Wydarzenia


Ekipa forum
Weranda i ogród
AutorWiadomość
Weranda i ogród [odnośnik]23.02.18 17:57

Weranda i ogród

Od frontu do domu przylega nieduża, zadaszona weranda; z bielonego drewna, tak jak pozostała część budynku. Z daszku zwisają doniczki z kwiatami i paprociami, zaś pod ścianą stoi kilka wygodnych, wyściełanych poduszkami foteli.
Jeden z nich zawsze jest ubłocony, bo zazwyczaj drzemie w nim pies należący do sióstr Desmond - ledwie się tam mieści, to wilczarz irlandzki, lecz bynajmniej mu to nie przeszkadza. Schodki w dół prowadzą ku niewielkiemu ogrodowi, gdzie brakuje kwiatów, lecz zdobią go kwitnące wiosną bzy i magnolie. Po przejściu kilkudziesięciu metrów połaci miękkiego trawnika, wkracza się na piaszczystą plażę morskiego wybrzeża.
Na jednej z gałęzi wysokiej, potężnej lipy zamontowano ławkę, gdzie spokojnie mieszczą się dwie osoby.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Weranda i ogród Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Weranda i ogród [odnośnik]19.03.18 11:07
29 maj


Morze tego dnia tak spokojnie. Fale o białych, spienionych brzegach leniwie rozbijały się o piaszczyste wybrzeże, nawet krzyki mew były jakieś bardziej senne, jakby i im udzielił się nastrój leniwego, niemal letniego popołudnia. Ostatnie kilka dni było tak upalne i słoneczne, niespodziewanie wręcz ciepłe i przyjemne, pozornie zwiastując nadchodzące lato - lecz cóż, nic bardziej mylnego. Za kilka już dni miał spaść śnieg, dobrze więc, że podczas tych ciepłych dni Max miała więcej czasu wolnego i mogła nacieszyć się słońcem, od którego na nosie zdążyło jej już wyskoczyć kilka piegów. Leopoldina była z tegoż powodu o wiele mniej zadowolona przez bycie zmuszoną do latania wte i wewte z listami do przyjaciół, za którymi jej właścicielka zdążyła się mocno stęsknić. Desmond miała jedynie nadzieję, że to wredne ptaszysko nie śmiało nikogo po dłoniach złośliwie podziobać - inaczej będzie zmuszona w końcu ugotować z niej rosół. Jean na pewno się nie zorientuje, że bulion smakuje nieco inaczej, niż zwykle. Drób to przecież drób, prawda?
Słodki zapach bzów upajał, otulał siedzące na werandzie Max i Margaux, koił, przywodził na myśl piękniejsze wspomnienia, odwodził od myśli o tym, co działo się poza domem sióstr Desmond położonym nad brzegiem morza. Szum morza w oddali doskonale komponował się z płynącą ze gramofonu muzyką: money, honey, if you want to get along with me, śpiewał im Elvis Presley.
Max siedziała po turecku w głębokim fotelu wyściełanym grubymi poduszkami, łokcie miała oparte o stolik na którym leżała plansza do gry w gargulki. Powróciwszy ze spaceru wybrzeżem Max nie pozwoliła pannie Vance uciec tak prędko, namawiając ją na partyjkę tejże wspaniałej i jakże emocjonującej gry. Przyniosła im także dzbanek zimnej, słodkiej lemoniady.
-A niech to psidwak kopnie - warknęła, kiedy przez własną złą taktykę kulka Margaux opluła ją cuchnącą substancją, która wywołała u niej niemal odruch wymiotny. Wytarła ubabrany w niej obojczyk ścierkę -Ostatnio nie mogę się skupić - powiedziała, próbując się jednako usprawiedliwić -Wszystko to co się dzieje wyprowadza mnie z równowagi - ciągnęła dalej, niedbałym gestem wskazując na ogród, co miało najpewniej oznaczać generalnie cały świat.



That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?

Maxine Desmond
Maxine Desmond
Zawód : Szukająca Harpii z Holyhead
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna

she's mad, but she's magic
there's no lie
in her fire

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
mad max
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5560-maxine-desmond https://www.morsmordre.net/t5599-leopoldina#130569 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f103-swansea-st-helen-avenue-7 https://www.morsmordre.net/t5601-skrytka-bankowa-nr-1376#130573 https://www.morsmordre.net/t5600-maxine-desmond#130571
Re: Weranda i ogród [odnośnik]23.03.18 20:02
Odzwyczaiła się już od widoku jaśniejącego na niebie słońca, od grzejących skórę promieni, od jasności, zalewającej wszystko dookoła; świat, pozbawiony wszechobecnej mgły, nieschowany za kurtyną deszczu i niepogrążony w głębokim cieniu kłębiących się nad ulicami chmur, wydawał się prawie surrealistyczny – siedząc na bielonej werandzie i słuchając szumu fal, rozbijających się łagodnie o brzeg, czuła się jak we śnie: jednym z tych lekkich i pięknych, które miewała zanim jeszcze jej rzeczywistość pogrążyła się w stałym poczuciu zagrożenia. Okolica, w której mieszkała Maxine, okazywała się naprawdę urokliwa i przerażająco łatwo było udawać, że nie znajdowały się wcale w targanej wojną Wielkiej Brytanii, a w dalekim Lorient – tym, które pamiętała z dzieciństwa. O prawdzie przypominały jej drobiazgi; delikatny pierścionek na palcu, niebieskie żyły, prześwitujące przez zbyt bladą skórę, maleńka zmarszczka, tkwiąca pomiędzy brwiami siedzącej po turecku czarownicy, za której pojawienie się tylko częściowo można było winić cuchnącą, kleistą substancję.
Nie roześmiała się na ten widok, tylko odrobinę zmuszając kąciki ust do drgnięcia, choć i tak niewiele w tym geście było rozbawienia. Miała wrażenie, że nie potrafiła już śmiać się beztrosko, nawet w otoczeniu zieleniącego się ogrodu, mimo że nie wiedziała, w którym dokładnie momencie dotknęła ją ta zmiana. W jakiś sposób czuła się chora, ale nie potrafiła uchwycić niezdrowych symptomów; były ulotne i zwinne, tak samo, jak śledzące ją duchy, możliwe do dostrzeżenia jedynie kątem oka i znikające, gdy odwracała głowę. A jednak obecne, przyciągające ją w stronę ziemi, przypominające o utracie i barwiące słodką, orzeźwiającą lemoniadę dziwną, wyczuwalną na języku cierpkością. Może po prostu za dużo pracowała, biorąc na siebie postawienie całego pogotowia na nogi, nie zauważając, że próbowała wypełnić w ten sposób nieskończoną pustkę, ziejącą w jej sercu w miejscu, które zajęte było kiedyś niepodzielnie przez niego. – Ciebie i mnie też – odpowiedziała łagodnie, biorąc do ręki gargulkową kulkę i ważąc ją przez moment w dłoni. Było coś niewytłumaczalnie niewłaściwego w toczeniu błahej partyjki, podczas gdy wszystko dookoła rozpadało się na drobne fragmenty, ale jednocześnie czuła się dobrze, z trudem akceptując, że nie mogła walczyć przez cały czas.
Zawahała się na moment, przez kilka sekund siłując się z własnymi myślami, które powracały do niej już od jakiegoś czasu, zazwyczaj niemal natychmiast oddalane i zamykane za szczelnymi drzwiami. Od czasu śmierci Dorei i Charlusa była znacznie ostrożniejsza, jeżeli chodziło o Zakon, odruchowo wzbraniając się przed wciąganiem w jego szeregi nowych członków. Nie chciała być tą, która wnosiła śmierć i zgubę w cudze progi, a oaza bezpieczeństwa, jaką Max zbudowała dla siebie i siostry, tym bardziej ją o tym przekonywała. Ale coś w głosie kobiety mówiło jej, że ten spokój był jedynie pozorny. – Zdaje się, że ktoś powinien już zacząć coś z tym robić – zauważyła, choć zabrzmiało to bardziej jak pytanie; rzuciła kulkę na planszę – upadła daleko, daleko od miejsca, w którym powinna, ale Margaux zdawała się tego nie zauważać, balansując na cienkiej krawędzi, z której istnienia sama nie zdawała sobie sprawy, czekając milcząco na odpowiedź Max, nieświadoma, że spostrzegawcza szukająca najprawdopodobniej była w stanie dostrzec jej nieszczerość z równą skutecznością, co trzepoczącego skrzydełkami, złotego znicza.


sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last

and tomorrow will be kinder


Margaux Vance
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna

all those layers
of silence
upon silence

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1789-margaux-vance https://www.morsmordre.net/t1809-parapet-margie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f192-st-james-s-street-13-8 https://www.morsmordre.net/t4449-skrytka-bankowa-nr-479#95033 https://www.morsmordre.net/t1817-margaux-vance
Re: Weranda i ogród [odnośnik]25.03.18 17:06
W takim miejscu jak to można było zapomnieć o reszcie świat tak, jakby wcale nie istniał, a wszystko koncentrowało się jedynie na szumie fal, krzykach mew i upajającej woni bzów. Pięknie tu miały, Maxine najchętniej pochwaliłaby się tym domem całemu światu, lecz straciłby wówczas swój status ich osobistego azylu, a uwiła to gniazdo z najwyższym trudem i pracując ponad siły, by było bezpieczne. Odkąd tylko opuściła mury Hogwartu rzuciła się w wir pracy, całe dnie i noce spędzała w Dziurawym Kotle, a w międzyczasie biegała trenować na miotle i wszelkie rekrutacje do drużyn. W tamtym czasie spała niewiele, a kawę zawsze piła zimną, bo nie miała czasu wypić jej zanim ostygnie. Obiecała jednak. Przed laty obiecała Jean, że będą miały wreszcie swój kąt jedynie dla siebie, miejsce, gdzie nikt, ani nic im nie zagrozi. Miejsce, gdzie będą mogły być sobą i nikt nimi nie wzgardzi. Setki godzin spędzone w barze i na boisku w końcu przyniosły efekty, a one pieniądze - dzięki którym siedziała z Margaux na werandzie domu z bielonych desek, położonego na cichych obrzeżach Swansea, tuz przy wybrzeżu. Ich oaza spokoju, chciałoby się rzec świątynia, lecz Maxine wzdrygała się na samą myśl o kościołach. Dzięki nałożonym na dom i ogród zaklęciom ochronnym nie mieli tu wstępu ani obcy, ani wścibscy reporterzy, którzy w pewnym momencie zaczęli ganiać za Maxine.
Dom sióstr Desmond nie był jednak tak bezpieczny jak im się wydawało. Magiczne anomalie go nie ominęły, a choć burza w nocy pierwszego maja żadnej z nich brutalnie nie wyrwała z łóżka, to odczuwały boleśnie skutki zaburzeń. Czy mogły osłabić zaklęcia ochronne, które oddzielały je od świata zewnętrznego? Max nie znała się na teorii magii, lecz nie trzeba było być tytanem intelektu, by domyślić się, że owszem. Myśl ta przyprawiała ją o dreszcze. Nie chodziło o reporterów, nie o fanów, którzy mieli obsesję na punkcie ulubionej drużyny quidditcha, z nimi wszystkimi dałaby sobie radę... Nie, o koszmary przyprawiały ją wizje czarnoksiężników i zwolenników idei czystej krwi, którym zawadzał sam fakt jej istnienia tylko dlatego, że urodziła się i wychowała wśród mugoli. Przez to wszystko, morderstwo szefa biura aurorów na Nokturnie, o którym pisano kilka tygodni temu w Proroku Codziennym, Policję Antymugolską - nie mogła spać spokojnie. Czuła się jeszcze bardziej sfrustrowana i bezsilna.
- Nie myślałaś nigdy o powrocie do Francji? Czy tam nie jest bezpieczniej? - spytała Max, nie bez powodu, bo w ostatnich tygodniach zaczęła rozważać spakowanie walizek, wzięcie Jean pod pachę i wyjazd na koniec świata, gdzie żaden czarnoksiężnik ich nie znajdzie. Ale czy na pewno? Ucieczka byłby aktem poddaństwa.
- No właśnie - przytaknęła gorliwie Max, śledząc ruch kulki Margaux, którą zaraz strąciła z planszy i uśmiechnęła się lekko na swój mały sukces. Uniosła spojrzenie na blondynkę i coś w wyrazie jej twarzy, coś nieszczerego i unikającego, nakazało Max przypatrzeć się jej uważniej. - Myślisz, że ktoś coś zrobi?



That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?

