Salazar Neptun Travers
Nazwisko matki: Lestrange
Miejsce zamieszkania: Norfolk, posiadłość Traversów
Czystość krwi: szlachetna
Status majątkowy: bogacz
Zawód: pirat, odkrywca, kolekcjoner
Wzrost: 185 cm
Waga: 86 kg
Kolor włosów: czarne
Kolor oczu: czarne
Znaki szczególne: gęsta broda, tatuaże, kolczyki, dużo złotych ozdób na całym ciele
sztywna, 15 cali, wianowłostka, łuska jeżanki
Slytherin
kałamarnica
złamany ster z Morgawra
powietrzem po burzy, rumem i koniakiem
siebie jako króla syren
antykami, artefaktami, dalekimi krainami, używkami
harpiom
palę, rabuję, gwałcę
szant, morskiej fali
ricki hall
Urodził się jako ten drugi, ten młodszy ze związku delikatnej syrenki i zaprawionego w morskich sztormach marynarza. Urodził się długo po swoim starszym bracie, na którym skupiła się cała uwaga ojca i niewiele przed młodszą siostrą, która to skradła serce matki. Salazar otrzymał imię na pamiątkę jednego z licznych piratów w historii rodu, choć i tak upatrywano w nim imiennika jednego z czterech założycieli Hogwartu. Salazarowi nigdy to nie przeszkadzało, nigdy nie przejmował się, co myślą o nim ludzie. Wychowany na dumnego z nazwiska i tego, kim jest daleki był od przywiązywania uwagi do opinii innych na swój temat.
Środkowe dziecko, drugi syn, wiecznie za mały, by obdarzyć go odpowiednim ojcowskim zainteresowaniem i mający w sobie zbyt dużo z pirackiego braku pokory, by rozczulać matkę, wychowany został przez mamkę i starego wuja, którego żeglarskie opowieści rozpalały umysł młodego Salazara. Koronos był doskonałym dziedzicem rodu, niezbyt wysoki, ale silny i zwinny, inteligentny, potrafiący równie sprawnie zwijać szoty, co odnajdować się w meandrach szlacheckich salonów i zawiłościach angielskiej polityki. Salazar nigdy mu nie dorównywał, nie tylko ze względu na wiek. Odebrał wychowanie, jakie odebrać musi każdy szlachcic, poznał historię magii na długo zanim przekroczył progi Hogwartu, wpojono mu zasady zachowania się przy stole i odpowiednio grzeczne powitania, zmuszono do poznania sztuki prowadzenia kurtuazyjnych pogaduszek o pogodzie, ale młodszy z Traversów nigdy nie czuł się komfortowo w szatach małego lorda, które z przyjemnością zrzucał uciekając na rodowe żaglowce, wymykając się do portu, słuchając śpiewanych zapijaczonym głosem szant i opowieści żeglarzy, którzy przeżyli największe sztormy. To na pokładzie statku czuł się prawdziwie wolny, czuł, że jest na swoim miejscu. Nikt nie powstrzymywał jego ciekawości, był Traversem, dziedzicem rodu, którego domem był niespokojny ocean. Otrzymał więcej swobody od starszego brata, więcej okazji do spędzania czasu na krótkich rejsach, do wspinania się na maszty i kąpania się w wodzie. Równie mocno, co niańka i guwerner, wychowało go morze, na które wypływał od najmłodszych lat wraz z zaufanymi kapitanami, wujami, przyjaciółmi rodu, którzy z przyjemnością zabierali młodego, zapalonego żeglarza na pokład. Łopot żagli na wietrze, skrzypienie lin i smak soli na ustach oznaczały szczęście. I nikt Salazarowi w jego dziecięcych latach nie próbował go odbierać. Nawet zmuszając do nudnych lekcji w przepełnionych trofeami z wypraw salach zamku.
