innych ludzi. A sam taniec...? Był dla mnie raczej przyjemnością i nie myślałam, że mogłabym nim zajmować się zawodowo. Co innego jeździectwo. Tak się składało, że w mojej rodzinie prawie wszyscy zajmowali się zwierzętami. Może więc konie? Szkoda tylko, że wiedziałam o nich tylko tyle, jak jeździć czy się przy nich zachowywać. Moja wiedza na ich temat była zdecydowanie zbyt uboga, by móc się podjąć jakiegoś poważnego zajęcia.
Malowanie i szycie brzmiało dosyć nudno - za mało tam się działo. W dzieciństwie miałam swoją krótką przygodę z trzymaniem pędzla i fortepianem, ale nic z tego nie wyszło, bo wolałam inne zajęcia.
- Możesz spróbować. - Uśmiechnęłam się mimo wszystko. - Ale prawdę mówiąc, wolałabym tę kolekcję przymierzyć, niż tworzyć. - Zaśmiałam się. Chyba byłam zbyt marudna. Spojrzałam na przyniesione przez skrzata naczynia i również wzięłam filiżankę kawy.
- To brzmi bardzo interesująco. Nie wiem tylko czy nie przyciągałybyśmy dwa razy więcej kłopotów. Jakieś konkretne masz na myśli? - spytałam, bo wyczułam, że Solene w ten sposób chce mi o czymś opowiedzieć, więc zamieniłam się w słuch.
Ostatnio zmieniony przez Liliana Yaxley dnia 19.04.18 16:21, w całości zmieniany 1 raz
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Zdziwiła się. Francuzka powoli zaczynała gubić się w tym co "odpowiednie" i "nieodpowiednie" dla szlachetnie urodzonych dam. Praca w szpitalu: wydawała się w porządku, wciąż jednak było wiele minusów; aurorstwo: w życiu! i tu akurat musiała się zgodzić; ministerstwo: sprawa prezentowała się podobnie jak w przypadku pracy w szpitalu, było wiele powodów, dla których była błędnym wyborem. Co więc pozostawało tym biednym szlachciankom? Leżenie i pachnienie, oglądanie ogrodów, czytanie książek? Czy one mogły robić cokolwiek pożytecznego, poza swoimi rezydencjami? O ile wcześniej myśl, że miała rodziców-tyranów przeważała w jej głowie, tak teraz jawili się oni jako cudowni ludzie, bo chociaż nie zgadzali się z jej aktualnym zajęciem, to chcieli, by chociaż leczyła ludzi. Czyli robiła to, na co nie zgadzała się większość rodów.
Uśmiechnęła się ponownie, tym razem trochę bardziej cierpko, nie wiedząc co odpowiedzieć przyjaciółce; myślenie jasnowłosej troszeczkę wybiegało poza ramy, w których uwięziona była Liliana a nie miała zamiaru utracić z nią kontaktu pod zarzutem sprowadzania córki Yaxleyów na złą drogę.
- A co według ciebie ma znaczenie? - Spytała więc, próbując podejść temat od nieco innej strony. Chciała jej doradzić, pomóc, być wsparciem, by ukryty talent i cudowny charakter Liliany nie marnował się wśród czterech ścian. Dostrzegła również, że złożona przezeń propozycja nie spotkała się ze szczególnym uznaniem.
- Możesz przymierzyć, potrzebuję zachwycającej modelki, kiedy spróbuję ją zaprezentować przed ludźmi, niż tylko w swojej pracowni. - Plany wcale nie były tak szalone, na jakie wyglądały, wszak już kilka razy zdarzyło się, że prezentowała swoje stroje przed szerszym gronem po uprzednich długich przygotowaniach pięknego wieczoru. Właśnie jeden z takich wieczorów zapewnił jej przychylny artykuł w gazecie - czemu miałaby nie spróbować ponownie, pokazując coś o wiele bardziej ładniejszego, odpowiadającego aktualnym trendom?
