Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Yorkshire
Tartak pod Coxwold
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
Tartak
Kilka mil od wioski Coxwold, na skraju gęstego lasu, stoi stary, tartak, należący czarodzieja; jest więc ukryty zaklęciami ochronnymi przed spojrzeniami mugoli, który zamiast zakładu widzą jedynie ruiny budynku i wielką drewnianą tablicę z zakazem wstępu. Czarodziejska społeczność dostrzeże jednak kompleks trzech budynków: dwa mniejsze (magazyn oraz pracownia) i jeden niewielki, gdzie zwykle załatwiane są sprawy biurowe. Pracownicy tartaku pozyskują drzewo z okolicznych, gęstyw lasów, a następnie zaklęciami przekształcają je wedle zamówień.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:47, w całości zmieniany 2 razy
North Yorkshire było pięknym hrabstwem; gęsto tu było od mieszanych lasów, w których Sigrun Rookwood czuła się najlepiej. Stąd pochodziła ona, a także jej rodzina; Rookwoodowie zamieszkiwali Harrogate, jeden z dystryktów hrabstwa, od wielu, wielu lat. Dobrze znała te okolice, wiedziała gdzie co jest i do kogo należy. Wiedziała więc doskonale do kogo zwrócić się o niezbędne do odbudowywania Białej Wywerny drewno. Potrzebowali go tak samo jak kamienia, czy metali, choćby do wyłożenia podłóg, sufitów i schodów. Czarny Pan życzył sobie, by ów przybytek został odbudowany, nie mieli więc innego wyjścia jak tylko dołożyć wszelkich starań, by tak się stało. Pan każe, sługa musi.
Ich listy pozostały jednak bez odpowiedzi, co było reakcją niedopuszczalną. Wyjątkowo niemądrą. Rycerze Walpurgii nie byli ludźmi, którym można było odmówić bez konsekwencji, zwłaszcza w tak istotnej sprawie jak wyraźny rozkaz Czarnego Pana. Kilka dni wcześniej spotkała się więc w magicznym barze w Yorku ze swym dawnym znajomym, który ponoć znał właściciela tartaku pod Coxwold - udzielił jej wielu cennych informacji, podstępnie je z niego wyciągnęła. Nie mogli przecież złożyć tam wizyty bez przeprowadzonego rekonesansu i zorientowania się w sytuacji.
Właścicielem miał być Janos Lefford, lat siedemdziesiąt i kilka, ojciec kilkorga dzieci i dziadek wielu wnuków - tym większym błędem było jego milczenie, gdy wysunęli swoje żądania. To nic jednak, przemówią mu jeszcze do rozsądku, z pewnością.
Niebo nad lasami przybierało coraz cieplejsze barwy, słońce chyliło się ku linii drzew, by zniknąć niebawem za ich koronami, rzucając na tartak ostatnie promienie; większość pracowników teleportowała się już do domu. Rookwood to wiedziała, bo zjawiła się wcześniej, niźli ustaliła to z Goylem, obserwując czy przyjdzie im zmierzyć się ze świadkami. Nikt nie był jednak świadom zagrożenia, więc wkrótce potem świece paliły się jedynie w niewielkim budynku, zbyt małym by stanowił on miejsce na pracę z drewnem. Najpewniej właśnie tam siedział Lefford.
Na Cadana czekała nieopodal, skryta między drzewami, tak jak zawsze paląc papierosa, w ciemnej, czarodziejskiej szacie i włosami splecionymi w ciasny warkocz, nie miały jednak swej naturalnej, pszenicznej barwy, a głęboką czerń. Twarz Rookwood także różniła się od tej właściwej, lecz znajome oko dostrzegłoby podobieństwo - zresztą informowała go o tym.
Cichy trzask oznajmił teleportację.
-Rychło w czas - odezwała się, darując sobie słowa powitania.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Nigdy nie podważał decyzji Czarnego Pana, nie ośmieliłby się - skoro to oznaczało znęcanie się nad każdym możliwym producentem drewna oraz metali w tym kraju, to zamierzał tak właśnie zrobić. Może nie w pojedynkę, to wiązało się z mocnym ryzykiem, raczej starał się umawiać z kimś konkretnym na niezapowiedzianą, pełną perswazji wizytę. Nigdy nie spodziewał się, że wśród towarzyszy niedoli znajdzie się Sigrun - ich dość neutralny stosunek był czymś na wagę złota kiedy Cadana w większości otaczali ludzie nie trawiący jego obecności, sposobu bycia oraz właściwie wszystkiego, co reprezentował. Nawet własna rodzina stawała w poprzek jego planów, nie pomagając mu absolutnie w niczym. Jednakże jedynym, czego żałował, był brak wnikliwości w życie jego Caley, które mogło potoczyć się zupełnie inaczej gdyby tylko miał świadomość - od niej istniał już niewielki krok ku zmianom. Niestety skoncentrowany na własnych porażkach nie wziął spraw w swoje ręce, nie zaprowadził nowego porządku w rodzinie, dryfując na wodzie niczym samotna deska. Miotał się w życiu zbyt mocno i za bardzo niepotrzebnie. Powinien ukrócić własną emocjonalność, wziąć przykład z Cala i zwyczajnie mieć cały świat w dupie - nie umiał. Nie, kiedy miał u boku żonę oraz dzieci. Nie mógł ich zawieść i zepchnąć na najdalszy plan, znów pławiąc się w swoim egocentryzmie. Robił to nieprzerwanie od kilku lat, winien wreszcie zachować się jak prawdziwy mężczyzna i wziąć odpowiedzialność za to, co stworzył.
To ona wybrała miejsce, to ona ułożyła plan, dużo lepiej orientując się w strukturach tartaku od samego Goyle'a. Nie oponował, już dawno wyplenił w sobie potrzebę samczej dominacji. Mając wokół siebie niezależne, silne kobiety - najprawdopodobniej innych nawet nie znał - nie próbował nawet walczyć z ich potrzebami bycia zaradnymi. Skoro ułatwiało mu to egzystencję, to nie doszukiwał się na siłę zmiany takiego postępowania. Cadan bywał niesamowicie wygodnicki.
Pamiętając o dokładnych instrukcjach Rookwood teleportował się nieopodal tartaku. Ubrany w zwyczajne, czarne szaty oraz wysokie buty miał przy sobie jedynie różdżkę, wierząc, że w ten sposób uda im się przekonać dostawców co do ich siły.
Rozglądał się chwilę za jasną czupryną Sigrun, lecz to głos go zwabił w celu podejścia do ciemnowłosej kobiety. Uśmiechnął się ironicznie.
- Zawsze na czas - odparł swobodnie, po czym obrócił głowę i wskazał brodą na budynek. - Idziemy? - spytał. Może miała jakiś inny plan, opiewający w drążenie tunelu podziemnego lub inne niespodzianki, czekał na obnażenie prawdy.
