Alejki w ogrodzie
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Alejki w ogrodzie
Pełne pięknych rzeźb i roślinności, łączące najbardziej reprezentacyjne punkty ogrodu. Przechadzając się nimi można trafić do oranżerii, fontanny, kamiennego pola do szachów o średniej wielkości... jeśli nie jesteś pewien, gdzie iść, zapytaj rzeźbę. Są bardzo kulturalne i serdeczne, ożywają, jeśli tylko uprzejmie je o to poprosisz. Mimo wszystko droga jest dosyć prosta, Ollivanderowie nie mają tu zawiłych labiryntów. Jeśli się zmęczysz, na pewno odnajdziesz urokliwą ławeczkę - mają tendencję do wyrastania spod ziemi - dosłownie. Kwiaty oplatają je estetycznie, jeśli pogoda jest sprzyjająca.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 01.11.18 18:09, w całości zmieniany 1 raz
Dzień powoli zmierzał do końca, podobnie jak długo wyczekiwane uroczystości związane ze ślubem Julii i Ulyssesa. Chyba nadal trwały jakieś atrakcje, ale Mare i Artur Longbottom byli już tym wszystkim trochę zmęczeni, oddając się teraz nieśpiesznemu spacerowaniu. Leniwym krokiem przemierzali malownicze ogrody Ollivanderów. Miały tu wcześniej miejsce jakieś zawody, ale młody auror nie potrafił sobie przypomnieć co tu zaplanowano. Jedno było pewne, niestety je przegapili, choć dzięki temu zaznali odrobiny spokoju.
Uwagę Artura przykuła blond włosa dziewczyna, na oko szesnastoletnia. Włosy miała upięte w zgrabny kok, a jej sukienkę zdobiła niewielka kokardka. Wdała się pogawędkę z rzeźbą eleganckiej kobiety, dość ciekawego elementu dekoracyjno-informacyjnego tego miejsca. Dziewczyna wydawała się znajoma...
- Czy to nie mała Fabien Selwyn? - rzucił do Mare, która chyba nie wiedziała o kim mowa. - Stoi obok jednej z tych mówiących rzeźb. To moja daleka kuzynka od strony Ollivanderów - wyjaśnił. - Podejdziemy do niej?
- Idź sam, ja bym musiała jeszcze złapać mojego brata. Spotkamy się przy stolikach - zaproponowała, kładąc mężowi dłoń na ramieniu.
- Dobrze, to do zobaczenia - pożegnał się, uśmiechając się przy tym ciepło. Przez moment zastanawiał się nad zapytaniem o którego brata chodzi, ale ostatecznie zrezygnował z bycia wścibskim, pewnie mu po wszystkim i tak opowie.
Artur przyspieszył kroku, nie chcąc zgubić dziewczyny i podszedł do, jak mu się wydawało, Febien Selwyn. Dawno jej nie widział, chyba ostatni raz dwa lata temu podczas lata. Chodziła do Akademii Magii Beauxbatons, więc przez większość roku nie było jej nawet w Anglii.
- Witam uprzejmie, panno Selwyn oraz panno Rzeźbo, najmocniej przepraszam, że przerywam rozmowę - przywitał się na pozór oficjalnie, zaraz jednak jego ton stał się bardziej przyjacielski. - Fabien, ale wyrosłaś, pewnie nie możesz się w Beauxbatons opędzić od adoratorów. Jak sobie tam radzisz, nie tęsknisz czasem za Anglią? - zapytał niewinnie, nie domyślając się z kim ma tak naprawdę do czynienia.
Uwagę Artura przykuła blond włosa dziewczyna, na oko szesnastoletnia. Włosy miała upięte w zgrabny kok, a jej sukienkę zdobiła niewielka kokardka. Wdała się pogawędkę z rzeźbą eleganckiej kobiety, dość ciekawego elementu dekoracyjno-informacyjnego tego miejsca. Dziewczyna wydawała się znajoma...
- Czy to nie mała Fabien Selwyn? - rzucił do Mare, która chyba nie wiedziała o kim mowa. - Stoi obok jednej z tych mówiących rzeźb. To moja daleka kuzynka od strony Ollivanderów - wyjaśnił. - Podejdziemy do niej?
- Idź sam, ja bym musiała jeszcze złapać mojego brata. Spotkamy się przy stolikach - zaproponowała, kładąc mężowi dłoń na ramieniu.
- Dobrze, to do zobaczenia - pożegnał się, uśmiechając się przy tym ciepło. Przez moment zastanawiał się nad zapytaniem o którego brata chodzi, ale ostatecznie zrezygnował z bycia wścibskim, pewnie mu po wszystkim i tak opowie.
Artur przyspieszył kroku, nie chcąc zgubić dziewczyny i podszedł do, jak mu się wydawało, Febien Selwyn. Dawno jej nie widział, chyba ostatni raz dwa lata temu podczas lata. Chodziła do Akademii Magii Beauxbatons, więc przez większość roku nie było jej nawet w Anglii.
- Witam uprzejmie, panno Selwyn oraz panno Rzeźbo, najmocniej przepraszam, że przerywam rozmowę - przywitał się na pozór oficjalnie, zaraz jednak jego ton stał się bardziej przyjacielski. - Fabien, ale wyrosłaś, pewnie nie możesz się w Beauxbatons opędzić od adoratorów. Jak sobie tam radzisz, nie tęsknisz czasem za Anglią? - zapytał niewinnie, nie domyślając się z kim ma tak naprawdę do czynienia.
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Rozmawiała z rzeźbą i śmiała się przy tym może odrobinkę za głośno, ale to miejsce i okoliczności jakoś tak radośnie na nią wpływały. Skomentowała fragment tutejszych zawodów, a w tej chwili usłyszała głos za sobą. No tak - szło za dobrze, nikt ze znajomych dziewczęcia pod które się podszywała jej nie zagadywał, może nawet nie było tu jej najbliższych, a może ona po prostu większość czasu spędzała z Titusem i nikt nie chciał przeszkadzać. Teraz tej Ollivanderowej ochrony jej zabrakło, rozprostowała się odruchowo i spojrzała na człowieka, który zdawał się ją rozpoznawać. Uśmiechnęła się odrobinkę może niepewnie, tym bardziej kiedy zapytano ją o szkołę.
- Zawsze miło zobaczyć znajomą twarz. - odezwała się, usiłując uniknąć bardziej personalnych zwrotów, kiedy nawet nie wiedziała czy powinna być z tym człowiekiem na ty czy na pan, nie wspominając już o znajomości jego imienia, czy innych tym podobnych detalach.
- Oh... - starała się po prostu grać, gorzej jednak, że jej słaba znajomość magicznego świata, w każdym razie tego związanego ze szkołami wprawiała ją w lekkie poddenerwowanie. Nie chciała przecież, by ktokolwiek nakrył ten mały spisek! - Oczywiście, że tęsknię, jednak Francja także ma wiele zalet, które sprawiają że nie żałuję tego wyjazdu. - zapewniła, rozglądając się przy okazji, bo czy Titus nie powinien być gdzieś w okolicy? Albo ktokolwiek gotów uratować ją z tej sytuacji? Mogła co prawda po prostu sobie pójść, jednak tak wczuła się w całą tę sytuację, że nie chciała być niegrzeczna, wczuła się w swoją rolę może aż za bardzo.
- Piękna uroczystość, prawda? - spróbowała poprowadzić rozmowę ku tematowi mniej związanemu z jej skromną osobą, czy raczej z osobą, którą udawała. - Właściwie nie spodziewałam się spotkać tu aż tylu gości.