- Masz rację, może to jednak nie najlepszy pomysł - westchnęła, zerkając wgłąb filiżanki - ostatnie dwa miesiące były dość absurdalne. Znowu próbowano mnie porwać, potem musiałam składać zeznania w ministerstwie i jednostce aurorów, do czego zmusił mnie jeden z nich. Do tego pewien lord, cóż, potraktował mnie jak kłamczuchę, bo nie wspomniałam mu otwarcie o swoich genach i to pociągnęło całą serię niefortunnych zdarzeń. I spotkałam osobę, z którą się kiedyś spotykałam. Nie było to najmilsze spotkanie. Po raz pierwszy kogoś oparzyłam publicznie. Och, a żeby tego było mało, obawiam się o swoją reputację, moja droga. Jeden z moich dawnych przyjaciół postanowił odwiedzić mnie całkowicie pijany późnym wieczorem, a do tego tamten auror zabrał mnie do mugolskiej dzielnicy. To było najgorsze, uzależnienie od jego woli, kiedy prawie wpadłam w panikę a on czerpał z tego radość. - Zakończyła z wyczuwalnym oburzeniem, ostatnie słowa wypowiadając ciszej, na tyle cicho, by nikt poza lady ich nie usłyszał. - Ściągam na siebie same kłopoty, ale mam nadzieję, że to już koniec. - Dając czas Lilianie na przetrawienie całego stosu informacji, jęła się picia kawy.
Uśmiechnęła się ponownie, tym razem trochę bardziej cierpko, nie wiedząc co odpowiedzieć przyjaciółce; myślenie jasnowłosej troszeczkę wybiegało poza ramy, w których uwięziona była Liliana a nie miała zamiaru utracić z nią kontaktu pod zarzutem sprowadzania córki Yaxleyów na złą drogę.
- A co według ciebie ma znaczenie? - Spytała więc, próbując podejść temat od nieco innej strony. Chciała jej doradzić, pomóc, być wsparciem, by ukryty talent i cudowny charakter Liliany nie marnował się wśród czterech ścian. Dostrzegła również, że złożona przezeń propozycja nie spotkała się ze szczególnym uznaniem.
- Możesz przymierzyć, potrzebuję zachwycającej modelki, kiedy spróbuję ją zaprezentować przed ludźmi, niż tylko w swojej pracowni. - Plany wcale nie były tak szalone, na jakie wyglądały, wszak już kilka razy zdarzyło się, że prezentowała swoje stroje przed szerszym gronem po uprzednich długich przygotowaniach pięknego wieczoru. Właśnie jeden z takich wieczorów zapewnił jej przychylny artykuł w gazecie - czemu miałaby nie spróbować ponownie, pokazując coś o wiele bardziej ładniejszego, odpowiadającego aktualnym trendom?
- Masz rację, może to jednak nie najlepszy pomysł - westchnęła, zerkając wgłąb filiżanki - ostatnie dwa miesiące były dość absurdalne. Znowu próbowano mnie porwać, potem musiałam składać zeznania w ministerstwie i jednostce aurorów, do czego zmusił mnie jeden z nich. Do tego pewien lord, cóż, potraktował mnie jak kłamczuchę, bo nie wspomniałam mu otwarcie o swoich genach i to pociągnęło całą serię niefortunnych zdarzeń. I spotkałam osobę, z którą się kiedyś spotykałam. Nie było to najmilsze spotkanie. Po raz pierwszy kogoś oparzyłam publicznie. Och, a żeby tego było mało, obawiam się o swoją reputację, moja droga. Jeden z moich dawnych przyjaciół postanowił odwiedzić mnie całkowicie pijany późnym wieczorem, a do tego tamten auror zabrał mnie do mugolskiej dzielnicy. To było najgorsze, uzależnienie od jego woli, kiedy prawie wpadłam w panikę a on czerpał z tego radość. - Zakończyła z wyczuwalnym oburzeniem, ostatnie słowa wypowiadając ciszej, na tyle cicho, by nikt poza lady ich nie usłyszał. - Ściągam na siebie same kłopoty, ale mam nadzieję, że to już koniec. - Dając czas Lilianie na przetrawienie całego stosu informacji, jęła się picia kawy.
don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
ain't enough.