Im więcej miał lat, tym na dalsze wyprawy pozwalano mu wypływać. O dwanaście lat starszy brat zdążył ukończyć Hogwart i wypłynąć na pierwszy rejs dookoła świata. Siostra od najmłodszych lat zadatki miała na wspaniałą damę. Ukochana przez matkę czarowała uroczym głosem i spojrzeniem niebieskich niczym najgłębsze morze oczu. Śliczna i pozornie delikatna. Tylko Salazar zdawał się być niezmiennie nieokrzesany, coraz częściej uciekający na stojące w porcie żaglowce. Matka zrzucając to na karb rodowej choroby, która każdego Traversa ciągnęła na morze, pozwalała mu na podobne ucieczki wysyłając w ślad za nim jedynie skrzata mającego czuwać nad bezpieczeństwem Salazara. Ojciec zaś zajęty morzem i swoim pierworodnym, wiecznie nieobecny przysyłał tylko od czasu do czasu kolejne prezenty z odległych wypraw. I każdy z nich rozniecał w jego młodszym synu pragnienie zwiedzania świata na pokładzie jednego statku.
Nazywał się Morgawr, najwspanialszy żaglowiec, jaki Salazar widział w życiu. Trzymasztowiec o granatowych żaglach i czarnym kadłubie. Z galionem w kształcie morskiego potwora, po którym odziedziczył swoją nazwę. Mały Travers śnił o nich po nocach i marzył za dnia. Widział go raz w życiu, gdy jeszcze nieskładnie mówił, ale wizja fregaty nawiedzała jego umysł przez kolejne lata, wymuszając wreszcie użycie magii. Obraz Morgawra pojawiał się za każdym razem, gdy niańka próbowała zmusić go do rysunku. Kredki poruszały się same, idealnie odwzorowując obraz statku z wyobraźni. Morgawr zyskał przez lata wiele szczegółów, rozrósł się, zmienił, tęsknota Salazara dodawała wymarzonemu żaglowcowi coraz więcej niesamowitych detali. Statek niezmiennie istniał jedynie w myślach chłopca, w których nie było miejsca na niecierpliwe oczekiwanie Hogwartu czy ekscytowanie się wyjazdem do dalekiej Szkocji.
Szkoła nie podobała mu się nigdy. Zamknięta na północy kraju, z daleka od morza, gdzie jedyną namiastką nieskończenie otwartej przestrzeni było jezioro. Małe i spokojne. Salazar wyczekiwał każdego powrotu do domu, kiedy to całe dnie znów mógł spędzać w porcie i pokładach statków. Trafił oczywiście do Slytherinu, w towarzystwo dzieci wychowanych tak jak i on w izolacji od świata mugoli, od najmłodszych uczonych pogardy dla niemagicznych. Świetnie odnajdował się w nienawiści do szlam i zdrajców krwi za co nieraz spotykały go nieprzyjemności w postaci szlabanów. Często wszczynał bójki i łamał zasady za nic mając te, które mu nie odpowiadały. Wałęsał się nocą po szkole, uciekał na błonia, zakradał się do Zakazanego Lasu i podpuszczał młodszych kolegów do wspinania się na bijącą wierzbę. Przy tym zupełnie nie przykładał się do nauki, prześlizgując się bardziej z klasy do klasy dzięki pomocy tych, których sympatię potrafił wzbudzić. Miał w sobie bowiem wystarczająco dużo swoistego uroku, by zgromadzić wokół tych kilku przyjaciół, którzy odznaczali się niezwykłą wiernością wobec całej grupy. A Salazar był kapitanem ich prowizorycznej załogi.
Nie można mu było jednak odmówić talentu do transmutacji. Modyfikacje ciała, zamienianie kielichów w szczury, wyczarowywanie rogów na głowie przeciwnika, to zawsze przychodziło mu z niezwykłą łatwością. Były to jedyne zajęcia, które w jakikolwiek sposób go interesowały. Za wszelką cenę próbował odszukać zaklęcie, które pozwoliłoby mu zmienić gryfońskie szlamy w wiosła i żagle, dzięki którym mógłby uciec ze szkoły, która, nie mógł pozbyć się tej myśli, jedynie go więziła.
Był w trzeciej klasie, gdy zmarła jego matka. Z ulgą opuścił szkołę w samym środku zimowego semestru, by udać się na pogrzeb lady Travers. Zamiast tradycyjnie granatowo-pomarańczowych szat ubrał czarne, a gdy tylko zaczęła się stypa, uciekł do portu. Wtedy po raz drugi ujrzał Morgawra, który ponownie zawinął do Norfolk i zakochał się w jego masztach, rejach i szotach po raz kolejny. Całe popołudnie spędził podziwiając go z brzegu, stojącego na redzie, tak blisko i daleko jednocześnie. Wrócił zmarznięty i przemoczony opóźniając tym samym powrót do szkoły; młodego panicza nie wypuści nikt z domu, gdy ma gorączkę i pociąga nosem. Niedługo po śmierci pierwszej żony, ojciec znalazł sobie drugą, młodą, świeżą panienkę, która urodzić mogła mu kolejnych potomków. Tym samym Salazar utrzymał swoją pozycję najmniej zaprzątającego uwagę ojca dziedzica. Młodsze, przyrodnie rodzeństwo skupiało całą na sobie. Nauczyciele byli wyrozumiali, przez długi czas jego lenistwo tłumaczone było stratą, jaką przeżył młody chłopak. Pobłażanie jego słabym wynikom trwało aż do końca jego edukacji w Hogwarcie. Ta z resztą też nie trwała pełnych siedmiu lat. Gdy tylko w szóstej klasie osiągnął wreszcie pełnoletność i zdał egzamin teleportacyjny, nie żegnając się z nikim, nie pytając o pozwolenie, podczas wycieczki do Hogsmeade zniknął. Nie wrócił do szkoły, nie wysłał sowy, rozpłynął się w powietrzu. Zaciągnął się na pierwszy statek, jaki znalazł w porcie i rozpoczął życie, o jakim zawsze marzył. Pływał do odległych krain, zwiedzał świat, pił rum w każdym porcie, korzystał z żeglarskich rozkoszy, jakie ofiarowały nadmorskie tawerny rozsiane po całym świecie. Oczywiście, kwestią czasu jedynie było aż wściekły nestor do spółki z ojcem i starszym bratem wreszcie go wytropią. Koronos niemalże za ucho przytargał osiemnastoletniego Salazara do domu. Po raz pierwszy miał okazję zobaczyć ojca wściekłego na niego. Był to pierwszy raz w całym jego życiu, kiedy głowa rodziny wykazała zainteresowanie tym, co młodszy dziedzic robił ze swoim życiem. I Salazarowi ten przebłysk opiekuńczości bardzo się nie spodobał, bo już w następnym miesiącu stał na ślubnym kobiercu za żonę biorąc czystokrwistą pannę, której rodzice bardziej kochali prestiż, jaki dawało małżeństwo z arystokratą niż własną córkę. Na szybkiej ceremonii znalazła się najbliższa rodzina - Koronos, siostra, ojciec, macocha i przyrodnie rodzeństwo, które dla Salazara równie dobrze mogło być obcymi ludźmi. Nie był dobrym mężem, nie potrafił odnaleźć się w roli głowy rodziny, a obrączka na palcu ciążyła mu nieznośnie. Przed każdym wyjściem do barów, w których upijał się na umór i obłapiał młode dziewczęta, zakochując się w nich na jedną noc, zostawiał złoty pierścień w domu. Wszczynał niegodne szlacheckiego stanu bójki, stał się ulubionym tematem Czarownicy - co tydzień znajdowano go pijanego do nieprzytomności albo odurzonego tak, że nie mógł się ruszyć. Najpierw zabroniono mu wychodzić z posiadłości, zapraszał więc panienki do towarzystwa do siebie i upijał się w salach zamku. W międzyczasie żona zdążyła zajść w ciążę i wypłakać hektolitry łez. Ratunkiem dla Salazara okazała się być jego młodsza siostra, która wyciągnęła do niego dłoń oferując namiastkę matczynej miłości, której Salazar nie zaznał nigdy wcześniej. To ona posłała po Koronosa, który przybył do Norfolk i dzięki jego wstawiennictwu już następnego dnia Salazar znalazł się na pokładzie statku żeglując ku otwartym wodom oceanu. Gdy wreszcie wytrzeźwiał, czuł się gorzej niż kiedykolwiek w życiu. Przeszedł przez prawdziwe piekło, cały tydzień spędził przewieszony przez burtę zwracając wszystko, co zjadł.
To żeglując pod rozkazami brata uczył się być kapitanem. Koronos pokazał Salazarowi wszystkie uroki i obowiązki, jakie spoczywały na prawdziwym marynarzu. Zwiedzali świat, zawijali do portów, grabili, zdobywali bogactwa i zatapiali statki mugoli. W wolnych chwilach ćwiczyli szermierkę, a młodszy Travers nadrabiał szkolne braki poznając czarną magię i historię magii, czytając stare mapy, na których zaznaczono odległe skarby. Każdy rejs musiał mieć swój cel, a nie było celu lepszego niż zdobywanie bogactw, rzadkich artefaktów, pięknych przedmiotów. Kiedy po siedmiu miesiącach wrócili do Londynu w sam raz na narodziny syna Salazara, ten był już innym człowiekiem. Na morzu odnalazł spokój, przeżył sztormy, po których na widok portu w oczach pojawiały się łzy ulgi. Nie potrafił jednak długo usiedzieć na lądzie. Kiedy tylko nadarzyła się okazja, znowu znalazł się na pokładzie statku Koronosa, gdzie niebawem został pierwszym oficerem, by ostatecznie, na swoje dwudzieste piąte urodziny zawinąć do portu, w którym czekał Morgawr. Czekał na niego. Wtedy Salazar został kapitanem i rozpoczął żeglować pod własną banderą. Napadał na mugolskie wioski, zatapiał statki niemagicznych, siał zniszczenie i zdobywał bogactwa kosztem innych statków. Niebawem alfaston przedstawiający morgawra stał się znany na wodach międzynarodowych, wśród mugoli był budzącą postrach legendą, wśród czarodziejów fregatą, której żaden kapitan nie chciał spotkać. Salazar zawijał do Norfolk przynajmniej raz w roku, by doglądać, jak rośnie jego syn. Patrzył na niego z niechęcią. Chłopak był słaby, a od delikatnego kołysania statku dostawał choroby morskiej. Był jednak Traversem, czy tego chciał, czy nie, więc kiedy tylko ojciec zawijał do okolicznego portu, niezależnie od tego, ile swojego żołądka musiałby wyrzygać, zawsze pojawiał się na pokładzie Morgawra, a Salazar cały czas liczył na to, że pierworodny przestanie wreszcie przynosić mu wstyd. Syn budzącego postrach pirata niepotrafiący utrzymać szpady ani o własnych siłach ustać na pokładzie ojcowskiego statku. Dlatego Salazar zawijając do dawno odwiedzonych portów przygarnął do załogi dwójkę dzieci, jego bękarty. Ich oczy nie mogły kłamać, zarówno chłopiec jak i dziewczynka byli jego. Nie mógł uznać ich oficjalnie, mógł wziąć ich jednak do załogi, gdy tylko ujawniły się ich zdolności magiczne.
Zabrał ich wbrew woli matki i wychował według własnego uznania pod granatowymi żaglami Morgawra. Wraz z czasem stali się jego najwierniejszymi członkami załogi. Krew z jego krwi, wdali się w ojca w całości. Gdyby Salazar mógł, zamieniłby swojego nieporadnego, szlacheckiego syna na dwójkę bękartów.
Na morzu spędzał większość czasu, pozostając równie złym mężem, co na początku swojego nieszczęśliwego małżeństwa. Przywoził żonie pamiątki z wypraw, ale w kolejnych portach dalej kontynuował dobrą tradycję zakochiwania się na jedną noc. Nie stronił od egzotycznych używek i przeżyć. To, co działo się za końcem świata, zostawało za końcem świata. Załoga była jego drugą rodziną, składająca się z samych czarodziejów gotowych pójść na dno za swoim kapitanem. Na morzach i oceanach polityka angielska nie miała żadnego znaczenia. Do czasu aż do Salazara nie przybyła sowa brata. Koronos, nestor rodu Travers wzywał go, by pojawił się w Norfolk. Anomalia pozbawiła ród wstydu, jakim był jego syn-nieudacznik i żonę, która od lat stanowiła tylko wystrój rodowej rezydencji. Salazar był potrzebny; dojrzalszy i gotowy do bycia prawdziwym dziedzicem rodu piratów. Tym razem nie potrzebował niczyjej twardej dłoni, która powstrzymywałaby jego osławione w przeszłości ekscesy. Pokornie wrócił do domu, choć nie czuł się w nim nigdy zbyt dobrze za jedyny dom uznając swój statek. Odebrał od starszego brata pierścionek zaręczynowy wraz z obietnicą, że gdy tylko minie przepisowy czas na żałobę, zajmie się tym, czym powinien zająć się każdy odpowiedzialny Travers, poszukiwaniem odpowiedniej żony. Nawiązanie sojuszy było tak ważne jak jeszcze nigdy wcześniej. Pozbawieni przychylności najważniejszych rodów przez niemądrą politykę poprzedniego nestora, asymilującego się ze szlamem, dyskredytując całą rodzinę w oczach rodzin wyznających jedyne słuszne poglądy, bratając się z innymi miłośnikami brudnej krwi. Koronos wytyczył Traversom nową ścieżkę, a Salazar, jako jego młodszy brat, miał obowiązek pomóc mu uratować rodzinę. Dlatego grzecznie powrócił do Norfolk, zacumował statek w Magicznym Porcie w Londynie i wypuścił swoją załogę na długi urlop. Sam zaś ponownie pojawił się na salonach wzbudzając zainteresowanie, ale i szacunek większy niż przed laty, gdy starsi załamywali ręce nad jego sposobem życia. Przyjął zaproszenie do Rycerzy Walpurgii. Nawet on, nieznający się na polityce, ignorujący zawiłości rządzące kuluarami wiedział, że w obliczu wojny konieczne są stanowcze decyzje. Kiedy wiatry sprzyjają należy trzymać kurs, kiedy jednak zbliża się sztorm, trzeba reagować wystarczająco wcześnie, by nie dać się mu zaskoczyć. Tę prawdę Salazar poznał zbyt dobrze.
Przywołując patronusa, Salazar przywołuje uczucie, jakie towarzyszy wypływaniu na otwarte morze, wiatru na twarzy, zapachu soli i poczucie wolności, jakiego nie sposó opisać słowami.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 0 | Brak |
Zaklęcia i uroki: | 5 | Brak |
Czarna magia: | 10 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 20 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 6 | 0 |
Zwinność: | 15 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Anatomia | I | 2 |
Astronomia | I | 2 |
Historia magii | I | 2 |
Retoryka | I | 2 |
ONMS | I | 2 |
Zastraszenie | III | 25 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Wytrzymałość fizyczna | I | 2 |
Odporność magiczna | I | 5 (1) |
Szlachecka etykieta | I | 0 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Rycerze Walpurgii | - | 1 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Śpiew | I | ½ |
Muzyka (wiedza) | I | ½ |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Żeglarstwo | III | 25 |
Pływanie | I | 1 |
Szermierka | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Genetyka (jasnowidz, półwila, wilkołak lub brak) | - | 0 |
Reszta: 0 |
Egzotyczny ptak
Witamy wśród Morsów
Wiatr w postaci nestora rodu przygnał go jednak w rodzinne strony, gdzie Salazar musi odnaleźć się na salonach i w szeregach Rycerzy Walpurgii, a kapitanem wśród nich być wszak nie może. Jak odnajdzie się tam lord-pirat?
- Smocza Łza (1 porcje, stat. 21)
- eliksir ochrony (1 porcja, stat. 40, moc +15)
- eliksir Garota (1 porcje, stat. 40, moc +5)
- antidotum na niepowszechne trucizny (1 porcja, stat. 40, moc +20)
[11.11.18] Otrzymano: Eliksir euforii 2 porcje, Smocza Łza 1 porcja
[13.11.18] Otrzymano od Quentina: eliksir ochrony, eliksir Garota, antidotum na niepowszechne trucizny (moc +20)
[12.05.18] Ingrediencje (maj/czerwiec)
[01.11.18] Ingrediencje (wrzesień/październik)
[07.11.18] Oddano Quentinowi: jagody z jemioły, kości człowieka, czułki szczuroszczeta
[26.05.18] Zdobyto podczas Festiwalu Lata: odłamek spadającej gwiazdy (2 kawałki)
[06.06.18] Spotkanie Rycerzy Walpurgii, +10 PD
[06.06.18] "Nie kraty tworzą więzienie" - rozstawienie świstoklików dla śmierciożerców, +10 PD
[27.07.18] Udział w wydarzeniu Odbudowa Białej Wywerny: +1 PB organizacji
[05.11.18] Spotkanie Rycerzy Walpurgii, +5 PD
[06.01.18] Spotkanie na szczycie +20 PD