Maxine Desmond
Maxine Desmond
Zawód : Szukająca Harpii z Holyhead
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna

she's mad, but she's magic
there's no lie
in her fire

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
mad max
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5560-maxine-desmond https://www.morsmordre.net/t5599-leopoldina#130569 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f103-swansea-st-helen-avenue-7 https://www.morsmordre.net/t5601-skrytka-bankowa-nr-1376#130573 https://www.morsmordre.net/t5600-maxine-desmond#130571
Re: Weranda i ogród [odnośnik]29.03.18 15:16
Od samego początku – odkąd tylko jej stopy przekroczyły bezpieczny próg domu sióstr Desmond – przekonywała samą siebie, że pojawiła się tutaj bez ukrytych motywów. Nawet biorąc pod uwagę, że ostatnio niezwykle rzadko zdarzało jej się odwiedzać kogokolwiek, że niemal cały maj spędziła zamykając samą siebie w czterech ścianach mieszkania, albo uciekając w wir niekończącej się pracy; krucha iluzja normalności pozwalała jej oddychać swobodniej, odciągała na moment tę cierpką, ostrą wątpliwość, czy aby na pewno była dobrym człowiekiem – czy nie zamieniła się już w jedną z tych, którzy poza wojną nie widzieli niczego innego? Łapała się więc tych kruchych fragmentów, kłamstw, które wymyśliła sama dla siebie, wplatając przesadną szczerość w uśmiechy i pewność w stawiane na piasku kroki, ale nie mogła udawać w nieskończoność, i coś w słowach Maxine – może ta gniewna nuta, albo zakopana głęboko bezsilność, którą rozpoznała tylko dlatego, że i ją samą zjadała od środka – sprawiło, że iluzoryczna fasada popękała, odsłaniając wszystko to, co Margaux tak bardzo starała się schować.
Raczej nie powinno jej to dziwić, i nie dziwiło; pozwoliła, by ciche westchnięcie kapitulacji umknęło spomiędzy jej warg, zanim ponownie się odezwała, podnosząc spojrzenie znad planszy i zawieszając je gdzieś poza ogrodem, poza kwiatami i zielenią, poza morskim brzegiem. – Jest. I myślałam – przyznała, czując to samo ukłucie wstydu, które pojawiało się zawsze, gdy na wierzch wychodziło jej tchórzostwo. Momenty, w których pozwalała strachowi na zwycięstwo, były krótkie, ulotne, ale zawsze pozostawiały po sobie to samo gorzkie uczucie, nawiedzające ją później przez kolejne dni; nie lubiła być egoistką i fakt, że rzeczywistość była na tyle okrutna, żeby pokazać jej tę najgorszą, schowaną starannie wersję jej samej, wywoływał w niej czasami obcy, nieukierunkowany gniew. – Wyjeżdżam tam za kilka dni, na chwilę. Muszę zabrać rodziców z Anglii, z daleka od anomalii. – To nie była ich wojna; nie mieli różdżek, magii ochronnej ani podstawowej wiedzy o magicznym świecie, która pozwoliłaby im na zrozumienie wszystkiego, co działo się dookoła nich. Być może ucieczka do Francji była pójściem na łatwiznę, ale Margaux nie czuła się wystarczająco na siłach, żeby podjąć się prób ochronienia osób jej najbliższych przed nimi samymi; oni z kolei nie zasługiwali na konieczność uczenia się tych trudnych kroków, na zmaganie z niezrozumiałymi czarami, rozrywającymi ich niemagiczne ciała od środka. – Ale wrócę. Muszę – dodała, z jakąś nową, stalową pewnością, której źródła nie potrafiłaby jednoznacznie wskazać.
Odwróciła się z powrotem w stronę Max, obserwując przez moment, jak jej kulka, z łatwością strącona z planszy, upada na ziemię. Ściągnęła lekko jasne brwi, musiała postarać się bardziej; kolejny ruch należał teraz do niej. Odnalazła spojrzeniem modre, śledzące ją uważnie oczy, mając wrażenie, że prześwietlały ją na wylot. Nie umknęło jej, które słowa jej towarzyszka zdecydowała się mocniej podkreślić. – A co, jeśli bym ci powiedziała – zaczęła, biorąc w dłonie kolejną kulkę – że ktoś już próbuje? – zapytała, świadomie przekraczając granicę, zza której nie było już powrotu. Wykonała mało wprawny ruch nadgarstkiem, ale jej gargulka tym razem upadła bliżej środka planszy, tuż obok zielonej, największej kulki.


sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last

and tomorrow will be kinder


Margaux Vance
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna

all those layers
of silence
upon silence

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1789-margaux-vance https://www.morsmordre.net/t1809-parapet-margie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f192-st-james-s-street-13-8 https://www.morsmordre.net/t4449-skrytka-bankowa-nr-479#95033 https://www.morsmordre.net/t1817-margaux-vance
Re: Weranda i ogród [odnośnik]06.04.18 17:36
Idyllyczny spokój w domu przy St. Helen Avenue w Swansea był jedynie pozorny. Ile czasu może zająć nałożonych nań zaklęć ochronnych? Może dłużej niż przypuszczała, swój udział w nich miała Jean, od zawsze w dziedzinie obrony przed czarną magią bardzo utalentowana, bez problemu przyjęto ją na kurs aurorski, lecz wciąż - była na początku drogi, chwilowo trwała w miejscu, zaklęcia mogły być silniejsze niż przewidywano, lecz nie do złamania. Nie dla ludzi, którzy szykowali się do walki. Maxine czytała gazety. Wiedziala ci przed kilkoma tygodniami miało miejsce w Wywernie, gdzie czarnoksiężnik z łatwością zamordował Jordana Rogersa, szefa Biura Autorów - skoro taki czarodziej, człowiek, który powinien stanowić dla czarnej magii tarczę nie do złamania, został pokonany, to kto mógł być bezpieczny? Oczywiście, nie sądziła, by ten sam czarnoksiężnik zjawił się u jej progu, lecz czy mógł być sam? Mieli rok 1956, świat szedł do przodu, a mimo to nie brakowało wciąż fascynatów czarnej magii i zwolenników ideologii czystej krwi, a Maxine sama wystawiała się na świecznik. Powinna była pozostać anonimowa, zwykłą, przeciętną twarzą w tłumie; mogłaby pracować w sklepie miotlarskim, anonimowo, kłamiąc na temat własnej czystości krwi, by stworzyć iluzję bezpieczeństwa dla siebie i Jean, ale nie - przez chora ambicję musiała wspiąć się na szczyt, sprawić by jej nazwisko było znane w świecie fanów quidditcha, a ich nie brakowało, a twarz regularnie pojawiała siebie i siostrę nieszczęścia; zawsze zadzierała trochę nosa, choć i bez tego był wystarczająco zadarty. Nieustannie toczyła wewnętrzną walkę ze sobą, nie wiedząc czy powinna podię na łamach Czarownicy. Była znana, rozpoznawalna, a ponadto nigdy nie wstydziła się własnej krwi. Czasami dopadały ją wątpliwości czy przez własną dumę i upartość nie ściągnie na nich nieszczęścia? Czy nie powinna była skulić ogon i dać za wygraną, lecz zachować siebie i Jean przy życiu? Wciąż tego nie zrobiła, bo nie potrafiła przegrywać, nigdy się nie poddawała. W mediach śmiało opowiadała się za tolerancją dla mugolaków, lecz poza głoszeniem takich haseł niewiele mogła zrobić mając przeciwko sobie Ministerstwo Magii. Kiedy policja antymugolska zacznie jej szukać? Albo co gorsza Jean?
Pragnęła pozostać w rodzinnej Walii, tu było jej miejsce.
- To dobrze. Odpocznij chociaż chwilę. Odetchnij - odpowiedziała, czując ukłucie zazdrości. Najchętniej także wyrwałaby się stąd na jakiś czas. Dotknęła świstoklika i zniknęła na kilka tygodni, zaszyła się z siostrą w bezpiecznym miejscu, lecz co by to zmieniło? Słowa Margaux o rodzinach sprawiły, że na twarzy Desmond pojawił się dziwny wyraz.
Czy i ona nie powinna była zadbać o rodziców jej i Jean? Czy nie powinna spróbować zapewnić im namiastki bezpieczeństwa? Byli mugolami, a ponadto rolnikami, nie mieli pojęcia jak się bronić, a pomocy i lekarstwa na wszelkie problemy szukali w kościele, na klęczkach, składając do nieba żarliwe modły. Przygryzła wargę i spojrzała gdzieś w bok, przyglądając się kwitnącym bzom; z jednej strony czuła, że to jej obowiązek - a z drugiej wiedziała, że rodzice nie chcą mieć z nią nic wspólnego. A tego nie potrafiła im wybaczyć.
- Dlaczego musisz? Co cię tu trzyma? - zagadnęła nagle, wracając bystrym wzrokiem do pięknej twarzy Francuzki. Jaki miała powody, by zostać w Anglii, która pogrążała się w wojnie? Podskórnie czuła już, że coś się szykuje, widziała to w oczach Margaux; poprawiła się na krześle. - To nie wypuściłabym cię stąd, dopóki wszystkiego byś mi nie powiedziała - odparła bez zawahania, poważniejąc nagle. - Możesz mi ufać - zapewniła Vance, tracąc nagle zainteresowanie grą w gargulki.
Czy naprawdę, Margaux...? Czy jest jakaś nadzieja?



That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?

Maxine Desmond
Maxine Desmond
Zawód : Szukająca Harpii z Holyhead
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna

she's mad, but she's magic
there's no lie
in her fire

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
mad max
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5560-maxine-desmond https://www.morsmordre.net/t5599-leopoldina#130569 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f103-swansea-st-helen-avenue-7 https://www.morsmordre.net/t5601-skrytka-bankowa-nr-1376#130573 https://www.morsmordre.net/t5600-maxine-desmond#130571
Re: Weranda i ogród [odnośnik]07.04.18 20:55
Nie mogła się nie uśmiechnąć, słysząc słowa Maxine. W jakiś sposób wątpiła, by gdziekolwiek – nawet w pozornie bezpiecznej, oddalonej od wojennej zawieruchy Francji – była w stanie odpocząć. Od jakiegoś czasu miała wrażenie, że chaos nie tylko ją otaczał, ale również kotłował się gdzieś w środku, nie pozwalając jej swobodnie oddychać w ciągu dnia, ani spokojnie śnić w nocy. Zmiana być może nie była na tyle drastyczna, by zaalarmować kogokolwiek, poza nią samą, ale istniała – i nie wydawało jej się, by ucieczka miała w magiczny sposób naprawić wszystkie zniszczenia. Nie była już sobą, Margaux, która pojawiła się w Londynie zaraz po ukończeniu Beauxbatons, umarła już dziesiątki razy, najpierw razem z Muminkiem, później z Robertem, Potterami, panią Tonks; rozsypała się na nierówne kawałki w Kruczej Wieży, przesiąkła zapachem śmierci; czasami wydawało jej się, że gdyby zamknęła oczy, znów by się tam znalazła: na uginających się, kościanych schodach, albo tuż obok przypominającej ludzką tkankę ściany, albo w paskudnej, wypełnionej inferiusami wodzie. Zastanawiała się, czy to wrażenie kiedyś przeminie, czy już zawsze będzie czuła się tak samo skażona i brudna, wnosząc niepokój wszędzie, gdzie tylko się pojawi.
Zatrzymała spojrzenie na twarzy siedzącej naprzeciwko kobiety, w jakiś sposób wiedząc, że jej uwaga całkowicie opuściła już rozłożoną na stole planszę. Nie potrzebowała od niej zapewnień – ufała jej, a przynajmniej nie miała najmniejszej wątpliwości co do tego, po której stronie leżało jej serce. Ona również była mugolaczką i to, że udało jej się uniknąć ministerialnych przesłuchań, niczego tak naprawdę nie zmieniało. Chociaż na co dzień nosiła głowę wysoko, ryzykując i wystawiając się na widok całego czarodziejskiego świata, to w jej gestach i spojrzeniu kryła się dokładnie ta sama bezsilność i frustracja, która popchnęła Margaux najpierw w szeregi oddziałów ratunkowych, a później Zakonu Feniksa. Potrzeba otoczenia ochroną najbliższych, dotkniętych najpaskudniejszym rodzajem niesprawiedliwości. – Powinnam powiedzieć: praca, ale byłoby to kłamstwo – odpowiedziała w końcu, w myślach podejmując decyzję, która tak naprawdę została podjęta już dawno. Nie miała prawa odbierać Max możliwości podjęcia walki o przyszłość swoją i swojej rodziny – nawet jeżeli miałaby z tego powodu poczuć się lepiej.
Odłożyła ostrożnie nierzuconą kulkę na blat, tuż obok krawędzi planszy i oparła się lekko palcami o stół; mówiła o Zakonie już niejednokrotnie, najpierw Duncanowi, później Sophii, ale nie sprawiło to wcale, że było jej łatwiej ubrać prawdę we właściwe słowa. – Ufam – przytaknęła, kiwając głową. – Dlatego uważam, że powinnaś wiedzieć, że istnieje tajna organizacja – Zakon Feniksa – której założenie zlecił jeszcze Albus Dumbledore, przewidując, że będzie… Że będziemy potrzebni. – Jej palce powędrowały do srebrnej obrączki bezwiednie, nieświadomie obracając nią dookoła – jakby to właśnie dam zdecydowała się poszukać siły. – Na początku skupialiśmy się głównie na powstrzymaniu Grindelwalda, ale to nie nasz jedyny przeciwnik. W potęgę rośnie nowa, trzecia siła, gromadząca się wokół czarnoksiężnika, którego nazywają Czarnym Panem. Giną mugole, giną czarodzieje mugolskiego pochodzenia. Ministerstwo… Wiesz, że nie możemy liczyć na Ministerstwo. – Nie chciała, żeby w jej głos wkradła się gorycz, ale i tak zadrgała między sylabami; ona również pracowała w rządowych murach – czy to czyniło ją współodpowiedzialną? – W każdym razie, staramy się ich powstrzymać. Mamy pomoc, ale wciąż jest nas zbyt niewielu, zwłaszcza, że część… Że niektórzy już poświęcili tyle, ile mogli. – Wyprostowała się, odruchowo, nabierając w płuca czystego, wypełnionego zapachem kwiatów powietrza. – Max, nie chcę cię do niczego namawiać, niszczyć tego – zatoczyła ręką koło, nie wskazując na nic konkretnego, a jednocześnie wskazując na wszystko, co ich otaczało – ale odniosłam wrażenie, że to jest walka, do której mogłabyś chcieć dołączyć. Jeżeli mylne, nie bój się powiedzieć – dodała, odrywając wreszcie wzrok od twarzy kobiety; nie chciała, by czuła jakąkolwiek presję z jej strony.


sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last

and tomorrow will be kinder


Margaux Vance
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna

all those layers
of silence
upon silence

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1789-margaux-vance https://www.morsmordre.net/t1809-parapet-margie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f192-st-james-s-street-13-8 https://www.morsmordre.net/t4449-skrytka-bankowa-nr-479#95033 https://www.morsmordre.net/t1817-margaux-vance
Re: Weranda i ogród [odnośnik]08.04.18 19:45
Wysłuchała opowieści Margaux w milczeniu. W pewnym momencie zapadła się w głębiej w fotel, poczuła się tak zdziwiona, ze opadły jej ręce i lekko rozchyliła usta - cóż, tego zdecydowanie się nie spodziewała. Nie odrywała spojrzenia od twarzy przyjaciółki, chłonęła uważnie każde słowo.
Zakon Feniksa, Albus Dumbledore, Czarny Pan, Grindelwald, wojna.
Wojna, wojna, wojna, wojna,
te słowa boleśnie obijały się o czaszkę.
- Och... - wydusiła z siebie w końcu, wtrącając to gdzieś pomiędzy słowa Margaux, by nie myślała, że jej nie słucha. - A więc to tak... - mruknęła, chyba bardziej do siebie, niż do Vance. - Myślisz, że... myślisz, że to była sprawka tego no, Czarnego Pana, to na Nokturnie miesiąc temu? - zapytała niepewnie po dłuższej chwili ciężkiej ciszy; prasa nie mówiła nic o Grindelwaldzie, a Margaux sama powiedziała, że pojawiła się trzecia siła - wciąż przeciwko światu, przeciwko ludzkości, człowieczeństwu. W głowie Desmond pojawiło się tak wiele pytań, myśli pędziły we wszystkich kierunkach, w zastraszającym tempie rozwijały się wątpliwości i teorie spiskowe, bardziej lub mniej; nie wiedziała od czego powinna zacząć, o co powinna była pytać. Czuła się zdezorientowana, zszokowana, wrzucona na głęboką wodę. Nie spodziewała się wyjawienia takiej tajemnicy, od samego początku podejrzewała, że Margaux ma coś przed nią do ukrycia, widziała to w jej smutnych oczach, lecz nie sądziła, że... To może mieć aż tak wielką skalę.
- Przestań - odpowiedziała od razu - nie ma czego tu niszczy. To tylko pozory. Ileż im czasu zajmie przełamanie zaklęć? Ani ja, ani Jean nie dałybyśmy rady bronić się długo - z trudem przełknęła ślinę, nagle zaschło jej w gardle. Prawda o ich słabości była bolesna, doskwierała jak ostry kamień w bucie, lecz należało spojrzeć jej prosto w twarz - i pogodzić się z nią. - Nie mogę na to pozwolić - dziwnie twarda nuta wkradła się do głosu Max, twarz stężała, w oczach pojawiło się zdeterminowanie. Nie pozwoli odebrać sobie i Jean tego, na co ciężko pracowała. Na co obie pracowały. Na co zasłużyły, po wszystkich latach cierpień, które je spotkały. Nie podda się bez walki, bez choćby próby ocalenia tego, co miały. - Odniosłaś dobre wrażenie, Margaux. To nie jest walka, do której ktokolwiek mógłby chcieć dołączyć, czuję, że muszę to zrobić. Dla siebie, dla Jean, dla nas.
Nie chciała dłużej biernie patrzeć jak ten świat rozpada się na okruchy, a wraz z nim ten mugolski. Czasami czuła, że nie należy do żadnego z nich - bo oba odrzuciły ją samą. Wzgardzili nią rodzice, sąsiedzi, rodzina. Wzgardziła szkoła i część czarodziejskiego społeczeństwa. Nie wiedziała jeszcze, gdzie było jej miejsce - lecz miała zamiar je odnaleźć. Gdzieś było, na pewno było, nie pozwoli mu obrócić się w proch, zanim je odnajdzie.
- Chcę dołączyć. Chcę być częścią... Zakonu Feniksa, tak? Chcę pomóc.
Wciąż nie zdawała sobie sprawy z tego, w co się pakuje, do jakiej wojny dołącza. Z tego na co się pisze. Tego bajkowego popołudnia wkroczyła na ścieżkę, z której miało nie być już odwrotu. Czy tego jednak chciała, czy nie - już była częścią tej wojny, przez sam fakt urodzenia w mugolskiej rodziny, zresztą - czy wojna omija kogokolwiek? Dostała jednak wybór, czy będzie walczyć, czy przyjmie swój los jak pokorna owca.
Max walczyła do końca - zawsze.
- Opowiedz mi więcej. Wszystko - poprosiła Max, zastanawiając się w myślach, czy postępuje słusznie - serce podpowiadał, że owszem. Rozum podsuwał czarne myśli, że ściąga na Jean dodatkowe niebezpieczeństwo. - Wszystko, co możesz - poprawiła się, biorąc w dłoń szklankę z lemoniadą - nagle strasznie zaschło jej w gardle.



That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?

Maxine Desmond
Maxine Desmond
Zawód : Szukająca Harpii z Holyhead
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna

she's mad, but she's magic
there's no lie
in her fire

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
mad max
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5560-maxine-desmond https://www.morsmordre.net/t5599-leopoldina#130569 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f103-swansea-st-helen-avenue-7 https://www.morsmordre.net/t5601-skrytka-bankowa-nr-1376#130573 https://www.morsmordre.net/t5600-maxine-desmond#130571
Re: Weranda i ogród [odnośnik]01.05.18 15:02
Każde kolejne wypowiadane przez nią słowo, zdawało się ściągać z jej ramion część tkwiącego tam ciężaru, i Margaux nie mogła nic poradzić na to, że w pewien sposób czuła się winna – że po raz kolejny dzieliła się odpowiedzialnością z ludźmi, na których jej zależało, wciągając ich w tę samą walkę, która od tygodni – jeżeli nie miesięcy – skutecznie odbierała jej prawo do spokojnego przesypiania nocy. Tłumaczyła sobie co prawda, że Duncan, Sophia i Max, że wszyscy, których własnoręcznie zaprosiła w szeregi Zakonu, i tak nie uniknęliby wojny – bo minął już czas, gdy łudziła się, że było to możliwe – ale ta świadomość nie zawsze pomagała, przyćmiewana irracjonalnym poczuciem winy, które w pewnym momencie stało się już jej nieodłącznym towarzyszem. Nieważne, co mówiła Maxine, nieistotne, że jej zapewnienia miały w sobie więcej niż ziarno prawdy; niekończące się a co, jeśli i tak tłoczyły się w jej głowie, dopraszając się o uwagę, na której rozproszenie nie mogła sobie pozwolić.
Widziała zmiany rozgrywające się na twarzy przyjaciółki, ale nie potrzebowała wcale szukać odpowiedzi w parze modrych oczu, żeby wiedzieć, jak będzie brzmiała; nie zdziwiła się więc, gdy szukająca Harpii się odezwała, kiwając tylko sztywno głową w reakcji na zawieszone w powietrzu pytanie. Jej dłonie odnalazły chłodną szklankę z lemoniadą, a palce zacisnęły się na niej odrobinę zbyt mocno, ale wcale nie podniosła naczynia do ust, szukając raczej skrawków rzeczywistości, niż orzeźwienia. Zupełnie jakby trzymanie się wypełnionego słodkim napojem szkła mogło pomóc jej w dalszym udawaniu, że wciąż były tylko dobrymi znajomymi, zabijającymi czas nad grą w gargulki. Wiedziała, że nie mogło – i nie powinno, tkwienie w iluzji działało jedynie na jej niekorzyść.
Zawsze mogłybyście wyjechać. Gdzieś daleko, uciec od tego wszystkiego – powiedziała, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę, że wcale nie było to takie proste; że Maxine, podobnie jak ona sama, pracowała zbyt ciężko na zbudowanie domu dla siebie i swoich bliskich, żeby pozwolić go sobie najzwyczajniej w świecie odebrać; że poczucie porażki i duszącej niesprawiedliwości zdławiłoby ją od środka, gdyby tylko sobie na to pozwoliła. – Ale rozumiem. I… cieszę się, że to twoja decyzja. Nie żebym chociaż przez chwilę w nią wątpiła – dodała po chwili, tym razem pozwalając sobie na lekki, podszyty cichym smutkiem uśmiech. Odchyliła się do tyłu, odprężając tylko nieznacznie, ale wystarczająco, by zniknęła część kryjącego się w szczupłych ramionach napięcia. Później, zgodnie z prośbą, opowiedziała jej wszystko – o początkach Zakonu, które znała tylko z opowieści, o Nocy Feniksa, o piórach i pierścieniach, o wznoszącej się z gruzów kwaterze, o Bathildzie Bagshot, Gwardii i Jednostce, o dotychczasowych misjach, o krwawej w skutkach odsieczy i o tym, jak mozolnie starali się naprawiać szarpaną anomaliami magię. Chociaż wciąż nie było jej łatwo, wspomniała też o przyjaciołach, których stracili – i to był pierwszy raz, kiedy musiała przerwać, dając sobie chwilę na oddech i upijając odrobinę lemoniady ze szklanki. Słodycz napoju nie wyparła całej kryjącej się między głoskami goryczy.
Oderwała spojrzenie od morskiego brzegu, gdzie od jakiegoś czasu je zawieszała, odnajdując jakiś nieokreślony rodzaj spokoju w widoku cofającej się wody. – Czasami zastanawiam się, czy nie jesteśmy wszyscy tylko grupą szaleńców, którzy porwali się z motyką na słońce – mruknęła, przypominając sobie swoją rozmowę z Fredem – ich wymiana zdań nad wyborczą urną zdawała się mieć miejsce całe lata temu, gdy dużo łatwiej było chwytać się przepełnionej naiwnością nadziei.


sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last

and tomorrow will be kinder


Margaux Vance
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna

all those layers
of silence
upon silence

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1789-margaux-vance https://www.morsmordre.net/t1809-parapet-margie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f192-st-james-s-street-13-8 https://www.morsmordre.net/t4449-skrytka-bankowa-nr-479#95033 https://www.morsmordre.net/t1817-margaux-vance
Re: Weranda i ogród [odnośnik]06.05.18 11:09
Nie powinna czuć się winna, Desmond widziała to w oczach przyjaciółki, lecz nawet jeśli wypowiedziałaby to na głos, najpewnie jedynie pokiwałaby głową i na tym by się skończyło. Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. Na miejscu Vance czulaby się tak samo, to nie mogło być dla niej łatwe, wiedziała to. To, co słuszne, nigdy nie było jednak łatwe. Dzięki niej Desmond stała się członkiem Zakonu Feniksa, co wiązało się z ogromnym niebezpieczeństwem, to prawda. Czy jednak większym niebezpieczeństwem nie była niewiedza? Tak jak powiedziała przed chwilą, w końcu i tak naruszyliby to święte miejsce, ich azyl i ostoję spokoju, w końcu by ich znaleźli. Nie rekrutując nowych członków z obawy przed narażeniem ich na niebezpieczeństwo, Zakon sam siebie skazywałby na porażkę: z tego, co mówiła Margaux, Maxine wywnioskowała, że nie było ich wielu. Potrzebowali więc każdej różdżki, jak największej ich ilości, by móc przeciwstawić się złu, coraz silniejszemu i potężniejszemu. Zwolenników ideologii czystej krwi nie brakowało, Desmond wiedziała o tym od pierwszego dnia w Hogwarcie, już wtedy usłyszała słowo szlama. Z dnia na dzień spotykała ich jedynie coraz więcej. Oczywiście, nie każdy z nich był jednako czarnoksiężnikiem, mordercą, okrutnikiem zdolnym do tortur - lecz przez swą nienawiść i wzgardę do mugoli i mugolaków dawało im cichą zgodę na podobne działania. Sami nie chcieli brudzić sobie rąk, lecz nie uczyniliby nic, aby zapobiec przelewom brudnej krwi. Nie chciała być tak obojętna, nie chciała być bierna. Nie chciała czekać, aż po nią przyjdą. Wszyscy razem musieli wziąć odpowiedzialność na swoje barki za lepszy świat - dlatego Margaux nie powinna czuć się winna. Dla jej wątłych ramion ten ciężar mógł być za ciężki, lecz niesiony razem stawał się łatwiejszy do zniesienia - i jego pokonanie było realniejsze.
Nie odpowiedziała, gdy Vance zasugerowała, że mogłyby wyjechać. Nie chciała przyznawać się do tego głośno, lecz gdyby sytuacja stałaby się naprawdę beznadziejna, jeśli Zakon Feniksa byłby na straconej pozycji, a szala zwycięstwa przechyliła się na korzyść ciemnych mocy... Istniało prawdopodobieństwo, że wyjechałaby. Aby ochronić Jean, na które życiu najbardziej jej zależało. Tego też nie była jednak pewna. Nikt nie by mógł, dopóki nie znajdzie się w takiej sytuacji sam.
Wysłuchała opowieści Margux w milczeniu, w ciszy, czasami jedynie wyciągając rękę, by uścisnąć dłoń przyjaciółki w chwilach, gdy zadrżał jej głos, kiedy urwała nagle, bo dalsze słowa nie chciały przejść przez gardło przez nazbyt bolesne wspomnienia. Słuchała i czuła się przerażona tym wszystkim, co spotkało i ją, i innych, których przecież już od dawna znała. Żałowała, ze Vance nie zdecydowała się wyjawić jej tej tajemnicy wcześniej... Czuła ogromną bezsilność na myśl, że gdy ona spała spokojnie we własnym łóżku, inni tak bardzo narażali życie, by tacy jak ona - z mugolskich rodzin - mogli funkcjonować w czarodziejskiej społeczności bez cienia strachu.
- Pewnie tak - odpowiedziała jej natychmiast. - Potrafimy jednak latać, dosięgniecie słońca wydaje się prawdopodobne - dodała zaraz uśmiechając się ciepło, pocieszająco, choć w oczach jawił się cień smutku na myśl o tym wszystkim, co spotkało Margaux.
Obyśmy tylko zbliżywszy się do tego słońca jak Ikar nie runęli boleśnie na ziemię.
- Nie wiem co powiedzieć - wyznała w końcu, a do głosu wkradła się przepraszająca nuta. - Chyba nie ma takich słów, które mogłyby cię teraz pocieszyć. Jesteś bardzo silna, nawet nie wiesz jak to podziwiam - wyciągnęła rękę, by znów zamknąć drobną dłoń Francuzki w swojej. - Za dzień, za dwa, za noc, za trzy, choć nie dziś. Za noc, za dzień, doczekasz się - wstanie świt - nie potrafiła powiedzieć nic więcej, niż zacytować kilka słów, które przeczytała w którejś książce.



That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?

Maxine Desmond
Maxine Desmond
Zawód : Szukająca Harpii z Holyhead
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna

she's mad, but she's magic
there's no lie
in her fire

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
mad max
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5560-maxine-desmond https://www.morsmordre.net/t5599-leopoldina#130569 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f103-swansea-st-helen-avenue-7 https://www.morsmordre.net/t5601-skrytka-bankowa-nr-1376#130573 https://www.morsmordre.net/t5600-maxine-desmond#130571
Re: Weranda i ogród [odnośnik]01.06.18 13:41
Nie czuła się silna. Nie rozumiała, dlaczego byli ludzie, którzy mówili jej inaczej, stanowiła przecież przeciwieństwo stanowczości; zanim nad jej światem zawisło widmo wojny, była tylko zwyczajną ratowniczką, przeciętnym rysownikiem, ilustrującym dziecięce bajki i zmagającym się z własną tragedią, która okazała zbyt mocno obciążać jej barki, by była w stanie ją udźwignąć. Bała się i ze strachem spoglądała w przyszłość, starając się otoczyć wszystkich ochronnym kloszem, który już dawno był roztrzaskany; a chociaż kilka miesięcy temu bez zawahania sięgnęła po różdżkę, dołączając do szeregów Zakonu i całe swoje życie podporządkowując nowej rzeczywistości, to wciąż jeszcze tak wiele brakowało jej do umiejętności pozostałych członków organizacji. Zdawała sobie sprawę, że najprawdopodobniej nigdy nie miała ich doścignąć; nie była skrojona na wojownika, o wiele bardziej woląc leczyć niż zadawać obrażenia, wierząc naiwnie – wciąż, gdzieś tam w środku – że nie tylko urokami można było wojować. Nie miała wątpliwości, że gdyby wreszcie doszło do otwartej bitwy, gdyby zmuszono ją do wyjścia naprzeciw, upadłaby jako jedna z pierwszych; gdzie była więc ta siła, o której posiadanie tak szczodrze ją posądzano?
Uśmiechnęła się nieco cieplej, czując podnoszący na duchu uścisk palców przyjaciółki; chyba powoli, przynajmniej częściowo, zaczynała docierać do odpowiedzi na to pytanie – a przynajmniej tak jej się wydawało, gdy myślała o Maxine, Just, Samie, Eileen i wszystkich tych, o których troszczyła się całym sercem, a których – tak naprawdę – podarował jej Zakon. – Ty potrafisz – zażartowała, zdejmując ze słów szukającej warstwę metaforycznego znaczenia i unosząc wyżej jasne brwi – ja najprawdopodobniej nie doleciałabym na miotle dalej, niż to drzewo – dodała, wskazując na jeden z pochylonych pni; minęło wiele lat, odkąd po raz ostatni wzniosła się w powietrze, znacznie bardziej od latania woląc teleportację. Zdawało się jednak, że nadchodził czas na odkurzenie dawno zapomnianych umiejętności – wspomnienie przypadkowej teleportacji z początku maja wciąż wracało do niej żywe i mroczne, choć pozbawione obrazu tak samo, jak i ją anomalia pozbawiła wtedy wzroku.
Powiedziałaś już wszystko, co tak naprawdę potrzebowałam usłyszeć – odpowiedziała, mając na myśli zgodę na dołączenie do Zakonu i całą resztę, samą w sobie stanowiącą pokrzepiającą deklarację podjęcia walki. Zyskali kolejną osobę, kolejną różdżkę, gotową walczyć o przywrócenie porządku; nawet jeżeli wiązało się z tym ryzyko i kłujące wyrzuty sumienia, to koniec końców, było powodem do radości. – Dziękuję – dodała jeszcze tylko, zapisując w pamięci ostatnie, wypowiedziane przez Maxine słowa. Fragment wiersza czy może – słowa kogoś sławnego, nie była pewna; bez problemu zrozumiała jednak idący za zgrabnymi wyrazami przekaz i nie mogła się nie uśmiechnąć, puszczając wreszcie dłoń przyjaciółki, żeby powrócić do zapomnianego meczu gargulków.

| zt x2 :pwease:


sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last

and tomorrow will be kinder


Margaux Vance
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna

all those layers
of silence
upon silence

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1789-margaux-vance https://www.morsmordre.net/t1809-parapet-margie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f192-st-james-s-street-13-8 https://www.morsmordre.net/t4449-skrytka-bankowa-nr-479#95033 https://www.morsmordre.net/t1817-margaux-vance
Re: Weranda i ogród [odnośnik]03.06.18 10:36
12 lipca
Jako dziecko z utęsknieniem czekała na lato; ono równało się wakacjom i owocom w ogrodzie. Smakowało truskawkami, poziomkami i malinami, pachniało dojrzewającymi w słońcu pomidorami matki i świeżo skoszoną trawą. Słońce wstawało wcześnie, a trawa skroplona rosą przyjemnie łaskotała bose stopy, gdy biegły z Jean nad jezioro. Jako małe dziewczynki mogły kąpać się w nim bez przeszkód; dopiero gdy zaczęły dorastać i nabierać kształtów, matka zaczęła im tego zabraniać w obawie, że chłopcy będą je podglądać. Latem mniej było także świąt, które równały się długim godzinom spędzanym w kościele. Wszystko zmieniło się, gdy poszła do Hogwartu; czerwiec oznaczał powrót do Walii, do domu rodziców, który nie był jej prawdziwym domem. Czy Szkoła Magii i Czarodziejstwa nim była? Tylko po części. W niej także zaznała tylu krzywd, poniżeń i najadła się strachu, gdy otwarto Komnatę Tajemnic, że nie zapomni tego nigdy. Tak długo nie było w Hogwarcie Jean, że nie potrafiła myśleć jako domu. Tam dom twój, gdzie serce twoje. Czuła się mim wszystko rozerwana; na miesiące letnie wolałaby zostać w szkole, zamiast wracać do rodziców i znosić ich spojrzenia, krzyki i niewypowiedziane pretensje. Uwolniła się od nich dopiero, gdy dorosła, a pora letnia znów zaczęła smakować i pachnieć słodko.
Nie w tym roku jednak.
Czerwiec, przez anomalie, przyniósł im prawdziwą zimę. Śnieg stopniał dopiero pod koniec miesiąca, a w wszystkie rośliny w ogrodzie domu Maxine i Jean przemarzły. Starsza z panien Desmond musiała im więc pomóc! Czasami nawet szukając Harpii z Holyhead musiała chociaż poudawać perfekcyjną panią domu. Po pracach fizycznych, podczas których plecy rozbolały ją od pielenia i odchwaszczania kwiatowych rabatek, ustawiła kociołek nad paleniskiem, w którym znalazła się woda. Nie znała się za dobrze na eliksirach, no dobrze - właściwie wcale się na nich nie znała, lecz znalazła w Czarownicy recepturę na miksturę wspomagającą kiełkowanie i podobnież był nader banalna - chyba powinna sobie z nią poradzić, skoro w Hogwarcie udało się jej zdawać egzaminy, prawda?
Zabrała się do pracy. Na stole, który stał pod ścianą werandy, przygotowała sobie już wcześniej wszystkie składniki. Woda, do której wrzuciła serce eliksiru, liście kłaposkrzeczki, gotowała się nieśpiesznie w zwykłym, tanim kociołku; w międzyczasie dodała doń kilka dżdżownic, a biorąc je w palce skrzywiła się znacznie. Były obrzydliwe w dotyku, nawet martwe. Poszatkowała później pokrzywę, mając na rękach rękawiczki, aby nie poparzyć się znacznie i gdy nadszedł odpowiedni moment dodała ją do wywaru wraz z pokruszoną korą lipy. Pochyliła się nad gazetą, po czym zgodnie z instrukcją pomieszała kilka razy w kociołku. Z gramofonu, stojącego na parapecie kuchennego okna, cicho płynęła muzyka, uprzyjemniając Maxine chłodne popołudnie. Kwadrans później w kociołku wylądował także ogon szczura i wijołapka. Receptura mówiła, że teraz wywar musi gotować się na małym ogniu co najmniej pół godziny; pozostawiła go tak więc, w tym samym czasie zajmując się przesadzeniem chorego kwiatka do innej doniczki. Gdy nadszedł odpowiedni moment wlała krwi salamandry i wrzuciła do wywaru kilka suszonych traszek. Miała nadzieję, że niczego nie sknociła - chyba nie była aż takim antytalentem w eliksirach, prawda?

| eliksir wspomagający kiełkowanie, wykorzystuję liście kłaposkrzeczki



That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?

Maxine Desmond
Maxine Desmond
Zawód : Szukająca Harpii z Holyhead
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna

she's mad, but she's magic
there's no lie
in her fire

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
mad max
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5560-maxine-desmond https://www.morsmordre.net/t5599-leopoldina#130569 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f103-swansea-st-helen-avenue-7 https://www.morsmordre.net/t5601-skrytka-bankowa-nr-1376#130573 https://www.morsmordre.net/t5600-maxine-desmond#130571
Re: Weranda i ogród [odnośnik]03.06.18 10:36
The member 'Maxine Desmond' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 93
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Weranda i ogród Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Weranda i ogród
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach