Wydarzenia


Ekipa forum
Część z kuchnią
AutorWiadomość
Część z kuchnią [odnośnik]10.02.18 16:47

Część z kuchnią

Pomieszczenie służące jednocześnie za salon, kuchnię i niewielki hol, płynnie przechodzący w sypialnię. Z obdrapanych ścian sączą się ciemne zacieki, podłoga skrzypi przy najlżejszym poruszeniu, większość desek jest obluzowanych. Znajduje się tu stół, kilka krzeseł, każde z innego kompletu, drewniana skrzynia, w której Robin przechowuje swoje nieliczne ubrania oraz sporych rozmiarów aptekarska komoda, mieszcząca niezbędne ingrediencje.
Robin Hawthorne
Robin Hawthorne
Zawód : Alchemik z powołania
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I have seen the moment of my greatness flicker,
And I have seen the eternal Footman hold my coat, and snicker
And in short, I was afraid.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5744-robin-hawthorne https://www.morsmordre.net/t5766-paracelsus#136059 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f188-smiertelny-nokturn-18-13 https://www.morsmordre.net/t5765-skrytka-bankowa-nr-1417 https://www.morsmordre.net/t6217-robin-hawthorne
Re: Część z kuchnią [odnośnik]20.10.18 14:14
13 września
Trzynaście minut zostało jej na dojście, a właściwie dobiegnięcie do domu. Czekała na przesyłkę już dobry tydzień i to właśnie ten dzień miał być dniem jej dostarczenia. Nieszczególnie przeszkadzał jej długi czas oczekiwania, Cecily miała tak dobry humor, że sowa mogłaby równie dobrze przylecieć jeszcze później. Dyżur panny Hagrid przebiegł bezproblemowo, a dodatkowo miała okazję asystować swoje przełożonej przy trudniejszym przypadku, więc rzeczywiście nie miała na co narzekać. W dodatku, na dzisiejszy wieczór zaplanowały z Tang robienie jesiennego placka dyniowego, więc w skórzanej torbie Cecylii wesoło podskakiwały trzy małe dynie o soczystopomarańczowej barwie. Patrząc więc na czarownicę, każdy przechodzień wyraźnie odczuwał pozytywną energię, jaką roztaczała, a jaką sama dobrze kojarzyła z wesołych, hogwardzkich eskapad.
Dochodziła piętnasta, a więc ulice kłębiły się od ludzi wracających z zakupów, albo kończących swoją obiadową przerwę. Jednym z plusów, a zarazem minusów pracy jako ratowniczka były nieregularne godziny, w których Cecily musiała być gotowa na wezwanie. Z jednej strony oznaczało to stałe napięcie i skupienie, ale z drugiej sytuację jak ta, kiedy stosunkowo wczesnym południem mogła być już w drodze do mieszkania. Z łatwością prześlizgiwała się między kolejnymi przechodniami, górując nad innymi kobietami dzięki smukłej budowie i wysokiemu wzrostowi. Zwłaszcza ta ostatnia cecha przysparzała jej w młodości wiele problemów i rozterek, ale na szczęście z wiekiem nauczyła się doceniać fakt iż nigdy nie musi nikogo prosić o pomoc przy zdjęciu ciastek z najwyższej półki. Właśnie miała przeskoczyć wyrwę w chodniku, kiedy jednocześnie wydarzyło się kilka spraw. Po pierwsze, dziewczyna zauważyła starą fiolkę po jakiś kroplach na ziemi, a po drugie, nie zdążywszy zmienić kierunku własnych kroków, wdepnęła w nią bez grama gracji.
Usłyszała tylko cichy trzask tłuczonego szkła i nagle cały świat zakręcił się dookoła niej. Świstokliki nigdy nie należały do ulubionych środków transportu Hagrid. Nie lubiła tego mało przyjemnego uczucia ciągnięcia w okolicach pępka, a już nie do porównania z niczym było podróżowanie świstoklikiem z zaskoczenia. Silny powiew wiatru poderwał do tańca jej spódnicę, a torba zsunęła się niebezpiecznie blisko końca kościstego ramienia. Przez nacisk powietrza nie była w stanie otworzyć oczu, toteż zrobiła to dopiero w momencie upadania na drewniany stół. Cecylia poczuła, że pod naporem jej ciała coś rozkrusza się na drobne kawałki. Upadkowi towarzyszył powszechny huk łamanego mebla, toteż przedmiot znajdujący się na drodze kolizji stanowił dopiero drugoplanowy cel przypadkowego zniszczenia.
- O... Cholibka... – Wyszeptała, wreszcie odzyskując jasność postrzegani sytuacji. Dopiero wylądowawszy, zorientowała się, że przez ten cały czas wstrzymywała powietrze. Odetchnęła głęboko masując obolałe plecy i rozejrzała się po pokoju, a właściwie klitce, w jakiej się znalazła. Nie było zbyt wielu rzeczy, na których można było zawiesić oko. Pomieszczenie zaopatrzono tylko w podstawowe, konieczne do przeżycia dla mieszkańca meble, a i te lata świetności miały już dawno za sobą. Hagrid od dziecka przyzwyczajona była do skromnych warunków życia, ale to... Brakowało tutaj domowego ciepła oraz jakiegokolwiek wskazania, że właściciel czuł się tutaj istotnie jak u siebie. Zamiast tego, ascetyczny obraz pokoju informował wszystkich gości, iż ten, kto go używa traktuje spanie, jedzenie i inne tego typu czynności, jako niezbędne do przeżycia, ale nic prócz tego. Nawet niewielkie okno nie ratowało sytuacji, było bowiem brudne i zasłonięte drugiej świeżości firankami. Właśnie, okno! Może gdyby zdołała wstać, mogłaby się zorientować gdzie jest? Jeśli uda mi się wstać, bez spadania o piętro niżej, sądząc po wiekowości paneli podłogowych, istniało takie zagrożenie.


Our hearts
become hearts of flesh when we learn where the outcast weeps
Cecily Hagrid
Cecily Hagrid
Zawód : Ratownik w Czarodziejskim Pogotowiu Ratunkowym
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You have not lived today until you have done something for someone who can never repay you
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Część z kuchnią Tumblr_nv6n6eEOtY1tesu1wo2_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6548-cecily-hagrid https://www.morsmordre.net/t6560-slepohulk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f211-harley-street-1-2 https://www.morsmordre.net/t6562-skrytka-bankowa-nr-1658#167375 https://www.morsmordre.net/t6561-cecily-fallon-hagrid
Re: Część z kuchnią [odnośnik]20.11.18 22:21
Nie żałował rąk. Wyjątkowo, nie odmawiał też nikomu, kompletnie zatracając się w odbieraniu ingrediencji, warzeniu eliksirów, oddawaniu gotowych produktów i wymianie ich na złoto. Krążył między apteką a swoim mieszkaniem, nie spał prawie w ogóle - mrużył oczy tylko na chwilę, ucinając sobie krótkie drzemki przy buzujących na ogniu kociołkach. Z każdym ocknięciem zdawał się sobie coraz bardziej wycieńczony, ale fizyczne słabości nie miały wyjścia, musiały poczekać. Z uporem maniaka mieszał warząchwią leniwie bulgoczące eliksiry, komponował roślinne susze, oporządzał martwe zwierzęta, by z ich spuchniętych ciał wydobyć konkretne organy. Harówka rozgrywała się jednak tylko na etapie fizyczności, gdzie też przejawiało się zmęczenie. Im więcej roboty brał na swoje barki, tym lżej myślał. Dłonie posiadały pamięć, bez udziału innych zmysłów siekał, kroił i odmierzał poszczególne preparaty, zachowując kompletną trzeźwość myśli. Pielęgnował swój koncept: dojrzewał bardzo długo i kiedy finalnie objawił mu się w ostatecznej formie, Robin niemalże zachłysnął się ze szczęścia. Dostał swój pomysł. Wymagający dopracowania, utemperowania, zakodowania. Ubrania w sztywne reguły, zmierzenia, zawekowania w kolejnych szklistych fiolkach, przetestowania. Wykonania i właśnie wyprowadzenie idei z jajogłowego Hawthorne'a nastręczało trudności najwięcej. Z przyczyn czysto ekonomicznych, dlatego też zarywał nocki, dopieszczając swój wielki plan i po prostu robiąc pieniądze, przeznaczone wyjątkowo na coś innego, niż kolejne pęczki włosów jednorożca oraz naręcze wysuszonej kory z drzewa Wiggen. Opływał w zlecenia, wrzesień zawsze taki był. Drobni dilerzy zaczynali jak sępy krążyć wokół Hogsmeade, opychając studentom Hogwartu amortencję, eliksir euforii i podobne specyfiki - Robin po raz pierwszy przystał na ten układ z nokturnową szajką. Moralność leciała na łeb na szyję, ale ostatecznie nigdy nie identyfikował się po dobrej stronie, czując na sobie mocny ostracyzm. Czystokrwisty, ale nie tylko. Wycofanie plus napiętnowanie ze względu na inność wygnały go raz na zawsze do jego dziupli na poddaszu, gdzie było mu dobrze. Na uboczu, z dala od wścibskich spojrzeń, oceniania i oczekiwań. Sam był sobie panem, za wyjątkiem momentów, kiedy stawał za barem Mantykory, stwarzając doskonałe pozory wycofanego, nieradzącego sobie z życiem zabiedzonego chłoptasia. Wizerunek trochę zaprojektowany, trochę prawdziwy: nadal oblewały go zimne poty, kiedy rozmawiał z nieznajomym, ciągle obgryzał paznokcie, zdarzało mu się ssać kciuk, a lewe oko zbiegało gwałtownie w bok, obawiając się konfrontacji twarzą w twarz. Autystyczne tiki wychodziły na jaw, a on łatwo dawał się rozpoznać. W ten zły, nieinteresujący sposób, czyniący z niego nieszkodliwego manekina w podupadłym barze. Bystrość umysłu ukrywał za zlepionymi włosami, pomysły pęczniejące pod nieciekawą powłoką należały tylko do niego. Zakasać rękawy i do roboty, Robin nigdy nie bał się pracy, więc przekraczał swoje zwyczajowe limity, jakby chcąc sprawdzić, kiedy się zużyje. Na razie szło świetnie, produkcja wkraczała powoli w masówkę - niezmiennie doskonałej jakości - a on skrupulatnie odkładał każdą złotą monetę. Odkładał tak samo, jak i sen... który jednak musiał go zmorzyć, bo z jakiegoś dziwnego letargu wyrwał go ogłuszający brzdęk, chrzęst tłuczonego szkła, głuchy trzask łamanego drewna, a w końcu tępe uderzenie ciała zderzającego się z podłogą. Poderwał się na równe nogi, przecierając zaspane oczy i popatrując to na ziemię, zasłaną szklanymi drzazgami, to na drobną dziewczynę, która pojawiła się niewiadomoskąd. Dopiero po sekundzie zdołał połączyć fakty i zorientować się, że kryształowa masakra na podłodze to szczątki jedynej pamiątki, jaka została mu po profesorze Slughornie. Szklany puchar za najwyższe wyniki z eliksirów był jego dumą i wyłącznym bibelotem, pierwszym i ostatnim przedmiotem nieposiadającym funkcji użytkowej, jaki znajdował się w jego mieszkaniu. Wgapiając się w ostre odłamki gwałtownie poczerwieniał, po czym podniósł wzrok na drobną i wyraźnie zmieszaną dziewczynę.
-Widzi co narobiła? Won - warknął krótko, odpychająco, wykonując jednoznaczny gest dłonią. Nie potrzebował tu intruza, tym bardziej w postaci wszędobylskiej, acz nieco niezgrabnej dziewczyny.
Robin Hawthorne
Robin Hawthorne
Zawód : Alchemik z powołania
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I have seen the moment of my greatness flicker,
And I have seen the eternal Footman hold my coat, and snicker
And in short, I was afraid.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5744-robin-hawthorne https://www.morsmordre.net/t5766-paracelsus#136059 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f188-smiertelny-nokturn-18-13 https://www.morsmordre.net/t5765-skrytka-bankowa-nr-1417 https://www.morsmordre.net/t6217-robin-hawthorne
Część z kuchnią
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach