Salon
AutorWiadomość
Salon
Niewielki salon połączony z kuchnią, stanowiący idealne miejsce spotkań i odpoczynku. Do salonu wchodzi się przez niewielki przedsionek z miejscem na płaszcze i buty, a trzy niepozorne schódki pomiędzy spiżaką a łazienką po prawej stronie od kuchni prowadzą na podwyższenie do pokoju Josephine.
Kominek podpięty do sieci fiuu.
Kominek podpięty do sieci fiuu.
these violent delights have
violent ends...
Josephine Fenwick
Zawód : przyszła aurorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W całym magicznym świecie gasną światła. Nie ujrzymy ich już za naszego życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
/25 czerwca
Bardzo długo zbieram się w sobie, żeby to zrobić – być może nawet nie byłbym w stanie, gdyby nie lekkie popchnięcia ze strony przyjaciół. Sam nie wierzę, że to robię: wciąż ostrożnie stawiam kroki, jakbym bardzo bał się tego co ma nadejść. A przecież przeżyłem o wiele gorsze rzeczy. Spotkania z siostrą po latach nie powinno w ogóle nazywać się złą, jest we mnie jednak jakaś obawa, obawa która narasta z każdą kolejną stopą wystawianą do przodu. Nie wiem jeszcze co powiem. Nie wiem jeszcze co zrobię. Może ucieknę w ostatniej chwili, bo w końcu w przeciągu kilku ostatnich lat bardzo dobrze wychodzi mi akurat ta jedna rzecz: uciekanie. Czuję jak ślina zastyga mi w przełyku, jak wbrew sobie staram się kroczyć jak najwolniej. Kiedy w końcu dostrzegam wskazany adres staję na chwilę i nie mam najmniejszego zamiaru się ruszyć. Wbijam wzrok w elewację budynku, a gdyby wzrok mógł niszczyć konstrukcje, z pewnością tą już bym rozkruszył. Sięgam do kieszeni, ale nic nie wyjmuję – palce drżą mi jak szalone, nawet nie próbuję pozbyć się tego wrażenia.
Nigdy nie byłem fanem angielskiej pogody, ale to co dzieje się teraz napawa mnie pewnym niepokojem. Silny wiatr rozwiewa moje czarne włosy, które przyklejają się do twarzy. Prawdziwej twarzy. Prawdziwej przynajmniej względnie, bo czasami zastanawiam się czy lata zmieniania jej nie zniszczyły czegoś na stałe. Wystarczy jedno mrugnięcie ciemnych rzęs bym poczuł krople deszczu spływające w dół kołnierza. Kilka sekund i deszcz przeradza się w ulewę, a wiatr huczy w moich uszach. Tego akurat trochę mi brakowało: smętnej pieśni wiatru wyjącego w dolinach. Ciężko mi się do tego przyznać, ale tęsknię za Norwegią. Była dla mnie schronieniem i prawdziwym domem w czasie gdy powinienem być martwy. Była zupełnie nowym początkiem. W noc wyjazdu zastanawiałem się nawet czy dobrze robię, czy nie lepiej byłoby jednak porzucić przeszłość za sobą i patrzeć tylko do przodu. Ale nie, przekonywałem się. Nie mogę zostawić rodziny. To tylko dla ich dobra opuściłem rodzinne brzegi. A jednak jestem tu dopiero teraz, przeszło niemal dwa miesiące odkąd zjawiłem się ponownie. Boję się spojrzeć Ci w oczy i zobaczyć, że się zmieniłaś, a może to ja zmieniłem się najbardziej ze wszystkich. To ostatnie nie ulegało wątpliwości.
Nie wiem czy jestem wciąż tym bratem, którego tak bardzo kochałaś. Trochę boję się, że nie. Pewnie właśnie dlatego stoję i nie ruszam się, pozwalając by kaskady deszczu oblewały moją ciemną marynarkę, a wiatr próbował mnie przewrócić. Każdy kolejny metr dzielący od Twojego domu jest jeszcze trudniejszy. Nie jestem pewien, czy się na to zdobędę. Kiedyś muszę, ale czy dziś? Czy jutro? Odkładanie wszystkiego na ostatnią chwilę wychodzi mi ostatnio wyśmienicie. Czy wciąż jeszcze pasuję do tej, wybrakowanej przez moje czyny, rodziny? Czy w ogóle uwierzysz w ten dziwny cud, a tak naprawdę w ten fortel, który kiedyś wymyślił załamany człowiek? Ale dziś sam nie wiem już kim jestem. Bo i Gideon auror i Gideon pokonany przez świat zniknęli gdzieś w tym całym chaosie. Chaos jest naturą zmian. Trzy lata zmieniają ludzi, zwłaszcza trzy lata w odosobnieniu. Cieszę się niezmiernie, słysząc od innych same dobre rzeczy na Twój temat. Dawniej wystarczały mi właściwie tylko informacje dotyczące tego, że żyjesz. Ty i Jamie. Że macie się dobrze, na ile dobrze może mieć się dwójka młodych sierot. To nie powinno tak wyglądać. Tam powinienem być jeszcze ja: wtedy wszystko byłoby zapewne prostsze, choć zarazem i trudniejsze. Jednak wiedziałem, że muszę. Gdybym tego nie zrobił, pewnie wszyscy bylibyśmy już martwi – nie wiem napewno, ale tak uspokajam swoje szalejące sumienie. Sumienie, które mówi mi, że wcale nie chciałem zgrywać bohatera, że uciekłem dla siebie, jakiekolwiek nie byłyby to powody.
Sam nie wiem jak to możliwe, ale chwilę później stoję już pod drzwiami, przemoczony do reszty. Deszcz wciąż płynie po mojej bladej skórze, kapie z włosów i ubrań, ale ja nieszczególnie się tym przejmuję, jakbym całkowicie to ignorował, a może i zupełnie tego nie zauważał. Biorę głęboki oddech i unoszę rękę do drzwi wejściowych. Nie chcę grać w więcej gier. Nie chcę się zakradać, śledzić, to wszystko działałoby tylko na Twoją niekorzyść. Może ta sytuacja też działa. Zapewne. Ale zawsze byłem trochę samolubny, musisz przyznać. Zaciskam lewą rękę w pięść i wreszcie to robię: pukam. Widzę zapalone światło, mam tylko nadzieję, że jesteś sama. Nie wiem jak miałbym się tłumaczyć jeszcze przed innymi. Najpierw cicho, potem nieco bardziej energicznie dźwięk stukania rozlega się w okolicy, a rozpaczliwa chęć ucieczki wzmaga się tylko z każdą mijającą sekundą.
Bardzo długo zbieram się w sobie, żeby to zrobić – być może nawet nie byłbym w stanie, gdyby nie lekkie popchnięcia ze strony przyjaciół. Sam nie wierzę, że to robię: wciąż ostrożnie stawiam kroki, jakbym bardzo bał się tego co ma nadejść. A przecież przeżyłem o wiele gorsze rzeczy. Spotkania z siostrą po latach nie powinno w ogóle nazywać się złą, jest we mnie jednak jakaś obawa, obawa która narasta z każdą kolejną stopą wystawianą do przodu. Nie wiem jeszcze co powiem. Nie wiem jeszcze co zrobię. Może ucieknę w ostatniej chwili, bo w końcu w przeciągu kilku ostatnich lat bardzo dobrze wychodzi mi akurat ta jedna rzecz: uciekanie. Czuję jak ślina zastyga mi w przełyku, jak wbrew sobie staram się kroczyć jak najwolniej. Kiedy w końcu dostrzegam wskazany adres staję na chwilę i nie mam najmniejszego zamiaru się ruszyć. Wbijam wzrok w elewację budynku, a gdyby wzrok mógł niszczyć konstrukcje, z pewnością tą już bym rozkruszył. Sięgam do kieszeni, ale nic nie wyjmuję – palce drżą mi jak szalone, nawet nie próbuję pozbyć się tego wrażenia.
Nigdy nie byłem fanem angielskiej pogody, ale to co dzieje się teraz napawa mnie pewnym niepokojem. Silny wiatr rozwiewa moje czarne włosy, które przyklejają się do twarzy. Prawdziwej twarzy. Prawdziwej przynajmniej względnie, bo czasami zastanawiam się czy lata zmieniania jej nie zniszczyły czegoś na stałe. Wystarczy jedno mrugnięcie ciemnych rzęs bym poczuł krople deszczu spływające w dół kołnierza. Kilka sekund i deszcz przeradza się w ulewę, a wiatr huczy w moich uszach. Tego akurat trochę mi brakowało: smętnej pieśni wiatru wyjącego w dolinach. Ciężko mi się do tego przyznać, ale tęsknię za Norwegią. Była dla mnie schronieniem i prawdziwym domem w czasie gdy powinienem być martwy. Była zupełnie nowym początkiem. W noc wyjazdu zastanawiałem się nawet czy dobrze robię, czy nie lepiej byłoby jednak porzucić przeszłość za sobą i patrzeć tylko do przodu. Ale nie, przekonywałem się. Nie mogę zostawić rodziny. To tylko dla ich dobra opuściłem rodzinne brzegi. A jednak jestem tu dopiero teraz, przeszło niemal dwa miesiące odkąd zjawiłem się ponownie. Boję się spojrzeć Ci w oczy i zobaczyć, że się zmieniłaś, a może to ja zmieniłem się najbardziej ze wszystkich. To ostatnie nie ulegało wątpliwości.
Nie wiem czy jestem wciąż tym bratem, którego tak bardzo kochałaś. Trochę boję się, że nie. Pewnie właśnie dlatego stoję i nie ruszam się, pozwalając by kaskady deszczu oblewały moją ciemną marynarkę, a wiatr próbował mnie przewrócić. Każdy kolejny metr dzielący od Twojego domu jest jeszcze trudniejszy. Nie jestem pewien, czy się na to zdobędę. Kiedyś muszę, ale czy dziś? Czy jutro? Odkładanie wszystkiego na ostatnią chwilę wychodzi mi ostatnio wyśmienicie. Czy wciąż jeszcze pasuję do tej, wybrakowanej przez moje czyny, rodziny? Czy w ogóle uwierzysz w ten dziwny cud, a tak naprawdę w ten fortel, który kiedyś wymyślił załamany człowiek? Ale dziś sam nie wiem już kim jestem. Bo i Gideon auror i Gideon pokonany przez świat zniknęli gdzieś w tym całym chaosie. Chaos jest naturą zmian. Trzy lata zmieniają ludzi, zwłaszcza trzy lata w odosobnieniu. Cieszę się niezmiernie, słysząc od innych same dobre rzeczy na Twój temat. Dawniej wystarczały mi właściwie tylko informacje dotyczące tego, że żyjesz. Ty i Jamie. Że macie się dobrze, na ile dobrze może mieć się dwójka młodych sierot. To nie powinno tak wyglądać. Tam powinienem być jeszcze ja: wtedy wszystko byłoby zapewne prostsze, choć zarazem i trudniejsze. Jednak wiedziałem, że muszę. Gdybym tego nie zrobił, pewnie wszyscy bylibyśmy już martwi – nie wiem napewno, ale tak uspokajam swoje szalejące sumienie. Sumienie, które mówi mi, że wcale nie chciałem zgrywać bohatera, że uciekłem dla siebie, jakiekolwiek nie byłyby to powody.
Sam nie wiem jak to możliwe, ale chwilę później stoję już pod drzwiami, przemoczony do reszty. Deszcz wciąż płynie po mojej bladej skórze, kapie z włosów i ubrań, ale ja nieszczególnie się tym przejmuję, jakbym całkowicie to ignorował, a może i zupełnie tego nie zauważał. Biorę głęboki oddech i unoszę rękę do drzwi wejściowych. Nie chcę grać w więcej gier. Nie chcę się zakradać, śledzić, to wszystko działałoby tylko na Twoją niekorzyść. Może ta sytuacja też działa. Zapewne. Ale zawsze byłem trochę samolubny, musisz przyznać. Zaciskam lewą rękę w pięść i wreszcie to robię: pukam. Widzę zapalone światło, mam tylko nadzieję, że jesteś sama. Nie wiem jak miałbym się tłumaczyć jeszcze przed innymi. Najpierw cicho, potem nieco bardziej energicznie dźwięk stukania rozlega się w okolicy, a rozpaczliwa chęć ucieczki wzmaga się tylko z każdą mijającą sekundą.
Gość
Gość
Odnalezienie się w tym świecie pełnym znajomych twarzy, którym wielu wciąż nie potrafię przypisać imion – często też je mylę ku własnemu zażenowaniu – zajmie mi więcej niż kilka dni. Chciałabym wszystko pojąć w jednej chwili, lecz zdążyłam się już przekonać, że nadmiar informacji nie wiąże się z niczym dobrym, co najwyżej z bólem głowy, która nie daje sobie rady z porządkowaniem nowej, dziwnie znajomej wiedzy i dziesiątkami, o ile nie setkami pytań, które narastają niczym fala tsunami. Dzięki opowieściom i gazetom wiem już co nieco o czasach współczesnych, poznałam też ogólny zarys swojej historii – tutaj głównie zdjęciom i najbliższym przyjaciołom – jednakże poznanie kim tak naprawdę jestem nie może się ograniczyć do kilku godzin z ruchomymi obrazkami niczym w baśniach dla dzieci. Dzisiaj jestem niezwykle zmęczona po intensywnej sesji odzyskiwania wspomnień, dlatego wcześniej ukrywam się w mieszkaniu, które wynajęłam dla siebie i Jamiego. Niedawno dowiedziałam się, że wraz z początkiem lipca ukończy szkołę, a lokal wciąż wypełniony jest kartonowymi pudłami, a ściany przemalowane są w zaledwie połowie. Cóż, zapewne miałam z wszystkim zdążyć, lecz jak mogłam przewidzieć tę przedziwną utratę pamięci? Teraz nie próbuję nawet nadgonić straconych dni – wyciągnęłam zaledwie najpotrzebniejsze rzeczy, a sen na samym materacu nie różni się wiele od tego na łóżku. Tu i tu spałabym równie niespokojnie, więc zawieszenie kilkanaście cali nad podłogą niczego nie zmieni. Własne zagubienie w tym nowym świecie, które wysysa ze mnie wszelkie chęci, zrzucam na karb niestabilnej magii – jakże mogłabym przygotować mieszkanie, gdy każde zaklęcie może skutkować bliżej nieokreślonymi konsekwencjami? Mało odpowiedzialnie, co jest zaskakująco niepodobne do Josephine, która pamiętała wszystko i o wszystkich, liczę, że zajmie się tym ktoś inny.
Chciałabym powiedzieć: wiedziałam, że dzisiaj wszystko się zmieni. Nie oczekiwałam twojego przybycia, w końcu wszyscy, od których chciałam się dowiedzieć o twojej uwiecznionej na zdjęciach postaci, zdawali się unikać moich pytań równie skutecznie, co śmiercionośnych klątw. Już sam widok zdjęcia, brzmienie twojego imienia wywołuje we mnie poczucie nieopisanej miłości, tęsknoty i żalu – stąd wiem, że nie mogło się wydarzyć nic dobrego. Nie chcę drążyć, jeszcze nie teraz, gdy wszystko wydaje się takie świeże… Nie mogę otwierać starych ran, karmić się własnym cierpieniem, które będę musiała przeżywać na nowo. Kiedyś, w bliżej nieokreślonej przyszłości. Mam wrażenie, że umarłeś, choć nie chce o to pytać, gdy zapada ta specyficzna, śmiertelna cisza, kiedy uzupełnianie moich wspomnień wiąże się nieodłącznie z wplataniem twojej osoby w opowieści lub gdy ktoś nierozważnie wypowie twoje imię. Póki co wolę karmić się niepewnością, wmawiając sobie, że odszedłeś tylko na chwilę, tworząc dziesiątki różnych scenariuszy, bo nie myśleć o tobie wcale wydaje się niemożliwością.
Ta złudna teoria zdawałaby się mieć potwierdzenie w momencie, gdy otwieram drzwi i widzę cię na progu. Gdybyś nie żył, nie mógłbyś się tutaj znaleźć. Przez chwilę zdaję się nie rozpoznawać twojej osoby, zbyt zagubiona w efekcie zderzenia własnych teorii z rzeczywistością. Jesteś tutaj, zaledwie na wyciągnięcie ręki. W końcu. Czuję tak wielką ulgę, że cała drżę, a oczy nabiegają łzami. Odwracam głowę, nie chcę byś je widział. Pewnie nie spodziewałeś się takiej reakcji, lecz mogę cię pocieszyć, sama także nie wiem jak powinnam się zachować. W moich odruchach brakuje logiki charakterystycznych dla w pełni rozwiniętych charakterów. Nie wiem, czy to nie typowe, w tej chwili jestem niczym dziecko, reagujące impulsywnie, w oparciu o własne emocje – one mówią mi, że nie ma nic równie istotnego jak to, że tutaj jesteś. Choć nie chcę, byś widział mnie w tym stanie, lata smutku i pewności, że nigdy już cię nie zobaczę uciekają ze mnie wraz z łzami, których nie potrafię powstrzymać.
these violent delights have
violent ends...
Josephine Fenwick
Zawód : przyszła aurorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W całym magicznym świecie gasną światła. Nie ujrzymy ich już za naszego życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Salon
Szybka odpowiedź