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Sama już dawno się pogubiłam. Nie byłam pewna co jest odpowiednie, a co nie, miałam wrażenie, jakbym otrzymywała mnóstwo sprzecznych komunikatów. W efekcie, wciąż balansowałam na krawędzi pomiędzy tymi dwoma, czasem jakby sprzecznymi pojęciami, często spadając na nieodpowiednią stronę, bo nawet tego nie zauważałam. Najciężej było pogodzić to co powinnam i to co chciałabym. Inspiracja tym, co robiły inne szlachcianki również nie wydawała się najlepszym pomysłem, przekonałam się o tym już kilka razy, słysząc w odpowiedzi, że Yaxleyowie to nie wszyscy arystokraci i od osób noszących to nazwisko wymagało się zupełnie innego zachowania. Trudno uwzględnić te wszystkie mgliste wytyczne, kiedy nie miałam żadnego wzoru do naśladowania. Jedynym możliwym wydawała się siostra, ale z różnych powodów, między inni ze względu na rozbieżność charakterów, nie było to tak oczywiste.
Nie miałabym nic przeciwko, gdyby Solene zaproponowała jakieś niekonwencjonalne zajęcie, problemem mogłoby być jedynie, że ktoś prędzej czy później by się o nim dowiedział, co przysporzyłoby nam obu nieprzyjemności, a na pewno nie chciałabym stracić przyjaciółki przez taką głupotę.
Westchnęłam ciężko na jej pytanie, nie umiałam szybko na nie odpowiedzieć - chyba nawet dłuższe zastanowienie na nic by się nie zdało. Powoli napiłam się kawy, jakbym na tym myślała.
- Gdybym wiedziała, już pewnie wymyśliłabym co chcę robić. - Uśmiechnęłam się do Solene w podobny sposób jak ona to zrobiła. - Jeśli znajdę to zajęcie, będę wiedziała, że ma znaczenie - powiedziałam więc po prostu. - Może na razie to znak, że potrzebuję trochę czasu dla siebie. - Spojrzałam w stronę biurka, na którym leżały naznoszone przeze mnie książki. Zawsze uwielbiałam czytać, ale przez wcześniejszy natłok obowiązków i ogólne zmęczenie, nie miałam na to tak dużo czasu jak bym chciała.
- Zaprezentowałabym twoje kreacje najpiękniej jakbym tylko umiała. - Ucieszyłam się na ten pomysł, chociaż w mojej głowie pojawił się cień wątpliwości, czy spodobałoby się to mojej rodzinie i czy nie powiedzieliby, że to ja powinnam te suknie oglądać, a nie na odwrót - ciężki los szlachcianki. Objęłam filiżankę obydwiema dłońmi, wsłuchując się w relację pół-wili z ostatnich miesięcy. Próbowałam nadążyć za wszystkim o czym opowiadała, co zupełnie nie było łatwe, bo działo się tam więcej niż w niejednej powieści, którą czytałam. Pogubiłam się trochę kto był aurorem, kto przyjacielem, a kto przyszedł pijany. Czytając książkę, najpewniej jeszcze raz prześledziłabym tę stronę historii.
- Masz rację, to brzmi na mnóstwo kłopotów - przyznałam jej, nie wiedząc co na początek powiedzieć. Chciałam wypytać się o wszystko, ale nie wiedziałam od czego zacząć. - To okropne, gdzie próbowano cię porwać? - spytałam więc o to, co było na samym początku i co chyba najbardziej mnie zszokowało. Podobna sytuacja nie przytrafiła mi się nigdy, nawet jeśli miałam nieprzyjemność spotkać na ulicy niezbyt rozgarniętych ludzi. - I jak udało ci się tego uniknąć? To ten lord, auror czy przyjaciel się uratował? - Chciałam wiedzieć czy to wszystko jakoś się ze sobą wiązało.
Nie miałabym nic przeciwko, gdyby Solene zaproponowała jakieś niekonwencjonalne zajęcie, problemem mogłoby być jedynie, że ktoś prędzej czy później by się o nim dowiedział, co przysporzyłoby nam obu nieprzyjemności, a na pewno nie chciałabym stracić przyjaciółki przez taką głupotę.