Dodała jeszcze, bo w sumie gdzieś słyszała, pewnie od Titusa że przez pomysł zaproszenia gości bez względu na czystość krwi niektóre rody zrobiły coś na zasadzie bojkotu tego wydarzenia i zakazały swoim przedstawicielom pojawiać się tutaj. Czy to zejście z tematu pozwoli jej trochę się uratować?
- Zawsze miło zobaczyć znajomą twarz. - odezwała się, usiłując uniknąć bardziej personalnych zwrotów, kiedy nawet nie wiedziała czy powinna być z tym człowiekiem na ty czy na pan, nie wspominając już o znajomości jego imienia, czy innych tym podobnych detalach.
- Oh... - starała się po prostu grać, gorzej jednak, że jej słaba znajomość magicznego świata, w każdym razie tego związanego ze szkołami wprawiała ją w lekkie poddenerwowanie. Nie chciała przecież, by ktokolwiek nakrył ten mały spisek! - Oczywiście, że tęsknię, jednak Francja także ma wiele zalet, które sprawiają że nie żałuję tego wyjazdu. - zapewniła, rozglądając się przy okazji, bo czy Titus nie powinien być gdzieś w okolicy? Albo ktokolwiek gotów uratować ją z tej sytuacji? Mogła co prawda po prostu sobie pójść, jednak tak wczuła się w całą tę sytuację, że nie chciała być niegrzeczna, wczuła się w swoją rolę może aż za bardzo.
- Piękna uroczystość, prawda? - spróbowała poprowadzić rozmowę ku tematowi mniej związanemu z jej skromną osobą, czy raczej z osobą, którą udawała. - Właściwie nie spodziewałam się spotkać tu aż tylu gości.
Dodała jeszcze, bo w sumie gdzieś słyszała, pewnie od Titusa że przez pomysł zaproszenia gości bez względu na czystość krwi niektóre rody zrobiły coś na zasadzie bojkotu tego wydarzenia i zakazały swoim przedstawicielom pojawiać się tutaj. Czy to zejście z tematu pozwoli jej trochę się uratować?
One day
the Grave-Digger had been approached by the stranger, who asked the way to town. He seemed strangely familiar, although they had never met.
The member 'Charlotte Moore' has done the following action : Rzut kością
#1 'k10' : 2
--------------------------------
#2 'k10' : 4
#1 'k10' : 2
--------------------------------
#2 'k10' : 4
Była uprzejma jak zawsze, taka odpowiedź do niej pasowała, więc Artur był nadal daleki od jakichkolwiek podejrzewań. Eliksir nadal działał, skutecznie dając Charlotte nową twarz. Wyglądała na zaskoczoną jego widokiem, co jednak można było racjonalnie wytłumaczyć.
- Zgadzam się - przyznał rację, będąc rad z tego nieoczekiwanego spotkania. - Anglia tęskni też za tobą. Chętnie ugościłbym cię u siebie, dwór Longbottomów zawsze pozostanie dla ciebie otwarty - zapewnił. - Zawsze mnie to zastanawiało, co takiego widzisz we Francji? - zapytał nieco zaczepnie.
Ciekaw był życia w kraju po drugiej stronie morza. W Anglii często pojawiały się francuskie akcenty, historia obu krajów była nierozerwalnie połączona. Wielu czarodziejów znało francuski oraz było jakoś powiązanych z ojczyzną Moliera, ale sam Artur, ku własnemu zawodowi, nie miał okazji postawić stopy za kanałem La Manche. Dlatego też korzystał z każdej okazji, żeby się czegoś dowiedzieć. Miał wiedzę teoretyczną z książek, ale boleśnie brakowało jej praktyki.
- Trzeba to przyznać, połączone siły Ollivanderów i Prewettów potrafią zdziałać cuda - stwierdził uprzejmie. Tak właściwie ślub nie zrobił na nim wielkiego wrażenia, ale nie było w tym winy organizatorów. Ci przeszli samych siebie, wielką wagę przywiązując do przygotowań oraz różnych atrakcji. Longbottom zwyczajnie nie przepadał za tego typu uroczystościami. - Goście dopisali. Nie wiem czy słyszałaś, ale o zaproszeniu nie decydował tutaj status krwi. Wielu rodom się to nie podobało, na szczęście braki zostały zapełnione przez mniej snobistycznych czarodziejów, szlachetnych nie dzięki urodzeniu, ale własnym czynom. Oby reszta arystokracji zaczęła brać przykład z Julli i Ulyssesa - wyjawił, prowokując ją przy tym odrobinę, bowiem zapamiętał ją jako damę o poglądach bliskich konserwatywnym. - Choć przyznam, że miło było zobaczyć, że nie jestem tu jedynym lordem, znalazło się też trochę postępowych szlachciców - dodał łagodnie, chcąc w ten sposób zażegnać ewentualną kłótnię.
Mógł trochę przesadzić, a nie chciał po tak długiej przerwie rozzłościć Fabien.
- Przyszłaś z kimś? - zapytał, woląc przejść na bardziej neutralny temat.
- Zgadzam się - przyznał rację, będąc rad z tego nieoczekiwanego spotkania. - Anglia tęskni też za tobą. Chętnie ugościłbym cię u siebie, dwór Longbottomów zawsze pozostanie dla ciebie otwarty - zapewnił. - Zawsze mnie to zastanawiało, co takiego widzisz we Francji? - zapytał nieco zaczepnie.
Ciekaw był życia w kraju po drugiej stronie morza. W Anglii często pojawiały się francuskie akcenty, historia obu krajów była nierozerwalnie połączona. Wielu czarodziejów znało francuski oraz było jakoś powiązanych z ojczyzną Moliera, ale sam Artur, ku własnemu zawodowi, nie miał okazji postawić stopy za kanałem La Manche. Dlatego też korzystał z każdej okazji, żeby się czegoś dowiedzieć. Miał wiedzę teoretyczną z książek, ale boleśnie brakowało jej praktyki.
- Trzeba to przyznać, połączone siły Ollivanderów i Prewettów potrafią zdziałać cuda - stwierdził uprzejmie. Tak właściwie ślub nie zrobił na nim wielkiego wrażenia, ale nie było w tym winy organizatorów. Ci przeszli samych siebie, wielką wagę przywiązując do przygotowań oraz różnych atrakcji. Longbottom zwyczajnie nie przepadał za tego typu uroczystościami. - Goście dopisali. Nie wiem czy słyszałaś, ale o zaproszeniu nie decydował tutaj status krwi. Wielu rodom się to nie podobało, na szczęście braki zostały zapełnione przez mniej snobistycznych czarodziejów, szlachetnych nie dzięki urodzeniu, ale własnym czynom. Oby reszta arystokracji zaczęła brać przykład z Julli i Ulyssesa - wyjawił, prowokując ją przy tym odrobinę, bowiem zapamiętał ją jako damę o poglądach bliskich konserwatywnym. - Choć przyznam, że miło było zobaczyć, że nie jestem tu jedynym lordem, znalazło się też trochę postępowych szlachciców - dodał łagodnie, chcąc w ten sposób zażegnać ewentualną kłótnię.
Mógł trochę przesadzić, a nie chciał po tak długiej przerwie rozzłościć Fabien.
- Przyszłaś z kimś? - zapytał, woląc przejść na bardziej neutralny temat.
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Co takiego widzisz we Francji? Prawie parsknęła śmiechem. Gdyby się tak nie zestresowała. Co ja w ogóle wiem o Francji? Na szczęście Lotta umiała kłamać, czasem myślała że to całkiem naturalna zdolność dla każdego człowieka szemranego pochodzenia, że wysysa się ją z mlekiem matki. Teraz miała co do tego pewne wątpliwości, to jednak w tej chwili bez większego znaczenia.
