Łaźnia
AutorWiadomość
Łaźnia
Sporych rozmiarów, marmurowe pomieszczenie, mieszczące się w podziemiach. W jego centrum znajduje się wmurowany w podłogę, otoczony kolumnami basen. Temperatura wody kontrolowana jest magią. Na obrzeżach pomieszczenia ustawiono sofy, na których można spocząć, zamiast zażywać kąpieli.
6 września
Nadal czuła się tu niepewnie. Miała wrażenie, że została ocenzurowana, że ze wszystkich stron śledzą ją czujne, ciemne oczy. Nie tylko nowych panów, dybiących na najmniejsze wykroczenie, ale również służby, dość ostrożnej i zdystansowanej w stosunku do młodej niewolnicy. Kolejnej do kolekcji. Haifa nie posiadała najmniejszych złudzeń, już w trakcie podróży zrobiła rachunek sumienia i pozbyła się niepodległych myśli, chcąc uczynić przystosowanie się jak najmniej bolesnym. Wyrzeczenie się siebie było ceną za wiedzenie względnie spokojnej, spójnej egzystencji. Przepełnionej pracą, ale nie przykrościami - otaczały ją marmury i piękne, miedziane ciała bez jednej skazy, orientalne zapachy i lekkie, zwiewne tkaniny, przedmioty, które podkreślały przywiązanie do kultury jej przodków. Dziewczyna postanowiła zaufać instynktowi i choć tym razem wziąć los we własne ręce: pozorne skrępowanie paradoksalnie uczyniło ją bardziej niezależną, niż kiedykolwiek wcześniej. Spluwając w twarz własnemu ojcu przecięła ostatecznie pęta niewieściej pokory i uległości, tak wobec rodziców i mężczyzn, ale także i świata. Odtąd była zdana sama na siebie, na łaskę dobrych panów i... oddychała już całkiem swobodnie. Bez drżenia o jutrzejszy dzień, bez cichego łkania w poduszkę, bez wytrząsania z korców resztek mąki, aby nieco zagęścić cienką zupę, bez ukrywania pod przykrótkimi, niegdyś drogimi sukniami z cienkiego lnu konstelacji zsinień, przyprawianych jej przez sfrustrowanego ojca. Haifa znosiła to wszystko bez słowa skargi - doskonale znała swoje miejsce w domu i nie miała co do niego żadnych złudzeń - ale miarka się przebrała, kiedy ten potwór (bo przecież nie rodzic) sprzedał ją jak zwierzę za umorzenie części długów. W mglistej Angli zaczynała swoje życie od początku i mimo, że tęskniła za spalonym słońcem Egiptem, zarysami piramid majaczącymi na horyzoncie i chłodnymi, gwieździstymi nocami, to nie użalała się nad sobą. Zasady, przykładność, pracowitość, skromność: zamierzała dowieść swej wartości i wykorzystać wszystkie swoje atuty, by zabezpieczyć sobie przyszłość. Nawet, jeśli oznaczało to oddawanie się wymuskanym lordom, wszystko było lepsze niż znoszenie brudu, ubóstwa i upokorzenia we własnym domu.
W osobistej służbie u Zehariacha zwietrzyła szansę na dobrobyt. Gładkie dłonie, przyjemna aparycja, głęboki głos, dostojeństwo arabskich rysów oraz arystokratyczna obojętność zwiastowały wymagania, ale i łagodne traktowanie. Musiała się wykazać - urodą i zwinnością, idealnym posłuszeństwem, domyślnością, co do niewypowiedzianych życzeń. Być przymilną, ale nie natrętną, bystrą, lecz nie przemądrzałą. Wiedziała, że zdoła go oczarować.
Zanim przybył do łaźni, przygotowała wszystko pod jego wypoczynek. Puchate ręczniki, zwiewny szlafrok, śliskie, orientalne oleje o kwiatowych zapachach, zaczarowane instrumenty, wypełniające pomieszczenie harmonijną, cichą muzyką. Pustynną, nieco dziką, ale odprężającą. Była tu dziś dla jego przyjemności i dla jego relaksu; jej pierwszy raz, starała się. Ciemne włosy zaplotła w ciemny warkocz, na oczy nałożyła ochrę, podkreślającą arabksie pochodzenie. Kiedy tylko usłyszała kroki, brzmiące echem w wysoko sklepionym korytarzu, uklękła tuż przy drzwiach, skromnie opuszczając głowę.
Nadal czuła się tu niepewnie. Miała wrażenie, że została ocenzurowana, że ze wszystkich stron śledzą ją czujne, ciemne oczy. Nie tylko nowych panów, dybiących na najmniejsze wykroczenie, ale również służby, dość ostrożnej i zdystansowanej w stosunku do młodej niewolnicy. Kolejnej do kolekcji. Haifa nie posiadała najmniejszych złudzeń, już w trakcie podróży zrobiła rachunek sumienia i pozbyła się niepodległych myśli, chcąc uczynić przystosowanie się jak najmniej bolesnym. Wyrzeczenie się siebie było ceną za wiedzenie względnie spokojnej, spójnej egzystencji. Przepełnionej pracą, ale nie przykrościami - otaczały ją marmury i piękne, miedziane ciała bez jednej skazy, orientalne zapachy i lekkie, zwiewne tkaniny, przedmioty, które podkreślały przywiązanie do kultury jej przodków. Dziewczyna postanowiła zaufać instynktowi i choć tym razem wziąć los we własne ręce: pozorne skrępowanie paradoksalnie uczyniło ją bardziej niezależną, niż kiedykolwiek wcześniej. Spluwając w twarz własnemu ojcu przecięła ostatecznie pęta niewieściej pokory i uległości, tak wobec rodziców i mężczyzn, ale także i świata. Odtąd była zdana sama na siebie, na łaskę dobrych panów i... oddychała już całkiem swobodnie. Bez drżenia o jutrzejszy dzień, bez cichego łkania w poduszkę, bez wytrząsania z korców resztek mąki, aby nieco zagęścić cienką zupę, bez ukrywania pod przykrótkimi, niegdyś drogimi sukniami z cienkiego lnu konstelacji zsinień, przyprawianych jej przez sfrustrowanego ojca. Haifa znosiła to wszystko bez słowa skargi - doskonale znała swoje miejsce w domu i nie miała co do niego żadnych złudzeń - ale miarka się przebrała, kiedy ten potwór (bo przecież nie rodzic) sprzedał ją jak zwierzę za umorzenie części długów. W mglistej Angli zaczynała swoje życie od początku i mimo, że tęskniła za spalonym słońcem Egiptem, zarysami piramid majaczącymi na horyzoncie i chłodnymi, gwieździstymi nocami, to nie użalała się nad sobą. Zasady, przykładność, pracowitość, skromność: zamierzała dowieść swej wartości i wykorzystać wszystkie swoje atuty, by zabezpieczyć sobie przyszłość. Nawet, jeśli oznaczało to oddawanie się wymuskanym lordom, wszystko było lepsze niż znoszenie brudu, ubóstwa i upokorzenia we własnym domu.
W osobistej służbie u Zehariacha zwietrzyła szansę na dobrobyt. Gładkie dłonie, przyjemna aparycja, głęboki głos, dostojeństwo arabskich rysów oraz arystokratyczna obojętność zwiastowały wymagania, ale i łagodne traktowanie. Musiała się wykazać - urodą i zwinnością, idealnym posłuszeństwem, domyślnością, co do niewypowiedzianych życzeń. Być przymilną, ale nie natrętną, bystrą, lecz nie przemądrzałą. Wiedziała, że zdoła go oczarować.
Zanim przybył do łaźni, przygotowała wszystko pod jego wypoczynek. Puchate ręczniki, zwiewny szlafrok, śliskie, orientalne oleje o kwiatowych zapachach, zaczarowane instrumenty, wypełniające pomieszczenie harmonijną, cichą muzyką. Pustynną, nieco dziką, ale odprężającą. Była tu dziś dla jego przyjemności i dla jego relaksu; jej pierwszy raz, starała się. Ciemne włosy zaplotła w ciemny warkocz, na oczy nałożyła ochrę, podkreślającą arabksie pochodzenie. Kiedy tylko usłyszała kroki, brzmiące echem w wysoko sklepionym korytarzu, uklękła tuż przy drzwiach, skromnie opuszczając głowę.
I show not your face but your heart's desire
Był zmęczony. Ostatnie kilka dni, będące zaledwie początkiem miesiąca, spędził niemal w całości na szpitalnych dyżurach, powoli zapominając o wygodach czekających na niego tutaj, w domu. Powrót pamiętał jakby przez mgłę. Ledwie zostawił swoje rzeczy i zaległ w pościeli, dając upust ogarniającemu go zmęczeniu. Nie wiedział, ile upłynęło czasu, nim wtrąciła się rzeczywistość; Tahir, dokładniej ujmując to, co przeszkodziło mu w odpoczynku.
— Mój panie, poleciłem przygotować dla ciebie kąpiel — stwierdził, uginając nisko kark, gdy Zachary podniósł się z łoża, gestem dłoni pozwalając słudze unieść głowę. Chwilę później, którą spędził na pozbywaniu się nadmiaru szat, opuścił swoje komnaty w towarzystwie wiernego sługi, zmierzając w stronę łaźni zbudowanej pod marmurowym sklepieniem reprezentacyjnych holów i korytarzy parteru. Mniej więcej w połowie drogi odprawił Tahira, zabierając z tacy kieliszek pełen delikatnego wina, którym raczył się aż do samych drzwi, za którymi skrywał się basen pełen gorącej wody. Nie było nikogo. Wszyscy, którzy mieli zajmować się przygotowaniami, zniknęli. Zmarszczka zastanowienia pojawiła się na czole Zachary'ego, gdy ściągnął brwi, uchylając drzwi do łaźni. Dźwięki spokojnej melodii przecinanej ostrymi akcentami przypominały mu oazę otoczoną przez piaskową burzę. Chłonął je całym sobą, przymykając na moment oczy, a gdy otworzył je – opuścił wzrok, spoglądając na uniżoną służącą.
Haifa, pomyślał, po czym wolną dłonią sięgnął ku jej twarzy, palcami muskając podbródek, wydając jej polecenie, które doskonale powinna znać. Nie byłoby jej tutaj, gdyby Tahir nie uznał, że była gotowa służyć mu przy kąpieli. Nie powiedział do niej ani słowa. Wydał polecenie i oddalił się z kieliszkiem opróżnionym w połowie w stronę basenu. Tam, odstawiwszy delikatne szkło na marmurową podłogę, począł ściągać z siebie ostatnie warstwy szaty, po czym zupełnie nagi powoli, majestatycznym krokiem wkroczył po schodkach do basenu, powoli przyzwyczajając się do gorącej wody, aż zanurzył się cały, znikając pod jej powierzchnią. Gorąco oplatające go zewsząd towarzyszyło mu przez dłuższą chwilę, nim postanowił wynurzyć się i przepłynąć dwie długości. Pomimo zmęczenia, ciepło podczas jednej z jego ulubionych rozrywek dodawało mu energii i chęci do życia, a przede wszystkim relaksowało i pozwalało zapomnieć o trudach codzienności. Możliwość pływania w ciepłych wodach dawała mu namiastkę tego, co utracił, opuszczając Egipt; choć nie było to dokładnie to samo, to spełniało swoją rolę doskonale, wywołując na twarzy czysty, niezmącony chłodem i cynizmem uśmiech.
Tym samym uśmiechem, przez przypadek, obdarował Haifę, gdy podpłynął do brzegu basenu, usadawiając się w jego rogu oraz sięgając po kieliszek z winem. Odchylił głowę, zamknął oczy, pozwalając wyobraźni snuć wizje o tym, co czekało, za czym tęsknił i czego pragnął. Niedbałym ruchem odgarnął włosy z twarzy, upił niewielki łyk, po czym utkwił wzrok w zdobieniach marmuru otaczającego basen, palcem śledząc wzory, wdychając woń olejków i aromatów roztaczających się w ciepłej komnacie.
— Nauczyłaś się mówić? — zapytał cichym, głębokim, może nieco zbyt zachrypniętym głosem, wyginając wargi w sarkastycznym uśmiechu, przypominając jej słowa, które wypowiedział, gdy tu przybyła. On sam pamiętał je doskonale. Całą sytuację miał w głowie jak żywą, widząc przerażenia dziewcząt, słysząc swój własny głos, gdy zapowiadał karę w razie nieskutecznej nauki u Tahira. Ale czy to wszystko nie było tylko małą kpiną, namiastką jego poczucia humoru oraz zaintonowaniem tego, że raróg należał do rodziny, a rodzina stanowiła dla niego największą wartością?
— Mój panie, poleciłem przygotować dla ciebie kąpiel — stwierdził, uginając nisko kark, gdy Zachary podniósł się z łoża, gestem dłoni pozwalając słudze unieść głowę. Chwilę później, którą spędził na pozbywaniu się nadmiaru szat, opuścił swoje komnaty w towarzystwie wiernego sługi, zmierzając w stronę łaźni zbudowanej pod marmurowym sklepieniem reprezentacyjnych holów i korytarzy parteru. Mniej więcej w połowie drogi odprawił Tahira, zabierając z tacy kieliszek pełen delikatnego wina, którym raczył się aż do samych drzwi, za którymi skrywał się basen pełen gorącej wody. Nie było nikogo. Wszyscy, którzy mieli zajmować się przygotowaniami, zniknęli. Zmarszczka zastanowienia pojawiła się na czole Zachary'ego, gdy ściągnął brwi, uchylając drzwi do łaźni. Dźwięki spokojnej melodii przecinanej ostrymi akcentami przypominały mu oazę otoczoną przez piaskową burzę. Chłonął je całym sobą, przymykając na moment oczy, a gdy otworzył je – opuścił wzrok, spoglądając na uniżoną służącą.