To ona wybrała miejsce, to ona ułożyła plan, dużo lepiej orientując się w strukturach tartaku od samego Goyle'a. Nie oponował, już dawno wyplenił w sobie potrzebę samczej dominacji. Mając wokół siebie niezależne, silne kobiety - najprawdopodobniej innych nawet nie znał - nie próbował nawet walczyć z ich potrzebami bycia zaradnymi. Skoro ułatwiało mu to egzystencję, to nie doszukiwał się na siłę zmiany takiego postępowania. Cadan bywał niesamowicie wygodnicki.
Pamiętając o dokładnych instrukcjach Rookwood teleportował się nieopodal tartaku. Ubrany w zwyczajne, czarne szaty oraz wysokie buty miał przy sobie jedynie różdżkę, wierząc, że w ten sposób uda im się przekonać dostawców co do ich siły.
Rozglądał się chwilę za jasną czupryną Sigrun, lecz to głos go zwabił w celu podejścia do ciemnowłosej kobiety. Uśmiechnął się ironicznie.
- Zawsze na czas - odparł swobodnie, po czym obrócił głowę i wskazał brodą na budynek. - Idziemy? - spytał. Może miała jakiś inny plan, opiewający w drążenie tunelu podziemnego lub inne niespodzianki, czekał na obnażenie prawdy.
make you believe you're bigger than life
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
Cadan Goyle
Zawód : zaklinacz przedmiotów, poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
waiting for the moment to strike
to take possession
to take your h e a r t
to take possession
to take your h e a r t
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Czas naglił. Minęły ponad trzy tygodnie od pożaru, który strawił Białą Wywernę, pozostawiając po niej niewiele warte ruiny. Nieco ponad dwa od wydania rozkazu, by ją odbudowali, a oni wciąż pozostawali na etapie porządkowania i zdobywania materiałów. Niestety kilku z czarodziejów, których interesy byłyby im niezwykle na rękę, nie okazywali chęci pomocy. Kilku z nich ośmieliło się w ogóle nie odpowiedzieć na listy. Głupcy. Czy na naprawdę sądzili, że listowna odmowa utrzyma z dala takich ludzi jak oni? Głupcy, nieskończeni głupcy. Jeśli nie chcieli podjąć współpracy po dobroci, musieli dołożyć wszelkich starań, by owa współpraca doszła do skutku. Obojętnie jakimi sposobami. Zaledwie kilka dni temu Sigrun w towarzystwie Ramseya złożyła wizytę handlarzowi kamienia w Durham: na szczęście Dastardeena nie była zbyt długa. Może jego ciężarna żona, którą Mulciber zranił czarnoksięskim zaklęciem nawet przeżyła, dzięki temu, że grubas prędko polazł po rozum do głowy. Miała nadzieję, że i starzec, który - według jej informacji i podejrzeń - wciąż ślęczał najpewniej nad papierzyskami, nie będzie sprawiał im problemów. Nie chciała tu spędzać całego wieczora, jednakże jeśli trzeba będzie - mogą go torturować nawet i do białego świtu, jeśli będzie się opierał.
Powiodła spojrzeniem za źródłem dźwięku, chrzęstem trocin i drobnych gałązek pod ciężkimi butami Cadana, a następnie głosem. Odwzajemniła ironiczny uśmiech; nie wadziło jej specyficzne usposobienie mężczyzny (wciąż miała w pamięci żart o menstruacji), lepiej w tę stronę, niż chodzić z kijem w dupie - w końcu nawet tu mogą nieźle się zabawić.
A przynajmniej ona dostrzegała w całej tej sytuacji dostrzegała możliwość rozrywki.
Dopaliła papierosa i rzuciwszy go na odsłonięty kawałek ziemi przydeptała butem, dość było wkoło trocin i drewna, by prędko zaprószyć ogień - a wtedy cały ich misterny plan poszedłby się psidwaczyć. Wygładziła poły płaszcza, choć niespecjalnie zależało jej na dobrej prezencji i ruszyła pierwsza do przodu pewnym krokiem. Z kieszeni wyciągnęła różdżkę i trzymała ją lekko przed sobą; Lumos nie oświetliło im drogi, nie musieli się tak wcześnie zdradzać, światło w oknie małego budynku było doskonale widoczne. Pierwsze drzwi otworzyła szepsząc zaklęcie Alohomora i wsuwając się za próg niemal bezszelstnie, po czym przemierzyła korytarz starając się nie robić hałasu, lecz...
... właściwe wejście musiało być odpowiednie.
-Amy, to Ty? - rozległ się głos zza drzwi.
Zamaszystym gestem rzuciła zaklęcie, które niemal wyważyło drzwi z hukiem, odsłaniając przed ich dwójką kolejne wnętrze. Niewielki gabinet, którego większość przestrzeni zajmowały regały z dokumentami, a po środku stało duże biurko, za którym teraz siedział oszołomiony, starszy mężczyzna o rzadkich, siwych włosach. W kącie, gdzie wisiała klatka, zaskrzeczała panicznie sowa.
-Pudło - odpowiedziała Sigrun, a starzec z refleksem, którego się po nim nie spodziewała, dobył własnej różdżki.
Powiodła spojrzeniem za źródłem dźwięku, chrzęstem trocin i drobnych gałązek pod ciężkimi butami Cadana, a następnie głosem. Odwzajemniła ironiczny uśmiech; nie wadziło jej specyficzne usposobienie mężczyzny (wciąż miała w pamięci żart o menstruacji), lepiej w tę stronę, niż chodzić z kijem w dupie - w końcu nawet tu mogą nieźle się zabawić.
A przynajmniej ona dostrzegała w całej tej sytuacji dostrzegała możliwość rozrywki.
Dopaliła papierosa i rzuciwszy go na odsłonięty kawałek ziemi przydeptała butem, dość było wkoło trocin i drewna, by prędko zaprószyć ogień - a wtedy cały ich misterny plan poszedłby się psidwaczyć. Wygładziła poły płaszcza, choć niespecjalnie zależało jej na dobrej prezencji i ruszyła pierwsza do przodu pewnym krokiem. Z kieszeni wyciągnęła różdżkę i trzymała ją lekko przed sobą; Lumos nie oświetliło im drogi, nie musieli się tak wcześnie zdradzać, światło w oknie małego budynku było doskonale widoczne. Pierwsze drzwi otworzyła szepsząc zaklęcie Alohomora i wsuwając się za próg niemal bezszelstnie, po czym przemierzyła korytarz starając się nie robić hałasu, lecz...
... właściwe wejście musiało być odpowiednie.
-Amy, to Ty? - rozległ się głos zza drzwi.
Zamaszystym gestem rzuciła zaklęcie, które niemal wyważyło drzwi z hukiem, odsłaniając przed ich dwójką kolejne wnętrze. Niewielki gabinet, którego większość przestrzeni zajmowały regały z dokumentami, a po środku stało duże biurko, za którym teraz siedział oszołomiony, starszy mężczyzna o rzadkich, siwych włosach. W kącie, gdzie wisiała klatka, zaskrzeczała panicznie sowa.
-Pudło - odpowiedziała Sigrun, a starzec z refleksem, którego się po nim nie spodziewała, dobył własnej różdżki.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Głupców nie sieli, rodzili się sami. I to było najgorsze. Szczególnie, że ci bardzo chętnie się rozmnażali czyniąc szkodę całemu światu. Cadan także robił rzeczy nie do końca roztropne, bliżej mu było do lekkomyślnego zawadiaki i chociaż te negatywne cechy zostały mocno przytłumione przez małżeństwo oraz ojcostwo, to w oczach blondyna nadal czaił się błysk odpowiedzialny za knucie czegoś niedobrego. Ostatnio z Magnusem nie bawił się zbyt dobrze, nie miał wtedy nastroju, jednakże dzisiaj miał nadzieję na poprawę. Sigrun była wyluzowana, wszakże nie była ani lady, ani tym bardziej, chociaż tu mógłby się kłócić, lordem. Miał zatem nadzieję na darowanie sobie pouczeń oraz kazań, których przecież tak nie cierpiał. Przygoda miała nadejść niebawem, a wraz z nią zadowolenie Czarnego Pana, ukontentowanego ich staraniami o odbudowę Białej Wywerny. Musieli pozyskać surowce oraz narzędzia, a tylko skończony idiota płaciłby za coś, co mogli mieć za darmo. Z domieszką rozrywki, o ile anomalie nie pokrzyżują im planów.
Cierpliwie czekał aż Rookwood dopali papierosa. Jego też korciło, żeby puścić kilka dymków, lecz opanował się. Nie mieli już na to czasu. Skinął jej tylko głową i wciskając ręce w głębokie kieszenie szaty ruszył za nią. Rozglądał się uważnie, zaś kroki stawiał szybko oraz starannie, nie chcąc wzbudzić w nikim żadnych podejrzeń. W dłoniach obracał drewno różdżki, co działało nań uspokajająco. Magia pomimo swych humorków gnębiących ją od początku maja dawała poczucie bezpieczeństwa, którego próżno byłoby się doszukiwać w prymitywnym świecie szlam.
Szli dość krótko, po ciemku, jednakże szybko odnaleźli odpowiednie drzwi do izby. Goyle ścisnął mocniej rękojeść różdżki, wyciągając ją w tym samym momencie, w którym Sigrun pozbywała się drzwi. Niestety starzec pomimo bycia zdziadziałym, refleks miał wybitny. To zaniepokoiło Cadana.
- Adelobitque - spróbował cisnąć czarnomagicznymi pętami w czarodzieja. Oczywiście, że widział w tym działaniu analogię. Łudził się, że skoro to zaklęcie spełniło swoją funkcję przy odwiedzinach u tamtego kurdupla, to i tu się sprawdzi. Zresztą, lepiej posługiwał się tym plugawym odłamem magii niż obroną, zatem nawet nie próbował rozbroić go w honorowej walce. Może to jego towarzyszka sięgnie po subtelniejsze metody, lecz tak jak ją znał, to szczerze w to wątpił. Najważniejsze, żeby któremuś z nich się udało, wyłączając z tego grona zaskoczonego mężczyznę.
Cierpliwie czekał aż Rookwood dopali papierosa. Jego też korciło, żeby puścić kilka dymków, lecz opanował się. Nie mieli już na to czasu. Skinął jej tylko głową i wciskając ręce w głębokie kieszenie szaty ruszył za nią. Rozglądał się uważnie, zaś kroki stawiał szybko oraz starannie, nie chcąc wzbudzić w nikim żadnych podejrzeń. W dłoniach obracał drewno różdżki, co działało nań uspokajająco. Magia pomimo swych humorków gnębiących ją od początku maja dawała poczucie bezpieczeństwa, którego próżno byłoby się doszukiwać w prymitywnym świecie szlam.
Szli dość krótko, po ciemku, jednakże szybko odnaleźli odpowiednie drzwi do izby. Goyle ścisnął mocniej rękojeść różdżki, wyciągając ją w tym samym momencie, w którym Sigrun pozbywała się drzwi. Niestety starzec pomimo bycia zdziadziałym, refleks miał wybitny. To zaniepokoiło Cadana.
- Adelobitque - spróbował cisnąć czarnomagicznymi pętami w czarodzieja. Oczywiście, że widział w tym działaniu analogię. Łudził się, że skoro to zaklęcie spełniło swoją funkcję przy odwiedzinach u tamtego kurdupla, to i tu się sprawdzi. Zresztą, lepiej posługiwał się tym plugawym odłamem magii niż obroną, zatem nawet nie próbował rozbroić go w honorowej walce. Może to jego towarzyszka sięgnie po subtelniejsze metody, lecz tak jak ją znał, to szczerze w to wątpił. Najważniejsze, żeby któremuś z nich się udało, wyłączając z tego grona zaskoczonego mężczyznę.
make you believe you're bigger than life
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
Cadan Goyle
Zawód : zaklinacz przedmiotów, poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
waiting for the moment to strike
to take possession
to take your h e a r t
to take possession
to take your h e a r t
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Cadan Goyle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 3
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 3
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Zaklęcie Cadana pomknęło ku właścicielowi tartaku, który zerwał się na równe nogi; było jednak niecelne, chybione, mężczyzna schylił się jednak z przezorności, aby znaleźć się jak najdalej od promienia. Moment ten wykorzystała Sigrun, unosząc własną różdżkę i wypowiadając: - Expelliarmus!
Czerwony promień zaklęcia rozbrajającego wystrzelił ku starcowi, ugodziło go w pierś, nie zdążył obronić się przez nieuwagę - najwyraźniej refleks miał gorszy, niż początkowo przypuszczała. Własna różdżka wyrwała się się z jego dłoni, a Rookwood uczyniła kilka kroków w przód i podskakując lekko, by ją pochwycić, niczym kafla w latach szkolnych, kiedy to długie lata grała na pozycji ścigającej.
- Jak mija wieczór, Lefford? - zagadnęła pogodnie, tak, jakby była szczerze zainteresowana tym, co u niego słychać, a na usta wpłynął nieprzewrotny, pełen kpiny uśmiech. Nie czekała na odpowiedź, ani jej to specjalnie nie interesowało, ani nie mieli na to czasu. Kolejnym machnięciem różdżki sprawiła, że zamknęły się za nimi drzwi; nie potrzebowali nieproszonych gości, a chwili intymności na prywatną pogawędkę. - Widzisz, nasz nie jest zbyt miły - podjęła od razu, zbliżając się do biurka; cały czas celowała krańcem różdżki z cisu w starca. - Mamy tak wiele do zrobienia, a ty zmusiłeś nas, byśmy tracili nasz cenny czas - Sigrun nie przestawała się uśmiechać, zupełnie tak, jakby prowadzili uprzejmą konwersację, Goyle wcale nie próbował spętać go czarnomagiczną klątwą, a ona go ni rozbroiła. - Liczę na twój głos rozsądku, starcze, więc dam Ci ostatnią szansę - wyrzekła litościwym tonem. - Zobowiążesz się teraz wspomóc naszą sprawę swoimi surowcami, albo porozmawiamy inaczej. Prawda, mój drogi? - zwróciła się do Cadana, spoglądając na niego z uśmiechem; pozwoliła sobie przejąć inicjatywę, wiedziała jednak, że jej towarzysz z pewnością nie będzie stał bezczynnie - nie lubił się przecież nudzić, tak jak i ona.
- Moja odpowiedź brzmi: nie - odpowiedział starzec, choć do jego niskiego głosu wkradła się nuta wątpliwości; patrzył zdezorientowany to na Sigrun, to na Cadana, po czym krzyknął: - Nie macie prawa mnie nachodzić! Wynoście się stąd, natychmiast!
Rookwood zacmokała z wyraźnym niezadowoleniem.
- Bądź tak uprzejmy i pomóż panu w podjęciu decyzji - zwróciła się znów d Cadana, kurtuazyjnym gestem wskazując starca.
Czerwony promień zaklęcia rozbrajającego wystrzelił ku starcowi, ugodziło go w pierś, nie zdążył obronić się przez nieuwagę - najwyraźniej refleks miał gorszy, niż początkowo przypuszczała. Własna różdżka wyrwała się się z jego dłoni, a Rookwood uczyniła kilka kroków w przód i podskakując lekko, by ją pochwycić, niczym kafla w latach szkolnych, kiedy to długie lata grała na pozycji ścigającej.
- Jak mija wieczór, Lefford? - zagadnęła pogodnie, tak, jakby była szczerze zainteresowana tym, co u niego słychać, a na usta wpłynął nieprzewrotny, pełen kpiny uśmiech. Nie czekała na odpowiedź, ani jej to specjalnie nie interesowało, ani nie mieli na to czasu. Kolejnym machnięciem różdżki sprawiła, że zamknęły się za nimi drzwi; nie potrzebowali nieproszonych gości, a chwili intymności na prywatną pogawędkę. - Widzisz, nasz nie jest zbyt miły - podjęła od razu, zbliżając się do biurka; cały czas celowała krańcem różdżki z cisu w starca. - Mamy tak wiele do zrobienia, a ty zmusiłeś nas, byśmy tracili nasz cenny czas - Sigrun nie przestawała się uśmiechać, zupełnie tak, jakby prowadzili uprzejmą konwersację, Goyle wcale nie próbował spętać go czarnomagiczną klątwą, a ona go ni rozbroiła. - Liczę na twój głos rozsądku, starcze, więc dam Ci ostatnią szansę - wyrzekła litościwym tonem. - Zobowiążesz się teraz wspomóc naszą sprawę swoimi surowcami, albo porozmawiamy inaczej. Prawda, mój drogi? - zwróciła się do Cadana, spoglądając na niego z uśmiechem; pozwoliła sobie przejąć inicjatywę, wiedziała jednak, że jej towarzysz z pewnością nie będzie stał bezczynnie - nie lubił się przecież nudzić, tak jak i ona.
- Moja odpowiedź brzmi: nie - odpowiedział starzec, choć do jego niskiego głosu wkradła się nuta wątpliwości; patrzył zdezorientowany to na Sigrun, to na Cadana, po czym krzyknął: - Nie macie prawa mnie nachodzić! Wynoście się stąd, natychmiast!
Rookwood zacmokała z wyraźnym niezadowoleniem.
- Bądź tak uprzejmy i pomóż panu w podjęciu decyzji - zwróciła się znów d Cadana, kurtuazyjnym gestem wskazując starca.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - CZ' :
'Anomalie - CZ' :
Życie prezentowałoby się znacznie prościej gdyby każdy znał swoje miejsce. Istniały na świecie osoby, którym winno się służyć i te, które powinny im służyć. Oczywiście Cadan uważał, że na pierwszej, uprzywilejowanej pozycji nie byli wcale arystokraci. Tam znajdowali się ci, którzy wierzyli w idee czystości krwi, w rzeczywistość pozbawioną zarazy jaką były szlamy. Zmuszające ich, czarodziejów do ukrywania się w podziemiach jak szczury. Wszyscy, którzy nie chcieli przyczynić się do zwycięstwa Rycerzy Walpurgii, powinni słono zapłacić za swoją niesubordynację. Niby takie oczywiste, a mimo to wierzgali. Jak ten starzec, przez którego Goyle chybił. Za bardzo się ruszał zamiast przyjąć na siebie razy, spokornieć oraz obiecać poprawę. Wtedy w swojej łaskawości stojący przed nim napastnicy darowaliby mu życie i być może długie godziny tortur. Wszystko byłoby prostsze, czas upłynąłby im na przyjemnej pogawędce o surowcach, zaś nikt nie czułby się poszkodowany. Tylko tyle i aż tyle, znać swoje miejsce w szeregu, wiedzieć, która strona zwycięży. Oni, strażnicy magicznego świata. Urosną w siłę, jakiej inni mogliby im pozazdrościć. Blondyn nie pojmował dlaczego tamten nie przyjmował tego do wiadomości. Może popełnili błąd nie przedstawiając się oraz nie mówiąc o potrzebach ich Pana, może wtedy właściciel tartaku kornie pochyliłby głowę nad ich uprzejmymi prośbami. Jak zwykle zamiast łatwiej było trudniej.
Dobrze, że Sigrun udało się rozbroić czarodzieja. Mimo tego niesmak w Cadanie pozostał, że jego zaklęcie minęło Lefforda. Bardzo nieładnie tak postępować z obcymi grożącymi różdżką.
- Właśnie, mógłbyś wykazać więcej chęci do współpracy - dodał od siebie, gdzieś pomiędzy kolejnymi słowami Rookwood. - Podpowiem ci, że jesteśmy bardzo niecierpliwi. Co więcej, także bezwzględni - stwierdził z udawanym smutkiem obracając w dłoni własną różdżkę. Mężczyzna zaczął się rozglądać albo za wyjściem ewakuacyjnym albo inną formą obrony niż utracona możliwość posługiwania się magią.
- Zawiodłeś nas, Lefford. Wiesz, my to jeszcze nic, ale na twoim miejscu nie igrałbym z Czarnym Panem - rzucił przygnębionym tonem i pokręcił głową. Ten moment wykorzystał starzec, próbując cisnąć weń stojącą na biurku figurką. Goyle w ostatniej chwili zdołał się uchylić, co go oczywiście tylko rozzłościło.
- Bucco - zażądał od różdżki, którą skierował na butnego czarodzieja. Oby tym razem się udało, wszakże powinien czuć przed nimi respekt, na jaki zasługiwali. On zaś wolał wojować, nie mając na to szans. Ich było dwoje, on był sam jeden, pozbawiony ochrony jaką dawała magiczna moc. Był głupcem nie chcąc spełnić ich niewygórowanych żądań. Nie zbiedniałby od dostarczenia im drewna na odbudowę Białej Wywerny, sobie natomiast zaoszczędziłby podobnego losu. Nawet jeśli on zawiedzie, to nie działał przecież w pojedynkę, w przeciwieństwie do szamoczącego się idioty przed nimi.
Dobrze, że Sigrun udało się rozbroić czarodzieja. Mimo tego niesmak w Cadanie pozostał, że jego zaklęcie minęło Lefforda. Bardzo nieładnie tak postępować z obcymi grożącymi różdżką.
- Właśnie, mógłbyś wykazać więcej chęci do współpracy - dodał od siebie, gdzieś pomiędzy kolejnymi słowami Rookwood. - Podpowiem ci, że jesteśmy bardzo niecierpliwi. Co więcej, także bezwzględni - stwierdził z udawanym smutkiem obracając w dłoni własną różdżkę. Mężczyzna zaczął się rozglądać albo za wyjściem ewakuacyjnym albo inną formą obrony niż utracona możliwość posługiwania się magią.
- Zawiodłeś nas, Lefford. Wiesz, my to jeszcze nic, ale na twoim miejscu nie igrałbym z Czarnym Panem - rzucił przygnębionym tonem i pokręcił głową. Ten moment wykorzystał starzec, próbując cisnąć weń stojącą na biurku figurką. Goyle w ostatniej chwili zdołał się uchylić, co go oczywiście tylko rozzłościło.
- Bucco - zażądał od różdżki, którą skierował na butnego czarodzieja. Oby tym razem się udało, wszakże powinien czuć przed nimi respekt, na jaki zasługiwali. On zaś wolał wojować, nie mając na to szans. Ich było dwoje, on był sam jeden, pozbawiony ochrony jaką dawała magiczna moc. Był głupcem nie chcąc spełnić ich niewygórowanych żądań. Nie zbiedniałby od dostarczenia im drewna na odbudowę Białej Wywerny, sobie natomiast zaoszczędziłby podobnego losu. Nawet jeśli on zawiedzie, to nie działał przecież w pojedynkę, w przeciwieństwie do szamoczącego się idioty przed nimi.
make you believe you're bigger than life
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
Cadan Goyle
Zawód : zaklinacz przedmiotów, poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
waiting for the moment to strike
to take possession
to take your h e a r t
to take possession
to take your h e a r t
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Cadan Goyle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 34
--------------------------------
#2 'k10' : 1
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 34
--------------------------------
#2 'k10' : 1
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
Na tym polu zgadzała się z Cadanem. Życie w istocie byłoby dużo prostsze, gdyby inni znali swoje miejsce w szeregu. Niektórzy zostali stworzeni, by władać innymi, inni po to, aby im służyć. Za swego przywódcę i Pana uważała Lorda Voldemorta, przed którego potęgą i mocą świat winien paść na kolana. Jeszcze tego nie uczynił, lecz doprowadzą do tego. Większość ludzi była ślepa, a przy tym niesłychanie głupia. Od maleńkości wpajan Sigrun do głowy ideały o czystości krwi, wmawiano, że daje im przewagę nad szlamem, że daje im potęgę. Nawet jednak czarodzieje o krwi rzekomo szlachetnej potrafili nią wzgardzić i opowiadali się za polityką promugolską. Z niewiadomych przyczyn mieli klapki na oczach, jednocześnie zwracali się w zła stronę. Nie rozumiała tego i nie chciała zrozumieć. Wiedziała jedynie, że jeśli nie chcieli nawrócić się po dobroci, bedą musieli ich to tego zmusić. Nie miała kręgosłupa moralnego, za to silne pragnienie krwi i fanatyczne oddanie swemu Panu. Pragnęła szlam widzieć na kolanach, a czarodziejów jako władców świata. Jeśli łączyło się to ze zmuszeniem innych do współpracy, trudno - niech tak będzie. Nie odczuwała wyrzutów sumienia, ba! W pewnym sensie czuła, że postępuje słusznie. Pomagała w końcu światu stać się lepszym. A, że czerpała z tego niezwykłą satysfakcję, to już inna inszość.
Pokiwała głową na potwierdzenie słów Cadana. Miał słuszność, żadne z nich nie należało do ludzi cierpliwych, zwłaszcza ona. Nie chciała spędzać tu całego wieczora - mimo wszystko mieli ograniczone pole zabawy, starzec musiał pozostać żyw, by wypełnić ich rozkaz. Roześmiała się w głos, gdy starzec wykazał tyle ikry i odwagi, aby cisnąć w Cadana figurką. Usiadła na stole pod ścianą, nonszalancko zakładając nog na nogę, patrząc jak zaklęcie Cadana trafia mężczyznę w szczękę. Starzec wpadł na regał za sobą, spadło kilka ksiązek; uniósł dłonie do twarzy, z kącika jego ust pociekła strużka krwi.
- Słyszałam, ze masz piękne wnuczki, to prawda, Lefford? - spytała niewinnym tonem, obracając swą cisową różdżkę w palcach. - Zapewniam cię, że nie chciałbyś, abyśmy je odwiedzili. A tak się stanie, jeśli dalej będziesz odmawiał. Co z ciebie za dziadek, głupcze? - mówiła dalej, z wyraźnym wyrzutem, próbując zagrać na jego strachu. - Wyrwę im paznokieć po paznokciu, każdy z nich wyślę w liscie i to będzie tylko twoja wina, rozumiesz?
Wycelowała w starca różdżką i wyrzekła miękko: - Organus dolor.
1. zastraszanie
2. zaklęcie
Pokiwała głową na potwierdzenie słów Cadana. Miał słuszność, żadne z nich nie należało do ludzi cierpliwych, zwłaszcza ona. Nie chciała spędzać tu całego wieczora - mimo wszystko mieli ograniczone pole zabawy, starzec musiał pozostać żyw, by wypełnić ich rozkaz. Roześmiała się w głos, gdy starzec wykazał tyle ikry i odwagi, aby cisnąć w Cadana figurką. Usiadła na stole pod ścianą, nonszalancko zakładając nog na nogę, patrząc jak zaklęcie Cadana trafia mężczyznę w szczękę. Starzec wpadł na regał za sobą, spadło kilka ksiązek; uniósł dłonie do twarzy, z kącika jego ust pociekła strużka krwi.
- Słyszałam, ze masz piękne wnuczki, to prawda, Lefford? - spytała niewinnym tonem, obracając swą cisową różdżkę w palcach. - Zapewniam cię, że nie chciałbyś, abyśmy je odwiedzili. A tak się stanie, jeśli dalej będziesz odmawiał. Co z ciebie za dziadek, głupcze? - mówiła dalej, z wyraźnym wyrzutem, próbując zagrać na jego strachu. - Wyrwę im paznokieć po paznokciu, każdy z nich wyślę w liscie i to będzie tylko twoja wina, rozumiesz?
Wycelowała w starca różdżką i wyrzekła miękko: - Organus dolor.
1. zastraszanie
2. zaklęcie
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 100
--------------------------------
#2 'k100' : 21
--------------------------------
#3 'k10' : 3
--------------------------------
#4 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 100
--------------------------------
#2 'k100' : 21
--------------------------------
#3 'k10' : 3
--------------------------------
#4 'Anomalie - CZ' :
Cadan również nie pojmował tendencji szlachetnej krwi do rozłamu. I to w tak znaczącej sprawie. Nie potrafił zrozumieć jakim cudem rodziny z wieloletnią tradycją są gotowi ją zaprzepaścić dla czegoś tak bezwartościowego jak mugole. Wzdrygał się na samą myśl o podobnym czynie, a nie był żadnym arystokratą, ba, było mu do niego bardzo daleko. Tak naprawdę sądził, że szlachcice mają nudne życie spełniając jedynie wolę swoich nestorów, lecz Goyle nie wiedział jak wiele było w nim hipokryzji. On sam także podporządkował swoje życie woli ojca, przodków oraz konserwatywnym regułom. Poślubił kobietę, którą mu wybrano i wiódł takie życie, jakie dla niego chcieli. O ile z tym pierwszym zdążył się pogodzić, ba, dobrze czuł się w swoim małżeństwie, tak od jakiegoś czasu pływanie z braćmi krępowało go niczym statkowe liny. Poniekąd wziął życie w swoje ręce postanawiając odciąć się od obłudy panującej w rodzinie oraz iść swoją drogą zaklinacza przedmiotów i nie tylko. Odżył. Pomimo tego nie uważał, że winien był rezygnować ze wszystkiego, co czyniło go czarodziejem czystej krwi. A tu proszę, wiele osób odwracało się od swoich rodzin, od obowiązków wynikających ze swojego statusu. Utrzymanie krwi czystej stanowiło obowiązek każdego maga, o czym duża część magicznego społeczeństwa zapominała. Wzbudzało to w Cadanie nie tyle lęk o przyszłość swojego syna, co wzburzenie oraz protest. To dlatego postanowił walczyć wraz z Rycerzami i przyjść tutaj z Sigrun. Jak najwięcej osób powinno dowiedzieć się, że stało po niewłaściwej stronie.
Tak uznał, bowiem nie łudził się już, że świat nagle stanie się prostszy. Widocznie posłuszeństwo wobec nich oraz nadrzędnie wobec Czarnego Pana musieli wyegzekwować siłą, ciężką pracą. Goyle skrzywił się z odrazą wsłuchując się we własne wnioski, lecz nie mógł nic z tym zrobić. Jedynie przemówić starcowi do rozsądku.
Żałował, że mieli niewiele czasu. Każdy mógł tu wejść, w dowolnej chwili. w dodatku Lefford musiał pozostać żywy. To smutne. Bez względu na dobry humor, blondyn chętnie pokonkurowałby z Rookwood w dziedzinie najlepiej rzuconej klątwy. Musiał obejść się smakiem.
Uśmiechnął się zadowolony kiedy zaklęcie podziałało, trafiając mężczyznę oraz sprawiając mu ból. Niestety także i Cadan odczuł na sobie nieprzyjemne skutki używania czarnej magii. Osłabł lekko, lecz nie dał tego po sobie poznać. Bez cienia zawahania przyglądał się lecącej stróżce krwi, żeby potem zerknąć na swą towarzyszkę. Jej groźby musiały przemówić mu do rozsądku, bowiem w mgnieniu oka czarodziej padł na kolana i czołgając się podszedł do blondynki. Złożył ręce jak do modlitwy i zaniósł się łzami błagając o litość. Wkrótce po tym do szlochu dołączył wrzask bólu wywołany zaklęciem torturującym. Goyle był pod wrażeniem, sam na pewno też wystraszyłby się wizji Sig.
- Nie mamy czasu na twoje jęki - rzucił wreszcie, przerywając zawodzenie. - Spisz sobie co masz przygotować na pojutrze, ponieważ nie będę się powtarzać. Dostarczysz to na Nokturn, do Białej Wywerny. I zapomnisz o całej sprawie. W przeciwnym razie poznasz gorzki smak spełnionej groźby mojej towarzyszki - pociągnął dalej. Zastanawiał się czy nie podał zbyt krótkiego terminu, lecz skoro przemowa Rookwood zrobiła na nim takie wrażenie, to powinni kuć żelazo póki gorące. Bezwzględnie. - Bez numerów - dodał jeszcze, celując w Lefforda różdżką. Podszedłszy do biurka rzucił w niego kawałkiem pergaminu i nasączonym w atramencie piórem, żeby starzec nie próbował żadnych sztuczek. Kto wie co chował po szufladach.
Tak uznał, bowiem nie łudził się już, że świat nagle stanie się prostszy. Widocznie posłuszeństwo wobec nich oraz nadrzędnie wobec Czarnego Pana musieli wyegzekwować siłą, ciężką pracą. Goyle skrzywił się z odrazą wsłuchując się we własne wnioski, lecz nie mógł nic z tym zrobić. Jedynie przemówić starcowi do rozsądku.
Żałował, że mieli niewiele czasu. Każdy mógł tu wejść, w dowolnej chwili. w dodatku Lefford musiał pozostać żywy. To smutne. Bez względu na dobry humor, blondyn chętnie pokonkurowałby z Rookwood w dziedzinie najlepiej rzuconej klątwy. Musiał obejść się smakiem.
Uśmiechnął się zadowolony kiedy zaklęcie podziałało, trafiając mężczyznę oraz sprawiając mu ból. Niestety także i Cadan odczuł na sobie nieprzyjemne skutki używania czarnej magii. Osłabł lekko, lecz nie dał tego po sobie poznać. Bez cienia zawahania przyglądał się lecącej stróżce krwi, żeby potem zerknąć na swą towarzyszkę. Jej groźby musiały przemówić mu do rozsądku, bowiem w mgnieniu oka czarodziej padł na kolana i czołgając się podszedł do blondynki. Złożył ręce jak do modlitwy i zaniósł się łzami błagając o litość. Wkrótce po tym do szlochu dołączył wrzask bólu wywołany zaklęciem torturującym. Goyle był pod wrażeniem, sam na pewno też wystraszyłby się wizji Sig.
- Nie mamy czasu na twoje jęki - rzucił wreszcie, przerywając zawodzenie. - Spisz sobie co masz przygotować na pojutrze, ponieważ nie będę się powtarzać. Dostarczysz to na Nokturn, do Białej Wywerny. I zapomnisz o całej sprawie. W przeciwnym razie poznasz gorzki smak spełnionej groźby mojej towarzyszki - pociągnął dalej. Zastanawiał się czy nie podał zbyt krótkiego terminu, lecz skoro przemowa Rookwood zrobiła na nim takie wrażenie, to powinni kuć żelazo póki gorące. Bezwzględnie. - Bez numerów - dodał jeszcze, celując w Lefforda różdżką. Podszedłszy do biurka rzucił w niego kawałkiem pergaminu i nasączonym w atramencie piórem, żeby starzec nie próbował żadnych sztuczek. Kto wie co chował po szufladach.
make you believe you're bigger than life
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
Cadan Goyle
Zawód : zaklinacz przedmiotów, poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
waiting for the moment to strike
to take possession
to take your h e a r t
to take possession
to take your h e a r t
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
moje zaklęcie nie wyszło
Została wychowana w rodzinie konserwatywnej. Rookwoodowie od zawsze cenili czystą krew, pilnowali, aby nie została zmieszana ze szlamem, choć nawet oni nie uniknęli drobnej skazy. Wszystkim swych latoroślom wpajali do głowy ideał o wyższości krwi czystej nad inszymi. Dlatego poniekąd zazdrościła wysoko urodzonym lordom możliwości określania statusu swej krwi jako szlachetnie czystej, lecz z drugiej jednak strony - nie chciałaby urodzić się jako lady. Pragnęła ich bogactw i błyskotek, to prawda, jednakże prędzej skoczyłaby z klifu, niż pozwoliła tak sobą rządzić. Nie była lalką, by ją przebierać i decydować o każdym kroku, nie była też kanarkiem do zamknięta w złotej klatce. Uschłaby w tym świecie pełnym konwenansów, ograniczonym etykietą i milionem zasadach, których nigdy nie zdołałaby spamiętać. Już we własnej rodzinie miała ciężko bo choć tak jak oni ceniła krew czystą, to miała zupełnie inny pogląd na rolę kobiety w czarodziejskim świecie. Jako czarownica pragnęła niezależności, potrzebowała jej jak tlenu; ugięła się pod wolą ojca raz, wyszła za mąż za wskazanego przezeń człowieka i nie miała zamiaru już popełniać tego błędu. Posmakowała wolności i nie chciała z niej zrezygnować. Decydowała sama o sobie i to czyniło ją zadowoloną z życia, lecz do pełni satysfakcji pragnęła wyjścia z cienia czarodziejskiego świata - musieli wziąć świat we władanie, bo należał do nich.
Złowrogi błysk w oku, powaga z jaką wypowiadała własne słowa, odwaga do rzucania czarnomagicznych klątw w końcu zmusiły starca, by przemyślał własne zachowanie. Nie żartowała, mówiła absolutnie poważnie; najchętniej rzeczywiście spełniłaby swą prośbę nawet, jeśli przyniósłby im wszystko, czego potrzebowali w zębach, tak w ramach nauczki, lecz to mogła pozostawić jako element zaskoczenia. Zwłaszcza, że Lefford zaczął gorliwie zgadzać się na ich żądania. Spojrzała nań ze wstrętem. Budził w niej jedynie odrazę i irytację.
- Siadaj - nakazała mu, brodą wskazując krzesło za biurkiem. Sama znów usiadła na stole pod ścianą, pozwalając Cadanowi dokończyć tę rozmowę. Ona bawiła się jedynie różdżką, na którą starzec zerkał z przestrachem. Kiedy skończyli zeskoczyła zeń gibko, przeciągając się, jakby zmęczyła ją ta wizyta. - Do czternastego czerwca wszystko ma się znaleźć w wyznaczonym miejscu, rozumiemy się? - spytała lodowatym tonem, wierząc, że nie będzie musiała się już powtarzać.
Została wychowana w rodzinie konserwatywnej. Rookwoodowie od zawsze cenili czystą krew, pilnowali, aby nie została zmieszana ze szlamem, choć nawet oni nie uniknęli drobnej skazy. Wszystkim swych latoroślom wpajali do głowy ideał o wyższości krwi czystej nad inszymi. Dlatego poniekąd zazdrościła wysoko urodzonym lordom możliwości określania statusu swej krwi jako szlachetnie czystej, lecz z drugiej jednak strony - nie chciałaby urodzić się jako lady. Pragnęła ich bogactw i błyskotek, to prawda, jednakże prędzej skoczyłaby z klifu, niż pozwoliła tak sobą rządzić. Nie była lalką, by ją przebierać i decydować o każdym kroku, nie była też kanarkiem do zamknięta w złotej klatce. Uschłaby w tym świecie pełnym konwenansów, ograniczonym etykietą i milionem zasadach, których nigdy nie zdołałaby spamiętać. Już we własnej rodzinie miała ciężko bo choć tak jak oni ceniła krew czystą, to miała zupełnie inny pogląd na rolę kobiety w czarodziejskim świecie. Jako czarownica pragnęła niezależności, potrzebowała jej jak tlenu; ugięła się pod wolą ojca raz, wyszła za mąż za wskazanego przezeń człowieka i nie miała zamiaru już popełniać tego błędu. Posmakowała wolności i nie chciała z niej zrezygnować. Decydowała sama o sobie i to czyniło ją zadowoloną z życia, lecz do pełni satysfakcji pragnęła wyjścia z cienia czarodziejskiego świata - musieli wziąć świat we władanie, bo należał do nich.
Złowrogi błysk w oku, powaga z jaką wypowiadała własne słowa, odwaga do rzucania czarnomagicznych klątw w końcu zmusiły starca, by przemyślał własne zachowanie. Nie żartowała, mówiła absolutnie poważnie; najchętniej rzeczywiście spełniłaby swą prośbę nawet, jeśli przyniósłby im wszystko, czego potrzebowali w zębach, tak w ramach nauczki, lecz to mogła pozostawić jako element zaskoczenia. Zwłaszcza, że Lefford zaczął gorliwie zgadzać się na ich żądania. Spojrzała nań ze wstrętem. Budził w niej jedynie odrazę i irytację.
- Siadaj - nakazała mu, brodą wskazując krzesło za biurkiem. Sama znów usiadła na stole pod ścianą, pozwalając Cadanowi dokończyć tę rozmowę. Ona bawiła się jedynie różdżką, na którą starzec zerkał z przestrachem. Kiedy skończyli zeskoczyła zeń gibko, przeciągając się, jakby zmęczyła ją ta wizyta. - Do czternastego czerwca wszystko ma się znaleźć w wyznaczonym miejscu, rozumiemy się? - spytała lodowatym tonem, wierząc, że nie będzie musiała się już powtarzać.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Przepraszam, zerknęłam w złą rubrykę XD.
Wierzył, że wszystko się uda. Może teraz faktycznie świat nie wyglądał najlepiej, skalany brudem oraz zdradzieckimi zapędami, lecz Cadan wiedział, że czasem wielkie rzeczy wymagają wielkiego wysiłku i nic nie przychodzi samo. Bez ciężkiej pracy. Pracowali zatem, jednakże spokojny był o ich przyszłość. Pod dowództwem Czarnego Pana mieli dokonać ogromnych, potężnych rzeczy. Jego moc jawiła mu się jako nieskończona i powrót z Azkabanu nie pozwoli mu zwątpić, wręcz przeciwnie - umocni jego poglądy jeszcze bardziej. Ugruntuje przekonanie, że dla Rycerzy Walpurgii nie istniały rzeczy niemożliwe, nie do przeskoczenia. Jeśli mieli wybić szlamę po szlamie, jedną za drugą, po kolei, żmudnie oraz w pocie czoła - tak właśnie uczynią. Wszystko, żeby Lord Voldemort był z nich zadowolony, zaś na koniec obdarzył swoje sługi zaufaniem i łaskawością. Wszakże osiągną świat, o którym tak marzyli.
Pięknie było marzyć, lecz jeszcze piękniej realizować te marzenia. Brali więc dwurożca za rogi i wypełniali misję, jaką zostali obdarzeni. Mogłoby się wydawać, że to nic wielkiego, ot, przekonanie jakiegoś mężczyznę do współpracy. Jednakże ci często stawiali opór. Goyle wciąż miał przed oczami widok karła-kowala, który ośmielił się im przeciwstawić. Finalnie wręcz zrzygał się Magnusowi na buty, czego blondyn mu szczerze współczuł. Trzeba przyznać, że Rowle'owi brakowało finezji w działaniu, lecz argumenty miał skuteczne. Sigrun zaś postawiła na subtelność, a wywarła na Leffordzie lepszy, dosadniejszy efekt niż arystokrata. To było bardzo ciekawym doświadczeniem, Cadan bez wątpienia wyciągnie z tego wnioski na przyszłość.
Beznamiętnie obserwował Rookwood jak dyrygowała przestraszonym staruszkiem. Zdziwiła go jej hojność jeśli chodziło o termin, jednakże nie kłócił się. Mężczyzna nadal zawodził piskliwym głosikiem wwiercającym się w czaszkę, bał się też tak bardzo, że na pewno nie zauważył rozbieżności w ich rozkazach. Kiwał za to zapamiętale głową - gdyby czarownica kazała mu wyskoczyć z okna, bez wątpliwości skoczyłby, co polepszyło Goyle'owi humor. Tak jak solenne zapewnienia mężczyzny, że wszystko będzie gotowe - podyktowali mu naprawdę wiele warunków, bowiem potrzebowali sporej ilości drewna do odbudowy Białej Wywerny.
- Pamiętaj, ani słowa - przestrzegł go jeszcze na odchodne i popchnął tak, że tamten stracił równowagę na krześle. Nie mógł przecież pozwolić, żeby starzec zapomniał o złożonej im obietnicy. Oni nie zapomną. - Posprzątaj tu i weź się w garść - zalecił mu jeszcze. Powinien stwarzać pozory, zatem niech zabierze się do roboty.
Żałował, że to koniec. Że nie mogli się z nim pobawić. Może innym razem, teraz oboje rozdzielili się za tartakiem i każde z nich udało się w swoją stronę.
zt x2
Wierzył, że wszystko się uda. Może teraz faktycznie świat nie wyglądał najlepiej, skalany brudem oraz zdradzieckimi zapędami, lecz Cadan wiedział, że czasem wielkie rzeczy wymagają wielkiego wysiłku i nic nie przychodzi samo. Bez ciężkiej pracy. Pracowali zatem, jednakże spokojny był o ich przyszłość. Pod dowództwem Czarnego Pana mieli dokonać ogromnych, potężnych rzeczy. Jego moc jawiła mu się jako nieskończona i powrót z Azkabanu nie pozwoli mu zwątpić, wręcz przeciwnie - umocni jego poglądy jeszcze bardziej. Ugruntuje przekonanie, że dla Rycerzy Walpurgii nie istniały rzeczy niemożliwe, nie do przeskoczenia. Jeśli mieli wybić szlamę po szlamie, jedną za drugą, po kolei, żmudnie oraz w pocie czoła - tak właśnie uczynią. Wszystko, żeby Lord Voldemort był z nich zadowolony, zaś na koniec obdarzył swoje sługi zaufaniem i łaskawością. Wszakże osiągną świat, o którym tak marzyli.
Pięknie było marzyć, lecz jeszcze piękniej realizować te marzenia. Brali więc dwurożca za rogi i wypełniali misję, jaką zostali obdarzeni. Mogłoby się wydawać, że to nic wielkiego, ot, przekonanie jakiegoś mężczyznę do współpracy. Jednakże ci często stawiali opór. Goyle wciąż miał przed oczami widok karła-kowala, który ośmielił się im przeciwstawić. Finalnie wręcz zrzygał się Magnusowi na buty, czego blondyn mu szczerze współczuł. Trzeba przyznać, że Rowle'owi brakowało finezji w działaniu, lecz argumenty miał skuteczne. Sigrun zaś postawiła na subtelność, a wywarła na Leffordzie lepszy, dosadniejszy efekt niż arystokrata. To było bardzo ciekawym doświadczeniem, Cadan bez wątpienia wyciągnie z tego wnioski na przyszłość.
Beznamiętnie obserwował Rookwood jak dyrygowała przestraszonym staruszkiem. Zdziwiła go jej hojność jeśli chodziło o termin, jednakże nie kłócił się. Mężczyzna nadal zawodził piskliwym głosikiem wwiercającym się w czaszkę, bał się też tak bardzo, że na pewno nie zauważył rozbieżności w ich rozkazach. Kiwał za to zapamiętale głową - gdyby czarownica kazała mu wyskoczyć z okna, bez wątpliwości skoczyłby, co polepszyło Goyle'owi humor. Tak jak solenne zapewnienia mężczyzny, że wszystko będzie gotowe - podyktowali mu naprawdę wiele warunków, bowiem potrzebowali sporej ilości drewna do odbudowy Białej Wywerny.
- Pamiętaj, ani słowa - przestrzegł go jeszcze na odchodne i popchnął tak, że tamten stracił równowagę na krześle. Nie mógł przecież pozwolić, żeby starzec zapomniał o złożonej im obietnicy. Oni nie zapomną. - Posprzątaj tu i weź się w garść - zalecił mu jeszcze. Powinien stwarzać pozory, zatem niech zabierze się do roboty.
Żałował, że to koniec. Że nie mogli się z nim pobawić. Może innym razem, teraz oboje rozdzielili się za tartakiem i każde z nich udało się w swoją stronę.
zt x2
make you believe you're bigger than life
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
Cadan Goyle
Zawód : zaklinacz przedmiotów, poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
waiting for the moment to strike
to take possession
to take your h e a r t
to take possession
to take your h e a r t
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Tartak pod Coxwold
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Yorkshire