- Na pewno w końcu skorzystam z zaproszenia. - Longbottom. Dobrze wiedzieć chociaż z kim rozmawia, choć w sumie to nic o tym człowieku nadal nie wiedziała. Nic więcej niż mogła wywnioskować. Szlachcic, najpewniej liberał skoro tu był, najpewniej promugolski. Narazie trafiała całkiem nieźle.
- Historie miłosne, oczywiście. - uśmiechnęła się najbardziej głupkowato jak mogła, nie mając pojęcia, że jest to ostatnia rzecz jaka mogłaby być nawykiem Fabianne. - Jedzenie. Widoki. Język. Jak inny świat.
Dodała jeszcze. Kompletnie nie wiedziała o czym mówi, powtarzała ogóły, zasłyszane gdzieś o kraju sera banały, jednak liczyła że to po prostu wystarczy. Odgarnęła włosy z ramienia i w sumie to chciała uciekać, jednak nie miała pretekstu, a Titusa nigdzie na horyzoncie nadal nie było. Musiała go porwać mama.
Na kolejne słowa Longbottoma lekko zbladła. Skoro bowiem była tutaj, powinna być zapewne pozytywnie nastawiona do wydarzenia, jednak jako Selwyn? Nie była pewna, mieszało jej się w głowie, więc chyba po prostu darowała sobie wchodzenie w rolę do którego nie do końca miała scenariusz.
- Raczej nie zacznie. Spodziewałabym się bardzo zgryźliwego artykuły w Proroku, może też innych gazetach. - stwierdziła, bo wcale nie spodziewała się, że to jedno wydarzenie nagle stanie się jakimś przełomem.
- Alexander także się tu kręci. - wspomniała, bo widziała trochę szlachetnie ubranych, jednak nie znała ich, nie wiedziała kto jest kim, jedynie po paprociach poznawała, że część to Prewett, odszukiwała też Ollivanderów, jakakolwiek reszta mieszała jej się ze sobą. - Widziałam chyba też Abbottów.
Dodała po chwili zawahania i zaraz uśmiechnęła się ponownie.
- Więc nie jesteśmy faktycznie zbyt osamotnieni. - oh, ja na pewno nie jestem osamotnioną "lady" przemknęło jej jeszcze przez myśl, kiedy usłyszała kolejne pytanie. - Choć to i tak więcej niż się spodziewałam.
Dodała szczerze. Słyszała o listach od nestorów jakie otrzymała część szlachty, Alex jej mówił.
- Tak. Z Titusem. - przyznała, rozglądając się przy tym. Nie przeszkadzało jej, że rozejdą się plotki o nim i jakiejś pseudofrancuzeczce. Oni w końcu będą wiedzieli, że to ona tu była i, że byli razem na weselu. Nic nie zniszczy tej radości Lotcie. A zadowolenie wyraźnie odbiło się jej na bladej twarzy. - Brałeś udział w jakiejś konkurencji?
- Na pewno w końcu skorzystam z zaproszenia. - Longbottom. Dobrze wiedzieć chociaż z kim rozmawia, choć w sumie to nic o tym człowieku nadal nie wiedziała. Nic więcej niż mogła wywnioskować. Szlachcic, najpewniej liberał skoro tu był, najpewniej promugolski. Narazie trafiała całkiem nieźle.
- Historie miłosne, oczywiście. - uśmiechnęła się najbardziej głupkowato jak mogła, nie mając pojęcia, że jest to ostatnia rzecz jaka mogłaby być nawykiem Fabianne. - Jedzenie. Widoki. Język. Jak inny świat.
Dodała jeszcze. Kompletnie nie wiedziała o czym mówi, powtarzała ogóły, zasłyszane gdzieś o kraju sera banały, jednak liczyła że to po prostu wystarczy. Odgarnęła włosy z ramienia i w sumie to chciała uciekać, jednak nie miała pretekstu, a Titusa nigdzie na horyzoncie nadal nie było. Musiała go porwać mama.
Na kolejne słowa Longbottoma lekko zbladła. Skoro bowiem była tutaj, powinna być zapewne pozytywnie nastawiona do wydarzenia, jednak jako Selwyn? Nie była pewna, mieszało jej się w głowie, więc chyba po prostu darowała sobie wchodzenie w rolę do którego nie do końca miała scenariusz.
- Raczej nie zacznie. Spodziewałabym się bardzo zgryźliwego artykuły w Proroku, może też innych gazetach. - stwierdziła, bo wcale nie spodziewała się, że to jedno wydarzenie nagle stanie się jakimś przełomem.
- Alexander także się tu kręci. - wspomniała, bo widziała trochę szlachetnie ubranych, jednak nie znała ich, nie wiedziała kto jest kim, jedynie po paprociach poznawała, że część to Prewett, odszukiwała też Ollivanderów, jakakolwiek reszta mieszała jej się ze sobą. - Widziałam chyba też Abbottów.
Dodała po chwili zawahania i zaraz uśmiechnęła się ponownie.
- Więc nie jesteśmy faktycznie zbyt osamotnieni. - oh, ja na pewno nie jestem osamotnioną "lady" przemknęło jej jeszcze przez myśl, kiedy usłyszała kolejne pytanie. - Choć to i tak więcej niż się spodziewałam.
Dodała szczerze. Słyszała o listach od nestorów jakie otrzymała część szlachty, Alex jej mówił.
- Tak. Z Titusem. - przyznała, rozglądając się przy tym. Nie przeszkadzało jej, że rozejdą się plotki o nim i jakiejś pseudofrancuzeczce. Oni w końcu będą wiedzieli, że to ona tu była i, że byli razem na weselu. Nic nie zniszczy tej radości Lotcie. A zadowolenie wyraźnie odbiło się jej na bladej twarzy. - Brałeś udział w jakiejś konkurencji?
One day
the Grave-Digger had been approached by the stranger, who asked the way to town. He seemed strangely familiar, although they had never met.
The member 'Charlotte Moore' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Uśmiechnął się słysząc jej zapewnienia, choć zdawał sobie sprawę, że mogła to być też grzeczna odmowa, bowiem nie wiadomo kiedy było w końcu. Nie był świadom mieszaniny niepokoju i rozbawienia, którą ukrywała jego rozmówczyni. Za to pewne podejrzenia wzbudziła jej odpowiedź odnośnie Francji, ograniczająca się do zdawkowych banałów. Czyżby go zbywała, nie mając ochoty na jego towarzystwo? A może kryło się za tym coś innego...
- Inny świat - powtórzył za nią, zachowując obojętną minę. - Zwiedzałaś coś tam? - nie odpuszczał, wiedziony jakimś nieokreślonym przeczuciem.
Zauważalnie zbladła, zupełnie jakby jego słowa były niepokojące. Wątpił, żeby aż tak przeszkadzało jej towarzystwo osób o nieczystej krwi, ale z wiekiem ludzie potrafili się niebezpiecznie radykalizować, gdy przemija dziecięca niewinność.
- Racja, nie może być zbyt łatwo - przyznał, będąc doskonale świadomym jak szlachta bywa oporna na zmiany. Dla wielu czas zatrzymał się w miejscu, z tronów z własnej dumy obserwowali maluczkich, w ich opinii niegodnych szacunku. Dalecy i ślepi na resztę świata, bez odrobiny dobrej woli, chęci poznawania. Taki tron trudno zburzyć. - Walczący Mag na pewno nie zawiedzie - stwierdził zgryźliwie, widocznie nie wiedziała kto w Anglii najbardziej wojuje z otwartością.