Westchnęłam ciężko na jej pytanie, nie umiałam szybko na nie odpowiedzieć - chyba nawet dłuższe zastanowienie na nic by się nie zdało. Powoli napiłam się kawy, jakbym na tym myślała.
- Gdybym wiedziała, już pewnie wymyśliłabym co chcę robić. - Uśmiechnęłam się do Solene w podobny sposób jak ona to zrobiła. - Jeśli znajdę to zajęcie, będę wiedziała, że ma znaczenie - powiedziałam więc po prostu. - Może na razie to znak, że potrzebuję trochę czasu dla siebie. - Spojrzałam w stronę biurka, na którym leżały naznoszone przeze mnie książki. Zawsze uwielbiałam czytać, ale przez wcześniejszy natłok obowiązków i ogólne zmęczenie, nie miałam na to tak dużo czasu jak bym chciała.
- Zaprezentowałabym twoje kreacje najpiękniej jakbym tylko umiała. - Ucieszyłam się na ten pomysł, chociaż w mojej głowie pojawił się cień wątpliwości, czy spodobałoby się to mojej rodzinie i czy nie powiedzieliby, że to ja powinnam te suknie oglądać, a nie na odwrót - ciężki los szlachcianki. Objęłam filiżankę obydwiema dłońmi, wsłuchując się w relację pół-wili z ostatnich miesięcy. Próbowałam nadążyć za wszystkim o czym opowiadała, co zupełnie nie było łatwe, bo działo się tam więcej niż w niejednej powieści, którą czytałam. Pogubiłam się trochę kto był aurorem, kto przyjacielem, a kto przyszedł pijany. Czytając książkę, najpewniej jeszcze raz prześledziłabym tę stronę historii.
- Masz rację, to brzmi na mnóstwo kłopotów - przyznałam jej, nie wiedząc co na początek powiedzieć. Chciałam wypytać się o wszystko, ale nie wiedziałam od czego zacząć. - To okropne, gdzie próbowano cię porwać? - spytałam więc o to, co było na samym początku i co chyba najbardziej mnie zszokowało. Podobna sytuacja nie przytrafiła mi się nigdy, nawet jeśli miałam nieprzyjemność spotkać na ulicy niezbyt rozgarniętych ludzi. - I jak udało ci się tego uniknąć? To ten lord, auror czy przyjaciel się uratował? - Chciałam wiedzieć czy to wszystko jakoś się ze sobą wiązało.
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
- Jeśli tak czujesz - powiodła za jej spojrzeniem - to zrób tak. Przynajmniej masz tę możliwość, ja niestety nie, chociaż bardzo chciałabym gdzieś wyjechać. - Uśmiechnęła się ponuro, poprawiając się w fotelu; chęć wyjazdu pojawiła się po porwaniu, ale świadomość obowiązków, które na niej spoczywały, szybko tłumiła zamiar pakowania torby. Doskonale więc rozumiała chęć odpoczynku, którego życzyła przyjaciółce z całego serca. Ponury grymas wnet ustąpił miejsca łagodnemu wyrazowi - nie wątpiła w to, że Liliana zaprezentowałaby kolekcję najlepiej ze wszystkich znanych jej osób, zasługę tę przypisując poniekąd genom.
Westchnęła, domyślając się dopiero po chwili, że to, co powiedziała mogło brzmieć bardzo chaotycznie a niestety mało kto za nią nadążał; czasami zapominała o umiejętności ładnego, spójnego wysławiania się.
- No dobrze, od początku - zaczęła spokojnie, skupiając na sobie uwagę Liliany - próbowano mnie porwać wieczorem nad Tamizą, to ten auror mi pomógł. Na szczęście był w pobliżu. To również on zabrał mnie do mugolskiej dzielnicy, co uważam za karygodne - jedna kwestia została wyjaśniona najbardziej treściwie jak się dało, kontynuowała więc dalej: - o lordzie nie ma po co rozmawiać, zapadł się pod ziemię - zostawiając mi po sobie dwa kocięta i nowe doznanie, w postaci wymierzenia lordowi siarczystego policzka - a ten przyjaciel nie do końca jest przyjacielem. Kiedyś bardzo go kochałam, teraz jednak wyprowadził mnie z równowagi do tego stopnia, że nie zapanowałam nad sobą i oparzyłam go w miejscu publicznym - spojrzała na swoją dłoń, omijając mówienie o tym, że Mulciber potraktował ją dotąd nieznanym, bolesnym zaklęciem, dlatego wymusił na niej kontratak - te wszystkie sytuacje bardzo zmąciły mój wewnętrzny spokój, gdy wydarzyły się w tak niedalekim od siebie czasie, ale już jest lepiej. Poza tym pogodziłam się z Odette, to chyba najprzyjemniejsze, co mnie spotkało. - Uśmiechnęła się szczerze, myśląc, że i jej serdeczną przyjaciółkę ucieszy ta radosna nowina. W końcu była w konflikcie siostrzanym kilka lat, a Liliana - jak mało kto - widziała, jak brak kontaktu z siostrą na nią wpływał, kiedy zdarzało poruszać im się ten temat rozmowy. Z początku wprawdzie niechętnie podchodziła do wyjawienia jej tego sekretu, z czasem jednak uznała, że może zrobi jej się lżej, gdy ktoś spojrzy na sytuację obiektywnie.
Westchnęła, domyślając się dopiero po chwili, że to, co powiedziała mogło brzmieć bardzo chaotycznie a niestety mało kto za nią nadążał; czasami zapominała o umiejętności ładnego, spójnego wysławiania się.
- No dobrze, od początku - zaczęła spokojnie, skupiając na sobie uwagę Liliany - próbowano mnie porwać wieczorem nad Tamizą, to ten auror mi pomógł. Na szczęście był w pobliżu. To również on zabrał mnie do mugolskiej dzielnicy, co uważam za karygodne - jedna kwestia została wyjaśniona najbardziej treściwie jak się dało, kontynuowała więc dalej: - o lordzie nie ma po co rozmawiać, zapadł się pod ziemię - zostawiając mi po sobie dwa kocięta i nowe doznanie, w postaci wymierzenia lordowi siarczystego policzka - a ten przyjaciel nie do końca jest przyjacielem. Kiedyś bardzo go kochałam, teraz jednak wyprowadził mnie z równowagi do tego stopnia, że nie zapanowałam nad sobą i oparzyłam go w miejscu publicznym - spojrzała na swoją dłoń, omijając mówienie o tym, że Mulciber potraktował ją dotąd nieznanym, bolesnym zaklęciem, dlatego wymusił na niej kontratak - te wszystkie sytuacje bardzo zmąciły mój wewnętrzny spokój, gdy wydarzyły się w tak niedalekim od siebie czasie, ale już jest lepiej. Poza tym pogodziłam się z Odette, to chyba najprzyjemniejsze, co mnie spotkało. - Uśmiechnęła się szczerze, myśląc, że i jej serdeczną przyjaciółkę ucieszy ta radosna nowina. W końcu była w konflikcie siostrzanym kilka lat, a Liliana - jak mało kto - widziała, jak brak kontaktu z siostrą na nią wpływał, kiedy zdarzało poruszać im się ten temat rozmowy. Z początku wprawdzie niechętnie podchodziła do wyjawienia jej tego sekretu, z czasem jednak uznała, że może zrobi jej się lżej, gdy ktoś spojrzy na sytuację obiektywnie.
don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
ain't enough.
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Dobrze byłoby gdzieś wyjechać. Od wielu lat marzyłam o Francji, ale szansa na to była raczej mała. Yaxleyowie szczycili się jednymi z najstarszych korzeni w Wielkiej Brytanii wśród szlachciców, nie mieliśmy więc za granicą najbliższej rodziny do której mogłabym wyjechać, a wraz z opuszczeniem Ministerstwa i ta droga wyjazdu została mi odcięta - nie żeby moja rodzina na to się zgodziła. Lubiła trzymać swoje córki blisko siebie. Zazdrościłam tego Solene - francuskich korzeni i możliwości wybrania się do swojej ojczyzny, nawet jeśli na przeszkodzie obecnie stały jej inne zajęcia.
- Gdzie byś pojechała? - spytałam, bo w przeciwieństwie do moich marzeń, nie mógł to być chyba powrót do siebie.
Słuchałam ponownych wyjaśnień - tym razem były nieco bardziej zrozumiałe, chociaż wciąż ciężko było wszystko pojąć.
- To nieprawdopodobne! Ale dlaczego się tam zabrał? - Solene nie powiedziała przecież najważniejszego. Zadrżałam na myśl co by było, gdyby porywaczom się udało. Całe szczęście, że spotkała tego aurora, chociaż z tego co mówiła, na pewno nie można go było nazwać dżentelmenem.
- Uważasz, że powinnyśmy uświadamiać mężczyzn o swoich genach? - podjęłam mimo wszystko temat związany z lordem, sama wcale tak nie uważałam, traktując swoje umiejętności jako rodzaj tajnej borni. Mężczyźni nawet jeśli byli świadomi kim jestem, nie wiedzieli kiedy próbowałam ich oczarować, nie miało to więc wielkiego znaczenia.
- Kochałaś go, a teraz się przyjaźnicie? To chyba nieczęsto się zdarza. Ale jestem pewna, że mu się należało. - Uśmiechnęłam się lekko i przykryłam jej dłoń swoją, wiedziałam jak bardzo musiałyśmy być zdenerwowane, żeby to się stało, doskonale więc wyobrażałam sobie, że sytuacja musiała być poważna. - Kochana, to wspaniale - powiedziałam na wieść od Odette. - Po tym wszystkim co mi opowiadasz, musiało ci to przynieść chociaż odrobinę ukojenia.
Chociaż Solene opowiadała mi o sytuacji między nią a jej siostrą, nigdy jej nie spotkałam - a przynajmniej tak mi się wydawało. Nie mogłam wiedzieć, że półwila, którą poznałam w wyjątkowo niemiłych okolicznościach pewnego dnia na Pokątnej była właśnie nią. Nie żeby moje nastawienie miało się wtedy zmienić. Najbardziej dbałam o to, żeby moja przyjaciółka była szczęśliwa, nawet jeśli jej siostra była dla mnie wyjątkowo wredna. Może tak musiało być z wilami, że albo się przyjaźniły, albo nienawidziły.
- Gdzie byś pojechała? - spytałam, bo w przeciwieństwie do moich marzeń, nie mógł to być chyba powrót do siebie.
Słuchałam ponownych wyjaśnień - tym razem były nieco bardziej zrozumiałe, chociaż wciąż ciężko było wszystko pojąć.
- To nieprawdopodobne! Ale dlaczego się tam zabrał? - Solene nie powiedziała przecież najważniejszego. Zadrżałam na myśl co by było, gdyby porywaczom się udało. Całe szczęście, że spotkała tego aurora, chociaż z tego co mówiła, na pewno nie można go było nazwać dżentelmenem.
- Uważasz, że powinnyśmy uświadamiać mężczyzn o swoich genach? - podjęłam mimo wszystko temat związany z lordem, sama wcale tak nie uważałam, traktując swoje umiejętności jako rodzaj tajnej borni. Mężczyźni nawet jeśli byli świadomi kim jestem, nie wiedzieli kiedy próbowałam ich oczarować, nie miało to więc wielkiego znaczenia.
- Kochałaś go, a teraz się przyjaźnicie? To chyba nieczęsto się zdarza. Ale jestem pewna, że mu się należało. - Uśmiechnęłam się lekko i przykryłam jej dłoń swoją, wiedziałam jak bardzo musiałyśmy być zdenerwowane, żeby to się stało, doskonale więc wyobrażałam sobie, że sytuacja musiała być poważna. - Kochana, to wspaniale - powiedziałam na wieść od Odette. - Po tym wszystkim co mi opowiadasz, musiało ci to przynieść chociaż odrobinę ukojenia.
Chociaż Solene opowiadała mi o sytuacji między nią a jej siostrą, nigdy jej nie spotkałam - a przynajmniej tak mi się wydawało. Nie mogłam wiedzieć, że półwila, którą poznałam w wyjątkowo niemiłych okolicznościach pewnego dnia na Pokątnej była właśnie nią. Nie żeby moje nastawienie miało się wtedy zmienić. Najbardziej dbałam o to, żeby moja przyjaciółka była szczęśliwa, nawet jeśli jej siostra była dla mnie wyjątkowo wredna. Może tak musiało być z wilami, że albo się przyjaźniły, albo nienawidziły.
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Daleko, odparła prawie, uśmiechając się rozmarzona w odpowiedzi. Chciała odwiedzić Francję, może zupełnie odległe, dzikie miejsce; może plażę i las gdzieś daleko poza znanym jej kontynentem? Nie była pewna, nie rozmyślała również nad tym zbyt długo, bo i po cóż, skoro wiedziała, że prędko nie doczeka się chwili wytchnienia i urlopu? Szybko zresztą wróciła na ziemię, wzruszając ramionami.
- Chciał mi pokazać, że moja zgryzota wynika z niechęci do obcych - tak sądziła, bo Anthony nigdy nie podzielił się z nią swoimi wnioskami - i zupełnie nie mógł zrozumieć wychowania, które wyniosłam z domu. - Pamiętała, że dokładnie opisała mu to, w jaki sposób kazano im się zachowywać i sposób ten niewiele różnił się od wychowania arystokratek.
Parsknęła niespodziewanie pod nosem, unosząc rozbawione spojrzenie na Lilianę; nie mogła się nadziwić jak wiele sprzecznych na raz emocji pojawiało się podczas zwyczajnej pogawędki o życiu z najdroższą przyjaciółką.
- Moja droga - zaczęła, odstawiając filiżankę z powrotem na spodeczek, by przypadkiem nie oblać swojej jasnej sukni - nigdy w życiu. Nie upadłam jeszcze na głowę, by chodzić i rozpowiadać wszystkim o swoich genach - wręcz przeciwnie, przecież od kilku lat uważała swoje geny za przekleństwo i brzemię, którym była obciążona już do końca swoich dni, z czym musiała radzić sobie niestety sama - co prawda widać, że różnimy się od innych kobiet, jednak uznaję to za swój mały sekret. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz, nieprawdaż? - Sytuacja z Cassiusem zaskoczyła Solange chyba bardziej niż fakt, że podrzędna dziennikarka poinformowała go o swoich podejrzeniach dotyczących jej osoby i chociaż była ciekawa skąd kobieta posiadała takie informacje: szybko odpuściła. Uznała, że szkoda jej nerwów, czasu i energii na dochodzenie prawdy. Później humor ponownie przygasł; nie odpowiedziała na słowa przyjaciółki, nie chcąc wdawać się w dyskusje. Nie przyjaźnili się z Ramseyem, teraz znajdowała się na pograniczu miłości a nienawiści, zaś sytuacja między nimi była całkiem jasna, jak na wiele niedopowiedzeń. Wolała oszczędzić Lilianie opowieści o dziwnym zaklęciu, którym ją potraktował, jak i początkach ich znajomości, gdy ujrzał ją półnagą w lesie a potem zaatakował jej przymusowego towarzysza podczas powrotu do domu po jednym z przyjęć. Uznała, że nieskalany podobnymi historiami umysł szlachcianki winien taki pozostać, robiła to przecież dla jej dobra. Swojego również, nikt poza ich dwójką nie wiedział o tych sytuacjach; taką przynajmniej miała nadzieję, bo nie mogła pozwolić sobie na nawet najmniejsze nadszarpnięcie długo wypracowywanej reputacji.
- Przyniosło - przytaknęła cicho; nie dodała, że mimo to znowu dość długo nie miała kontaktu z siostrą i niepewność, która ją ogarniała, czasami skutecznie odbierała jej chęci do wykonywanych zajęć - mam nadzieję, że teraz będę miała prawdziwą siostrę i że w jakiś sposób wynagrodzę jej swoją nieobecność. - Chciała tego, liczyła na to i gdzieś w duchu liczyła na to, że Odette poprosi ją o pomoc w przygotowaniach do ślubu. A gdy przypomniała sobie o zaręczynach młodszej Baudelaire, szybko przeniosła zaciekawione i zarazem podejrzliwe spojrzenie jasnoniebieskich tęczówek na drugą półwilę. - Masz już kogoś na oku? - Spytała bezpośrednio, machając w powietrzu palcami dłoni, którą już dawno powinien zdobić pierścień ślubny.
Po skończonym spotkaniu, dość długim i treściwym w wyznania, pożegnała się z przyjaciółką i powróciła do domu.
zt
- Chciał mi pokazać, że moja zgryzota wynika z niechęci do obcych - tak sądziła, bo Anthony nigdy nie podzielił się z nią swoimi wnioskami - i zupełnie nie mógł zrozumieć wychowania, które wyniosłam z domu. - Pamiętała, że dokładnie opisała mu to, w jaki sposób kazano im się zachowywać i sposób ten niewiele różnił się od wychowania arystokratek.
Parsknęła niespodziewanie pod nosem, unosząc rozbawione spojrzenie na Lilianę; nie mogła się nadziwić jak wiele sprzecznych na raz emocji pojawiało się podczas zwyczajnej pogawędki o życiu z najdroższą przyjaciółką.
- Moja droga - zaczęła, odstawiając filiżankę z powrotem na spodeczek, by przypadkiem nie oblać swojej jasnej sukni - nigdy w życiu. Nie upadłam jeszcze na głowę, by chodzić i rozpowiadać wszystkim o swoich genach - wręcz przeciwnie, przecież od kilku lat uważała swoje geny za przekleństwo i brzemię, którym była obciążona już do końca swoich dni, z czym musiała radzić sobie niestety sama - co prawda widać, że różnimy się od innych kobiet, jednak uznaję to za swój mały sekret. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz, nieprawdaż? - Sytuacja z Cassiusem zaskoczyła Solange chyba bardziej niż fakt, że podrzędna dziennikarka poinformowała go o swoich podejrzeniach dotyczących jej osoby i chociaż była ciekawa skąd kobieta posiadała takie informacje: szybko odpuściła. Uznała, że szkoda jej nerwów, czasu i energii na dochodzenie prawdy. Później humor ponownie przygasł; nie odpowiedziała na słowa przyjaciółki, nie chcąc wdawać się w dyskusje. Nie przyjaźnili się z Ramseyem, teraz znajdowała się na pograniczu miłości a nienawiści, zaś sytuacja między nimi była całkiem jasna, jak na wiele niedopowiedzeń. Wolała oszczędzić Lilianie opowieści o dziwnym zaklęciu, którym ją potraktował, jak i początkach ich znajomości, gdy ujrzał ją półnagą w lesie a potem zaatakował jej przymusowego towarzysza podczas powrotu do domu po jednym z przyjęć. Uznała, że nieskalany podobnymi historiami umysł szlachcianki winien taki pozostać, robiła to przecież dla jej dobra. Swojego również, nikt poza ich dwójką nie wiedział o tych sytuacjach; taką przynajmniej miała nadzieję, bo nie mogła pozwolić sobie na nawet najmniejsze nadszarpnięcie długo wypracowywanej reputacji.
- Przyniosło - przytaknęła cicho; nie dodała, że mimo to znowu dość długo nie miała kontaktu z siostrą i niepewność, która ją ogarniała, czasami skutecznie odbierała jej chęci do wykonywanych zajęć - mam nadzieję, że teraz będę miała prawdziwą siostrę i że w jakiś sposób wynagrodzę jej swoją nieobecność. - Chciała tego, liczyła na to i gdzieś w duchu liczyła na to, że Odette poprosi ją o pomoc w przygotowaniach do ślubu. A gdy przypomniała sobie o zaręczynach młodszej Baudelaire, szybko przeniosła zaciekawione i zarazem podejrzliwe spojrzenie jasnoniebieskich tęczówek na drugą półwilę. - Masz już kogoś na oku? - Spytała bezpośrednio, machając w powietrzu palcami dłoni, którą już dawno powinien zdobić pierścień ślubny.
Po skończonym spotkaniu, dość długim i treściwym w wyznania, pożegnała się z przyjaciółką i powróciła do domu.
zt
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Komnaty Liliany
Szybka odpowiedź