Haifa, pomyślał, po czym wolną dłonią sięgnął ku jej twarzy, palcami muskając podbródek, wydając jej polecenie, które doskonale powinna znać. Nie byłoby jej tutaj, gdyby Tahir nie uznał, że była gotowa służyć mu przy kąpieli. Nie powiedział do niej ani słowa. Wydał polecenie i oddalił się z kieliszkiem opróżnionym w połowie w stronę basenu. Tam, odstawiwszy delikatne szkło na marmurową podłogę, począł ściągać z siebie ostatnie warstwy szaty, po czym zupełnie nagi powoli, majestatycznym krokiem wkroczył po schodkach do basenu, powoli przyzwyczajając się do gorącej wody, aż zanurzył się cały, znikając pod jej powierzchnią. Gorąco oplatające go zewsząd towarzyszyło mu przez dłuższą chwilę, nim postanowił wynurzyć się i przepłynąć dwie długości. Pomimo zmęczenia, ciepło podczas jednej z jego ulubionych rozrywek dodawało mu energii i chęci do życia, a przede wszystkim relaksowało i pozwalało zapomnieć o trudach codzienności. Możliwość pływania w ciepłych wodach dawała mu namiastkę tego, co utracił, opuszczając Egipt; choć nie było to dokładnie to samo, to spełniało swoją rolę doskonale, wywołując na twarzy czysty, niezmącony chłodem i cynizmem uśmiech.
Tym samym uśmiechem, przez przypadek, obdarował Haifę, gdy podpłynął do brzegu basenu, usadawiając się w jego rogu oraz sięgając po kieliszek z winem. Odchylił głowę, zamknął oczy, pozwalając wyobraźni snuć wizje o tym, co czekało, za czym tęsknił i czego pragnął. Niedbałym ruchem odgarnął włosy z twarzy, upił niewielki łyk, po czym utkwił wzrok w zdobieniach marmuru otaczającego basen, palcem śledząc wzory, wdychając woń olejków i aromatów roztaczających się w ciepłej komnacie.
— Nauczyłaś się mówić? — zapytał cichym, głębokim, może nieco zbyt zachrypniętym głosem, wyginając wargi w sarkastycznym uśmiechu, przypominając jej słowa, które wypowiedział, gdy tu przybyła. On sam pamiętał je doskonale. Całą sytuację miał w głowie jak żywą, widząc przerażenia dziewcząt, słysząc swój własny głos, gdy zapowiadał karę w razie nieskutecznej nauki u Tahira. Ale czy to wszystko nie było tylko małą kpiną, namiastką jego poczucia humoru oraz zaintonowaniem tego, że raróg należał do rodziny, a rodzina stanowiła dla niego największą wartością?
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Oczekiwała go, nie odwrotnie. Nie mogła doprowadzić do zniecierpliwienia Zehariacha: gorący temperament władców pustyni nawet w mglistej Anglii nie uległ znaczącemu ochłodzeniu. Była przygotowana, chętna i gotowa do odgadywania pragnień i zapobieganiu wymawiania ich na głos. Miała przewidywać myśli i uprzedzać życzenia, poruszać się bezszelestnie i odzywać tylko na wyraźne życzenie swego pana - przyswoiła sobie nieostro zarysowany zakres obowiązków, w duchu wiążąc się ambitnym węzłem nadzwyczajnej pilności. Z magią radziła sobie doskonale, pierwsza z licznego rodzeństwa w posługiwaniu się różdżką; nawykła do wyróżnień i także teraz, przy znaczącej zmianie statusu społecznego nie zamierzała tak łatwo zrezygnować z tytułu prymuski. Nieważne, że teraz jej osiągnięcia będą się tyczyć czynności prostych i prozaicznych, Haifa zawsze mierzyła wysoko (nie jak kobieta?), a skoro na dworze Shafiqów mogła zabłysnąć jedynie pracą własnych rąk (jeśli nie ciałem i urodą), to decydowała się na to bez wahania. I bez żadnego poświęcenia, powtarzała sobie, że tak naprawdę spotkało ją szczęście. Ucieczka do bezpiecznego miejsca, bez widma wiecznie pijanego ojca i płaczących z głodu dzieci. Na szerokich korytarzach mijała wyłącznie dostojnych arystokratów, przed którymi chyliła głowę z szacunkiem oraz ciche sługi, pokornie spełniające swoje powinności, posiadłość egipskich szejków przesycała harmonia, rozchodząca się w powietrzu aromat z orientalnych kadzideł. Obcość i wykluczenie nieco utrudniały Haifie pierwsze kroki w tym pełnym przepychu miejscu, gdzie każde potknięcie niosło za sobą niewypowiedzianą groźbę. Dobrze zapamiętała, jakimi okrutnymi słowy uraczył ją i pozostałe służki Zehariach, gdy po długiej podróży zaprowadzono je przed jego oblicze. Zrobił na niej ogromne wrażenie, mimo błyszczącej od potu twarzy i koszuli przyklejającej się do miedzianego ciała, jego lekkość i niefrasobliwość wynosiła mężczyznę do pozycji króla. Automatycznego władcy jej oraz każdej dziewczyny w zasięgu jego wzroku. Wtedy się zlękła, ale teraz nie było już w niej strachu, więc uniosła brodę, by mógł ująć jej podbródek i władczo dotknąć przypudrowanego policzka. Nie otwierała oczu (nie pozwolił jej przecież patrzeć), więc w całkowitych ciemnościach chłonęła jego dotyk, wystawiając się na te pieszczoty jak kocię. Albo idealnie posłuszna niewolnica.
Odczekała kilka sekund, po czym wstała z klęczek, jak cień krocząc za nim i przyjmując zwiewne okrycia w swe zwinne dłonie. Szaty Zehariacha nie mogły dotknąć ziemi, tę zasadę jako pierwszą przedstawił jej Tahir. Nie miała jeszcze wprawy osobistej służebnicy, lecz nie była natrętna. Zachowała dystans, spełniła swoje zadanie, a nagość młodego szejka potraktowała naturalnie, choć jeszcze nigdy nie widziała w ten sposób mężczyzny. Kiedy Zehariach zanurzył się w basenie, Haifa zapaliła kadzidełka, wypełniając łaźnię bogatym zapachem z dominującą nutą opium. Senny, ciężki aromat sprzyjał relaksowi, młoda niewolnica uśmiechnęła się zmysłowo i zachęcająco, klękając tuż przy brzegu.