- No proszę, nie wiedziałem, że Alexander tu jest. Co u niego słychać? - zainteresował się jednym z jego towarzyszy w Zakonie. - Pokrzepiające - przyznał z uśmiechem.
Spojrzał na nią zaskoczony, nie spodziewając się jej w towarzystwie kuzyna.
- Dawno się z nim nie widziałem, pewnie jest już mistrzem różdżkarstwa - oznajmił z przekonaniem, Titus miał wyjątkowy talent. Miał nadzieję go jeszcze dzisiaj spotkać i porozmawiać. - Czasem mi się wydaje, że ledwie wczoraj broił z Rufusem, chyba robię się sentymentalny na starość. - Artur rozłożył bezradnie ręce. Tak czuli się sędziwi czarodzieje, spoglądając na młodzież? - Jakoś się nie zdarzyło, chyba rzeczywiście się starzeję. Poza tym Mare raczej nie przepada za takimi zabawami. Za to byłem nad stawem, bardzo malowniczo wygląda z zapalonymi świecami - wyjaśnił. - Skusiłaś się na jakąś atrakcję? - zrewanżował się pytaniem.
- Inny świat - powtórzył za nią, zachowując obojętną minę. - Zwiedzałaś coś tam? - nie odpuszczał, wiedziony jakimś nieokreślonym przeczuciem.
Zauważalnie zbladła, zupełnie jakby jego słowa były niepokojące. Wątpił, żeby aż tak przeszkadzało jej towarzystwo osób o nieczystej krwi, ale z wiekiem ludzie potrafili się niebezpiecznie radykalizować, gdy przemija dziecięca niewinność.
- Racja, nie może być zbyt łatwo - przyznał, będąc doskonale świadomym jak szlachta bywa oporna na zmiany. Dla wielu czas zatrzymał się w miejscu, z tronów z własnej dumy obserwowali maluczkich, w ich opinii niegodnych szacunku. Dalecy i ślepi na resztę świata, bez odrobiny dobrej woli, chęci poznawania. Taki tron trudno zburzyć. - Walczący Mag na pewno nie zawiedzie - stwierdził zgryźliwie, widocznie nie wiedziała kto w Anglii najbardziej wojuje z otwartością.
- No proszę, nie wiedziałem, że Alexander tu jest. Co u niego słychać? - zainteresował się jednym z jego towarzyszy w Zakonie. - Pokrzepiające - przyznał z uśmiechem.
Spojrzał na nią zaskoczony, nie spodziewając się jej w towarzystwie kuzyna.
- Dawno się z nim nie widziałem, pewnie jest już mistrzem różdżkarstwa - oznajmił z przekonaniem, Titus miał wyjątkowy talent. Miał nadzieję go jeszcze dzisiaj spotkać i porozmawiać. - Czasem mi się wydaje, że ledwie wczoraj broił z Rufusem, chyba robię się sentymentalny na starość. - Artur rozłożył bezradnie ręce. Tak czuli się sędziwi czarodzieje, spoglądając na młodzież? - Jakoś się nie zdarzyło, chyba rzeczywiście się starzeję. Poza tym Mare raczej nie przepada za takimi zabawami. Za to byłem nad stawem, bardzo malowniczo wygląda z zapalonymi świecami - wyjaśnił. - Skusiłaś się na jakąś atrakcję? - zrewanżował się pytaniem.
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Większość czasu spędzam jednak w szkole. - stwierdziła wymijająco. W sumie to nie miała pojęcia gdzie ta francuska szkoła jest dokładnie położona i czy ma coś jak Hogsmeade, ale o tym jak to działa w Hogwarcie trochę opowiadał jej Titus i w sumie to może jej nieznajomy uwierzy. A jeśli nie to... cóż to najwyżej troszkę wpadnie. Cóż - najwyżej skompromituje Fabianne. - Taki los uczennic.
Odwróciła wzrok. Rany.
Uśmiechnęła się lekko, całkiem szczerze na nazwę gazety którą znała raczej z okładek niż faktycznej treści, znała tendencje tej gazety i w sumie to to jej wystarczyło żeby nie brać jej w ręce.
- Właściwie to chętnie poczytam ten artykuł. Może być całkiem zabawny. - nie miała pojęcia czy to jest coś co powiedziałaby lady Selwyn ale ona sama chętnie zerknie co tam piszą. Nie brała zgryźliwych słów do siebie, może czasem, w kiepskim humorze, w swojej ponurości. Teraz kiedy wszystko jest piękne, raczej mogłyby ją rozbawić.
- Kiedy ostatnim razem go widziałam, był jeszcze trzeźwy. - uśmiechnęła się. To co mówiła raczej nie było zbyt szlacheckie, jednak możliwe, że za mocno się rozluźniła przez chwilkę, mozliwe że nie nadawała się na damę. Cóż z resztą mogłaby powiedzieć? Że nie ma pamięci, ma dziewczynę z którą nie ma szans być, ale teraz chyba całkiem dobrze się bawi?
Ciężko jest rozmawiać z obcym który myśli że cię zna. Choć w głębi ducha chyba nawet podobała jej się ta gra.
Na słowa o Titusie, uśmiechnęła się ciepło. Tak dziwnie było rozmawiać z kimś kto obserwował jak ten jej szalony Ollivander dorasta.
- Robi niesamowite postępy. Oczywiście mówi bardzo ogólnikowo, ale ostatnio nawet wuj Garrick go pochwalił za jakąś różdżkę. - szanowała rodzinne sekrety i nie dopytywała o zbędne szczegóły, jednak bardzo się cieszyła kiedy słyszała, że Titus parł dalej i spełniał się w dziedzinie którą kochał. Choć ta dziedzina tak silnie związana z jego rodem, po części oddalała go od niej.
- Też wypuściłam świecę z życzeniem. - przyznała. Romantyczny zwyczaj. Głupi. Ale ładny w jakiś sposób. - Z tego co mi wiadomo, jeszcze się utrzymuje.
Odwróciła wzrok. Rany.
Uśmiechnęła się lekko, całkiem szczerze na nazwę gazety którą znała raczej z okładek niż faktycznej treści, znała tendencje tej gazety i w sumie to to jej wystarczyło żeby nie brać jej w ręce.
- Właściwie to chętnie poczytam ten artykuł. Może być całkiem zabawny. - nie miała pojęcia czy to jest coś co powiedziałaby lady Selwyn ale ona sama chętnie zerknie co tam piszą. Nie brała zgryźliwych słów do siebie, może czasem, w kiepskim humorze, w swojej ponurości. Teraz kiedy wszystko jest piękne, raczej mogłyby ją rozbawić.
- Kiedy ostatnim razem go widziałam, był jeszcze trzeźwy. - uśmiechnęła się. To co mówiła raczej nie było zbyt szlacheckie, jednak możliwe, że za mocno się rozluźniła przez chwilkę, mozliwe że nie nadawała się na damę. Cóż z resztą mogłaby powiedzieć? Że nie ma pamięci, ma dziewczynę z którą nie ma szans być, ale teraz chyba całkiem dobrze się bawi?
Ciężko jest rozmawiać z obcym który myśli że cię zna. Choć w głębi ducha chyba nawet podobała jej się ta gra.
Na słowa o Titusie, uśmiechnęła się ciepło. Tak dziwnie było rozmawiać z kimś kto obserwował jak ten jej szalony Ollivander dorasta.
