Alejki w ogrodzie
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Alejki w ogrodzie
Pełne pięknych rzeźb i roślinności, łączące najbardziej reprezentacyjne punkty ogrodu. Przechadzając się nimi można trafić do oranżerii, fontanny, kamiennego pola do szachów o średniej wielkości... jeśli nie jesteś pewien, gdzie iść, zapytaj rzeźbę. Są bardzo kulturalne i serdeczne, ożywają, jeśli tylko uprzejmie je o to poprosisz. Mimo wszystko droga jest dosyć prosta, Ollivanderowie nie mają tu zawiłych labiryntów. Jeśli się zmęczysz, na pewno odnajdziesz urokliwą ławeczkę - mają tendencję do wyrastania spod ziemi - dosłownie. Kwiaty oplatają je estetycznie, jeśli pogoda jest sprzyjająca.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 01.11.18 18:09, w całości zmieniany 1 raz
| tutaj wyturlane na niuchacza
Kiedy skończyłem mówić mój wzrok przeskoczył gdzieś w bok, zostawiając rzeźbę i znęcając się nad wątłym kwiatkiem, który próbował się wybić z równo przyciętego trawnika, tłamszona żółć płatków w obliczu wszechogarniającej zieleni trawy. Tak poczułem się również i ja, kiedy rzeźba odpowiedziała na mój wywód. Było to porównywalne z policzkiem. Pokręciłem tylko głową, nie będąc w stanie czegokolwiek więcej powiedzieć. Dlatego tylko pociągnąłem Otella w inną stronę. Egoistyczne? Prawdopodobnie tak, jeżeli spojrzeć na to z tej strony, to tak, jak najbardziej. Jednak im bardziej się nad tym zastanawiałem, tym mocniej utwierdzałem się w przekonaniu, że wolałbym poświęcić własne życie dając Josephine gwarant bezpieczeństwa niż żyć ze świadomością, że przeze mnie ona straciła życie. Właściwie to byłem w stanie poświęcić się za wiele istnień, zbyt wiele by właśnie teraz to analizować. Byłem w końcu na weselu, należało się cieszyć, a nie pogrążać we frasunkach. Jakby wyczuwając zmianę w moim nastroju Otello spotulniał - tym razem nie szarpał i nie ciągnął, w dużej mierze jedynie wskazując mi kierunek, w którym powinienem by zmierzać. Próbowałem skupić się przez chwilę na tym, co działo się dookoła mnie, nadążyć za tym, jak innym szło poszukiwanie ślubnych atrybutów pary młodej, jednak nie byłem w stanie w plątaninie okrzyków, pomruków niezadowolenia czy też westchnień zachwytu wychwycić jakiejś konkretnej treści. Chyba po prostu jeszcze nikt nie znalazł tego, za czym podążaliśmy. Mam nadzieję, że byłbym w stanie określić ten moment, nie chciałbym się w końcu stać pośmiewiskiem gdybym jako jedyny w dalszym ciągu kręcił się między rzeźbami w akompaniamencie ogólnego rozbawienia, dawno po tym jak konkurencja wykonała swoje zadania. Rozglądałem się swobodnie po polu, w końcu nie musząc uważać na to, jak tak właściwie jestem ciągnięty, pozwalając niuchaczowi doprowadzić mnie prosto do rzeźby przedstawiającej dumną kobietę z mieczemw dłoni. Na całe szczęście, zdążyłem już się rozchmurzyć - wolałem nawet nie myśleć, za jakiego francuskiego pieska byłbym uznany przez kolejny posąg, kobieta wykuta w marmurze wyglądała bowiem tak, jakby jeszcze przed śniadaniem fircyków wciągała lewą dziurką od nosa.
| B6
Kiedy skończyłem mówić mój wzrok przeskoczył gdzieś w bok, zostawiając rzeźbę i znęcając się nad wątłym kwiatkiem, który próbował się wybić z równo przyciętego trawnika, tłamszona żółć płatków w obliczu wszechogarniającej zieleni trawy. Tak poczułem się również i ja, kiedy rzeźba odpowiedziała na mój wywód. Było to porównywalne z policzkiem. Pokręciłem tylko głową, nie będąc w stanie czegokolwiek więcej powiedzieć. Dlatego tylko pociągnąłem Otella w inną stronę. Egoistyczne? Prawdopodobnie tak, jeżeli spojrzeć na to z tej strony, to tak, jak najbardziej. Jednak im bardziej się nad tym zastanawiałem, tym mocniej utwierdzałem się w przekonaniu, że wolałbym poświęcić własne życie dając Josephine gwarant bezpieczeństwa niż żyć ze świadomością, że przeze mnie ona straciła życie. Właściwie to byłem w stanie poświęcić się za wiele istnień, zbyt wiele by właśnie teraz to analizować. Byłem w końcu na weselu, należało się cieszyć, a nie pogrążać we frasunkach. Jakby wyczuwając zmianę w moim nastroju Otello spotulniał - tym razem nie szarpał i nie ciągnął, w dużej mierze jedynie wskazując mi kierunek, w którym powinienem by zmierzać. Próbowałem skupić się przez chwilę na tym, co działo się dookoła mnie, nadążyć za tym, jak innym szło poszukiwanie ślubnych atrybutów pary młodej, jednak nie byłem w stanie w plątaninie okrzyków, pomruków niezadowolenia czy też westchnień zachwytu wychwycić jakiejś konkretnej treści. Chyba po prostu jeszcze nikt nie znalazł tego, za czym podążaliśmy. Mam nadzieję, że byłbym w stanie określić ten moment, nie chciałbym się w końcu stać pośmiewiskiem gdybym jako jedyny w dalszym ciągu kręcił się między rzeźbami w akompaniamencie ogólnego rozbawienia, dawno po tym jak konkurencja wykonała swoje zadania. Rozglądałem się swobodnie po polu, w końcu nie musząc uważać na to, jak tak właściwie jestem ciągnięty, pozwalając niuchaczowi doprowadzić mnie prosto do rzeźby przedstawiającej dumną kobietę z mieczemw dłoni. Na całe szczęście, zdążyłem już się rozchmurzyć - wolałem nawet nie myśleć, za jakiego francuskiego pieska byłbym uznany przez kolejny posąg, kobieta wykuta w marmurze wyglądała bowiem tak, jakby jeszcze przed śniadaniem fircyków wciągała lewą dziurką od nosa.
| B6
Alexander szedł dalej, prowadzony przez swojego niuchacza, aż napotkał jedną z najbardziej dumnie prezentujących się rzeźb. Piękna, w pewien sposób intrygująca Królowa Maeve, słynna irlandzka wojowniczka w tym przedstawieniu trzyma w obu rękach miecz. Oba wyglądają na dość ciężkie, w rękach marmurowej rzeźby jednak poruszają się bardzo płynnie.
- Witam. - odezwała się czekając, aż Lex uwiąże niuchacza. Kiedy jego ręce zostały uwolnione, miecz w jednej ręce wyciągnęła ku niemu.
- Dziś możecie się popisać wieloma zdolnościami, ja oczekuję siły.
Powiedziała wprost, wyciągając swój miecz na wprost.
- Uderz proszę najmocniej jak możesz. Wytrąć mój miecz.
Powiedziała, trzymając własną broń niepozorną ręką, należy jednak pamiętać że kryła w sobie kamienną siłę.
ST powodzenia to 40, bonus za sprawność.
- Witam. - odezwała się czekając, aż Lex uwiąże niuchacza. Kiedy jego ręce zostały uwolnione, miecz w jednej ręce wyciągnęła ku niemu.
- Dziś możecie się popisać wieloma zdolnościami, ja oczekuję siły.
Powiedziała wprost, wyciągając swój miecz na wprost.
- Uderz proszę najmocniej jak możesz. Wytrąć mój miecz.
Powiedziała, trzymając własną broń niepozorną ręką, należy jednak pamiętać że kryła w sobie kamienną siłę.
ST powodzenia to 40, bonus za sprawność.
I show not your face but your heart's desire
Ostatnio zmieniony przez Ain Eingarp dnia 28.11.18 17:40, w całości zmieniany 1 raz
Otello zaciągnął mnie wprost do rzeźby przedstawiającej irlandzką królową Maeve. Pamiętałem ją, była dość ciekawą postacią na tle czarodziejskiej historii, bo w końcu nie mieliśmy w naszej społeczności rodziny królewskiej czy monarchów jako takich - chociaż, szczerze, im dłużej przypatrywałem się szlachcie tym bardziej miałem wrażenie, że co niektórym czarodziejom taki stan rzeczy zdecydowanie nie odpowiadał. Przyjrzałem się jej uważnie, zastanawiając się po cichu, czy faktycznie było to tak, że wyszła za jakiegoś mugolskiego księcia czy innego władcę. Bieglejsi ode mnie w tej dziedzinie zajmowali się już jednak rzeczonym tematem, więc moje dywagacje, choć bardzo przyjemne i działające zdecydowanie dobrze na nadszarpnięte nerwy, nie miały większego wkładu w dysputę. Ponadto, zachowałem je w końcu dla samego siebie, toteż skazane były na rychły, smutny koniec w zapomnieniu, gdy tylko został mi zaprezentowany miecz.
Czy ja pamiętałem jeszcze cokolwiek z zajęć z fechtunku? Chyba nie. A czy w ogóle umiejętności te przydałyby mi się w kontekście użycia ich przy dużo większym i cięższym od szpady czy floretu mieczu? Również wydaje mi się, że nadzieje te były płonne. Cóż, zdany byłem w takim razie tylko i wyłącznie na siłę własnych mięśni. Siłaczem nie byłem, bardziej klasyfikowałbym się w kategoriach słabeusza niźli siłacza, ale przecież nie mogło być aż tak tragicznie, żebym nie był w stanie unieść oręża. Czy może jednak było? Rozejrzałem się uważnie, czy aby na pewno nikt - czytaj: Ben - aktualnie się na mnie nie patrzy. Na płonący stos Wendeliny, przecież ja bym nie miał życia gdyby tak na przykład nie udało mi się tego miecza nawet utrzymać. A wyglądał na raczej ciężki, moje bicepsy trenowane jedynie noszeniem opasłych tomiszczy z biblioteki będą mogły mieć z nim potencjalny problem.
Uwiązałem Otella nieopodal i podszedłem do rzeźby, przejmując od niej miecz. Zważyłem go i ostatecznie spróbowałem unieść i zadać cios, celując w broń trzymaną przez posąg.
| 1. sprawność; 2. ONMS
Czy ja pamiętałem jeszcze cokolwiek z zajęć z fechtunku? Chyba nie. A czy w ogóle umiejętności te przydałyby mi się w kontekście użycia ich przy dużo większym i cięższym od szpady czy floretu mieczu? Również wydaje mi się, że nadzieje te były płonne. Cóż, zdany byłem w takim razie tylko i wyłącznie na siłę własnych mięśni. Siłaczem nie byłem, bardziej klasyfikowałbym się w kategoriach słabeusza niźli siłacza, ale przecież nie mogło być aż tak tragicznie, żebym nie był w stanie unieść oręża. Czy może jednak było? Rozejrzałem się uważnie, czy aby na pewno nikt - czytaj: Ben - aktualnie się na mnie nie patrzy. Na płonący stos Wendeliny, przecież ja bym nie miał życia gdyby tak na przykład nie udało mi się tego miecza nawet utrzymać. A wyglądał na raczej ciężki, moje bicepsy trenowane jedynie noszeniem opasłych tomiszczy z biblioteki będą mogły mieć z nim potencjalny problem.
Uwiązałem Otella nieopodal i podszedłem do rzeźby, przejmując od niej miecz. Zważyłem go i ostatecznie spróbowałem unieść i zadać cios, celując w broń trzymaną przez posąg.
| 1. sprawność; 2. ONMS
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 12
--------------------------------
#2 'k100' : 45
#1 'k100' : 12
--------------------------------
#2 'k100' : 45
Młoda panienka Prewett była najwidoczniej całkowicie ale to absolutnie zauroczona Josephem, chichotała, śmiała się wesoło, przyglądała mu i chciała słuchać więcej i więcej i właściwie to Joseph musiał zasugerować, że pora już ruszać dalej, bo mała panienka najchętniej by z nim spędziła resztę dnia najwidoczniej.
- No dobrze. - westchnęła niechętnie, choć dalej się uśmiechała i z jakby większym zainteresowaniem przyglądała sportowcowi. Jako rzeźba niewiele wiedziała o współczesnym quidditchu, jednak urok Wrighta najwidoczniej działa nawet na kamienne młode damy! - No więc... - aż się rozejrzała, czy nie może powiedzieć kto ma muszkę, może chcąc się przypodobać Wrightowi, jednak siedząca niedaleko starsza kobieta przyglądała się zbyt uważnie. - Muszkę ma ktoś kto będzie chciał dowodu na to że sprawdzicie się w życiu rodzinnym. - mocno podkreśliła ostatnie słowo, zerknęła w kierunku starszej kobiety i przygryzła swoją marmurową wargę swoimi marmurowymi zębami na jedną chwilę. - Chyba tyle powinno wystarczyć. Ale na pewno dasz sobie radę!
Niestety - Szczur był zdecydowanie innego zdania.
Pisarz z kolei uśmiechnął się z zainteresowaniem dostrzegając, że ktoś nadal interesuje się jego twórczością. Jedną z dłoni oparł o książkę, także marmurową, jednak rzeźba najwidoczniej potrafiła odnaleźć w niej jakąś treść. Spojrzał na Charlene, usiłując chociaż udawać skromnego.
- Oh, miło mi słyszeć, że moja twórczość nadal znajduje odbiorców. Cóż...
Starał się widocznie nie okazywać nadmiaru zadowolenia. Być może miał dobry dzień, być może po prostu był łasy na komplementy, tak czy inaczej najwidoczniej się udało.
- Może nie ma pani zdolności, lub odwagi by je odkryć jednak muszę docenić choćby pani oczytanie. - dodał, wyciągając dość skromny wisiorek. Nagrody dawane przez rzeźby miały raczej charakter symboliczny, były czymś co miało kusić niuchacze, były jednak nadal atrakcyjne. - Ja niestety welonu nie mam, ale mogę dać panience drobną podpowiedź.
Dodał zaraz.
- Rzeźba która ma to czego panienka szuka jest blisko rzeźby przedstawiającej czarodzieja odpowiedzialnego za stworzenie bardzo nieprzyjemnych zaklęć i uroków. - dał swoją podpowiedź, zaraz ponownie otwierając książkę. - Powodzenia.
Na widok zbioru kresek w wykonaniu Benjamina, piękna rzeźba lekko zmarszczyła nos w pierwszej chwili, zaraz jednak na jej twarz wrócił uśmiech.
- To całkiem urocze. - przyznała. - A znam artystów którzy dostrzegliby w tym jakąś wartość. Jakąś. No dobrze.
Westchnęła, plącząc się między komplementami a nie-komplementami, najwidoczniej nie oczekiwała za wiele po uczestnikach i ów rysunek w zupełności jej wystarczył. Ona także miała podarek, niuchacz nie kłamał, podarek był niewielki i raczej symboliczny - przypinka do krawatu, którą Benjamin mógł wziąć lub oddać chętnemu przyjacielowi, który na jej widok zaczął się cieszyć i skakać, podobnie z resztą jak przy wcześniejszych błyskotkach które na polu rozpraszały niuchacze.
- No więc muszka znajduje się w rękach damy która ma towarzystwo... - tu ściszyła głos najwidoczniej nie chcąc nikogo obrazić. - Najgorszego nudziarza w okolicy, mówię poważnie.
Znów zmarszczyła nos i zostawiła Wrighta z tą myślą. Niuchacz już bowiem ciągnął dalej.
Alexander dostał w rękę miecz - równie ciężki jak wyglądał, niejedna osoba niewątpliwie miałaby z nim problem. Nie bez celu jednak ważył swoje. Uniósł przedmiot i uderzył, marmurowa rzeźba jednak nie wydawała się zbyt poruszona jego popisem.
- Na szczęście masz różdżkę. Choć poleciłabym potrenować. To tylko przedmiot, a z tymi różnie się dzieje.
Odezwała się wciąż życzliwym tonem. Z pełnią gracji odłożyła swój miecz i oczekiwała aż Selwyn odłoży ten który dane mu było dzierżyć.
- Powodzenia w dalszych poszukiwaniach.
Dodała tylko, ostatecznie sygnalizując że Alexander zadania nie wypełnił.
Mapka:
RZEŹBY:
I5. Niski, chudy mężczyzna (Cyprian Youdle, którego poznajesz jeśli choć trochę interesujesz się quidittchem)
F3. Niski mężczyzna wyglądający na całkiem wesołego, choć cała rzeźba jest ewidentnie z białego marmuru, jego przydługie włosy i wąs są rudej barwy. Być może rozpoznajesz postać Felixa Summerbee, jeśli to możliwe że historia powstania zaklęcia rozweselającego zapadła Ci w pamięć.
G5. Tańcząca kobieta o rozmarzonym wyrazie twarzy. Jeśli wiesz cokolwiek o eliksirach, masz szansę rozpoznać Lavrene de Montmorency
G1. Mężczyzna układający bukiet.
I7. Starzec czytający książkę.
H3. Romuald Waleczny (mężczyzna w zbroi) na swoim koniu.
E7. Młoda druidka, kobieta w długiej szacie, z kapturem na głowie klęczy nad kociołkiem. Wokół niej latają w kółko trzy ptaki. Jeśli uważałeś na lekcjach eliksirów, możesz rozpoznać słynną irlandzką druidkę żyjącą w średniowieczu - Cliodnę.
D2. Wysoka kobieta trzymająca długą różdżkę. Na zajęciach z Zaklęć lub Obrony na pewno przewinęło się jej nazwisko, jeśli słuchałeś uważnie, na pewno rozpoznasz Albertę Toothil.
D4. Dama grająca na skrzypcach.
B2. Bowman Wright którego możesz znać, jeśli interesujesz się quidditchem. Jego nazwisko nie jest jednak tutaj istotne, jest to wysoki, dość mocno umięśniony mężczyzna, dookoła którego lata figurka przypominająca złoty znicz.
B6. Wysoka kobieta o dumnym wyrazie twarzy, w obu dłoniach dzierży miecz - królowa Maeve
C7. Dziesięcioletnia baletnica.
A4. Kobieta z dzieckiem na rękach.
A7. Pozująca muza.
A1. Niski, dość chudy mężczyzna o bardzo wyprostowanej sylwetce. Jeśli obserwowałeś rzeźby w Hogwarcie, możesz kojarzyć tę postać, tam także bowiem postanowiono upamiętnić Merwyna Złośliwego.
E1. Wendelinę Dziwaczną niewątpliwie poznają wszyscy - w tym przedstawieniu związana już zaczyna chichotać oczekując nadchodzących płomieni.
I1. Rzeźba przedstawia trzy dyskutujące ze sobą gobliny.
F2. Młoda dziewczyna z wiankiem na głowie.
C3. Poważny mężczyzna ubrany w odświętną szatę, z okularami o absurdalnie cienkich szkiełkach, z jego głowy lekko zsuwa się tupecik.
G4. Elegancka dama w dość skromnej szacie. Włosy ma spięte w ciasny kok, na nosie okulary, jeśli znasz się na numerologii, być może rozpoznasz Bridget Wenlock.
H4. Postać dość młodego mężczyzny w szacie uzdrowiciela. Przed państwem słynny Paracelsus z różdżką w dłoni, jakby gotowy do operacji.
E5. Nastoletnie dziewczynka która przeskakuje z jednego kamienia na drugi.
B5. Mężczyzna siedzący przy stoliku, przed nim rozstawiona partia szachy, rozegrana niemal do końca, brakuje zaledwie dwóch ruchów z każdej strony. Twoim przeciwnikiem jest słynny mistrz czarodziejskich szachów, Montague Knightley jednak może da Ci fory?
D6. Starsza kobieta na której kolanach wyleguje się żywy kot.
H6. Mały chłopiec z siatką na motyle.
G7. Mała dziewczynka w eleganckim stroju.
| W tej kolejce wybieramy kolejne pola <3
| Czas do 29.11. włącznie, mój odpis pojawi się 30.11., jeśli dla kogoś napisanie posta jutro stanowi problem, proszę dać znać c:
Powodzenia!
- No dobrze. - westchnęła niechętnie, choć dalej się uśmiechała i z jakby większym zainteresowaniem przyglądała sportowcowi. Jako rzeźba niewiele wiedziała o współczesnym quidditchu, jednak urok Wrighta najwidoczniej działa nawet na kamienne młode damy! - No więc... - aż się rozejrzała, czy nie może powiedzieć kto ma muszkę, może chcąc się przypodobać Wrightowi, jednak siedząca niedaleko starsza kobieta przyglądała się zbyt uważnie. - Muszkę ma ktoś kto będzie chciał dowodu na to że sprawdzicie się w życiu rodzinnym. - mocno podkreśliła ostatnie słowo, zerknęła w kierunku starszej kobiety i przygryzła swoją marmurową wargę swoimi marmurowymi zębami na jedną chwilę. - Chyba tyle powinno wystarczyć. Ale na pewno dasz sobie radę!
Niestety - Szczur był zdecydowanie innego zdania.
Pisarz z kolei uśmiechnął się z zainteresowaniem dostrzegając, że ktoś nadal interesuje się jego twórczością. Jedną z dłoni oparł o książkę, także marmurową, jednak rzeźba najwidoczniej potrafiła odnaleźć w niej jakąś treść. Spojrzał na Charlene, usiłując chociaż udawać skromnego.
- Oh, miło mi słyszeć, że moja twórczość nadal znajduje odbiorców. Cóż...
Starał się widocznie nie okazywać nadmiaru zadowolenia. Być może miał dobry dzień, być może po prostu był łasy na komplementy, tak czy inaczej najwidoczniej się udało.
- Może nie ma pani zdolności, lub odwagi by je odkryć jednak muszę docenić choćby pani oczytanie. - dodał, wyciągając dość skromny wisiorek. Nagrody dawane przez rzeźby miały raczej charakter symboliczny, były czymś co miało kusić niuchacze, były jednak nadal atrakcyjne. - Ja niestety welonu nie mam, ale mogę dać panience drobną podpowiedź.
Dodał zaraz.
- Rzeźba która ma to czego panienka szuka jest blisko rzeźby przedstawiającej czarodzieja odpowiedzialnego za stworzenie bardzo nieprzyjemnych zaklęć i uroków. - dał swoją podpowiedź, zaraz ponownie otwierając książkę. - Powodzenia.
Na widok zbioru kresek w wykonaniu Benjamina, piękna rzeźba lekko zmarszczyła nos w pierwszej chwili, zaraz jednak na jej twarz wrócił uśmiech.
- To całkiem urocze. - przyznała. - A znam artystów którzy dostrzegliby w tym jakąś wartość. Jakąś. No dobrze.
Westchnęła, plącząc się między komplementami a nie-komplementami, najwidoczniej nie oczekiwała za wiele po uczestnikach i ów rysunek w zupełności jej wystarczył. Ona także miała podarek, niuchacz nie kłamał, podarek był niewielki i raczej symboliczny - przypinka do krawatu, którą Benjamin mógł wziąć lub oddać chętnemu przyjacielowi, który na jej widok zaczął się cieszyć i skakać, podobnie z resztą jak przy wcześniejszych błyskotkach które na polu rozpraszały niuchacze.
- No więc muszka znajduje się w rękach damy która ma towarzystwo... - tu ściszyła głos najwidoczniej nie chcąc nikogo obrazić. - Najgorszego nudziarza w okolicy, mówię poważnie.
Znów zmarszczyła nos i zostawiła Wrighta z tą myślą. Niuchacz już bowiem ciągnął dalej.
Alexander dostał w rękę miecz - równie ciężki jak wyglądał, niejedna osoba niewątpliwie miałaby z nim problem. Nie bez celu jednak ważył swoje. Uniósł przedmiot i uderzył, marmurowa rzeźba jednak nie wydawała się zbyt poruszona jego popisem.
- Na szczęście masz różdżkę. Choć poleciłabym potrenować. To tylko przedmiot, a z tymi różnie się dzieje.
Odezwała się wciąż życzliwym tonem. Z pełnią gracji odłożyła swój miecz i oczekiwała aż Selwyn odłoży ten który dane mu było dzierżyć.
- Powodzenia w dalszych poszukiwaniach.
Dodała tylko, ostatecznie sygnalizując że Alexander zadania nie wypełnił.
Mapka:
RZEŹBY:
I5. Niski, chudy mężczyzna (Cyprian Youdle, którego poznajesz jeśli choć trochę interesujesz się quidittchem)
F3. Niski mężczyzna wyglądający na całkiem wesołego, choć cała rzeźba jest ewidentnie z białego marmuru, jego przydługie włosy i wąs są rudej barwy. Być może rozpoznajesz postać Felixa Summerbee, jeśli to możliwe że historia powstania zaklęcia rozweselającego zapadła Ci w pamięć.
G5. Tańcząca kobieta o rozmarzonym wyrazie twarzy. Jeśli wiesz cokolwiek o eliksirach, masz szansę rozpoznać Lavrene de Montmorency
D2. Wysoka kobieta trzymająca długą różdżkę. Na zajęciach z Zaklęć lub Obrony na pewno przewinęło się jej nazwisko, jeśli słuchałeś uważnie, na pewno rozpoznasz Albertę Toothil.
D4. Dama grająca na skrzypcach.
B2. Bowman Wright którego możesz znać, jeśli interesujesz się quidditchem. Jego nazwisko nie jest jednak tutaj istotne, jest to wysoki, dość mocno umięśniony mężczyzna, dookoła którego lata figurka przypominająca złoty znicz.
B6. Wysoka kobieta o dumnym wyrazie twarzy, w obu dłoniach dzierży miecz - królowa Maeve
A4. Kobieta z dzieckiem na rękach.
E1. Wendelinę Dziwaczną niewątpliwie poznają wszyscy - w tym przedstawieniu związana już zaczyna chichotać oczekując nadchodzących płomieni.
C3. Poważny mężczyzna ubrany w odświętną szatę, z okularami o absurdalnie cienkich szkiełkach, z jego głowy lekko zsuwa się tupecik.
G4. Elegancka dama w dość skromnej szacie. Włosy ma spięte w ciasny kok, na nosie okulary, jeśli znasz się na numerologii, być może rozpoznasz Bridget Wenlock.
H4. Postać dość młodego mężczyzny w szacie uzdrowiciela. Przed państwem słynny Paracelsus z różdżką w dłoni, jakby gotowy do operacji.
B5. Mężczyzna siedzący przy stoliku, przed nim rozstawiona partia szachy, rozegrana niemal do końca, brakuje zaledwie dwóch ruchów z każdej strony. Twoim przeciwnikiem jest słynny mistrz czarodziejskich szachów, Montague Knightley jednak może da Ci fory?
H6. Mały chłopiec z siatką na motyle.
G7. Mała dziewczynka w eleganckim stroju.
| W tej kolejce wybieramy kolejne pola <3
| Czas do 29.11. włącznie, mój odpis pojawi się 30.11., jeśli dla kogoś napisanie posta jutro stanowi problem, proszę dać znać c:
Powodzenia!
I show not your face but your heart's desire
Ostatnio zmieniony przez Ain Eingarp dnia 28.11.18 21:10, w całości zmieniany 1 raz
Lady Ivette zdecydowanie podobały się opowiastki, dużo się śmiała i gdyby nie to, że była z kamienia, Joe był pewny, że jej oczy błyszczałyby rozbawieniem. Szczerze mówiąc w pewnym momencie sam zapomniał o szukaniu muchy Pana Młodego. Uwielbiał bajerować dziewczęta - najwyraźniej nawet te nie do końca... żywe - gadane też miał, no i był w centrum uwagi panny Prewett. Czego chcieć więcej?
Spędził więc przy tym posągu znacznie więcej czasu niż powinien, ale nie żałował. Dopiero kiedy Szczurowi faktycznie niemal udało się wcisnąć pod nogawkę jego spodni i próbował się wdrapywać po nodze Josepha, Merlin sam wie gdzie, Wright się "wybudził" z tego transu, przerwał opowiadania i posykując cicho odprawił dziwaczny taniec zgięty wpół, usiłując wyciągnąć niuchacza ze spodni (jakkolwiek źle to brzmiało).
W końcu zresztą udała mu się ta sztuka i choć czuł na nodze szramy od Szczurzych pazurków, to jednak dzielnie (jak na prawdziwego mężczyznę przystało) ignorował to i wsadził niuchacza do wewnętrznej kieszeni marynarki. O dziwo... niesforny zwierz na chwilę się uspokoił.
- Wybacz, chyba się zagadałem - zauważył, choć wciąż wesoło. - Następnym razem jeśli tylko będziesz chciała, chętnie spędzę z tobą i całą noc na opowieściach, bo świetnie się bawiłem... ale dziś niestety nie jestem na weselu sam - przyznał jeszcze, uśmiechając się przepraszająco. Na szczęście lady Ivette nie powinna się na niego gniewać z tego powodu. Naprawdę chętnie by z nią spędził resztę wieczora, ale... zerknął gdzieś w bok próbując odszukać wzrokiem Maxine. Nie widział jej. Ciekawe czy szło jej lepiej niż jemu...?
Życie rodzinne... życie rodzinne... o co mogło jej chodzić w tej wskazówce? Podziękował jej za radę i towarzystwo, po czym ukłonił się i rozejrzał wokół. Mniej więcej wtedy uaktywnił się też i Szczur. Wyskoczył spod jego marynarki i pomknął w sobie tylko znanym kierunku, a Joeyowi ledwo udało się chwycić jego smycz, która przez moment wymsknęła mu się z dłoni.
- Gdzie? Dokąd prowadzisz, huncwocie? - zamruczał pod nosem, ale po krótkiej przebieżce po krzakach, niuchacz nagle usiadł i jak gdyby nigdy nic zaczął się drapać i wylizywać kompletnie ignorując towarzystwo Josepha.
- Ech, skaranie merlińskie z tobą - burknął Joe i złapał zwierzaka do ręki, żeby na spokojnie wydostać się z zarośli i kontynuować poszukiwania. Hm, w zasadzie wyszedł niemal wprost na posąg małej dziewczynki.
Życie rodzinne. Może po prostu chodziło o dziecko? To miało sens...!
Podszedł więc bliżej niewysokiej panienki i przykucnął, coby ich oczy znalazły się przynajmniej na podobnym poziomie.
- Przepraszam, nie masz może muchy Pana Młodego? Już od jakiegoś czasu jej poszukuję... - zagadnął pogodnie rzeźbę drapiąc Szczura po grzbiecie. Zwierzątko wyraźnie chciało się uwolnić z jego ręki, ale póki co Wright mu na to nie pozwalał.
G7
Spędził więc przy tym posągu znacznie więcej czasu niż powinien, ale nie żałował. Dopiero kiedy Szczurowi faktycznie niemal udało się wcisnąć pod nogawkę jego spodni i próbował się wdrapywać po nodze Josepha, Merlin sam wie gdzie, Wright się "wybudził" z tego transu, przerwał opowiadania i posykując cicho odprawił dziwaczny taniec zgięty wpół, usiłując wyciągnąć niuchacza ze spodni (jakkolwiek źle to brzmiało).
W końcu zresztą udała mu się ta sztuka i choć czuł na nodze szramy od Szczurzych pazurków, to jednak dzielnie (jak na prawdziwego mężczyznę przystało) ignorował to i wsadził niuchacza do wewnętrznej kieszeni marynarki. O dziwo... niesforny zwierz na chwilę się uspokoił.
- Wybacz, chyba się zagadałem - zauważył, choć wciąż wesoło. - Następnym razem jeśli tylko będziesz chciała, chętnie spędzę z tobą i całą noc na opowieściach, bo świetnie się bawiłem... ale dziś niestety nie jestem na weselu sam - przyznał jeszcze, uśmiechając się przepraszająco. Na szczęście lady Ivette nie powinna się na niego gniewać z tego powodu. Naprawdę chętnie by z nią spędził resztę wieczora, ale... zerknął gdzieś w bok próbując odszukać wzrokiem Maxine. Nie widział jej. Ciekawe czy szło jej lepiej niż jemu...?
Życie rodzinne... życie rodzinne... o co mogło jej chodzić w tej wskazówce? Podziękował jej za radę i towarzystwo, po czym ukłonił się i rozejrzał wokół. Mniej więcej wtedy uaktywnił się też i Szczur. Wyskoczył spod jego marynarki i pomknął w sobie tylko znanym kierunku, a Joeyowi ledwo udało się chwycić jego smycz, która przez moment wymsknęła mu się z dłoni.
- Gdzie? Dokąd prowadzisz, huncwocie? - zamruczał pod nosem, ale po krótkiej przebieżce po krzakach, niuchacz nagle usiadł i jak gdyby nigdy nic zaczął się drapać i wylizywać kompletnie ignorując towarzystwo Josepha.
- Ech, skaranie merlińskie z tobą - burknął Joe i złapał zwierzaka do ręki, żeby na spokojnie wydostać się z zarośli i kontynuować poszukiwania. Hm, w zasadzie wyszedł niemal wprost na posąg małej dziewczynki.
Życie rodzinne. Może po prostu chodziło o dziecko? To miało sens...!
Podszedł więc bliżej niewysokiej panienki i przykucnął, coby ich oczy znalazły się przynajmniej na podobnym poziomie.
- Przepraszam, nie masz może muchy Pana Młodego? Już od jakiegoś czasu jej poszukuję... - zagadnął pogodnie rzeźbę drapiąc Szczura po grzbiecie. Zwierzątko wyraźnie chciało się uwolnić z jego ręki, ale póki co Wright mu na to nie pozwalał.
G7
Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!
No team can ever best the best of Puddlemere!
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
O tak, rysunek Benjamina z pewnością zasługiwał na miano uroczego. Wyraźnie dumny ze swych artystycznych zdolności Wright pokraśniał z zadowolenia - a raczej pokraśniałby, gdyby już nie był mocno zarumieniony wdychaniem nadmiernych ilości oparów amortencji na raz. Chłodny powiew otaczającego ich lasu powoli go otrzeźwiał, przestał się nawet głupkowato uśmiechać, lecz do pełni władz umysłowych (i tak odrobinę ograniczonych) brakowało mu naprawdę sporo. Nic więc dziwnego, że nie dopatrzył się w słowach przepięknej rzeźby ani litości ani odrobiny sarkazmu. - Się wie, mogę się jeszcze podpisać - zaoferował wspaniałomyślnie, przypominając sobie jakieś urywki wiedzy o obrazach. Z tego, co wiedział, malarze podpisywali się na swych dziełach jakimiś bazgrołami. Nie zamierzał odmawiać ślicznotce tej przyjemności, zanim więc odłożył pergamin na boku postumentu, jeszcze raz machnął zamaszyście ręką, składając wykaligrafowany wręcz podpis. Ben Wright, z najlepszymi życzeniami. O dziwo, dedykacja była bardzo czytelna - staranność (względna) wynikała z wieloletniego doświadczenia, wynikającego z rozdawania na prawo i lewo autografów. Podpisywał swoje podobizny, plakaty z Czarownicy, unieruchomione tłuczki i przeróżnego rodzaju pergaminy, wiedział więc, że czarownica ucieszy się z tak przepięknie podpisanego dzieła.
Zmrużył oczy, słuchając jej wskazówek - nic nie rozumiał. Kto mógł być najnudniejszym towarzystwem? Wright rozejrzał się bezradnie wokół siebie, ale właściwie przestało mu zależeć na utarciu nosa Alexandrowi, Josephowi i reszcie Ollivanderowej hałastry. Bawił się doskonale i bez wygranej, jednakże zanim zdążył podziękować wdzięczącej się rzeźbie, Nozdrzec pociągnął go jeszcze dalej w bok. - Spokojnie, nie śpieszymy się nigdzie przecież - Próbował jakoś poskromić nerwowe podskoki niuchacza, rozochoconego spinką do krawata. Najwidoczniej poczuł dobrą passę, bowiem szybko pociągnął Wrighta dalej, dając mu spokój dopiero w momencie, w którym stanął przy kobiecie z małym dzieckiem na rękach. Nie miał pojęcia, czy mały brzdąc był najnudniejszym towarzystwem, wcale tak nie uważał, ba, wręcz przeciwnie, uwielbiał dzieci, ale nie zamierzał podważać decyzji swego niuchacza. Ani informować matki o tym, że stojąca nieopodal rzeźba ma dość przykre mniemanie o jej potomstwie.
| A4
Zmrużył oczy, słuchając jej wskazówek - nic nie rozumiał. Kto mógł być najnudniejszym towarzystwem? Wright rozejrzał się bezradnie wokół siebie, ale właściwie przestało mu zależeć na utarciu nosa Alexandrowi, Josephowi i reszcie Ollivanderowej hałastry. Bawił się doskonale i bez wygranej, jednakże zanim zdążył podziękować wdzięczącej się rzeźbie, Nozdrzec pociągnął go jeszcze dalej w bok. - Spokojnie, nie śpieszymy się nigdzie przecież - Próbował jakoś poskromić nerwowe podskoki niuchacza, rozochoconego spinką do krawata. Najwidoczniej poczuł dobrą passę, bowiem szybko pociągnął Wrighta dalej, dając mu spokój dopiero w momencie, w którym stanął przy kobiecie z małym dzieckiem na rękach. Nie miał pojęcia, czy mały brzdąc był najnudniejszym towarzystwem, wcale tak nie uważał, ba, wręcz przeciwnie, uwielbiał dzieci, ale nie zamierzał podważać decyzji swego niuchacza. Ani informować matki o tym, że stojąca nieopodal rzeźba ma dość przykre mniemanie o jej potomstwie.
| A4
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Na szczęście okazało się, że Charlie zapamiętała choć kilka tytułów wierszy, przeczytanych niegdyś w tomiku poezji zapewne znalezionym gdzieś w przepastnej bibliotece Hogwartu. Nie zawsze czytała tam wyłącznie księgi poświęcone eliksirom czy astronomii, czasem, kiedy nie musiała się pilnie uczyć, zabijała czas wyszukując sobie jakiejś lżejszej, niezwiązanej z nauką lektury. Teraz okazało się, że sięgnięcie po tomik poezji było opłacalne – ostatecznie nie znało się dnia ani godziny, kiedy jakaś przyswojona informacja okaże się ważna, dlatego Charlie jak na Krukonkę przystało zawsze starała się pilnie zapamiętywać wiadomości. Niestety niektóre zapominała z biegiem lat, ale jej umysł zapewne zawierał też całe mnóstwo takich drobnych detali, które kiedyś tam zapamiętała.
Wyglądało też na to, że jej taktyka przyniosła pozytywny skutek – posąg wydawał się na tyle łasy na komplementy, że zgodził się udzielić jej podpowiedzi bez konieczności ułożenia wiersza. Ułożenie czegoś satysfakcjonującego z pewnością byłoby dużo większym wyzwaniem niż wypowiedzenie kilku miłych słów; bycie miłą i uprzejmą przychodziło jednak Charlie w sposób naturalny.
- Dziękuję bardzo! Z pewnością skorzystam z pańskiej rady – powiedziała, kiedy mężczyzna udzielił jej wskazówki. Natychmiast rozejrzała się po twarzach rzeźb. Nigdy nie była dobra z historii magii (może dlatego, że zajęcia profesora Binnsa były tak nudne, że nawet najpilniejszym Krukonom trudno było wytrwać do końca wykładów i coś z nich wyciągnąć), ale pamiętała podstawy.
Szczególną uwagę poświęciła posągom przedstawiającym mężczyzn, ale zerkała i na kobiety; może to któraś z nich przedstawiała czarownicę, która słynęła z tworzenia nieprzyjemnych zaklęć? Ale wtedy dostrzegła sylwetkę, która mogła odpowiadać takiemu opisowi – znajdujący się na przeciwnym końcu planszy Merwyn Złośliwy, o którym kiedyś gdzieś czytała. Ruszyła w tamtą stronę, pozwalając by niuchacz ją prowadził, ale nadal nad nim panowała.
Jeśli jej tok myślenia był dobry i właściwie zinterpretowała wskazówkę, najbliższą męską rzeźbą w pobliżu Merwyna był Bowman Wright, jej daleki przodek ze strony matki wywodzącej się z rodziny Wrightów, twórca pierwszego znicza; wokół jego posągu również latał znicz. Niuchacz poprowadził ją prosto w jego stronę.
- Dzień dobry – przywitała go, choć podejrzewała, że posąg mógł nawet nie wiedzieć, że Charlie miała w sobie krew Wrightów.
| Idę na B2
Wyglądało też na to, że jej taktyka przyniosła pozytywny skutek – posąg wydawał się na tyle łasy na komplementy, że zgodził się udzielić jej podpowiedzi bez konieczności ułożenia wiersza. Ułożenie czegoś satysfakcjonującego z pewnością byłoby dużo większym wyzwaniem niż wypowiedzenie kilku miłych słów; bycie miłą i uprzejmą przychodziło jednak Charlie w sposób naturalny.
- Dziękuję bardzo! Z pewnością skorzystam z pańskiej rady – powiedziała, kiedy mężczyzna udzielił jej wskazówki. Natychmiast rozejrzała się po twarzach rzeźb. Nigdy nie była dobra z historii magii (może dlatego, że zajęcia profesora Binnsa były tak nudne, że nawet najpilniejszym Krukonom trudno było wytrwać do końca wykładów i coś z nich wyciągnąć), ale pamiętała podstawy.
Szczególną uwagę poświęciła posągom przedstawiającym mężczyzn, ale zerkała i na kobiety; może to któraś z nich przedstawiała czarownicę, która słynęła z tworzenia nieprzyjemnych zaklęć? Ale wtedy dostrzegła sylwetkę, która mogła odpowiadać takiemu opisowi – znajdujący się na przeciwnym końcu planszy Merwyn Złośliwy, o którym kiedyś gdzieś czytała. Ruszyła w tamtą stronę, pozwalając by niuchacz ją prowadził, ale nadal nad nim panowała.
Jeśli jej tok myślenia był dobry i właściwie zinterpretowała wskazówkę, najbliższą męską rzeźbą w pobliżu Merwyna był Bowman Wright, jej daleki przodek ze strony matki wywodzącej się z rodziny Wrightów, twórca pierwszego znicza; wokół jego posągu również latał znicz. Niuchacz poprowadził ją prosto w jego stronę.
- Dzień dobry – przywitała go, choć podejrzewała, że posąg mógł nawet nie wiedzieć, że Charlie miała w sobie krew Wrightów.
| Idę na B2
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Dziewczynka do której podszedł Joseph, a raczej rzeźba która ją przedstawiała mogła mieć najwyżej siedem lat. Jak większość tak młodych dam, była śliczna i uśmiechnięta, a kiedy zwrócono na nią uwagę, troszkę się zawstydziła i zaczęła kręcić eleganckim bucikiem w ziemi w bardzo nieszlacheckim nawyku. Sądząc po stroju z resztą nie była szlachcianką, choć raczej nie należała także do najuboższych.
- Dzień dobry. - odezwała się grzecznie. - Nie mam.
Dodała zaraz, najwidoczniej zapominając na chwilkę o co chodzi w całej zabawie rozproszona tym, że niedaleko latają motyle. Spróbowała jednego nawet złapać ale wpadła na Josepha, który mógł poczuć, że na prawdę jest z marmuru gdyby miał co do tego jakiekolwiek wątpliwości i waży jak marmurowa bryła, trochę przy tym zapewne nastraszyła Szczura, na pewno jednak nie stało się nic ponad kilka siniaków.
- Przepraszam. - gdyby tylko mogła, niewątpliwie by się zarumieniła. - Złapie mi pan jednego? Chciałam pooglądać z bliska...
| Mała dziewczynka najwidoczniej już nie interesuje się ślubną zabawą, jednak możliwe że zgodzi się podpowiedzieć Ci trochę jeśli spełnisz jej prośbę. Faktycznego zadania jakie miała komuś dać najpewniej nikt nigdy nie pozna, jednak czy to istotne? ST złapania motyla to 50, wlicza się podwojona zwinność.
Idąc między kolejnymi rzeźbami, Benjamin dotarł do kobiety trzymającej w ramionach dziecko. Rzeźba nuciła coś cicho, a jej marmurowe dziecko gaworzyło, najwidoczniej troszkę dzisiaj marudne.
- Witam. - odezwała się łagodnie, dość cicho najwidoczniej nie chcąc zbytnio rozbudzić dziecka. Możliwe, że dlatego właśnie stanęła niedaleko szachisty, nie Wendeliny czy innych bardziej rozweselonych rzeźb. Tak, czy inaczej ledwo zerknęła na Wrighta, a jej wzrok znów uciekał do dziecka.
- Przepraszam, Julius jest dziś wyjątkowo marudny. Myślę, że mogę pomóc ci zdobyć to czego chcesz, jednak tak jak wszyscy, chcę byś wpierw coś zrobił. - stwierdziła. - Chodzi oczywiście o kołysankę. Może ty dasz radę go troszkę uspokoić?
W razie potrzeby rzeźba najwidoczniej była gotowa dać Ci marmurowe dziecko na ręce byś do śpiewania mógł trochę je pokołysać.
ST powodzenia to 20, wlicza się biegłość śpiew. Możliwe jednak, że dziecku wystarczy melodia na harmonijce o ile masz ją przy sobie oraz jeśli oczywiście będzie ona odpowiednia. Wtedy wlicza się biegłość gry na harmonijce, a ST to 35.
Charlene z kolei ruszyła do wuja obecnych tutaj Wrightów, a także krewniak Charlene, który najwidoczniej wspaniale się dzisiaj bawił. Dostrzegając, że idzie ku niemu młoda dama, uśmiechnął się wesoło i pomachał do niej potężnym ramieniem.
- Witam panienkę! Jak idą poszukiwania? A, no tak. - najwidoczniej w odpowiedniej chwili połapał się jak błyskotliwe pytanie zadał. - No więc cieszę się, że pewnie mogę trochę pomóc, ale najpierw muszę oczekiwać od panienki drobnego popisu sprawności.
Oznajmił jeszcze, co chwila znów się wesoło szczerząc. Właśnie się zastanawiał, czy rzeźby mają wstęp na parkiet i czy będzie mógł dać na nim popis.
- Pewnie wiesz już o co chodzi, znicza trzeba złapać.
Wyjaśnił dla jasności. Ten kręcący się dookoła niego oczywiście był trochę wolniejszy od tego który często śmigał na meczach quidditcha, jednak zadanie nie było też banalnie proste. Raczej zwyczajnie dostosowane do warunków oraz osób które nie muszą być wybitnymi graczami.
Sam Bowman Wright z kolei obserwował działania Charlene i najwidoczniej bardzo jej kibicował.
ST powodzenia to 40, wlicza się podwojona sprawność.
Mapka:
RZEŹBY:
I5. Niski, chudy mężczyzna (Cyprian Youdle, którego poznajesz jeśli choć trochę interesujesz się quidittchem)
F3. Niski mężczyzna wyglądający na całkiem wesołego, choć cała rzeźba jest ewidentnie z białego marmuru, jego przydługie włosy i wąs są rudej barwy. Być może rozpoznajesz postać Felixa Summerbee, jeśli to możliwe że historia powstania zaklęcia rozweselającego zapadła Ci w pamięć.
G5. Tańcząca kobieta o rozmarzonym wyrazie twarzy. Jeśli wiesz cokolwiek o eliksirach, masz szansę rozpoznać Lavrene de Montmorency
G1. Mężczyzna układający bukiet.
I7. Starzec czytający książkę.
H3. Romuald Waleczny (mężczyzna w zbroi) na swoim koniu.
E7. Młoda druidka, kobieta w długiej szacie, z kapturem na głowie klęczy nad kociołkiem. Wokół niej latają w kółko trzy ptaki. Jeśli uważałeś na lekcjach eliksirów, możesz rozpoznać słynną irlandzką druidkę żyjącą w średniowieczu - Cliodnę.
D2. Wysoka kobieta trzymająca długą różdżkę. Na zajęciach z Zaklęć lub Obrony na pewno przewinęło się jej nazwisko, jeśli słuchałeś uważnie, na pewno rozpoznasz Albertę Toothil.
D4. Dama grająca na skrzypcach.
B2. Bowman Wright którego możesz znać, jeśli interesujesz się quidditchem. Jego nazwisko nie jest jednak tutaj istotne, jest to wysoki, dość mocno umięśniony mężczyzna, dookoła którego lata figurka przypominająca złoty znicz.
B6. Wysoka kobieta o dumnym wyrazie twarzy, w obu dłoniach dzierży miecz - królowa Maeve
C7. Dziesięcioletnia baletnica.
A4. Kobieta z dzieckiem na rękach.
A7. Pozująca muza.
A1. Niski, dość chudy mężczyzna o bardzo wyprostowanej sylwetce. Jeśli obserwowałeś rzeźby w Hogwarcie, możesz kojarzyć tę postać, tam także bowiem postanowiono upamiętnić Merwyna Złośliwego.
E1. Wendelinę Dziwaczną niewątpliwie poznają wszyscy - w tym przedstawieniu związana już zaczyna chichotać oczekując nadchodzących płomieni.
I1. Rzeźba przedstawia trzy dyskutujące ze sobą gobliny.
F2. Młoda dziewczyna z wiankiem na głowie.
C3. Poważny mężczyzna ubrany w odświętną szatę, z okularami o absurdalnie cienkich szkiełkach, z jego głowy lekko zsuwa się tupecik.
G4. Elegancka dama w dość skromnej szacie. Włosy ma spięte w ciasny kok, na nosie okulary, jeśli znasz się na numerologii, być może rozpoznasz Bridget Wenlock.
H4. Postać dość młodego mężczyzny w szacie uzdrowiciela. Przed państwem słynny Paracelsus z różdżką w dłoni, jakby gotowy do operacji.
E5. Nastoletnie dziewczynka która przeskakuje z jednego kamienia na drugi.
B5. Mężczyzna siedzący przy stoliku, przed nim rozstawiona partia szachy, rozegrana niemal do końca, brakuje zaledwie dwóch ruchów z każdej strony. Twoim przeciwnikiem jest słynny mistrz czarodziejskich szachów, Montague Knightley jednak może da Ci fory?
D6. Starsza kobieta na której kolanach wyleguje się żywy kot.
H6. Mały chłopiec z siatką na motyle.
G7. Mała dziewczynka w eleganckim stroju.
| W tej kolejce wykonujemy zadanie i oczywiście rzucamy na ONMS.
| Czas do 01.12. włącznie, mój odpis pojawi się 02.12., jeśli dla kogoś napisanie posta jutro stanowi problem, proszę dać znać c:
Powodzenia!
- Dzień dobry. - odezwała się grzecznie. - Nie mam.
Dodała zaraz, najwidoczniej zapominając na chwilkę o co chodzi w całej zabawie rozproszona tym, że niedaleko latają motyle. Spróbowała jednego nawet złapać ale wpadła na Josepha, który mógł poczuć, że na prawdę jest z marmuru gdyby miał co do tego jakiekolwiek wątpliwości i waży jak marmurowa bryła, trochę przy tym zapewne nastraszyła Szczura, na pewno jednak nie stało się nic ponad kilka siniaków.
- Przepraszam. - gdyby tylko mogła, niewątpliwie by się zarumieniła. - Złapie mi pan jednego? Chciałam pooglądać z bliska...
| Mała dziewczynka najwidoczniej już nie interesuje się ślubną zabawą, jednak możliwe że zgodzi się podpowiedzieć Ci trochę jeśli spełnisz jej prośbę. Faktycznego zadania jakie miała komuś dać najpewniej nikt nigdy nie pozna, jednak czy to istotne? ST złapania motyla to 50, wlicza się podwojona zwinność.
Idąc między kolejnymi rzeźbami, Benjamin dotarł do kobiety trzymającej w ramionach dziecko. Rzeźba nuciła coś cicho, a jej marmurowe dziecko gaworzyło, najwidoczniej troszkę dzisiaj marudne.
- Witam. - odezwała się łagodnie, dość cicho najwidoczniej nie chcąc zbytnio rozbudzić dziecka. Możliwe, że dlatego właśnie stanęła niedaleko szachisty, nie Wendeliny czy innych bardziej rozweselonych rzeźb. Tak, czy inaczej ledwo zerknęła na Wrighta, a jej wzrok znów uciekał do dziecka.
- Przepraszam, Julius jest dziś wyjątkowo marudny. Myślę, że mogę pomóc ci zdobyć to czego chcesz, jednak tak jak wszyscy, chcę byś wpierw coś zrobił. - stwierdziła. - Chodzi oczywiście o kołysankę. Może ty dasz radę go troszkę uspokoić?
W razie potrzeby rzeźba najwidoczniej była gotowa dać Ci marmurowe dziecko na ręce byś do śpiewania mógł trochę je pokołysać.
ST powodzenia to 20, wlicza się biegłość śpiew. Możliwe jednak, że dziecku wystarczy melodia na harmonijce o ile masz ją przy sobie oraz jeśli oczywiście będzie ona odpowiednia. Wtedy wlicza się biegłość gry na harmonijce, a ST to 35.
Charlene z kolei ruszyła do wuja obecnych tutaj Wrightów, a także krewniak Charlene, który najwidoczniej wspaniale się dzisiaj bawił. Dostrzegając, że idzie ku niemu młoda dama, uśmiechnął się wesoło i pomachał do niej potężnym ramieniem.
- Witam panienkę! Jak idą poszukiwania? A, no tak. - najwidoczniej w odpowiedniej chwili połapał się jak błyskotliwe pytanie zadał. - No więc cieszę się, że pewnie mogę trochę pomóc, ale najpierw muszę oczekiwać od panienki drobnego popisu sprawności.
Oznajmił jeszcze, co chwila znów się wesoło szczerząc. Właśnie się zastanawiał, czy rzeźby mają wstęp na parkiet i czy będzie mógł dać na nim popis.
- Pewnie wiesz już o co chodzi, znicza trzeba złapać.
Wyjaśnił dla jasności. Ten kręcący się dookoła niego oczywiście był trochę wolniejszy od tego który często śmigał na meczach quidditcha, jednak zadanie nie było też banalnie proste. Raczej zwyczajnie dostosowane do warunków oraz osób które nie muszą być wybitnymi graczami.
Sam Bowman Wright z kolei obserwował działania Charlene i najwidoczniej bardzo jej kibicował.
ST powodzenia to 40, wlicza się podwojona sprawność.
Mapka:
RZEŹBY:
I5. Niski, chudy mężczyzna (Cyprian Youdle, którego poznajesz jeśli choć trochę interesujesz się quidittchem)
F3. Niski mężczyzna wyglądający na całkiem wesołego, choć cała rzeźba jest ewidentnie z białego marmuru, jego przydługie włosy i wąs są rudej barwy. Być może rozpoznajesz postać Felixa Summerbee, jeśli to możliwe że historia powstania zaklęcia rozweselającego zapadła Ci w pamięć.
G5. Tańcząca kobieta o rozmarzonym wyrazie twarzy. Jeśli wiesz cokolwiek o eliksirach, masz szansę rozpoznać Lavrene de Montmorency
D2. Wysoka kobieta trzymająca długą różdżkę. Na zajęciach z Zaklęć lub Obrony na pewno przewinęło się jej nazwisko, jeśli słuchałeś uważnie, na pewno rozpoznasz Albertę Toothil.
D4. Dama grająca na skrzypcach.
B2. Bowman Wright którego możesz znać, jeśli interesujesz się quidditchem. Jego nazwisko nie jest jednak tutaj istotne, jest to wysoki, dość mocno umięśniony mężczyzna, dookoła którego lata figurka przypominająca złoty znicz.
B6. Wysoka kobieta o dumnym wyrazie twarzy, w obu dłoniach dzierży miecz - królowa Maeve
A4. Kobieta z dzieckiem na rękach.
E1. Wendelinę Dziwaczną niewątpliwie poznają wszyscy - w tym przedstawieniu związana już zaczyna chichotać oczekując nadchodzących płomieni.
C3. Poważny mężczyzna ubrany w odświętną szatę, z okularami o absurdalnie cienkich szkiełkach, z jego głowy lekko zsuwa się tupecik.
G4. Elegancka dama w dość skromnej szacie. Włosy ma spięte w ciasny kok, na nosie okulary, jeśli znasz się na numerologii, być może rozpoznasz Bridget Wenlock.
H4. Postać dość młodego mężczyzny w szacie uzdrowiciela. Przed państwem słynny Paracelsus z różdżką w dłoni, jakby gotowy do operacji.
B5. Mężczyzna siedzący przy stoliku, przed nim rozstawiona partia szachy, rozegrana niemal do końca, brakuje zaledwie dwóch ruchów z każdej strony. Twoim przeciwnikiem jest słynny mistrz czarodziejskich szachów, Montague Knightley jednak może da Ci fory?
H6. Mały chłopiec z siatką na motyle.
G7. Mała dziewczynka w eleganckim stroju.
| W tej kolejce wykonujemy zadanie i oczywiście rzucamy na ONMS.
| Czas do 01.12. włącznie, mój odpis pojawi się 02.12., jeśli dla kogoś napisanie posta jutro stanowi problem, proszę dać znać c:
Powodzenia!
I show not your face but your heart's desire
Postać matki, przytrzymującej na rękach kwilące dziecko, prawie wzruszyła Benjamina. Prawie, ponieważ ciągle był pijany, zdezorientowany znikającą z jego krwiobiegu amortencją i niezwykle przejęty dalszą rywalizacją. Co prawda nie planował już kopania dołków pod młodszym bratem ani nieopierzonym stażystą magipsychiatrii, ale i tak bardzo podobała mu się prowadzona gra. Rywalizacja wzbudzała w nim to, co najlepsze, mianowicie - ślepą odwagę. W podążaniu za własnym instynktem bądź za szarpnięciami coraz mocniej podekscytowanego niuchacza, wodzącego go nie tyle na pokuszenie, co ku szansie na zdobycie nagrody. Gonienie króliczka w postaci muchy dawało mu tyle samo satysfakcji, co złapanie we własne ręce przedmiotu należącego do pana młodego, dlatego też nie narzekał, śmiało podchodząc do rzeźby - apoteozy troskliwej matki.
- Julius, bardzo ładne imię. Idealne dla takiego klawego chłopczyka - skomentował od razu, szczerze, wcale nie chcąc komplementami zjednać sobie sympatii posągowej kobiety. Naprawdę uważał, że to spoko imię, a brzdąc, chociaż niezwykle marudny, wzbudzał w nim niemalże ojcowskie uczucia. Wolałby, co prawda, mieć do czynienia z kilkulatkiem - z takim to i w Quidditcha mógłby pograć, nie bojąc się, że spadnie z miotły lub oberwie tłuczkiem. - Pewnie, mam doskonałe podejście do dzieci. I tak się składa, że mogę mu coś miłego zagrać. Od razu się uspokoi - zapewnił, podekscytowany, sięgając do kieszeni eleganckich, mugolskich spodni, by wyjąć z nich harmonijkę. Właściwie się z nią nie rozstawał, przypominała mu beztroskie czasy dalekich podróży. Uśmiechnął się do rzeźby - zarówno matki, jak i chłopczyka - po czym przyłożył usta do instrumentu. Zadął w niego i spróbował zagrać optymistyczną, miłą dla ucha melodię. Prostą, niewymagającą niesamowitych umiejętności; pamiętał ją jeszcze z dzieciństwa, opowiadała o starym drzewie i jeszcze starszym drwalu; o nieśmiałkach i duchach lasu. I choć wygrywał ją bez słów, starał się włożyć w muzyczną historyjkę wszelkie uczucia. Ciekawości, podekscytowania, tajemnicy i spokoju, typowego dla leśnych tajemnic. Grał wesoło, spoglądając na otulającą dziecko kobietę, mrugając zawadiacko do przymykającego oczy berbecia, wyraźnie zadowolonego z dodatkowej, muzycznej rozrywki.
1. harmonijka
2. ONMS
- Julius, bardzo ładne imię. Idealne dla takiego klawego chłopczyka - skomentował od razu, szczerze, wcale nie chcąc komplementami zjednać sobie sympatii posągowej kobiety. Naprawdę uważał, że to spoko imię, a brzdąc, chociaż niezwykle marudny, wzbudzał w nim niemalże ojcowskie uczucia. Wolałby, co prawda, mieć do czynienia z kilkulatkiem - z takim to i w Quidditcha mógłby pograć, nie bojąc się, że spadnie z miotły lub oberwie tłuczkiem. - Pewnie, mam doskonałe podejście do dzieci. I tak się składa, że mogę mu coś miłego zagrać. Od razu się uspokoi - zapewnił, podekscytowany, sięgając do kieszeni eleganckich, mugolskich spodni, by wyjąć z nich harmonijkę. Właściwie się z nią nie rozstawał, przypominała mu beztroskie czasy dalekich podróży. Uśmiechnął się do rzeźby - zarówno matki, jak i chłopczyka - po czym przyłożył usta do instrumentu. Zadął w niego i spróbował zagrać optymistyczną, miłą dla ucha melodię. Prostą, niewymagającą niesamowitych umiejętności; pamiętał ją jeszcze z dzieciństwa, opowiadała o starym drzewie i jeszcze starszym drwalu; o nieśmiałkach i duchach lasu. I choć wygrywał ją bez słów, starał się włożyć w muzyczną historyjkę wszelkie uczucia. Ciekawości, podekscytowania, tajemnicy i spokoju, typowego dla leśnych tajemnic. Grał wesoło, spoglądając na otulającą dziecko kobietę, mrugając zawadiacko do przymykającego oczy berbecia, wyraźnie zadowolonego z dodatkowej, muzycznej rozrywki.
1. harmonijka
2. ONMS
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 15
--------------------------------
#2 'k100' : 69
#1 'k100' : 15
--------------------------------
#2 'k100' : 69
Może coś w tym było, że upatrzoną rzeźbą był akurat daleki przodek rodziny jej matki. To było na swój sposób miłe, że Ollivanderowie uhonorowali dalekiego wujka Bowmana, umieszczając jego posąg w swoich ogrodach. Choć Charlie nie miała w sobie zbyt wiele wrightowskich talentów miotlarskich, mając wiele do czynienia z rodziną matki nie mogła nie usłyszeć o dawnych dokonaniach jej przodków, w tym o najbardziej znanym przedstawicielu rodziny.
Quidditch nigdy nie był jej ulubionym zajęciem, choć znała podstawy zarówno latania, jak i tego sportu. Za młodu czasem grywała z kuzynostwem w miniquidditcha, ale nigdy nie próbowała dostać się do drużyny Ravenclawu, woląc poświęcać czas mozolnej nauce tajników eliksirów, astronomii czy transmutacji. Na quidditcha patrzyła tylko w wykonaniu innych; krewni grający zawodowo zapewne nie odpuściliby jej, gdyby tak nie chciała pojawiać się od czasu do czasu na ich meczach. Nie ulegało wątpliwości, że obecni tutaj Joseph i Ben mieli w sobie naprawdę duże umiejętności i obaj z dziecinną łatwością schwytaliby tego znicza.
- Postaram się sprostać wyzwaniu – zapewniła. Miała nadzieję, że nie przyniesie wstydu tej połówce wrightowskiej krwi w swoich żyłach. Póki co nie przyznawała się do tego, na wypadek gdyby jej się nie powiodło. Może to był tylko posąg, ale i tak była skrępowana na myśl o tym, że mógłby być zawiedziony tym, że potomkini Wrightów nie złapała znicza w obecności rzeźby samego Bowmana Wrighta. W jakiś dziwny sposób zależało jej na tym, żeby się nie skompromitować; było to ważniejsze niż znalezienie welonu.
Znicz unosił się wokół posągu wolniej niż prawdziwy znicz na boisku quidditcha. Prawdziwego z pewnością nie byłoby łatwo złapać komuś, kto był zupełnym amatorem i w dodatku nie miał pod ręką miotły. Ten unosił się na tyle nisko, że miała szansę go dosięgnąć, jeśli wyskoczy po niego w odpowiednim momencie. Przez chwilę obserwowała unoszącą się w powietrzu piłeczkę. A kiedy wydawało jej się, że znicz obniżył lot i znalazł się w jej zasięgu, skoczyła w górę, wyciągając rękę i próbując zacisnąć ją wokół skrzydlatej piłeczki. Jeśli jej się nie powiedzie, z pewnością byłby to okropny wstyd, zwłaszcza że pewnie pierwszy lepszy uczeń Hogwartu by sobie z tym poradził.
| 1 – próba złapania znicza, 2 - ONMS
Quidditch nigdy nie był jej ulubionym zajęciem, choć znała podstawy zarówno latania, jak i tego sportu. Za młodu czasem grywała z kuzynostwem w miniquidditcha, ale nigdy nie próbowała dostać się do drużyny Ravenclawu, woląc poświęcać czas mozolnej nauce tajników eliksirów, astronomii czy transmutacji. Na quidditcha patrzyła tylko w wykonaniu innych; krewni grający zawodowo zapewne nie odpuściliby jej, gdyby tak nie chciała pojawiać się od czasu do czasu na ich meczach. Nie ulegało wątpliwości, że obecni tutaj Joseph i Ben mieli w sobie naprawdę duże umiejętności i obaj z dziecinną łatwością schwytaliby tego znicza.
- Postaram się sprostać wyzwaniu – zapewniła. Miała nadzieję, że nie przyniesie wstydu tej połówce wrightowskiej krwi w swoich żyłach. Póki co nie przyznawała się do tego, na wypadek gdyby jej się nie powiodło. Może to był tylko posąg, ale i tak była skrępowana na myśl o tym, że mógłby być zawiedziony tym, że potomkini Wrightów nie złapała znicza w obecności rzeźby samego Bowmana Wrighta. W jakiś dziwny sposób zależało jej na tym, żeby się nie skompromitować; było to ważniejsze niż znalezienie welonu.
Znicz unosił się wokół posągu wolniej niż prawdziwy znicz na boisku quidditcha. Prawdziwego z pewnością nie byłoby łatwo złapać komuś, kto był zupełnym amatorem i w dodatku nie miał pod ręką miotły. Ten unosił się na tyle nisko, że miała szansę go dosięgnąć, jeśli wyskoczy po niego w odpowiednim momencie. Przez chwilę obserwowała unoszącą się w powietrzu piłeczkę. A kiedy wydawało jej się, że znicz obniżył lot i znalazł się w jej zasięgu, skoczyła w górę, wyciągając rękę i próbując zacisnąć ją wokół skrzydlatej piłeczki. Jeśli jej się nie powiedzie, z pewnością byłby to okropny wstyd, zwłaszcza że pewnie pierwszy lepszy uczeń Hogwartu by sobie z tym poradził.
| 1 – próba złapania znicza, 2 - ONMS
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
The member 'Charlene Leighton' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 11, 40
'k100' : 11, 40
No i proszę, jakie urocze dziecko z tej rzeźby. I nawet nic nie kręciło, tylko prosto z mostu powiedziało, że nie ma muchy Pana Młodego. Cóż, trudno - kolejne pudło. Może gdyby Szczur chociaż próbował zrobić to, co powinien, to poszłoby lepiej? Tak czy siak, Joe przyszedł tu, żeby się dobrze bawić, a niekoniecznie zwyciężyć (kto by chciał się już żenić, nie?).
Przyglądał się jeszcze próbom dziewczynki w pochwyceniu latających motyli i w ostatniej chwili podparł się ręką, kiedy rzeźba niechcący na niego przy tym wpadła. Gdyby nie to, jak nic oboje (bo Szczur skorzystał z okazji i czmychnął mu z ręki) wylądowaliby na ziemi, a i tak już spotkanie z samym posągiem okazało się niezbyt przyjemne w skutkach niestety. Kamień to jednak kamień i Joe poczuł to dość dotkliwie. Zabawne jednak, że odruchowo to nie o siebie się martwił.
- Jesteś cała? - zapytał momentalnie i czym prędzej pomógł dziewczynce stanąć o własnych siłach. Przy okazji też mocniej chwycił za smycz niuchacza, który chyba zamierzał dać nogę na dobre. Nic z tego, kolego! Jesteś ze mną, Szczurze.
Kiedy okazało się, że rzeźbie nic się nie stało (wyjątkowo niefajnie byłoby zniszczyć posąg Ollivanderów i to podczas wesela. Sama rzeźba zapewne też byłaby tym faktem zrozpaczona, a Joe wolał uniknąć prób uspokojenia płaczącego posągu siedmiolatki), na twarz Josepha ponownie powrócił lekki uśmiech, a mężczyzna podniósł się do pionu.
- Motyla? - upewnił się, kiedy usłyszał prośbę kamiennej panienki. Spojrzał na trzepoczące kolorowymi skrzydełkami owady, po czym podniósł Szczura na smyczy i wsadził go sobie do kieszeni, coby nie przeszkadzał przez chwilę.
- Zobaczę co da się zrobić - powiedział pogodnie i upatrzywszy sobie jednego z motyli spróbował go pochwycić. Pochwycić tak, żeby go przy okazji nie zmiażdżyć ani nie uszkodzić, co wcale nie było takie proste jak mogło się wydawać. Jako ścigający nigdy nie musiał być delikatny dla kafla, a teraz? To zupełnie inna bajka.
1 - próba złapania motyla (ST 50)
2 - ONMS (-40 do rzutu)
Przyglądał się jeszcze próbom dziewczynki w pochwyceniu latających motyli i w ostatniej chwili podparł się ręką, kiedy rzeźba niechcący na niego przy tym wpadła. Gdyby nie to, jak nic oboje (bo Szczur skorzystał z okazji i czmychnął mu z ręki) wylądowaliby na ziemi, a i tak już spotkanie z samym posągiem okazało się niezbyt przyjemne w skutkach niestety. Kamień to jednak kamień i Joe poczuł to dość dotkliwie. Zabawne jednak, że odruchowo to nie o siebie się martwił.
- Jesteś cała? - zapytał momentalnie i czym prędzej pomógł dziewczynce stanąć o własnych siłach. Przy okazji też mocniej chwycił za smycz niuchacza, który chyba zamierzał dać nogę na dobre. Nic z tego, kolego! Jesteś ze mną, Szczurze.
Kiedy okazało się, że rzeźbie nic się nie stało (wyjątkowo niefajnie byłoby zniszczyć posąg Ollivanderów i to podczas wesela. Sama rzeźba zapewne też byłaby tym faktem zrozpaczona, a Joe wolał uniknąć prób uspokojenia płaczącego posągu siedmiolatki), na twarz Josepha ponownie powrócił lekki uśmiech, a mężczyzna podniósł się do pionu.
- Motyla? - upewnił się, kiedy usłyszał prośbę kamiennej panienki. Spojrzał na trzepoczące kolorowymi skrzydełkami owady, po czym podniósł Szczura na smyczy i wsadził go sobie do kieszeni, coby nie przeszkadzał przez chwilę.
- Zobaczę co da się zrobić - powiedział pogodnie i upatrzywszy sobie jednego z motyli spróbował go pochwycić. Pochwycić tak, żeby go przy okazji nie zmiażdżyć ani nie uszkodzić, co wcale nie było takie proste jak mogło się wydawać. Jako ścigający nigdy nie musiał być delikatny dla kafla, a teraz? To zupełnie inna bajka.
1 - próba złapania motyla (ST 50)
2 - ONMS (-40 do rzutu)
Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!
No team can ever best the best of Puddlemere!
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Joseph Wright' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 90
--------------------------------
#2 'k100' : 85
#1 'k100' : 90
--------------------------------
#2 'k100' : 85
Alejki w ogrodzie
Szybka odpowiedź