-Tahir co do joty wypełnił twą wolę, panie - odparła cicho po arabsku, wspominając rolę starszego sługi. Żadną, oboje musieli o tym wiedzieć, lecz Haifa wykonywała gest solidarności wobec Tahira oraz oddawała swe posłuszeństwo Zehariachowi. Było tak, jak mówił - wolisz bym zwracała się do ciebie w twym ojczystym języku, czy może po angielsku, mój panie? - spytała, nacierając sobie dłonie śliskim olejkiem i układając je powoli na spiętych ramionach mężczyzny. Czuła jego drgające mięśnie, kiedy kolistymi ruchami rozprowadzała oliwkę po szerokich, umięśnionych plecach. A może po francusku?
Odczekała kilka sekund, po czym wstała z klęczek, jak cień krocząc za nim i przyjmując zwiewne okrycia w swe zwinne dłonie. Szaty Zehariacha nie mogły dotknąć ziemi, tę zasadę jako pierwszą przedstawił jej Tahir. Nie miała jeszcze wprawy osobistej służebnicy, lecz nie była natrętna. Zachowała dystans, spełniła swoje zadanie, a nagość młodego szejka potraktowała naturalnie, choć jeszcze nigdy nie widziała w ten sposób mężczyzny. Kiedy Zehariach zanurzył się w basenie, Haifa zapaliła kadzidełka, wypełniając łaźnię bogatym zapachem z dominującą nutą opium. Senny, ciężki aromat sprzyjał relaksowi, młoda niewolnica uśmiechnęła się zmysłowo i zachęcająco, klękając tuż przy brzegu.
-Tahir co do joty wypełnił twą wolę, panie - odparła cicho po arabsku, wspominając rolę starszego sługi. Żadną, oboje musieli o tym wiedzieć, lecz Haifa wykonywała gest solidarności wobec Tahira oraz oddawała swe posłuszeństwo Zehariachowi. Było tak, jak mówił - wolisz bym zwracała się do ciebie w twym ojczystym języku, czy może po angielsku, mój panie? - spytała, nacierając sobie dłonie śliskim olejkiem i układając je powoli na spiętych ramionach mężczyzny. Czuła jego drgające mięśnie, kiedy kolistymi ruchami rozprowadzała oliwkę po szerokich, umięśnionych plecach. A może po francusku?
I show not your face but your heart's desire
Cichym mruknięciem zaaprobował jej odpowiedź, nie zaszczycając jej ani spojrzeniem, ani żadnym innym gestem, niezmiennie siedząc rozpartym o brzeg basenu, chłonąc roztaczające się wokół wrażenia pozostałymi zmysłami. Pełnia zmęczonych mięśni, rozedrganych myśli powoli ustępowała, gdy jego ciało stygło. Odczuwał przyjemne zrelaksowanie, czuł, jak każdy mięsień z osobna rozluźnia się, gdy w zasadzie nie robił nic. Jedynie istniał, nie przejmując się niczym, nie kłopocząc myśli żadną z przyziemnych spraw. Czysta, niezmącona przyjemność pochłaniała go. Pławił się w jej ulotnym dotyku; zanurzał bez reszty, gdy służąca powoli oddawała mu hołd, którego w ostatnim czasie tak niewiele zażywał. Nie pragnął tego. Oddawana Zechariahowi cześć przychodziła sama w małych, pozornie nic nieznaczących gestach z tym jednym wyjątkiem, gdy ze spokojną duszą przychodził do łaźni i był nieprzeniknionym szajchem, władcą życia i śmierci poddanych spoglądającym dyskretnie zza tronu faraona na maluczkich pragnących jego uwagi.
Jednym gestem, zaledwie pojedynczym spojrzeniem potrafił manipulować. Subtelna sztuka, przed którą się wzbraniał, budziła się w nim za każdym razem, gdy mógł okazać swoje panowanie wobec podległej mu służby. Nie bez kozery otaczał się więc pięknem oraz siłą każdego rodzaju. Silni słudzy mieli być przejawem tego, że pomimo czystej, fizycznej potęgi, kontrolował ich. Piękne, uległe służki cieszyły za to oko, pilnie spełniając wszystkie, nawet te najbardziej kapryśne życzenia. Gdyby teraz rozkazał Haifie zanurzyć dłoń w gorącym wosku, zrobiłaby to, lecz nie był okrutnym człowiekiem. Był całkowitym przeciwieństwem tyranii, dyktatury. Bezszelestnie istniał w cieniu; z najbardziej zaciemnionego miejsca wydawał rozkazy, wywołując jedynie imiona sług, którzy znali swoje zadania na wzór wieloletniej praktyki ich przodków. Nie musiał mówić nic, jednak absolutne milczenie, całkowita cisza nie były mu pisane.
— Obojętnie — odpowiedział po dłuższej chwili, chłonąc dotyk dłoni służki roztaczającej nad nim swą opiekę. Niemal czuł oddawaną mu cześć, choć była to tylko prosta czynność podejmowana podczas dużo poważniejszego zajęcia. On sam, potomek najpotężniejszych egipskich czarodziejów i czarownic jego rodu, oddawał hołd, nurzając się w wodzie na podobieństwo ich kąpieli w wodach samego Nilu. Choć była chłodna, rozpalone słońce grzało skórę, a Zachary kontynuował tę cichą tradycję, postępując w dość odwrotnych warunkach. Chronił się pod gorącą wodą. Wynurzał w równie ciepłe, choć zdecydowanie chłodzące powietrze komnaty pokrytej parą. I był z tego zadowolony, gdy odchylał głowę, kładąc potylicę na marmurze, pozwalając nieco przydługim włosom rozsypać się niczym piasek.
— Zaśpiewaj — wyszeptał, sięgając dłonią po opuszczony kieliszek, by wziąć niewielki łyk, po którym ponownie zanurzył się cały w wodzie. Gdy miał się wynurzyć, jego uszu dobiegał już dźwięk spełnianego rozkazu. Cicha, kojąca melodia spływająca z jej ust; lekkie tony znajome w dzieciństwie, odpychające troski i zmartwienia.
Jednym gestem, zaledwie pojedynczym spojrzeniem potrafił manipulować. Subtelna sztuka, przed którą się wzbraniał, budziła się w nim za każdym razem, gdy mógł okazać swoje panowanie wobec podległej mu służby. Nie bez kozery otaczał się więc pięknem oraz siłą każdego rodzaju. Silni słudzy mieli być przejawem tego, że pomimo czystej, fizycznej potęgi, kontrolował ich. Piękne, uległe służki cieszyły za to oko, pilnie spełniając wszystkie, nawet te najbardziej kapryśne życzenia. Gdyby teraz rozkazał Haifie zanurzyć dłoń w gorącym wosku, zrobiłaby to, lecz nie był okrutnym człowiekiem. Był całkowitym przeciwieństwem tyranii, dyktatury. Bezszelestnie istniał w cieniu; z najbardziej zaciemnionego miejsca wydawał rozkazy, wywołując jedynie imiona sług, którzy znali swoje zadania na wzór wieloletniej praktyki ich przodków. Nie musiał mówić nic, jednak absolutne milczenie, całkowita cisza nie były mu pisane.
— Obojętnie — odpowiedział po dłuższej chwili, chłonąc dotyk dłoni służki roztaczającej nad nim swą opiekę. Niemal czuł oddawaną mu cześć, choć była to tylko prosta czynność podejmowana podczas dużo poważniejszego zajęcia. On sam, potomek najpotężniejszych egipskich czarodziejów i czarownic jego rodu, oddawał hołd, nurzając się w wodzie na podobieństwo ich kąpieli w wodach samego Nilu. Choć była chłodna, rozpalone słońce grzało skórę, a Zachary kontynuował tę cichą tradycję, postępując w dość odwrotnych warunkach. Chronił się pod gorącą wodą. Wynurzał w równie ciepłe, choć zdecydowanie chłodzące powietrze komnaty pokrytej parą. I był z tego zadowolony, gdy odchylał głowę, kładąc potylicę na marmurze, pozwalając nieco przydługim włosom rozsypać się niczym piasek.
— Zaśpiewaj — wyszeptał, sięgając dłonią po opuszczony kieliszek, by wziąć niewielki łyk, po którym ponownie zanurzył się cały w wodzie. Gdy miał się wynurzyć, jego uszu dobiegał już dźwięk spełnianego rozkazu. Cicha, kojąca melodia spływająca z jej ust; lekkie tony znajome w dzieciństwie, odpychające troski i zmartwienia.
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Patrzyła na jego sprężyste ciało i więzy mięśni, prężących się jak przyczajony do ataku lew. Pracowały miarowo, spokojnie, lecz nieustępliwie, z gracją przecinając taflę wody. Lubiła pływać i złapała się na niegodnej myśli, że z przyjemnością dołączyłaby tam, do niego. Nagość, przyzwoitość, potulność, charakter jej posługi rozmywał się w pełnym pary pomieszczeniu, w którym wstyd pozbawiano granic. Gdyby było jak dawniej, nie ważyłaby się spojrzeć, gdyby czuła lęk, nie oceniałaby go. Myśli mogła zatrzymać dla siebie, dla młodego szejka przeznaczyło to, co pozostało. Ciało, uwagę, znaczącą troskliwość, z jaką traktowała Zeheriacha. Niewymuszoną obowiązkiem: odkryła w tym prostą przyjemność, drażniącą nerwy, pobudzającą serce do przyśpieszonego rytmu. Przypominającego wojenne bębny, zorganizowany, dudniący łomot, zagrzewający do pracy i pełnego zatracenia. Przyrodzona władza, jaką jej pan dzierżył w swych dłoniach była dla Haify pociągająca i zagadkowa. Kusząca, zmieniając ordynarną nagość w piękny posąg siły i talentu, a ją podnosząc z kolan i przeistaczając z branki w powiernicę. Nie każda mogła dotykać jego włosów, Zehariach był władcą łaskawym, lecz kapryśnym - musiała mu się spodobać. Zaciekawić. I ten stan utrzymać w nienaruszonym porządku, wykraść sympatię, wślizgnąć się w łaski i zdobyć względy.
-Jak sobie życzysz, panie - przytaknęła, skinąwszy powoli głową, nie chcąc pozostawiać jego słów, choćby tych naturalnych i oczywistych, bez żadnej odpowiedzi. Arabski szept był gardłowy, niski, nieco ochrypły i zmysłowy. Do jej obowiązków należało także uprzyjemnianie mu wypoczynku, więc ćwiczyła się pilnie w sztuce uwodzenia. Platonicznego, by przy zachowaniu moralnej cnoty dać mężczyźnie to, czego pragnie. I dużo, dużo więcej. Z rodzinnego domu wyniosła umiejętność czarowania tańcem, potrafiła dosiąść konia, a nawet wielbłąda, rwące nurty rzek nie stanowiły przeszkody dla drobnej dziewczyny, a śpiew... Zgłębiła już tutaj, ucząc się jak panować nad głosem, jak wykrzesać z niego iskrę pustyni, jak zdusić ziarna piachu po szalejącej burzy. Przysiadła na kolanach przy brzegu basenu, palcami przeczesując rozsypane na marmurowej posadzce włosy mężczyzny i spoglądając na niego - wyjątkowo z góry - po czym przymknęła oczy i zaczęła śpiewać.
-Jego charakter jak pustynny wiatr
gnie ciała nieprzyjaciół zza żelaznych krat
tętent rumaka głosi przyjście pana
we wrogim obozie właśnie poszła fama
różdżką miłosiernie sieje zapomnienie
karmiąc krwią tlące się płomienie
imię jego będzie zapisane
złotymi zgłoskami: w glorii i chwale
-Jak sobie życzysz, panie - przytaknęła, skinąwszy powoli głową, nie chcąc pozostawiać jego słów, choćby tych naturalnych i oczywistych, bez żadnej odpowiedzi. Arabski szept był gardłowy, niski, nieco ochrypły i zmysłowy. Do jej obowiązków należało także uprzyjemnianie mu wypoczynku, więc ćwiczyła się pilnie w sztuce uwodzenia. Platonicznego, by przy zachowaniu moralnej cnoty dać mężczyźnie to, czego pragnie. I dużo, dużo więcej. Z rodzinnego domu wyniosła umiejętność czarowania tańcem, potrafiła dosiąść konia, a nawet wielbłąda, rwące nurty rzek nie stanowiły przeszkody dla drobnej dziewczyny, a śpiew... Zgłębiła już tutaj, ucząc się jak panować nad głosem, jak wykrzesać z niego iskrę pustyni, jak zdusić ziarna piachu po szalejącej burzy. Przysiadła na kolanach przy brzegu basenu, palcami przeczesując rozsypane na marmurowej posadzce włosy mężczyzny i spoglądając na niego - wyjątkowo z góry - po czym przymknęła oczy i zaczęła śpiewać.
-Jego charakter jak pustynny wiatr
gnie ciała nieprzyjaciół zza żelaznych krat
tętent rumaka głosi przyjście pana
we wrogim obozie właśnie poszła fama
różdżką miłosiernie sieje zapomnienie
karmiąc krwią tlące się płomienie
imię jego będzie zapisane
złotymi zgłoskami: w glorii i chwale
I show not your face but your heart's desire
Nie wiedział, ile trwała piosenka, którą uraczyła go służąca. Czas oraz cała zależność względem niego i rzeczywistej bytności przestały mieć znaczenie. Z wodą ściekającą po włosach zasłaniających jego rozgrzane oblicze odpłynął od świata, nurzając się we wspomnieniu uporczywie chwytanym tak jakby palcami próbował zmierzyć piasek rodzinnych pustyni. To proste skojarzenie oraz towarzyszące mu prawdziwe ciepło gorącej wody z niewielką dawką chłodu obudziło dzieciństwo zamknięte zwykle za kratami ścisłej samokontroli.
Miał siedem lat. Kolejny dzień tygodnia miał poświęcić na swój tradycyjny plan zajęć; zdążył przepłynąć wystarczającą ilość długości basenu w łaźni, by w odpowiedniej porze pojawić się na tradycyjnym śniadaniu w towarzystwie dziadka oraz Ammuna towarzyszącego mu niemal na każdym kroku. Do śniadania istotnie nie doszło, bowiem został uraczony wieścią, że wybierają się poza Kair na południe. Pamiętał pustynne gorąco, gdy na wielbłądach spokojnie przemieszczali się w stronę Doliny Królów, czuł parzący piasek pod stopami, lecz uczucie to odbierał absolutnie przyjemnie, całkowicie koniecznie, niemal chłonąc je w głąb siebie i lokując w głęboko w sercu rozpalającym go niczym ogień rozgrzewający kute żelazo. Całe to szczęście, twarz niezmącona żadną troską szybko przeminęły. Donośny głos opiekuna nakazał mu zachować rozwagę, zapanować nad emocjami, by nie był zbyt gorącokrwistym szajchem pędzącym na złamanie karku. Lekcję tę przyjął aż nazbyt dosłownie.
Twarz pozostała niezmienna z upływem lat. Opanowanie, chłodne spojrzenie i emocje ukryte gdzieś wewnątrz. Panował nad sobą, tak jak panował wtedy, gdy piosenka dotarła do swego końca; i otworzył oczy, przechylając głowę w stronę służącej pełniącej swą powinność.
— Okrycie — powiedział w swym ojczystym języku, nie czekając na jej reakcję. Zaczął wyłaniać się z basen, odsłaniając się, obnażając, mając pewność, że miała trud powstrzymać się przed spojrzeniem na niego, by zaraz okryć go przed wzrokiem nie tyle innych co własnym. Miękki materiał, opadający na jego plecy przyjął z cichym, ledwie słyszalnym westchnięciem, czując jak gwałtownie przylega do mokrej skóry, scalając się z nią w ciągu ułamków sekund. Gdy już usiadł na ciepłych kamieniach, od których dzielił go jedwabny płaszcz, dość zamaszystym ruchem odgarnąłem włosy z twarzy na potylicę, rozrzucając krople wody wokół siebie, ostatecznie wydobywając z siebie krótki, gardłowy śmiech. W końcu sięgnął po kieliszek, wychylając resztę jego zawartości i z brzdęknięciem o kamień odstawiając na posadzkę łaźni.
Miał siedem lat. Kolejny dzień tygodnia miał poświęcić na swój tradycyjny plan zajęć; zdążył przepłynąć wystarczającą ilość długości basenu w łaźni, by w odpowiedniej porze pojawić się na tradycyjnym śniadaniu w towarzystwie dziadka oraz Ammuna towarzyszącego mu niemal na każdym kroku. Do śniadania istotnie nie doszło, bowiem został uraczony wieścią, że wybierają się poza Kair na południe. Pamiętał pustynne gorąco, gdy na wielbłądach spokojnie przemieszczali się w stronę Doliny Królów, czuł parzący piasek pod stopami, lecz uczucie to odbierał absolutnie przyjemnie, całkowicie koniecznie, niemal chłonąc je w głąb siebie i lokując w głęboko w sercu rozpalającym go niczym ogień rozgrzewający kute żelazo. Całe to szczęście, twarz niezmącona żadną troską szybko przeminęły. Donośny głos opiekuna nakazał mu zachować rozwagę, zapanować nad emocjami, by nie był zbyt gorącokrwistym szajchem pędzącym na złamanie karku. Lekcję tę przyjął aż nazbyt dosłownie.
Twarz pozostała niezmienna z upływem lat. Opanowanie, chłodne spojrzenie i emocje ukryte gdzieś wewnątrz. Panował nad sobą, tak jak panował wtedy, gdy piosenka dotarła do swego końca; i otworzył oczy, przechylając głowę w stronę służącej pełniącej swą powinność.
— Okrycie — powiedział w swym ojczystym języku, nie czekając na jej reakcję. Zaczął wyłaniać się z basen, odsłaniając się, obnażając, mając pewność, że miała trud powstrzymać się przed spojrzeniem na niego, by zaraz okryć go przed wzrokiem nie tyle innych co własnym. Miękki materiał, opadający na jego plecy przyjął z cichym, ledwie słyszalnym westchnięciem, czując jak gwałtownie przylega do mokrej skóry, scalając się z nią w ciągu ułamków sekund. Gdy już usiadł na ciepłych kamieniach, od których dzielił go jedwabny płaszcz, dość zamaszystym ruchem odgarnąłem włosy z twarzy na potylicę, rozrzucając krople wody wokół siebie, ostatecznie wydobywając z siebie krótki, gardłowy śmiech. W końcu sięgnął po kieliszek, wychylając resztę jego zawartości i z brzdęknięciem o kamień odstawiając na posadzkę łaźni.
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie odepchnął jej - uśmiechnęła się, równie drapieżnie, jak lwica przyczajona pośród kamieni, gotująca się do ataku na skubiące trawę antylopy. Jej palce leniwie błądziły wśród ciemnych kosmyków lorda Shafiqa, ostrożnie muskając skórę głowy, racząc go wyważonym, delikatnym masażem, po dłuższej chwili przenoszącym się na drżące jeszcze z wysiłku muskularne ramiona. Był spięty, z trudem uciskała jego zbite mięśnie, jakby drobne dłonie nie mogły podołać temu zadaniu. Zmęczyła się, lecz nie ustawała w swych wysiłkach, dopiero on mógł nakazać jej przestać. Śpiewała ochryple, gardłowo, lecz zadziwiająco czysto, jej głos zniekształcony przez wysokie sklepienie łaźni powracał falami w postaci echa, z powodzeniem imitującym chór nadobnych dziewic. Nie przerywając śpiewać, uniosła się z kolan, wiedziona przeczuciem, że jej pan zapragnął się ruszyć. Istotnie, młody arystokrata przeciągnął się i na powrót zaprzągł swe ciało do wysiłku, aby pokonać kilka basenów. Haifa nauczyła się już przewidywać jego pragnienia i powoli wprawiała się w sztuce wychodzenia im naprzeciw. Dobry sługa, to niewidzialny sługa - wyniosła tę mądrość jeszcze z rodzinnego domu. Nie musiał wydawać jej poleceń, by z miejsca poddawała się jego woli, jakby jej umysł był połączony niewidzialnymi nitkami z myślą Zeheriacha. Uniosła jego szlafrok, ten sam, który tak niedbale porzucił - wcześniej zadbała, by nie przesyciła go wilgoć kamiennego brzegu basenu - i posłusznie podeszła do brzegu, oczekując aż mężczyzna całkiem się wynurzy. Patrzyła na niego dość obojętnie, miała znać jego ciało i jego fizjologiczne rekacje, wyczuć, kiedy narzucić na skroploną wodą skórę materiał, a kiedy zaoferować ciepły podmuch powietrza. Nie było w niej wstydu - ani w nim, wszak Haifa pełniła jedynie rolę usłużnej niewolnicy, a ta powinna znać swego pana na wylot. Oblekła go w drogi materiał, który natychmiastowo przylgnął do wilgotnej skóry i skłoniła się głęboko. Tu nie dygano - podobne obyczaje praktykowano na angielskich salonach, w ich kulturze szacunek mwyrażał się dosadniej.