- Robi niesamowite postępy. Oczywiście mówi bardzo ogólnikowo, ale ostatnio nawet wuj Garrick go pochwalił za jakąś różdżkę. - szanowała rodzinne sekrety i nie dopytywała o zbędne szczegóły, jednak bardzo się cieszyła kiedy słyszała, że Titus parł dalej i spełniał się w dziedzinie którą kochał. Choć ta dziedzina tak silnie związana z jego rodem, po części oddalała go od niej.
- Też wypuściłam świecę z życzeniem. - przyznała. Romantyczny zwyczaj. Głupi. Ale ładny w jakiś sposób. - Z tego co mi wiadomo, jeszcze się utrzymuje.
One day
the Grave-Digger had been approached by the stranger, who asked the way to town. He seemed strangely familiar, although they had never met.
The member 'Charlotte Moore' has done the following action : Rzut kością
#1 'k10' : 5
--------------------------------
#2 'k10' : 4
#1 'k10' : 5
--------------------------------
#2 'k10' : 4
- Może to nie jest takie złe, ponoć siedziba francuskiej szkoły jest perłą kontynentalnej architektury, trochę podobną pod odpowiednim kontem do słynnego zamku Neuschwanstein w Bawarii - pocieszył ją, nie mogąc się jednak powstrzymać od małej lekcji historii.
- To już zależy co kogo bawi - przyznał, uśmiechając się odrobinę rozbawiony jej uwagą.
Za to jej słowa o Alexandrze mocno go zdziwiły, Fabien nigdy nie była tak bezpośrednio, w końcu skutecznie wychowywano ją na wspaniałą damę. Dyskusyjne mogła być kwestie, czy to najlepszy los dla młodej dziewczyny.
- Aż tak pije? - zapytał niepewny co właściwie jej odpowiedzieć, zachowywała się jakoś dziwnie.
Z zaciekawieniem zauważył jak ciepłą reakcję wywołał u niej Titus Ollivander, czyżby łączyło ich coś więcej? Nie spodziewał się takiej zażyłości, ale życie potrafiło czasem też pozytywnie zaskakiwać. Miła odmiana od ostatnich problemów.
- Zasłużył na wszystkie pochwały, bardzo się stara - wyznał z przekonaniem, obiecując sobie, że będzie musiał go odwiedzić i sprawdzić co u niego... może z czekoladową żabą. Najlepiej żeby się mu trafił jakiś słynny wytwórca różdżek. - Często się spotykacie? - zapytał z pozoru niewinnie.
Po chwili uświadomił sobie, że raczej nie mieli takiej możliwości, w końcu ona mieszkała we Francji, więc mogli raczej utrzymywać tylko kontakt listowny. Odległość, zwłaszcza teraz, była przeszkodą, z którą trzeba się liczyć. Bez teleportacji czarodzieje mieli bardziej ograniczone możliwości, często rezygnując z podróży, jakby bardziej przyziemne metody były poniżej ich godności.
- Przy okazji, wybacz moją ciekawość, o czym rozmawiałaś z Panią Rzeźbą? - Artur oszczędnym ruchem głowy wskazał najbliższą statuę.
Sam z nimi nigdy nie rozmawiał, więc nie znał dokładnych możliwości tych magicznych tworów. Ożywione magią obiekty potrafiły czasem zaskakiwać rozmownością, przypominając tym prawdziwe osoby. Ciekawe czy czarodzieje kiedyś rozwiną tę sztukę, powołując do życia właściwie nowy gatunek inteligentny, który będzie czymś pośrednim między materia ożywioną a nieożywioną. Co takiego owe golemy sądziłyby o swoich twórcach?
- To już zależy co kogo bawi - przyznał, uśmiechając się odrobinę rozbawiony jej uwagą.
Za to jej słowa o Alexandrze mocno go zdziwiły, Fabien nigdy nie była tak bezpośrednio, w końcu skutecznie wychowywano ją na wspaniałą damę. Dyskusyjne mogła być kwestie, czy to najlepszy los dla młodej dziewczyny.
- Aż tak pije? - zapytał niepewny co właściwie jej odpowiedzieć, zachowywała się jakoś dziwnie.
Z zaciekawieniem zauważył jak ciepłą reakcję wywołał u niej Titus Ollivander, czyżby łączyło ich coś więcej? Nie spodziewał się takiej zażyłości, ale życie potrafiło czasem też pozytywnie zaskakiwać. Miła odmiana od ostatnich problemów.
- Zasłużył na wszystkie pochwały, bardzo się stara - wyznał z przekonaniem, obiecując sobie, że będzie musiał go odwiedzić i sprawdzić co u niego... może z czekoladową żabą. Najlepiej żeby się mu trafił jakiś słynny wytwórca różdżek. - Często się spotykacie? - zapytał z pozoru niewinnie.
Po chwili uświadomił sobie, że raczej nie mieli takiej możliwości, w końcu ona mieszkała we Francji, więc mogli raczej utrzymywać tylko kontakt listowny. Odległość, zwłaszcza teraz, była przeszkodą, z którą trzeba się liczyć. Bez teleportacji czarodzieje mieli bardziej ograniczone możliwości, często rezygnując z podróży, jakby bardziej przyziemne metody były poniżej ich godności.
- Przy okazji, wybacz moją ciekawość, o czym rozmawiałaś z Panią Rzeźbą? - Artur oszczędnym ruchem głowy wskazał najbliższą statuę.
Sam z nimi nigdy nie rozmawiał, więc nie znał dokładnych możliwości tych magicznych tworów. Ożywione magią obiekty potrafiły czasem zaskakiwać rozmownością, przypominając tym prawdziwe osoby. Ciekawe czy czarodzieje kiedyś rozwiną tę sztukę, powołując do życia właściwie nowy gatunek inteligentny, który będzie czymś pośrednim między materia ożywioną a nieożywioną. Co takiego owe golemy sądziłyby o swoich twórcach?
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
O czym ten człowiek w ogóle do mnie mówi? Przyglądała się swojemu rozmówcy postanawiając iż chyba najbardziej inteligentna odpowiedź na jaką ja stać to lekkie przytaknięcie głową i milczenie. Wolałaby nie przekręcić jakiegoś wyrazu, siląc się na elokwencję.
Chyba przyjęła z resztą trochę złą perspektywę. Wiedziała w końcu, że Titus nie jest najbardziej typowym ze szlachciców, a na pewno nie jest takim szlachcicem jakim życzyliby sobie go oglądać rodzice czy nestor. To, że on popija szampana, nie na umów jednak zdecydowanie pozwala sobie na rozluźnienie nie znaczy iż jest to coś na co pozwoli sobie większość osób jego stanu. Uśmiechnęła się jednak łagodnie.
- Nie widujemy się tak często w podobnych okolicznościach żebym mogła znać jego możliwości. - stwierdziła najbardziej wymijająco jak tylko mogła, choć całkiem całkiem zgodnie z prawdą.
Na kolejne pytania o Titusa, miała w sumie mieszane uczucia - z jednej strony miała ochotę opowiedzieć komuś o WSZYSTKIM, z innej jednak dziwnie jej było z myślą, że sama będzie roznosiła plotki o Ollivanderze i jakiejś Selwyniej flądrze pod którą się właśnie podszywała. W sumie to ta rozmowa była szalenie męcząca przez to jak bardzo musiała się nad kolejnymi odpowiedziami zastanawiać.
- Ostatnimi czasy trochę częściej, choć teraz to się zapewne urwie. - powiedziała, w sumie nie wiedząc jak miałaby się wytłumaczyć z tego ze jeszcze nie ma jej w szkole. Czy dyrekcja pozwoliłaby jej na opuszczenie murów ze względu na ślub? Brzmiało jej to dziwnie ale skoro jej obecność nie zaskoczyła Longbottoma jakoś mocno to jest na to szansa.
Nie wiedziała za wiele o obecnych sposobach komunikacji - tylko tyle że sieć fiuu siadła, że chyba z teleportacją były problemy, w sumie wszyscy o tym trąbią. No ale nadal nie orientowała się aż tak by ten temat podejmować.
Zaraz spojrzała na rzeźbę, gdy w końcu padło pytanie całkiem łatwe, choć w tej samej chwili dostrzegła, że Titus się gdzieś niedaleko pałęta.
W końcu.
- O watążkach. Jest bardzo miła, pomagała mi poprawić kreację. Ale muszę już przeprosić, dzisiejszy partner mnie wypatruje. - dodała zaraz, nawet lekko dygnęła i ruszyła czym prędzej. To było całkiem miłe. Ale szalenie stresujące.
zt
brak anomalii
Chyba przyjęła z resztą trochę złą perspektywę. Wiedziała w końcu, że Titus nie jest najbardziej typowym ze szlachciców, a na pewno nie jest takim szlachcicem jakim życzyliby sobie go oglądać rodzice czy nestor. To, że on popija szampana, nie na umów jednak zdecydowanie pozwala sobie na rozluźnienie nie znaczy iż jest to coś na co pozwoli sobie większość osób jego stanu. Uśmiechnęła się jednak łagodnie.
- Nie widujemy się tak często w podobnych okolicznościach żebym mogła znać jego możliwości. - stwierdziła najbardziej wymijająco jak tylko mogła, choć całkiem całkiem zgodnie z prawdą.
Na kolejne pytania o Titusa, miała w sumie mieszane uczucia - z jednej strony miała ochotę opowiedzieć komuś o WSZYSTKIM, z innej jednak dziwnie jej było z myślą, że sama będzie roznosiła plotki o Ollivanderze i jakiejś Selwyniej flądrze pod którą się właśnie podszywała. W sumie to ta rozmowa była szalenie męcząca przez to jak bardzo musiała się nad kolejnymi odpowiedziami zastanawiać.
- Ostatnimi czasy trochę częściej, choć teraz to się zapewne urwie. - powiedziała, w sumie nie wiedząc jak miałaby się wytłumaczyć z tego ze jeszcze nie ma jej w szkole. Czy dyrekcja pozwoliłaby jej na opuszczenie murów ze względu na ślub? Brzmiało jej to dziwnie ale skoro jej obecność nie zaskoczyła Longbottoma jakoś mocno to jest na to szansa.
Nie wiedziała za wiele o obecnych sposobach komunikacji - tylko tyle że sieć fiuu siadła, że chyba z teleportacją były problemy, w sumie wszyscy o tym trąbią. No ale nadal nie orientowała się aż tak by ten temat podejmować.
Zaraz spojrzała na rzeźbę, gdy w końcu padło pytanie całkiem łatwe, choć w tej samej chwili dostrzegła, że Titus się gdzieś niedaleko pałęta.
W końcu.
- O watążkach. Jest bardzo miła, pomagała mi poprawić kreację. Ale muszę już przeprosić, dzisiejszy partner mnie wypatruje. - dodała zaraz, nawet lekko dygnęła i ruszyła czym prędzej. To było całkiem miłe. Ale szalenie stresujące.
zt
brak anomalii
One day
the Grave-Digger had been approached by the stranger, who asked the way to town. He seemed strangely familiar, although they had never met.
Coś z nią było nie tak, ale nie znali się tak dobrze, żeby Artur zaczął ją wypytywać, oferując wsparcie. Oboje byli ze szlachty, więc obowiązywały pewne reguły dobrego wychowania, zwłaszcza ze względu na jej nieco bardziej konserwatywne poglądy, choć teraz wydawała się pod tym względem inna.
- Może to i lepiej - odpowiedział równie wymijającą, czując już zmęczenie tą konwersacją.
Titus miał doprawdy niezwykłą wybrankę swego serca, w końcu ilu charłaków użyłoby eliksiru wielosokowego, żeby wmieszać się w czarodziejskie wesele? Ciekawe jak właściwie się poznali oraz jaką przyszłość miałaby mieć ta relacja, jego ród mógł nie być przychylny takiemu związkowi. W oczach Artura było to przejawem ciemnej strony tradycji, okrutne wykluczenie z pełni praw niewinnych ludzi. Jakby charłacy nie mieli już trudniej, żyjąc bez magii wśród zaczarowanych. Kim właściwie byli dla społeczeństwa czarodziejów, często spychani na margines? Jak wstydliwy sekret i powód do wstydu, zupełnie niesłusznie.
- Zawsze zostają listy - starał się pocieszyć dziewczynę, choć nie sprawiała wrażenia bardzo zmartwionej.
Nie znał zwyczajów we francuskiej szkole, ale nie wydawało mu się, żeby miała robić problemy w związku z przybyciem na ślub. Szkoły magiczne były zazdrosne, zagarniając uczniów na większą część roku, ale zazwyczaj dawała choć odrobinę czasu na takie okazje.
- Co to są "watązki" - zdziwił się, ale po chwili domyślił się, że może chodzić o wstążki. Też dostrzegł Titusa, pomachał w jego stronę. - Mniejsza z tym. Miło było cię widzieć, powodzenia w szkole - pożegnał się, puszczając ją wolno.
Stał jeszcze chwilę przy rzeźbie, zastanawiając się nad nienaturalnością tej rozmowy. Umysł podsuwał różne propozycje, od złego humoru do kogoś podszywającego się z pomocą eliksiru wielosokowego. Dał zaraz jednak temu spokój, nie było sensu roztrząsać tej sprawy. Dzień był pełen wrażeń, najwyższa pora go zakończyć.
- Do widzenia, Pani Rzeźbo - pożegnał się też z zaczarowaną figurą, która w odpowiedzi się ukłoniła.
| zt
- Może to i lepiej - odpowiedział równie wymijającą, czując już zmęczenie tą konwersacją.
Titus miał doprawdy niezwykłą wybrankę swego serca, w końcu ilu charłaków użyłoby eliksiru wielosokowego, żeby wmieszać się w czarodziejskie wesele? Ciekawe jak właściwie się poznali oraz jaką przyszłość miałaby mieć ta relacja, jego ród mógł nie być przychylny takiemu związkowi. W oczach Artura było to przejawem ciemnej strony tradycji, okrutne wykluczenie z pełni praw niewinnych ludzi. Jakby charłacy nie mieli już trudniej, żyjąc bez magii wśród zaczarowanych. Kim właściwie byli dla społeczeństwa czarodziejów, często spychani na margines? Jak wstydliwy sekret i powód do wstydu, zupełnie niesłusznie.
- Zawsze zostają listy - starał się pocieszyć dziewczynę, choć nie sprawiała wrażenia bardzo zmartwionej.
Nie znał zwyczajów we francuskiej szkole, ale nie wydawało mu się, żeby miała robić problemy w związku z przybyciem na ślub. Szkoły magiczne były zazdrosne, zagarniając uczniów na większą część roku, ale zazwyczaj dawała choć odrobinę czasu na takie okazje.
- Co to są "watązki" - zdziwił się, ale po chwili domyślił się, że może chodzić o wstążki. Też dostrzegł Titusa, pomachał w jego stronę. - Mniejsza z tym. Miło było cię widzieć, powodzenia w szkole - pożegnał się, puszczając ją wolno.