-Czy mogę coś jeszcze dla Ciebie zrobić, mój panie? - spytała słodko, unosząc wzrok, aby spotkać się z jego pochmurnym spojrzeniem. Mimo uległej postawy, igrała z ogniem - nie powinna tego robić bez wyraźnego pozwolenia.
-Czy mogę coś jeszcze dla Ciebie zrobić, mój panie? - spytała słodko, unosząc wzrok, aby spotkać się z jego pochmurnym spojrzeniem. Mimo uległej postawy, igrała z ogniem - nie powinna tego robić bez wyraźnego pozwolenia.
I show not your face but your heart's desire
Nie reagował zbyt mocno na to, co robiła służąca. W atmosferze gorącej wody, ciepłych kamieni i wina grzejącego go wewnątrz, znajdował się dalej niż prosta niewolnica mogła sięgnąć. Była mu całkowicie podległa i nie wyobrażał sobie, aby mogła w jakikolwiek sposób pokonać tę barierę, bez względu na podjęte przez nią starania. Jej niższość absolutnie definiowała to, kim był, jaką władzę posiadał w swych rękach, z jaką łatwością mógł najzwyczajniej w świecie zakończyć jej życie, gdyby tylko zdobył się na ten gest łaskawości w jej stronę. Czy tego chciał? Nie wiedział; nie zastanawiał się nad tym.
Jego myśli powoli krążyły wokół trudów codzienności, od których uciekał w ramiona gorącej wody, zażywając czystego relaksu, mogąc nie zastanawiać się nad problemami czającymi się za rogiem, mogąc być po prostu kapryśnym egipskim księciem, za którego miała go służba. Choć dzierżył zaledwie tytuł szajcha oraz tytuł lorda, będąc szanowanym pośród dwóch całkiem odległych od siebie narodów, nie potrafił w takich chwilach umniejszać swojej wyjątkowości. Właśnie tutaj, w murach posiadłości na wyspie Man mógł robić to wszystko i zachowywać się tak kapryśnie jak tylko chciał. Ten rodzaj wolności, gdy zdejmował z siebie jarzmo zasad definiujących jego społeczne zachowania wyzwalał w nim najczystszy spokój. Niezmąconą ciszę, podczas której mógł swobodnie siedzieć na brzegu basenu, wpatrując się w wodę, ignorując kręcącą się wokół niewolnicę.
Potrzebował chwili, by jej pytanie do niego dotarło. Nie wiedział, co próbowała zrobić, zbliżając się tak blisko i próbując nawiązać wzrokowy kontakt. Próbę stanięcia na równi z nim uznał na z góry skazaną na porażkę, omiatając spojrzeniem jej twarz jakby całkowicie nie istniała.
— Odejść — wymamrotał po arabsku, całkowicie odprawiając służącą poza łaźnię. Chciał być sam i miała mu to zapewnić, bowiem nie była już potrzebna, dopóki nie zostanie kolejny raz posłana przez Tahira, by pełniła swoją rolę doskonale, może na przyszłość bardziej uniżenie, nie próbując sięgać tam, gdzie najzwyczajniej w świecie sięgnąć nie mogła. Odwieczne prawo, którego nie śmiałby złamać, musiało działać niezachwianie i doskonale. Tradycja wyniesiona z pustynnego domu nie mogła zostać zmieniona.
Jego myśli powoli krążyły wokół trudów codzienności, od których uciekał w ramiona gorącej wody, zażywając czystego relaksu, mogąc nie zastanawiać się nad problemami czającymi się za rogiem, mogąc być po prostu kapryśnym egipskim księciem, za którego miała go służba. Choć dzierżył zaledwie tytuł szajcha oraz tytuł lorda, będąc szanowanym pośród dwóch całkiem odległych od siebie narodów, nie potrafił w takich chwilach umniejszać swojej wyjątkowości. Właśnie tutaj, w murach posiadłości na wyspie Man mógł robić to wszystko i zachowywać się tak kapryśnie jak tylko chciał. Ten rodzaj wolności, gdy zdejmował z siebie jarzmo zasad definiujących jego społeczne zachowania wyzwalał w nim najczystszy spokój. Niezmąconą ciszę, podczas której mógł swobodnie siedzieć na brzegu basenu, wpatrując się w wodę, ignorując kręcącą się wokół niewolnicę.
Potrzebował chwili, by jej pytanie do niego dotarło. Nie wiedział, co próbowała zrobić, zbliżając się tak blisko i próbując nawiązać wzrokowy kontakt. Próbę stanięcia na równi z nim uznał na z góry skazaną na porażkę, omiatając spojrzeniem jej twarz jakby całkowicie nie istniała.
— Odejść — wymamrotał po arabsku, całkowicie odprawiając służącą poza łaźnię. Chciał być sam i miała mu to zapewnić, bowiem nie była już potrzebna, dopóki nie zostanie kolejny raz posłana przez Tahira, by pełniła swoją rolę doskonale, może na przyszłość bardziej uniżenie, nie próbując sięgać tam, gdzie najzwyczajniej w świecie sięgnąć nie mogła. Odwieczne prawo, którego nie śmiałby złamać, musiało działać niezachwianie i doskonale. Tradycja wyniesiona z pustynnego domu nie mogła zostać zmieniona.
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
W gęstej ciszy ubierała swego pana, skupiając się na ułożeniu fałd śliskiego materiału, który niby mgiełka otaczał jego nagie ciało. Czuła opuszkami palców fakturę jedwabiu, delikatnego, lejącego się, zarazem chłodnego i przyjemnie rozgrzewającego, kiedy okrywała nim ramiona Zeheriacha, pozwalając, by szata swobodnie spłynęła w dół, a jej krańce musnęły podłogę. Natychmiast nasyciły się wilgocią pobraną z ziemi i barwy szlafroka przybrały intensywniejszy odcień w tym miejscu, w którym zetknęły się z mokrą posadzką; zauważała te wszystkie szczegóły, całkowicie skupiona na swej posłudze. Na nim - czy dreszcz, który przejął strunę jego postaci nie był drżeniem chłodu, czy znużone spojrzenie nie oznaczało zmęczenia, czy milczenie, którym raczył ją od dłuższego czasu nie zwiastowało kapryśnego wybuchu gniewu, na jaki nie zasłużyła? Zamiast tego odprawił ją jednak, oschle, ozięble, nieprzyjemnie. Niczym policzek wymierzony w piękną twarz Haify, która... powinna nawyknąć do takiego traktowania. Skłoniła się uniżenie, posłusznie i ulegle, po czym raz jeszcze obdarowała Zeheriacha jednym ze swych najpiękniejszych uśmiechów - bo tak właśnie wypadało uczynić niewolnicy. Wycofując się tyłem, zgrabnie pochwyciła kieliszek na wysokiej stopce, który młody lord niebacznie odstawił na marmurowe kamienie, łatwo mógł się potłuc. Dbała o komfort swego pana, miała pozostawić go sobie spokojnego, zrelaksowanego, wypoczętego. Niedopuszczalne, by ten musiał się zatroszczyć o uprzątnięcie kieliszka, to było zarezerwowane dla niej. Już za drzwiami, które zamknęła za sobą dokładnie, Haifa odetchnęła głębiej. Kręciło jej się w głowie od gorąca i orientalnych olejów, nie zastanawiając się nad tym, co robi, uniosła kieliszek do ust, aby wydobyć z niego zbłąkane krople mocnego trunku. Nie pamiętała, kiedy ostatnio piła alkohol: służbie na to nie zezwalano. Ledwie kilka kropel sięgnęło jej ust, oblizała je zachłannie, chcąc wyłuskać z nich ten dziki bukiet, pustynny aromat, słodki, jak wiatr przynoszący ulgę w gorący dzień. Jej ciemne oczy spotkały się przy tym z uważnym wzrokiem Tahira, stojącego naprzeciw niej, na drugim końcu korytarza - nie speszyła się w ogóle, kontynuując zmysłowe oblizywanie warg. Przeszła obok mężczyzny nie okazując emocji, minęła go bez słowa i zniknęła w części dworu przeznaczonej dla służby
zt lusterko
zt lusterko
I show not your face but your heart's desire
Gdy tylko drzwi łaźni zamknęły się za służącą, wypuścił powietrze z ust, jakby wstrzymywał je przez dłuższą chwilę, nie będąc tego całkowicie świadomym. Nie wiedział, czy ta reakcja była wywołana jej zachowaniem, dość śmiałym, na jakie istotnie nie powinna sobie pozwolić, będąc tu tak krótko, by próbować łamać zasady ustalone przez jej zwierzchnictwo. On sam trzymał się istotnie z daleka od służebnych konszachtów, za źródło sprawdzonych informacji mając Tahira i jego nieocenione w tej kwestii doświadczenie. Uznawał to za dobre rozwiązanie – nie mógł pozwolić sobie na mieszanie się w skandale tego rodzaju. Bezpieczniej, znacznie rozsądniej było pozostać w cieniu niż stać się obiektem plotek. Tak, tak było dobrze.
Nie czuł żadnego żalu z powodu odprawienia chętnej służącej. Tak czyniło się od zawsze, gdy wypełniły swoją rolę i nie były już potrzebne. Część z nich kończyła swoją posługę w ten sposób ostatni raz, lecz to nie w jego gestii leżało powiedzenie o tym wszystkim zaufanemu słudze. Wierzył, że ten miał swoje sprawdzone metody na dowiedzenie się oraz zaznajomienie z ewentualnymi próbami łamania zasad. On, egipski szajch, angielski lord trzymał się od tego na dystans. Czasami zapewne zbyt wielki, lecz nie widział tu miejsca na żadne sentymenty.
Będąc samemu, pozwolił sobie na jeszcze chwilę nurzania nóg w gorącej wodzie, chlapiąc nią na wszystkie strony, uśmiechając się do samego siebie, wiedząc, że nikt nie ujrzy go w tej dziecięcej beztrosce ani nie przyłapie na braku posiadanej maski. Samotność wyzwoliła w nim finalną ulgę, w przypływie której zaświergotał cicho w ptasim języku, po czym podniósł się z kamiennej podłogi łaźni, ciasno owinął okryciem i powoli ruszył w stronę drzwi, rozglądając się nieco za siebie, jakby już tęsknił za tymi chwilami spędzonymi w basenie. Było jednak dość późno i nie chciał zwlekać z dotarciem do łóżka. Podróż z podziemnej łaźni do sypialni w górnych piętrach posiadłości zajmowała dłuższy spacer, nawet jeśli korzystał z wszelkich możliwych skrótów, by znaleźć się tam jak najszybciej i zanurzyć w pościeli tylko po to, żeby nie zdążył poczuć jej zapachu – pełnia zażytego relaksu uczyniła go sennym, chętnym zażycia snu jak najszybciej nim obudzi się przed świtem i wróci do pełnienia swoich uzdrowicielskich obowiązków.
z/t
Nie czuł żadnego żalu z powodu odprawienia chętnej służącej. Tak czyniło się od zawsze, gdy wypełniły swoją rolę i nie były już potrzebne. Część z nich kończyła swoją posługę w ten sposób ostatni raz, lecz to nie w jego gestii leżało powiedzenie o tym wszystkim zaufanemu słudze. Wierzył, że ten miał swoje sprawdzone metody na dowiedzenie się oraz zaznajomienie z ewentualnymi próbami łamania zasad. On, egipski szajch, angielski lord trzymał się od tego na dystans. Czasami zapewne zbyt wielki, lecz nie widział tu miejsca na żadne sentymenty.
Będąc samemu, pozwolił sobie na jeszcze chwilę nurzania nóg w gorącej wodzie, chlapiąc nią na wszystkie strony, uśmiechając się do samego siebie, wiedząc, że nikt nie ujrzy go w tej dziecięcej beztrosce ani nie przyłapie na braku posiadanej maski. Samotność wyzwoliła w nim finalną ulgę, w przypływie której zaświergotał cicho w ptasim języku, po czym podniósł się z kamiennej podłogi łaźni, ciasno owinął okryciem i powoli ruszył w stronę drzwi, rozglądając się nieco za siebie, jakby już tęsknił za tymi chwilami spędzonymi w basenie. Było jednak dość późno i nie chciał zwlekać z dotarciem do łóżka. Podróż z podziemnej łaźni do sypialni w górnych piętrach posiadłości zajmowała dłuższy spacer, nawet jeśli korzystał z wszelkich możliwych skrótów, by znaleźć się tam jak najszybciej i zanurzyć w pościeli tylko po to, żeby nie zdążył poczuć jej zapachu – pełnia zażytego relaksu uczyniła go sennym, chętnym zażycia snu jak najszybciej nim obudzi się przed świtem i wróci do pełnienia swoich uzdrowicielskich obowiązków.
z/t
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Łaźnia
Szybka odpowiedź