Stał jeszcze chwilę przy rzeźbie, zastanawiając się nad nienaturalnością tej rozmowy. Umysł podsuwał różne propozycje, od złego humoru do kogoś podszywającego się z pomocą eliksiru wielosokowego. Dał zaraz jednak temu spokój, nie było sensu roztrząsać tej sprawy. Dzień był pełen wrażeń, najwyższa pora go zakończyć.
- Do widzenia, Pani Rzeźbo - pożegnał się też z zaczarowaną figurą, która w odpowiedzi się ukłoniła.
| zt
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
18 stycznia 1958
po rozmowie z Havelockiem
po rozmowie z Havelockiem
Nowa różdżka leżała w dłoni niemal idealnie. Nie wiedział, ile czasu minie, nim przyzwyczai się do jej obecności zupełnie. Gdzieś na skraju świadomości pojawiła się myśl, że przecież różdżka ta jest prawdziwą bliźniaczką jej poprzedniej towarzyszki, a w związku z tym dogranie się z nią, zrozumienie istoty jej magii i humorków nie powinno być szczególnie trudne. Przygryzł lekko wnętrze policzka, próbując dostać się na skraj włości Ollivanderów, bowiem tam właśnie pozostawił swoją miotłę, nie chcąc targać jej do środka. Zresztą, z miotłą na plecach nie prezentowałby się nawet w połowie tak oficjalnie, jakby chciał, a w dodatku naniósłby pewnie jeszcze więcej wilgoci.
Nie wziął pod uwagę tego, że w Lancaster Castle był po raz pierwszy. Powinien więc starać się zapamiętać jak najwięcej szczegółów po drodze, którą obrał. Tymczasem wzrok miał wbity w zdobienia nowej różdżki, zastanawiając się, czy w ogóle do niego pasowały. Magia różdżki z agarowego drewna nie narobiła krzywd w zamkowym salonie, co stanowiło wystarczająco dobry dowód na dobranie jej do czarodzieja. A jednak nawet taka drobnostka jak wyryte dłutem zdobienia zdawały się zajmować go bez litości. Do tego stopnia, że nim zdążył się zorientować, odnalazł się przed jedną z ogrodowych rzeźb, ze względu na porę roku pokrytą delikatną warstwą śniegu.
— Ups? — mruknął sam do siebie, marszcząc jednocześnie jasne brwi w zamyśleniu. Rozejrzał się dookoła, a im dłużej to robił, tym bardziej dochodził do wniosku, że faktycznie zgubił drogę. Podobno Ollivanderowie nie chronili się przed intruzami specjalnymi labiryntami, jednak nawet kilka alejek wystarczyło, by pogrążony we własnych myślach młody naukowiec nie potrafił odnaleźć drogi do swojego środka transportu.
Gdy westchnął, zrobił to dość głośno, jednocześnie wypuszczając z ust obłoczek ciepłego oddechu. Prędko ułożył dłonie zaciśnięte w pięści na swych biodrach, nogą wystukując powolny, cichy rytm.
Brawo, brawo, Castorze Sprout. Powinszować uwagi.
Ale nie mogło być tak źle, czyż nie? Wystarczyło przecież cofnąć się w odpowiednie miejsce, a następnie skręcić w inne rozwidlenie. Zadanie było dość proste i teoretycznie bardziej możliwe niż nie. Ruszył więc w kierunku zamku (a raczej w kierunku, w którym zdawało mu się, że zamek się znajdował), tym razem skupiając się na drodze, nie na drewnie trzymanym w prawej ręce. Jeżeli będzie miał odpowiednio dużo szczęścia, może natrafi na lorda Havelocka raz jeszcze? Próbował ułożyć sobie w głowie jakieś wytłumaczenie swego gapiostwa, a zwłaszcza takiego, które raz jeszcze nie postawi go w negatywnym świetle w oczach milczącego szlachcica.
Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami. |
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
❝ Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak
Zakon Feniksa
Wstrzymał oddech, słysząc jakiś dźwięk wydawany przez mężczyznę, którego w ciszy obserwował. Był ciekawy, zainteresowany, kiedy widział jak ten obcy mu osobnik tak wpatrywał się we własną różdżkę. Sam również był zainteresowany tym co też było w niej takiego intrygującego!
Nic dziwnego, że próbował, może dość nieudolnie, śledzić wysokiego chłopca. Był przyzwyczajony do ciszy, do milczenia i nie wydawania zbyt wielu odgłosów, kiedy obserwował otaczający go świat - kiedy uczył się o stworzeniach i jak musi się nimi opiekować, jakie mają one zwyczaje...
Zatrzymał się za jednym z krzaków, zasłaniając własne usta, aby na pewno nie wydać żadnego podejrzanego dźwięku. Odczekał moment, odczekał kilka kroków blond mężczyzny, aby po chwili ruszyć za nim w pośpiechu.
Wyciągnął jedną rękę, chciał ją tylko dotknąć i zerknąć, żeby zobaczyć co było takiego interesującego. Jego rodzeństwo było w tym dobre, robiło to cały czas, zakradało się i wykradało, i tylko ptaki mu o tym wspominały. Sam nie miał takiej odwagi, ani umiejętności, co tym bardziej pokazało się w momencie, w którym spróbował podążać za nieznajomym.
W końcu nie mógł być niebezpieczny, skoro był gościem jego ojca... a w jaki inny sposób by mógł się dostać do Lancaster Castle jeśli nie byłby gościem?
Jeden, drugi, trzeci krok. Szybko przebierał nogami, aby nadrobić te większe kroki wykonywane przez mężczyznę z różdżką. Czuł, że jego policzki były rumiane, może miał nieco głośniejszy oddech - ale uśmiechał się również, wyciągając dłonie wpatrzony w tę różdżkę. Dostrzegał już charakterystyczne żłobienia i teksturę agaru, już wiedział jakie dokładnie było to drewno, musiał się tylko jemu bardziej przyjrzeć, tylko tego potrzebował.
Ale był tak skupiony na różdżce, że nie zauważył kiedy przyśpieszył kroku i dosłownie zadeptał wyższego mężczyznę, dość prędko łapiąc jedną ręką za jego różdżkę, a drugą podtrzymując się zaraz za jego przedramię, aby nie upaść, chociaż już widział jak ziemia coraz bardziej się zbliżała. Ale nie chciał dać za wygraną, nie chciał oddać różdżki! Chciał ją zobaczyć, obejrzeć, przecież nie miał sam własnej!
- A-aaah! - wyrwało mu się, kiedy czuł jak śliski śnieg ucieka mu spod stóp i traci równowagę, coraz mocniej wszczepiając się w mężczyznę, próbując przewrócić się na niego, aby zminimalizować swój upadek.
Nic dziwnego, że próbował, może dość nieudolnie, śledzić wysokiego chłopca. Był przyzwyczajony do ciszy, do milczenia i nie wydawania zbyt wielu odgłosów, kiedy obserwował otaczający go świat - kiedy uczył się o stworzeniach i jak musi się nimi opiekować, jakie mają one zwyczaje...
Zatrzymał się za jednym z krzaków, zasłaniając własne usta, aby na pewno nie wydać żadnego podejrzanego dźwięku. Odczekał moment, odczekał kilka kroków blond mężczyzny, aby po chwili ruszyć za nim w pośpiechu.
Wyciągnął jedną rękę, chciał ją tylko dotknąć i zerknąć, żeby zobaczyć co było takiego interesującego. Jego rodzeństwo było w tym dobre, robiło to cały czas, zakradało się i wykradało, i tylko ptaki mu o tym wspominały. Sam nie miał takiej odwagi, ani umiejętności, co tym bardziej pokazało się w momencie, w którym spróbował podążać za nieznajomym.
W końcu nie mógł być niebezpieczny, skoro był gościem jego ojca... a w jaki inny sposób by mógł się dostać do Lancaster Castle jeśli nie byłby gościem?
Jeden, drugi, trzeci krok. Szybko przebierał nogami, aby nadrobić te większe kroki wykonywane przez mężczyznę z różdżką. Czuł, że jego policzki były rumiane, może miał nieco głośniejszy oddech - ale uśmiechał się również, wyciągając dłonie wpatrzony w tę różdżkę. Dostrzegał już charakterystyczne żłobienia i teksturę agaru, już wiedział jakie dokładnie było to drewno, musiał się tylko jemu bardziej przyjrzeć, tylko tego potrzebował.
Ale był tak skupiony na różdżce, że nie zauważył kiedy przyśpieszył kroku i dosłownie zadeptał wyższego mężczyznę, dość prędko łapiąc jedną ręką za jego różdżkę, a drugą podtrzymując się zaraz za jego przedramię, aby nie upaść, chociaż już widział jak ziemia coraz bardziej się zbliżała. Ale nie chciał dać za wygraną, nie chciał oddać różdżki! Chciał ją zobaczyć, obejrzeć, przecież nie miał sam własnej!
- A-aaah! - wyrwało mu się, kiedy czuł jak śliski śnieg ucieka mu spod stóp i traci równowagę, coraz mocniej wszczepiając się w mężczyznę, próbując przewrócić się na niego, aby zminimalizować swój upadek.
Nie potrafił wskazać momentu, w którym pomyślał, że mógłby być obserwowany. Zbyt skupiony na różdżce niewiele mógł właściwie zrobić, bowiem wszelkie myśli i zdolności logicznego myślenia uleciały z niego niczym ciepło z rozgrzanego pokoju przy otwartym w zimę oknie. Niby wydawało mu się, że coś słyszał, ale słuchowi — podobnie jak wzroku — nie ufał stuprocentowo. Jedynym prawdziwie silnym zmysłem, jaki posiadał, był w końcu węch. Węch, za którego ostrość nie do końca mógł nawet dziękować samemu sobie, bowiem był on efektem ubocznym klątwy likantropii, z którą zmagać się będzie do końca życia. Nawet gdyby przystanął w wydeptanych pomiędzy fałdami śniegu alejkach, spróbował pociągnąć nosem raz, drugi, trzeci, wątpił, by mógł wyczuć cudzą obecność.
Obecność, która ze względu na swe niezbyt imponujące, bo i dziecięce rozmiary, przejść mu mogła (dosłownie) koło nosa. Sytuacji nie poprawiał fakt, że jego dzisiejszy towarzysz, sam mały lord Ollivander, nie ułatwiał zadania, chowając się po krzakach i próbując zachować się jak najciszej, według własnych, dziecięcych umiejętności. Szczerze powiedziawszy, Castor nie przypuszczał nawet, że któremuś z potomków lorda Havelocka przyjdzie do głowy pomysł śledzenia go. W głowie utarły mu się bowiem obrazy dzieci podobnych lady Livii Abbot — ta, choć również była jeszcze w wieku dziecięcym, zachowywała się wyjątkowo dystyngowanie, czarując tym samym biednego Sprouta z Doliny Godryka. Spodziewał się, że młodzi szlachcice mieli postawione jakieś granice i że nienastręczanie się gościom niższego pochodzenia należało do jednych z nich.
Och, jakże się mylił.
Niemal podskoczył, gdy usłyszał przy sobie dziecięce wołanie o pomoc. Nim zdążył naprawdę odwrócić się i przyjrzeć całemu zamieszaniu, dłonie chłopca już zacisnęły się na jego różdżce, a ten biedak leciał w dół, najwyraźniej poślizgnąwszy się na śniegu.
— Na brodę Merlina i wszelkie świętości tego świata! — zakrzyknął odruchowo Castor, starając się jednocześnie nie wypalić jakiegoś poważniejszego przekleństwa. Jeszcze tego mu brakowało! Musiał jednak zadziałać impulsywnie — nie chciał wypuszczać z rąk różdżki — skąd mógł bowiem wiedzieć, co zrobi z nią ten chłopiec? Ledwo przeżył jedno łamanie rdzenia, drugiego w ciągu tego samego dnia nie da rady! Czemu uczepił się akurat jej, a nie rękawa jego płaszcza? Wtedy byłoby zdecydowanie łatwiej!
Szarpnął się więc Castor, próbując wykorzystać całą siłę zgromadzoną w jego wątłym bądź co bądź ciele. Próbował przede wszystkim utrzymać się na nogach, z ręką uniesioną na tyle wysoko, by Laurel mógł na nim zawisnąć przynajmniej przez chwilę, bez uszkodzenia różdżki.
| Rzucam na sprawność na utrzymanie się na nogach z Laurelkiem w powietrzu
Obecność, która ze względu na swe niezbyt imponujące, bo i dziecięce rozmiary, przejść mu mogła (dosłownie) koło nosa. Sytuacji nie poprawiał fakt, że jego dzisiejszy towarzysz, sam mały lord Ollivander, nie ułatwiał zadania, chowając się po krzakach i próbując zachować się jak najciszej, według własnych, dziecięcych umiejętności. Szczerze powiedziawszy, Castor nie przypuszczał nawet, że któremuś z potomków lorda Havelocka przyjdzie do głowy pomysł śledzenia go. W głowie utarły mu się bowiem obrazy dzieci podobnych lady Livii Abbot — ta, choć również była jeszcze w wieku dziecięcym, zachowywała się wyjątkowo dystyngowanie, czarując tym samym biednego Sprouta z Doliny Godryka. Spodziewał się, że młodzi szlachcice mieli postawione jakieś granice i że nienastręczanie się gościom niższego pochodzenia należało do jednych z nich.
Och, jakże się mylił.
Niemal podskoczył, gdy usłyszał przy sobie dziecięce wołanie o pomoc. Nim zdążył naprawdę odwrócić się i przyjrzeć całemu zamieszaniu, dłonie chłopca już zacisnęły się na jego różdżce, a ten biedak leciał w dół, najwyraźniej poślizgnąwszy się na śniegu.
— Na brodę Merlina i wszelkie świętości tego świata! — zakrzyknął odruchowo Castor, starając się jednocześnie nie wypalić jakiegoś poważniejszego przekleństwa. Jeszcze tego mu brakowało! Musiał jednak zadziałać impulsywnie — nie chciał wypuszczać z rąk różdżki — skąd mógł bowiem wiedzieć, co zrobi z nią ten chłopiec? Ledwo przeżył jedno łamanie rdzenia, drugiego w ciągu tego samego dnia nie da rady! Czemu uczepił się akurat jej, a nie rękawa jego płaszcza? Wtedy byłoby zdecydowanie łatwiej!
Szarpnął się więc Castor, próbując wykorzystać całą siłę zgromadzoną w jego wątłym bądź co bądź ciele. Próbował przede wszystkim utrzymać się na nogach, z ręką uniesioną na tyle wysoko, by Laurel mógł na nim zawisnąć przynajmniej przez chwilę, bez uszkodzenia różdżki.
| Rzucam na sprawność na utrzymanie się na nogach z Laurelkiem w powietrzu
Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami. |
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
❝ Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak
Zakon Feniksa
Alejki w ogrodzie
Szybka odpowiedź